ENPECETY PELE
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum :: NPC
Strona 1 z 1
ENPECETY PELE
Jackie Boy
AKIHITO
- Klik:
Imię i Nazwisko: Zul Fiqar (aktualnie Jack Estacado albo Archer Sterling)
Wiek: około 1000 lat, ale wygląda na 23
Zajęcia: nocne
Wygląd: Samiec mimo swojego, nawet jak na wampiry sporego, wieku wygląda wyjątkowo młodo. Muskularne ciało obleczone jest w beżową skórę, jednak lekko jaśniejszą niż u zwykłego araba. Zul Fiqar jest wysoki, był niemal olbrzymem swoich czasów, a i teraz jest wyższy niż przeciętni ludzie (187 cm).
Średniej długości kruczoczarne włosy zaczesuje dość nonszalancko, zarzucając grzywkę na jedną stronę. złote, błyszczące oczy mają migdałowy kształt. Oprócz momentów, gdy znajduje się pod wpływem silnych emocji i emanują fioletowym światłem oczy Zula zdają się jedyną rzeczą która się zestarzała i rzadko zdradzają jakiekolwiek emocje. Jednak jego średniej wielkości usta często mimiką zdradzają jego nastrój.
Kły wampira normalnie wystają tylko trochę bardziej, niż normalne zęby, jednak przy pożywianiu się lub gdy sytuacja tego wymaga wysuwają się na dość znaczną odległość.
Wiecznie wyprostowana sylwetka i czasem aż nazbyt agresywna postawa zdradza pewność siebie i bezkompromisowość. Owłosienie na jego twarzy jest sprawą zależącą od nastroju Jacka: czasem jest długa i bujna, najczęściej przycina ją na krótko i stylizuje ją wzorami.
Na pierwszy rzut oka jego aksamitnie gładkiej skórze nie można znaleźć ani jednej skazy. Jednak, gdy się rozbierze na dolnej partii brzucha dostrzec można dużą bliznę wyglądająca na pamiątkę po poparzeniu i przebiciu mieczem.
Wychodząc w miasto stara się nosić jak każdy zwykły obywatel: czerwone czy czarne koszule(zawsze rozpina on kilka guzików koszuli dla, jak to zwykł mówić „pokazu dla spragnionej jego wdzięku gawiedzi”) lub zwykłe bezrękawniki, czarne lub niebieskie spodnie (czy to jeansy czy garniturowe), na to przeważnie zarzuca czarny płaszcz, który może nie jest zbyt stylowy, jednak pozwala ukryć kilka średnio legalnych przedmiotów, które lubi nosić za pazuchą.
Zul jest też pasjonatem biżuterii, jednak nienachlanej: skórzane bransolety, złote wisiorki czy kolczyki. Gdy jednak wybiera się „do pracy” zawsze nosi w swój ekwipunek. Mimo, że brązowe skórzane spodnie z metalowymi wzmocnieniami nie wydają się zbyt wygodne to w połączeniu z lekką, czarną bluzą z kapturem i pasami wypchanymi bronią i amunicją nie widzi on nic bardziej pasującego.
Tym co dodatkowo zwraca uwagę na wysokiego już-dawno-nie-młodziana jest tatuaż czarnego oka roniącego krwawą łzę. Jest to jednocześnie symbol przynależności do Maskarady jak i symbol ideologii, którą wyznaje.
Zawód: Najemnik, głównodowodzący Maskarady, właściciel sieci klubów „Khalif” i kronikarz wamprzych dziejów.
Wykształcenie: Można go nazwać znawcą historii i kultury średniowiecznego bliskiego wschodu. Ma doktorat z kryminologii.
Charakter:
Pomimo wielu lat spędzonych jak „zwykły” człowiek Zul Fiqar nie potrafił wyzbyć się wszystkich nawyków. Długość życia i podróże pozwoliły mu adaptować się do wszelkich zmian kulturowych i technologicznych dzięki czemu stał się naprawdę elastyczny, mało rzeczy potrafi go zdziwić lub przestraszyć czy zaskoczyć. Gdy sytuacja tego wymaga i rozmawia on z równym sobie potrafi zachować kulturę i miłe nastawienie, jednak nawet wtedy często wypływa z niego buńczuczność, duma i narcyzm.
Mogłoby się zdawać, że lata obserwowania i przebywania z ludźmi zrobią z niego stetryczałego cynika, nic bardziej mylnego. Wampir jest pod wrażeniem zmian jakie zachodzą coraz szybciej oraz jak kultury mieszają się. Im dłużej żyje tym bardziej kręci go kreatywności ludzi.
Nierzadko uśmiecha się on do obcych jak i znajomych. Jego nastrój jest jednak zmienny niczym pogoda. Raz radosny i skory do pokojowych rozwiązań arab potrafi popaść w zadumę lub rozdrażnienie, które przeważnie przelewa on w jedną konkretną osobę, której próbuje dopiekać lub bezkarnie się na niej wyżywa.
Zlecenia i ciężki trening nauczyły go ważnych prawd życiowych jak „nic za darmo” i „nawet drobne przysługi można przeliczyć na walutę”.
W każdym miejscu, w którym się pojawia wampir lubi tworzyć sobie „swój mały kalifat”. Zbiera on kilka ważnych dla niego lub potrzebnych mu osób, które traktuje niczym swoich poddanych. Nie traktuje ich jednak jak stereotypowy król, nie chce on niewolić ani ciemiężyć nikogo, jedyne czego wymaga to lojalności i oddania. Gorzej jeśli ktoś go zdradzi lub narazi jego lub bliskich. Wtedy może się spodziewać, że gniew nie spadnie tylko na agresora, a na wszystko co posiada oraz kogokolwiek z kim miał on kontakt.
Mimo, że stara się być racjonalny i spokojny, a w konfliktach próbuje zachować neutralność i obojętność, bywa zazdrosny i posesywny nie pozwalając by ktoś chociażby spróbował odwrócić atencję ludzi czy „odebrać” mu jego znajomych.
Jego postępowanie przeważnie zgodne jest z regułami, których nauczony został przez Maskaradę, jednak reguły te zdewaluowały się lekko nadszarpnięte zębem czasu i nie jest już tak rygorystyczny w ich przestrzeganiu.
Rodzina: Rodzice dawno zmarli, a jego brat Abdul Waris to jego odwieczny wróg i mimo wielu setek lat nienawiści ciągle walczą ze sobą przy każdej sposobności.
Sługa/Pan: Abdul Alhazred (Karl Geld) - służy mu od narodzin, jednak nie jest przez niego zniewolony, a tylko podąża za swoim panem. O (Monica Estacado) – znaleziona jako małe wampirzątko dziewczyna uratowana przed śmiercią.
Krew: B - czysta
Moc/e + krótki opis i ograniczenia:
Ciemność:
-opis:
Moc może przenosić i wydłużać cień oraz wzmacniać jego siłę, nieopodal Zul Fiqara.
Natężenie ciemności i jej rozmiar może zmieniać dowolnie, jednak cień przy 10 metrach jest już rozciągnięty do granicy wytrzymałości.
-minusy:
Ograniczenie 4 posty działania i 7 przerwy.
Nie można stosować umiejętności gdy wokół nie ma cienia. Dla małych ilości starczy cień kapelusza, a dla Tych 10 metrowych ciemny zaułek itp. itd.
Z mroku powstałeś:
-opis:
Wampir potrafi tworzyć wielkie czarne koty (przypominają trochę jaguary lub pantery) z mroku. Stworzenia te zasilane są jednak nie tylko jego mocą, ale i krwią więc każdorazowe stworzenie osłabia go (jak bardzo zależy od ilości bestii) dopóki nie wrócą do swojego stwórcy lub nie napije się on.
4 koty – 1 post działania, 2 przerwy
3 koty – 2 posty działania, 2 przerwy
2 koty – 3 posty działania, 3 przerwy
1 kot – 4 posty działania, 3 przerwy
Mogą być ranione przez dowolną broń i moc.
-minusy:
Stwory istnieją tylko dzięki mrokowi i jeśli zostaną potraktowane silnym światłem lub wyjdą z cienia znikają.
Kreowanie wymaga energii i krwi więc, nadużycie spowodować może zasłabnięcie lub szał krwi, który nie zniknie dopóki Jackowi nie uda mu się posilić lub nie umrze z głodu. Zasięg kotów to 15 metrów, jeśli oddalą się dalej od stwórcy znikają.
Królewski nakaz:
-opis:
Zul może przejąć władzę nad umysłem dowolnego stworzenia. Ci, którzy dadzą się omamić jego mocy są gotowe walczyć i służyć swojemu panu fanatycznie wypełniając jego rozkazy. Aktywacją tej mocy jest zwyczajne wydanie rozkazu.
Moc działa na jedną osobę przez 3 posty z pauzą na 3. Porażeni mocą, orientują się, że byli pod jej wpływem dopiero, gdy minie jej działanie.
[u]-minusy:[-/u]
Rozkaz musi być usłyszany przez cel, ponadto Zul musi utrzymać kontakt wzrokowy z osobą której chce wydać polecenie. Wszystkie ochrony umysłowe ją dezaktywują.
Historia:
Początek:
Wszystko zaczęło się 1000 lat temu w imperium, które moi ojcowie utrzymywali twardą ręką setki lat przed moimi narodzinami. Wampirzy lordowie wschodu stanowili prawo swoim pobratymcom i ludziom. Wtedy też za panowania Al-Qadira urodziły się bliźnięta: ja oraz mój brat Abdul Waris. Mimo jednej matki posiadaliśmy jednak inną krew. To w nim krew ojca była znacznie silniejsza. Ja, dostałem plugawą i rozcieńczoną krew tej samicy. Ojciec zarządził jednak stracić niemal wszystkich, którzy wiedzieli o mojej ułomności i to ja miałem przejąć jego domenę, gdy on zstąpi z tronu. Nie wiem czy to dlatego, że wyglądałem tak jak on, czy może po prostu czuł, że z Waris to potwór wśród demonów. Uznał jednak, że mój brat stanie się moim doradcą i namiestnikiem .
Gdy byliśmy dziećmi nie przeszkadzało to nam. Razem uczyliśmy się wszystkiego, razem trenowaliśmy walkę i jak każde inne młodziaki, rywalizowaliśmy ze sobą o wszystko. Dekady jednak mijały i różnica między nami była coraz to bardziej odczuwalna. Ja wolałem uganiać się za spódniczkami, bawić się i chachmęcić, a on więcej czasu spędzał sam trenując walkę i czytając różne traktaty.
Tak i w końcu wielki kalif przydzielił nam osobnych opiekunów. Abdul nauczany był przez czempiona osobistej straży ojca oraz jego doradcę Asima. Ja z kolei jako, że brak mi było dyscypliny, a z pałacu potrafiłem się wymknąć nawet, gdy mojego pokoju pilnowała straż, trafiłem pod egidę Abdula Alhazreda, który był mistrzem szpiegów i głową Maskarady. Wtedy też drogi moje i brata rozeszły się na krótko, a następne spotkanie doprowadziło do rozpadu naszego raju i obróciło moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Dorastanie:
Przez kilka następnych dekad uczony byłem przez Alhazreda. Nigdy nic nie mówił, jednak zawsze wiedział co mam na myśli i potrafił mnie zrugać za głupotę czy próbę wymigania się od czegoś.
Uczył mnie wielu rzeczy. Oprócz kontynuowania starych zajęć wiele czasu spędził na wpajaniu mi dyscypliny, szermierki, kazał czytać mi stare pisma. Treści niektórych były tylko zbiorem aforyzmów, ale z czasem Abdul zaczął dawać mi coraz to starsze i bardziej tajemnicze zwoje, niektóre zakodowane, inne napisane w piśmie którego musiałem się wpierw uczyć by w ogóle zrozumieć pojedyncze słowa. Dopiero na długo potem zrozumiałem, że uczył mnie pomyślunku i zaciekłości w szukaniu. Po jakimś czasie dojrzewania pod jego okiem zacząłem spotykać się z obiecaną mi wcześniej córką namiestnika południa Lamią. Gdy Abdul dowiedział się o tym nie zareagował, jednak gdy próbowałem się z nią spotkać niemiłosiernie mnie prał. Zacząłem więc wymykać się coraz to dziwniejszymi sposobami, a karano mnie tylko wtedy, gdy zostałem przyłapany na ucieczce.
Kiedyś myślałem, że po prostu nie chce bym zachował się godnie wobec obyczajów, ale on najwidoczniej nie jest aż tak szalony jak mi się wydawało. Robił to wszystko by sprawdzić mnie, mój charakter i ciało. Zupełnie jakby wiedział co się wydarzy. Nigdy go o to jednak nie zapytam.
Noc, która zmieniła wszystko:
Pewnego pięknego wieczora, kiedy wraz z Szalonym Arabem ćwiczyłem walkę na sali treningowej, przybiegł do nas posłaniec. Powiedział wtedy słowa, które wtedy mną wstrząsnęły, a i teraz po tak długim czasie pamiętam dokładnie.
– Twój ojciec wzywa wszystkie swe dzieci wraz z ich opiekunami do swoich komnat. Ma zamiar przedstawić swoją ostatnią wolę.
Popędziłem wtedy do pałacu, a Abdul został w tyle rozmawiając z jakimś człowiekiem, który pojawił się przy nim niemal od razu. Nie miałem jednak czasu na to by pytać się o co chodzi i zostawiłem go w tyle. W tym czasie nie myślałem o niczym, tylko o tym jak moje życie miało się zmienić. Byłem młodym wampirkiem i mimo nauki nie czułem się gotów na przejęcie schedy po ojcu i zajmowania się sprawami całego imperium.
Gdy tylko przybyliśmy byli tam już wszyscy. Lordowie wraz z ich rodzinami stali ze spuszczonymi głowami wzdłuż drogi do tronu, żony ojca stały tuż obok niego. Biegnąc do tronu zobaczyłem go, Al-Qadir siedzący w przemoczonych krwią opatrunkach. Mimo swojego stanu próbował się podnieść, gdy mnie zobaczył, a dumny wyraz twarzy sprawił, że to ja czułem się kaleki w jego obecności.
- Podczas ostatniej kampanii wojennej wielki kalif został zaatakowany przez łowców z zachodu. Zmasakrowali cały jego oddział. Walczył jak tygrys, ale niestety. Doznał zbyt wielu śmiertelnych ran. -Wytłumaczył mi stojący po jego prawicy Asim.
W tym momencie ojciec wyciągnął rękę do mnie. Pozwoliłem mu chwycić swoje ramię i przyciągnął mnie do siebie. Nadstawiając ucha myśląc, że to ostatnie słowa mego rodziciela zamarłem, gdy usłyszałem głos swojego brata wydobywający się z jego ust.
- Król umarł, niech żyje król!
Szybko próbowałem wyszarpnąć się z jego uścisku ale było już za późno. Za plecami usłyszałem zamieszanie i tupot straży, która rozpoczęła plan przewrotu.
Wtedy, już pokazując swoje prawdziwe oblicze Waris przyzwał jeden ze swoich kłów i rzucając się na mnie wbił mi go prosto w brzuch.
Ostrze przeszło na wylot, a trucizna, którą był pokryty od razu zaczęła mnie wypalać. Leżąc sparaliżowany widziałem tylko jak straże i niektóre rodziny rozpoczęły rzeź. Żony, służebnice, lojalni koronie. Wszędzie było mnóstwo ciał i jeszcze więcej krwi. Dla mnie było to jednak bez znaczenia. Mój słuch stawał się coraz to bardziej otępiały, a kolory coraz to bardziej jaskrawe.
- To nic osobistego, ale sam rozumiesz. Jesteś słaby. Nie masz krwi ojców i nie można tego ukrywać. Do tego próbowałeś zabić wspaniałego kalifa by szybciej objąć tron. Spójrz na tą rzeź którą zrobiłeś.
Powiedział mój przeklęty brat szarpiąc moją głową tak bym zobaczył zwłoki każdej jednej osoby.
- Zabiłeś nawet swoją pannę. – Powiedział traktując moją twarz ostrym ciosem. - Nie masz sumienia i honoru. Za to skazuję cię na banicję i śmierć. Asim, wykończ tego zdradzieckiego psa.
Asim, który czyścił właśnie miecz o łachman zdarty z jakiejś osoby i na rozkaz podszedł do mnie. Największy czempion, teraz zwykły siepacz szalonego węża, którego ojciec kochał i wychowywał jak swojego syna. Zamykając oczy czekałem na śmierć.
Krew spłynęła mi po twarzy, nie była to moja krew. Z trudem i bólem otwierając oczy zobaczyłem Abdula który stojąc nade mną lub na mnie wbił swoją pięść w gardło mojego kata. Mój słuch zanikł kompletnie jednak usłyszałem jeszcze krótki syk węża.
- Zabić renegata.
Przez chwilę feeria jaskrawych barw będąca Alhazredem tańczyła wśród straży i wampirów. Cięcia, dźgnięcia i ciosy które rozdawał zabiły tego dnia wiele zdradzieckich śmieci. W pewnym momencie szarpnął mnie on do góry i sprawiając, że miecz który trzymał mnie przybitego do posadzki dorobił mi więcej bólu niż mogłem sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Ostatnie co pamiętam nim świadomość uszła ze mnie zupełnie to dwa słowa.
-Będziesz żył.
Maskarada:
Obudziłem się na łóżku w ciemnym pomieszczeniu. Kilka świec, stolik i stalowe drzwi. Myślałem, że to koniec. Że ucieczka się nie udała i teraz oczekuję na publiczną egzekucję lub jakieś dodatkowe tortury. Moje plecy, brzuch i głowa nie paliły już tak bardzo i były pokryte śmierdzącymi lekami szmatami udającymi bandaże. Wszystko bolało mnie jednak przerażająco mocno.
Wtedy, gdy próbowałem się podnieść usłyszałem echo kroków na korytarzu, a przez drzwi wtargnęły dwie osoby.
- Czego chcecie kmioty węża? Zasrane pomioty pająka?
Warknąłem zachrypniętym głosem.
- Spokój – powiedział wysoki mężczyzna ubrany w ciemny kostium – Abdul uratował cię książę. Jesteś teraz w siedzicie Maskarady. To twój nowy dom. A teraz pij.
Mówił zaciągając niższego człowieka tuż pod moją pryczę i nacinając mu gardło. Krew podziałała na mnie niemal natychmiastowo i zapominając o bólu czy wycieczeniu rzuciłem się na niego.
-Przepraszam za brak manier. Byłem trochę głodny. – Powiedziałem wstając i czując jak nowa posoka daje mi więcej siły.
- To twoje prawo książę. – Powiedział kłaniając się nisko i wręczając mi ubranie - Leczyliśmy cię niemal dekadę. Ale chodź za mną. Ktoś zajmie się tymi zwłokami.
Docierając do komnat Abdula wyjaśniliśmy sobie wszystko. Jak się okazało Asim niemal od początku w tajemnicy zatruwał mego brata myślami o przewrocie i wyeliminowaniu Al-Quadira i mnie. Chciał by jego pozycja na dworze nie była zachwiana, a do tego miałby młodego kalifa, którym łatwiej byłoby sterować. Podobno odkąd Waris objął tron imperium stało się niestabilne. Bunty tłumione przelewaniem krwi. Brak lordów sprawił, że sytuacja na granicach jest tak napięta jak nigdy dotąd, a do tego łowcy widząc całe to zamieszanie postanowili wystosować kolejną krucjatę przeciwko naszym ziemią. Abdul Waris radzi sobie jednak z tymi zagrożeniami, na razie.
Gdy skończył podawać mi dokumenty z materiałami na temat tego co udało im się odkryć o tym przewrocie Abdul wyciągnął do mnie dłoń. Chciał abym dołączył do maskarady i szkolił się tu. Nie potrzeba było telepatii aby wiedzieć, że pałam żądzą zemsty, a on chciał dać mi odpowiednie narzędzia. Nie zastanawiając się długo skinąłem głową i uścisnąłem jego dłoń.
Mój trening ma zacząć się od razu.
Czym jest Maskarada? Trudno mi określić jednym słowem. Podobno zaczynała jako zwykła siatka szpiegowska pierwszych władców, od tego czasu jednak znacznie ewoluowała. Stała się sektą, zakonem i niemal państwem w państwie. Wątpię by król kiedykolwiek wiedział o wszystkich operacjach jakie przeprowadzali i jak wielu mieli agentów.
Jej zasady były pierwszą rzeczą, której uczył się nowy rekrut, gdy tylko przybywał do siedziby:
Prawo gościnności – Szanuj ziemie cudze, a gdy zawitasz na domenę cudzą przedstaw się władającemu nimi.
Prawo domeny - Gdy ktoś Twoją ziemię najeżdża zabić go możesz bez skrupułów i kary.
Prawo opieki – Jeśli poczniesz nowe stworzenie lub któreś podległe jest tobie to ty za jego grzechy pokutujesz.
Prawo starszyzny – Starszych stopniem lub wiekiem szanuj bo oni wiedzę mają i od nich uczyć się możesz. Ich rad słuchaj, a ręki podnieść nawet nie próbuj.
I najważniejsze z nich wszystkich czyli Prawo maskarady – mocy swych i pochodzenia ludziom nie zdradzisz. Nie godni i nie zdolni przyjąć oni tej prawdy, a strach ich i agresja całą brać naraić mogą.
Jako książę nie byłem traktowany wcale inaczej od pozostałych rekrutów. Co prawda często do pracowni czy komnat Abdula byłem zapraszany na prywatne nauki, jednak tyczyły się mnie te same zajęcia i treningi, a i przysiąc bym mógł, że traktowali mnie ostrzej niż innych. To jednak tylko pomogło mi. Szybko nauczyłem się jak się poruszać błyskawicznie i przeskakiwać między cieniami. Jak walczyć, gdy mrok jest za wielki nawet jak na nasze oczy i jak korzystać z mocy tak by nie zostać wykrytym.
Pokazano mi jak walczyć każdym rodzajem broni jak i wręcz oraz nauczono wielu języków. Po kilkudziesięciu latach spędzonych w zamknięciu na treningach zaczęto wysyłać mnie w różne miejsca. Najpierw miałem likwidować jakieś szajki przestępcze, potem wykradać plany czy dokonywać zabójstw na niewygodnych członkach naszej społeczności. W międzyczasie sporo rozmawiałem z Abdulem, jeśli w ogóle można mówić o rozmowie z nim. Był mi przyjacielem i wsparciem oraz pokazał mi czym zajmuje się w wolnym czasie. Projektował on broń, zapisywał rynsztunek różnymi dziwnymi runami, a ich brzmienie było tak plugawe, że nigdy nie chciałbym uczyć się ich języka. Zawsze jednak modlił się wtedy w języku, którego nigdy nie słyszałem do istot, o których tylko on chyba wiedział.
Wtedy przyszedł czas, gdy okazałem się gotów na stanie się pełnoprawnym członkiem organizacji. Abdul zebrał mnie i resztę braci kaplicy Jedynej Maski. Tam wytatuowano na nas znaki, po których mogliśmy się rozpoznawać. Tuż po zakończeniu rytuału przyjął mnie i kilku innych w szeregi bractwa a na koniec oddał mi pokłon. W jego ślady poszła cała reszta. Słusznie zaakceptowali mnie jako swego pana dzięki czemu zyskałem armię i nawet jeśli nie mogłem liczyć na ilościową przewagę to wiedziałem, że ich zaprawienie w fachu oraz oddanie będzie fanatyczne.
Wielka podróż:
Przez następne lata prowadziliśmy ze sobą wojnę dywersyjną. Maskarada współpracowała ze wszystkimi wrogami imperium. Podrzucaliśmy im informacje, zabijaliśmy przywódców mojego brata. On z kolei niszczył kolejne punkty naszej działalności. Uciekając z pałacu Abdul i jego ludzie nie mieli czasu na to by zniszczyć wszystkie dane na temat naszych baz i sukcesywnie były one niszczone. W końcu zostało tylko garstka naszych warowni w kraju i kilka zagranicznych przyczółków. Ucieczka nie była jednak opcją na którą chciałem się zgodzić.
Nie wiem co lub komu mój brat oddał jednak coraz więcej naszych tajemnic zostało odkrywanych. Nasze bazy były niszczone jedna po drugiej w zastraszającym tempie. W końcu jednak znaleźli nas i tutaj.
Ocalali przybywali do nas informując o tym, że pokaźna armia zbliża się ku naszym murom. Byliśmy gotowi odpierać ataki przez długi czas. Zapas ludzi do pożywania się i broni starczyłby nam na długi czas. Jednak, gdy pojawili się wrogowie nikt nie mógł się spodziewać tego kim byli.
Armia łowców wampirów, każdy ubrany w zbroję i zestaw broni do eliminacji naszego gatunku. Ten pies znowu to zrobił. Zamiast stoczyć z nami godną walkę nasłał na nas łowców. Jego brak szacunku do mnie i do obyczajów był gorzej niż niedopuszczalny. To nie była bitwa, a kolejna rzeź. Nie minął tydzień, gdy zdobyli nasze mury i zaczęli iść dalej.
Najważniejsze dokumenty spalono lub ukryto. A niecały tysiąc, który ostał się po masakrze uciekł wraz ze mną tunelami daleko za linię frontu. Na tym jednak nie poprzestaliśmy i mimo gniewu jaki we mnie wrzał wsiedliśmy na, konie zajeżdżając je niemal, jadąc dalej i dalej wprost pod granicę z Bizancjum. Tam, wraz z Abdulem przejrzeliśmy stan naszych ludzi. Było ich niewielu, a każdy wyczerpany lub z ranami, które nigdy nie znikną. Pięćset osób, plus minus sześćset innych, które pozostały w europejskich lub dalekowschodnich przyczółkach.
- Musimy się rozproszyć. Rozdzielamy się na grupy, a każda udaje się do innej placówki. Od tej pory macie obserwować i wtapiać się w otoczenie, zdobywajcie przychylność ludzi, których warto mieć jako znajomych i chociaż byście mieli stanąć na rzęsach macie wykonywać plan. Rekrutować tylko tych, co do których macie pewność. Nasz cel się nie zmienia. Ten śmieć zasługuje na bycie zjedzonym przez szczury. Jeśli dotrzecie na miejsca meldować do pruskiej bazy. Od teraz to nasza nowa kwatera główna. Nie zawiedźcie mnie. Maskarada na was liczy i ja na was liczę.
Ta przemowa była chyba najlepszą jaką udało mi się kiedykolwiek wypowiedzieć. Może to była sprawka Abdula, może biedaki już za długo z nim przebywały, ale udało mi się ich postawić na nogi. Chwilę później wszyscy poszli w swoją stronę i od teraz każdy z nas był niezależną komórką. Przez długi czas podróżowaliśmy na piechotę lub wynajętymi wozami. Wtedy dopiero poznałem Abdula. Jego nawyki żywieniowe były zdecydowanie inne od tych innych wampirów. Pił krew, jak każdy z nas, jednak czasem biedny wieśniak tracił serce i to prosto z klatki piersiowej, najlepiej bijące wymawiając przy tym jakieś dziwne mantry. Oczywiście byłem zdziwiony, jednak nagle wyjaśniło się czemu w Maskaradzie nazywano go „szalony” .
Uczennica:
Wiele setek lat budowaliśmy swoją pozycję. Kolejne rządy, w końcu nasi agenci na dworach i w radach krajów. Jednak wiele się zmieniło. Ze zwykłych szpiegów i zabójców zmieniliśmy się w pospolitych najemników. Nie raz wspieraliśmy wojska czy nawet chroniliśmy jakieś szychy. Często podróżowałem wraz z Abdulem, który nie wiem w jaki sposób jednak zawsze potrafił dostać informacje o nowych zleceniach nawet, gdy wracaliśmy z pól walki.
Pewnego dnia jechaliśmy na wozie przez jakąś zapomnianą przez boga krainę. Leniwy wieczór podróży i ładownia wypchana monetami i skarbami znalezionymi na polu bitwy. W końcu zaczęliśmy szukać jakiegoś miejsca na przespanie nocy. W końcu na horyzoncie zobaczyliśmy wioskę. Jedyne co mi się nie podobało to jej stan. Nawet jak na taki zapomniany przez każdego ląd była strasznie zdemolowana a z kilku budynków leniwie wydobywał się czarny dym. Dla bezpieczeństwa chwyciłem kuszę i miecz, które zawsze trzymałem obok siebie.
Im bliżej byliśmy tego miejsca tym więcej szczegółów można było sobie wyobrazić. Spalone domy, krew wszędzie, napuchnięte zwłoki przygniecione kamieniami lub z odciętymi głowami. Wszystko wskazywało na inkwizycję. Jedynie dworek na szczycie wzgórza nie wyglądał jakby przeszła przez niego burza piaskowa. Tam też się udaliśmy, zwłaszcza że było już wcześnie, a poranki to zdecydowanie nie są najlepszą porą, która mogłaby zastać wampira. Tam o dziwo paliło się światło. Jednak nie była to normalna sytuacja. Biorąc nasze uzbrojenie przeskoczyliśmy wraz z Abdulem przez bramę. Zakradając się pod okna słyszeliśmy głosy kilka głosów. Dziewczynki i trzech mężczyzn.
Z tego co dało się usłyszeć z ich rozmów byli zdecydowanie zbyt chętni do współżycia z małym wampirzątkiem przed „oczyszczeniem świata z demonów”. Widząc ich przez okno bez zwłoki wystrzeliliśmy jednocześnie do dwóch z nich. Trzeci, który właśnie zdzierał z dziewczynki ubranie szybko rzucił się po broń i zastawiając się nią jako żywą tarczą obrócił w naszą stronę.
- Zabiję ją! Odsuń się pomiocie szatana! Niech cię pochłonie płomień.
Krzyczał głośno ewidentnie tworząc pod sobą kałużę z moczu.
- Zamknij mordę! – Warknąłem, a jego usta zawarły się natychmiast – Puść ją i sprawdź twarzą czy ten węgiel jest tak gorący na jaki wygląda.
Z radością patrzyłem na to jak wkłada swój tępy ryj w płomień krzycząc z bólu, że owszem są. Wtedy Abdul docisnął jego twarz do płomienia i tylko przez chwilę jeszcze telepał się i próbował wyrwać, jednak widać było, że słabo znosi ból.
Gdy jego krzyki ucichły spojrzeliśmy po sobie i gdy nie dało się słyszeć żadnych dźwięków podszedłem do dziewczynki.
- Witam młodą damę. Jestem Zul. – Mówiłem do dziewczynki, która upadła trzęsąc się z przerażenia i szoku i podałem jej płaszcz. – Spokojnie, twoi rodzice pewnie nie żyją, ale zaopiekuję się tobą. Nie bój się go, on cię ochroni.
Widząc, że nie reaguje po prostu ubrałem ją w płaszcz i wróciliśmy do wozu. Spojrzałem się wtedy na Abdula a on tylko kiwnął głową z aprobatą i przyzwoleniem.
- Jak masz na imię? - Spytałem wsadzając ją na pakę krytą namiotem.
Dopiero teraz przyjrzałem się je lepiej. Najwyżej ośmioletnia dziewczynka z dobrego domu, w małej sukieneczce. Trochę ją poturbowali, ale i powinno zagoić się jak na psie.
- O… o… - zaczęła dukać .
- Wspaniale, będziesz od dzisiaj O.- Powiedziałem beztrosko się do niej uśmiechając – Będziesz w dobrych rękach O.
Rodzinne spotkanie:
Mój brat nieźle sobie wyczyniał. Co prawda utracił wiele terenów, jeszcze więcej popleczników, jednak w końcu i jego wojska dotarły i do europy. Nie wiem czy mnie pamiętał czy myślał, że już nie żyję, jednak gdy dowiedziałem się od Leo, że otomańskie wojska wybierają się pod stolicę od razu rozpocząłem przygotowania.
Ruszyłem wszystkie kontakty, zmusiłem nawet polaków do interwencji i niemal po miesiącu gotów już byłem do wyruszenia na pole bitwy.
A ta nadeszła niedługo i z hukiem. Tuż po nastaniu nocy, gdy potyczki ludzi kończyły się stawaliśmy między sobą. Ludzie mego brata wyglądali tak samo jak wtedy, gdy stamtąd uciekłem. Widziałem go, stał na wzgórzu jak zwykle daleko od walki ze stojącymi u jego boku strażami. Nie miało to jednak znaczenia. Dzisiaj miałem mu odpłacić się za wszystko co mi zrobił.
Gdy starliśmy się ze sobą poczułem, że coś jest nie tak. Osmańscy żołnierze byli dzicy, właściwie bezmyślni jakby w transie. Jestem dobry w te klocki, jednak oni zachowywali się jakby nie mieli w sobie ludzkiej cząstki. Jeśli któremuś odciąłeś dłoń chwytał ją i próbował wymachiwać nią. Jeśli tracili nogi czołgali się i próbowali odgryźć Ci nogi.
Nie wiem co ten potwór im zrobił, ale nawet wrogom nie powinno się serwować takich mikstur.
Walczyliśmy długo i dopiero szarża kawalerii rozbiła ich szyki. Nie zatrzymywałem się, a Alhazred ramię w ramię ze mną ciął i rozrywał wszystkich. Nie wiem czy ciąłem swoich czy wrogów. Widziałem tylko jego. Najwidoczniej musiał się znudzić widokiem i sam wszedł w środek bitwy. To była moja okazja. Szarżując po ludziach zamachnąłem się na niego i już jego głowa miała polecieć u mych stóp, gdy nagle pod miecz napatoczył mi się jakiś wojak. Wtedy nasze oczy się spotkały. Jego zielone zimne spojrzenie i paskudnie złośliwy uśmiech powiedział mi wszystko. Odskakując od niego poczułem jak po moi pancerzu przesuwa się jego ostrze.
- Witaj, braciszku. Jak tam wygnanie? Nigdy nie zapomnę ci tego co uczyniłeś ojcu.
Krzyknął do mnie wyraźnie powstrzymując śmiech.
Nic mu nie odpowiedziałem. Od tamtej pory nie musieliśmy mówić już wcale. Nasze ostrza tańczyły odbijając się od siebie lub spływając po naszych pancerzach. Nigdy nie czułem takiej nienawiści do nikogo i nigdy nikomu tego tak nie okazałem. On też przestał się uśmiechać a po prostu patrzył na mnie z pogardą i obrzydzeniem.
Mimo wątłej postury i niewinnej twarzy był silniejszy i szybszy, ale widać było że dawno zaniedbał lekcje fechtunku lub nigdy ich nie wykorzystywał w praktyce. Ta przewaga pozwalała mi przynajmniej stać z nim na równi i nie paść od pierwszego ciosu.
Po kilku minutach takiego zadawania i zbijania ciosów zbroje nosiliśmy już tylko dlatego, że ciężko byłoby je zdjąć między uderzeniami, ale kawałki poszarpanego i wgniecionego metalu nie były wcale żadną ochroną.
Zziajani i coraz to mniej gibcy już nie walczyliśmy, a po prostu machaliśmy na oślep. W końcu jednak udało mi się, zdobyłem się na ostatni cios, który sprawił, że Waris potknął się o jakieś zwłoki. Wtedy rzuciłem się na niego i wyrwałem mu jeden z jego mieczy. Popełniłem wtedy błąd życia.
Zamiast od razu odciąć łeb tej bestii mój gniew i nienawiść nakazały mi, przeklinam ten dzień i swoją głupotę, upokorzyć go. Trzymając jego twarz splunąłem w nią i wydarłem z piersi głośny krzyk.
- Każdy teraz rozpozna twoją naturę bękarcie!
Przerażenie na jego twarzy zmieszało się wtedy z bólem, gdy zatrute ostrze zaczęło tworzyć głębokie rany. Gdy skończyłem swoje dzieło otarłem resztki trucizny wprost w rany. Wyglądał jak wąż, a jego twarz wydawała takie same syknięcia jak jeden z jego pełzających współbraci. Dwie rany, które nigdy się nie zagoją. Nie chciałem wtedy by umierał, a żył ze swoim wstydem i obrzydliwym wyglądem tak jak ja żyję ze swoją szpecącą raną i losem, który mi zesłał. Wtedy poczułem znajomy ból z tyłu pleców. Waris nawet leżąc i kwicząc z bólu nie mógł oprzeć się swojej naturze i z pleców wystawał mi sztylet.
Nie mieliśmy już na nic sił i po prostu leżąc na sobie zamknęliśmy oczy czekając na ratunek lub śmierć.
Kiedyś podziękuję Abdulowi za każdy raz kiedy uratował mi dupę z takich sytuacji.
400 lat minęło jak jeden dzień:
Czas mijał jak strzała. Technologie, ustroje, obyczaje się zmieniały. Nie raz byłem na dworu jakiegoś króla, walczyłem w wielu wojnach i zwiedziłem świat od Ameryki do Indii. Wychowywałem dziecko, za które byłem odpowiedzialny.
Co prawda nigdy nie odbudowałem Maskarady tak wspaniałej jak niegdyś, ale to chyba lepiej. Ewoluowaliśmy, powiększyliśmy zakres działań i nauczyliśmy się lepiej wtapiać w środowiska ludzi. Otworzyliśmy nawet lipne firmy, które pozwalały nam tuszować działania czy ukrywać się wśród nich naszych baz.
Mój brat stracił wszystko, jego imperium przez ten czas nie przetrzymało próby czasu, nadal jednak ma rzeszę swoich sługusów i od czasu do czasu ścierałem się z jego siłami oraz agentami wszędzie. On z kolei przestał się kryć i zaczął szukać konfrontacji. Jednak rad jestem z tego kim się stał. Posiada niewielkie ziemię, a do tego ogłoszono go terrorystą i zagrożeniem dla innych.
Teraz ja, O i Szalony Arab postanowiliśmy założyć nową kwaterę w Japonii. Jedno z miast na tych odciętych od świata wysepek zdaje się mekką wampirów. Do tego ostatnie wydarzenia, w których ogłoszono tam istnienie tego gatunku trzeba będzie dokładnie sprawdzić jakie będą konsekwencje tego czynu i w razie niebezpieczeństwa będzie trzeba wyeliminować potencjalne zagrożenie.
(dobrze, że teraz w samolotach są takie wygodne kontakty, a laptopy mają wygodne klawiatury.)
Pozostałe ważne informacje:
- Zna wiele języków w mowie i piśmie: arabski, hebrajski, grecki, łacinę, polski, rosyjski, niemiecki, japoński, angielski.
- Ciężki trening Maskarady sprawił, że jest on specem od akrobatyki, skradania się, otwierania zamków i zacierania śladów.
- Jego fortuna ulokowana jest na koncie w Szwajcarii.
- Uwielbia sztuki walki i zna ich kilka (te do walki wręcz jak i władania mieczem) min: Capoeira, Krav Maga, Muay Thai, Aikido.
- Jest zapalonym kolekcjonerem broni na ludzi i wampiry ze wszystkich okresów historycznych i posiada niemała kolekcję w swojej ukrytej zbrojowni.
- Posiada prawo jazdy, ale to Alhazred przeważnie wozi go wszędzie.
- Dużo czasu spędza na oglądaniu filmów i czytaniu komiksów.
- Czasem gra na saksofonie.
Słabości:
- Nie potrafi się oprzeć różnym używkom.
- Stracił oko i mały palec tak więc nie ma oka i małego palca,
- Jest zbyt pewny siebie i lubi ryzyko.
- Od pewnego paskudnego incydentu zaczął dostrzegać piękno śmierci ze swojej ręki.
- Ma lekki sen i nienawidzi jak się go budzi (wszyscy muszą liczyć się z potencjalną utratą zdrowia, kończyn lub w ekstremalnych przypadkach życia).
- Na wspomnienie o bracie szybko puszczają mu nerwy i zaczyna popadać w paranoję.
- Zazdrosny i okrutny.
- Rana na brzuchu nigdy nie zagoiła się zupełnie i jest wrażliwsza na ból i obrażenia niż reszta ciała.
Czemu postanowił zacząć zadawać się z Pele? Bo każda grupa superbohaterów potrzebuje takiego profesora X i mózgu (a Pele na pewno nim nie jest).
AKIHITO
- KLIK:
Imię i Nazwisko:
Akihito Gin
Przykrywka:
Hisui Inu
Wiek:
Wzgląda na 18, jednak faktycznie ma już ponad pięćdziesiąt
Wygląd:
Chłopak mierzy sobie 1,82m wzrostu, i waży 74 kilo, więc można stwierdzić, że jest w miare szczupły, choć za razem dobrze zbudowany. Z pozoru może wydawać się delikatny przez łagodne rysy twarzy które przełamuje z tego stereotypu spojrzenie chłopaka chłodne i tajemnicze niczym oczy polującego węża. Już sama jego postawa pokazuje że jest to osoba zwinna i wyćwiczona. Jego ciało choć jest doskonale wyrzeźbione jest dostępne do oglądania tylko nielicznym, gdyż zazwyczaj chodzi ubrany w płaszcz który ma za zadanie chronić go przed niespodziewanym atakiem. Jego srebrne włosy opadające lekko na ramiona są zawsze luźno rozpuszczone. Jego oczy które rzadko kiedy zdradzają jakiekolwiek emocje, a jedynie surowe skupienie, mają kolor zielony niczym jadeit, od których to zyskał sobie przydomek Jadeitowego Psa.
Znaki szczególne:
Rzadko spotykany kolor oczu.
Zawód:
Zwiadowca, Komandos
Stopień:
Łowca
Wykształcenie:
Wyższe Wojskowe
Broń Anty-wampirza:
Silver Blade- Dwa długie pistolety jednoręczne, specjalnie wzmocnione by mogły odeprzeć ataki bronią białą, system dubeltowy, magazynek 24kule (dwanaście strzałów). Kule zawierają w sobie magię światła słonecznego, trafiony kulą wampir zostaje przez nią znacznie osłabiony (jego ruchy i siła spadają). Czas działania kul 5 postów. (jeśli coś nie pasuje to wprowadzę poprawki)
Charakter:
Chłopak, czy też raczej mężczyzna, bo mimo wyglądu coś jednak na karku już ma, jest osobnikiem którego trudno dobrze poznać. Przyczynia się do tego głównie to, że mało mówi o sobie, praktycznie trudno stwierdzić co czuje, czy co może myśleć w danej chwili, zachowuje stoicki spokój. Jest więc tajemnicą dla większości ludzi i wampirów. Jest jednak też osobą wychowaną, dla ludzi stara się być uprzejmy i miły, dla wampirów w zależności o kim mowa, nie jest osobnikiem który od razu by potępiał wszystkich ze względu na rasę, jeśli to może przynieść jakieś korzyści jest nawet gotów zawrzeć z którymś znajomość. Jednak bez względu na rasę trudno u niego oczekiwać przywiązania i sentymentalności, zazwyczaj jego relacje pozostają na etapie lubię cię, lub nie. Jednak takie relacje nie przeszkadzają mu w byciu lojalnym wobec jego rodziny i jej tradycji. Jeśli powierzy mu się zadanie będzie dążył bezwzględnie do jego wykonania, pod tym względem jest bardzo cierpliwy i uparty. Jest osobą która nigdy nie chciała władzy, a wręcz na odwrót, woli wykonywać zlecane mu w góry zadania, sam uważa, że nie nadaje się na nikogo więcej jak tylko na stanowisko które obecnie zajmuje.
Słabości postaci:
Słabością Akihito jest głownie brak opracowywania dobrych strategii, często improwizuje i to niekoniecznie najlepiej, dlatego właśnie woli służyć niż prowadzi innych. Oprócz tego ma uszkodzone prawe ramię, które nie zagoiło się najlepiej, przeforsowane może być bardzo kłopotliwe dla swego właściciela wywołując ból, a nawet kłopoty z poruszaniem samą ręką.
Rodzina:
W dalekim stopniu spokrewniony z rodziną Trizgane, Jego ojciec Haruka Gin pochodzi z Japonii, jego matka Victoria Trizgane wychowała się w Anglii
Historia:
Jego życie zaczęło się w Anglii, gdzie jego ojciec pojechał aby załatwić sprawy służbowe, a gdzie poznał Victorię przez którą został już tam na stałe. To po matce odziedziczył srebrne włosy i smukłą posturę, jedyne co mu dały geny ojca to jego niezwykłe oczy i płeć. Na początku wychowywał się jak normalny chłopiec, bawiąc się na ulicy z innymi dzieciakami, jednak ojciec próbował mu cały czas wpoić ducha narodowego swego kraju, Akihito zainteresował się bronią i sam zaczął zdobywać informacje o jej różnych rodzajach, kiedy zamiłowanie do poznawania broni i jej użytkowania wzrastało w chłopaku zainteresował się nim dziadek chłopca, jeden z łowców który postanowił mu zdradzić co nieco informacji o istnieniu wampirów. Mimo potępiania tej drogi przez ojca chłopaka ten był coraz bardziej zainteresowany działalnością łowców, naturą wampirów i naturą łowców, z pomocą swojego dziadka uczył się coraz więcej i zaczął trenować sztuki walki, aby się wprawić, zaczął przechodzić szkolenia dla łowców, dziadek dał mu broń przeciw wampirom używaną przez pokojenia, jeszcze zanim zaczął studia zgłosił się do łowców na egzamin, pierwszą walkę z wampirem, w której wykazał niezwykłe opanowanie mimo niebezpieczeństwa, walka trwała długo i nie można powiedzieć, że nie odniósł żadnych obrażeń, bo kilka ich zebrał, jednak nie na tyle poważnych by się nimi przejął, udało mu się pokonać krwiopijcę co pozwoliło mu zostać jednym z łowców i nauczyło jak mało jeszcze potrafi by dorównać szybszym i mocniejszym od siebie istotom, dlatego też na kierunek studiów wybrał fach wojskowy, chciał być jeszcze lepszy, a przy okazji zawsze mógł też potem pomagać ludziom w kryzysowych sytuacjach, od łowców uczył się o działaniu różnych specyfików pomagających w walce, czy regeneracji, a w kolejnych zadaniach nauczył się wykorzystywać słabości swoich przeciwników i to jakie właściwości miała ich krew po wykorzystaniu przez niego, przez co pozwoliło mu to zachować doskonały stan ciała do tej pory, po skończeniu studiów zaczął podróżować po świecie wykonując swoją pracę i załatwiając powierzone mu zadania. Obecnie przyjechał do Japonii słysząc pogłoski o problemach z krwiopijcami jakie się ostatnio pojawiły.
A czemu łowca zdecydował się dołączyć do Pele? Bo doznał już tylu zawodów i smutku w świecie, że po prostu stracił wolę życia i walki. Uznał, że nie ma nawet już ochoty zmieniać swojego życia na lepsze czy gorsze, po prostu chce umrzeć. Pele "zaoferował" mu odrobinę dobrej zabawy i dołączenie do ligi superherosów, która ratuje miasto przed złem, a dzięki manipulacjom Jacka Akihito po prostu podąża gotowy na śmierć. Nie ma już nawet żadnych obiekcji wobec wampirów. Po prostu trwa przy nich póki ktoś go nie zabije.
- Hrabia Pelethites
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Twarz, Wzrost, Szerokość, Nagość, Zapach O_o
Zawód : Rzeźnik
Moce : KP
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum :: NPC
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|