Dom Vivianne
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum
Strona 1 z 1
Dom Vivianne
Dom jak dom : jednopiętrowy, nawet sporej wielkości domek o klasycznym charakterze dekoracyjnym. Każde pomieszczenie przypominało poprzednie, jakby to wszystko przeciągało się w jeden ciąg, jakby przedstawiało historię. To ja urzekło w tym miejscu, gdy poszukiwała nowego lokum w tym mieście.
Wszystko się tutaj znajduje, co jest potrzebne. Wiadomo : salon, sypialnia, kuchnia, łazienka, przedpokój, drugi pokój dla jakiegoś niespodziewanego gościa, który w razie wypadku musi się zatrzymać właśnie u niej, choć pewnie to nie szłoby jej na rękę. Ale na przyszłość - jest coś takiego.
Każde pomieszczenie jest zaopatrzone w niezbędne rzeczy oraz i nie tylko takie, więc... Witam w skromnych progach Vivianne!
_
Po nieprzyjemnej i wydającej się długiej podróży, znaleźli się w jej domku. Nie wiedziała gdzie się wybrać, a Myou nie zasugerował czegokolwiek, gdzie mogli by się wybrać po opuszczeniu kawiarenki. Czy na coś liczyła ze strony nowo poznanego kolegi? Nie, nie miała niczego na myśli, chociaż może... Nie, nie straszmy naszego gościa. Po prostu to było jedyne miejsce, do którego znała drogę, a w mieście byłoby bez sensu dalej siedzieć. Ok, trochę drogi pokonali, ale za to będzie swoboda w rozmawianiu na wiele różnych tematów oraz przynajmniej tutaj na sto procent będzie ciepło, bo jest, a nie dzięki zatłoczonemu lokum. Czyli, jak widać, same pozytywy tego wyboru, którego dokonała Vivianne. Czyż nie jest genialna ta młoda białowłosa idiota? No dobrze, młoda aż tak nie była, ale z wyglądu nikt nie zaprzeczy, że tak nie jest.
- Rozgość się, czuj się jak u siebie. - odparła do chłopaka, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Zaczęła z siebie wszystko zdejmować, co się zakłada wychodząc na dwóch, następnie sprawdzając w lustrze stan swoich włosów. Niestety - przyzwyczajeń nie da się zmienić, za co samą siebie nawet potępia.
W ogóle - co za słowa, takie sztuczne, takie jakby wyuczone. Przecież każdy tak mówi, gdy sprasza kogoś nowego do siebie. Ach, ta drętwość, aż ją poczuła w języku, bo zrobiło się dziwnie sucho w jej ustach.
Przeszła do dalszej części pomieszczenia, jakim był przedpokój, oczekując na niego, gdy się rozbierze i będzie gotowy do przejścia dalej.
- Może chcesz coś do picia albo jedzenia? - tak, to wszystko po to, aby zapomniał o tym, co się wydarzyło w kawiarni. Żeby tylko nie wspominać o tym zagaduje go jak tylko może. Trzeba po prostu uważać na niebezpieczne tematy, nie chciała go po prostu na cokolwiek narazić. Wydawał się na prawdę miły, a że jednak ma resztki serca, doceniała takie osoby i nie chciała go krzywdzić. Powinien się cieszyć, bo inny wampir by bezczelnie wykorzystał to jak najszybciej by się dało, a ona tylko i wyłącznie stara się tego ustrzec. To jest dopiero dobra kobieta!
- Ja zniknę na chwilę w kuchni, ale idź do salonu i sobie włącz telewizor, czy siądź gdzie tam chcesz, zaraz do Ciebie przyjdę. - odparła po niedługim czasie, przechodząc do zamierzonego pomieszczenia, o którym poinformowała chłopaka, któremu przygotować miała tez przy okazji zamówienie, o jeśli, wiadomo, jakiekolwiek złożył.
Wszystko się tutaj znajduje, co jest potrzebne. Wiadomo : salon, sypialnia, kuchnia, łazienka, przedpokój, drugi pokój dla jakiegoś niespodziewanego gościa, który w razie wypadku musi się zatrzymać właśnie u niej, choć pewnie to nie szłoby jej na rękę. Ale na przyszłość - jest coś takiego.
Każde pomieszczenie jest zaopatrzone w niezbędne rzeczy oraz i nie tylko takie, więc... Witam w skromnych progach Vivianne!
_
Po nieprzyjemnej i wydającej się długiej podróży, znaleźli się w jej domku. Nie wiedziała gdzie się wybrać, a Myou nie zasugerował czegokolwiek, gdzie mogli by się wybrać po opuszczeniu kawiarenki. Czy na coś liczyła ze strony nowo poznanego kolegi? Nie, nie miała niczego na myśli, chociaż może... Nie, nie straszmy naszego gościa. Po prostu to było jedyne miejsce, do którego znała drogę, a w mieście byłoby bez sensu dalej siedzieć. Ok, trochę drogi pokonali, ale za to będzie swoboda w rozmawianiu na wiele różnych tematów oraz przynajmniej tutaj na sto procent będzie ciepło, bo jest, a nie dzięki zatłoczonemu lokum. Czyli, jak widać, same pozytywy tego wyboru, którego dokonała Vivianne. Czyż nie jest genialna ta młoda białowłosa idiota? No dobrze, młoda aż tak nie była, ale z wyglądu nikt nie zaprzeczy, że tak nie jest.
- Rozgość się, czuj się jak u siebie. - odparła do chłopaka, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Zaczęła z siebie wszystko zdejmować, co się zakłada wychodząc na dwóch, następnie sprawdzając w lustrze stan swoich włosów. Niestety - przyzwyczajeń nie da się zmienić, za co samą siebie nawet potępia.
W ogóle - co za słowa, takie sztuczne, takie jakby wyuczone. Przecież każdy tak mówi, gdy sprasza kogoś nowego do siebie. Ach, ta drętwość, aż ją poczuła w języku, bo zrobiło się dziwnie sucho w jej ustach.
Przeszła do dalszej części pomieszczenia, jakim był przedpokój, oczekując na niego, gdy się rozbierze i będzie gotowy do przejścia dalej.
- Może chcesz coś do picia albo jedzenia? - tak, to wszystko po to, aby zapomniał o tym, co się wydarzyło w kawiarni. Żeby tylko nie wspominać o tym zagaduje go jak tylko może. Trzeba po prostu uważać na niebezpieczne tematy, nie chciała go po prostu na cokolwiek narazić. Wydawał się na prawdę miły, a że jednak ma resztki serca, doceniała takie osoby i nie chciała go krzywdzić. Powinien się cieszyć, bo inny wampir by bezczelnie wykorzystał to jak najszybciej by się dało, a ona tylko i wyłącznie stara się tego ustrzec. To jest dopiero dobra kobieta!
- Ja zniknę na chwilę w kuchni, ale idź do salonu i sobie włącz telewizor, czy siądź gdzie tam chcesz, zaraz do Ciebie przyjdę. - odparła po niedługim czasie, przechodząc do zamierzonego pomieszczenia, o którym poinformowała chłopaka, któremu przygotować miała tez przy okazji zamówienie, o jeśli, wiadomo, jakiekolwiek złożył.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Myou szedł posłusznie u boku Vivienne, pozwalając jej prowadzić; już po wyjściu z kawiarenki wyczuł, że ta ma jakiś pomysł odnośnie spędzenia czasu we dwoje. Oczywiście niczego sobie nie wyobrażał, choć być może powinien, ponieważ w taki, a nie inny sposób działała wyobraźnia większości ludzi - a już na pewno mężczyzn. Chwalmy niebiosa za to, że jego aseksualizm został naruszony jedynie w nikłym, nieszkodliwym dla zachowania stopniu; choć co jakiś czas odczuwał obce, lecz wciąż przyjemne dreszcze rozchodzące się od głowy aż do ud. Chłopak westchnął cicho, gdy weszli na teren dzielnicy mieszkalnej. Tę noc spędzą w jej domu? Nie, nie noc. Poczeka, aż Vivianne zaśnie lub sama go wyprosi, ponieważ częste wspominanie o mleku na gazie mogło się wydać dziewczynie nieuprzejme oraz niewdzięczne. Nie mówimy oczywiście o założonej z góry niechęci do siedzenia w jej domu, jednakże nie oszukujmy się - Myou oraz białowłosa ledwo się znali, a w czterech ścianach mogło wydarzyć się wszystko. Tutaj nie krępowały ich tłumy ludzi.
Posłusznie zdjął z siebie płaszcz, ukazując Vivianne swoje ręce pokryte tautażami. Nie zrazi się do niego? Gdyby była śmiertelniczką, mogłaby to zrobić, jednakże wampirza percepcja zapewne pozwoli jej na dostrzeżenie mnóstwa śladów po ukąszeniach. W głowie białowłosej będzie mogła pojawić się myśl, że Myou nie kłamał i naprawdę obcował z wampirami. Mało tego, korzystano z niego jak z żywej stołówki i ktokolwiek go gryzł, nie przejmował się przyszłymi bliznami. Zupełnie jak narkomani, których nic nie obchodzą konsekwencje w postaci śladów po igłach. Lub jak ludzie chorzy psychicznie, którzy mają w nosie potencjalne blizny wynikające z cięcia się żyletkami. Czarnowłosy zamrugał, widząc jak Vivianne przeczesuje swoje ładne włosy, po czym zdjął buty, a torbę postawił obok nich w taki sposób, by nie zagradzała przejścia w przedpokoju. Schował do niej swój telefon oraz resztę gratów tak, by nie przeszkadzały mu, gdy będzie siadał, bo, nie oszukujmy się, telefon, zapalniczka i papierosy mogły nieźle uwierać w uda.
- Ładnie mieszkasz - rzucił krótką, szczerą uwagę rozglądając się po przedpokoju i zaglądając do salonu, gdy ta zatroszczyła się o jego pragnienia. - Wystarczy mi woda, alkohol źle na mnie działa, dziękuję. A Ty... napiłabyś się?
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do salonu, a tam grzecznie usiadł na jakiejś kanapie. Poprawił swoje ciemne włosy, które znowu niesfornie opadały na jego twarz, po czym zwiesił głowę i z zainteresowaniem nasłuchiwał krzątaniny w kuchni. A propos kąśliwej uwagi: tak, miał zamiar ją tak dręczyć. Powiedzmy, że sympatia, którą darzył Vivianne, miała zostać udowodniona poprzez oddanie jej sporej ilości swojej krwi. Oczywiście w taki sposób, w jaki chciała - lanie posoki do kieliszka, picie bezpośrednio z ciała i tak dalej.
Posłusznie zdjął z siebie płaszcz, ukazując Vivianne swoje ręce pokryte tautażami. Nie zrazi się do niego? Gdyby była śmiertelniczką, mogłaby to zrobić, jednakże wampirza percepcja zapewne pozwoli jej na dostrzeżenie mnóstwa śladów po ukąszeniach. W głowie białowłosej będzie mogła pojawić się myśl, że Myou nie kłamał i naprawdę obcował z wampirami. Mało tego, korzystano z niego jak z żywej stołówki i ktokolwiek go gryzł, nie przejmował się przyszłymi bliznami. Zupełnie jak narkomani, których nic nie obchodzą konsekwencje w postaci śladów po igłach. Lub jak ludzie chorzy psychicznie, którzy mają w nosie potencjalne blizny wynikające z cięcia się żyletkami. Czarnowłosy zamrugał, widząc jak Vivianne przeczesuje swoje ładne włosy, po czym zdjął buty, a torbę postawił obok nich w taki sposób, by nie zagradzała przejścia w przedpokoju. Schował do niej swój telefon oraz resztę gratów tak, by nie przeszkadzały mu, gdy będzie siadał, bo, nie oszukujmy się, telefon, zapalniczka i papierosy mogły nieźle uwierać w uda.
- Ładnie mieszkasz - rzucił krótką, szczerą uwagę rozglądając się po przedpokoju i zaglądając do salonu, gdy ta zatroszczyła się o jego pragnienia. - Wystarczy mi woda, alkohol źle na mnie działa, dziękuję. A Ty... napiłabyś się?
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do salonu, a tam grzecznie usiadł na jakiejś kanapie. Poprawił swoje ciemne włosy, które znowu niesfornie opadały na jego twarz, po czym zwiesił głowę i z zainteresowaniem nasłuchiwał krzątaniny w kuchni. A propos kąśliwej uwagi: tak, miał zamiar ją tak dręczyć. Powiedzmy, że sympatia, którą darzył Vivianne, miała zostać udowodniona poprzez oddanie jej sporej ilości swojej krwi. Oczywiście w taki sposób, w jaki chciała - lanie posoki do kieliszka, picie bezpośrednio z ciała i tak dalej.
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Cóż za posłuszeństwo z jego strony, że dawał się tak ufnie prowadzić przez Vivianne. Za pewno doceni jego starania oraz brak jakichkolwiek wymówek bądź wykręceń, ze to nie jest dobrym pomysłem, aby prowadziła go do swojej posiadłości. Czy mógł przez to sobie pomyśleć, że chce wykorzystać biednego chłopaka w celu czysto seksualnym? Coś w stylu : 'no relationship, no emotion, just sex'? Nigdy nie wiadomo co mogło chodzić po głowie tej białowłosej istoty, o której wiedział on więcej niż ktokolwiek, kto ją poznał. Tak szczerze mówiąc jest pierwszą osobą, oprócz rodziny, co jest wiadome, która wie, iż właśnie ona jest jednym z wampirów stąpających po tej ziemi. Nawet wampirom się nie przyznawała do tego - no bo po co robić sobie wrogów? Najlepiej trzeba być neutralnym wobec wszystkich, ale przy okazji nie mówić o sobie za dużo. To jest najlepsza według niej taktyka, a przy nim niestety została ona spalona już na samym początku jakiejś tam znajomości, jaka się nawiązała między nimi. Czy powinna się z tego cieszyć? W końcu dzielił ich, w pewnym stopniu, sekret. No chyba, że jest typem człowieka, który lubi roznosić największe i najciekawsze newsy o nowych ludziach w tym mieście, to trafiła pod zły adres, zdradzając się tak dziecinnie z tym, kim tak na prawdę jest. Ale mniejsza o to - miejmy nadzieję, że to drugie przemyślenie okaże się nie trafne w jego przypadku. Po prostu nie myślmy o tym, postarajmy się, co nie będzie w jej przypadku łatwe.
Zauważyła jego tatuaże całkowicie od razu, gdy zdjął z siebie ubrania, po prostu zasłaniały. Nie miała okazji przyjrzeć się wcześniej, bo się z tym nie zdradzał. Jeśli o to chodzi, to na pewno nie zrażą dziewczyny, gdyż sama chciałaby sobie w końcu jakiś zrobić, choć nie miała pomysłu gdzie i co to takiego mogłoby być. Szkoda, że tak było, jak to zostało wspomniane przez mojego przedmówcę - zauważyła dzięki wyostrzonemu zmysłowi wzroku, iż to ma za zadanie zamaskować ślady po wkłuciach się kieł wampirzych. Co jak co, ale wszędzie rozpozna te pozostawione po ukąszeniu blizny. Nie przyglądała się długo, bo to nie było dla niej nowe zjawisko - przecież sama zostawiała takie po swoich wyczynach, czy to większych, czy też mniejszych. Ale po prostu nie spodziewała się, że on został tyle razy narażony na takie coś. Że też on sobie tak pozwalał tyle razy, nawet nie liczyła, a dodajmy, że przecież wampiry nie tylko lubią gryźć w rękę bądź nadgarstek. Więc nawet nie chciała wiedzieć ile ich jeszcze posiada. W każdym bądź razie za dużo jak na jej mniemanie, pomimo iż była taką samą bestią, która się żywiła krwią innych niczym pasożyt.
Uśmiechnęła się w jego kierunku, gdy wspomniał o ładnym domku, w jakim sobie obecnie pomieszkuje, choć nie była pewna na jak długo, a gdy zadał pytanie, miała zamiar odpowiedzieć natychmiastowo, sama nie wiedząc czemu.
- Wezmę sobie jakiś alkohol, mi się przyda w tej sytuacji. - wiadomo - to był jednak dla niej cios, że ktoś się dowiedział o jej pochodzeniu... Cholera jasna, nie roztrząsajmy tego, jak nie wiadomo czego! Stało się, to stało, na ch... to drążyć? Tylko spokojnie...
Chwilę krzątała się po kuchni, wyjmując dla siebie szklankę oraz dla niego, które różniły się od siebie, aby przypadkiem nie było pomyłek, choć po kolorze napojów by się zorientowali, ale to nie szkodzi. Niech już tak będzie. W dodatku obydwie były ładne i na wierzchu, więc stąd taki natychmiastowy i praktycznie nie przemyślany wybór z jej strony.
Nalała dla siebie następnie piwo, a dla gościa wodę, kierując się do salonu, do którego skierowała przybyłego wraz z nią kolegę. Obdarzyła do ciepłym uśmiechem na samym wejściu, siadając niedaleko niego, stawiając przed nim szklankę z jego zamówieniem. Tak, tak, nie musi za to płacić jak w kawiarence, tutaj ma wszystko za free. Cóż za hojność!
Patrzyła chwilę na niego w całkowitym milczeniu, przez co cisza, jaka zapanowała stała się niebywale niezręczna. Chyba pora to zmienić, czyż nie?
- Opowiedz mi coś o sobie, Myou. Oprócz tego, że umiesz rozpoznać wampira, sprawdzić czy na pewno jest nim, a także to, że znasz ich nie bez przyczyny. - mówiąc ostatnie słowa spojrzała wymownie w stronę jego tatuaży na rękach. Nie musiał się z tym ukrywać, ani ona się wstydzić tego, mówiąc takie rzeczy. Była u siebie, była bezpieczna, on zarówno także. Więc mogli bez krępacji rozmawiać o czym tylko dusza zapragnęła, o jeśli tylko oni mieli na dane tematy ochotę konwersować.
Będąc na kanapie, położyła nogi na niej, znajdując się praktycznie cała na meblu, siadając wygodnie, jak to tylko było możliwe, a zarazem schludnie, aby nie wyjść na jakiegoś wieśniaka przy jej pierwszym gościu w tym domu, może i nawet pierwszym, jakiego miała w życiu.
- Jak opowiesz o sobie dużo i wystarczająco, aby zaspokoić moje pragnienie łakienia informacji, spowodowane czystą ciekawością, dostaniesz nagrodę w postaci możliwości zadania mi pytań jakich tylko będziesz chciał, a ja - nie ważne jak bardzo to będzie osobiste - odpowiem na nie. - czy to nie jest dobry deal? Według jej mniemania jak najbardziej. A dlaczego ona nie zaczęła od zadawania pytań? Bo nie lubiła tego robić, nie miała nigdy na to głowy - w stu procentach wolała udzielać odpowiedzi krótkich bądź bardziej zawiłych od słysząc zapytania innych. Po tych słowach wzięła swoje piwo, z którego wypiła soczysty łyk, oblizując powabnie wargi językiem z resztek nektaru z dodatkiem procentów. Nie odstawiała już szklanki - zaczęła się bawić naczyniem, 'jeżdżąc' nim po kolanie, zataczając przeważnie kółka, a gdy zbyt bardzo, po czasie, ją bolał nadgarstek, kładła sobie ją na dłoń, a palcem drugiej zataczała takie same okręgi na brzegach szklanki.
Nie spuszczała go z oczu, wręcz świdrowała go swoim spojrzeniem zielonych oczu, zastanawiając się czy zdradzi jakieś swoje sekrety, skoro on znał jej jeden, który był chyba największym, jaki posiadała. No cóż, przez swoją głupotę go poznał, ale jednak - poznał, a to się liczy. Nie ważne jak - ważne, ze jest.
Dręczył ją, bo chciał, aby się pożywiła na nim? To była obietnica? Taka prawdziwa, którą na sto procent spełni? Co za posunięcia, choć znają się ponad godzinę. Z drugiej strony nie była pewna, czy chciała być kolejną wampirzą osobą, jaka się żywiła na nim. Widziała rany na rękach, był okropne i nie chciała być współtwórcą ich. Oby tylko nie zaczął dalej prowokować, aby ona mogła spokojnie posunąć się do takich rzeczy, jakim mogłoby być nawet przymuszenie do podzielenia się życiodajną cieczą płynącą w jego żyłach.
Przy okazji tych wszystkich czynności, które raz za razem pokrywały się ze sobą, oczekiwała na jego opowieść o swojej osobie. Czy to było ważne? Uważała, że tak - chciała go poznać, a od czegoś trzeba zacząć. A w dodatku - musiał się odpłacić za to odkrycie związane z nią.
Agr, znowu mowa o tym. Chyba przez pewien czas o tym nie zapomni, no chyba, że doprowadzi do tego, aby już tym sobie nie zawracała myśli.
Zauważyła jego tatuaże całkowicie od razu, gdy zdjął z siebie ubrania, po prostu zasłaniały. Nie miała okazji przyjrzeć się wcześniej, bo się z tym nie zdradzał. Jeśli o to chodzi, to na pewno nie zrażą dziewczyny, gdyż sama chciałaby sobie w końcu jakiś zrobić, choć nie miała pomysłu gdzie i co to takiego mogłoby być. Szkoda, że tak było, jak to zostało wspomniane przez mojego przedmówcę - zauważyła dzięki wyostrzonemu zmysłowi wzroku, iż to ma za zadanie zamaskować ślady po wkłuciach się kieł wampirzych. Co jak co, ale wszędzie rozpozna te pozostawione po ukąszeniu blizny. Nie przyglądała się długo, bo to nie było dla niej nowe zjawisko - przecież sama zostawiała takie po swoich wyczynach, czy to większych, czy też mniejszych. Ale po prostu nie spodziewała się, że on został tyle razy narażony na takie coś. Że też on sobie tak pozwalał tyle razy, nawet nie liczyła, a dodajmy, że przecież wampiry nie tylko lubią gryźć w rękę bądź nadgarstek. Więc nawet nie chciała wiedzieć ile ich jeszcze posiada. W każdym bądź razie za dużo jak na jej mniemanie, pomimo iż była taką samą bestią, która się żywiła krwią innych niczym pasożyt.
Uśmiechnęła się w jego kierunku, gdy wspomniał o ładnym domku, w jakim sobie obecnie pomieszkuje, choć nie była pewna na jak długo, a gdy zadał pytanie, miała zamiar odpowiedzieć natychmiastowo, sama nie wiedząc czemu.
- Wezmę sobie jakiś alkohol, mi się przyda w tej sytuacji. - wiadomo - to był jednak dla niej cios, że ktoś się dowiedział o jej pochodzeniu... Cholera jasna, nie roztrząsajmy tego, jak nie wiadomo czego! Stało się, to stało, na ch... to drążyć? Tylko spokojnie...
Chwilę krzątała się po kuchni, wyjmując dla siebie szklankę oraz dla niego, które różniły się od siebie, aby przypadkiem nie było pomyłek, choć po kolorze napojów by się zorientowali, ale to nie szkodzi. Niech już tak będzie. W dodatku obydwie były ładne i na wierzchu, więc stąd taki natychmiastowy i praktycznie nie przemyślany wybór z jej strony.
Nalała dla siebie następnie piwo, a dla gościa wodę, kierując się do salonu, do którego skierowała przybyłego wraz z nią kolegę. Obdarzyła do ciepłym uśmiechem na samym wejściu, siadając niedaleko niego, stawiając przed nim szklankę z jego zamówieniem. Tak, tak, nie musi za to płacić jak w kawiarence, tutaj ma wszystko za free. Cóż za hojność!
Patrzyła chwilę na niego w całkowitym milczeniu, przez co cisza, jaka zapanowała stała się niebywale niezręczna. Chyba pora to zmienić, czyż nie?
- Opowiedz mi coś o sobie, Myou. Oprócz tego, że umiesz rozpoznać wampira, sprawdzić czy na pewno jest nim, a także to, że znasz ich nie bez przyczyny. - mówiąc ostatnie słowa spojrzała wymownie w stronę jego tatuaży na rękach. Nie musiał się z tym ukrywać, ani ona się wstydzić tego, mówiąc takie rzeczy. Była u siebie, była bezpieczna, on zarówno także. Więc mogli bez krępacji rozmawiać o czym tylko dusza zapragnęła, o jeśli tylko oni mieli na dane tematy ochotę konwersować.
Będąc na kanapie, położyła nogi na niej, znajdując się praktycznie cała na meblu, siadając wygodnie, jak to tylko było możliwe, a zarazem schludnie, aby nie wyjść na jakiegoś wieśniaka przy jej pierwszym gościu w tym domu, może i nawet pierwszym, jakiego miała w życiu.
- Jak opowiesz o sobie dużo i wystarczająco, aby zaspokoić moje pragnienie łakienia informacji, spowodowane czystą ciekawością, dostaniesz nagrodę w postaci możliwości zadania mi pytań jakich tylko będziesz chciał, a ja - nie ważne jak bardzo to będzie osobiste - odpowiem na nie. - czy to nie jest dobry deal? Według jej mniemania jak najbardziej. A dlaczego ona nie zaczęła od zadawania pytań? Bo nie lubiła tego robić, nie miała nigdy na to głowy - w stu procentach wolała udzielać odpowiedzi krótkich bądź bardziej zawiłych od słysząc zapytania innych. Po tych słowach wzięła swoje piwo, z którego wypiła soczysty łyk, oblizując powabnie wargi językiem z resztek nektaru z dodatkiem procentów. Nie odstawiała już szklanki - zaczęła się bawić naczyniem, 'jeżdżąc' nim po kolanie, zataczając przeważnie kółka, a gdy zbyt bardzo, po czasie, ją bolał nadgarstek, kładła sobie ją na dłoń, a palcem drugiej zataczała takie same okręgi na brzegach szklanki.
Nie spuszczała go z oczu, wręcz świdrowała go swoim spojrzeniem zielonych oczu, zastanawiając się czy zdradzi jakieś swoje sekrety, skoro on znał jej jeden, który był chyba największym, jaki posiadała. No cóż, przez swoją głupotę go poznał, ale jednak - poznał, a to się liczy. Nie ważne jak - ważne, ze jest.
Dręczył ją, bo chciał, aby się pożywiła na nim? To była obietnica? Taka prawdziwa, którą na sto procent spełni? Co za posunięcia, choć znają się ponad godzinę. Z drugiej strony nie była pewna, czy chciała być kolejną wampirzą osobą, jaka się żywiła na nim. Widziała rany na rękach, był okropne i nie chciała być współtwórcą ich. Oby tylko nie zaczął dalej prowokować, aby ona mogła spokojnie posunąć się do takich rzeczy, jakim mogłoby być nawet przymuszenie do podzielenia się życiodajną cieczą płynącą w jego żyłach.
Przy okazji tych wszystkich czynności, które raz za razem pokrywały się ze sobą, oczekiwała na jego opowieść o swojej osobie. Czy to było ważne? Uważała, że tak - chciała go poznać, a od czegoś trzeba zacząć. A w dodatku - musiał się odpłacić za to odkrycie związane z nią.
Agr, znowu mowa o tym. Chyba przez pewien czas o tym nie zapomni, no chyba, że doprowadzi do tego, aby już tym sobie nie zawracała myśli.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Myou oczekiwał na Vivianne, wiercąc się niecierpliwie na kanapie. W końcu, gdy ta przyszła, odwzajemnił jej uśmiech, bawiąc się przy tym szafirem na srebrnym łańcuszku. Zmrużył delikatnie oczy, wyczuwając typowy orzeźwiający zapach zimnego piwa. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wiedząc doskonale, jak to się skończy. Stanie na tym, że Vivianne wypije ogromne ilości alkoholu i prawie tego nie odczuje. Myou podziękował uprzejmie za szklankę, po czym pociągnął z niej sporego łyka. Westchnął cicho, po czym przejechał palcem wskazującym prawej ręki po wargach, uprzednio odstawiając szklankę na stolik.
- Wiesz, dlaczego wampiry tak bardzo mnie lubią? - zapytał cicho, patrząc przed siebie, unikając wzroku białowłosej piękności. - Moja krew jest nadzwyczaj smaczna, to fakt. Ale ten naszyjnik pozwala mi na szybką regenerację krwinek, w wyniku czego posiadam prawie nieograniczony zasób krwi. Jestem jak niekończący się spichlerz.
Napił się po raz kolejny wody, zastanawiając się nad czymś. Co miałby jej opowiedzieć? Historię swojej rodziny, której najpierw nienawidził, a teraz oddałby za nich wszystkich swoje krótkie, dosyć nędzne i nudne życie? Postanowił, że sprawdzi wampirzycę, sprowokuje ją po raz kolejny. Oczywiście opowie jej całą prawdę, nie pomijając ważniejszych wydarzeń, choć streszczenie tego wszystkiego było naprawdę krótkie. Po prostu był. Sobą.
- Moja rodzina - zaczął po krótkiej chwili milczenia. - Moja rodzina jest bardzo bogata i wpływowa, można powiedzieć, że przypomina kartel lub inną grupę przestępczą, której nawet politycy mogą jeść z ręki. Wychowałem się w niej jako rozpieszczony, zafascynowany medycyną dzieciak. Nim wyjechałem na Zachód, by się dokształcać jako lekarz, dostałem właśnie ten naszyjnik. Ojciec powiedział, że to pamiątka rodzinna przekazywana z pokolenia na pokolenie, tylko i wyłącznie pomiędzy męskimi członkami rodziny. Nie wiedzieć czemu, kobietom się tego nie dawało. Może uważali, że nie są godne zaufania i spieniężą szafir, który jest naprawdę dużo wart? To jest szafir - dodał, wskazując palcem mocno niebieski trójkąt zawieszony na jednym ze srebrnych ogniw.
Pociągnął nosem i przepraszająco spojrzał na Vivianne. Po jego twarzy przemknął cień bólu, jakby przypomniał sobie coś strasznego. Nie żenującego, lecz strasznego, bolesnego dla duszy. Chwilę wyraźnie zastanawiał się, jak powinien kontynuować rozmowę z Vivianne, choć odpowiedź była bardzo prosta. Miał po prostu opowiedzieć swoją historię, która rozwijała swój wątek przez zaledwie kilka lat, ale co tam. Może to usatysfakcjonuje wampirzycę, która świdrowała go spojrzeniem tak, jakby miał zaraz stać się śniadaniem lub obiektem gwałtu? Naukowcy stwierdzili, że jeśli ktoś stara się utrzymać się z daną osobą kontakt wzrokowy dłużej niż dziesięć sekund, oznacza to fascynację cielesną. Nic dziwnego, bo zagadujemy do osób, które w choćby minimalnym stopniu nam odpowiadają fizycznie. Myou przeczesał włosy prawą dłonią, lewą kładąc na swoim brzuchu.
- Potem dowiedziałem się, po co to wszystko – mruknął, spoglądając przez kilka sekund na uroczą twarz Vivianne. – Okazało się, że moja rodzina jest tak potężna i bogata, bo służyła od wielu pokoleń wampirycznym lordom. Widzisz, smaczna krew nie jest obecna tylko we mnie, ale we wszystkich męskich członkach tej rodziny. Coś w rodzaju mutacji, która zmienia skład chemiczny w stopniu nieznacznym i nieszkodliwym dla zdrowia, ale wciąż tak wysokim, by pozwolić na odczuwanie smaku w zupełnie inny sposób. Mój ojciec „smakuje” tak samo, mój dziadek, pradziadek… I ja. Od wielu pokoleń karmimy was naszą krwią. A ten amulet to coś, co wybiera swojego następcę, głowę rodu. Głowę rodu, która będzie służyć nieśmiertelnym Dzieciom Nocy jako darmowe źródło pożywienia. Niektórzy z nas, jak ja, odczuwają pewnego rodzaj przyjemność, gdy tracimy krew.
Myou tutaj zaśmiał się gromko, po czym klasnął w dłonie. Z wesoły ognikami w oczach spojrzał na Vivianne, wyglądał teraz zupełnie inaczej niż wcześniej. Jakby ta część opowieści była jego ulubioną.
- Widzisz – podrapał się po głowie. – To nie było na początku przyjemne. Moim pierwszym panem był pewien wampir, o którym prawie nikt nie słyszał. Nazywał się Ryou, jak smok. Wychował się w Europie, a imię nadał sobie tylko po to, by nie wyróżniać się z japońskiego tłumu. Potem przyszedł inny lord, który zabił pierwszego. Wtedy po raz pierwszy widziałem ludzką głowę toczącą się po ziemi i znaczącą swą drogę krwawymi śladami. – wzdrygnął się. – A potem przyszedł ktoś inny. Pewna istota, która sprawiła, że to polubiłem. Że oddawanie krwi sprawiało mi przyjemność. Myślałem, że to tylko ona gryzła i całowała w ten sposób, ale nie. Ta przyjemność pozostało. Choćby gryzł mnie pospolity krwiopijca, czuję podniecenie.
Przygryzł palec, jakby przypominał sobie wyjątkowo przyjemną erotyczną przygodę ze swojego życia. Na jego bladą twarz wstąpił rozanielony uśmiech. Dłonie pomknęły ku udom, zaciskając się na nich mocno, wbijając paznokcie w dżinsy.
- Nazywała się Orial – rzekł. – I widziała we mnie coś innego niż pożywienie, pokarm. Na początku się jej bałem, bo mój ojciec zaszczepił we mnie niechęć do kobiet. Może bał się, że zrobię sobie syna, który podzieli mój los jak wampirza przekąska? Nie wiem i nie chcę już wiedzieć. Wracając do niej, raczej całowała, niż gryzła. Czasami nawet odurzała mnie i zaciągała do łóżka tylko po to, by podczas seksu gryźć mnie w szyję lub klatkę piersiową. Moi poprzedni panowie uwielbiali ręce, twierdzili że picie krwi bezpośrednio z nadgarstków daje im poczucie władzy. Orial uważała, że jest to barbarzyńskie i nie była w stanie zrozumieć tego typu zachowania. Ostatecznie skończyło się na klatce piersiowej, plecach, szyi i ramionach. Na prawym i lewym barku mam ślady jakby użarł mnie pies, a to tylko ona, podczas jednego ze szczytowań.
Zaśmiał się cichutko, po czym spoważniał.
- Odeszła w końcu. Znudziłem jej się. Akurat po krótkim czasie, gdy pokochałem bycie jej przekąską, odeszła, bo znalazła sobie wampirzego przyjaciela. I udała się do Europy. Pewnie nadal poluje na młodych chłopców. A ja od tamtej pory pozostałem bez pana. I pocieszam się ratowaniem ludzi.
Spojrzał na Vivianne, zmrużył oczy.
- Jestem lekarzem, jak zapewne się domyśliłaś – westchnął ciężko. – I staram się ratować ludzi, mam w tym swój cel. Dziś spotkałaś mnie akurat po wyjątkowo ciężkiej przeprawie. Rozchlastana tętnica, ledwo zdołałem oddać dość własnej krwi. Widzisz, posiadam prawie nieograniczony zasób krwi. Gdy urwiesz mi rękę, mogę się wykrwawić. Poza tym proces tworzenia krwinek nie jest całkowicie bezbolesny. Nic, z czym nie da się żyć. – zakończył kulawo, po czym ucichł.
Czekał na Vivianne. Nie miał ochoty na zadawanie pytań, właściwie cały przygasł i czekał jakby na jej pierwszy ruch. Zupełnie jak w kawiarni. Wybitnie niemęskie zachowanie, jednakże należy pamiętać, że Myou obcował z Vivianne jako z drugą kobietą w swoim życiu. Wspominał teraz. Nawet jego lokaj był wampirem.
- Wiesz, dlaczego wampiry tak bardzo mnie lubią? - zapytał cicho, patrząc przed siebie, unikając wzroku białowłosej piękności. - Moja krew jest nadzwyczaj smaczna, to fakt. Ale ten naszyjnik pozwala mi na szybką regenerację krwinek, w wyniku czego posiadam prawie nieograniczony zasób krwi. Jestem jak niekończący się spichlerz.
Napił się po raz kolejny wody, zastanawiając się nad czymś. Co miałby jej opowiedzieć? Historię swojej rodziny, której najpierw nienawidził, a teraz oddałby za nich wszystkich swoje krótkie, dosyć nędzne i nudne życie? Postanowił, że sprawdzi wampirzycę, sprowokuje ją po raz kolejny. Oczywiście opowie jej całą prawdę, nie pomijając ważniejszych wydarzeń, choć streszczenie tego wszystkiego było naprawdę krótkie. Po prostu był. Sobą.
- Moja rodzina - zaczął po krótkiej chwili milczenia. - Moja rodzina jest bardzo bogata i wpływowa, można powiedzieć, że przypomina kartel lub inną grupę przestępczą, której nawet politycy mogą jeść z ręki. Wychowałem się w niej jako rozpieszczony, zafascynowany medycyną dzieciak. Nim wyjechałem na Zachód, by się dokształcać jako lekarz, dostałem właśnie ten naszyjnik. Ojciec powiedział, że to pamiątka rodzinna przekazywana z pokolenia na pokolenie, tylko i wyłącznie pomiędzy męskimi członkami rodziny. Nie wiedzieć czemu, kobietom się tego nie dawało. Może uważali, że nie są godne zaufania i spieniężą szafir, który jest naprawdę dużo wart? To jest szafir - dodał, wskazując palcem mocno niebieski trójkąt zawieszony na jednym ze srebrnych ogniw.
Pociągnął nosem i przepraszająco spojrzał na Vivianne. Po jego twarzy przemknął cień bólu, jakby przypomniał sobie coś strasznego. Nie żenującego, lecz strasznego, bolesnego dla duszy. Chwilę wyraźnie zastanawiał się, jak powinien kontynuować rozmowę z Vivianne, choć odpowiedź była bardzo prosta. Miał po prostu opowiedzieć swoją historię, która rozwijała swój wątek przez zaledwie kilka lat, ale co tam. Może to usatysfakcjonuje wampirzycę, która świdrowała go spojrzeniem tak, jakby miał zaraz stać się śniadaniem lub obiektem gwałtu? Naukowcy stwierdzili, że jeśli ktoś stara się utrzymać się z daną osobą kontakt wzrokowy dłużej niż dziesięć sekund, oznacza to fascynację cielesną. Nic dziwnego, bo zagadujemy do osób, które w choćby minimalnym stopniu nam odpowiadają fizycznie. Myou przeczesał włosy prawą dłonią, lewą kładąc na swoim brzuchu.
- Potem dowiedziałem się, po co to wszystko – mruknął, spoglądając przez kilka sekund na uroczą twarz Vivianne. – Okazało się, że moja rodzina jest tak potężna i bogata, bo służyła od wielu pokoleń wampirycznym lordom. Widzisz, smaczna krew nie jest obecna tylko we mnie, ale we wszystkich męskich członkach tej rodziny. Coś w rodzaju mutacji, która zmienia skład chemiczny w stopniu nieznacznym i nieszkodliwym dla zdrowia, ale wciąż tak wysokim, by pozwolić na odczuwanie smaku w zupełnie inny sposób. Mój ojciec „smakuje” tak samo, mój dziadek, pradziadek… I ja. Od wielu pokoleń karmimy was naszą krwią. A ten amulet to coś, co wybiera swojego następcę, głowę rodu. Głowę rodu, która będzie służyć nieśmiertelnym Dzieciom Nocy jako darmowe źródło pożywienia. Niektórzy z nas, jak ja, odczuwają pewnego rodzaj przyjemność, gdy tracimy krew.
Myou tutaj zaśmiał się gromko, po czym klasnął w dłonie. Z wesoły ognikami w oczach spojrzał na Vivianne, wyglądał teraz zupełnie inaczej niż wcześniej. Jakby ta część opowieści była jego ulubioną.
- Widzisz – podrapał się po głowie. – To nie było na początku przyjemne. Moim pierwszym panem był pewien wampir, o którym prawie nikt nie słyszał. Nazywał się Ryou, jak smok. Wychował się w Europie, a imię nadał sobie tylko po to, by nie wyróżniać się z japońskiego tłumu. Potem przyszedł inny lord, który zabił pierwszego. Wtedy po raz pierwszy widziałem ludzką głowę toczącą się po ziemi i znaczącą swą drogę krwawymi śladami. – wzdrygnął się. – A potem przyszedł ktoś inny. Pewna istota, która sprawiła, że to polubiłem. Że oddawanie krwi sprawiało mi przyjemność. Myślałem, że to tylko ona gryzła i całowała w ten sposób, ale nie. Ta przyjemność pozostało. Choćby gryzł mnie pospolity krwiopijca, czuję podniecenie.
Przygryzł palec, jakby przypominał sobie wyjątkowo przyjemną erotyczną przygodę ze swojego życia. Na jego bladą twarz wstąpił rozanielony uśmiech. Dłonie pomknęły ku udom, zaciskając się na nich mocno, wbijając paznokcie w dżinsy.
- Nazywała się Orial – rzekł. – I widziała we mnie coś innego niż pożywienie, pokarm. Na początku się jej bałem, bo mój ojciec zaszczepił we mnie niechęć do kobiet. Może bał się, że zrobię sobie syna, który podzieli mój los jak wampirza przekąska? Nie wiem i nie chcę już wiedzieć. Wracając do niej, raczej całowała, niż gryzła. Czasami nawet odurzała mnie i zaciągała do łóżka tylko po to, by podczas seksu gryźć mnie w szyję lub klatkę piersiową. Moi poprzedni panowie uwielbiali ręce, twierdzili że picie krwi bezpośrednio z nadgarstków daje im poczucie władzy. Orial uważała, że jest to barbarzyńskie i nie była w stanie zrozumieć tego typu zachowania. Ostatecznie skończyło się na klatce piersiowej, plecach, szyi i ramionach. Na prawym i lewym barku mam ślady jakby użarł mnie pies, a to tylko ona, podczas jednego ze szczytowań.
Zaśmiał się cichutko, po czym spoważniał.
- Odeszła w końcu. Znudziłem jej się. Akurat po krótkim czasie, gdy pokochałem bycie jej przekąską, odeszła, bo znalazła sobie wampirzego przyjaciela. I udała się do Europy. Pewnie nadal poluje na młodych chłopców. A ja od tamtej pory pozostałem bez pana. I pocieszam się ratowaniem ludzi.
Spojrzał na Vivianne, zmrużył oczy.
- Jestem lekarzem, jak zapewne się domyśliłaś – westchnął ciężko. – I staram się ratować ludzi, mam w tym swój cel. Dziś spotkałaś mnie akurat po wyjątkowo ciężkiej przeprawie. Rozchlastana tętnica, ledwo zdołałem oddać dość własnej krwi. Widzisz, posiadam prawie nieograniczony zasób krwi. Gdy urwiesz mi rękę, mogę się wykrwawić. Poza tym proces tworzenia krwinek nie jest całkowicie bezbolesny. Nic, z czym nie da się żyć. – zakończył kulawo, po czym ucichł.
Czekał na Vivianne. Nie miał ochoty na zadawanie pytań, właściwie cały przygasł i czekał jakby na jej pierwszy ruch. Zupełnie jak w kawiarni. Wybitnie niemęskie zachowanie, jednakże należy pamiętać, że Myou obcował z Vivianne jako z drugą kobietą w swoim życiu. Wspominał teraz. Nawet jego lokaj był wampirem.
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Przyglądała mu się uważnie, a gdy zaczął mówić, słuchała go uważnie, skupiając całkiem na nim swoja uwagę - tak jak każdy przemawiający chciałby być odbierany przez słuchającego. Dziewczyna nie spuszczała go z oczu, według niej tak się nawet lepiej słuchało tego wszystkiego, co miał jej w tym momencie do powiedzenia, tak jak to prosiła dziewczyna. że też bez problemu się rak zwierza ze wszystkiego, co mu leży na sercu i to, co się działo w jego życiu. Ale na prawdę - doceniła to i mówił bardzo wyczerpująco. Czyżby to był znak na to, że trafiła na kogoś wyjątkowego na samym początku poznawania miasta?
Jego krew była... smaczna? Czy on znowu zaczyna się z nią drażnić? Czemu jej to robi? Oczywiście, wspominane było, iż dlatego, że chce się podzielić nią, ale to takie... Drastyczne, to w jaki sposób to robi. Tak nagle. Nie jest po prostu przyzwyczajona, pierwszy raz spotyka się z taką sytuacją, że ktoś się aż prosi, aby wypić z niego krew. Wydaje jej się, że chłopak po prostu uzależnił się od tego, że ktoś z niego pije krew. To tak, jakby brał narkotyki. Chce znowu 'dawki', aby spełnić dzienne zapotrzebowanie. Ona, w każdym bądź razie, tak to odebrała.
Widząc jak zaczyna ponownie pić swoją wodę, aż samej jej się zachciało pić, więc piła ponownie swoje piwo, większymi łykami, nie wiedząc czemu. Jakby chciała stłumić pragnienie, którego nie można ugasić. Czy znowu dopada ją pragnienie krwi? Jeśli będzie tak częściej wspominał o spożywaniu krwi, to cała się pomyśleć jak to się skończy. Ok, wiedziała, że jest bestią zdolną do wszystkiego. Iż może go zaatakować, a on nawet by się nie sprzeciwiał. Nawet jeśli, to nic by on jej nie zrobił, mogła wziąć z jego szyi, rąk czy czego tylko zapragnęła, mówiąc o miejscu, to, co było jej potrzebne. Czy on na prawdę tego chce? Chce się do niej zrazić? Doprowadzić do tego, aby miała kolejny powód do tego, by się w sobie zamknąć, skoro miała w planach się właśnie otworzyć na ludzi? Naprawdę nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Na razie go posłucha i porozmawia z nim, bo jak widać - jest mu potrzebne wygadanie się. Musiał to długo tłumić w sobie, skoro bez problemu zaczął przedstawiać historię z życia.
Przeszedł na temat swojej rodziny. Ojciec mu dał... Artefakt? To, czym się tak zaciekawiła w kawiarni okazało się artefaktem? I to takim, który umożliwia regenerację krwinek? Z początku nie uwierzyła, choć nie dała po sobie poznać, jednak słuchała dalej. Nie myślała o tym teraz, czekała na koniec historii, którą ma jej zamiar przedstawić. Potem dopiero będzie chwila refleksji, ułożenia wszystkich spraw. Tak będzie najlepiej, bo w końcu skończy się na tym, że wyłapie tylko pojedyncze słowa, a drugi raz przecież chłopak nie opowie tego od samego początku.
Czuje przyjemność, radość... To doprawdy fascynujące, gdyż jak sobie przypominała, wszystkich ludzi to bolało, zwierzęta przecież też. Nie dziwiła się, bo kły o ostrości igły wbijały się mocno i szybko w skórę, co jeszcze w dodatku pozostawia ślad w psychice do końca życia. Byli doprawdy dziwną rodziną, ale każdy ma, pod jakimś względem, rodzinę o dziwnych upodobaniach. Wychodziło na to, że ukąszenie chłopaka stało się jego... fetyszem? Tak, tak to może spokojnie określić, tak to odebrała. W końcu fetysz to było coś, co przynosiło przyjemność, a w jego przypadku to było właśnie ugryzienie. Musiała przyznać, że Myou był naprawdę ciekawą osobą, która ją do siebie ciągnęła niczym magnez.
Reakcją chłopaka się nie przejęła, musiała to być rzecz ekscytująca z jego życia, którą najmilej wspominał, a tu jednak, według niej, nie było zbyt ciekawie. Kobieta... Ta kobieta po prostu się nim bawiła, zrobiła sobie z niego zabawkę, którą uwiodła i rzuciła po czasie w ciemny kąt bądź nawet na śmietnik. Na prawdę nie wiedziała co powiedzieć w takiej sytuacji, więc po prostu zamoczyła wargi w złotej cieczy, oblizując je językiem. Z każdą chwilą robiło się coraz ciekawiej, a zarazem coraz tragiczniej. Czy on to na prawdę przeżył?
Już rozumiała skąd to noszenie przy sobie skalpela. Czemu był zakrwawiony. Źle podejrzewała, sądziła go za o wiele gorszego, a on w rzeczywistości był tutaj jedynie ofiarą. Pokręciła aż głową, gdyż nie sądziła, że informacje, które jej przekaże, będą takie przykre. Nie wiedziała, czy mu współczuć, pomóc jakoś, czy coś podobnego. Westchnęła głęboko, z ciepła, jakie panowało tutaj w pomieszczeniu, w pomieszaniu z wypiciem już nawet sporej ilości alkoholu oraz otrzymaniu takich zwierzeń, zrobiło jej się gorąco. Poprawiła swoją bluzkę, koszulę zawiesiła na nałokietniku fotela, który stał obok, po czym wróciła do obserwowania chłopaka. Siedział po tym wszystkim cicho, zdusił swój głos w sobie.
- Moja historia zaczęła się 103 lata temu, kiedy się urodziłam w wielkiej i bogatej rodzinie Voles. - rozpoczęła, aby pokazać mu, że jego przygoda z całego życia nie jest jej obojętna, że też się podzieli z nim najczystszą prawdą.
- Nie byłam jedynym dzieckiem swoich rodziców, ale mnie szczególnie uwielbiali, nie wiedziałam za co, dlaczego, ale nie interesowałam się tym. Byliśmy bogaci, mieliśmy wielką rodzinę. Czyli wydaje się pięknie i szczęśliwie niczym w jakiejś bajce o księżniczce. W wieku dojrzałości zaczęłam się robić kapryśna, jak każda nastolatka, a po ukończeniu 18 roku życia opuściłam dom. Po prostu. Nie mieli nic przeciwko, nie mieli mi tego nigdy za złe. Nawet dali mi pieniądze, abym miała za co żyć. Wszystko straciłam na imprezach, na czym tylko mogłam. Alkohol, narkotyki i inne takie, jak to wiadomo gówniarstwo się bawi do dzisiaj. - oparła się ręką o oparcie kanapy, oddychając głęboko i spokojnie, opowiadając to. Szczerze mówiąc pierwszy raz przypomina sobie swoje życie tak daleko wstecz. Jednak już nie patrzyła na niego, rozglądała się po domu, choć nie raz już "rzucała na niego oko".
- Wraz z tym wszystkim zaczęły się kłopoty. Kłopoty? No cóż, kilka razy o mało nie zostałam pojmana przez łowców, bo byłam wtedy jeszcze słabym i niezbyt doświadczonym wampirem, a dzięki zdolności nadprzyrodzonej uciekałam im bez problemu sprzed nosa, ze nawet nie widzieli kiedy to się działo. Musiałam zmieniać miejsca, przerzucałam się z miasta do innego miasta, zmieniłam nawet kraj, żeby tylko uniknąć tego wszystkiego, co narobiłam. Naważyłam piwa, lecz niestety go nie wypiłam i uciekłam przed nim niczym płochliwy piesek. Spytasz pewnie dlaczego tak to wszystko wyglądało, że moje życie było jedną wielka ucieczką. Z początku nie kontrolowałam się i nie tylko moje oczy informowały o głodzie, ale i także moje zachowanie, łapczywość, aż po prostu napadałam na ładnych chłopców, których wcześniej uwodziłam wdziękiem, jaki otrzymałam, rodząc się wampirzycą. A potem albo wysysałam z nich całkiem życie, albo zostawiałam z połową krwi w ich żyłach na środku drogi. Nie dbałam o higienę w tamtym okresie czasu. Potem tylko żałowałam, że robiłam więcej szkody niż pożytku. Ale rzeczywiście - co taki wampir może zrobić pozytywnego? Jest jedynie pasożytem, który żeruje na ludziach albo zwierzętach, na istotach, które nie są temu wcale winne. Nie to, żebym żałowała, iż urodziłam się taka, jaką jestem, ale niektóre błędy swojego życia bym poprawiła. Przez to wszystko nie zdobyłam żadnych znajomych, bo wychodziło na to, że moi koledzy i koleżanki potem stawali się moim obiadem czy tez kolacją. - kontynuowała swoją historię. nie była taka straszna i ciekawa, jak jego, ale chciała się odwdzięczyć za to, że jej zaufał.
- Teraz już jest znacznie ze mną lepiej. Otworzyłam się nawet na ludzi, co zresztą sam doświadczyłeś i to jako pierwszy w tym mieście, ba, pierwszy w moim życiu, które jest już na prawdę długie. A pomyśleć, że czeka mnie wieczność, jeśli wcześniej żaden łowca mnie nie dopadnie. - skwitowała swój marny los, który leży w łowcach, ale i także w wampirach. W końcu pewnie nie mało tu takich, którzy chcą wybić konkurencję dla własnych celów terytorialnych, na przykład.
- Skończyłam dawno temu szkołę plastyczną, gdzie mnie zapewniali, że będę wspaniałym artysta, bo mam potencjał i dar nie z tej ziemi, a okazało się, że jedynie jestem gitarzystką w różnych klubach, grając w niektóre noce, tak jakbym koncertowała, choć nie wydałam żadnej płyty, a zarabiam na tym praktycznie nic. Chociaż tyle, że wystarczy mi na opłaty i jakieś przetrwanie. Wiadomo - mogłabym się odezwać do rodziców, ale aż mi wstyd. I ja i oni możemy przeżyć szok, w dodatku nie odczuwam potrzeby posiadania z nimi jako takiego kontaktu, nigdy aż tak do końca nie byłam z nimi zżyta. - dokończyła dziwnie, przenosząc na niego wzrok i wypijając do końca swoje piwo z naczynia.
Tak wracając do jego historii, jeszcze na chwilę. Czy on miał zamiar pokazać, że chce w taki sam sposób ją nakarmić, jak tamta się na nim żywiła? Oprócz napicia się jego krwi, to jeszcze wszystko to działoby się podczas zbliżenia seksualnego? Nie, nie zapyta go tak wprost o to, to by było dopiero dziwne, jakby chciała tego. A chciała tego tak w ogóle? Nie wiedziała, tak prawdę mówiąc. Poczekajmy, dowiemy się wszystkiego z czasem od niego samego, skoro jest ciągle przy tym, że chce się podzielić życiodajną cieczą.
Jego krew była... smaczna? Czy on znowu zaczyna się z nią drażnić? Czemu jej to robi? Oczywiście, wspominane było, iż dlatego, że chce się podzielić nią, ale to takie... Drastyczne, to w jaki sposób to robi. Tak nagle. Nie jest po prostu przyzwyczajona, pierwszy raz spotyka się z taką sytuacją, że ktoś się aż prosi, aby wypić z niego krew. Wydaje jej się, że chłopak po prostu uzależnił się od tego, że ktoś z niego pije krew. To tak, jakby brał narkotyki. Chce znowu 'dawki', aby spełnić dzienne zapotrzebowanie. Ona, w każdym bądź razie, tak to odebrała.
Widząc jak zaczyna ponownie pić swoją wodę, aż samej jej się zachciało pić, więc piła ponownie swoje piwo, większymi łykami, nie wiedząc czemu. Jakby chciała stłumić pragnienie, którego nie można ugasić. Czy znowu dopada ją pragnienie krwi? Jeśli będzie tak częściej wspominał o spożywaniu krwi, to cała się pomyśleć jak to się skończy. Ok, wiedziała, że jest bestią zdolną do wszystkiego. Iż może go zaatakować, a on nawet by się nie sprzeciwiał. Nawet jeśli, to nic by on jej nie zrobił, mogła wziąć z jego szyi, rąk czy czego tylko zapragnęła, mówiąc o miejscu, to, co było jej potrzebne. Czy on na prawdę tego chce? Chce się do niej zrazić? Doprowadzić do tego, aby miała kolejny powód do tego, by się w sobie zamknąć, skoro miała w planach się właśnie otworzyć na ludzi? Naprawdę nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Na razie go posłucha i porozmawia z nim, bo jak widać - jest mu potrzebne wygadanie się. Musiał to długo tłumić w sobie, skoro bez problemu zaczął przedstawiać historię z życia.
Przeszedł na temat swojej rodziny. Ojciec mu dał... Artefakt? To, czym się tak zaciekawiła w kawiarni okazało się artefaktem? I to takim, który umożliwia regenerację krwinek? Z początku nie uwierzyła, choć nie dała po sobie poznać, jednak słuchała dalej. Nie myślała o tym teraz, czekała na koniec historii, którą ma jej zamiar przedstawić. Potem dopiero będzie chwila refleksji, ułożenia wszystkich spraw. Tak będzie najlepiej, bo w końcu skończy się na tym, że wyłapie tylko pojedyncze słowa, a drugi raz przecież chłopak nie opowie tego od samego początku.
Czuje przyjemność, radość... To doprawdy fascynujące, gdyż jak sobie przypominała, wszystkich ludzi to bolało, zwierzęta przecież też. Nie dziwiła się, bo kły o ostrości igły wbijały się mocno i szybko w skórę, co jeszcze w dodatku pozostawia ślad w psychice do końca życia. Byli doprawdy dziwną rodziną, ale każdy ma, pod jakimś względem, rodzinę o dziwnych upodobaniach. Wychodziło na to, że ukąszenie chłopaka stało się jego... fetyszem? Tak, tak to może spokojnie określić, tak to odebrała. W końcu fetysz to było coś, co przynosiło przyjemność, a w jego przypadku to było właśnie ugryzienie. Musiała przyznać, że Myou był naprawdę ciekawą osobą, która ją do siebie ciągnęła niczym magnez.
Reakcją chłopaka się nie przejęła, musiała to być rzecz ekscytująca z jego życia, którą najmilej wspominał, a tu jednak, według niej, nie było zbyt ciekawie. Kobieta... Ta kobieta po prostu się nim bawiła, zrobiła sobie z niego zabawkę, którą uwiodła i rzuciła po czasie w ciemny kąt bądź nawet na śmietnik. Na prawdę nie wiedziała co powiedzieć w takiej sytuacji, więc po prostu zamoczyła wargi w złotej cieczy, oblizując je językiem. Z każdą chwilą robiło się coraz ciekawiej, a zarazem coraz tragiczniej. Czy on to na prawdę przeżył?
Już rozumiała skąd to noszenie przy sobie skalpela. Czemu był zakrwawiony. Źle podejrzewała, sądziła go za o wiele gorszego, a on w rzeczywistości był tutaj jedynie ofiarą. Pokręciła aż głową, gdyż nie sądziła, że informacje, które jej przekaże, będą takie przykre. Nie wiedziała, czy mu współczuć, pomóc jakoś, czy coś podobnego. Westchnęła głęboko, z ciepła, jakie panowało tutaj w pomieszczeniu, w pomieszaniu z wypiciem już nawet sporej ilości alkoholu oraz otrzymaniu takich zwierzeń, zrobiło jej się gorąco. Poprawiła swoją bluzkę, koszulę zawiesiła na nałokietniku fotela, który stał obok, po czym wróciła do obserwowania chłopaka. Siedział po tym wszystkim cicho, zdusił swój głos w sobie.
- Moja historia zaczęła się 103 lata temu, kiedy się urodziłam w wielkiej i bogatej rodzinie Voles. - rozpoczęła, aby pokazać mu, że jego przygoda z całego życia nie jest jej obojętna, że też się podzieli z nim najczystszą prawdą.
- Nie byłam jedynym dzieckiem swoich rodziców, ale mnie szczególnie uwielbiali, nie wiedziałam za co, dlaczego, ale nie interesowałam się tym. Byliśmy bogaci, mieliśmy wielką rodzinę. Czyli wydaje się pięknie i szczęśliwie niczym w jakiejś bajce o księżniczce. W wieku dojrzałości zaczęłam się robić kapryśna, jak każda nastolatka, a po ukończeniu 18 roku życia opuściłam dom. Po prostu. Nie mieli nic przeciwko, nie mieli mi tego nigdy za złe. Nawet dali mi pieniądze, abym miała za co żyć. Wszystko straciłam na imprezach, na czym tylko mogłam. Alkohol, narkotyki i inne takie, jak to wiadomo gówniarstwo się bawi do dzisiaj. - oparła się ręką o oparcie kanapy, oddychając głęboko i spokojnie, opowiadając to. Szczerze mówiąc pierwszy raz przypomina sobie swoje życie tak daleko wstecz. Jednak już nie patrzyła na niego, rozglądała się po domu, choć nie raz już "rzucała na niego oko".
- Wraz z tym wszystkim zaczęły się kłopoty. Kłopoty? No cóż, kilka razy o mało nie zostałam pojmana przez łowców, bo byłam wtedy jeszcze słabym i niezbyt doświadczonym wampirem, a dzięki zdolności nadprzyrodzonej uciekałam im bez problemu sprzed nosa, ze nawet nie widzieli kiedy to się działo. Musiałam zmieniać miejsca, przerzucałam się z miasta do innego miasta, zmieniłam nawet kraj, żeby tylko uniknąć tego wszystkiego, co narobiłam. Naważyłam piwa, lecz niestety go nie wypiłam i uciekłam przed nim niczym płochliwy piesek. Spytasz pewnie dlaczego tak to wszystko wyglądało, że moje życie było jedną wielka ucieczką. Z początku nie kontrolowałam się i nie tylko moje oczy informowały o głodzie, ale i także moje zachowanie, łapczywość, aż po prostu napadałam na ładnych chłopców, których wcześniej uwodziłam wdziękiem, jaki otrzymałam, rodząc się wampirzycą. A potem albo wysysałam z nich całkiem życie, albo zostawiałam z połową krwi w ich żyłach na środku drogi. Nie dbałam o higienę w tamtym okresie czasu. Potem tylko żałowałam, że robiłam więcej szkody niż pożytku. Ale rzeczywiście - co taki wampir może zrobić pozytywnego? Jest jedynie pasożytem, który żeruje na ludziach albo zwierzętach, na istotach, które nie są temu wcale winne. Nie to, żebym żałowała, iż urodziłam się taka, jaką jestem, ale niektóre błędy swojego życia bym poprawiła. Przez to wszystko nie zdobyłam żadnych znajomych, bo wychodziło na to, że moi koledzy i koleżanki potem stawali się moim obiadem czy tez kolacją. - kontynuowała swoją historię. nie była taka straszna i ciekawa, jak jego, ale chciała się odwdzięczyć za to, że jej zaufał.
- Teraz już jest znacznie ze mną lepiej. Otworzyłam się nawet na ludzi, co zresztą sam doświadczyłeś i to jako pierwszy w tym mieście, ba, pierwszy w moim życiu, które jest już na prawdę długie. A pomyśleć, że czeka mnie wieczność, jeśli wcześniej żaden łowca mnie nie dopadnie. - skwitowała swój marny los, który leży w łowcach, ale i także w wampirach. W końcu pewnie nie mało tu takich, którzy chcą wybić konkurencję dla własnych celów terytorialnych, na przykład.
- Skończyłam dawno temu szkołę plastyczną, gdzie mnie zapewniali, że będę wspaniałym artysta, bo mam potencjał i dar nie z tej ziemi, a okazało się, że jedynie jestem gitarzystką w różnych klubach, grając w niektóre noce, tak jakbym koncertowała, choć nie wydałam żadnej płyty, a zarabiam na tym praktycznie nic. Chociaż tyle, że wystarczy mi na opłaty i jakieś przetrwanie. Wiadomo - mogłabym się odezwać do rodziców, ale aż mi wstyd. I ja i oni możemy przeżyć szok, w dodatku nie odczuwam potrzeby posiadania z nimi jako takiego kontaktu, nigdy aż tak do końca nie byłam z nimi zżyta. - dokończyła dziwnie, przenosząc na niego wzrok i wypijając do końca swoje piwo z naczynia.
Tak wracając do jego historii, jeszcze na chwilę. Czy on miał zamiar pokazać, że chce w taki sam sposób ją nakarmić, jak tamta się na nim żywiła? Oprócz napicia się jego krwi, to jeszcze wszystko to działoby się podczas zbliżenia seksualnego? Nie, nie zapyta go tak wprost o to, to by było dopiero dziwne, jakby chciała tego. A chciała tego tak w ogóle? Nie wiedziała, tak prawdę mówiąc. Poczekajmy, dowiemy się wszystkiego z czasem od niego samego, skoro jest ciągle przy tym, że chce się podzielić życiodajną cieczą.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Myou przekręcał głowę na boki, nie patrząc na Vivianne, a odpędzając od siebie różnego rodzaju myśli. Nagłe wygadanie się miało na niego wpływ zarówno negatywny, jak i pozytywny. Teraz jednak starał się zrozumieć, o czym mówi białowłosa. Nie było to wybitnie proste zadanie, ponieważ nagłe wyrzucenie z siebie tego, co nawarstwiało się latami, wywoływało mnóstwo innych emocji; nie wspominając o przywoływaniu mniej lub bardziej rozkosznych wspomnień. Chłopak zastanawiał się nad wszystkim, co mówiła Vivianne – każdy normalny wydedukuje sobie, że łowił każde słowo swojej towarzyszki.
103 lata? To było diabelnie długie życie, zwłaszcza jak na wampira ściganego przez łowców. Serce Myou zabiło znacznie szybciej, gdy przypomniał sobie o skuteczności ludzkich wojowników polujących na Dzieci Nocy. Teraz oczywiście on sam mógłby ich wybić, ale kiedyś była to potężna organizacja siejąca postrach wśród żerujących na śmiertelnikach istot. Nie chciał, aby Vivianne podzieliła los pozostałych krwiopijców, którzy zignorowali realne zagrożenie. Dziewczyna nie dbała o higienę? Jak zdecydowana większość świeżych wampirów. Myśleli, że wraz z nieśmiertelnością otworzyły się przed nimi drzwi do szczęścia, pieniędzy i sławy. Nic bardziej mylnego, pozostały wampiryczny władca wyjaśnił Myou, jak to wszystko wygląda. Nagły przypływ siły, poczucie bycia władcą życia i śmieci, szaleństwo z rozkoszy odczuwanej poprzez picie krwi, kilka minut sławy. A potem, gdy polubi się pierwszą osobę lub zostanie odtrąconym przez społeczeństwo, gdy łowcy zapukają do drzwi – samotność, ból, złość na samego siebie, na wampira, który stworzył kolejnego nieśmiertelnego. I pierwsze starcia z tymi, którzy potrafili się bronić. Przekonanie, że nie jest się tak potężnym, jak to mogło się wydawać. Czy Vivianne również tak przeżyła swój wampiryzm? Cieszyła się z własnego nieśmiertelnego życia, a gdy euforia zmalała lub całkowicie zniknęła, zaczęła żyć jak człowiek, po prostu pijąc przy tym krew?
Chłopak drgnął lekko, a jego oczy rozszerzyły się nieco. Jego zaskoczenie historią Vivianne rosło wraz z chwilami, gdy ją opowiadała. Gdy wspomniała o ładnych chłopcach, uśmiechnął się delikatnie, spoglądając prosto na twarz białowłosej. Miał ochotę zapytać, czy jest aż tak nieurodziwym, że postanowiła z niego nie pić. Powstrzymał się jednak, przeczuwając że nagłe przerwanie opowiadania byłoby ogromnym nietaktem, a w oczach osoby, która wychowywała się w starodawny sposób, byłby to wręcz karygodny czyn. Skończyło się na tym, że osuszył swoją szklankę, łowiąc każde słowo wypowiedziane przez dziewczynę i zaciskając dłonie na własnych udach. Otworzyła się na ludzi? Doprawdy? A być może po prostu starała się żyć jak człowiek, aby nie zwracać na siebie uwagi lub zrozumiała, że nieśmiertelność nie zapewni jej szczęśliwego życia? Tylko ona sama może doprowadzić do tego, że będzie szczęśliwa, a oddawanie się mrokowi samotności wcale jej nie pomoże.
Gdy skończyła opowiadać, prze głowę Myou przebiegły całe chmary ponurych i wesołych myśli. Nie podejrzewał, że wytrzymałby tylko co Vivianne, choć prawda była też taka, że jako wampir posiadałby zupełnie odmienny stan świadomości, przez co jego poglądy mogłyby ulec zmianie. Gdyby pił krew, czy byłby aż tak zafascynowany perspektywą spędzenia nocy z białowłosą pięknością? Gdyby pił krew, czy interesowałyby go wszystkie dziewczyny? Nie miał zielonego pojęcia, najważniejsze było to, że nie jest wampirem. Może jego życie nie należało do idealnych, ale o każdym można było powiedzieć to samo. Uśmiechnął się jeszcze raz, nie patrząc teraz na dziewczynę. Skupił się na oknie, za którym królowała zima.
- Znacznie się różnimy – skwitował, rozpoczynając zabawę swoim naszyjnikiem, który nieco się nagrzał. – I jesteśmy też podobni, mimo że dzieli nas niemalże cały wiek. Z pewną różnicą. Ja bez takich jak ty przeżyję, z kolei ty bez takich jak ja zginiesz. I mówmy tu o przewadze rasy. Może jesteśmy traktowani na równi ze zwierzyną, ale musicie nas szanować choćby w minimalnym stopniu, bo zdesperowany człowiek jest w stanie odebrać sobie życie. Czy chciałabyś pić krew zimną, zakrzepniętą? To tak jakbyś piła stare mleko. Kwaśne, z grudami, aż wymiotować się chce. Zmierzam do czegoś, masz rację. I wiesz doskonale, o czym mówię. Doskonale widziałem głód w twoich oczach, tam, w kawiarni. Nie piłaś krwi po drodze, więc jesteś jeszcze bardziej głodna. Czy się boję?
Odwrócił się do Vivianne swoją twarzą.
- Zaczekaj tu – polecił nie swoim głosem, wstając.
Bez ceregieli poszedł do przedpokoju. W mieszkaniu rozległ się dźwięk odsuwanej, a następnie zasuwanej torby. Po kilkunastu sekundach Myou wrócił do salonu i usiadł na kanapie obok białowłosej. Bez słowa i chwili zastanowienia zdjął bandaż, a następnie rozciął swoją dłoń w miejscu, w którym nawet nie zdążyła się wyleczyć. Krew popłynęła niemalże do łokcia.
- Pij – powiedział, odwracając wzrok. – Nie boję się ciebie, za to inni ludzie mogą.
Służba wobec ludzkości, nie ma co.
103 lata? To było diabelnie długie życie, zwłaszcza jak na wampira ściganego przez łowców. Serce Myou zabiło znacznie szybciej, gdy przypomniał sobie o skuteczności ludzkich wojowników polujących na Dzieci Nocy. Teraz oczywiście on sam mógłby ich wybić, ale kiedyś była to potężna organizacja siejąca postrach wśród żerujących na śmiertelnikach istot. Nie chciał, aby Vivianne podzieliła los pozostałych krwiopijców, którzy zignorowali realne zagrożenie. Dziewczyna nie dbała o higienę? Jak zdecydowana większość świeżych wampirów. Myśleli, że wraz z nieśmiertelnością otworzyły się przed nimi drzwi do szczęścia, pieniędzy i sławy. Nic bardziej mylnego, pozostały wampiryczny władca wyjaśnił Myou, jak to wszystko wygląda. Nagły przypływ siły, poczucie bycia władcą życia i śmieci, szaleństwo z rozkoszy odczuwanej poprzez picie krwi, kilka minut sławy. A potem, gdy polubi się pierwszą osobę lub zostanie odtrąconym przez społeczeństwo, gdy łowcy zapukają do drzwi – samotność, ból, złość na samego siebie, na wampira, który stworzył kolejnego nieśmiertelnego. I pierwsze starcia z tymi, którzy potrafili się bronić. Przekonanie, że nie jest się tak potężnym, jak to mogło się wydawać. Czy Vivianne również tak przeżyła swój wampiryzm? Cieszyła się z własnego nieśmiertelnego życia, a gdy euforia zmalała lub całkowicie zniknęła, zaczęła żyć jak człowiek, po prostu pijąc przy tym krew?
Chłopak drgnął lekko, a jego oczy rozszerzyły się nieco. Jego zaskoczenie historią Vivianne rosło wraz z chwilami, gdy ją opowiadała. Gdy wspomniała o ładnych chłopcach, uśmiechnął się delikatnie, spoglądając prosto na twarz białowłosej. Miał ochotę zapytać, czy jest aż tak nieurodziwym, że postanowiła z niego nie pić. Powstrzymał się jednak, przeczuwając że nagłe przerwanie opowiadania byłoby ogromnym nietaktem, a w oczach osoby, która wychowywała się w starodawny sposób, byłby to wręcz karygodny czyn. Skończyło się na tym, że osuszył swoją szklankę, łowiąc każde słowo wypowiedziane przez dziewczynę i zaciskając dłonie na własnych udach. Otworzyła się na ludzi? Doprawdy? A być może po prostu starała się żyć jak człowiek, aby nie zwracać na siebie uwagi lub zrozumiała, że nieśmiertelność nie zapewni jej szczęśliwego życia? Tylko ona sama może doprowadzić do tego, że będzie szczęśliwa, a oddawanie się mrokowi samotności wcale jej nie pomoże.
Gdy skończyła opowiadać, prze głowę Myou przebiegły całe chmary ponurych i wesołych myśli. Nie podejrzewał, że wytrzymałby tylko co Vivianne, choć prawda była też taka, że jako wampir posiadałby zupełnie odmienny stan świadomości, przez co jego poglądy mogłyby ulec zmianie. Gdyby pił krew, czy byłby aż tak zafascynowany perspektywą spędzenia nocy z białowłosą pięknością? Gdyby pił krew, czy interesowałyby go wszystkie dziewczyny? Nie miał zielonego pojęcia, najważniejsze było to, że nie jest wampirem. Może jego życie nie należało do idealnych, ale o każdym można było powiedzieć to samo. Uśmiechnął się jeszcze raz, nie patrząc teraz na dziewczynę. Skupił się na oknie, za którym królowała zima.
- Znacznie się różnimy – skwitował, rozpoczynając zabawę swoim naszyjnikiem, który nieco się nagrzał. – I jesteśmy też podobni, mimo że dzieli nas niemalże cały wiek. Z pewną różnicą. Ja bez takich jak ty przeżyję, z kolei ty bez takich jak ja zginiesz. I mówmy tu o przewadze rasy. Może jesteśmy traktowani na równi ze zwierzyną, ale musicie nas szanować choćby w minimalnym stopniu, bo zdesperowany człowiek jest w stanie odebrać sobie życie. Czy chciałabyś pić krew zimną, zakrzepniętą? To tak jakbyś piła stare mleko. Kwaśne, z grudami, aż wymiotować się chce. Zmierzam do czegoś, masz rację. I wiesz doskonale, o czym mówię. Doskonale widziałem głód w twoich oczach, tam, w kawiarni. Nie piłaś krwi po drodze, więc jesteś jeszcze bardziej głodna. Czy się boję?
Odwrócił się do Vivianne swoją twarzą.
- Zaczekaj tu – polecił nie swoim głosem, wstając.
Bez ceregieli poszedł do przedpokoju. W mieszkaniu rozległ się dźwięk odsuwanej, a następnie zasuwanej torby. Po kilkunastu sekundach Myou wrócił do salonu i usiadł na kanapie obok białowłosej. Bez słowa i chwili zastanowienia zdjął bandaż, a następnie rozciął swoją dłoń w miejscu, w którym nawet nie zdążyła się wyleczyć. Krew popłynęła niemalże do łokcia.
- Pij – powiedział, odwracając wzrok. – Nie boję się ciebie, za to inni ludzie mogą.
Służba wobec ludzkości, nie ma co.
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Nie, nie chodziło o to, że nie jest atrakcyjny i dlatego go nie ugryzła, ale po prostu jest pierwszym facetem nowo poznanym, z którym nawiązała jakąś relację, z tamtymi był szybki podryw, ukąszenie i porzucenie, żeby sobie radził sam bądź z pomocą łowców czy też pogotowia ratunkowego. No cóż, co ona poradzi na to, że najzwyczajniej w świecie polubiła Myou? To, że go polubiła nie równało się temu, że nie był atrakcyjny. Naturalnie, że jest. Jak na człowieka jak najbardziej. Pewnie wampiryzm dodałby mu większego uroku, ale nie miała zamiaru nawet go skazywać na taki wyrok. Ba - nie miała nawet "uprawnień" do tworzenia z ludzi przyszłych wampirów. Z tego co słyszała tylko szlachetni posiadali taką zdolność, a ona - niestety taka nie była, czego trochę żałuje. Podobno mają więcej zdolności, raczej nie podobno, a na pewno, niż ona, która ma tylko dwie moce nadprzyrodzone. Plus żyją dłużej na pewno od niej, mają więcej doświadczenia, posiadają największy szacunek wśród wszystkich wampirów o 'niższej randze' i mogą bez problemu przemieniać ludzi. Oto co ich wyróżnia, więcej rzeczy może i nawet jest, dzielących ich od reszty, ale nigdy nie zagłębiała się w ten temat, czyli zbytnio dużych informacji nie posiadała. Czy da się ich rozpoznać wśród tłumu? Czemu ona w ogóle o tym teraz myśli?
Po jej opowieści, dziewczyna patrzyła na niego, akurat właśnie zaczął mówić. Różnią się, a zarazem są do siebie podobni? Sama nie wiedziała, czy tak na serio jest. Skoro tak uważa człowiek, to chyba tak może być, może tak jest. Dowie się z czasem.
- Wiem jaki to jest smak, bo nie raz trzeba było się tak ratować w krytycznych sytuacjach, jak dochodziło do momentów, kiedy trenowałam samokontrolę nad tym głodem. Niesamowicie obrzydliwy smak, ale przynajmniej zaspakaja głód, kiedy jest to najbardziej potrzebne. - odparła mu na temat krwi, o której wspomniał. Rzeczywiście - miał rację co do tego, ale co to miało do rzeczy? To nie zaspokoi jej głodu, to raz, a po drugie - nie może z niego pić. Nie może i koniec. A właśnie akurat w tym momencie mówił i pogłębiał ten temat. Czy on to robił specjalnie, chce się na niej odegrać za te wszystkie wampiry, które się na nim żywiły? Przewróciła aż teatralnie oczami.
- Co z tego, że nie piłam. Nie musisz się martwić, zawsze mogę iść do jakiegoś banku krwi i poprosić o jakąś tam dawkę. Na pewno w tym mieście musi być coś takiego, bo nie jestem przecież jedynym wampirem tutaj. - odparła, po czym on po prostu kazał jej poczekać. Już miała go wołać, aby został i nigdzie po prostu nie szedł, ale powstrzymała się tylko dzięki temu, że zniknął szybko z salonu. Dzięki wyostrzonemu słuchowi dokładnie dotarło do jej uszu, jak rozsuwa i zasuwa torbę. Co on kombinuje?
Kiedy wrócił, zorientowała się, że przecież ma tam skalpel. Skalpel, mówienie o krwi, że nic nie piła... Tak, to za pewne ten moment, w jakim się będzie chciał stać jej obiadem. A jej przypuszczenia po chwili okazały się prawdą. Siadł i po prostu sobie rozciął rękę.
Jej oczy natychmiast przebarwiły się na czerwony kolor, patrząc to na rękę, to na niego. Następnie zapewnił ją, żeby piła, że się on jej nie boi. Przełknęła głośno ślinę, a przy okazji otworzyła szerzej usta, gdzie wynurzyły się wyostrzone i wydłużone kły. Uśmiechnęła się niczym jakiś narkoman na głodzie, łapiąc go za nadgarstek. Co z tego, że sobie ubrudziła swoją dłoń krwią Myou? To nie było ważne.
Przy przytrzymywaniu jego ręki, przysunęła samą siebie, ale i także jego, drugą rękę kładąc na jego karku. Przybliżyła swoje wargi do jego ucha.
- Dobrze wiesz, że nie musiałeś, nikomu bym przecież nie zrobiła krzywdy. Ale dziękuję Ci za to poświęcenie. - mówiła władczym, jednak kuszącym tonem, znalazła się na przeciwko jego twarzy po sekundzie, posyłając mu szeroki uśmiech.
Następnie co zrobiła, to zbliżyła twarz do jego ręki. Zlizała od łokcia do zranionej dłoni ścieżkę, która się utworzyła na tej długości z krwi, chcąc mu po prostu dać przyjemność. Taka jakby fizyczna forma podziękowania, słowa tutaj nie wystarczą. Czyżby nie miała racji w tym przypadku?
Gdy znalazła się przy zranieniu, zaczęła się w nią wgłębiać językiem, by zaraz potem się w nią wessać, delikatnie wbijając obok kły. Podczas tego miała delikatnie uniesione kąciki ust ku górze, bo od dawna nie czuła krwi ludzkiej na podniebieniu. Przymknęła powieki z rozkoszy, jaka z każdą chwilą się wlewała do jej gardła. Starała się to robić jak najdelikatniej, głównie muskając jego skórę ciepłymi wargami jak na wampira. To wszystko dzięki krwi, która 'zagrzała' usta dziewczyny.
2-3 minuty minęły, po czym oderwała się i ponownie polizała ranę i wokół niej, aby oczyścić miejsce, gdzie się żywiła. Już jest znacznie bardziej schludna podczas jedzenia, zrozumiała już dawno temu, że trzeba mieć szacunek do ludzi, nie musiał jej tego mówić - doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Po tym wszystkim znowu spojrzała na niego, będąc znacznie bliżej jego twarzy, niż uprzednio wcześniej, gdy rozmawiali o swojej historii życiowej. Jeszcze jej ślepia błyszczały się szkarłatem.
- Nie puszczę Cię bez odwdzięczenia się za to, co zrobiłeś. - podkreśliła słowa tym, że ciągle go trzymała za nadgarstek. Ciekawe tylko o co poprosi, aby zrobiła. Nie przyjmuje odmowy, na pewno nie. Jest pierwszym człowiekiem, który się tak łatwo poddał jej, iż to było godne wynagrodzenia.
Po jej opowieści, dziewczyna patrzyła na niego, akurat właśnie zaczął mówić. Różnią się, a zarazem są do siebie podobni? Sama nie wiedziała, czy tak na serio jest. Skoro tak uważa człowiek, to chyba tak może być, może tak jest. Dowie się z czasem.
- Wiem jaki to jest smak, bo nie raz trzeba było się tak ratować w krytycznych sytuacjach, jak dochodziło do momentów, kiedy trenowałam samokontrolę nad tym głodem. Niesamowicie obrzydliwy smak, ale przynajmniej zaspakaja głód, kiedy jest to najbardziej potrzebne. - odparła mu na temat krwi, o której wspomniał. Rzeczywiście - miał rację co do tego, ale co to miało do rzeczy? To nie zaspokoi jej głodu, to raz, a po drugie - nie może z niego pić. Nie może i koniec. A właśnie akurat w tym momencie mówił i pogłębiał ten temat. Czy on to robił specjalnie, chce się na niej odegrać za te wszystkie wampiry, które się na nim żywiły? Przewróciła aż teatralnie oczami.
- Co z tego, że nie piłam. Nie musisz się martwić, zawsze mogę iść do jakiegoś banku krwi i poprosić o jakąś tam dawkę. Na pewno w tym mieście musi być coś takiego, bo nie jestem przecież jedynym wampirem tutaj. - odparła, po czym on po prostu kazał jej poczekać. Już miała go wołać, aby został i nigdzie po prostu nie szedł, ale powstrzymała się tylko dzięki temu, że zniknął szybko z salonu. Dzięki wyostrzonemu słuchowi dokładnie dotarło do jej uszu, jak rozsuwa i zasuwa torbę. Co on kombinuje?
Kiedy wrócił, zorientowała się, że przecież ma tam skalpel. Skalpel, mówienie o krwi, że nic nie piła... Tak, to za pewne ten moment, w jakim się będzie chciał stać jej obiadem. A jej przypuszczenia po chwili okazały się prawdą. Siadł i po prostu sobie rozciął rękę.
Jej oczy natychmiast przebarwiły się na czerwony kolor, patrząc to na rękę, to na niego. Następnie zapewnił ją, żeby piła, że się on jej nie boi. Przełknęła głośno ślinę, a przy okazji otworzyła szerzej usta, gdzie wynurzyły się wyostrzone i wydłużone kły. Uśmiechnęła się niczym jakiś narkoman na głodzie, łapiąc go za nadgarstek. Co z tego, że sobie ubrudziła swoją dłoń krwią Myou? To nie było ważne.
Przy przytrzymywaniu jego ręki, przysunęła samą siebie, ale i także jego, drugą rękę kładąc na jego karku. Przybliżyła swoje wargi do jego ucha.
- Dobrze wiesz, że nie musiałeś, nikomu bym przecież nie zrobiła krzywdy. Ale dziękuję Ci za to poświęcenie. - mówiła władczym, jednak kuszącym tonem, znalazła się na przeciwko jego twarzy po sekundzie, posyłając mu szeroki uśmiech.
Następnie co zrobiła, to zbliżyła twarz do jego ręki. Zlizała od łokcia do zranionej dłoni ścieżkę, która się utworzyła na tej długości z krwi, chcąc mu po prostu dać przyjemność. Taka jakby fizyczna forma podziękowania, słowa tutaj nie wystarczą. Czyżby nie miała racji w tym przypadku?
Gdy znalazła się przy zranieniu, zaczęła się w nią wgłębiać językiem, by zaraz potem się w nią wessać, delikatnie wbijając obok kły. Podczas tego miała delikatnie uniesione kąciki ust ku górze, bo od dawna nie czuła krwi ludzkiej na podniebieniu. Przymknęła powieki z rozkoszy, jaka z każdą chwilą się wlewała do jej gardła. Starała się to robić jak najdelikatniej, głównie muskając jego skórę ciepłymi wargami jak na wampira. To wszystko dzięki krwi, która 'zagrzała' usta dziewczyny.
2-3 minuty minęły, po czym oderwała się i ponownie polizała ranę i wokół niej, aby oczyścić miejsce, gdzie się żywiła. Już jest znacznie bardziej schludna podczas jedzenia, zrozumiała już dawno temu, że trzeba mieć szacunek do ludzi, nie musiał jej tego mówić - doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Po tym wszystkim znowu spojrzała na niego, będąc znacznie bliżej jego twarzy, niż uprzednio wcześniej, gdy rozmawiali o swojej historii życiowej. Jeszcze jej ślepia błyszczały się szkarłatem.
- Nie puszczę Cię bez odwdzięczenia się za to, co zrobiłeś. - podkreśliła słowa tym, że ciągle go trzymała za nadgarstek. Ciekawe tylko o co poprosi, aby zrobiła. Nie przyjmuje odmowy, na pewno nie. Jest pierwszym człowiekiem, który się tak łatwo poddał jej, iż to było godne wynagrodzenia.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Popełnił ogromny błąd. Oddając swoją krew, nie pomyślał o podnieceniu, jakie wywoła dotyk wampirzych ust i uczucie ostrych kłów przebijających skórę. To był jego błąd, można powiedzie, że bardzo poważny. Westchnął cicho, czując jak traci swoją drogocenną krew. No dobrze, była drogocenna dla innych śmiertelników oraz wampirów, Myou, ze względu na możliwość nagłej produkcji dużych ilości krwi, traktował posokę jako coś znacznie mniej wartościowego. Poczuł ogromną przyjemność, gdy Vivianne bez żadnych zbędnych ceregieli polizała jego rękę. Mruknął cicho, zapewne chciał wypowiedzieć jakieś niewyszukane słowo, jednakże wyraz ten przeszedł w głośne westchnięcie ulgi, gdy poczuł jej język na swojej skórze. Tak, był diabelnie podniecony, jednakże nie przejawiało się to tak, jak u większości mężczyzn. Uczucie te miało wymiar bardzo duchowy, jedyną oznaką cielesnego podniecenia Myou było zaczerwienieni e policzków oraz uszu. Amulet na jego szyi zadrgał gwałtownie, rozgrzał się tak, jakby długi czas leżał na słońcu. Chłopak od razu poczuł znajome mrowienie w klatce piersiowej, które rozchodziło się na calutkie ciało. Krew była natychmiastowo uzupełniana. Czuł się tak, jakby ktoś wbijał mu liczne igiełki w rękę, pompując do niej krew. Zmrużył oczy i uśmiechnął się błogo, gdy Vivianne dotknęła jego policzka. Po karku Myou przebiegł zimny dreszcz, znacząc trasę aż do dolnej partii pleców.
- To nie tak, że mam do ciebie słabość, jasne? – zapytał, nadal udając niezainteresowanego walorami jej ciała, choć w głowie rozbierał ją na tysiące sposobów. – Po prostu… muszę bronić niewinnych ludzi.
Jak wspomniano wcześniej, jego podniecenie było ogromne, ale wynikało one tylko i wyłącznie z ugryzienia. Gdy euforia zniknie, Myou ponownie stanie się spokojnym, opanowanym mężczyzną szukającym tylko i wyłącznie świętego spokoju. Można śmiało założyć, iż w chwili obecnej nie był sobą i nie kontrolował swoich poczynań. Po prostu stracił panowanie nad własną osobą.
- Tacy jak ty – szepnął, zamykając oczy. – Krzywdzicie ludzi, odbierając im krew. Mnie możesz gryźć kiedy tylko chcesz.
Otworzył oczy, gdy dotarło do niego, co powiedział. W przypływie rozkoszy nie zapanował nad swoim językiem i jakimś cudem dał Vivianne do zrozumienia, że teraz będzie jej obiadkiem kiedy tylko dziewczyna sobie tego zażyczy. Zamrugał kilkakrotnie, po czym postanowił się zreflektować – czyt. postanowił pokazać jej, że wcale nie jest podnieconym i wcale na nią w tej chwili nie leci. Dlaczego? A co będzie potem, gdy to się skończy? Pożegnają się? Zostaną obok siebie? Nie oszukujmy się i tym razem, ulegli emocjom; zwłaszcza Myou, który wręcz płonął z przyjemności.
- Mnie możesz gryźć kiedy tylko chcesz – powtórzył, przymykając oczy. – Bo nie pozwolę ci na krzywdzić ludzi, którzy nie są w stanie się bronić, a kilka twoich ukąszeń jest w stanie odebrać im życie, Vivianne. I nie pozwolę ci, byś raniła innych.
Wybrnął z tego? Czas pokaże? Nie czas, a Vivianne, która obecnie wgryzła się w jego rękę. Myou zacisnął mocno wargi i zdusił w sobie przeciągłe, głośne westchnięcie przyjemności, gdy poczuł jak ostre igiełki rozrywają jego skórę, a zwinny język penetruje ranę z precyzją większą niż skalpel w rękach doświadczonego chirurga. Zamknął całkowicie oczy, odchylając głowę do tyłu.
Nie kończ, błagam cię, nie kończ.
Skończ, skończ, skończ.
Gryź, pij, wypij wszystko.
Zostaw to, daj mi żyć, zostaw moją krew.
Weź mnie.
Daj mi spokój.
Gdy skończyła pić jego krew, otworzył oczy i spojrzał prosto na sufit.
To wszystko?
Już masz dość.
Nie kończ.
Pij dalej.
Zostaw mnie, daj mi żyć.
Pij, pij, pij, pij.
Syknął cicho, powoli wracając do rzeczywistości, która była bardziej przytłaczająca niż fakt, iż każdy kiedyś zginie. Myou westchnął głęboko i poczuł, jak dłoń Vivianne przyciąga jego twarz do jej twarzy.
- Niczego nie chcę – powiedział, próbując się oswobodzić.
Próbując jakkolwiek się uwolnić, zapanować nad własnymi pragnieniami. Chciał ją bardzo, jej ugryzienie było diabelnie zmysłowe i delikatne, a mimo to nad podziw namiętne. Zupełnie jak powolna, ale zarazem głęboka penetracja. Drażniące zmysły, zmuszające usta do wykrzyknięcia ponaglenia, lecz doprowadzające do tego, że człowiek znajdował w sobie nowe pokłady cierpliwości i na swój masochistyczny sposób oczekiwał dalszego ruchu. Taka była Vivianne. Prowokowała i pociągała go do tego stopnia, że chciał ją odepchnąć od siebie. By potem przyciągnąć. I znowu odepchnąć. Bogowie, co on miał teraz uczynić? Napędzany pragnieniami i realistycznym podejściem do tej sytuacji. Płonący lód, gorący lód. Cała ta sytuacja była jak oksymoron. Rozkoszna tortura.
Głupi, po co on próbował się uwolnić? Obydwoje wiedzieli, że nie da rady. Myou został skazany na patrzenie prosto w oczy Vivianne, które wciąż płonęły szkarłatem. Tylko dokładne przyjrzenie się im pozwalało na dostrzeżenie nikłych nut zieleni. Była sobą czy nie? Zabije go czy nie? Wykorzysta czy zostawi? On był teraz jak lalka. Co by mu nie rozkazała, zapewne by to zrobił.
- Daj mi spokój – wymruczał z ogromnym wysiłkiem.
- To nie tak, że mam do ciebie słabość, jasne? – zapytał, nadal udając niezainteresowanego walorami jej ciała, choć w głowie rozbierał ją na tysiące sposobów. – Po prostu… muszę bronić niewinnych ludzi.
Jak wspomniano wcześniej, jego podniecenie było ogromne, ale wynikało one tylko i wyłącznie z ugryzienia. Gdy euforia zniknie, Myou ponownie stanie się spokojnym, opanowanym mężczyzną szukającym tylko i wyłącznie świętego spokoju. Można śmiało założyć, iż w chwili obecnej nie był sobą i nie kontrolował swoich poczynań. Po prostu stracił panowanie nad własną osobą.
- Tacy jak ty – szepnął, zamykając oczy. – Krzywdzicie ludzi, odbierając im krew. Mnie możesz gryźć kiedy tylko chcesz.
Otworzył oczy, gdy dotarło do niego, co powiedział. W przypływie rozkoszy nie zapanował nad swoim językiem i jakimś cudem dał Vivianne do zrozumienia, że teraz będzie jej obiadkiem kiedy tylko dziewczyna sobie tego zażyczy. Zamrugał kilkakrotnie, po czym postanowił się zreflektować – czyt. postanowił pokazać jej, że wcale nie jest podnieconym i wcale na nią w tej chwili nie leci. Dlaczego? A co będzie potem, gdy to się skończy? Pożegnają się? Zostaną obok siebie? Nie oszukujmy się i tym razem, ulegli emocjom; zwłaszcza Myou, który wręcz płonął z przyjemności.
- Mnie możesz gryźć kiedy tylko chcesz – powtórzył, przymykając oczy. – Bo nie pozwolę ci na krzywdzić ludzi, którzy nie są w stanie się bronić, a kilka twoich ukąszeń jest w stanie odebrać im życie, Vivianne. I nie pozwolę ci, byś raniła innych.
Wybrnął z tego? Czas pokaże? Nie czas, a Vivianne, która obecnie wgryzła się w jego rękę. Myou zacisnął mocno wargi i zdusił w sobie przeciągłe, głośne westchnięcie przyjemności, gdy poczuł jak ostre igiełki rozrywają jego skórę, a zwinny język penetruje ranę z precyzją większą niż skalpel w rękach doświadczonego chirurga. Zamknął całkowicie oczy, odchylając głowę do tyłu.
Nie kończ, błagam cię, nie kończ.
Skończ, skończ, skończ.
Gryź, pij, wypij wszystko.
Zostaw to, daj mi żyć, zostaw moją krew.
Weź mnie.
Daj mi spokój.
Gdy skończyła pić jego krew, otworzył oczy i spojrzał prosto na sufit.
To wszystko?
Już masz dość.
Nie kończ.
Pij dalej.
Zostaw mnie, daj mi żyć.
Pij, pij, pij, pij.
Syknął cicho, powoli wracając do rzeczywistości, która była bardziej przytłaczająca niż fakt, iż każdy kiedyś zginie. Myou westchnął głęboko i poczuł, jak dłoń Vivianne przyciąga jego twarz do jej twarzy.
- Niczego nie chcę – powiedział, próbując się oswobodzić.
Próbując jakkolwiek się uwolnić, zapanować nad własnymi pragnieniami. Chciał ją bardzo, jej ugryzienie było diabelnie zmysłowe i delikatne, a mimo to nad podziw namiętne. Zupełnie jak powolna, ale zarazem głęboka penetracja. Drażniące zmysły, zmuszające usta do wykrzyknięcia ponaglenia, lecz doprowadzające do tego, że człowiek znajdował w sobie nowe pokłady cierpliwości i na swój masochistyczny sposób oczekiwał dalszego ruchu. Taka była Vivianne. Prowokowała i pociągała go do tego stopnia, że chciał ją odepchnąć od siebie. By potem przyciągnąć. I znowu odepchnąć. Bogowie, co on miał teraz uczynić? Napędzany pragnieniami i realistycznym podejściem do tej sytuacji. Płonący lód, gorący lód. Cała ta sytuacja była jak oksymoron. Rozkoszna tortura.
Głupi, po co on próbował się uwolnić? Obydwoje wiedzieli, że nie da rady. Myou został skazany na patrzenie prosto w oczy Vivianne, które wciąż płonęły szkarłatem. Tylko dokładne przyjrzenie się im pozwalało na dostrzeżenie nikłych nut zieleni. Była sobą czy nie? Zabije go czy nie? Wykorzysta czy zostawi? On był teraz jak lalka. Co by mu nie rozkazała, zapewne by to zrobił.
- Daj mi spokój – wymruczał z ogromnym wysiłkiem.
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Słuchała go podczas tego wszystkiego, co się działo między nimi. Bo przecież obydwoje to przeżywali na swój sposób, a zarazem wspólnie, czyż nie? W końcu byli jakby połączeni z w jedno, gdyż się w niego wgryzła i wysysała jego życiodajną ciecz. Dziewczyna była usatysfakcjonowana, a on... Musiał tez być wniebowzięty, skoro aż nie kontrolował tego, co wypowiada na głos oraz swoich innych odruchów wydobywanych na przykład z gardła. Ale nie przeszkadzało jej to - została przecież poinformowana przez niego samego, że sprawia mu to niesamowitą przyjemność. Jak dalej się to posunie? Aż się zaczynała bać, sama nie wiedząc czemu. Nawet to śmiesznie brzmi - wampir boi się ruchów człowieka, jakie może wykonać wobec niego. Krwiopijca się boi zwykłego ludzkiego męskiego przedstawiciela. Dobre, czyż nie? Ale nie, nie śmiejmy się, to są poważne sprawy.
Słyszała w międzyczasie, że... Że może go gryźć kiedy chce? Zabrzmiało to tak, jakby w ten sposób chciał przedstawić, iż nawet może stać się jego sługą. Podczas gryzienia, na tamtą chwilę, aż otworzyła na sekundę oczy z niedowierzania, ale zaraz zamknęła powieki, nie myśląc o tym. Teraz liczyła się tylko ona oraz ręka, z której ciekła krew. Niestety, nawet takie słowa nie wyprowadzą bestii z równowagi przy jedzeniu. Nawet jakby usłyszała coś w stylu 'kocham Cię', to nie zrobiłoby na niej wrażenia, prawdę mówiąc. Jak to się mówi? Kiedy pies je, to nie szczeka. Trochę było w tym prawdy z jej przypadku, bo rzadko kiedy wampir przerywa posiłek, żeby odpowiedzieć swojej ofierze na jakiejś pytania czy też zaczepne słówka. Natomiast jego sprostowanie już trochę poprawiło sytuację, w którą się wkopał. Czy to zmieniło jej zdanie na ten temat? Czy ona w ogóle jakieś zdanie posiadała w główce, które się miało odwoływać co do tego? Nie, bo jak mówiła - nie myślała w takiej ekscytującej chwili o czymś takim. Pewnie na koniec sobie uświadomi, co usłyszała, co robiła i takie tam.
W takich momentach jednak żałowała, że nie posiadała jak na przykład jej ojciec zdolności czytania w myślach ludziom, obok których przebywała. To było takie przydatne, taka sytuacja była idealna do wykorzystania tej zdolności. Ba - wiedziałaby wszystko jak na dłoni o chłopaku. To, co by mówił było tylko potwierdzeniem tego, iż kłamie bądź stara się być wobec niej szczery i przez to chce utrzymać kontakt z Vivianne. Ale... Szczerze mówiąc... Skoro powiedział, że może z niego pić krew, żeby nie narażać innych ludzi, to tym samym stwierdził, iż to nie jest ich ostatnie spotkanie. Na pewno ją to uszczęśliwiało w pewnym stopniu, ale to, że może z niego pić jak tylko jej się podobało już nie za bardzo. Nie chciała go traktować jak ta cała... Jak ona się nazywała, jak ją przedstawił? Orial? Tak, to chyba tak brzmiało. Nie miała zamiaru robić sobie z niego chodzącego banku krwi. Plus pewnie nie będzie jedyną, która na nim będzie żerować, skoro tak łatwo poddał się takiej zwykłej dziewczynie, jak na swój sposób. Oby jej przeczucia okazały się mylne, obawiała się, że w końcu jego ufność takiego formatu może się skończyć źle, drastycznie wręcz.
Przyglądała się mu głęboko w oczy, po tym wszystkim, gdy wyznał, że nic nie chce w zamian za to. Ok, rozumiem, robił to w słusznej sprawie, a chłopak to jeszcze miał z tego przyjemność, lecz... Nie wydawało jej się, żeby to było wystarczające. A mogła zrobić wszystko. Nie no, nie przesadzajmy, prawie wszystko. Są rzeczy, których by na sto procent nie wykonała, więc niech sobie nie myśli, że jest otwarta na wyzwania. Co to, to nie. Vivianne na głupoty nie miała zamiaru się zgadzać.
- Czy mnie dobrze słyszałeś, Myou? Nie krzywdzę już ludzi. Obecnie teraz skończyłam na żywieniu się na zwierzętach. Ok, one również nie są niczemu winne, ale z drugiej strony - ludzie są ważniejsi od nich. A w dodatku - Ty też nie możesz stać się moim chodzącym obiadkiem, do którego zapukam, mówiąc na samym wejściu : Pora karmienia! Naprawdę, nie musisz się tak poświęcać, nie dla mnie, nie warto. Nie chcę z Ciebie sobie robić, pewnego rodzaju, sługi. Wiesz i rozumiem co mam na myśli, mówiąc to wszystko? Jesteś dla mnie serio miły, polubiłam Cię. - odparła spokojnie, tłumacząc mu wszystko po kolei ze stoickim spokojem, jeszcze ciągle trzymając go za rękę, utwierdzając go w przekonaniu, że nie mówi tego na żarty, albo żeby go jakoś udobruchać. Wszystko, co wyszło z niej na świat zewnętrzny jest jedną wielką prawdą, w którą miała nadzieję, że uwierzy. Oby tylko nie okazało się, że kiedyś będzie potrzebowała jego pomocy związanym z tym, co niedawno skończyła robić.
Czy Myou odczytywał jej zachowanie jako prowokowanie i kuszenie jego osoby do jakiś niecnych działań? Szczerze mówiąc nawet o tym nie myślała. Naprawdę nie miała niczego takiego na myśli! Może nie wierzyć jej słowom, ale ona doskonale wiedziała co jej chodziło po głowie. I niech nie zaprzecza, bo nie potrafi czytać w myślach! Tak, to jest najlepszy argument na świecie, jaki mógł w obecnej sytuacji paść, zaprzeczając tym samym jego niewyżytym myślom i zboczonym wyobrażeniom dalszej sytuacji, jaka mogła między nimi nastąpić.
Usłyszała od niego trzy słowa : "Daj mi spokój". Czemu wydawało jej się, że były wymuszone. Jakby bił się ze sobą, aby jednak nie dawała mu spokoju? Sama nie wiedziała czemu, tak ten głos zabrzmiał. Może znowu intuicja ją chciała zawieść? Prawdopodobnie tak, bo dzisiaj już i tak miała sporo różnych, dziwnych scenariuszy jej umysł podpowiadał, które okazywały się mylne, że to też pewnie było kolejnym wymysłem jej wyobrażeń, jakich zaczynała się bać coraz bardziej.
- Ok, nie będę naciskać, w końcu to Twoja decyzja. - odparła z uśmiechem, puszczając jego rękę, zlizując ze swojej dłoni resztki krwi, które jeszcze dobrze nie zaschły, po czym wzięła szklanki stojące na stoliku, tak zwanym, kawowym, podnosząc się z kanapy.
- Chcesz coś jeszcze, ponownie wodę? Bo idę sobie dolać, strasznie mi się pić zachciało czegoś normalnego. - patrzyła jeszcze na niego, gdy pytała go, po czym wyruszyła w stronę kuchni. Nalała sobie piwa, kolejną butelkę. Jemu również, jeśli o cokolwiek poprosił białowłosą.
Słyszała w międzyczasie, że... Że może go gryźć kiedy chce? Zabrzmiało to tak, jakby w ten sposób chciał przedstawić, iż nawet może stać się jego sługą. Podczas gryzienia, na tamtą chwilę, aż otworzyła na sekundę oczy z niedowierzania, ale zaraz zamknęła powieki, nie myśląc o tym. Teraz liczyła się tylko ona oraz ręka, z której ciekła krew. Niestety, nawet takie słowa nie wyprowadzą bestii z równowagi przy jedzeniu. Nawet jakby usłyszała coś w stylu 'kocham Cię', to nie zrobiłoby na niej wrażenia, prawdę mówiąc. Jak to się mówi? Kiedy pies je, to nie szczeka. Trochę było w tym prawdy z jej przypadku, bo rzadko kiedy wampir przerywa posiłek, żeby odpowiedzieć swojej ofierze na jakiejś pytania czy też zaczepne słówka. Natomiast jego sprostowanie już trochę poprawiło sytuację, w którą się wkopał. Czy to zmieniło jej zdanie na ten temat? Czy ona w ogóle jakieś zdanie posiadała w główce, które się miało odwoływać co do tego? Nie, bo jak mówiła - nie myślała w takiej ekscytującej chwili o czymś takim. Pewnie na koniec sobie uświadomi, co usłyszała, co robiła i takie tam.
W takich momentach jednak żałowała, że nie posiadała jak na przykład jej ojciec zdolności czytania w myślach ludziom, obok których przebywała. To było takie przydatne, taka sytuacja była idealna do wykorzystania tej zdolności. Ba - wiedziałaby wszystko jak na dłoni o chłopaku. To, co by mówił było tylko potwierdzeniem tego, iż kłamie bądź stara się być wobec niej szczery i przez to chce utrzymać kontakt z Vivianne. Ale... Szczerze mówiąc... Skoro powiedział, że może z niego pić krew, żeby nie narażać innych ludzi, to tym samym stwierdził, iż to nie jest ich ostatnie spotkanie. Na pewno ją to uszczęśliwiało w pewnym stopniu, ale to, że może z niego pić jak tylko jej się podobało już nie za bardzo. Nie chciała go traktować jak ta cała... Jak ona się nazywała, jak ją przedstawił? Orial? Tak, to chyba tak brzmiało. Nie miała zamiaru robić sobie z niego chodzącego banku krwi. Plus pewnie nie będzie jedyną, która na nim będzie żerować, skoro tak łatwo poddał się takiej zwykłej dziewczynie, jak na swój sposób. Oby jej przeczucia okazały się mylne, obawiała się, że w końcu jego ufność takiego formatu może się skończyć źle, drastycznie wręcz.
Przyglądała się mu głęboko w oczy, po tym wszystkim, gdy wyznał, że nic nie chce w zamian za to. Ok, rozumiem, robił to w słusznej sprawie, a chłopak to jeszcze miał z tego przyjemność, lecz... Nie wydawało jej się, żeby to było wystarczające. A mogła zrobić wszystko. Nie no, nie przesadzajmy, prawie wszystko. Są rzeczy, których by na sto procent nie wykonała, więc niech sobie nie myśli, że jest otwarta na wyzwania. Co to, to nie. Vivianne na głupoty nie miała zamiaru się zgadzać.
- Czy mnie dobrze słyszałeś, Myou? Nie krzywdzę już ludzi. Obecnie teraz skończyłam na żywieniu się na zwierzętach. Ok, one również nie są niczemu winne, ale z drugiej strony - ludzie są ważniejsi od nich. A w dodatku - Ty też nie możesz stać się moim chodzącym obiadkiem, do którego zapukam, mówiąc na samym wejściu : Pora karmienia! Naprawdę, nie musisz się tak poświęcać, nie dla mnie, nie warto. Nie chcę z Ciebie sobie robić, pewnego rodzaju, sługi. Wiesz i rozumiem co mam na myśli, mówiąc to wszystko? Jesteś dla mnie serio miły, polubiłam Cię. - odparła spokojnie, tłumacząc mu wszystko po kolei ze stoickim spokojem, jeszcze ciągle trzymając go za rękę, utwierdzając go w przekonaniu, że nie mówi tego na żarty, albo żeby go jakoś udobruchać. Wszystko, co wyszło z niej na świat zewnętrzny jest jedną wielką prawdą, w którą miała nadzieję, że uwierzy. Oby tylko nie okazało się, że kiedyś będzie potrzebowała jego pomocy związanym z tym, co niedawno skończyła robić.
Czy Myou odczytywał jej zachowanie jako prowokowanie i kuszenie jego osoby do jakiś niecnych działań? Szczerze mówiąc nawet o tym nie myślała. Naprawdę nie miała niczego takiego na myśli! Może nie wierzyć jej słowom, ale ona doskonale wiedziała co jej chodziło po głowie. I niech nie zaprzecza, bo nie potrafi czytać w myślach! Tak, to jest najlepszy argument na świecie, jaki mógł w obecnej sytuacji paść, zaprzeczając tym samym jego niewyżytym myślom i zboczonym wyobrażeniom dalszej sytuacji, jaka mogła między nimi nastąpić.
Usłyszała od niego trzy słowa : "Daj mi spokój". Czemu wydawało jej się, że były wymuszone. Jakby bił się ze sobą, aby jednak nie dawała mu spokoju? Sama nie wiedziała czemu, tak ten głos zabrzmiał. Może znowu intuicja ją chciała zawieść? Prawdopodobnie tak, bo dzisiaj już i tak miała sporo różnych, dziwnych scenariuszy jej umysł podpowiadał, które okazywały się mylne, że to też pewnie było kolejnym wymysłem jej wyobrażeń, jakich zaczynała się bać coraz bardziej.
- Ok, nie będę naciskać, w końcu to Twoja decyzja. - odparła z uśmiechem, puszczając jego rękę, zlizując ze swojej dłoni resztki krwi, które jeszcze dobrze nie zaschły, po czym wzięła szklanki stojące na stoliku, tak zwanym, kawowym, podnosząc się z kanapy.
- Chcesz coś jeszcze, ponownie wodę? Bo idę sobie dolać, strasznie mi się pić zachciało czegoś normalnego. - patrzyła jeszcze na niego, gdy pytała go, po czym wyruszyła w stronę kuchni. Nalała sobie piwa, kolejną butelkę. Jemu również, jeśli o cokolwiek poprosił białowłosą.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Jeśli Myou miał być szczery: tak, pomyślał o Orial. Na krótką chwilę wkradła się do jego głowy i została na czas odczuwania przyjemności z ukąszenia. Przez kilka chwil chciał nawet wylądować z nią w łóżku, wmawiając sobie, że to jego dawna pani. Ale nie. Nie mógł tego zrobić, zapanował nad sobą, jakkolwiek przyszło mu to bardzo trudno. Był zadowolony z tego, że Vivianne z taką łatwością przyjęła jego odmowę. Uśmiechnął się przepraszająco, odzyskując panowanie nad własnym ciałem i umysłem. Odsunął się nieco od białowłosej, po czym chrząknął. Rzucił jej spojrzenie mówiące, że jego nie da się lubić. W oczach chłopaka odmalowały się uprzejme niedowierzanie oraz zaskoczenie. Jego nikt nigdy nie lubił i nie polubi; tu nie chodzi o dołowanie się, użalanie nad własnym żałosnym życiem. Tu chodzi o czysty realizm, niechęć do siebie samego. Jak ktoś może polubić, a co dopiero pokochać w przyszłości Myou, jeśli on sam nie akceptował siebie? Miał wiele kompleksów, zwłaszcza na punkcie ciała, w związku z czym do akceptacji samego siebie wciąż mu wiele brakowało.
- Nic nie chcę do picia, dziękuję - powiedział cicho, zwieszając głowę.
Wciąż rozmyślał nad słowami Vivianne. On również uważał, że zwierząt nie można stawiać ponad ludźmi, choć oczywiście sprzeciwiał się każdemu bezpodstawnemu aktowi przemocy dopuszczanemu wobec nich. Zamrugał szybko, jakby przeczuwając, o czym białowłosa pomyślała. I wiedział, że ona się nie myli. Choć bardzo chciał w danej chwili zaprzeczyć jej myślom, nie zrobił tego, bo przecież nie był pewien swoich racji. Nie wiedział, o czym ona ostatecznie myślała. Gdy wychodziła z pokoju, rzucił jej szybkie spojrzenie, po czym westchnął. Tak mało brakowało, a mógł ją chociaż pocałować. Z drugiej jednak strony dobrze, że do niczego nie doszło. Po prostu nie powinien ryzykować, Vivianne posłusznie odstąpiła od picia krwi. Co powinien jej powiedzieć? Że stanie się tylko i wyłącznie jej zabawką, pokarmem, tylko jej zęby będą naznaczać jego skórę, a on nigdy nie dotknie innej kobiety? Chciałby, naprawdę chciałby. Ale nie mógł jej tego obiecać. Myou był zaciekawiony inną sytuacją. Zakładając, że Vivianne zgodziłaby się z niego pić i przygarnęłaby jako swojego „partnera” , czy oddanie krwi innej wampirzycy byłoby uznane jako akt zdrady? Czarnowłosy osobiście podobną sytuację potraktowałby w taki właśnie sposób.
Wstał, musiał rozprostować kości, ponadto miał coś do przemyślenia, a najlepiej myślało mu się, gdy był w choćby minimalnym ruchu. Myou podszedł do okna i zapatrzył się na dzielnicę mieszkalną rozświetloną mnóstwem latarni i oknami, w których mimo późnej pory nadal paliło się światło. Ugryzł się w palec, myśląc teraz o nikim innym jak Vivianne. Bogowie, przejmował się nią jakby byli kilkuletnią parą, a dopiero co się poznali! Miał wrażenie, że to z jego winy doszło do tej sytuacji. I miał rację. Jaki idiota nie liczy się z konsekwencjami oddania swojej krwi pięknej wampirzycy, kiedy na każde ukąszenie reaguje podnieceniem? To tak jakby urodziwa dama rozebrała mężczyznę, a ten rozkazał jej się ubrać. Przez wewnętrzną rozterkę Myou zachowywał się jak kobieta w ciąży lub podczas okresu, nie wiedział czego oczekuje od swojej koleżanki. Chciał i nie chciał. Pragnął i czuł ohydę względem siebie.
Powinien wyjść, zdecydowanie powinien wyjść i nigdy nie pojawić się w jej życiu. Nie powinien dać jej skosztować swojej krwi, oczywiście o ile była dla niej smaczna. Amulet przestawał drgać, mały ubytek krwi był natychmiastowo uzupełniany. Proces miał się ku końcowi, gdy czarnowłosy chwycił za naszyjnik i zdjął go z szyi, po czym schował do kieszeni spodni. Szafir zadrgał jeszcze kilka razy, rozgrzał się, a potem zgasł i znieruchomiał, jakby obraził się za odciągnięcie go od pracy. Myou westchnął i zaczął zakładać bandaż na ranę, która już przestawała krwawić. Czy Vivianne naprawdę go polubiła? Czy powinien ryzykować? Nie, nie zaryzykuje. Bardzo mu przykro, ale nie potrafi rozmawiać z kobietami. Nie żałuje tej nocy, jednakże jest mu ciężko z decyzjami, które ciążą na jego sercu.
W prostych słowach: to rozwinęło się tysiące razy szybciej niż powinno. To tak jakby poznać dziewczynę i od razu jej się oświadczyć.
Myou schował skalpel do kieszeni, by nie brudził krwią stolika Vivianne. Nie zauważył nawet, jak pobrudził sobie dłonie. Gdy przetarł swoją twarz prawą dłonią, zostawił na nosie poziomą, nierówną linię z krwi ciągnącą się od lewego do prawego oka. Nawet nie poczuł wilgoci, był zbyt zamyślony.
- Może powinienem iść – zachrypiał sam do siebie, po czym zaśmiał się cicho i zwiesił głowę, patrząc na podłogę.
Nadal stał plecami do pokoju.
- Nic nie chcę do picia, dziękuję - powiedział cicho, zwieszając głowę.
Wciąż rozmyślał nad słowami Vivianne. On również uważał, że zwierząt nie można stawiać ponad ludźmi, choć oczywiście sprzeciwiał się każdemu bezpodstawnemu aktowi przemocy dopuszczanemu wobec nich. Zamrugał szybko, jakby przeczuwając, o czym białowłosa pomyślała. I wiedział, że ona się nie myli. Choć bardzo chciał w danej chwili zaprzeczyć jej myślom, nie zrobił tego, bo przecież nie był pewien swoich racji. Nie wiedział, o czym ona ostatecznie myślała. Gdy wychodziła z pokoju, rzucił jej szybkie spojrzenie, po czym westchnął. Tak mało brakowało, a mógł ją chociaż pocałować. Z drugiej jednak strony dobrze, że do niczego nie doszło. Po prostu nie powinien ryzykować, Vivianne posłusznie odstąpiła od picia krwi. Co powinien jej powiedzieć? Że stanie się tylko i wyłącznie jej zabawką, pokarmem, tylko jej zęby będą naznaczać jego skórę, a on nigdy nie dotknie innej kobiety? Chciałby, naprawdę chciałby. Ale nie mógł jej tego obiecać. Myou był zaciekawiony inną sytuacją. Zakładając, że Vivianne zgodziłaby się z niego pić i przygarnęłaby jako swojego „partnera” , czy oddanie krwi innej wampirzycy byłoby uznane jako akt zdrady? Czarnowłosy osobiście podobną sytuację potraktowałby w taki właśnie sposób.
Wstał, musiał rozprostować kości, ponadto miał coś do przemyślenia, a najlepiej myślało mu się, gdy był w choćby minimalnym ruchu. Myou podszedł do okna i zapatrzył się na dzielnicę mieszkalną rozświetloną mnóstwem latarni i oknami, w których mimo późnej pory nadal paliło się światło. Ugryzł się w palec, myśląc teraz o nikim innym jak Vivianne. Bogowie, przejmował się nią jakby byli kilkuletnią parą, a dopiero co się poznali! Miał wrażenie, że to z jego winy doszło do tej sytuacji. I miał rację. Jaki idiota nie liczy się z konsekwencjami oddania swojej krwi pięknej wampirzycy, kiedy na każde ukąszenie reaguje podnieceniem? To tak jakby urodziwa dama rozebrała mężczyznę, a ten rozkazał jej się ubrać. Przez wewnętrzną rozterkę Myou zachowywał się jak kobieta w ciąży lub podczas okresu, nie wiedział czego oczekuje od swojej koleżanki. Chciał i nie chciał. Pragnął i czuł ohydę względem siebie.
Powinien wyjść, zdecydowanie powinien wyjść i nigdy nie pojawić się w jej życiu. Nie powinien dać jej skosztować swojej krwi, oczywiście o ile była dla niej smaczna. Amulet przestawał drgać, mały ubytek krwi był natychmiastowo uzupełniany. Proces miał się ku końcowi, gdy czarnowłosy chwycił za naszyjnik i zdjął go z szyi, po czym schował do kieszeni spodni. Szafir zadrgał jeszcze kilka razy, rozgrzał się, a potem zgasł i znieruchomiał, jakby obraził się za odciągnięcie go od pracy. Myou westchnął i zaczął zakładać bandaż na ranę, która już przestawała krwawić. Czy Vivianne naprawdę go polubiła? Czy powinien ryzykować? Nie, nie zaryzykuje. Bardzo mu przykro, ale nie potrafi rozmawiać z kobietami. Nie żałuje tej nocy, jednakże jest mu ciężko z decyzjami, które ciążą na jego sercu.
W prostych słowach: to rozwinęło się tysiące razy szybciej niż powinno. To tak jakby poznać dziewczynę i od razu jej się oświadczyć.
Myou schował skalpel do kieszeni, by nie brudził krwią stolika Vivianne. Nie zauważył nawet, jak pobrudził sobie dłonie. Gdy przetarł swoją twarz prawą dłonią, zostawił na nosie poziomą, nierówną linię z krwi ciągnącą się od lewego do prawego oka. Nawet nie poczuł wilgoci, był zbyt zamyślony.
- Może powinienem iść – zachrypiał sam do siebie, po czym zaśmiał się cicho i zwiesił głowę, patrząc na podłogę.
Nadal stał plecami do pokoju.
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Pomyślał o Orial? Właśnie, właśnie tego się obawiała. Nie chciała się stać kimś bliskim dla Myou tylko i ze względu na to, że poprzez działanie podczas ukąszenia odczuwa przyjemność równą tej, którą kiedyś odczuwał dzięki innej kobiecie. Chciała poczuć się potraktowana osobno, żeby pokazał, iż różni się od swojej 'poprzedniczki', której nawet nie znała, a jedynie słyszała z opowieści zafascynowanego nią chłopaka, który nawet nie widział w niej wad. nie przeszkadzało mu, że jest to wampirzyca. Wampirzyca, która na nim żerowała. To tak, jakby dał na sobie żyć kleszczowi, pijawce czy tasiemcowi. Dlatego się obawiała tego, co jej powiedział, że bez problemu może na nim się żywić. Nie chciała stać się po prostu tamtą kobietą. Nie miała zamiaru go wykorzystywać i nadużywać jego życzliwości oraz relacji, jaka między nimi się nawiązała w ciągu tylko kilku godzin. To, że kogo już tak dobrze polubiła w takim krótkim okresie czasu znaczyło coś pozytywnego. Pierwszy raz kogoś obdarzyła takim uczuciem, rodziców nawet tak nie traktowała jak jego. Co, może jeszcze się nim zauroczyła, bo był całkowicie żyjącym człowiekiem, który w dodatku podzielił się z nią swoją krwią? Nie, to na pewno nie było to, niech się o to Myou nie martwi.
Traktowanie go jako swoje 'partnera'? Czy wspominając o tym, wychodzi na to, że on chciałby, aby nawiązała się między nimi taka zależność? Chciałby mieć za partnerkę wampirzycę, akurat ją, akurat Vivianne? Plus myśli o zdradzaniu, uświadamiając sobie, że gdyby wyszło, iż wypiła z innego mężczyznę krew, zostałby zraniony, że to nie był on, któremu 'ślubowała' wierność nie tylko uczuciową czy też fizyczną, ale i także taką, jak właśnie picie krwi? Odważne, ale czy to wszystko było brane pod uwagę jako coś możliwego? Znaczy, oczywiście, słyszała o związkach mieszanych, jak właśnie zwykły, najzwyklejszy człowiek ze stworzeniem nocy, jakim jest wampir. Nawet w filmach się to pokazuje, ostatnio coraz częściej, co wychodzi na to, iż staje się to zdarzeniem pożądanym przez ludzkość tego świata. Matko, co za idiotyzm, żeby przedstawiać wampiryzm w taki... Słodki sposób, w jaki właśnie niektóre autorki bądź autorzy ukazali Dzieci Nocy. Aż się jej robiło niedobrze na samą myśl.
Dziewczyna krzątała się chwile po kuchni. Jej oczy już zmieniły się i są ponownie naturalnie zielone. Nalała piwa do swojej szklanki, a jego, gdzie była woda, odstawiła do zlewu, którą później umyje. Wyrzuciła pustą butelkę, stając przed blatem, na którym stało naczynie przed chwilą zapełnione napojem. Oparła się o mebel i zastanawiała się chwilę z przymkniętymi oczami co powinna w tym momencie zrobić. Czy w ogóle postąpiła źle? Czy jest to karygodne zachowanie, którego nie powinna zrobić? Wszystko to przeplatało się w jej głowie, przez co zrobił jej się totalny mętlik, nie wiedząc już co jest dobre a co złe w tym spotkaniu. Na pewno dobre było to, że się poznali, a reszty nie umiała określić. Zbyt trudne i zarazem zbyt świeże, nie przemyślane. No i dodajmy, że spotkanie się nie skończyło.
Właśnie! Nie wiedziała ile czasu minęło, odkąd zniknęła w kuchni, a Myou siedział w salonie samotnie! Ach, Ty głupia kwoko, taka z Ciebie gospodyni nie od parady normalnie.
Wzięła szklankę, kierując się do pomieszczenia, które całkiem, chyba, niedawno opuściła, nie widząc ani ślady po chłopaku. Po drodze łyknęła duży łyk piwa na odwagę dalszą, aby nie przerażać się aż tak tym wszystkim, co się wydarzyło na tej kanapie.
Zauważyła go następnie stojącego obok okna, gdzie chyba przez nie wyglądał. Odstawił na pobliski stoliczek bezszelestnie i równie cicho podeszła do niego. Zwinność kota oraz wampira robiły swoje. Stała chwilę, obserwując go z pewnego dystansu, przyglądając się jego plecom. Nie wiedziała co powiedzieć, jak zwrócić jego uwagę na siebie, że stoi za nim od kilku sekund. Wzięła głęboki wdech i podniosła głowę, gdyż Myou był wyższy od niego.
- Coś się stało? - zapytała, przerywając niezręczną ciszę, jaka zapanowała między nimi. Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku po zadaniu tego pytania, gdzie mógł już zauważyć tą zmianę barwy tęczówek. A w policzkach przy rozszerzeniu kącików ust ujrzeć małe dołeczki.
- Tylko proszę Cie, powiedz prawdę, bo widzę, że chyba coś jest nie tak, jak być powinno. - dodała. Mógł jej przecież na prawdę zaufać, a chyba to zrobił znacznie wcześniej, więc nie musi przełamywać żadnych 'pierwszych lodów', jak to się mówi.
Ręce skrzyżowała za sobą, nie zdejmując z niego czujnego, ale spokojnego wzroku. Czy przyzna się do tego, co go trapi? Miała taką nadzieję, gdyż to było jednak ważne. Tak nagle dziwnie, całkowicie spochmurniał. Chyba jednak coś na prawdę źle zrobiła. Musi to jakoś naprawić.
Traktowanie go jako swoje 'partnera'? Czy wspominając o tym, wychodzi na to, że on chciałby, aby nawiązała się między nimi taka zależność? Chciałby mieć za partnerkę wampirzycę, akurat ją, akurat Vivianne? Plus myśli o zdradzaniu, uświadamiając sobie, że gdyby wyszło, iż wypiła z innego mężczyznę krew, zostałby zraniony, że to nie był on, któremu 'ślubowała' wierność nie tylko uczuciową czy też fizyczną, ale i także taką, jak właśnie picie krwi? Odważne, ale czy to wszystko było brane pod uwagę jako coś możliwego? Znaczy, oczywiście, słyszała o związkach mieszanych, jak właśnie zwykły, najzwyklejszy człowiek ze stworzeniem nocy, jakim jest wampir. Nawet w filmach się to pokazuje, ostatnio coraz częściej, co wychodzi na to, iż staje się to zdarzeniem pożądanym przez ludzkość tego świata. Matko, co za idiotyzm, żeby przedstawiać wampiryzm w taki... Słodki sposób, w jaki właśnie niektóre autorki bądź autorzy ukazali Dzieci Nocy. Aż się jej robiło niedobrze na samą myśl.
Dziewczyna krzątała się chwile po kuchni. Jej oczy już zmieniły się i są ponownie naturalnie zielone. Nalała piwa do swojej szklanki, a jego, gdzie była woda, odstawiła do zlewu, którą później umyje. Wyrzuciła pustą butelkę, stając przed blatem, na którym stało naczynie przed chwilą zapełnione napojem. Oparła się o mebel i zastanawiała się chwilę z przymkniętymi oczami co powinna w tym momencie zrobić. Czy w ogóle postąpiła źle? Czy jest to karygodne zachowanie, którego nie powinna zrobić? Wszystko to przeplatało się w jej głowie, przez co zrobił jej się totalny mętlik, nie wiedząc już co jest dobre a co złe w tym spotkaniu. Na pewno dobre było to, że się poznali, a reszty nie umiała określić. Zbyt trudne i zarazem zbyt świeże, nie przemyślane. No i dodajmy, że spotkanie się nie skończyło.
Właśnie! Nie wiedziała ile czasu minęło, odkąd zniknęła w kuchni, a Myou siedział w salonie samotnie! Ach, Ty głupia kwoko, taka z Ciebie gospodyni nie od parady normalnie.
Wzięła szklankę, kierując się do pomieszczenia, które całkiem, chyba, niedawno opuściła, nie widząc ani ślady po chłopaku. Po drodze łyknęła duży łyk piwa na odwagę dalszą, aby nie przerażać się aż tak tym wszystkim, co się wydarzyło na tej kanapie.
Zauważyła go następnie stojącego obok okna, gdzie chyba przez nie wyglądał. Odstawił na pobliski stoliczek bezszelestnie i równie cicho podeszła do niego. Zwinność kota oraz wampira robiły swoje. Stała chwilę, obserwując go z pewnego dystansu, przyglądając się jego plecom. Nie wiedziała co powiedzieć, jak zwrócić jego uwagę na siebie, że stoi za nim od kilku sekund. Wzięła głęboki wdech i podniosła głowę, gdyż Myou był wyższy od niego.
- Coś się stało? - zapytała, przerywając niezręczną ciszę, jaka zapanowała między nimi. Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku po zadaniu tego pytania, gdzie mógł już zauważyć tą zmianę barwy tęczówek. A w policzkach przy rozszerzeniu kącików ust ujrzeć małe dołeczki.
- Tylko proszę Cie, powiedz prawdę, bo widzę, że chyba coś jest nie tak, jak być powinno. - dodała. Mógł jej przecież na prawdę zaufać, a chyba to zrobił znacznie wcześniej, więc nie musi przełamywać żadnych 'pierwszych lodów', jak to się mówi.
Ręce skrzyżowała za sobą, nie zdejmując z niego czujnego, ale spokojnego wzroku. Czy przyzna się do tego, co go trapi? Miała taką nadzieję, gdyż to było jednak ważne. Tak nagle dziwnie, całkowicie spochmurniał. Chyba jednak coś na prawdę źle zrobiła. Musi to jakoś naprawić.
- Go??
- Gość
Re: Dom Vivianne
Odwrócił się do Vivianne i zamrugał. Odsunął się powoli.
- Muszę już iść – powiedział krótko, zbierając się do wyjścia. – Jutro mam naprawdę ciężki dzień.
Bez słowa ostrzeżenia lub dania jakiegokolwiek innego sygnału, nachylił się szybko i krótko pocałował ją w mechaty policzek. Wciąż ładnie pachniała. Myou wyprostował się i uśmiechnął w znany już Vivianne przepraszający sposób.
- Dzięki za gościnę, było przyjemnie – rzekł, idąc do przedpokoju. – Mam tylko nadzieję, że jeszcze się spotkamy i wtedy wypijesz więcej. Bo wtedy już będę bardziej nad sobą panować. – odwrócił się jeszcze do niej i wskazał na zakrwawiony bandaż. – Nikt z tego nie będzie pić, nie bój się. Wrócę czysty.
Ubrał się, po czym wyszedł. Zapalił papierosa i zniknął w nocy; tylko ledwie widoczny żar zdradzał jego lokalizację. A co z Vivianne? Gdy Myou całował ją, wsunął do jej tylnej kieszeni małą karteczkę ze swoim numerem telefonu. Zwinnie, coby nie pomyślała, że łapie ją za cztery litery - choć może chciał?
[zt – jednak nie będę Cię blokować, wybacz :< Nadrobimy, obiecuję!]
- Muszę już iść – powiedział krótko, zbierając się do wyjścia. – Jutro mam naprawdę ciężki dzień.
Bez słowa ostrzeżenia lub dania jakiegokolwiek innego sygnału, nachylił się szybko i krótko pocałował ją w mechaty policzek. Wciąż ładnie pachniała. Myou wyprostował się i uśmiechnął w znany już Vivianne przepraszający sposób.
- Dzięki za gościnę, było przyjemnie – rzekł, idąc do przedpokoju. – Mam tylko nadzieję, że jeszcze się spotkamy i wtedy wypijesz więcej. Bo wtedy już będę bardziej nad sobą panować. – odwrócił się jeszcze do niej i wskazał na zakrwawiony bandaż. – Nikt z tego nie będzie pić, nie bój się. Wrócę czysty.
Ubrał się, po czym wyszedł. Zapalił papierosa i zniknął w nocy; tylko ledwie widoczny żar zdradzał jego lokalizację. A co z Vivianne? Gdy Myou całował ją, wsunął do jej tylnej kieszeni małą karteczkę ze swoim numerem telefonu. Zwinnie, coby nie pomyślała, że łapie ją za cztery litery - choć może chciał?
[zt – jednak nie będę Cię blokować, wybacz :< Nadrobimy, obiecuję!]
- Gość
- Gość
Re: Dom Vivianne
Dziewczyna patrzyła na niego chwilę jeszcze, drobną chwilę dosłownie, gdy powiedział, że już musi iść, tłumacząc się, że jutrzejszy dzień zapowiada się ciężko. No cóż, rozumiała to. No ale z drugiej strony nie spodziewała się, że tak szybko się ulotni. Chyba był przytłoczony tym, co się wydarzyło między nimi kilkanaście minut temu. No ale przecież go nie zatrzyma prawda? To by było trochę nietaktowne - zatrzymywać go, bo taki miała kaprys. Naturalnie, fajnie i miło by było, jakby posiedział z nią jeszcze chwilę, ale skoro twierdził, że tak jest, że musi się zbierać, to trudno.
Pocałował ją w... policzek? Tak, to właśnie się stało. Tak szybko, tak niespodziewanie się to wydarzyło. Aż otworzyła szerzej oczy z niedowierzania. Zamrugała parę razy szybko rzęsami, patrząc przed siebie, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że właśnie się odsunął od niej, że jeszcze uśmiechnął się do niej przepraszająco, tak jak już to wcześniej robił. Zastanawiała się o co w tym wszystkim chodziło, co miał na celu całując ją w policzek. Czy to było takie, aby doprowadzić ją do całkowitego zmieszania, czy miało to posiadać pozytywny wpływ na dziewczynę. Nie wiedziała. Po kilku przemyśleniach wyrwała się z transu, odwracając się w jego stronę. W stronę Myou, który już był prawie gotowy do wyjścia, do opuszczenia jej domu.
Słuchała go uważnie, gdy mówił o tym, że następnym razem ma nadzieję, iż dziewczyna wypije więcej jego krwi. W dodatku uważał, że będzie następnym razem panował nad swoimi odruchami i emocjami wtedy? Oby tak było, sama nie wiedziała czemu, ale nie chciała, aby wydarzyło się coś, czego będzie on i ona żałować. W dodatku - jeśli dowie się, że Myou będzie bardzo zdruzgotany z powodu wydarzenia, jakie mogłoby nastąpić, to byłoby kiepsko z nią. Mogłoby się nawet okazać, ze dokonała czegoś bez jego woli i zgody. Wiadomo - wampiry robią to praktycznie cały czas, ale on jakoś szczególnie doprowadzał do tego, iż nie chciała mu takiej krzywdy robić. Sama nie wiedziała czemu - miał coś takiego w sobie, że ją blokowało do takich działań. Dla niego to chyba wychodziło na dobrze, czyż nie? Na pewno.
Zapewnienie chłopaka nie wiedziała, czy było oczywiste, co się równało temu, iż na serio tak zrobi. Czy chciał jej uświadomić jeszcze dokładniej, że staje się jakby jej sługą? O matko i córko, nie! Miała na prawdę wielki mętlik myśli. Aż nie wiedziała na czym tak na prawdę skupić uwagę w tym momencie.
Zaraz po tym zniknął. Zamknął za sobą drzwi i poszedł. Patrzyła chwilę na drzwi, przed którymi jeszcze stał chwilę chłopak, po czym dotarło do niej, że to nie sen. Czemu tak dramatycznie zareagowała na jego szybkie opuszczenie posiadłości Vivianne? Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten całus i nie myśl, że postąpiła nie tak, jak powinna. Nic nie powiedział, nie przyznał się, czy coś się stało, nic, zero reakcji. Tylko nagłe poinformowanie, że musi już znikać. Westchnęła ciężko i skierowała się do stoliczka, na którym odstawiła piwo. Łyknęła jeden, drugi, trzeci, czwarty łyk. Jak widać - alkohol był jej bardzo potrzebny w tym momencie. Siadła na kanapie, zakładając nogi na mebel, mając je zgięte w kolanach i piła łyk po łyku procentową, złotą ciecz. Dobrze, że wampiry nie doprowadzały się do totalnego upojenia, to był plus.
Po chwili gapienia się bezmyślnie przed siebie, poczuła w jednej z tylnych kieszeni spodni, że coś ją tam uwiera, wbija się wręcz. Sięgnęła tam, wyjmując kartkę. Kartkę? Przecież nic tam wcześniej nie posiadała, a nie przypominała sobie, aby cokolwiek tam w najbliższym czasie umieszczała. Odstawiła szklankę z piwem na stoliczek i otworzyła ją, widząc w środku numer do Myou. Ciekawe kiedy to zrobił, że się tam znalazło to... Może podczas dawania całusa? To był, ze wszystkich momentów, najodpowiedniejszy, aby to wykonać. Przyglądała się chwilę kartce, po czym wzięła telefon z torby niedaleko niej położonej, wpisując go do kontaktów. Pierwszy numer, juhu! Normalnie poczułaby się niewiarygodnie szczęśliwa, gdyby nie wszystko to, co ją przytłaczało na obecny moment.
Postanowiła, że prześle mu wiadomość tekstową, aby i on mógł sobie zapisać jej numer, tak na wszelki wypadek, gdyby chciał coś od niej, a nie miał jak się skontaktować. Szybko wykonała to zadanie, po czym schowała urządzenie do kieszeni, dokańczając picie piwa.
Zaniosła pustą szklankę do kuchni, zalała wodą, stwierdzając, że umyje ją później, kierując się od razu do sypialni. Przebrała się w coś wygodnego, w czym chodziła po domu, po czym wskoczyła do łózka pod ciepłą pierzynę. Umysł nie dawał jej odpoczynku, wciąż o tym wszystkim myślała, ale nie dała się poddać obłędowi, zamknęła powieki i zasnęła. Najzwyczajniej w świecie, przecież wampiry też potrzebują odpoczynku od tej całej rzeczywistości, która nas otaczała.
Pocałował ją w... policzek? Tak, to właśnie się stało. Tak szybko, tak niespodziewanie się to wydarzyło. Aż otworzyła szerzej oczy z niedowierzania. Zamrugała parę razy szybko rzęsami, patrząc przed siebie, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że właśnie się odsunął od niej, że jeszcze uśmiechnął się do niej przepraszająco, tak jak już to wcześniej robił. Zastanawiała się o co w tym wszystkim chodziło, co miał na celu całując ją w policzek. Czy to było takie, aby doprowadzić ją do całkowitego zmieszania, czy miało to posiadać pozytywny wpływ na dziewczynę. Nie wiedziała. Po kilku przemyśleniach wyrwała się z transu, odwracając się w jego stronę. W stronę Myou, który już był prawie gotowy do wyjścia, do opuszczenia jej domu.
Słuchała go uważnie, gdy mówił o tym, że następnym razem ma nadzieję, iż dziewczyna wypije więcej jego krwi. W dodatku uważał, że będzie następnym razem panował nad swoimi odruchami i emocjami wtedy? Oby tak było, sama nie wiedziała czemu, ale nie chciała, aby wydarzyło się coś, czego będzie on i ona żałować. W dodatku - jeśli dowie się, że Myou będzie bardzo zdruzgotany z powodu wydarzenia, jakie mogłoby nastąpić, to byłoby kiepsko z nią. Mogłoby się nawet okazać, ze dokonała czegoś bez jego woli i zgody. Wiadomo - wampiry robią to praktycznie cały czas, ale on jakoś szczególnie doprowadzał do tego, iż nie chciała mu takiej krzywdy robić. Sama nie wiedziała czemu - miał coś takiego w sobie, że ją blokowało do takich działań. Dla niego to chyba wychodziło na dobrze, czyż nie? Na pewno.
Zapewnienie chłopaka nie wiedziała, czy było oczywiste, co się równało temu, iż na serio tak zrobi. Czy chciał jej uświadomić jeszcze dokładniej, że staje się jakby jej sługą? O matko i córko, nie! Miała na prawdę wielki mętlik myśli. Aż nie wiedziała na czym tak na prawdę skupić uwagę w tym momencie.
Zaraz po tym zniknął. Zamknął za sobą drzwi i poszedł. Patrzyła chwilę na drzwi, przed którymi jeszcze stał chwilę chłopak, po czym dotarło do niej, że to nie sen. Czemu tak dramatycznie zareagowała na jego szybkie opuszczenie posiadłości Vivianne? Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten całus i nie myśl, że postąpiła nie tak, jak powinna. Nic nie powiedział, nie przyznał się, czy coś się stało, nic, zero reakcji. Tylko nagłe poinformowanie, że musi już znikać. Westchnęła ciężko i skierowała się do stoliczka, na którym odstawiła piwo. Łyknęła jeden, drugi, trzeci, czwarty łyk. Jak widać - alkohol był jej bardzo potrzebny w tym momencie. Siadła na kanapie, zakładając nogi na mebel, mając je zgięte w kolanach i piła łyk po łyku procentową, złotą ciecz. Dobrze, że wampiry nie doprowadzały się do totalnego upojenia, to był plus.
Po chwili gapienia się bezmyślnie przed siebie, poczuła w jednej z tylnych kieszeni spodni, że coś ją tam uwiera, wbija się wręcz. Sięgnęła tam, wyjmując kartkę. Kartkę? Przecież nic tam wcześniej nie posiadała, a nie przypominała sobie, aby cokolwiek tam w najbliższym czasie umieszczała. Odstawiła szklankę z piwem na stoliczek i otworzyła ją, widząc w środku numer do Myou. Ciekawe kiedy to zrobił, że się tam znalazło to... Może podczas dawania całusa? To był, ze wszystkich momentów, najodpowiedniejszy, aby to wykonać. Przyglądała się chwilę kartce, po czym wzięła telefon z torby niedaleko niej położonej, wpisując go do kontaktów. Pierwszy numer, juhu! Normalnie poczułaby się niewiarygodnie szczęśliwa, gdyby nie wszystko to, co ją przytłaczało na obecny moment.
Postanowiła, że prześle mu wiadomość tekstową, aby i on mógł sobie zapisać jej numer, tak na wszelki wypadek, gdyby chciał coś od niej, a nie miał jak się skontaktować. Szybko wykonała to zadanie, po czym schowała urządzenie do kieszeni, dokańczając picie piwa.
Zaniosła pustą szklankę do kuchni, zalała wodą, stwierdzając, że umyje ją później, kierując się od razu do sypialni. Przebrała się w coś wygodnego, w czym chodziła po domu, po czym wskoczyła do łózka pod ciepłą pierzynę. Umysł nie dawał jej odpoczynku, wciąż o tym wszystkim myślała, ale nie dała się poddać obłędowi, zamknęła powieki i zasnęła. Najzwyczajniej w świecie, przecież wampiry też potrzebują odpoczynku od tej całej rzeczywistości, która nas otaczała.
- Go??
- Gość
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach