Stara oranżeria

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Diego Czw Wrz 07, 2017 3:47 pm

Eh tak to właśnie się kończy, gdy baby mają pilnować czegokolwiek, mało tego.. Nie dość, że baby to jeszcze niedoświadczone, nosz kurwa jego mać, wiedział, że tak to się skończy, dlaczego nikt go nigdy nie słucha? Dlaczego młoda nie chciała posłuchać starszego od siebie mądrego, przystojnego, najlepiej ubranego i z najlepszą fryzurą faceta z tu obecnych? No czemu?! No nic, skoro nie widziała oficjalnych plusów, to zgodnie z rozkazem Vlada, musiał ją ratować od własnej głupoty i ślepoty, o. Diego szybko wychwycił zbliżające się do nóg dziewczyny czarne wiązki, nie mógł przecież na to pozwolić, bo trupy nie bardzo robiły furorę wśród morali łowców, więc szybko złapał ją za oba ramiona i po prostu pchnął do tyłu, za siebie! Sam przejmie kontrolę nad runą i pokaże jak to powinno wyglądać. Trzeba przyznać, że nawet mimo jego wielkiej pewności siebie napotkał pewne problemy i ciężko mu było się przyzwyczaić do roli prowadzącego, zawsze robił to w roli wsparcia i szło mu całkiem nieźle, jednak teraz było inaczej, ze wszystkich sił starał się zachować równowagę w przekazywaniu energii, bo jeśli wrzuci jej za dużo to będzie niemały wybuch i wypierdzieli go w kosmos. Wskazał dwoma palcami na młodą, która leżała za jego plecami, jakby czekał na aprobatę Vlada, a także dalsze rozkazy, chociaż znając dowódce, to nie chciał powiedzieć mu nic innego, czego już by nie zrobił, przejął runę.
Odwrócił się w stronę Lyall i lekko pokręcił głową, a że jego twarz była zasłonięta robiło to na pewno dodatkowe wrażenie.
-A mówiłem.. - nie mógł oczywiście sobie darować takich pięknych słów rzuconych jakby pozjadał wszystkie umysły na świecie. Wiązki mogą dalej zaatakować Lyall, więc dobrze by było gdyby ktoś mu pomógł z nią, bo nie mógł pozwolić, żeby rytuał został przerwany, gdyż straty mogłoby się okazać tragiczne, więc po prostu czekał na Artura, aż zabierze mu młodą spod nóg, na chwilę obecną Diego niczym rycerz na białym koniu, czy czerwonym koniu? Nie pamiętam! Zasłaniał ją własnym ciałem, próbując ogarnąć syf, jaki pozostawiła w energii, czy mu to wyjdzie to już zależało tylko od siły jego woli, niestety nie może oczarować demonów, które mogły się pojawić.
Diego

Diego
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Perfekcyjna fryzura od Schwarzkopf
Zawód : Łowca wampirów i kobieciarz (By Esme)
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Najpierw postaw mi obiad :v
Magia : Maska cienia(podstawa) Manipulacja cieniem (średni)


https://vampireknight.forumpl.net/t2764-diego-chavez

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Adam Pią Wrz 08, 2017 3:36 pm

Głosy były częstym zjawiskiem w jego głowie, tak samo jak mordercze zapędy, twarze poległych kamratów i myśli o powrocie do Rosji aby rozwiązać niedokończone sprawy. Trzeba było sporej ilości samozaparcia z jego strony aby nie dać się skusić żadnej z tych myśli i żyć dalej, jakby nie było to ciężkie i dziwne życie.
Nie dał się im zajść raz dając wszystkim swoją siłę i moc, ale wojna na wielu frontach zawsze była wyczerpująca. Miało się tylko określoną liczbę ludzi i broni aby to ogarnąć.
Sukces kosztował go dużo i Adaś po prostu padł na jedno kolano automatycznie zapierając się, gdyby czemukolwiek co wychodzi ze środka wpadło do głowy znowu go tam wciągać na siłę. Uczył się na błędach i doświadczeniach, więc powinien ogarnąć i to.
Warczał coś niezrozumiałego, pewnie przekleństwa przez zaciśnięte zęby. Musiał utrzymywać swoje stanowisko, póki ktoś go z niego nie zdejmie. Szef nic nie mówił więc nie miał prawa tego dokonać. Ostatnio wytrzymał nawet wtedy, gdy szykowała się na niego eksplozja i czarne nici, teraz też da radę.
- Do tych, którzy się cofają się strzela, ci którzy walczą do końca dostaną nagrodę, mogą walczyć dzień dłużej aż nie zostaną pośmiertnie odznaczeni. – Mruczał cicho maksymę, którą kiedyś wypowiedział jego komisarz. Adam zawsze chciał być jak ten koleś. Nie miał jednej ręki i nie raz był podziurawiony jak ser, ale kiedy szykowali się do manewrów pacyfikujących pierwszy wyszedł z czołgu ze swoją szablą i krzyczał „Bliżej, nie mogę ich dosięgnąć!” Chory skurwysyn, zwichrowany wariat ale wspaniały dowódca i najsilniejszy umysł z jakim się zetknął. Teraz Adam chciał być dokładnie taki jak on. To przez niego zaczął biec na front, aby nie chronić się za ludźmi a pokazywać im gdzie mają biec. Na jednej z jego kurtek z tego okresu ciągle wyrysowana była duża czerwona kropka, aby jego ludzie wiedzieli, że zawsze jest tam z przodu i walczy z nimi ramię w ramię.
Siła nie bierze się z mięśni, a z tego jak wielkie masz jaja i jak bardzo plujesz niebezpieczeństwu w twarz.

Nagle do jego czułego nosa dotarł smród jak wtedy, w tej wiosce którą zbombardowali fosforem. Wszystko śmierdziało jak martwe mięso, było gorąco, a on musiał stać tam i patrzeć jak liczą zwłoki opozycjonistów i sprawdzają skuteczność.
Zrobił dokładnie to samo co wtedy, nadal skupiony odwrócił głowę i puścił pawia gdzieś za siebie. Nie było czasu na użalanie się, a to jego własna wina, że zdecydował się tu nie przyjść na pusty żołądek. Gorąca ręka nie przeszkadzała mu tak bardzo. Stępione nerwy na coś się przydały i mógł tak stać i z godzinę. Był gotowy na wszystko i teraz, gdy wszystko było już ogarnięte na jego froncie mógł powoli posuwać się do przodu. Stanie w miejscu i dawanie się wyniszczać było gorsze nawet od cofania się. Musiał pomóc Esme z tymi dwoma wampirami. Skończyć to, dostać żołd, upić się i w końcu rozwiązać sprawy z bratem.
Adam

Adam
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : blizny, tatuaże
Zawód : Łowca
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : brak
Magia : W KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3225-adas#69072 https://vampireknight.forumpl.net/t3699-adam#80936

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Pią Wrz 08, 2017 8:09 pm

Nie spodziewał się, ze ten cholerny rytuał będzie aż tak ciężki oraz bolesny. Wiele już widział, przeszedł ale jeszcze takiej jazdy to nie miał we wspomnieniach. Jeśli przeżyje, to po dosłownie się upije i nie wstanie z łóżka przez tydzień. No ale właśnie ta kwestia przeżycia.
Uczucie bólu gardła nadal trwało, a dodatkowo jeszcze ten dziwny smród. Słuchał też rad Midori, w końcu młoda musiała mieć doświadczenie w tych sprawach. Więc Beleth! Duma w buty, szowinizm w kieszeń i słuchaj dzieciaka.
- Popierdolone skurwysyństwo.
Warknął pod nosem, otwierając oczy. Coś przebiegło? Gdyby był zwykłym śmiertelnym zapewne podskoczyłby ze strachu. I ten osobnik. Kim był?
- Choleraa...
Kolejne warkoty. Przecież nie pozwoli sobie by jakaś zdziczała runa dyrygowała mu zasady. Stary łowca z doświadczeniem, mający naturę dominującą nie pozwoli by dziwnego coś weszło na jego głowę.
- Nie będzie mi jakaś pizdowata runa dyktowała warunków i wciągała na samo dno!
Aż zęby zacisnął, mięśnie naprężył i jak najszybciej wypełnił głowę różnymi myślami. Między innymi zaczął wspominać swoje dzieciństwo: dorastanie, pierwsze upodlenie wampira. Mimo bólu, tego przeklętego uczucia oraz rozrywania wręcz dłoni to się uśmiechał. Twarz nabrała nieco szalonego grymasu, coby miał przekazać runie że jest gotowy stawić jej czoła. Wampiry pogania w róg, zatem dziwne coś tym bardziej nie może powalić starego Niemca.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sob Wrz 09, 2017 12:48 am

Podanie jednego, niewielkiego pojemnika nie mogło być trudne. Przynajmniej w teorii. W praktyce coś poszło nie tak, jak powinno, tworząc małą, okropnie pachnącą katastrofę. Ups. Chyba powinien mocniej trzymać coś, co mogłoby być porównane do broni biologicznej. Litości, po co ktoś w ogóle stworzył coś takiego? Z pewnością to śmierdzące coś musiało być jakimś wspomagaczem do narzędzia tortur.
Jakaś czarna postać mignęła między jednym mrugnięciem a drugim, całkowicie zaskakując łowcę. Leyasu prędzej spodziewałby się puszczenia pawia przez zgorzkniałego księdza niż tego, że w tak beznadziejny sposób jeszcze bardziej zaszkodzi wszystkim osobom w oranżerii. W końcu rozlana maść wydzielała intensywny zapach, przez który niejednemu mogłoby zakręcić się w głowie i żołądku. Odruchowo zatkał nos, wstrzymując oddech. Wzrok ciemnowłosego powędrował w dół śladem rozlanej maści, powodując odruchy wymiotne, które na szczęście nie były na tyle silne, aby nie mógł ich powstrzymać. Szybko sięgnął po pojemnik, zamykając go. Jeśli cokolwiek tam zostało, to przynajmniej nie będzie terroryzować innych. No, ale nadal pełno tego czegoś zostało na zewnątrz...
Skoro już bardziej nie mógł zaszkodzić, to chociaż powinien postarać się jakoś naprawić to, co przypadkiem zepsuł. Sprawnie rozpiął koszulę i ściągnął ją, wycierając nią resztę swoich ubrań i podłogę, chcąc pozbyć się maści.
Uniósł głowę, słysząc rozkaz dowódcy. Zerknął w stronę nowej łowczyni. Cóż, szczytem marzeń policjanta nie było robienie za niańkę nowych osób, ale przynajmniej w taki sposób mógł się choć trochę przydać i nie zawadzać. A nie chwila, ktoś jeszcze miał dla niego ważne zadanie niecierpiące zwłoki. Nie no, jakby nie miał teraz inne przydzielonego zadania, to na pewno z chęcią porozdawałby te durne zatyczki, robiąc za chłopca na posyłki.
- Najpierw dziewczyna - rzucił, łapiąc paczkę i chowając ją do kieszeni w spodniach. Swoją brudną koszulę wyrzucił przez pierwsze lepsze potłuczone okno. Nie miał czasu na jej lepsze schowanie. Podbiegł do skrzynki, wyciągając z niej bandaż i krew wampirzą, zanim zjawił się przy Laylli. No cóż, skoro łowczyni nie mogła sama odejść od runy, to trzeba jej w tym pomóc.
Wziął dziewczynę na ręce, odciągając ją od runy. Położył rudowłosą na ziemię dopiero wtedy, gdy znaleźli się przy wyjściu. Lepiej niech oboje trzymają się od run i kręgu tak daleko, jak tylko się da.
- Napij się krwi - polecił, podając woreczek z posoką. Przydałby się jeszcze jakiś witamy na wzmocnienie i suplementy diety, hm. - Siedź spokojnie - rozkazał, choć nie zapowiadało się na to, aby dziewczyna miała w tej chwili wstać i rzucić się w szaleńczym biegu do run, chcąc wspomóc innych. Może zdawała sobie sprawę z tego, żeby była tam teraz równie pożyteczna co on.
Nie był wybitnym specjalistą od pierwszej pomocy, ale już nie raz musiał używać bandaża, więc i tym razem nie powinno być z tym problemów. Zgiął kolana, kucając przy młodej łowczyni. Zaczął bandażować dłoń rudej, kątem oka kontrolując sytuacją przy najbliższych runach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sob Wrz 09, 2017 1:19 am

Odzyskanie człowieczeństwa wydawało się coraz bardziej realne. Tak jak kiedyś nie wierzył w przemianę człowieka w wampira, pozostawiając to jedynie w granicach baśni oraz legend, tak aż do teraz nie potrafił rozbudzić w sobie małej iskry nadziei na powrót do starego życia - tego, w którym nie było miejsca na wampiry i zjawiska paranormalne, a wszystko dało się wyjaśnić w całkiem logiczny sposób, nawet jeśli na pewne fakty trzeba było przymknąć jedno oko, a drugie sobie wydłubać, by nie zauważyć pewnych szczegółów. To doświadczenie z pewnością nie zapisze się w jego wspomnieniach jako te najprzyjemniejsze ze względu na wiele drażniących czynników. Ale w tym przypadku coraz bardziej pozwał sobie myśleć o tym, że warto spróbować znieść te dziwne rzeczy. Zmrużył oczy, czując narastające pulsowanie skroni. Spomiędzy warg blondyna wydobyło się coś przypominającego bełkot pomieszany z cichymi warknięciami.
Przynajmniej choć dwie rzeczy dodawały otuchy w tym wszystkim. Łańcuchy nie były już tak dotkliwe, jakby ich działanie osłabło. Na dodatek chłopak coraz bardziej czuł bicie swojego serca.
Chcesz mnie opuścić?
Drgnął, zaciskając palce prawej dłoni w pięść. Zamknął oczy, próbując skupić się na czymś, co mogłoby choć na chwilę odpędzić od siebie to, co siedziało mu w głowie i uporczywie nie chciało wyjść. Nie no, jak mógł się skupić na czymkolwiek przyjemnym, skoro w powietrzu unosił się zapach krwi połączony z czymś, co mogłoby konkurować z fekaliami i kompostem o podium najgorszego smrodu? Na takie atrakcje zdecydowanie nie był przygotowany.
Niech to się już skończy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Esmeralda Nie Wrz 10, 2017 5:19 pm

W chwili kiedy wszystko stawało na przekór łowcom, przyszedł czas na rozkazy ze strony dowódcy. Vladislau widząc co się dzieje zmienił nieco początkowe szyki. Dzięki temu Midori wylądowała przy runie życia, Diego oddawał się swoim kobieciarskim zapędom na spółkę zresztą z Leyasu. A Reszta? Poinstruowana przez starszych stażem bądź też uzbrojona we własne doświadczenie musiała stawić czoła najgorszemu. Każde zachwianie runy powodowało bowiem negatywne konsekwencje jakim był wzmożony pobór energii, dziwne wizję jakich doświadczała część członków rytuału bądź też ryzyko związane chociażby z wybuchem.


Serafiel – wciąż czułeś wokół siebie smród tego dziwnego mazidła. Nie musiałeś szukać osoby odpowiedzialnej za dodatkowe atrakcje, bowiem Leyasu przez jakiś czas stał obok, dzierżąc przy tym przedmiot jej fetorskiej nieprzyjemności. Kiedy otaczał Cię ten zapach naprawdę trudno było się skupić na kontroli runy. Czułeś, że Twój znak jest bardzo zachwiany, a obecność postaci z „innego wymiaru” wcale nie ułatwiała sprawy. Wokół było bardzo gorąco, ale mając zamknięte oczy czułeś jakby coś dotknęło Cię w rękę swoją lodowatą dłonią. Ponownie przeszły Cię ciarki. Coś, bądź też ktoś wciąż próbował oddalić Cię od kontroli runy. Usłyszałeś zniekształcony głos który mówił na tyle głośno, że słyszałeś go z odległości kilkunastu metrów:

Przygotuj się na śmierć klecho. Umrzesz, a po Tobie nie pozostanie nawet pył. Runo nie pochłonie Twoich szczątków. Znikniesz i przepadniesz. Umrzesz w zapomnieniu i strachu. Nikt nie powtórzy nigdy Twojego imienia bo stajesz po stronie przeklętego naczynia. Nie pomoże Ci... umrzesz w bólu... rozpłyniesz się w czasie... upadniesz. Bóg nie będzie z Tobą albowiem on nie istnieje. Czekaj na swój koniec bo jest bliski…


Był dziki, bardzo nieprzyjemny dla ucha i zapewne należał do kogoś, kogo nie chciałbyś spotkać w żadnym ciemnym zaułku.

Mimo modlitwy runa wiary zaczęła niebezpiecznie drgać. Ciemne refleksy pochłaniały większą część znaku, a na ciele Serafiela pojawiły się ciemne pręgi…


Leon – musiałeś wyglądać przekomicznie z tamponami w nosie, które miały uchronić Twój węch od piekielnie smrodliwego zapachu. Właściwie nie spodziewałeś się, że z pozoru prosta misja ocucenia księdza może zakończyć się totalną katastrofą. Maź była prawie wszędzie – na Serafielu, Leyasu, podłodze… Część smrodliwego ustrojstwa dotarła nawet do kręgu, co dodatkowo zachwiało i tak wątpliwą już równowagę run. Zacząłeś się modlić razem z Serafielem, chcąc również skupić się na samych dobrych wspomnieniach. Nie było Ci to dane… W Twojej głowie pojawiały się obrazy przedstawiające wszystko na opak… Żona witająca od progu? Za chwilę upadła na ziemię zalewając się krwią. Dziecko? Urodziło się martwe, a ty czułeś wokół siebie zapach słodkiej posoki. I wtedy to dostrzegłeś… Niedaleko Serafiela stała ciemna postać, która roztaczała przed nim niezbyt pozytywną wizję przeszłości.

Leon również słyszy monolog skierowany do Serafiela. A runa człowieczeństwa? Zaczęła zalewać się czernią, która tworząc nici zaczęła migrować do wnętrza kręgu.


Diego – byłeś w swoim żywiole, kiedy przyszło Ci ratować damę z opresji. Ty, rycerz na białym koniu i kobieta o rudej czuprynie i latach niższych niż Twoje dotychczasowe  źródła zainteresowań. Ale i na Ciebie musiał przyjść czas – gorąca krew, kryzys wieku średniego i te sprawy! Powracając do realizmu, sytuacja wcale nie wyglądała na ciekawą. Nie dość, że jakiś pajac wylał śmierdzącą maź (tak, zachwieje to równowagę Twoich perfum i sam będziesz wyglądał jakbyś wyszedł właśnie z obornika :(), to jeszcze runa wcale, ale to WCALE nie chciała współpracować. Okazało się, że wyrwanie Lyalli z objęć szalonego znaku nie było zbyt prostym zadaniem. Siłowałeś się, a jakże. Kto jeśli nie ty – don Juan, władca niewieścich serc i obrońca uciśnionych.  Upór się w końcu opłacił, ponieważ wraz ze swoją młodszą towarzyszką wylądowaliście na ziemi, kilka metrów od kłopotliwego znaku. Za chwilę obok pojawił się również śmierdzący jegomość świecący gołą klatą. Potencjalne zagrożenie dla fejmu i zajebistości jakie wokół siebie roztaczałeś.


Leyasu – chcąc nie chcąc stałeś się bohaterem pierwszego planu gdy nie patrząc pod nogi potknąłeś się na prawie równej drodze. No cóż, wypadki chodzą po ludziach, ale nie płacz, bo każda łza sprawia, że gdzieś na świecie mazgai się maleńka panda.  Nie mogąc przyzwyczaić się do woni nowych perfum postanowiłeś zdjąć koszulę i się jej pozbyć. Nawet mądre posunięcie, bo nawet jeśli maź nie wyżerała materiału, to wdychanie jej przez długi czas było dalekie od wszelkich znanych Ci przyjemności. Postanowiłeś wykonać rozkazy jakie Ci przydzielono, dlatego po chwili znalazłeś się obok jakiegoś latino lovera i nieszczęsnej rudowłosej dziewczyny. Niestety nieprzytomnej, dlatego pojenie jej krwią nie było zbyt udanym działaniem. Bandaż którego użyłeś przy bandażowaniu jej krwawiącej dłoni był daleki od sterylności, ponieważ wziąłeś go w brudne łapska No cóż, sprzedanie dziewczynie gronkowca uznaje za punkt udany! Skąd jednak możesz o tym wiedzieć, wszak daleko Ci do medyka. Masz teraz inny problem, bo na Twoim ciele zaczęły wykwitać ciemne i bardzo niepokojące znaki. Runy jakich nie znałeś – wyglądające jak lustrzane odbicia run Esmeraldy. Sam proces ich pojawiania był prawie bezbolesny, ale piekło to niemiłosiernie. Wypalały się? Na to wyglądało.

Stan Lyalli – dziewczyna jest nieprzytomna i bardzo blada. Ma gorączkę, a na jej ciele znajduje się mnóstwo krwawiących obrażeń jakie zadał jej krąg w czasie gdy próbował ją wciągnąć. Rana się zaogniła gronkowcem, ale nie daje to jeszcze objawów. Gorsze jest to co rzeczywiście widać – krąg musiał jakoś zatruć nieszczęśnicę, na której ciele pojawiły się krwawe i ciemno-sine wykwity.


Belet – tak, pierwszy raz przyszło Ci się zmierzyć z czymś tak popapranym. Wizje nie napawały radością i szczerze mówiąc były dość niepokojące. Ale nie to było najgorsze… Jeśli rozejrzysz się wokół zobaczysz, że inni znaleźli się w naprawdę niezłej dupie. Ba. Nawet ta część gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę jest po stokroć piękniejsza, milsza i przyjemniejsza niż to co do cholery wyprawiało się w tej przeklętej oranżerii. Wkurzyłeś się, o tak. Żaden znak nie będzie Tobą dyrygował, a zwłaszcza przy runie związania. Byłeś przecież poskramiaczem, czy tak? Nawet nie mając wcześniejszego kontaktu z tą magią musiałeś coś zrobić nim będzie za późno. Krąg złapał Twoją rękę w sidła i nie chciał wypuścić. Wciągnąć do środka i prawdopodobnie pozbawić życia. Wyssać do cna z krwi, energii, żywotności. Taki był cel, ale nie z Tobą te numery. Każdy z łowców wybierał przyjemne dla siebie chwile, ale tylko w Twoich występowały ból i cierpienie innych jednostek – wampirów. Runa drgała, a eteryczne nitki wciąż próbowały Cię przeciągnąć na swoją stronę. W końcu odpuściły, a runa wróciła do gry pozbywając się negatywnych wpływów i niepokojącej czerni. Jest jednak minus, bowiem zostałeś zainfekowany jakimś syfem. Czujesz jak temperatura ciała gwałtownie rośnie i pojawiły się całkiem solidne zawroty głowy. Stracisz przytomność? Ledwo już stoisz… Na Twoim ciele zaczęły pojawiać się krwawe wykwity, zupełnie jak te znajdujące się u młodej łowczyni.

Adam – naprawdę zwariowany z Ciebie gość, ale to się ceni. Byłeś skupiony na swoim zadaniu i jako jeden z niewielu nie otrzymałeś specjalnych rozkazów. Dowódca Ci ufał i jak na potwierdzenie Twoja runa trzymała się całkiem dobrze. Wpływy z innych znaków? Oczywiście, niejednokrotnie ciemne wstążki energii próbowały dopaść do Twojego znaku, ale runa była równie szalona jak ty – pożerając każdą ciemną energię i świecąc przy tym jeszcze ładniej. Jesteś prawdziwym weteranem, ale nie każdy może dziś stać spokojnie. Jesteś świadomy tego co się dzieje wokół Ciebie i wyczuwasz dziwne drgania ze strony runy życia i wiary. Czy to znak, że niedługo wybuchną?

Midori – sytuacja na froncie zmieniała się jak w kalejdoskopie i to niestety na waszą niekorzyść. Zostałaś oddelegowana do runy życia, która była w naprawdę opłakanym stanie. Diego, Lyalli i Leyasu opuścili rejony znaku w tej chwili kiedy ledwo zdążyłaś się podłączyć. Uderzyła Cię niesamowita fala gorąca i miałaś okazję doświadczyć jak bardzo czeka Was trudne zadanie. Znak był bardzo rozchwiany, chwytał duże ilości energii i produkował ogrom ciemnych nitek, które bardzo szybko przenikały do wnętrza kręgu. Czy pozytywne myślenie wystarczy by uspokoić zachłanną runę? Pokaż wszystkim że potrafisz sprzątnąć każdy, nawet najbardziej kłopotliwy bajzel!

Ach… minusem jest to, ze runa życia wydziela jakieś trujące strzępy energii które poraniły Lyalli. Uważaj zatem… oczywiście jeśli nie chcesz sobie przypomnieć scenariusza z poprzedniego odwampirzania.

Vlad – ostatni będą pierwszymi jak to mawiają. Udało Ci się poprzestawiać nieco szeregi, co było dobrą decyzją. W końcu gdyby nie ty, prawdopodobnie runa życia poszłaby się kochać przez brak zasilającego ją łowcy. Co by się wówczas stało z pozostałymi? Niestety nawet pomimo prób, sytuacja na froncie wciąż się pogarsza. Nie widzisz co prawda demona przemawiającego do Serafiela, ale masz doskonały podgląd na pozostałych. Ledwo żywą Lyalli, opadającego z sił Beleta, Serafiela… Nawet Leon zdaje się być mniej wyraźny niż do tej pory.


Stan Esmeraldy:

Temperatura ciała łowczyni już dawno przekroczyła 42 stopnie. Kobieta jest bardzo blada, a na jej ciele widoczne są ciemne siatki żylne. Pojawiło się krwawienie z nosa, ale wygląda na to, że jest to raczej ignorowane. Z niektórych run wciąż płyną wiązki ciemnej energii, które wiążą łowczynię i ranią jej dłonie. Widząc co się dzieje Esmeralda zaczęła szeptać coś w niezrozumiałym języku, dzięki czemu krąg na chwilę zdawał się uspokajać. Nie na długo, bowiem wiązka ciemnej energii z runy wiary wystrzeliła w stronę kobiety i skutecznie ją zakneblowała. Aktualnie ciemne nici znajdują się na jej ustach i nosie co utrudnia, jeśli nie całkowicie uniemożliwia oddychanie. Runa życia jest całkowicie czarna i drga jakby za chwilę miała wybuchnąć.

Wampiry/ Ludzie

Dziewczyny:

Obie znajdujecie się w objęciach Morfeusza, co jest dużym plusem ponieważ na tą chwilę nie odczuwacie już bólu i cierpienia. Nie jesteście już świadome faktu, że ciemne nitki krępują wasze wątłe ciała i wwiercają się w nie tworząc rozległe rany. Kto wie, może gdy się obudzicie wszystko to okaże się tylko odległym wspomnieniem.

Śpicie, dlatego nie piszecie w tej turze. Na wasze życzenie mogę poprowadzić rozgrywkę w świecie Waszych snów. Jeśli coś takiego wchodzi w grę – proszę o info (wraz z oczekiwaniami/życzeniami) na pw.

Panowie:

Wciąż walczycie z wampiryzmem, a sytuacja panująca wewnątrz kręgu staje się powoli nie do wytrzymania. Coś niedobrego dzieje się z łowczynią, bo nie dość, że jest rozpalona jak piec, to jeszcze coś krępuje jej ruchy. Wciąż czujecie zawroty głowy, ale  obecny wszędzie zapach krwi już nie drażni Waszych zmysłów. Czujecie za to bicie serca – co jakiś czas wstrząsające jeszcze wampirzym ciałem. Ten krąg to jakiś cholernie dziwny twór, bo wiązki ciemnej energii dosięgły również Was i śpiących towarzyszek leżących obok.
Czujecie jak energia zaczyna wżynać się w ciała, co jest po dziesięciokroć bardziej upierdliwe niż ten antywampirzy łańcuch. Ciemne więzy ranią do krwi i z całym impetem próbują rozerwać ciała na strzępy. Chyba nie tak miało wyglądać to całe odwampirzanie.


Kolejność dowolna (ale wolałabym żeby Adaś odpisał pod koniec).
Na posty czekam do 15 września do godziny 18 czasu polskiego. Po tym czasie nie czytam już spóźnionych postów.
W przypadku pytań bądź wątpliwości uprzejmie proszę o kontakt na pw/gg.
Zezwalam na dołączenie max 3 dodatkowych osób pod warunkiem, że dowódca wyrazi zgodę i będzie w stanie wezwać oraz poinstruować nowo przybyłych.


Enjoy~
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Nie Wrz 10, 2017 8:41 pm

Post pisany na kartce, także jakby ktoś nie umiał się odczytać, to ma problem można zapytać, co tam jest.
1, 2, 3.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Midori Pon Wrz 11, 2017 4:14 pm

Gorąco, gorąco, gorąco! - ciężko akurat było przeoczyć ten fakt, patrząc na to, że znajdowała się tak blisko tej runy! No! W sumie, czemu była taka bardzo, bardzo ciepła? To wina dziewczyny? W sensie, tej poprzedniej, która tutaj stała. Tak? Nie? Nieważne! W końcu to teraz ona tutaj była i miała się zająć sprawą! Na dodatek ta czerń. Zdecydowanie źle. Bardzo źle. No to... Gdzie jest miotełka i szufelka? Czas posprzątać!
Czerń, czerń... Czerwień... Czerń... Czerwień... Właśnie! Hej, Runo - wewnętrzny uśmiech, jakby nic się nie działo - chociaż upał był naprawdę nieznośny! - i skupienie myśli, by dotarły do niej. - Szczerze mówiąc, w czerwieni ci o wiele ładniej. Słowo - no, to czas na rozmowę Midori i Runy! W sumie, dlaczego to robiła? Bo czuła gdzieś wewnątrz siebie, że skoro reagowała na emocje, uczucia czy chociażby wspomnienia, to docierało do niej, jak do innej osoby nawet i zwyczajne słowa.
A skoro i tak inny nie słyszał jej myśli, to kto zabroni jej spróbować przekonać runę do własnej racji?
Pokaż, że jesteś wyjątkowa. Śmiało. Nie wstydź się. Czemu masz pokazywać tą stronę, skoro posiadasz o wiele piękniejszą? Nie chcesz, by każdy podziwiał twoje piękno? - dodała jeszcze. - Czerwień zdecydowanie lepiej ci pasuje. Może pokażesz mi, jaki odcień jest twój ulubiony? Co ty na to? - nie miała nic negatywnego na myśli, ciągle wysyłała ku runie pozytywne nastawienie. Tak. Pomimo tej sytuacji, nie myślała teraz o niczym strasznym. - Chętnie się dowiem. Z pewnością jest dużo odcieni czerwieni. No... I te witki, zdecydowanie rujnują twoją urodę. Pokaż swoje piękno, wiem, że dasz radę. Wierzę w ciebie!
Prawdę mówiąc, męczyło ją to. W sensie to, że runa pobierała więcej energii, więc po pewnym czasie odczuwała to. Mimo to, nadal próbowała zarazić runę swoim pozytywnym nastawieniem. Może da się przekonać do słów małej pokojówki?
Midori

Midori
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Znak rodowy - tatuaż na plecach
Zawód : Łowca wampirów/ Cosplay'erka w wolnym czasie / Nauczycielka w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Marcoś! (Zgoda była!)
Magia : Pieczętowania


https://vampireknight.forumpl.net/t1998-yukari-sukeri#42877 https://vampireknight.forumpl.net/t2018-midori#43120 https://vampireknight.forumpl.net/t2814-mieszkanie-midori#59996

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Grigorij Pon Wrz 11, 2017 8:30 pm

No to się porobiło. Na żadnej całonocnej popijawie w Rosji nie było tyle atrakcji co tutaj na jednym półgodzinnym posiedzeniu. Lyalli trwale odpadła, ale na szczęście żyła. Chyba... Wydawała się wcześniej twardsza, ale z drugiej strony co innego walka z wampirami, a czym innym jest sam rytuał. Powoli Vlaidlau dochodził też do wniosku, że zabieranie za każdym razem Leyasu mija się z celem. Ciągle coś jest nie tak, zupełnie jakby los się uwziął na tego policjanta. Albo jakby coś się na niego uwzięło. No nic. Przynajmniej jest komu odciągnąć dziewczynę. Vlad wziął dwa głębsze oddechy i nieranioną rękę podniósł aby uruchomić komunikator.
- Potrzebne wsparcie. Przyślijcie mi Noah i Williama. - wypowiedziane bez cienia emocji słowa zostały przyjęte przez czekającego na komunikaty łowcę, który przekazał rozkazy dalej. Nie trzeba było być mistrzem sztuk magicznych ani nawet rachmistrzem by zauważyć, że jest ich za mało. Najwyraźniej nie tylko jakość odwampirzanych wampirów, ale też i ich ilość działają niekorzystnie zwielokrotniając wręcz trudność rytuału. Na takie wypadki właśnie było kilku łowców w odwodzie. Obu Vlad dobrze znał i ufał im. Powinni wkrótce wkroczyć. Vladislau omiótł wzrokiem to ich małe pobojowisko.
- Skazaniec, wróć do Runy Życia. Midori, gdy Convict dołączy się do swojej runy wracaj do Runy Związania. - rzekł widząc co się święci. Nie miał wglądu w wizje swoich podkomendnych, ale był wystarczająco stary i zaprawiony w boju by wiedzieć kiedy człowiek zaczyna ciągnąć na ostatnich rezerwach. W dodatku Midori specjalnością była magia pętająca. Jak nikt nadawała się do tej runy. Ponownie przyszedł czas na wspomnienie wspólnych zabaw z braćmi gdy dopiero uczyli się życia. Gdy jeszcze mogli by beztroscy. Bez konieczności ciągłej walki. Widział co się dzieje wewnątrz kręgu. Wiedział jednak, że Esmeralda była świadoma tego co może się wydarzyć. To była jej odpowiedzialność. Jego odpowiedzialnością natomiast było aby utrzymać krąg i dać jej dość mocy by mogła wszystko zakończyć. Gdy rytuał się dopełni wszystko zniknie. Jak i wcześniej. Gdy wkroczą posiłki świecące wizjery wilczego hełmu obrócą się w ich stronę by bezceremonialnie wydać polecenie.
- Obaj natnijcie nadgarstki rytualnym nożem i upuście nieco krwi do naczynia. Broń zdajcie do kamiennej skrzyni i zamknijcie ją. - rzekł mimo, iż wiedzieli co mają robić. Wolał jednak uniknąć pomyłek gdyż w stresie nawet najlepsi potrafili popełnić błąd. Gdy dokonają dołączenia do rytuału czas nadszedł by poinformować łowców o ich rolach.
- Noah, zastąp Kowboja przy Runie Człowieczeństwa. Daj jej dobre myśli i staraj się kontrolować przepływ krwi. Ty Leon idź do Runy Wiary. - w pierwszej kolejności zlecił tę roszadę gdyż Serafiel zwykle dostawał mocno w kość od swojej runy, a Leon wszak był silnie wierzący. Może okazać się nieocenionym wsparciem. Sam Noah zdawał się nigdy nie zatracić swego człowieczeństwa. Vlad nie zwlekał jednak dłużej jak sekundę z kolejnymi rozkazami.
- William, zastąp Beleta. Ty Belet wycofaj się i odpocznij chwilę. - rzekł sucho. Cornelius nie potrzebował szczegółowych instrukcji. Wiedział co ma robić, a i ten typ runy nie był dla niego szczególnie obcy. W dodatku zadziwiająco dobrze zwykle współpracował z ich Pokojówką. Razem może zrobią porządek z tą runą. Kolejne kilka oddechów wyrównujących bicie serca, a tym samym i tętno. Wizjery Vlada zwróciły się ku jego bratu. Zupełnie jakby nie dostrzegał sceny pomiędzy nimi. Ignorował to wiedząc, że wnętrze kręgu to nie jego sprawa. Po co martwić się na zapas. Zresztą póki oni trwają Esmeraldzie nie będzie nic czego nie mogłaby wyleczyć.
- Lwie. Esmeralda potrzebuje naszej siły i wytrzymałości. Zabawne, że te runy są niemal bliźniacze, co? - rzekł i tym razem w jego chłodnym głosie dało się dosłyszeć nutę ciepła, jakby rozbawienia. Miał specyficzne poczucie humoru od zawsze. Poza tym to świadomość obecności bliźniaka wywoływała pozytywne emocje. Vlad skupił się. Zwiększył nieznacznie przepływ krwi. Runa była stabilna, ale to było za mało. Trzeba było uspokoić pozostałe znaki. Zaczął wspominać dni gdy hartował ciało w rosyjskich śniegach. Czas gdy uczył się kontroli nad własną wolą i ciałem by skorzystać z rodowej magii. Momenty gdy wraz z bratem przeciwstawiali się rzeczywistości zmieniając ją podług swojej woli. Tak będzie i tym razem. Darkhawk i krew to nierozerwalne połączenie.
Grigorij

Grigorij
Łowca (D)
Łowca (D)

Krew : Ludzka 0
Zawód : Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Magia : Magia Krwi


https://vampireknight.forumpl.net/t1683-vladislau-darkhawk#35268 https://vampireknight.forumpl.net/t1731-grigorij-petrowicz

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Cornelius Weidenhards Pon Wrz 11, 2017 9:33 pm

Pamiętał to miejsce, pamiętał bo w nim był nieco przed zaczęciem ceremonii odwampirzenia. Dlaczego nagle gdzieś uciekł, dlaczego go zabrakło? Jak zawsze był na odwampirzeniach, tak te opuścił bez usprawiedliwienia. Powód który jednak zmusił go do wycofania musiał być istotny dla życia Corneliusa. Niemniej jednak to go nie usprawiedliwiało. Znikł i zostawił załogę. Był zastępcą, lecz wiedział że zespół łowiecki był zgranym, dlatego też nie wątpił w jego skuteczność. Przez całe trwanie rytuału, mężczyzna nie wrócił, nawet jeśli by chciał. Wiedział iż gdy rytuał jest rozpoczęty, to nikt nie może do niego przystąpić. Jednak w chwili gdy ktoś zaapelował o jego powrót, mężczyzna bez większego zastanowienia, podjął decyzje o powrocie. Skoro był wzywany, musiało się niezbyt zaciekawię dziać, przez co priorytetem dla łowcy stało się przybycie tutaj. Pojawił się w oranżerii, po czym się rozejrzał się po niej. Jego przybycie szybko zostało zauważone, przez co już po chwili Cornelius usłyszał rozkaz od Vlada. Wiedział co robić, przez co wzrokiem odnalazł Beleta. Przybył bez maski, bowiem nie było czasu na to. W chwili gdy wypatrzył osobę z która miał zastąpić, podszedł standardowo do skrzyni, którą otworzył po czym zdjął bezceremonialnie płaszcz w którym znajdowała się broń i większość ekwipunku. Zsunie ze swojej ręki opaskę uciskową, która ukryje w kieszeń, po czym sięgnie po ostrze, patrząc na swoją dłoń wyniszczoną już przez lata walki, ale i przez rytuał ostatniego razu. Złapał za ostrze, po czym szarpnie rękojeść nożyka, który odłoży, po czym skupi się na tym by do naczynia wlać cząstkę siebie. Wziął głębszy wdech, wiedząc iż konieczne będzie tu zachowanie spokoju, przez co po oddaniu krwi skierował się do runy, by przystąpić do Beleta, który gdy tylko wyczuje obecność Zastępcy, mógł także odczuć jak ten prawą ręką złapał go w pasie niczym lalkę, podtrzymując by czasem nie padł na twarz. Wiedział jak bardzo łapczywa potrafiła być ta Magia co też nie raz doświadczył, co upewniało go w tym iz taka pomoc była jak najbardziej przydatna, niezależnie od osobowości. Wracając jednak. Lewą dłoń uniesie nad runę, chcąc się do niej "podłączyć".
-Wycofaj się powoli.
Rzeknie gardłowo do mężczyzny, choć przypuszczał że to ten typ, co on sam, uparty darzący do końca za wszelką cenę. Niemniej jednak to nie była prośba, a rozkaz. Karmiciele run powinny być silni i spokojni, a Belet na obecną chwile już taki nie był, przez co runa mimo jego starań reagowała jeszcze bardziej negatywnie, co odbijało się w późniejszych etapach rytuału an pozostałych członkach oświaty. Skupiając sie na zachowaniu spokoju ducha, obserwował badawczo pozostałe runy, mając nadzieje że stan ten w której się pojawił nieco się ustatkuje.


Ekwipunek:
Cornelius Weidenhards

Cornelius Weidenhards
Łowca Z-ca
Łowca Z-ca

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Wszystko. Oczy, zęby, cera, charakter. Wroga aparycja.
Zawód : Łowca Wampirów.
Zajęcia : Brak
Magia : Molekularne unieruchomienie (Zaawansowany), Mentalne zwierciadło (średnio-zaawansowany)


https://vampireknight.forumpl.net/t1356-cornelius-weidenhards#25749 https://vampireknight.forumpl.net/t1381-cornelius-weidenhards https://vampireknight.forumpl.net/t1399p25-apartament-corneliusa-weidenhards-netara#42843

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Serafiel Sro Wrz 13, 2017 3:29 pm

Dobra... Sprawcę jednak nie musiał długo szukać... Tuż obok niego znajdował się ten, który sprawił, że doznawał ino dodatkowego cierpienia, tym razem w postaci zapachu. Jego, i tak już kiepski nastrój, nie polepszył się z tego wszystkiego. I weź się spróbuj skupić z tego wszystkiego na kontroli tak trudnej runy. Oczywiście, nie można było zapomnieć o jednym, rudowłosy ksiądz był cholernie upartą osobą. Dlatego też nie zamierzał odpuścić i nawet jeśli sytuacja pogarszała się, nie poddał się. Co to, to nie!
Ale serio, niech ten ktoś się odczepi od niego.
Zdecydowanie było nie tak. Pomimo wszechogarniającego gorąca, które tutaj dominowało, poczuł nagle lodowatą dłoń na swojej. Przygryzł dolną wargę. Mimo to, nie poddawał się. Nie. Niech spada. Nie odda mu żadnej kontroli, ani niczego więcej. Ale serio, za blisko był!
Ah... Słowa? Zdecydowanie nieprzyjemne. Brrr... To nie jest coś, z czym chciałoby się mieć do czynienia i zapewne w każdej innej okoliczności pobiegłby po wodę święconą. Albo egzorcystę. Albo kogoś, kto umie odpędzać demony.
Jednakże... Czy naprawdę był taki nieczuły?
Śmierć...? Ja... Ja tutaj zginę? - pomyslał. - Oczywiście, że boję się śmierci. Kto normalny by się nie bał. Ale wiesz co? To jednak nie sprawi, że wycofam się i poddam. Nie zamierzam. Nawet jeśli moje ciało zmieni się w proch, a dusza przepadnie. Pan będzie ze mną.
I chwila, przeklęte naczynie? Ten ktoś zdawał sobie sprawę, że nie miał pojęcia - omijając kwestię umierania - o czym on mówił? Nie miał aż takiego pojęcia... Co właściwie się stanie z nim, jeśli dalej będzie szło tak źle.
Wziął głębszy wdech - Shin, ignoruj ten smród, to nic, skarpetki twojego kuzyna są gorsze - by tym razem wyciszyć się całkowicie. Nie uważał, że tamten, co mówił mu rzeczy jego niezbyt miłej śmierci, były prawdą. Obstawiał, że robił po to to, by się poddał. A on się uparł, że pokaże i nie odpuści!
A, i przez to, że miał zamknięte oczy, nie widział, że coś mogło pojawić się na jego ciele.
Serafiel

Serafiel
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Pomarańczowe oczy z pionowymi źrenicami, tatuaż na prawym ramieniu
Zawód : Kapłan i łowca. No i ma ukończone studia medyczne, więc chyba lekarz.
Zajęcia : Brak
Magia : Aura: Leczenie,niewrażliwość, światło


https://vampireknight.forumpl.net/t1954-serafiel-tsuda#41612 https://vampireknight.forumpl.net/t1957-serafiel#41704 https://vampireknight.forumpl.net/t1956-biedne-mieszkanie-w-srednioladnym-blokowisku

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Adam Czw Wrz 14, 2017 4:31 pm

Łowca splunął na bok i wytarł dłonią mokre od śliny i wymiocin usta. Niby powinno mu być przykro, że dołożył swoją kostkę zapachową do tej szalonej tonacji, ale w sumie po pociągnięciu nosem nadal czuł tylko solidny smród tego au naturel ścierwa. Znowu jakby targnęło go na torsje, ale już nie miał czym więc tylko walnął ręką w posadzkę. Mogło się zdawać, że to takie małe nic ale dla bardzo zezwierzęconego Adama empiryczne poznawanie świata było niezwykle ważne i potraktowanie czułego nosa taką wybuchową mieszanką wywoływało naturalne odruchy ciała, które były bardziej niż poza jego kontrolą.
Za to doskonale słyszał swojego brata, który zaczął rozporządzać ludźmi w jakiejś przedziwnej roszadzie i nie było co się temu dziwić. Wszystko wyglądało jak ta mina przeciwpancerna na której ostatnio sam stał. Wypił dosłownie łyk wody, aby zwilżyć usta i pozbyć się posmaku, a resztę wylał na podpiekaną rękę i twarz aby trochę się schłodzić i orzeźwić.
Nadal był zmęczony i w sumie tylko dzięki na poły wrodzoną i na poły wyuczoną determinacją i upartością jeszcze stał i opierał się temu potwornemu zmęczeniu. Gdyby mógł dostałby pewnie gęsiej skórki, gdyby się dało może nawet by odpuścił, ale wtedy zaczepił go brat.
Adam uśmiechnął się w ten sposób, w który uśmiechałyby się drapieżniki, gdy w końcu dojdą półżywą i zabieganą ofiarę, gdyby tylko natura nie poskąpiłaby im w mięśniach twarzy. Doskonale rozumiał o co mu chodzi.
- Vladi, to zawsze ja byłem tym silniejszym. – Warknął co mogło wydawać się trochę opryskliwe, ale ważne było to, że Grzesiu mógł rozpoznać po mimice i spojrzeniu co ma na myśli bliźniak. Nie musieli ze sobą rozmawiać, aby przekazywać sobie coś naprawdę istotnego. Słowa były właściwie po to aby głupio nie wyglądało milczenie i żeby pomóc sobie wzajemnie skupić uwagę.
Niełatwo, ale musiał przyznać mu rację. Na cholerę grzebać w bagnie teraźniejszości, gdzie trzeba było wyłuskiwać pieczarki z czegoś co pachniało nawet gorzej niż łój ze słoika. Obydwoje robili rzeczy, za które nawet najbardziej miłosierny ksiądz nie da nigdy rozgrzeszenia. A z czego lepiej czerpać i dawać siłę i moc jak nie z tej relacji, którą mieli? Z tego pięknego okresu, gdy byli młodzi i największy problem jaki mieli nie byłby obecnie nawet brany pod rachubę?
Adam wstał i złapał się mocno za rękę zapierając z całych sił, aby upierdliwe nitki nie miały podejścia.
To wręcz bratersko-poetyckie, że byli ustawieni naprzeciwko siebie. Trochę jak dwa ostatnie stabilne filary podtrzymujące walący się dach. Ich energia ścierała się na samym środku tworząc bardzo solidną mieszankę, która jeśli nie postawi Esme na nogi, to już nic innego nie zadziała.
Trzeba było zrobić to czego inni nie potrafili, zamiast przyjmować baty w końcu je rozdawać. Zamiast przyjmować manto, które zbiera Esme dać jej wszystkie zasoby do tego aby sama mogła go spuszczać.
Z resztą tak robili to zawsze, stawiali się razem problemom bo zawsze mieli siebie wzajemnie. Tam gdzie jeden padał z wycieńczenia drugi podnosił go na nogi solidnym klepnięciem w plecy. Siła i wytrzymałość to były ich koniki odkąd musieli panować nad sobą i stawiać się pogodzie z ostatniego kręgu piekła, morderczym treningom w tejże i gdy musieli panować nad sobą podczas nauki rodowego sekretu.
Esme była teraz na samym środku tego bratersko-męskiego duetu, który był w stanie przy pomocy patyków wyżyć razem w środku mroźnego lasu. Można powiedzieć, że oprócz sporej dawki testosteronu dostawała też inne najlepsze cechy bliźniaków.
Adam

Adam
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : blizny, tatuaże
Zawód : Łowca
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : brak
Magia : W KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3225-adas#69072 https://vampireknight.forumpl.net/t3699-adam#80936

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Noah Czw Wrz 14, 2017 10:12 pm

Dzień zapowiadał się świetnie, naprawdę. Noah mógł się porządnie wyspać, wypił ulubioną kawę latte macchiato z dodatkiem waniliowego syropu, a dopiero wtedy ruszył swoje cztery litery do łowieckiej siedziby. Wiedział co się święci, natomiast tak jak to on, na wszystko miał czas. W szczególności, że został poproszony przez dowódcę o bycie w pogotowiu. Tak też jak możecie się domyślić, było. Czekał w spokoju na swoją kolej. W momencie gdy krótkofalówka się odezwała, a on został poproszony o przybycie na miejsce, akurat wypalał kolejnego papierosa. Nie było mowy o chwili zwątpienia, zawahania, czy odstawienia swego obowiązku na później. Był potrzebny tu i teraz. Jego doświadczenie, nieustępliwy charakter, a przede wszystkim zaufanie Grigorija do samego rasta łowcy. Toteż popędził na miejsce, rozejrzał się dokładnie. Przeanalizował w mgnieniu oka wszystko co tylko było w zasięgu jego spojrzenia.
Dostał polecenie. Choć osobiście nie brał udziału w procesie odwampirzenia, miał pojęcie czym to grozi, a przede wszystkim na czym to polega. Zdawał sobie doskonale sprawę jaka jest jego rola w całym zajściu. Od dawna korzysta z pewnych magicznych procesów, co prawda odmładniających jego ciało fizyczne, jednakże jest to już jakimś doświadczeniem, stycznością z magicznym światem, a również nie należało to do najprostszych. Poruszał się tuż za zastępcą, wykonując bardzo podobnie te same czynności. Nacięcie swego nadgarstka, upuszczenie krwi do odpowiedniego naczynia. Zdanie swoich broni nieco się różniło. W porównaniu do Cornelius'a, on nie był odziany w płaszcz w którym to było wszystko co potrzebne. Zdjął ze swych dłoni rękawice, z paska odczepił kaburę. Oraz zostawił skórzaną torbę, wszak tam trzymał dodatkowo nóż oraz granaty, a z kieszeni wygrzebał porozrzucane naboje, które również umiejscowił w skrzynce. Z wcześniej podciągniętymi rękawami od kurtki ruszył w kierunku runy człowieczeństwa. To właśnie tam miał zmienić kowboja. Swoją drogą, to oni jeszcze nie wyginęli? Albo inaczej, co robi kowboj w Japonii? Ich celem nie jest ujeżdżanie konia przypadkiem? If u know, what I mean.
Cóż, nie przeciągając za bardzo. Noah uważnie i powoli zbliżył się do runy człowieczeństwa. Polecenie dowódcy przyjął do świadomości bardzo dokładnie. Swoją drogą, chyba lepiej nie mógł wybrać. Przesyłanie pozytywnej energii i kontrola nad przepływem krwi. Robota jak sam znalazł dla francuza, który wśród łowców znany jest jako wesołek. Bo, kto inny wchodząc do tego burdelu miałby na twarzy wymalowanego wielkiego banana? No, który szaleniec? Adalbert był znany ze swojego niezachwianego charakteru, wiecznego pozytywnego myślenia, tego jak potrafił dbać o swoich towarzyszy. Poproszenie go o wsparcie wydaje się niesamowicie rozsądne.
Będąc już przy Leonie, odezwał się w końcu. Po raz pierwszy odkąd tutaj się pojawił.
- Kowboju, czas na podmiankę. Siodłaj konia i daj mi się tym zająć.
Cornelius już się zamienił, więc przyszła na nich pora, co nie? Spokojnym ruchem podniósł swą lewą rękę w celu podłączenia się do runy człowieczeństwa. Zatem, no cóż. Pora i na niego, i jego ekstrawertyczny do bólu sposób bycia. Chociaż nie, chwila. Zapach, okropny smród podrażnił jego nozdrza niesłychanie. Co za skurwesyn się zesrał w takiej sytuacji? Zmuszony do jakiejś reakcji, przyłożył prawy rękaw kurtki do nosa, aby co nieco powstrzymać ten piorunujący odór. Dobrze, że pachniał on delikatną nutą wanilii i tytoniu, wszakże zapach, który jest wydzielany przez jego papierosy dokładnie wsiąknął w jego ubrania. Na dodatek w kieszeni kurtki, tej umiejscowionej na prawym ramieniu trzymał ukręconego joint'a. Najwyższej klasy marihuanen, które nawet przez materiał delikatnie uprzyjemniało otoczenie swoim pięknym, specyficznym zapaszkiem. Zaciągnął się nim, żeby uprzyjemnić sobie życie, bo przecież wypalić go nie wypadałoby teraz, co nie?
Odegrał w swojej głowie retrospekcję. Powrócił do dzieciństwa, tego jak mając kilka lat grasował po ogródku rezydencji w stolicy Francji, Paryżu. To właśnie tam spędził piękne, beztroskie chwile, polegające na zabawie w chowanego z innymi dzieciakami, ganianiu się w berka, czy odgrywaniu baby jagi. Tak to było, w okolicy mieszkało kilkoro dzieciaków z bogatych rodzin. Wszyscy mieli mnóstwo wolnego czasu, który wspólnie spędzali na świetnej zabawie. Ba! Nawet wtedy przeżył on swój pierwszy ślub, podczas wszystkim znanej zabawy w dom. Jego pierwsza miłość, tak urocze wydarzenie. Delikatny całus w policzek, jakoby pieczętujący ich związek.
Kolejne wspomnienie było równie energiczne, choć zdecydowanie nie niosło ze sobą romantycznego wątku. W myślach Adalberta przewijały się obrazy młodego Grigorija i jego brata. Czas, który spędzili razem. Byli jego najlepszymi uczniami. Bardzo mile wspomina spędzony czas z Rosjanami, to jak ich szkolił, jak oni opowiadali mu o sobie przy ognisku, siedząc w lesie i piekąc niedawno złowioną rybę. Kolejne minuty, godziny, dni poświęcone na treningi młodzieńców, palących się do bycia prawdziwymi wojownikami. Tak, można powiedzieć, że swego czasu był ich mentorem. Szkolił obydwóch, więc niesamowite relacje nie przejawiały się już tylko między braćmi. Więź łącząca całą trójkę miała przyjemność się objawić, a już na pewno ze strony wiecznie uśmiechniętego Noaha. Nie zważał na niebezpieczeństwo, ba! Nawet o nim nie pomyślał. To się nazywa prawdziwy duch, co? Ale czego można byłoby się spodziewać od człowieka, który nosi miano Nieustającego? Człowieka, który w hierarchii łowieckiej jest jednym z najwyżej postawionych, nawet jeśli nie zarządza żadną Oświatą. Wszyscy darzą go szacunkiem za doświadczenie, siłę, a on odwzajemnia się tym samym, obdarowując wszystkich wkoło zarażającym wręcz uśmiechem, szczerząc swoje śnieżnobiałe ząbki.



Ekwipunek + ubiór:
Noah

Noah
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Tatuaże, dred po prawej stronie głowy, długie włosy, wysoki, umięśniony, kolczyki, wieczny uśmiech na mordce.
Zawód : Lekarz, alchemik, żołnierz.
Zajęcia : Brak
Magia : Blokada umysłu, krwawe łańcuchy.


https://vampireknight.forumpl.net/t2742-adalbert-charles-charpentier#58308

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Diego Pią Wrz 15, 2017 3:01 pm

Diego w tym całym zamieszaniu był lekko zagubiony, można powiedzieć, że ocalił życie młodej, ale nie był za bardzo pocieszony z faktu, że postawili ją przy tak ważnej runie. W końcu od tej runy zależało życie prowadzącej rytuał, ukochanej Esmeraldy, jak mogli powierzyć coś tak ważnego niedoświadczonej łowczyni? NO KURWA JAK SIĘ PYTAM!? Nieważne, to co już było nie da się tego odczynić. Jednak na chwilę obecną Diego pozostał sam przy tej runie, sam odpowiedzialny za życie Esmeraldy, czyż to nie ironiczne? Może lekko.
Słysząc rozkaz od swojego dowódcy wcale nie zamierzał się stawiać ani debatować, wiedział, że każda sekunda była cenna i nie wolno było tracić ich na głupoty, zwłaszcza, że wszystko szło nie po jego myśli. Zaraz.. ktoś tu wspominał o klacie ? O nie! Jak smród go nie raził w ogóle, był przyzwyczajony do ciężkich warunków, tak potencjalne zagrożenie dla jego bycia samcem alfa Don Juanem było realne! Zanim wrócił do runy oczywiście zdjął z siebie górę, bo co.. bo może! Żeby nie było, że się tylko popisuje to oczywiście otarł tą koszulką swoją twarz, zawieszając ją na ramieniu i powrócił do runy, próbując z całych sił ją utrzymać. Oczywiście przed tym wszystkim poprawił swoją fryzurę, bo nie ważne, że śmierdzi i jest brudno, on musiał wyglądać cudownie. Diego walczył z runą najlepiej jak tylko potrafił, wiedział że słabnie z każdą chwilą, ale nie zamierzał dawać za wygraną, nie dzisiaj. Co właściwie pozostało przystojnemu latynoskiemu łowcy? Obserwować otoczenie, zgrać się z kolegami i dokończyć ten pieprzony rytuał w taki sposób, żeby nikomu nie stała się krzywda. Wszystko działo się tak szybko i w ogromnym chaosie, ale starał się jak mógł skupiać na własnej runie, mimo że jego braveheart pragnął pomóc Midori, bo wyglądała na taką smutną. Pewnie reszta też potrzebowała pomocy, ale halo. Nie mieli cycków. No jedynie Esme, ale Esme nigdy nie potrzebuje nikogo, bo jest silną i niezależną kobietą i prędzej odgryzłaby sobie język niż poprosiła kogoś o wsparcie, a już tym bardziej latynosa.


Ostatnio zmieniony przez Diego dnia Pią Wrz 15, 2017 7:05 pm, w całości zmieniany 2 razy
Diego

Diego
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Perfekcyjna fryzura od Schwarzkopf
Zawód : Łowca wampirów i kobieciarz (By Esme)
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Najpierw postaw mi obiad :v
Magia : Maska cienia(podstawa) Manipulacja cieniem (średni)


https://vampireknight.forumpl.net/t2764-diego-chavez

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Leon Pią Wrz 15, 2017 4:37 pm

Nie wiedział czy Grzegorz robi to z pełną świadomością i widzi to coś co widzą oni we dwoje. Gdy usłyszał polecenie zdjął maskę i od razu władował sobie dwa cygara w kinol i pociągnął solidny łyk wody.
- Taest, panie kolego szefuniu. – Odpowiedział z szerokim uśmiechem i zabrał swoją wodę i krew, ot na wypadek gdyby Seraf potrzebował nawodnienia.
Znowu miał uprawiać bdsm z drutem z żyletkami ociekającym tężcem i znowu miał przyjąć na siebie stan bliski śmierci. W sumie to dobrze bo dawno nie umierał, a jego autodestruktywne ego domagało się tej wysublimowanej podniety.
Z resztą to było najbardziej logiczne. Może nie do końca stało o tym wszystkim w papierach ale po długim kryzysie wiary, gdy wrócił na łono kościoła zaczął wierzyć w ideały silniej niż mogłoby się wydawać. Zamiast ślepo iść jak owce za tłumem poszedł w las, zgubił się, stał się lisem a i tak na koniec wrócił do orszaku nie chcąc tylko być jednym z wielu, a prowadzić resztę i zbierać za nich baty.
Póki nie przyszedł zamiennik LeoneKKK stał i nadal dawał energię. W sumie dobrze, że ktoś przyszedł go wymienić, potrzebował chwili oddechu i ogarnięcia tego czego nikt inny najwidoczniej ogarnąć nie potrafił (czyli demona z innego wymiaru, który zsyła mroczne wizje, śmierć i zniszczenie).
- No niech ja sko… - nie dokończył, bo wolał nie dowalać sobie ekstra jakimś niefortunnym życzeniem, które ktoś usłyszy. – Jeśli to nie jest nasz Bob Marley od frytek!
Leon był szczerze zaskoczony, że spotkał tu Noah. Spodziewał się, że ten raczej siedzi gdzieś u siebie ciesząc się życiem i opowiadając podczas swoich niedzielnych szkółek walki o jedności i czerpaniu szczęścia z prostych i małych rzeczy. Nie znał chyba, prócz Szamana I Eryka innej żywej osoby, która potrafiłaby tak zabalować. Jeśli przyszedł tu tak jak zwykle przychodził na rauty to nie było się czego bać ani teraz (bo ogarnie) ani po (bo na pewno ma coś na rozweselenie).
- Yjiiha! Bier tą zajechaną klacz, a ja idę się robić romantyczne „voulez vous coucher avec moi” obok. – Powoli odszedł od runy zabierając ze sobą kilka butelek wody, które turlnął mniej więcej pod nogi Serafa.
Zaczął się modlić, bardzo gorliwie i po cichu o to by przeżyć i dawać siłę innym i o siłę dla samego siebie, by dać radę temu czemuś.
To nie tak, że mu się to uśmiechało mu się robić rzeczy, ale nikomu nie uśmiecha się cierpieć. Samolubna natura i mechanizmy ciała odradzały tego typu praktyk. Ale człowiek nie jest nazywany lepszym od zwierząt dlatego że zawsze robi co chce i co mu się podoba. Jako lis prowadzący stado musiał czasem wziąć ten jeden szlag za drużynę i mieć nadzieję, że rewolwer życia nadal wali na pusto i to nie jest ta kończąca życie kula.

Rewolwerowiec położył dłoń na ramieniu Serafa zanim wszedł do runy i powiedział cicho, ze swoją pogodą ducha i już dobrze znaną tu wszystkim dziecinną lekkodusznością.
- Shinni, wierz i daj z siebie wszystko. Wierz tak samo mocno jak ja w to, że dasz sobie radę. - Chciał go otrzeźwić i wesprzeć jak tylko potrafił zanim zrobi to co uważa za słuszne.
Zaczął egzorcyzm, bardzo pokręcony i mający za zadanie wkurwić dodatkowo to coś co przy nich siedzi.
Potrafił ujeżdżać dzikie konie, zabić większość rzeczy, które mają ciało i krwawią, ale spotkanie z demonicznym zwiastunem ich śmierci wywoływało w nim strach. O strachu jednak starzy kowboje mawiają, że ma każdy. Każdy kogo spotkał bał się czegoś – alimentów, rozliczeń podatkowych, zagadać do laski w barze, much czy pająków. Prawdziwego faceta od dziecka odróżnia jednak to, że mimo strachu stawia się przeszkodzie i przyjmuje ją na klatę.

- Światło odpędza cię przez pięć świętych ran,
Twój mrok rozgrzejem pożarem naszej wiary,
Jeno garstka wierzących złamie szyki armii plugastwa,
Bo my jedynie wolą bożą i jego łaską wypełnieni,
My co w całości cząstki krzyża w sercach nosimy,
Jak Pan sam potrafił ciężar grzechów na plecach dźwigać,
Wyklinamy my cię wszyscy z tego świata,
Idź do diabła i zdychaj we własnym zepsuciu.


Leon podniósł wzrok i puścił ramię Serafiela. Przyszedł czas na dodanie czegoś od siebie. Czegoś w co głęboko wierzył, tym fragmentem wiary, który kopnie bestię do rzucenia się na niego. Mimo czerwonych lampek, które właśnie odpaliły się w mózgu każąc zamknąć mu jadaczkę Leon uśmiechnął się i zacisnął pięść.
- Innymi słowy… - Zamachnął się waląc dziwne coś prosto w ryj z całą siłą swojej wiary i siły ducha chcąc to przegonić, a jeśli nie to po prostu pozwolić się znowu uwiązać i jakoś przyjąć cały szlam.
– Deus Vult, kurwa twoja mać. – Po czym jak to miał w zwyczaju z problemami i przeciwnościami losu… walnął mu w ryj. Dla bezpieczeństwa od razu zaparł się i pociągnął w tył, bo nie wiadomo czy to coś nie spróbuje wciągnąć go do środka. Tym razem nie było w pobliżu kogoś kto będzie go wstanie kopnąć wprost pod ścianę.

Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Pią Wrz 15, 2017 10:48 pm

Wreszcie ta wstrętna runa odpuściła. Mimo długiej, męczącej walki jakoś zdołał się z nią uporać, chociażby za cenę własnych sił oraz zdrowia. Co gorsza mimo kontroli to i tak nie było dobrze do końca. Jakiś syf lub choroba zaczynała pochłaniać łowcę, przez co ten zaczął słabnąć. Nawet pozytywne myśli nie pomagały, bo cholerne paskudztwo zadręczało łowcę do tego stopnia, że ledwo co trzymał się na nogach. Fartem było to, że dowódca wydał jakby rozkaz wycofania się więc Belet tak też uczynił.
- Zluzuj, gacie. Wiem co mam robić.
Mruknął do przybyłego zastępcy. Szacunek szacunkiem ale Niemiec tolerował jedynie Vlada, nie żadnego jego pachołka. Odsunie się od runy na bezpieczną odległość. Szkoda, cóż. Ale raczej nie jemu jest dobrze błysnąć podczas rytuału. Chociaż z drugiej strony może i lepiej? Szkoda zdrowia dla marnowania tak dobrych towarów jakimi są wampiry.
- Obyś przeżyła, wiedźmo.
Rzucił pod nosem, patrząc na ten cały bałagan rozgrywający się po środku okręgu. Jeśli będzie mu dane, cofnie się pod ścianę i zacznie tam dochodzić do siebie, siadając.
Jeśli zemdleje, trudno.

* Jeśli uznasz, że Belet padł nieprzytomny, nic się nie stanie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Esmeralda Nie Paź 08, 2017 7:01 pm

Rytuał trwał i mimo napotkanych przeciwności nie mógł zostać tak po prostu zakończony. Dwóch spośród czterech wampirów w dalszym ciągu wymagało kontynuowania tej całej szopki, a morale łowców powoli zaczęły opadać. Nic dziwnego. To co wyprawiało się w tej oranżerii przechodziło niejedno ludzkie pojęcie. Gdzie zebrać największy srogi wpierdziel? Tylko na rytuale!
Powracając jednak do istoty dalszych działań, należało dokończyć odwampirzanie. Kiedy łowcy walczyli ze swoimi słabościami, przyszedł czas na kolejne zmiany. Nie każdy bowiem był kompatybilny z danym znakiem. Nie wszyscy również byli przystosowani do magii jaka na dany moment niemal w całości pochłonęła całe pomieszczenie. Na wezwanie dowodzącego przybyli również kolejni łowcy. Czy tym razem szala zwycięstwa przeważy się na stronę ludzi?

Belet – stan w jakim się znalazłeś był daleki od ideału. To prawda, że nie do końca znałeś magię z jaką przyszło Ci się zmierzyć. Specjalizowałeś się w pętaniu, a to tutaj było dziwną mieszanką magii krwi i jakiegoś mistycznego fiu-bździu. Znałeś możliwości swojego ciała i wiedziałeś, że nawet ktoś tak wytrzymały jak ty musi na chwilę odpuścić. Z dalszej zabawy z runą wyrwał Cię głos Corneliusa. Nie byłeś zachwycony, bo jakby nie patrzeć koleś zjawił się nie wiadomo skąd i jeszcze od progu zaczął się rządzić. Taka jego rola, no ale mógł przecież grzeczniej. Postanowiłeś nie stawiać oporu i odłączyłeś się od runy. Niestety problemy z jakimi borykałeś się przy znaku nie przestały Ci doskwierać. Temperatura ciała wciąż rosła, a ciało pokrywały brunatno-czerwone i ciemno-sine ślady – zupełnie takie jakie pojawiły się na ciele Lyalli. Bez wątpienia coś Was podtruło i nie zamierzało ustąpić po samej chwili odpoczynku.

Belet – jesteś jeszcze przytomny, ale lada moment może się to zmienić. Odczuwasz wszelkie niedogodności związane z wysoką gorączką – ból i zawroty głowy, lekko zaburzone widzenie i zimno… zwyczajnie czujesz się jakbyś zamarzał. Ślady na ciele rozrastają się, podobnie jak trucizna która migruje po ciele. Jesteś spragniony. Może najwyższy czas na drobne posilenie się i próbę wyleczenia tego dziadostwa? Tylko czym, jeśli nie wiemy do końca co tak naprawdę jest głównym składnikiem trucizny.

(Możesz próbować działać lub poddać się i zasnąć. Wybór należy do Ciebie.)


Cornelius – Po początkowo nieudanym starcie przyszło Ci ponownie się zmierzyć z zadaniem jakim jest udział w odwampirzaniu. Sądząc po tym co się tutaj za przeproszeniem odpierdzielało, był to jedyny i ostatni moment przed kompletną katastrofą. Jak na ilość chętnych wampirów łowców było naprawdę niewielu, co zapewne stanowiło główną przyczynę tej pokręconej sytuacji. Ale wróciłeś. Ba, nawet nie sam. Już od progu zostałeś przydzielony do runy, którą de facto już znałeś. Po odprawieniu Beleta pozostałeś przez chwilę sam na polu bitwy. Znak związania w momencie Twojego przybycia był już doprowadzony do względnego porządku. Belet dał radę, ale jakim kosztem? Kątem oka widziałeś jego bladą twarz i malujące się na ciele ślady. Nie wyglądał na okaz zdrowia. Podobnie zresztą jak młoda rudowłosa łowczyni nad którą obecnie skakał Leyasu. To będzie ciężki rytuał…

Corn – ręka boli, ale poniekąd już się do tego przyzwyczaiłeś. Znak nie wykazuje aktualnie negatywnych oznak, bo krótko przed Twoim przybyciem, ktoś pokazał tej runie czym jest odpowiednia tresura.
Czy jest gorąco? Na pewno nie tak jak przy runie życia. Na tą chwilę temperatura runy jest znośna, ale znak wciąż próbuje pobierać duże pokłady energii. Poza tym jak za chwilę spojrzysz, to inni… będą mieli gorzej.

Leyasu – Chwilowo zostałeś wyłączony z działań przy samym kręgu. Twoim zadaniem było zająć się rudowłosą łowczynią, której stan rzeczywiście był bardzo kiepski. Kiedy udało się odciągnąć Lyalli od kręgu i przekazać pałeczkę Diego i Midori, zacząłeś swoją małą zabawę w sanitariusza. Od medycyny zawsze była Esmeralda, ale jesteś dużym chłopcem i wiesz, że w przypadku odwodnienia woda (lub jeszcze lepiej – wampirza krew) jest doskonałym pierwszym krokiem do ratowania ludzkiego życia. Oparłeś dziewczynę o ścianę i z największą starannością zacząłeś ją poić. Wbrew pozorom to było trudne… wszak ruda wciąż pozostawała nieprzytomna. Ignorowałeś chwilowo to co działo się z Twoim ciałem. Te znaki rzeczywiście były dziwne, a ty sam zacząłeś „świecić” jak napromieniowany jakąś ciemną energią. W głowie zaś pojawiły się głosy zachęcające do tego żebyś wprowadził do rytuału jeszcze trochę zamieszania.

Zobacz jacy są słabi. Wynagrodzę Ci to… tylko weź rytualne ostrze i zabij ich wszystkich. Poczujesz się lepiej, tylko zrób to….



Midori – Twoje pozytywne nastawienie i próba nawiązania kontaktu mogłoby zdać egzamin gdyby nie kilka drobnych szczegółów. Runa życia podobnie jak znak wiary rządziły się innymi, swoistymi prawami. Znak życia najdobitniej odzwierciedlał stan z wnętrza kręgu i nijak miał coś wspólnego wiarą w możliwości. Inna sprawa, że jej stan  już na tą chwilę nie wyglądał zbyt dobrze. Zamiast prezentować zdrową strukturę, znak nie wyglądał dobrze i co gorsza zaczął być niebezpieczny dla innych ( o czym przekonała się już chociażby Lyalli). Kiedy byłaś pogrążona w wewnętrznej rozmowie nie zauważyłaś nawet że do gry wrócił don Juanno.

Diego – Jest tylko jeden prawowity król dzielni, dlatego jasno zaznaczyłeś przed Leyasu swoją pozycję. Koleś który zajął się nieprzytomną rudowłosą łowczynią sam nie prezentował najlepszego stanu zdrowia, ale niedługo przyszło Ci obserwować tę uroczą parę. Runa życia sama się nie naprawi, dlatego po przekazaniu rudej w ręce gościa, po prostu wróciłeś do dalszych działań. Trzeba przyznać, że było gorąco jak cholera. Nie musiałeś płacić za wakacje by czuć się jak na odległej Saharze. Tylko piasku brak…

Runa życia tymczasem generowała coraz większe ilości ciepła, sprawiając że utrzymanie nad nią dłoni było co najmniej problematyczne. Drgająca i niepewna, posiadająca dziwne energetyczne witki którymi poraniła Lyalli. To nie koniec zmartwień. Znak najwidoczniej szykował się do wybuchu, ale wśród wszystkich tych negatywnych nici było coś co ją przed tym hamowało. Pozytywne wpływy z sąsiednich znaków. Gdy więc zdawało się, że nie ma już ratunku i wybuch jest nieunikniony – część czerwonej energii z sąsiednich run utworzyła coś w rodzaju kopuły przykrywającej runę życia, efektem czego zaczęła ona wygasać…


Leon – dla Ciebie nie było rzeczy niemożliwych. Byłeś jak ta latarnia emanująca światłem, dzięki której zbłąkani żeglarze trafiali w objęcia swoich stęsknionych żon. Możliwe, że od początku powinieneś zająć miejsce przy runie wiary. Czy wtedy to wszystko potoczyłoby się inaczej? Może sam „demon” nie urósłby w siłę i do większości negatywnych zdarzeń po prostu by nie doszło. W tym momencie pozostało tylko gdybanie, a ty po oddaniu pałeczki przy runie człowieczeństwa, pośpieszyłeś na pomoc dalej. A było co robić, bowiem Seraf naprawdę nie wyglądał zbyt dobrze. By wesprzeć kolegę na duchu, położyłeś dłoń na jego ramieniu i w tym momencie zacząłeś ostry atak na demoniczną jednostkę. Modły i inne psalmy zawsze dawały radę we wszystkich egzorcyzmach. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Demon spojrzał na Ciebie kiedy padły pierwsze słowa. Ciemne oczy zalśniły szkarłatem, usta zaś wykrzywił cyniczny uśmieszek.
- Myślisz, że mnie tym pokonasz, klecho? - roześmiał się, a sam ten dźwięk mógł przyprawić niejednego człowieka o ciarki.
- Jestem za silny byś mógł coś zrobić tą żałosną modlitwą. Nic Ci nie pomoże. Boga nie ma. - zacisnął szponiaste dłonie. Cała ciemna energia znajdująca się na runach natychmiast wystrzeliła w Twoim kierunku w postaci grubych pnączy oraz cienkich i ostrych jak brzytwy linek. Była to sekunda. Dosłownie moment. Poczułeś jak twory oplątują się wokół ciała i unoszą je do góry. Straciłeś grunt pod nogami, a linki coraz bardziej wwiercały się w ciało. To ty stanowiłeś teraz główne zagrożenie, dlatego wypadało Cię wyeliminować.

UWAGA: Z momentem pochwycenia Leona runa wiary zaczęła ulegać bardzo szybkiemu spaczeniu.
Leyasu zaczął przypominać ciemną pochodnię – utrzymująca się na nim i obok niego energia służyła za baterię dla demona i wszelkich okrutnych czynów jakie zamierzał wprowadzić w życie…

Serafiel – trudno się skupić kiedy ma się nad głową wrednego demona, prawda? Na Twoje słowa zaśmiał się, a ty poczułeś lekkie pchnięcie.
- Nie rozśmieszaj mnie. Gdzie jest Twój Bóg kiedy karmię się Wami wszystkimi? Zginiesz, podobnie jak oni wszyscy. - głos demona nie był przyjemny dla ucha. Był ciężki i ostry… Zdecydowanie to nie był typ istoty która potrafi zostawić w spokoju. Agresywny i szalony. Skąd się takie biorą? W końcu pojawił się również Leon, ale jego historia chwały nie trwała zbyt długo. Chciał pomóc, o tak… Skończyło się na tym, że runa wiary lada chwila wybuchnie. Co teraz? Uciekać?

Adam – trzymałeś się jak mogłeś i nawet wychodziło to całkiem nieźle. No może do momentu aż jeden gościu zaczął świecić, a drugiego uwieszono w powietrzu. Ciężka sprawa. Rytuał się jeszcze nie skończył, lecz jeśli nadal wszystko będzie się pieprzyło, to jest szansa, że nie pomoże nawet sama abominacja. Twoja runa stanowiła sąsiedztwo runy życia i w momencie gdy sąsiedni znak miał wybuchnąć, stało się coś dziwnego. Nagromadzona czerwona energia siły zagęściła się i na spółkę z runą związania stworzyła coś na kształt kopuły. Kosztowało Cię to naprawdę dużo siły… Czujesz jak pot spływa na skronie, a nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Masz coraz mniej sił i nic nie wygląda tak jakby sytuacja miała się skończyć z pożytkiem dla Was.


Vlad – wyglądało na to, że po przybyciu pomocy wszystko zmieni się na lepsze. A guzik tam. Widziałeś heroiczny gest run siły i związania, ale co z tego jeśli jeden z Twoich ludzi stanowi przekaźnik dla złych mocy, a drugi za chwilę zostanie skazany na śmierć poprzez uduszenie. Runa wiary jest w bardzo złym stanie… czy wiesz co to dla Was oznacza? Na obecną chwilę jesteś zmęczony, ale wciąż zdolny do walki. Podobnie jak brat coraz trudniej jest ustać na nogach, bo to wy dwaj stanowicie największą siłę dla rytuału.

Noah – zjawiłeś się tutaj właściwie w ostatniej chwili. Pierwszy raz przyszło Ci się zmierzyć z czymś podobnym. W końcu kto by pomyślał, że łowcy wampirów praktykują taką czarną magię. Szybko zostałeś skierowany do runy człowieczeństwa, którą zasiliłeś najlepiej jak tylko się dało. To był dobry wybór, bowiem Twój znak świecił tak czystą czerwoną energią, że brakowało tylko aby zaczął tańczyć w rytm muzyki reggae. Jak wpływa na Ciebie krąg? Jeszcze nigdy nie doświadczyłeś czegoś podobnego. Runa jest bardzo zachłanna i wyciąga niepojęte ilości krwi i energii. Nic dziwnego, że większość tutejszych łowców wyglądała na żywe trupy.


Wampiry: Niestety bez zmian.

Garść informacji:

Krąg nie wpływa na obserwację terenu, dlatego każdy z Was widzi co się dzieję z innymi. Atak na Leona i zły stan runy wiary może wpłynąć na morale, podobnie zresztą jak dochodzące zmęczenie i wysoka temperatura w pomieszczeniu. Dlaczego do tego doszło? Esmeralda jest nieprzytomna i na obecną chwilę nie ma możliwości pełnej kontroli kręgu. Co więcej nad kręgiem utworzyła się wyrwa dziwnej energii – coś w rodzaju...portalu? (Tak Vlad, chyba się doczekałeś) Widok co znajduje się wewnątrz nowego przejścia nie jest do końca jasny, bo wszystko zamazuje mgła. Jeśli dobrze się przyjrzeć to po drugiej stronie również znajduje się jakieś życie. Przemykające postaci, które snują się niczym cienie i tylko szukają sposobności do przejścia. Koszmary? Tak właśnie rodzą się lęki.

Przypominam, że nikt nie może przekroczyć kręgu (chyba że znudziło mu się życie). Ponadto Lyalli ma OSTATNIĄ SZANSĘ na wyjście z tego eventu w jednym kawałku. Kolejne posty będą miały kluczowy wpływ na jej dalsze życie, ale nic już nie będzie takie jak kiedyś.
Nie każdy jest świadomy obecności istoty demonicznej, dlatego zarówno słowa Leona jak i to co zadziało się z nim potem, dla części może być ciut niezrozumiałe.


Kolejność jest dowolna. Obowiązek odpisu ma każdy przytomny gracz.
Na posty czekam do 14.10 do godziny 16 popołudniu czasu polskiego. Ewentualne pytania bądź prośby proszę kierować na pw.




Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Isemay Wto Paź 10, 2017 10:32 pm

Nie wiedziała co się dzieje. Nie potrafiła określić od kiedy, cały rytuał zaczął się pieprzyć, jednak widoczne było, że coś poszło nie tak. Łowcy wyglądali na zmęczonych, niektórzy padli nieprzytomni, krąg ledwo się trzymał, a nie wszystkie wampiry skończyły jako ludzie. Maya podświadomie zaczynała się bać, z powodu złej energii, jaka panowała wkoło. Była przecież pogrążona w świecie snu. Tam wszystko układało się jak z płatka, przynajmniej do czasu, kiedy rytuał jakoś się trzymał. Zanim się zorientowała sny zamieniły się w koszmary. Wspomnienia rodziców przekształciły się w ich pogrzeb. Stała samotnie przy trumnie, zalewając się łzami. Była przecież wówczas taka młoda. Po chwili poczuła chłodną dłoń na swoim ramieniu, kiedy spojrzała za siebie dostrzegła blondwłosego chłopaka o czerwonych oczach. Wydawał jej się piękny, zbyt piękny, żeby był prawdziwy. Dastan, jej stwórca stał przed nią. W ogóle się nie zmienił. Był dokładnie tak samo cudowny, jak go zapamiętała. Chyba próbował ją pocieszyć. Maya chciała mu powiedzieć, że to nie jego wina, że jej rodziców zabił jakiś inny wampir. Na pewno był to ktoś inny. Jednak żadne słowa nie wydobyły się z jej gardła. Zaczęła drżeć na całym ciele,  a kiedy spojrzała na swoje ręce, zobaczyła świeżą, szkarłatną krew. Była m o r d e r c ą. Ile ludzi zabiła? Nawet nie znała ich imion, wymazała z pamięci również ich twarze. Jak wyglądali? Powinna była pamiętać. Był to jej obowiązek, chociaż tyle mogła dla nich zrobić. Mimo wszystko zawiodła na każdej linii. Dalej spała, chociaż jej ciało drżało. Ból był prawdziwy. Nie zasługiwała na drugą szansę. Poczucie winy samo ją wyniszczy.
Kiedy łowcy walczyli z kręgiem, Maya walczyła sama ze sobą. Gdyby wiedziała, co się wokół działo, na pewno chciałaby im pomóc. W końcu przed własną śmiercią, również była łowczynią. No prawie.
Isemay

Isemay
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Dawny Wampir
Znaki szczególne : Blond pukle, mały tatuaż w kształcie półksiężyca na karku (symbol rodu)
Zawód : Łowca wampirów
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t499-maya-lightwood

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Grigorij Czw Paź 12, 2017 7:30 pm

Robiło się coraz ciekawiej. Jedna runa pierdolnęła i tylko jej sąsiedzi powstrzymali ją od skrajnej degeneracji. Runa wiary szykowała się do podobnego wybryku. Robiło się groźnie i to bardzo. Szczególnie, że Valdowi brakło ludzi. Jak to on gdy tylko usłyszał stłumiony wybuch, a zaraz po nim słowa Leona zaczął kalkulować wykreślając kolejne alternatywne możliwości. Ich szanse kurczyły się i był tego świadom. Jednakże to nie była dla niego pierwszyzna. Często bywał przyparty do muru i za każdym razem nie poddał się. Od dziecka jego emocje były przygaszone. Poza tym dobrze wiedział, że rozpacz, zwątpienie czy inne negatywne emocje nie pomagały. Nie miały też sensu. Vladislau wolał skupiać się na szukaniu rozwiązań, a nie na problemach. Do tego wszystkiego Leyasu zamienił się w przeciwieństwo pochodni. Pięknie.
- Arturze, odejdź jak najdalej od kręgu! - zakrzyknął do policjanta licząc, że ten go usłyszy. Następnie skierował spojrzenie ku Runie Wiary wciąż zachowując skupienie. Patrzył przez krótką chwilę na Leona.
- A Ty bękarcie podświata! Może zmierzysz się ze mną? Czy może się boisz? Może boisz się, że gdy zniknie siła naczynie umrze i stracisz wrota do tego świata? Nikt kto tu jest nie ugnie się przed Tobą. Myślisz, że jesteś pierwsza istotą usiłującą bawić się nami?! Jeśli nie odstąpisz zdławimy Cię. - mówił wolno i wyraźnie, a ostatnie słowa wypowiedział dobitnie choć spokojnie. Nie wiedział gdzie jest demon i czy w ogóle przybrał materialną formę dlatego wpatrywał się gdzieś pomiędzy Leona i Serafiela. Z pewnością próbował wpływa na obu. Czemu wiedział o istocie z czeluści mógłby ktoś zapytać. Otóż po słowach Leona oraz po tym, że czyny kręgu zaczynały mieć znamiona planowania. Nie zamierzał dać za wygraną ani dać się wytrącić z równowagi. Był gotowy na atak. Miał zamiar zachować pełną kontrolę dopóki musiał i mógł. Chciał jednocześnie zasilać runę i korzystać zarazem z jej mocy by zwalczyć tego skurwysyna. Jeśli wróg nie zostanie sprowokowany będzie próbował z pomocą runy wesprzeć Runę Wiary. Podobnie jak na wpół świadomie zrobili To Adam z Beletem i Cornem.
Grigorij

Grigorij
Łowca (D)
Łowca (D)

Krew : Ludzka 0
Zawód : Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Magia : Magia Krwi


https://vampireknight.forumpl.net/t1683-vladislau-darkhawk#35268 https://vampireknight.forumpl.net/t1731-grigorij-petrowicz

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Cornelius Weidenhards Pią Paź 13, 2017 10:41 am

Wewnętrzne uspokojenie Corna, poprzez jego myśli:
Czas mijał, zastąpił łowce, by samemu podpiąć się do runy. Była mu dobrze znaną, jak i to ona ostatnio dała mu popalić. Wkraczając w jej okrąg mogła zacząć od niego odbierać nową, a zarazem niezwykle uspokojoną energie. Próba wytrącenia go z równowagi była wręcz niemożliwa, przez motywacje łowcy, który choć wyglądał na zamyślonego to był obecnym i widział co się dzieje. To co pojawiało się w jego głowie, jego myśli obrazy, powodowało iż stawał się nieczuły na krzywdę innych, jednak miało to swój plus, bowiem na widok Leona i tego co się z nim jego umysł zostawał niewzruszony, a energia jaką oddawał do runy zostawała nie zachwiana. Poniekąd też tak chaotyczne myśli Corneliusa były jego duchową modlitwą, która miała mu dać kopa i dała. Spoglądał na to co się dzieje nad kręgiem. Była gorąca i niebezpieczna atmosfera, jednak Cornelius nie przerywał swoich myśli, które z łatwością trzymały go w ryzach. Mogło tu umrzeć wiele istnień, jednak takie były ich przeznaczenie, walka ze złem. Póki co nic więcej nie robił, jak stał dostarczając do runy energie. Niczym kamienny posąg który mógł stać do czasu aż się nie rozsypie. Widział Esmeraldę nie przytomną, a mimo to nadal był nie wzruszony tym widokiem. Jego spokój ducha był nad wyraz obecny, co było widać.
-O takim dniu jak dzisiaj można powiedzieć: Również przeminie*
Mruknął niewyraźnie sobie pod nosem wertując myśli w swojej głowie, zaciskając swoją wolną dłoń. Uniósł głowę wysoko ku górze, po czym rozejrzał się po miejscu, jakby oglądał to miejsce pierwszy raz. Jakby się z nim zapoznawał. Zerknął okiem również na członków rytuału, obserwując uch spojrzeniem obojętnym, wypłowiałym z jakikolwiek większych emocji. Zerknął sobie pod nogi, po czym skierował spojrzenie w głąb okręgu, zawieszając je na Esmeraldzie, na chwile.
-Milczący mężczyzna
Przed lustrem stoi
ze łzami w oczach i drżącymi dłońmi...
Mroczna postać kryje się w ciemnościach
Czuję mrożący jej oddech
zamraża moje serce i całe wnętrze...
Nadchodzi śmierć.
Patrzę w lustro, nie ma nikogo
Nie widzę nawet siebie.
Śmierć nadchodzi, a ja się nie boję...
Dotyka mnie i przenika przez moje wnętrze.
Nie wiem co się dzieje.
Tracę kontrolę i upadam na lodowatym betonie...
Gdy już zimno odchodzi, otwieram oczy.
KREW.
Śmierć znów kogoś zabiła...
Spojrzałem na moje ręce, one drżały.
Patrzę w lustro i widzę siebie
- Widzę mordercę...*-

Nie mówił głośno, lecz tez nie szeptał, ponadto w obcym języku. Choć był obecny na rytuale wydawał się być nie wzruszony na krzywdę jaka dotyka obecnych. Był spokojny, cichy, niczym spokojna tafla wody, poruszająca się poprzez lekki powiew wiatru.

* Posługuje się językiem łacinskim.
Cornelius Weidenhards

Cornelius Weidenhards
Łowca Z-ca
Łowca Z-ca

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Wszystko. Oczy, zęby, cera, charakter. Wroga aparycja.
Zawód : Łowca Wampirów.
Zajęcia : Brak
Magia : Molekularne unieruchomienie (Zaawansowany), Mentalne zwierciadło (średnio-zaawansowany)


https://vampireknight.forumpl.net/t1356-cornelius-weidenhards#25749 https://vampireknight.forumpl.net/t1381-cornelius-weidenhards https://vampireknight.forumpl.net/t1399p25-apartament-corneliusa-weidenhards-netara#42843

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Pią Paź 13, 2017 8:47 pm

Nie dla Bereta zabawa w szarlatana od odwampirzenia. Nie chciał patrzeć jak dobry towar marnuje się by na nowo zasilić ludzkie grono. Poza tym cała ta szopka nie spodobała się staremu łowcy, który to żył nauką, doświadczeniami a nie rytuałami rodem z horroru. Dlatego wycofanie się było dobrym wyjściem. Coś go pożerało, więc i tak był wkurwiony.
- Za stary jestem na takie gierki.
Burknął pod nosem wściekły, uznając że nie weźmie więcej udziału w ów zabawie z łowcami. Lepiej jest hodować wampiry, polować na nie i skutecznie eliminować, a nie sprowadzać na ludzką drogę. Wręcz nie było to naturalne. Uśmiechnął się pod nosem, opadając bezsilnie na ścianę. Osunął się lepiej by ułatwiło ułożenie się ciała, zamykając oczy.
Odpoczynek wskazany jeśli nie ma pod ręką zapasów jedzenia. Niech sobie typy dadzą radę, ale Beleth już nie chciał w nic ingerować. Oby tylko ta ruda wiedźma przeżyła, bo chyba nie podda się własnym czarom, co nie? Poza tym typ Corn mocno go wnerwił, tym swoim rządzeniem się. Gówniarz młody a się wtrącał. Może następnym razem grzeczniej postąpi przy mściwym Niemcu?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Noah Sob Paź 14, 2017 10:13 pm

No proszę państwa! Kowboj nie zapomniał o rasta łowcy, ba! Najwyraźniej doskonale pamiętał ich nocne wypady na miasto skoro tak bardzo ukazał entuzjazm na widok pana w dredlokach. Miło mu się na serduszku zrobiło, nie ma co. Kiwnął głową, jakoby miało to oznaczać, że z wielką chęcią przejmie "zajechaną klacz" i dokończy jego robotę. Choć trzeba przyznać, nieźle sobie radził, nawet jeśli trafił na runę człowieczeństwa. Chyba zdążył się co nieco nauczyć od poczciwego staruszka.
Cóż, przejęcie tego wszystkiego nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Z całą pewnością można przyznać, że lepiej byłoby siedzieć na sofie, odpalić coś na rozweselenie i obejrzeć w spokoju kolejny odcinek jakiegoś animowanego serialu. Rick & Morty, czy coś w ten deseń. Ale no co poradzisz? Taki zawód! Więc... Noah spojrzał na to co się dzieje wokół niego, to jak jego znak wręcz idealnie wyglądał, świecił nieskazitelnie. Najwyraźniej bardzo dobrze współgrał z runą człowieczeństwa, choć serio to go nie dziwi. Przesyłanie pozytywnych wibracji? To oczywiste, że nadaje się do tego najlepiej!
Nieprzyjemny zapach drażniący jego nozdrza nie pomagał. W szczególności w momencie, gdy zaczął odczuwać wszelkie negatywne skutki uczestniczenia w tym całym porąbanym iwencie. Energia zlatywała z niego szybko, runa domagała się większych pokładów. Wolną ręką przejechał po związanych włosach, uprzednio lekko wycierając delikatnie spocone czoło. Fakt, pierwszy raz odczuwa coś takiego. Ale to wcale nie oznacza, że podda się tak łatwo. Co to, to nie. Jest twardym gościem, który zbyt wiele przeszedł, żeby paść tutaj po chwili od przybycia. Przytulił rękaw ze skrętem do swojego nosa, zaciągnął się tym zapachem coby zneutralizować wcześniej wspomniane nieprzyjemności i rozpoczął dalszą część wspomnień. Przez jego głowę zaczęły się przewijać różne obrazy. Siedzenie w barze ze striptizem i spoglądanie na panienki. Wręczanie kolejnych to dyplomów swoim uczniom. Tak, to były miłe wspomnienia. Nic nie cieszy bardziej instruktora od tego jak może z czystym sumieniem puścić w świat swoich wychowanków. Poświęcał im mnóstwo czasu, większość jego życia opierała się na szkoleniu innych, mniej doświadczonych. Potem mógł z nimi stawać ramię w ramię, walczyć do upadłego, chronić od złego nawet gdy nie widzieli się mnóstwo czasu. Każdy z jego uczniów miał do niego numer telefonu. Każdy mógł zadzwonić, wysłać wiadomość, niezależnie od tego co go gryzło. Mogła to być najmniejsza pierdoła, on był dla nich wsparciem od zawsze. Bez wahania ruszał na pomoc innym, nawet i teraz. Bo niby czemu miałby przesiadywać w Japońskiej Oświacie? Czemu właśnie tutaj się nieco zadomowił i zaczął udzielać się bardziej niż zazwyczaj? Cała jego obecność tutaj jest spowodowana przez tutejszego Dowódcę. To właśnie on ściągnął tu Adalberta, to dla niego tutaj stoi i oddaje swoją energię najlepiej jak potrafi, wciąż starając się utrzymywać odpowiedni przepływ. Nie może pozwolić, by runa nagle odebrała całą jego moc, nie będzie skubana tak pazerna jak jego była! O nie! Tamtej suce już oddał jedno mieszkanie i trochę hajsu, ale teraz będzie pilnował swego jak oka w głowie. Przepływ utrzymywał na stabilnym poziomie, zasilając runę człowieczeństwa tym co uwielbia najbardziej. Przyjemnymi wspomnieniami i pozytywną myślą.
Noah

Noah
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Tatuaże, dred po prawej stronie głowy, długie włosy, wysoki, umięśniony, kolczyki, wieczny uśmiech na mordce.
Zawód : Lekarz, alchemik, żołnierz.
Zajęcia : Brak
Magia : Blokada umysłu, krwawe łańcuchy.


https://vampireknight.forumpl.net/t2742-adalbert-charles-charpentier#58308

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sob Paź 14, 2017 10:35 pm

Nieprzytomna dziewczyna miała jedną zaletę - nie marudziła. To już dużo. Przynajmniej policjant nie musiał wysłuchiwać jojczenia i narzekania na zły stan i ogólne kiepskie samopoczucie. Mógł udawać, że robi coś niezwykle pożytecznego, choć jak na razie zajmował się tylko podawaniem krwi łowczyni i kontrolowaniem jej stanu. To musiało wystarczyć na jakiś czas. Odstawił woreczek z posoką, orientując się, że w tej chwili powinien choć trochę zadbać o siebie. Pojawiające się runy na ciele, nie były czymś pożądanym. Może nie przeszkadzałyby aż tak bardzo, gdyby nie pieczenie dające o sobie znać. Wyciągnął rękę siebie, patrząc na znaki na skórze. Ze zdziwieniem odkrył, że to nie koniec niespodzianek.
Świecę się? ... że co, do cholery.
... zabij ich wszystkich. Poczujesz się lepiej, tylko zrób to...
Absurd. Pokręcił głową, masując opuszkami palców skronie, jakby próbował wypędzić ze swoje głowy te dziwne myśli, nienależące do niego. Nie chciał się nikogo pozbywać, mimo że nie do wszystkich pałał wielką sympatią. Nawet jeśli żywiłby do kogoś z łowców urazę, spędzającą sen z powiek, to byłby na tyle rozsądny, aby postawić dobro ogółu wyżej od swoich zachcianek. Nie musiał kończyć miliona szkół wyższych, aby wiedzieć, że zabicie kogokolwiek w czasie rytuału równało się z wielką katastrofą, którą wolał sobie nawet nie wyobrażać.
Wynoś się z mojej głowy.
Przeczesał palcami włosy, obracając głowę w kierunku pozostałych. Chwila, kiedy do odwampirzania doszły kolejne atrakcje w postaci wiszenia? Widok "lewitującego" Leona w innych okolicznościach byłby dosyć ciekawym zjawiskiem, ale nie teraz, gdy sprawcą tego zamieszania był demon. Powinien pomóc ściągnąć Leona na ziemię? Może pokropienie tego świra, psującego łowcom zabawę, mogłoby coś pomóc.
Wolno wypuścił powietrze z płuc, gdy rozkaz dowódcy dotarł do jego uszu. Dawno nie czuł się tak bezużyteczny. Stanie i patrzenie na ten syf było dalekie od pomocy, ale przynajmniej tak nie zaszkodzi jeszcze bardziej. Wycofał się jeszcze dalej - tak daleko od kręgu, na ile pozwały na to ściany oranżerii. Przed tym zabrał Laylli manierkę. Jej i tak się i tak nie przyda. Oparł plecy o jedno z niezniszczonych okien, zginając nogę w kolanie. Przymrużając oczy obserwował starania dowódcy, który najwyraźniej próbował przemówić do demona. Otworzył manierkę, upijając parę łyków, nieświadomie wypijając wodę święconą.
Cholera, nic nie robiąc czuł się jak idiota.

Po terminie, ale piszę za pozwoleniem Esme.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Serafiel Nie Paź 15, 2017 10:50 am

Jestem... Zmęczony... - było mu coraz ciężej. Utrzymywanie się na runie, własnych myśli, na dodatek ignorowanie lub nieprzejmowanie się gadaniem pewnego demona, który się go uczepił... Eh. Zdecydowanie miał dość. Najchętniej by zamarudził to wszystko. W sumie. Może to będzie sposób na tego demona? W końcu, prawie nikt nie mógł znieść towarzystwa rudowłosego księdza.
Z drugiej strony jednak on nie zamierzał zrezygnować. Był tak uparty, jak i marudny.
Wziął głębszy wdech, by powoli się uspokajać. Zignoruj. To tylko siły nieczyste. Nie pozwól, by cię opętały. Co to, to nie.
- Daruj sobie. Już ci coś powiedziałem na ten temat - mruknął przez zaciśnięte zęby. - I raczej nie zmienię zdania - dodał jeszcze, próbując tako jako zniechęcić przeciwnika i zarazem sprawić, by... By w sumie co? Może po prostu to, by się odwalił?
Ah, pomarzyć można.
Obecność demona była dość uciążliwa dla psychiki Shina. Już pomijając jego słowa, po prostu jego bliskość i "aura" - niestety, jakoś nie czuł się szczęśliwy przy nim - wpływały na niego. Był coraz to bledszy, a gorąc nie opuszczał jego ciało. Chyba... Chyba słabnę też i fizycznie. Nie wiedział, ile czasu minie, zanim rzeczywiście będzie po nim.
Bądź co bądź, nie zamierzał się poddawać ani trochę.
Nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu. Zadrżał, po czym odwrócił swoją głowę by... By ujrzeć Leona. A ten co...? Pomarańczowe tęczówki rozszerzyły się gwałtownie, gdy usłyszał jego słowa. Chwila... Co on tu robi? Nie był czasem gdzieś indziej? - prawdę mówiąc, rudowłosy niespecjalnie zwracał uwagę na otoczenie. No wiecie. Demoniczny "kolega" przyciągał.
Ostrożnie skinął głową na znak, że zrozumiał.
- Nie... Zamierzam... Się... Poddawać... - mruknął, nieco niewyraźnie. Zmęczenie dawało się we znaki. W sensie te psychiczne.
I na dodatek sytuacja nie chciała się polepszyć!
Nie zdążył zareagować, gdy Leon zaatakował mroczną istotę, ani nie mógł nic zrobić, by powstrzymać to, co się działo. Zdecydowanie przydałby się tutaj egzorcysta. Nie umknęło jego uwadze to, że runa zaczynała zmieniać barwę na czarną. Spanikował?
Nie. Był na to zbyt zmęczony. Również nie było z tego powodu ucieczki. No i do tego dochodził fakt... Że sam powiedział, że nie podda się?
Dlatego też westchnął głęboko.
- Ze mną ci było tak źle, że doczepiłeś się innej osoby? - stwierdził Tsuda, nie podnosząc głosu. Dureń. Czemu rzucił się na to coś? - nie rozumiał działania tamtego.
Spojrzał w dół, na swoje nogi. Butelki... Hm... - przykucnął, chwycił jedna wolną ręką i próbował ją odkręcić, otworzyć coś w tym stylu, za pomocą jednej ręki, ewentualnie zębów. Prawdę mówiąc, teraz po prostu ryzykował, ponieważ nie był pewny czy ciecz w butelce będzie zwykłą, czy może poświęconą. Bądź co bądź, chciał to potem już po otworzeniu, chlapnąć na samego Leona, mając zarazem tą nadzieję, że jednak to jest święcona woda. Oczywiście, nie zdołał przecież kontrolować jak poleci ciecz, ale nie wypuszczając butelki z dłoni, machnął nią tak... Możliwe, że i do środka kręgu coś się dostało. Może i nie.
Po tej akcji odłożyłby zapewne w połowie pełną, jak nie i pustą butelkę gdzieś na bok. Na dziwne zjawisko już nawet nie zwrócił uwagi... Skupiał się ino na tym, co było najbliżej.
Serafiel

Serafiel
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Pomarańczowe oczy z pionowymi źrenicami, tatuaż na prawym ramieniu
Zawód : Kapłan i łowca. No i ma ukończone studia medyczne, więc chyba lekarz.
Zajęcia : Brak
Magia : Aura: Leczenie,niewrażliwość, światło


https://vampireknight.forumpl.net/t1954-serafiel-tsuda#41612 https://vampireknight.forumpl.net/t1957-serafiel#41704 https://vampireknight.forumpl.net/t1956-biedne-mieszkanie-w-srednioladnym-blokowisku

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Midori Nie Paź 15, 2017 8:48 pm

Aaaa...ah. Eh. No weeeź... - dziewczyna prawdę mówiąc, nie wiedziała, co zrobić w takim wypadku. Czyżby... Czyżby po prostu nie nadawała się na tą runę? Kto wie. Na pewno nie ona. Mimo wszystko, mogła opierać się jedynie na wiedzy, którą posiadała... I teraz wszystko wskazuje na to, że jej starania są nieprzydatne! A tak przynajmniej odnosiła wrażenie.
Westchnęła cicho. Pomimo braku sukcesu, nie chciała dać się ogarnąć negatywnymi uczuciami. Ani tym bardziej wycofać się! Co to, to nie. Przecież taka decyzja mogłaby sprawić coś... W sumie, nawet ciężko stwierdzić co. Patrząc na aktualną sytuację, mogła śmiało stwierdzić, że wszystko...
Wszystko jest dziwne.
Zamrugała ślepiami, gdy usłyszała swoje imię. Wtedy właśnie przestała prowadzić ową "rozmowę". Rozejrzała się z nutką niepewności, po czym pierwsze co do niej dotarło, było to, że nie... Była sama. Logiczne. Zupełnie jak to zdanie. Bądź co bądź, przekrzywiła łebek, uśmiechnęła się delikatnie do tamtego, po czym przeanalizowała na szybko to co usłyszała od Griga. Skinęła głową.
- Przepraszam, ale muszę cię opuścić - uśmiechnęła się jeszcze raz w stronę Diego, po czym ostrożnie odłączyła się od runy i podreptała - oczywiście na około, przekraczanie kręgu to nie był dobry pomysł - by pojawić się przy runie wiązania. Ale... W sumie, gdzieś tak w połowie drogi wszystko zaczęło brać szlag. Najpierw zobaczyła, że runa, od której się odsunęła, zaczęła szaleć. Przełknęła ślinę, teraz nie będąc kompletnie pewną, co powinna zrobić. Wrócić? Nie? Tak?
No, przynajmniej po chwili się wydawało, że tamta się uspokoiła... Za to sytuacja tutaj nie. Gorąco, śmierdząco - szybki zerk na Esmeraldę sprawił, że przez moment zastanowiła się jakim cudem ona tego nie czuła - na dodatek jednego unosi, drugi zaczyna być tak trochę czarny... Coś się pojawia...
Czy ja trafiłam do jakiejś gry?
Przełknęła ślinę, rozglądając się zarazem niepewnie, po czym wzięła głębszy wdech i klepnęła się w policzki, by ogarnąć się tak ogólnie zewnętrznie i wewnętrznie. Skup się, Yukari! Zrób tyle co możesz, by być im wszystkim jak najbardziej przydatną. Nie możesz się poddawać! Potem pójdziesz na ciastko! Tak w nagrodę! Mała pokojówka do boju! Dlatego też podreptała do swojej poprzedniej runy, która jej się kojarzyła z jej własną magią, po czym skinęła głową na przywitanie i podczepiła się.
- Póki mogę, to zrobię tyle, ile zdołam. Nawet jeśli niewiele mogę teraz - mruknęła jedynie. Odcięła się od negatywnych myśli... Na dołowanie nadejdzie czas.
I na wspomnienia o pewnej, dziwnej krainie również.
Midori

Midori
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Znak rodowy - tatuaż na plecach
Zawód : Łowca wampirów/ Cosplay'erka w wolnym czasie / Nauczycielka w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Marcoś! (Zgoda była!)
Magia : Pieczętowania


https://vampireknight.forumpl.net/t1998-yukari-sukeri#42877 https://vampireknight.forumpl.net/t2018-midori#43120 https://vampireknight.forumpl.net/t2814-mieszkanie-midori#59996

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 3 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach