Jama przylochowa [Podziemia]

Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sob Wrz 21, 2019 5:13 pm

Klitka przywięzienna z prywatnym węzłem sanitarnym i jeszcze mniejszą izdebką metr na metr. Pokój stanowił zbitek salonu, aneksu kuchennego, gabinetu chirurgii precyzyjnej i sypialni. Pomieszczenie było sterylne, ale bardzo skromne.
Dokładny opis jak znajdę wenę.

Ostatecznie nici z rozmowy. Głowy Rodu akurat miały znakomitszego (co nie było takie trudne) gościa, z którym omawiano prywatne sprawy. Zapowiedział jednak, że będzie chciał prosić o spotkanie w sprawie zniszczeń korytarza na jednym z kondygnacji. Nie podając szczegółów służbie Barabala wrócił z powrotem do lochów, gdzie musiał wpaść w wir pracy tak szybko, jak tylko został dostrzeżony przez pozostałych pracowników.
Od momentu zjawienia się w lochach po rozłące z Herą minęły trzy doby. Naprostował już pierwszego dnia uchybienia kolegów, wniósł autorskie poprawki do diety więźniów, przebadał kilka osób o znamionach tyfusu i przemielił na proszek około półtora kilo szpiku kostnego. Wydawało się, że wpływ Kuroszki na Jisaiu nie zostawił żadnego piętna, które przeszkodziłoby mu w idealnym wręcz zarządzaniu lochami, ale przyłapywał się na kilkusekundowych wspominkach. Z różnych momentów. Oczywiście maskował to w taki sposób, że nikt, nawet najwierniejszy Filip nie zauważył różnicy, wszak był profesjonalistą w swoim fachu.
Ale kiedy przychodził moment względnego spokoju, gdzie mógłby de facto odpocząć, nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Zdawało się, że popadł w jeszcze większy pracoholizm, byleby nie myśleć o czymś poza robotą. Dopiero wtedy, gdy nawet nadprogramowe zadania zostały wykonane, zdecydował się wrócić do swojego pokoju i zamykając za sobą drzwi zajmować się kośćmi, które czekały na stole operacyjnym. Piłując świeże kości dobierał się do ich wnętrza, wpierw sprzętami chirurgicznymi, a później już własnymi zębami dobierał się do szpiku. Zajadał się nimi w zupełnej ciszy, od czasu do czasu sprawdzając telefon z wiadomościami systemowymi. Nic. Cisza. Został tylko on i myśli. Myśli o Niej. Skrzywił minę i przejechał długimi pazurami po blacie ze zgrzytem. To tak smakuje porażka? Czy tęsknota? Eh, nie zniesie tego. Może to wina tego, że nie spał już którąś dobę z rzędu? Czas na sen.
Udał się do niepozornych, drewnianych drzwi. Po jej otwarciu była tam malutka izdebka mająca metr na metr na dwa i pół w górę. Przy suficie była mocno utwierdzona belka, do której doskoczył i zawisnął do góry nogami. Stopami zahaczył się tak, że nawet kołysząc się na boki nie stracił równowagi i nie spadł głową na podłogę. Skrzyżował ręce na torsie, rozczapirzył palce z pazurami i zmrużywszy powieki zapadł w głęboki sen. Miał jednak przy sobie komórkę, więc w razie natarczywych połączeń byłby gotów do pobudki.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sob Paź 05, 2019 5:11 pm

Te trzy dni były dla Hery istną mordęgą. Spędziła je samotnie, w zimnej sypialni, do której po tej dziwacznej wymianie esemesów nawet na moment nie zawitał Angelo – choćby i po to, by zabrać swoje rzeczy i dać jej jasno znać, że to definitywny koniec ich związku.
Jego ubrania, kosmetyki i przeróżne rupiecie nadal poniewierały się po pomieszczeniu, męcząc tylko Herę swoim zapachem. Brakowało jej bliskości ukochanego, jego krwi, dotyku i trujących pocałunków.
Nie miała zresztą pojęcia, czy ciągle mogła go nazywać ukochanym – a bała się pisać do niego po raz drugi.
Najdroższy bliźniak też miał ją gdzieś i Hera nie wiedziała, czy pozostał w zamku, czy gdzieś się wyniósł. Miała nadzieję, że mimo wszystko nadal krążył w okolicy, w końcu jego choroba… No, to byłoby naprawdę nierozsądne, gdyby wybył w świat w tym stanie.
W zasadzie myśl o bracie, który gdzieś tam w okolicy mógł właśnie krztusić się własną brudną krwią i rzygać swoimi flakami, wreszcie otrzeźwiła ją po trzech dniach i pozwoliła na wyjście z pokoju. Hera przez ten czas tylko płakała, krzyczała, czasami w nerwach zniszczyła jakieś ubranie Angela, które parę minut wcześniej tuliła do piersi na łóżku. Głównie jednak próbowała spać – niespokojnie, z częstymi przerwami i jeszcze częstszymi koszmarami.
Nic jednak w tym czasie nie zjadła, wypiła jedynie trochę wody, przez co znowu była osłabiona.
Ale to nie w tej kwestii postanowiła uderzyć do swojej ofiary. Miała całkiem inną wymówkę.
Choroba Gabriela.
Wybrała Jisaia, bo jako jedyny był w ostatnim czasie wobec niej życzliwy, zaspokajał zresztą jej chore pragnienie uwagi. Skoro rodzina miała ją gdzieś, Hera musiała szukać pocieszenia u kogoś innego, nawet jeśli nie chciała głośno tego przyznać. W głębi duszy chciała z kimś pogadać i po prostu szukała pretekstu.
A oficjalnie – Jisai w jej oczach był medykiem, który mógł wyleczyć Gaba. I całą rodzinę.
O dziwo, wysłała dilerowi wcześniej esemesa. Krótkiego, suchego, zapowiadającego jej przyjście. A zaraz po tym ruszyła w stronę lochów. Na dole zgromiła Filipa wzrokiem i rozkazała prowadzić się do Jisaia. Z uniesioną głową szła przez całe podziemia za sługą, nie rozglądając się na boki. Obecnie w ogóle nie była zainteresowana ludzką krwią. Fakt, jej organizm domagał się jedzenia, ale psychika ani trochę.
Hera po prostu straciła jakikolwiek apetyt.
Przed pokojem Jisaia odegnała w końcu Filipa. Ten zdążył tylko zapukać do drzwi, krzyknąć coś o przybyciu Kuroszki, po czym wziął nogi za pas.
Cóż, skoro Jisai usłyszał, że wampirzyca już przybyła, to chyba nie ma sensu czekać, czyż nie?
Pchnęła drzwi i bezpardonowo weszła do środka.
Jisai – zaczęła oschle, bez względu na to, czy stał już niedaleko, czy nadal w swojej małej klitce. – Przyszłam się dowiedzieć, jak mój dziadek zareagował na zebraniu.
Nie miała pojęcia, że Jisai ostatecznie się tam nie zjawił. Stanęła na środku pomieszczenia i wzięła się pod boki. Matko, jak można mieszkać w czymś tak małym?
A oprócz tego – pamiętasz, mam nadzieję, mojego brata? – chciała przejść od razu do sedna i porozmawiać o chorobie Kuroszy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Nie Paź 06, 2019 7:05 pm

Wiele działo się po jednej i po drugiej stronie życiorysu wampirów, ale to przeżycia Hery mogły odmienić przyszłość zamku. To między innymi od jej kaprysów mógł zmienić się światopogląd całego zamku, lecz jeszcze czuwały Głowy Rodu, aby impulsywność nie wpłynęła negatywnie na politykę całego rodu. Wiadomo, dziewczyna nie chciałaby źle, nie mniej zranione serce, a tym bardziej duma potrafi doprowadzić do szału.
Zraniona duma to przekleństwo Kuroiashity, włącznie z chorobą zżerającą ich członków od środka.
Jisai nie zignorował SMSa, po podjęciu wiadomości zaczął wybudzać się na dobre. Nim wyszedł z klitki Filip nie powstrzymał na tyle długo Hery, aby ta nie musiała czekać na Selekcjonera Trupów. Zdążyła wejść do jego prywatnego zakątka i żądać wyjaśnień. Nie czekała zbyt długo, aby ujrzeć w przejściu do ciasnej izdebki wyprostowaną sylwetkę mutanta w ubraniu roboczym. To jest biały fartuch przytroczony do ciemnej marynarki i spodni. Jego twarz nie zdradzała ani radości na widok Pięknej Muzy ani przygnębienia związanego z formą ich ostatniego rozstania. Zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej niespodziewanego gościa.
- Nie było żadnego spotkania, Hera-san.
Białe źrenice czujnie tkwiły w zmęczonym, lecz niezmiernie prześlicznym obliczu Długowłosej. Wykonał jeszcze jeden krok i zaraz pospieszył nieco flegmatyczną wypowiedź, aby uzupełnić o wyjaśnienia.
- Zdołałem jedynie zgłosić potrzebę złożenia wizyty, ale Państwo mają poważniejsze spotkania w priorytecie. Mam zostać powiadomiony, kiedy mam wstawić się na rozmowę. Będziesz musiała zjawić się razem ze mną, jako świadek zdarzenia.
Nie czarujmy się, nie będzie lekko, choć sprawa została odroczona w czasie. Były najwyraźniej ważniejsze interesy do załatwienia niżeli dewastacja budynku. To dobrze i źle. Dobrze dla Jisaia, źle, że jednak coś większego czyhało na ród. Nie został wtajemniczony we szczegóły, nie zabiegał o to. Koncentrował się na sprawach stricte związanych z zaopatrzeniem zamku. Polityka sięgała u niego do producentów i wytwórców różnych dóbr luksusowych, aby dostać jak największe upusty.
Z drugim tematem Kuroszka wypaliła jak z petardy. Znaczy się wspominała już o problemie, lecz nie sądził, że będzie ponownie przywołany do tablicy w tej sprawie. Skinął głową twierdząco.
- Trudno zapomnieć. O co dokładnie chciałaś zapytać?
Przechylił odrobinę głowę na bok i nie zdjął dość przenikliwego spojrzenia z gościa. Nie żeby specjalnie wwiercał dwa białe ostrza w jej czarne źrenice, ale tak wyszło. Jisai wolał znać konkrety niżeli zmuszać się do domyśleń. Na pewno nie po pobudce.
- A właśnie, jak tam dolne kończyny? Wszystko w porządku?
Dodał mimochodem spuszczając wzrok z twarzyczki rozmówczyni na jej nóżki. Wydawały się zdrowe, choć ogólna aparycja damy dawała do myślenia. Oby i ją nie dopadła choroba rodu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sob Paź 12, 2019 8:18 pm

Hera wiele by dała, aby dziadek i reszta starszyzny rodu usłuchali jej kaprysów, ale do tego było jeszcze daleko. Może gdyby udało jej się wpłynąć na wynalezienie lekarstwa na tę przeklętą chorobę… brat i reszta przestaliby nią wreszcie pomiatać?
Ale swoją dumę, skądinąd mocno zranioną, musiała na razie schować do kieszeni. Naprawdę zależało jej na wyleczeniu Gaba. Jego i reszty. Mogliby, co prawda, być chociaż odrobinę, kutwa, wdzięczni za jej zmartwienia, ale w końcu to Kurosze – trudno spodziewać się po nich pozytywnych uczuć.
Nieprzerwanie wierciła wzrokiem Jisaia, odkąd ten tylko pojawił się w małej klitce na widoku. Dlaczego ktoś tak porządny postanowił służyć w zamku? Co jej kopnięta rodzinka mu zaoferowała, że był wierny?
Może Ringo czy Hiro litościwie zgodzili się go zabić, gdy tylko skolopendra w pełni przejmie kontrolę nad jego ciałem? Gdyby Hera była na miejscu dilera, z pewnością błagałaby kogoś bliskiego o taką śmierć. Nigdy nie chciałaby stracić kontroli na wieczność nad swoim ciałem. Czy to ludzkim, czy owadzim.
Zmarszczyła brwi od razu, gdy Jisai poinformował ją o swojej niesubordynacji, i już miała żądać wyjaśnień, ale na szczęście wampir był szybszy.
Z kim się spotykają? To miała być luźna kolacja rodzinna. Kto im przeszkodził? – niemal warknęła, bo fakt, że znowu coś poszło nie po jej myśli, podziałał na jej nerwy. – Tak czy siak muszę się widzieć z dziadkiem. Z ojcem też. Z pewnością ich powiadomię, gdy wreszcie znajdę ochotę na to spotkanie.
Jisaia może i mogli powiadamiać esemesem o spotkaniu, ale Hera, jako wnuczka i córka głów rodu, szczęśliwie mogła do nich chodzić, kiedy tylko chciała.
A przynajmniej tak sądziła.
Potrzebowała mówić z Barabalem i Testamentem o ich sytuacji w rodzinie, która ją niezwykle zamartwiała od czasu jej powrotu, miała zamiar zrobić to podczas kolacji… ale oczywiście wszystko musiało się zepsuć.
Może jutro będzie lepszy dzień.
Oboje nie spuszczali z siebie wzroku. Hera przenikliwie lustrowała jego blade tęczówki, całkiem inne od swoich, i nie odezwała się ani słowem, nawet gdy Jisai odpowiedział na jej pytanie. Znowu naszła ją ochota na to, aby się z nim podroczyć, aby coś poudawać, aby wyzwolić w nim nieodpowiednie instynkty, aby na za dużo mu pozwolić. Jasna cholera, co się z nią działo? Aż tak łaknęła czyjejś uwagi?
Nogi mają się świetnie, dziękuję – mruknęła w końcu, gdy spuścił spojrzenie. Dla zobrazowania zrobiła kilka kroków w jego stronę: z gracją, leciutko. Jej pantofelki zastukały po posadzce. – A jeśli chodzi o Gaba… – Stanęła przed Jisaiem i znowu rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając czegoś wygodnego, aby usiąść. Łóżko? Kanapa? Fotel? Cokolwiek?... – Na ile orientujesz się w chorobie mojego rodu? Nie wiem, czy cię informowano, ale mój bliźniak na nią zapadł. – Podążyła w stronę jakiegoś krzesła, wskazując na niego palcem i patrząc pytająco na Jisaia. Nie żeby potrzebowała jego zgody, ale przez profesję dilera nie była pewna, które meble są czyste, a które wybabrane kij wie czym i przemyte. – Chcę mu pomóc. Trzeba go wyleczyć. Jego, ojca i resztę. I powstrzymać ją w dalszych pokoleniach. Potrzebuję twojej pomocy, Jisai. Czy mógłbyś zbadać Gaba?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sro Paź 16, 2019 7:28 pm

Zginąć z rąk kogoś znanego to niewątpliwy zaszczyt, ale czy o to zabiegał Jisai służąc w zamku? Po prostu nie znał innego bezpiecznego dla siebie domu. Tu miał wszystko, czego potrzebował do powoli chylącego się ku upadkowi życia mutanta. Diler nie mógł żądać niczego więcej.
Aż do momentu poznania Hery.
Była jedyną kobietą, która zostawiła w nim zadrę, a drugą, którą nie zapomni na długo. Pierwszą była Urszula, ale o niej później.
Kuroszka nie była zadowolona, a jej niezadowolenie mogło równać się wybuchowi złości, stąd pospieszył z wyjaśnieniami. I tak nie mógł ugasić ognia wydostającego się ze zranionej dumy damy. Dobrze, że nie zechciała zwalić winę na Jisaia. Już nawet dał się przekonać Pięknej i poszedł tam, a to było wyzwanie dla Selekcjonera Trupów!
- Wiem jedynie tyle, że gościem jest ktoś z rodziny waszego rodu. Nie zdradzono mi szczegółów.
Właściwie to do tej pory nie interesowało go, kto był przyczyną opóźnienia się rozmowy z głową rodu. Cieszył się w duchu, że nie musiał spowiadać się przed Panami Zamku i mógł wrócić do nadrabiania zaległości. Nie uciekał od odpowiedzialności, ale od jej formy. Zdecydowanie wolałby zostawić raport i mieć spokój aż do werdyktu.
Hera nie podzielała tego zdania, była poruszona i zła, że nie udało się przeprowadzić spotkania. Przynajmniej tyle, że ma możliwość nacisku, więc prędzej czy później jej prośba zostanie spełniona, a Jisai... zostanie przepytany na dziesiątą stronę. Uuuugh, serio, czy to konieczne? Przyznaje się do szkód, wpłaci należne pieniądze (o ile będzie mógł), a w razie czego opuści zamek. Już pal licho, byleby było po wszystkim i bez widzenia w cztery oczy.
Co do nóżek, zagoiły się i były gładkie... znaczy zdrowe!
- To dobrze.
Mógł jedynie tyle z siebie wydusić, kiedy Hera kokieteryjnie przebierała nogami jak u modelki. Kusiła, lecz tym razem białe źrenice okolone błękitnymi tęczówkami nie zdradzały niczego. Wszak:
- nie przystoi;
- ma narzeczonego;
- jest z wyższych sfer;
- jest zbyt idealna jak dla niego;
- jest jego pracodawczynią i tym podobne.
Musiał zachować się jak lekarz, oczekiwała od niego też lekarskiej rady. Żeby jednak nie zbrudzić jej szałowej kreacji pospieszył się z rozwiązania swojego czystego fartucha i narzuceniem na krzesło. Był najwygodniejszym meblem do siedzenia. Fotelu nie posiadał, a co dopiero kanapy. Ze względu na jego specyficzny kręgosłup nie mógł za długo leżeć nawet na plecach w trumnie.
Do rzeczy.
- Nie jestem informowany o dokładnych danych personalnych chorych, chyba że jest moim pacjentem. Najwięcej o chorobie rodu wie Hiro-sensei, ale też mam dostęp do pewnych danych, które badam we własnym zakresie innymi metodami.
Rzeczywiście prowadził niezależne badania, które mogłyby wesprzeć układ odpornościowy na złowieszcze działanie genu. Zajmował się układem limfatycznym wskazanych przypadków, ale i tak jedynie z nadsyłanych próbek, a nie z własnego pobierania tkanek. Chorzy pacjenci byli wiecznie zajęci doczesnymi sprawami.
Brat bliźniak też zapadł na tą chorobę? Coś niesłychanego. Musiał bardzo zaniedbać swoje zdrowie, skoro pozwolił organizmowi na jego zubożenie i degradację. Niestety oznaczało to również, że i Hera jest narażona na powikłania, a zaniechanie u Kuroszki byłoby najgorszym scenariuszem dla Jisaia. No i dla całej rodziny rzecz jasna.
- Jeśli byłby chętny, to nie widzę przeciwwskazań. Jeśli miałbym go za każdym razem usypiać i przykuwać pasami do łóżka, żeby nie uciekł, to nie za bardzo. Przede wszystkim musi być wola pacjenta, bez niej nic nie zrobię. Choroba, na którą cierpią twoi bliscy, jest genetyczna. Także i ty jesteś narażona na negatywne skutki czystej krwi. Powinnaś już teraz stosować profilaktykę, póki nie jest za późno. Wolałabyś nie przeżywać na własnej skórze wszystkich objawów choroby. Musiałabyś na pewno przekonać brata, aby pił więcej krwi niż tyle, ile z wyrwanego serca. Tylko odpowiednia dawka krwi do spożycia hamuje rozrost schorzeń i dolegliwości choroby. Jeśli stadium jest już poważne, czyli pluje własną krwią, powinien dziennie pić dwa litry.
Tak, tu miał świeżo w pamięci najlepiej uchowaną więźniarkę Urszulę. Grzeczna, ułożona, posłuszna, jadła przyzwoicie, zero chorób i schorzeń. Przy tym taka piękna. Zwykły człowiek, a miała anielską urodę. Miała być przeznaczona dla niego, kiedy będzie mieć bardzo, ale to bardzo zły dzień. Ostatecznie ofiarował własną lodóweczkę Gabrielowi, który potraktował ją jak każdą inną. Nie dostrzegł dbałości o zdrowie posiłku, mimo że przebywała w lochach. Ot wyrwał serce, a pół ofiarował. W tamtym momencie i jego serce zostało w pewien sposób rozdarte.
A jak z Herą? Już zasmakował jej bliskości, jej paluszków, jej cieplejszego spojrzenia, a to wszystko miało być dla kogoś innego.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sob Lis 02, 2019 2:38 pm

Hera pewnie będzie smażyć się w piekle za takie zabawianie się uczuciami niżej od niej postawionych osób. O ile w ogóle umrze i do tego piekła trafi, bo jak na razie niczego takiego nie planowała.
O, nie – ona i jej ród mają żyć wiecznie.
Zmrużyła w niezadowoleniu oczy i syknęła niczym żmija. Nie na Jisaia, a raczej z powodu jego słów, chociaż diler mógł to źle odebrać.
Może jakiś dalszy bękart. Gdyby ktoś z głównej linii nagle przybył do zamku, pewnie wszyscy by o tym trąbili. Zresztą, o dziwo, większość obecnie jest w Zamku. – Gab się gdzieś kręcił, ojczulek, Barabal z Gabrielą też. Brakowało tylko matki i Banshee. Cholera wie, gdzie je wcięło.
No i jeszcze Gaki czy Samur wraz z dzieciorami, ale oni to inna bajka.
Jak wielu z nich już chorowało? Ojciec, Gab i Samuru? Czy ktoś jeszcze zapadł na tę przeklętą chorobę, gdy Hera urządziła sobie wakacje życia?
Uśmiechnęła się zawadiacko do Jisaia, gdy spojrzał na jej łydki, a po tym, jak w końcu klapnęła na niewygodnym krześle, założyła jedną nogę na nogę i zaczęła z wolna machać stopami. Zaczęła też gładzić fartuch Jisaia, na którym posadziła swoje szanowne cztery litery. Nie było to siedzenie godne dziedziczki rodu, zdecydowanie nie. Hera krytycznym okiem oceniła, że w pokoju nie było niemal niczego, na czym można byłoby się wygodnie położyć, żeby w spokoju… hm.
Leżeć, rzecz jasna.
Co najwyżej stół, który z jednej strony wydawał się aż nazbyt czysty i sterylny, a z drugiej był pełen różnych medykamentów i przyrządów.
Czy diler naprawdę nie chciał lepiej urządzić tego miejsca?
A czy Hiro próbował kiedyś uleczyć tę chorobę? Rozmawiał o tym z moim ojcem lub dziadkiem?
Sama Hera nie miała zbyt dobrego kontaktu z Przewodniczącym Rady. Nie to, żeby się nie lubili, po prostu była zbyt młoda, aby zwrócić na niego swoją uwagę. Dla Hira z rodu Kuroszy liczyli się przede wszystkim Testament i Barabal, względnie Samuru przez swoje jakże bogate w wydarzenia życie.
Czekaj, czekaj, jakie metody masz na myśli? Te badania postanowiłeś zrobić sam z siebie czy na czyjś rozkaz? – spytała surowo, przekręcając głowę. Przez moment patrzyła na niego karcąco, ale zaraz uśmiechnęła się w ten swój słodko-diabelski sposób. – Aż tak kochasz nasz ród, słońce, że nie wyobrażasz sobie krzywdy któregoś z nas?
Jisai naprawdę był dziwnym przypadkiem. Większość sług, których Hera znała, spełniało zachcianki Kuroszy ze strachu lub ponieważ miało wyprane mózgi. A tymczasem diler… on niemal bezwarunkowo adorował ten stuknięty wampirzy ród, mimo że niczego nie dostawał w zamian.
Czy jeśli przyprowadzę go na pierwsze badanie, to będziesz mógł zdziałać cokolwiek? – spytała i od razu wyjęła komórkę. Najtrudniejsze zadanie: przekonać swojego stukniętego braciszka do badań. – Przygotowałbyś mu od groma najlepszej krwi? Może to jest tak, że powinien jeść ludzi tylko z konkretną grupą krwi? Byłbyś w stanie to sprawdzić?
Skrobnęła szybkiego esemesa do Gaba – nie lubiła czekać, wolała od razu poinformować bliźniaka o swoich planach, nawet jeśli jeszcze nie były w pełni ułożone. Schowała po tym komórkę i oparła się o krzesło. Skrzywiła się z niezadowoleniem, kiedy poczuła twarde oparcie.
No tak. Ona również mogła zachorować. Dotychczas o tym zbytnio nie myślała, bardziej martwiła się chorobą brata i ojca, ale… przecież sama również mogła niedługo rzygać krwią i gnić od środka niczym jakiś marny człowiek. Aż przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
Jak rozpoznać pierwsze stadium choroby, Jisai? Skąd mam wiedzieć, kiedy zacznę chorować?
Zaczęła się przyglądać swojemu ciało i ostrożnie, z czułością dotykać własnej skóry: na rękach, nogach, szyi i dekolcie.
Nie, nie mogła sobie pozwolić na własną chorobę. To całkowicie odpadało.
Poczuła wibracje w telefonie. Sięgnęła po niego i szybko odpisała Gabowi, po czym znowu utkwiła spojrzenie w Jisaiu.
Zbadaj mnie – zażądała ze spokojem i rozsiadła się na krześle, tak jakby była grzecznym i ułożonym pacjentem czekającym na rozkaz lekarza. – Chcę wiedzieć, czy jestem całkowicie zdrowa. Czy nic mnie nie dopadło. Co mam robić, panie doktorze? – Aż nawet puściła mu oczko.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Nie Lis 10, 2019 8:58 pm

Nie potrafił rozwiać wątpliwości Hery co do przybysza zajmującego czas jej bliskich. Mógł jedynie przytaknąć rozmyślaniom urodziwej kobiety, która szybko wywnioskowała, że pokrewieństwo gościa a Kuroszy może być znikome. Na słowo bękart odruchowo rzucił okiem na towarzyszkę, która niechcący trafiła na pewien związek z Jisaiem i Hiro. W każdym bądź razie niewykluczone, że była to osoba stricte związana z interesami Głów Rodu. Najważniejsze, że Piękność mogła w zasadzie odwiedzić Staruszków w dowolnym momencie, a on nie. Zresztą... nie spieszyło mu się do wyłuszczania swoich win, których nie potrafiłby pominąć lub umniejszyć.
Bo tak jak zauważyła rozmówczyni siedząca na niezbyt wygodnym krześle przykrytym jedynie fartuchem - diler kochał ród Kuroiashita jak własną rodzinę. Wiele dla niej się poświęcał, a ona też dała mu chociażby dach nad głową, no i życie. Coraz szybciej dobiegające końcowi, ale życie takie, na jakie zasługiwał. Liczył się ród. Jego przetrwanie i potęga.
- Hiro-sensei jest w stałym kontakcie z twoją rodziną i informuje o przebiegu badań. To on w głównej mierze zajmuje się szukaniem lekarstwa na złośliwy gen tkwiący we krwi waszej rodziny.
Hera mogła być spokojniejsza, że sprawą zajmował się ktoś tak znakomity jak najlepszy, wampirzy naukowiec, na jakiego świat nie zasługiwał, ale ród Kuroszy - już tak. Jisai mógł jedynie iść równolegle z własnymi przemyśleniami i analizować tak, aby nie dublować zapewne trafniejsze poszlaki Mistrza. Co dwie głowy, to nie jedna, a od najmłodszych lat ciągnęło go do biomedycyny i innych fascynujących metod badawczych.
Początkowo nie rozumiał zachowania Brązowowłosej. Znaczy się, mogła podejrzewać, że Selekcjoner Trupów przeprowadza badania nielegalnie. Nie znała jego zażyłości z Ivano, bo bardzo dokładnie skrywał tę tajemnicę. Nawet najbliżsi współpracownicy, nawet Filip nie wiedział o tym. Lecz wkrótce Dziedziczka Zamku pojęła, że Jisaiem kierowały jedynie szlachetne powody. Nie potwierdził jej przypuszczeń wprost, lecz błękitnowłosy nie odrywał chłodnych, białych źrenic od Ślicznotki.
- Badam związek genu z układem odpornościowym - limfatycznym. Osłabienie organizmu przejawia się w wielu formach, ale pierwszym z nich jest właśnie wspomniany system. Jest takim ostatnim bastionem naturalnej ochrony przed złowieszczym rozrastaniem się tkanek złośliwych.
Wyjaśnił na spokojnie jak profesor chłonnemu wiedzy uczniowi. Tylko mniej wykładowym językiem, a starał się niczego nie pominąć. Prócz przypisywania sobie niepotrzebnego altruizmu, które będzie dopiero w miarę zasadne, jeśli to on zdoła odkryć lekarstwo. Nie mniej bez pacjentów będzie to niezwykle trudne, wręcz będzie musiał korzystać z zapasów ojca, który skupiał się na morfologii.
- Dokładnie tak, w innym przypadku pozostają jedynie obserwacje, a to za mało. -przytaknął na przypuszczenia Hery, że tylko współpraca pacjenta z lekarzem, i to bezpośrednia, miała sens- Bardzo możliwe, że organizm wzmocni się skuteczniej przy stosowaniu ulubionej krwi. Musiałabyś jednak powiedzieć, jaką krew preferuje brat. Mógłbym sprawdzić w archiwach, ale nie przypominam sobie, aby do tej pory nie uskarżał się na żadną z grup krwi. Co do sprowadzenia... jest to wykonalne, ale musiałbym działać od dzisiaj.
To jest polować. Najlepiej też zrobić selekcję w celach i przeludnić te, które zawierają osobniki nieskore do współpracy. Trzeba udogodnić pobyt jednostek z konkretną grupą krwi, aby ich przydatność wzrosła z jednego dnia do nawet miesiąca. Wszystko zależało od diety, od chęci współpracy (w tym przypadku będzie musiał stosować więcej hipnozy niż zwykle), żeby wycisnąć jak najwięcej posoki. Zapowiadał się trudny okres, ale kiedyś musiał nastąpić. Oby tylko nie trzeba będzie tego procesu powtarzać z powodu pojawienia się symptomów u Hery.
O to właśnie zapytała dziewczyna, najwyraźniej uwaga medyka uderzyła ją mocniej niż powinna. Mogła nie należeć do grupy ryzyka, choć jej brat bliźniak wskazywał na wysokie prawdopodobieństwo. Trzeba było działać.
- Objawy najczęściej są podobne do grypy żołądkowej. Brak apetytu, odwodnienie organizmu, ale także dłużej utrzymujące się sińce, trudniej gojące się rany, problemy z zasypianiem. Powiększone węzły chłonne mogą wskazywać nie tylko stany zapalne, ale i pierwsze próby obrony organizmu przed wpływem genu.
Wyjaśniał bardzo skrupulatnie, lecz nie sądził, że Dziedziczka Zamku zdecyduje się na pierwsze badanie wstępne i profilaktykę. Postępowała roztropniej od brata, którego życie chciała uratować determinacją. Niestety SMSowanie nie zakończyło się pomyślnie, próżno szukać miny triumfu na pięknej buźce Hery. Musiała wziąć sprawy w swoje ręce i na własnym przykładzie pokazać, że tylko badania i późniejsze możliwe leczenie zatrzymają rozwój choroby, a może już niebawem znajdzie się lekarstwo.
Ale skoncentrował się teraz na siostrze Gabriela, która musiała uwodzicielsko rozsiąść się na niewygodnym meblu i zwabiła lekarza do siebie. Gdyby nie pierwsze dostrzeżone objawy u kobiety, na pewno zwróciłby uwagę, aby nie żartować sobie z tak poważnego tematu. Podszedł do stolika po stetoskop, jednorazowe patyczki do ust, dwie mały igły, dwie strzykawki i dwa pojemniczki. Jeden na krew, a drugi na limfę.
I tak zaczął badania od głowy do okolic brzucha. Oczywiście nie umknął mu pięknie wyeksponowany dekolt, który musiał odrobinę powiększyć każąc zostać w samej bieliźnie swojej pacjentce. Zachowywał się profesjonalnie, choć wiadomo - miło patrzeć i badać tak piękne ciało. Przykładał palce do żuchwy lekko naciskając w dwóch miejscach, sprawdził stan gardła patyczkiem, osłuchał stetoskopem, aż na końcu pobrał wspomniane płyny. Sporządzał wstępne notatki, aby w końcu przedstawić analizę swojej pięknej i dzielnej pacjentce.
- Masz odrobinę większe węzły chłonne na szyi niż normalnie. Suche wargi i język wskazują, że nie odżywiałaś się poprawnie co najmniej od paru dni. Lekkie żyłki w oczach od ogólnego zmęczenia lub braku snu od dłuższego czasu. Oddech w porządku. Dopiero dokładne zbadanie próbek powie więcej o stanie organizmu, lecz już teraz powinnaś powiększyć rację żywnościowe i spożywać je o regularnej porze. Chciałabyś o coś jeszcze zapytać?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Gość Sro Lis 13, 2019 8:52 pm

Pewnie by się okazało, że Jisai kochał poszczególnych członków Kuroszy bardziej, niż oni sami kochali siebie nawzajem. Hera by się nie zdziwiła, gdyby to diler, a nie taki Samuru, Gaki czy, ech, nawet Gabriel, poświęcił życie w obronie rodziny, mimo że nawet nie dzielił z nią wspólnych genów.
Tylko czy faktycznie dla takiego rodu warto było wyrzekać się samego siebie, już bez względu na wdzięczność wobec poszczególnych jednostek?
Może Gabriel nie odmówiłby spotkania z Hiro. Ten staruszek ma w końcu niezłą pozycję, z nim pewnie zgodziłby się rozmawiać w kwestii choroby – zastanowiła się na głos Hera, bardziej do siebie niż do Jisaia. Tak, gdyby ktoś tak szanowany jak Hiro zaczął namawiać Gaba na eksperymentalną kurację, to jej bliźniak być może wziąłby w niej udział. Tylko że chwilowo wystąpił mały problem…
Ten sukinsyn zablokował właśnie rodzoną i najukochańszą siostrę po jej kilku troskliwych esemesach. I bądź tu, kurwa, miła wobec własnej rodziny.
Hera wściekle rzuciła telefonem na biurko, niemal go rozwalając, a potem zaczęła bębnić palcami o blat.
Po jednej próbie wysłania wiadomości z zablokowanego numeru już sobie odpuściła kolejne. Żyłka pulsowała jej na ciele, niemniej wampirzyca przełknęła wszelkie inwektywy i nie wypowiedziała ich na głos, przy Jisaiu.
Dość upadlania. Dość tej żenady.
Diler akurat zaczął tłumaczyć charakterystykę swoich badań, choć Hera z tego niewiele zrozumiała. Lubiła poznawać świat i chłonąć wiedzę, ale tylko wtedy, gdy samodzielnie czegoś doświadczała. Nudne formułki z podręczników lub czysta teoria były jej nie w smak. Niemniej, skoro sama zapytała, wytrzymała w ciszy do końca słów Jisaia.
Choć fakt faktem, jej myśli bardziej krążyły wokół Gabriela.
I tej pierdolonej blokady, którą zafundował własnej siostrze.
Co za chuj. A Hera i tak nie mogła przestać się nim przejmować.
Cała nasza rodzina ma wadliwy gen – podsumowała w końcu. – Może więc powinieneś się cieszyć, że nie jesteś Kuroszem, co? Chociaż pomyśl, słońce, gdybyś skombinował sobie dziecko z jakąś Kuroszką, które okazałoby się skolopendrą dotkniętą naszą chorobą… to dopiero byłby obiekt do badań! – zawyrokowała z okrutnym uśmieszkiem.
To było totalnie nie na miejscu, ale Hera (chwilowo, rzecz jasna) nie miała taktu. Rozchwiana psychicznie od przynajmniej kilku dni, była bardzo podatna na każdy kolejny bodziec dopełniający jej życiową irytację. Zwłaszcza gdy taki bodziec pochodził od rodzinki.
Nie zaczniemy dzisiaj. W ogóle nie wiem, kiedy zaczniemy. Czy zaczniemy. Gabriel ma focha niczym stara nieprzeruchana panna, której nikt nie udostępnił miejsca w pociągu – stwierdziła chłodno, zakładając nogę na nogę i machając stopami. – Badasz nas, więc wiesz, że upartość mamy we krwi.
Niech Gab zacznie jeszcze częściej pluć krwią, jeszcze częściej wykaszliwać płuca, jeszcze częściej jadać własne rzygi – a może w końcu coś trafi do jego zakutego łba i zgłosi się przynajmniej na wstępne badania. Ech, bycie lekarzem w tym rodzie wariatów naprawdę musi być trudne.
Dobrze, że przynajmniej Hera była przykładną pacjentką!
O objawach choroby wysłuchała już ze szczerą ciekawością. Szczęśliwie, nie zauważyła u siebie tego, co opisywał Jisai. To znaczy… większości.
Nie miała apetytu i niewiele ostatnio jadła – ale powodem tego z pewnością nie była grypa żołądkowa.
Wyeksponowała przed Jisaiem całe swoje ciało, choć wyjątkowo nie lustrowała dilera wzrokiem. Odchyliła głowę do tyłu, jakby właśnie przesiadywała w salonie piękności na jakimś masażu, i tylko spod przymrużonych oczu raz za czas zerkała na to, co dokładnie robił – bardziej z ciekawości nad tym, na co sama powinna zwracać uwagę podczas codziennej obserwacji niż z jakichś samolubnych, dwuznacznych pobudek… chociaż kto wie?
Słowem się nie odezwała, kiedy odkrywała fragmenty ubrań, aby miał lepszy dostęp do jej skóry, nie wyraziła też sprzeciwu, gdy musiała zrzucić z siebie całą suknię i pozostać półnago. Jisai jak zawsze zachowywał się przy tym profesjonalnie, niczym bezduszny lekarz – tak samo było wtedy, gdy obmywał ją nagą pod prysznicem, gdy dotykał jej ciała i ją podtrzymywał, aby mogła na nowo przyzwyczaić się do zdrowych nóg.
Hera czasami miała wrażenie, że ten wampir był niewzruszoną na nic bryłą lodu.
Kiedy skończył badanie, powoli wsunęła na siebie ubrania i stanęła obok krzesła. Milczała parę sekund po jego diagnozie, aż w końcu z wolna ruszyła w stronę wyjścia i mruknęła:
Nie mam ochoty na jedzenie. Żadne. Ciało chce, ale ja nie. To jednak nie ma powodu… genetycznego. – Zatrzymała się przy drzwiach i zerknęła jeszcze na niego, nim opuściła pokój. – Odezwę się do ciebie w sprawie… tego zebrania. Albo innej.
I wyszła z tej lekarskiej klitki, o dziwo dbając nawet o to, aby cicho i dokładnie zamknąć za sobą drzwi.
No tak, Jisai nie powiedział o jej stanie nic, co by ją zszokowało. Kryzys w związku i kłótnie z najbliższą rodziną stopniowo wyniszczały nie tylko jej psychikę, ale i organizm. Hera mogła się tego spodziewać.
A może najwyższy czas to zmienić?

Zt. Jisai może się dołączyć, jeśli chce.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Jama przylochowa [Podziemia] Empty Re: Jama przylochowa [Podziemia]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach