Strzały znikąd

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Sob Mar 18, 2017 4:22 pm

Pokręciła głową uśmiechając się pod nosem. Chyba zdawał sobie sprawę, że adres dostanie ale tylko w swoich najdziwniejszych snach. Noriko lubiła fakt, że nie wiele osób cokolwiek o niej wiedziało. Ba, nawet jej własny ród chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że siedziała już kolejny miesiąc w Yokohamie. Co do zabawnych zwrotów wobec jej osoby, było to coś nowego... dlatego też nie walnęła go jeszcze w twarz. Zazwyczaj mężczyźni byli bardziej dystyngowani, nudni bądź mega poważni. Leon stanowił barwną odmianę. Z drugiej strony... ileż to ona niby tych facetów w życiu spotkała. Niby tyle lat ma karku, ale ona na prawdę unikała kontaktów, wszelkich, zawsze.
-Może kiedyś.- rzuciła krótko sprawdzając raz jeszcze jego łuk brwiowy. Czy ktoś go walnął kamieniem? To nie wyglądało jej na pięść...
Uniosła brew z pełnym zdziwieniem malującym się na jej twarzy. Co ważniejsze... to zdziwienie było na prawdę szczere. Nie miała zielonego pojęcia co on niby przed chwilą jej powiedział. Suchary? Ktoś z grubym kijem? Leon używał do prawdy zbyt licznych zwrotów, które słyszała może z raz w życiu. Nie skomentowała więc jego słów, a tylko przekrzywiła głowę lekko w bok. Może lepiej niech już tego nie tłumaczy...
Widząc jego oczywisty entuzjazm uniosła ku górze brew i uśmiechnęła się z przekąsem. Tak, z pewnością chodziło tylko o ochronę ludzi. Co nieco Veina jej opowiedziała o ludzkich mężczyznach. Na prawdę łatwo było ich skłonić do myślenia penisami... chyba, że sprawa tyczyła się łowców. Oni byli nieco bardziej wyczuleni na podstępy.
-Ależ oczywiście, stóż prawa taki jak ty musiał się poświęcić i spędzić tam pewnie nie jedną noc.- powiedziała siląc się na poważny ton przez który ewidentnie przesiąkało rozbawienie. Nie mówiła przecież, że zupełnie nie zerkał na łamanie przepisów przez wampirzyce... ale były tam też przecież ponętne ludzkie kobiety. No i wszystkie na pewno całkiem ładnie wywijały pupami. Zerknęła kątem oka na to co ukrył w dłoni, ale nie odezwała się słowem. Skoro nie chciał pokazać to nie... domyślała się, że mógł to być jakiś skrzep. Nie dobrze, czyżby jednak żebra zrobiły więcej szkody niż myślała?
-A czy ja pochwaliłam cokolwiek z tych rzeczy?- rzuciła uśmiechając się pod nosem i znów pokręciła lekko głową. Oczywiście, że miał słuszność... sama z resztą przez wiele lat obserwowała rodziny żyjące w dziczy. Wygląd - zdrowy wygląd był ważny, ale przede wszystkim umiejętności. Jeśli mężczyzna radził sobie w życiu to był znakomitą partią. Cóż, oprócz zalatywania alkoholem i zawodu jakim się parał, Leon wydawał się być całkiem dobrym mężem. Jego żona musiała się chyba często śmiać. Taki przynajmniej obraz utworzył się w jej wyobraźni. Błędny czy też nie... na razie to musiało wystarczyć.
-Muszę jednak przyznać, że masz cięty język.- odparła po tej chwili zastanowienia.
Opuściła wzrok słuchając jego wywodu na temat więzień. Faktycznie, rada jest chyba tylko po to by straszyć niegrzeczne młode wampiry. Nigdy nie słyszała by osiągnęli coś większego, a i pilnować wampirów które teoretycznie złamały prawo chyba nie pilnowali. Dlatego też ona umywała od tego ręce, uciekła i miała wszystkich w poważaniu. Teraz kiedy powróciła, znów została wpakowana do jednego worka z całą resztą krwiopijców. Zmarszczyła nos, faktycznie może zanadto lubiła ludzką krew... ale nie lubiła się nad nimi pastwić jak niektórzy.
-Jak znajdziesz kontakt z Radą to daj mi znać czy w ogóle istnieje.- rzuciła chłodno nie patrząc nawet na łowcę. Skończyła dziabać rośliny i zastanowiła się czy nie powinna przywołać jednak chociaż miętki. Ta roślina na pewno pomogłaby na kaszel i ból.
-Też nie znam się na polityce Leonie... słyszałam jedynie o jego łagodnym nastawieniu. Słyszałam również, że przyjmuje wielu ludzi. Rozmawia z nimi i stara się coś zrobić dla Yokohamy. Całego miasta nie tylko wampirów. Nie myśl tylko, że go bronię bo nie znam faceta.- wzruszyła ramionami. Gdyby tylko miasto bardziej ją obchodziło może i by ruszyła do burmistrza i z nim pogadała, ale co ją to obchodziło. Żyła sobie dla siebie i starała się nie włazić nikomu pod nogi. Chyba, że był to łowca który znalazł jej informatora przed nią...
Spojrzała na niego wymownie spod przymrużonych powiek, jej ślepia błysnęły przez moment czerwienią. Fakt faktem, że kiedy facet zdjął już portki to miała całkiem niezły widok na jego... kabury. W sumie mogłaby go zjeść i zabrać broń, ale jak już powiedziała. Nie po to go łatała.
-Kusi bo cały się nią zapaskudziłeś i całkiem smacznie pachniesz. Leon, zmieńmy temat proszę.- dodała poważniej odwracając od niego wzrok. Żart byłby nawet zabawny gdyby nie fakt, że faktycznie mogłaby go ukąsić gdyby nie jego stan.
-Twoja broń... może kiedyś, jak będziesz się lepiej czuł, a ja będę przytomna... pokażesz mi co potrafi.- powiedziała łagodniej podsuwając mu ostatnią część naparu. Pomoże zbić stany zapalne. Ale tego wszystkiego było za mało... zdawała sobie z tego sprawę i na prawdę żałowała, że nie było wiosny czy lata... Westchnęła słysząc głośny kaszel i wzięła jedną ze ścianek materiału. Nawilżyła ją w śniegu i przyłożyła do jego dolnej wargi. Otarła ją powolnych ruchem z krwi. Człowiek sypał jej się w rękach...
-Bogobojni? Moi trzoda wierzyła w duchy lasu i naturę. W prawo silniejszego. Bóg nie znalazł tam swojego domu.- westchnęła ciężko i odłożyła materiał analizując znów co mogła jeszcze zrobić. Tak, trzeba będzie sprowadzić tu coś mocniejszego, ale do tego potrzebowała gleby. Spojrzała z niezadowoleniem na kamień na którym siedzieli.
Zmarszczyła brwi widząc jak ten próbuje się podnieść i insynuuje, że o wilkach wiedział więcej od niej. Wśród nich? Na wszystko w co wierzył... ona biegała z nimi w czasie pełni, a nie tylko słuchała z bezpiecznej odległości. Ugryzła się jednak w język. Niech mu będzie, niech się chłop zna lepiej. Chociaż ten dźwięk faktycznie był zadziwiająco... prawdziwy.
-Przestań w końcu gadać i usiądź w miejscu, tylko pogarszasz swój stan.- warknęła starając się go unieruchomić tam gdzie siedział, ale na tyle delikatnie by nic nowego mu nie połamać. Bełkotanie? No ładnie... no i ten wilk. Skierowała wzrok w miejsce z którego dochodziły dźwięki. Cóż... jeśli trzeba będzie rzuci się na niego i się trochę pogryzą. I w tym samym momencie zobaczyła wilczura o takiej samej wielkości w jaką i ona potrafiła się zamienić. To nie był zwykły wilk. Cholera jeszcze jej wampira tu brakowało. Wyciągnęła z kabury broń zapominając, że przecież Leon wystrzelał już wszystko i wycelowała w wilczura mniej więcej w tym samym momencie gdy odezwał się łowca. Uniosła z zaskoczeniem brwi patrząc na kowboja i opuściła powoli broń, gdy tamten zaczął się kurczyć.
Fuknęła na niego słysząc, że ma się odsunąć. Schowała jednak broń i faktycznie powstała i zrobiła krok w tył. Patrzyła na przybyłego jegomościa marszcząc brwi. Od razu zwróciła uwagę na tobołki z ziołami. No tak, gdyby ona miała to ze sobą też mogłaby zrobić jakieś czary mary. Dotknięta założyła ręce na pierś i patrzyła na obu z góry. Wcale nie przejęła się tym, że Leon zemdlał. Jego serce biło bardzo słabo ale jeszcze biło, czuła je.
Co dziwniejsze niby Indianin też był człowiekiem... poza tym skąd on tu się wytrzasnął?
Jej czerwone ślepia błysnęły, gdy w końcu się do niej odwrócił i... podziękował? Zmarszczka pomiędzy brwiami powoli się wyrównała i zniknęła. Podróż pewnie była jakimś określeniem na śmierć, ciekawe. Chyba była więc kwita z Leonem, on uratował jej tyłek podczas strzelaniny, a ona jego już po.
-Gdyby nie były czyste twój kompan już by nie żył...- rzuciła pod nosem zerkając na wszystkie zioła które miał pod ręką Lis.
-Powiedzmy, że spotkaliśmy się z Leonem na szlaku i połączył nas wspólny cel.- dodała kucając obok ogniska i zabierając z niego swój termos. Ech... będzie do wywalenia, trudno. Spojrzała potem na to co też wyczyniał z ranami łowcy obcy. Żeby nałożyć swoje zioła musiał najpierw usunąć to co sama nałożyła. Zmarszczyła przez to brwi. To jakby dostać w twarz od kogoś kto uważał się za lepszego. Fuknęła bardziej do siebie niż kogokolwiek tu obecnego i schowała termos do plecaka.
-Ważne, że pomogło.- rzuciła krótko zgarniając do plecaka również to co zostało z jej ubrania. Chyba to oznaczało, że może już iść była tu już zbyteczna.
-Słucham?- uniosła brew słysząc jakby rozkaz. Zacisnęła lekko zęby i zerknęła na nieprzytomnego Leona. Dług spłacony, a pan spec wydawał się być całkiem dobrze obeznany we wszystkim... Przewróciła oczyma i kucnęła obok by zrobić to co kazał. Niech tylko zwróci jej uwagę, że robi coś źle.
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Pon Mar 20, 2017 3:40 pm

- I widzisz, ludzie tym się różnią od was, że stworzyliśmy coś. Nawet jeśli przyczynialiście się do technologicznego rozwoju to społecznie my stworzyliśmy hierarchię i system kar. O radzie słyszałem póki co dwa razy i były to jakieś puste pomysły. – Mówił dalej, gdyż ta sprawa była solą w jego ranie. – Widziałem tyle zwyrodnialców po obu stronach barykady. Własnoręcznie wykonywałem wyroki na moich, ale nigdy nie słyszałem o tym by hermetyczne społeczności wampirów sprawiły, że ktoś kto psuje ich dobre imię został chociażby wtrącony do pierdla. Samuru.
Rzucił przykładem chyba najbardziej znanym, bo sprawił że jego praca była o tyle cięższa. Te, które się ukrywają są potulniejsze od potworów, którym zabierze się sens ich małej wampirzej maskarady.
Na jej prośbę o zmianę tematu przystał. Lubił się podrażnić i trochę poprzeciągać strunę, ale wolał nie umierać. Nie w taki głupi sposób, gdy ma jeszcze dwie istoty do ukarania.
No ale proszę państwa! Czyżby wampirzyca z kijem w dupie mniejszym chyba tylko od jego poczucia humoru i braku poszanowania własnego życia. Buckner uśmiechnął się w sposób w jaki nastolatek uśmiecha się widząc scenę o zabarwieniu na filmie w TV i próbował poprawić kapelusz, którego na głowie nie miał.
- Kokosanko nawet nie kuś. Nie wiesz do czego ona jest zdolna. – Podobało mu się to, że w końcu mógł pożartować i usłyszeć odzew, nawet jeśli umierał.

***

Byli kwita. Ba, łowca uważał tak już od początku. Nawet jeśli nie miała możliwości wyleczenia dała mu trochę czasu i pokazała współczucie. A to dla Leona było wystarczające, zwłaszcza ze strony potwora.
- To nie kompan. – Wilk, a może Lis był zdecydowanie nieprzyjemny dla wampirzycy, jednak kilka razy gdy zaciskał zęby zobaczyć mogła kły takie same jak jej. Co miał na myśli? Tego raczej się nie dowie od tego dziwnego człowieka, o ile nim jest.
Ognisko mimo niewielkiego rozmiaru rozgrzewało zaskakująco dobrze. Magia paleniska była jedną z tych dziwniejszych, ale jakże pożądanych choćby w takich sytuacjach.
- Widziałem co was połączyło, młody wilczku. – Powiedział poważnie odnosząc się do mocy, którą posiadali. Swój swego rozpozna i mimo, że pochodzenie jej zdolności było znacznie czystsze niż jego, nadal wiedział. A jak sama powinna wiedzieć wieku w tym świecie nie powinno się oceniać po wyglądzie.
Jej stwierdzenie o szlaku skwitował tylko uniesieniem brwi. To była jedna z tych chwil gdzie chciał bardzo wypaść z roli, ale wiedział że to zawsze zaczyna się tylko od tego „jednego razu” albo „wyjątku”. Widać przynajmniej, że powiedział jej swoje imię więc albo zaufał jej albo był gotowy iść na śmierć.
Indianin kazał jej robić coraz to nowe rzeczy, przy których sam pewnie miałby problem. To co mogło ją przynajmniej trochę pocieszyć to to, że serce Leona biło coraz mocniej i szybciej, a oddech zalatywał smrodem alkoholu i tytoniu. Nienaturalne zimno ciała szamana powoli znikało, ale uderzenia serca nadal były ledwo słyszalne, a oddech prawie nie istniał.
- Słuchaj potworze, jeśli chcesz przeżyć to… - Zaczął znowu ze swoim śmiesznym akcentem. Nosiło go aby ją też rozerwać, ale obietnica dana Kowbojowi mu to uniemożliwiała.
- Daj jej spokój. – Odezwał się słabo Leon odkasłując jak rasowy palacz (którym przecież był). – Dziecinko, gdyby nie ty, musiałbym zaktualizować swój nagrobek. - Dobór słów przynajmniej dziwny, ale nie bez sensu, przynajmniej dla Leona.
Chwycił ją za rękę, a drugą chwilę później szamana. – Lisie, ty też.
- That was some fancy shooting. –Indianin uwolnił się z uścisku i wyciągając ją w charakterystyczny sposób w jaki dzieci udają broń palną. Leon zrobił to samo wskazując na Norkę i Lisa.
- You’re pretty good. – Rzucił puszczając im oko, odnosząc się pewnie do jakiegoś hermetycznego żartu westernowej pary. Po chwili podniósł się nawet o własnych siłach, a klajster, którym zalepiono mu rany odpadł zostawiając tylko wiele paskudnych blizn na całym ciele.
- Kokosanko poznaj Szarego Lisa, nauczył mnie wszystkiego o pradawnych sztuczkach Indian i podróżach w inne wymiary świadomości.
Lis tylko ukłonił się grzecznie, acz z rezerwą nadal trzymając strzałę i łuk obok siebie. Nadal chyba nie rozumiał sytuacji, czemu wampir w przedziurawionym kapeluszu kowbojskim siedzi przy rozebranym kowboju łowcy?
- Powiedz mi staruchu, skąd się tu wziąłeś? – Zagaił Leon chcąc odciągnąć jego uwagę od prawdziwego sztywniaka na tym przyjęciu.
- Przepłynąłem w canoo, ale wielki sztorm zniszczył mą łódź i cały dzień zajęło mi przepłynięcie tu wpław. Duchy wody były jednak dla mnie dobre i pozwoliły mi dopłynąć do celu, a potem znaleźć cię tu. – Powiedział to z taką powagą jakby mówił prawdę. Problem taki, że obydwoje panów wiedziało, że ściemnia i to obrzydliwie.
Niestety póki nie złapali się na kłamstwie mieli sobie wzajemnie wierzyć więc kowboj pokiwał głową.
- Powiedz mi. – Chrząknął starając się zachować powagę. – A masz może gdzieś swoje lecznicze kadzidła? Czy morze pochłonęło je w swoim gniewie?
Spojrzał na wampirzycę by nie czuła się zbytnio niezręcznie w tym spotkaniu starych znajomych. Z resztą impreza w trzy osoby zawsze lepsza niż we dwie, a magia szama kopała wszystkie płuca, nie ważne od rasy czy gatunku.
– Kokosanko musisz ich spróbować. Lis specjalizuje się w magii dobroczynnej nawet dla wampirów. Przeżyłaś dzisiaj swoje, a zanim rozejdą się nasze drogi przyda ci się spuścić trochę pary i wypocząć, nie?
Japończyk wyciągnął z torby długą fajkę i zaraz napełnił ją kilkoma kryształkami czegoś co wyglądało jak sól i nie miało żadnego zapachu oraz mieszanką ziół. Dało się tam wyczuć wilcze jagody, konopie i kilka ziół, które chyba tylko szaman znał.
- Bądź naszym gościem, moja droga. W zamian za uratowanie mnie proponuję byś wzięła pierwszego bucha… To znaczy leczniczą inhalację. – Leon uśmiechał się tak wesoło, jak wtedy gdy umierał i opowiadał sprośne żarciki. Nawet Lisowi, który z namaszczeniem trzymał fajkę uniósł się kącik ust. Mężczyźni patrzeli na Noriko z wyczekiwaniem.
- Skoro odmówiłaś posiłku to chociaż tym zaakceptuj moją wdzięczność. – Dodał gdyby się wahała. Przecież jak to tak można odmówić tak wspaniałego prezentu w tak doborowym towarzystwie. Ciepło, przyjemnie i do tego darmowa podróż w głąb siebie. Prima sort.

Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Pon Mar 20, 2017 4:57 pm

Cóż miała więcej dodać w tej kwestii. Wysłuchała go patrząc w płomyki ogniska i nie powiedziała nic. Właśnie dlatego uciekła od cywilizacji. Niech sobie inni łamią głowy nad prawami oraz tym co powinno się robić, a czego nie. Ona miała swoją trzódkę, swoje ziemie i spokój poza nielicznymi napadami tego białowłosego zwyrodnialca. Skryła czerwone ślepia za powiekami i tyle w temacie.
Na jego reakcję po prostu pokręciła głową uśmiechając się pod nosem. Jak zwykle przekręcić i wprowadzić dwuznaczności. Chyba już zaczęła się do niego przyzwyczajać.

Nie kompan? W takim razie kto do cholery jasnej. Kochanek? Uniosła zawsze równą brew ku górze patrząc na Lisa. W sumie to miała to gdzieś! Niech o niego zadba i będzie mogła odejść z czystym sumieniem. Sumienie... zabawne, że o tym teraz pomyślała. Ostatnimi czasy stanowczo zbyt często się na nie powoływała. Widząc jego kły, czując jak wolno bije jego serce z automatu pomyślała w tej chwili o swoim kochanku. Nie był najmłodszy i w sumie aparycją dosyć mocno przypominał wampira. Japoński Indianin musiał być starym człowiekiem który żywił się krwią wampirów już stanowczo za długo. Westchnęła ciężko zerkając w stronę ogniska. Światło tańczyło w jej jasnych włosach i podkreślało czerwień tęczówek. Sama jednak Noriko nie czuła znaczącego ciepła. Wampirowi ciężko było rozpoznać tak małe zmiany w temperaturze i tyle, widziała jedynie że płomień był większy. No i Leon zaczął nabierać barw.
Spojrzała z zaciekawieniem na Indianina, nie uszło jej uwadze to jak ją nazwał. Czyżby... wiedział? Oczywiście, że nie zamierzała wykłócać się o wiek... w końcu spotkała już człowieka który był od niej starszy, nie mówiąc o masie wampirów.
-Co takiego widziałeś.- rzuciła pod nosem lustrując go dokładnie wzrokiem. Mogła to być przecież jakaś pokręcona przenośnia, albo faktycznie był świadkiem walki tylko się nie wtrącał. Chociaż to drugie nie miało sensu...
Potworze?! Kto tu niby był potworem. Zacisnęła zęby patrząc wyzywająco na oczerniającego ją gościa. Zaczynał działać jej na nerwach i tyle. Już miała coś nawet odpowiedzieć, ale wtedy niespodziewanie odezwał się Leon. Jej twarz nieco złagodniała zerkając w stronę roznegliżowanego kowboja. Nie zdążyła niestety cofnąć ręki więc z nieukrywanym niezadowoleniem czekała co miało nastąpić. Chyba nie chciał ich przytulić?! Kiedy udało jej się cofnąć zaczęli coś gadać między sobą po angielsku. To miało być zabawne czy...? Zmarszczyła brwi łapiąc swój plecak.
-Zapomnij o tym. Ty uratowałeś mnie, ja podtrzymałam ciebie.- wzruszyła ramionami.
Siedząc nadal koło ogniska uniosła wzrok na Lisa kiedy nastąpiła jego prezentacja. Dziwny wygląd, dziwne zachowanie i dziwne imię... Do tego jego wzrok który chyba tylko czekał na chwilę kiedy ona rzuci się Leonowi do gardła. Przymknęła oczy i skinęła głową ale bardzo oszczędnie. Nie podobał jej się ten typ. Kiedy oni opowiadali sobie jakieś bajki, ona pakowała resztki wszystkiego do plecaka. Wyjęła też zapasowy magazynek i załadowała do pistoletu. Zabezpieczony znów wylądował w jej kaburze przy piersi. Wyglądało na to, że kompletnie ignoruje mężczyzn, choć nieco irytował ją fakt że mówili od rzeczy. Wstała powoli kiedy Leon się do niej odezwał.
-Nie wiem czy to najlepszy pomysł. Słyszałam o kadzidłach, widziałam też w mojej wiosce jak działają.- zmarszczyła nieznacznie nos i zarzuciła plecak na ramię. Wolałaby by demony jej przeszłości zostały tam gdzie są, a jeśli coś miałoby otworzyć jej jaźń... jeszcze by się rzuciła na Leona by się z niego napić.
Milczała gdy Leon znów próbował ją namówić. Lecznicza inhalacja? Dobre sobie... Odwróciła się już zdejmując z głowy jego kapelusz i patrząc na dziurę którą zrobiła jej broń. Westchnęła i podeszła jednak do łowcy by zwrócić mu kapelusz. Położyła mu go na głowie.
-Już mnie nie namawiaj... mogę was popilnować jeśli bardzo chcecie.- westchnęła zerkając to na Leona to na Lisa. Fakt, odmówiła posiłku, ale dla jego własnego dobra. Stracił dużo krwi... i teraz otrzymywała w zamian jakieś narkotyki? Dobrze... zioła, ale o działaniu zapewne odurzającym.
-Co to za zioła.- rzuciła patrząc teraz na Lisa. Znała się na roślinach więc oczekiwała chociaż odrobiny wyjaśnienia. Zwłaszcza, że nie kojarzyła by jakakolwiek roślina zmieniała się w kryształki...
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Czw Mar 23, 2017 5:21 am

Nie mógł jej wprost powiedzieć, że są braćmi z innych matek. Indianin potrzebował Leona dla spokoju swego ducha bardziej niż mogła tego podejrzewać, a ich relacja była w pełni heteroseksualna acz bardzo zażyła. Po co tłumaczyć kobiecie i to wampirowi jak to działa skoro nawet Leon tego nie wiedział.
Gdyby tylko zjadał wampiry byłoby to małe piwo. Był znacznie starszy niż ona i jej facet razem wzięci. Pożarcie własnego bliźniaka i bycie przez kilkadziesiąt lat jednym z nich zmieniło go tak, że nie był już do końca ani człowiekiem ani wampirem. Wolał o sobie myśleć jako o handlarzu ziołami i paciorkami. Im mniej sam rozmyślał nad swoją przynależnością tym lepiej.
- Twoją bohaterską walkę i to jak Wyjący Wilk piszczał jak pisklę sokoła. – Japończyk wtrącił się do walki, jednak dopiero po tym, gdy nie oglądała ich poczynań. Z oddali widział też ich małą sprzeczkę. Nie interweniował no bo też po kiego? Leoś dawał sobie radę i dobrze się bawił to czemu miałby mu przerywać?
- Wstrzymaj rumaka kokosanko. – Uśmiechnął się kowboj, który zdecydowanie poczuł się lepiej. Cholera wie co mu się stało, ale widać było że obydwoje zyskują ciepło i pogodę ducha przy ognisku i wspólnym przebywaniu ze sobą.
- Zrobiłaś więcej niż oczekiwałem. – Łowca wyciągnął się, a wszystkie kości zaczęły gruchotać mu okrutnie. Widać lecznicze mambo dżambo kopnęło też popękane żebra. - W najgorszym razie spodziewałem się śmierci. W najlepszym zostawienia mnie tu i kradzieży mojej bestii i broni.
Był bezczelnie szczery i oczy miał zdecydowanie bardziej pogodne od tych martwych półotwartych jeszcze kilkanaście minut temu.
To nie tak, że był zdrowy. W środku zwijał się z bólu i nieprzyjemności, ale żył i będzie żyć w takim razie czym się niepokoić? Było to trochę czuć, tak jak wtedy jego strach ale intencje miał jak najlepsze.
- Byłbym zaszczycony jakbyś zechciała spędzić z nami wieczerzę. W końcu oprócz uratowania dupska wyciągnąłem dla ciebie informacje. Niezbyt pomogły, ale moja droga za to też mi wisisz. – Gdy położyła mu kapelusz na głowie szybko zdjął go i wsadził jej na oczy. Wtedy znowu coś mu strzyknęło, ale po minie dało poznać się, ze nie tak przyjemnie jak wcześniej i wstawanie nie było zalecone.
– Dziurawego nie chcę. Będzie wyglądał nieodpowiednio do reszty mojego stroju. – Żachnął się wskazując na gołą klatę i poszarpane i okrwawione spodnie. - Poza tym będziesz mieć pamiątkę po nocy pełnej przygód z najlepszym łowcą po tej stronie Mississipi.
Lis w tym czasie przygotowywał tak zwaną „mieszankę studencką”. Lata dilerki zrobiły z niego wirtuoza substancji, które osobno mogą być obojętne dla ciała, ale wspólnie sprowadzać na każdego kto się nimi sztachnie na skraj Doliny Łowców.
Lis nim odpowiedział ułożył fajkę przed sobą w japońskiej manierze. Miał kamienną minę, ale Leon wczuwał, że ten podły grzechotnik wytrzasnął coś naprawdę specjalnego na tę okazję.
- To mieszanka, która działa na dwa sposoby. Uspokaja ciało, wyzbywa je z najbardziej agresywnych i pierwotnych żądz. Potrafi też leczyć i uspokajać ciało. Regeneruje i pobudza. Kryształy to uwierz lub nie ale bardzo stara sól. Mój lud niegdyś produkował ją i spożywał w czasach, gdy pertraktowaliśmy z waszym ludem, by każdy poczuł w nim coś od siebie. Wyraz wdzięczności za uratowanie życia tej Opóźnionej meduzie. – Wyczerpująca odpowiedź podana tym samym głosem co wszystkie inne. Leon spodziewał się, że dziewczyna może nie kupić tłumaczenia Lisa jednak jakby to głupio nie brzmiało było ono szczere. Z resztą połowa tych roślin naprawdę miała pozytywne skutki dla zdrowia ale przy tym Indianin i prawdopodobnie żadne z nich nie potrafiło tego ogarnąć bez specjalistycznego słownika i wiedzy o zapomnianych zielskach. To, że część była po prostu halucynogenna to półprodukt. Dzięki nim można było tez wypocząć.
- To prawda. – Dodał po chwili i podrapał się po brodzie wyciągając z niej zakrzepniętą krew i kilka wyrwanych przy tym włosów. – Raz tylko użył tej soli, gdy nasz wspólny towarzysz niejaki Bruce P. Crandall, ztego co pamiętam dostał Medal of Honor za akcję pod la Drang w Nam. Kawał chuja, ale za to dobry chłop. Umarł jakiś czas temu na łowców z tego co słyszałem. Tak czy inaczej tej soli już prawie nie ma na świecie, a z tego co widziałem użył jej tyle by było dla nas wszystkich.
Lis spojrzał na Leona, a ten nie przerywając nawet swojej tyrady wyciągnął rękę przed siebie. Szaman rozciął mu dłoń i zgarnął trochę jego krwi na swoją rękę i pokropił nią ognisko. To zaraz zapłonęło jakby żywiej i sprawiło, że nawet obojętna na takie zmiany wampirzyca poczuła jak rozgrzewa ją ono od środka, bardziej mentalnie niźli fizycznie.
- Jedyne czego możesz się bać to, że wypadnie ci ten kij z zadka i spędzisz miło czas z naszą dwójką. Nie wyglądasz jakbyś się gdzieś spieszyła. – Leon puścił jej oko i podniósł się zmuszając się do siedzenia prosto. – Nie oferowałbym ci czegoś co może ci zaszkodzić. Jakbyś nie zauważyła byłoby to ujemnie produktywne wobec tego, że ratowaliśmy sobie nawzajem dupy przez ostatnią godzinę z hakiem.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Pią Mar 24, 2017 6:35 pm

Przemilczała to co powiedział Lis bo nie była pewna czy używał właśnie sarkazmu, czy mówił może poważnie. W każdym razie skończyło się na tym, że musiała rozmasować sobie skroń. Skąd ten dziwak się urwał... nie wyczuła go wcześniej, a to już bardzo nie dobrze. Czyżby jej zmysły aż tak się rozleniwiły?
-Fakt, na pewno nie musiałbyś się bać, że rewolwery trafią w nieodpowiednie ręce.- uśmiechnęła się pod nosem słysząc kolejny już z rzędu żart z podtekstem. W Leonie było coś zwariowanego co sprawiało, że po prostu miała ochotę się zaśmiać. To chyba dobrze prawda? Niby na trochę za dużo sobie pozwalał, ale był całkiem miłą odmianą od jej nieco mrocznego świata. No to całe obrzucanie się wcześniej śniegiem... uśmiechnęła się łagodnie na samo wspomnienie i pokręciła głową chcąc faktycznie już się zebrać.
-Słucham?- tylko tyle udało jej się wyrwać z ust bo chwilę później kapelusz powrócił na jej głowę nieco przysłaniając jej świat. Poprawiła go patrząc w oczy Leona wymownie.
-Chyba sobie żartujesz... Sama bym wyciągnęła z niego te informacje gdyby nie... och na miłość szatana.- jęknęła i machnęła na łowcę ręką po czym założyła je na pierś z nieco nadąsanym wyrazem twarzy. Po tym wszystkim chciał ją złapać na kolejną przysługę? Toż to kopniak poniżej pasa! Fuknęła na niego niczym rasowy kot i opuszczając ręce dodała.
-Dobrze już dobrze, ale ja jeść nie będę. Zapomniałam pigułek.- rzuciła pod nosem i siadła koło ogniska po turecku. Część jej twarzy skryła się pod kapeluszem gdy tak patrzyła w tańczące płomyki.
Wysłuchała najpierw całkiem długiego tłumaczenia Lisa i zmarszczyła zabawnie nos. Średnio przekonało ją to co słyszała, ale nie miała sensownych argumentów by mu je teraz wyrzucić. Poza tym chciała mieć tą sytuację już za sobą. Wyciągnęła dłoń po podawaną jej fajkę i obwąchała ją najpierw jak przystało na jakby nie patrzeć psa. Mieszanka faktycznie była mocna, cofnęła aż twarz unosząc wzrok na Leona, który z kolei zaczął tłumaczyć Lisa.
-Specjalna sól by uświetnić ocalenie twojego tyłka...- westchnęła i pokręciła głową. Cóż miała począć z tą dwójką. Zanim jednak podjęła decyzję poczuła zapach krwi Indianina. Spojrzała co też zamierzał z nią zrobić i nieco się zdziwiła, gdy płomień stał się ciepły również dla niej. Uniosła brew, czy aby na pewno powinna tutaj siedzieć? Coraz mocniej się nad tym zastanawiała... zżerała ją też jednak najzwyklejsza w świecie ciekawość. Nigdy poza alkoholem nie sięgała po nic podejrzanego, a chodziła już po tym świecie jakiś czas.
-Och doprawdy? To miło z twojej strony, że tak bardzo interesuje cię mój tyłek.- rzuciła kąśliwie choć na jej twarzy zobaczyć można było uśmiech. Nadal nie było pewna, ale z ciekawości przysunęła fajkę do ust i zaciągnęła się czując jak jej martw płuca wypełnia dziwny dym. Czuła jego smak na języku i tylko dlatego, że nie musiała nigdy oddychać nie zaniosła się kaszlem. Oddała fajkę Leonowi utrzymując to co wciągnęła jeszcze chwilę po czym rozchyliła usta i pozwoliła by dym leniwie ją opuścił. To ciekawe, że wił się jak wąż w trawie które często spotykała w dżungli. I w ogóle jakoś tak wszystko wokół zaczęło się mienić i zwalniać. Doprawdy ciekawe uczucie, które nie trwało jednak zbyt długo. Jednak lekko jaka ją wypełniła, nie potrafiła jej opisać słowami. Mogłaby też przysiąc, że czuje zapach lilii unoszących się na wodzie w jeziorku nieopodal wodospadu przy który mieszkała. Czy to śpiew ptaków? Niemożliwe... Zamrugała czując pod palcami miękkość trawy i powiew nagrzanego wilgotnego powietrza. Przed nią nie było już ogniska, a wybebeszony kozioł. Po drugiej stronie siedział Leon nadal z gołą klatą ale bez ran no i Lis. Interesujące...
Uniosła dłonie widząc, że nie ma na sobie kurtki ani spodni, w ogóle jej ciuchy gdzieś zniknęły. Miała na sobie podarty i brudny biały tshirt, a niżej lniane spodnie do połowy ud (również nieco podarte i brudne). Strój jakby z początków jej pobytu w dżungli. Dopiero potem biegała po lesie nago. Widząc Leona podziękowała w duchu, że nie wiedzieć czemu i jak wylądowali właśnie w tym okresie. I nagle koło nich pojawiła się dziewczyna o skośnych oczach i ciemnej karnacji. Miała w pasie przepaskę, na szyi mnóstwo paciorków no i malowidła na skórze, to wszystko.
-Dla ciebie.- szepnęła nie patrząc na Noriko, ale mówiąc do niej. Wampirzyca zamrugała i znów spojrzała na wybebeszoną kozę.
-Jak ty to zrobiłeś.- warknęła patrząc na Lisa, dziewczyna słysząc szorstki głos padła twarzą do ziemi.
-Wybacz pani, wybacz starszyzna mówiła, że możesz wziąć mnie jeśli kozioł zły. Ma błagam...- mówiła wysokim głosem, bardzo szybko i ewidentnie zaczęła się trząść ze strachu. Noriko totalnie ją ignorowała patrząc to na Lisa to na Leona. Jej martwe serce, ten głęboko ukryty kawałek mięśnia drżał z radości. Znów znalazł się w domu! Ale nie mogła przecież tego okazać po sobie, prawda?
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Nie Mar 26, 2017 4:15 pm

Tak też zaczęła się jej podróż życia. O ile normalne halucynogenne zabawy były fajne w połączeniu z magią i dwoma ekspertami w dziedzinie dobrej zabawy mogła odpłynąć tylko dalej.
Widząc jak zaciąga się pierwszy raz obydwaj przygotowywali się do tego sami. Lis wyciągnął ze swojego tobołka dwie rzeczy. Harmonijkę rzucił Leonowi, a sam wziął dwa dziwne patyczki połączone żyłką.
- Skarbie gdybyś ciągle nie siedziała do mnie przodem twój tyłek mógłby zainteresować mnie znacznie bardziej. – Odpowiedział jej patrząc się z szelmowskim błyskiem w oku.
Łowca odebrał od niej fajkę i wyciągnął rewolwer. Obydwoje byli przygotowani na zadanie im doznań organoleptycznych jak za starych dobrych czasów. Eksperymentowali dużo i długo i wiedzieli co odpowiednio kopnie ich wyobraźnię we właściwym kierunku. Z resztą Lis jako domorosły psycholog i mistrz ceremonii od setek lat wiedział dokładnie jak to zaaranżować. Zwłaszcza z takim pomagierem jak Leon, który może nie miał połowę jego wiedzy. Ale o substancjach i ich działaniu uczył się nadzwyczaj szybko.
Łowca pociągnął z fajki dużo i mocno. Po tym jak nie widzieli się dawno ze starym przyjacielem musiał mu dużo przekazać. Trzymał dym w płucach, póki nie poczuł że zaczyna kopać a wtedy jeszcze trochę przytrzymał dym. All time high jak ten nie zdawał się wszędzie. Zwłaszcza, że przyjaciel na pewno przeszedł przez tyle kłopotów aby donieść tu te wszystkie składniki, no i uratował mu życie. Nie było lepszej niewerbalnej podzięki jak docenienie jego poświęcenia.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i chwilę później na dziewczynę, która zaczęła wspaniałą przygodę w świecie swojej wyobraźni. Leon wyszczerzony, a Winnetou jak zwykle stonowany i spokojny. Wiedzieli co zacząć robić i musieli się do tego przygotować, bo jeśli kopnie wszystkich jak ją to nie będzie komu czego potem opowiadać.
Lis wstał i wypuścił dym, który omiótł całe ognisko dziwną mgłą. Leon otworzył bęben rewolweru i rozkręcił go powodując charakterystyczny tryk, który mimo, że dawno powinien przejść nadal trwał podtrzymywany przez powietrze cicho i spokojnie. Zaczął spokojnie grać na harmonijce, która roznosiła się cichym echem po jaskini. Wszystkiemu dyrygował Lis. Chodził wokół ogniska co jakiś czas dosypując do ognia czegoś co produkowało tylko więcej dymu i płomieni. Rozkręcił linkę, która brzmiała teraz jak rozpędzone śmigło. Z gardła produkował dźwięki, których zwykły człowiek nie byłby w stanie nigdy powtórzyć, a w ogóle ciężko było kreślić co miały naśladować, masa gwizdów, turkotu i czegoś co brzmiało jak starodawny beatbox Indian style. Cienie które tworzył na ścianie przybierały przedziwnych kształtów, zwierząt i istot. Wszystko to składało się w dziwną scenerię, która układała się w jedną historię. Tworzyła podkład do opowieści którą mieli przeżyć razem i było zdecydowanie za późno by się z tego wycofać. Wpadła w sidła Wilka i Lisa.

Indianin nie odpowiedział jej za to dym z ogniska zaczął tworzyć ich wspólną wizję. Zapachy, ludzi świat. Żyli teraz we wspólnej wizji. Leon stał teraz koło niej ubrany tylko w poszarpany płaszcz i zniszczony kapelusz. Zamiast jednego oka ziała mu pustka i nie można było odeprzeć wrażenia, że rusza się zwierzęco. Można było odnieść dziwne wrażenie, że był jak lis w ludzkiej skórze.
Na dłoni przewiązany miał białą wstęgę rozciętą w pół i splamioną krwią, a w drugiej splamiony krwią rewolwer.
- To ty zrobiłaś. – Powiedział jej uśmiechając się do niej. – To część ciebie i to kim jesteś. Musisz grać swoją rolę jak my wszyscy ją odgrywamy.
Tylko szaman stał teraz nad nimi wszystkimi zdając się bawić najlepiej nie tyle uczestnicząc w wycieczce po ich umysłach, a nadzorując to tak by przeszli jak największą drogę w czasie tego krótkiego czasu.
W oddali przy wodospadzie stał wielki czarny wilczur z futrem zroszonym gdzieniegdzie siwymi włosami, który powoli człapał w ich stronę. Pazury były pokryte krwią, której zdawało się tylko przybywać zostawiając ślady łap na kamieniach.
- Nosisz wielki ciężar w sercu. – Usłyszała głos Indianina, który stał obok nich w postaci wielkiego czarnego wilka. Zdawał się mówić wprost do ich dusz. – Uciekasz przed swoją przeszłością, ale ona i tak cię dogoni. Trzeba stawić jej czoła zamiast unikać jej w nieskończoność. - Ciężko było określić do kogo mówił, jednak oczy starego wilczura zdawały się grzebać jej wprost w umyśle. Jakby z niej czytał i wiedział wszystko po krótkiej chwili.
Musiała grać dalej, bo nie było innej możliwości. Dziecko i koza stały obok niej, a Leon zdawał się patrzeć gdzieś w las, na jeden z cieni który nie zachowywał się normalnie, jednak ciężko było opisać kim lub czym był. Do tego jeszcze będą musieli dojść.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Pon Mar 27, 2017 11:58 am

Czy robiła dobrze? Nie miała zielonego pojęcia i w sumie trochę się tego bała, ale... jak to się mówi raz kozie śmierć pisana, prawda? Nigdy wcześniej nie miała styczności z środkami które mogłyby ją w jakikolwiek sposób odurzyć. Może taka podróż faktycznie jej pomoże? Miała nieco demonów, jak każdy z którymi nie potrafiła się uporać, po prostu przed nimi uciekała. Chociaż tak nie miało być zawsze! W końcu dlatego napadła na Leona... chciała dowiedzieć się czy tamten szczur nie widział białowłosego wampira, a on nie był niczym innym jak omenem złej przeszłości. Chciała stawić mu czoła, spojrzeć w oczy, nie uciec i pogadać.
Pokręciła jedynie głową słysząc komentarz łowcy, chociaż lekki uśmiech również wykwitł jej na twarzy. Jego bezpośredniość potrafiła jakimś dziwnym cudem podnosić na duchu.
Widziała ich jeszcze... wszystko upiornie zwolnione i mieniące się, znikające powoli za mgłą. Lis coś gadał i łaził wokół ogniska, jego głos był dziwnie hipnotyzujący. Skłaniający do przymknięcia oczu... Leon z kolei uśmiechnął się jak idiota po czym rozkręcił rewolwer. Chciała się zapytać czemu, po co... ale słowa jakoś zgubiły się w pustce jaka zaczęła ogarniać jej umysł. Bodźce stawały się coraz wyraźniejsze aż nie ocknęła się w lesie.

Przyjrzała się Leonowi który nie do końca wyglądał tak jak go zapamiętała. Czemu był taki... zmierzwiony? Tak to było odpowiednie słowo. Zmarszczyła nos czując od niego krew.
-Ty też to wszystko widzisz?- uniosła brwi, na jej twarzy malowało się szczerze zdumienie oraz doza zagubienia. Nie do końca rozumiała czemu stało się to co się stało... jeszcze nigdy nie słyszała, o narkotykach tak silnych by tworzyły coś takiego.
Spojrzała na dziewczynę która była tak realistyczna... wyciągnęła ku niej dłoń i wkrótce poczuła miękkość jej włosów pod palcami. Niesamowite, do tego wszystkie te zapachy. Dziewczę natomiast nadal się trzęsło chyba nie rozumiejąc o co chodzi.
-Czemu ty wyglądasz jak wyglądasz.- zagadnęła Leona patrząc między innymi w jego ziejące dziurą oko. Nie mógł być to ten czas kiedy wylądowała w dżungli także dla niego bo... wtedy mężczyzna jeszcze się nawet nie urodził. Pokręcone. Opuściła wzrok na dziewczynę i westchnęła po wietnamsku
-Idź, kozioł starczy.- ta w odpowiedzi złożyła dłonie i uderzyła kilka razy w pokłon po czym wycofała się na kolanach do tyłu, aż nie zniknęła w gąszczu zieleniny. Noriko przekrzywiła głowę w bok dotykając ciepłego jeszcze, ale martwego już zwierzęcia. Och doskonale pamięta smak koziej krwi...
Poczuła, że coś ją obserwuje więc uniosła wzrok widzą doskonale wielkiego wilka. Zacisnęła zęby i zmarszczyła brwi widząc jak do nich podchodzi.
Głos Indianina był dziwny... nie podobało jej się, że mówił jakby nie do jej uszu, a gdzieś głębiej. Jakby grzebał jej w głowie jak to lubiła robić macocha.
-Och daj spokój.- rzuciła pod nosem skupiając wzrok na koźle. Już jej kiedyś ktoś to mówił, ale ucieczka była najlepszym wyjściem. Zawsze pomagała... ojciec, pożyczka od Vogerów, Deo i jej szatańskie plany co do łowców, białowłosy wampir, wojna która obudziła jej bardzo brutalną naturę. Miała zostać i dalej mordować? Wolała uciec i zapomnieć.
-Nie wiesz co staram się uciszyć w duszy. Ucieczka wycisza.- warknęła po czym spojrzała na Leona który wyglądał jakby ujrzał coś wśród cieni.
-To twój kumpel powiedz mu coś.- dodała pod nosem. Nie chciała grzebać w przeszłości.
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Czw Mar 30, 2017 5:19 pm

Dziwne to, gdy trzy umysły łączą się za pomocą nie do końca znanej nawet mistrzom magii narkotyków i sugestii. Każde z nich otworzyło trochę swój umysł i wszystko się z niego wylewało. Norka była królową lasu w wietnamskiej puszczy, Lis zakrwawionym wilczurem, a Lew lisem po przejściach. Symbolika i zwierzyniec przyprawiający o zawroty głowy.
- Widzę i czuję to samo co ty. A nawet więcej, od tyłu wyglądasz tak samo dobrze jak z przodu. – Uśmiechnął się szeroko i klepnął ją w plecy. Na tyle by poczuła, że w tym świecie sporo rzeczy jest takich samych jak w rzeczywistości.
- Czemu ja tak wyglądam? Zapytam się raczej czemu ty jesteś półnaga i bawisz się w Panią Lasu? – A czemu był w puszczy mimo tego, że miał jedynie te trzydzieścikilka lat? Nigdy nie jesteś za młody by mieć flashbacki z Wietnamu.
Leon patrzył to na cień w lesie, to na dziewczynkę, która przypominała mu kogoś. W tym momencie jednak jego rozterki emocjonalno-ogarniętościowe były znacznie mniej ważne niż to w co Lis wkręcał Norkę.
- Wiem, że to cię w końcu zniszczy. Tak jak wiele istot przed tobą. Nie jesteś tu z przypadku, w końcu nie uciekłaś. Nawet Lew Górski musi nauczyć się chodzić zanim zacznie wspinać się po skałach. – Nagle niebo zaszło chmurami, a przelatujące wysoko ptaki zmieniły się w okute stalą bombowce wydające tak znany jej ryk. Nawet Kowboj spojrzał w niebo i gwizdnął z podziwem. Bądź co bądź na wojnie nie był i być nie musiał, a takie sceny oglądał tylko na filmach. Ta scena była jednak bardziej imponująca nawet niż w Full Metal Jacket.
Kowboj kucnął przy martwym zwierzęciu.
- Ej koza, wstawaj i wiej bo cię zjedzą. – Wsadził jej cygaro w pysk i szturchnął palcem w brzuch.
Zwierzę o dziwo mimo, że martwe obudziło się i zabeczała groźnie, o ile można było uznać kozę za groźną.
- No i kurwa dobrze, ale jest tu za wygodnie aby się ruszać. – Powiedziała głosem zbliżonym do tego Morgana Freemana i podniosła poderżnięte gardło, aby zrobić solidny kłębek dymu, a po chwili upadająca obok bomba rozproszyła ją jak i cygaro wszędzie. Cóż, usilne starania się Leona żeby przeżyć to wesoło spełzły na niczym. Zwłaszcza, że Lis i Noriko grzebali sobie właśnie w myślach.
- Nie wycisza. Jak szybko byś nie uciekała, echo przeszłości dopada nawet najszybszych. Każde wyszeptane słowo uderza jeszcze głośniej im szybciej i dłużej biegniesz. – Wilk podszedł do niej bardzo blisko, wręcz naruszając strefę komfortu. W sumie to nie pierwsza z nich którą dzisiaj złamał.
- Skończ chociaż jedną rzecz, którą zaczęłaś. Masz bliskich, których tez tak opuścisz? Nawet Wyjący Wilk miał się lepiej w te klocki.
- Ooo, pierdol się. – Rzucił od razu Leon, który słuchał monologu z zainteresowaniem. Póki nie zaczęło robić się niewygodnie.
- Ooo nie, ty się pierdol. – No i tak cały doniosły moment stracił się przez szybką wymianę zdań przez dwójkę. – Chuju.
Na chwilę patrzyli na siebie, by zaraz rzucić się i tłuc się po mordach jak dzieciaki. Ba, natura zdawała się odzwierciedlać ich radosne dziecinne wybryki. Trawa znowu stała się zielona, a bombowce znowu ptakami. Nie na długo.
Dziewczynka, która miała od nich odejść stała ciągle patrząc na nich. Dopiero, gdy ją zauważyli obróciła się. Wtedy Leon dojrzał podobieństwo. wyglądała jak jego córka, która z uśmiechem pobiegła przed siebie w puszczę, wprost do nieruchomego cienia.
- Nosz, kurwi syn. – Warknął i puścił szyje wielkiego wilka z uścisku, a ten kulturalnie wypuścił jego rękę z ust.
- Zostańcie tu. - Leon pobiegł za dziewczynką, która zdawała się być niesamowicie szybka.
Jako przyjaciel lis chwycił Noriko w paszczę i rzucił się w krzaki, za bezokim staruszkiem.
Wtedy też przeszli zmianę. Norka w wojennych ciuchach i japoński Indianin wyglądający jakby jego mundur łączył jednocześnie symbole obu stron konfliktu.
- Pamiętaj, nie uciekaj a goń. Pogoń za życiem i dopadnięcie go jest ważniejsze niż mieć nadzieję, że uda się przejść przez nie bez strachu i stresu.
W końcu trafili na polanę, na której stał już Leon. Facet oparł się o łopatę wbitą w ziemię i trzymał kapelusz tuż przy sercu. Dziewczynki nie było, a cień okazał się wielkim zmurszałym nagrobkiem. Wyryte były na nich imiona i nazwiska, w dwóch rzędach. Jednym z nich były osoby, które zabił i pochował własnoręcznie, a po drugiej wszystkie „ofiary” Noriko. Wszystkie osoby które, które porzuciła na pastwę losu, albo te na których jej jeszcze zależało. Każdy widział jednak tylko swoją część, jakby ta druga była nieistotna i jakby nieczytelna. Gdyby obejść go z drugiej strony jednak drobnym maczkiem dałoby się wyczytać zapisane wszystkie ofiary Lisa.
Zaraz usłyszeli szelest, a łowca machinalnie obrócił się za siebie targany ciekawością i instynktem. Stały za nimi dwa nagrobki. Ten Noriko jeszcze nieopisany, a w tym Leona siedział już jeden trup. On sam, ale ciężko było odnaleźć podobieństwo. Młody i wyglądający nadal jak żywy młodzian podpisany Robert i patrzący na niego żywy trup.
- Na niebiosa. – Patrzył na to nie mogąc wyjść z podziwu. Czemu akurat to się stało? Jakim cudem się tu znaleźli i od kiedy Lis stał się taki sentymentalny?
- Kokosanko niech lepiej przyśni ci się coś miłego. – Mruknął, a potem wypuścił cygaro z ust. To była podróż życia, tak w przenośni jak i dosłownie.

Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Wto Kwi 04, 2017 12:31 am

O tak, tego jej było teraz przecież trzeba. Marzenie każdego by dopiero co poznani osobnicy zobaczyli to co siedziało jej od tylu lat we łbie. Jeśli tylko Lis miał rację i substancja nie wywoływała agresji... to już w sumie połowa sukcesu, bo mimo lasu i spokoju Noriko miała dosyć ekstremalne zabawy. Obdzieranie ze skóry było zaledwie szczytem góry lodowej. Jej wzrok wyrażał zmartwienie zaistniałą sytuacją, nawet gdy Leon do niej w końcu przemówił z uśmiechem na twarzy. Klepnięcie też za wiele nie dało, ot faktycznie tylko potwierdził się fakt, że mimo sytuacji wyglądającej na sen... "czuła" i to wyraźnie. Ciekawe czy jeśli ktoś zada jej poważną ranę tu to w rzeczywistości też to jakoś odczuje... Opuściła głowę wpatrując się przez chwilę w swoje brudne dłonie.
-Już ci przecież mówiłam.- pokręciła z rezygnacją głową.
-Szukała spokoju no i samo się zdarzyło.- wzruszyła ramionami. Nie będzie wchodził w szczegóły... z resztą i tak dobrze, że jej umysł wybrał okres gdzie jeszcze coś tam na sobie miała. Nie wstydziła się golizny ale Leon i tak wystarczająco zbyt uważnie jej się przyglądał.
Klęczała przed zdechłą kozą gapiąc się na swoje dłonie i słuchając Lisa. O co mu chodziło?! To wpatrywanie się w przeszłość ją zniszczy, nie ucieczka przed nią. Zacisnęła powoli dłonie w pięści jednak nim cokolwiek odwarknęła usłyszała bombowce. Otarła szczerzej swoje czerwone ślepia i uniosła głowę ku niebu. Dzień w którym skończył się spokój... nie wiedzieć czemu jej skąpy ciuch zmienił się nagle w typowy strój szeregowca w kolorze zgniłozielonym.
-Zabierz je.- rzuciła pod nosem nieco roztrzęsionym głosem i wtem przed nimi pojawiła się dziwna dymiąca się postać. Wyglądała jak czarny cień ale taki którego można było dotknąć, ciało nagiej kobiety poprzetykane było czerwonymi jarzącymi się żyłkami. Jej ślepia migotały z podbródka ściekała leniwie lepka krew, a ciało dymiło. Pysk kobiety wykrzywił paskudny uśmiech ukazujący szereg ostrych zębów.
-Rozszarp wszystkich.- zawyła zjawa i równie szybko jak się pojawiła, tak zniknęła. Postać której Noriko bała się najbardziej... ona sama jako demon pchany jedynie głodem i nienawiścią do ludzi! Powstał podczas wojny i mordował, lubiła to dopóki nie uciekła z dżungli, od przeszłości.
Gadająca zdechła koza, bomba która w śliczny sposób rozmazała zwierzę wokół i dowcipkujący Leon w centrum. Dziewczyna zamknęła oczy mając nadzieję, że gdy znów je otworzy wszystko wróci do normy. Nie potrzebnie dała się wrobić w to palenie!
Pozycja z kucek zmieniła się na siedzenie po prostu tyłkiem na ziemi, byle dalej odsunąć się od wilka który był zdecydowanie za blisko. Warknęła nawet na niego
-Wszystko było cacy dopóki nie postanowiłeś się zjawić. Z resztą od przyjazdu do Yokohamy miałam tylko jeden flashback.- syknęła i wstała na równe nogi. Jakim prawem jej to robił.
-Nie mam bliskich, myślisz że czemu siedziałam sama w tym lesie przez blisko 100 lat.- dodała pod nosem i założyła ręce na pierś. Czemu jednak teraz przestała uciekać?
Między drzewami pojawił się niezbyt dobrze widoczny ponad dwumetrowy dryblas. Jak na zawołanie! Miał długie czarne włosy, czerwony płaszcz i wyraz twarzy jakby cały świat go wkurzał. Noriko spojrzała w jego oczy, on w jej i wtedy też iluzja pokręciła głową i rozpłynęła się. Fakt... był jeden ktoś kto zapukał do jej zdechłego serca.
-To się nie liczyło.- warknęła pod nosem w kierunku wilka.
W sumie to nawet niepotrzebnie się odezwała bo w chwili gdy zobaczyła iluzję Garrucha, goście jej wizji po prostu zaczęli się ze sobą tłuc. Uniosła brew patrząc na nich z założonymi rękoma, niedowierzanie... tak to główna emocja widoczna na jej twarzy. Na prawdę zaczęli się bić?
Trawa i patki wróciły do normy? Strój Noriko również... mundur znów stał się poszarpanymi spodniami i koszulką. Zadarła aż głowę ku niebu.
-Zdecydowanie to wszystko zmienia się za szybko.- westchnęła ciężko, a już w następnej chwili Leon stał na nogach z przekleństwem na ustach. Co się... Spojrzała na dziewczynkę i znów na łowce.
Czy jej ciuchy znów zaczęły się zmieniać? O i tym razem dostała taki z ewidentną gwiazdą wietnamską, a Lis? Miał najgorszy mundur pod słońcem... połączenie które wtedy nie mogło zaistnieć.
-Na wszystko co podłe puść mnie!- rzuciła niezadowolona i wyszarpnęła się Lisowi. Sama umiała biegać! Poza tym ciekawiło ją gdzie zwiał Leon.
-Gonię się Lisie, nawet nie wiesz jak bardzo ostatnimi czasy.- bąknęła z niesmakiem. Gdyby nie łowca w czerwonym płaszczu pewnie już by jej nie było w Yokohamie.
-Poza tym teraz dostarczasz mi tyle wrażeń, że mam ochotę przywołać sobie pęta i ci je włożyć.- kolejne westchnięcie i wpadli na polanę.
Dziewczyna spojrzała na kowboja z czymś podobnym do współczucia. Widziała już ludzi grzebiących swoich bliskich. To jak o nich mówili, to jak patrzyli na ich groby. Umarli nigdy nie znikną z pamięci bliskich.... A ona co miała? Jedno wielkie, gówniane nic. Lista ofiar... zmarszczyła nos i pokręciła głową. Ludzie winni polowania na zwierzęta, dobrze że tu się znaleźli. Nie każdy co prawda, ale przeważająca większość. Nie była wzruszona tym widokiem.
Nieopisany grób? Uniosła brew, jednak o wiele bardziej niż jej zainteresował ją grób "Leona". Jakiś chłopak?
-Coś miłego?- powtórzyła za nim patrząc badawczo na Roberta. Czemu widzieli te konkretne rzeczy? Już miała znów zbesztać Lisa gdy znajomy czarny cień pojawił się za nią i wylał jej nagle na łeb lepką, czerwonobrunatną ciecz. Krew. Dostała jej się do oczu, uszu, wszędzie.
-Twoje dania.- syknęło widmo i zniknęło pozostawiając Noriko pokrytą posoką. Otarła od razu oczy i zamrugała kilkukrotnie. Pomyślała "coś miłego"... czemu akurat... no tak. Wspomnienia dość szybko dały znać o co chodziło. Kąpiel w krwi, kiedyś to faktycznie było miłe ale teraz? Trochę nie na miejscu.
-Nie to miało się stać.- warknęła niezadowolona ocierając twarz.
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Pią Kwi 07, 2017 1:22 pm

To nie do końca tak, że nie wywoływała agresji, ale narkotyki te działały na mózg jak sen. Wyłączał możliwość przemieszczenia niemal zupełnie podczas działania. Lis był odporny, bo brał to zbyt wiele razy, no i wiedział ile wziąć aby nadal móc być zdolnym do ruchu.
Leon przyglądał się jej ciału tak samo jak ona jego przemianie. Z resztą podczas wspólnego palenia ludzie zawsze przyjmowali różne wyglądy w zależności od stanu ciała i umysłu. Lis był wielkim czarnym wilkiem, który chuchaniem i dmuchaniem byłby w stanie okorować okoliczne drzewa. Leon wyglądał na zmęczonego i potyranego, a ona zdawała się po prostu gubić albo obrastać ciuchami. To było dość niezwykłe no i przyjemne dla męskiego oka (tylko jednego niestety).
Lis patrzył na demona z wrogością, ale bez agresji. Mary, które się tu spotyka trzeba pokonać. Walka tu nie wpływa na ciało a na umysł. Jeśli będzie chciała odzyskać spokój będzie musiała zacząć się opierać albo może właśnie przestać?
- Skoro to część ciebie nie odrzucaj jej. Przyjmij ją do siebie i zaakceptuj się całą. Nie musisz się jej słuchać, ale nie baw się w dżdżownicę. Przetniesz obie części, które nadal będą żyć, ale niepełne i cierpieć. – Rzekł mentorskim tonem. Może była wampirem i wolałby ją zjeść, ale skoro Leon uznał, że jest „spoko” i zaczęli tę podróż razem to już mogła chociaż z niej coś wynieść.
- Nie masz bliskich? Na pewno nie zabolałaby cię strata nikogo kogo znasz? Mąż lub kochanek? Przyjaciółka czy przyjaciel?
- No przepraszam bardzo, że do mnie strzelałaś Kokosanko, przykro mi że chciałem dobrze. - Powiedział już Leon otrzepując się z resztek kozy tonem, który właściwie nie był do sklasyfikowania ani jako zły ani żartobilwy. Zdecydowanie miał więcej luzu, może to dlatego że jego demony jeszcze nie wyskoczyły. Z resztą jakby to się stało żadna magia szamańska ich nie uratuje.
- Liczy się wszystko co czujesz, że się liczy. – Lis mimo, że próbował odgryźć Leonowi rękę i pół ramienia wydawał się dość zrozumiały. Cały czar prysł, gdy jednak demony postanowiły go odwiedzić.
Córeczka, nagrobki, jego własny trup w ziemi. Jej demony żyły i do niej gadały, on swoje alterego pozostawił martwe w ziemi. Zakopał je tworząc mu trumnę z ludzi, którzy byli dla niego bliscy. To co mu się nie podobało i tak nim wstrząsnęło to fakt, że zwłoki wyglądały jak żywe i były rozkopane. Dorian i Koi pracowali wytrwale nad tym aby przywrócić do życia Roberta Daltona. Nie mógł jednak uwierzyć, że było tak niedaleko do tego by znowu wstał. Dla pewności wyciągnął rewolwer i wypalił mu prosto w czaszkę. To co było kiedyś ma nie wrócić. Miał świadomość tego co było, zaakceptował to i pokutował za to, ale nie miał przyjemności w tym by mu na cokolwiek pozwolić.
Leon tym razem z bronią w ręku obrócił się i od razu wypalił w cień, który za nią krążył. Złapał potwora i przywalił go do ziemi buciorem.
- Wiem skąd przychodzisz i możesz powiedzieć szefowi żeby w końcu się odpierdolił ode mnie i moich spraw? – Splunął prosto w twarz zjawy, czy tez miejsce gdzie twarz być powinna.
- Kokosanko, to twój potwór? Nie daj mu się, to tylko mała część ciebie, która chce być ważna. Jest jak lewactwo. Mało tego, ale dużo piszczy i przez to zdaje się ważna. – Wycelował w pusty grób dociskając potwora jeszcze mocniej, gdyby był człowiekiem zapewne usłyszeliby dźwięk pękających żeber.
- Pamiętaj o martwych, ale walcz za żywych. – Rzucił maksymą i czekał na to co zrobi. Każe mu przestać? Zabije czy zakopie? A może zaakceptuje? Ten wybór nie był prosty dla człowieka, ale co zrobi wampir?

Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Nie Kwi 09, 2017 10:58 am

Nie była do końca przekonana co też takiego z nią się działo. Czemu miała różne wyglądy, różne stopnie umorusania w ziemi... chociaż z biegiem wydarzeń mogłaby sobie zacząć to nawet jakoś tłumaczyć. Wydarzenia które się wokół nich odgrywały, czy ona miała na nie jakikolwiek wpływ? Zwłaszcza, że Leon też zdawał się przeżywać własne problemy tylko w jej opisie świata. Dziwaczne. Patrzyła na bezoką twarz kowboja starając się zrozumieć... kiedy uciekł czegoś jej zabrakło. Jakby oparcia? Może obrońcy przed tym cholernym czarnym wilkiem, który starał się jej "pomóc"? Nie chciała takiej pomocy... nie chciała grzebać w swojej przeszłości zwłaszcza, że przecież dobrze było jak było. Tak przynajmniej podpowiadały jej zmysły.
-Jeśli ją zaakceptuję, znów zacznę mordować dla przyjemności.- rzuciła pod nosem. Bała się tego zwłaszcza w sytuacji w jakiej znalazła się teraz byłoby to mocno nie stosowne. Zawiodłaby nie tylko siebie niestety...
Słysząc pytanie dotyczące bliskich Noriko zacisnęła mocniej zęby po czym spuściła wzrok niczym skarcona nastolatka. Oczywiście, że byli... po prostu na początku pomyślała o swoim rodzie z którym nic ją nie łączyło poza krwią. Faktycznie jednak miała osoby które chciałaby ochronić. Ryzykując utratą miłości powiedziała przyjaciółce o planach łowcy, byle tylko ocalić ją przed cierpieniem. Nie sądziła, że te dwie osoby staną się dla niej istotne. Nie szła więc dalej w zaparte. Nie unosząc wzroku na Lisa szepnęła jedynie.
-Masz rację...- powiedziała to niemal w tym samym momencie co Leon. Uniosła na niego wzrok i zmarszczyła nos.
-Stanąłeś na drodze mojej misji kowboju.- syknęła i założyła ręce na pierś.
-Bałam się, że wszystko zniweczysz.- dodała półgłosem, a jej rysy złagodniały. Nie chciała tak po prawdzie już go oskarżać, przecież wytłumaczyli sobie co zaszło. Ona pomogła jemu zostać na tym świecie, a on jej kiedy zemdlała. Mogli tego nie robić, ale jednak wyciągnęli do siebie dłonie.
Odkąd przyjechała do Yokohamy zaczęła poznawać coraz więcej osób z którymi mogłaby... mogłaby utrzymać kontakt nieco dłużej. Odważne stwierdzenie z jej strony ale taka była prawda. Im dłużej była w tym dziwnym mieście tym bardziej przekonywała się, że samotność nie jest jedynym rozwiązaniem. Gabriel, Veina, Leon... lista zdawała się wydłużać.
Liczy się wszystko co czuje? Jej demon zniknął kiedy pomyślała o swoich "bliskich". Czy to kontakty, te ciepłe uczucia do innych istot pomagały trzymać krew demona na dystans. Bo przecież taka była prawda. Wampiry były potomkami demonów i nikt ani nic tego nie zmieni. Poza jednym fantem... krew rozrzedziła się od tamtego czasu... odkąd powstali pierwsi krwiopijcy.
Pobiegła za Leonem i cała scena jaką zobaczyła... wyraz twarzy mężczyzny, jakby postarzał się w kilka uderzeń serca. Chciałaby dotknąć jego ramienia, nie wiedziała jak to jest ale poczuła... Na prawdę poczuła współczucie? Zacisnęła dłoń czując zagubienie.
Zaskoczył ją strzał Leona. Nie sam dźwięk ale gest. Zamrugała kilkukrotnie i na prawdę chciała zobaczyć, poczuć coś miłego ale ta posoka... gdzieś tam głęboko w niej to sprawiało jej przyjemność. Słodka, ludzka, ciepła krew. Ta sama która płynęła w Leonie jako jedynym przedstawicielu rasy ludzkiej w ich towarzystwie. Jego serce biło wyraźnie jakby podkręcone przez jej demona. Zanim jednak pomyślała o jakimś nierozsądnym kroku jak na przykład napicie się z przystojnego kowboja ten wystrzelił do upiora. Noriko zmroziło, poczuła się jakby sama dostała kulkę w ciało. Jakby przez ten ułamek sekundy kiedy chciała napić się z Leona połączył i ją i jej złą naturę w jedno. Uderzenie naboju było cucące... nie było widać dziury, nie lała się też z niej krew (poza tą którą wylał na nią demon) ale ból pozostał. Złapała się za pierś i jęknęła podczas gdy cień zaśmiał się paskudnie właśnie przygniatany przez łowcę do ziemi.
-Przyjdzie i po nią nic na to nie poradzisz.- wychrypiała.
-Jest na początku drogi którą ty już jakiś czas idziesz i wiesz co, on ją złamie.- cień parsknął i bez ostrzeżenia zwalił z siebie Leona tak, że łowca padł na plecy zapewne tracąc na chwilę dech.
-Cześć jej? Ja jestem nią rednecku.- demon warknął zbliżając się do kowboja kiedy Noriko uniosła głowę i krzyknęła
-Zostaw go!- cień na moment się zatrzymał
-Niedługo poznasz przyjaciela Leona.- zachichotał i zaczął się rozpływać. Dziewczyna wstała wciąż masując pierś i podeszła do mężczyzny wyciągając do niego drugą dłoń, chciała pomóc mu wstać.
-Lubiłam zabijać Leonie... ale odkąd wróciłam do Yokohamy postanowiłam się zmienić. To coś... to wynaturzenie.- pokręciła głową.
-Ja wiem, jestem wampirem, żywię się krwią ale na prawdę chciałam to zmienić. Tylko po 200 latach nie jest to takie łatwe.- westchnęła bezradnie. Krajobraz wokół nich stał się spokojny, delikatny wiatr niósł zapach kwiatów i wilgotnej ściółki równikowego lasu. Nagrobki zaczęły porastać zielenią, mchem i powojami. Niebo zaczęło ciemnieć aż pojawiło się na nim milion gwiazd i wielki okrągły księżyc. Niezmącona światłami cywilizacji noc, uwielbiała ten widok. Uśmiechnęła się słabo zdając sobie sprawę, że to Leon pomógł jej przepędzić choć na moment to coś co wylało na nią krew. A właśnie! Krew z niej zniknęła, nie wyglądała już jak mara tylko znów dziewczyna w obdartych ciuchach z potarganymi włosami i pachnąca wszędobylskim kokosem.
-To coś wróci prawda?- zapytała obu mężczyzn którzy zafundowali jej wycieczkę życia. Gdyby nie to, nie wiedziałaby nawet o istnieniu tak mrocznej siebie.
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Sro Kwi 19, 2017 1:09 am

Cóż, wampirza psychika i nawarstwione problemy były silniejsze nawet od heheszkowości Leona i Winnetou. Każdy miał wpływ na historię tak samo mocny, podświadome i świadome operowanie wyobraźnią sprawiało, że rzeczy po prostu się pojawiały, ale skąd mogła wiedzieć? W sumie nikt jej nie uświadomił. Ważne, że ich ciała wypoczywały teraz przy ognisku i obudzą się prawdopodobnie w lepszych nastrojach niż teraz podejrzewają. Tak było przynajmniej zawsze, podróż była tylko środkiem do zrozumienia pewnych rzeczy. Bardziej lub mniej subtelne ikony w ich rozumach pomagały sobie poukładać znacznie więcej niż się zdawało, a wodzirej tego dziwnego przyjątka wiedział o tym więcej niż mogła podejrzewać.
- Akceptacja i przyjęcie czegoś to co innego. Zabijałem dla przyjemności i kasy. Akceptuję to postawiłem za sobą. To już było i nie wróci, ale nie wolno tego wyprzeć. – Kowboj wzruszył ramionami i spojrzał na swoje dłonie. Z dłoni zaczęła ciec krew, ale nie była jego. Dobrze wiedział czyja i większość tych ludzi znał z imienia. Jakby na zawołanie wielki czarny wilk zawył groźnie zmieniając się w człowieka, a raczej coś pomiędzy. Mądre, stare oczy zyskały na ludzkim blasku, jednak nadal nie był do końca czymkolwiek, amalgamat zwierzęcia, wampira i mężczyzny. Dziwny stwór bez tożsamości najwidoczniej przyjął wszystkie części siebie do serca.
- Nigdy nie odwracaj się od ludzi, których kochasz. Kochaj samą siebie i zamiast odrzucać części które ci się nie podobają pracuj nad nimi. Mamy na to więcej czasu niż Leon i możemy sobie na to pozwolić. – Lis lubił mu wytykać takie małe głupotki jak śmiertelność i starzenie się, ale była to część ich znajomości.
Kowboj na te słowa wystawił tylko środkowy palec i wziął cygaro do ust.
- Kochanieńka, bałem się, że stracę znacznie więcej niż czapkę. – Odpowiedział jej wesoło. – Ale to było kiedyś, nie ma sensu się teraz o to użerać. Skoro doszliśmy do celu to po co kwestionować ścieżkę.
Bił od niego zupełny luz, ot każdy miał gorsze chwile, a że on zawsze wpakowywał się w hece i rozumiał, że w przeciwieństwie do niektórych (ekhem) w towarzystwie, ma pewnie jakieś drugie tyle czasu co już przeżył i to już raczej na kanapie z pilotem w ręku to nie mógł sobie pozwolić na zbytnie rozpamiętywanie. Trochę hipokrytyczne podejście zwarzywszy na to, że głównym celem przyjazdu tu i tej imprezy było polowanie na jednego konkretnego wampira, któremu poświęcił więcej czasu i energii niż własnym dzieciom. A to wiele mówiło o tym na przykład jak gównianym jest ojcem. Sens tego taki, że przynajmniej wiedział co robi i czego unikać.
Miasto było popieprzone i w sumie dawało mu wiele radości, bo nie wyróżniał się za bardzo, choć powinien. Ale spokojnie, jeszcze to nadrobi. Po prostu do 4 lipca trzeba trochę poczekać.
Strzał w samego siebie poczuł tak samo mocno jak ona strzelenie w jej małego demona. Ot po prostu jeśli życie przyrównać do drzwi to ludzi sklasyfikujemy na przykład na tych, którzy mają po prostu klucz, kombinują z wytrychami, boją się sprawdzić czy w ogóle są otwarte i patrzą tylko na nagrody przez dziurkę od klucza. Leon za to był typem który odstrzeli zamek i wpadnie z buta nawet, gdy podejrzewa, że to co tam znajdzie nie jest warte zachodu albo przysporzy mu problemów. Ot taki typ, który po prostu lubi mieć swój los pod kontrolą brać i nie pytać czy może.
Widział jak upadła i znał to uczucie, ale póki co nie było innej opcji. Złapał ją za ramię i pogładził je czule, chcąc dodać jej otuchy. W końcu właśnie była w centrum dość gównianej sprawy, z której jak na złość dla niej, ucieczki nie było.
- Przyjdzie i co? Zamiast być enigmatycznym pizdusiem latającym daleko nad wszystkimi podejdź to i powiedz mi to w twarz mała gnido. – Stanął z wypiętą klatą i wydmuchał dym wprost w potwora. Widział dość gówna, aby przestraszył go mały potworek. No dobra, nie taki mały bo rzucił nim jak szmatą o ziemię. Zamiast jednak przejąć się tym ciągle patrzył się na niego jednym okiem tak twardo, że zmarły by się zawstydził i odwrócił wzrok.
- Pieprzysz od rzeczy aby się ciebie bała. Patrz, ten grób tam jest dla ciebie. Każdy będzie o tobie pamiętać, ale nikt nie będzie wspominał. - Uśmiechał się parszywie. – Nie jesteś nią z kilku powodów: nie jesteś nawet w połowie tak urocza, nie boisz się pająków i masz jeszcze grubszy kij w dupie.
Facet miał jaja (z resztą te Norka miała okazję już widzieć, ale tutaj to tak bardziej metaforycznie), ale to bardziej pokaz dla niej. Potworów bać się nie trzeba, a wyśmiewane i upodlane bardziej niż Makumba na plantacji bawełny jego dziadów po prostu traciły na znaczeniu. To nie tak, że się nie bał, bo ciągle miał nadzieję że Norka jednak się zepnie i da radę się go pozbyć. Ale miał nadzieję, że brawurowym występem zainspiruje ją do ogarnięcia się. No i wyszło.
Jak na zawołanie krajobraz zaczął się zmieniać. Ziemia stała się bardziej grząska i sypka aż w końcu zamieniła się w piach, a dżungla zaraz stała się gęstym lasem kaktusów z ostrymi igłami zamiast liści. Oj nie raz zdarzyło mu się zrobić głupi zakład wskoczenia w taki gąszcz. Wydłubywanie pęsetą igieł z zadka pamiętał do dzisiaj. Tylko tam gdzie leżał była sucha ściółka.
Oczywiście skorzystał z podanej ręki, ale zamiast tego złapał ją mocno za nadgarstek i pociągnął aby wywaliła się obok niego. Sam wsadził sobie w usta kawałek słomki i poprawił kapelusz.
- Spróbuj się wyluzować, to też jest potrzebne. Nie można zawsze walczyć, kiedy można odpocząć po prostu się zatrzymaj i podziwiaj gwiazdy.
- Zapytasz się zapewne co wtedy, gdy nie ma gwiazd? – Dodał Lis znowu poważnie, jednak ciężko uznać czy to nie jest jakiś kolejny wewnętrzny żart.
- Nie ma ich tylko, gdy patrzysz oczami. – I wtedy właśnie, gdy zamknął oczy niebo rozświetliły gwiazdy.
Łowca chciał skorzystać z chwili spokoju i napawać się pół leśnym pół pustynnym klimatem. Kokosanka tego potrzebowała, zwłaszcza że póki co było jej ciężko.
- Wiesz, też zabijałem, żywiłem się na słabszych i robiłem tak paskudne gówno, że do końca życia będzie mnie to prześladować. Tak psychicznie jak i naprawdę. – Szturchnął ją ramieniem i uśmiechnął się patrząc trochę na nią trochę w niebo.
Widział, że jest w niej nadzieja. Jakby była człowiekiem to powiedziałby, że widzi w niej siebie z przeszłości co było wyjątkowo zabawne.
- Dwieście lat. – Powtórzył po niej i zachichotał pociesznie. Jak to jest, że te istoty potrafiły nie zmieniać się kilkaset lat, a dla człowieka niekiedy godzina potrafiła odcisnąć piętno na całe życie.
- Wiesz, mogę ci pomóc. Jestem łowcą, ale jeśli widzę że chcesz to zmienić to nie jest to trudne. Czasem potrzeba jednak przewodnika aby pokazał ci właściwą drogę. Kokosanko, skoro ja się zmieniłem ty też zasługujesz na szansę.
Przez chwilę na zmianę gryzł słomkę to palił cygaro robiąc kółka, które zdawały się lecieć prosto do pełnego księżyca, a nawet pozwolić mu przez siebie przelecieć. Indianin zdawał się szukać wzrokiem jakiejś konkretnej gwiazdy, która ciągle mu znikała. Jak pies patrzący w niebo.
- Ta, wróci. – Odpowiedział Lis beznamiętnie.
- Yup. – Dodał Leon.
- Musisz się przygotować. Ty sama wiesz najlepiej jak. Leona już widziałaś, mnie lepiej nie oglądać od tej strony.
- Twojej mordy lepiej nie oglądać nawet od dupy strony, kochasiu. – Szybko dodał Leon podnosząc się i spoglądając na trupa, któremu doprawił kolejną dziurę w czaszce.
Westchnął ciężko i złapał za łopatę zasypując je znowu. Ot rzecz którą musiał znowu zrobić ab nie zdecydowała się go za bardzo dręczyć.
- Fajnie było, nie? – Spytał jej siadając obok tuląc łopatę jak karabin w okopie i śmiejąc się jak dzieciak. Gdyby nie to, że wyglądał jak starzec, którego ktoś napadł i pobił (i nie miał dziury po wyrwanym mleczaku) można by go pomylić z wesołym malcem. – Mówiłem, że warto a sole kopią jak jasna cholera.
- Sole nie są od kopania. – Chrząknął Lis. – Oczyszczają ciało i dają nam możliwość pojednania się ze sobą i między nami.
- No tak tak, oczywiście. Coś tam, coś tam przyjaźń to magia. Sole do kąpieli są niegroźne. – Mruknął i zaraz dopowiedział chrząkając teatralnie. – Eat a dick.
Szybko jednak przeszło mu dopiekanie sobie nawzajem. Ot spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się na zasadzie „dobrze cię znowu widzieć”.
- Tak więc, podejrzewam że nadal obstajesz przy Kokosance? Czy masz jakiś lepszy pomysł, na przykład imię?

Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Pią Kwi 21, 2017 2:45 pm

Zauważyć trzeba jednak, że gdyby wampirzyca wcześniej dowiedziała się jak podróż ją czeka. Chociaż nie! Sama podróż mogła jej pomóc, ale czemu musiała brać ze sobą pasażerów na gapę? Niezbyt podobał jej się fakt, że widzieli jej największe słabości... wojna, jej brutalna strona którą starała się trzymać na wodzy i tym podobne. Mleko jednak czy w tym przypadku krew została już wylana, nie było co płakać.
-"To już było i nie wróci" jak łatwo brzmi to w twoich ustach szamanie.- westchnęła ciężko i opuściła wzrok nie mogąc wytrzymać spojrzenia obu mężczyzn. Problem był taki, że jakaś cząstka jej tęskniła za podobnym zachowaniem. Fakt, lepiej dla niej by było gdyby w końcu pogodziła się ze swoim jestestwem. Nie mogła przecież żyć pomiędzy... w zawieszeniu jak dotychczas. Och ależ miała ochotę usiąść i machnąć na wszystką ręką. Wtedy też ich przednik zmienił się w coś podobnego do wilkołaków z tych wszystkich opowieści o wampirach. Noriko uniosła lekko brew przyglądając mu się z zainteresowaniem. Ciekawa czy sama mogłaby osiągnąć coś takiego ze swoją wilczą formą. Rozmyślania jednak przerwały kolejne mądre słowa. Uśmiechnęła się szczerze do Indianina. Miał rację, trochę czasu miała by nad sobą pracować, nie musiało się to stać tu i teraz na strzelenie palców. Nie odwracanie się od ludzi których kochała... To już się w sumie zaczęło. Zamiast odejść robiła wiele głupot dla tych których puściła bliżej siebie. Zerknęła Leona który aktualnie pokazywał Lisowi środkowy palec. Czy i on mógłby stać się... przyjacielem? Czy nie było na to za wcześnie?
Przyjęła jego pomoc po tym jak upadła starając się nie patrzeć na to coś co zostało tu przysłane przez kogoś potężniejszego. I z tego co mówiło widmo Leon miał już mieć z tym czymś styczność. Noriko spojrzała na kowboja, ale on był zajęty rozmową z jej ciemniejszym jestestwem.
-Przyjdzie i zaczną się tańce!- demon wyszczerzył białe jak kość słoniowa ostre kły w jednym z najszerszych uśmiechów jakie kiedykolwiek dane im było zobaczyć. Oj widać było, że na samą myśl to coś bardzo się ucieszyło.
-Nie martw się ciebie też możemy zaprosić.- dodała po chwili zjawia gdy już przestała się szczerzyć do Leona.
Noriko patrzyła na łowcę z lekkim zaskoczeniem. Inny człowiek już dawno struchlałby się w sobie na widok takiego koszmaru, a ten jeszcze żartował? W sumie... zdążyła już zauważyć, że Leon dosyć często tak reagował w poważnych sytuacjach. Na insynuację, że w ogóle ma kołek w dupie dziewczyna założyła ręce na pierś i spojrzała na niego spod opuszczonych do połowy powiek.
-Powiedz to jeszcze raz i wgryzę ci się w tyłek Leon.- choć chciała brzmieć poważnie to przez jej głos przeświecało rozbawienie. Demon popatrzył to na niego to na nią i zawył ze wściekłości. Tak żartować sobie z tak mrocznej siły?! Z kim on musiał pracować?! I tyle po nim zostało.
Z zaskoczeniem rozejrzała się wokoło widząc pojawiające się kaktusy i piach. Do prawdy jakby ktoś wrzucił do wirówki pustynię i dżunglę. Ciekawe. Nie była przygotowana na pociągnięcie w dół więc zamiast pomóc podnieść się łowcy sama wylądowała na ziemi. Położyła się obok na plecach i wpatrywała w niebo.
Szczerze mówiąc wiele takich dni miała już za sobą. Mieszkanie w dżungli nie było tylko polowaniem na kłusowników, uciekaniem przed białowłosym wampirem czy wojną. Czasem zdarzały się też chwile gdy siedziała na najwyższym drzewie i napawała się spokojem lasu. Zupełnie sama i obeznana z sytuacją... a teraz? To miasto było dziwaczne... od kiedy do niego wróciła zdarzyło się już tyle rzeczy. Yokohama sama zdawała się być potworem który połykał cię w całości i właśnie trawił w trzewiach.
Zerknęła na Lisa gdy i ten się odezwał i ku jej zdziwieniu po jego słowach niebo rozbłysło jeszcze większą ilością gwiazd. Jakby wylądowali na cholernej stacji kosmicznej czy coś w ten deseń. Dziewczyna uśmiechnęła się i bam! Nawet spadająca gwiazda przeleciała przez niebo!
-Nie zastanawiało cię nigdy to, że wampiry często wydają się być bardziej zagubione w swoim życiu niż ludzie? Może... może to kwestia naszego długiego życia i tego, że nie żyjemy w ciemnościach jak przed kilkuset laty. Wtedy wiadomo było co można robić, a co nie... a teraz? Błyszczące wampirki, samotni krwiopijcy szukający czegoś więcej nad krew.- pokręciła głowa odzywając się po słowach Leona. Nie zerkała na niego tak jak on na nią. Była zamyślona spoglądając jedynie w rozgwieżdżone niebo.
-Co cię tak rozśmieszyło?- zapytała w końcu na niego patrząc. Nie warknęła tylko też uśmiechnęła się spokojnie.
-Czyżbyś nie mógł uwierzyć w fakt, że mogłabym być twoją prababką?- pogroziła mu palcem jak to miały w zwyczaju matki czy właśnie babki. Cienie demona w miły sposób przestały rzucać na nią przytłaczającą aurę. Nie było tu pająków, bólu, świateł miasta... zastanawiające, że tak jak wcześniej czym prędzej chciała uciec z tego snu, teraz chciałaby tu jeszcze trochę zostać.
-Pomóc? Jak chciałbyś mi pomóc.- zapytała patrząc teraz na niego poważnie. To miłe z jego strony, ale... przecież była tylko wampirem.
Obserwowała ich, słuchała wymiany zdań. W pewnym momencie Leon wstał by zasypać swojego trupa. To wydawało się tak proste... ona jednak dalej nie mogła tego zrobić. W jej grobie nikogo nie było. No i fakt, że demon znów miał wrócić. Niezbyt jej się to podobało. No i musiała się zapytać kowboja o tego "szefa" od cieni. Ponoć go widział już. Zamyśliła się na tyle, że nie zwróciła uwagi na ich docinki na temat soli. Wyrwał ją dopiero Leon swoim pytaniem. Otrząsnęła głowę z liści i piachu po czym wstała powoli. Podciągnęła koszulkę której poszarpane ramionko opadło niebezpiecznie nisko.
-Noriko.- odparła w końcu. Tyle już się wydarzyło... chyba mógł poznać jej imię.
-Leon o kim mówiła zjawa. Kogo miałeś znać?- zapytała patrząc na twarz kowboja z ukłuciem zmartwienia. Nie chciała znów wracać do ciężkich tematów, ale to jedno chyba powinna wiedzieć.

Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Leon Nie Kwi 23, 2017 4:55 pm

- Jak jest się takim dziadem jak on to wszystko przychodzi łatwo, prócz erekcji. – Prychnął Leon w końcu mając okazję się odgryźć. – Jeśli Wietnam wspominasz tak mocno to pewnie jesteś młodym wampirem. Ten tu dziadek przeżył stawianie pierwszej nitki kolejowej na Szlaku Oregonu.
Odpowiedział jej Leon, bo Lis zdecydowanie był bardzo ciężkim partnerem do rozmowy. Strzegł słów jakby miał każde wypowiedzieć tylko raz w życiu. Dziwna to była parka ludzi. Każdy z nich żył trochę w swojej bajce, ale potrzebowali się bardziej niż myśleli. Na Dziwnym Zachodzie wspólne towarzystwo i przygody godne zapamiętania były właśnie tym co trzymało ich przy poczytalności.
Leon już dawno znieczulił się na wiele rzeczy, ale przynajmniej został człowiekiem. Za to Lis był jeszcze człowiekiem i nie oszalał wiedząc, że gdzieś tam jest taki Leon, który zawsze rzuci żartem i wymyśli fortel albo rzuci mądrym i pełnym pasji zdaniem, które będzie jak poręcz nad krawędzią.
Leon miał do czynienia z wieloma takimi istotami i coś o nich wiedział. Przynajmniej o tym co robił jego nemesis. Badał go i wyciągał informacje o jego istnieniu często wcale nie w białych rękawiczkach.
- Nie chcesz ze mną zadzierać. – Warknął stojąc twardo. – Dobrze wiesz że kiedyś to załatwimy. W ten czy inny sposób.
Lis podszedł do Noriko i złapał ją za ramię. Leon był przerażająco poważny. Taki nagły kontrast sprawił, że wyglądał dokładnie tak jak mogła pamiętać inkwizytorów swoich czasów. Ludzie mający serca z kamienia i dusze ze stali. Jeśli chodziło o mary i przywidzenia tego typu znał je za dobrze i pluł sobie w ryj, że znowu ktoś oberwie tylko za to, że ich drogi się skrzyżowały. Lewa ręka diabła, diabeł na rozdrożu… tak go nazywali ci którzy na niego polowali, a było ich sporo. Cały gang wampirzych albo exłowców wyrzutków obwiniający go za wszystkie swoje krzywdy.
- Kocie nawet nie wiesz jak chętnie bym przytulił takie ugryzienie w tyłek. – Znowu stał się weselszy. Ot, gdy na nią spojrzał zdawał się próbować powiedzieć „ej, jest spoko, nie bój się nic”.
Trzeba było opatrzyć rany jej ducha i przygotować na to co może nadejść, a ciężko przygotować ją na cokolwiek. Nie walczyli z osobą sensu stricte, a z mogą która zdawała się wykraczać poza pojmowanie nawet wampirów. Nikt go nigdy nie chwycił, zawsze pojawiał się gdy chciał o ile w ogóle. Czasem po prostu stawiał kłody pod nogi i patrzył gdzieś z oddali tymi przeklętymi oczami wyciągającymi z człowieka to co najlepsze i wskazującymi to czego się najbardziej bał albo pragnął.
- Wy jesteście obcy. Widziałaś kiedyś naprawdę starego wampira? – Po jego tonie głosu można było wywnioskować, że tak i raczej nie było to przyjemne spotkanie. - Długi czas żyjecie wśród ludzi i adaptujecie się. Powiedz mi Kokosanko, jak można żyć całą wieczność znosząc egzystencję tak jak zwykły człowiek? Ja już się zaczynam starzeć, a ty w moim wieku byłaś pewnie jeszcze brzdącem. Czasem taki zatrzymuje się w jakimś dziwnym okresie który mu pasował i nie chce go opuścić. To jest jeszcze spoko. Często żyją wtedy zgodnie z zasadami, ale co z tymi, które są za stare na człowieczeństwo? Które już nie czują potrzeby przestrzegania zasad? Przerażająco mądre i okrutne, wymykające się moralności i zasadom jakie znają ludzie.
Powiedział tylko tyle co wiedział i wywnioskował. Największy strach każdego łowcy, czyli spotkanie czegoś co jest ponad człowiekiem, ale zna wszystkie sztuczki jakie oni stosują. Zawsze przy takich przemyśleniach doceniał to że jest człowiekiem. Że nigdy nie poczuje tego co czuł Winnetou ani Noriko, bezmiaru czasu i obserwowania jak ludzie po prostu odchodzą. Miał kontakt z tym, że ci pojawiali się i znikali, doświadczył wiele śmierci. Widzieć jednak jak całe pokolenia przemijają i wszystko się zmienia to byłoby straszne i wyniszczające, z resztą już teraz to jak wyglądał we własnym umyśle nie było oznaką zdrowia i dobrego trzymania się. Uśmiech i żarty dawały mu szanse przeć dalej. Musiał być silny i twardy chociażby dla córki, ludzi i wampirów które naprawdę chciały zmiany i dążenia do dobra ogólnego.
- Skarbie uwierzę we wszystko jak dotrzymasz obietnicy z ugryzieniem. – Puścił jej oko. – Pomogę za podobną niewygórowaną cenę. Chciałbym żebyś zrozumiała, że warto jest być lepszym sobą, dlatego że na kimś ci zależy. Jako potwór albo zaszczute zwierzę uratujesz tymczasowo własną skórę. Nie można żyć tylko dla siebie.
Zakopywał grób nucąc przy tym i zbierając myśli. Nie było prosto dawać pouczających mów i to poważnych (zwłaszcza poważnych) komuś kto pewnie przeżył kilka pokoleń więcej niż on (no na pewno nie więcej niż tatuś, ale on był jeszcze mniej ludzki niż wampiry).
- Jeśli chcemy zmiany na lepsze to nie tylko ludzie muszą stróżować wam i samym sobie. Jeśli sprawię, że będziesz żyła godnie i w zgodzie ze sobą, to już będzie małe zwycięstwo.
Znowu się zaśmiał żegnając się na prędce jakby chciał odczynić zły urok i zapieczętować tego gnoja, który czasem po prostu lubił się pokazać.
- Pomyśl jakie miałbym klawe epitafium. Leon Buckner. Kochający, ale chujowy ojciec. Przekonał wampira by ten ugryzł go w zadek w walce o lepsze jutro. – Powiedział to tak jakby naprawdę miało brzmieć inspirująco, jednak czuł się wyczerpany całą akcją, zbawienna katorga która przyniesie mu ukojenie, gdy już się obudzą z tego dziwnego snu.
Zwłaszcza, gdy zapytała o Niego zasępił się.
Spojrzeli na siebie z Lisem. Wiedza o Nim nic jej nie da, ale należy się jakieś wyjaśnienie tego co może się stać. Kara, która ominęła tylko tych, którzy kiedyś popełnili błąd zadawania się z zamaskowanym mężczyzną i ponieśli tego konsekwencje.
- Niegdyś na tych dziwnych bezkresnych ziemiach pod dostatkiem było jedynie biedy i broni. Wtedy też sam diabeł zdawał się zejść na ziemię i kroczyć między nami. Kusił i zwodził, a źle wypowiedziane życzenie sprawiało, że można było stracić tylko więcej. Nie ufaj tej bestii, bo ma wężowy język i potrafi sprawić że świat zwali ci się na głowę. Cierń w boku, kamień w bucie, Miss Fortune & Sir Prize.
Zacytował kilka tekstów wyrytych na pamięć w sprawie typka, o którym była mowa. Ciężko było jej powiedzieć cokolwiek więcej. Ot, czasem się pojawiał a czasem nie. Bywały chwile, gdy ktoś miał po prostu pecha albo załamanie, ale zawsze dało się w tym wyczuć karzącą rękę tego dziwaka. Nie wiadomo jak był wpływowy i jaka była jego moc.
- Nie znasz dnia ani godziny. Nie poznasz, że to on póki nie zdecyduje się wyjść i zagadać. Po prostu walcz o życie. Nie poddawaj się i w końcu da sobie siana. - Miejmy nadzieję, dodał po chwili w myślach.
Cóż mógł jej powiedzieć? Przeprosić, że przebywał zbyt długo przy niej i zaczęli rozmawiać? Zadawało się, że robił co chciał a ludzie wokół Leona to był dodatkowy smaczek. Kolejne myślniki do listy „powodów aby go wytropić i zabić”, ale on jak cień zdawał się nieuchwytny.
- Norka, po prostu uważaj na słowa, bo życzenia mają paskudną tendencję do spełniania się w sposób jaki się tego nie spodziewasz. – Powiedział poważnie kładąc jej rękę na głowie i mierzwiąc włosy, ot taki przyjacielski gest, który miał trochę rozładować atmosferę z cichą nadzieją że doda jej otuchy.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Noriko Nie Kwi 30, 2017 7:20 pm

Cóż mogła poradzić biedna bogu ducha (czyżby?) winna dziewczyna. Słysząc podobny przytyk skierowany w kierunku drugiego z mężczyzn po prostu się uśmiechnęła po czym zachichotała przysłaniając usta dłonią. Tak! Wielki, zły i bojący się pająków wampir po prostu zachichotał bo ktoś rzucił całkiem prostackim żartem. Może jednak nie chodziło o sam tekst? To relacja między tą dwójką miała w sobie coś dziwnego. Niby faktycznie do siebie pasowali jak przysłowiowy kij w oko, ale może tego oka wcale tam nie było? To wszystko zmieniało, prawda? Pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie śmiała się ze starszego od niej wampira i to nie szyderczo!
Demon uśmiechnął się jedynie szyderczo i rozwiał się. Nie widział sensu do dalszego przekomarzania się zwłaszcza, że ci tu zbyt dobrze pomagali Noriko. Nadejdzie kiedy indziej... kiedy będzie spała, sama.
Zaskoczył ją chwyt Leona, a także jego poważna twarz tak jakby za chwilę miał jej przedstawić nową konstytucję. Zmarszczyła lekko brwi i wydęła lekko wargi dając mu do zrozumienia by puścił, jednak zanim cokolwiek się wydarzyło on... otworzył i się odezwał. Ściągnięcie brwi niemal od razu się rozluźniło, a sama dziewczyna uśmiechnęła się niedowierzając co właśnie usłyszała.
-Jesteś niereformowalny.- westchnęła rozbawiona i cofnęła w końcu rękę. Nie było sensu się na niego wkurzać... tyle już zdążyła zauważyć. Żartowniś który trzymał wyciągniętą ku niej pomocną dłoń. Niebywałe.
Wysłuchała jego całkiem długiej wypowiedzi na temat wampirów i w sumie opisał ich całkiem celnie. To tym bardziej zastanawiające, że sam przecież nie miał nie wiadomo ile lat doświadczenia. Chyba zamiast tylko wysysać z ludzi posokę powinna zacząć ich w końcu poznawać. Ale cóż się dziwić? Przez tyle lat siedziała w dżungli... co też mogli jej powiedzieć ludzie na tak niskim etapie rozwoju cywilizacyjnego? Skinęła więc głową opuszczając jasne rzęsy na oczy.
-Kolejny powód dla którego uciekłam... mój ojciec jest bardzo starym i despotycznym wampirem. Widząc go zrozumiałam, że nie chcę taka być. To tylko jeden z powodów... mniejsza. Ważne, że rozumiem co masz na myśli i choć mam więcej lat od ciebie ja nie chcę się tak czuć. Nie chcę być zmęczona "życiem". Ten las.- rozejrzała się wkoło mimo iż lasem w stu procentach toto już nie było.
-Zatrzymał na chwilę mój zegar. Wróciłam do cywilizacji i zaczęłam odkrywać na nowo różne rzeczy.- uśmiechnęła się słabo. Może kiedyś nadejdzie taki dzień, że ucieknie w jeszcze trudniejszy teren? Tylko gdzie teraz na ziemi znajdzie takie miejsce.
Ech czasem czuła się tak zagubiona... niby stara z niej kobieta była, a czuła się jak ludzka trzydziestolatka. Słuchała przemów Leona jakby był jakimś starym mędrcem ze wschodu, ale to co mówił było po prostu ciekawe. Jakby ktoś z drugiej strony tłumaczył ci jak on widzi, że działa świat.
Kolejny żarcik znów wywołał uśmiech na jej twarzy oraz pokręcenie głową.
-Namawiasz mnie bym była dobra, a kusisz do grzechu? Marny z ciebie łowca.- odparła żartem na żart. Na prawdę ostatnim czego chciała było wbijanie komukolwiek kłów w zadek. Szanowała swoje uzębienie ot co!
-Chodzisz więc po świecie i starasz się nawracać wampiry. Dosyć niebezpieczne zadanie... nie każdy jest tak ugodowy jak ja. W sumie to zabawne... jesteś kolejnym któremu to mówię. Może dlatego wpadam w tyle tarapatów.- pokręciła głową z rezygnacją. Chciała po prostu sobie żyć... z dala od plotek innych wampirów, wielkich przemów i władzy. Choć przestawała czuć jakiekolwiek współczucie dla ludzi z których piła... starała się je obudzić na nowo. Bała się tego jednak... Nie chciała stać się słaba. Ech i znów mętlik w głowie. Siedziała w trawo-piasku, oparła brodę o swoje kolana i patrzyła co robi Leon.
-Ty na prawdę z tym tyłkiem? Zapomnij.- rzuciła znów wytrącona przez niego z zadumy.
-Poza tym ostrzegałam byś nie kusił bo w końcu na prawdę spróbuję twojej krwi. Nawet jeśli to tylko jakiś dziwny narkotyczny sen.- pokręciła głową uśmiechając się pod nosem i zerknęła na Indianina. Oby nie wziął tego na poważnie bo jeszcze rzuci w nią tomahawkiem...
Popatrzyła po ich zasępionych minach gdy wspomniała o tamtym tajemniczym typie. Chyba była to całkiem poważna sprawa bo chłopcy wyglądali jakby połknęli jadowite węże. Słysząc jednak o diable Noriko pokręciła głową
-To nie może być diabeł. Uczyłeś się pewnie tego jako łowca Leonie.- powiedziała równie poważnie co oni, może z delikatną nutą kpiny? Postanowiła im powiedzieć to co musiała czytać z czarnej księgi gdy jeszcze była z Deoiridh.
-Diabeł, demon, Belzebub jak zwał tak zwał, ale to ktoś z kogo krwi zrodziły się wampiry. Jest w nas pierwiastek odrzucony przez boga niczym Lucyfer. Zawsze pięknie stworzenia nocy, przeklęte życiem wiecznym i mające uprzykrzać życie ludziom o których zazdrosny był Lucyfer. Jesteśmy jego kreacją... jak bóg stworzył sobie was, tak on stworzył nas. Jak widzisz i sam mówiłeś, jesteśmy "wypaczeni". Nieograniczone życie sprawia, że stajemy się nieobliczalni, umiera w nas to co było bazą czyli pierwiastek ludzki. Tej części miałam nie pamiętać bo zakłada, że mamy cokolwiek z wami wspólnego... moja nauczycielka by mnie zatłukła za podobne słowa.- wzruszyła ramionami.
-Mnie już mało obchodzi kto mnie stworzył i czemu mam żyć. Odkrywam siebie na nowo i smakuje uczucia jakich nie zdarzyłam jeszcze poznać. Wracając jednak do meritum. To coś, jeśli jest jednak diabłem chce wampiry nakierować na ścieżkę zwyrodniałości i zepsucia... z resztą sam widziałeś. Czego jednak chciał od ciebie?- uniosła brew zdając sobie sprawę, że to był przecież "znajomy" Leona.
siedziała sobie dalej wygodnie, ba znów się nawet położyła i wpatrywała w niebo. Tu było tak spokojnie... i z całą pewnością była w tym też zasługa obu mężczyzn. Nie potrzebnie tak się obawiała tej fajki. Ciekawe jednak jak długo jeszcze będą śnić.
-Norka... jesteś mistrzem wymyślania ksywek, co?- uśmiechnęła się łagodnie traktując ostrzeżenie nieco po macoszemu. Będzie co ma być... zapamięta by niczego sobie nie życzyć od kogoś kto zastrzega że może spełniać życzenia i tyle.
-Nie przejmuj się, dam sobie w takim razie radę.- dodała po chwili gdy już cała jej czupryna zyskała nowy modny nieład.
Noriko

Noriko

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Zawsze nosi nieśmiertelnik, zapach kokosów
Zawód : --
Pan/i | Sługa : (tymczasowo przez umowę ustną) Trevor
Moce : Przemiana w wilka; Teleportacja; Manipulacja roślinami


https://vampireknight.forumpl.net/t2950-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2963-noriko https://vampireknight.forumpl.net/t2996-mieszkanie-noriko

Powrót do góry Go down

Strzały znikąd - Page 2 Empty Re: Strzały znikąd

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach