Obligatio impossibilium.

Go down

Obligatio impossibilium. Empty Obligatio impossibilium.

Pisanie by Gość Wto Sie 22, 2017 1:18 pm

"To naprawdę świetna partia. Nie musisz go od razu kochać. Uczyni Cię szczęśliwą."
Te słowa odbijały się echem w głowie młodej wampirzycy. Tak miało wyglądać teraz jej życie? Pełne kłamstw, udawania, wmawiania sobie uczuć, których nie czuła?
Nie.
Zwykłe oszczerstwa, które wmawiało się dzieciom, by były spokojne. Naprawdę dzięki temu miała osiągnąć szczęście?
Miała dość wysłuchiwania tego, jak rodzice planują jej ślub, więc postanowiła opuścić dom. Chciała się od wszystkiego uwolnić, odetchnąć z ulgą chociaż na chwilę. Gdy słońce już dawno zaszło, po cichu wymknęła się i siadła na konia, odjeżdżając w kierunku lasu. Nawet nie dbała o własny strój, bo przecież to i tak nie miało większego znaczenia. Musiała pomyśleć w samotności, a idealnie nadawała się do tego mała polana, ukryta na wzgórzu wśród drzew. Całą drogę oświetlał blask księżyca, ani odrobinę nie przykrytego chmurami, które teraz mogły przypominać co najwyżej kłęby kurzu.
Nie jechała długo, ewentualnie czarny ogier był na tyle szybki, że skutecznie skrócił całą podróż. Kiedy była już na miejscu, zeskoczyła miękko na trawę pokrytą rosą, od razu czując na bosych stopach wilgoć. Jej wzrok powędrował w dół, a potem powróciła do wierzchowca, którego zostawiła przy potężnym dębie. Zapewne dół długiej podomki oraz koszuli nocnej niedługo stanie się wilgotny, ale czy to miało teraz jakieś znaczenie? Zupełnie nieprzejęta tym faktem wyszła bardziej na środek, podziwiając rozgwieżdżone niebo, a opuszkami palców muskając wysoką roślinność. Od razu poczuła ulgę, jakby zrzuciła kamień z pleców. Odnalazła to miejsce już kilka lat temu, ale wciąż było jej ulubionym i mogła spędzać tutaj naprawdę wiele czasu. Ciało samo się uwalniało od wszystkich zmartwień, tylko wśród tych drzew mogła spokojnie skupić się na czym tylko chciała. I niewiele to miało związku z małżeństwem.
Spojrzenie perłowych oczu Danielle przyciągnęły dwa chabry, po które zaraz się schyliła i je zerwała. Przyglądała się niebieskim płatkom, kiedy chłodny podmuch powietrza odgarnął niektóre pasma długich włosów na plecy. Robiło się coraz cieplej za dnia, chociaż nocami jeszcze nie dało się tego odczuć. Nie czuła otaczającej jej temperatury, ale wiedziała że tak właśnie jest. Mimowolnie opatuliła się mocniej bordowym nakryciem, zupełnie odruchowo, a w dłoni wciąż pieściła niedawno rozkwitłe pąki.
Pierwszy raz od kilku dni była tak spokojna i zrelaksowana. Uśmiechnęła się do siebie delikatnie, choć wiedziała że to jedynie tymczasowa sielanka. Nie zamierzała się na razie stąd ruszać, wsłuchując się w koncertowanie świerszczy, które na dłuższą metę potrafiło być nawet ogłuszające. Cieszyła się tymi drobnostkami dookoła, bo przecież nikt ani nic nie mogło jej w tym przeszkodzić. A przynajmniej jak dotąd nigdy nie miała takiej sytuacji, w której ktoś wtargnąłby do tego małego raju.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Obligatio impossibilium. Empty Re: Obligatio impossibilium.

Pisanie by Gość Sro Sie 23, 2017 4:37 pm

"Mam nadzieję, że bez problemu się tym zajmiesz. Nie musisz się spieszyć. Dla dobra Naszego rodu."
Kilka prostych fraz brata pobrzmiewało mu bez końca w głowie. Czy historia powinna się tak cynicznie powtarzać? Czy Francja musi równać się w jego losie z skazanymi na zapomnienie obietnicami i pustym wyplenianiem czyjejś woli?
Nie.
Zwykłe służalstwo, na które został skazany by nie sprawiać żadnych problemów - jak mieli w naturalnym instynkcie jego bratankowie. Ale czy całkowicie zatapiając się w takim sposobie życia może odnaleźć spełnienie?
Pierwszym krokiem do odrzucenia tej doli, choć bardzo niewinnym, było zerwanie - nawet na ten jeden raz - z starymi nawykami i sposobem działania. Próba odcięcia więzów z wiernymi mu sługami, podjęcie działań bardziej dzikich niż chłodno wyliczonych, a co najważniejsze - zasmakowanie przyrody jak za samych początków. Szybka napaść. Bezsensowna brutalność. Brak anonimowości. Lekkość emanowania mocą. I uśmiech, który wykwitł na jego ustach w związku z tym wszystkim. Przemierzał okoliczny las na animowanym, cienistym rumaku z zakneblowaną ofiarą przerzuconą z tyłu. Najprostszy możliwy amok, który był dla niego jak narkotyk, powoli z niego uchodził.
Choć dobór miejsca i czasu był ze wszech miar losowy, nasz bohater miał wrażenie jakby sprzyjało mu szczęście. Chwila była co najmniej rozkoszna i nawet sam fakt, że dość niefortunnie natrafił na inną istotę, i to jeszcze miejscowego wampira, nie zamierzał mu tego zepsuć. Będąc na granicy polany zeskoczył z stworzenia i ruchem ręki odwołał je z tego świata, powracając czarną istotę do krainy cienia. Choć delikatna materia traciła swoją fizyczność stopniowo, i tak nie uchroniło to ofiary wampira przed upadkiem na trawę. Hawthorne niezgrabnie złapał go za obojczyk niczym za jakiś uchwyt, wchodząc tym sposobem palcami głębiej w ciało i powodując następny ubytek krwi, po czym pociągnął go do przodu. Z delikatnym uśmiechem na ustach i wyuczoną zawziętością pokonał kilka metrów kierując się wprost do młodej gospodyni tego miejsca, wpatrując się w nią jak w nowy cel, który właśnie został ustanowiony. Cisza była znamienna. Tylko niezręczne uderzenia nogami o ziemię jego ofiary psuły ideał tego momentu - ale nie mógł mu niczego zarzucić, w końcu był ciągnięty niczym jakieś truchło. I niczym jakieś zwłoki został rzucony półtorej metra od kobiety.
Uwolniony od swojego zobowiązania Asmodey mógł się wyprostować. Rozejrzeć oddychając głęboko, z lekką dozą nieufności lustrując tak księżyc, jak i nieszczęśnicę którą zaczepił. Miał na sobie prostą białą koszulę, poczerwieniałą od krwi w wielu miejscach, i zwykłe szare spodnie. Strój średnio przystający na takiego reprezentanta - a tym samym dający mu jeszcze więcej swobody. Jednak nie zamierzał niecierpliwić panny dłużej i spoglądając na wampira-ofiarę godnym pożałowania wzrokiem powiedział, a raczej wydał jej swoisty rozkaz:
-Wykończ go.
I wtedy już tylko utkwił swój pełny energii wzrok w jej oczach, jakby czekając na jakąkolwiek reakcję.


Ostatnio zmieniony przez Hawthorne dnia Czw Sie 24, 2017 6:44 pm, w całości zmieniany 2 razy
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Obligatio impossibilium. Empty Re: Obligatio impossibilium.

Pisanie by Gość Sro Sie 23, 2017 7:26 pm

Pierwszy intensywnie niebieski płatek wylądował niedaleko stóp, a za nim kolejne, kierowane wiatrem w różne strony. Ogołacając pączek zaczęła nucić nieznaną nikomu melodię - bardzo spokojną i cichą, dokładnie jak ta noc. Tylko jeden kwiat postanowiła doszczętnie zniszczyć, drugiego pozostawiając wciąż w swojej dłoni. W oddali widziała swoje miasteczko pogrążone w głębokim śnie, choć gdzie nie gdzie paliły się pochodnie na zewnątrz. Pewnie w domu już zauważono jej zniknięcie, ale była pewna, że nikt nie będzie jej szukał. Nie pierwszy raz się tak wymknęła i zawsze wracała w jednym kawałku, mniej lub bardziej ubrudzona.
Zaczęła się niepokoić, kiedy usłyszała z daleka, że ktoś się zbliża. Odgłos kopyt był przytłumiony, miała nadzieję, że ktoś tylko tędy przejeżdża i nawet jej nie zauważy. Niestety myliła się, a dźwięk był coraz głośniejszy, aż w końcu całkowicie ustał. Trochę niechętnie się obróciła przodem do intruza, samym spojrzeniem uspokajając własnego wierzchowca. Nie czuła strachu, raczej zwykłą ciekawość i zainteresowanie. Jak dotąd nikogo tutaj nie spotkała, ale najwidoczniej tylko inny wampir był tak śmiały, żeby zapuścić się tak daleko. Patrzyła jak nieznajomy ciągnie swoją ofiarę, a cienisty rumak rozpływa się w mroku. Ogromne zmieszanie ją ogarnęło, gdy ciało wylądowało tak blisko. Mimowolnie zrobiła pół kroku w tył, rzucając wyzywające spojrzenie mężczyźnie. Cała jej oaza została zniszczona przez bezczelne wtargnięcie obcego osobnika, który nawet nie został tu proszony. Mogłaby się gniewać, ale nie miała nawet prawa. Przecież na własne ryzyko opuszczała bezpieczne mury posiadłości.
- Skoro czeka go śmierć, dlaczego sam go wcześniej nie zabiłeś? - pytanie to nie miało nie miało w sobie ani grama emocji. Było suche, może z nutą wyrzutów. Na pewno wyrażało niezadowolenie kobiety, bo chyba nikt nie lubił, kiedy mu się przeszkadzano. Patrzyła na skrępowanego człowieka, nie wiedząc do końca czy czuje jakieś współczucie, czy nie. Nie chciała jednak by dalej cierpiał. Po jego stanie wnosiła, że już i tak wiele przecierpiał, stracił sporo krwi. Ona natomiast lekko ukróci te męki.
Bez słowa wolną dłoń przyłożyła do ust i ostrym kłem nacięła opuszkę wskazującego palca. W momencie, w którym wypłynęły pierwsze krople krwi, utworzyła z nich cienkie i długie szpikulce. W mgnieniu oka jeden z nich wbił się w szyję biedaka, przebijając aortę, drugi natomiast dźgnął go prosto w serce. Skaleczenie ukryła następnie między wargami, nie pozwalając reszcie szkarłatnej cieszy wypłynąć na zewnątrz.
- Zabierz to stąd. - rzuciła ostro, oddając rozkazem za rozkaz, kiedy już wyciągnęła koniec palca z ust. Nie chciała spotkać rozkładającego się truchła, kiedy postanowi przyjść tutaj następnym razem, ewentualnie tego, co po nim zostanie, jeśli leśne zwierzęta go znajdą. Nie zastanawiała się nawet nad swoim czynem, nie uważała że powinna. Zabijanie słabszych było czymś.. koniecznym. Taki właśnie był świat.
Tylko dlaczego właśnie ona?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Obligatio impossibilium. Empty Re: Obligatio impossibilium.

Pisanie by Gość Czw Sie 24, 2017 10:28 pm

Pierwsze słowa wywołały w nim mieszane uczucia... była trochę za sucha? Ale czymże są wampiry, jak nie właśnie zasuszonymi przez setki lat trupami, a równie dobrze ta młodziutka piękność i tym mogła być. Niczym więcej jak dobrze stworzoną obłudą. Przynajmniej pasowała do tego miejsca, do tego czasu.... do tego blasku księżyca? I oczywiście nie powinna sprawiać żadnego problemu, chociaż sam aż się o to prosił. Nie zamierzał tworzyć żadnego tajemniczego obrazu, niewiadomej toczących się tutaj wydarzeń - po prostu spoglądając na nią i wdychając głęboko niewielkie ilości zapachu jej krwi, obejrzał całą egzekucję i dopiero wtedy wyrzucił, jakby od niechcenia. Niczym sam nie byłby pewny, które stanowisko powinien prezentować.
-Szczerze? Dla odmiany. By poczuć nasz naturalny zew... zresztą, mam wrażenie, że panienka z podobnych powodów się tu znalazła.
Mówiąc to spojrzał niezręcznie na trupa, jakby dopiero teraz stał się jakimś problemem, czymś co tylko przeszkadza i psuje ten wampirzy moment. Chociaż nie, raczej uzupełnia ten obrazek, bo czymże byłyby wampiry bez swoich nosicieli? Chyba tylko ich marnymi podróbkami. Samo odrzucenie ofiary przebiegło już poprzez oddanie egzekucji kobiecie, a grymas, który wykwitł na twarzy Asmodeya był tego zwieńczaniem. Ale nikt inny za niego tego nie zrobi, zwłaszcza, gdy wierni mu słudzy obecnie zaprzątali sobie głowę bardziej istotą jego zniknięcia niż tym, kto zajmie się sprzątaniem. A rozkaz, choć z ust nowo poznanej, został wypowiedziany i nie można go było zignorować.
-Jakbym miał być złośliwy, to bym odrzekł, że może w taki sposób chociaż część zainteresowania przeniesie się na najbliższą wampirzą familię. Zwłaszcza jak ślady będą.... um.... jednoznaczne?
Zatopiwszy rękę w ludzkich bebechach wypowiadał powoli te słowo, pewnie czerpiąc w duszy radość nawet z takiej małej konfrontacji, a także wybicia go z rytmu prostych i udanych działań, które trwały przez ostatnie dekady. Wyciągnął obślizgłą, spływającą krwią dłoń, następnie spojrzał na nią z odrazą odsuwając od siebie i jak gdyby nigdy nic machnął w stronę kobiety. Tak, ochlapał ją krwią. I to jeszcze ludzką. Efekt był na tyle ciekawy, ze aż się uśmiechnął z leksza, oblizał wierzchnią cześć dłoni, a resztę wytarł o dół koszuli dodając następny ślad dzisiejszych wydarzeń do tego specyficznego pamiętniczka. Prychnął jeszcze krótko i głupio, jakby zadowolony z całego żartu, ale refleksja doszła do niego dość szybko, i mało zręcznie zmienił temat na bardziej przyziemny.
-Ciekawe co o tobie myślał nasz martwy łowca... jeżeli w ogóle wiedział, że żyjesz w okolicy. No ale koniec tego dobrego, trzeba się ruszyć.
Odrzucając poprzedni letarg stanął stanowczo, tym razem łapiąc już chłodnego jegomościa za kołnierz. Nie było potrzeby go bardziej męczyć, bo i reakcji żadnej by nie otrzymano.... może tylko oprócz większej pogardy wampirzycy. Wprawdzie mógł zrzucić to na bark Cienia, ale nadal mocno wierzył w cały rytuał i tradycje, i chociaż spełnił te intuicyjne minimum targając trupa z powrotem na skraj polany. Tam już Cień drzew przyjął odpowiednią formę i się nim zajął, zabierając go na bliżej niesprecyzowaną podróż - kto go już tam wie, byleby tylko dalej od dwójki wampirów. Wtedy nie pozostało mu nic innego jak jeszcze raz pokonać te samą krótką drogę, by ponownie znaleźć się obok niej, lecz tym razem skupił się na niejako oślepiającym blasku księżyca. Wszystko było w sam raz...
-Jak te wilkołaki wpatrujemy się w starą Lunę brudząc się przy tym krwią jak ich młodsi sierściowi bracia, szkoda tylko, że w tej mrocznej bajce jesteśmy sami. Skazani na siebie, jak ty i ja teraz.
Westchnął.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Obligatio impossibilium. Empty Re: Obligatio impossibilium.

Pisanie by Gość Wto Sie 29, 2017 3:47 pm

Wieczna młodość była czymś, co Danielle dostała na pełne wykorzystanie. Ale fakt faktem miała dopiero kilkanaście lat na karku. Nie wiedziała wszystkiego o świecie, ale wciąż wydawała się nim znużona, jakby każda zagadka została już przez nią rozwiązana. Miała świadomość, że czeka ją jeszcze wiele różnych niespodzianek. Jak chociażby pojawienie się tajemniczego jegomościa w tak odległym i dzikim miejscu. Dłuższą chwilę przyglądała się całej jego sylwetce oraz odzieniu, jakby właśnie po tym chcąc odczytać z kim dokładnie miała do czynienia. Niestety do głowy przychodziły same niebezpieczne skojarzenia, więc dała sobie z tym spokój. Najwidoczniej będzie musiała odkryć to bardziej bezpośrednio.
- Nasz naturalny zew..? - mimowolnie powtórzyła za nim z lekką niepewnością w głosie, a swoje świdrujące spojrzenie przenosząc na księżyc w pełni. Zmrużyła powieki, palcami badając wciąż łodygę zerwanego chabra. - Więc twierdzisz, że zabijanie słabszych powinno być dla nas czymś normalnym? - spytała, choć taka wizja nie wydawała się jej przerażająca. Raczej.. imponowała, bo żeby faktycznie wcielić coś takiego w życie, wszelakie oznaki tchórzostwa nie były mile widziane. A to robiło szczególne wrażenie na młodej wampirzycy. Jednakże nie była do końca pewna wybrała to urocze miejsce instynktownie, czy może świadomie, odrzucając tym samym pozostałe kryjówki.
- Warto próbować. - skwitowała, może nawet z subtelnym uśmiechem na ustach, który szybko zniknął. Ubrudzenie ludzką krwią nie było czymś, czego się spodziewała. Odruchowo cofnęła się trochę, ale szkarłatne krople i tak sięgnęły białego materiału koszuli. - Co to miało znaczyć? - nie ukrywała swojego poirytowania tym okazaniem braku szacunku. Krew nie spierała się tak łatwo. Z pewnością będzie musiała wyrzucić ubranie albo znaleźć sobie dobrą wymówkę. Nikt przecież nie uwierzy, że ktoś ją tak po prostu ochlapał. Zbyt dużo niewygodnych pytań.
Wypuściła wymęczony kwiat z dłoni, przewracając oczami i skupiając się na szkodach. Ewidentnie miała nadzieję, że ten mężczyzna prędzej czy później stąd odejdzie i da jej wreszcie spokój. Interesował Danielle, ale nie na tyle, żeby chciała by dłużej został. Niezadowolona mruknęła coś pod nosem, naciągając długie rękawy na dłonie, bacznie obserwując każdy ruch wampira.
- Masz bujną wyobraźnię, paniczu. - odezwała się po dłuższej chwili ciszy, spoglądając znów ku niebu. Naprawdę była pod wrażeniem tego intensywnego blasku. - Niestety nie jesteśmy na siebie skazani. A przynajmniej ja nie czuję żadnego zobowiązania wobec Ciebie. - dodała. Była już spokojniejsza i bardziej opanowana. Nerwy sprzed chwili w ogóle nie pozostawiły po sobie śladu. Największym plusem tego niespodziewanego spotkania było to, że skutecznie odciągnęło ją od niechcianych myśli związanych ze ślubem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Obligatio impossibilium. Empty Re: Obligatio impossibilium.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach