Biuro właściciela
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Biuro właściciela
Samaela i Zivę łączyło coś więcej niż typowa u wampirów relacja pan - służka. Przede wszystkim rzadko spotykane partnerstwo w biznesie, zaufanie jakim ją w tym aspekcie obdarzał, wspólna historia, która w zasadzie połączyła ich losy w ten a nie inny sposób... Ale w tej chwili przecież dla żadnego z nich nie było to ważne. Istotną była ta rzadko spotykana zgodność co do preferencji seksualnych. Szlachetny nie musiał nigdy korzystać ze swojej uprzywilejowanej pozycji aby namówić służkę na małe co nieco. Nie zdarzyło mu się też do niczego jej zmuszać. Sprawiało to, że było jeszcze przyjemniej, bo kobieta, która chce jest zawsze dużo lepszą kochanką od takiej, która musi. Jeszcze bardziej nakręcało to młodego Asmodeya - widok kobiety, która rzeczywiście miała ochotę na to aby całkowicie się mu poddać, dać zdominować i jeszcze sprawiało jej to przyjemność. Tę właśnie cechę a może lepiej to ujmując, słabość charakteru, swojego pana wykorzystała Ziva. Czy działała w desperacji? Może z premedytacją kalkulowała na chłodno? Czy też zadziałał jakiś dziwny instynkt? Podniecenie, coś zaczęło ją mrowić gdy pan zaczął na nią wrzeszczeć i szamotał nią jak laleczką? Ta kwestia również nie była obecnie istotna. Nie dla niego, który stał dumnie górując nad klęczącą brunetką cierpliwie i bez zbędnego pośpiechu zajmując się rozbudzaniem jego męskości, której nawiasem mówiąc wcale nie musiała aż tak długo budzić.
- Spoiler:
- Kiedy łapka brunetki wciąż jeszcze masowała jego przyrodzenie opuścił spodnie i bokserki całkiem do kostek.
- Może innym razem. - odpowiedział gardłowo i uniósł lewy kącik ust w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. Aż mu się przypomniała zwariowana noc w hotelu w towarzystwie byłej już narzeczonej. Zostawili po sobie pościel tak zakrwawioną, że wyglądało to jakby ktoś dosłownie zarżnął tam jakieś zwierze. Namiętny szał kłów i pazurów połączony z ostrym seksem i upojeniem alkoholem. To były czasy... Wydawało mu się to odległe jakby minęło ze sto lat.
Teraz skupiony był przede wszystkim na służce, która wyjątkowo dobrze radziła sobie tam na dole. Ziva doskonale wiedziała jak go rozbudzać i w jaki sposób sprawić by nie tylko mógł delektować się chwilą ale i chciał jej więcej. Dużo więcej.
Patrzył na nią z góry, wyłapując to uległe, rozkoszne spojrzenie a jego penis choć wydawało się to niemożliwe wciąż rósł i twardniał w jej pracowitych usteczkach. Nie ma co ukrywać, że mężczyźni są wzrokowcami i najbardziej podnieca ich kiedy mogą widzieć poczynania kochanki, zwłaszcza podczas oralnych pieszczot. Każdy ruch języka, zassanie, muśnięcie ust i te oczy wpatrzone w niego, doprowadzały go do obłędu. Rozkoszował się tym momentem i czerpał ile się tylko dało z pokornej prośby o wybaczenie występków. Nie znaczyło to oczywiście, że kara całkowicie ją ominie! O nie! Ale to już dobrze wiedziała, układając się tak by nieco bardziej udostępnić mu swój zgrabny tyłek.
Szlachetny wyszczerzył się z satysfakcją, błyskając przy tym swoimi długimi kłami. Zamierzał się teraz pochylić nieco bardziej niż dotychczas tak więc jego penis na moment wsunął się dużo głębiej między namiętne usta Zivy co musiała jakoś wytrzymać. On nieszczególnie się tym przejął. Sięgnął do kiecki jaka opinała wypięty zadek i szarpnięciem podwinął ją ku górze odsłaniając pośladki otulone cienkimi rajstopami. Pogładził prawy półdupek, ścisnął go a kiedy prostował się już do pozycji poprzedniej, wymierzył mocnego klapsa, który aż odbił się krótkim echem po całym pomieszczeniu. Zadowolony z siebie wplótł palce lewej ręki w ciemne pukle Zivy, zgarniając je odrobinę do tyłu.
- Należy Ci się.
Podczas kiedy zadowalała go oralnie on raz za razem okładał jej wypiętą pupę otwartą dłonią, ani trochę jej nie oszczędzając, więc już po krótkiej serii, nawet mimo materiału je okalającego, pośladki służki zarumieniły się niczym dojrzałe owoce. Przepiękny widok. Samael aż musiał chwilę odsapnąć bo wymierzał karę z takim zapałem, że aż się nieco zmachał. Moment ten wykorzystał by raz jeszcze nachylić się nad klęczącą i sumiennie pracującą ustami brunetką. Ponownie wsuwając się w jej buzię dużo głębiej. Chwycił nylonowy materiał i rozerwał go tworząc sporych rozmiarów dziurę po czym bezpardonowo wsunął łapsko pod kobiecą bieliznę. Jego łapa drażniła ten najczulszy punkt na ciele kochanki, wykonując szybkie okrężne ruchy na jej łechtaczce. Trwało to moment, dość krótki, jednak nim zabrał rękę i znów stał nad nią prosto, wcisnął w nią dwa palce stymulując gwałtownie kilkoma mocnymi pchnięciami.
- Mokra jesteś. Podnieca Cie to, Ziva? - szczeknął prezentując swoje szponiaste paluchy lśniące od jej własnej wilgoci. Patrząc na nią z góry z pożądaniem wręcz płonącym w dzikich ślepiach oblizał swym gadzim jęzorem mokre palce.
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Fakt faktem Zivie raczej nie przeszkadzał fakt, że podczas nagłych ekscesów łóżkowych z Samaelem przyjmowała mocno uległą pozycję, a jej pan miewał wtedy szczególną okazję na pokazanie swojej władzy. Nie powiedziała mu co prawda nigdy o tym głośno – a przynajmniej nie poza momentami zbliżenia – ale mógł łatwo się zorientować, że jego mocne dłonie, klapsy, wgryzienia czy brutalne ruchy mocno na nią działały i dawały więcej rozkoszy niż bólu.
Zresztą w grę wchodził też aspekt psychiczny – Zivę cholernie kręcił fakt, że choć to jej usta zajmowały się teraz pieczołowicie męskością Samaela, to jednak czuła się pod jego władczym spojrzeniem całkowicie zdominowana, jakby wykonywała jakiś niemy rozkaz.
Ssała i muskała językiem jego przyrodzenie coraz szybciej i szybciej, zwłaszcza gdy czuła w ustach, jak z sekundy na sekundę twardniało. Włosy zaczęły jej przeszkadzać, więc jedną ręką musiała odgarnąć je do tyłu, ale szybko powróciła nią na członek Samaela, aby pomóc sobie w tej małej miłości francuskiej. Nadal pracowicie poruszała dłonią i głową, nie przestając ani na chwilę– nawet wtedy, gdy Samael nachylił się nad jej pośladkami i jego penis zawędrował głęboko w jej gardło.
Odrobinę się zakrztusiła i musiała przymknąć oczy, w których automatycznie pojawiły się łzy, ale grzecznie przyjęła jego męskość. Znajdowała się ona jednak teraz na tyle głęboko, że Ziva dała radę jedynie poruszać swoim językiem – Sam zresztą własnymi ruchami doprowadzał do stymulacji, kiedy wychylał się, aby dawać jej klapsy.
Jęczała przy niemal każdym uderzeniu, jednak każdy jej odgłos i tak był zduszany przez pełne usta. Choć Samael po paru machnięciach zaczął sprawiać jej delikatny ból – pupa zaczęła ją wyraźnie piec! – Ziva i tak czuła, że jej bielizna i cienki szew na rajstopach w tamtym miejscu były już całe mokre. Zaczęła nawet niecierpliwie poruszać udami, aby jakoś sobie ulżyć w coraz bardziej wzrastającym podnieceniu i przynajmniej materiałem otrzeć się o łechtaczkę… ale na szczęście jej pan przyszedł z pomocą.
Jego penis znowu powędrował głęboko do jej gardła, aż Ziva zacisnęła mocniej na nim wargi, a zaraz po tym cienki materiał na jej pośladkach został rozerwany, a wampirzyca mogła poczuć zwinne, smukłe palce Sama na intymności. Cicho sapnęła z rozkoszy, gdy bawił się jej łechtaczką, a kiedy jeszcze dobrał się do jej mokrego wnętrza… już wiedziała, że chciałaby go w sobie całego – zaraz i teraz.
Dopiero w tym momencie wyjęła z buźki jego przyrodzenie, odkaszlnęła parę razy i głęboko oddychając, spojrzała na Sama z dołu. W kącikach ust miała ślinę wymieszaną z jego preejakulatem. Oblizała więc wargi, nie przestając masować jego męskości jedną ręką, a drugą – skoro już mogła złapać więcej równowagi – sięgnęła do własnej kobiecości, teraz odsłoniętej i gotowej na dalszą zabawę.
– Wiesz, że tak – odpowiedziała, a kiedy oblizywał swoją dłoń z jej soków, sama wsunęła palce do swojej pochwy i zaczęła nimi poruszać. Oddychała coraz szybciej, mrużąc oczy. – Ale chciałabym więcej, Sam – mruknęła, bardziej się prostując i niemal ocierając ciałem o jego brzuch. Jego nabrzmiały penis wylądował teraz na jej piersiach, nadal skrytych za ubraniem. – A ty? Podoba ci się, jak cię proszę, abyś mi wybaczył?
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Są rzeczy, których nie trzeba wypowiadać na głos a i tak są oczywiste. Tak właśnie było w przypadku ich okazyjnych zbliżeń, gdzie wszystko przychodziło zupełnie naturalnie, bez zbędnych słów czy dogadywania się co do przebiegu tych intymnych momentów. Ziva nigdy nie powiedziała wprost, że lubi kiedy jej pan jest dominujący i w trakcie stosunku niejednokrotnie używa swej siły aby ją sobie podporządkować. Samael z kolei nie mówił o tym, że uwielbiał kiedy była tak uległa, posłuszna jego woli i cholernie kręciło go to pokorne spojrzenie i sucza postawa. Działo się tak samoistnie, mogłoby się wydawać, że bez większej ingerencji z ich strony. Instynktownie wchodzili w swoje role, oboje wiedzieli czego chcą i że mogą to od siebie dostać. Choć pozornie mogłoby się wydawać, że głównie mężczyzna korzystał na posiadaniu służki to nic bardziej mylnego.
Miłość francuska w wykonaniu Zivy zawsze sprawiała iż jego męskość stawała się nabrzmiała do granic możliwości i twarda jak skała. Podniecało go to gdy pokornie się nim zajmowała w dodatku z takim zapałem i zaangażowaniem w to co robi. Doskonale mogła to zresztą poczuć we własnych ustach kiedy wielki członek kilkakrotnie wchodził głębiej, aż do jej gardła, w momentach kiedy mężczyzna pochylał się nad nią, czy to w celu zadarcia kiecki czy zbicia jej tyłka. Nawet jeżeli mimo to miałaby jakiekolwiek wątpliwości wystarczyło spojrzenie w jego płonące żywym pożądaniem oczy aby natychmiast je rozwiać.
- Pozwoliłem Ci się palcować? - zawarczał krótko widząc jak nie będąca zmuszoną do podpierania się na jego ciele kochanka, sięgnęła wolną ręką między swoje uda. Chwycił ją za przegub zamykając go w bolesnym uścisku swojego łapska i pozbawił możliwości ulżenia sobie w oczekiwaniu na to co będzie dalej.
- Jedyna co ma prawo się tam znaleźć to ja. Rozumiesz? - potrząsnął nieco brunetką i dopiero puścił jej rękę. Na pewno bolało, pewnie zostanie jej po tym uścisku siniak.
Nie wiadomo czy był to akt złości czy po prostu uniesienia spowodowanego chwilą, wbił pazury w jej czerwoną bluzkę, którą rozerwał na dwie części bez większego wysiłku a jej resztki wyrzucił za siebie niczym dwie szmaty. Nie pierwsza i na pewno nie ostatnia część garderoby Zivy, która została zniszczona przez jej pana. Kiedy dochodziło już między nimi do zbliżeń, miał to do siebie, że był cholernie niecierpliwy i nienawidził momentów gdy musiał czekać na żmudne, powolne zdjęcie ubrań. Chciał mieć ją tu i teraz w tym momencie a nie czekać...
- Lubię gdy prosisz, Ziva. - szlachetny wyszczerzył się w szerokim, drapieżnym uśmiechu. Celowo nie dodając kwestii o wybaczaniu. Brunetka bez większych problemów pojmie w lot o czym mówił, znali się przecież nie od dziś a i do zbliżenia dochodzi między nimi również nie pierwszy raz.
Szarpnięciem rozpiął niecierpliwie zapięcie jej stanika, nie zajmując się jednak jego kwestią dalej, schylił się na moment aby wreszcie pozbyć się tych cholernych spodni i bokserek, które wciąż opuszczone miał jedynie do kostek. Tego właśnie nienawidził! Marnowania czasu, wytracenia momentum przez głupie ubrania. Zrobić to jednak musiał żeby nie przeszkadzały mu one w późniejszym czasie. Ten krótki moment, miał przynajmniej taką nadzieję, wystarczył aby kochanka uwolniła całkowicie piersi i ukazała mu je w pełnej krasie. A całą frustrację spowodowaną durnym zdejmowaniem gaci oczywiście i tak wyładuje na niej, bo czy mogło być inaczej?
- Już Ci wybaczyłem. Kara się jednak jeszcze nie skończyła. - sterczący penis klepnął kilkukrotnie kobiecy policzek. Niech sobie nie myśli, że skoro wybaczył to już może przestać się starać, ubrać się i wyjść. Chociaż widząc jak jest mokra i rozpalona sądził, że to chyba wyjście w tym momencie byłoby dla niej największym możliwym wymiarem kary. Na szczęście, Samael nie był aż tak okrutny by ją tak krzywdzić.
Pchnął kobietę na kanapę i momentalnie znajdował się już za nią łapiąc za materiał podwiniętej spódnicy w celu całkowitego pozbycia się jej. Była zbędna, rajstopy i szpilki w zupełności mu do szczęścia wystarczą. Swoją drogą ciekawe czy Ziva posiadała gdzieś w klubie jakieś zapasowe ubrania bo kiedy skończą zostanie dosłownie z gołą pupą na wietrze.
- Zapamiętaj, Ziva. Należysz do mnie. - wampir wycharczy jej te słowa prosto do ucha po czym boleśnie ukąsi jej małżowinę. W obecnej pozycji był tak blisko, że jego męskość stale ocierała się o jej wilgotne krocze a on sprawiając jej odrobinę więcej "cierpienia" wykonywał powolne ruchy frykcyjne, raz za razem drażniąc ją, prześlizgując się po jej mokrych płatkach. W końcu jednak wplącze swoje szponiaste palce w jej ciemne włosy zaciskając je w pięść, wciśnie jej policzek w miękką kanapę i wbije się w nią niczym rozgrzany do czerwoności taran, od razu wchodząc do oporu, aż nie poczuje jej pośladków na swoim podbrzuszu. Zaczęło się.
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
Usta zaczynały ją nawet boleć od nabrzmiałej męskości swojego pana, jednak posłusznie nadal zadowalała go buźką, do momentu, aż nie zadał swojego pytania. Wiedziała, że lubił, gdy jego penis wsuwał się do jej gardła wręcz do granic możliwości, gdy niemal blokował Zivie oddech i gdy kobieta ledwo mogła nawet poruszyć językiem – i nie miała zamiaru protestować. Była gotowa przyjąć męskość Samaela jak najgłębiej, choćby miała już łzawić i się krztusić – bowiem myśl, że jego duży członek znajdzie się zaraz w innym miejscu, domagającym się wypełnienia po brzegi i zaspokojenia, tak skutecznie ją nakręcała, że robiła dobrze Samowi jeszcze chętniej, nawet jeśli myślała, że już dłużej nie wytrzyma.
Zaskomlała z niezadowolenia, gdy nie pozwolił jej się dotknąć, i spojrzała z błaganiem w jego oczy. Jej spojrzenie również już płonęło i wyrażało szczególny głód. Pomimo że Sam trzymał jej rękę, Ziva nie mogła się powstrzymać przed poruszaniem udami, aby chociaż w minimalny sposób się stymulować. Czuła tak ogromną potrzebę dotyku na swojej kobiecości, że ledwo mogła wytrzymać.
– Proszę, Sam – wyszeptała kusząco, nie przestając się wiercić i patrzeć na niego. – Ja… ja rozumiem, ale… Po prostu cię już chcę – powiedziała, kapitulując.
Niech ją już bierze, niech rzuca na kanapę, niech przygwoździ własnym ciałem, niech zdominuje – byleby jej rosnące z chwili na chwilę pożądanie zostało w końcu zaspokojone.
Przycisnęła bolącą dłoń do twarzy, aby lekko polizać ranę, jaką zostawił na niej Sam, ale po chwili już musiała cofnąć rękę, bo jej pan rozorał jej ubranie. Ziva sapnęła, wypinając jednak piersi, aby mu w tym pomóc, i sama nawet się otrząsnęła, aby zrzucić z siebie pozostałe fatałaszki. Również się niecierpliwiła i denerwowało ją, że w ogóle miała na sobie ciuchy. Kiedy Sam rozpiął wreszcie jej biustonosz, od razu go zdjęła, a jej jędrne piersi wreszcie wydostały się na wolność i musnęły o sterczącą męskość Smoka. Nagie, stojące stuki zetknęły się z penisem i same zaraz stały się wilgotne od soków Sama i śliny Zivy.
Nareszcie nic im nie przeszkadzało.
Wampirzyca oddychała coraz szybciej, niespokojna i niezaspokojona, czekając, aż Sam pozbędzie się swoich ciuchów. Zaczęła nawet delikatnie masować własną pierś, wbrew temu, co wcześniej powiedział. Chociaż z drugiej strony – przecież mówił tylko o jej intymności, prawda?
– Proszę – powtórzyła, teraz bardziej dziko i śmielej – chodź już do mnie.
I w tym momencie pchnął jej rozpalone ciało na kanapę. Ziva wylądowała na brzuchu, ale od razu, jak na rozkaz uniosła biodra i obniżyła cały tułów, wypinając jednak pośladki w stronę Sama, tak że miał teraz perfekcyjny widok na jej całą wilgotną kobiecość
Mruknęła z zadowoleniem, kiedy nachylił się nad nią, ugryzł jej ucho i wyszeptał zaborcze słowa.
– Tak, do ciebie! Ach!... – zakończyła jęknięciem, gdy poczuła na łechtaczce i wargach sromowych jego penisa. Ze zniecierpliwieniem sama zaczęła poruszać swoim tyłkiem, aby dostosować się do jego ruchów. Chciała go już mieć w sobie – jak długo Sam będzie ją męczył? – Sam, zlituj się! – wyszeptała, a dosłownie sekundę później schwycił ją za włosy.
Jej głośny jęk został zagłuszony przez miękki materiał kanapy, jednak Sam mógł też poczuć, jak zadrżała, kiedy w końcu w nią wszedł. Nie był delikatny – wręcz przeciwnie. Od razu zaczął z pełną pasją i brutalnością ją rżnąć, wpychając swoją męskość do samego końca, tak że Ziva mogła ją całą poczuć. Jego genitalia ocierały się co chwilę o jej spragnioną łechtaczkę, przez co wampirzyca czuła teraz podwójną przyjemność.
Nie była w stanie powstrzymać cichych krzyków, nawet gdyby chciała, dlatego raz za razem z jej ust wydobywały się westchnięcia i jęki, zawsze gdy Sam głęboko w nią wchodził. Pomimo jego ręki na swoich włosach spróbowała unieść lekko głowę i oparła przed sobą dłonie, aby i na nich się podnieść. Plecy jednak nadal miała perfekcyjnie wygięte, tak aby jej pan miał jak najlepszy dostęp do jej zgrabnie wypiętych pośladków.
Przyjemne uczucie rozlewało się teraz po całym jej ciele, stopniowo tylko narastając. Ziva chciałaby, aby ta chwila nigdy się nie kończyła.
– Nie powstrzymuj się – udało jej się powiedzieć między swoimi jękami i jego mocnymi ruchami – rób ze mną, co chcesz. Jestem tylko twoja.
I spróbowała jeszcze zerknąć na niego z dołu zamglonym, rozpalonym wzrokiem, delikatnie odwracając głowę – o ile tylko ręka Sama jej na to pozwoli.
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Chociaż wręcz ziajał pożądaniem co widać było gołym okiem, pastwił się nieco nad swoją równie rozpaloną służką. Pożerał ją wygłodniałym wzrokiem zwiastującym to co lada chwila miał zamiar z nią zrobić. Jego nabrzmiała i twarda męskość podrygiwała wręcz z niecierpliwości, w oczekiwaniu na moment kiedy wreszcie będzie mogła zatopić się w wilgotnym i ciasnym wnętrzu kobiety. Mimo to w niemal okrutny sposób znęcał się nad Zivą, wciąż nie dając jej tego czego tak bardzo teraz pragnęła. Chciał doprowadzić ją wręcz do obłędu spowodowanego szaleńczym pożądaniem nie mogącym znaleźć ujścia w zaspokojeniu. Uwielbiał gdy wiła się przed nim i wręcz błagała o to aby wreszcie się nad nią zlitował i zerżną jak burą sukę.
Tak jak się spodziewał, nie musiał nawet wypowiadać polecenia aby brunetka wiedziała co ma robić. Gdy rzucił ją na kanapę, jak na komendę wypięła tyłek w jego kierunku oczekując na jego przyjście. Przyjście, które wbrew temu czego się spodziewała, nie nadeszło od razu. Choć był już tak blisko nadal nie znalazł się w spragnionym go wnętrzu. Ocierał się o nią, prześlizgiwał pomiędzy jej różowymi płatkami i drażnił główką łechtaczkę. Każde słowo i niecierpliwą prośbę spijał niczym nektar, uśmiechając się coraz szerzej w ten charakterystyczny dla siebie sposób. Wyglądając przy tym jak drapieżnik, który zapędził ofiarę w kozi róg.
W końcu jednak ulitował się nad skamlącą pod nim służką i wbił się w nią z impetem rozbujanego taranu czego efektem był jej głośny krzyk. Nie był ani trochę delikatny, od razu wszedł najgłębiej jak tylko mógł, aż nie poczuł jej jędrnych pośladków na swoim podbrzuszu. Rozpychał się w niej swoim nabrzmiałym do granic penisem i z brutalnością dzikiego zwierzęcia zaciekle walczył o miejsce w jej ciasnej pochwie. Raz za razem wykonując mocne pchnięcia wprawiał całe jej ciało w ruch, jeszcze bardziej dociskając jej policzek do kanapy. Brał ją z takim zapałem, że nie zwrócił nawet większej uwagi na to jak uniosła się odrobinę aby delikatnie zmienić ułożenie ciała. Zachowywał się jakby jego penis był piłą i miał zamiar przerżnąć swoją służkę na pół.
Ziva podpierając się teraz na rękach uniknęła tego by zostać za nie pochwyconą a jej pan zmieniając na chwilę swoje zamiary uderzył obiema dłońmi w wypięte pośladki. Zacisnął na nich palce, wbijając w nie swoje pazury i mocno rozchylając dwa, zaróżowione od klapsów półdupki. Był to rozkoszny widok dla jego pożądliwego wzroku i aż oblizał się niczym zwyrodnialec. Nie mogąc w obecnym położeniu wgryźć się w krągłości brunetki zadowolił się wciśnięciem swego grubego kciuka w jej tyłek. Od tej pory, niezależnie od tego czy jej się podobało czy nie, wypełniona była wszędzie a jego ruchliwy palec zawziętością w penetracji wiele nie ustępował swojemu dużo większemu odpowiednikowi działającemu nieco niżej.
- Dokładnie taki mam zamiar. - wycharczał odpowiedź pomiędzy sapnięciami. Nie to żeby szczególnie się teraz powstrzymywał. Jedyne czego nie zamierzał jej zrobić to naprawdę dużej krzywdy w stylu połamania jakiś kości czy zrywaniem skóry z pleców. Potrzebna mu była cała i w miarę sprawna. A to, że po dzisiejszej nocy prawdopodobnie będzie miała mały problem w postaci obolałego krocza i kilku siniaków było mało istotne.
Szlachetny ponownie złapał Zivę za włosy, które zaczął ciągnąć, zmuszając ją tym samym do uniesienia głowy i wyginania pleców coraz bardziej w jego kierunku. Im była bliżej tym intensywność i szybkość ruchów jego bioder były większe a to oznaczało, że piła ręczna stawała się piłą spalinową. Czuł jak jej soki spływają mu po udach i jądrach a z każdym pchnięciem do jego uszu prócz głośnych jęków docierał rozkoszny odgłos bezlitośnie penetrowanej mokrej kobiecości. Kiedy ciało kochanki było już wystarczająco blisko, niczym aktualnie nie zajęte łapsko pochwyci jedną z kobiecych piersi, zaciskając się na niej mocno i rozpoczynając serię brutalnych pieszczot. Zaczął ją ściskać, ciągać za sterczący sutek, wbijać w nią pazury przy jednoczesnym przytrzymywaniu jej głowy odchylonej do tyłu. Mogła teraz wyraźnie słyszeć jego chrapliwy oddech.
- Doczekałaś się, Ziva. Podoba Ci się bycie suką? - niemal wyszepcze jej do ucha gardłowym, mocno zachrypniętym głosem a następnie boleśnie ugryzie w obojczyk zostawiając na delikatnej skórze ślady swoich wielkich zębisk. Gdy zmusił ją do tego by wygięta niczym struna, opierała się o niego kiedy on bezlitośnie ją rżnął i maltretował jej pierś, była w zasięgu jego paszczy. Smok będzie wgryzał się w rozpalone ciało kochanki raz za razem, nie upijając przy tym wiele krwi. Głównie zostawiał po sobie sińce i ślady zębisk.
Samael nie miał jednak zamiaru tak szybko i łatwo zakończyć ich romantycznej nocy. Przeora dziś służkę tak, że na długo wybije jej z głowy randkowanie i tego typu bzdury!
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Warto było czekać, aż Samael przestanie drażnić się z jej kobiecością i po prostu zacznie ją rżnąć. Ziva już pod nim skomlała, wiła się, ewidentnie błagała całym ciałem o więcej rozkoszy, ale Sam wpierw był nieubłagalny – kiedy jednak wreszcie postanowił w nią wejść, wampirzycę od razu dopadło błogie uczucie, którego zazwyczaj tak łakną kobiety w chwilach seksualnego upojenia.
Uporczywa, nieopisana pustka zniknęła, a zamiast niej po jej ciele rozeszły się przyjemne dreszcze, natychmiast przyprawiające Zivę o jęki.
Spróbowała dostosować się ruchami bioder do zawziętych, brutalnych ruchów Sama, aby oboje mogli odczuć to zbliżenie jeszcze pełniej, ale jej pan poruszał się w niej z taką siłą i szybkością, że nie była w stanie. Kręciła więc jedynie swoją jędrną pupą, gdy tylko pchnięcia jej na to pozwalały, i usilnie trzymała ją mocno wypiętą. Dobrze wiedziała, że Sam lubił, gdy grzecznie oddawała mu całe swoje tyły i gdy nie obniżała się bez jego rozkazu – jeśli wolałby ją przygnieść do kanapy, najpewniej by to zrobił. Do tego czasu jej tułów miał pozostawać malowniczo wygięty.
Patrzyła na niego kątem oka, przymrużonymi oczami, z głową nadal wciśniętą w miękki materiał. Jej usta były nieprzerwanie uchylone, bo Ziva z każdym ruchem męskości Samaela wydawała z siebie niekontrolowane westchnięcie, od czasu do czasu przemieniające się w cichy krzyk, gdy przypadkowo stymulował również jej łechtaczkę.
Kiedy odrobinę podparła się na swoich dłoniach, wbiła długie, kolorowe paznokcie w miękki materiał, aby jakoś się utrzymać. Sam jednak postanowił zapewnić jej jeszcze więcej doznań i już po chwili jej pośladki płonęły od mocnych klapsów, a Ziva niemal osunęła się głową na kanapę. A kiedy jeszcze poczuła, że jej pan dobierał się do jej tyłka…
– Sam! – jęknęła, zarówno z rozkoszy, jak i zaskoczenia. – Czekaj!... To… to za dużo! Ach!... – Nie była w stanie wykrzyczeć więcej konkretnych słów, bo kiedy kciuk Sama zaczął dodatkowo stymulować jej drugą dziurkę, Ziva całkowicie się rozpłynęła.
Była w stanie myśleć tylko o przyjemnym, rozlewającym się na jej całe podbrzusze uczuciu, które Sam z sekundy na sekundę coraz bardziej potęgował. Nawet nie słyszała, jak jej pan coś do niej powiedział, nie skupiała się na jego słowach. Zamglonym wzrokiem patrzyła przed siebie, nie przestając głośno jęczeć i krzyczeć. Cóż, całe szczęście, że pomieszczenie było jako tako dźwiękoszczelne, może nikt z pracowników ich nie usłyszy.
Chociaż z drugiej strony Sam pieprzył ją tak mocno, że naprawdę nie była w stanie panować nad swoimi odgłosami.
Poderwał ją za włosy do tyłu, więc wygięła się wdzięcznie, nieznacznie tylko poprawiając się na kolanach, aby nie stracić równowagi. Sam jednak trzymał ją tak, że równie dobrze mogłaby teraz swobodnie oprzeć się pupą o jego ciało i po prostu pozwolić mu dalej kontrolować całą sytuację – tak zresztą zrobiła.
Gdy zaczął bawić się jej piersią, wbijając pazury w mleczną skórę i ciągnąc za wrażliwy sutek, Ziva myślała, że już nie wytrzyma. Jej kobiecość była wypełniona po brzegi nabrzmiałą, non stop penetrującą ją męskością, bez przerwy czuła też, jak obija się o jej łechtaczkę, jej tyłek nadal posyłał rozkoszne impulsy po ruchach kciuka Sama, teraz do tego wszystko doszły jeszcze zwierzęce pieszczoty jej piersi, a kiedy Sam wycharczał sprośne słowa do jej ucha i wgryzł się parę razy w jej ciało…
– Tak – była tylko w stanie wydusić – zawsze. Nie przerywaj, błagam, ja zaraz… – I znowu jęknęła, odchylając bardziej głowę, aby dać mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Czuła, że jej orgazm był bliski, przez co całkowicie straciła nad sobą kontrolę. Jedną rękę wbiła w oparcie od kanapy, a drugą chciała schwycić się Sama. Zacisnęła ją na jego przegubie – tej dłoni, która maltretowała jej piersi.
I nawet nad tym nie panując, przez moment, dosłownie krótką chwilę, dotknęła jego skóry swoją parzącą, złocistą mocą. Magia na jej dłoni uaktywniła się na mniej niż sekundę, bez kontroli Zivy, wywołana przytłaczającą rozkoszą, która pozbawiała wampirzycę zmysłów.
Służka nawet tego nie zauważyła – była zbyt skupiona na swoim spełnieniu, które lada chwila miało nadejść. A Sam? Cóż, blizny na pewno żadnej nie będzie miał, w końcu moc Zivy podziałała tylko przez moment, ale… zaboleć pewnie zabolało. I mogło go dodatkowo rozjuszyć podczas tego zawziętego, brutalnego stosunku.
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Szlachetnego nie obchodził fakt, że głośne jęki i krzyki Zivy może usłyszeć każdy kto tylko wystarczająco zbliży się do biura. Dlaczego miałby się tym przejmować? Jeżeli ktoś będzie miał jakikolwiek problem z tym, że rżnie swoją służkę to szybko dowie się dlaczego przy Samie lepiej uważać co się mówi. Złota zasada - trzymasz język za zębami albo masz je wybite. Do tej pory zawsze się sprawdzała. A jeśli Ziva będzie miała jakiekolwiek nieprzyjemności z tytułu ich wyjątkowo głośnych harców... cóż, jest silną kobietą, poradzi sobie. A jeśli nie to zawsze może zwrócić się do pana informując, że ktoś śle jej głupie uśmieszki albo komentuje ich wybryki. Dlatego też Asmodeya kompletnie nie obchodziło czy ktoś ich teraz słyszy czy nie.
Pieprzył ją zawzięcie, brutalnie rozpychając się w jej ciasnej szparce, niemal nie dając okazji do tego by mogła nabrać tchu. Strzelał klapsy w zaczerwienione pośladki, szarpał za włosy, stymulował tyłek, ściskał piersi, maltretował sutki i zostawiał ślady zębów na szyi i ramionach. Naprawdę nic dziwnego, że służka dosłownie rozpływała się w jego żelaznym uścisku i jak bezwolna laleczka poddawała się jego woli, stękając tylko w rytm jego mocnych i szybkich pchnięć. Tak intensywne doznania zbliżały kochanków do wielkiego finału, który pędził niczym rozpędzona lokomotywa. Słychać to było w ich słowach, widać było w coraz większej błogości wymalowanej na twarzy kobiety i zacięciu na gębie smoka. Był zdeterminowany żeby dobrnąć do końca więc z każdą chwilą był jeszcze bardziej gwałtowny, jeszcze zachłanniejszy. Pędził niemal na złamanie karku aż wreszcie, gwałtowne skurcze kobiety zaciskające się na nim cholernie mocno doprowadziły do jego erupcji. Wystrzelił w nią ogromne ilości gorącego nasienia, wypełniając i pompując wszystko co miał. Co prawda miał zamiar finalnie skończyć w jej ustach jednak do tej pory zamęczył biedaczkę już tak, że pewnie i tak nie byłaby w stanie zrobić więcej ponad leżenie z otwartą buzią i czekanie na spust. Innym razem!
Z ciężkim sapnięciem wypuścił wreszcie zmaltretowaną kobietę z objęć, pozwalając jej opaść na kanapę, podczas gdy on sam usiadł łapiąc oddech. Jego nabrzmiały penis wciąż jeszcze podrygiwał z podniecenia i usiłując wypluć z siebie coś jeszcze choć niewiele już w nim zostało. Spojrzał na Zivę i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Zadowolona z randki? - żart nieco okrutny biorąc pod uwagę, że przecież kiedy ona oddawała mu się w całości to jakiś typ czekał na nią z kwiatami. Biedaczek na pewno już się zawinął bo go wystawiła. Bądźmy szczerzy, żaden frajer nie zapewniłby Zivie takiej nocy jaką właśnie zafundował jej pan.
- Bo ja dawno na lepszej nie byłem. - parsknął i przeciągnął się jak wyjątkowo duży i leniwy kocur. A kiedy on ostatnio był na randce? Cholera... co to właściwie jest randka? Umówione spotkanie na jakąś kolację, kino czy spacer? Jeśli tak to chyba od lat na żadnej nie był. Może czas się na jakaś w końcu wybrać? Tylko, że brzmiało to cholernie nudno.
Dopiero teraz gdy emocje opadały a endorfiny przestały zalewać mu mózg poczuł, że piecze go ręka. Spojrzał na bolące miejsce i zauważył czerwony ślad w miejscu gdzie w trakcie ostatnich chwil przed orgazmem trzymała go Ziva. Musiała niekontrolowanie użyć mocy a on zbyt pochłonięty był rżnięciem jej żeby to poczuć. Skrzywił gębę i zamachnął się by trzasnąć ją mocno w pośladki.
- Oparzyłaś mnie... - warknął po czym jak zwierz zaczął zalizizywać oparzenie.
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
- Spoiler:
- Nie wiedziała, które z nich doszło pierwsze – już od dłuższej chwili odpływała przez ruchy, dotyk i zwierzęce podgryzanie Sama, więc kiedy poczuła, jak gwałtownie przyspieszył i przycisnął jej ciało do swojego tak mocno, że aż zaparło jej wdech, sama już nie powstrzymywała nadchodzącego orgazmu – potrzebowała tego ogromnego spazmu rozkoszy tu i teraz, już bez zbędnej zwłoki.
Chyba wykrzyczała głośno imię swojego pana, ale nie była pewna – wiedziała, że odchyliła głowę do tyłu i oparła ją o ramię Sama, przez co oboje teraz ciężko, gardłowo oddychali tuż obok siebie. Całe jej ciało przeszył dreszcz, a po podbrzuszu rozlało się przyjemne ciepło: będące zarówno zasługą orgazmu, jak i spermy Sama, która tylko spotęgowała przyjemność Zivy.
Służka przymknęła oczy, wbijając swoje długie, czerwone pazury w skórę Sama, i delektowała się tym błogim uczuciem, zdającym się trwać w nieskończoność. Kiedy silne ramię jej pana wypuściło ją ze swoich objęć, opadła bez sił na kanapę – nie była w stanie utrzymać się na własnych kolanach.
Czuła, jak z jej kobiecości, na drżące, zaczerwienione uda i na materiał kanapy, zaczęły wylewać się soki Sama połączone z jej własnymi. Skurczyła nogi, aby poddać się jeszcze tej ostatniej chwili przyjemności, i odgarnęła z twarzy potargane włosy.
– Randki? – wychrypiała w końcu, niewiele rozumiejąc. Jakiej randki, do cholery, przecież ona i Sam nie…
Ach, tej randki!
Aż nakryła z powrotem włosami policzki, aby Sam nie widział jej zawstydzenia.
– Nawet nie wiesz jak – odpowiedziała cicho. Biedny Kevin. Pewnie już dawno wrócił do siebie, nie mogąc dodzwonić się do Zivy. Gdyby tylko chłoptaś wiedział, w co został wplątany… pewnie byłby już w podróży na drugi koniec świata.
Przewróciła się powoli na jeden bok, a potem na plecy, i szturchnęła delikatnie Sama stopą. Jedna szpilka nadal uchowała się na nodze. O, i Ziva miała nawet na łydkach resztki rajstop! No proszę! Podniosła nogi tak, że jej pupa znowu była na wyciągnięcie ręki Smoka.
– Sam, nie mam się w co ubrań, potrzebuję, żeby któraś z dziewczyn przyniosła mi… – zaczęła z wesołym uśmieszkiem, ale wtedy zobaczyła oparzenie na ręce Smoka. No i oczywiście – dostała upominającego klapsa!
Natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej, mimo że ledwo się ruszała. Po jej ciele spływała jej własna krew, pośladki bolały ją niemiłosiernie, przez co ledwo na nich siedziała, a skóra niemal wszędzie była zaczerwieniona przez zabawy Sama, ale Ziva miała to gdzieś.
Nigdy nie użyła wobec niego swojej mocy! Nie ośmieliłaby się! A teraz… ten złoty połysk… to musiało być…
– Nie chciałam, Sam, przepraszam – wykrztusiła, nachylając się nad raną. Na szczęście oparzenie było niewielkie. – Ja… nie czułam tego. Nie kontrolowałam. – Patrzyła z lekkim strachem, jak lizał złociste miejsce. Chyba się polepszało i ślad już powoli znikał? – Następnym razem zwiąż mi ręce. To nie powinno się powtórzyć! – postanowiła groźnie, przy czym surowy ton był skierowany w nią samą, nie w Sama – jak mogła dopuścić do czegoś takiego?
Zaczęła zsuwać się z kanapy, następując na papiery, które zostawił projektant. Jasny gwint. Przewróciła oczami, przypominając sobie, że ten debil naprawdę tu wparował. Jego kara również nie powinna ominąć – tylko może nieco inna. Na przykład ucięcie wypłaty.
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
Po tak intensywnych przeżyciach, dłuższa chwila musiała minąć nim szlachetny w pełni uspokoił swój oddech a serce powróciło do swojego naturalnego, spokojnego rytmu. Sądząc po tym jak aktualnie wyglądała Ziva, jej również kilka minut zajmie powrót na ziemię z miejsca do jakiego wystrzelił ją piekielnie silny orgazm. Zerkając ukradkiem na jej stygnące ciało, drgające jeszcze w niekontrolowanych skurczach uniósł kąciki ust w niewielkim uśmiechu wyrażającym więcej niż tysiąc słów. Był nie tylko usatysfakcjonowany fizycznie ale również psychicznie. Balonik ego został bardzo mocno napompowany i czuł przyjemne łechtanie gdzieś w środku widząc kochankę w takim stanie. Cała reszta chwilowo odeszła na dalszy plan, wyleciało mu z głowy czemu właściwie był wściekły i za co tak intensywnie karał swoją służkę. Dopiero gdy na wpółprzytomnym wzrokiem omiótł biuro i wypatrzył zmiażdżony jego własną ręką telefon przypomniał sobie o co właściwie była cała awantura. W obecnej chwili było mu jednak zbyt błogo aby wracać myślami do rzeczy nieprzyjemnych. Ziva starała się z całych sił go udobruchać co jak widać udało się jej świetnie, Smok był w wyśmienitym humorze. Jak zawsze po dobrym seksie z resztą, gdyż zaraz obok głodu krwi, była to jego największa namiętność.
- Wiem, Ziva, wiem. - zaśmiał się krótko - Wykrzyczałaś to wystarczająco głośno w trakcie. - przeciągnął się raz jeszcze. Po co więc pytał skoro dobrze wiedział jak dobrze jej z nim było? To proste, po prostu uwielbiał gdy karmi się jego ego. Smoki takie już są, próżne i łase na tego typu rzeczy. Po za tym chciał sprawdzić jej reakcję. Obleje się płomiennym rumieńcem czy może zaskoczy go otwartością w tych kwestiach?
Mając jej zaczerwienioną od klapsów pupę na wyciągnięcie ręki, przejechał po niej kilkukrotnie dłonią, gładząc podrażnione miejsca z uśmieszkiem na wrednej gębie. Naprawdę zmaltretował swoją służkę, wyglądała jakby wpadła pod pędzący samochód. Porwane ubrania, zaczerwienienia, drobne sińce na rękach i ślady po zębach. No ślicznie wyglądała. Podobało mu się to co widzi.
- Daj spokój... - burknął widząc jak bardzo przejęła się jego oparzeniem. Nie było szczególnie dotkliwe i dosłownie za kilka minut powinno zniknąć. Nie był w nastroju żeby się wkurwiać o takie pierdoły jak niekontrolowane uderzenie go mocą podczas intensywnego seksu. Takie rzeczy się czasem zdarzały kiedy ktoś bardzo tracił nad sobą kontrolę i dopóki nikomu nie działa się z tego tytułu duża krzywda to nie było o czym gadać.
- Ale pomysł ze związaniem mi się podoba. - wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu. Zostawił już ranę samą sobie i zaczął gramolić się z kanapy. Dobrze wiedział co robi kiedy kazał wstawić sobie taki mebel do biura, nie ma co. Pierwsze po co sięgnął to bokserki, które ubrał na tyłek a zaraz po nich wsunął spodnie. Zazgrzytał rozporek, brzdęknęła klamra paska i był już niemal ubrany. Nie spieszył się jednak z resztą garderoby, miast tego sięgnął do paczki papierosów, z której wyjął jednego i odpalił. Głupie, ale nie pamiętał czy Ziva lubi pociągnąć dymka więc by się nie wydać z luka w pamięci po prostu zostawił otwartą paczuszkę na biurku. Jeżeli będzie chciała to się poczęstuje.
- Polej czegoś mocniejszego. Zaschło mi w gardle. - podbródkiem wskazał jej mini barek i stolik zastawiony różnego rodzaju szkłem. Chwilę zapewne będzie się jeszcze gapił na roznegliżowaną służkę ale kiedy ta zajmie się wykonaniem jego polecenia, co przecież powinna uczynić bez marudzenia, wampir wyjmie telefon. Miał przynajmniej dwie sprawy do załatwienia. Jedna, to wyśledzić niejakiego Kevina a druga odczytać wiadomość, która nadeszła jakoś w trakcie ich gorącego numerka.
- Powiedz projektantowi żeby spierdalał. Nie mam dzisiaj czasu żeby z nim gadać. Po za tym niech się cieszy, że żyje. - rzuci obojętnie zimnym tonem, takim jakiego zawsze używał w sprawach służbowych gdy nie miał zamiaru dyskutować czy słuchać żadnych ale. Wystukał na ekranie odpowiedź na smsa i powrócił spojrzeniem na brunetkę.
- Ta, ktoś musi przynieść Ci jakieś ciuchy. Nawet nie myśl żeby pożyczać cokolwiek od dziewczyn. Nie wypuszczę Cię wyglądającą jak dziwka.
Samael dobrze wiedział jak ubiera się na co dzień większość jego pracownic i nie były to stroje w jakich chciałby zobaczyć Zivę spacerującą po ulicach Yokohamy. Może był jakiś zacofany ale tak odważne wdzianka widział raczej w sypialni a nie centrum handlowym czy na poczcie.
- Wiem, Ziva, wiem. - zaśmiał się krótko - Wykrzyczałaś to wystarczająco głośno w trakcie. - przeciągnął się raz jeszcze. Po co więc pytał skoro dobrze wiedział jak dobrze jej z nim było? To proste, po prostu uwielbiał gdy karmi się jego ego. Smoki takie już są, próżne i łase na tego typu rzeczy. Po za tym chciał sprawdzić jej reakcję. Obleje się płomiennym rumieńcem czy może zaskoczy go otwartością w tych kwestiach?
Mając jej zaczerwienioną od klapsów pupę na wyciągnięcie ręki, przejechał po niej kilkukrotnie dłonią, gładząc podrażnione miejsca z uśmieszkiem na wrednej gębie. Naprawdę zmaltretował swoją służkę, wyglądała jakby wpadła pod pędzący samochód. Porwane ubrania, zaczerwienienia, drobne sińce na rękach i ślady po zębach. No ślicznie wyglądała. Podobało mu się to co widzi.
- Daj spokój... - burknął widząc jak bardzo przejęła się jego oparzeniem. Nie było szczególnie dotkliwe i dosłownie za kilka minut powinno zniknąć. Nie był w nastroju żeby się wkurwiać o takie pierdoły jak niekontrolowane uderzenie go mocą podczas intensywnego seksu. Takie rzeczy się czasem zdarzały kiedy ktoś bardzo tracił nad sobą kontrolę i dopóki nikomu nie działa się z tego tytułu duża krzywda to nie było o czym gadać.
- Ale pomysł ze związaniem mi się podoba. - wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu. Zostawił już ranę samą sobie i zaczął gramolić się z kanapy. Dobrze wiedział co robi kiedy kazał wstawić sobie taki mebel do biura, nie ma co. Pierwsze po co sięgnął to bokserki, które ubrał na tyłek a zaraz po nich wsunął spodnie. Zazgrzytał rozporek, brzdęknęła klamra paska i był już niemal ubrany. Nie spieszył się jednak z resztą garderoby, miast tego sięgnął do paczki papierosów, z której wyjął jednego i odpalił. Głupie, ale nie pamiętał czy Ziva lubi pociągnąć dymka więc by się nie wydać z luka w pamięci po prostu zostawił otwartą paczuszkę na biurku. Jeżeli będzie chciała to się poczęstuje.
- Polej czegoś mocniejszego. Zaschło mi w gardle. - podbródkiem wskazał jej mini barek i stolik zastawiony różnego rodzaju szkłem. Chwilę zapewne będzie się jeszcze gapił na roznegliżowaną służkę ale kiedy ta zajmie się wykonaniem jego polecenia, co przecież powinna uczynić bez marudzenia, wampir wyjmie telefon. Miał przynajmniej dwie sprawy do załatwienia. Jedna, to wyśledzić niejakiego Kevina a druga odczytać wiadomość, która nadeszła jakoś w trakcie ich gorącego numerka.
- Powiedz projektantowi żeby spierdalał. Nie mam dzisiaj czasu żeby z nim gadać. Po za tym niech się cieszy, że żyje. - rzuci obojętnie zimnym tonem, takim jakiego zawsze używał w sprawach służbowych gdy nie miał zamiaru dyskutować czy słuchać żadnych ale. Wystukał na ekranie odpowiedź na smsa i powrócił spojrzeniem na brunetkę.
- Ta, ktoś musi przynieść Ci jakieś ciuchy. Nawet nie myśl żeby pożyczać cokolwiek od dziewczyn. Nie wypuszczę Cię wyglądającą jak dziwka.
Samael dobrze wiedział jak ubiera się na co dzień większość jego pracownic i nie były to stroje w jakich chciałby zobaczyć Zivę spacerującą po ulicach Yokohamy. Może był jakiś zacofany ale tak odważne wdzianka widział raczej w sypialni a nie centrum handlowym czy na poczcie.
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
Co dokładnie wykrzyczała? Zwęziła oczy, próbując sobie przypomnieć. Cholera no, nie pamiętała. Pewnie imię Sama i do tego jakieś inne zbereźne rzeczy – w momencie orgazmu zwykle nad sobą nie panowała i po prostu głośno dawała znać o swoim… zadowoleniu.
Mruknęła jak kotka, kiedy gładził jej obolałą pupę, i jeszcze nią lekko potrząsnęła. Przeciągnęła się, aby jakoś rozprostować wymęczone ciało, i znowu spojrzała na Sama z troską. A raczej na jego rękę.
Faktycznie, oparzenie nie było niczym szczególnym: dzięki wyjątkowej regeneracji Smoka rana już zanikła, a złocisty odcień tylko delikatnie migotał, ale… Ziva i tak się na siebie złościła.
Była w końcu zawsze opanowana. Zawsze dokładna. Perfekcjonistka niepopełniająca błędów. Wyłapywała każdą, nawet najmniejszą nieścisłość w papierach, na co dzień zawsze się kontrolowała – a podczas miłosnego zbliżenia z kimś tak ważnym jak jej pan nieświadomie sprawiła mu ból!
Już nawet to wcześniejsze ugryzienie go w szyję mogła sobie bardziej wybaczyć, czymś tłumaczyć, w końcu krew Sama była szlachetna, Ziva mogła czuć głód i tak dalej… ale żeby tak bezrefleksyjnie używać mocy?
To źle o niej świadczyło, nawet jeśli jednocześnie oznaczało, że Sam po prostu potrafił doprowadzić ją do takiego stanu, w którym jej racjonalna strona odmawia posłuszeństwa. Nikt oprócz niego tego nie potrafił.
Nie ciągnęła tematu, skoro Sam tego nie chciał, zawzięcie za to postanowiła:
– W takim razie następnym razem koniecznie musisz mi unieruchomić ręce! Skoro pomysł ci się podoba, to tym bardziej powinieneś to zrobić – uśmiechnęła się zawadiacko.
Także powoli podniosła się z kanapy, aby tylko bardziej utwierdzić się w tym, że żadne z jej ubrań nie nadawało się do ponownego włożenia. Skrzywiła się delikatnie pod noskiem na myśl, że będzie musiała wołać którąś z dziewczyn na pomoc, i poprawiła pożal-się-boże-rajstopy – a raczej, to, co z nich zostało.
Czasami sobie popalała, ale nie tuż po wysiłku fizycznym. Niby słyszała, że po seksie najlepszy jest papieros, jednak jej smakował lepiej podczas leniwego, pięciominutowego odpoczynku, na który z rzadka sobie pozwalała.
Co innego alkohol!
Niemal tanecznym krokiem podeszła do barku i wyjęła bourbon. Dogrzebała się do minizamrażalki, wsypała do szklanek odpowiednią ilość lodu, a następnie od serca nalała alkoholu. Żwawo podeszła do wampira i podała mu jego trunek.
Była przekonana, że Sam chwilowo zapomniał o Kevinie i tej całej drace z randką, dlatego z zadowoleniem usadowiła nagą pupę na biurku, popijając alkohol. Cóż, gdyby wiedziała, co mu właśnie chodziło po głowie…
– Zajmę się projektantem – mruknęła, zerkając na stertę papierów. – Ale na pewno zapłaci za to, że wtargnął tu bez pytania. Artysta czy nie, nie obchodzi mnie to. Pensja mu ucierpi. – Wzruszyła ramionami. – Znając życie, chciał skonsultować odcień czerwieni na niektórych ścianach. Co mam mu powiedzieć? Karmazyn, kardynalski, pąsowy czy rdzawy? – spytała niby to od niechcenia, naśladując projektanta.
Gościu serio przychodził do niej albo do Sama z takimi problemami, i to w najgorszych momentach. Ziva ceniła go za to oddanie sprawie i dokładność, ale… mógłby wszystkie wątpliwości zebrać do kupy i wyrazić je raz, a nie codziennie dopytywać, czy kanarkowy na pewno jest tym konkretnym kolorem tej konkretnej lampy, którego chce Sam.
– Możesz przekazać Cassie, aby skoczyła mi po cokolwiek do sklepu z ciuchami? Nie wpuszczę jej samej do mojego domu, żeby grzebała mi w szafie. Niech coś na szybko kupi – burknęła, chociaż to rozwiązanie niezbyt jej pasowało.
Ziva lubiła seksowną, elegancką i biurową klasykę. Nie kurewskie ciuszki, nie ubiór cichej myszki z lumpeksu. Nie. Wampirzyca miała szyk, nawet jeśli szyk w jej przypadku oznaczał wysokie szpile, sukienkę opinającą tyłek i uwypuklającą piersi.
Ale jednak potrafiła obejść się bez lateksu i tanich sznureczków, do których uciekały się tancerki z klubu.
Spojrzała ze zgryzotą na swój zniszczony telefon i zacisnęła wąsko usta. Cholera jasna, miała nadzieję, że chociaż karta SIM przeżyła. Maile miała w chmurze, faktury i rachunki na kilku sprzętach i w wielu drukowanych kopiach, ale… SMS-y i numery telefonów mogły przepaść.
A to jej się nie podobało.
Cicho westchnęła, kończąc drinka.
– A co z tymi oszustkami? Kiedy chcesz je na dywaniku? Mam je teraz wołać? Bo jeśli tak – odstawiła szklankę, odwracając się w stronę Sama – to potrzebuję jakiegoś telefonu. Wiesz dobrze, że nie mogę bez niego pracować.
Mruknęła jak kotka, kiedy gładził jej obolałą pupę, i jeszcze nią lekko potrząsnęła. Przeciągnęła się, aby jakoś rozprostować wymęczone ciało, i znowu spojrzała na Sama z troską. A raczej na jego rękę.
Faktycznie, oparzenie nie było niczym szczególnym: dzięki wyjątkowej regeneracji Smoka rana już zanikła, a złocisty odcień tylko delikatnie migotał, ale… Ziva i tak się na siebie złościła.
Była w końcu zawsze opanowana. Zawsze dokładna. Perfekcjonistka niepopełniająca błędów. Wyłapywała każdą, nawet najmniejszą nieścisłość w papierach, na co dzień zawsze się kontrolowała – a podczas miłosnego zbliżenia z kimś tak ważnym jak jej pan nieświadomie sprawiła mu ból!
Już nawet to wcześniejsze ugryzienie go w szyję mogła sobie bardziej wybaczyć, czymś tłumaczyć, w końcu krew Sama była szlachetna, Ziva mogła czuć głód i tak dalej… ale żeby tak bezrefleksyjnie używać mocy?
To źle o niej świadczyło, nawet jeśli jednocześnie oznaczało, że Sam po prostu potrafił doprowadzić ją do takiego stanu, w którym jej racjonalna strona odmawia posłuszeństwa. Nikt oprócz niego tego nie potrafił.
Nie ciągnęła tematu, skoro Sam tego nie chciał, zawzięcie za to postanowiła:
– W takim razie następnym razem koniecznie musisz mi unieruchomić ręce! Skoro pomysł ci się podoba, to tym bardziej powinieneś to zrobić – uśmiechnęła się zawadiacko.
Także powoli podniosła się z kanapy, aby tylko bardziej utwierdzić się w tym, że żadne z jej ubrań nie nadawało się do ponownego włożenia. Skrzywiła się delikatnie pod noskiem na myśl, że będzie musiała wołać którąś z dziewczyn na pomoc, i poprawiła pożal-się-boże-rajstopy – a raczej, to, co z nich zostało.
Czasami sobie popalała, ale nie tuż po wysiłku fizycznym. Niby słyszała, że po seksie najlepszy jest papieros, jednak jej smakował lepiej podczas leniwego, pięciominutowego odpoczynku, na który z rzadka sobie pozwalała.
Co innego alkohol!
Niemal tanecznym krokiem podeszła do barku i wyjęła bourbon. Dogrzebała się do minizamrażalki, wsypała do szklanek odpowiednią ilość lodu, a następnie od serca nalała alkoholu. Żwawo podeszła do wampira i podała mu jego trunek.
Była przekonana, że Sam chwilowo zapomniał o Kevinie i tej całej drace z randką, dlatego z zadowoleniem usadowiła nagą pupę na biurku, popijając alkohol. Cóż, gdyby wiedziała, co mu właśnie chodziło po głowie…
– Zajmę się projektantem – mruknęła, zerkając na stertę papierów. – Ale na pewno zapłaci za to, że wtargnął tu bez pytania. Artysta czy nie, nie obchodzi mnie to. Pensja mu ucierpi. – Wzruszyła ramionami. – Znając życie, chciał skonsultować odcień czerwieni na niektórych ścianach. Co mam mu powiedzieć? Karmazyn, kardynalski, pąsowy czy rdzawy? – spytała niby to od niechcenia, naśladując projektanta.
Gościu serio przychodził do niej albo do Sama z takimi problemami, i to w najgorszych momentach. Ziva ceniła go za to oddanie sprawie i dokładność, ale… mógłby wszystkie wątpliwości zebrać do kupy i wyrazić je raz, a nie codziennie dopytywać, czy kanarkowy na pewno jest tym konkretnym kolorem tej konkretnej lampy, którego chce Sam.
– Możesz przekazać Cassie, aby skoczyła mi po cokolwiek do sklepu z ciuchami? Nie wpuszczę jej samej do mojego domu, żeby grzebała mi w szafie. Niech coś na szybko kupi – burknęła, chociaż to rozwiązanie niezbyt jej pasowało.
Ziva lubiła seksowną, elegancką i biurową klasykę. Nie kurewskie ciuszki, nie ubiór cichej myszki z lumpeksu. Nie. Wampirzyca miała szyk, nawet jeśli szyk w jej przypadku oznaczał wysokie szpile, sukienkę opinającą tyłek i uwypuklającą piersi.
Ale jednak potrafiła obejść się bez lateksu i tanich sznureczków, do których uciekały się tancerki z klubu.
Spojrzała ze zgryzotą na swój zniszczony telefon i zacisnęła wąsko usta. Cholera jasna, miała nadzieję, że chociaż karta SIM przeżyła. Maile miała w chmurze, faktury i rachunki na kilku sprzętach i w wielu drukowanych kopiach, ale… SMS-y i numery telefonów mogły przepaść.
A to jej się nie podobało.
Cicho westchnęła, kończąc drinka.
– A co z tymi oszustkami? Kiedy chcesz je na dywaniku? Mam je teraz wołać? Bo jeśli tak – odstawiła szklankę, odwracając się w stronę Sama – to potrzebuję jakiegoś telefonu. Wiesz dobrze, że nie mogę bez niego pracować.
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
To było całkiem urocze, że Ziva aż tak przejęła się niekontrolowanym użyciem mocy przeciwko swemu panu. On sam nie wyglądał jakby szczególnie wziął to do siebie, wszak był to wypadek, chwilowa utrata kontroli podczas wyjątkowo intensywnych doznań. Zdając sobie sprawę, że na co dzień jego służka jest osobą wyjątkowo poukładaną i lubiącą mieć pełną kontrolę nad sytuacją, cieszył się tym faktem w pewien perwersyjny sposób. Wszak umiał doprowadzić tą opanowaną kobietę do takiego stanu, że puszczały jej wszelkie blokady i hamulce. Co innego gdyby poraziła go swoją zdolnością podczas kłótni, lub w celu obrony przed jego gniewem. Sytuacja miałaby się zgoła inaczej i na pewno odebrałby to wyjątkowo źle. Jak widać wszystko zależy od kontekstu sytuacji i coś będące odebrane jako obraza i otwarty bunt w innych okolicznościach mogło przejść bez większego echa i kary. No chyba, że nie kontrolowałaby się aż tak bardzo, że podczas gdy ją brał poraziłaby go wyjątkowo boleśnie. Nie ma jednak co gdybać.
- Według mnie to niezły pomysł ale widzę, że sama wykazujesz wobec niego spory entuzjazm. - zaśmiał się krótko. Miał ochotę strzelić jej klapsa jednak w ostatniej chwili rozmyślił się postanawiając być nieco bardziej wyrozumiałym i nie katować jej zaczerwienionych pośladków jeszcze bardziej. I tak pewnie będzie miała problem żeby na nich usiąść i jeszcze jakiś czas będzie odczuwała efekty ich wyuzdanego seksu.
Przyjął szklankę dziękując oszczędnym kiwnięciem głowy po czym od razu upił z niej niewielki łyk, wciąż skupiając się jeszcze na wyświetlaczu telefonu. Otóż wróciła jego siostrzyczka, która była jego prawdziwym oczkiem w głowie, rozpieszczoną od najmłodszych lat, małą księżniczką. Istota, która potrafiła wywołać w nim aż tak wiele pozytywnych emocji i jedyna taka, która świetnie to wykorzystywała. Wystarczyło, że zrobiła minę zbitego szczeniaczka i słodkie oczy a starszy brat od razu miękł i zgadzał się na wszystko. No prawie na wszystko. Były takie rzeczy, przed którymi za wszelką cenę chciał chronić siostrę. Wolał by uczyła się na jego błędach a nie popełniała te same lub podobne głupoty jakich on zrobił mnóstwo w swoim, wcale nie tak długim, życiu.
- Zrób z nim co uważasz za stosowne. Tylko poinformuj jak bliski był żeby stracić głowę, którą zawsze trzyma w chmurach. - burknął - I niech nie zawraca mi co chwilę dupy bzdurami. Mam wystarczająco dużo na głowie. Nie wiem jaka jest różnica między kardynalskim a pąsowym, zdaje się, że właśnie dlatego go zatrudniłem.
W tych kwestiach Samael był typowym facetem. Dla niego istniały tylko podstawowe kolory, żadne pąsowe, karmazyny, kanarkowe czy pistacjowe. Czerwony to czerwony, zielony to zielony i tak dalej. Jeżeli już uznawał jakieś wymyślnych określeń dla barw to jako synonimy, nie mniej nie więcej.
- Będzie wiedziała co kupić czy mam ją tu przysłać żeby mogła przyjąć zamówienie? - skrzywił się lekko. Zawsze po seksie okazuje się, że to zostało zniszczone, tamto zdewastowane, tu coś utytłane... Już po akcie szybko i z siłą lokomotywy zderzało się z szarą codziennością i trzeba było niwelować szkody wyrządzone podczas całego zajścia. Co? Tylko on tak miał? Cóż...
- I nie przejmuj się, zapłacę. - upił kolejny łyk chłodnego burbona. Odpowiadał za rozerwanie na strzępy jej ubrań więc czuł się teraz mocno odpowiedzialny za to by dostała nowe, porządne i mogła się ubrać. To, że prawdopodobnie wszyscy w okolicy słyszeli co wyprawia się w biurze nie oznaczało, że chciałby żeby oglądali jego służkę półnagą, świecącą dupskiem przez dziurę w rajstopach i majtającą cyckami przy każdym kroku. O nie, jej nagość była przeznaczona tylko dla jego oczu i miał nadzieję, że dzisiaj wyjaśnili to sobie raz na zawsze...
- Jutro. Zaraz muszę się ulotnić na spotkanie z siostrą i spędzić z nią trochę czasu. Skoczę tylko wziąć prysznic i się przebrać.
Całkiem zapomniał o kwestii tych suk, które próbowały go wydymać fałszywymi zaświadczeniami! Trzeba się tym zająć i to dość szybko jednak sprowadzenie ich tutaj na teraz było raczej niemożliwe a on nie mógł poświęcić kilku godzin na to by się z nimi rozprawić. Jednocześnie nie chciał aby ktoś go zastąpił bo takie rzeczy wolał załatwiać osobiście. Nawet jeżeli nie bezpośrednio, własnymi rękami to przynajmniej zadając pytania.
- Dzisiaj wystarczy tylko ogarnąć salę z folią, wstawić tam kilka krzeseł, które po wszystkim pewnie i tak będą do wyjebania. - jeśli przesłuchanie będzie toczyło się tak jak przewidywał to po wszystkim będą mieli trochę "śmieci" do szybkiej utylizacji. Nikt nie chciał mieć w śmietniku z tyłu klubu rzeczy zapaćkanych we krwi, to mogłoby zostać wywleczone przez jakiś bezdomnych, wieść by się rozniosła... Same problemy.
- Mam jakiś zapasowy telefon w szufladzie jeśli chcesz. Możesz go wziąć do czasu aż nie ogarniesz nowego. - dopił i odstawił pustą szklankę na blat.
- I Ziva... - położył służce dłoń na policzku, wplatając długie, szponiaste palce w jej ciemne pukle. - Nigdy więcej nie zmuszaj mnie bym był na Ciebie tak wściekły. - zmrużył swoje diabelskie ślepia łapiąc spojrzenie jej jasnych tęczówek.
- Według mnie to niezły pomysł ale widzę, że sama wykazujesz wobec niego spory entuzjazm. - zaśmiał się krótko. Miał ochotę strzelić jej klapsa jednak w ostatniej chwili rozmyślił się postanawiając być nieco bardziej wyrozumiałym i nie katować jej zaczerwienionych pośladków jeszcze bardziej. I tak pewnie będzie miała problem żeby na nich usiąść i jeszcze jakiś czas będzie odczuwała efekty ich wyuzdanego seksu.
Przyjął szklankę dziękując oszczędnym kiwnięciem głowy po czym od razu upił z niej niewielki łyk, wciąż skupiając się jeszcze na wyświetlaczu telefonu. Otóż wróciła jego siostrzyczka, która była jego prawdziwym oczkiem w głowie, rozpieszczoną od najmłodszych lat, małą księżniczką. Istota, która potrafiła wywołać w nim aż tak wiele pozytywnych emocji i jedyna taka, która świetnie to wykorzystywała. Wystarczyło, że zrobiła minę zbitego szczeniaczka i słodkie oczy a starszy brat od razu miękł i zgadzał się na wszystko. No prawie na wszystko. Były takie rzeczy, przed którymi za wszelką cenę chciał chronić siostrę. Wolał by uczyła się na jego błędach a nie popełniała te same lub podobne głupoty jakich on zrobił mnóstwo w swoim, wcale nie tak długim, życiu.
- Zrób z nim co uważasz za stosowne. Tylko poinformuj jak bliski był żeby stracić głowę, którą zawsze trzyma w chmurach. - burknął - I niech nie zawraca mi co chwilę dupy bzdurami. Mam wystarczająco dużo na głowie. Nie wiem jaka jest różnica między kardynalskim a pąsowym, zdaje się, że właśnie dlatego go zatrudniłem.
W tych kwestiach Samael był typowym facetem. Dla niego istniały tylko podstawowe kolory, żadne pąsowe, karmazyny, kanarkowe czy pistacjowe. Czerwony to czerwony, zielony to zielony i tak dalej. Jeżeli już uznawał jakieś wymyślnych określeń dla barw to jako synonimy, nie mniej nie więcej.
- Będzie wiedziała co kupić czy mam ją tu przysłać żeby mogła przyjąć zamówienie? - skrzywił się lekko. Zawsze po seksie okazuje się, że to zostało zniszczone, tamto zdewastowane, tu coś utytłane... Już po akcie szybko i z siłą lokomotywy zderzało się z szarą codziennością i trzeba było niwelować szkody wyrządzone podczas całego zajścia. Co? Tylko on tak miał? Cóż...
- I nie przejmuj się, zapłacę. - upił kolejny łyk chłodnego burbona. Odpowiadał za rozerwanie na strzępy jej ubrań więc czuł się teraz mocno odpowiedzialny za to by dostała nowe, porządne i mogła się ubrać. To, że prawdopodobnie wszyscy w okolicy słyszeli co wyprawia się w biurze nie oznaczało, że chciałby żeby oglądali jego służkę półnagą, świecącą dupskiem przez dziurę w rajstopach i majtającą cyckami przy każdym kroku. O nie, jej nagość była przeznaczona tylko dla jego oczu i miał nadzieję, że dzisiaj wyjaśnili to sobie raz na zawsze...
- Jutro. Zaraz muszę się ulotnić na spotkanie z siostrą i spędzić z nią trochę czasu. Skoczę tylko wziąć prysznic i się przebrać.
Całkiem zapomniał o kwestii tych suk, które próbowały go wydymać fałszywymi zaświadczeniami! Trzeba się tym zająć i to dość szybko jednak sprowadzenie ich tutaj na teraz było raczej niemożliwe a on nie mógł poświęcić kilku godzin na to by się z nimi rozprawić. Jednocześnie nie chciał aby ktoś go zastąpił bo takie rzeczy wolał załatwiać osobiście. Nawet jeżeli nie bezpośrednio, własnymi rękami to przynajmniej zadając pytania.
- Dzisiaj wystarczy tylko ogarnąć salę z folią, wstawić tam kilka krzeseł, które po wszystkim pewnie i tak będą do wyjebania. - jeśli przesłuchanie będzie toczyło się tak jak przewidywał to po wszystkim będą mieli trochę "śmieci" do szybkiej utylizacji. Nikt nie chciał mieć w śmietniku z tyłu klubu rzeczy zapaćkanych we krwi, to mogłoby zostać wywleczone przez jakiś bezdomnych, wieść by się rozniosła... Same problemy.
- Mam jakiś zapasowy telefon w szufladzie jeśli chcesz. Możesz go wziąć do czasu aż nie ogarniesz nowego. - dopił i odstawił pustą szklankę na blat.
- I Ziva... - położył służce dłoń na policzku, wplatając długie, szponiaste palce w jej ciemne pukle. - Nigdy więcej nie zmuszaj mnie bym był na Ciebie tak wściekły. - zmrużył swoje diabelskie ślepia łapiąc spojrzenie jej jasnych tęczówek.
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Re: Biuro właściciela
Faktycznie miała lekkie problemy z siadaniem – niby teraz tylko oparła pupę o biurko obok Sama, a i tak poczuła nieprzyjemne pieczenie, aż syknęła i odrobinę się zsunęła, tak że dotykała blatu tylko biodrami. Wiedziała, że przez jakiś czas kucanie, siadanie i schylanie się to będzie problem. Cóż, wygląda więc na to, że wszystkie czynności będzie musiała wykonywać, stojąc. Albo leżąc na brzuchu. Uroczo.
– Obiecuję, że wszystko przekażę mu w surowy i odpowiedni sposób. Tak aby następnym razem odechciało mu się nagłej wizyty bez wcześniejszego uprzedzenia mnie – mruknęła dość lodowatym tonem, bo na samo wspomnienie o natrętnym projektancie wzbierała w niej złość.
Wbiła swoje spojrzenie w Sama, z wolna popijając trunek. Zauważyła, że nieco się rozkojarzył, ale nie dopytywała. Jeżeli będzie chciał, sam powie.
– Niech kupi cokolwiek, co wydaje jej się, że już na sobie miałam. W najgorszym wypadku przeżyję masz wstydu, aby szybko wrócić do mieszkania się przebrać. – Rzecz jasna, zaraz po tym ponownie zajechałaby do biura – w końcu czekała ją kupa roboty. A już na pewno nie ośmieliłaby się lenić po tym, jak… Sam wybił jej z głowy randkę.
Ech, biedny Kevin!...
Z wdzięcznością skinęła głową, a zaraz po tym odstawiła niedopity alkohol i podeszła do wywalonej na podłodze zawartości torebki. Ukucnęła (nie omieszkując mruknąć z bólu przez pośladki) i zaczęła grzebać w swoich papierach – powoli powracała rygorystyczna, zapracowana Ziva.
– W takim razie jutro wieczorem, gdy już ekipa remontowa się stąd zmyje. Taka pora będzie chyba najlepsza, nie? – zaproponowała, sięgając jeszcze po jakiś długopis. Zaczęła jedną ręką coś pisać, a drugą szukać wśród wybebeszonych kartek informacji kontaktowych oszustek. – Siostra? Carmi wróciła? – zdziwiła się, zerkając na niego z dołu. – Koniecznie ją ode mnie uściskaj! I zapytaj, czy nadal podobają jej się moje seksowne kiecki – dodała z zawadiackim uśmiechem, przypominając sobie, jak mała, urocza Carmi zachwycała się opinającymi tyłek Zivy ubraniami.
Kiedy uporządkowała torebkę, podniosła się i podeszła do Sama.
– Wszystko będzie na jutro gotowe, masz moje słowo. – Sięgnęła tuż obok niego ręką do szuflady, aby wyjąć telefon, ale zamarła w połowie, gdy dotknął jej policzka, a następnie cicho, zmysłowo… prawie jej zagroził.
Patrzyła mu prosto w oczy, bo wiedziała, że tego oczekiwał, chociaż z jej twarzy dało się wyczytać lekkie zaniepokojenie. W końcu spuściła wzrok.
Co niby mogła powiedzieć? Mogła obiecywać i przepraszać, ale to nie wymazałoby jej poczucia winy, a także nie ochroniłoby jej przed potencjalnymi ekscesami z odległej przyszłości. Ziva za nic na świecie nie chciała ponownie rozczarować Sama, ale… niestety, znała swoją naturę.
– Wiem. Żadne z nas tego nie chce, Sam. W końcu pamiętaj – na samym początku mówiłam o spokoju. Lepiej go zachowajmy.
Ośmieliła się delikatnie uśmiechnąć i puścić mu oczko. Wyjęła w końcu z szuflady telefon, jednocześnie cmokając Smoka w policzek, tuż obok ust.
– Leć do małej i powiedz jej, że się stęskniłam.
– Obiecuję, że wszystko przekażę mu w surowy i odpowiedni sposób. Tak aby następnym razem odechciało mu się nagłej wizyty bez wcześniejszego uprzedzenia mnie – mruknęła dość lodowatym tonem, bo na samo wspomnienie o natrętnym projektancie wzbierała w niej złość.
Wbiła swoje spojrzenie w Sama, z wolna popijając trunek. Zauważyła, że nieco się rozkojarzył, ale nie dopytywała. Jeżeli będzie chciał, sam powie.
– Niech kupi cokolwiek, co wydaje jej się, że już na sobie miałam. W najgorszym wypadku przeżyję masz wstydu, aby szybko wrócić do mieszkania się przebrać. – Rzecz jasna, zaraz po tym ponownie zajechałaby do biura – w końcu czekała ją kupa roboty. A już na pewno nie ośmieliłaby się lenić po tym, jak… Sam wybił jej z głowy randkę.
Ech, biedny Kevin!...
Z wdzięcznością skinęła głową, a zaraz po tym odstawiła niedopity alkohol i podeszła do wywalonej na podłodze zawartości torebki. Ukucnęła (nie omieszkując mruknąć z bólu przez pośladki) i zaczęła grzebać w swoich papierach – powoli powracała rygorystyczna, zapracowana Ziva.
– W takim razie jutro wieczorem, gdy już ekipa remontowa się stąd zmyje. Taka pora będzie chyba najlepsza, nie? – zaproponowała, sięgając jeszcze po jakiś długopis. Zaczęła jedną ręką coś pisać, a drugą szukać wśród wybebeszonych kartek informacji kontaktowych oszustek. – Siostra? Carmi wróciła? – zdziwiła się, zerkając na niego z dołu. – Koniecznie ją ode mnie uściskaj! I zapytaj, czy nadal podobają jej się moje seksowne kiecki – dodała z zawadiackim uśmiechem, przypominając sobie, jak mała, urocza Carmi zachwycała się opinającymi tyłek Zivy ubraniami.
Kiedy uporządkowała torebkę, podniosła się i podeszła do Sama.
– Wszystko będzie na jutro gotowe, masz moje słowo. – Sięgnęła tuż obok niego ręką do szuflady, aby wyjąć telefon, ale zamarła w połowie, gdy dotknął jej policzka, a następnie cicho, zmysłowo… prawie jej zagroził.
Patrzyła mu prosto w oczy, bo wiedziała, że tego oczekiwał, chociaż z jej twarzy dało się wyczytać lekkie zaniepokojenie. W końcu spuściła wzrok.
Co niby mogła powiedzieć? Mogła obiecywać i przepraszać, ale to nie wymazałoby jej poczucia winy, a także nie ochroniłoby jej przed potencjalnymi ekscesami z odległej przyszłości. Ziva za nic na świecie nie chciała ponownie rozczarować Sama, ale… niestety, znała swoją naturę.
– Wiem. Żadne z nas tego nie chce, Sam. W końcu pamiętaj – na samym początku mówiłam o spokoju. Lepiej go zachowajmy.
Ośmieliła się delikatnie uśmiechnąć i puścić mu oczko. Wyjęła w końcu z szuflady telefon, jednocześnie cmokając Smoka w policzek, tuż obok ust.
– Leć do małej i powiedz jej, że się stęskniłam.
- Gość
- Gość
Re: Biuro właściciela
Każde syknięcie jakie wydobywała z siebie Ziva kiedy jej zaczerwienione pośladki wchodziły w kontakt z czymkolwiek sprawiało, że kącik ust Smoka unosił się lekko ku górze. Zdecydowanie nie miał dziś litości dla jędrnego tyłka Zivy i sprał go tak, że na pewno jeszcze dłuższy czas będzie miała pamiątkę po klapsach, którymi obdarowywał ją z takim zapałem. Bardzo dobrze! Lepiej chyba mieć taką pamiątkę żeby zbyt szybko nie zapomniała o tym co tu dziś zaszło i z jakiego powodu. Na szczęście Sam nie karał służki w taki sposób za każde możliwe przewinienie, choć faktem jest, że i tak nigdy nie ma ich zbyt dużo. To dziwne, ale na prawdę nie mógł powiedzieć zbyt wiele złego na temat brunetki a trzeba pamiętać, że jest dość wymagającym i wybrednym panem.
Dłuższą chwilę przeglądał swoją listę kontaktów w telefonie, szukając dziewczyny do jakiej miał napisać odnośnie zakupu nowych ciuszków dla Zivy, wreszcie jednak wystukał na ekranie kilka zdań a sprawa winna być niedługo załatwiona. Cóż, wysłał też wiadomość do jednego z członków Zakonu aby wyśledził jej ostatnie wiadomości i połączenia ale tego nie musiała już wiedzieć. Myślała, że zapomniał o tym nieszczęsnym Kevinie? Nie ma mowy...
Tak czy inaczej, skoro wszystko zostało ustalone, Samaelowi nie pozostało nic innego jak tylko zabrać się za wykonanie tego co zostało mu jeszcze do zrobienia w klubie. No i prysznic! Koniecznie musiał się odświeżyć po tym co jeszcze chwilę temu wyprawiali na kanapie. Pożegnał się więc, tym razem oszczędzając jej kolejnego klapsa, i wyszedł z biura bo do zrobienia było sporo a czasu jak zwykle niewiele.
[z/t + Ziva]
Dłuższą chwilę przeglądał swoją listę kontaktów w telefonie, szukając dziewczyny do jakiej miał napisać odnośnie zakupu nowych ciuszków dla Zivy, wreszcie jednak wystukał na ekranie kilka zdań a sprawa winna być niedługo załatwiona. Cóż, wysłał też wiadomość do jednego z członków Zakonu aby wyśledził jej ostatnie wiadomości i połączenia ale tego nie musiała już wiedzieć. Myślała, że zapomniał o tym nieszczęsnym Kevinie? Nie ma mowy...
Tak czy inaczej, skoro wszystko zostało ustalone, Samaelowi nie pozostało nic innego jak tylko zabrać się za wykonanie tego co zostało mu jeszcze do zrobienia w klubie. No i prysznic! Koniecznie musiał się odświeżyć po tym co jeszcze chwilę temu wyprawiali na kanapie. Pożegnał się więc, tym razem oszczędzając jej kolejnego klapsa, i wyszedł z biura bo do zrobienia było sporo a czasu jak zwykle niewiele.
[z/t + Ziva]
- Samael
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Fryzura i oczy. Kolczyki i wiele tatuaży na ciele. Rozdwojony, gadzi język.
Zawód : Leń.
Zajęcia : Brak
Moce : W KP.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Strona 2 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach