A może obejdzie się bez napaści?

Go down

A może obejdzie się bez napaści? Empty A może obejdzie się bez napaści?

Pisanie by Gość Wto Sty 14, 2020 9:52 pm

Letni, późny wieczór.
Większość osób spędzała go miło na spacerach, korzystając z chwili wakacji oraz urlopów. Nawet w momencie powrotu albo dopiero co zaczęcia pracy, ludzie byli znacznie w lepszych nastrojach. ALE... Był też gatunek, który wcale nie cieszył się z wysokich temperatur czy mocno nadającego słońca za dnia. Tak. Chodziło o wampiry. Wymęczone palącymi promieniami, wysokimi temperaturami. Musiały znacznie krócej wychodzić za dnia albo w ogóle tego nie czynić. Gorzej jednak gdy pracowały; wtedy już całkowicie musiały kombinować. I Fergal nie był wyjątkiem. Właściwie przez jego rekinie geny było znacznie trudniej żyć latem. Nie ma co ukrywać, nienawidził tej pory roku. Za gorąco, za duszno, zbyt sucho. Jego wrażliwa skóra oraz ciało na przegrzanie cierpiało. Dlatego szukał pracy na nocną zmianę.
Znalazł. Osiedlowy market zbudowany na terenach Dzielnicy Zachodniej. Rodzinny, całkiem przyjemny sklep z nocnymi godzinami otwarcia. Idealna praca dla Rekina. Wszak działała tam klimatyzacja. Tylko cóż, niestety nie mogło być tak pięknie, jak mogłoby się wydawać; klienci. Schlecht nie znosił pracy w której podstawą był kontakt z klientami. Irytowali go. Wręcz doprowadzali do białej gorączki.
- Taa, zapraszamy ponownie miłego dnia.
Rzucił niedbale, po tym jak klient zapłacił za zakupy i odszedł od kasy. Czemu właściwie zdecydował się na tą pracę? Poza pracą w nocy, mógł zatrudnić się na pół etatu. Byli dogodni, więc nie koligowała się z jego pracą na porcie. No i przede wszystkim szefowa uznała iż ktoś z aparycją Fergala nada się nawet na ochroniarza. Wszak mało kto chciał zaczepiać rosłego faceta z bladym licem i z wiecznym wkurwem na twarzy. Lecz jednak był ktoś, kto nawet nie odczuwał strachu przed rzędem rekinich zębisk i głodnego błysku w ślepiach. Nie chodziło o osiedlowych rzezimieszków, ani o pijaków. Ani też o łowców wampirów...
- Dwie paczki bez filtrowych, migiem, chłopczyku.
Ten głos... Lekko charczący, irytujący i stary. Tak, ta drobna starsza kobietka o siwych, wytapirowanych włosach nie bała się nigdy spojrzeć w oczy wampirowi. Fergal dostawał aż tików nerwowy w postaci drgania powieki oraz pulsującej żyłki przy skroni.
- Mam nadzieję, że nie będziesz się wlókł jak ostatnio. Szefowa powinna cię lepiej przypilnować. Kto by pomyślał, że zatrudnią kogoś, kto nie wie jak wygląda papieros bez filtra.
Znowu się zaczęło. Ilekroć tu przyszła, musiała skrytykować biednego, chętnego do zaduszenia starszej pani Rekina. Aż wbił pazury w blat lady. Kobietka wskazała jeszcze głową na półkę za nim.
- I jeszcze chcę paczkę gum do żucia miętowych. Nie za mocnych, tak jak ostatnio mi podałeś. Jestem starszą panią, powinieneś o tym pamiętać. Silna mięta może mi zaszkodzić.
Nie wiedział w którym momencie przestał ją słuchać, ale gdy sięgnął po odpowiednią paczkę uderzył nią wręcz o blat. Gwałtownie wskazał na jakiekolwiek gumy. Nie kontrolował już wybuchu... Prawdopodobnie będzie to też jego ostatni dzień w tej pracy.
- Do cholery! PALISZ PAPIEROSY I NIE MARTWISZ SIĘ O ZDROWIE, a jakaś jebana guma do żucia już ci zagraża?! DURNA BABO! Daj mi żyć! Ciągle się mnie czepiasz...
Tak, już miał w ręku to zielone pudełko z gumami do żucia - przez moment. W końcu niczym zawodowy miotacz cisną nim w twarz biednej staruszki. Kobieta upadła, nie rozumiejąc z początku co takiego się stało. A Fergal? Łapał oddech aby się uspokoić.
Właśnie z tego powodu nienawidził pracy z klientami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

A może obejdzie się bez napaści? Empty Re: A może obejdzie się bez napaści?

Pisanie by Mathylda Sob Sty 18, 2020 12:20 am

Mathylda stroniła od supermarketów. Nigdy nie lubiła shoppingu. A już na pewno unikała sklepów osiedlowych. Jak na niezwykle religijną istotę, brakło jej skromności, choć starała się nigdy nie wywyższać wcale nie małym majątkiem. W jej mniemaniu często w takie miejsca zapuszczały się osoby, które nie potrafiły utrzymać higieny osobistej na chociażby przeciętnym poziomie, czy też potocznie nazywane pijaczynami. Nie bez powodu brud i bieda kojarzyły się jej z brakiem kontroli własnego życia – wszakże zawsze będzie się od czegoś zależnym, czy to od braku pieniędzy, czy nowo powstałego długu – ale przede wszystkim odczuwała obezwładniający lęk, iż kiedyś i ją spotka ów haniebny los. Zatem za sprawą czyjej magii znalazła się właśnie tutaj, skoro dobrowolnie nigdy nie zapuściła by się w podobne tereny?
Korzystała z wolnego czasu, który ciążył nad jej przeżutym wnętrzem, ale co ważniejsze – odbierał przyjemność z chociażby tak przyziemnych czynności jak wieczorny spacer, niegdyś służący lepiej, niż modlitwa (do czego nigdy nie powinna się przyznać). Wewnętrznie toczyła walkę sama ze sobą, plądrowała zakątki własnego umysłu i dochodziła do niezwykle szokujących wniosków. Chociaż oddawała się w całości czynieniu dobra i szerzeniu słów jej Stwórcy, tak chwilami i ją nachodziły wątpliwe myśli, które pod natłokiem melancholijnych doznań, targały bezwstydnie i podważały wiarygodność wyuczonych niemalże na pamięć wartości lub przykazań. Brakło w jej życiu rutyny (pomijając codzienne modlitwy), zapełnienia czasu obowiązkami, o które skrupulatnie troszczyli się jej – świętej pamięci – rodzice. Pomimo chwilowych artystycznych natchnień, przelewając na płótno groteskowe wizje, nie zajmowała się praktycznie niczym. W rezydencji pracowała służba, toteż nigdy nie musiała się obawiać obowiązkami domowymi, natomiast dostatek pieniędzy posłuży jej jeszcze na kilka długich lat. Znajomi? Cóż, oprócz paru przyjaciół rodziny, niewiele posiadając z nimi wspólnego, a którzy nawet jej rodzicom służyli za ich życia jedynie przez wysokie stanowiska, była kompletnie sama. Wynikało to jednakże z jej własnego przeświadczenia, iż swoje dobro i morale winna dostarczać każdemu i nie skupiać swojej uwagi dłużej na jednej osobie, pomóc w potrzebie, aczkolwiek unikać bliższych relacji, albowiem utrudnić to mogło jej bezgraniczną i bezinteresowną, niektórzy mogliby ją nazwać patologiczną, miłość do najwspanialszego Stwórcy. Jedynego prawdziwego i jedynego tak wyrozumiałego.
Kroczyła zatem niespiesznie, jakby podziwiając na nowo wieczorny obraz miasta, kiedy to w rzeczywistości zwyczajnie zbłądziła. Trafiła w okolice, nijak przypominające te, które doskonale znała i często odwiedzała. Lubiła uczyć się nowych rzeczy i poznawać nowych ludzi (pomimo ich ulotności), a jednak wystrzegała się zapuszczania w nowe miejsca, co głównie wynikało ze słabej orientacji w terenie. Widocznie jej wewnętrzne rozterki i dywagacje nad swoim niezwykle nużąco ciągnącym się życiu codziennym popchnęło ją w miejsce, do którego choć nie planowała przychodzić, była teraz niezwykle potrzebna.
Ona i jej Wszechmogący Stworzyciel.
Dostrzegła bowiem przez okno sklepu, wprawdzie za późno by temu zapobiec, jak staruszka upada na ziemie kiedy paczka gumy do żucia odbiła się od jej czoła. Ileż siły i wewnętrznego gniewu musiało się przelać na rękę miotacza, ażeby tak niewielką materią wyrządzić tyle szkód. Przez chwilę nawet pojawiała się w jej głowię zamglona scena jakiegoś tandetnego, acz niezwykle abstrakcyjnego filmu, w której zwinięte w papierek gumy przebiły na wylot czaszkę staruszki, jak gdyby wystrzelone prosto z pistoletu. Jednakże szybko odgoniła od siebie te heretyckie wizje, co by bodźce przesyłające do niej obraz się nie wyostrzyły, zaś w głowie odmawiając szybko skróconą wersję Bożej formułki, oczyszczając tym samym swoją duszę od grzesznych tworów wyobraźni.
Wbiegła do sklepu, by zaraz znaleźć się przy znajdującej się w półsiadzie kobiecie, z widocznym trudem próbującej się podnieść. Bardziej jednak niż ze wstawaniem, zapewnie nie radziła sobie z pojęciem zaistniałej sytuacji. Któż bowiem mógł się spodziewać gumowego ataku, a wyjście po papierosy okaże się równie bolesne, co absurdalne? Ten niefortunny wypadek na długo zapadnie jej w pamięci.
Powoli, pomogę Pani. – łagodność jej głosu wynikająca z lekcji śpiewu potrafiła przyjemnie rozchodzić się w ludzkich głowach i przychylnie spoglądać w jej kierunku. Podniosła kobietę, upewniając się jeszcze, że doznane oszołomienie nie utrudni kobiecie równowagi, a kiedy już oczekiwaną pewność uzyskała, cofnęła gwałtownie ręce niczym porażona. Działając w heroicznym akcie, nie zwróciła wcześniej uwagi na wiek ratowanej kobieciny, zbliżony do wieku jej matki kiedy została adoptowana. Zapewnie również znajdująca się na blacie paczka papierosów, gdyby tylko zwróciła na nią uwagę, wzbudziłaby w niej dawne niepożądane uczucie niepokoju i braku bezpieczeństwa.
Cóż takiego musiało się wydarzyło, by zmusić Pana do tak drastycznych metod względem kogoś widocznie słabszego od Pana? – dopiero teraz zwróciła się w stronę stojącego za ladą wampira. Wbiła złote spojrzenie w jego lico i zmarszczyła niekontrolowanie brwi, widocznie się nad czymś zastanawiając.
Zsunęła z głowy kaszmirowy kaptur peleryny, uwalniając kruczoczarne pukle, po czym kontynuowała:
Cokolwiek by to nie było, nie powinno doprowadzić do podobnych sytuacji. Przemoc nigdy nie rozwiązuje problemu, a jedynie go zaognia. –  powinna jeszcze dodać, że przecież wcale nie zamierzała nikogo pouczać, mimo iż prawie zawsze jej prawione morale właśnie w ten sposób brzmiały. Aczkolwiek w tym przypadku chciała pokazać swoją wyższość, chociażby mentalną. Bowiem jaki człowiek dopuszcza się tak infantylnych czynów? Obserwowanie scen niekontrolowanych emocji, zwłaszcza tych negatywnych, traktowała jako swego rodzaju rozrywkę. Czerpała ogromną przyjemność wynikającą ze stoickiego spokoju, w który starała się ubierać swoje słowa. Nic więc dziwnego, że czuła niepohamowaną potrzebę wytknięcia Fergalowi błędu. Niemniej wiele osób mogło myśleć sprzecznie. Takie stałe przyzwyczajenia i zachowania mogły się wydać nudne, wręcz bezbarwne. Rzadko działała impulsywnie, długo rozmyślając nad swoimi reakcjami i prawie zawsze działając zgodnie z własnymi myślami. Ale czy one aby na pewno należały do niej? Czy może myślała tak, jak chcieliby jej rodzice?
Emerytka po odzyskaniu pełnej świadomości otrzepała tył pleców z brudu, rzuciła pod nosem kilka kwaśnych uwag, posłała im mordercze spojrzenie, po czym wyszła ze sklepu, uprzednio jeszcze rzucając głośno, że jeszcze tu wróci aby porozmawiać z kierownikiem.
Witamy w świecie pełnym niewdzięcznych, splugawionych stworzeń.
Mathylda

Mathylda

Krew : Ludzka A
Znaki szczególne : Całokształt?
Zawód : Samozwańcza Inkwizytorka; malarka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Pan Bóg
Moce : Boskie
Magia : Boska


https://vampireknight.forumpl.net/t4302-matylda#94726

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach