Gołębie Serce

Go down

Gołębie Serce Empty Gołębie Serce

Pisanie by Gość Pon Lis 11, 2019 2:10 pm

Miejsce: Japonia, miasto Hyunkei - 300 kilometrów od Yokohamy.
Czas: 10 miesięcy temu.
Pora roku: zima.


Kto jak kto, ale bezdomni nie mają łatwego życia. Niektórzy z własnej winy nie korzystają z ofert pomocy. Inni nie zdążą podziękować za udzielone wsparcie albo zostają zgładzeni przez chorobę lub wampiry. Pewien zaś osobnik bał się ludzi i nocnych, krwiożerczych istot. Minęły dla niego dwa tygodnie, kiedy rozstał się z mamą, bo została zabita. Tułał się sam po świecie tak dziwnym i w większości niezrozumiałym, dlatego nie potrafił zintegrować się z żadnym społeczeństwem, nie umiał nikomu zaufać. Lęk, że zginie jak jego matka, była silniejsza od szukania pomocy ze strony humanoidalnych istot.
Co nie znaczyło, że omijał miasta. Wręcz ciekawiły go losy obcych osób, które najczęściej śledził z dachów niższych lub wyższych budynków. Okryty płaszczem od czubka głowy po wąskie łydki uczył się poprzez obserwację, do czego służą dane przedmioty, co mniej więcej może być jadalne, powtarzał pod nosem usłyszane słowa próbując rozszyfrować ich kontekst. Był jednak na tyle czujny, że do tej pory nie stał się niczyją ofiarą, a niewątpliwie umiejętność latania pozwalała na uniknięcie wielu, bezpośrednich konfrontacji. Prócz badania życia ludzi i wampirów, miał słabość do karmienia bezdomnych zwierząt, które niejednokrotnie odwdzięczały się dzieleniem się kryjówkami i ogrzewaniem zziębniętego ciała swoim gęstym futerkiem. Przez te dwa tygodnie pogoda zdążyła mocno dać się we znaki.
Mimo ogromnego ryzyka zostając w miasteczku okrytym coraz większym puchem nie mógł porzucić zwierząt, które do tej pory były jego jedynym towarzystwem. Zdołał wykraść parę puszek z mielonym mięsem, aby nakarmić koty pomieszkujące zdziczały ogród przyległy do kilku domostw i okoliczne śmietniki. Okryty szczelnie płaszczem z kapturem młodzieniec wyszedł z kryjówki mieszczącej się w piwnicy jednego z domów (był bardzo chudy, więc łatwo przecisnął się przez okienko piwniczki w ślad za kotami, ale i brudny od zgromadzonego tam kurzu) i przykucnął przy jednej ze starych, drewnianych ławek. Tutejszy hostel nie odśnieżał opuszczonego w okresie zimy ogrodu, toteż wszystko było przykryte warstwą białego puchu. Chłopiec rozejrzał się ukradkiem, czy nikogo nie ma w pobliżu i otworzył jedną z kilku puszek. Zaraz zjawiły się zgłodniałe zwierzaki, na ten widok młodzieniec uśmiechnął się. Niebawem otworzył pozostałe i porozstawiał tak, aby każdy z okolicznych futrzastych włóczęgów miało co jeść.
Jego radość nie trwała długo, oto jeden z kotów miał nienaturalnie wykrzywioną łapkę i żałośnie miauczał. Młody wampirek powolutku zbliżył się do zwierzątka i ostrożnie wystawił swoją dłoń, aby ranny zwierzak mógł wyniuchać mu skostniałe palce.
-Nie bój się... -wyszeptał młodzieniec starając się pochwycić delikatnie za fałdkę skóry na karku zwierzęcia i przyciągnąć na swoje kolana- ...ojej, co ci jest?
Burczenie zdenerwowanego kota ucichło wyczuwając pogodną, ale zmartwioną aurę chłopca. Kot miał nie tylko wykręconą łapę, ale pogryzione ciało, najprawdopodobniej przez szczura jego wielkości albo małego psa. Nie mógł patrzeć na cierpienie zwierzaka, i choć Jyuu sam miał mało sił, użył swojej mocy, aby uleczyć rany i skrzywienie łapy. Może i kot był już zdrów, lecz Zakapturzony musiał usiąść na ławce i zebrać troszkę sił. Motywowały go wszędobylskie koty, niektóre nawet łasiły się do nóżek wampirka. Nie omieszkał pogłaskać, gdy któryś z nich był w zasięgu ręki. Stracił odrobinę na czujności, kiedy tak wpatrywał się na rozkoszne, włochate stworzonka.
Nie przypuszczał, że ten dzień może odmienić całe jego dotychczasowe życie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Wto Lis 12, 2019 10:20 pm

Mieszkała w Japonii od niedawna.
Dzięki Zarenowi i Bratvie udało jej się opuścić Europę i wreszcie przedostać do miejsca, w którym (według tego, co udało jej się dowiedzieć) powinna znaleźć Schlechta. Nie była jeszcze pewna konkretnego miasta z Kraju Kwitnącej Wyspy, dlatego z Zarenem ustaliła, że póki nie zawężą poszukiwań przynajmniej do stu kilometrów, będzie czekać w Hyunkei.
Nie miała tu za wiele do roboty, więc głównie zwiedzała tak obcy jej i egzotyczny kraj oraz doskonaliła język. Po raz pierwszy zetknęła się z japońskim na żywo i choć wcześniej poświęciła naprawdę sporo godzin na jego naukę, to ciągle doskonaliła akcent i uczyła się nowych zwrotów.
Zazwyczaj wybywała na całe noce, przechadzając się to tu, to tam i jakby licząc, że za rogiem natknie się nagle cudownie na Schlechta. Zawsze miała też przy sobie broń – nie wychodziła bez niej.
Choć jako wampir nie musiała już jeść ludzkiego jedzenia, nieraz podczas zakupów przed spacerami je kupowała i zajadała się owocami czy warzywami, usilnie próbując sobie dzięki temu przypomnieć, jak to było być człowiekiem, jak to było czuć inny głód niż głód krwi (być może nawet straszniejszy) i jak to było delektować się czymś innym niż przysmakiem prosto z otwartej żyły.
Nigdy nie mogła jednak dużo zjeść – jej wampirzy organizm nie przyjmował zbyt wiele ludzkiego pokarmu. Domagał się krwi, krwi i tylko krwi. Choć nie była wiecznie wygłodniałym poziomem E, i tak szybko nabierała apetytu na kolejne soczyste łyki. Nauczyła się psychicznie przezwyciężać to pragnienie i gasić je sztucznymi tabletkami, ale ciała nie mogła oszukać – bywały dni, gdy tabletki nie wystarczały.
Nigdy nie rzucała się wtedy na człowieka. Nie umiałaby. W najgorszych momentach, gdy czuła, że może stracić nad sobą kontrolę, wybywała do najbliższego lasu i polowała na zwierzę. Duże, samotne, najlepiej stare i poranione, jak jakiś wilk czy jeleń. Nie chciała zabijać stworzenia, które całe życie miało przed sobą, nie chciała pozbawiać młodych kociąt czy szczeniąt matki. Póki potrafiła się powstrzymać, robiła wszystko, aby jak najmniej szkodzić innym: czy to ludziom, czy to zwierzętom.
Często wykupywała też jak najbardziej krwiste kawałki mięsa, aby tym bardziej oszukać wampirzą naturę. Teraz wracała późnym wieczorem właśnie z supermarketu. Spokojnie zmierzała do hostelu, w którym wynajmowała pokój. Choć Bratva mogła zapewnić jej mieszkanie na własność, Manuela nie miała zamiaru o to prosić – nie zależało jej na wygodach. Zresztą nie miała pewności, kiedy opuści to miasto. Mogła dopiero za parę miesięcy, prawda, ale mogła i nawet jutro – trzeba być przygotowanym na wszystko.
Miała zamiar odłożyć zakupy, coś przekąsić i jak zwykle udać się na nocny spacer – ale coś odwróciło jej uwagę.
A raczej ktoś.
Nawet jako poziom D wyczuła jego magię.
Wampir? Co tu robił?
Usłyszała ciche, pełne bólu miauknięcie i podeszła bliżej chłopaka. Kiedy zobaczyła jeszcze do niedawna ranne kocię, które po chwili zaczęło ze szczęściem hasać, serce jej zmiękło.
Och, co my tu mamy? – zagaiła, stając za nieznajomym. – Co to za biedaki? Dokarmiasz je?
Nie traciła na czujności, dlatego szybko przeniosła wzrok z rozkosznych kociąt na chłopaczynę. Wydawał się niegroźny, ale… z wampirami nigdy nie wiadomo. Choć była bezpośrednim świadkiem jego magicznej mocy, wolała nie wspominać o tym na głos.
Ostrożnie sięgnęła do siatki i wyjęła zapakowany, krwisty kawałek wołowiny. Był zdecydowanie za duży dla kociąt i ich małych ząbków. Manuela albo młodzieniec musieliby go rozszarpać na mniejsze kawałki własnymi kłami.
Ale Manuela nie chciała robić tego jako pierwsza.
Mam tylko to – powiedziała, wyciągając w stronę blondyna rękę, choć nie na tyle blisko, żeby mógł swobodnie przejąć mięso. Musiałby wstać i podejść.– Ale nie wiem, czy sobie z tym poradzą. Nada się?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Pon Gru 02, 2019 6:40 pm

Całe szczęście, że Manuela nie czyniła krzywdy niewinnym ludziom czy istotom, które całe życie było przed nimi. Mogła dzięki temu mieć większą wrażliwość na czyjeś nieszczęście, choć to kwestia sporna, czy było jej potrzebne odczuwać empatię w tak trudnych czasach. Sama nie miała lekkiej przeszłości, może dlatego bardziej doceniała życie?
Nie licząc egzystencji oprawców z dawnych lat.
Młodzieniec nie zwrócił uwagi na zbliżającą się dziewczynę, dlatego nawet nie krępował się z mocami widząc rannego kociaka. Mimo bardzo młodego wieku on również znał wartość życia, nie mniej nie potrafił zorganizować własnego. Przez lęk wobec żywych istot, w tym wampirów a nawet ludzi. Zwierzęta czuły dobre intencje Jyuu i nie czyniły mu jak dotąd krzywdy, a on odwdzięczał się dokarmianiem i reperowaniem zdrowia. Cierpiał na swój sposób, bowiem niosąc pomoc innym osłabiał z każdym dniem samego siebie, jednak nie zamierzał rezygnować z wolontariatu.
Jak widać nie tylko on lubił kotki.
Siedząc na ławce miał trudność z podniesieniem się z miejsca, ale gwałtownie skręcił zakapturzoną głowę w kierunku wampirzycy o łagodnym obliczu. Niektóre płochliwe koty uciekły z powrotem do piwnic, Blondynek też dałby nura gdyby nie odpływ sił. Instynktownie przesunął się tyłkiem na sam najdalszy kraniec ławki i z szybszym biciem serduszka wpatrywał się w kobietę z bojaźnią.
Kto by pomyślał, że wampir mocniejszej krwi bał się przemienionej.
Kiedy jednak zaczęła rozmowę od kotów, Blondyn wyczuł, że i towarzyszka martwiła się o zwierzątka. Przynajmniej miał taką nadzieję, że dobrze zinterpretował jej pytania.
-H-Hai... -zająknął się cichutko, a jego dziecięcy i niewinny głos mocno ujmował lat od młodzieńczego wyglądu- ... głodne kotki. Przyjaciele.
Jego japoński brzmiał akcentowo wzorowo, lecz ubogie słownictwo albo wskazywało na nikłą edukację, albo na schorzenie. Już zdania tworzone przez Manuelę wydawały się brzmieć bardziej swojsko i naturalnie od tych wypowiadanych przez chudzielca. Jego postawa wyrażała wielką niepewność, czy powinien tu zostać czy próbować uciec. Dlatego na gest wyjmowania czegoś z reklamówki wyraźnie wzdrygnął się i wstał z ławki na chwiejnych nóżkach, lecz kiedy zobaczył, co takiego Żydówka trzymała w ręce, powstrzymał się od oddalenia się. Przynajmniej na tę chwilę, wizja dokarmienia czymś smakowitym przybłęd było priorytetem. A mięsko pachniało i wyglądało wspaniale.
Nawet nie podejrzewasz, jak ciężko było podejść chłopcu do Manueli, a nawet ku jej wyciągniętej ręki. To mogła być pułapka, albo coś takiego! Płochliwość Jyuu zniwelowały mruczki, które łasiły się koło jego nóg i koło nieznajomej. Traktowały ją jak swoją, bo i one wyczuły coś pysznego w powietrzu. Może również zdawały się zaufać dziewczynie, to czemu i on miałby nie spróbować?
Ostrożnie zbliżył się, kroczek po kroczku, uważnie spoglądając spod ośnieżonej kapuzy na Manuelę. Wreszcie był na tyle blisko, aby szczupłymi palcami wziąć podarowany kawałek i intensywnie niuchając skinął głową uradowany.
-Dobre. Kotki lubią dobre mięso.
Ugryzł pierwszy kęs, który mielił w ustach, aż rozdrobnione mielone podał pierwszym głodomorom. Jak walczyły o każdy skrawek, to Jyuu próbował szybciej podawać kolejne porcje, ale sam nie dawał rady. Zwierzęta były zbyt głodne, aby grzecznie czekać w kolejce. Po którymś kęsie utkwił uważniej wzrok w wampirzycy i po podaniu następnej porcji odezwał się cicho, lecz bardziej pewnie:
-Pani lubi kotki, bo dała dobre jedzenie.
Uśmiechnął się, po czym zasiadł na ławce. Nóżki za bardzo drżały z zimna i z przemęczenia, aby utrzymać znikomy ciężar młodzieńca. Mimo możliwości pochwycenia chociażby gryza mięsa, wszystko ofiarował zwierzętom. Choć tak naprawdę jedzenie należało do Żydówki, więc to dzięki niej kotki miały ucztę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Czw Mar 05, 2020 8:33 pm

Dziwiło ją, że chłopak był tak lekkomyślny i nawet nie odwrócił się w jej stronę, gdy się zbliżała. Fakt, jako wampir klasy D nie sprawiała zagrożenia, ale zranić nieprzyjemnie zawsze mogła (gdyby, oczywiście, chciała) – a może nieznajomy po prostu ją lekceważył?
Manuela również kochała zwierzęta, niemniej rzadko się jakimiś zajmowała. Bała się pozytywnej więzi, jaka mogłaby się wytworzyć pomiędzy nią a jakąkolwiek istotą. W końcu niegdyś wszyscy jej bliscy zostali zabici właśnie dlatego, że ich kochała. Czasami czuła się zresztą jak zdrajca w stosunku do tych małych, słabszych stworzeń – bo w kryzysowych sytuacjach to one stanowiły jej pożywienie.
Tutejszych kotów, rzecz jasna, nie miała zamiaru atakować, tak samo nie chciała krzywdzić młodzieńca. Stała w bezpiecznej odległości, wpatrując się łagodnie w jego przestraszoną buźkę… ale i będąc w każdej chwili gotową na szybki odwrót.
Już spotykała takich, co to niby byli wobec niej mili, a potem ich intencje okazywały się całkiem inne.
Przyjaciele, mówisz? Od jak dawna znasz te kociaki? Tylko ty się o nie troszczysz? – Ona miała z kolei bogatsze słownictwo, dzięki wielogodzinnym naukom, ale za to wyraźnie wyczuwalny obcy akcent. Nawet dziecko powinno to usłyszeć – o ile oczywiście pojmowało ideę obcych języków.
Szepnęła coś uspokajająco, kiedy przestraszył się jej ruchu rąk. Wysunęła mięso w jego stronę i trzymała je w dłoniach na wysokości piersi, aby mógł się upewnić, że nic mu nie groziło. Dziwne, naprawdę jej się bał? Dawnego człowieka? Słabej wampirzycy przemieniającej się w gołębia, u licha?
Chociaż może to i lepiej – na razie nie chciała mu uświadamiać, że nie trafił mu się silny potencjalny przeciwnik.
Stała nieruchomo, gdy odbierał od niej mięso, z lekkim uśmiechem spoglądając tylko kątem oka na łaszące się kociaki. Najuważniej przyjrzała się jednak twarzy młodzieńca – wydał jej się niemal dorosły.
Nachyliła się do jednego z kotów, całego czarnego, gdy miała już wolne ręce, i zaczęła go powoli głaskać. Dała mu do powąchania i oblizania jedną dłoń, tę, w której trzymała mięso.
Lubią – kiwnęła głową, podnosząc delikatnie zwierzaka – ale musisz pilnować, żeby się nie zadławiły. Na pewno z głodu będą jadły szybko i dużo – powinny więc dostać małe kawałki – ostrzegła, drapiąc czarnulka za uchem i nachylając się nad jego pyszczkiem. Delikatnie pocałowała łebek, jednocześnie wtulając noc w miękkie futerko.
Nie tylko usłyszała przyjemne mruczenie, ale i wyczuła słaby zapach młodzieńca. Dobrze – to oznaczało, że faktycznie często odwiedzał te zwierzaki i że teraz najpewniej nie zastawił żadnej pułapki.
Podeszła więc w jego stronę, nie oferując jednak swojej pomocy w przegryzaniu mięsa. Skoro dzika gromadka futrzaków znała chłopaczynę, to on powinien je karmić.
Pocałowała czarnego kociaka jeszcze raz, po czym ostrożnie odłożyła go na ziemię. Natychmiast podbiegł do reszty i też zaczął domagać się jedzenia.
Sama Manuela oparła się o ławkę i przyglądała tej uroczej scenie. Na uwagę wampirka wzruszyła ramionami, chociaż posłała mu uśmiech.
Pani lubi każde niewinne życie, bo uważa, że nie zasługuje na krzywdę. I pani ma na imię Manuela. A ty? Kim jesteś? Wiesz, rzadko spotyka się, aby wampir dbał o swoje… potencjalne jedzenie – mruknęła, uważnie obserwując sylwetkę młodzieńca, gdy siadał na ławce. Wydawał się przemęczony, ale jednocześnie nie czuła, żeby był ranny. Nie rzucał się też na mięso, więc chyba nie był głodny?
Założyła, że sam również zorientował się co do jej natury – nie ukrywała w końcu swojej obecności, nie próbowała zniwelować aury. Byłoby naprawdę dziwne, gdyby się nie spostrzegł, że była krwiopijcą.
Mieszkasz gdzieś w okolicy? Wybacz za wścibskość, ale wyglądasz na przemęczonego – nie powinieneś więc siedzieć w domu i odpoczywać? Poziomy E są wszędzie i czasami nadchodzą znikąd. Koty są małe i się przed nimi schowają, ale tobie tak łatwo nie będzie.
Ośmieliła się usiąść na ławce, na jej drugim końcu, tak aby nie siedzieć blisko chłopaka. Koty natychmiast otoczyły nogi jej i blondyna. Manuela pozwoliła im się wspiąć na swoje kolana i wtulać się w jej ciało. Głaskała je powoli, z ogromną uwagą, jakby były z porcelany – od dawna nie miała blisko siebie takiego zwierzaka. W zasadzie już nie pamiętała, jak to było się kimś opiekować.
Jak byłam nastolatką, wyobrażałam sobie, że w moim przyszłym domu będę mieć gromadkę dzieci, kociąt i psiaków – wyznała cicho, podnosząc ponownie czarnulka i tuląc go do swojej klatki piersiowej. – Nic z tego nie wyszło. Szkoda, że życie okrutnie rewiduje takie marzenia, co nie?
Usłyszała w oddali grzmot i podniosła głowę – dopiero teraz zobaczyła, że zbierały się nad nimi ciemne chmury i zapowiadało się na ulewę.
Szlag by to – a naprawdę miała ochotę na spacer!
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Nie Mar 22, 2020 3:35 pm

Zazwyczaj był aż za bardzo ostrożny, dzisiaj jednak jego czujność była uśpiona zmęczeniem po uleczeniu rannego kociaka i brakiem uzupełnienia sił posiłkiem. Poza tym Manuela zgrabnie podeszła do chłopca, że było za późno na ucieczkę bez wzbudzania podejrzeń i bez świadków. Możliwe też, że będąc tak długo samemu i wreszcie mogąc spotkać kogoś miłego spróbować poznać świat, który przez dwa tygodnie tylko obserwował.
Na plus rozmowy był fakt, że kobieta również pałała sympatią do zwierząt, a koty doskonale to wyczuwały. Były w tym lepsze od ludzi czy wampirów. Wiedział co prawda, że miał do czynienia z krwiopijczynią, lecz reakcja kotów podpowiadała, aby to właśnie z tą panią spróbować porozmawiać. Jak dawniej z mamą. Nawet płeć pomogła przełamać pierwszą barierę i wymienić kilka prostych zwrotów.
-Dziesięć dni znam koty. Pani z domu, tam -wskazał ręką na budynek z podpiwniczeniem, w którym mieściła się kotłownia- daje kotom dom.
Nie umiał jeszcze opisywać dokładniej zaistniałej sytuacji, ale miał na myśli to, że zwierzęta chowają się w kotłowni, niekoniecznie za zgodą wspomnianej pani. Poprawił mocniej kaptur na głowie i nie odrywał oczu od rozmówczyni, która miała naprawdę dobre intencje i chciała nakarmić koty pysznym mięsem. Jyuu nie przypuszczał, że futrzaki będą mogły jeść coś tak dobrego. W dodatku okazała czułość wobec jednego, czarnego pieszczocha, któremu dogadzała głaskaniem i zwiększoną uwagą. Chłopcu zrobiło się milej na płochliwym serduszku. Dostał przy okazji wskazówkę, jak częstować mięsem zwierzęta - aby nie były to za duże kęsy. Wziął sobie radę do serca i pieczołowicie rozdrabniał w ustach każde ugryzienie, aż mógł obdarować głodne stworzenia. Nic nie wziął dla siebie tak jak zresztą Manuela, bo takim imieniem przedstawiła się Pani nieznajoma. Młodzieniec popatrzył się uważnie towarzyszce i próbował powtórzyć:
-Ma-nu-e-la... Manuela~ -dźwięcznym głosikiem powtórzył drugi raz jej miano, szybko uczył się nowych słów niczym dziecko- Ładne imię. A moje... moje imię...
Strapił się i naciągnął mocniej kaptur na głowę. Zawahał się wyraźnie nie wiedząc, czy powinien zdradzać swoje imię. Do tej pory tylko mama wiedziała, jak wołać do młodzieńca. Chyba nie przewidział, że ktokolwiek inny zechciałby poznać jego miano. Koty o takie rzeczy się nie pytały, im wystarczył zapach wampira, żeby polubić jego towarzystwo. Po długim milczeniu wreszcie zdecydował się wyszeptać.
-Nazywam się Jyuu.
Od tego momentu nieco rozluźnił się, jakby najgorsze miał za sobą. Nie zląkł się już nawet, kiedy Manuela zasiadła na drugim końcu ławki i próbowała zrozumieć zachowanie chłopaka, który za wszelką cenę nie chciał spuszczać kaptura z głowy. Może był poszukiwany? Z drugiej zaś strony może tak czuł się po prostu bezpieczniej? Albo i cieplej? Tak czy siak Manuela dzieliła się z nim swoimi spostrzeżeniami, a nie wszystko było zrozumiane dla bardzo młodego wampira.
-Nie jem kotów. Są miłe. Manuela je koty?
Jak mógłby zjeść koty, które karmi? Skąd ten pomysł Manueli? Powinien jeść takie zwierzęta? Ostatni posiłek miał wtedy, kiedy matka kazała wypić z niej resztę krwi. Do tamtej pory dostawał pokarm w woreczkach, nie wiedział skąd wziąć takie woreczki. Markotniał z każdym zdaniem dziewczyny, która wiedziała bardzo wiele o życiu, a on mało co. Przynajmniej próbował przeciwstawić się niewygodnym pytaniom i tezom. Niestety będzie musiał sam zadać parę pytań.
-Dziesięć dni mieszkam z kotami. Poziom E... to są ci, którzy... lubią dużo krwi? Manuela mówi, że tu też są... boję się ich. A ty?
Mama mu dużo opowiadała o takich wampirach, do tego stopnia, że zaszczepiła w nim pełną obawę przed spotkaniem z nimi. Miał unikać złych istot, które myślą tylko o jedzeniu. Niestety w praktyce oznaczało to, że unikał wszystkich, bo nie wiedział, jak je rozróżnić wśród innych wampirów. Dla Manueli zrobił wyjątek, i nie był pewny czy postąpił słusznie. A co, jeśli ona jest poziomem E?
Postawa rozmówczyni i poruszane tematy sprawiały, że przypisanie jej miana bezrozumnej istoty chorej na punkcie posoki nie miało szansy bytu. Być może z potrzeby wylała część swoich smutków opowiadając chłopcu o niespełnionym marzeniu. Jyuu utkwił baczniej oczy w dziewczynie i nie mógł uwierzyć, że i tej osobie zgubił się dom. On swój zostawił, bo bez mamy nie był domem. Zawsze kojarzyłby mu się ze śmiercią matki. Nie wiedział, dlaczego Manuela nie posiadała swojego, lecz współczuł jej. Nawet przysunął się o kilkadziesiąt centymetrów, by być bliżej wampirzycy.
-Ale... ale nie jest późno na dom. Na dzieci i kotki i pieski. Manuela da radę.
Postarał się pocieszyć jak umiał towarzyszkę, z którą mógł po raz pierwszy od dwóch tygodni porozmawiać i podzielić się swoimi myślami, kiedy grzmot przerwał nie tylko pogawędkę, ale i cały spokój, jaki między nimi rozwinął się. Jyuu przestraszył się do tego stopnia, że gwałtownie wstał z ławki i tym samym zasiał panikę wśród zwierząt. Młodzieniec nerwowo rozglądał się za kryjówką, lecz niestety dotąd szerzej otwarte okno do kotłowni było jedynie uchylone, więc nie mógł ewakuował się z futrzastymi przyjaciółmi. Szeroko otwarte oczy, niespokojny oddech, a kolejny grzmot sprawił, że schował się pod ławką, na której do tej pory siedzieli. Skulony zakrył rękami głowę i dostęp do uszu, żeby nie słyszeć burzy. W panice zamknął też oczy i nie mógł się ruszyć. Naprawdę bał się załamania pogody, jak większość dzieci w wieku przedszkolnym.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Sro Mar 25, 2020 9:34 pm

Jyuu naprawdę miał szczęście, że natrafił akurat na Manuelę. Większość innych wampirów klasy E albo D wykorzystałaby jego naiwność i po prostu by go pożarła – instynkty bywały w końcu silniejsze od empatii, a i mało kto mógł liczyć na wsparcie, jakie Sojka otrzymywała od Bratvy. Nie głodowała, miała gdzie spać, dostawała tabletki krwi, był ktoś, kto jej pomagał. Nie ulegała więc własnym żądzom i Jyuu mógł czuć się przy niej bezpiecznie.
Uniosła w zdziwieniu brwi, gdy usłyszała, jak nieporadnie dukał słowa. Co jest, był upośledzony?
Kotki pomieszkują u tamtej pani? Rozumiem – kiwnęła głową, zajmując się jeszcze przez chwilę jednym futrzakiem.
Może i nie zrozumiała dokładnie, co Jyuu miał na myśli, ale jakoś się dogadają. Oby. Chociaż Manuelę naprawdę dziwiło, że ktoś dorosły, a jednocześnie tak dziecinny i bezradny był w stanie przetrwać w tej okolicy.
Ona sama na dłuższą metę nie dałaby rady, gdyby nie miała własnego pokoju. Też była zbyt delikatna i bezbronna, ale przynajmniej dobrze znała świat i zagrożenia, jakie w nim czyhały.
Uśmiechnęła się szczerze, gdy Jyuu wyszczebiotał jej imię. Przez moment serce zabiło jej szybciej, bo chłopaczyna przypomniał jej Esterkę i Joachimka, dawno zmarłe młodsze rodzeństwo. Do dziś pamiętała, jak bliźniacy po raz pierwszy wymówili jej imię.
Szybko jednak odegnała od siebie te myśli – nie mogła sobie pozwolić na sentymenty. Ani na matczyne instynkty. Przecież już nie była do nich zdolna.
Miło mi cię poznać, Jyuu. Też masz ładne imię – odwdzięczyła się, obserwując go uważnie z ławeczki. Tak, wydawał jej się podejrzany: przez kaptur, zachowanie, tę dziecięcość, przez dziwną wymowę. Ale jednocześnie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że emanował wyjątkową dobrocią i wrażliwością. – Nie, nie jadam kotów czy psów, też je lubię. Ale bywają momenty, gdy muszę zjeść inne zwierzę, zwykle stare. Na pewno rozumiesz, co mam na myśli. Czasami pewnie i ciebie dopada taki głód.
Nie miała zamiaru kłamać, zresztą chłopak to wampir – musiał wiedzieć, na czym polega to okropne pragnienie. Skoro jednak tu był i nie rzucał się na zwierzęta czy mięso, które podała mu Manuela, wampirzyca założyła, że miał skądś krew albo tabletki. Czyli z kimś mieszkał? Ktoś się nim opiekował?
Przez moment milczała, gdy na swój dziwaczny sposób próbował opisać poziom E. Do licha, co było z nim nie tak?
Coś w tym guście, Jyuu – westchnęła w końcu ciężko. – Ja też się ich boję. Zwykle chodzą grupkami i razem są silniejsze ode mnie czy od ciebie. Dlatego ich unikam i nie zapuszczam się w miejsca… takie jak te – Machnęła ręką, wskazując na ciemną uliczkę. Niemal zabrzmiało to jak rodzicielska nagana. – Dlatego dobrze ci radzę, nie przesiaduj tutaj i znajdź sobie schronienie. Nie wśród kotów. Zapach słabego życia je przyciąga. Staraj się być na widoku. Raczej nie atakują w centrum miasta.
Doradzała mu z coraz większym zapałem, bo robiło jej się żal chłopaczka. Był taki niewinny i nieświadomy – zupełnie jak ona, gdy po raz pierwszy trafiła do obozu i nie wiedziała jeszcze, jakie piekło tam na nią czeka.
Odwróciła od niego głowę, kiedy się przysunął, ale pozycji nie zmieniła. Najwyraźniej podświadomie też mu coraz bardziej ufała.
Niestety, Jyuu, ale dla mnie na dom i rodzinę jest już zdecydowanie za późno. Nie umiałabym tego stworzyć. Ktoś zniszczył we mnie całą miłość i zaufanie do świata – wyjaśniła smutno, choć Jyuu pewnie nie zrozumiał zbyt wiele.
A zaraz potem usłyszeli grzmot, który spłoszył połowę kotów. Pozostałe wystraszył Jyuu swoim zdenerwowaniem.
Manuela zacisnęła wąsko wargi, przyglądając się jego reakcji. Sama nie bała się burzy, ale wiedziała, że powinna jak najszybciej wrócić. Jyuu panikował, rozglądał się i rozpaczliwie szukał jakiejkolwiek kryjówki… jednak Manuela nie mogła go zabrać ze sobą.
Był miły, delikatny, był dobry – ale był też dziwny i niezrozumiały. No i wampirzyca wiedziała, że nie mogła ulegać swoim porywom miłosierdzia, choćby serce jej się rozdzierało. Nie, gdy w grę wchodził wampir – człowieka by się nie bała.
Skąd mogła wiedzieć, czy Jyuu nie udaje i czy nie próbuje jej nakłonić do wpuszczenia do pokoju, aby tam mógł ją pożreć?
Wstała i paroma zdecydowanymi krokami odsunęła się od ławki. Zaczęła iść w stronę ulicy.
Muszę wracać, Jyuu. Ty… znajdź sobie kryjówkę, naprawdę. Uciekaj stąd, deszcz i burza to nic w porównaniu z nocnymi stworami – rzuciła jeszcze pożal-się-Boże poradą, po czym odwróciła się od niego i szybko oddaliła.
Zagryzła mocno wargę, bijąc się z własnymi myślami. Boże, a co jeśli on naprawdę potrzebował pomocy? Jeśli Manuela była jego jedynym potencjalnym wybawieniem?
Co jeśli ktoś mu coś zrobi, jeśli Jyuu stanie się kolejną ofiarą na jej sumieniu?
Zacisnęła mocniej dłonie na zakupach, ale na razie nie dała się tym myślom. Podążyła do wynajmowanego pokoju, usilnie próbując usunąć z głowy widok biednej twarzyczki Jyuu.
Serce ją bolało, w duchu cała jej zmarła rodzina obwiniała ją o brak empatii, a sama Manuela czuła się fatalnie. Nie mogła sobie jednak pozwolić na słabość, nie jeśli chciała nadal żyć i szukać zemsty.
Klapnęła na podłodze i skuliła się w sobie, obejmując mokrą od deszczu głowę rękoma.
Cholerne sumienie.
Walczyła tak przez kilkadziesiąt minut, niemal nie ruszając się z miejsca. W międzyczasie burza zdążyła się już całkowicie rozpętać, ale i powoli zaczynała przemijać. Nawet krople deszczu tylko lekko stukały o parapet. Robiło się coraz później, nastawała noc.
Manuela wiedziała, że nie powinna teraz się szwendać, ale… Na Boga, musiała sprawdzić, czy z tym chłopaczkiem było wszystko w porządku.
Poderwała się w końcu z podłogi i biorąc ze sobą tylko klucze, ruszyła na zewnątrz. Obiecała sobie, że jeśli wyczuje choć minimalne zagrożenie, natychmiast wróci, w ogóle nie przejmując się nikim innym.
Przystanęła niedaleko miejsca, gdzie jeszcze niedawno były koty, i cicho zawołała, uważnie się rozglądając i próbując wyczuć chłopaka:
Jyuu?... Jesteś tutaj?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Sob Mar 28, 2020 9:48 pm

Naprawdę cieszył się w duchu, że spotkał kogoś miłego i kogoś, kto nie czaił się na śmierć młodzieńca. Mieli podobne upodobanie do kotów, bo podobno były one jadalne. Nieco przekrzywił główkę i zmarkotniał, kiedy dowiedział się, iż można pozbawiać życia te słabsze lub starsze osobniki. Niby to zrozumiałe, lecz Jyuu jeszcze do tej pory samodzielnie nie polował na jedzenie. Ciągle żył na zapasie z krwi własnej matki. Ten stan nie potrwa długo, kiedyś będzie zmuszony coś wypić. Przynajmniej będzie starać się szukać takich jednostek, o których wspominała Manuela.
Im dłużej przebywał z nieznajomą, tym miał lepsze samopoczucie. Ile można żyć w samotności będąc tak młodą i niedoświadczoną osobą? Mógł teraz czerpać wiedzę całymi garściami, i to nie przeżywając nieprzyjemnych konsekwencji wyborów na własnej skórze. Wampirzyca dość dokładnie określiła, w jakich miejscach powinien przebywać młodzieniec. I te słowa nie mogły być w pełni przyjęte.
-Ale... ale...
Zdołał tylko tyle wydukać, kiedy dziewczyna akurat mówiła o tym, że koty przyciągają wampiry poziomu E. Nie mógł zostawić kotków, były takie dobre dla niego a on dla nich. Skoro jednak miałyby ściągnąć na niego kłopoty... mógłby je jedynie odwiedzać? Chłopak był zupełnie zbity z tropu i smutny, nie mniej chyba wziął do serca choć trochę uwag Manueli. Zawsze to jakiś kierunek w nieznane w swoim życiu bez mamy. Tylko on tak boi się ludzi, i tłoków... gdyby mama uczyła go życia wśród innych wampirów a nie chowała go w latarni morskiej, mógłby poprawnie rozwijać się i nie lękać się krwiopijców. Z drugiej strony był przynajmniej ostrożny i płochliwy, aby ktoś zły mógł zainteresować się chłopcem. Jednak nie zawsze tak będzie.
Manuela przeszła zdecydowanie więcej przygód, które skrzywiły jej psychikę lub pogłębiły niechęć do nawiązywania nowych znajomości. Mimo wszystko odważyła się tchnąć w Jyuu trochę życiowej wiedzy i być przy tym na tyle szczera, iż wzbudziła cząstkę zaufania. Dlatego tym bardziej było mu przykro, iż koleżance nie uda się stworzyć już instytucji domu, rodziny. Nie mógł w pełni pojąć dlaczego nie, lecz nie negował na siłę. Ona wiedziała lepiej o swoim życiu, mimo wszystko rysowało się wielkie współczucie na drobnym obliczu młodzieńca. Aż do czasu, kiedy zbliżyła się burza i pokrzyżowała plany na dalsze rozmowy czy późniejszy samotny spacer Manueli. Była zbyt blisko, żeby uciec przed deszczem i przed tym hałasem, jaki czyniła. Trzęsło młodym od stóp do głowy. Na niewiele zdała się wskazówka Długowłosej, która postraszyła poniekąd jeszcze bardziej Jyuu, a która to wampirzyca nie miała właściwie żadnego interesu, aby pomóc chłopcu przetrwać niepogodę.
Zanim kobieta zniknęła, zdołał jedynie wycisnąć z gardziołka:
-Ale... ale dokąd...?
Cicho i piskliwie zapytał przerażony Jyuu, który wielkimi jak talerze oczami odprowadzał znikającą sylwetkę dziewczyny. Przyciśnięty pod ławką nie mógł się ruszyć. Przeszywające niebo pioruny i pobliskie grzmoty sparaliżowały wampira na tyle, że nie odlepiał się od nóżki ławki, pod którą de facto leżał zwinięty w kłębek. Kłębek... kotki! Tam u kotków zostawił torbę z paroma drobiazgami, jaką zabrał ze sobą z dawnego domu! Ta myśl tchnęła w niego nowe siły i mimo rosnących opadów podźwignął się spod zużytego mebla i skierował się w stronę kotłowni. Niestety okno było zamknięte, lecz przez nie dostrzegł swoją zgubę. Miał zabrać tylko ze sobą dobytek i uciec przed siebie, gdzieś w stronę ludzi, żeby uniknąć wampirów z najniższych klas. Jak się tam dostać? Przywarł mocno do szyby, pukał w nią, lecz przecież koty nie są na tyle mądre, aby zrozumieć intencje chłopaka. Musiał sam wślizgnąć się do kotłowni. Zaparł się do okienka i nim zorientował się, pękło szkło oddzielająca jego od kotów. Wpadł z impetem na stos węgla, i choć nie nabił sobie guza, to prawą rękę miał całą w odłamkach szkła. Wbiły mu się przez ubrania do ciała, stąd ból i spływające krople krwi. Musiał pospieszyć się i uciec z torbą z kotłowni, zanim zjawi się właścicielka domu. Wygramolił się z trudem z powrotem na zewnątrz i z rosnącą duszą na ramieniu nie wiedział, gdzie uciec. Kolejne grzmoty przestraszyły go na tyle, że wbiegł wgłąb zaułka zamiast z niego zrezygnować.

Zapach chłopaka był nikły, ale był. Gdzieś tu kręcił się lub tkwił od jakiegoś czasu. Kiedy Manuela nie dostawała żadnej odpowiedzi, miała dwa wyjścia. Spróbować wejść dalej albo wrócić do siebie. Skoro zaczęła jednak poszukiwania i nie dostrzegła niczego podejrzanego, zbliżyła się w stronę ławki, na której sobie siedzieli i rozmawiali jeszcze kilkanaście minut temu. Wszędobylskie kałuże i błoto zmieniły nieco otoczenie na jeszcze bardziej obskórne, ale nietypowym akcentem były umoczone w wodzie białe arkusze papieru z kolorowymi wzorkami. Wilgoć rozmyła treści większości porozsiewanych kartek, lecz po kilku dało się rozpoznać, że ów wzorki to były próby nauki pisania. Słupki jednakowych znaków do złudzenia przypominały przedszkolne szlaczki, zwłaszcza że były wykonanie kolorową kredką lub długopisem.
Im Manuela szła dalej, tym kątem oka mogła dostrzec potłuczone fragmenty szkła, a na niektórych bordowe krople bądź lekko zaróżowioną kałużę. Po wyczulonym węchu mogła już wywnioskować, do kogo należała krew. Kolejne papiery wskazywały drogę ucieczki zmęczonego i przemoczonego młodzieńca, który leżał pod stertą kartonów, jakie tutaj znalazł na szybko. Nie stracił przytomności, lecz wyglądał jeszcze bardziej mizernie niż przy spotkaniu.
-Manu...ela? -w głosik chłopca wdarło się mnóstwo przykrych emocji, z którymi nie umiał sobie poradzić, ale i tak skupiał się jak mógł na dorosłej- ...nic Ci nie jest?
Wpatrywał się w koleżankę z mocno naciągniętym kapturem na głowie, nawet powolutku wstał i oparł się plecami o mur. Prowizorycznie miał zamotany wokół ręki skrawek peleryny, aby zatamować krwawienie, ale nie wyjął przedtem szkła. Próbując nie myśleć o bólu szukał na szybko tematu do rozmowy.
-Mam zeszyt. Manuela ma taki?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Nie Mar 29, 2020 9:16 pm

Manuela chętnie wyjaśniłaby chłopaczkowi, że w zasadzie bezdomne psy czy koty były bezpieczne i bardzo rzadko padały ofiarą wampirów. Krew zwierzaków miała mdły posmak, nie syciła, nie goiła ran. Pozwalała przetrwać, prawda, niemniej silne instynkty poziomów E i D o wiele bardziej wolały nieświadomych ludzi i słabych wampirów, takich jak Jyuu.
Tylko skąd Sojka mogła wiedzieć, że chłopak nie znał nawet tak fundamentalnych rzeczy?
Skoro taka wiedza przerastała Jyuu, tym lepiej, że nie zaczęła też opowiadać o swoich przeżyciach w obozie. Wystraszyłaby biedaka na amen.
Burza zakłóciła im tę cichą sielankę i przypomniała Żydówce, że obiecała sobie nie ufać żadnym wampirom, póki nie nabierze co do nich pewności, bez względu na to, jak łagodnie by się zachowywały. Jyuu nie powinien być wyjątkiem. Przecież Manuela nie miała żadnego obowiązku troszczyć się o zagubione sieroty w okolicy. Najlepiej, żeby go zostawiła i zadbała o własne bezpieczeństwo – z dala od jakichkolwiek krwiopijców, których nie przedstawi jej Zaren.
Dlatego na początku pozwoliła wygrać swojej racjonalnej części i pożegnała się z Jyuu, czmychając w nieznane. Usłyszała jeszcze biedne mamrotanie, które rozdarło jej serce, ale zmusiła się do marszu przed siebie, do mieszkania.
Nie, nie mogła ryzykować i brać chłopaka ze sobą.
Podczas gdy Jyuu cierpiał i w panice szukał schronienia, ona sama walczyła z własnymi wyrzutami sumienia. Z jednej strony, pomijając całą podejrzaną osobę chłopaka, to było dziwne, że wampir tak bał się zwykłej burzy i nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale z drugiej…
Tak bardzo przypominał jej pod paroma względami młodsze rodzeństwo! Manuela nie była w stanie zliczyć, ile razy marzyła o tym, aby bliźniaki albo Zachi znowu powrócili i żeby znowu mogła się nimi opiekować.
Pewnie, Jyuu nie był jej rodziną, ale miał w sobie tyle bezradności i strachu, że Sojka mimowolnie zapragnęła go chronić. Bo jeśli nie ona, to kto? Co jeśli dopadnie go jakiś zwyrodnialec i zniszczy mu życie? Albo w ogóle go tego życia pozbawi?
Zmusiła się w końcu do wyjścia, nawet nie przejmując się tym, że była cała przemoczona przez deszcz. Powiedziała sobie w duchu, że jeżeli Jyuu tam nie będzie, wraca od razu do mieszkania. Chciała tylko sprawdzić, upewnić się…
Na początku, przez mocny zapach burzy i deszczu, nie wyczuła krwi oraz strachu chłopaczka, ale gdy tylko zrobiła parę kroków w głąb zaułka, do jej nozdrzy szybko dotarł zapach posoki. W panice rozejrzała się za jakimś poziomem E, ale nie, nie było tu nikogo. Nie widziała też śladów walki, a sam zapach był zbyt delikatny jak na rozszarpane ciało.
Podeszła z wolna do ławki, zauważając zapisane kartki. Podniosła jedną z nich – nie bez zdziwienia odkryła, że zawierała naukę pisania.
Ale kto był uczniem? Jyuu? W tym wieku?
To ja, Manuela. Nic ci nie zrobię. Wyjdź, czuję, że jesteś w okolicy – powiedziała w końcu spokojnie, idąc przed siebie i wzrokiem szukając biedaczyny.
Nie było to trudne, kartki zaprowadziły ją bezpośrednio do niego.
Ukucnęła przed kartonami i odważyła się odchylić jedno pudło. Z ulgą dostrzegła, że Jyuu niemal nic nie było. Wyglądał na przerażonego, z ciała skapywała mu woda, gdzieniegdzie znajdowały się ślady węgla, a z jednej ręki skapywała krew, którą wcześniej Manuela wyczuła – jednak definitywnie nikt go nie napadł.
Ale szybko to zrobi, jeśli Jyuu stąd nie ucieknie. Posoka na pewno przyciągnie podrzędne wampiry.
Mnie nic nie jest. A tobie? Co sobie zrobiłeś w rękę? – zapytała i jeśli chłopak jej pozwolił, pomogła mu się wygramolić z kartonów i stanąć pod ścianą. Zmierzyła go wzrokiem: obraz nędzy i rozpaczy. – Ja nie mam, Jyuu, ale miałam kiedyś, bardzo dawno. Wtedy też uczyłam się pisać.
Westchnęła przeciągle, rozglądając się jeszcze po okolicy. Nie było tu żywej duszy, nawet wszystkie koty się skryły. W końcu dała za wygraną. Zaczęła szybko zbierać wszystkie kartki, zerkając na Jyuu.
Wróciłam po ciebie. Zabiorę cię do bezpiecznego miejsca. Opatrzę twoją ranę, na razie staraj się nie ruszać ręką. Czy te kartki to wszystko? Jeżeli cokolwiek jeszcze masz, podaj mi to. Nie powinieneś obciążać dłoni.
O ile Jyuu grzecznie posłuchał (a Manuela miała nadzieję, że strach przed burzą, ból, być może początki głodu oraz liche zaufanie wobec wampirzycy jednak przekonają go do współpracy), pomogła mu się pozbierać, zgarnęła wszystkie jego rzeczy, aż w końcu ostrożnie wyprowadziła go z zaułka. Ciągle rozglądała się wokół i postawiła na baczność niemal wszystkie zmysły, byleby wychwycić najmniejszy szmer. Szła blisko Jyuu, ale go nie dotykała – nie chciała naruszać jego przestrzeni, zresztą chłopak nadal był przerażony.
W bloku, w którym wynajmowała pokój, zasłoniła go własnym ciałem, aby nikt nie widział jego rany, i szybko przetransportowała do swojego małego gniazdka. Na klatce uniosła jedynie bardzo delikatnie jego rękę, tak aby krew skapywała na jego ubranie albo na jej ciało, nie na podłogę.
Gdy w końcu weszli do środka, zatrzasnęła mocno drzwi, zakluczyła je i dopiero wtedy pozwoliła Jyuu na więcej swobody.
Skromnie tu. I to nie moje. Coś w rodzaju hostelu, ale nieco lepsze, bo mam własną łazienkę i aneks kuchenny – wyjaśniła, pokazując pokój, chociaż dla Jyuu pewnie i tak nie miało to znaczenia.
Odłożyła jego rzeczy na stolik, po czym poprosiła, aby usiadł w fotelu. Jeżeli to zrobił, uklęknęła przed nim i ze współczuciem obejrzała jego rękę. Przy świetle mogła w końcu dojrzeć całą ranę.
Pozwolisz mi to opatrzeć, Jyuu? Gdy wyjmę to szkło, przestanie cię boleć, obiecuję. Poczujesz się lepiej.
Odgarnęła swoje wilgotne włosy na plecy, po czym sięgnęła ręką do twarzy chłopaka – aby zdjąć mu kaptur i móc wreszcie w całości zobaczyć jego przestraszoną twarzyczkę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Pon Mar 30, 2020 5:38 pm

Co byłoby, gdyby Manuela nie okazała odrobiny empatii, o której podobno brak była oskarżana w przeszłości? Możliwe, że losy chłopca skończyłyby się rychło po śmierci jego matki. Nieporadnie tamując krwawienie na ręce próbował opanować drżenie ciała i ból głowy. Od grzmotów i wilgoci oraz strachu nie czuł się dobrze, a co dopiero od wbitego szkła w ręce. Nie mógł nic zrobić więcej, nie miał sił na ucieczkę z tego zaułka. Nie wołał też o pomoc, bo nigdy mama go tego nie nauczyła.
Zdany na siebie nie przypuszczał, że jeszcze będzie mieć okazję spotkać tą miłą panią, z którą karmił kociaki i porozmawiał od serca, nawet jak padło niewiele słów. Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy nad sobą ujrzał znajomą postać. Była niczym słoneczko w burzową pogodę. Nie wiedzieć czemu było mu ciut lżej na duszy na jej widok.
-Uhm...
Spuścił głowę jakby wstydził się opowiedzieć, jak do tego doszło. A może nie ufał, że Manuela zostawi dla siebie tę żenującą tajemnicę? Odchodząca już burza mocno zlękła wampira, skoro miał problem ze skleceniem nawet najprostszych zdań. Ożywił się dopiero wtedy, kiedy towarzyszka wspomniała, że sama miała taki zeszyt co on. Na chwilę mógł zapomnieć o bólu.
-O, to... Manuela umie pisać?
Hah, w głosie wkradł się taki podziw, jakby to była jakaś wielka umiejętność! Nie mniej nie czas na tego typu pytania, Brązowowłosa wiedziała doskonale, że nie mogą zostać tutaj za długo. Zapach z rany chłopaczka robił się coraz intensywniejszy. Zainterweniowała więc w zupełnie inny sposób niż przypuszczał. Wahał się podczas całej wypowiedzi, lecz kiedy tak w ciszy rozważał propozycję (a właściwie żądanie), musiał przyznać rację. Nic wielkiego nie uczyni będąc rannym.
-Tak... boli ręka.
Podchwycił temat i przytaknął ostatnim słowom, co zdecydowanie ułatwiło mu podjęcie ostatecznej decyzji. Pójdzie z Żydówką, dla własnego bezpieczeństwa. Była taka miła, że zaoferowała mu pobyt u siebie i zapobiegnięciu wykrwawienia. Jak tu nie iść ów drogą? Miała o wiele lepsze perspektywy niż zostanie pod kartonami i czekanie, aż zjawi się potwór.
Na ten moment nie pozwalał kobiecie na dotykanie go, instynktownie cofał się na każdą taką próbę, choć nie było ich zbyt wiele. Już i tak ogromnym poświęceniem dla Jyuu było przekazanie dziewczynie torby przewieszanej przez ramię z drobnymi pamiątkami. Manuela uszanowała jego przestrzeń i mógł iść tuż obok Szarookiej w stronę jej domostwa. Nawet jak próbowała ochronić go przed oczami wścibskich wampirów czy przechodniów, nie dopuszczał do zetknięcia się ich ciał, nawet dla jego dobra. Uniósł wyżej rękę, jak pokazała mu doświadczona wampirzyca, aby krew nie skapywała na podłogę, aż wreszcie znaleźli się w azylu Żydówki.
Nie odetchnął nawet tutaj. W większości kojarzył wyposażenie domu z tym, co było u niego, lecz już inny kolor ścian, układ mebli, przestrzeń dawała wrażenie nowości lub czegoś nieznajomego. Ostrożnie przekroczył więc próg i nie przestawał się rozglądać, jakby za jakimś zagrożeniem. Krok za krokiem, powolutku oswajał się z pokojami i ich wystrojem, aż mógł wysłuchać Manueli. Od razu chciała pozbyć się szkła z ręki. Skrzywił usteczka w niepewności, to by znaczyło, że będzie musiała mu ruszać przy ranie. Nie wiedzieć czemu bał się dotyku wampirzycy. Wreszcie westchnął ciężko i skinął główką powolutku wyciągając najpierw przedramię spod peleryny i pokazując obrażenia. Wbite odłamki sięgały od dłoni do ramienia, co też stopniowo demonstrował pełen obaw młodzieniec. Może w jego żyłach płynęła krew B, lecz bez odpowiedniej diety nie zregeneruje sił. Jego wychudzona sylwetka może nie przypominała dzieci z Auschwitz, nie mniej na pewno nabawił się anoreksji. I jeszcze ta rana, wcześniejsze niejednokrotne korzystanie z mocy dla kotów.
Czara goryczy przelała się w najmniej spodziewanym momencie. Wystarczył jeden gest Manueli, który dla niej był czymś normalnym, lecz nie dla niego.
Gołębie Serce Vo96Boh
Mocno przestraszony chłopaczek znieruchomiał z lekko otwartymi ustami i przesłoniętym lewym okiem od bujnych, blond włosów. Były wyraźnie skosmacone, choć dało dostrzec się mały warkocz w stylu kłosa po lewej stronie - resztka po ostatnim czesaniu mamy. Błękitne oczko nie uciekało z oblicza Brązowowłosej i nie mrugał przez dobrą minutę. Dlaczego zdjęła z niego kaptur? Czuł się pod nim bezpieczniej niż teraz. Na dowód tego skrył główkę w ramionach i podkulił ku sobie nóżki siedząc na połówce krzesła. Nie mógł odnaleźć się w zastanej sytuacji, lecz przynajmniej nie uciekł od opatrzenia ręki, choć ta drżała jak osika na wietrze wraz z resztą ciała. Bynajmniej jedynie z przemoczenia.
-M-Mogę... kapturek...?
Wydukał cicho takim głosem, jakby zaraz miał się rozpłakać od sprzecznych emocji, jakie nim targały. Z drugiej strony powinien odzwyczaić się do noszenia peleryny będąc już wewnątrz jakiegoś budynku. Chociażby dlatego, że tak nie wypada.
Zmizerniały wampirek nie patrzył się na ranę, bo i tak miał płacz na końcu noska.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Pią Kwi 03, 2020 9:31 pm

W zasadzie od dawna nie miała do czynienia z kimś o umyśle dziecka, więc już niemal zapomniała, jak obchodzić się z taką osobą. Mruknęła coś tylko cicho o tej swojej niezwykłej umiejętności pisania, odpuszczając sobie próbę przekonania Jyuu, że to całkowicie normalne.
Czy on będzie w stanie w ogóle jej wyjaśnić, dlaczego zachowywał się niczym kilkulatek? A może w ogóle tego nie rozumiał? Potrafił rozróżnić dorosłego od malucha?
Manuela w to wątpiła, nabierała też coraz gorszych przeczuć co do tej znajomości – choć jednocześnie z każdym słodkim słówkiem Jyuu i z każdym jego przerażonym gestem miękło jej serce, a opiekuńcze instynkty przebijały się coraz bardziej na wierzch.
Zrobimy coś z tą ręką, nie martw się. Zajmę się tobą – obiecała jeszcze w zaułku, aby dodać Jyuu otuchy oraz zachęcić go do dalszej drogi. Zapach jego krwi robił się coraz mocniejszy, więc Manuela nie chciała zwlekać.
Unikała dotykania chłopaczka – po pierwsze ewidentnie się tego bał, więc nie chciała naruszać jego przestrzeni, a po drugie ona sama nie należała do tych osób, które potrafią czule przytulać nieznajomych. Pewnie, chciała pomóc Jyuu i mu współczuła, niemniej po prostu przeżywała to w środku – na zewnątrz niewiele było po niej widać.
Całą drogę przebyli w ciszy, podczas której Manuela jedynie zasłaniała biedaka przed spojrzeniami innych. Wyczuła kilka wampirów, które obejrzały się za zapachem krwi, jednak na szczęście nikt do nich nie podszedł.
W pokoju pozwoliła mu przyzwyczaić się do nowego pomieszczenia. Odeszła na parę metrów, odłożyła jego torbę i dopiero gdy usiadł na fotelu, znalazła się obok. Starała się być tak delikatna i zachowawcza, jak to tylko możliwe, ale trudno było przewidzieć jego paniczne reakcje.
Nie sądziła, że poruszenie kapturka aż tak nim wstrząśnie. Gdy tylko w oczach Jyuu pojawiło się przerażenie, Manuela natychmiast się cofnęła. Przepraszająco uniosła dłonie.
Wybacz, nie planowałam cię przestraszyć. Po prostu chciałam zobaczyć twoją twarz. Kaptur i włosy masz całe mokre, powinieneś się wysuszyć – wytłumaczyła na spokojnie, przyglądając się wychudzonej, nastoletniej twarzyczce. Faktycznie dało się w niej dostrzec coś dziecięcego. – Och, Jyuu, przepraszam. No już, załóż kaptur. Obiecuję, że więcej go nie dotknę – westchnęła, skoro tylko zaczął się trząść. Czy ktoś go kiedyś skrzywdził, że tak bał się innych? Manuela mogła w zasadzie to zrozumieć – sama przecież tego doświadczyła.
Wstała, nie spuszczając wzroku z Jyuu.
Pójdę do łazienki po ręczniki i apteczkę. Zostawię cię na chwilę samego, abyś mógł ochłonąć. Twoje ubrania są brudne od krwi i całe mokre – jeśli chcesz, mogę się nimi zająć. Nie mam co prawda dla ciebie nic na przebranie, ale mogę dać ci parę koców. Otulisz się, są ciepłe. Przemyśl to, dobrze? – Uśmiechnęła się jeszcze łagodnie, próbując go zapewnić tym gestem, że naprawdę nie ma złych zamiarów.
Jednocześnie chciała wybadać, czy ktoś kiedyś skrzywdził jego ciało w ten sposób. Gdyby tak było, Jyuu na wzmiankę o pozbyciu się ubrania powinien zareagować jednoznacznie, prawda?
Udała się do łazienki, z której wygrzebała dwa ręczniki oraz wspomnianą apteczkę. Własnym stanem na razie się nie przejmowała – skapywała z niej woda i wilgotne ubrania nieprzyjemnie przylegały do skóry, ale nie miała żadnych ran. Przebierze się później. Najpierw chciała zająć się tym biedaczkiem – a także pozbyć się tego denerwującego i jednocześnie przyciągającego zapachu krwi. Nie była głodna, ale każdy wampir klasy D zawsze nabierał apetytu, gdy widział świeżą ranę.
Jyuu w międzyczasie zyskał trochę swobody i mógł pokręcić się po pokoju czy aneksie kuchennym. Nie musiał siedzieć w miejscu – Manuela nie zganiła go, jeśli podreptał gdzieś indziej. Po powrocie w milczeniu podała mu oba ręczniki, aby mógł przetrzeć ciało i włosy, a obok, na podłodze, postawiła apteczkę.
Będzie ci cieplej, biedaku, masz. I poczekaj, dam ci jeszcze coś dobrego – skrzywiła się na to słowo – to znaczy – coś prawie dobrego. Smaczne to może nie będzie, ale pomoże ci się zregenerować.
I poszła jeszcze do szafki w kuchni, z której wyjęła wysoką szklankę. Z jednej z szuflad wygrzebała pudełko tabletek ze sztuczną krwią – rozpuściła dwie w ciepłej wodzie, po czym wróciła do Jyuu. Podała mu napój i dopiero teraz rozsiadła się obok.
Podaj mi rękę, dobrze? – poprosiła oraz delikatnie objęła jego przegub. Pociągnęła jego dłoń w swoją stronę i ostrożnie odsunęła poszarpaną odzież, aby przyjrzeć się ranie. – Przemyślałeś te ubrania? Mogę je wysuszyć?
Mimo że nadal miał na sobie płaszcz, to i tak widziała, jak był wychudzony. Czuła zresztą po jego ręce, że był zdecydowanie zbyt kościsty. Oczywiście, że przez głowę mimowolnie przeszło jej porównanie z obozem, ale definitywnie nie chciała teraz o tym mówić. Wystraszyłaby go.
Opowiedz mi coś o sobie, Jyuu. Co tylko zechcesz: skąd się wziąłeś w okolicy, czy znasz tu kogoś, co lubisz jeść. Chciałabym czegoś posłuchać – powiedziała lekkim tonem, sięgając do apteczki po rękawiczki i szczypce, choć w rzeczywistości chciała po prostu, żeby chłopak oderwał się myślami od rany.
Już teraz wiedziała, że pozbycie się całego szkła, zwłaszcza maleńkich odłamków, i odkażenie rany, będzie cholernie trudne. Domyślała się, że Jyuu zareaguje zbyt gwałtownie. Jedynym pozytywem był fakt, że rana zacznie goić się szybciej, skoro to wampir.
O ile nie wyrażał żadnego sprzeciwu, przystąpiła do wyjmowania kawałków szkła – zaczęła od tych największych, które jednocześnie mogły utkwić najgłębiej w skórze. Jeżeli Jyuu nie mógł powstrzymać płaczu i trudno było mu wydusić z siebie jakieś słowa, Manuela w końcu zaczęła cicho nucić jakąś uspokajającą, relaksującą pieśń – w jidysz, więc wampirek niestety nic nie zrozumie.
Sama Żydówka była nawet zdziwiona tym, że dawno zapomniane słowa nagle wyfrunęły z jej gardła. W końcu minęło kilkadziesiąt lat od ostatniego razu, gdy to śpiewała – i robiła to wtedy przy swoim ukochanym młodszym rodzeństwie. Nie przerywała jednak, a jedynie nadal próbowała w ten sposób uspokoić Jyuu. Na nią za dzieciaka to działało, więc może u niego też się sprawdzi?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Gość Sob Kwi 11, 2020 12:04 pm

Jak na nieznajomą osobę okazała bardzo wiele również nieznanej jej osobie. Przecież to mogła być jakaś zasadzka, sposób na uśpienie czujności, by pokazać kły i obudzić się następnego dnia z poważnym ubytkiem posoki. Jednak z minuty na minutę odnosiło się wrażenie, że to Jyuu bardziej bał się Manueli niż ona jego. Milczący, niepewnie rozglądający się po kątach chłopak coraz bardziej drżał i tylko obecność Żydówki chcącej mu pomóc nie spowodowała jego nagłej ucieczki. Wiele osób zygało na nich, lecz doświadczona wampirzyca potrafiła poradzić sobie ze wścibskimi spojrzeniami.
Niedługo później znaleźli się w domu dziewczyny, która poprosiła chłopca o zajęcie miejsca na fotelu i powoli szykowała się do zabiegu z krwawiącą ręką. Niestety budowane zaufanie zostało naderwane poprzez zdjęcie kaptura z głowy młodzieńca. Pomimo natychmiastowej reakcji, przeprosin i propozycji ponownego założenia ochrony na głowę było za późno. Wyczuć dało się zdystansowanie, niepewność i niepokój. Mentalnie złamany Jyuu nie odzywał się, ale też nie ubrał już kapturka na głowę. Wodził ostrożnie wzrokiem za Brązowowłosą i słuchał każdego jej słowa. Nie wszystko rozumiał, nie mniej im więcej słów popierała lub obrazowała przedmiotami, było mu łatwiej skojarzyć dane sformułowanie.
Manuela miała naprawdę przyjazne zamiary, nie szczędziła mu uśmiechów, jednak chłopca dopadła niemoc psychiczna, która nie była jego mocną stroną. Wrażliwy i kruchy chłopak poczynił pewien krok ku pojednania, to jest samemu zdjął przemoczone spodnie, płaszcz i buty podczas nieobecności gospodyni, lecz nie zszedł ani na moment z mebla. Tkwił w niemal tej samej pozycji nie mogąc poradzić sobie z brudną bluzą w obawie przed mocniejszym zranieniem ręki. Wampirzyca chciała upewnić się, że młodzieniec zechce współpracować w kwestii zmiany ubioru na koce, jednak znów bez werbalnej odpowiedzi. Skinienie głowy i widok zdjętych spodni na podłodze musiało jej wystarczyć na zgodę. Opatulony, chudy jak patyk, z mnóstwem widocznych kości Jyuu pozwolił również przejść do podjęcia próby leczenia jego ręki, ale dalej nie odpowiadał na pytania. Był skrajnie zmęczony fizycznie (zwłaszcza z głodu) i psychicznie. Nawet przyniesiona krew w szklance nie nakłoniła go do skosztowania. Tak jakby częściowo poddał się. Jakby ciągnięcie swojego życia bez mamy nie miało sensu, jeśli nie umiało się dopasować do realiów. Żeby jednak nie smucić Manueli i jej starań ostatni raz da sobie pomóc. Po raz pierwszy dopiero co poznanej osobie o dobrym sercu.
Ukojenie nerwów, stresu, niewiedzy, strachu - to był strzał w dziesiątkę w wykonaniu pięknej pani. W dobrym czasie zaczęła nucić piosenkę, która powoli dochodziła do zawieszonego gdzieś w próżni wampirka. Ożywiły się jego blado-modre oczęta i powiększyły się źrenice. Tak, przypominał sobie dobre chwile spędzone z najbliższą mu osobą. Pozytywny impuls, który pobudził dziecięcy umysł do walki o przetrwanie.
-Mama...
Wreszcie cichy głosik wyszedł z gardziołka młodzika. Odrobinę wyprostował sylwetkę wsłuchując się w nieznaną mu melodię, która łagodziła stres i uspokajała zmysły. Była bardzo piękna, lekko usypiająca jak niejedna kołysanka, ale na ten moment gdyby zamknął oczy, to mógłby się już nigdy nie obudzić. Tańczyły mu iskierki radości zmieszane z tymi od wstrzymywanych łez. Nie przerywał już Manueli nucenia, dopóki ona sama nie skończyła tej czynności. Dopiero wtedy nieśmiało otworzył się przed rozmówczynią.
-Mama lubiła śpiewać. Nucić. Robić warkocze... -odruchowo sięgnął powoli palcami do elementy fryzury, gdzie tkwił kłosik - ledwie trzy przęsła, ale bardzo ważne dla Jyuu- Robiła też takie soczki -skierował wzrok na szklankę z krwią, której do tej pory nie tknął, a później z powrotem na rozmówczynię- Manuela powinna coś wiedzieć o Jyuu, bo miła jak mama.
Wzdrygnął się, bo akurat był wyjmowany dość duży kawałek i trochę zabolało. Może stąd zaraz przemknęła jedna i druga łza po policzku? Czy może na myśl o porównaniu Manueli do mamy? Chwilę musiał pomilczeć, żeby uspokoić się od wzruszenia i przemyśleć nad pytaniami miłej pani.
-Jyuu... znaczy... ja... lubię kotki, pieski, myszki, ptaszki, rybki, Leczę je. Węży, ludzi, wampiry - boję się ich. Lubię ładną pogodę, niebo w nocy, gwiazdy. Umiem i lubię latać. Z wysoka patrzę na innych... na świat. Uczę się pisać. Nie wiem, co lubię jeść, bez soczku - mięso dla kotów nie dla Jyuu. Znam tylko Manuelę i panią od kotów, ale pani od kotów nie zna Jyuu. Ja... ja nie wiem "skąd się wziąłeś w okolicy", uciekłem z domu, bo mama... bo mama... bo... mama...
Tego było dla niego za wiele. Spuścił główkę w kierunku blatu stołu, który z każdą słoną kroplą pokrywał się cienką warstwą wody. Powrót do momentu rozstania z najbliższą mu osobą był dla niego bardziej bolący niż opatrywana rana. Jakby ktoś mu wyrwał serce i została wyrwa nie do załatania. Manuela aż za bardzo znała to cierpienie, choć w jej przypadku było o wiele drastyczniejsze. Dla kogoś jednak, to był bardzo młody, utrata jedynej opoki równać się mogła z końcem życia. I tak dobrze, że przetrwał tyle będąc samemu, z tak małą wiedzą o świecie.
Nawet płacząc nie krzyczał, nie buczał, nie jęczał. Raz po raz tylko pociągał noskiem, lecz chowając głowę w chude ramiona nie łkał jak ktoś, kto stracił kogoś najbliższego. Mogłoby się wydawać, że ten Blondyn jest oschły czy coś, ale on po prostu nie umiał inaczej niż przez łzy czy mimikę twarzy oddać swych emocji.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gołębie Serce Empty Re: Gołębie Serce

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach