Przyjaciel z dzieciństwa

Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Gość Pon Sty 01, 2018 2:09 pm

Ciemne katakumby w jeszcze ciemniejszym lesie niedaleko posiadłości należące do rodziny Esmeraldy Green. Dawno opuszczone, zaniedbane, nadgryzione zębem czasu miały jednak paru mieszkańców. W przewadze były to dzikie zwierzęta, które przed drapieżcami czmychały przez wyłamane wejście do środka i przeczekiwały najgorsze. Czasem zdarzało się spotkać węże polujące na tutejsze tłuste gryzonie. Mieszkał tu także ktoś, kto nie mógł cieszyć się prawdziwym życiem.
W jednym z pomieszczeń przypominającym dawny hol, wśród sterty przywianych liści, popękanych, betonowych ścian, stał kamienny posąg przestawiający klęczącego na jednym kolanie samuraja w dziwnie wykutej zbroi. W obu rękach dzierżył katanę, której szpic wbity był do cokołu statuy pod kątem prostym. Wojownik ten miał odrobinę uniesioną głowę tak, że dało się dostrzec oblicze. Dolna szczęka zniekształcona, jakby źle wyciosana, bardziej przypominała część zbroi niż ludzką brodę. Oczy puste, choć wydawały się czujne. Ten samotny samuraj znalazł się tu wiele dziesiątek lat temu, przeniesiony z ogrodu pewnego wampira, być może odkupiony przez ekscentrycznego wielbiciela sztuki, a ostatecznie porzucony w ciemnościach.
Na cokole wyrzeźbione były już mało wyraźne napisy. Trzy linijki, z czego pierwsza miała większą czcionkę od dwóch pozostałych. Inskrypcja brzmiała tak:
Jikken
Błędny samuraj
zaklęty po trzykroć.
Tkwił tu pokryty mchem, ociekający wilgocią i pajęczyną. Zapomniany przez wszystkich. Niechciany przez nikogo. Zdarty z chwały i należnego mu szacunku.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Esmeralda Pon Sty 01, 2018 3:18 pm

Miała osiem lat. Tak niewiele, a jednak wystarczająco by z pasją przemierzać las na samotnych wycieczkach. Od zawsze lubiła kontakt z przyrodą. Mimo zakazów rodziny wymykała się w swoim zielonym płaszczyku i kaloszach w tym samym kolorze. To pośród natury czuła się spokojna. Tam uciekała przed nakazami nauki i niezadowolonym spojrzeniem własnej rodziny. Często zdejmowała buty biegając po mchu i wdrapując się po drzewach. Niekiedy znajdowała porzucone wnyki i rozbrajała je bombardując kamieniami. Był środek południa gdy ciekawość poprowadziła ją w stronę odległych od posiadłości katakumb. Zanim weszła przejechała palcami po inskrypcjach, zastanawiając się czy nie powinna wrócić. Ale dziecięca ciekawość była silniejsza od strachu. Rudowłosa obejrzała się za siebie jakby w obawie, że ktoś mógłby ją zobaczyć.
Weszła do środka odgarniając z włosów pajęczynę i trzymając się snopu światła który oświetlał jej drogę. Zapach wilgoci sprawił że kichnęła, a odgłos odbił się po ścianach zapomnianej krypty.
- Oooo… - zwróciła uwagę na zdobienia znajdujące się na ścianach, ale jej wzrok szybko przykuło coś innego. Przez dłuższą chwilę patrzyła na posąg, aż w końcu odważyła się podejść.
- Jikken. - powtórzyła odczytując inskrypcję. Była pewna, że to swoistego rodzaju hołd oddany zmarłemu żołnierzowi, jednak wzrok posągu… zdawał się zdradzać, że jest tam coś więcej nić tylko kawałek kamienia. Esmeralda otworzyła plecak wyciągając z niego jedwabną chusteczkę. Zawahała się ledwie przez moment, ale w końcu przyłożyła materiał do twarzy posągu i wytarła go. Skrzywiła się widząc brud i resztki mchu, ale złożyła chusteczkę na pół by z zawzięciem usunąć resztki zaniedbania.
- Kim byłeś, Jikken? Gdzie jest Twoja rodzina? - powiedziała na głos i… przysiadła na kamiennym kolanie. Była tak niewielka, że nie dotykała stopami o podłoże.
To nie był pierwszy raz jak przyszła do katakumb…
Wielokrotnie wymykała się z domu, a jej kroki zawsze kierowały się w stronę dawnego cmentarza. Przynosiła mu świeczki, licząc że światło wskaże drogę jego duszy. Oświetli mrok i sprawi… że nie będzie samotny. Dziecięca wyobraźnia skrywała w sobie wiele niewiadomych, a sama Esmeralda była dość szczerą i prostoduszną dziewczynką.
- Mam coś dla Ciebie, Jikki. - uśmiechnęła się wyciągając czerwony szal – Teraz nie będzie Ci zimno. Dziś są moje urodziny. Jest grudzień. Szesnasty. Niedługo będę musiała wracać… - westchnęła cicho i przewiązała szal wokół szyi posągu. Z boku musiało to wyglądać komicznie, ale dla małej niespełna dziewięcioletniej dziewczynki był on prawdziwym przyjacielem. Nieco wyimaginowanym, nieprawdziwym. Ale odwiedzała tak jak ludzie odwiedzali groby swoich bliskich. Od dawna dbała o porządek w katakumbach zagrabiając liście i dbając żeby zawsze były tam świeże kwiaty. I światło… dużo światła. Tańczące na ścianach płomienie od zawsze sprawiały, że czuła się jak w domu. Przysiadała z książką czytając na głos kolejne rozdziały i ekscytując się nimi.
- Babcia chce żebym odwampirzała, ale ja się boję. Nikt mi nie wierzy, że widziałam demona. - zaniosła się szlochem, ale powstrzymała napływające do oczu łzy. Była dzieckiem i pewne problemy z jej punktu widzenia nie mogły zostać rozwiązane.
Posąg zawsze był i „słuchał”, a ona mu się zwierzała. Ze wszystkiego. Opowiadała o magii i rodzinie, obawach i radościach.
Minęło dziesięć lat i z dziecka wyrosła na kobietę. To był ostatni raz gdy przed wyjazdem trafiła w okolice cmentarza.
- Cześć przystojniaku. - uśmiechnęła się i starym zwyczajem przysiadła na kamiennym kolanie.
- Jutro wyjeżdżam, ale postaram się żeby ktoś palił Ci światełka. I mam dla Ciebie nową chustkę… - zdjęła stary i lekko wypłowiały materiał zastępując go nowym. Chustą koloru jej włosów.
- Mam nadzieję, że nie będziesz za bardzo tęsknił. Chyba miałeś już dość mojego trajkotania… ale wiesz, byłeś moją pierwszą miłością! - poprawiła czerwony materiał i zapaliła nowe lampki. Już teraz czuła żal na myśl wyjazdu, ale… nie była już dzieckiem. Wielokrotnie szukała informacji o posągu, lecz żadna z dostępnych jej ksiąg nie miała w sobie takich danych. A szkoda… Pytanie kim był i gdzie znajdują się jego bliscy wciąż wirowało w głowie Płomiennowłosej.
- Dowiem się kim byłeś. - obiecała i dotknęła wargami policzka na zimnym kamieniu. To było bowiem pożegnanie.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Gość Pon Sty 01, 2018 4:35 pm

Mrok przeniknął na wskroś walecznego wojownika zaklętego w kamieniu, odebrał wszelkie złudzenia i nadzieje, że jego los zostanie odmieniony. Ile to już lat minęło? Dziesiątki? Setki? Stanowczo za długo. W pewnym sensie nasiąknął nastrojem otoczenia, jego wrogością, ciemnością i chłodem. Pozbawiał on resztek jego człowieczeństwa, i choć dawno nosił miano niezłomnego - obecnie nosił olbrzymie brzemię, którego samodzielnie nie był w stanie się pozbyć. Czy więc nie nadszedł czas, by pogodzić się z porażką? Ale co z tego? Nawet nie mógł wedle kodeksu samurajskiego odebrać honorowo swego przeklętego żywota. Miał zdecydowanie za dużo czasu na przemyślenia, i na urojenia, które truły dodatkowo przeciążą klątwą duszę. Życzenie sobie śmierci stawało się niemal codziennością wśród wielu trupów leżących w krypcie.
Pewnego jednak razu cicha i pusta krypta napełniła się czymś dziwnym. Hałas przypominał stłumione kichnięcie. A później rozległo się dziecięce echo, które nie mogło być sprawką ducha czy zwierzyny, która czasem kręciła się po katakumbach. Żywe wołanie pełne fascynacji ocuciło Błędnego Samuraja z letargu, w który zapadł sto lat temu z bezradności. Jego kamienne uszy napoiły się dziewczęcym głosikiem, które wraz z tupotem stópek rozbiegało się od ściany do ściany. Spojrzenie, choć nieruchome utkwiło wyraźnie w postaci małej, płomiennowłosej dziewczynki. Miała ze sobą odrobinę światła w postaci świeczki, która dzierżyła pewnie w rączkach. Dla kogoś kto nie miał styczności ze światłem od tak dawna, ów światło niosło ze sobą więcej niż poprawę widoczności. Łowczyni przygód odkryła posąg i zaciekawiła się nim na tyle, że... zaczęła z nim rozmawiać. Gdyby mógł, na pewno wzruszyłby się niezmiernie na ten prosty gest. Zdecydowała się nawet wspiąć się na cokół i usiąść na jego kolanie. Przesympatyczne dziecko nie poprzestało na jednorazowym rozczuleniu. Mała Esmeralda wyczyściła go z mchu i porostów, pozbyła się pajęczyn, i delikatnie chusteczką przetarła jego zmęczone oblicze. Wtedy mógł przyjrzeć się istotce z bardzo bliska i zapamiętać już na zawsze jej ciepłe uczynki. Co prawda nie potrafiła odczynić z niego uroku, lecz w tej chwili nie miało to znaczenia. Wreszcie mógł poczuć się człowiekiem. Kimś a nie czymś. Tylko dzięki dziewczynce.
Także i ona nie zapomniała o średniowiecznym, japońskim rycerzu. Wzięła się porządnie za porządki, choć często musiała uważać na jadowite węże przy sprzątaniu liści. Wiele razy aż miał ochotę wyrwać się z miejsca i zapewnić maksimum bezpieczeństwa, żeby nic się Esmeraldzie nie stało, i to z jego powodu. Ale w grudniowy dzień, dokładnie szesnastego, zdecydowała się we własne urodziny obdarować Jikkena szalem. Bardzo barwnym, żywszym od niego samego i otoczenia, które ewidentnie odzwierciedlały kolorem płomienną burzę włosów dziewczynki. Nie musiała tego robić, lecz bardzo poważnie traktowała swego kolegę i pewnie z obawy przed zimnem chciała mu zapewnić komfort. Wokół tańczyły płomyczki z knotów świec, dodając jeszcze więcej ciepła. Ale nic nie mogło zastąpić jej spowiedzi. Szczerych, głębokich i przepełnionych pewnością, iż Jikken w jakiś sposób mógł ulżyć Esmeraldzie w trudnych chwilach. Dzieliła się z nim każdą swą historią, która wywarła na niej wrażenie. Czy to radosną czy smutną czy pełną niepewności. Jeszcze długo po jej odwiedzinach roztrząsał każde słowo i żywił się nim jak najsmaczniejszym pokarmem. I z utęsknieniem czekał na kolejne spotkania.
Dowiedział się o płomiennowłosej sporo informacji. Oczywiście poznał jej imię, datę urodzin, ale także to, że tradycja łowców przetrwała do dzisiejszych czasów, a jego przyjaciółka - uczyła się i praktykowała ten trudny i niewdzięczny fach. Tym bardziej był dumny z jej postępów, tym chętniej słuchał w jakiej dziedzinie rośnie w siłę, a także to, co jej jeszcze brakowało do opanowania. Była niezwykle młodą i utalentowaną łowczynią nowicjuszką, lecz wierzył w jej umiejętności i to, że w przyszłości będzie nawet sławniejsza od niego w jego czasach.
Niestety wszystko co dobre, kiedyś musiało się skończyć. Zaklęty samuraj od momentu spotkania się z Esme już nie zapadał w sen. Rozpamiętywał każdą sekundę pobytu przyjaciółki, każdy jej uśmiech, grymas smutku, intensywne niebieskie oczy. Żył jej życiem. Aż przybyła znowu, już jako pełnoletnia dama, która prezentowała się niesamowicie. Pełna wigoru, dowcipu, nawet nie krępowała się zasiąść jak dawniej na jego kolanie i powiedzieć wszystko, co w duszy grało. A niestety okazało się, że to spotkanie miało należeć do ostatnich. Najwyraźniej będzie musiała uczyć się i pogłębiać tajniki sztuki łowiectwa tak intensywnie, że nie mogła rozpraszać ją żadna myśl. Po prostu skoncentrować się maksymalnie na swojej pracy. I jak tu nie tęsknić? Wszak Esmeralda była jego światłem w ciemnościach, jego przyjaciółką i dobrą duszą.
Kiedy szczupłe palce kobiety owinęły jego szyję czerwoną chustą, a później dotknęły policzka rzeźby, mogła odnieść wrażenie, że skóra stała się w tym miejscu mokra. Czy to przypadek, czy Jikken uronił łzę tęsknoty? Cokolwiek to było, przysięgła sobie i jemu, że dowie się o tym, kim jest. Miała doskonałe przeczucie, że to było kluczem do jego wolności, choć niestety nie jedynym. I o tym fakcie nie dowie się z ksiąg, jedynie od jej wrogów.
Krwiopijców.

***
O katakumby dbała osoba, która została wyznaczona przez Esmeraldę. Nie zapominała o tym wszystkim co przykazała mu Zleceniodawczyni. Lecz razu pewnego odkrył, że znanego posągu nie było, a cokół, na którym był umiejscowiony - rozbity w pył i mniejsze bloki kamienne. Niezwłocznie ta osoba, która odkryła uchybienie od normy, poinformowała o tym wszystkim Łowczynię, choć nie przypuszczała, aby to miało jakieś większe znaczenie. Po prostu nie chciała oberwać za niedotrzymanie porządku. Czy Esmeralda odkryje prawdę? Czy to zwykli hultaje wysadzili pomnik, czy złodzieje ukradli na sprzedaż, czy coś innego?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Esmeralda Wto Sty 09, 2018 8:38 pm

Nie tylko dla Esmeraldy ta „znajomość” była czymś wyjątkowym. Mimo wielu godzin spędzonych w katakumbach nigdy nie znalazła potwierdzenia na to, że pod warstwą kamienia kryje się ktoś żywy. Wyimaginowany przyjaciel nie był tylko cichym powiernikiem tajemnic. Dawniej człowiek i wojownik obecnie zaklęty w kamień. Niestety mimo wielu prób i pytań w kierunku rodziny, nie znalazła informacji mogących jasno potwierdzić jej dziecinną teorię. A potem? Pozostał sentyment i chęć oddania czci zmarłemu. To dlatego zdecydowała się opłacić kogoś, kto mógłby ją zastąpić. Osobę palącą świeczki i sprzątającą liście jakie przywiał zawodzący wiatr. Przegnać dziką zwierzynę i dbać aby na kamiennej twarzy już nigdy nie osiadł mech.
Dlatego nie spodziewała się nagłego telefonu, ani tym bardziej informacji o zaginięciu posągu…
- Co takiego? - Esmeralda odłożyła próbki na bok i nerwowym krokiem zaczęła chodzić po własnym laboratorium. W osłupieniu słuchała, jak pracownik tłumaczył się i płakał do słuchawki. Nie był ochroniarzem, lecz obowiązki jakie wykonywał zapewniały mu stałe i całkiem godziwe wynagrodzenie.
- Widział Pan coś niepokojącego? Są jakieś ślady? - przymknęła oczy starając się przede wszystkim oddychać. Nigdy nie była szczególnie cierpliwa, ale informacja z jaką zadzwonił staruszek całkowicie wybiła ją z rytmu. I jak tu teraz wytłumaczyć w Oświacie, że rezerwuje najbliższy lot i wybiera się do Wielkiej Brytanii… Bo posąg.
- Spokojnie. Nie, to nie Pana wina. Dziękuję za telefon. - było jej żal mężczyzny, ale bardziej żałowała tego, że ktoś ośmielił się zbezcześcić katakumby. Już w trakcie rozmowy wyobraziła sobie co zrobi z wyrostkiem odpowiedzialnym za to całe zamieszanie.
- Tak, przyjadę. Tak. Do widzenia. - zakończyła rozmowę i odłożyła telefon na blat stołu. Odechciało jej się dalszej pracy i nawet próbki groźnych i bardzo trudno dostępnych wirusów nagle straciły na swej atrakcyjności.
- Kurwa, nie wierzę w to… - minęło tyle lat i nikt nie zapuszczał się w tamte tereny. Nikt nie okrył małego królestwa, bo większość zwyczajnie omijała takie miejsca z daleka. Dlaczego więc dziś, po tylu latach i po co? Nie rozumiała toku myślenia potencjalnego sprawcy, od razu zakładając że nie zrobił tego nikt dorosły bądź przy zdrowych zmysłach. Dzieciaki często robiły coś by zaimponować innym, lecz czy naprawdę ktoś mógł być tak zepsuty…
Jeszcze tego samego dnia udała się do dowódcy prosząc o pozwolenie na krótki wyjazd w rodzinne strony. Nie zdradziła prawdziwego powodu zasłaniając się jedynie tęsknotą i chęcią spędzenia czasu z najbliższymi. W końcu nie wiedział, że przez karygodne błędy rodzice nie chcą jej znać i już dawno zmienili testament. Niechętnie wracała, jednak świadomość straty i osobistego sprawdzenia sytuacji była silniejsza nad dawne spory. Nie zamierzała zaglądać do domu, dlatego profilaktycznie zarezerwowała pokój w pobliskim hotelu. I poleciała…



- Panienko, przysięgam że on tu jeszcze wczoraj był! Na Boga świętego jedynego i najwyższego się klnę Panienko! Błagam o wybaczenie, ja nie wiedziałem że jego dziś nie będzie. Od razu zadzwoniłem. Od razu jak tylko zobaczyłem… - staruszek łkał tłumacząc się na wszystkie możliwe sposoby. Zmierzwione siwizną włosy sterczały w każdą stronę, a stary wypłowiały garnitur jasno wskazywał na to jak ubogim człowiekiem jest ten mężczyzna. Wzbudzał litość, dlatego nie potrafiła się na niego gniewać. Był niewinny, a swoje wcześniejsze obowiązki wykonywał z należytą starannością. Poza resztkami kamienia w krypcie znajdowały się świeże kwiaty i paliły lampki. Było czysto i gdyby nie fakt, że brakowało figury, Esmeralda mogłaby poczuć się jak w domu.
- To nie Pana wina. Bardzo dziękuję za telefon. - wyjęła z torebki kopertę i podała mu w ramach podziękowania za szybką reakcję. Nie mogąc znieść łez objęła staruszka klepiąc go delikatnie po plecach.
- Znajdziemy inne zatrudnienie. Zadzwonię do Pana. Można wracać do domu… - po jeszcze kilku zapewnieniach z jego strony, że nie widział absolutnie niczego, starzec wrócił do domu. Lekarka rozejrzała się tylko po pomieszczeniu i z dławiącym uczuciem goryczy usiadła na jednym z kamieni.
- Co za ludzie. Zabiję gnojka. - westchnęła cicho wiedząc, że pewien rozdział został brutalnie wyrwany z jej życia. Tak... bezpowrotnie.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Gość Nie Sty 28, 2018 5:27 pm

Nie tylko Esmeralda znała historię zaklętego Jikkena. Osobą wiedzącą o jego istnieniu był też Suiren, aczkolwiek on zainteresował się bardziej samą historią, niż zawładnięciem łowcy. Nie jemu w głowie było posiadanie sługi, ciekawość jak widać bywa silniejsza niż chęć posiadania. W końcu odnalazł w jednej ze starych wampirzych bibliotek księgę mówiącą o niejakim Kuro Yoru. Uśpiony człowieczy łowca odzianego w zbroję. I to już kusiło Pożeracza dzieciątek do odkrycia prawdy.
Postanowienie już padło. Sui udał się do miejsca w którym łowca spoczywał.
Nie było trudne przedostanie się do jego Świątyni. Sui również nie obawiał się tutejszej ludności, w końcu potrafiący władać mieczem wampir o również dość silnych mocach jest w stanie wybronić się. W dodatku miał ogromny cel jak wybudzenie.
Nie raz przechadzał się do miejsca byleby je zwiedzić, ale nie dotykać. Teraz wreszcie nadszedł czas, a wtedy już odwrotu ma nie być. Wampir wkroczył na prawie zakazany teren, od razu rzucając chłodne spojrzenie postaci. Wciąż stał nienaruszony, samotny. Nie przez Sui'a, on chciał go wybudzić.
Jednak...
Czy tak całkowicie był osamotniony?
Swego czasu odkrywał dziwne przedmioty. Szalik, kwiaty. Może faktycznie do kogoś należał? Tym razem nie było inaczej, niemniej wampir nie czuł się zagrożony. W końcu to on odnalazł bransoletę w jednej z bibliotek. Pomyśleć, że szlachetne wampiry doskonale wiedziały co robią, jednak nie chciały całkowicie usuwać przedmiotów należących do łowcy. Suiren zatem skorzysta.
Gdy ponownie wrócił do uśpionego łowcy, mając przy sobie potrzebną błyskotkę spojrzał raz jeszcze na niego. Wystarczy powiedzieć trzy razy jego pełne imię i  magia ma zadziałać, łamiąc pieczęć jaka to utrzymywała człowieka.
- Kuro Yoru. - padło pierwszy raz. Sui'a głos jak zwykle pełen opanowania, chociaż nutka chłodu się wdarła - Kuro Yoru. - drugi raz. Za następnym razem łowca miał ożyć i zostać niby podwładnym. Chociaż Sui raczej nie oczekiwał żadnego oddania - Kuro Yoru! - padło za trzecim razem. Teraz przystało oczekiwać na rezultaty. Wampir miał wszystko - bransoletę, wiedzę na temat wybudzenia. Dopiero się okaże czy to było wystarczające.

Jednak kto by przypuszczał, że właśnie osoba odwiedzająca zechce na nowo przywitać się ze swoim znajomym. Nie spodziewała się tylko tego, że ktoś zdążył ją dogonić i wybudzić łowcę z letargu. Czy on tutaj krążył, nie wiadomo. Suiren wykonał swoją robotę. I zapewne zechce kiedyś wrócić. Póki co przybyła jedynie Esmeralda, więc możliwe iż czysto krwisty zechce ruszyć jej śladem gdy wyczuje obcy zapach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Gość Nie Sty 28, 2018 6:44 pm

Czekał, zawsze czekał na zbawienie. Od jakiegoś czasu jednak wystarczyły mu odwiedziny Esmeraldy uważając, że jego los jest już całkowicie przesądzony. Traktowała go inaczej, bo po ludzku. Nie broniła się przed okazywaniem uczuć, swoich obaw i marzeń. Gdyby mógł przemówić, może w jej dzieciństwie mógłby nawet przekazać tajniki życia łowcy, ale kiedy przyszła tu ostatnio, promieniowała nie tylko urodą, ale i wiedzą. Po prostu emanowała czymś, co definiowało ją jako doświadczoną łowczynię wampirów. A mimo wszystko nie wyzbyła się ludzkich odruchów, stąd szal zdobiący jego zeszpeconą cudaczną zbroją szyję. Czerwony jak jej płomienne włosy i gorący hart ducha. Ale nie mógł zatrzymać kariery Niebiesko-Szarookiej, musiała rozwijać się i zagłębiać się w sekrety łowieckie.
Jak się okazało, wyścig z wampirami był bardzo równy. Nie tylko poskramiacze Krwiopijców poszerzali wiedzę, lecz właśnie Nieśmiertelni. Niektórzy nawet spoglądając wstecz w karty historii. Suiren zdecydował się iść za tropem tkwiącym w jednej ze starych ksiąg należących do wampirów. To tam znalazł zapis o człowieku przeklętemu w posłuszną marionetkę, zabójczą jak niejedna broń. Ten czyn był zemstą za skuteczne nękanie Nieśmiertelnych przez takich jak ten, który otrzymał nowe miano - Jikken. Łowcy opacznie zrozumieli co zaszło, więc dodatkowo uniemożliwili przyszłym pokoleniom odkrycie i ożywienie niegdyś jednego z najlepszych łowców swego czasu.
Suiren, bo o nim mowa, miał własne pobudki do przyjrzenia się z bliska zapiskom i przekuciu ich w czyn. Znalazł bransoletę zdobioną inskrypcjami w nieznanym języku (być może były to jedynie wzory a nie litery ułożone w zdania) i wyruszył do katakumb, które wedle skąpych notatek porozrzucanych po różnych księgach miały stać się domem dla porzuconego Przeklętego. Rzeczywiście odkrył posąg klęczącego mężczyzny w zbroi, który nie wykazywał żadnej aktywności z otoczeniem. Przynajmniej pozornej. Gdzieś w tym kamieniu rozbudziła się cząstka łowcy, która wyczuła w pomieszczeniu esencję przypominającą wampirzą. Szlacheckie rysy twarzy, kocie oczy, pradawnie wyglądający tradycyjny strój japoński. W zasadzie przez moment poczuł się tak, jakby cofnął się w czasie i miał do czynienia z tym, który zaklął go w kamieniu. Może to był jego potomek? Albo za bardzo wyolbrzymiał tę chwilę niepewności, która mogła być początkiem wolności, albo nowej niewoli.
Spojrzenie spod nietypowych w barwie tęczówek Wampira i jego chód były pewne, od razu przystąpił do konkretów. Poznał imię wojownika, który chcąc nie chcąc akurat głowę miał skierowaną w stronę Wyzwoliciela. Nie wahał się wypowiedzieć trzy razy jego miana, na co Jikken zareagował dopiero za trzecim wołaniem. Na kamieniu pojawiły się pierwsze pęknięcia, które poszerzały swoje władanie na resztę organizmu. Gdy mozaika zapełniła całą sylwetkę, ta z hukiem wysłała odłamy skalne dookoła siebie, jakby eksplodował. Przez moment unosił się gęsty dym od kurzu, który powygaszał kilka sąsiadujących świec. Ale przez gęstą ścianę pyłu dało się dostrzec szkarłatny punkt żarzący się intensywnie na tle szaro-burości. Czarne kontury wojownika nabierały większych szczegółów, gdy po kilku wiekach stagnacji w jednej pozycji w pomieszczeniu rozchodził się wolny, ciężki krok. Brzmiał on dokładnie jak zetknięcie stali z kamieniem, bo zbroja sięgała od stóp do wysokości uszu i szczęki dolnej. Na głowie Kuro Yoru bieliły się włosy, skóra również nabrała szarości podobnej do wampirzej cery. Najbardziej rzucającymi się w oczy elementami wyglądu dawnego wojownika były czerwone ślepia i... szal podarowany przez Esmeraldę.
Łowca zbliżył się do nieco niższego osobnika i stanął przed nim na baczność. W jednej ręce okutej w stal trzymał katanę, która nie miała tradycyjnej klingi, a równie futurystyczną obudowę co zbroja Jikkena. Gdyby Suiren nie trzymał bransolety w ręce, prawdopodobnie łowca rzuciłby się niechybnie na nieprzyjaciela. A tak czekał na jego rozkazy. Dosłownie. Nie miał prawa niczego odmówić temu, który okiełznał ciało Kuro, nawet jeśli jego duch był niespokojny. Co ciekawe Krwiopijca z wyższych sfer nie musiał niczego mówić na głos, aby spełniła się jego wola. Ich umysły stały się krystaliczną jednością. Działo się to bardzo naturalnie, jakby władał dodatkową parą rąk, nóg, no i przypominało to uczucie dzierżenie niezwykle wygodnej broni w ręce. O ile dla Suirena była to nowość, tak dla Jikkena - już nie. Przypomniał mu się koszmar z chwili uwikłania się w czary Szlachetnego z dawnych lat. Ale nie mógł przeciwstawić się w żaden sposób, nawet gdyby chciał.

Nikt nie przypuszczał, że Esmeralda tak szybko wróci do katakumb, które zmieniły się w pobojowisko. Brak znajomej rzeźby wielce zasmuciła łowczynię, która próbowała uspokoić stróża. Gdy jej się udało i odprawiła starszego mężczyznę z ponurego miejsca zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu zapewne szukając poszlak. Na posadzce pojawiło się bardzo dużo kurzu, warstewka miała około pięciu centymetrów i rozkładała się po niemal całej "Świątyni" Jikkena. Mogła dostrzec ślady butów - jej, staruszka i kogoś jeszcze. Odcisk nie przypominał podeszwy buta, nosiło na sobie dziwne szramy, poprzeczne prążki względem długości stopy. Nieopodal przy wyjściu tkwiła jedna czerwona nitka z szalika, który podarowała przyjacielowi przed dłuższym wyjazdem. To przejście prowadziło do jeszcze innej, głębiej położonej komnaty tonącej w ciemnościach. Gdyby tam przeszła, dostrzegłaby ku swojemu zdziwieniu mężczyznę, który przypominał dawny kamienny posąg. Może to przez szal na szyi? Siedział on po turecku, z zamkniętymi oczyma, trzymając w rękach mocno katanę z ostrzem skierowanym ku sklepieniu. Wyraźnie medytował, ale i wyraźnie odnosiło się wrażenie, że coś było nie tak. Przecież gdyby usłyszał kroki, naturalnym odruchem byłoby otworzenie oczu i rozpoznanie w Esmeraldzie przyjaciółki z dawnych lat! A tak... tkwił nieruchomo, jak zahipnotyzowany.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Przyjaciel z dzieciństwa Empty Re: Przyjaciel z dzieciństwa

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach