Gdzie kos sześć...

Go down

Gdzie kos sześć... Empty Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Nie Wrz 22, 2019 7:29 pm

Nadal nie za bardzo rozumiała swoją sytuację, a świat wokół niej wydawał się być abstrakcją. Czuła się jakby zgubiła w czasie i przestrzeni... i faktycznie tak było. Tylko, że od wielu godzin... dziesiątek godzin, setek godzin, nie widziała już twarzy bladego araba, nie krwawiła, nie zabijała i... chyba było już dobrze... Chyba.
W każdym razie - mogła stwierdzić już, że świat nie zataczał pętli ani spirali, zwolnił i stał się niespodziewany. Za każdym rogiem było coś, czego nie poznawała. Nie poznawała budynków, stacji benzynowych, ulic, chociaż kilka z tras bezceremonialnie werżnęło się w głąb jej umysłu. Nie zapomni ich nigdy. Choć część z nich mogła nie istnieć do końca.
W każdym razie nie miała zamiaru takimi jeszcze spacerować. Dlatego, gdy wstała z wózka, zaczęła przemierzać miasto, poznając je od nowa. Trudno było jej określić gdzie dokładnie jest, chociaż z pewnością nie wyszła z dzielnicy mieszkalnej. Cieszyła się każdym koszem, kałużą i rynną, które odciągały jej myśli od wspomnień ze Snu. Cała jej przeszłość była dla niej niezwykle ostro zarysowana po tym, jak setki razy przeżyła niemal każdy jej szczegół. Nie po kolei.
Dostrzegła mały park pozbawiony drzew, a jedynie porośnięty krzewami, prowadzący do małego placu zabaw. Dzieci... pamiętała twarze, ale nie mogła przypomnieć sobie kim były. Widziała je tyle razy, w tylu konfiguracjach wspomnień, że nie była pewna niczego. Wciąż łączyła Grigorija z Vladislauem, starając się nie przeżywać na nowo tych samych dreszczy na tę myśl.
Dotknęła bladymi, chudymi palcami łańcucha huśtawki. Była zmęczona. Bardzo zmęczona. Słońce wskazywało już popołudnie. Przysiadła na plastikowym siedzeniu. To miejsce wydawało się być opuszczone i samotne. Żadnych ludzi dookoła. Tylko cisza i ćwierkanie paru ptaków...
Przysnęła.
Oparta o ciężki łańcuch bujawki.
Otulona przez luźną, szarą koszulkę i miętowe dresy, skrywała egzoszkielet pozwalający jej na sprawianie Grigoriijowi problemów.
Powinna była być już w mieszkaniu swojego nowego rodzica.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pon Wrz 23, 2019 5:43 pm

Ciekawe jak bardzo wytrzymały jest egzoszkielet w starciu z ostrzem kosy?
Była ku temu niezła okazja, zwłaszcza że na opustoszałym placu zabaw zarówno znalazła się przysypiająca ludzka dziewczyna ze zmodyfikowanym ciałem jak i przyszły oprawca z orężem rolnika. Ten drugi nie mógł uwierzyć we szczęście, jakie zastał. Nieznajoma spała na huśtawce wtulona w łańcuch, a on był zaledwie rzut kamieniem od niej, za jej plecami. Japa sama zaczęła wykrzywiać się w uśmiech, choć nie uwierzy, dopóki nie poczuje krwi niewiasty w swoim gardle. Wszak będąc tym upodlonym wampirem bardzo rzadko ma się okazję to takich rarytasów jak świeża, ludzka krew. Głód był jego sprzymierzeńcem i wrogiem jednocześnie, nie mógł doczekać się wbicia kłów w jej szyjkę. Już z tej odległości wyłapał jej słodki zapach. Z przejęcia i nadmiernego głodu nie mógł siedzieć długo w ukryciu.
Nim jednak zabije swoją ofiarę, miał jeszcze jedną słabość, która dała o sobie znać tuż przy huśtawce z nieznajomą. Zaszedł ją od tyłu z kosą w ręku, lecz zamiast na chama wbić ostrze w plecy skierował ją ku głowie Długowłosej.
-No proszę, proszę... -wycedził przez zęby przykładając zimną stal do szyi Kotori, tuż pod żuchwą- ... to nie jest sen. Naprawdę poszczęściło mi się...
Ślinianki już działały jak głupie, co w akompaniamencie wyrżniętych kłów wyglądało dodatkowo groźnie. Gdyby dziewczyna chciała się wyrwać, na pewno miałaby krwistą szramę pod szyją, i na pewno nie zdołałaby uciec przed Iksem. Przynajmniej nie bez podstępu. Jeśli zostanie na swoim miejscu, Zakapturzony wyszczerzy się bardziej i skrzyżuje łańcuchami huśtawki tak, aby dziewczyna patrzyła się już na twarz swego Prześladowcy.
-Założyłem się ze sobą, że będą duże. Miałem rację!
Krzywy uśmiech nie znikał z oblicza zamaskowanego wampira, tak jak i kosa nie chciała zmienić położenia spod szyi kobiety. Chwilowo wzrok napastnika był skierowany na... jej biust. Jak nie zapomni, to odetnie je od tułowia i zabierze ze sobą jako poduszki na dobranoc. Były akuratne. Nie za małe, nie za duże, choć w słowniku Iksa nie ma czegoś takiego jak "za duże cycki".
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pon Wrz 23, 2019 7:21 pm

Zapomniałam wczoraj... OST~!

Poczuła coś... zimnego. Otworzyła oczy, ale nie dostrzegła niczego. A jednak zdawało się jej, że coś czuje. Zerknęła w dół, nie poruszając głową. Kosa. "To nie sen", a jednak... nie była do końca przekonana. Chłód popołudnia potwierdzał jakoby tezę męskiego, choć młodego jeszcze głosu tuż za nią. Chciała zaciągnąć rękawy na swoje blade dłonie. Przez kilka lat nie widziała słońca. Nie pachniała nim. Dniem, ciepłem.
Nie zdążyła nawet przemyśleć swojej sytuacji, gdy mężczyzna odwrócił jej huśtawkę, choć była wdzięczna, że zdecydował się nie podrzynać jej karku. Ale i tak, nawet to uczucie, dochodziło do niej jak przez mgłę. Kosa... widywała wcześniej ostre narzędzia... Dużo ostrych narzędzi. Narzędzi pokrytych krwią...
Ale kiedy to było?
Cycki.
Piersi...
Dziewictwo.
Urywki zaczęły pojawiać się w jej głowie. Odtrącała je od siebie, wiedząc, że są niespójnie pogrupowane. Nie mogła już włożyć ich na miejsce. Nie była pewna czy zabiła Jacka Estacardo czy własnego ojca. Nie była pewna, który...
Nie ważne.
Na nieznanego jej jegomościa spojrzały opalizujące, fiołkowe oczy. Wydawały się być jednak... martwe. Ponure i puste. Pełne mgły. Nie wydawało się, żeby była obecna w tym miejscu. A jednak, podniosła lekko brodę, by nie musieć patrzeć kompletnie z dołu. Była blada i widać było pod jej skórą kości policzkowe.
- Erm... - Mruknęła. W głębi jej umysłu coś prześwitywało... kurczowa chęć utrzymania się przy życiu, obrona własnej dumy i prywatności. Kiedyś te uczucia były niezwykle dojmujące. Teraz próbowała zbierać je w jedną całość z rozpaćkanych fragmentów. Podniosła powolnym ruchem swoje ręce, egzoszkielet ukryty był w całości pod rękawami, nie obejmował palców i nadgarstka. Pogładziła jednym, powolnym ruchem materiał na klatce piersiowej. Kilka lat śpiączki nie oszczędziło biustu. Dopiero odbudowywała własne ciało, ukrywając je pod zbyt dużym ubraniem.
Nie miała cycków.
Gdyby zamierzał pójść kilka kroków dalej, odkryłby czarny egzoszkielet rozpięty na jej ciele, przypominający raczej stabilizatory. Odkryłby może też blizny po dawnym ukąszeniu wściekłego E przy obojczyku, może też kilka blizn na boku...
Bo nawet gdyby chciała, nawet gdyby była bliżej rzeczywistości, nie miałaby siły się stawiać.
W tym momencie wydawała się być zrelaksowana, nieobecna. Była to pewnego rodzaju ochrona, o której świadomość mieli zaledwie jej psychologowie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pon Wrz 23, 2019 8:18 pm

Kto by pomyślał, że spotkanie z najsłabszą ofiarą na świecie będzie jednym z najtrudniejszym w życiu wampira. Ile już zabijał dla samego pokarmu? Zbyt dużo, by powrócić do społeczeństwa nawet po odwampirzeniu. Wyrył kosą niejedno głębokie cięcie w ciałach ludzi, a jednocześnie poszlachtował swoje człowieczeństwo na kawałeczki. Dlaczego teraz nie mógł po prostu przycisnąć mocniej ostrza do szyi nieznajomej i ukrócić jej cierpienie?
Nie, nie jej.
Swoje.
Zrzedła mu dość szybko zawadiacko wykrzywiona mina. Niepotrzebnie chciał sprawdzić, czy będzie mieć pamiątkę po sytej, lecz nigdy wystarczającej uczcie. Jakże zdziwił się, że przy silniejszym podmuchu wiatru przemieszczające się fałdy koszulki zdradziły brak kobiecych krągłości. Nienaturalne zjawisko zszokowało największego wyjadacza tychże części ciała płci pięknych do tego stopnia, że lekko rozluźnił dłoń na trzonie od kosy. Mimo wszystko trzymał ostrze przy szyi Kotori jakby upierając się przy pierwotnym planie ogolenia głowy. Popełnił niestety kolejny błąd, kiedy utkwił groźne i zdezorientowane spojrzenie w jej patrzałkach. Były równie nieobecne jak biust. Czy ona...?
I to był ten moment, w którym po raz pierwszy określił osobniczkę przed sobą inaczej niż ofiarę, posiłek czy źródło krwi.
Była... Inna.
Nie rozumiał jej braku reakcji na stan zagrożenia. Na to, jak lubieżnie podszedł do niej nieznany młokos o reputacji mordercy i potwora. Nie była zupełnie ruchoma, umiała wszak przemieścić rękę z jednej strony materiału koszuli na drugi. Podniosła przecież głowę, by świdrować nieprzytomnym spojrzeniem swego niedoszłego oprawcę. I żeby zamieszać mu w głowie.
-Ej ty...! -przycisnął znów ostrze kosy do szyi kobiety, która przypominała bardziej niechcianą lalkę niżeli człowieka- Przestań mnie ignorować!
Nagle zamarł, gdy niechcący przesunął kosą kawałek ubioru dziewczyny w okolicy obojczyka i ujrzał pewien niepokojący znak. Dwie charakterystyczne plamki wyraźnie wskazywały na dawne porachunki z krwiopijcą. Czy to on tak poprzetrącał klepki w głowie tej drobnej kobiety? Niby niechcący ponownie zsunął trzonem kosy dalszy kawałek materiału i znalazł jeszcze dziwniejsze czarne elementy przyklejone do ciała. O co tutaj chodziło?
-Ksa.
Miał poważny mętlik w głowie. Dotąd bardzo rzadko przerzucał myślenie z polowania na jedzenie na coś innego. Coś bardziej intymnego i dotyczące kogoś innego. Tak bardzo wpadł w szpony swego przekleństwa, że nie umiał okazywać empatii, choć wiedział, że coś takiego istniało w jego poprzednim wcieleniu. No właśnie. Nawet ta niewiedza o swojej przeszłości dawała mu więcej charakteru niż bycie tylko ożywionym trupem myślącym o krwi. Teraz był nikim.
Odsunął od ciała Zahibernowanej kosę, lecz jednocześnie podburzony impulsem chwycił gołą ręką i objął palcami w dość mocnym ścisku szczękę dziewczyny. Jedno oko jarzyło się jak neon wściekłą żółcią, drugie martwe wpatrywało się z dużo mniejszą pretensją.
-Ocknij się, albo zabiję cię! SŁYSZYSZ?!
Aż okoliczne ptaki poderwały się z drzew od ostatniego wrzasku wprost na twarz Kotori. Zacisnął kły i nie odrywając łypiącego spojrzenia od jej twarzyczki czekał na jakiś ruch. Jakiś gest. Jakieś konkretne słowo.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pon Wrz 23, 2019 8:53 pm

OST

Poczuła zimno przytulające się do jej karku. Krzyk werżnął się do jej głowy. Kosa uchyliła rąbek jej ciała. I to dopiero sprawiło, że jej serce zaczęło bić szybciej. Nie rozumiała do końca co działo się z jej ciałem, oblało ją jednak zimno, a między jej nogami poczuła nieprzyjemny, gorący dreszcz. Doszła do wniosku, że musiała zignorować coś bardzo ważnego. Coś, co wiedziała już od kilku chwil.
Przypomniała sobie pierwsze ugryzienie. I drugie. I trzecie. I dziesiątki kolejnych. Większość z nich wcale nie mieściła się blisko szyi. Jednak wprawa wampira sprawiła, że rany zagoiły się gładko i nie pozostawiły śladów. Wiedziała jednak, że nie chce zostać ugryziona kolejny raz. Pamiętała ból w każdej możliwości, jaki przedstawił jej Jack. W każdej sentencji, jaką pozwolił jej stworzyć umysł.
Uniosła dłoń, gdy kolejne skrawki jej skóry stawały nagie przed obliczem mężczyzny. Była skonfundowana. Nie była pewna co zrobić. Widziała różne opcje. Morderstwo, ucieczkę, walkę i uległość. Złamanie.
Grigorij...
Dlaczego pomyślała o swoim nowym ojcu?
Gdy myślała o nim, czuła niepokój. Ale zarazem dawał jej poczucie komfortu.
Mężczyzna...
Mężczyźni.
Mróz zniknął z jej karku.
Chciała krzyknąć. Ale wtedy dostrzegła szybki ruch ręką. Złapał jej żuchwę, a ona wydała z siebie cichy jęk.
- Przepraszam. - Szepnęła. Jej martwe oczy wydały się wyrażać teraz beznadzieję i... przerażenie. - Zabierz mnie stąd. - Wypowiedziała niemal niemo, ale w jej oczach pojawiła się prośba. Zupełnie jak gdyby nie on miał być zagrożeniem, przez które tak się poczuła. A jednak - zignorowała ból palców wrzynających się w skórę i chłód przesuwający się po jej ciele, by przesunąć dłoń wzdłuż piersi tylko po to, by zakryć obojczyk... i egzoszkielet, którego się podświadomie wstydziła, rąbkiem koszuli. Zamiast tego, skaleczyła się płytko w środkowy i wskazujący palec między paznokciem a kostką, gdy miast krawędzi materiału, natknęła się na ostrą krawędź kosy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Wto Wrz 24, 2019 5:29 pm

Co jak co, ale udało mu się coś przedsięwziąć innego niż zaspokojenie głodu. Zmusił kobietę do wyburzenia się z letargu, ale czy aby na pewno wszystko szło po myśli Dwukolorowookiego? Chyba nie za bardzo. Uniósł wysoko cienkie brwi i zrzedła mu mina. Przesłyszał się? Nie. I ten wzrok. Cholera, czemu tak się gapi na niego? Znaczy się, owszem, mogła mieć pretensje o pochwycenie za żuchwę, ale zamiast tego ona go przeprosiła. Co do diaska?!
-Eee?
Wzdrygnął się na słowo na P, albo na widok tych martwych oczu, które wlepiła w Iksa. O ile nieraz widział takie u nieżywych jednostek, to jeszcze nie miał okazji spotkać kogoś, kto egzystuje, ale był zupełnie nieobecny. Nawet w obliczu zagrożenia ta dziewczyna miała czelność być... być... być taka lekkomyślna! Zupełnie nie rozumiał, czemu zachowywała się tak irracjonalnie do sytuacji?! Przecież mógł jej z łatwością przetrącić kark, a ona patrzyła się na niego tymi szarofioletowymi oczyma bez energii. Jedynie błaganie i strach, lecz nie wobec Iksa.
I co miał zrobić?!
Pierwsza myśl nie zawsze jest najlepsza, ale działał zbyt impulsywnie, by przemyśleć takie nieprzewidywalne okoliczności. Ręka, która zaciskała żuchwę rozluźniła się i zdjęła z głowy dziewczyny, by zacisnąć ją w pięść i wymachiwać przed jej nosem z groźbą w głosie.
-Że co? Zabrać? Za kogo ty mnie ma-...?!
Woń, słodka i mącąca zmysły przerwała mowę wampira, którego żółte oko zajarzyło się jeszcze mocniej. Jego aura stała się cięższa i mroczniejsza. Zdecydowanie krwawiący palec, nawet w najmniejszym kawałku, nie poprawiał sytuacji Kotori. Wręcz przeciwnie. Mumię ogarniała fala chęci mordu za krew, a kły, które dalej wystawały zza linii warg, sączyły ślinę z wampirzym jadem. Stał się takim samym potworem jak jemu podobni, od jednego aromatu posiłku. Płynu, dla którego tak łatwo odbierał żywota. Dla którego upodlił się i nie mógł podźwignąć. Nie mógł przeciwstawić się, tylko podążać jedyną ścieżką.
Nie skorzystał z ostrza w obawie przed uderzeniem w łańcuchy huśtawki i wyszczerbieniem ostrza. Pochwycił kosę oburącz i szturchnął mocno kijem nieznajomą tak, aby spadła z huśtawki na plecy. Stąd krótka droga do rzucenia się z kosą i przyciskaniem jej do krtani Innej, gdy ta leżała na trawie. Na zabandażowanej twarzy oprawcy pojawił się wstrętny, nieludzki uśmiech, z nieludzkimi kłami. Rozwarł szeroko szczękę, żeby tylko wgryźć się czym prędzej w szyję Kotori. Przestał myśleć innymi kategoriami jak zaciekawienie czy pogawędka z półduchem. Właściwie mógł być kluczem do ustalenia jej faktycznego położenia - zabije to już będzie martwa cała, a nie tylko oczy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Wto Wrz 24, 2019 6:26 pm

OST

Gdzieś... gdzieś w kieszeni powinna mieć kontakt do Grigorija. Telefon z jednym tylko numerem. Zawsze gotowy, aby kliknąć ten jeden guzik. Nie pamiętała o tym. Czuła spiżowy zapach mężczyzny nachylającej się przed nią. Zapach jego dłoni. I nie pamiętała. Pamiętała tylko ciemne oczy, nachylające się nad nią twarze. Jacka. Jęknęła, choć wcale nie z powodu rozcięcia. Choć wydarzyło się w tym samym czasie.
Palce puściły jej podbródek. Chwilę potem zimny metal uderzył w jej ciało. Dźwięk... metaliczny, wygłuszony przez koszulę dźwięk rozległ się w ciszy parku. Typ E. Typ E. Typ E.
Typ E.
Jej ojciec.
Upadła na ziemię. Ten sam metaliczny dźwięk. Uderzyła ciałem o żwirki, kamienie ukryte wśród źdźbeł. Jej stopy niemal otarły się o tors E. Niemal uderzyły się o kosę, gdy podkurczyła je odruchowo. Nie miała jednak siły utrzymać ich w górze. Stopy spadły na ziemię w nieładzie. Zobaczyła niebo. Wolne. Błękitne. Takie jak za kratkami okna. Takie jak w Akademii.
Niebo zniknęło.
Twarz.
Twarz.
Twarz.
Zabandażowana twarz.
Nigdy jej nie widziała.
Nie istotna. Łańcuch zaskrzypiał, gdy bujawka wracała na swoje miejsce.
Łańcuchy.
Ciemność.
Krew.
Ugryzienia.
Metal.
Stal kosy rozpięła się od jednego do drugiego z jej ramion, wbiła dotkliwie w obojczyki, obiecując sińce. Pamiętała swoje własne. Pamiętała Jacka Estacardo.
Ale to nie był Jack.
To był jej ojciec.
Klęczący między jej udami, wbijający palce w ramiona.
Kiedy nie była w stanie nic zrobić.
Jej ręce bezładnie leżały wzdłuż tułowia.
Chwilę później kły przebiły skórę. Wbiły się w ciało, łącząc fale wspomnień w jedno.
Irracjonalnie przypominając gdzie jest.
Przecież wcześniej nie widziała nieba, czując igły zakorzenione w ciele.
Skończ już.
Przez umysł wampira przetoczyła się myśl.
Uczucie, o które mógł się zaczepić. Które mogło na moment przebić się przez szaleństwo. Aby skończyć. W końcu - dostał to, czego chciał. Dokładnie tego, czego chciał.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Wto Wrz 24, 2019 6:59 pm

Umoczył suche gardło w posoce niewinnej, nieobecnej, niewalczącej niewiasty. Swędzące kły zamoczyły się wreszcie w lepkiej, ciepłej cieczy. Chciałby wyrwać więcej tej ambrozji, dla zabicia nieznajomej. Nie, zabicia swego głodu. Nieskończone łaknienie ciągnęło się za nim któryś rok, ale dawno stracił rachubę czasu, jak długo skazany był na los pijawki. Teraz nie myślał, działał tylko z korzyścią dla siebie. Miętosił wargami pergaminową skórkę dziewczyny, która tylko z pozoru nie walczyła. Nie wierzgała kończynami, nie krzyczała, nie płakała. Leżała na swoim miejscu, a jednak wpłynęła znacząco na postawę Iksa. Jaki wampir E oderwałby usta od posiłku?
Co więcej. Jaką to dziwną w sobie nieznajoma miała wolę i magię, że zdołała odrzucić od siebie kogoś, dla kogo liczyła się tylko krew?
Skończył już.
Rozświetlone oczy przygasły, a on tkwił między udami dziewczyny nie mogąc pojąć, czemu jeszcze żyła. Czemu on już nie pił. Przecież był zasranym mordercą! Bestią skazaną na śmierć! To dlaczego ofiara i napastnik mierzyli się spojrzeniami? Mumia umorusana krwią tkwiła nieruchomo nad Inną. Czy to ona dała mu szansę, aby wyrwać się ze szponów szaleństwa? Dlaczego? Bo nie chciała zginąć?
A więc już wiedział, że Długowłosa żyła.
Cofnął ku sobie kosę i zszedł z jej ciała pozwalając dziewczynie złapać oddech. Oniemiały i zszokowany nie mógł pojąć, jak właściwie sprawiła, że zdołała przyblokować jego zezwierzęconą chrapkę na pokarm. Zrobiła to z litości? Coś przebiło się w jej wspomnieniach, że pozwoliła ulżyć Iksowi w cierpieniu? A co ze swoim własnym, niewytłumaczalnym dla wampira zawieszeniem się między dwoma światami?
Nie tylko wytrąciła go z silnego letargu, ale pobudziła w nim zaginioną namiastkę ludzkości. Ciekawość. Stał nad nią jakby zastanawiając się, co dalej począć z nieznajomą. Jakby nie spojrzeć dała mu choć moment wytchnienia od ohydnego pragnienia mordu dla samego pożywienia się.
-Baka... -wycedził przez zęby mierząc towarzyszkę zimnymi oczyma- ...teraz tym bardziej nie dam ci spokoju.
Nachylił się, by pochwycić dziewczynę za rękę i podnieść ją, żeby stanęła na własnych nogach. Jeśli będzie miała kłopoty z utrzymaniem równowagi, przerzuci jej rękę przez ramię. Będąc tak blisko kogoś krwawiącego już dawno rzuciłby się i rozszarpał. A tak czar dalej utrzymywał się. Nie wiadomo, jakim kosztem dla kobiety, stąd w sumie mógłby chociaż spróbować spełnić jej wcześniejszą prośbę. Miał sprawne ciało, nie to co Ona.
-Te, a wiesz chociaż, gdzie chcesz iść?
Mruknął do Półprzytomnej, a gdyby ociągała się z odpowiedzią, to wwierciłby palec między jej żebra, by pobudzić bodźce.
Jaka byłaby beka, gdyby okazało się, że tak zachowują się ludzie, którzy nie wypili porannej kawy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Wto Wrz 24, 2019 8:09 pm

OST

Igły... szarpały jej ciało. Zęby siniaczyły bladą szyję. Jego uda ocierały się o jej własne gdy szamotał się z jej nieruchomym ciałem. Jej szyja pokryła się krwią. Czuła ciepło rozlegające się po niej, rozlewające się w podbrzuszu i nieznośne, mrowiejące zimno w stopach i dłoniach. Skończ już.
Skończył.
Metal przesunął się po jej ciele, odjął. Przez moment klęczał między jej nogami nim wstał. Znowu zobaczyła niebo. Oddychała szybko jak na półprzytomną osobę. Okradziona z krwi próbowała najwyraźniej utrzymać świadomość na tym samym poziomie.
Niebo.
Jasne i błękitne.
Oblewało jej ciało, gdy złączyła kolana i wolnym ruchem sięgnęła po materiałową chusteczkę ukrytą w spodniach. Wytarła szyję powolnym ruchem, wdzięczna, że znowu widzi niebo. Przeniosła swój fiołkowy wzrok na wampira. Nie zabiła go. Cofnął się. Cofnął się.
Żył.
I ona...
Ona...
To nie pułapka?
X patrzył jak wyciera szyję, a potem, ściskając chusteczkę w ręku, zerka na niego z nieopisaną mieszanką emocji. Wdzięcznością, niepokojem. Patrzyła w jego chłodne oczy, analizując co właśnie przeżyła. I wiedziała jedno.
Lepiej, żeby Vladislau się nie dowiedział.
Grigorij też nie.
Cholera. Oboje na raz.
Żaden z tych światów.
Gdy pochylił się nad nią, przymrużyła oczy. Nie drgnęła gdy chwycił z ziemi jej rękę, ale spięła się gdy próbował ją podnieść. Właściwie to stanęła tylko dzięki jego sile. Stał między jej stopami, więc gdy tylko nadszedł moment koncentracji, oparła się na nim. Przez moment torsem, przez kolejny też czołem zanim zaczęła odzyskiwać równowagę. Zbyt wolno. X przechwycił jej ramię.
- Dzięki. - Mruknęła, zaciskając dłoń na jego ciele, ignorując jakoby pytanie, które już płynęło w jej stronę. Otworzyła usta, zbierając myśli. Poczuła dźgnięcie. Skwasiła się. Schwyciła jego dłoń delikatnie.
- Zaczekaj. - Poprosiła go. Miała miękką skórę... ale nie mógł tego poczuć inaczej niż przez dotyk. Musiała mieć chłodne palce. Sięgnęła do kieszeni bluzy. Wyciągnęła z niej stary telefon z klapką. Przez chwilę się siłowała z nią zanim otworzyła. Nacisnęła kilka guzików. Wysłała pusty SMS do kogoś imieniem Grigorij. Nazwisko nie mieściło się w wersie.
- Do najbliższej ulicy. Znajdą mnie. - Powiedziała mu po tym cichym głosem. - Myślę... myślę że kiedyś pomogłam odwampirzyć kilka osób. - Powiedziała po chwili ciszy. - Wiem kto... kto może to zrobić. Tak mi się wydaje. - Może nie była do końca świadoma, które z nich przerwało ugryzienie? A może... wręcz przeciwnie?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Sro Wrz 25, 2019 7:13 pm

Niespecjalnie spieszyło mu się iść gdzieś w inną stronę, zważywszy że towarzyszka wpłynęła na jego psychikę. Nie tylko pod względem powstrzymania krwawej jatki ucztując na jej ciele, ale poprzez zwroty przypisywane rozmowie między ludźmi. Przepraszam, dzięki - kiedy ostatnio słyszał i rozumiał te słowa? Dawno nie miał możliwości zastanawiać się i rozważać każdy gest, słowo i spojrzenie Kotori. Po pierwsze dlatego, że dopiero teraz poznał ją, ale mniejsza.
Wraz z myśleniem przyszły pytania, a te nie miały prawidłowej, stuprocentowej odpowiedzi. Cicho sapiąc na widok przecierania rany na szyi przez Ładną Pokrzywdzoną nie mógł przez chwilę odnaleźć się w sytuacji. Skoro mógł podjąć inne działanie niż zabijanie dla jedzenia, to co powinien teraz zrobić? Co można robić, kiedy nie szlaja się z miejsca na miejsce poszukując ofiar? Co to za dziwne czary okiełznała nieznajoma, że zechciała się nimi podzielić mimo swego nienaturalnego dla człowieka stanu zdrowia? W ogóle... dlaczego zależało mu na tym, by mimo odratowania zmysłów nie zabić Długowłosej? Musiało być coś jeszcze.
Dowie się o tym, bo będzie ją śledzić tak długo, jak będzie to możliwe. A okazało się, że miała zaplecze, być może swoich ochroniarzy, którzy skutecznie odgrodzą jego od niej. Stwierdzenie "znajdą mnie" nie napawało go optymizmem. Nie będzie już sam na sam z Kotori i jej tajemnicą.
-Skąd ta pewność? Ledwo kontaktujesz.
Podzielił się swoim marnym entuzjazmem krocząc wolno z nieznajomą. Nie chciał tak łatwo wypuszczać z rąk kogoś, kto dał mu nową szansę. Jak długo będzie mógł oprzeć się przeklętej pokusie? Aaaa! Znów te pytania! Strasznie irytujące!
Oliwy do ognia dolała sama rozmówczyni, która nagle powiedziała coś, o czym Iks mógł tylko pomarzyć. W ogóle nie wiedział, iż jest coś takiego jak powrót do ludzkiej skóry, wartości, życia. Nie, to nie mogło być takie proste.
-Tak, tak, a ja jestem księgowym...
Burknął z niedowierzaniem, lecz to co powiedziała było co najmniej intrygujące. W jego przypadku nawet zbawienne. Ba, nie musiałby zadręczać się zwierzęcym instynktem, tylko robić to, co przyniósłby mu rozsądek. Chwycił się jedną ręką za obolałą skroń, napadł go nawał myśli. Tak dawno nie korzystał z mózgu, że nie udźwignął tysiąca pytań na sekundę. No dobra, dziesięć na minutę, ale i tak stanowczo za dużo jak dla Iksa.
Z tego wszystkiego szarpnął nieco mocniej Kotori i warknął na nią patrząc wilkiem. Aż przystanął, by dać do zrozumienia, że jeszcze nie wypuści rajskiego ptaka z klatki.
-Nawet jeśli jest coś takiego, to gdyby to całe "odwampirzanie" było skuteczne, nie byłoby takich jak ja.... Lepiej gadaj, co mi zrobiłaś, Nieznajoma.
Nie ma to jak kulturalna rozmowa z gotową kosą u boku dla wzmocnienia argumentów do rozmowy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Czw Wrz 26, 2019 4:51 pm

Potrzebowała chwili by zebrać myśli. Wyglądała, jakby próbowała coś sobie przypomnieć i się poddała. Stawiając krok za krokiem wydawała się być chwiejna. Dla wampira nie mogła być zbyt ciężka, ale sama czuła się, jakby przez śpiączkę przytyła zamiast schudnąć. Jej mięśnie straciły swoją elastyczność, moc i objętość.
- Mój ojciec może namierzyć mój telefon w każdej chwili. Wysłałam wiadomość, żeby kogoś po mnie wysłał. - Odpowiedziała powoli. Pusta wiadomość. Miała takich kilka wysłanych pod rząd. Żadna nie otrzymała odpowiedzi. Być może było ich więcej, ale nie skrollowała do góry podczas krótkiej sesji z telefonem. - Podobno za kilka miesięcy mam ruszać się jak wcześniej. - Powiedziała, patrząc w przestrzeń przed nimi. Nie była pewna jak było wcześniej. Pamiętała, że była w stanie zaszkodzić młodocianemu wampirowi krwi... co najmniej C. Może B. Nie wiedziała. Wiedziała tylko, że nie był wyszkolony, że był młody i zadufany w sobie dość na tyle, by z nią rywalizować.
Kolejne kroki naprzód.
Odwampirzanie...
Coś stało się podczas niego. Coś niewytłumaczalnego teraz.
- To ty się rzuciłeś. - Przypomniała mu apatycznym krokiem. - Nie chciałabym, żebyś umarł. - Za dużo śmierci przetoczyło się przez jej głowę. Śmierci niewinnych, śmierci jej... "ofiary". Jej ojca. Wycieczkowiczów. Mogła pałać nienawiścią do obcego, ale ostatecznie pomógł jej iść w stronę, gdzie samochód mógł się zatrzymać, a kierujący nim nie będzie musiał długo chodzić, żeby ją zabrać. - Dziękuję... że przerwałeś. - Powiedziała lakonicznie, nie zważając na obecność kosy. Po prostu... nie czuła się do końca zrównoważona. Bała się, ale też wypierała to uczucie. Tak mocno, że nie rozumiała zagrożenia. Nie chciała go rozumieć, ani znać.
- Powinieneś iść. Nie chcę, żeby cię zobaczyli. - Gdy dotarli do szosy, podniosła powoli palce, by wskazać na szyję. - Mogą... tego nie zaakceptować. - Miała zmieszaną minę. Najwyraźniej nie zamierzała go wydawać. Nie wydawało się jednak, by miało to się obyć bez konsekwencji z jej strony.
Wiedziała, że będą pytać.
Dlatego otuliła obojczyk dekoltem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pią Wrz 27, 2019 5:09 pm

Nie odrywał od Niej spojrzenia. Z poważną miną próbował poukładać to wszystko, co ich spotkało. Znaczy się jego! Żadne ich! Przecież nie zależało mu na losie tej dziewczyny, co nie? Eh, tak to jest, jak ktoś bez żadnego "ale" podaje dłoń? Nie, to był zwykły fart Półprzytomnej.
-Tss -syknął krótko, lecz intensywnie- Nie dożyjesz tych kilku miesięcy, jak będziesz wystawiać się na pożarcie.
Nie popierał przebywania w samotności na huśtawce, nawet jak było popołudnie. Widać nie brakowało szalonych wampirów, które bywają aktywne również za dnia. Nie miał za bardzo wyboru, głód nie zważał na czas i kulturę osobistą. Musiała mieć rzeczywiście kogoś w pobliżu, skoro czuła się na tyle pewnie, aby dumać na placu zabaw. Właściwie to powoli wszystko zaczynało mu się układać w głowie. Lecz zanim podzielił się swoimi spostrzeżeniami, skwasił minę, gdy koleżanka wypomniała mu atak. Nie dało się wyprzeć tego faktu, na bank chciała odciągnąć go od tematu, który nieudolnie zaczął drążyć.
-Nie o tym mówię! -podniósł głos, a stal kosy zabłysnęła tuż obok oczu Kotori- Atak to atak, ale to, co było dalej... Takie sztuczki znają łowcy. Jesteś jedną z nich, mam rację? Zatem to dziwne, że darujesz życie wampirowi. Jakkolwiek zaszkodziłabyś mi w tym stanie...
Nie to, że lekceważył jej siły, lecz ledwo chodziła, w zasadzie o siłach wampira. Gdyby spotkała kogoś silniejszego lub bardziej bezwzględnego, mogłoby być po niej.
Zamurowało go, gdy dziewczyna podziękowała mu za to, że oszczędził jej życie. No dobra, mniej dramatycznie. Że przerwał spijanie krwi. I tak czy siak nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc tylko prychnął. Inni krwiopijcy drwiliby właśnie z niego, że nie dokończył swego posiłku, lecz właściwie nie integrował się z nikim. Ani z wampirami, ani z ludźmi. Nie pasował ani tu ani tam. Wreszcie ruszyli, szli dalej ku szosie. W milczeniu. Kilkadziesiąt kroków w ciszy przerwała Kotori, która tak jakby przepłaszała wampira, aby sobie poszedł. To nie takie proste. Póki miał przy sobie dziewczynę uważał, że magia, jaką roztoczyła nad nim (tak, dalej zwalał na magię) będzie działać. Że będzie mógł zrobić coś więcej niżeli szukać pożywienia i ślinić się jak zombie. Początkowo to był powód, dla którego kurczowo chwycił za ramię Brązowowłosej i przysunął ku sobie.
-Obawiam się, że nie spełnię twej woli, Panno Bez Piersi... -prócz niezbyt miłego przydomka miał coś więcej do powiedzenia- Mamy z goła inne towarzystwo.
Cofnął rękę tak, by zasłonić nią Być-Może-Łowczynię, a drugą wysunął kosę przed siebie. Już czuł zapach co najmniej trzech osobników. Nie wiedział, ile osobników mogło czaić się jeszcze w dalszych krzakach. Najwyraźniej zapach krwi z szyi dziewczyny zwabił konkurencję Iksa. Wyłoniły się wspomniane trzy sylwetki wampirów, dwóch z nich na bank dzieliło tę samą krew co Mumia, ale co do ostatniego nie miał pewności. Po jego posturze i przytomnym spojrzeniu wnioskował, że minimalnie był dawnym człowiekiem. Niedobrze. Gdyby tylko chodziło o niego, to dałby nogi za pas, ale miał ze sobą Długowłosą. O ile wcześniej skumałby się z tamtymi i wspólnie napadli na dziewczynę, tak teraz miał zupełnie inne podejście do zagadnienia. Jeśli Ona mogłaby być przepustką do odwampirzenia, to musiał na nią uważać.
Jak to dobrze mieć w miarę sprawny mózg.
-Złap się moich pleców i nie puszczaj. Raz, raz!
Poganiał koleżankę, bo już jeden z przydupasów silniejszego wampira biegł na nich, a Iks zdzielił go bez zastanowienia ostrzem po ukosie. Krew wampira, która rozbryznęła się po ubraniu Zakapturzonego po zadanym ciosie, pobudziła niezdrowe ośrodki psychiczne. Na nowo umysł Mumii spowiła mgła, gęsta i ciemna, zalana krwią. Zbzikował. Wywalił nawet język na wierzch i oblizał wargi od świeżych kropel posoki. Dla odstraszenia tamtych zaczął przedziurawiać końcem kosy ciało powalonego wampira i śmiać się wniebogłosy. Niestety pokiereszowane ciało wampira poziomu E przywabiło jedynie jego kolegę do uczty, ale ten mocniejszy coś kombinował. Jeśli nie będzie w pobliżu łowców, kto wie czy ta dwójka wyjdzie z opresji.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Pią Wrz 27, 2019 7:58 pm

No tak... nie powinien wiedzieć. Nie powinien wiedzieć, że jest łowcą. Nie powinien. To było niebezpieczne. Bardzo niebezpieczne. Milcząc odpowiedziała więc na te słowa... i szept zadowolenie szepnął gdy podziękowania wystarczyły by odciągnąć go od tych myśli. Za to podzieliła jego zdanie odnośnie samotnego włóczenia się. Poszła do złej dzielnicy... Oj złej.
Ostatni raz.
Gdy ścisnął jej ramię, jęknęła z bólu. Zaniepokoiła się. Towarzystwo? Jej towarzysz wyostrzał jej umysł w nieprzewidywanym dla psychologów tempie. Przyjrzała się trójce napastników. Wyglądali jak ludzie, ale ich spojrzenia były łapczywe, pewne siebie, pełne pychy. Puścił ją, nieco się zachwiała. Patrzyła jak dobywa kosy i popycha ją w tył. Złapała jego ramiona, ale... to nie po to by uciec, jak stwierdziła. Dźwięki, które usłyszała, odrobinka twarzy, którą dostrzegła gdy zamaszystość ruchu przemógł jej słaby uścisk.
Miała stać się niewidoczna?
TO ją zaatakowało?
W pewnym momencie poczuła osobniki. Czuła ich wszystkich. To nie tak, że czuła się szczególnie zagrożona. To jak ptaki i psy. I... ludzie. To były po prostu emocje? To było dziwne. Na pewno nie czuła tego przed obudzeniem. A może, przez chwilę...? Podczas rytuału...?
Patrzyła jak kosa raz po raz zagłębia się w E.
Wstrzymała oddech.
Zaraz, zaraz, zaraz.
Proszę.
Tylko chwilę.
Chciała krzyknąć.
Nie mogła.
Walnij tego. Pomyślała z prośbą, nie widząc, żeby X odrywał się od ofiary, którą trafił.
Poczuła jakiś opór.
Znała go.
Znała to ze Snu.
Robiła to we Śnie!
Świeższa posoka. Układała myśli w słowa, mając nadzieję, że dotrą do Xa. Dotrą. Poczuje chęć zobaczenia czegoś świeższego. Czegoś bardziej szkarłatnego niż ciemniejąca krew umierającego E. Być może na czas, żeby zareagował na zbliżanie się drugiego z nich...
Razem silniejsi. Silniejsi. Z kolei E... Gdy tylko przeczucie Xa zniknie, poczuje że warto byłoby może jednak skoczyć w bok żeby zgarnąć kolegę... Co z pewnością nie wyjdzie mu na dobre... bo się odsłoni.
Poczuła zawroty głowy. Kropla krwi spłynęła jej na wargę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Nie Wrz 29, 2019 12:12 pm

Tch, czyli dalej nie wiedział, kto to do diaska jest. Samo imię nie powiedziałoby mu nic, a jakoś z tego wszystkiego nie zapytał nawet i o to. Nie przywykł do zacieśniania więzi towarzyskich. Mógł jedynie wywnioskować z milczenia, że był cholernie blisko odpowiedzi, ale nienawidził dopowiadać sobie teorii. Zazwyczaj błędnych.
Teraz i tak nie było czasu na pogaduszki, trzy wampiry przerwały konwersację, która w sumie i tak dobiegała końca ze względu na odprowadzenie do szosy. Kosa Iksa śmigała jak szalona tuż po pierwszym, jeszcze świadomym ciosie na poziom E. Zabawiał się rozbryzgiem posoki śmiejąc się jak opętany. Co wbijał ostrze, tam kolejna fala krwi. Zalało go uczucie siania mordu. Tak silne, że nie mógł przestać wyżywać się na kadłubku pierwszej ofiary.
Całe szczęście lub nie, Kotori panowała nad sytuacją.
I nad ciałem Xa.
Pastwienie się nad umierającym nie przerwała pierwsza komenda zadana w umyśle bestii. Dopiero pokręcony impuls nawołujący do pozyskania nowej krwi sprawiło, że oderwał kosę od pierwszej ofiary i rzucił się bez opamiętania na kolejną. Koleżka tej samej krwi co Mumia podzielił jego los będąc przepołowiony po ukosie jednym, silnym machnięciem. Osobno poleciały kończyny, głowa i tułów. Niesamowity powiew krwi sprawił, że ryj Iksa nie mogła przestać się śmiać. Dziewczyna celnie określiła zdolności swojej mentalnej kukiełki i wykorzystała to w pozbyciu się drugiego utrapienia. Zwłoki pierwszej ofiary spopieliły się na wiór, nie mógł wykaraskać się z tak poważnych obrażeń. Kilkanaście sekund później i po drugiej nie zostało nic więcej jak kupka popiołu.
Został niestety ten najsilniejszy. Widząc, co stało się z jego sługusami, wściekł się nie na żarty. Liczył na prosty posiłek z szyjki człowieka, a tu zastała go niemiła niespodzianka. Pozbawiony swoich poniżonych poddanych wziął sprawy w swoje ręce. W obu rękach pojawiły się ogniste kule. Były wielkości piłek plażowych, a żarzyły się nieprawdopodobnie mocno. Posłał oba pociski, ale po jednym na osobę. Przeczuwał, że dziewczyna była mózgiem szaleńca i miała na niego jakiś wpływ, skoro potrafiła tyle wykrzesać z byle wampira poziomu E. Przeciągnęła jednak swoje zdrowie, ubrudziła się własną krwią. Wrogowi już ciekła ślinka, że niebawem zanurzy kły w szyi Kotori.
Co teraz pocznie?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Nie Wrz 29, 2019 3:57 pm

Poziom E... może D. Pewnie D. Zaczęła przypominać sobie zajęcia Esmeraldy, łowieckich nauczycieli, wykłady Grigorija. Niedobrze. Wcześniej... wcześniej dałaby sobie radę. Ale jeśli ma rację... Patrzyła jak kolejny traci życie. Coś podeszło jej do gardła. Serce? Nie. Żołądek. Widziała już takie ilości krwi. Pamiętała jej smak.
Smak ciała.
Przypalonego ciała...?
Ogień.
W umyśle Xa rozbłysła myśl. Że właściwie dobrze byłoby uniknąć kul o tak śmiesznie prostej trajektorii. Myśl, że to piłki, które po prostu sobie lecą. Myśl, że za nimi jest coś ciekawszego.
Krwistego.
Uniknij tego, proszę... nie zignoruj ich. On... on nas pozabija. Myślała, starając się wpłynąć na niego jak na istotę ze Snów. Weź go. Ostrożnie. Zdominuj go. Szeptała w myśli.
Upadła na kolana.
Ogień przeleciał nad nią. Choć pozbawiła się mobilności to i tak nie była jej potrzebna. Całą nadzieję pokładała w Xie, skupiając się na nim mimo narastającego bólu głowy. Pochyliła głowę, ukrywając nos w dłoniach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Gość Nie Wrz 29, 2019 4:37 pm

Kotori świetnie sobie radziła mimo rosnącego stresu i braku możliwości aktywnego uczestniczenia w walce o życie. Postawiła wszystko na nędznego pionka, który musiał zmierzyć się sam na planszy z dwoma pionkami i laufrem. Niby pojedynek nie do zwyciężenia, ale dobra taktyka pozbawiała wrogów życia.
Wspomniany laufer miotający ogniami był tak pewny swego, że zdoła zemścić się na utraconych kundlach, iż włożył naprawdę mnóstwo mocy w wytworzeniu ognistych kul. Paliły nawet trawę dookoła na wiór, a przed sobą były dwie żywe istoty. Jedna półprzytomna, druga bez rozumu. Oponent myślał, że to wystarczy. Pociski mknęły dość szybko, lecz nie były szybsze od przesłanej myśli słabnącej dziewczyny. Dwie piłki... uniknąć... Dosłownie ułamek sekundy później, a Iks zostałby spopielony pierwszym strzałem. Długowłosa zdążyła zgiąć nogi, choć poczuła swąd lekko przypalonych włosów. Na szczęście to nie były jej włosy, a Czarnowłosego, którego kaptur na czubku głowy palił się wraz z głową. Ale nawet ten pożar na głowie nie sprawił, iż Mumia ocknęła się z amoku. Zaszarżował na krwiopijcę i uderzeniem z kopcącej głowy powalił go na plecy. Wykrzywiony uśmiech i wysoko uniesiona kosa oznaczała jedno.
-S-Stój! N-Nie zabijaj mnie! Błagam!
Zdołał tylko tyle zawołać, nim ostrze wbiło się w głowę i trysnęła znów krew. Iks czym prędzej padł na kolana i zaczął rozrywać jego szyję, by dobrać się do posoki. Niestety i to uderzenie sprawiło, iż wampir przeistoczył się w pył odbierając życiodajną krew ze sobą. Zdesperowany morderca zaczął więc zlizywać to, co zostało na ziemi. Pił z kałuży zmieszanej z błotem i pyłem, tuż obok kosy, która tkwiła wbita mocno w wilgotnej od krwi glebie. Ale i krew wsiąknęła, a zdyszana Mumia nie mogła zaspokoić głodu. Nigdy nie będzie mu dane zgasić pragnienia, nawet gdyby lała się wiadrami. Taka jest przeklęta natura tych spodlonych.
Mimo wszystko poderwał się z wolna z podłoża i wydobył oręż tkwiący w ziemi. Czuł wyraźnie kolejne źródło krwi. Dziewczyna próbowała tamować krwawienie, lecz rozkołysane zmysły Iksa były przewrażliwione. Paliło go od środka, żeby pokusić się o kolejną próbę. Ale znał już ten zapach i smak, po raz pierwszy Długowłosa nie musiała korzystać ze swojego daru, aby powstrzymać Kosiarza. Kojarzył ją... z nowym życiem. Złudna myśl, ale... skrył twarz pod kapturem i oparł się czołem o tyczkę kosy. Sapał przeraźliwie głośno. Nie mógł zaatakować. Ale krew. Wszystko zaczynało go boleć od wymuszonego postoju, bo całe ciało rwało się do ludzkiej dziewczyny. Tylko umysł kazał stać.
Okropne uczucie, choć kupki popiołu po wampirach nie podzielą tego zdania.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gdzie kos sześć... Empty Re: Gdzie kos sześć...

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach