Mieszkanko Manueli

Go down

Mieszkanko Manueli Empty Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Nie Lis 10, 2019 3:54 pm

Niewielkie, dwupokojowe mieszkanie z aneksem kuchennym i małą łazienką. Skromnie i minimalistycznie urządzone, bez zbędnych ozdób. W jednym pokoju minisypialnia z niewielkim łóżkiem i szafą, w drugim pseudosalon. Kanapa w salonie mniejsza niż łóżko.
Mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze (i jest tam jedyne). Sąsiedzi z dołu są bezproblemowi, nie ma ich całymi dniami, nie wtrącają nosa w nieswoje sprawy. Przez ściany czy podłogę i tak zresztą niewiele słychać.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pią Sty 03, 2020 5:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sro Sty 01, 2020 10:07 pm

Samego Eliasa, i najpewniej też drugiego brata, czeka niezły szok, być może też złość, i to nie tylko na wieść o tym, że Fergal znowu stracił nad sobą panowanie.
Jak zareagują, gdy dowiedzą się, że ich braciszek ma wymuszoną narzeczoną, tę samą, którą katował w czasie obozu, i tę samą, która niedawno chciała go zabić?
Ucieszą się na widok przyszłej bratowej?
A jak jeszcze usłyszą, że Manuela i Fergal wspólnie prawie doprowadzili do śmierci staruszki, po czym spalili jej dom… Cóż, to będzie trudna rozmowa. I choć nie było w tym winy samej Sojki, ta pewnie i tak po fakcie będzie się obarczać. W końcu co Fergala, to i jej: mieli być nierozłączni.
Z trudem zwlekła się z kanapy. Ledwo dotarła do staruszki i swojego narzeczonego. Gdyby przynajmniej mogła mówić, próbowałaby go przekonać, że oboje są jeszcze w stanie się z tego wykaraskać, tylko Fergal musi współpracować.
Chwilowo fakt, że wampir prawie ją zgwałcił i znowu pobił, schodził na dalszy plan. Dla Manueli liczyło się przede wszystkim życie tej obcej kobiety i ucieczka – to drugie było szczególnie istotne. Sojka nie mogła pozwolić, aby policja czy jakiś pierwszy lepszy człowiek położył łapy na Rekinie i sam postanowił go ukarać.
Całe szczęście, Fergal nie dokonał chorej egzekucji i zaczął odzyskiwać przytomność. Manuela spodziewała się, że padnie na nią lawina ciosów, ale o dziwo tak się nie stało. Rekin się nie zbliżył. Nie zaatakował. Niegdyś bez mrugnięcia okiem rzuciłby swoją Żydówką w bok, nie bacząc na jej rany, a potem zagryzł staruszkę. Ale teraz był w stanie otrzeźwieć, wybudzić się z tego szału – gdyby sytuacja nie była tak opłakana, Manuela niemal poczułaby dumę z narzeczonego.
Tylko co będzie w przyszłości? Nawet jeśli dzisiaj uda im się wyjść z tego cało, czy Manuela kiedyś zapanuje całkowicie nad ukochanym?
Nadal biorąc krwawe oddechy, próbowała gestami przekazać Fergalowi, żeby bezpiecznie odniósł staruszkę. Nie wierzyła, że uda im się zatrzeć za sobą ślady, ale jeśli kobiecie odpowiednio zmieni się wspomnienia… może za parę dni będą mogli wrócić do mieszkania i posprzątać krew Manueli czy ślady bitki.
Pospiesznie się ubierając i potykając o własne nogi, usłyszała, jak Fergal wrzeszczy na staruszkę. Odwróciła się w ich stronę i chciała upomnieć narzeczonego, ale z jej gardła wydał się tylko charkot. Z ust znowu popłynęła krew.
Niedobrze. Manuela traciła jej zbyt dużo, a przez osłabienie organizm nie będzie się tak szybko regenerował co zwykle, więc rany na piersiach i szyi pozostaną długo otwarte. Szlag by to.
Fergal poprawił po Sojce wspomnienia kobieciny, dzięki czemu Manuela miała przynajmniej pewność, że staruszka nie rozpozna jej ani Rekina. Co jak co, ale w modyfikowaniu psychiki Schlecht był mistrzem – Manuela wiedziała to jak nikt inny.
Założyła akurat spodnie i sięgała po brudną bluzkę, gdy Fergal rzucił swój pomysł. Aż nią wstrząsnęło.
Jak to, do cholery, podpalić dom?
Czy Rekin postradał zmysły?
Od razu zaprotestowała i niemal rzuciła się w stronę Fergala, ale jej ciało odmówiło posłuszeństwa – osunęła się na kanapę, jeszcze bardziej brodząc w swojej krwi.
Boże, dlaczego akurat teraz musiała stracić głos?
Chciała mu powiedzieć, że ogień może zająć inne domy, że może przy okazji zabić staruszkę albo jakiegoś przechodnia, że powinni po prostu wynieść kobietę, zamknąć mieszkanie na cztery spusty i po paru dniach zobaczyć, czy policja węszy… ale nie miała jak. Gardło piekło nawet przy próbie połknięcia śliny.
Fergal zresztą działał szybko. Gdy Manuela, już w ubraniu i ze swoimi rzeczami, oparła umęczone ciało o framugę, ten miał wszystko przygotowane, a staruszka znajdowała się kilkadziesiąt metrów stąd.
Sojka spróbowała jeszcze po raz ostatni coś powiedzieć, ale tak zakrztusiła się krwią, że zgięła się w pół. Fergal od początku musiał więc ją nieść. Broniła się przed jego dotykiem i bliskością, bo nie wiedziała, gdzie dokładnie chciał się udać, ale wyrywanie się przyniosło więcej szkody niż pożytku – jej świadomość bowiem odpłynęła.
Straciła przytomność w ramionach swojego brutalnego narzeczonego, zdana na jego łaskę w kwestii ucieczki.

Dobrze, że Fergal wybierał mniejsze uliczki, ponieważ widok bladej, zakrwawionej kobiety i na wpół oszalałego mężczyzny z pewnością mógł przyciągnąć niejedno spojrzenie. W dodatku Manuela nie współpracowała – wybudzała się co chwilę i walczyła o to, żeby samej stanąć na nogi, chociaż ledwo stawiała kroki. Parę razy próbowała też ugryźć Fergala, ale robiła to zupełnie nieświadomie: jej ciało po prostu było wygłodzone, domagało się posiłku. Momentami Manuela zachowywała się niemal jak poziom E.
Zorientowała się w połowie drogi, że Fergal ciągnął ją do jej własnego mieszkania. Skąd znał adres? Czy gdy omdlewała, pokazywała mu gestami, gdzie ma iść? A może poznał tę informację, pijąc jej krew?
Na początku, oczywiście, zaczęła się wyrywać: nie chciała go brać do siebie. W końcu jednak uległa i sama wskazywała mu jakieś mniejsze, ciemniejsze uliczki – nie mogli kłócić się w środku miasta, gdy byli w takim stanie. Zresztą głód przesłaniał Manueli wszystko. Chciała już być u siebie i wreszcie zaspokoić pragnienie.
Fergal musiał sam wyjąć klucze z jej torebki, z bocznej kieszonki, i otworzyć mieszkanie. Gdy w końcu weszli do środka i zamknęły się za nimi drzwi, Manuela zebrała w sobie siły i wyrwała się Rekinowi.
Niech jej nie dotyka. Niech się nie zbliża.
Wynoś się stąd – chciała mu powiedzieć, ale mogła jedynie przekazać to spojrzeniem. Fergal powinien domyślić się po jej przekrwionych, załzawionych oczach, co teraz czuła.
Natychmiast dopadła do lodówki. Nie miała zapasów krwi, nigdy o to nie zadbała. Teraz żałowała – czuła, że w tym momencie byłaby w stanie nawet rzucić się na człowieka, byleby dostać słodką, ciepłą ciecz z jego żył. Byłaby w stanie zabić.
Brzydziła się samą sobą.
Z lodówki wyjęła jedynie krwisty kawałek jakiejś wołowiny, którą kupiła rano. Mięso z marketu, zwierzęca krew i tabletki – na tym żyła.
Chwilowo nie bacząc na to, co robi Fergal, osunęła się po ścianie na podłogę. Prędko wgryzła się w kawał mięsa, chcąc odgryźć naraz jak najwięcej.
Zbyt gwałtownie.
Zaskowytała z bólu i tylko wypluła krwawą ślinę. Nie była w stanie gryźć, niemal nie była w stanie przełykać. Nie da rady tego zjeść.
Już ostrożniej, próbując nad sobą panować, wbiła zęby w mięso tylko po to, aby spić z niego krwistą wodę. Była obrzydliwa, ale Manuela nie mogła narzekać – musiała jak najszybciej uzupełnić braki.
Jedną ręką nerwowo sięgnęła do torebki i wysypała jej zawartość na podłogę. Komórka, list od Hira, naboje antywampirze, nożyk, bielizna, tabletki od Dimiego, tabletki od kelnera. Fergal mógł się zdziwić na widok niektórych rzeczy.
Dobra, byleby się tylko nie pomylić. Nie mogła się naćpać – to by ją wykończyło. Musiała wziąć odpowiednie pigułki z krwią.
Uniosła opakowanie ze zwykłymi tabletkami, uważnie je obejrzała, upewniając się, że to te właściwe, po czym wyjęła naraz kilkanaście. Albo i więcej, trudno stwierdzić.
Nie bawiła się w rozpuszczanie ich w wodzie, mimo że powinna. Wpakowała od razu wszystkie do ust i powoli je rozgryzając, zaczęła z wolna połykać. Każdy ruch przełykiem bolał, ale innej opcji przecież Manuela nie miała. Dopiero gdy wszystkie zjadła, doczołgała się do zlewu. Wsparła się o mebel, jakoś podniosła i napiła się paru łyków z kranu. Musiała też wypluć sporo krwi zmieszanej ze śliną, aby przepłukać gardło.
Świetnie. Najważniejsze za nią. Teraz się opatrzyć, zadbać o rany. A potem zostać w miejscu i czekać w nadziei na to, że nie dopadnie jej wampirzy szał i że nie wyjdzie stąd po to, aby skrzywdzić ludzi. To będzie cholernie trudny czas.
Zataczając się i podtrzymując ściany, zaczęła iść w stronę łazienki. Ale zanim w końcu pozbędzie się tych zakrwawionych ubrań i zadba o obolałą, pobitą szyję…
Spojrzała z udręką na Fergala, po czym drżącą ręką wskazała na drzwi.
Nie chciała go widzieć.
To nie byłoby oczywiście racjonalne, w końcu jeśli Manuela straci nad sobą panowanie albo znowu zwymiotuje krwią, nie będzie nikogo, kto by ją uratował (albo uratował przed nią biednych przechodniów), jednak przez kobietę przemawiały teraz żal i złość. Znowu chciał na jej oczach kogoś zabić – nie mogła wyrzucić z pamięci widoku udręczonej, zapłakanej kobiety.
Niech Fergal sam oceni, czy powinien zostać.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Czw Sty 02, 2020 1:04 am, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sro Sty 01, 2020 11:39 pm

Narzeczony ponownie postradał zmysły. Na szczęście jednak w porę się ogarnął i nie pozostawił siebie oraz Manueli w miejscu, do którego zaraz miała przybyć policja. Poza tym też nie pozbawił życia staruszki, w zamian za to poprzestawiał jej wspomnienia; część skasował, kilka słów dopowiedział. Kobieta ocknie się zupełnie nie ogarniając, że za sprawą jej stanu stoi Rekin. Miała osądzać jakąś grupę drobnych złodziejaszków, którzy przestraszyli się przez co napadli kobietę, a później podpalili dom. Plan doskonały, aczkolwiek Sojka nie chciała aby tak się stało. Tylko kto jej posłuchał? Nikt. Nawet jeśli miałaby głos, Schlecht nie zamierzał zmienić decyzji. Wykonał swój plan do końca, pozostawiając nawet swoje ubrania na pastwę ognia. Mimo, że bał się ogromnie żywiołu, to i tak postanowił z niego skorzystać.
Byli wolni, lecz on bez dachu nad głową.
- Nie było innego wyjścia, Sojka.
Warknął pod nosem, podnosząc jej drobne ciało na ręce. Wyglądała tak bezradnie i całkiem skazana na łaskę swojego kata. Wiedział, że jest nieprzytomna. Straciła zbyt dużo krwi, znowu wrócił strach który paraliżował każdą kończynę. A jednak postawiła się w momencie, kiedy znowu cudze życie znalazło się w zagrożeniu. Schlecht był pod wrażeniem jej odwagi, właściwie od zawsze był. Ale teraz... Odczuwał wściekłość, nie tylko na nią, na siebie również. Chciał się zmienić, tak? Być lepszym wampirem, nie stanowić więcej zagrożenia dla innych. Co uczynił? Znowu stał się tą samą personą, co kilkadziesiąt lat temu. Tym samym potworem, którego stworzył Beleth. Tak, gdyby widział teraz swojego podopiecznego, z całą pewnością poczułby dumę.
Dlatego też nie porzucił swojej narzeczonej na pastwę poziomów E. Nawet gdy próbowała się wyrwać, gryźć, Rekin nie odpuszczał. Szedł przed siebie, starając się trafić na odpowiednią ulicę. Bowiem widział wiele we wspomnieniach Sojki, poza tym kobieta czasami zdradziła gdzie ma iść. Czyżby była tak osłabiona, że instynktownie podpowiadała swojemu sprawcy gdzie mieszka? Byleby dostać się do domu, do miejsca w którym rzekomo powinna być bezpieczna.
Na ile?

Gdy tylko znaleźli się w pod odpowiednimi drzwiami, Niemiec szybko uporał się ze znalezieniem kluczy od mieszkania. Po otwarciu, wszedł do środka. Dopiero wtedy Sojka wyrwała się z łap Fergala, aby szybko się ogarnąć. Śledził każdy jej ruch, aczkolwiek z miejsca się nie ruszył. Był też niemile widziany w jej domu. Co poradzić? Lecz czy posłuchał? Nie. Naprawdę myślała, że wampir po tym co narobił porzuci ją? Zostawi samą sobie? W każdej chwili mogła wpaść w szał, wyjść i napaść kogoś. Nie żeby sam niedawno podobnie postąpił...
- Manuela. Trzeba cię... opatrzyć.
Nie powinien był tego mówić, ani czynić kroku w jej stronę. Czy jednak miał inne wyjście? Nie. udał się za nią, kiedy poszła do kuchni po coś do zjedzenia. No tak, nie miała zapasów krwi. Skąd to znał.
Mięsem przecież nie wyleczy ran ani tymi paskudnymi tabletkami z krwią. Wściekł się, naprawdę wściekł lecz nie na tyle, aby ponownie skrzywdzić. Aczkolwiek miał na to ochotę. Dobić, zapomnieć i żyć swoim życiem. Zamiast tego, nie słuchając wciąż Sojki, znalazł na suszarce do naczyń przezroczystą szklankę. Nie zamierzał dawać się gryźć, nie po tym co mogłoby później nastąpić. Po tym jak Polka walczyła sama ze sobą, Rekin przeciął pazurami lewy nadgarstek. Krew zaczęła powoli spływać do naczynia.
- Ja pierdole, same trudności.
Burknął do siebie, zerkając co chwila na żydówkę. Nie wygoni go, nie ma szans. Jeśli zacznie jakieś sztuczki, po prostu przerwie, aby przenieść ją gdzieś indziej. Póki co ona walczyła, a Fergal wypełnił szklankę do połowy krwią. Miał jej sporo... przecież niedawno sam się pożywił. Chwycił szklankę, po czym udał się na poszukiwania czołgającej się żydówki.
I co? Znowu pokazała mu drzwi. Czy wyszedł? Nie, za to podszedł do niej, chwycił i wymusił aby się zatrzymała. Walczyła lub nie, podstawił pod jej nos brzeg szklanki.
- PIJ!
Rozkazał ostrym tonem. Zresztą, zapewne nie będzie musiał jej długo przekonywać. Zapach krwi powinien zrobić swoje. Jeżeli wypije, zabierze jej szklankę, coby nie użyła jako broni.
- Gdzie masz apteczkę. Ogarnę twoją szyję.
Przecież musiał tak postąpić, naprawić swój błąd. Zapewne Manuela i tak będzie się upierała na swoim. Trudno, jeżeli nie dostanie wskazówki, sam uda się w stronę zapewne łazienki. Tam przetrzepie jej szafki, aby znaleźć apteczkę. Dopiero wtedy do niej wróci. Nakaże aby się położyła na kanapie, łóżku... Gdzie jej wygodnie. Jeśli jednak odmówi, dostanie apteczką w głowę - powinna wtedy znowu stracić przytomność. Dopiero wtedy Schlecht usadowi ją na kanapie, przemyje ranę (zliże) i ostrożnie zabandażuje. Krew powinna zacząć działać, Sojka dojdzie do siebie prędzej czy później.
Natomiast on sam usiądzie obok. Tak, znajdzie się w pobliżu narzeczonej. I wcale nie spoglądał na nią z miłością, tylko z żalem. Nerwowo potarł też kark, nie mając chwilowo pomysłu co ma powiedzieć. A może... A w sumie nieważne. Zrobi to potem.
- Będę musiał się u ciebie na trochę zatrzymać bo obecnie nie mam się gdzie podziać. Do brata nie wrócę.
Powie, gdy tylko Manuela odzyska chociaż na trochę świadomość. Zapewne nie będzie zadowolona, ale kto ją pyta o zdanie? Na pewni nie Fergal. On ją poinformował, nie spytał. Poza tym jak ma wyjść? Jego ubranie jest we krwi. Co zatem uczynił? Ściągnął bluzę z grzbietu, odkładając ją na bok. Tak, na podłogę. Dolna półka najlepsza. Poza tym Żydówka znowu miała okazję podziwiać ciało narzeczonego. Niech się cieszy, ot co.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Czw Sty 02, 2020 4:43 pm

Jeżeli to narzeczeństwo, a później potencjalne małżeństwo, miało mieć jakąkolwiek szansę na przyszłość, to Fergal musi się w końcu nauczyć liczyć ze zdaniem Manueli. Teraz może i nie miała głosu, ale przecież ten stan nie będzie trwał wiecznie – a jeśli zawsze będzie ją ignorował i wymuszał posłuszeństwo, to Sojka albo cofnie się psychicznie do czasów obozowych, albo w końcu zabije.
Fergala lub siebie.
Chyba żadna z tych wizji nie była pocieszająca dla Rekina, skoro ten twierdził, że się zmienił?
Manuela na razie odpuściła kwestię podpalenia domu, najwyżej wróci do tego kiedy indziej, gdy już będzie mogła mówić. Najważniejsze, że Fergal ostatecznie nie zabił kobiety i był w stanie się opanować – to działało ogromnie na jego korzyść i nieco udobruchało Manuelę.
Droga do mieszkania nie była dla Schlechta najłatwiejsza, a potem wcale miało nie być lepiej. Na razie kompletnie nie dogadywał się z narzeczoną. Czego by teraz nie powiedział, każde jego słowo działało na Manuelę jak płachta na byka. Ba, sama jego obecność ją rozsierdzała.
Na jego błyskotliwe stwierdzenie o tym, że rany wymagają opatrunku, warknęła niczym pies z krwawą pianą na pysku. No ciekawe, kto był powodem tego, że jej ciało potrzebowało teraz pomocy lekarskiej?
Póki pożywiała się obrzydliwym mięsem czy tabletkami bez smaku, ignorowała Fergala, choć widziała kątem oka, że był tuż obok niej, pewnie gotowy na jej potencjalny szał czy napad głodu. W zasadzie powinna mu być wdzięczna, że nie spalił jej razem z domem, że zatroszczył się o to, aby dotarła bezpiecznie do siebie i nikogo przy okazji nie skrzywdziła. Tylko… jego wcześniejsza akcja skutecznie przesłaniała ten dobry uczynek.
W końcu Manuela przegryzła te cholerne pigułki i szła już do łazienki, nie omieszkując piorunować Fergala wzrokiem, ale ten postanowił zrekompensować jej pogryzienie i pobicie – przyniósł w szklance własną świeżą krew.
Na początku Manuela fuknęła coś wściekle, przetarła usta brudne od krwawej śliny i spróbowała odepchnąć od siebie wampira. Fergal jednak niezłomnie podstawił jej napój bogów tuż przed wargi. Zapach krwi narzeczonego skutecznie podziałał na Manuelę – niemal natychmiast przyssała się do naczynia i zaczęła chłeptać słodką ciecz, otępiała przez ten słodki smak. Jej uparta, obrażona śmiertelnie na Fergala część duszy próbowała jeszcze protestować, dlatego Sojka wypluła wbrew własnemu pragnieniu pierwsze dwa łyki – prosto na dłoń Rekina. Resztę zawartości już jednak pokornie wypiła, momentami krztusząc się przez pośpiech. Ciepła, świeża krew działała kojąco na obolałe gardło, niemniej przełykanie nadal stwarzało trudności.
Zacisnęła prawą dłoń na nadgarstku Fergala i przysunęła jego rękę do siebie jeszcze bliżej, dzięki czemu mogła oblizać wszystkie brzegi – już całkowicie pustej – szklanki. Nie skończyła zresztą tylko na tym: przeszła językiem i wargami na rękę Fergala, na którą wcześniej wypluła życiodajną posokę. Zaczęła zlizywać każdą kroplę, zahaczając kłami o jego skórę i zostawiając ślady swojej śliny. Rekin musiał sam wyrwać od niej swoją rękę, bo Manuela niechybnie by się w nią wgryzła.
Popatrzyła za nim mętnym wzrokiem, gdy poszedł szukać apteczki. Jego krew jeszcze ją otępiała, przyjemnie rozprowadzała się po ciele i przynosiła niemałą ulgę, przez co Manuela pokornie wskazała dłonią na łazienkę, gdzie trzymała apteczkę. Dopiero gdy Rekin powrócił do niej z opatrunkiem, dotarło do niej, że to przecież był on, Fergal, w jej własnym mieszkaniu. Znowu wstąpił w nią bunt.
Po raz kolejny wskazała mu drzwi wyjściowe, odkaszlnęła i nawet zaczęła już dukać jakieś słowa, których za cholerę nie dało się zrozumieć. Odpychała od siebie Fergala, gdy chciał ją usadzić w miejscu, aż w końcu naprawdę dostała tą przeklętą apteczką w głowę. Nie dało się z nią współpracować.
Na chwilę odpłynęła. Kiedy się ocknęła, leżała na kanapie, tuż przy Fergalu, który zlizywał starą krew z jej ran. Dobrze, że nie zabrał jej do sypialni – nie chciała go tam wpuszczać.
Jeszcze pobrudziliby prześcieradło.
Szarpnęła się, ale kiedy poczuła na skórze miękki bandaż, w końcu z sykiem odchyliła głowę. Obita szyja bolała przy każdym dotyku, dlatego Manuela mimowolnie wbiła paznokcie w ramię Rekina, gdy zajmował się raną. Niech dzieli z nią jej ból.
Po opatrzeniu szyi sama odsunęła się na drugi koniec kanapy. Przechyliła ciało przez oparcie i zaczęła ostrożnie, głęboko oddychać – aby sprawdzić możliwości swojej tchawicy. Fergal miał dobrą krew, która w dodatku szczególnie działała na jej ciało. Manuela w końcu poczuła, jak zaczęły się goić wewnętrzne rany jej gardła. Cudownie, może mogłaby już mówić pierwsze słowa.
I pewnie trwałaby w tej pozycji, powoli dochodząc do siebie, gdyby nie nagła sugestia Fergala. Stop – nawet nie sugestia.
On jej o to nie zapytał. On jej to oznajmił, ponownie pokazując, że ma głęboko gdzieś jej zdanie.
Chyba sobie żartował, do cholery.
W odpowiedzi dostał jednocześnie poduszką w głowę i kopniaka w udo. Manuela charknęła coś wściekle, przez co standardowo się zakrztusiła i musiała wypluć trochę krwawej śliny na podłogę – szczęśliwie już nie tak czerwonej jak wcześniej. Przełyk coraz lepiej się goił.
Schwyciła ostrożnie swoje gardło i bardzo powoli, szeptem, bo głośniej nie dała rady, wydukała:
Po moim trupie. Nie zostaniesz tu. Jak ty to widzisz? My razem? W moim mieszkaniu?
Miała okropną chrypkę i co parę słów robiła sobie przerwę. Niech Fergal wykaże się cierpliwością, jeśli chce wysłuchać wszystkiego.
Nie wyobrażała sobie, że mogłaby z nim zamieszkać, nawet w sytuacji, gdyby nie stracił nad sobą panowania. Dobra, niby w teorii byli narzeczeństwem, ale… przecież ich relacja daleko odbiegała od takiej, którą można by przynajmniej nazwać poprawną. To wszystko działo się wbrew ich woli.
I w ogóle jak to do brata nie wróci? Od kiedy wolał spędzać czas z Manuelą, która w każdej chwili mogła zechcieć zagryźć go na śmierć, niż z ukochanym Eliasem, który niósł mu pomoc?
Dlaczego do niego nie pójdziesz? Pokłóciłeś się z nim bardziej niż ze mną? A może sam nie chce cię przyjąć, co? – burknęła cicho, ponownie biorąc co chwila oddech i odkrztuszając ślinę.
Miała nadzieję, że Fergal nie obwiniał jej o to, że ostatecznie musiał podpalić swój dom i zwiewać. Bo jeśli to w ramach odwetu postanowił nawiedzać ją w mieszkaniu… Cóż, może być pewny, że rzuciłaby mu się do gardła, gdyby jej to powiedział.
Nie mam żadnych męskich ubrań. W co się niby ubierzesz? – syknęła, odwracając wzrok, gdy obnażył się przed nią do połowy.
W reakcji na jego czyn nerwowo rozmasowała swoją szyję i stanęła na równe nogi, byleby nie być blisko niego. Nawet nie zaproponowała, że mógłby przeprać u niej bluzę. Bez słowa przekroczyła zakrwawiony ciuch i poszła do sypialni, sugestywnie zatrzaskując za sobą drzwi. Powoli odzyskiwała siły, więc musiała jeszcze zmyć krew z piersi i brzucha oraz wreszcie się przebrać. Z sypialni wzięła jakąś luźną bluzkę z krótkim rękawem, długą spódnicę aż do kostek i nowe figi. Potrzebowała ubrań, które nie będą zbyt przylegać do ciała i drażnić skóry, zwłaszcza na piersiach.
Nadal nie odzywając się do Fergala i nawet na niego nie patrząc, wyszła z sypialni i teraz zatrzasnęła się w łazience. Zrzuciła z siebie zakrwawione ciuchy i zaczęła ostrożnie się myć, uważając, żeby nie zmoczyć opatrunku na szyi. Dopiero kiedy już oczyściła się ze wszystkich śladów krwi, przypomniała sobie, że apteczka została w pokoju. Ze złości zaklęła pod nosem. Narzuciła na siebie dolną bieliznę, spodnie, górę szczelnie opatuliła ręcznikiem, i tak brudnym od krwi, po czym wyszła do salonu. Przemknęła obok Fergala, skrzywiła się, porwała apteczkę i znowu zniknęła w łazience.
Blizna na piersi wyglądała gorzej niż zazwyczaj. Wspaniale – jeszcze jeden atak szału u Fergala i może w końcu całkowicie zgryzie swastykę, która tak go denerwowała.
Dopiero po paru minutach wyszła do Rekina, już całkiem ubrana, z opatrzonymi obiema ranami i bez śladów krwi czy śliny na ciele.
Przez moment się wahała, ale w końcu zazgrzytała zębami i weszła głębiej do niewielkiego salonu. Nie usiadła na kanapie – usadowiła się na podłodze, daleko od Fergala.
Co się stało? Dlaczego nagle oszalałeś? Jak często się to dzieje? – zapytała w końcu, nie patrząc bezpośrednio na niego, tylko gdzieś przed siebie.
Starała się ze wszystkich sił nie wybuchnąć, nie zacząć płakać i wyrzucać mu, że podobno miał się zmienić, że znowu ją pobił. Na razie była opanowana, chociaż w pokoju panowała wyjątkowo napięta atmosfera, a sama Manuela z trudem powstrzymywała się od bardziej emocjonalnej reakcji.
Fergal powinien bardzo uważnie dobierać kolejne słowa.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Pią Sty 03, 2020 12:50 am

Czy w ogóle było możliwe aby Manuela zaakceptowała Fergala chociaż trochę? Według Hiro powinni zacząć się chociaż postarać o szacunek. Tylko jak sobie na chociaż minimalny zapracować? Sojka nie musiała przecież starać się o sympatię u Rekina, szedł sam za nią, oczekując nie wiadomo czego. Poza tym to raczej on powinien się starać, nie biedna umęczona wampirzyca. Póki co ponownie znalazł się na samym dnie, a nawet jeszcze gorzej. Kolejny raz nadszarpnął psychikę kobiety, sprowadzając na siebie jeszcze większą złość. Znowu zacznie na niego się rzucać, przeklinać i złorzeczyć.
Czuł się odpowiedzialny za jej rany, ba przecież sam je spowodował. Dlatego od razu oznajmił, że pomoże jej z ranami. Szkoda tylko, że nie poczekał na odpowiedź. Chociaż co niby mogła Manuela powiedzieć? Znowu charknąć na niego krwią? Z jednej strony szkoda Sojki, ale z drugiej... Przestała jojczyć.
Mogła się szarpać, kopać i uciekać, Niemiec i tak zrobił swoje. Zdecydował się nawet na oddanie swojej krwi w ramach zadośćuczynienia.  
- Wiem, że z mojej winy cierpisz, ale daj sobie pomóc! Sojka, do cholery!
Warknął, kiedy ta wypluła krew prosto na jego rękę. Niech nie marnuje jego cennej krwi, która mogła naprawdę jej pomóc. Aż tak jest dumna? Że wolała skonać?
- Nienawidzisz mnie, trudno! Ale wypij do kurwy nędzy, bo inaczej na siłę ci ją wleję! Ta rana MUSI się zagoić!
Dodał, ale wkrótce już powtarzać się nie musiał; Sojka zaczęła pić grzecznie swoją porcję krwi. Ile razy będą wymieniali się posoką tej nocy? Oby ostatni raz. Już dość wrażeń na dziś. Obydwoje mieli po uszy nieprzyjemności, które głównie były spowodowane przez Niemca.
Wypiła wszystko, nawet zlizała brzeg i to, co wypluła na jego dłoń. Oczywiście nie dał się ugryźć, bo gdy tylko wampirzyca wyczyściła jego skórę cofnął dłoń. Już wystarczająco przelał dla niej krwi.
- Chcesz znowu mnie wkurwić?
Warknął w złości. Chociaż czy cokolwiek do niej teraz dochodziło? Zerknął na nią... Odpływała. Dzięki krwi Rekina zaczęła czuć się lepiej, przez co była nawet przez moment współpracować. Dosłownie przez moment gdyż po powrocie z apteczką, znowu dała znać o swojej niechęci wobec niego. Aż westchnął.
- Możesz się denerwować i mnie wyganiać, doskonale wiesz, że nic nie zdziałasz.
Sama prawda. Sojka nie miała żadnych szans na wygnanie wampira ze swojego mieszkania, prędzej on ją by wyrzucił niż ona jego. Wszak kto tu kogo zdominował? Manuela była w potrzasku.
Oczywiście opatrywanie paskudnej rany nie obeszło się bez małej walki, podczas której Polka znowu straciła przytomność. Szybkie, celne uderzenie w głowę szybko ją powaliło, dzięki czemu Schlecht w spokoju mógł ogarnąć jej szyję. Skrzywił się w niezadowoleniu na widok okropnej rany oraz widocznych krwiaków - skutek uderzeń. Znowu wynik szału nad którym Rekin jak widać wciąż nie panował.
Ogarnięta Sojka leżała na  kanapie, czekając na chwilę aż jej głowa dojdzie do siebie. Rekin znajdował się w dobrej odległości, coby ich ciała się nie stykały. Również nie odczuwał zachwytu z zaistniałej sytuacji. Nawet świadomy tego, iż sam był sprawcą tego wszystkiego.
No tak. Mimo wszystko postawił na swoim, dając do zrozumienia kobiecie że nie zamierzał się stąd wynosić. Jak zareagowała przytomna Manuela? Złością: uderzenie poduszką oraz kopniak w udo, przez co Rekin zareagował złością. Chciał wstać, zareagować ale słowa wampirzycy go powstrzymały. Mimo wszystko nerwowo zaciskał dłonie w pięści... Sojka powinna je zauważyć i zrozumieć iż wampir naprawdę stawiał na swoim. Znowu chciał nad nią zawładnąć.
- A czemu nie? Co to za różnica? Poza tym chyba MUSISZ zacząć mnie akceptować, tak jak ja ciebie. Chociaż... Mnie na pewno przyjdzie to łatwiej. Nie wiem jak z tobą.
Na początku się uniósł, ale później dodał już spokojniej. Manuela naprawdę znalazła sie w kijowej sytuacji - zamieszkać z potworem który nie ogarniał własnych instynktów. W każdej chwili mógł znowu wybuchnąć, aczkolwiek tyle dobrego że zdawał sobie sprawę jak bardzo było to złe.
Czemu nie chciał wrócić do Eliasa? Odpowiedział bez spoglądania na nią:
- Zadawałby za dużo pytań. Chcę tego uniknąć.
Chciała wiedzieć? Proszę bardzo. Fergal ewidentnie nie chciał konfrontacji z Eliasem, który na pewno nie byłby zachwycony z kroków brata ku lepszej drodze. Nie no... Jakiej drodze? A czy w ogóle taka istniała? Rekin zaś zaczął błądzić.
- Nie wątpię.
Wypalił beznadziejnie odnośnie ubrań. Kogo niby Sojka mogła mieć? Nie chciał jej ranić, ale po takiej traumie... Nie zdziwiłby się, jakby była wciąż sama. Spojrzał na swoją zakrwawioną bluzę. Jedyne jego ubranie, wszak reszta spłonęła.
- Jeśli mi pozwolisz, wypiorę swoją bluzę. Za bardzo pachnie twoją krwią, przez co mnie kusi.
Już prawie chwycił bluzę, aby sztachnąć się zapachem Manueli. W porę się opamiętał... Odsunął ubranie od siebie, nie czując się zbyt dobrze. Znowu w ustach miał smak Sojki. Dobrze, że wstała. Jego zdenerwowany, lecz już zmęczony wzrok powędrował za nią. Nie na długo, ale mogła poczuć na sobie rekinie spojrzenie; chytre, głodne. Dopiero gdy znikła z zasięgu jego wzroku, ochłonął. Słyszał krzątaninę, odsuwanie szuflad, albo kroki. Sam natomiast siedział w niewielkim salonie. Nie zdążył się nawet mu przyjrzeć, nie znał rozmieszczenia mebli. Nie znał też reszty pokoi. A sypialnia Sojki? Wątpił żeby kiedykolwiek tam wszedł... Chyba, że znowu jego umysł ogarnie czerń.
Kiedy właścicielka skromnego mieszkania wróciła, sadowiąc się w bezpiecznej odległości, Fergal podniósł na nią wzrok. Zadała dobre pytanie na które był zmuszony odpowiedzieć.
- Za dużo się podziało i straciłem kontrolę. Poza tym za dużo wypiłaś ode mnie krwi, a sam nie byłem wystarczająco najedzony.
Wciąż Niemiec uczył się jak reagować; otworzył się, otrzymał trochę czułości ale głód też chciał wziąć udział... Niestety na niczyją korzyść. Nawet Fergal nie znosił takiego stanu. Może kiedyś, może w nagłych przypadkach, ale nie w momencie szczerej rozmowy z dawną i jak nie najważniejsza ofiarą w jego życiu.
- Nie mam pojęcia czy mogę swobodnie przy tobie zasnąć.
Wypalił nagle. Chociaż kto wie? Sojka z całą pewnością miała podobny problem. Bo niby jak zasnąć w pobliżu wroga?
- Dlaczego nie masz zapasu krwi? Skoro Hiro jest twoim panem, powinien ci zagwarantować pożywienie.
Poruszył kolejny temat. Nie ma co też ukrywać, Schlecht zapewne sam by na tym zapasie skorzystał.
- Chyba, że odpowiadają ci wspólne łowy. Chodzilibyśmy razem na biedne dzielnice... Bezdomnych nikt nie szuka.
Spodoba się jej rozwiązanie? Rekin musiał coś jeść, Manuela również. Chyba nie chcieli się nawzajem pożreć... Niemniej los Żydówki w tym wypadku byłby przesądzony.
Teoretycznie nie miała szans ze swoim ex katem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Pią Sty 03, 2020 7:10 pm

Trudno stwierdzić, czy Fergal w ogóle był w stanie zdobyć całkowitą aprobatę Manueli. Kobieta miała skrzywioną psychikę i jakaś jej część lgnęła do swojego oprawcy, domagała się powrotu bólu, który Schlecht niegdyś jej sprawiał, chciała tej sadystycznej relacji – ale trudno nazwać to szacunkiem. Mimo wszystko Manuela nie potrafiła pozbyć się pragnienia zemsty, więc raczej nie było szans, aby z sympatią odnosiła się do Fergala, a co dopiero mówić o czystej, radosnej miłości. Musiałaby mieć do cna usunięte wspomnienia, aby zacząć traktować go jak rodzinę.
Nawet ratowanie stanu Manueli okazało się dla Fergala istnym utrapieniem, a przecież jako narzeczony powinien oczekiwać w przyszłości od kobiety czułości i pieszczot – przynajmniej w teorii. Ale w teorii Manuela powinna też była już dawno rozszarpać Schlechta, a nadal tego nie zrobiła, nie tylko ze względu na siłę Rekina. To wpływ Hira czy chodziło o coś więcej?
Wypiła w końcu krew Fergala. Oczywiście, nadal fukała na Schlechta, gdy tylko jej udręczona część duszy dochodziła do głosu, krzywo na niego zerkała i odpychała od siebie, ale chwilowo nie miała zamiaru robić żadnych gwałtownych ruchów. Przede wszystkim musiała zadbać o swój stan.
Chciała nawet z przekąsem spytać Fergala, czy osiemdziesiąt lat temu pomyślałby, że będzie kiedyś troszczyć się o wyleczenie ran u swojej ulubionej ofiary, ale póki nie odetchnęła na kanapie, nadal nie mogła wydobyć z siebie głosu. W zamian za to przynajmniej opluła mu rękę.
Nie mogła zaprzeczyć: siłą nie wyrzuci Fergala, już prędzej sama by skończyła za drzwiami – chociaż to pewnie poskutkowałoby podpaleniem przez nią całego bloku ze Schlechtem w środku. Pozostawało jej jedynie słowne przekonanie Rekina do tego, aby ją zostawił. Tylko że wtedy znowu nie wiedziałaby, gdzie zniknął, i musiałaby go szukać.
Czy nie lepiej więc mieć przy sobie swojego największego wroga? Manuela ciągle toczyła wewnętrzną walkę o to, czy mścić się na Fergalu, czy całkowicie poddać się woli Hira. Na ten moment wygrywał jej stwórca, ale Sojkę nawet kilka razy dziennie ogarniał szał zemsty.
Na pewno nie mogła jednak głośno powiedzieć Fergalowi, żeby tu został.
Nie wierzę, że nie masz gdzie mieszkać. Naprawdę mam ci przypominać całą naszą wspólną historię, abyś sobie uświadomił, że przebywanie obok siebie to zły pomysł? – wychrypiała, ostrożnie obserwując jego reakcję. Oczywiście, że zauważyła zaciśnięte pięści – była wyczulona na każdy gest Fergala. Na wszelki wypadek jeszcze bardziej się odsunęła. – Jak to co to za różnica? Przecież ty też mnie nie znosiłeś, nieraz dawałeś mi o tym znać. Dlaczego tak szybko zgodziłeś się na decyzję Hira, mimo że z nim nie rozmawiałeś? Aż tak się za mną stęskniłeś? – spytała trochę zgryźliwie, trochę rozpaczliwie. Nie rozumiała, czemu Fergal niemal bez protestów zaczął akceptować tę sytuację. Nawet jeśli teraz jej nie nienawidził, skąd wziął te… prawie pozytywne uczucia?
Sama też musiała pogodzić się z jego obecnością, prawda, przynajmniej póki nie nauczy się ignorować rozkazów Hira. Powątpiewała jednak, że będzie w stanie kiedyś przeciwstawić się stwórcy. Miał zbyt duży wpływ na jej wolę.
Jeśli… jeśli jakimkolwiek cudem mielibyśmy ze sobą… być… – zacisnęła w rozdrażnieniu powieki na myśl o dzieleniu mieszkania – i nie tylko – z Fergalem – to musisz powiedzieć bratu. I na pewno będzie wtedy zadawał pytania. Wątpię też, żeby ucieszył się na mój widok. Prędzej będzie chciał mnie zabić.
Fergal nie mylił się też w kolejnej kwestii: oczywiście, że Manuela była sama i nie miała ukochanego. Nie potrafiła znieść obcych męskich dłoni na swojej skórze ani nie potrafiła wejść w żadną głębszą relację. Straciła Jakuba, Schlecht wykorzystał jej ciało – jak po tym wszystkim miałaby stworzyć z kimś zdrowy związek? Za sugestią Andrego parę razy próbowała zbliżenia z mężczyznami, ale zawsze z jej winy kończyło się to fiaskiem. Nie umiała nawet zrzucić z siebie ubrań i pokazać się nago partnerowi, a każdy dotyk traktowała jako atak. Nie spotkała też nikogo, w kim mogłaby zakochać się najpierw platonicznie, bez zbliżania. Jak każda kobieta, miewała chwile, gdy ciało domagało się pieszczot, ale po prostu je przeczekiwała albo zajmowała się czymś innym. Od kilkudziesięciu lat trwała w abstynencji seksualnej – nie do końca ze swojej winy. Fergal nie tylko odebrał jej ukochanych, ale i szansę na normalne życie z kimś po obozie.
Chociaż po jego komentarzu miała ochotę wykrzyczeć mu, że jakoś sobie poradziła i mimo jego tortur miała kochanków, tylko po prostu nie w ostatnim czasie. Ciekawe, jakby zareagował na taką wiadomość – w końcu był jej narzeczonym.
Spij więc z bluzy tę krew, jak chcesz, bo więcej mojej i tak nie dostaniesz – mruknęła w odwecie, mijając go i idąc w stronę pokoju. – W łazience jest jakiś proszek. Później możesz zajrzeć.
Teraz nie miał tam wstępu, skoro sama poszła się ogarnąć. Gdy wróciła, znowu zaczęła rozmowę. Na razie spokojną, normalną. Oby tym razem ich wymiana zdań nie przerodziła się we wściekłe gryzienie i drapanie.
Czyli co, mam niby pilnować, żebyś nigdy nie był głodny, bo inaczej oszalejesz? Wiesz, że to słabe wytłumaczenie? – westchnęła, chociaż trochę zaczęła się obwiniać o to, że Fergal wybuchnął.
Mogła go nie dotykać, mogła nie mówić do niego tak łagodnie, mogła pozostać nadal cięta, a nie okazywać współczucie. Dlatego teraz, aby nie popełnić po raz drugi tego błędu, trzymała się od Schlechta z daleka i zwracała do niego wyjątkowo sucho.
Chyba nie masz wyboru, skoro postanowiłeś zostać. Zresztą kto jak kto, ale z naszej dwójki raczej ja mam gorsze wspomnienia ze wspólnych nocy.
Jasne, że sama też nie chciała usypiać przy Fergalu. Jeszcze wściekłby się na coś, na co Manuela nawet nie miała wpływu, i w szale zagryzł ją przez sen. Była jednak mocno zmęczona i wiedziała, że trudno będzie jej utrzymać przytomność przez wiele godzin.
Nie uspokoiła Fergala, jeśli chodzi o swoją osobę, bo miała świadomość tego, że u niej też wystarczy impuls, aby zwariować i postanowić choćby zadusić Rekina gołymi rękami. Albo oboje musieli naraz spać, albo oboje pozostać w pełni świadomymi. Które z nich pierwsze padnie?
Nie jadam ludzi. Nie chcę ich krzywdzić. Hiro zaproponował mi zapas krwi, ale odmówiłam. Żywię się tabletkami i… starymi, samotnymi, umierającymi zwierzętami. Ich też mi żal, ale to po prostu mniejsze zło. Nie chcę żadnemu stworzeniu odebrać rodziny czy pozbawić go przedwcześnie życia – odpowiedziała cicho, podnosząc się z podłogi i powoli idąc w stronę sypialni.
Rozmowa o krwi tylko sprawiała, że Manuela robiła się coraz bardziej głodna. Musiała się położyć, wyciszyć, nawet jeśli nie usypiać, i pozwolić ranom w spokoju się goić.
Na propozycję Fergala odwróciła się gwałtownie w jego stronę – gdyby miała cokolwiek pod ręką, Rekin z pewnością by oberwał.
Nie ma mowy! Oni też mają prawo do życia! Nie waż się przyprowadzić tutaj żadnego człowieka! – prawie wykrzyczała, przez co znowu nadwyrężyła gardło. Musiała zrobić przerwę, aby odkaszleć i nabrać powietrza. – Może… może bank krwi… Ale ja się boję. Zawsze chcę więcej, gdy już spróbuję. Nie urodziłam się wampirem jak ty. Trudno mi nad tym panować. Tabletki przynajmniej nie uzależniają – zakończyła cicho, po czym weszła do sypialni. Nie zamknęła drzwi, zostawiła je uchylone. Rzuciła do Fergala jeszcze ze środka: – Będą otwarte, ale nie wchodź.
A po tym już całkiem ucichła. Nie chciała mówić Fergalowi o swojej kolejnej słabości, którą nabyła przez obóz – bała się małych, zamkniętych pomieszczeń, zwłaszcza ciemnych, mimo że jako wampirzyca dobrze w nich widziała. Zazwyczaj drzwi od łazienki i sypialni zostawiała szeroko otwarte, ale przez obecność Fergala musiała zamykać się przynajmniej w łazience. Nie na klucz, wtedy by ześwirowała.
W pokoju zaświeciła małą lampkę, która dawała blade światło, i wdrapała się na łóżko. Skuliła w sobie, przycisnęła do piersi poduszkę – po czym zastygła w tej pozycji. W ciszy, patrząc po prostu na miękką pościel i raz za czas biorąc oddech, czekała na ewentualny ruch Fergala. Czuła, że też nie spał.
Nawet jeśli poszedł wyprać swoją bluzę i mógł najwyżej zerknąć kątem oka do Manueli, to nie wszedł do niej. Skończyło się na tym, że oboje czuwali bez słowa w osobnych pokojach – żadne nie mogło zaufać drugiemu.
Nie wiedziała, ile dokładnie czasu minęło – może nawet parę godzin? – kiedy zaczął morzyć ją sen i powoli odpływała. Kiwała się na łóżku, z trudem walcząc przed wejściem pod kołdrę. Parę razy przyłapała się na tym, że już przysypiała na tulonej poduszce, aż w końcu nawet osunęła się na materac z zamkniętymi oczami. Zasnęłaby pewnie całkiem, gdyby nie fakt, że w ciągu sekundy całkiem otrzeźwiła ją jedna myśl.
Broń od Bratvy!
Do diaska, zostawiła na podłodze, niedaleko Fergala, całą zawartość swojej torebki, gdy szukała tabletek. W tym naboje antywampirze. Jak mgła być tak nieostrożna?
Gwałtownie zerwała się z łóżka i wychyliła się za drzwi. Czy Schlecht usnął? A może uważnie nasłuchiwał i czekał, co Manuela miała zamiar zrobić?
Cicho przeszła pod aneks kuchenny, kątem oka zerkając w stronę kanapy. Fergal na niej leżał albo siedział, ale stąd nie mogła dostrzec, czy miał otwarte oczy. Jako wampir klasy B był w stanie lepiej wyciszyć swoją aurę, więc mógł ukrywać to, że nie spał.
Pospiesznie, starając się nie robić hałasu, pozbierała całą zawartość torebki. Z ulgą odkryła, że było dwanaście pocisków. Fergal żadnego nie zabrał.
Na palcach wróciła ze wszystkim do pokoju i schowała rzeczy do szuflady. Kiedy ją zamknęła, zacisnęła z całej siły dłonie na uchwytach, aż jej zbielały kostki.
Ivan załatwił jej te naboje. Załatwił pistolet. Wszystko po to, żeby mogła zabić Fergala i się bronić. A ona na razie nie zrobiła nic. Więcej – Schlecht był u niej w domu, spał na jej kanapie, był jej narzeczonym.
Jak mogła na to pozwolić? Jak mogła tak po prostu zapomnieć o rodzicach, Esterce, braciach i Jakubie?
Hiro wymusił na niej posłuszeństwo. Zauważyła, że przez jego wpływ trudno jej było skupić myśli na krzywdzie Fergala – jakimś cudem wyciszył jej złość i ból oraz mentalnie spróbował zachęcić ją do wybaczenia.
Ale nadal były momenty, gdy tej cholernej zemście udawało się przekrzyczeć przez barierę, którą w jej głowie stworzył Hiro – jak choćby teraz.
Manuela przymknęła oczy i przypomniała sobie twarze całej swojej rodziny i ukochanego Jakuba, gdy Fergal ich torturował albo zabijał. Przypomniała sobie też krwiożerczy uśmiech, dziki wzrok, mordercze szczęki Schlechta w tamtych momentach.
Był teraz tuż obok niej. Bez broni, bez niczego, być może nieco osłabiony po oddaniu krwi. Manuela w dodatku mieszkała w takiej okolicy, że nikt nie zwróciłby uwagi na potencjalne wrzaski.
Do jej głowy trafiały teraz same szaleńcze myśli. Cała się trzęsła, zaczęła bezgłośnie płakać, jeszcze ostatkami próbowała w głowie przemówić do swojej dobrej części – ale nie wyszło.
Pistolet odebrał jej Diego, więc naboje na nic się zdadzą, jednak Manuela miała coś innego. Delikatnie otworzyła ciemną szafkę i wyjęła prostą, drewnianą szkatułkę.
Naziści zwykle czyścili do zera żydowskie domy i posiadłości, zabierali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, ale czasami coś przeoczyli. Tak było w przypadku chatki Manueli – choć jej rodzina nie miała kosztowności i Fergal ze świtą nie znaleźli w środku niemal nic cennego, to jednak mama Sojki przetrzymywała dla córek starą biżuterię, po własnej matce.
Z najczystszego srebra.
Od razu po tym, gdy wybuchła wojna, ojciec zrobił na dachu skrytkę i tam schował ten niewielki dobytek. Kiedy Manuela dzięki Andremu wydostała się z obozu, pierwsze, co zrobiła, to wróciła do rodzinnego domu. Chciała przynajmniej pochować szkielety ojca oraz braci, o które nikt się nie zatroszczył. Przy okazji, ku własnemu zaskoczeniu, odkryła, że dach pozostał nietknięty – naziści nie znaleźli biżuterii.
Zabrała więc ją ze sobą, jako jedyną pamiątkę po ukochanym domu i niemniej ukochanej rodzinie. Ponieważ wszystko było srebrne, dotychczas nie dotykała zawartości, ale… teraz mogła się poświęcić. Mogła ścierpieć ten ból.
Bardzo spokojnie, trzymając szkatułkę tuż przy ciele, wyszła z sypialni i powoli podeszła do kanapy. Nie wykonywała gwałtownych ruchów, aby Rekin od razu się nie zerwał.
Bez względu na to, czy spał, czy tylko czuwał, przysiadła na brzegu, tuż obok Schlechta. Popatrzyła na niego załzawionymi oczami.
Fergal, nie mogę spać – rzuciła szeptem, Bóg jeden wie po co. W końcu sama mu wcześniej mówiła, że nie uśnie.
Ale potrzebowała, żeby był przytomny. Musiał jej coś odpowiedzieć, a ona musiała się upewnić, że nie śpi. Chciała widzieć jego oczy. Nie spuszczając z niego wzroku, powoli uchyliła wieczko, choć nie na tyle, aby dostrzegł zawartość.
Czy Fergal potrafił już rozpoznać, kiedy Manuela wpadała w cichy, zabójczy trans, tak jak ona sama nauczyła się niegdyś przedwcześnie dostrzegać jego wybuchy wściekłości? Bo jeśli nie, to ich pierwszy wspólny sen może się dla niego boleśnie skończyć.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Sob Sty 04, 2020 2:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sob Sty 04, 2020 12:24 am

Może zbyt mocno przywiązała się do swojego oprawcy? Jeśli pominie się Hiro, Manueal teoretycznie nie miała nikogo poza Rekinem. Przykry fakt, ale właśnie tak było. Schlecht co gorsza był też tego świadomy, wszak całkiem niedawno sam jej o tym powiedział. Sojka była wręcz uzależniona od istnienia kata. Był jej głównym celem. Jedyną pseudo opoką w tym pokręconym świecie, który ewidentnie zakpił z jej losu.
I czy tego chciała czy nie, ich drogi znowu miały się skrzyżować.
Jeśli by spytała, z całą pewnością ciężko byłoby mu odpowiedzieć. Tyle niepewności mogłoby zebrać się w jego głowie, że nawet podrapanie się po karku mogłoby tego nie rozwiązać.
Przynajmniej wypiła krew. Pierwszy cel osiągnięty, drugim było opatrzenie i na szczęście Manuela więcej już nie chciała walczyć. Na chwilę, dosłownie. Znowu dawała mu znaki aby sobie stąd poszedł, aczkolwiek mogłaby przyjść że nie wyrzuci go stąd siłą. Nie miała jak, była zbyt słaba, a Schlecht doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Chociaż naprawdę chciała się go pozbyć? Miała go przy sobie, a to kolejna szansa na zemstę. Ponoć wrogów trzeba trzymać jak najbliżej. Poza tym Rekin naprawdę nie miał gdzie się udać, a przebywanie w świetle dziennym na dłuższą metę bywa naprawdę wykańczające.
- Skończ już z tym, Sojka. Wiem co narobiłem, że zrujnowałem ci życie, odebrałem rodzinę. Wiem kurwa o tym doskonale! Ale TERAZ JEST TERAZ, więc dla własnego dobra zamknij się i przyjmij do wiadomości, że się stąd nie ruszę.
Zaczynał się już irytować. Nie, nie może powiedzieć aby zapomniała, bo nie zapomni. Po prostu niech na chwilę się uciszy. Może powinien znowu rozwalić jej gardło?
Tak, całkiem przyjemna wizja przyszłości - cisza, spokój i krwawe bulgoty wydawane przez Żydówkę.
Aż warknął w złości na złośliwość kobiety. Czy miał inne wyjście? Postawienie się Przewodniczącemu było skazaniem się na śmierć, o czym zresztą przeczytał w liście. A z drugiej strony znowu spotkał się z Manuelą. Jedyną kobietą, która tak o nim wiele wiedziała, pomimo wszystkich sprzeczności jaka ich dzieliła. Co za paradoks.
- A mamy inne wyjście?! Chcesz się postawić Przewodniczącemu?! To twój pan! Powinnaś go znać, wiedzieć że walka ze szlachetnym jest jak walka z wiatrakami. Do niczego cię nie zaprowadzi.
Wkurzył się, naprawdę wkurzył i nie zamierzał nic ukrywać. Zresztą, nawet nie umiał. Wybuchowy charakter Rekina wciąż był i nie zamierzał go porzucić.
Przeczesał dłonią włosy. Nawet się nie zorientował, że jego dłonie lekko drżały. Cóż, nerwy czynią swoje.
- Tak, powiem mu o tym. A jak zareaguje, to już jego problem. Nie dam cię zabić, Sojka.
Odpowie pewnie, marszcząc przy tym brwi. Co jak co, nie da ruszyć Manueli. Co to, to nie. Należała do niego... I znowu to pieprzone przedmiotowe traktowanie biednej wampirzycy. Ale co zrobić, sama sobie winna.
Tak jak myślał, kobieta nie odpowie na potwierdzenie odnośnie jej stanu cywilnego. Była samotna, a ułożenie sobie życia nie nadchodziło. Zbyt mocno naruszył jej psychikę, nie zdziwiłby się też wcale jakby szukała ukojenia wśród kobiet. Ale ten zbędny komentarz pozostawił już dla siebie. A na kochanków - jeśli zdecydowałaby się o tym powiedzieć - może i by się wściekł, ale nie na długo. Głupi nie był, znał się trochę na psychice człowieka. Wszak potrafił ich łamać.
- A czy ja chcę pić twoją krew? Do jasnej cholery, naprawdę, odpuść już sobie!
Znowu wyraził niezadowolenie. Co słowo będzie mu wypominała? Wytykała? Nie musiała, Schlecht kiedy się budził, jego wspomnienia krążyły w ogół tego, kim był. Nawet wychodząc na zewnątrz, miał obawy że czeka tam na niego Beleth.
Odnośnie bluzy jedynie skinął głową. Nie zamierzał iść teraz, skoro chciała skorzystać. Poczekał cierpliwie aż skończy, nim jednak przejdzie do własnego ogarnięcia się, był zmuszony na rozmowę z nią. Nie zrozumiała jego słów - jak zwykle wszystko przekręciła.
- Nie każę ci pilnować, po prostu przestań mnie prowokować. Kiedy poczuję głód, po prostu stąd wyjdę. Nie musisz się aż tak obawiać bo już chyba mówiłem... Że nie jestem taki jak dawniej!
Aż musiał zaznaczyć podniesionym tonem ostatnie zdanie. Ileż jeszcze musi dźgnięć słowami znieść?
- No właśnie. A nie mam ochoty być obudzony za użyciem kołka w sercu.
Prawie żart mu wyszedł, szkoda tylko że się nie zaśmiał. Jeśli pozwoliłby sobie na twardy sen, nie wybudziłaby go szalejąca Sojka. Zapewne będzie zmuszony przestawić się na tryb czuwania, co jednak wcale nie pozwoli na zregenerowanie całych sił. Może faktycznie powinien rozejrzeć się za jakaś speluną, póki się jakoś finansowo nie ogarnie.
Bo nie dość, że Sojka na głowie, to jeszcze jej pokojowe nastawienie jako wampir. Naprawdę odmawiała ludzkiej krwi?
Z politowaniem na nią spojrzał, kiedy zdradziła informację o odmowie otrzymywania pożywienia.
- Cóż, żyjesz jak chcesz. Ale nie dziw się, że będziesz słaba. Może i zwierzęca krew na chwilę wyciszy głód, to jednak jest niczym w porównaniu do ludzkiej.
Odpowiedział bez wzruszenia. Chciała się głodzić, proszę bardzo. Fergal nie zamierzał. Znał siebie i swoje pragnienia - jeśli by go dopadło, po Sojce nie byłoby co zbierać.
- No a czemu nie? Może pokroilibyśmy go i zamrozili na później? DO DIABŁA, SOJKA! Przecież nie przywlókłbym ofiary do twojego mieszkania! Miej trochę rozumu w głowie! Czy ty kiedykolwiek polowałaś?!
Z początku zakpił, lecz później znowu poniosła go złość. Powinien się spodziewać, że Polka zacznie odgrywać sceny męczennika i odsunie na bok swoją naturę, którą otrzymała od Hiro. Aż musiał rozmasować skronie i zamknąć oczy. Skupić się, postarać nie zdemolować mieszkania.
- Twój wybór. Jesz co chcesz, pijesz co chcesz. Tylko nie przychodź później do mnie z płaczem, że nie dajesz rady.
Zakończył temat, chociaż kobieta i tak kierowała się do sypialni. Przez moment miał ochotę iść z nią, lecz szybko pozbył się pomysłu. Na wspomnienie o otwartych drzwiach nawet nie zareagował. Bo po co? Nie zapraszała go. Jemu poza tym wystarczyła kanapa... No właśnie... Miał zasnąć? Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony. Cała ta sytuacja z Sojką, szał, spalenie mieszkania i utrata krwi przyciągnęła ku niemu senność. Spojrzał w kierunku drzwi do sypialni. Miał obawy, nie ma co ukrywać. Przez uchylone drzwi wampirzyca mogła go obserwować i czekać aż zaśnie, a wtedy otrzymałaby doskonałą okazję aby raz na zawsze pozbyć się swojego wroga numer jeden.
Ile jednak można wytrzymać?
Nastała cisza. Ciemność całkowicie ogarnęła mieszkanie. Schlecht nie spał, tylko wpatrywał się w martwy punkt przed sobą. Skupiał się głównie na hałasie, który dobiegał z pokoju Manueli. Płakała? Możliwe. Zapewne przed snem cierpiała, przecież ta chwila przeważnie sprowadzała na głowę setki tysięcy myśli. Nie, musiał coś robić. Nie mógł skupić się wyłącznie na myśleniu, bowiem i jego sen dopadał. Wstał z kanapy aby udać się do łazienki. Zamierzał przeprać bluzę, nim jednak zajął się nią, przyjrzał się pomieszczeniu. Całkiem skromnie urządzone; kosmetyki dla kobiet, ręczniki. Jakieś pranie. Ona tu żyła... Starała się. I jak żyć, będąc odsuniętym od przeszłości? Z nerwami odkręcił wodę, znalazł proszek który natychmiast wsypał na plamy po krwi. Zimna woda powinna zmyć brud. I mimo proszku, wciąż czuł krew Żydówki. Naprawdę był na siebie wściekły. Lecz co miał zrobić? Oddać się w łapy łowców? Odebrać sobie życie? Albo pozwolić Manueli na dokonanie zemsty? Mimo to odmawiał, chciał żyć, jak ona. Przykucnął przy wannie, obserwując jak zimny strumień wody wypełnia dno. Sięgnął nawet ku wodzie palcem, zanurzając go. Woda od zawsze koiła jego złość, w końcu jest rekinem. Ile tak przesiedział w ciszy, nim uprał bluzę? Na pewno dłużą chwilę. W końcu zebrał się w sobie, zrobił to, co miał zrobić z ubiorem. Wycisnął wodę, oczyścił wannę... A bluzę... Rozwiesił na grzejniku. Nie zdziwi się, jeśli Manuela zdecyduje potraktować jego rzecz jak niepotrzebny śmieć. Cóż, oby tak się nie stało.
Opuścił łazienkę, po czym odruchowo zerknął w stronę sypialni. Nadal była w środku,. Bardzo dobrze. Może wreszcie zasnęła? On sam natomiast ulokował się na kanapie; oparł głowę o podłokietnik, ręce skrzyżował przyciągając do siebie. Leżał bokiem, nogi miał spuszczone na podłogę, tak by w razie czego zerwać się szybko. Zresztą, nawet stanu w który zapadł nie można było nazwać snem, aczkolwiek odrętwienie nie raz przychodziło. Wtedy i on zaczął śnić; ciężkie, męczące sny przypominające o dawnych czasach: obóz, rozkazy i przede wszystkim Beleth. Ten człowiek który tworzył potwory, a później obserwował jak giną we własnych żądzach, grzechach i są mordowane - jeśli nie fizycznie, to psychicznie. Jedynie Schlecht zdołał wyrwać się z pod jarzma ludzkiego tyrana, aczkolwiek wciąż miał ich na ogonie. Nawet w tej chwili nie miał wytchnienia.
Nie mogę spać.
Co? Ktoś się odezwał? Zerwał się do siadu gwałtownie, starając się skupić na osobie która to wypowiedziała. Sojka. Dlaczego oblał go zimny pot? Coś kombinowała?
Przetarł nerwowo oczy, czując jeszcze większe zmęczenie.
- Rety, powinnaś spać, a nie siedzieć tu. Przecież byłaś taka zmęczona.
Ewidentnie nie spodobało się mu to, co zastał po przebudzeniu. Aż tak jego wypoczynek był mierny?
- Co, mam ci bajkę opowiedzieć na noc?! Nie jestem twoim ojcem. Wracaj do siebie.
Nie przemyślał słów, które powiedział. Również nie miał ochoty na pogaduszki, chciał odpocząć. Westchnął ciężko, znowu przecierając twarz. Bo ile można się drapać?
- Zaraz będzie świtać, będziesz bardziej osłabiona.
Zjechał z tonu. chyba faktycznie nie powinien wcześniej komentować. I w sumie... Co ona tam trzymała? Skrzynkę? Poza tym dopiero teraz zorientował się, że rzeczy rozsypane z torebki Sojki znikły. Znowu jego ślepia spoczęły na drobnej personie Polki. Czyli... Czyli ona tu była kiedy spał?! Nie wyczuł jej? Niedobrze, bardzo niedobrze. W momencie jej pobytu, był naprawdę bezbronny. Mogła go skrzywdzić.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sob Sty 04, 2020 4:23 pm

Manuela miała parę bliższych znajomych, w końcu osiemdziesiąt lat to szmat czasu, jednak niemal nikogo, z kim weszłaby w głębszą relację. Lgnęła głównie do ludzi czy słabszych wampirów, którzy nie byli potencjalną pomocą w walce czy zemście. Jeśli więc weźmie się to pod uwagę, to tak – Fergal, obok Hira i niegdyś Andrego, był w tym momencie (o ile nie zawsze) najważniejszą osobą.
Nawet Jakub nie siedział nigdy w jej głowie czy duszy tak głęboko.
I dlatego, że teraz jest teraz, a kiedyś było kiedyś, mam ci wszystko wybaczyć? Cieszyć się wspólnym życiem u twojego boku? Jak mam niby to zrobić, jak mogłabym zapomnieć o tym, co zrobiłeś? – spytała z żalem.
Była złośliwa, fakt, ale chyba Fergal nie liczył na to, że stanie się nagle potulną, grzeczną narzeczoną? Niegdyś, przez to, jak ją zastraszał, faktycznie taka była, ale teraz, gdy czasy się zmieniły, słowa stały się jej najważniejszą obroną i jednocześnie atakiem w emocjonalnych chwilach. Musiała z siebie wyrzucać uczucia – to pomagało, nawet jeśli w małym stopniu.
Nie chcę mu się postawić. Dobrze wiesz, że ja nie mogę. Pytałam o ciebie. Nie jest twoim panem, a jednak zdajesz się zgadzać z jego wolą. Dlaczego?
Manuela w końcu nie znała dokładnej treści listu, ponieważ był po niemiecku. Po obozie nie uczyła się już tego języka. Nadal pamiętała podstawowe zwroty czy rozkazy, jednak to tyle. Nie miała pojęcia, że Hiro groził Fergalowi śmiercią. Chociaż gdyby się dowiedziała, bałaby się Schlechta jeszcze bardziej. Bo skoro jedyną – przynajmniej oficjalnie – przyczyną jego zgody byłby strach przed wyrokiem Przewodniczącego, to by oznaczało, że tak naprawdę miał gdzieś jej osobę.
Już nic nie odpowiedziała na komentarz o Eliasie. Fergal ewidentnie był w tej sprawie ostrożny i pilnował się przed zdradzeniem jakichkolwiek informacji o rodzinie. Na pewno pamiętał, jak Manuela groziła jego najbliższym – chociaż teraz, po rozmowie z Hirem, kobieta nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby skrzywdzić kogoś… niewinnego.
Dotychczas myślała, że zamordowanie rodziny Fergala na jego oczach będzie dobrym odwetem w zamian za jego czyny, ale… przecież stałaby się wtedy dokładnie taka sama jak jej kat przed laty. Schlecht w końcu wybił jej bliskich dlatego, że byli z nią spokrewnieni. Ona chciała teraz zrobić dokładnie to samo, mimo że gardziła jego zbrodniami.
Gdyby jeszcze Hirowi udało się przekonać ją do porzucenia myśli o zabiciu Fergala…
Sam mówiłeś, że moja krew cię kusi. Że mam cię nie prowokować. Rzuciłeś się wcześniej na moją szyję… i nie tylko. Więc tak, myślę, że chcesz. Mieliśmy być ze sobą szczerzy, prosiłam cię o to. Chociaż na tyle się zdobądź – rzuciła, zanim zamknęła się w łazience.
Znała Fergala i wiedziała, że pomimo wysokiej krwi słabo panował nad swoim głodem – albo nawet nie starał się panować. Sama jako wampir klasy D też miała problemy, jeżeli chodziło o kontrolę własnych pragnień – tylko że ona mu o tym powiedziała. Tego nie miała zamiaru ukrywać, bo wiedziała, że prędzej czy później zauważy.
Zresztą obwiniała go o to, że stała się wampirem. Niech więc teraz patrzy, jak narzeczona cierpi jako wiecznie głodna i marna imitacja dobrze urodzonego krwiopijcy.
Już mu nie wyrzucała, że potrafiło go sprowokować jedno słowo lub jeden mało znaczący gest – albo nawet sama obecność ciepłokrwistej istoty. Na razie trudno jej było uwierzyć w to, że nie był taki jak dawniej, bo jego ostatnie ekscesy temu przeczyły.
Co chwilę raniła go słowami, wiedziała o tym, ale przecież wcześniej, w jego mieszkaniu, starała się być łagodna i skończyło się to fatalnie. Jak więc miała być wobec niego miła?
Boże, i oni mieli spędzać ze sobą wspólnie całe dni i rozmawiać? Bo co niby robić oprócz rozmowy? Manuela nie wyobrażała sobie wspólnego polowania. Nigdy nie czyhała na jakiegoś biednego, samotnego człowieka po to, by go zabić.
Dobrze wiem, że krew zwierzęca jest niczym. Nawet w porównaniu z twoją jest niczym. Tabletki też są niczym – ale dzięki temu nikogo nie krzywdzę. Postaw się po tej drugiej stronie. Co byś zrobił, jakby ktoś pokroił i zamroził dla jedzenia kogoś, kto… jest dla ciebie ważny? Może brata? – wycedziła przez zęby.
Nie musiał jej wypominać, że była słaba i średnio dożywiona, zdawała sobie z tego sprawę. A teraz, kiedy jeszcze Hiro, aby bronić przed nią jej silniejszego kata, dodatkowo ją osłabił, już w ogóle nie było o czym mówić. Ale Manuela dotychczas nie potrzebowała wiele siły. Schlechta nigdy fizycznie by nie przezwyciężyła. Bardziej zależało jej na broni.
Sam wcześniej powiedziałeś, że mam ci mówić, jak będę głodna. Już nie chcesz mnie sobą karmić? – zapytała jeszcze cicho, wychylając się zza drzwi sypialni, za którymi szybko zniknęła.
Mogła się spodziewać, że prędzej czy później poróżnią się nie tylko w kwestii przeszłości, ale i swoich obecnych przekonań. Jako były człowiek Manuela miała o wiele większe współczucie wobec innych istot i rozumiała ich ból. Niby pogodziła się ze swoją naturą drapieżnika, ale robiła wszystko, aby jak najrzadziej dawać jej dojść do głosu. Natomiast Fergal… on nawet nie próbował wejść w czyjąś skórę. Dla niego liczyły się tylko krew, mięso i zaspokojenie głodu. Nic więcej.
Niemal wbiła paznokcie w poduszkę, gdy o tym myślała. A może powinna pozwolić mu pić tylko swoją krew, a sama żywiłaby się tym, czym dotychczas? Dzięki temu może zapobiegłaby kilku postronnym ofiarom, tylko… czy Schlecht by się kiedykolwiek najadł?
Jak zawsze w nocy, tak i teraz ogarniały ją ciemne myśli. Zwykle, aby zdobyć przynajmniej parę godzin ukojenia, brała tabletki nasenne. Teraz oczywiście nie miała zamiaru – nie chciała usnąć przy Fergalu. Chociaż wyjątkowo medykamenty nie były potrzebne.
Brodząc umysłem w dawnych cierpieniach i bólu, nasłuchiwała, co robił Fergal. Od razu wyłapała, gdy wyszedł przeprać bluzę. Napięła wszystkie mięśnie, zerkając na drzwi znad poduszki, ale Rekin nie zrobił nic złego.
Słyszała, jak nalewał wody, jak cicho prał ubranie, w końcu jak je osuszał i zawieszał na grzejniku. Nie spieszył się. Grał na czas. Musiał się zająć czymkolwiek, żeby nie usnąć, Manuela to wiedziała.
Jego sylwetka mignęła jej w szparze w drzwiach, gdy w końcu wrócił na kanapę. A potem znowu nastała druzgocąca cisza.
Normalni narzeczeni od dawna spaliby w swoich ramionach albo cieszyli się nawzajem swoimi ciałami, ale oczywiście Manueli i Fergalowi nie było to dane. Boże, a co jeśli Hiro zażąda od nich czegoś więcej? Ślubu, prawdziwej miłości… rodziny?
Manuela nie wyobrażała sobie, że mogłaby założyć z Fergalem rodzinę. To było zbyt absurdalne, zbyt paradoksalne i niemożliwe. Ale skoro Hiro już zmusił ich do narzeczeństwa?...
Te myśli niemalże stały się jej koszmarem, bo była już na granicy jawy i snu, gdyby nie przypomniała sobie o nabojach antywampirzych. To ją rozbudziło.
Wyszła z pokoju, wszystko posprzątała, wróciła do sypialni… i znowu ogarnęła ją pustka.
Fergal miał rację – nie był bezpieczny podczas snu. Nie gdy Manuela pozostawała sam na sam ze swoją przeszłością.
Przysiadła ze szkatułką na kanapie i cicho wybudziła Niemca. Poderwał się natychmiast – siedzieli teraz tuż obok siebie, niemal stykając się ciałami.
Jestem zmęczona, jestem. Ale nie mogę spać. Zbyt dużo… myśli – powiedziała najpierw, jeszcze łagodnie, uważnie mu się przyglądając.
Przetarła załzawione oczy. Mogła wręcz sprawić wrażenie, jakby przyszła do Fergala po pocieszenie i z prośbą o pomoc w zaśnięciu.
Zaciskała mocno dłonie na wieczku szkatułki, jeszcze się wahając. Kiedy znalazła się tak blisko Schlechta, znowu dopadły ją wątpliwości i usłyszała w głowie uspokajający głos Hira. Rekin mógłby jeszcze nieświadomie zmienić jej zamiar. Wystarczyło, żeby faktycznie zachował się inaczej niż kiedyś, żeby pokazał chociaż udawaną troskę, żeby… spróbował powiedzieć coś miłego.
A nie znowu jej wyrzucać, znowu się czepiać i na nią krzyczeć. W dodatku… naprawdę musiał pić do jej taty?
Nie miał prawa do wspominania jej rodziny.
Zacisnęła wąsko wargi, przez chwilę nic nie mówiąc. Jej wzrok zrobił się nieobecny, mimo że nie spuściła go z Fergala.
Nie jesteś moim ojcem, to prawda – powiedziała sucho, już o wiele mniej przyjaźnie. Przeniosła się na kanapie na kolana i jeszcze bardziej do niego zbliżyła. – Ale jesteś narzeczonym. To też coś oznacza, czyż nie? – szepnęła i nagle, nim zdążył zareagować, usiadła w rozkroku na jego udach.
Przysunęła się do niego tak, że dzieliły ich centymetry. Fergal pewnie nieźle się zdziwił tym ruchem – więc Manuela to wykorzystała.
Dłonie opatuliła w materiał własnej spódnicy i szybko uniosła szkatułkę, jednocześnie do końca ją otwierając. Przechyliła ją w stronę Fergala – na jego twarz runęło kłujące, palące i najczystsze srebro.
Zagryzła wargę, kiedy usłyszała jego krzyk, ale nie odpuszczała. Jakieś drobne kolczyki i cienkie bransoletki wylądowały akurat na wrażliwych uszach czy nosie Rekina. Jeżeli jego skrzela były teraz widoczne, również oberwały – z pewnością powodując niewyobrażalny ból. Manueli mignął nawet jakiś pierścionek, który dostał się prosto do ust Fergala, ale nie mogła dostrzec, czy wampir go połknął, czy szybko wypluł na kanapę.
Przez to, że jej były kat na razie walczył z żywym ogniem, wystarczyło, że go popchnęła, a wylądował na kanapie na plecach, nadal z całą biżuterią na swoim nagim ciele. Jeżeli kopał albo drapał, Manuela nie zwracała na to uwagi. Usiadła na jego klatce piersiowej, udami zablokowała jego ręce. Z całych sił przyciskała jego rosłą sylwetkę swoją drobną postacią, co najwyżej sycząc czy wściekle warcząc, jeśli obrywała.
Przez poły spódnicy złapała za jakiś gruby, zdobiony naszyjnik – i mocno zacisnęła go na szyi Fergala. Zaczęła dusić Rekina, nachylając się nad nim tak, że niemal stykali się twarzami.
Jej ubranie nie było na tyle grube, żeby ochroniło ją przed poparzeniami. Też czuła na dłoniach działanie srebra – zaciskała jednak drżące i pewnie już krwawiące palce, aby nie wypuścić naszyjnika z rąk.
Mnie też to boli. Mnie też. Ale to niewielki ból w porównaniu z tym, co na co dzień mam w głowie. Ty musisz to zrozumieć. Musisz, wiesz? Zrozum to, błagam – wyszlochała tuż przy twarzy Fergala.
Cała się trzęsła, nie tylko z bólu, który powodowała biżuteria, ale i przez kolejne wątpliwości. Hiro kazał jej być posłuszną. Zabronił jej atakować Rekina. Powiedział, że sama będzie tego potem żałować, że niewypełnienie rozkazu stwórcy ją wykończy.
Już teraz to czuła – miała ochotę wyrzygać z siebie całe życie przez to, że znowu dała upust emocjom, że zadziałała wbrew swojemu panu. Widziała cierpienie Fergala i sama cierpiała tak samo: zemsta wcale nie przynosiła ukojenia.
Oboje powinniśmy byli zginąć – wyszeptała w udręce.
Na moment poluźniła uścisk, ale jej umęczona psychika znowu przekrzyczała Hira i postawiła jej przed oczami twarze ojca i matki. Manuela znowu zacisnęła więc dłonie na naszyjniku – jeszcze mocniej niż wcześniej.
Po jej udzie przeturlała się jakaś broszka. Niewiele myśląc, schwyciła ją w palce. Wrzasnęła z bólu, ale wbiła ostry koniec w nagą klatkę piersiową Fergala.
Nie była w stanie dłużej trzymać srebra, nawet przez spódnicę – biżuteria wypaliła jej skórę, przez co z dłoni odchodziły teraz krwawe płaty. Manuela puściła więc naszyjnik, po czym przejechała rękami przez policzki, obojczyk i pierś Rekina, zostawiając na jego ciele ślady. I dopiero teraz, o ile Rekin nie zareagował, zeszła z niego i odskoczyła do tyłu, w stronę kuchni.
Po nóż? Aby uciec od gniewu Fergala? Czy może wreszcie odzyskiwała zmysły? Sama nie wiedziała.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sob Sty 04, 2020 11:19 pm

Ona nic nie rozumiała.
Nie zabraniał jej wspominać podłej przeszłości, nie zabraniał jej również rozpamiętywać ale nie mogła ciągle o tym mówić. Skoro chciała żyć według głosu swojego pana, powinna wziąć się w garść. Przecież był świadomy swoich występków, wszystkich złych czynów, nie musiała ciągle mu o tym przypominać. Myślała, że  czyniła mu szkodę? Owszem, lecz również i sobie. Za głowę się aż złapał na jej kolejne słowa.
- Nie mówię, żebyś zapomniała! Nie musisz jedynie co chwila mi tego wypominać! WIEM DOSKONALE CO ZROBIŁEM! Ale skoro chcesz żyć wedle zaleceń swojego Pana, zacznij się ogarniać! Do Diabła, Sojka! Jesteś wampirzycą, licz się z tym że czas przestał mieć znaczenie!
Wykrzyczał wszystko. Kobieta trzymała w sobie żal, Schlecht rozumiał go aż za dobrze. Aż jęknął z bólem spowodowanym zmęczeniem paplaniną Manueli. Co raz mocniej zaczął żałować, że odzyskała głos.
- Bo mam taką pierdoloną ochotę! Oczywiście, że chcę skorzystać z sytuacji i nauczyć się czegoś!
Ile razy miał jej tłumaczyć? Wampirzyca najwidoczniej nie chciała i tak współpracować jak Schlecht. Poza tym nie chciał zdradzać o zagrożeniu odebraniu życia, Żydówka mogłaby w jakiś sposób tą wiedzę wykorzystać, chociażby działać przeciwko Fergalowi - ciągle go prowokować, podjudzać. Chociaż... Czy obecnie też tego nie robiła?
Oczywiście, że nie zamierzał nic więcej zdradzać o swojej rodzinie. Mimo iż Sojka jest tylko wampirem słabszej krwi, to wciąż jest znacznie silniejsza od człowieka i poniekąd mogłaby zagrozić. Chociażby zasadzka, pułapka. Jest wiele sposobów aby zabić i potężnego wampira. Wystarczy chwila nieostrożności z jego strony. Już raz zdołał się o tym przekonać i gdyby nie pomoc jego dawnego Opiekuna, straciłby życie.
Już nie chciało się mu liczyć ile razy w ciągu jednej nocy podrapał się po czole na znak braku cierpliwości.
- Owszem, kusi. Nawet bardzo! Ale postaram się powstrzymać przed atakowaniem ciebie! Nie chcę palić kolejnego mieszkania i grozić kolejnej staruszce.
Warknie w odpowiedzi, mając wyraźnie dość tej gadaniny. Polka naprawdę potrafiła dręczyć słowami, albo już Niemiec był zbyt zmęczony i potrzebował snu.
Dopiero odetchnął, gdy znikła z pola widzenia. Nie mógł wpaść na to, iż Sojka znowu rozprawia o nim w swoich myślach. Nawet gdy wyszła, podjęli rozmowę. Przy której Schlecht znowu tracił granicę w wyrozumiałości. Chociaż czy ją kiedykolwiek posiadał?
- To bym się zezłościł, gdyby ktoś zjadł mojego brata!
Uderzył dłonią o siedzisko kanapy, pochylając się trochę w stronę Manueli. Ona nie rozumiała swojego położenia - nic, a nic. Była marnym wampirem, nie chciała żyć tak, jak powinna. W ukryciu, ale zgodnie z naturą. Inaczej zwariuje.
- Sojka, pojmij, że jesteś W A M P I R E M. W naszej naturze jest już zakodowane polowanie na ciepłokrwiste istoty, w naszym jadłospisie jest człowiek! Zrozum to w końcu! Prędzej czy później twój wolno pracujący móżdżek zacznie podpowiadać ci o łaknieniu na ludzką krew, a ciało i żołądek wykręcać się na sam jej zapach. Do licha... Co w tobie Hiro widział. Przecież ty prędzej sama siebie zjesz.
Jak ma jej wytłumaczyć? Łopatologicznie? Szkoda tylko że żadnej łopaty nie miał pod ręką. Na szczęście ucichła. Manuela wybyła do siebie, a Rekin mógł odnaleźć spokój - na trochę. Sam zaczął myśleć jak to wszystko się ułoży, czy kobieta będzie w stanie znieść obecność kata, drapieżnika i agresywnego pseudo narzeczonego. Aż skrzywił się ze złości. Cóż... Szkoda jednak, że Hiro się wtrącił, może jednak źle postąpił wiążąc ich ze sobą. W dodatku Manuela wciąż widziała w nim osobę, która jest skłonna do jej krzywdy. Co jeśli i Schlecht zacznie tak rozmyślać? Że do niczego innego niż ból się nie nadaje? Chciała tego? Chciała powrotu dawnego kata?
Wyprana bluza powinna w ciągu kilku godzin wyschnąć. Teraz mógł na moment zamknąć oczy, aby przerwać te błędne koło mrugania. Oczywiście nie zorientował się, kiedy tryb czuwania przestawił się na ciężki, mocny sen. Dopiero w momencie pojawienia się Manueli, przerwał wypoczynek. Siedzieli tak blisko. Fergal nieco nieogarnięty, Sojka jak w zwykle owładnięta transem śmierci. Co tym razem chciała? Brak snu? No tak... Co miał na to zaradzić? Przytulić ją? Wolne żarty.
- Zrób sobie herbatkę i zjedz kilka tabletek.
Odpowie szorstko. Chociaż głupio było patrzeć jak blada buzia wampirzycy miała zostać zalana łzami. Znowu ciężko westchnął, a później cóż... Powiedział swoje. Pożałował słów, nie ma co ukrywać.
- No i co w związku z tym?
Co z tego, że narzeczony? Nienawidzili się, aczkolwiek ona jego bardziej, Fergal jakoś walczył. Durna wojna o co? O bycie lepszym i dominację. Oczywiście, że doznał szoku kiedy drobne ciało kobiety ulokowało się na jego kolanach. O co chodziło? Co knuła?
- Co ty masz w tej...
Przerwał, gdyż nie dała mu nawet dokończyć zdania. Zawartość szkatułki wysypała się prosto na twarz i tors wampira. Nie miał bladego pojęcia o jej zawartości: żywe srebro - palące, zabójcze srebro które jest w stanie nieźle okaleczyć nocną istotę. Rozległ się wrzask i nagła panika, której nie był w stanie zatrzymać. Drobne przedmioty rozsypały się po całej twarzy, a w dodatku drobny pierścionek niefortunnie został połknięty przez Rekina. Zepchnął z siebie wampirzycę, aby zacząć szybko z siebie zrzucać żrące przedmioty. Dłonie paliły, skóra również. Czuł też swąd palonej tkanki. Nie zauważył, kiedy Manuela zaatakowała go po raz kolejny. Powaliła go, po czym przyłożyła łańcuszek do jego szyi. Ogromny ból przeszedł do wrażliwej części ciała, na co wampir zaskomlał. W dodatku czuł jak pierścionek wypalał mu przełyk. Krew podchodziła mu do gardła. Z wściekłością spojrzał na kobietę. Wyszarpał z pod jej nóg ręce, chwycił za nadgarstki. Teraz on charczał krwią.
Znowu postradała zmysły. O czym jej mówił? Ile razy powtarzał; nie prowokuj. Znowu zlekceważyła sobie prośbę Rekina. Postanowiła wykonać atak z zemsty i po raz kolejny dać nauczkę swojemu oprawcy.
Błąd. Wielki błąd. Już nawet przełykać nie mógł, łańcuszek nie pozwalał, utkwiony pierścionek w środku również. Niemniej złości rekina nie zabije. Wściekł się nie na żarty; nawet ta broszka nie opanuje jego emocji. Nie dał jej zejść z kanapy, pochwycił ją mocniej za ręce, po czym zmusił do upadku na podłogę. Chwilę po legł na nią, przygniatając ciałem. Mocno krwawiąca twarz wampira wyrażała nie tylko złość, ale i jawne cierpienie. Wypalało go od środka.
- Co ty... ty najlepszego zrobiłaś?!
Z ogromną trudnością wypowiadał słowa. Mała biżuteria a wyrządziła tyle szkody na rosłym wampirze. Pierścionek wylądował już w żołądku, powodując gorszy ból Skulił się, aczkolwiek jedną ręką przytrzymywał ręce Sojki. Była w tym momencie nieobliczalna. Drugą ręką natomiast sięgnął do ust, zamierzał wepchnąć nań dwa palce i wymusić na sobie wymioty. Ciężko szło, zważywszy na to iz wypluwał sporo krwi na skutek odniesionych ran. Poza tym piekły go miejsca które miałt styczność ze srebrem. Mimo to, świadomie zaciskał palce na nadgarstkach szatynki. A skoro odczuwał ból, zacisk był o wiele mocniejszy, niż by chciał. Oddychał ciężko, zmuszając do zwrócenia błyskotki do prawowitej właścicielki. Nic z tego. Trudnością okazało się wyciągnięcie srebrnego pierścionka, szalejącego w trzewiach wampira. Zaraz dojdzie do krwi, do każdego narządu. Wypali mu dziurę... Co jeszcze? Uniósł pięść i wycelował w podłogę, tuż obok twarzy Polki.
- Z... zabiję cię.
Wykrztusił, wpatrując się w trupio bladą twarz kobiety. Tyle niepewności w jej oczach. Opadł czołem na chude ramię.
- Zrób coś... ty durna... polko. Zrób bo...
Bo wrócę do Beletha. No tak. Kiedy Fergal cierpiał, chciał odnaleźć opiekuna. Wszak on zawsze wyciągał swojego podopiecznego z tarapatów. Jakoś zdołał pozbierać się z podłogi, podtrzymując kanapy. Wstał ostrożnie, lecz zgarbiony. Kierował się do kuchni, chciał znaleźć nóż. Znał tylko jeden sposób pozbycia się uciążliwej części ubioru. Niech jednak później Manuela się modli do swojego bożka, bo Rekin nie zamierzał od tego tak zostawić.
Robił bałagan gdy szuka noża; wywalał szuflady, otwierał szafki i zrzucał zawartość z blatów. Nie kontrolował ruchów.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Nie Sty 05, 2020 10:10 pm

Rozumiała, ale nie mogła tak po prostu przejść z tym do porządku dziennego.
Czas wcale nie przestał mieć znaczenia. Mogłoby minąć i kilkaset lat, jednak Manuela nie wyobrażała sobie, żeby pamięć o jej rodzinie znikła i żeby zatarły się wspomnienia związane z obozem. Tak, chciała (musiała?) żyć według zaleceń Hira… ale co to niby znaczyło, że miała zacząć się ogarniać? Co, Fergal nie potrafił nawet wysłuchać żalu i cierpienia narzeczonej?
A może sam robił z siebie ofiarę przez to, że ktoś po tylu latach znowu postanowił przypomnieć prawdę? Jego pewnie również bolały wspomnienia – ale czy to oznaczało, że Manuela miała milczeć?
Nadal jestem dla ciebie skorzystaniem z sytuacji. Świetnie. Boże, dlaczego Hiro to zrobił… – syknęła. Odpowiedź Rekina wcale nie brzmiała zadowalająco.
Bo skoro Fergal tak bardzo chciał odgrodzić się od przeszłości, to czemu właśnie w Manueli miał dostrzec szansę na dalszą poprawę?
Ich rozmowa była teraz nerwowa i nieprzyjemna. Żadne z nich nie potrafiło zmusić się do łagodniejszych, mniej agresywnych słów, żadne też nie odpuszczało. O ile wcześniej, w mieszkaniu Fergala, przez moment naprawdę istniała pomiędzy nimi nić zrozumienia i Manuela prawie była w stanie głośno, przy Schlechcie, zgodzić się z wolą Hira… tak teraz każde jego słowo traktowała jako atak i odwdzięczała się tym samym.
Nawet zwykła pogawędka o jedzeniu podziałała jej na nerwy. Przy innych wampirach nie zwracała uwagi na to, jak rozprawiały o krzywdzeniu ludzi, w końcu dlaczego miałaby mieszać się do ich życia, ale gdy Fergal zaczynał opowiadać o planach na polowanie…
Była bardzo bliska uderzenia go w twarz, kiedy zaczął ją obrażać. Nadal miał ją za idiotkę, nadal na każdym kroku wypominał jej, jak była głupia, nadal jej wrażliwość odbierał jako jakiś ubytek. Stanęła nawet niedaleko niego z uniesioną ręką, ale w końcu zacisnęła ją w pięść i odwróciła się w stronę tej sypialni.
Wiem, kim się stałam, wiem, co powinnam jeść. Wbrew twojej opinii – nie jestem aż tak głupia. Co we mnie widział Hiro? Może jakiekolwiek współczucie wobec innych istot? – prychnęła sucho, naprawdę mocno zraniona tymi słowami. Pomimo absurdalnego rozkazu Hira Sojka była mu wdzięczna za życie. A teraz Fergal potraktował ją jak nic niewart, niemyślący przedmiot i jeszcze się dziwił, że coś mu wyrzucała. – A co Beleth widział w tobie? Chyba tylko twoje ostre szczęki i ciągły głód, reszta nie miała znaczenia, czyż nie? A może byłeś dla niego czymś więcej niż maszyną do zabijania? – uśmiechnęła się kwaśno, już kończąc wątek.
Jeżeli Fergal cokolwiek jej odpowiedział, nawet nie słuchała. Po prostu w ciszy przysiadła w sypialni, aby przynajmniej spróbować odpocząć. Oczywiście, nieskutecznie – bo jej umysł nie mógł tak po prostu się wyciszyć. Jak zawsze wspomnienia wysunęły się na pierwszy plan i przypomniały Manueli, kto był powodem tego, że siedziała teraz w zimnym pokoju, sama, zahukana, bez miłości i rodziny.
Na razie nie potrafiła inaczej spojrzeć na Rekina. Wciąż był dla niej tym samym katem. Wcześniej, gdy w emocjach naprawdę zdobyli się na szczerość, przez moment dostrzegła w nim kogoś innego, kto uczył się ciepłych, pozytywnych uczuć i kto potrzebował innej istoty, która mogłaby z nim te uczucia dzielić… ale to szybko minęło.
Może faktycznie w środku domagała się powrotu kata? Znowu chciała, żeby zdominował jej duszę i ciało, bo inaczej po prostu nie umiała żyć?
Manuela sama nie znała odpowiedzi, na razie jednak o tym nie myślała. Była w mantrze, chciała sprawić Fergalowi cierpienie, chciała, by poczuł to, co ona czuła od długiego, długiego czasu, chciała, by zrozumiał jej ból.
Herbata czy tabletki z pewnością by nie pomogły. Tylko Schlecht byłby w stanie jakoś wyprowadzić ją z tego stanu – ale zawiódł.
Znowu zranił ją słowami.
To w związku z tym, że skoro jesteś narzeczonym, to przychodzę do ciebie… po pomoc.
I w ramach tej prośby o pomoc obdarzyła go czystym, pięknym srebrem. Nie ma to jak prezent od ukochanej, prawda?
Musiał, dla uspokojenia jej sumienia, znowu znosić męki i z nią walczyć. Manuelę zbyt gryzło w środku to, że pozwoliła mu tak po prostu spać w jej mieszkaniu.
Nie próbowała uciszyć jego wrzasków, bo wszystkich sił używała do tego, aby przygwoździć jego duże ciało do kanapy. Była jednak pewna, że nikt nie zwróci na nich uwagi – mieszkała w okolicy, gdzie niestety przemoc domowa była na porządku dziennym. Rzadko, naprawdę w skrajnych przypadkach, ktoś wzywał policję.
Walczyła z nim, próbując opanować jego wierzganie, co wcale nie było łatwe. Gdyby nie oddał jej wcześniej krwi i gdyby nie połknął pierścionka, przez co wykonywał tylko chaotyczne, nieprzemyślane ruchy, pewnie już zrzuciłby ją na podłogę. Sama Manuela ciężko oddychała przez obolałe, obite gardło, ale dzięki srebrnemu naszyjnikowi była w stanie utrzymać Fergala w jednej pozycji. Dusił się. Dusił się i palił, leżał pod nią w niewyobrażalnych męczarniach.
Tak jak ona leżała pod nim w cierpieniach nieliczoną ilość razy.
W końcu jednak srebro pokonało i ją, przez co musiała odrzucić naszyjnik. W dodatku ta pieprzona wola Hira przebijała się przez myśli Manueli i coraz głośniej karciła kobietę. Jeszcze moment, a pojawią się wyrzuty sumienia.
Dłonie miała brudne od swojej krwi, a bluzkę od tej, którą wypluł na nią Fergal. W swoim szaleństwie pomyślała nawet o tym, że niedługo pewnie już nie będzie mieć czystych ubrań przez te ich słodkie narzeczeńskie kłótnie – może więc powinna jednak odpuścić?
Boże, zresztą czy naprawdę potrafiła znowu zabić? Jasne, Fergal to nie Madzia czy Ida, ale… ale przecież to nadal życie… Nawet jeśli przepełnione złem i gniewem do szpiku kości, to jednak – życie.
Przecież nie jesteś katem. Nie jesteś taka jak on. Ile razy sobie to mówiłaś?
Patrząc na krew, którą zostawiła na ciele Fergala, chciała się wycofać do kuchni, ale Rekin powalił ją na podłogę. Zakaszlała, bo mocno uderzyła plecami o podłoże, a zaraz po tym na jej twarzy wylądowała odrobina krwi z ust Fergala. Spojrzała ze strachem w jego przekrwione oczy.
Nadal cierpiał, nadal nie mógł tego znieść. Widziała wypalony ślad na szyi, niewielkie blizny wokół uszu, ślady na twarzy, widziała dymiącą skórę na klatce piersiowej – ale już nigdzie nie było srebra.
Mimo tego Fergal nadal cierpiał.
Pierścionek?
Połknąłeś go całkiem? Czy utknął w przełyku? – zapytała jeszcze, trochę spokojna, a trochę rozdygotana.
Na razie leżała nieruchomo, ze skrępowanymi dłońmi, wpatrując się tylko dziko w Fergala i czekając. Nic nie robiła, nic więcej nie powiedziała – także w momencie, gdy Rekin próbował sprowokować wymioty.
Zauważyła na jego języku długi, krwawy ślad. Wampirowi wystarczał dosłownie moment, aby doznał zgubnego wpływ srebra. Manuela o tym słyszała, ale dopiero teraz widziała to na własne oczy. Nie miała pojęcia, że coś tak niewielkiego może aż tak zranić rosłego, niepokonanego Fergala.
Schlecht musiał jak najszybciej zwrócić zawartość żołądka, w przeciwnym razie pierścionek będzie nawet godzinami wypalał dziury w jego ciele. Czy wampir w końcu umrze? Wątpliwe, może w końcu żrące kwasy poradzą sobie ze srebrem i całkiem się go pozbędą, ale… męka nie ucichnie.
Manuela dobrze wiedziała, co oznacza nieprzerwany, piekący ból. Jej rany po gwałtach, po ugryzieniach, po przypaleniach – nieraz nie były opatrywane przez wiele godzin czy dni, przez co w męczarniach modliła się chociaż o odrobinę snu, aby odczuć ukojenie.
Zawsze marzyła wtedy o tym, aby Fergalowi również sprawić taki nieprzerwany ból. Dopięła swego – udało jej się.
Ściskał mocno jej nadgarstki, aż mimowolnie szarpnęła rękami, i charczał jeszcze kolejne słowa, jakby chciał pokazać, że nadal walczy i że Manuela tak łatwo się go nie pozbędzie. Nie był w stanie zwymiotować pierścionka, bo przez ból nie potrafi głęboko wsadzić palców do gardła.
Potrzebował pomocy.
Uderzył pięścią w podłogę. Nie w jej twarz, nie w jej ciało – ale obok. Panował nad gniewem.
Manuela w końcu wzięła kilka wdechów, zachłysnęła się własnymi łzami i przełknęła wyplutą krew Fergala, która dostała się do jej ust – a on sam opadł czołem na jej ramię. Nie po to, aby jej zrobić krzywdę. Szukał w niej wsparcia, w niej, swojej niedoszłej morderczyni. Na razie nie chciał się mścić.
Nic nie mów. Nie nadwyrężaj gardła – poleciła mu cicho, gdy jeszcze na niej leżał.
Podniosła się zaraz po nim i ze strachem obserwowała jego ruchy. Chyba nie chciał…?
Nie wydostaniesz tego nożem! – krzyknęła za nim. – Wyprujesz sobie flaki, zanim to znajdziesz w żołądku! Przecież dobrze o tym wiesz!
Podbiegła do niego i wyrwała mu z rąk nóż, który Fergal akurat znalazł w szufladzie. Sama zaskowytała z bólu, ponieważ odezwały się rany po przypaleniu na dłoniach. Zacisnęła trzęsące się palce na rękojeści i wycelowała ostrze w gardło Rekina.
Zniesiesz ból. Jesteś wampirem. Masz większą wytrzymałość. Musisz… Musisz to znieść – powiedziała w rozpaczy. Nóż wyślizgnął jej się z rąk i wbił się w podłogę, tuż obok stóp Fergala. – Nie możesz… nie możesz jeszcze ginąć, bo teraz już masz dla kogo żyć, rozumiesz?
Brzmiała jak szaleniec, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że sama przed momentem chciała go ukatrupić, ale cóż – taka w końcu była. Fergal już chyba zdążył zauważyć, że pojawiały się chwile, gdy obóz robił Manueli papkę z mózgu, przez co nie dało się przewidzieć jej czynów.
W jej dzieciństwie, gdy bracia nie chcieli iść do szkoły, próbowali różnych sposobów, aby sprowokować wymioty. Manuela kilka z nich pamiętała, ale większość z nich polegała na zjedzeniu czegoś nieświeżego, surowego lub obrzydliwego. Nie miała nic takiego na mieszkaniu.
Zresztą musiała działać szybko – pozostawało wepchnięcie mu własnych palców do gardła.
Zanim jednak to zrobiła, sięgnęła po szklankę, tę samą, z której wcześniej piła krew Fergala, nasypała do niej dużo soli – dzięki Bogu, że ją w ogóle miała – i zalała to zimną wodą. Powinna użyć ciepłej, ale nie było czasu.
Szybko wymieszała zawartość, przy okazji zostawiając wszędzie w kuchni krwawe odciski swoich dłoni, i podeszła do Fergala, który już chyba ledwo widział na oczy.
To będzie obrzydliwe, ale wypij wszystko. Musimy sprowokować wymioty – oznajmiła, podsuwając mu zabarwioną od resztek krwi wodę z solą.
Przechyliła naczynie, a drugą ręką schwyciła go za włosy, aby się nie wyrywał. Wmusiła w niego całą mieszankę, zapewne powodując kolejną falę bólu – wszak wlała mu do gardła niemal samą sól, prosto na świeże, mocno krwawiące rany.
Nie wypluwaj! Zwymiotuj! – rozkazała, kiedy już szklanka była pusta. Odrzuciła naczynie, które rozbiło się tuż obok nich. Lepiej uważać na odłamki – Manuela nie miała teraz czasu się nimi zajmować.
Kiedy była już pewna, że Fergal wszystko przełknął, pomogła mu przejść do klęczącej pozycji. Spojrzała ponownie na jego umęczoną twarz – i chwilę się zawahała.
Mogłaby teraz wbić mu nóż prosto w serce, rozharatać mu brzuch, tak jak już to nieraz robiła. Mogłaby pomścić rodzinę.
I co potem?, niemal usłyszała w głowie głos Hira. Jakie będziesz mieć życie, skoro zabijesz jedyną osobę, która się dla ciebie liczy?
Niech to szlag, co ty ze mną robisz… – warknęła, choć trudno stwierdzić, czy mówiła o Fergalu, czy o Hirze.
Podtrzymując Rekina jedną ręką, drugą sięgnęła do jego gardła. Rozkazała mu rozewrzeć szczęki, po czym w końcu wsadziła swoją drobną dłoń do jego paszczy. Poczuła na skórze jeszcze więcej krwi – będzie w niej umorusana niemal do łokcia.
Również ją bolało, gdy dotykała swoimi zranionymi miejscami zębów Fergala, ale zacisnęła szczękę i zmusiła się, aby wepchnąć rękę głęboko, tak daleko, jak tylko dała radę. Nawet jeśli Rekin ją podgryzał, rzucał się czy skomlał, uparcie drażniła jego gardło, by wymusić te cholerne wymioty.
Niech wyrzyga na jej rękę wszystko, całe cierpienie i ból, całą nienawiść. Niech to zrobi w imię ich chorej, popapranej miłości.
W końcu dostrzegła, że dostał skurczów żołądka, a chwilę po tym mógł wreszcie zwymiotować na podłogę to, co dzisiaj zjadł – czyli krew oraz zabójczy, niewielki pierścionek. Biżuteria upadła wśród krwistej, obleśnej mazi na podłogę.
Już nie paliła. Już nie było bólu.
Manuela cofnęła rękę i schwyciła nią teraz Fergala za głowę. Wplotła w jego włosy poparzone, umorusane od krwi palce.
Już dobrze. Udało się. Już nie boli – niemal zapłakała, kołysząc ich ciałami, jakby uspokajała dziecko.
Hiro byłby z niej dumny. Pochwaliłby ją, uśmiechnąłby się łagodnie. Nawet sama Manuela odczuwała teraz spokój i ulgę – nie zabiła. Nie stała się mordercą. Okazała miłosierdzie, uratowała swojego kata.
Tylko jak długo jej psychika będzie siedzieć cicho? Kiedy znowu zacznie domagać się zemsty?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pon Sty 06, 2020 2:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Pon Sty 06, 2020 1:11 am

Dla własnego dobra Sojka powinna przestać rozpamiętywać. Owszem, ciężka decyzja, bo o rodzinie od tak zapomnieć się nie da, zwłaszcza gdy obok niej wciąż przebywał morderca jej najbliższych i jeszcze miał czelność krytykować ją za wytykanie mu zbrodni. Wcale nie czuł się niewinny, wręcz przeciwnie, cały czas w głowie miał twarze wszystkich ludzi których pozbawił życia w obozie. Już nie chodziło o zabijanie dla pokarmu, ale dla poglądów chorego człowieka. Poza tym jego Manuela była tu największą ofiarą; wciąż żyła z ciężkim balastem, jakim była utrata rodziny. Schlecht  już miał dość słuchania o tym na najbliższe kilkanaście godzin albo i lat. Wystarczyła sama obecność wampirzycy aby o wszystkim pamiętać i to już było jego pokutą. Poza tym naprawdę zależało mu na poprawie, dlatego Sojka okazywała się niezbędna. Ciężko wyjaśnić.
- Wiem jak okrutnie to brzmi, ale tak właśnie jest. Samo twoje istnienie może mnie nakierować.
Podłe słowa, lecz prawdziwe. Rekin wiedział jak wykorzystać dawną niewolnicę i nie chodziło tutaj o całe zło, które kryło się w jego wnętrzu, lecz właśnie o to, aby jak najgłębiej je zakopać. Niemniej to bardzo trudne zadanie, czasami niewykonalne.
Będzie nerwowa póki obydwie strony nie odpoczną po dzisiejszej nocy. Nawet jeśli przeszliby na spokojniejszy ton, prędzej czy później któreś z nich by nie wytrzymało. Za dużo emocji, za dużo nerwów. Sen był dla nich najważniejszym planem, wszak po każdej burzy wschodzi słońce. Ale... czy u tej pary kiedykolwiek zaświeciła ratujące przed ciemnością ognista gwiazda? Chyba tyłków  celu destrukcyjnym.
Nawet teraz, kiedy Fergal chciał pouczyć wampirzycę, spotkał się z krytyką oraz własnymi nerwami. Według niego kobieta NIC A NIC nie rozumiała tego kim jest. Dwa różne poglądy, dwa różne widzenie świata. Ona pragnęła spokoju, litości, On żądał krwi i prymitywności. Totalne przeciwieństwa.
- Współczucie czasami jest zbędne. Cieszysz się z bycia wampirzycą? Chciałaś posiąść taki los?
Spytał, nie zauważając ruchu ręki. Całe szczęście, że Manuela powstrzymała się przed uderzeniem go w twarz; zapewne od początku rozegrałoby się piekło.
Kolejne słowa zabolały. Nie dał oczywiście po sobie tego poznać, aczkolwiek jego milczenie już wiele mówiło. Chociaż i tak nie było już sensu mówić, wampirzyca udała się do swojej sypialni... Nie na długo. Psychoza wampirzycy przebudziła się z potrzebą skrzywdzenia dawnego kata. Fergal powinien był przewidzieć takie działanie, przecież Sojka nie była zdrowa na umyśle - nie po tym co przeszła.
Nie potrafił pocieszyć kobiety, nie zdobył się na żadne miłe słowo. Nie po tym co niedawno przeszli. Chociaż może powinien? Przecież to był kolejny krok do bycia lepszym. Czasami zdarzało się mu okazać nijaką życzliwością, więc czemu teraz się na nią nie zdobył. W zamian za swoje grubiaństwo otrzymał podarunek - srebro. Rozległ się krzyk, wrzask i ogarniająca wnętrze wampira wściekłość z szokiem. Nie wiedział że Sojka będzie zdolna posunąć się do kolejnego kroku we własnym domu, w zamknięciu, zupełnie zdana na litość Schlechta. Nie chciała aby krzywdził, a co zrobiła? Zmusiła kolejny raz do złości.
Między nimi doszło do kolejnej walki, w której wampirzyca za wszelką cenę nie chciała dopuścić do przegranej. Chciała śmierci, śmierci ich obojga. Mieli skonać, nie męczyć się w okropieństwach jakie ze sobą nieśli przez całą drogę życia. Całkiem interesujące rozwiązanie ich sporu, jednak nie dla Fergala. Zrzucona kobieta musiała znosić ciężar oprawcy. Nie wiedziała co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie pierścionek torturujący żołądek wampira. Bo poza innymi ranami, to najbardziej on drażnił oprawcę. Pragnął zniszczyć Sojkę, za karę i za swój fałszywy ruch. Nieważne, że nie raz sam doprowadził ją takiego stanu; wiła się pod nim, cierpiała, płakała i błagała. On tylko wpatrywał się wtedy w umęczoną twarz, delektując wszystkim co smutne oraz najgorsze. Łaknął jej cierpienia, jak ona w tej chwili jego. Kolejna podła rzecz jaką odczuł na własnej skórze, nie spodziewał się takiego potwornego bólu.
Nie poprosił bezpośrednio o pomoc. Sam gest wystarczył, a później słowa przeplecione z wołaniem o pomoc. Chcąc lub nie, Sojka była jedyną osobą w mieszkaniu, która mogła coś jeszcze zrobić. Stwór się dławił własną krwią, nie potrafiąc wymusić na sobie zwrócenia srebra. I nie musiał odpowiadać, wampirzyca domyśliła się sama; połknął pierścionek, a teraz cierpiał męki. Chciała tego, osiągnęła ten stan u Rekina. Mogła go tak zostawić, obserwować jak kona w męczarniach. I co najgorsze... Zyskała wielką szansę dobicia go. Wystarczyło przebić jego serce, odciąć głowę aby pozbyć się raz na zawsze plugawego dawnego esesmana.
Nie spotkał się z niczym złym. Wbrew wszystkiemu czego spodziewał się Fergal, Manuela postanowiła mu pomóc. Poszła nawet za nim, kiedy udał się do kuchni w celu odszukania noża. Działał odruchowo: skoro nie mógł wyrzygać pierścionka, postanowił go sobie wypruć. Może napaskudziłby strasznie, stracił sporo krwi oraz sił, to tak czy siak wydobyłby go. Oczywiście mieszkanka mieszkania nie dopuściła do tego. Pierw zaprotestowała krzykiem, a później zdecydowała odebrać mu nóż. Schlecht spojrzał na nią ze złością, bo jakże śmiała zniweczyć jego plan. Ale za chwilę... Już nie miał siły się denerwować. Oparł się tyłem o blat szafki, chwycił dłońmi jego brzeg. Nie mógł nawet przełykać gromadzącej się w jego ustach, przez co spływała z pomiędzy kącików ust. Nie był w stanie nawet nic powiedzieć, kiedy ujrzał ostrze noża skierowane w stronę jego gardła.
Zabije go teraz?
Nic z tych rzeczy, wampirzyca zdobyła się na pomocny gest ratujący mordercze oblicze kata. Czemu to robiła? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, dopiero później zrozumiał.
Nie zginie póki ma dla kogo żyć. Sojka zdecydowała. Jej psychoza osiągnęła dziwny stan, lecz wytłumaczalny. Przeżycia w obozie stworzyły kobiecego potwora, zdolnego do zadania bólu a później uleczania.
Oczywiście, że znosił ból. Starał się stać na własnych nogach, jeszcze jakoś wymuszał na sobie myślenie. Aczkolwiek z sekundy na sekundę było co raz gorzej. Srebro wypalało, nie leczyło, nie cofało się. Dławił się już własną krwią, prawie osuwał na podłogę. Do uszu docierały odgłosy sypanej soli, wody. Co chciała zrobić? Czym była ta nietypowa mikstura? O jej działaniu miał przekonać się niebawem. Sól z wodą. Naturalny środek wymiotny miał zostać wykorzystany do uleczenia Rekina. Sojka stanowczo wymusiła na nim wypicie go, chociaż początku walczył z tym. Jak tylko pierwsze łyki zetknęły się z poparzonym językiem, zawył. Mimo wszystko przełykał wszystko, coby nie czuć tej gromadzącej się krwi. Nic przyjemnego; obrzydliwy posmak, sól paląca jego poraniony przełyk. Prawie odepchnął swoją wybawczynie, gdyby nie to, że wypił wszystko. Skoro miało to pomoc, nawet za cenę bólu, zasłonił usta swoją dłonią. Nie chciał niczego odruchowo wypluwać, powoli przełykał. Chociaż za sprawą takiej mieszanki w środku wampira rozegrało się prawdziwe piekło. Kiedy odleci? Kiedy padnie? Póki co wylądował na kolanach. A dzielna Polka nadal przy nim trwała. O co w tym wszystkim chodziło? Z całą pewnością wypyta, musiał. Ten temat nie może zostać zażegnany od tak: Manuela pomagała mimo iż sama narobiła brudu. Więc to tak działało współczucie?
Otworzył szczęki z których od razu wypłynęła spora ilość krwi. Jedną ręką chwycił podtrzymującą go dłoń kobiety, a drugą obejmował brzuch. Właściwie nie tylko z bólu, gdzieś w podświadomości zaistniało zagrożenie, że ona tylko czyha aby wypruć mu flaki. Cóż... Niebawem i tak zrobiła coś niezbyt normalnego, ale i pomocnego. Drobna dłoń wślizgnęła się do paszczy potwora, podrażniając rany, a przy okazji skaleczyła i siebie o ostre zębiska. Chciał odruchowo zacisnąć szczeki, jednak odruchy wymiotne na to nie pozwalały. Kto by przypuszczał, że z bohaterki wieczora była taka krypto sadystka? Pomagała? Owszem. Zadawała ból? Jak najbardziej. Dyszał głośno, zaciskał ślepia. Ręka kobiety brnęła co raz głębiej, a wszystko po to, aby pozbyć się pierścionka który zadawał ogromny ból. Marzył aby wszystko się już skończyło, był okropnie zmęczony. I kiedy wreszcie osiągnięto cel zamierzony, Schlecht wyrzucił z siebie całe cierpienie. Wszystko wyrzygał na rękę Manueli. Musiała ją aż cofnąć, aby pozwolić wampirowi zwrócić krew oraz przedmiot jego tortury. Pochylił się podczas wymiotowania. Znowu cała wypita krew poszła na marne; pozostały tylko po niej skrzepy i śmierdząca ciesz. Oraz to popieprzone palenie w gardle. Osunął by się we własny brud, gdyby nie Manuela nie pochwyciłaby go i przyciągnęła do siebie. Schlecht wciąż charczał, ale już znacznie spokojniej. Troskliwość Manueli zadziałała. Okaleczone dłonie sięgnęły po ramiona żydówki. Tak, tak jak kiedyś w obozie potrafiła go udobruchać. Tak czyniła i teraz. Mimo iż sama była powodem całej chorej sytuacji, to jednak w tym momencie nie był w stanie zemścić się.
- Nie możesz być taka jak ja.
Znowu ta szczerość. Znowu cicho mówił i bez cienia złości. Zamknął nawet ślepia, aby zdobyć się na jeszcze większe uspokojenie, niemniej monotonne ruchy kobiety były najbardziej kluczowe.
- Nie jesteś potworem.
Oczywiście, że nie była. Chociaż i tak nadal będzie brnęła ku zemście, Fergal wiedział o tym, będzie już czujniejszy. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, póki Niemiec nie odsunął się samodzielnie. Już dość czułości, za dużo, stanowczo za dużo. Nie spoglądał na zwymiotowaną breję, która kusiła zapachem... Pieprzona krew. Z rozchylonych warg potwora spłynęła stróżka krwawej śliny.
- Idź spać, Sojka... Idź. Nie zagrozi ci nikt, nie pozwolę.
Kolejny raz powtarzał słowa, które dobrze znała. Ochroni ją, nie dopuści NIKOGO aby był w jej pobliżu. Jedynie co musi zrobić, to odpocząć. Zregenerować siły na nowy dzień, na nowe nerwy i postanowienia. Przecież mieli spędzić razem wiele czasu. Nauczyć się ze sobą żyć.
Opadł na drugi bok na zimnych kafelkach, które okazały się wybawieniem dla obolałego ciała. Skóra na twarzy wciąż piekła, klatka piersiowa również. Obejmował jednym ramieniem umęczony brzuch. Wszystko się uspokajało. Ale... Co się działo w głowie Sojki? Jak wyglądała jej pierwsza noc z narzeczonym? Pełno krwi, łez, cierpienia i powracających wspomnień do koszmaru. Może Hiro faktycznie czerpał przyjemność z potwornych sytuacji do których sam doprowadzał.
Jeśli wampirzyca zdecydowała się na pozostawienie śpiącego Rekina w kuchni, nie powinna się i tak zamartwiać. Fergal spał snem kamiennym, wybudzenie go graniczyło z cudem. Organizm domagał się wypoczynku po ciężkiej walce. Zapewne też i ona sama potrzebowała snu. Obydwoje się... napracowali.
I nieważne czego podjęła się kobieta, Fergal wstał po kilku godzinach. Wygłodzony, o drżącym ciele. Trochę minęło czasu nim dotarł do siebie, a umysł oprzytomniał. Pierwsze co, to poczuł zapach zwymiotowanej krwi oraz pragnienie zlizania. Ciało domagające posiłku, nie wybrzydzało. Poza tym umysł był na skraju wpadnięcia w szał głodowy; a obok była ona. Manuela. Zdrowa, pełna krwi... Tak, psychika Fergala zmierzała ku zezwierzęceniu; z boku karku wyrżnęły się skrzela, szczęki stały się większe, masywniejsze. Ciało większe, szersze. Z pleców wystawała płetwa grzbietowa, tak samo jak z ramion przed łokciem. W dodatku nie kontaktował. Dla niego liczyła się ta czerwona posoka, a świadomość o Sojce póki co odepchnięta na bok. Pozbierał się na tyle ile mógł, dopadł do krwi widniejącej na kafelkach. Zaczął ją łapczywie zlizywać. Byleby zaspokoić palące pragnienie, ukoić ten głód powodujący ból. Szatynka raczej nie zobaczy niczego przyjemnego w pochylającej się nad breją potworem. Ba, co będzie jeśli znowu go sprowokuje? Póki co nie zwracał uwagi na otoczenie; póki była krew, nic innego się nie liczyło.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Wto Sty 07, 2020 12:45 am

Właściwie Manuela faktycznie niewiele rozumiała, jeśli chodziło o przemianę Fergala. Wiedziała o jego nowym życiu od niedawna, sam Rekin nie zdradził wszystkich szczegółów, a trudno jej było przyjąć do świadomości fakt, że to już nie była ta sama osoba co kiedyś. Musi minąć trochę czasu, aż umysł to przyswoi – do tego momentu najlepsze, co może zrobić Fergal, to wykazać się cierpliwością.
I najlepiej też współczuciem, które niestety opluł własnymi słowami. Czy według niego wampir nie miał prawa do empatii wobec słabszych istot? Czy uważał, że skoro Manuelę dopadł taki los, to powinna stać się głucha na krzywdy innych?
On najwyraźniej też jej nie rozumiał. A powinien, bo może wtedy wiedziałby, jak zapobiec jej kolejnemu atakowi złości.
Tymczasem musiał znieść palące srebro, nie tylko rozsypane po nagiej skórze, ale i przypadkowo połknięte. Manuela pamiętała, że Fergal bardziej niż inne wampiry był wrażliwy na ogień i poparzenia. Regeneracja po tej walce wcale nie przyjdzie mu więc tak łatwo – pomimo wysokiego statusu będzie potrzebował opatrunków i dużej ilości krwi, zwłaszcza po to, by wyleczyć rany wewnętrzne.
Gdy dopadała ją chęć zemsty, Manuela nie myślała racjonalnie: nie przejmowała się konsekwencjami, nie martwiła się o własne życie, nie zależało jej na uniknięciu ran. Póki zadawała Schlechtowi ból, karmiła swoją egoistyczną część duszy – tylko to się wtedy liczyło. Dlatego nawet nie pomyślała o wcześniejszych ostrzeżeniach Fergala. Chwilowo miała gdzieś, czy go sprowokuje do ataku, czy nie.
Jeśli Fergal zareagowałby złością i przemocą, być może Manuela nie poczułaby litości i nadal w odrętwieniu wpatrywała się w jego cierpienie. Walczyłaby albo potulnie poddała się jego karze – to już trudno stwierdzić, niemniej raczej by mu nie pomogła. Przynajmniej nie z własnej woli.
Ale skoro znowu pokazał, że jednak umie nad sobą zapanować, w dodatku w tak kryzysowej sytuacji…
Zrozumiała jego niemą prośbę i pospieszyła na ratunek. Potem, gdy już wszystko się uspokoi, nastaną chwile, kiedy będzie żałować miłosierdzia, oraz chwile, kiedy będzie się cieszyć, że potrafiła się na nie zdobyć. Oby tych drugich momentów było więcej – niech więc Fergal pokaże, że zasłużył na ratunek.
Wyrwała mu nóż, wcisnęła obleśną mieszankę, pomogła przyjąć lepszą pozycję do wymiotów, aż w końcu podała pomocną dłoń – prosto do jego paszczy. Już niemal cała podłoga w kuchni była brudna od ich krwi – gdzieniegdzie znajdowały się ślady tego, czym wcześniej charczała Manuela, a teraz Fergal wypluwał w męczarniach jeszcze więcej.
Połknął sól, za co Sojka go nawet cicho pochwaliła, ściskając jednocześnie jego dłoń. Druga ręka już błądziła w jego przełyku. Manuela czuła na poranionej skórze resztki bolesnego roztworu i mogła się tylko domyślać, jak bardzo męczył się Fergal, u którego srebro spowodowało o wiele większe rany.
Czy była kryptosadystką? Wątpliwe – raczej sama sobie wmawiała, że przez to, co Fergal jej zrobił, nauczyła się krzywdzić innych. Nie odczuwała przy tym przyjemności, a już na pewno nie momencie, gdy sprawiała ból komuś innemu niż Rekinowi. A kiedy chodziło konkretnie o niego… Cóż, wtedy tak, były chwile – jak teraz – gdy odczuwała cichą satysfakcję na widok jego cierpienia.
Ale te chwile mijały szybko, zbyt szybko, o wiele szybciej, niż Manuela się spodziewała. Ten kobiecy potwór wcale nie potrafił zagościć na długo. Sojka jednak nie umiała się go całkowicie pozbyć, więc przez najbliższy czas czekało ich błędne koło cierpienia i miłosierdzia.
Przytrzymywała Fergala, kiedy zwracał krwistą zawartość żołądka, a zaraz po tym przyciągnęła go do własnego ciała. Ciężko oddychał, z ust skapywały mu jeszcze skrzepy krwi, gardło na pewno nadal paliło, chociaż już powoli pojawiała się ulga.
Nie miał siły się mścić, nawet jeżeliby chciał. Potulnie opadł na Manuelę, przylegając do niej i rękoma szukając pocieszenia. Miarowo kołysała jego ciałem, gładziła jedną dłonią plecy, a drugą przytrzymywała mu głowę. Z Sojki również ulatywały wszelkie złe emocje – przycisnęła nawet policzek do czoła Fergala, jakby chciała go pocałować.
Nie mogę być. Ty też nie możesz być taki jak dawniej. Oboje musimy to powstrzymywać, chociaż widzisz, jak jest trudno – wyszeptała, przytulając go mocniej i nie porzucając kojących ruchów dłoni.
Nie jesteś potworem – potrzebowała tego usłyszeć, nie tylko teraz, ale i wcześniej, gdy przyszła do niego z tą zabójczą szkatułką. Właśnie tych słów jej brakowało – Fergal musiał ją przekonać, że wcale nie zrobił z niej kata. Nawet jeśli to było kłamstwo, Manuela chciała w nie na nowo uwierzyć.
Uważnie mu się przyjrzała, gdy w końcu się od niej odsunął. Zakrwawiony, poraniony, cholernie wymęczony. Ale na razie był sobą, nie miał szaleństwa w oczach.
Nikt mi nie grozi. Nikt nam nie grozi… przynajmniej na razie – uspokoiła go jeszcze, próbując pomóc mu wstać.
Na próżno: Fergal opadł pod ścianą i definitywnie nie miał zamiaru nigdzie iść. Manuela już nie chciała dodawać, że jedynym zagrożeniem, jakie na nich czyhało, byli oni sami. Przestraszyła się, że przez wyczerpanie teraz z kolei Rekin może odpłynąć i zatracić się w swojej psychice. Dlatego postanowiła go nie ruszać i nie próbować przenieść na miękki dywan. Raz, w salonie ciągle walało się mnóstwo srebra, a dwa – Fergal powinien teraz leżeć spokojnie i wykonywać jak najmniej ruchów, aby rany mogły w spokoju się goić.
Sama była padnięta i oczy zaczynały jej się zamykać. Adrenalina opadała, jej ciało przypomniało sobie, że również dzisiaj wiele przeszło. Dla Manueli sen też był teraz priorytetem.
Czuła wyrzuty sumienia przez tę sytuację. Było między nimi w miarę spokojnie, oboje zyskali szansę na odpoczynek, ale musiała ześwirować i narobić głupot. Zlekceważyła rozkazy Hira, zlekceważyła pokojowe nastawienie Fergala, zlekceważyła nawet własne dobro.
Rodzina wraz z obozem na razie schowali się głęboko w duszy i pozwolili Manueli przynajmniej na chwilę ukojenia. Dzięki Bogu – podczas tego snu Fergal nie był zagrożony. Miał parę godzin wytchnienia.
Kiedy w ciągu kilku minut zasnął na zimnej posadzce, Manuela chciała posprzątać bałagan, ale nie była w stanie zbliżyć się do krwi, zarówno tej zwymiotowanej, jak i pozostałej po walce, bo żołądek dopominał się posoki. Nie czuła się też na siłach zbierać srebra – obawiała się, że jeśli znowu będzie je mieć w rękach, chęć zemsty wysunie się na pierwszy plan.
Ostrożnie pozbierała jedynie pozostałości po szklance i położyła je na blacie. Spojrzała po tym na Fergala – spał jak niemowlę, cały we krwi i ranach. Zrobiło jej się go… żal. Zwłaszcza gdy przypomniała sobie jego ostatnie słowa.
Nie zagrozi ci nikt, nie pozwolę.
Czyli naprawdę chciał ją chronić przed całym światem?
Pomógł jej po tym, gdy ją pogryzł. Wziął na siebie odpowiedzialność i zatroszczył się o jej powrót do zdrowia. Zachowywał się, jakby naprawdę mu zależało na jej dobru.
Ona też powinna zrobić to samo.
Przyniosła apteczkę i powoli zaczęła przemywać jego rany. Na razie bez środka dezynfekującego, żeby nie podrażnić poparzeń i nie wybudzić Fergala. Pozbyła się jedynie brudnej krwi – wodą, ale miejscowo, podobnie jak on wcześniej, przejechała delikatnie językiem wokół jego ran. Smakowała jego krwi, delektując się i jednocześnie oczyszczając poparzenia.
Przy szyi musiała wziąć parę głębokich wdechów, aby powstrzymać się od wgryzienia, ale dała radę. Nie mogła go teraz wykończyć, podczas snu, nie mogła mu odebrać cennej posoki – i tak mnóstwo jej stracił.
Ostrożnie zabandażowała większe ślady po srebrze na klatce piersiowej, zajęła się jego wrażliwymi uszami i zmyła krew z twarzy czy włosów. Dokładne opatrunki będą mogli zrobić dopiero kolejnego dnia, na razie Manuela wolała bardziej nie ingerować w jego ciało. Odniosła apteczkę, a po chwili wahania wróciła jeszcze z poduszką. Wsunęła ją dyskretnie pod głowę Fergala.
Hiro naprawdę byłby dumny ze swojej córki. Manuela chciałaby, żeby zobaczył, że koniec końców zatroszczyła się o narzeczonego… ale przecież najpierw musiałaby mu powiedzieć, dlaczego w ogóle do tego doszło – a powód by go nie ucieszył.
Właściwie Sojka zdała sobie sprawę, że oboje z Fergalem będą w niezłym potrzasku, gdy obudzą się rano, głodni i bez zapasów krwi. Manueli zostało trochę tabletek, niemniej to nie wystarczy. Co jeśli rzucą się na jakiegoś sąsiada?
Zaczęła się zastanawiać nad skontaktowaniem się z Hirem, aby poprosić go o pilny dowóz krwi, ale przecież raz – odmówiła mu świeżych zapasów, a dwa… musiałaby się przyznać do tego, co zrobiła. Dopytałby, zganiłby ją, może nałożył jakąś karę. Jako jego stworzenie potwornie teraz cierpiała przez swój brak posłuszeństwa. Tak jak Hiro mówił, nie mogła znieść samego faktu swojej zdrady.
Pozostawało jej pójście do banku z krwią – wiedziała, że wampiry jej klasy dostają niewielkie porcje za darmo. Ale nie mogła iść tam teraz, nie mogła zostawić tu samego Fergala, który w każdej chwili mógł się obudzić i oszaleć. Była też zbyt wyczerpana i bała się, że po drodze utraci świadomość i napadnie na jakiegoś człowieka.
Wyjęła jedynie z zamrażalki wszystkie porcje zwierzęcego mięsa, jakie przygotowała sobie na czarną godzinę. To musi im wystarczyć na poranny głód. A później, we dwójkę, kontrolując siebie nawzajem, będą mogli pójść do banku. Manuela zdawała sobie sprawę, że w tym stanie powinni trzymać się razem. Póki przy sobie byli, starali się jako tako utrzymywać świadomość.
Udała się w końcu do sypialni, pozostawiając szeroko otwarte drzwi, aby mieć widok na Fergala, oraz w końcu wpełzła pod kołdrę. Pomimo strachu o poranek i pomimo kłębiących się myśli o tym, że uratowała swojego kata i niemal w pełni stała się jego partnerką, sen przyszedł szybko. Ciało wreszcie mogło odpocząć. Umysł zresztą także – bo na szczęście o niczym nie śniła.

Przez wyczerpanie nie obudziła się od razu po tym, gdy Fergal wstał. A szkoda, bo może byłaby w stanie nakierować narzeczonego na rozmrożone mięso. Miałkie, wodniste i nie z człowieka – ale jednak mięso.
Ze snu wyrwały ją dopiero odgłosy chłeptania krwi. Poderwała się z łóżka, w strachu, że w nocy Fergal ruszył na polowanie i przyniósł jakiegoś nieszczęśnika. Sama, tak ja się spodziewała, też była głodna i nadal osłabiona, ale daleko brakowało jej do utraty kontroli. Wczorajsza krew Fergala bardzo jej pomogła.
Powoli wysunęła się z pokoju i stanęła w drzwiach. Na widok Rekina pochylającego się nad wymiocinami zacisnęła mocno pięści i usta. Cholera, czyżby już odpłynął?
I tym razem naprawdę był rekinem – od razu dostrzegła skrzela i płetwy. Zresztą jego zwierzęce pomruki nie pozostawiały złudzeń. Dobrze pamiętała ten stan. Niemal nigdy nie potrafiła wtedy przywołać Fergala do normalności: jeżeli już się przemieniał, musiał zaspokoić wszystkie swoje żądze, innej opcji nie było.
Chyba że pod tym względem też się zmienił?
Cofnęła się do pokoju po wszystkie tabletki, jakie miała. Nie wzięła tylko tych od Dimiego – nie ufała narkotykom. Ponownie wróciła do Schlechta.
Fergal – zaczęła cicho, powoli, choć głos jej trochę drżał. – W zlewie jest mięso. Zwierzęce. Możesz zjeść całe. Mam też dla ciebie tabletki. Musisz dojść do siebie. Pójdziemy do banku krwi. Ale najpierw musisz odzyskać świadomość.
Przesuwała się powoli w stronę kuchni, trzymając się tak daleko od Fergala, jak tylko było to możliwe. Teraz wszystko mogło go rozjuszyć. Musiała być ostrożna.
Nadal posilał się obleśną i jednocześnie zachęcającą breją. Manuela to rozumiała: ją też krew kusiła, nawet jeśli była już przetrawiona przez żołądek. Nie miała więc zamiaru próbować odciągnąć od niej Fergala.
Ukucnęła i podrzuciła w jego stronę wyjęte z opakowania tabletki. Tak samo zrobiła z mięsem. Sama nabrała ochoty, aby wgryźć się w żylaste kawałki, ale bała się, że i tak to, co miała w mieszkaniu, to będzie za mało dla Rekina. Nie mogła więc nic zjeść.
Szybko wycofała się do salonu, biorąc po drodze czystą szklankę. Stanęła boso na dywanie, uważając, by nie nadepnąć na srebro.
Jeżeli Fergal zje wszystkie tabletki i całe zwierzęce mięso, wtedy Manuela rozetnie swój nadgarstek i napełni trochę szklankę. Niewiele, mniej niż połowę, bo nie mogła sobie pozwolić na utratę świadomości, ale taka ilość w połączeniu z wymiocinami, sztucznymi pigułkami i mięsem być może wystarczy, aby Fergal przynajmniej się ocknął. Głodu nie zaspokoi, niemniej Manuela liczyła na to, że skoro nie wgryzie się bezpośrednio w nią, to nie straci bardziej kontroli.
Ukucnęła i położyła szklankę na podłodze, przed dywanem. Przesunęła ją w stronę Fergala.
Znajdziemy więcej krwi, ale na razie to wszystko, rozumiesz? Ocknij się, zrób to, błagam, jeśli nie dla mnie, o przynajmniej dla samego siebie.
I wycofała się o parę kroków, nadal uważając na biżuterię. Niech lepiej Fergal nie wchodzi na dywan – w końcu w tym stanie może nie dostrzec cienkich kolczyków czy bransoletek. A chyba nie chce znowu czuć tego bólu?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pią Sty 17, 2020 11:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sob Sty 11, 2020 11:34 pm

Teraz nie było mowy o rozmyślaniu o moralności. Nie kiedy między wampirami ponownie doszło do spięcia i tym razem Manueal kolejny raz dała pokaz swojej zemsty; wiele drobnych i drogocennych srebrnych ozdób posypało się po ciele wampira, doprowadzając go do licznych poparzeń oraz okaleczeń. Co gorsza jedno z nich wylądowało nawet w jego ciele. Połknięty pierścionek narobił wiele szkód, z którymi Rekin nie potrafił samodzielnie sobie poradzić. Jedyną pomocą okazała się sama sprawczyni wypadku. W miarę szybka interwencja - przymuszenie wampira do wypicia obrzydliwej mikstury, pomoc w zwymiotowaniu i wreszcie ochłonięcie, aczkolwiek sól i pozostałości po srebrze robiły swoje. Odczuwał spory dyskomfort, którego od razu się nie pozbędzie. Tutaj potrzebna była dłuższa regeneracja. Zwłaszcza, że rany rozchodziły się w jego wnętrzu. Nic przyjemnego.
Nie rozmyślał póki co o atakowaniu Manueli. Skoro pomogła mu, nawet była w najgorszym momencie wypluwania błyskotki, tym bardziej powinien się powstrzymać. Ale czy właściwie był w stanie coś zrobić? Nie.
Z każdą minutą oddychał wolniej, spokojniej, co znaczyło że już się aż tak nie męczył.
Nie wadziło mu nawet iż był brudny od krwi albo że obejmowała go sprawczyni całego zajścia. Przecież nie zostawiła go na pastwę losu - również wzięła na siebie odpowiedzialność za jego stan.
Nie odpowiedział, w końcu zbyt zmęczony i naprawdę potrzebował snu. Dlatego postanowił nie ruszać się z miejsca i pozwolił sobie na zaśnięcie na podłodze. Manuela wreszcie wykazała się instynktem samozachowawczym i nie ruszała z miejsca śpiącego wampira. I kto by przypuszczał, że wzbudził w niej uczucie żalu? Że zechce jeszcze ogarnąć jego rany? Schlecht był tak zmęczony, że nie poczuł kiedy kobieta zaczęła przemywać jego rany i starannie je opatrywać. Kto wie jakby zareagował, gdyby się przebudził? Co wtedy mogłoby Sojce grozić? Czy faktycznie by ją zaatakował? Póki co nie przekonają się oboje, wszak spał. A gdy jeszcze otrzymał poduszkę pod głowę, sen stał się o wiele mocniejszy. Zapewne Fergala można byłoby wynieść razem z meblami i nie przebudziłby się.
Do pewnego momentu.

Minęło kilka godzin. Wypoczęty lecz bardzo głodny Rekin pozbierał się z podłogi, z początku ignorując miękką poduszkę. Jego celem była krew, a gwoli ścisłości ta strawiona breja ze świecącym pierścionkiem. Mimo tego Fergal łapczywie zlizywał pachnącą w tej chwili rozlaną ciecz i nie miał ochoty wybrzydzać, mimo iż była paskudna w smaku. Działo się tak do chwili, w którym wybudzona Manuela, opuściła swoją sypialnie i udała się sprawdzić cóż takiego wyczynia jej nowy współlokator.
Ślepia wampira podążyły za nią, aczkolwiek nie ruszył się z miejsca. Póki krew była widoczna, nie zamierzał się odsuwać. Dopiero gdy kobieta odezwała się, wampir wykrzywił się we wściekłym grymasie. Jego dzikie spojrzenie nie wydawało się, że za chwile odzyska sprawność umysłową. Wciąż krążył po upadłej, zwierzęcej stronie chłepcząc krew z podłogi. Lecz w momencie jak wampirzyca poruszyła się, Schlecht zmienił położenie. Przesunął się bliżej niej, jakby zamierzał zaatakować ją od dołu. Naprężone i większe ciało na skutek postępującej przemiany czekało w gotowości. Zapach kolejnego posiłku doszedł do nozdrzy wampira i nie chodziło o tabletki - je całkowicie zignorował. Chodziło o mięso. Jak podrzucało mu pod sam nos, od razu się na nie rzucił zatapiając głęboko zębiska. Odrywał kawały, nawet ich nie przeżuwając. Przełykał głośno, co jakiś czas dławiąc się. Nic nie powstrzymało Niemca przed konsumpcją.
A tabletek dalej nie ruszał.
Niemniej krwią nie pogardził. Szklanka z czerwoną cieczą pochodzenia Manueli skusiła go do wypicia jej zawartości. O tak, wyczuł jej smak. Rozpoznał słodką żydówkę. Wszystko wypił, a nawet dokładnie wylizał długim językiem. Sapiąc, odstawił szklankę na podłogę. Wydawałoby się, że jest okey: w końcu wstał z podłogi, wyprostował ciało wyginając je lekko w tył, tak że aż kości dały o sobie znać. Oblizał powoli usta z resztek krwi i mięsa.
Całe szczęście, że jednak przemiana wycofała się. Myślenie zdołało jakoś przebić się przez ponurą potrzebę zabijania i spożywania. Lecz czy aby na pewno było wszystko w porządku? Niezbyt. Zaczął dotykać się po opatrunkach, dziwiąc się przy tym. Przełknął też ślinę, czując delikatne pieczenie. Wszak nie było już źle, co najmniej jakby miał zgagę.
Rozmasował skronie, przejeżdżając palcami ku uszom. Później niżej... Skrzela były jeszcze wyczuwalne. Ale płetw za to już nie było.
I wreszcie skupił się na nieopodal stojącej Sojce. Kobieta wpatrywała się w niego, z nadzieją że już wszystko jest w porządku i nic jej nie grozi.
- Oczywiście, że znajdziemy. Musimy.
Warknął w odpowiedzi. Nie ma co ukrywać - jest zły. Po tym co stało się przed jego snem; jak Sojka zaatakowała go srebrem, a nie tak dawno pouczał ją o zaprzestaniu prowokacji. Jednak nie dziwił się jej, w końcu znowu miała okazję na wyrządzenie mu krzywdy. Nie mógł marudzić, nie mógł robić z siebie ofiary.
- Licz się z tym, że zamierzam zająć się żywym inwentarzem. Może ty jesteś skłonna pić krew z woreczków, mnie ona nie wystarcza.
Doda, rzucając jej ostre spojrzenie. Miała zrozumieć, że nie zamierzał nawet z nią dyskutować.
- Masz jakieś rękawiczki czy coś? Trzeba wyzbierać to... srebro.
Na samo wspomnienie rany zabolały. Co gorsza, do jego głowy wpadło wspomnienie jak Manuela wymusiła na nim wymioty. Wepchnięcie ręki do paszczy...
Jeśli kobieta była w pobliżu, zatrzyma ją poprzez położenie dłoni na jej ramieniu. Pochyli się trochę, aby widzieć dokładniej jej oczy.
- Podobało ci się, kiedy zadawałaś mi ból?
Spytał, oczekując szczerej odpowiedzi. I nieważne jaką uzyska, odsunie się. Zamierzał udać się do łazienki w celu odszukania środków czystości. Zamierzał po sobie posprzątać, przecież nie będzie czyściła kafelek z jego wymiocin. Które z resztą sam... wylizał. Na samą myśl zrobiło się mu wstyd. Pieprzony szał. Pieprzony zwierzęcy umysł. Z przekleństwami pod nosem wpakował wiadro pod kran z którego poleciała woda. Później tylko dolał jakiś środek chemiczny i wrzucił szmatę. Nie, nie ubranie Mańki.
W milczeniu wrócił do bałaganu, stawiając wiadro z hałasem. Nie panował nad złością.
Nie bacząc na to co zrobi Żydówka, zaczął wycierać podłogę. Nie reagował na piekącą skórę po srebrze, na to że bolało. Że Sojka mogła zaatakować. Był wściekły o słabość, którą jej pokazał; bezbronność, prośbę o pomoc. To jak go przytulała, jak potraktowała. Ruchy wampira były co raz szybsze, aż wreszcie uderzył szmatą o podłogę.
- MANUELA! Masz wyprzeć z pamięci to, co widziałaś wczoraj! NIE JESTEM TAKI! Udawałem! NIC MNIE NIE BOLAŁO!
Oczywiście kłamał. Po prostu wstyd, poniżenie... Schlecht wciąż musiał nauczyć się wyrażać to, co czuł.
- Żaden pierścionek mnie nie pokona i... I naprawdę zapomnij! DOBRA?! TO ROZKAZ!
Dorzucił dla podkreślenia, powracając do czyszczenia kafelek. Kiedy uznał, że są już czyste, wrzucił brudną ścierkę do wiadra. Teraz co? Musi się ogarnąć i kiedy nastanie wieczór, muszą udać się na zakupy.
A co do poduszki... Westchnął. Ta kobieta naprawdę go zaskoczyła, faktycznie jeszcze zachowały się w niej odrobiny człowieczeństwa. Ba, przecież była człowiekiem.
- Nie zemszczę się za to co zrobiłaś, bo te koło przemocy nie ma już sensu.
Zgodzi się z nim? Nie musi. Fergal zamierzał naprawdę popracować nad sobą.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Gość Sob Sty 18, 2020 1:03 am

Dzięki Bogu, że Fergal w swoim zamroczeniu nie połknął przy okazji wyrzyganego i oblepionego skrzepami pierścionka. Gdyby w obecnym stanie znowu pożarł srebro, po Manueli i całym tym mieszkaniu pewnie nie zostałby ani ślad – Sojka wiedziała, że Rekin by ześwirował i zagryzł wszystkich w promieniu kilkudziesięciu metrów.
Gdy podawała mdłe mięso i suche tabletki, obserwowała napięte ciało wampira. Domyślała się, że w każdej chwili był gotowy do skoku w stronę jej tętnicy. Szybko więc się wycofała, nie chcąc denerwować go swoim zapachem. Szczęśliwie zwierzęce resztki podziałały i to na nich Fergal skupił swoją uwagę.
Przełknęła ślinę, widząc, jak w dosłownie paru ogromnych kęsach pożarł wszystkie zapasy. Przez moment zdawało jej się, że zamiast marnych kawałków wołowiny przełykał jej rozszarpanego brata, że na nowo rozpruwał jego brzuch i wyjadał trzewia. W głowie zadźwięczał jej nawet wrzask Joachimka… jednak szybko oprzytomniała, gdy przeniosła wzrok na twarz Fergala.
Pełną głodu, zwierzęcą, niemal bezmyślną – ale pozbawioną satysfakcji czy świadomego sadyzmu.
Napełniła połowę szklanki własną krwią, odsunęła się ostrożnie na dywan i czekała. Cichymi słowami jeszcze uspokajała Fergala, gdy zbliżał się w jej stronę i gdy wylizywał szklankę. Bała się, że będzie chciał więcej krwi i rzuci się na jej żyły. W końcu dawny Schlecht miałby gdzieś jej wolę i nawet gdyby odzyskał świadomość, dopadłby jej ciało. Mimo więc, że Fergal stał w miejscu i wyglądał, jakby dochodził do siebie, cofnęła się jeszcze bardziej. Nieomal wdepnęła we fragment biżuterii, szczęśliwie instynkt zadziałał i w porę odsunęła stopę.
Fergal – odezwała się w końcu głośniej, gdy Rekin spojrzał na nią w miarę przytomnie – mogę mieć pewność, że na razie nie odpłyniesz? Pozostaniesz świadomy?
Marne pytanie, jeśli się weźmie pod uwagę to, co sama wczoraj wyczyniła, ale musiała wybadać, czy kontaktował na tyle, aby sensownie odpowiadać na jej słowa. Nie komentowała jego zdenerwowania – poniekąd miał do tego prawo… chociaż Manuela nie czuła się w pełni winna.
W końcu nie wariowałaby, gdyby nie czyny Fergala z przeszłości. Wszystko zaczęło się odbijać na nim teraz, po osiemdziesięciu latach. Powinien to przyjąć z pokorą do wiadomości i znaleźć sposób na zapanowanie nad swoją narzeczoną.
Na razie pójdziemy do banku krwi, właśnie po te twoje znienawidzone woreczki. Musimy dojść do siebie – postanowiła sucho, chwilowo nie komentując jego decyzji o polowaniach.
Nie chciała się do tego przekonać, nie wyobrażała sobie, że świadomie mogłaby zabić jakiegoś biedaka tylko dla pożywienia. Dotychczas udawało jej się jakoś funkcjonować bez ludzkiego inwentarza – pewnie, że prawie zawsze czuła się niezaspokojona, ale głód towarzyszył jej przez niemal całe życie.
Przywykła.
Ja je pozbieram. Wiem, ile dokładnie tego jest, więc będziemy pewni, że nic nie zostanie – westchnęła, idąc w stronę łazienki. Domyślała się, że Fergal nie ufał jej w kwestii srebra, więc gdy tylko spotkali się spojrzeniem, dodała niecierpliwie: – Ze mną już też dobrze, jasne? Nie rzucę się na ciebie znowu. Nie… dzisiaj. Nie teraz.
Wygrzebała z łazienki jakieś szmatki i rękawiczki, po czym wróciła do salonu. Syknęła w zaskoczeniu, gdy Fergal nagle ją dotknął, i prawie odskoczyła w bok. Spojrzała na niego z dołu w strachu – przez moment miała wrażenie, że jednak znowu odpłynął i ją zaatakuje.
Nie – odparła drętwo. – Zawsze myślałam, że tak będzie… ale nie. Nie jestem taka jak…ty. Ugryzła się w język, nie dokańczając zdania. Szybko odwróciła głowę i odsunęła się od narzeczonego.
Przecież sam jej wcześniej powiedział, że nie może być taka jak on, że nie może być potworem. Chciała w to wierzyć.
Naprawdę chciała.
Zaczęła w ciszy zbierać całe srebro, uprzednio dobrze opatulając ręce. Dopiero teraz rany po oparzeniach na jej dłoni dały o sobie znać – nie zagoiły się w nocy, jedynie już mniej piekły. Dotykanie drobnych, zabójczych przedmiotów przychodziło jej więc z trudem, nawet jeśli cholernie uważała, aby nie natknąć się na nie skórą.
Skupiła się całkiem na tym, aby pozbierać zawartość szkatułki i wyszukać nawet najdrobniejsze kolczyki w miękkim dywanie. Słyszała, że Fergal zaczął sprzątać w kuchni, ale nic nie mówiła, nawet nie odwróciła się w tamtą stronę. Również czuła wstyd, że doprowadziła do tej sytuacji.
Każde z nich powinno teraz posprzątać bałagan, jakie po sobie narobiło. Oboje dobrze o tym wiedzieli, nie musieli tego komentować ani na siebie patrzeć.
Kiedy była już pewna, że cała biżuteria jest bezpieczna w szczelnie zamkniętej szkatułce, ogarnęła wzrokiem kanapę i dywan. Westchnęła głośno – wszędzie znajdowały się ślady krwi. Spanie w salonie zdecydowanie teraz odpadało, zwłaszcza jeśli będą chcieli zmyć wszystkie plamy. Przecież kanapa w takim wypadku nie wyschnie przynajmniej przez tydzień.
Usłyszała, jak Fergal do niej krzyknął. Podskoczyła i natychmiast się odwróciła. Jej umysł przez moment potraktował jego słowa jako rozkaz.
Oczywiście… – odparła wpierw machinalnie, chociaż zaraz po tym się otrząsnęła. – Czekaj, o czym ty mówisz? Jakie zapomnij, jakie nic nie bolało? Mam wyrzucić z pamięci to, że obrzuciłam cię srebrem? I że… cierpiałeś? Uwierz mi, że dla nas obojga będzie lepiej, jeśli to zapamiętam. – Aż schwyciła szkatułkę i szybkim krokiem zaczęła iść w stronę Fergala. Gdy była tuż przed nim, skręciła jednak do pokoju, aby po prostu odstawić biżuterię. Stamtąd do niego syknęła: – Już mi nie rozkazujesz. Być może nie zauważyłeś, ale od jakichś kilkudziesięciu lat… mam nowego pana.
Którego i tak nie słucham, pomyślała z żalem, chowając głęboko szkatułkę. Znowu dopadły ją wyrzuty sumienia, że okazała się tak nieposłuszna wobec Hira. Powinna go błagać o karę i przebaczenie.
Wyszła z powrotem do Fergala, w zamyśleniu patrząc na kanapę.
Będzie trzeba kupić nową, tej się nie doczyści – mruknęła pod nosem, chociaż nie wiedziała, skąd, do cholery, weźmie w ogóle pieniądze na meble.
Miała oszczędności, które zbierała przez lata, ale potrzebowała ich na życie i na regularne opłacanie mieszkania, nie na luksusy w postaci sofy.
Przeniosła wzrok na Fergala i ukucnęła, aby zabrać poduszkę. Objęła ją ramionami, po czym w końcu z siebie wydusiła:
Musimy się dokładnie opatrzyć, zanim wyjdziemy. I zmyć z siebie całą krew. – Umilkła na chwilę i wycofała się pierwsza do łazienki. – Ja z kolei nie mogę ci obiecać, że nie będę się już mścić. Chciałabym nad tym panować, ale… – Zacisnęła wąsko usta, kręcąc głową i zamykając za sobą drzwi.
Ale nie miała pojęcia, kiedy znowu usłyszy w głowie głosy zamordowanej rodziny, które będą ją pchały do mordu. Tego się nie przewidzi.
Wzięła szybki prysznic (szczęśliwie w bezpiecznej wodzie, przy bezpiecznym piecyku, nie przez sitko), dokładnie zmywając z siebie całą krew. Czuła jej odurzający zapach i nabrała ochoty, aby zlizać ją z własnej skóry i znowu posmakować Fergala. Gdyby nie fakt, że również był na granicy wytrzymałości, pewnie znowu poprosiłaby go o to, aby ją sobą nakarmił.
Kiedy doprowadziła się do normalnego stanu, szybko przemknęła w ręczniku do pokoju, na moment przymykając za sobą drzwi. Przebrała się w czyste ciemne spodnie i delikatną jasną bluzkę – dopiero po tym wyszła do Fergala. Po drodze zahaczyła znowu o tę nieszczęsną apteczkę. Jeszcze chwila i nie będzie w niej żadnych opatrunków.
Trzeba dokładnie przemyć twoje rany. Zrobię to, jeśli chcesz – wydusiła, wlepiając wzrok w podłogę, gdzie znajdowały się jeszcze rozsypane tabletki. Fergal zgarnął je do jednego miejsca.
Zanim więc przystąpiła do jakichkolwiek opatrunków, pozbierała pigułki i w ciszy je przełknęła. Potrzebowała dostarczyć organizmowi cokolwiek, co zastąpiłoby wcześniej oddaną krew Fergalowi, zwłaszcza że Manuela planowała zaraz wyjść do ludzi – musiała nad sobą panować.
Jeżeli więc Fergal zgodzi się na to, aby ponownie zerknęła na jego rany (zapewne po tym, gdy sam również pójdzie wziąć jakże bezpieczny prysznic), w ciszy pochyli się nad wszystkimi oparzeniami i tym razem odpowiednio je zdezynfekuje oraz obandażuje. Patrzenie i wąchanie z tak bliska krwi nie będzie oczywiście łatwe – najchętniej po prostu wgryzłaby się w swojego narzeczonego.
Dopiero na sam koniec zajęła się własnymi dłońmi. Nie poprosiła wprost Fergala o pomoc, bo nie umiała, jednak Schlecht powinien się domyślić, że sama nie da rady zając się takimi ranami.
Gdy oboje będą w jako takim stanie, Manuela w końcu powie:
Chodźmy teraz. Do banku. Wiem, że jest dzień, ale zanim nastanie noc, to przez głód się na siebie rzucimy i zagryziemy. Albo, co gorsza, kogoś innego, bezbronnego.
Nie czekała na zgodę Fergala. Przez to, że byli w jej mieszkaniu, założyła, że tak czy siak z nią wyjdzie – w końcu nie miał zbyt dużego wyboru. Nierozsądnie byłoby zostawać samemu, i oboje raczej zdawali sobie z tego sprawę.
Musieli się nawzajem pilnować pośród świeżego, żywego mięsa, które teraz było wszędzie na ulicy

Zt. z Fergiem. <3
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Mieszkanko Manueli Empty Re: Mieszkanko Manueli

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach