To będzie tylko chwilowa wyprawa.
Stawię się w bibliotece na pięć minut i momentalnie z niej wyjdę, przecież nie mam szczególnie co robić, po prostu chcę wypożyczyć konkretną książkę. Jasne.
— Chyba ci wali na łeb, młody! — schylił się, unikając w ostatniej chwili lecącej w jego kierunku pięści. Cóż, niewątpliwie miał szczęście, że wampir któremu parę minut wcześniej przypadkowo wlazł w drogę, postanowił po prostu mu przywalić, zamiast używać swoich mocy. Chociaż nadal uważał, że nie zrobił nic złego.
Dobra, siedział pod ścianą, w ostatniej chwili wyciągając nogi, gdy przechodzący obok niego wampir mijał jego ławkę. I może faktycznie potem wstał, by mu pomóc i podał mu rękę, ale w ostatniej chwili coś go zaswędziało, więc podrapał się po karku, a koleś stracił równowagę i zarył twarzą w ziemię. Ale czy to jego wina do cholery, że obrócił się w momencie gdy ten się podnosił i przywalił mu z kolana w nos?
— Mówiłem, że to przypadek — próbował się wytłumaczyć z ciężkim westchnięciem. Odchylił się po raz kolejny, zaraz podcinając wampirowi nogę. W złą stronę.
No i chuj. Dlatego nigdy nie bijesz się z innymi, Naiss. Jesteś w tym gorszy niż twoja babcia na wózku.
Nie żeby miał babcię na wózku.
Tak czy siak, jego 'ofiara' wywaliła się na niego dość efektownie, przez co uderzyli o ziemię z głośnym grzmotnięciem, aż mu nieznacznie zawirowało we łbie. Niecałe siedem i pół sekundy później, łokieć jego nie-przyjaciela wylądował na kości policzkowej Naissankariego. Z taką rotacją, że zdążył nawet rozciąć sobie przy tym wargę.
— No dalej, przecież byłeś taki cwany!
Podniósł gwałtownie nogę do góry, by się podnieść, gdy poczuł pod butem coś miękkiego. Bardzo miękkiego.
Jego przeciwnik momentalnie wydał z siebie dziwnie zduszony dźwięk zabarwiony jakimś jękiem i przewalił się ciężko na bok.
Och.
— Ja tylko chciałem wstać — wytłumaczył się ostrożnie, otrzymując w odpowiedzi mordercze spojrzenie. Dobra, chyba czas się zwinąć — To ja już pójdę, miło było poznać, ystävä.
— WRACAJ TU! NIECH CIĘ--- — nie dosłyszał reszty zdania. Właściwie to był już pół szkoły dalej. Co jak co, ale znikanie miał opanowane do perfekcji. Häivä sunął powoli obok niego, nic sobie nie robiąc z ponurego wzroku Naissankariego.
— Mógłbyś jakoś pomóc, wytłumaczyć, co nie. Nie no pewnie. Przecież nie mówisz. Po co. Teraz mamy przerąbane — niestety wyglądało na to, że słowa chłopaka nie robiły na marze żadnego wrażenia. Właściwie to miała go głęboko w dupie.
Westchnął krótko i otarł wargę z krwi, podnosząc wzrok do góry. Tu się umówili co nie? Tak, z pewnością tu.
— Hej sininen — przywitał Cocoro, prostując się nieznacznie. Rana na ustach zaczęła się już powoli zasklepiać, choć opuchlizna zapewne miała się jeszcze jakiś czas utrzymać. Podobnie jak piękny siniak na rozciętym policzku. Co on do diabła, nosił jakieś ćwiekowane obroże na łokciach? Serio.
— Jakby ktoś mnie szukał to mnie nie ma — uprzedził dziewczynę, opierając się niedbale o ścianę, by spojrzeć na swoją rękę. Zdążył przy upadku zaryć nią w podłogę, przez co niektóre palce (oprócz zdartej do kości skóry) wyglądały na dziwnie przykurczone. Wyciągnął je nieznacznie ze stawów, nastawiając w odpowiedni sposób i rozprostował je powoli. No, teraz dobrze.
Nienawidzę bójek.