Koniec sagi

Go down

Koniec sagi  Empty Koniec sagi

Pisanie by Veina Nie Lut 16, 2020 4:10 pm

Spoiler:

I

Nie jechała tam z dużą nadzieją. Każdą wiadomość o odnalezieniu ojca traktowała zachowawczo, po pierwszych kilku razach wiedząc że rozczarowanie jest wielce bolesne, może nawet bardziej niż sama niewiedza czy Magnus żyje. Veina nie była pewna kiedy dokładnie ojciec zaginął, faktycznie było to wieki temu; sama była wtedy jeszcze zaledwie młodą kobietą nieświadomą życia, które ją czekało. Minęło czterysta lat? Czterysta pięćdziesiąt? Teraz te liczby były abstrakcyjne i całkowicie nieistotne, bo czarnowłosa w tej chwili wybierała się na Północ. A najważniejszy był dla niej fakt, czy rzeczywiście ojciec znajdował się w posiadłości Yngvara, przyjaciela rodziny - równie starego co Magnus. Wszystkie wcześniejsze wiadomości o rzekomym odnalezieniu ojca pochodziły od mniej lub bardziej dalszych znajomych, najczęściej krwią związanych z wampirem, jednak żadna z nich nie okazała się prawdziwa. Tropy się urywały, ludzie zapominali, a wygląd zacierał w pamięci. Veina czuła dużo większy wewnętrzny spokój, nie otrzymując tych sygnałów. Błoga nieświadomość jest wystarczająca w tej sytuacji. Wcześniej wampirzyca była przekonana, że przez więzy krwi oraz to jak niegdyś blisko była związana z ojcem, z pewnością poczułaby rozdzierający ból gdyby faktycznie Magnus umarł; to samo zresztą tyczy się brata Einara. Z nikim innym nigdy nie była tak blisko, dlatego nie zdziwiła się gdy nawet nie odczuła w żaden sposób śmierci matki; Miranda zmarła daleko poza wzrokiem i świadomością pierwszej rodziny, którą tak bezpardonowa porzuciła tuż po narodzinach Vi. Jednak czarnowłosa blokująca wszystkie głębsze uczucia, zrozumiałaby co oznacza ból serca rozrywanego na kawałki - bo właśnie tak wyobrażała sobie zerwanie połączenia z ojcem i bratem. Jednak nigdy nic podobnego nie nastąpiło, myśli nigdy nie skrzyżowały się z żadnym z nich. Starała się zrzucić to na karb rozłąki, która trwając kilka wieków mogła wyjałowić to osobliwe połączenie, zdające się wygasać z wydłużającym czasem nieobecności.
Właśnie z tego powodu od razu po otrzymaniu wiadomości od Yngvara, wsiadła w samolot i próbowała jak najszybciej przedostać się na północ Europy. Jakże małe prawdopodobieństwo było, iż najbliższy przyjaciel rodziny pomylił się i wziął za Magnusa obcego mężczyznę? Właściwie minimalne, jednak zawsze pozostawało ryzyko, iż ze względu na podeszły wiek wampira - piękna liczba około dwóch tysięcy lat - umysł nie był już tak światły jak niegdyś, a czas i rzeczywistość coraz częściej płatały mu figle. Veina dobrze wspominała Yngvara, zawsze był życzliwy i pomocny; niesamowity krwiopijca, który pamiętał tak zamierzchłe czasy, że wiedzą mógłby zapełnić całą bibliotekę. Niesamowicie imponująca była jego wola życia i chęć odkrycia niepoznanego - niedostępnego zwykłym śmiertelnikom, a i większości wampirom. Po części mu się to udało, jednak nic po tym skoro jego następcy - w obecnie niemożliwej do ustalenia liczbie - rozpierzchli się po świecie, chyba w ogóle nie dbając o spuściznę tak znamienitej jednostki. Magnus będący w zbliżonym wieku do przyjaciela, posiadał równie bezcenną wiedzę, jednak zaginiony tak wiele lat temu, przez większość był już traktowany jako krwiopijca bezpowrotnie utracony. Co w obecnych czasach trzeba zrobić, by zniknąć skutecznie na kilka wieków, nie znaleziony przez tak długi czas przez żadnego wampira na świecie. To wszystko sprawiało, że Vi miała więcej wątpliwości, a resztka nadziei żałośnie kołatała się w kącie umysłu.
Po wylądowali w Finlandii, czekała ją jeszcze druga część podróży, mniej komfortowa. Wampirzyca musiała dostać się na samą Północ, właściwie na styk granicy państwa fińskiego oraz Norwegii, miejsca oddalonego od Morza Północnego o zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Okolica, w której niegdyś znajdował się wielki dwór jej rodu zdawała się zupełnie nietknięta przez dłoń czasu. Surowy teren, knieje i dzikie ostępy broniły się przed niszczącą wolą śmiertelników, którzy nie raz starali się zgwałcić matkę naturę swoimi maszynami potrafiącymi siać jedynie zniszczenie. Jednak jakimś cudem naturalne dziedzictwo trwało, a w jego sercu mieściła się siedziba Yngvara - dawno odciętego od cywilizacji, całkowicie z własnej woli.
- Jesteś sama? - zapytał mężczyzna, od razu po otworzeniu drzwi i zobaczeniu Veiny.
Wyglądał na nieco zdziwionego i jednocześnie zaniepokojonego, dlatego czarnowłosa nie do końca zrozumiała co właściwie miał na myśli.
- Tak. Przecież powiadomiłeś tylko mnie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, wkraczając do posiadłości. To roztargnienie złożyła na karb wieku przyjaciela, który jednak szybko to wytłumaczył.
- Myślałem, że przyjedziesz z Einarem. Czeka na Was. - to uderzyło kobietę, nie spodziewała się tego. Czyżby faktycznie jej ojciec znajdował się w tym domu? I faktycznie czekał na przybycie córki i syna?
- To naprawdę on? Nie wierzę być Ty mógł się pomylić. - dodała nieco ironicznie, szczególną uwagę zwracając na siwe włosy przyjaciela. Stojąc pośrodku wielkiego salonu o zapachu książek i kurzu, wiedziała jak irracjonalna była to sytuacja. Ani przez chwilę nie pomyślała o bracie, którego przecież nie widziała prawie tak samo długo jak ojca. Cały jej przyjazd wydawał się dobrym pomysłem, jednak teraz nabierała coraz większej ilości wątpliwości.
- Pewnie jesteś zmęczona, czego sobie życzysz? Mam donorów każdego rodzaju. - powiedział Yngvar, podchodząc do Vi i obejmując ją ramieniem, bardzo opiekuńczo co nieco ją uspokoiło, jednak nie na długo ponieważ słowa przyjaciela wydawały się jej nieco dziwne.
- Dziękuję, jadłam w samolocie. - odpowiedziała, przypominając się powabną stewardessę i dopiero teraz rozglądając się po przestronnym pomieszczeniu, jakby żywcem wyjętym z XVII wieku. - Właściwie, gdzie jest ojciec? Jeśli to faktycznie on.. Dlaczego do mnie nie wyszedł? - zapytała, wpatrując się w oblicze starego wampira, wydawała się nieco zirytowana. Nie lubiła być trzymaną w niepewności. Wszystko wydawało się takie nierzeczywiste, podejrzane; Vei ponownie czuła się zdezorientowana i mogła przysiąc, że w piersi jej serce wybija szaleńczy takt.
- Zaprowadzę Cię do niego. Tak bardzo na Ciebie czeka, więc nie ma czasu do stracenia, musicie porozmawiać. - Yngvar wydawał się pogrążony w smutku, jednak na jego pomarszczonej twarzy widniał uśmiech, który pewnie w założeniu miał ją uspokoić. Jednak silne przeczucie Veiny nie pozwoliło jej zrezygnować z ostrożności choćby na chwilę, teraz dezorientacja mieszała się ze zdenerwowaniem, odrobiną wściekłości, a przede wszystkim irytacją.
Tylko przez sekundę mignęła jej służba, z pewnością zajmująca się bagażem. Poza tym wydawało się, że w ogromnej posiadłości zamieszkiwał tylko Yngvar. Zawsze uwielbiał samotność, dlatego Vi tak dobrze go rozumiała. Tutaj przez chwilę mogła poczuć się jak w domu, wystrój był praktycznie taki sam, a miejsce posiadało identyczną aurę wyjątkowości, mroku, ale i spokoju. Czarnowłosa pragnęła mieć czas, by pozostać tu nieco dłużej; w tak pięknym miejscu, gdzie zgromadzona jest wiedza pokoleń. Ale nie to się teraz liczyło. Jednak pragnienie o ostatecznym rozstrzygnięciu czy faktycznie znajdował się tu jej ojciec było silniejsze od czegokolwiek innego, zmęczenia po długiej podróży - jakże trywialnego odczucia. Nie rozumiała właściwie nic z tego co mówił starzec, jednak najwyraźniej nie chciał jej zdradzać całego kontekstu sytuacji, co wprawiało ją w irytację - jakże dla siebie charakterystyczną. Yngvar pozwolił sobie jedynie przez chwilę podziwiać czarnowłosą, która zupełnie nie przypominała tego dziecka, gdy widział ją po raz ostatni. Zbyt wiele czasu minęło, ale jego wciąż sprawny umysł nie zapomniał rodziny jaką był dla niego ród Virtanen. Traktowany przez Veinę jak stryj, pomagał w jej wychowaniu. Dlatego teraz duma w nim wzbierała i gdyby nie naglący czas, chciałby rozmawiać z nią całymi nocami o tym co właściwie się z nią stało. Czarnowłosa pragnęła dokładnie tego samego, nie chcąc się nawet przyznać do podejrzenia które było z nią przez lata - że Yngvar nie żyje; całkowicie odgrodzony od świata zniknął z jej życia dość niespodziewanie.
Jednak wszystkie te myśli były niczym wobec momentu wejścia do sypialni, znajdującej się na drugim piętrze. Utrzymana w półmroku przez ciężkie zasłony, jednak wypełniona cieniem z powodu elektrycznych kandelabrów, wydawała się pusta. Dopiero po krótkiej chwili Veina zorientowała się, że na szerokim łóżku baldachimowym leży postać, ukryta do połowy pod satynową pościelą. Choć tylko nogi uginały się pod kobietą, jej nieprzygotowanie do tej chwili było większe niż sądziła. Yngvar poprowadził ją do posłania, na którym leżał Magnus. Podeszła tam bez strachu, ale z wieloma wątpliwościami. Mężczyzna w słusznym wieku, siwe jednak wciąż silne włosy i broda w tym samym odcieniu bieli, brak jednego oka, wąskie zaciśnięte wargi ust i nazbyt szczupłe ciało. Jednak Vi zawsze poznałaby ojca, bo tylko niektóre z tych detali były nowe w wyglądzie wampira; ona zawsze miała przed oczami jego wygląd sprzed kilku wieków.
Zdawał się w pierwszej chwili nie poznawać córki, jednak był to tylko pozór, ponieważ na twarz wstąpił uśmiech, a mężczyzna wydawał się zrelaksowany, jakby wielki ciężar zdjęto z jego barków - najwyraźniej taką ulgę odczuł w momencie zobaczenia córki. Czarnowłosa kobieta powoli podeszła do krawędzi łóżka, zostawiając Yngvara w odległości kilku kroków za sobą. Wyprostowana, pewnie ale spokojnie usiadła na skrawku pościeli, by móc z bliska spojrzeć na twarz ojca, ale by i jemu umożliwić to samo.
- Dlaczego zawsze muszę tyle na Ciebie czekać? - zapytał z szerokim uśmiechem starszy mężczyzna, wyciągając dłoń ku córce i ujmując jej rękę. Kontrast między pomarszczoną niczym pergamin skórą starszego człowieka wyraźnie kontrastowała z gładkością alabastrowej skóry Veiny. Wampirzyca nie byłaby w stanie opisać co właściwie w tej chwili czuła, pewnie niewyobrażalną radość, która jednak nie była w stanie wypełnić pustki znajdującej się w miejscu duszy czarnowłosej.
- Nie wiedziałam już gdzie Cię szukać. Powinnam zadać to samo pytanie. Co się stało, że przez tyle lat nie mogłeś nawet…
- To dłuższa historia, na którą nie chcę poświęcać więcej czasu niż powinienem. Ty Ty niewiele się zmieniłaś. Wciąż jesteś buńczuczna i arogancka. I pięknie wyglądasz. - powiedział, wchodząc w słowo córce, w której zauważalnie wzrastała wściekłość. Jeszcze jako młoda dziewczyna miała ochotę bić ojca dopóki nie wytłumaczy się z tego skandalicznego porzucenia, odejścia bez słowa i zostawienia rodzeństwa na pastwę losu. Jednak teraz jako dorosła osoba, nawet jeśli targały nią te same emocje, była pewna istnienia konkretnego powodu, dla którego Magnus postąpił tak a nie inaczej.
- Dlaczego obaj mówicie o czasie? Co się dzieje, dlaczego nikt nie może mi od razu wszystkiego wytłumaczyć? - pytała zirytowana kobieta, na co jednak Yngvar nie odpowiedział ani słowem, tylko wycofał się do wejścia i zniknął za ciężkimi drzwiami, zostawiając tych dwoję samych.
- Wciąż jesteś tak samo niecierpliwa i impertynencka, a na pewno nie masz tego po mnie.
- W tej sytuacji to chyba zrozumiałe? Leciałam tu przez pół świata nie wiedząc nawet czy to faktycznie Ty. Myślałam, że nie żyjesz, więc nie pouczaj mnie odnośnie gniewu. - dodała, przez zaciśnięte usta. Nie chciała wywołać kłótni, która przesłoniłaby wspaniałość tego spotkania, ale musiała powiedzieć ojcu jak czuła się przez te wszystkie lata od jego zniknięcia.
Magnus zwracał się do Veiny z wyjątkowym spokojem, stwierdzając jedynie fakt, że nic się nie zmieniło, a córka wciąż pozostaje tak samo bezczelna jak niegdyś co właściwie go cieszyło. Miał pewność, że wyrobił charakter w tym nieposłusznym dziewuszysku, z którym przyszło mu się użerać już od pierwszej chwili narodzin wiecznie krzyczącej córki.
- Umieram. Dlatego proszę być zbluzgała mnie później, a tymczasem porozmawiaj z ojcem ostatni raz. Przyjechałaś sama? Einar wie, że już jesteś?
- Nie widziałam Einara od ponad trzystu lat, nieco mniej niż Ciebie. - powiedziała niczym w amoku. - O czym Ty do mnie mówisz? Co znaczy, że umierasz? Jeśli to jakiś chory sposób na sprowadzenie mnie tutaj, przetestowanie czy cokolwiek innego co zrodziło się w Twojej głowie jako najlepszy sposób wytłumaczenia nieobecności to nie ręczę za siebie! - pytania zadawane przez kobietę wydawały się irracjonalne, jednak tak samo jak słowa Magnusa. Nie był ranny, chory być nie mógł, więc wszystko to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Nawet jeśli schudł i widocznie się postarzał, dlaczego miało to od razu oznaczać śmierć? Była tak bardzo wściekła na wszystkich, że wręcz nosiło ją od środka, miała ochotę krzyczeć, by tylko nie zrozumieć prawdziwego sensu słów ojca.
- Myślałem, że cały czas jesteście razem. - ten fakt musiał zasmucić starego człowieka - Ale nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie widzę Ciebie. To dla mnie najważniejsze. Może kiedyś jeszcze się spotkacie, wtedy wszystko mu przekażesz. Dobrze, że mogę ostatni raz popatrzeć na moje piękne dziecko. Najwyraźniej nauki nie poszły na marne i faktycznie mnie słuchałaś, skoro do tej pory nie dałaś się zabić. Brakowało mi Twojej złości. - rozbawienie było widocznie wyczuwalne w jego głosie. Pod koniec życia, humor dopisywał staruszkowi, który nie wypuszczał dłoni Veiny z objęć, by raz po raz nawet dotknąć jej twarzy lub trzymać dłuższą chwilę kosmyk włosów między palcami.
- A skoro pierwszy raz od dłuższego czasu zamilkłaś, wreszcie mam chwilę na wytłumaczenie. Jeśli chcesz opowiem Ci wszystko, to co pamiętam, dlaczego mnie nie było, ale najważniejsze jest to, że umieram i jest to nieuniknione. - mówił tak spokojnie, od dawna pogodzony ze swoim stanem. - Jestem stary i to starość mnie zabija. Mój organizm zapada się od środka, nie przyjmuje już krwi w żaden sposób. Yngvar jakimś cudem utrzymał mnie przy życiu przez dwa miesiące, ale dłużej już nie dam rady. Znalezienie Ciebie zajęło mi mniej czasu, bo nie żyjesz w cieniu, ale wciąż miałem nadzieję, że natrafimy na Einara. Liczyłem, że jednak jest z Tobą. Ale skoro nie, to już nie ma znaczenia. Veino, zostań ze mną do końca. Nie wiem czy zasłużyłem, ale teraz potrzebuję Cię bardziej niż kiedykolwiek.
I co miała odpowiedzieć? W jej oczach pojawiły się drobne krwawe łzy, jednak nie pozwoliła im spaść na blade policzki. Dlaczego radość z odnalezienie ojca musiała tak szybko zostać przekuta w ból i obietnicę straty dopiero co odzyskanej ukochanej osoby? I dlaczego jej tłumione emocje, tak długo ćwiczone by pozostać w ukryciu, teraz musiały zostać ujawnione.
- Gdy wreszcie Cię znalazłam, Ty umierasz? - zadała pytanie właściwie retoryczne, bo wydawało jej się to jednocześnie śmieszne i tragiczne. - Nigdzie nie odejdę. Ale nie pozwolę Ci tak po prostu umrzeć, jak człowiekowi. Sprowadzę najlepszą szlachetną krew, znam naukowców którzy znajdą sposób na jej bezpieczne podanie. Yngvar może być na bieżąco z technologią, wiele się zmieniło. Jeśli to nie zadziała, będę szukać dalej. Wymorduję całą okolicę, ale znajdę dla Ciebie krew.
- Wymordujesz... jak zrobiłaś to w Čachticach? Tak myślałem, że to Ty, wiele osób mi o tym opowiadało, a ja żałowałem że nie widzę mojej słodkiej Veiny. - najwyraźniej wiadomość o młodzieńczych wybrykach wampirzycy nie złościła ojca, a jedynie rozbawiła, ponieważ Magnus doskonale zdawał sobie sprawę z potrzeby wyszumienia za młodu. - Zawsze byłaś wspaniała, jednak tym razem nawet Ty nic nie zdziałasz. Wiem, że to trudne, ale spróbuj ten jeden jedyny raz w życiu pogodzić się z przegraną. Inaczej Cię uczyłem, ale jak sama widzisz to jedyny sposób na odejście z godnością.
- Daj mi czas, wytrzymaj. To nie może się tak skończyć. Jak mogę Ci tak po prostu na to pozwolić? Oczekujesz bym patrzyła jak powoli się zapadasz? Inaczej Cię zapamiętałam, byłeś silny i nigdy się nie poddawałeś. Teraz po prostu czekasz na śmierć?
- Uważasz, że chęć odejścia z godnością i pogodzenie się ze śmiercią to oznaka słabości? Może nie rozumiesz, ale spróbuj. Cierpienie też może być dobre.
Przez Magnusa przemawiała mądrość pokoleń, inteligencja a przede wszystkim ogromne doświadczenie, co czarnowłosa bardzo szanowała jednak wszystko w niej buntowało się przed zgodą na takie zakończenie. Oczywiście można by się zastanowić, że czym innym było życie Veiny jeśli nie czekaniem na śmierć.

II

- Dlaczego odszedłeś?
- Dla Waszego dobra.
- Chociaż w obliczu śmierci mógłbyś być szczery.
- Czy kiedykolwiek Cię okłamałem?
- Zawsze byłeś boleśnie szczery.
- Więc dlaczego, uważasz że teraz kłamię?
- Bo najlepiej byś zrobił zostając z nami. Bez Ciebie wszystko się spierdoliło.
-Wyrażaj się. Mieliście siebie, a ja odejściem zapewniłem Wam bezpieczeństwo. To był warunek.
- Kto go postawił?
- Już dawno nie żyją.
- Ale nie wróciłeś.
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie łatwo było Was znaleźć. Po za tym miałem więcej wrogów niż sądziłem. Potem była Inkwizycja.
- Wiem, miałam tą przyjemność.
- Odpłaciłaś im?
- Z całą surowością.
- Potem kolejna wojna, niespokojne czasy.
- Pamiętam, walczyłam.
- Spałem dwadzieścia lat. Co się stało z Einarem?
- Odszedł, może pięćdziesiąt lat później, nie pamiętam.
- Widziałaś go później? Wiesz czy żyje?
- Nie. Nigdy więcej go nie widziałam, nie słyszałam. Ale jestem pewna, że żyje.
- Dlaczego jesteś pewna?
- Poczułabym gdyby umarł.
- A czułaś, że ja umieram?
- Nie

III


Czarnowłosa postanowiła nie opuszczać sypialni ojca do samego końca. Yngvar co jakiś czas przychodził sprawdzić czy niczego nie potrzebują, przynosił Veinie kryształowe kieliszki wypełnione świeżą krwią donorów, ale od razu wychodził chcąc dać dwójce czas na szczerą rozmowę. Z Magnusem zdążył się już pożegnać, wiedział że ważniejsze są chwile z córką, bo sam chciałby właśnie tak spędzić czas przed śmiercią.
Veina wygodnie siedziała najpierw na krześle, potem przechadzała się po pokoju, jednak dla Magnusa, który tuż przed odejściem stał się sentymentalny i czuły, chciał jak najdłużej obcować z córką, przez większość czasu siedziała na jego łóżku. By była jak najbliższej, chciał czuć zapach jej skóry i krwi, mieć pewność, że pościel ugina się pod ciężarem jej posągowego ciała.
- Myślałam, że odszedłeś przez nas. Bo wiedziałeś.. o nas.
- Wiedziałem, że przychodzi do Ciebie w nocy. Widziałem też jak na Ciebie patrzy i była to najczystsza postać miłości jakąkolwiek poznałem przez całe życie. Jakże mógłbym zabronić Wam tego uczucia, więź między rodzeństwem jest najważniejsza. - nie dał nawet dokończyć zdania córce, chcąc jak najszybciej uciąć jej podejrzenia, że mogło się to odbyć z jej winy. Czarnowłosa uśmiechnęła się teraz mając pewność, że nie powinna mieć wyrzutów sumienia. W starych rodach zdarzały się takie związki, więc jedynie młodsze pokolenia mogły źle odbierać związek brata i siostry. Veina bardzo kochała Einara, był jej opoką i największą miłością, uwielbiała spędzać z nim noce.
- Proszę, poszukaj go. Może gdzieś jest, nawet w podobnym stanie do mojego. Może nas potrzebuje, a my nie słyszymy jego wołania.
- Spróbuję, ale to nie jest proste. Choć teraz nie ma białych plam na mapach, jeszcze trudniej odnaleźć się niż kiedykolwiek. Po za tym, jest tyle form kontaktu, sam mógłby mnie znaleźć i chociaż dać znak życia. Może po prostu nie chce tego robić, może mnie nie potrzebuje - nie mogę go za to winić. - zapewne o tym wiedział, Magnus zdążył zakosztować nowoczesności, nawet jeśli przez krótki czas.
- Jesteś szczęśliwa? - zapytał, przez chwilę przyglądając się córce. Miał poważne obawy, że czarnowłosa nie mówiła mu wszystkiego. - Chciałbym byś była, przynajmniej bardziej ode mnie i od matki. A to nietrudne. Pewnie przez Twój podły charakter i niechęć do kompromisów zrażasz wszystkich dookoła, otoczyłaś się drutem kolczastym i czekasz aż jakiś niespełna rozumu mężczyzna przez niego przejdzie? - próbował wyciągnąć więcej informacji od córki, dowiedzieć się jak wiele przegapił. Zaczął się śmiać, bo dokładnie tak wyobrażał sobie postawę córki. Veina nie miała mu tego za złe, więc uśmiechnęła się co oznaczało wystarczająco dużo.
Właściwie całe jej życie było dla niego tajemnicą, co chyba najbardziej bolało go jak ojca. Zwłaszcza, że uważał się za nie najgorszego; robił wszystko by wychować Veinę jak najlepiej przystosowaną do krwiopijczego życia.
- Samotność nie jest wymagająca. Nie daję się zabić, choć cały czas próbują.
- Bo pewnie dajesz im powody.
- Nie chcę by się rozleniwili.
- Widzę jak silna jesteś i napawa mnie to dumą. Ale to ma swoje granice. Chcę byś mogła na kimś polegać, skoro ja i Einar nie jesteśmy w stanie zapewnić Ci bezpieczeństwa, musisz komuś zaufać.
- Świetnie sobie radzę. Potrafię się obronić, nie potrzebuję pomocy. Mogłeś przegapić feminizm, ale przecież wiesz, że nie potrafię żyć z innymi. Póki co wystarczam sama sobie, nie chcę tego komplikować. - odpowiedziała stanowczo. Właśnie w takim momentach wieczny obraz ukochanej córeczki przenikał się z jej prawdziwą postacią, twardej kobiety, której do tej pory nie miał okazji poznać.
- Najwyraźniej moje nauki były nazbyt skuteczne. Nie każę Ci rezygnować z samodzielności i wolności, ale nie możesz wiecznie być sama. Zaufaj starcowi, który w ostatnich chwilach może zweryfikować swoje błędy.
- Nie mów mi, że gdybyś mógł coś naprawić to nie pozwoliłbyś odejść matce, byle by nie zostać samym.
- Oczywiście, że nie! Miałem Was. A Miranda była nic nie wartą kurwą, mam nadzieję że trafimy do różnych kręgów piekielnych. Ale nie powinnaś sugerować się nami, jesteś bardziej podobna do mnie niż Mirandy, choć czasami w tej zaciekłości i chłodzie widzę ją, ale odsuwam tę myśl widząc że postępujesz lepiej od niej. - odpowiedział stanowczo, ale zaraz potem zanosząc się śmiechem, razem z Veiną, która przytaknęła Magnusowi. O niej samej nie mogła wiele powiedzieć, bo rodzicielkę widziała może trzy razy w życiu, ale sam fakt okrutnego porzucenia dziecka tak szybko był dla Vi niezrozumiały. Matce tak się spieszyło, że nie zdążyła nadać jej imienia.
- Znajdź sobie gniazdo.
- Gniazd już dawno nie ma, tato.
- W takim razie cokolwiek co teraz utrzymuje wampiry i rody przy życiu, musisz to mieć. Wierzę w Ciebie, ale mimo to. Nie chcę też by linia naszej rodziny skończyła się na Tobie, to zbyt dobra krew. Jesteś zbyt dumna, ale przecież o tym wiesz.
- Nasz ród już nie istnieje, skończy się na mnie, a przecież zawsze o tym wiedziałeś. Nie ma sensu wieczne wskrzeszanie trupa, by jego kolejne wersje były jeszcze marniejsze i słabsze.
Pokiwała jedynie głową, bo choć uwielbiała kłócić się z Magnusem, nie widziała w tym sensu zwłaszcza w obecnej sytuacji. Cokolwiek ukoi jego umysł. Wiedziała, że krew rodu była starannie selekcjonowana na przestrzeni wieków, by utrzymać jej jakość; dla ojca zawsze ważna była rodzina, którą stawiał ponad wszystko. Dlatego rozumiała co nim kierowało, ale całe jej jestestwo buntowało się przede takim obrotem spraw, nawet jeśli ojciec miał słuszność.
- Brakowało mi tego miejsca. Teraz mieszkam w Japonii, to zupełnie inny kraj. Ale póki co wszystko jest dobrze, czasami tu wracam. Może nie tak to sobie wyobrażałam, ale odkąd świat przyspieszył staram się za nim nadążyć. Czasami jestem zmęczona, wiesz jak to jest prawda? Z resztą nieważne. To nie jest wystarczający powód. - nie pamiętała kiedy ostatni raz mogła być z kimkolwiek zupełnie szczera. Pewnie przez własne uprzedzenia i zahamowania, jednak fakt faktem, że obawiała się otworzenia przed innym wampirem. Uważała, że zbyt wiele ryzykuje, by móc uzyskać jedną chwilę przyjemnej ulgi - zdjęcia ciężaru z ramion. Nie rozumiała jakim cudem Magnus odnalazł się z Mirandą, jednak nigdy nie przyniosło to nic dobrego. Była ciekawa czy właściwie tych dwoje kiedykolwiek się prawdziwie kochało.
Gdy wreszcie mieli czas dla siebie, chcieli go jak najlepiej spożytkować. Veina nie opuszczała ojca nawet na chwilę, a Magnus chłonął każde jej słowo i napawał się widokiem córki. Jego szorstkość i chłód nie pozwoliły na odpowiednie wyartykułowanie dumy jaka go rozpierała widząc kobietę, którą stała się czarnowłosa. Jednak ona wszystko wiedziała, czuła wzrok ojca na sobie i większe ciepło, które biło od niego w trakcie rozmowy. Wszystko było idealne, poza widmem śmierci towarzyszącym im przez cały ten czas. Veina starała się je ignorować, a Magnus wyglądał jakby spotkanie z córką dodało mu sił, pozwoliło na dłuższą i efektywniejszą walkę o tych kilka dni życia.
Dlatego całą noc i cały dzień spędzili zamknięci w pokoju, pochłonięci rozmową. Czarnowłosa zdążyła opowiedzieć wszystko co mogło zainteresować mężczyznę, wliczając w to ostatnie wydarzenia, które odbiły się na niej bardziej niż by chciała to przyznać. Magnus odpowiedział na wszystkie jej pytania, których miała niemało; dokładnie zreferował te szczegóły z życia, które pamiętał a cokolwiek wnosiły do całości opowieści.
Pomimo dużego zmęczenia odczuwanego przez wampiry, żadne z nich nawet nie pomyślało o przerwaniu i odpoczynku, nie chcąc tracić tych cennych chwil - wyrwanych losowi w ostatnim momencie.
- Ta chwila jest wspaniała. Ale nie powiedziałem Ci jeszcze jednej ważnej rzeczy. - Veina podniosła się do siadu, do tej pory leżąc obok ojca na satynowej pościeli. Nie pamiętała by kiedykolwiek robiła to jako dziecko, dlatego tym bardziej odczuwała wyjątkowość tego miejsca i czasu.
- Mam dosyć oczekiwania na śmierć. To mi uwłacza i odbiera godność, która była dla mnie najważniejsza przez całe życie. Dlatego proszę Cię byś pomogła mi odejść z honorem. Tylko Ciebie mogę o to prosić. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. - wampirzyca pozostawała sparaliżowana słowami ojca. Nie wiedziała co właściwie miałaby odpowiedzieć.
- Ostatnie chwile spędzone z Tobą to najlepsze co mogło mnie spotkać przed śmiercią. Wreszcie prawdziwie Cię poznałem, jestem dumny z tego kim się stałaś. Nie potrzebujesz już rad starca, sama wiesz co dla Ciebie najlepsze, starałem się najlepiej jak umiałem, dzięki Tobie wiem, że było warto. Dlatego proszę Cię, wypij moją krew. Całą. Nie zostało jej dużo, ale to wciąż dobra szlachetna krew i nie chcę by zmarnowała się w trakcie rozpadu tego marnego ciała. Tobie doda sił, których mnie odmawia.
Wampirzyca poczuła się niczym rażona gromem, gwałtownie wstała z łóżka i stanęła na środku pokoju, nie wiedząc właściwie co ma teraz zrobić dlatego początkowo robiąc krok w stronę drzwi, jednak się zatrzymała.
- Jak możesz mnie o to prosić? Odzyskałam Cię po tylu latach i mam Cię teraz zabić? - gdzieś z tyłu głowy rozsądek Veiny podpowiadał kobiecie, że to najlepsze rozwiązanie i ostateczny dowód miłości oraz szacunku do ojca. Jednak teraz, gdy głównie emocje kierowały czarnowłosą, nie była w stanie sobie tego wyobrazić. Chciała krzyczeć i przeklinać. Była zdolna zabić każdego, bez najmniejszych wyrzutów sumienia, nawet siebie - ale ojca?
- Cierpię gdy widzę Cię w tym stanie, niemoc odbiera mi siłę, nie będę w stanie tego zrobić. - wampirzyca stała pośrodku komnaty, dłonie trzymając na oparciu krzesła, głowę mając spuszczoną. W pomieszczeniu panowała cisza, a Vi starała się zebrać myśli i z pewnością uspokoić.
- Od pięciuset lat mordujesz, żyjesz tylko dzięki własnemu sprytowi, nikomu niczego nie zawdzięczasz, widziałaś upadki mocarstw, śmierć milionów. I mówisz, że nie masz wystarczająco siły? Gdybym miał inne wyjście, nie prosiłbym Cię o to. Ale właśnie tak chcę odejść. Pokaż, że wciąż mnie szanujesz. Nie chcę się wykrwawiać, a tylko Tobie oddam krew z której się narodziłaś. - surowy ton Magnusa powrócił. Nie chciał, by w tym ostatecznym momencie Veina okazała słabość. Kobieta wstydziła się wahania i wątpliwości, ale gdyby to był ktokolwiek inny…
- Kiedy mam to zrobić? - zapytała, patrząc za okno, a dokładnie na las iglasty spowity śniegiem.
- Gdy będziesz gotowa, ja na śmierć bardziej się nie przygotuję.
- Niech Cię szlag. - odpowiedziała Veina, po czym głośno się roześmiała, a wtórował jej głos ojca. Ta osobliwość skłoniła Yngvara do wejścia, bo nie do końca rozumiał co takiego się stało, a śmiech dało się słyszeć nawet w odległych pokojach.
- Oboje oszaleliście?
To tylko jeszcze bardziej rozbawiło dwóje wampirów, którzy nie mogąc opanować śmiechu po prostu się mu poddało. Yngvar spoglądał na oszołomiony, jednak w końcu zdecydował się wyjść, kręcąc głową z niedowierzaniem.


IV


Pewnie nigdy nie przyszedłby odpowiedzi czas, jednak Veina nie chciała dłużej męczyć ojca, który pomimo radości spowodowanej jej przybyciem, słabł w oczach. Akt łaski polegał na pozwoleniu mu na odejście właśnie w ten sposób, spokojnie i w obecności kochających osób. Dwie noce później gdy wszystko miało się zakończyć, wampirzyca wciąż nie mogła znaleźć ukojenia. Wiedziała, że robi dobrze i będzie to dowód miłości do Magnusa, jednak wciąż szukała sposobu na uniknięcie tak ostatecznego ruchu. Jednak pomimo tak długiego żywota i bogatego doświadczenia, posiadanych kontaktów.. na nic się to zdało, bo teraz była bezsilna - w chwili gdy wymagano od niej niezłomności i odwagi. Starała się nie okazywać tego Magnusowi, który jako jedyny był pewien ten decyzji. Przez te dwa dni rozmawiał z córką gdy tylko miał siłę, ciesząc się że to ona właśnie odbierze mu życie. Dla niego było to wyjątkowo ważne, że krew wypije ukochana Veina; będzie to jak ostateczne oddanie się dziecku, które zawsze było najważniejsze.
Czarnowłosa ze spokojem w sercu przyszła do ojca tuż po zmierzchu. Odzyskała równowagę, która pozwoliła jej na zebranie siły jakże potrzebnej w tym momencie. Dumnie wkroczyła do sypialni ojca, obok niej szedł Yngvar, który obiecał przypilnować, by wszystko odbyło się bez komplikacji. Wiekowy Magnus zdawał się emanować dumą, spokojem i zdecydowaniem. W ostatniej chwili wyglądał dokładnie tak, jakim zapamiętała go mała Vi - potężny i nieugięty. Właściwie, można by stwierdzić znaczące podobieństwo córki do ojca, ale takim widokiem mógł nacieszyć się jedynie Yngvar.
- Nigdy się nie wahaj. - to były jedne z ostatnich słów jakie Magnus wypowiedział przed śmiercią. Zrobili to tak jak chciał. Veina usiadła obok ojca, dłońmi wspierając jego sylwetkę oraz głowę. Wiedziała, że chwila niezdecydowania jest najbardziej niebezpieczna, dlatego nie mogła sobie na to pozwolić. Dowiedziała się od ojca wszystkiego, a on wreszcie poznał córkę. Nie zostało im już nic innego. Dlatego wampirzyca zatopiła kły w szyi Magnusa, pijąc powoli ze świadomością jak ważny jest to moment dla ich obojga. Gorąca szlachetna krew wiekowego wampira powoli spływała do gardła kobiety, a ona nie przestawała pić, czując jak z każdą sekundą odbiera ojcu nieśmiertelne życie. Nadszedł moment, gdy cała krew ze słabego organizmu została wypita. Wampirzyca uniosła głowę, by ostatni raz spojrzeć w oczy ojca, teraz błogo spoglądającego na śmierć z uśmiechem na ustach. Wyraz twarzy Magnusa nie zmienił się nawet gdy Veina gwałtownie zatopiła dłoń w jego piersi i wyrwała z niej serce mężczyzny. Spoglądając szklistymi oczami na serce ojca, zatopiła w nim kły, by wyssać z niego ostatek szlachetnej krwi. Gdy odsunęła wargi skąpane w posoce, tylko przez kilka sekund było dane jej spojrzeć na wampira, któremu zawdzięczała życie. Po chwili on sam jak i jego serce na dłoni kobiety, rozsypały się w proch ostatecznie zmywając istnienie Magnusa z tego świata.
Stojący w oddaleniu Yngvar, teraz podszedł i położył dłonie na ramionach Veiny. Zmęczony starzec pomógł kobiecie wstać. Wydawała się kompletnie nieobecna, pusta i niezdolna do reakcji. A jednak zdołała wyrwać się z objęć mężczyzny i wybiec za drzwi posiadłości. Nie biegła długo, zatrzymała się tuż przed granicą lasu, teraz będącego plamą śnieżnej jasności. Jej pierś unosiła się szybko, tak jakby czarnowłosa nie mogła złapać powietrza - bo dokładnie to w tej chwili czuła, duszenie i niemożność opanowania własnego organizmu. Wzbierał w niej krzyk, czy wściekłości czy rezygnacji, właściwie sama nie była przekonana.
W jednej chwili upadła na twardy śnieg, materiał ubrania na plecach od razu nasiąkł wilgocią. Oczy wampirzycy nabiegły krwią, zmieniając ich kolor w szkarłat. Ciało było rozpalone, dlatego śnieg znajdujący się pod jej dłońmi topniał po każdym kontakcie z opuszkami palców. Veina nie mogła znieść bólu, który odebrał jej władzę nad własnym ciałem, każąc zwijać się w konwulsjach i krzyczeć w przestrzeń nocy. Nie wiedziała co się dzieje, a Yngvar który nadbiegł z pomocą został odrzucony na kilka metrów, gdy tylko zbliżył się do Veiny. Ona nie tego nie sprawiła, to moc która z niej wychodziła uniemożliwiła najmniejsze zbliżenie się do wampirzycy. Wygięty kręgosłup, palce wbite w ziemię i przeraźliwy krzyk cierpienia, które teraz nią zawładnęło. Czy cokolwiek myślała w tej chwili? Nie była w stanie, bo zmiany w jej organizmie pozbawiły ją zdolności myślenia czy podjęcia jakiejkolwiek decyzji, próbując dostosować nowe naczynie szlachetnej krwi. Całość wyglądała przerażająco, zwłaszcza że natura zdawała się odpowiadać na ból czarnowłosej. Podczas gdy ona leżała na ziemi spętana cierpieniem jakie wywołały zmiany w jej organizmie, w lesie wezbrał wiatr, który teraz uginał wysokie drzewa pod swoim ciężarem. Trwało to zaledwie chwilę, jednak dla Veiny było niczym wieczność. Dopiero gdy ból ustał, a jej ciało zaczęło się wychładzać do normalnej krwiopijczej temperatury, była w stanie podnieść się do siadu i zrozumieć co właśnie się wydarzyło. Od razu obok niej znalazł się Yngvar, podtrzymujący ją od tyłu w obawie o kobietę.
- Ty skurwysynu. Nawet po śmierci musisz mi to robić, wiedziałeś że tak się stanie. - powiedziała i jasne było do kogo kierowała te słowa. Oczywiście poszły w eter. Mogła zastanawiać się czy ojciec zaplanował to dużo wcześniej i dlatego tak bardzo nalegał, by to Vi wypiła jego krew. Może nie był pewny, że właśnie to obudzi jej szlachetne geny, ale chciał spróbować. Już się tego nie dowie, bo nawet Yngvar nie przewidział tej sytuacji. Veina postanowiła jeszcze nie wstawać, dlatego leżała na zimnym śniegu wpatrując się w czerń nocy, może czekała a może po prostu nie chciała. Czuła w sobie teraz nowy rodzaj siły, nigdy wcześniej niczego podobnego nie doświadczyła. Umysł wydawał się jaśniejszy, zmęczenie zniknęło, a ciało wydawało się lżejsze i gotowe na najgorsze ciosy.


V

Nie została na Północy długo, pozwoliła sobie na spędzenie tylko kilku dni w posiadłości Yngvara. Była mu niezmiernie wdzięczna za pomoc okazaną ojcu i jej. Zszokowała ją propozycja, by została tu na zawsze; chciał dać jej dom, jednak Veina wiedziała że nie może sobie na to pozwolić. Starzec był przekonany, że wampirzyca się nie zgodzi, jednak zapewnił ją, że w każdej chwili może wrócić i drzwi będą dla niej otwarte o każdej porze. Nie wiedział czy jeszcze kiedyś ją zobaczy, przecież był niewiele młodszy od Magnusa - więc chwila śmierci mogła przyjść równie niespodziewanie. Na szczęście wampirzyca nie uciekła z Północy tak szybko jakby się spodziewał, chociaż całkowicie by to zrozumiał biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia - przecież na niej odbiją się najbardziej. Zdążył podarować jej drewnianą szkatułę wypełnioną klejnotami rodowymi. Znajdowała się w niej piękna biżuteria, właściwie najpiękniejsza jaką kiedykolwiek Veina mogła oglądać. Z dzieciństwa pamiętała tylko jeden naszyjnik, które wtedy nie wolno było jej dotykać. Teraz wszystko należało do niej. To wiele dla niej znaczyło.
Powrót do Japonii był najlepszym rozwiązaniem. Nawet jeśli przez krótką chwilę wahała się nad pozostaniem tutaj razem z Yngvarem.. ostatecznie oboje wiedzieli, że nigdy do tego nie dojdzie.
Miejsce było wspaniałe, zima w nim jedyna w swoim rodzaju, ale wampirzyca już po niecałym tygodniu była z powrotem w Yokohamie.
Veina

Veina

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Tatuaże - pędy dzikiej róży owijające się wokół lewego uda, róża pod lewą piersią.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3924-veina-erika-virtanen#86359 https://vampireknight.forumpl.net/t1146-veina#17420 https://vampireknight.forumpl.net/t2774-apartament-veiny#59851

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach