Polana
Vampire Knight :: Poza Miastem :: Góry
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Polana
- Spoiler:
- Słyszał jego słodkie wzdychania i odpowiedzi na pieszczoty. Wampir już był na tyle stary, ze wiedział gdzie i jak dotknąć by sprawić przyjemność i na odwrót. Z radością chełpił się ty, że chłopak nie daje rady swojemu głosowi, który chce się uwolnić.
Słysząc jego cudowny jęk pełen bólu na jego twarzy pojawił się zwycięski grymas przypominający uśmiech, niestety ale jadowity. Podnieciło go to jeszcze bardziej i do tego stopnia, ze będzie chciał porwać ptaszynę do siebie i z radością co jakiś czas słuchać jego słodkiego głosu.
Na jego słowa zaśmiał się donośnie swoim niskim głosem. Nachylił się do jego ucha i złapał rekami go mocno za biodra.
- Co się stało, wampirku? Nagle prosisz i błagasz? Sam mnie do tego popędzałeś skarbie. To tylko i wyłącznie twoja wina. - mruknął mu do ucha i westchnął głośno czując jak się na nim cudownie zaciska. Był idealnie ciasny więc na pewno był "dziewicą". Absinth rozkoszował się tym i wcale tego nie ukrywał.
- Nie przestanę... Jesteś zbyt uroczy i słodki na to. Wiedz jednak, że przyzwyczaisz się do tego bólu. Nawet będziesz o niego błagał. - szepnął mu do ucha i bez ostrzeżenia zaczął się w nim poruszać. Póki co wolno, by napawać się ciepłym, dziewiczym wnętrzem chłopaka.
- Co jesteś w stanie zrobić, by przekonać mnie, bym cię tu nie zostawił po tym na pastwę każdego kto tu przyjdzie? Hmmm? Chyba, że chcesz tutaj spać. Wiesz, że jest stąd bardzo daleko do miasta, a z obolałym tyłeczkiem daleko nie zajdziesz. - zaśmiał się perfidnie i ugryzł go w ramię do krwi, by wydać z siebie cichy pomruk. Chciał go osłabić na tyle bym nie był w stanie użyć więcej żadnej ze swojej przeklętej zdolności. Chciał pozbawić go tej nadziei do końca tak by tylko w nim widział ratunek. Wielu wampirów na jego widok pewnie, by jeszcze dokończyło dzieła, które Absinth zaczął, a to by się fatalnie skończyło, poza tym co by w szkole powiedzieli widząc jak wraca? Że daje dupy? Cudowna opinia. I tak zamierzał go wziąć ze sobą był jednak ciekaw jego opinii i tego czy w ogóle się wysłowi. Mimo wszystko przyspieszył ruchy wchodząc w niego agresywnie i głęboko nie robiąc sobie nic z tego czy coś mu jest czy nie.
- Gość
- Gość
Re: Polana
- Spoiler:
- Zaciskał zęby z bólu i pozwalał łzą powoli kapać na ziemię pod nim. Dłonie zacisnął w pięści na trawie, a przed oczyma robiło mu się szaro. Słyszał głos tego oblecha, ale wydawał mu się straszliwie odległy... Ale fakt, wizja tego, że ktoś jeszcze miał się do niego dobrać nie była zbyt przyjemna... Chyba jego próg odporności na ból został przekroczony jakieś tysiąc razy. Nigdy w życiu nie będzie chciał uprawiać seksu, nie ma takiej opcji! To za bardzo boli. Przez to jak Absinthium go potraktował, w jego mózgu zapewne wybuduje się blokada, przed tego typu "przyjemnościami". Co z tego, że był gwałcony, więc nie wie jak to jest, kiedy ktoś cię przygotuje, ale dla niego to był koszmar, z którego pragnął się obudzić.
-Przestań! ACH!
Zawył donośnie kiedy mężczyzna przyśpieszył. Jęczał teraz z każdym jego ruchem nie mogąc tego powstrzymać,
-Prze-stań! Ach...!! To boli nie...!!
Skomlał błagalnie.
-Proszę... Nie zostawiaj mnie tu... Ach!
Dodał jeszcze bojąc się, że naprawdę to zrobi. Nie miał pojęcia jak wrócić do domu, teraz nawet w sumie chyba sam nie wiedział, gdzie jest. Wszystko dookoła zdawało się zanikać, w dodatku wampir jeszcze bardziej go osłabił. Opadł na ziemię całkiem, Tylko biodra miał uniesione, bo w końcu mężczyzna go trzymał. Nie mógł uwierzyć, że płaszczy się przed nim, tylko po to, żeby go tu nie zostawił na pastwę losu, no i że nie daje rady wytrzymać tego wszystkiego. Było mu straszliwie niedobrze, a w dodatku wiedział, że zaraz zemdleje. Przez osłabienie nawet jęczał ciszej i bardziej ochryple, ale nadal brzmiało i wyglądało to słodko.
- Gość
- Gość
Re: Polana
- Spoiler:
- Szkoda tylko, ze kochany Surebu nie będzie miał wyjścia i mimo blokady wiele razy wpadnie jeszcze w łapy Absintha. Ciekawe tylko czy nadal będzie walczy, próbował uciec, czy da sobie spokój i odpuści wiedząc, ze nie ma na to najmniejszych szans. Po prostu można stwierdzić, że już ma przejebane do końca życia i nic tego faktu nie zmieni. No chyba, że jego śmierć.
Na jego protesty kompletnie nie reagował. No bo po co? Właśnie o to wampirowi chodziło, by jęczał, błagał i płaszczył się pod nim. To było wręcz urocze. Wchodził w niego głęboko, do samego końca z radością słuchając jego słodkie głosu rozpaczy.
- Pogódź się z tym, że nie przestane i jęcz. - warknął do niego z zadowoleniem obserwując jak już powoli traci siły. Polizał go po szyi i zaśmiał się cicho. To naprawdę było urocze, jak chłopak tracił siły i się poddawał. A tak chciał walczyć! Taki pewny siebie był! A tu proszę... Jednak idzie go złamać. Kolejne słowa młodego wampira go w tym utwierdziły więc tylko z uśmiechem kontynuował swoją zabawę. PO dłuższej chwili doszedł w nim z groźnym, gardłowym pomrukiem, który wydał wprost do jego ucha. Puścił jego biodra, na których zostały lekkie ślady os zaciskanych tam dłoni Absintha. Trafił mu się naprawdę urodzony niewolnik więc postanowił go sobie zatrzymać na dłużej wszak i tak na razie nikogo nie miał.
Poprawił swoje ciuchy i wstał patrząc na Surebu. Założył z powrotem swoje metalowe rękawice i poprawił ubranie. Oblizał usta nadal czując jego słodką krew na ustach. Zamruczał cicho i nogą przewrócił go na plecy.
- Gość
- Gość
Re: Polana
- Spoiler:
- Jego jękom nie było końca. Całe ciało drżało od tego wszystkiego. Taki pierwszy raz był dla niego czymś stanowczo, zbyt wielkim. Przestał błagać i skamleć, bo zdawało mu się to bezużyteczne... Mężczyzna go tu pewnie zostawi,no i nie przestanie dopóki sam się nie zadowoli. Niewiele już docierało do Surebu. Nie rozumiał już nawet słów mężczyzny. Kiedy ten w końcu doszedł, Surebu ostatni raz zaskomlał, a potem gdy go puścił - zemdlał. Opadł bezwładnie na ziemię oddychając szybko. Krew na udach i pośladkach mieszała się z białą cieczą Absintha.
- Gość
- Gość
Re: Polana
Przyglądał się chłopakowi z nieskrywaną satysfakcją. Absinth był sadystą w czystej postaci, ale nie zamierzał na tym poprzestać. Póki co da młodemu odpoczynek, by mógł później się z nim zabawiać. W końcu trzeba jakoś zająć swój wolny czas tutaj. W swoim długim, milenijnym życiu miał wielu "kochanków". Mniej bądź bardziej posłusznych, w zależności jak akurat chciał się bawić stary wampir. Ponad połowa nie przeżywała pierwszych paru spotkań. Szczególnie ta pyskata połowa. Nad nimi znęcał się najbardziej i cudem było jak przeżywali trzy miesiące pod "opieką" Absynta.
Mruknął cicho z zadowolenia i wziął Surebu na ręce. Nie okrył go, bo jeszcze pobrudziłby ciuchy, a wiedział, że wampiry nie chorują. na pewno nie w taki sposób. Ruszył powolnym krokiem do domu zastanawiając się jak dalej mógłby to rozegrać. Póki co Surebu był zdany na jego łaskę więc mógł z nim zrobić co chce.
Opuścił polanę zostawiając wszystkie rzeczy tam gdzie je z niego zerwał. Nie były mu już potrzebne. Teraz zacznie się drugie, lepsze życie młodego wampira. Lepsze, z punktu widzenia Piołuna.
2x z/t
Mruknął cicho z zadowolenia i wziął Surebu na ręce. Nie okrył go, bo jeszcze pobrudziłby ciuchy, a wiedział, że wampiry nie chorują. na pewno nie w taki sposób. Ruszył powolnym krokiem do domu zastanawiając się jak dalej mógłby to rozegrać. Póki co Surebu był zdany na jego łaskę więc mógł z nim zrobić co chce.
Opuścił polanę zostawiając wszystkie rzeczy tam gdzie je z niego zerwał. Nie były mu już potrzebne. Teraz zacznie się drugie, lepsze życie młodego wampira. Lepsze, z punktu widzenia Piołuna.
2x z/t
- Gość
- Gość
Re: Polana
Zamarznięte do niedawna ścieżki i leśne drogi zamieniły się teraz w niewielkie potoki i kupę błota. Z nieba zamiast śniegu padała delikatna mżawka skutecznie utrudniając jazdę w i tak trudnych warunkach. Ta wyprawa to kolejny dowód na to, że kobiety powinny jeździć dużymi samochodami. Gdzie i jak biedna wampirzyca wygrzebałaby się z tego bagna prowadząc niskopodłogowy sportowy wóz? Jedyną opcją byłoby porzucenie. A tak? Nie dość, że jeep śmiało parł do przodu to jeszcze nigdy nie zawiódł swojej właścicielki. Zamyślona Nadia z tego wszystkiego nie włączyła nawet radia. W jej głowie kłębiło się tyle złości pomieszanej z pytaniami, że zagłuszyłaby nawet najgłośniejszą muzykę. próbując nucić pod nosem niezgrabnie wychodzącą melodię na zmianę co jakiś czas zmieniała światła na długie. Za każdym razem wydawało się jej, że przy krótkich wszystko jest wyraźniejsze, to znowu odwrotnie. Mimowolnie zerknęła na kolorowy panel przed sobą. Dochodziła pierwsza w nocy. Na niebie nie było nawet jednej małej gwiazdki, wszędzie tylko chmury. Po raz czwarty w życiu właśnie mijała sporą polanę wokół, której nie było w ogóle drzew. Teraz było szaro i padał deszcz ale w pogodną noc widok musi być piękny. Jak już pozbiera się do kupy i droga tu nie będzie sprawiała jej problemu to z pewnością odwiedzi kilka miejsce. Teraz natomiast bez zbędnego zatrzymywania się przejechała dalej. Minęła polanę o jakieś może 50 metrów. Wokół pojawił się las a zaraz przy brzegach drogi rósł gęsty młodnik składający się z iglaków. Nagle, stopniowo i niestety progresywnie spod maski auta zaczął wydobywać się... dym? para?
Nie, nie, nie proszę.
Cokolwiek to było zmusiło blondynkę do zatrzymania się w środku dziczy. Opadając z wszelkiej nadziei zwolniła blokadę maski i wysiadła z auta wcześniej je wyłączając. Ciekawe co zrobiło jej tak niemiłego psikusa.
Nie, nie, nie proszę.
Cokolwiek to było zmusiło blondynkę do zatrzymania się w środku dziczy. Opadając z wszelkiej nadziei zwolniła blokadę maski i wysiadła z auta wcześniej je wyłączając. Ciekawe co zrobiło jej tak niemiłego psikusa.
- Nadia
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Dobrze ukryte
Zawód : Dziennikarka/Fotograf
Pan/i | Sługa : Leo
Moce : Telekineza, blokada umysłu, "pan i sługa", polimorfia
Re: Polana
Co sprowadziło Elliota w tą puszczę? Polowanie! Bynajmniej nie na człowieka. Przecież w mieście miałby większy wybór rasy ludzkiej, niż na tym zadupiu. Wybrał to miejscy by upolować niedźwiedzia albo wilka. A po co? To już jego słodka tajemnica.
Jechał swoim czarnym jeepem w całkowitej ciemności, mając dobre reflektory, więc o wypadek się nie bał. Do tego wampiry dobrze widziały w ciemności, więc czemu miałby się przejmować tym, że o pierwszej w nocy błądzi po lesie?
Co więcej Ell jechałby dalej, aż znalazłby odpowiednie miejsce aby się zatrzymać, ale zauważył stojący nie daleko samochód. Serio? - pomyślał krzywiąc się z niesmakiem. Miał ochotę pobyć sam, ale jak widać nie było mu to dane. Albo przyjechał tu inny wampir albo jakiś człowiek zabłądził.
Mógł go olać, ale... komuś by się to nie spodobało dlatego tylko westchnął i podjechał koło zaparkowanego auta. Nie podobało mu się, że tak się zmienił. A może zawsze taki był? Ciekawość to jego drugie imię.
Zgasił silnik i wyszedł z jeep'a rozglądając się w około. Nawet sowy nie było słychać. Kto wie czy znajdzie tu jakąkolwiek zwierzynę. Podszedł do samochodu i obszedł go widząc parę wydobywającą się z maski oraz kobietę stojącą może trzy metry dalej. Od razu wyczuł, że to wampir. Niech to szlag.
- Silnik się przegrzał? - zapytał niechętnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej nie ruszając się dalej. Bez pozwolenia nie będzie grzebał jej w samochodzie po za tym może zna się sama na samochodach i zaraz zaatakuje go jak feministka?
Jechał swoim czarnym jeepem w całkowitej ciemności, mając dobre reflektory, więc o wypadek się nie bał. Do tego wampiry dobrze widziały w ciemności, więc czemu miałby się przejmować tym, że o pierwszej w nocy błądzi po lesie?
Co więcej Ell jechałby dalej, aż znalazłby odpowiednie miejsce aby się zatrzymać, ale zauważył stojący nie daleko samochód. Serio? - pomyślał krzywiąc się z niesmakiem. Miał ochotę pobyć sam, ale jak widać nie było mu to dane. Albo przyjechał tu inny wampir albo jakiś człowiek zabłądził.
Mógł go olać, ale... komuś by się to nie spodobało dlatego tylko westchnął i podjechał koło zaparkowanego auta. Nie podobało mu się, że tak się zmienił. A może zawsze taki był? Ciekawość to jego drugie imię.
Zgasił silnik i wyszedł z jeep'a rozglądając się w około. Nawet sowy nie było słychać. Kto wie czy znajdzie tu jakąkolwiek zwierzynę. Podszedł do samochodu i obszedł go widząc parę wydobywającą się z maski oraz kobietę stojącą może trzy metry dalej. Od razu wyczuł, że to wampir. Niech to szlag.
- Silnik się przegrzał? - zapytał niechętnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej nie ruszając się dalej. Bez pozwolenia nie będzie grzebał jej w samochodzie po za tym może zna się sama na samochodach i zaraz zaatakuje go jak feministka?
- Elliot
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Na obu rękach ma "rękawy" tj. tatuaże od ramion do nadgarstek.
Zawód : Bokser.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Caterina, Elise [NPC]
Moce : KP.
Re: Polana
Dobra, skupmy się. Do miasta zostało kilkanaście kilometrów, do utwardzonej drogi też spory kawałek i nie ma nawet mowy o przyjeździe tu jakiejś lawety czy czegoś w tym stylu. Nadia jak każda rozsądnie myśląca kobieta wysiadła z auta i zachowując odpowiednią odległość stanęła naprzeciwko maski. Przecież takie auto, które dymi w każdej chwili może wybuchnąć. Przynajmniej tak to wygląda na większość amerykańskich filmów, gdzie samochód to tykająca bomba. Lepiej nie ryzykować i może warto poczekać bo skoro coś zaczęło szybko dymić/parować to może równie szybko przestanie? Nadzieja matką głupich ale dajmy jej szanse. Tak więc krzyżując ręce na piersiach wampirzyca obserwowała dymek. Z oględzin wynikało, że specjalnie jakoś tego czegoś nie ubywa. To specjalnie nie ucieszyło kobiety ale gdzieś w oddali pojawił się warkot silnika. Blondynka aż się wzdrygnęła. Kto jeździ tutaj o tej porze? W tej chwili było to najmniej ważne. Szczerze? Liczyła na pomoc bo w kwestiach mechanizmu wprowadzającego auto w ruch nie miała zbyt wiele do powiedzenia.
Nie ruszając się z miejsca, z ukrytą nadzieję obserwowała nadjeżdżający pojazd. O dziwo był on nieco podobny gabarytowo do jej własności, to dobry znak. Maszyna zatrzymała się niedaleko a z jej wnętrza wysiadł mężczyzna. Brunet, na oko około dwudziestki, przystojny, pachniał jak wampir i niewątpliwie nim był. Nad niemal rozpłynęła się w przypływie radości. Tyle wygrać…
Nie wiem. Jechałam do miasta i nagle zaczęło dymić spod maski. Znasz się na tym?
Zagadała ochoczo przyglądając się nieznajomemu. Aktualnie był dla niej wybawieniem, w dodatku niczego sobie…
Nie ruszając się z miejsca, z ukrytą nadzieję obserwowała nadjeżdżający pojazd. O dziwo był on nieco podobny gabarytowo do jej własności, to dobry znak. Maszyna zatrzymała się niedaleko a z jej wnętrza wysiadł mężczyzna. Brunet, na oko około dwudziestki, przystojny, pachniał jak wampir i niewątpliwie nim był. Nad niemal rozpłynęła się w przypływie radości. Tyle wygrać…
Nie wiem. Jechałam do miasta i nagle zaczęło dymić spod maski. Znasz się na tym?
Zagadała ochoczo przyglądając się nieznajomemu. Aktualnie był dla niej wybawieniem, w dodatku niczego sobie…
- Nadia
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Dobrze ukryte
Zawód : Dziennikarka/Fotograf
Pan/i | Sługa : Leo
Moce : Telekineza, blokada umysłu, "pan i sługa", polimorfia
Re: Polana
Jak widać Nadia jednak się nie znała na samochodach i cała robota spadła na Elliota. Może mógł się nie zatrzymywać? Nikt nie mówi, że wampir nie może mieć wady wzroku! Udałby, że nie widział jasnowłosej w potrzebie i tyle. Po problemie by było. Ale skoro już się zatrzymał i zagaił to musi jej pomóc.
- Nie - odpowiedział wzruszając ramionami i podszedł do maski, aby wsunąć pod nią palce i znaleźć odpowiedni guzik do podniesienia maski. Przytrzymał ją odpowiednim 'kijkiem' i przyjrzał się silnikowi. Ta, zdecydowanie się przegrzał. Dobry samochód bez większego powodu nie staje na środku drogi. Mogą spróbować go ruszyć dość prostym sposobem, ale przydałby im się wrzątek. Wyobraził sobie czajnik z gorącą wodą i taki oto pojawił się koło nich. Pochylił się, aby go podnieść i wlał ciepłą wodę do środka. Gdy silnik się przegrzewa nigdy nie można zalać go zimną wodą, bo to zdecydowanie nie pomoże a pogorszy stan samochodu.
- Musisz odczekać chwilę i spróbować go odpalić. Może dojedziesz do wioski lub miasta - dodał po zakończonej robocie, ale nie zamykał maski aby cały dym wyparował z auta. Czajnik jak szybko się pojawił tak zniknął, a Ell skierował się z powrotem do swojego jeep'a. Westchnął przeczesując ze zirytowaniem swoje czarne włosy.
- Jak chcesz mogę też Cię podrzucić gdzieś, a wrócisz tu z lawetą rano - zaoferował inne rozwiązanie, jakby to wcześniejsze nie pomogło chociaż sam nie wiedział po co to robi. Mógłby odjechać nim jej silnik całkowicie ostygnie mając gdzieś, czy to co zrobił faktycznie pomogło. Tak to tylko opóźnia swoje polowanie. Zawsze mógłby powiedzieć, że może zapolować z nim, gdy auto się 'chłodziło'. Ale prawda jest taka, że nigdy z nikim nie polował i wolał już ją odwieźć gdzieś i samemu to zrobić. Szczególnie, że ta myślałaby o polowaniu na ludzi a nie uśmiechało mu się tłumaczenie nieznajomej że on poluje na zwierzęta.
- Nie - odpowiedział wzruszając ramionami i podszedł do maski, aby wsunąć pod nią palce i znaleźć odpowiedni guzik do podniesienia maski. Przytrzymał ją odpowiednim 'kijkiem' i przyjrzał się silnikowi. Ta, zdecydowanie się przegrzał. Dobry samochód bez większego powodu nie staje na środku drogi. Mogą spróbować go ruszyć dość prostym sposobem, ale przydałby im się wrzątek. Wyobraził sobie czajnik z gorącą wodą i taki oto pojawił się koło nich. Pochylił się, aby go podnieść i wlał ciepłą wodę do środka. Gdy silnik się przegrzewa nigdy nie można zalać go zimną wodą, bo to zdecydowanie nie pomoże a pogorszy stan samochodu.
- Musisz odczekać chwilę i spróbować go odpalić. Może dojedziesz do wioski lub miasta - dodał po zakończonej robocie, ale nie zamykał maski aby cały dym wyparował z auta. Czajnik jak szybko się pojawił tak zniknął, a Ell skierował się z powrotem do swojego jeep'a. Westchnął przeczesując ze zirytowaniem swoje czarne włosy.
- Jak chcesz mogę też Cię podrzucić gdzieś, a wrócisz tu z lawetą rano - zaoferował inne rozwiązanie, jakby to wcześniejsze nie pomogło chociaż sam nie wiedział po co to robi. Mógłby odjechać nim jej silnik całkowicie ostygnie mając gdzieś, czy to co zrobił faktycznie pomogło. Tak to tylko opóźnia swoje polowanie. Zawsze mógłby powiedzieć, że może zapolować z nim, gdy auto się 'chłodziło'. Ale prawda jest taka, że nigdy z nikim nie polował i wolał już ją odwieźć gdzieś i samemu to zrobić. Szczególnie, że ta myślałaby o polowaniu na ludzi a nie uśmiechało mu się tłumaczenie nieznajomej że on poluje na zwierzęta.
- Elliot
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Na obu rękach ma "rękawy" tj. tatuaże od ramion do nadgarstek.
Zawód : Bokser.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Caterina, Elise [NPC]
Moce : KP.
Re: Polana
Och tak, każdy jest nieczuły na innych, ma wyrąbane na los drugiej osoby i uwielbia to podkreślać. Jednak gdy przychodzi co do czego to okazuje się, że wcale diabeł nie taki straszny i to już powoli stawało się regułą. Przynajmniej tak to się ma do tej pory.
Aha.
Odpowiedziała zbita z tropu gdy dowiedziała się, że ma do czynienia z takim samym laikiem jak ona. Wygląda na to, że to kompletny koniec dla jej ukochanego auta, które ma już swoje lata i chyba domaga się odejścia na emeryturę. O ile na mechanice Nadia nie znała się kompletnie tak słyszała od znajomych, że zepsuty silnik to duży wydatek. Skoro tak będzie, to chyba marne szanse na kupno nowego. Lepiej upewnić się, co jest nie tak, u mechanika i sprzedać truchło. A co to oznacza? Otóż nic innego jak konkretny powód do zakupy czegoś innego, czegoś nowego. Długo nie trzeba będzie jej namawiać. Wszak powszechnie wiadomo, że dla kobiety każdy zakup jest źródłem niewyjaśnionego szczęścia.
Kobieta zrobiła dwa kroki do przodu aby lekko się nachylić ku przodowi i zerknąć na przyczynę zadymienia. Oczywiście zachowała bezpieczną odległość na wszelki wypadek… Wampir na coś popatrzył, chwilę pomyślał i schylił się podnosząc z ziemi czajnik wypełniony wrzątkiem. Fajna moc, ciekawe czy umie wyczarować tylko czajnik z wodą czy jeszcze inne przydatne przedmioty. Polanie silnika sprawiło, że przez chwilę było jeszcze więcej pary ale z czasem zniknęła całkiem. Nadia naturalnie rozpędziła się żeby włączyć silnik ale nie mogła tego zrobić natychmiast. Musiała odczekać kilka chwil a na to nie miała ochoty
Nie chce tu czekać. Najwyżej wpadnę po niego jutro tylko trzeba go zamknąć.
Kobieta otworzyła drzwi od strony kierowcy, oparła kolano na siedzeniu i sięgnęła po coś na stronie pasażera. Wrzuciła do torebki zupełnie rozładowany telefon i portfel. Zasunęła suwak i wysiadła zamykając przy okazji drzwi.
Można już opuścić maskę?
Jeśli Elliot to zrobi, Nadia zamknie auto z pilota.
Jeśli to nie problem to podrzuć mnie do domu. Tak w ogóle: Nadia.
Przedstawiła się bo nawet nie wiedziała do tej pory z kim rozmawia i kto jej pomaga. Po tym jak usłyszała imię swego "wybawcy" oboje wsiedli do auta i ruszyli w dół, w kierunku miasta.
z\t x2
Aha.
Odpowiedziała zbita z tropu gdy dowiedziała się, że ma do czynienia z takim samym laikiem jak ona. Wygląda na to, że to kompletny koniec dla jej ukochanego auta, które ma już swoje lata i chyba domaga się odejścia na emeryturę. O ile na mechanice Nadia nie znała się kompletnie tak słyszała od znajomych, że zepsuty silnik to duży wydatek. Skoro tak będzie, to chyba marne szanse na kupno nowego. Lepiej upewnić się, co jest nie tak, u mechanika i sprzedać truchło. A co to oznacza? Otóż nic innego jak konkretny powód do zakupy czegoś innego, czegoś nowego. Długo nie trzeba będzie jej namawiać. Wszak powszechnie wiadomo, że dla kobiety każdy zakup jest źródłem niewyjaśnionego szczęścia.
Kobieta zrobiła dwa kroki do przodu aby lekko się nachylić ku przodowi i zerknąć na przyczynę zadymienia. Oczywiście zachowała bezpieczną odległość na wszelki wypadek… Wampir na coś popatrzył, chwilę pomyślał i schylił się podnosząc z ziemi czajnik wypełniony wrzątkiem. Fajna moc, ciekawe czy umie wyczarować tylko czajnik z wodą czy jeszcze inne przydatne przedmioty. Polanie silnika sprawiło, że przez chwilę było jeszcze więcej pary ale z czasem zniknęła całkiem. Nadia naturalnie rozpędziła się żeby włączyć silnik ale nie mogła tego zrobić natychmiast. Musiała odczekać kilka chwil a na to nie miała ochoty
Nie chce tu czekać. Najwyżej wpadnę po niego jutro tylko trzeba go zamknąć.
Kobieta otworzyła drzwi od strony kierowcy, oparła kolano na siedzeniu i sięgnęła po coś na stronie pasażera. Wrzuciła do torebki zupełnie rozładowany telefon i portfel. Zasunęła suwak i wysiadła zamykając przy okazji drzwi.
Można już opuścić maskę?
Jeśli Elliot to zrobi, Nadia zamknie auto z pilota.
Jeśli to nie problem to podrzuć mnie do domu. Tak w ogóle: Nadia.
Przedstawiła się bo nawet nie wiedziała do tej pory z kim rozmawia i kto jej pomaga. Po tym jak usłyszała imię swego "wybawcy" oboje wsiedli do auta i ruszyli w dół, w kierunku miasta.
z\t x2
- Nadia
- Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Dobrze ukryte
Zawód : Dziennikarka/Fotograf
Pan/i | Sługa : Leo
Moce : Telekineza, blokada umysłu, "pan i sługa", polimorfia
Re: Polana
Wysoka trawa falowała niczym wzburzone morze targane porywistym wiatrem. Ciemna postać płynęła powoli pośród gęstwiny. Burza białych włosów wyróżniała ją na tle odcieni zieleni. Szare uschnięte drzewo niczym latarnia wskazywała jedyne bezpieczne miejsce. Młody mężczyzna oparł się o martwą korę i głośno westchnął.
~ Tego było mi trzeba - pomyślał i powoli osunął się na chłodną ziemię.
Zdawać by się mogło że po całym dniu w zgiełku, odpoczynek w takim miejscu jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Często tu przychodził gdy miał dosyć ludzi, oraz innych istot rozumnych.
Głośne prychnięcie oznajmiło początek przedstawienia. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i podniósł głowę. Stado galopujących koni wtargnęło na polanę jakby traktowały ją jako swój dom. Ciemno szare klacze, brązowe samce. Gdzieniegdzie wesoło podskakiwały czarne źrebaki. Beztroskie zwierzęta toczyły swój żywot jakby kompletnie nieświadome jego obecności. A przecież był tak blisko... Bywały tu codziennie o tej samej porze. Jedyna stała rzecz w jego życiu, której kurczowo się trzymał. Uniósł głowę wyżej i pozwolił by wiatr rzucał jego włosami, tak samo jak rzucał grzywami tych szlachetnych istot.
Nagłe uczucie zgięło go w pół. Wbił palce w mięką ziemię. Jeszcze nie pora. Za wcześnie. To tylko głód. To tylko chęć, nie potrzeba. Jeszcze nie. Jeszcze kilka dni.
Szelest trawy, inny niż wszystkie dotarł do jego zmysłów. Unosząc głowę dostrzegł źrebię dosłownie kilka metrów od siebie. Obserwowało go z zaciekawieniem. Poruszało nozdrzami, jak gdyby chciało poczuć z czym też ma do czynienia. Vermillion zamarł. Nie ze strachu. Chciał zobaczyć reakcję zwierzęcia.
Koń wykonał kilka ostrożnych kroków do przodu tylko po to by zaraz wesoło podskoczyć i pognać
z powrotem do swoich pobratymców.
Wampir spokojnie oparł się o drzewo i znowu uśmiechnął. W jego głowie pojawił się obraz sióstr wesoło biegnących w objęcia ojca.
Otworzył szerzej oczy.
Co to miało znaczyć? Skąd ta myśl? Nigdy nie miał wspomnień związanych z rodziną.
Poczuł wewnętrzny niepokój. Czyżby dopiero teraz zaczęło do niego wszystko docierać?
Nie, to nie możliwe.
Kilka głębszych oddechów oczyściło jego umysł.
~ Tego było mi trzeba - pomyślał i powoli osunął się na chłodną ziemię.
Zdawać by się mogło że po całym dniu w zgiełku, odpoczynek w takim miejscu jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Często tu przychodził gdy miał dosyć ludzi, oraz innych istot rozumnych.
Głośne prychnięcie oznajmiło początek przedstawienia. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i podniósł głowę. Stado galopujących koni wtargnęło na polanę jakby traktowały ją jako swój dom. Ciemno szare klacze, brązowe samce. Gdzieniegdzie wesoło podskakiwały czarne źrebaki. Beztroskie zwierzęta toczyły swój żywot jakby kompletnie nieświadome jego obecności. A przecież był tak blisko... Bywały tu codziennie o tej samej porze. Jedyna stała rzecz w jego życiu, której kurczowo się trzymał. Uniósł głowę wyżej i pozwolił by wiatr rzucał jego włosami, tak samo jak rzucał grzywami tych szlachetnych istot.
Nagłe uczucie zgięło go w pół. Wbił palce w mięką ziemię. Jeszcze nie pora. Za wcześnie. To tylko głód. To tylko chęć, nie potrzeba. Jeszcze nie. Jeszcze kilka dni.
Szelest trawy, inny niż wszystkie dotarł do jego zmysłów. Unosząc głowę dostrzegł źrebię dosłownie kilka metrów od siebie. Obserwowało go z zaciekawieniem. Poruszało nozdrzami, jak gdyby chciało poczuć z czym też ma do czynienia. Vermillion zamarł. Nie ze strachu. Chciał zobaczyć reakcję zwierzęcia.
Koń wykonał kilka ostrożnych kroków do przodu tylko po to by zaraz wesoło podskoczyć i pognać
z powrotem do swoich pobratymców.
Wampir spokojnie oparł się o drzewo i znowu uśmiechnął. W jego głowie pojawił się obraz sióstr wesoło biegnących w objęcia ojca.
Otworzył szerzej oczy.
Co to miało znaczyć? Skąd ta myśl? Nigdy nie miał wspomnień związanych z rodziną.
Poczuł wewnętrzny niepokój. Czyżby dopiero teraz zaczęło do niego wszystko docierać?
Nie, to nie możliwe.
Kilka głębszych oddechów oczyściło jego umysł.
- Gość
- Gość
Re: Polana
Gabriella była w takim szoku, że niemal nie czuła rosnącego w niej zmęczenia. Powinna się położyć, jednakże pewne sprawy były pilniejsze. Szybko wybrała numer ''matki'' po czym odetchnęła głęboko, zamykając na moment oczy. Nawet nie wiedziała gdzie się kieruje, chociaż w tej chwili było to mało ważne.
- Mamo, mamo? Czekaj, nie przerywaj mi teraz. Tak, dotarłam już do akademii, ale.. dzieją się tutaj dziwne rzeczy. Nie dość, że tutejsi mają bardzo dziwny język, to jeszcze noszą takie przerażające, czerwone soczewki, a ich zachowanie.. cóż pozostawia wiele do życzenia. Co? Nie, dla mnie są mili. Po prostu skaczą sobie do gardeł z byle powodu, a wtedy ich soczewki świecą na czerwono i.. - Zakończyła, słysząc pikanie w telefonie. Pięknie. Słaba bateria, telefon się wyłączył. Gdzie w ogóle ona polazła? Cóż to za odludzie?
Yuna jęknęła, czując ból w okolicach brzucha. Znowu? Akurat tutaj? Ze zrezygnowaniem pociągnęła nosem, ponownie czując strach, gdy zobaczyła te czerwone oczy Black i jej towarzyszek. W zasadzie to wszystko działo się tak szybko.. a ona po prostu sobie uciekła. Powinna poczekać, dowiedzieć się.. lecz nie, jak zawsze musiała być tchórzem.
Przeklęta idiotka. Stwierdziła w myślach, przechodząc przez polanę w zamyśleniu. Chyba szła w złą stronę, chociaż.. ach ten idealny brak orientacji. Kiedyś znajomi z byłej szkoły żartowali, że jak gdzieś wyjdzie to się zgubi i już nie wróci. Czyżby dziś ten żart miał stać się prawdą? Albo że ktoś ją porwie i sprzeda za wielbłądy. To były czasy.
Na śniadej twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Nie pasowała jednak to tamtego świata, ponieważ nie mogła cały czas udawać, że wszystko z nią w porządku. Ale to pogadanki na później.
Póki co skierowała swoje błękitne oczy w stronę fioletowego kwiatka, który urzekł ją swoim wyglądem. Po chwili zaczęła się śmiać i z lękiem w oczach rozejrzała się po okolicy. Ona się zgubiła, a zachciało jej się badyle podziwiać? Idiotka!
- Przecież nie jestem daleko od szkoły.. - Mruknęła sama do siebie, idąc do przodu. Stawiała pewne kroki i choć ból brzucha powrócił, nie dała po sobie tego poznać. Coś usłyszała, chyba jakieś zwierzaki. Może stado sarenek?
Sapnęła, nie zatrzymując się. W końcu trafi na drogę, albo na.. człowieka.
Zamarła, wstrzymując oddech.
Ktoś stał przy drzewie, opierając się o nie. Mężczyzna, chyba starszy od niej, z prawie białymi włosami. Nie widziała dokładnie jego twarzy, ponieważ stał bokiem. Tak czy siak, dziewczynę zamurowało. A jeśli to jakiś złoczyńca? Psychiczny myśliwy? Okrutny gwałciciel?
Wciąż stała i dopiero teraz poczuła, jak zaczyna jej brakować powietrza.
Po terenie rozległo się głośne kaszlnięcie, które na pewno spłoszy koniki (których Gab nawet nie widziała), a przy okazji zdradzi swoją tymczasową kryjówkę. Co powinna robić? Uciekać, odezwać się? A może zesikać?
Milczała, jakby miała nadzieję, że obcy jej nie zauważy i sobie pójdzie. Panika w jej wnętrzu narastała, a przecież obiecała sobie być odważna. Ale nie tutaj. Znowu zachowała się jak małolata, szukająca wrażeń.
A przecież chciała tylko podzielić się wrażeniami ze swoją ''matką''. Naprawdę zawsze musiała się w coś wpakować?
- Mamo, mamo? Czekaj, nie przerywaj mi teraz. Tak, dotarłam już do akademii, ale.. dzieją się tutaj dziwne rzeczy. Nie dość, że tutejsi mają bardzo dziwny język, to jeszcze noszą takie przerażające, czerwone soczewki, a ich zachowanie.. cóż pozostawia wiele do życzenia. Co? Nie, dla mnie są mili. Po prostu skaczą sobie do gardeł z byle powodu, a wtedy ich soczewki świecą na czerwono i.. - Zakończyła, słysząc pikanie w telefonie. Pięknie. Słaba bateria, telefon się wyłączył. Gdzie w ogóle ona polazła? Cóż to za odludzie?
Yuna jęknęła, czując ból w okolicach brzucha. Znowu? Akurat tutaj? Ze zrezygnowaniem pociągnęła nosem, ponownie czując strach, gdy zobaczyła te czerwone oczy Black i jej towarzyszek. W zasadzie to wszystko działo się tak szybko.. a ona po prostu sobie uciekła. Powinna poczekać, dowiedzieć się.. lecz nie, jak zawsze musiała być tchórzem.
Przeklęta idiotka. Stwierdziła w myślach, przechodząc przez polanę w zamyśleniu. Chyba szła w złą stronę, chociaż.. ach ten idealny brak orientacji. Kiedyś znajomi z byłej szkoły żartowali, że jak gdzieś wyjdzie to się zgubi i już nie wróci. Czyżby dziś ten żart miał stać się prawdą? Albo że ktoś ją porwie i sprzeda za wielbłądy. To były czasy.
Na śniadej twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Nie pasowała jednak to tamtego świata, ponieważ nie mogła cały czas udawać, że wszystko z nią w porządku. Ale to pogadanki na później.
Póki co skierowała swoje błękitne oczy w stronę fioletowego kwiatka, który urzekł ją swoim wyglądem. Po chwili zaczęła się śmiać i z lękiem w oczach rozejrzała się po okolicy. Ona się zgubiła, a zachciało jej się badyle podziwiać? Idiotka!
- Przecież nie jestem daleko od szkoły.. - Mruknęła sama do siebie, idąc do przodu. Stawiała pewne kroki i choć ból brzucha powrócił, nie dała po sobie tego poznać. Coś usłyszała, chyba jakieś zwierzaki. Może stado sarenek?
Sapnęła, nie zatrzymując się. W końcu trafi na drogę, albo na.. człowieka.
Zamarła, wstrzymując oddech.
Ktoś stał przy drzewie, opierając się o nie. Mężczyzna, chyba starszy od niej, z prawie białymi włosami. Nie widziała dokładnie jego twarzy, ponieważ stał bokiem. Tak czy siak, dziewczynę zamurowało. A jeśli to jakiś złoczyńca? Psychiczny myśliwy? Okrutny gwałciciel?
Wciąż stała i dopiero teraz poczuła, jak zaczyna jej brakować powietrza.
Po terenie rozległo się głośne kaszlnięcie, które na pewno spłoszy koniki (których Gab nawet nie widziała), a przy okazji zdradzi swoją tymczasową kryjówkę. Co powinna robić? Uciekać, odezwać się? A może zesikać?
Milczała, jakby miała nadzieję, że obcy jej nie zauważy i sobie pójdzie. Panika w jej wnętrzu narastała, a przecież obiecała sobie być odważna. Ale nie tutaj. Znowu zachowała się jak małolata, szukająca wrażeń.
A przecież chciała tylko podzielić się wrażeniami ze swoją ''matką''. Naprawdę zawsze musiała się w coś wpakować?
- Gość
- Gość
Re: Polana
Sielanka trwała w najlepsze, na tyle dobrze że Vermillion przez krótką chwilę miał ochotę spróbować dosiąść jednego z koni. Poczuł przypływ energii, nawet już wstał. Niestety szybko powrócił myślami na ziemię. Wiedział że to i tak nie będzie miało sensu. Tak jak większość rzeczy które przemijają przez jego życie. No właśnie. Przemijają. Konie w końcu zdechną. On będzie trwał. Nic się nie zmieni.
Silny wicher świszczał i zagłuszał otoczenie. Postanowił że posiedzi jeszcze maksymalnie godzinę i wróci do domu. Po raz pierwszy w życiu nie miał ochoty obserwować jak konie śpią.
To miała być nudna godzina...
Kaszel...
Kaszel?!
Niespodziewany odgłos wyrwał go z letargu. Spłoszone konie rozbiegły się na wszystkie strony. Rozejrzał się, i po swojej lewej stronie dostrzegł postać, oddaloną mniej więcej o 20 metrów.
Człowiek... kobieta. Skąd ona się tu wzięła? Jak na złość, w najbardziej odludnionym miejscu musi się ktoś pojawić i zakłócić jego spokój.
Przyjrzał się jej dokładnie. Była bardzo młoda, nie mogła mieć więcej niż 20 lat. Może nawet mniej...
Wyglądała na przestraszoną i zagubioną. Zdawać by się mogło że jego obecność wcale jej nie radowała.
Boi się mnie? - pomyślał.
Ludzie na prawdę są dziwni. Będąc zagubionym zazwyczaj radują się na widok drugiej osoby. Widać, ta dziewczyna działa inaczej.
Stali tak przez dłuższą chwilę wpatrując się w siebie. Ona przerażona, nie wiedząc co zrobić. On znudzony, zastanawiając się co zrobić.
Trwałoby to pewnie dłużej gdyby nie fakt iż jeden z koni zawrócił i szarżował prosto na dziewczynę.
Widziała to. Była świadoma niebezpieczeństwa. Mimo to stała jak wryta, prawdopodobnie sparaliżowana strachem.
Vermillion zamknął oczy.
Nie mieszaj się. To tylko człowiek. Jeden z wielu milionów. Tak czy siak zginie. Przeminie. A Ty będziesz trwać
Otworzył oczy. Koń był coraz bliżej.
Nie pakuj się w to.
Pozostało kilkanaście metrów.
- Cholera - szepnął do siebie i ruszył.
Sapiący dziko ogier szarżował bez opamiętania, prawdopodobnie uznając dziewczynę za zagrożenie dla stada. Był już prawie przy niej gdy nagle zarył kopytami i zatrzymał się.
Dziewczyna mogła dostrzec że przed nią stoi Vermillion, obrócony tyłem do niej a przodem do konia. Miał wyciągniętą rękę.
Zawsze słuchają się wampirów - pomyślał kładąc otwartą dłoń na pysku zwierzęcia.
Zmarszczył nagle nos, i poczuł ogromne kłucie w brzuchu, jednak nie dał po sobie poznać.
Krew?
Obrócił się w stronę dziewczyny a zwierze uciekło. Zmierzył ją swoimi czerwonymi ślepiami tajemniczo bijącymi spod białej grzywy.
- Jesteś ranna? Co robisz tak daleko od miasta? - Zapytał wkładając ręce do kieszeni płaszcza. Uśmiechnął się nieznacznie, zamkniętymi ustami. Starał się nie odsłaniać kłów. W ogóle nie pokazywać zębów.
Skąd ta krew? Nie widzę nigdzie żeby miała podarte ubrania...
Silny wicher świszczał i zagłuszał otoczenie. Postanowił że posiedzi jeszcze maksymalnie godzinę i wróci do domu. Po raz pierwszy w życiu nie miał ochoty obserwować jak konie śpią.
To miała być nudna godzina...
Kaszel...
Kaszel?!
Niespodziewany odgłos wyrwał go z letargu. Spłoszone konie rozbiegły się na wszystkie strony. Rozejrzał się, i po swojej lewej stronie dostrzegł postać, oddaloną mniej więcej o 20 metrów.
Człowiek... kobieta. Skąd ona się tu wzięła? Jak na złość, w najbardziej odludnionym miejscu musi się ktoś pojawić i zakłócić jego spokój.
Przyjrzał się jej dokładnie. Była bardzo młoda, nie mogła mieć więcej niż 20 lat. Może nawet mniej...
Wyglądała na przestraszoną i zagubioną. Zdawać by się mogło że jego obecność wcale jej nie radowała.
Boi się mnie? - pomyślał.
Ludzie na prawdę są dziwni. Będąc zagubionym zazwyczaj radują się na widok drugiej osoby. Widać, ta dziewczyna działa inaczej.
Stali tak przez dłuższą chwilę wpatrując się w siebie. Ona przerażona, nie wiedząc co zrobić. On znudzony, zastanawiając się co zrobić.
Trwałoby to pewnie dłużej gdyby nie fakt iż jeden z koni zawrócił i szarżował prosto na dziewczynę.
Widziała to. Była świadoma niebezpieczeństwa. Mimo to stała jak wryta, prawdopodobnie sparaliżowana strachem.
Vermillion zamknął oczy.
Nie mieszaj się. To tylko człowiek. Jeden z wielu milionów. Tak czy siak zginie. Przeminie. A Ty będziesz trwać
Otworzył oczy. Koń był coraz bliżej.
Nie pakuj się w to.
Pozostało kilkanaście metrów.
- Cholera - szepnął do siebie i ruszył.
Sapiący dziko ogier szarżował bez opamiętania, prawdopodobnie uznając dziewczynę za zagrożenie dla stada. Był już prawie przy niej gdy nagle zarył kopytami i zatrzymał się.
Dziewczyna mogła dostrzec że przed nią stoi Vermillion, obrócony tyłem do niej a przodem do konia. Miał wyciągniętą rękę.
Zawsze słuchają się wampirów - pomyślał kładąc otwartą dłoń na pysku zwierzęcia.
Zmarszczył nagle nos, i poczuł ogromne kłucie w brzuchu, jednak nie dał po sobie poznać.
Krew?
Obrócił się w stronę dziewczyny a zwierze uciekło. Zmierzył ją swoimi czerwonymi ślepiami tajemniczo bijącymi spod białej grzywy.
- Jesteś ranna? Co robisz tak daleko od miasta? - Zapytał wkładając ręce do kieszeni płaszcza. Uśmiechnął się nieznacznie, zamkniętymi ustami. Starał się nie odsłaniać kłów. W ogóle nie pokazywać zębów.
Skąd ta krew? Nie widzę nigdzie żeby miała podarte ubrania...
- Gość
- Gość
Re: Polana
Obrócił się. Zobaczył ją. Milczeli.
Oddychała szybko, wciąż będąc w lekkim szoku. Co niby ma zrobić? Gdy ich oczy się spotkały coś w niej zamarło i znowu nie mogła się ruszyć. Tak jak kiedyś, tamtego wieczoru.. Zamrugała, chcąc wydać z siebie głośny krzyk. Kolejne dziwadło w soczewkach.. co z tymi ludźmi było nie tak?
Zanim jednak zdołała cokolwiek z siebie wykrzesać, zauważyła biegnące w jej stronę zwierze.
Potężny koń zamierzał ją stratować, a ona stała jak wryta. Rusz się idiotko! Wrzeszczał głos w jej głowie, lecz dziewczyna nic z tym nie zrobiła. Zginąć pierwszego dnia przeprowadzki? Nigdy nie zastanawiała się jak wygląda śmierć, ani też nie spodziewała się jej tak nagle.
Wszystko działo się tak cholernie szybko. Paraliż ciała nie ustąpił nawet na chwilę, kiedy to koń był już naprawdę blisko. Zostanie stratowana na oczach człowieka, który najwyraźniej miał to gdzieś.
Zamknęła oczy.
Cisza. Nie słyszała już szarżującego konia, ani nawet własnych myśli. Nie bolało? Przecież śmierć powinna boleć. Dziewczyna otworzyła oczy i wzdrygnęła się. Nieznajomy znajdował się niebezpiecznie blisko. Z pewnością czuł jej płytki oddech na plecach, które przykryte były jakimś dziwnym płaszczem. Wychyliła się, widząc całkowicie uspokojne zwierzę, które nie zamierzało już ją stratować. Jak to możliwe? Skąd obcy znalazł się tak szybko? Dlaczego on nie został zaatakowany? Gdy się obrócił, Gab tylko poczuła jak niemal uginają się jej nogi. Był wyższy, umięśniony, a z jego oczu biła drapieżność powiązana z wrogością. Tak, to właściwie Yuna widziała.
Przyjrzała się jego delikatnym rysom, bladej skórze i postrzępionym włosom.
- Ja.. to znaczy.. to nic takiego. - Wydukała, cofając się o krok. Przerażenie nie ustąpiło, ponieważ uczennica zdawała sobie sprawę, iż nie jest nigdzie ranna. Jak każda normalna kobieta przeżywała okres.. i on to wyczuł. W lesie. Znowu wpakowała się w coś zaskakująco chorego.
Jej błękitne oczy biły chłodem i strachem. Za dużo pytań na raz i znowu zrobiła z siebie niemowę.
- Jak.. jak znalazłeś się tak szybko? I.. ten koń.. - Mruknęła, nie mogąc oderwać wzroku od tych przeklętych oczu. Nie wydawał się mieć złych zamiarów, aczkolwiek jego ubiór pozostawiał wiele do życzenia. Co on robił w lesie? W sumie Gab nawet nie miała pojęcia jak daleko jest od miasta. Nie wiedziała o żadnych zagrożeniach, a przecież w każdej chwili mogła stać się łatwą ofiarą.
- Poszłam na spacer, rozmawiałam przez telefon i.. - Urwała, chwytając się za brzuch. Nieźle ją rozbolał, ale to chyba przez te wrażenia. Czy dzisiejszy dzień się kiedyś skończy? Najpierw dziwna sytuacja z Beatrice i Lucasem, a teraz nieznajomy ratujący ją przed atakiem konia.
Cholera.. Rzekła w myślach, prostując się nieco. Niestety ból nie ustąpił nawet na chwilę.
- A Ty co tutaj robisz? - Odparła, przełykając głośno ślinę. Nie znała jego zamiarów, ale.. nie miała żadnej pewności co się dalej wydarzy. Nieznajomy był straszny, więc Gabriella odczuwała strach. Szybko przeanalizowała całą sytuację.
Mężczyzna, las, nikt nie usłyszy jej krzyków, nikt nie wie gdzie jest.. czy naprawdę mogłaby zostać porwana? Jeżeli nie chciała, powinna prowadzić jakaś rozmowę z białowłosym. Tak było na filmach.
Ale coś nie pozwalało jej się normalnie wypowiadać. Pewność siebie prysnęła jak bańka mydlana. Założyła ręce na piersi, czując nieprzyjemny chłód. Robiło się coraz później, a ona wciąż znajdowała się na jakimś zadupiu z obcym facetem. Duże, błękitne oczy skierowała na wampira. Co teraz?
Oddychała szybko, wciąż będąc w lekkim szoku. Co niby ma zrobić? Gdy ich oczy się spotkały coś w niej zamarło i znowu nie mogła się ruszyć. Tak jak kiedyś, tamtego wieczoru.. Zamrugała, chcąc wydać z siebie głośny krzyk. Kolejne dziwadło w soczewkach.. co z tymi ludźmi było nie tak?
Zanim jednak zdołała cokolwiek z siebie wykrzesać, zauważyła biegnące w jej stronę zwierze.
Potężny koń zamierzał ją stratować, a ona stała jak wryta. Rusz się idiotko! Wrzeszczał głos w jej głowie, lecz dziewczyna nic z tym nie zrobiła. Zginąć pierwszego dnia przeprowadzki? Nigdy nie zastanawiała się jak wygląda śmierć, ani też nie spodziewała się jej tak nagle.
Wszystko działo się tak cholernie szybko. Paraliż ciała nie ustąpił nawet na chwilę, kiedy to koń był już naprawdę blisko. Zostanie stratowana na oczach człowieka, który najwyraźniej miał to gdzieś.
Zamknęła oczy.
Cisza. Nie słyszała już szarżującego konia, ani nawet własnych myśli. Nie bolało? Przecież śmierć powinna boleć. Dziewczyna otworzyła oczy i wzdrygnęła się. Nieznajomy znajdował się niebezpiecznie blisko. Z pewnością czuł jej płytki oddech na plecach, które przykryte były jakimś dziwnym płaszczem. Wychyliła się, widząc całkowicie uspokojne zwierzę, które nie zamierzało już ją stratować. Jak to możliwe? Skąd obcy znalazł się tak szybko? Dlaczego on nie został zaatakowany? Gdy się obrócił, Gab tylko poczuła jak niemal uginają się jej nogi. Był wyższy, umięśniony, a z jego oczu biła drapieżność powiązana z wrogością. Tak, to właściwie Yuna widziała.
Przyjrzała się jego delikatnym rysom, bladej skórze i postrzępionym włosom.
- Ja.. to znaczy.. to nic takiego. - Wydukała, cofając się o krok. Przerażenie nie ustąpiło, ponieważ uczennica zdawała sobie sprawę, iż nie jest nigdzie ranna. Jak każda normalna kobieta przeżywała okres.. i on to wyczuł. W lesie. Znowu wpakowała się w coś zaskakująco chorego.
Jej błękitne oczy biły chłodem i strachem. Za dużo pytań na raz i znowu zrobiła z siebie niemowę.
- Jak.. jak znalazłeś się tak szybko? I.. ten koń.. - Mruknęła, nie mogąc oderwać wzroku od tych przeklętych oczu. Nie wydawał się mieć złych zamiarów, aczkolwiek jego ubiór pozostawiał wiele do życzenia. Co on robił w lesie? W sumie Gab nawet nie miała pojęcia jak daleko jest od miasta. Nie wiedziała o żadnych zagrożeniach, a przecież w każdej chwili mogła stać się łatwą ofiarą.
- Poszłam na spacer, rozmawiałam przez telefon i.. - Urwała, chwytając się za brzuch. Nieźle ją rozbolał, ale to chyba przez te wrażenia. Czy dzisiejszy dzień się kiedyś skończy? Najpierw dziwna sytuacja z Beatrice i Lucasem, a teraz nieznajomy ratujący ją przed atakiem konia.
Cholera.. Rzekła w myślach, prostując się nieco. Niestety ból nie ustąpił nawet na chwilę.
- A Ty co tutaj robisz? - Odparła, przełykając głośno ślinę. Nie znała jego zamiarów, ale.. nie miała żadnej pewności co się dalej wydarzy. Nieznajomy był straszny, więc Gabriella odczuwała strach. Szybko przeanalizowała całą sytuację.
Mężczyzna, las, nikt nie usłyszy jej krzyków, nikt nie wie gdzie jest.. czy naprawdę mogłaby zostać porwana? Jeżeli nie chciała, powinna prowadzić jakaś rozmowę z białowłosym. Tak było na filmach.
Ale coś nie pozwalało jej się normalnie wypowiadać. Pewność siebie prysnęła jak bańka mydlana. Założyła ręce na piersi, czując nieprzyjemny chłód. Robiło się coraz później, a ona wciąż znajdowała się na jakimś zadupiu z obcym facetem. Duże, błękitne oczy skierowała na wampira. Co teraz?
- Gość
- Gość
Re: Polana
Tak jak podejrzewał. Strach kompletnie zawładną jej umysłem. Nie można było się jej dziwić. Prawie zginęła, a teraz stoi po środku niczego z kompletnie nieznanym jej facetem. Chociaż musiała już wiedzieć że znajduje się na bezpiecznej pozycji po tym jak ją uratował.
Jego bystre oczy latały po jej ciele analizując każdy gest.
Zaczyna się... pytania, niedowierzanie.
Widział już że nie jest ranna. Nie musiała mówić. A jednak zapach krwi robił się coraz bardziej intensywny. Nie wiedział jeszcze dlaczego.
Dopiero teraz uświadomił sobie że jego wygląd oraz postura potęgują strach w dziewczynie.
Ludzie... - pomyślał, ciężko wzdychając i ukucnął. Przyjęcie nie dominującej postawy będzie dobrym rozwiązaniem na chwilę obecną.
Bardzo silna woń uderzyła w jego nozdrza powodując ścisk w wnętrznościach.
Och... no tak. Już wiem. Ta sytuacja robi się coraz bardziej żałosna...
Spojrzał w bok i wysłuchiwał jej bełkotu podczas oglądania uciekających w oddali koni. Dlaczego akurat teraz coś przerwało jego sielankę? Co to wszystko ma znaczyć. Nagle po 500 latach zaczęły wracać do niego wspomnienia o rodzinie, na dodatek przypałętał się tu człowiek. Może to oznaka jakiś zmian? Los chciał z nim zagrać w grę?
Dobra... chcesz grać? Zagrajmy więc
Odwrócił do niej głowę. Spojrzał głęboko w błękitne oczy wwiercając się w jej umysł. Nie potrafił do końca jej rozgryźć. Jej zachowanie było podobne do innych ludzi jednak... coś ją odróżniało.
Trzymała się za brzuch i trzęsła z zimna. No tak... ludzie. Tacy wrażliwi...
- Nie powinno Cię tu być... - Odpowiedział ignorując jej wcześniejsze pytania.
Wstał i milczał przez dłuższą chwilę obserwując ciemniejące niebo. Bił się z własnymi myślami. Doskonale wiedział jak kończą się wszystkie interakcje z ludźmi, jednak coś w głębi duszy namawiało go do brnięcia w to dalej.
Co może pójść nie tak? Zawsze to jakieś urozmaicenie tego niekończącego się życia.
Powoli zdjął swój płaszcz i podał go dziewczynie.
- Załóż - rozkazał stanowczym głosem. Wiatr wiał coraz mocniej. Jej delikatne ciało musiało być przemarznięte do kości.
- Gdzie mieszkasz? Odprowadzę Cię do domu... - Powiedział nie wierząc wciąż własnym słowom. Chciał pomóc człowiekowi. Dlaczego? Dlaczego postanowił zatańczyć do muzyki jaką właśnie wygrywał mu los?
Jego czerwone oczy czekały cierpliwie na odpowiedź.
A gdyby tak ponownie skosztować ludzkiej krwi...
Odrzucił prędko tą myśl. Zacisnął wargi.
To tylko zachcianka. Przezwycięż to
Jego bystre oczy latały po jej ciele analizując każdy gest.
Zaczyna się... pytania, niedowierzanie.
Widział już że nie jest ranna. Nie musiała mówić. A jednak zapach krwi robił się coraz bardziej intensywny. Nie wiedział jeszcze dlaczego.
Dopiero teraz uświadomił sobie że jego wygląd oraz postura potęgują strach w dziewczynie.
Ludzie... - pomyślał, ciężko wzdychając i ukucnął. Przyjęcie nie dominującej postawy będzie dobrym rozwiązaniem na chwilę obecną.
Bardzo silna woń uderzyła w jego nozdrza powodując ścisk w wnętrznościach.
Och... no tak. Już wiem. Ta sytuacja robi się coraz bardziej żałosna...
Spojrzał w bok i wysłuchiwał jej bełkotu podczas oglądania uciekających w oddali koni. Dlaczego akurat teraz coś przerwało jego sielankę? Co to wszystko ma znaczyć. Nagle po 500 latach zaczęły wracać do niego wspomnienia o rodzinie, na dodatek przypałętał się tu człowiek. Może to oznaka jakiś zmian? Los chciał z nim zagrać w grę?
Dobra... chcesz grać? Zagrajmy więc
Odwrócił do niej głowę. Spojrzał głęboko w błękitne oczy wwiercając się w jej umysł. Nie potrafił do końca jej rozgryźć. Jej zachowanie było podobne do innych ludzi jednak... coś ją odróżniało.
Trzymała się za brzuch i trzęsła z zimna. No tak... ludzie. Tacy wrażliwi...
- Nie powinno Cię tu być... - Odpowiedział ignorując jej wcześniejsze pytania.
Wstał i milczał przez dłuższą chwilę obserwując ciemniejące niebo. Bił się z własnymi myślami. Doskonale wiedział jak kończą się wszystkie interakcje z ludźmi, jednak coś w głębi duszy namawiało go do brnięcia w to dalej.
Co może pójść nie tak? Zawsze to jakieś urozmaicenie tego niekończącego się życia.
Powoli zdjął swój płaszcz i podał go dziewczynie.
- Załóż - rozkazał stanowczym głosem. Wiatr wiał coraz mocniej. Jej delikatne ciało musiało być przemarznięte do kości.
- Gdzie mieszkasz? Odprowadzę Cię do domu... - Powiedział nie wierząc wciąż własnym słowom. Chciał pomóc człowiekowi. Dlaczego? Dlaczego postanowił zatańczyć do muzyki jaką właśnie wygrywał mu los?
Jego czerwone oczy czekały cierpliwie na odpowiedź.
A gdyby tak ponownie skosztować ludzkiej krwi...
Odrzucił prędko tą myśl. Zacisnął wargi.
To tylko zachcianka. Przezwycięż to
- Gość
- Gość
Re: Polana
Strach był czymś normalnym u człowieka. Każdy z nich zareagował by podobnie jak Gabriella, która starała się uspokoić oddech. Nie można udawać bohatera, kiedy nim się nie jest. Ale czy nieznajomy stał się nim kiedy ją uratował? Chyba tak. Z upływem czasu nabrała minimalnego zaufania. Gdyby chciał coś jej zrobić to by to zrobił. Szkarłatne oczy patrzyły na nią jak na jakąś ofiarę, po co komu takie soczewki?
Kiedy ukucnął, cofnęła się o kolejny krok do tyłu. Po co to robił? W dodatku wyraz jego twarzy był dosyć.. dziwny. Uczennica przechyliła głowę na bok, a jej czarne włosy opadły na prawą stronę. Mogła je chociaż związać.
Wampir nie udzielił odpowiedzi na jej wcześniejsze pytania, sugerując, iż nie są one ważne. Mówił tylko o tym jak nie powinno jej tu być.. a przecież był to las, każdy miał prawo do niego wchodzić.
- Dlaczego? - Zapytała, przestając okazywać strach. Potrzebowała chwili aby uporać się z nim. Nawet milczenie nie było tak nieprzyjemne, jak mogło się zdawać. Gab nie spuszczała z niego oczu, zastawiając się kim mógłby być. Może myśliwym?
Kiedy ściągnął płaszcz i podał go jej, Yuna nawet się ucieszyła. Niestety kiedy go założyła, nie wyglądała już tak imponująco jak nieznajomy mężczyzna. Zaśmiała się lekko pod nosem, patrząc na przydługie rękawy.
- Dziękuję. - Odparła, unosząc głowę ku górze. Teraz wyglądała tak dziwnie jak on. Gdy wiatr mocniej zawiał, przydusiła do siebie ciepły materiał. Od razu lepiej. Pomyślała, a na słowa nieznajomego lekko się skrzywiła.
- To było gdzieś w tamtą stronę.. - Sapnęła, obracając się napięcie i wystawiając rękę. Los jednak chciał, aby odbiła się ona od kory starego drzewa, które lekko przecięło jej skórę przy palcu. Mężczyzna mógł zauważyć małą kropelkę krwi, na którą Gab patrzyła z uśmiechem. Naprawdę była taką niezdarą, aby skaleczyć się o drzewo?
Bez żadnego obrzydzenia, wzięła krew do buzi. Metaliczny posmak był całkiem dobry, a poza tym nie chciała mu splamić ubrania. Szybko jednak przypomniała sobie czerwone oczy Black i jej towarzyszek. Ciekawe czy wciąż stały przy bramie.. jeżeli tak, dziewczyna póki co wolała uniknąć z nimi spotkania. Musiała to wszystko przemyśleć.
- Mieszkam w Akademii Cross, jestem uczennicą. Ale.. nie wiem czy chcę tam wrócić, to znaczy.. - Zaplątała się w swoje własne słowa. Robiło się ciemno, a rozum nakazywał jej wrócić. Z drugiej strony wiedziała też, że gdy mężczyzna ją odprowadzi, to po prostu zniknie. Z jakiegoś dziwnego powodu Gab nie chciała do tego dopuścić.
Nie zdając sobie sprawy z wywołanej przez nią żądzy w wampirze, podeszła o krok bliżej i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję za ratunek... jesteś jakimś myśliwym? - Palnęła, starając się nie skupiać całej uwagi na jego oczach. Spojrzała na zranionego palca, widząc jak zaczyna się goić. Maleńkie cieńcie, maleńka kropelka krwi.. chyba nie było tragedii.
Obróciła się, aby dowiedzieć się skąd przyszła. Niestety otaczająca ich ciemność doskonale utrudniała jej owe zadanie, przez co w oczach dziewczyny pojawił się strach. Musiała to w sobie zamknąć, aby nie zachowywać się jak spłoszona sarna. Wystawiła zranioną rękę, w geście przywitania.
- Tak w ogóle mam na imię Gabriella. - Rzekła nieco spokojniejszym tonem, posyłając nieznajomemu skromny uśmiech.
Co jak co, ale nie powinna się go bać. Przecież nic jej nie zrobi, prawda?
Kiedy ukucnął, cofnęła się o kolejny krok do tyłu. Po co to robił? W dodatku wyraz jego twarzy był dosyć.. dziwny. Uczennica przechyliła głowę na bok, a jej czarne włosy opadły na prawą stronę. Mogła je chociaż związać.
Wampir nie udzielił odpowiedzi na jej wcześniejsze pytania, sugerując, iż nie są one ważne. Mówił tylko o tym jak nie powinno jej tu być.. a przecież był to las, każdy miał prawo do niego wchodzić.
- Dlaczego? - Zapytała, przestając okazywać strach. Potrzebowała chwili aby uporać się z nim. Nawet milczenie nie było tak nieprzyjemne, jak mogło się zdawać. Gab nie spuszczała z niego oczu, zastawiając się kim mógłby być. Może myśliwym?
Kiedy ściągnął płaszcz i podał go jej, Yuna nawet się ucieszyła. Niestety kiedy go założyła, nie wyglądała już tak imponująco jak nieznajomy mężczyzna. Zaśmiała się lekko pod nosem, patrząc na przydługie rękawy.
- Dziękuję. - Odparła, unosząc głowę ku górze. Teraz wyglądała tak dziwnie jak on. Gdy wiatr mocniej zawiał, przydusiła do siebie ciepły materiał. Od razu lepiej. Pomyślała, a na słowa nieznajomego lekko się skrzywiła.
- To było gdzieś w tamtą stronę.. - Sapnęła, obracając się napięcie i wystawiając rękę. Los jednak chciał, aby odbiła się ona od kory starego drzewa, które lekko przecięło jej skórę przy palcu. Mężczyzna mógł zauważyć małą kropelkę krwi, na którą Gab patrzyła z uśmiechem. Naprawdę była taką niezdarą, aby skaleczyć się o drzewo?
Bez żadnego obrzydzenia, wzięła krew do buzi. Metaliczny posmak był całkiem dobry, a poza tym nie chciała mu splamić ubrania. Szybko jednak przypomniała sobie czerwone oczy Black i jej towarzyszek. Ciekawe czy wciąż stały przy bramie.. jeżeli tak, dziewczyna póki co wolała uniknąć z nimi spotkania. Musiała to wszystko przemyśleć.
- Mieszkam w Akademii Cross, jestem uczennicą. Ale.. nie wiem czy chcę tam wrócić, to znaczy.. - Zaplątała się w swoje własne słowa. Robiło się ciemno, a rozum nakazywał jej wrócić. Z drugiej strony wiedziała też, że gdy mężczyzna ją odprowadzi, to po prostu zniknie. Z jakiegoś dziwnego powodu Gab nie chciała do tego dopuścić.
Nie zdając sobie sprawy z wywołanej przez nią żądzy w wampirze, podeszła o krok bliżej i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję za ratunek... jesteś jakimś myśliwym? - Palnęła, starając się nie skupiać całej uwagi na jego oczach. Spojrzała na zranionego palca, widząc jak zaczyna się goić. Maleńkie cieńcie, maleńka kropelka krwi.. chyba nie było tragedii.
Obróciła się, aby dowiedzieć się skąd przyszła. Niestety otaczająca ich ciemność doskonale utrudniała jej owe zadanie, przez co w oczach dziewczyny pojawił się strach. Musiała to w sobie zamknąć, aby nie zachowywać się jak spłoszona sarna. Wystawiła zranioną rękę, w geście przywitania.
- Tak w ogóle mam na imię Gabriella. - Rzekła nieco spokojniejszym tonem, posyłając nieznajomemu skromny uśmiech.
Co jak co, ale nie powinna się go bać. Przecież nic jej nie zrobi, prawda?
- Gość
- Gość
Re: Polana
- O tej porze robi się tu niebezpiecznie odpowiedział enigmatycznie, ale zgodnie z prawdą. Już za dnia zagrożeniem były dzikie konie. Z natury pokojowe zwierzęta, nieobliczalne gdy wystraszone.
Przestała się bać, to dobrze. To ułatwi większość spraw.
Gdy założyła płaszcz i zobaczył jak komicznie w nim wygląda nie mógł powstrzymać uśmiechu. Nie było to szydercze uczucie, raczej... coś ciepłego wewnątrz jego duszy. Ponownie spojrzał w bok uśmiechając się do siebie. Przez chwilę nawet zapomniał o tym by nie obnażać kłów. Przeczesał dłonią grzywkę a w jego głowie pojawił się obraz jednej z sióstr, próbującej upodobnić się do ojca poprzez zakładanie jego koszul. Wyglądała dokładnie tak samo, rękawy za długie prawie o połowę.
Momentalnie spoważniał.
Dlaczego... co to ma znaczyć?
Spuścił nieznacznie głowę pogrążony w myślach.
Nic do nich nie czułeś. Zero więzi, pamiętasz?
Nie odpowiedział nic na jej podziękowania. Nie widział potrzeby w odzywaniu się.
Gdy próbowała wskazać drogę uderzyła w drzewo. Vermillion automatycznie poczuł zażenowanie niezdarnością ludzką, jednak gdy zobaczył jej uśmiech oraz to jak pociesznie zareagowała na swoją wpadkę, myśl ta bardzo szybko go opuściła. Na jego twarzy ponownie namalował się uśmiech, niestety na krótką chwilę.
Oboje patrzyli na kroplę krwi spływającą z jej palca. Wiatr zawiał w jego stronę niosąc zapach.
Dlaczego jej woń jest taka intensywna? pomyślał zaciskając wargi. Czuł jak kły wpijają mu się w usta. Z krwawej hipnozy wyrwało go dopiero przemieszczenie się palca wprost do jej ust. Vermillion wciąż patrzył z poważną miną.
Też chciałbym ją posmakować... Cholera! Zamknął oczy i przygryzł wargę. Jej krew już przez materiał ubrań niosła smakowitą, słodką woń, jednak to co poczuł teraz przerosło wszelkie jego oczekiwania. Dostawał skrętu wnętrzności na myśl o chociażby kropelce.
Nie. Bądź. Potworem.
Wziął głęboki oddech i uspokoił się. Na jego twarz znowu powróciła obojętna mina.
Jest uczennicą. Mieszka w akademiku. Vermillion doskonale wiedział gdzie to jest, nie będzie problemu z odprowadzeniem jej. Zastanawiał się jednak nad jej ostatnimi słowami. Co miało oznaczać to że nie chce wracać? Młodzieńczy bunt? Czy może złamane serce? Trudno było mu stwierdzić, ludzie zawsze byli pełni sprzecznych emocji. Tacy łatwi do wyprowadzenia z równowagi, tacy...
Nieobliczalni... powiedział w myślach mrużąc oczy.
- Dlaczego nie chcesz wrac... - urwał gdy podeszła bliżej.
Ona tak na prawdę? Cały jej ubiór jest przesiąknięty jej zapachem
Vermillion przez chwilę poczuł się słabo, woń była tak intensywna że myślał iż za chwilę dostanie ślinotoku.
- Nie, ja... - - przerwał na chwilę. Nie potrafił zebrać myśli, skupiał się na walce z własną naturą - po prostu sobie wędruję
Świetnie. Idealna odpowiedź. Ogarnij się
Wystawiła do niego zranioną rękę. Spojrzał na dłoń z żądzą w oczach.
Napij się. To tylko człowiek. Jeden z wielu milionów. Napij się
Przeniósł wzrok wyżej. Ich oczy spotkały się. Jej, błękitne, pełne zaciekawienia ale również i strachu. Jego, intrygujące a jednocześnie groźne.
Gabriella...
Złapał ją lewą ręką za nadgarstek. Przyciągnął powoli i delikatnie do siebie, pochylił i prawą ręką sięgnął do kieszeni płaszcza który miała na sobie. Wyciągnął z niej świeżą gazę po czym starannie owinął jej zranionego palca.
Lepiej. Przynajmniej jedno źródło zapachu zostało po części ograniczone...
Odetchnął z ulgą i odszedł kawałek na bok, znowu spoglądając w niebo na którym powoli zaczynały rozpalać się gwiazdy.
Po raz kolejny udało mu się opamiętać. Zwycięstwo nad własną naturą zawsze podnosiło go na duchu.
- Miasto jest w przeciwnym kierunku niż pokazałaś, Gabriello... - Odpowiedział nie odwracając się w jej stronę. Dlaczego czuł że to wszystko nie zakończy się tylko odprowadzeniem jej do domu? Złapał delikatnie za włosy i odgarnął grzywkę z czoła. Po chwili ciszy i namysłu obrócił się w jej stronę, podszedł bliżej i spojrzał głęboko w oczy. Na tyle głęboko że mogła czuć się przed nim naga.
- Dlaczego nie chcesz tam wracać?
Jego wzrok mówił "nie masz wyjścia, musisz powiedzieć mi prawdę".
Przestała się bać, to dobrze. To ułatwi większość spraw.
Gdy założyła płaszcz i zobaczył jak komicznie w nim wygląda nie mógł powstrzymać uśmiechu. Nie było to szydercze uczucie, raczej... coś ciepłego wewnątrz jego duszy. Ponownie spojrzał w bok uśmiechając się do siebie. Przez chwilę nawet zapomniał o tym by nie obnażać kłów. Przeczesał dłonią grzywkę a w jego głowie pojawił się obraz jednej z sióstr, próbującej upodobnić się do ojca poprzez zakładanie jego koszul. Wyglądała dokładnie tak samo, rękawy za długie prawie o połowę.
Momentalnie spoważniał.
Dlaczego... co to ma znaczyć?
Spuścił nieznacznie głowę pogrążony w myślach.
Nic do nich nie czułeś. Zero więzi, pamiętasz?
Nie odpowiedział nic na jej podziękowania. Nie widział potrzeby w odzywaniu się.
Gdy próbowała wskazać drogę uderzyła w drzewo. Vermillion automatycznie poczuł zażenowanie niezdarnością ludzką, jednak gdy zobaczył jej uśmiech oraz to jak pociesznie zareagowała na swoją wpadkę, myśl ta bardzo szybko go opuściła. Na jego twarzy ponownie namalował się uśmiech, niestety na krótką chwilę.
Oboje patrzyli na kroplę krwi spływającą z jej palca. Wiatr zawiał w jego stronę niosąc zapach.
Dlaczego jej woń jest taka intensywna? pomyślał zaciskając wargi. Czuł jak kły wpijają mu się w usta. Z krwawej hipnozy wyrwało go dopiero przemieszczenie się palca wprost do jej ust. Vermillion wciąż patrzył z poważną miną.
Też chciałbym ją posmakować... Cholera! Zamknął oczy i przygryzł wargę. Jej krew już przez materiał ubrań niosła smakowitą, słodką woń, jednak to co poczuł teraz przerosło wszelkie jego oczekiwania. Dostawał skrętu wnętrzności na myśl o chociażby kropelce.
Nie. Bądź. Potworem.
Wziął głęboki oddech i uspokoił się. Na jego twarz znowu powróciła obojętna mina.
Jest uczennicą. Mieszka w akademiku. Vermillion doskonale wiedział gdzie to jest, nie będzie problemu z odprowadzeniem jej. Zastanawiał się jednak nad jej ostatnimi słowami. Co miało oznaczać to że nie chce wracać? Młodzieńczy bunt? Czy może złamane serce? Trudno było mu stwierdzić, ludzie zawsze byli pełni sprzecznych emocji. Tacy łatwi do wyprowadzenia z równowagi, tacy...
Nieobliczalni... powiedział w myślach mrużąc oczy.
- Dlaczego nie chcesz wrac... - urwał gdy podeszła bliżej.
Ona tak na prawdę? Cały jej ubiór jest przesiąknięty jej zapachem
Vermillion przez chwilę poczuł się słabo, woń była tak intensywna że myślał iż za chwilę dostanie ślinotoku.
- Nie, ja... - - przerwał na chwilę. Nie potrafił zebrać myśli, skupiał się na walce z własną naturą - po prostu sobie wędruję
Świetnie. Idealna odpowiedź. Ogarnij się
Wystawiła do niego zranioną rękę. Spojrzał na dłoń z żądzą w oczach.
Napij się. To tylko człowiek. Jeden z wielu milionów. Napij się
Przeniósł wzrok wyżej. Ich oczy spotkały się. Jej, błękitne, pełne zaciekawienia ale również i strachu. Jego, intrygujące a jednocześnie groźne.
Gabriella...
Złapał ją lewą ręką za nadgarstek. Przyciągnął powoli i delikatnie do siebie, pochylił i prawą ręką sięgnął do kieszeni płaszcza który miała na sobie. Wyciągnął z niej świeżą gazę po czym starannie owinął jej zranionego palca.
Lepiej. Przynajmniej jedno źródło zapachu zostało po części ograniczone...
Odetchnął z ulgą i odszedł kawałek na bok, znowu spoglądając w niebo na którym powoli zaczynały rozpalać się gwiazdy.
Po raz kolejny udało mu się opamiętać. Zwycięstwo nad własną naturą zawsze podnosiło go na duchu.
- Miasto jest w przeciwnym kierunku niż pokazałaś, Gabriello... - Odpowiedział nie odwracając się w jej stronę. Dlaczego czuł że to wszystko nie zakończy się tylko odprowadzeniem jej do domu? Złapał delikatnie za włosy i odgarnął grzywkę z czoła. Po chwili ciszy i namysłu obrócił się w jej stronę, podszedł bliżej i spojrzał głęboko w oczy. Na tyle głęboko że mogła czuć się przed nim naga.
- Dlaczego nie chcesz tam wracać?
Jego wzrok mówił "nie masz wyjścia, musisz powiedzieć mi prawdę".
- Gość
- Gość
Re: Polana
Spojrzała na niego uważniej, przez chwilę rozglądając się po terenie. Fakt. W każdej chwili mogło coś się stać, a przecież zwierzyny w tych lasach nie mało. Mimo to uwielbiała takie spacery, tylko nie tą porą. Noc skrywała wiele tajemnic i czerwone oczy.. Wzdrygnęła się ni to z zimna, ni ze strachu. Z zamyślenia wyrwał ją jego śmiech, automatycznie zachichotała, widząc te kąciki ust uniesione ku górze. Miły dla oka widok.
Był pierwszą osobą, do której poczuła prawdziwą szczerość. A przecież znali się tylko chwilę. Widać, że był trochę zmęczony i zamyślony. Zupełnie jak ona. Gdy spoważniał, Gab przyjrzała mu się jeszcze bardziej. Biała czupryna przysłaniała mu lekko oczy. Ciekawe, jakie były jego prawdziwe patrzałka.
- Coś się stało? - Zapytała, nie do końca rozumiejąc jego zachowanie. Może był tak skrajny jak ona? Również szukał ukojenia w tym miejscu, pomimo tego, iż było niebezpieczne?
Gdy metaliczny posmak rozniósł się po jej buzi, nie czuła odrazy. Zawsze tak robiła, jakby uważała swoją krew za niezwykle wyjątkową. Zapach nie był dla niej tak wyczuwalny jak dla niego, więc tym bardziej zastanawiało ją jego zmieszanie. To tylko krew.
- No co? Przecież nie może się zmarnować. - Wydukała, gdy zamknął oczy. Na pewno poczuł obrzydzenie, skoro próbował przegryźć swoją wargę. Znowu zrobiła z siebie dziwadło.
Z zażenowaniem uniosła rękę do swojego czoła, a następnie podwinęła nieco długie rękawy. Gdy jej spojrzenie wylądowało na mężczyźnie, zauważyła, iż niewyraźnie wygląda. Z przejęciem pochyliła głowę w jego stronę.
- Boli Cię coś? - Mruknęła, starając się wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek informacje. Niestety niczego nie widziała. Był jak zamknięta księga, której nie da się otworzyć. Poza tym to normalnie, że nie chciał jej pokazać żadnej słabości. Na wzmiankę o wędrowaniu, uniosła lekko brwi ku górze i przytaknęła.
- Też lubię podróżować, ale za dnia. Nie sądziłam, że jest już tak późno. - Wyjaśniła, raz jeszcze się oglądając. Ciemność otaczała ich z każdej strony, a jedynym źródłem nadziei był nieznajomy. Czy powinna mu ufać?
Właśnie w tym momencie złapał ją za nadgarstek i do siebie przyciągnął. Dziewczyna z przerażeniem wydała z siebie pisk, zdając sobie sprawę, że nieznajomy przekroczył jej ''bezpieczny krąg''. Był tak blisko, jego chłodna dłoń trzymała ją za rękę, idealnie wyczuła męskie perfumy, którymi sama zaczęła przesiąkać. Gdy się pochylił, już myślała, że zechce ją pocałować. On jednak wyciągnął gazę z kieszeni płaszcza i jak nigdy nic owinął jej ledwie zranionego paluszka.
Sapnęła, starając się uspokoić przyspieszone bicie serca.
Kiedy odszedł gdzieś na bok, Yuna razem z nim spojrzała w stronę gwiazd. Wciąż troszkę się go bała, ale.. gdzieś w tym wszystkim jednak starał się, aby nic jej się nie stało. Przecież dał płaszcz, zakleił palca.. czy oni już się znali? Zmrużyła błękitne oczy z ciekawością, ponieważ wciąż nie znała jego imienia. Czyżby próbował naprowadzić ją na coś, co działo się w przeszłości? Kto wie.
Na słowa mężczyzny pokręciła lekko głową. Naprawdę było z nią tak źle? Nie wiedziała gdzie powinna się udać, aby dotrzeć do akademii? Chyba powinna zrezygnować z wycieczek do lasu na jakiś czas.
Gdy się obrócił i zaczął iść w jej stronę, uczennica mimowolnie postawiła prawą nogę do tyłu. Spokojnie. Powtarzała sobie, wiedząc, iż nic jej się nie stanie. Nieznajomy pomimo dziwnego wyglądu, nie sprawiał wrażenia, że chciał cokolwiek złego zrobić. Przecież jej pomógł. Wstrzymała na moment oddech, nie wiedząc za bardzo co ma mu odpowiedzieć. Opuściła wzrok na dół, gdy jego oczy przeżerały ją na wylot. Powie prawdę, najwyżej jej nie uwierzy.
- Spotkałam dziewczynę i chłopaka przed akademią, chwilę z nimi rozmawiałam. W pewnym momencie Beatrice, tak miała na imię, rzuciła się na niego.. zaś jej oczy zaczęły bić jasną czerwienią. Nagle znikąd pojawiły się dwie obce kobiety, których oczy również były w kolorze krwi.. nie wiem co to za chore miejsce i czemu nosicie takie soczewki.. ale po prostu się boję. To jest chore.. a co jeśli i mi zrobią krzywdę? Przecież to nie moja wina.. - Zakończyła ze smutkiem, czując ból brzucha.
Może błahy powód, ale Gabriella naprawdę nie chciała tam wracać. Za bardzo bała się konfrontacji z nimi.. Lucas też był jakiś dziwny. Wykrzyczał tylko czym ona jest..
Co o tym wszystkim miała myśleć nowoprzybyła?
Spojrzała ze smutkiem na mężczyznę. Czy zrozumie?
Był pierwszą osobą, do której poczuła prawdziwą szczerość. A przecież znali się tylko chwilę. Widać, że był trochę zmęczony i zamyślony. Zupełnie jak ona. Gdy spoważniał, Gab przyjrzała mu się jeszcze bardziej. Biała czupryna przysłaniała mu lekko oczy. Ciekawe, jakie były jego prawdziwe patrzałka.
- Coś się stało? - Zapytała, nie do końca rozumiejąc jego zachowanie. Może był tak skrajny jak ona? Również szukał ukojenia w tym miejscu, pomimo tego, iż było niebezpieczne?
Gdy metaliczny posmak rozniósł się po jej buzi, nie czuła odrazy. Zawsze tak robiła, jakby uważała swoją krew za niezwykle wyjątkową. Zapach nie był dla niej tak wyczuwalny jak dla niego, więc tym bardziej zastanawiało ją jego zmieszanie. To tylko krew.
- No co? Przecież nie może się zmarnować. - Wydukała, gdy zamknął oczy. Na pewno poczuł obrzydzenie, skoro próbował przegryźć swoją wargę. Znowu zrobiła z siebie dziwadło.
Z zażenowaniem uniosła rękę do swojego czoła, a następnie podwinęła nieco długie rękawy. Gdy jej spojrzenie wylądowało na mężczyźnie, zauważyła, iż niewyraźnie wygląda. Z przejęciem pochyliła głowę w jego stronę.
- Boli Cię coś? - Mruknęła, starając się wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek informacje. Niestety niczego nie widziała. Był jak zamknięta księga, której nie da się otworzyć. Poza tym to normalnie, że nie chciał jej pokazać żadnej słabości. Na wzmiankę o wędrowaniu, uniosła lekko brwi ku górze i przytaknęła.
- Też lubię podróżować, ale za dnia. Nie sądziłam, że jest już tak późno. - Wyjaśniła, raz jeszcze się oglądając. Ciemność otaczała ich z każdej strony, a jedynym źródłem nadziei był nieznajomy. Czy powinna mu ufać?
Właśnie w tym momencie złapał ją za nadgarstek i do siebie przyciągnął. Dziewczyna z przerażeniem wydała z siebie pisk, zdając sobie sprawę, że nieznajomy przekroczył jej ''bezpieczny krąg''. Był tak blisko, jego chłodna dłoń trzymała ją za rękę, idealnie wyczuła męskie perfumy, którymi sama zaczęła przesiąkać. Gdy się pochylił, już myślała, że zechce ją pocałować. On jednak wyciągnął gazę z kieszeni płaszcza i jak nigdy nic owinął jej ledwie zranionego paluszka.
Sapnęła, starając się uspokoić przyspieszone bicie serca.
Kiedy odszedł gdzieś na bok, Yuna razem z nim spojrzała w stronę gwiazd. Wciąż troszkę się go bała, ale.. gdzieś w tym wszystkim jednak starał się, aby nic jej się nie stało. Przecież dał płaszcz, zakleił palca.. czy oni już się znali? Zmrużyła błękitne oczy z ciekawością, ponieważ wciąż nie znała jego imienia. Czyżby próbował naprowadzić ją na coś, co działo się w przeszłości? Kto wie.
Na słowa mężczyzny pokręciła lekko głową. Naprawdę było z nią tak źle? Nie wiedziała gdzie powinna się udać, aby dotrzeć do akademii? Chyba powinna zrezygnować z wycieczek do lasu na jakiś czas.
Gdy się obrócił i zaczął iść w jej stronę, uczennica mimowolnie postawiła prawą nogę do tyłu. Spokojnie. Powtarzała sobie, wiedząc, iż nic jej się nie stanie. Nieznajomy pomimo dziwnego wyglądu, nie sprawiał wrażenia, że chciał cokolwiek złego zrobić. Przecież jej pomógł. Wstrzymała na moment oddech, nie wiedząc za bardzo co ma mu odpowiedzieć. Opuściła wzrok na dół, gdy jego oczy przeżerały ją na wylot. Powie prawdę, najwyżej jej nie uwierzy.
- Spotkałam dziewczynę i chłopaka przed akademią, chwilę z nimi rozmawiałam. W pewnym momencie Beatrice, tak miała na imię, rzuciła się na niego.. zaś jej oczy zaczęły bić jasną czerwienią. Nagle znikąd pojawiły się dwie obce kobiety, których oczy również były w kolorze krwi.. nie wiem co to za chore miejsce i czemu nosicie takie soczewki.. ale po prostu się boję. To jest chore.. a co jeśli i mi zrobią krzywdę? Przecież to nie moja wina.. - Zakończyła ze smutkiem, czując ból brzucha.
Może błahy powód, ale Gabriella naprawdę nie chciała tam wracać. Za bardzo bała się konfrontacji z nimi.. Lucas też był jakiś dziwny. Wykrzyczał tylko czym ona jest..
Co o tym wszystkim miała myśleć nowoprzybyła?
Spojrzała ze smutkiem na mężczyznę. Czy zrozumie?
- Gość
- Gość
Re: Polana
– Nie nie, wszystko ze mną w porządku, nie przejmuj się tym
Przecież nie powiem że zapach jej krwi sprawia że budzi się... ten drugi ja
– Racja, krew jest źródłem życia. Nie powinna się marnować...
Dopiero teraz dotarło do niego jak prawdziwe są jego słowa. Ludzie potrzebują krwi by żyć... tak samo jak i wampiry. Jedni ją produkują, drudzy ją piją.
Wampiry nie mogą istnieć bez ludzi... dlaczego on w takim razie postanowił kiedyś kompletnie odizolować się od istot rozumnych?
Zgliszcza posiadłości, przerażający krzyk kobiety, odgłosy nabijania ciała na pal.
Nie. Ludzie nie są nam potrzebni. Możemy żyć dzięki krwi zwierząt. Jest równie dobra
Wspomnienia ponownie zaprowadziły smutek na jego twarz. Kolejne wspomnienia.
Dlaczego... teraz?
Widział całe zdarzenie na własne oczy. Nie dotknęło go to wtedy. Dlaczego więc emocje napływają dopiero teraz?
Chłód powędrował powoli po jego policzku. Maleńka kropla błysnęła światłem księżyca kiedy zmierzała ku trawie.
Łza?
Vermillion spoglądał przez dłuższą chwilę w dół, nie dowierzając. Obudziły się w nim emocje. Mimowolnie zaczął się śmiać w dziwny sposób, po czym potrząsnął głową kilka razy i spoważniał.
Nie zwariowałem jeszcze na tyle. To na pewno deszcz... – stwierdził oszukując samego siebie.
Z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny. Dopiero teraz zauważył jak kojący jest jego dźwięk. Odwrócił głowę w jej stronę.
– Wędrówka to najlepszy sposób na odizolowanie się od świata – mimowolnie obdarzył ją szczerym uśmiechem. Znowu na krótką chwilę. Wesołe emocje wyparła powaga.
Co Ty robisz... – Uświadomił sobie że bez żadnego przemyślenia poprostu się przed nią obnarzył. Opowiedział o sobie. Zdradził swoją cechę człowiekowi. Wpadł w zakłopotanie na tyle że zmieszanie było widoczne na jego twarzy. Nie potrafił zrozumieć dlaczego właśnie ta dziewczyna wytworzyła w nim uczucie zaufania. Mimowolnie opuszczał gardę. Nie może więcej do tego dopuścić.
Reakcja dziewczyny na jego nagły „atak” była jak najbardziej zrozumiała. Nie skomentował w żaden sposób jej pisku ani strachu. Doskonale wiedział też że zaraz się uspokoi. Przecież nie zrobił jej krzywdy... raczej zadbał o to by nie zrobić jej krzywdy w przyszłości. Ale nie musiała o tym wiedzieć, prawda?
Wysłuchując opowieści o wydarzeniach z akademii, na jego twarzy malowała się dziwna powaga. Nie był teraz przyjemny. Jego oczy wyrażały czystą pogardę.
Te młode wampiry z miasta... zawsze zachowywały się gorzej od zwierząt, a teraz jeszcze zagrażają życiu ludzi.
Poczuł ścisk w środku. Tym razem nie od zapachu krwi. Odraza do własnego gatunku tak na niego zadziałała. Gabriella była taka niewinna. Pomyśleć że Ci idioci mogą jej coś zrobić... Teraz w pełni rozumiał dlaczego nie chciała wracać. Nie dziwił się ani trochę.
Dlaczego przejmuję się jej życiem?
Bijąc się z własnymi myślami ponownie przed nią ukucnął. Spojrzał w bok. Milczał przez dłuższą chwilę. Dziewczyna na pewno wyczuła mętlik w jego głowie.
Soczewki... wrogość... ktoś musi ją uświadomić
– Gabriello – Powiedział i obrócił głowę w jej stronę – To nie są soczewki – Przybliżył swoją twarz do jej na tyle blisko że prawie stykali się nosami.
– Przyjrzyj się dokładnie – Odczekał dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc prosto w błękit jej oczu.
– Jest wiele rzeczy o których powinnaś się dowiedzieć... te miasto... nie jest do końca normalne. Opowiem Ci o wszystkim, ale nie tutaj. Jest tu zbyt niebezpiecznie. Mogą pojawić się... inne czerwone oczy. Możesz zostać u mnie jeśli Ci to odpowiada
Nie zmieniając swojej pozycji czekał cierpliwie na jej odpowiedź. Analizował jej mimikę. Chciał wiedzieć jak najwięcej.
W co Ty się pakujesz idioto...
Przecież nie powiem że zapach jej krwi sprawia że budzi się... ten drugi ja
– Racja, krew jest źródłem życia. Nie powinna się marnować...
Dopiero teraz dotarło do niego jak prawdziwe są jego słowa. Ludzie potrzebują krwi by żyć... tak samo jak i wampiry. Jedni ją produkują, drudzy ją piją.
Wampiry nie mogą istnieć bez ludzi... dlaczego on w takim razie postanowił kiedyś kompletnie odizolować się od istot rozumnych?
Zgliszcza posiadłości, przerażający krzyk kobiety, odgłosy nabijania ciała na pal.
Nie. Ludzie nie są nam potrzebni. Możemy żyć dzięki krwi zwierząt. Jest równie dobra
Wspomnienia ponownie zaprowadziły smutek na jego twarz. Kolejne wspomnienia.
Dlaczego... teraz?
Widział całe zdarzenie na własne oczy. Nie dotknęło go to wtedy. Dlaczego więc emocje napływają dopiero teraz?
Chłód powędrował powoli po jego policzku. Maleńka kropla błysnęła światłem księżyca kiedy zmierzała ku trawie.
Łza?
Vermillion spoglądał przez dłuższą chwilę w dół, nie dowierzając. Obudziły się w nim emocje. Mimowolnie zaczął się śmiać w dziwny sposób, po czym potrząsnął głową kilka razy i spoważniał.
Nie zwariowałem jeszcze na tyle. To na pewno deszcz... – stwierdził oszukując samego siebie.
Z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny. Dopiero teraz zauważył jak kojący jest jego dźwięk. Odwrócił głowę w jej stronę.
– Wędrówka to najlepszy sposób na odizolowanie się od świata – mimowolnie obdarzył ją szczerym uśmiechem. Znowu na krótką chwilę. Wesołe emocje wyparła powaga.
Co Ty robisz... – Uświadomił sobie że bez żadnego przemyślenia poprostu się przed nią obnarzył. Opowiedział o sobie. Zdradził swoją cechę człowiekowi. Wpadł w zakłopotanie na tyle że zmieszanie było widoczne na jego twarzy. Nie potrafił zrozumieć dlaczego właśnie ta dziewczyna wytworzyła w nim uczucie zaufania. Mimowolnie opuszczał gardę. Nie może więcej do tego dopuścić.
Reakcja dziewczyny na jego nagły „atak” była jak najbardziej zrozumiała. Nie skomentował w żaden sposób jej pisku ani strachu. Doskonale wiedział też że zaraz się uspokoi. Przecież nie zrobił jej krzywdy... raczej zadbał o to by nie zrobić jej krzywdy w przyszłości. Ale nie musiała o tym wiedzieć, prawda?
Wysłuchując opowieści o wydarzeniach z akademii, na jego twarzy malowała się dziwna powaga. Nie był teraz przyjemny. Jego oczy wyrażały czystą pogardę.
Te młode wampiry z miasta... zawsze zachowywały się gorzej od zwierząt, a teraz jeszcze zagrażają życiu ludzi.
Poczuł ścisk w środku. Tym razem nie od zapachu krwi. Odraza do własnego gatunku tak na niego zadziałała. Gabriella była taka niewinna. Pomyśleć że Ci idioci mogą jej coś zrobić... Teraz w pełni rozumiał dlaczego nie chciała wracać. Nie dziwił się ani trochę.
Dlaczego przejmuję się jej życiem?
Bijąc się z własnymi myślami ponownie przed nią ukucnął. Spojrzał w bok. Milczał przez dłuższą chwilę. Dziewczyna na pewno wyczuła mętlik w jego głowie.
Soczewki... wrogość... ktoś musi ją uświadomić
– Gabriello – Powiedział i obrócił głowę w jej stronę – To nie są soczewki – Przybliżył swoją twarz do jej na tyle blisko że prawie stykali się nosami.
– Przyjrzyj się dokładnie – Odczekał dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc prosto w błękit jej oczu.
– Jest wiele rzeczy o których powinnaś się dowiedzieć... te miasto... nie jest do końca normalne. Opowiem Ci o wszystkim, ale nie tutaj. Jest tu zbyt niebezpiecznie. Mogą pojawić się... inne czerwone oczy. Możesz zostać u mnie jeśli Ci to odpowiada
Nie zmieniając swojej pozycji czekał cierpliwie na jej odpowiedź. Analizował jej mimikę. Chciał wiedzieć jak najwięcej.
W co Ty się pakujesz idioto...
- Gość
- Gość
Re: Polana
Skoro stwierdził, że wszystko z nim w porządku to nie powinna się o nic martwić. Pokiwała jedynie głową, rozglądając się raz jeszcze. Kompletnie nic nie widziała, jak miała wyjść z tego lasu? Telefon padł, nie posiadała żadnej latarki.. zrobiła krok do przodu, potykając się o gałąź.
Nawet w mroku widziała jego mroczną, bladą twarz. Krew była ważna.. ale gdy o niej mówił, nieznajomy wpadał w dziwne zamyślenie. Dlaczego? Gdy na jego twarzy pojawił się smutek, kobieta zapragnęła być stanowcza. Tak jak on.
- Albo mi mówisz co Cię trapi, albo nigdzie się stąd nie ruszę. - Rzuciła stanowczo, zakładając ręce na piersi i poważniejąc. Cóż, w pewnym sensie zależało jej na tym, aby ten smutny wyraz twarzy zniknął. Nie dostrzegła jednak łzy na jego policzku.
Odpowiedzią na jej nakaz był śmiech. Zaskoczona uczennica zmrużyła oczy, potrząsając głową na boki. Aż taka była zabawna? Nie potrafił być poważny, kiedy ona była?
Nie dała jednak pokazać po sobie rozczarowania. Pociągnęła lekko nosem, kiwając głową na jego słowa.
- Od wszystko. - Mruknęła, również wpadając w zamyślenie. Samotność nigdy nie pozwalała jej cieszyć się życiem. Być może dlatego nie potrafiła budować mocnych więzi. Była po prostu nieufna. Uśmiech mężczyzny sprawił, że poczuła się.. dobrze? Chyba tak.
Odwzajemniła go, wzorkiem uciekając w stronę ziemi.
Dlaczego momentami myślała, że nie jest nikim obcym?
Zacisnęła mocniej ręce, czując na głowie kilka kropel. Naprawdę zaczął padać deszcz? Westchnęła ze zrezygnowaniem, spoglądając na mężczyznę z obawą. Jak oni dotrą.. gdziekolwiek? W tym właśnie czasie ukucnął tuż przed nią, a Gabriella poczuła się odrobinę.. zawstydzona? Milczał, jakby bił się z samym sobą. O co mogło mu chodzić? Dziewczyna nie potrafiła tego zrozumieć. Nie odzywała się, wpatrując się błękitnymi oczami w jego smukłą twarz.
Gdy się odezwał, wzdrygnęła się. Ten ton był.. inny. Zanim zdołała zareagować, był niebezpiecznie blisko niej. To nie były soczewki? W takim razie co? Sprawka jakiejś choroby, narkotyku? Uczennica nie rozumiała, zaczęła się trząść. Nie wiadomo czy ze strachu czy też z tego, że deszcz przerodził się w ulewę. Po jej włosach spływały krople wody, a jasne patrzałki przyciemniła ciemność.
Oddychała szybko, wpatrując się w jego piekielne, czerwone oczy. Za blisko.. Pomyślała, z wrażenia uchylając lekko buzię. To miasto nie jest normalne? O czym powinna wiedzieć? Inne czerwone oczy? Po plecach Yuny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Nie rozumiem.. - Sapnęła, spoglądając w dół. Naprawdę zgubiła się gdzieś w tym wszystkim, nie do końca potrafiąc się właściwie zachować. Przecież.. o czym ona jeszcze nie wiedziała? Pamiętała jak mówiła, że nic jej w życiu nie zaskoczy. Czyżby się myliła?
Uniosła wzrok, gdy wspomniał o tym, że może u niego zostać.
U niego. Faceta. Sami.
Wstrząsnęła się, lecz wiedziała dobrze, że tutaj nie chodziło o nic innego jak o prawdę.
- Dobrze tylko.. bardzo daleko mieszkasz? Prawie nic nie widzę.. - Przyznała, mrużąc ze wściekłością oczy. Dlaczego była taka ślepa? Nie mogła urodzić się w pełni zdrowa? Soczewki straciły swą magiczną noc, gdy zapadł mrok.
Co ona w ogóle robi? Godzi się spać u obcego mężczyzny? Aż taka idiotka z niej?
Jednak dobrze słyszała jego słowa. To miasto nie jest do końca normalne.. Poznanie prawdy stało się jej priorytetem.
Oby nie zaczęła tego tak szybko żałować. Ufny wzrok spoczął na mężczyźnie. Mógł z nią zrobić co chciał.
Nawet w mroku widziała jego mroczną, bladą twarz. Krew była ważna.. ale gdy o niej mówił, nieznajomy wpadał w dziwne zamyślenie. Dlaczego? Gdy na jego twarzy pojawił się smutek, kobieta zapragnęła być stanowcza. Tak jak on.
- Albo mi mówisz co Cię trapi, albo nigdzie się stąd nie ruszę. - Rzuciła stanowczo, zakładając ręce na piersi i poważniejąc. Cóż, w pewnym sensie zależało jej na tym, aby ten smutny wyraz twarzy zniknął. Nie dostrzegła jednak łzy na jego policzku.
Odpowiedzią na jej nakaz był śmiech. Zaskoczona uczennica zmrużyła oczy, potrząsając głową na boki. Aż taka była zabawna? Nie potrafił być poważny, kiedy ona była?
Nie dała jednak pokazać po sobie rozczarowania. Pociągnęła lekko nosem, kiwając głową na jego słowa.
- Od wszystko. - Mruknęła, również wpadając w zamyślenie. Samotność nigdy nie pozwalała jej cieszyć się życiem. Być może dlatego nie potrafiła budować mocnych więzi. Była po prostu nieufna. Uśmiech mężczyzny sprawił, że poczuła się.. dobrze? Chyba tak.
Odwzajemniła go, wzorkiem uciekając w stronę ziemi.
Dlaczego momentami myślała, że nie jest nikim obcym?
Zacisnęła mocniej ręce, czując na głowie kilka kropel. Naprawdę zaczął padać deszcz? Westchnęła ze zrezygnowaniem, spoglądając na mężczyznę z obawą. Jak oni dotrą.. gdziekolwiek? W tym właśnie czasie ukucnął tuż przed nią, a Gabriella poczuła się odrobinę.. zawstydzona? Milczał, jakby bił się z samym sobą. O co mogło mu chodzić? Dziewczyna nie potrafiła tego zrozumieć. Nie odzywała się, wpatrując się błękitnymi oczami w jego smukłą twarz.
Gdy się odezwał, wzdrygnęła się. Ten ton był.. inny. Zanim zdołała zareagować, był niebezpiecznie blisko niej. To nie były soczewki? W takim razie co? Sprawka jakiejś choroby, narkotyku? Uczennica nie rozumiała, zaczęła się trząść. Nie wiadomo czy ze strachu czy też z tego, że deszcz przerodził się w ulewę. Po jej włosach spływały krople wody, a jasne patrzałki przyciemniła ciemność.
Oddychała szybko, wpatrując się w jego piekielne, czerwone oczy. Za blisko.. Pomyślała, z wrażenia uchylając lekko buzię. To miasto nie jest normalne? O czym powinna wiedzieć? Inne czerwone oczy? Po plecach Yuny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Nie rozumiem.. - Sapnęła, spoglądając w dół. Naprawdę zgubiła się gdzieś w tym wszystkim, nie do końca potrafiąc się właściwie zachować. Przecież.. o czym ona jeszcze nie wiedziała? Pamiętała jak mówiła, że nic jej w życiu nie zaskoczy. Czyżby się myliła?
Uniosła wzrok, gdy wspomniał o tym, że może u niego zostać.
U niego. Faceta. Sami.
Wstrząsnęła się, lecz wiedziała dobrze, że tutaj nie chodziło o nic innego jak o prawdę.
- Dobrze tylko.. bardzo daleko mieszkasz? Prawie nic nie widzę.. - Przyznała, mrużąc ze wściekłością oczy. Dlaczego była taka ślepa? Nie mogła urodzić się w pełni zdrowa? Soczewki straciły swą magiczną noc, gdy zapadł mrok.
Co ona w ogóle robi? Godzi się spać u obcego mężczyzny? Aż taka idiotka z niej?
Jednak dobrze słyszała jego słowa. To miasto nie jest do końca normalne.. Poznanie prawdy stało się jej priorytetem.
Oby nie zaczęła tego tak szybko żałować. Ufny wzrok spoczął na mężczyźnie. Mógł z nią zrobić co chciał.
- Gość
- Gość
Re: Polana
Gdy Vermillion usłyszał rozkaz dziewczyny, jedyne co poczuł to rozbawienie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego że próbowała być stanowcza i dominująca jak on jednak... nie udało się jej. Niestety, ten wampir nie zatańczy do jej muzyki.
Jest taka młoda a już chce uciekać od wszystkiego? Co złego w życiu ją spotkało?
Popadł w zadumę. Swoje zachowanie rozumiał. Po tylu latach spędzonych na rozmyślaniu i prowadzeniu marazmicznego życia nie chciał mieć do czynienia z niczym co ten świat ma do zaoferowania. Tyle że on miał 800 lat, a ona? Może maksymalnie 20.
Przez chwilę przeleciała mu przez głowę myśl że ten człowiek może jednak być inny od wszystkich. Może jednak jego intuicja dobrze zrobiła podsycając ciekawość.
Deszcz. Nagła ulewa zaskoczyła ich oboje. Vermillion powoli podniósł głowę do góry i zamknął oczy. Pozwolił by gęste krople spływały po jego twarzy i włosach, drażniły ciało swoim chłodem. Uwielbiał taką pogodę, czuł się w niej całkowicie wolny. Jak ryba w wodzie. Głośny szum koił jego potargane myśli, a świeży zapach zwilżonej ziemi skutecznie tłumił woń jej krwi.
Biała koszula, teraz cała przemoczona przylgnęła ciasno do jego ciała. Dla wielu jest to bardzo niekomfortowe uczucie, Eclipsowi to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
Szczery, spokojny uśmiech rozświetlił jego twarz. Przez chwilę zapomniał o obecności dziewczyny. Był tylko on, i jego świat.
Zerknął na nią. Miała mokre włosy i najwidoczniej była już na etapie zamarzania.
No tak... ludzie. Dobrze że chociaż ten płaszcz nie przepuszcza wody
– Zrozumiesz z czasem. Kiedy wszystko wytłumaczę – rzekł spokojnie kiedy zauważył w jej oczach że nie może zebrać myśli. Nic dziwnego. Kto normalny podejrzewałby że mityczne stworzenia istnieją?
Zdawał sobie sprawę jak bardzo dwuznacznie zabrzmiała jego propozycja i mógł tylko sobie wyobrażać co w tym momencie sobie pomyślała, ale gdzieś wewnątrz czuł że się zgodzi. Nie chciała wracać do akademii, a na dodatek nie znała drogi powrotnej. Tak czy siak musiała się zgodzić. Mimo to nie miała czego się obawiać. Vermillion chce ją tylko uświadomić i dać kilka rad.
Ale skąd mogła to wiedzieć?
Ich oczy ponownie się spotkały. Widział że mu ufa. To dało mu uczucie spokoju.
– Mieszkam na przedmieściach. Długa trasa, ale damy radę. Chodź – Ujął ją delikatnie za dłoń i poprowadził przez ciemność.
z/t x2
Jest taka młoda a już chce uciekać od wszystkiego? Co złego w życiu ją spotkało?
Popadł w zadumę. Swoje zachowanie rozumiał. Po tylu latach spędzonych na rozmyślaniu i prowadzeniu marazmicznego życia nie chciał mieć do czynienia z niczym co ten świat ma do zaoferowania. Tyle że on miał 800 lat, a ona? Może maksymalnie 20.
Przez chwilę przeleciała mu przez głowę myśl że ten człowiek może jednak być inny od wszystkich. Może jednak jego intuicja dobrze zrobiła podsycając ciekawość.
Deszcz. Nagła ulewa zaskoczyła ich oboje. Vermillion powoli podniósł głowę do góry i zamknął oczy. Pozwolił by gęste krople spływały po jego twarzy i włosach, drażniły ciało swoim chłodem. Uwielbiał taką pogodę, czuł się w niej całkowicie wolny. Jak ryba w wodzie. Głośny szum koił jego potargane myśli, a świeży zapach zwilżonej ziemi skutecznie tłumił woń jej krwi.
Biała koszula, teraz cała przemoczona przylgnęła ciasno do jego ciała. Dla wielu jest to bardzo niekomfortowe uczucie, Eclipsowi to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
Szczery, spokojny uśmiech rozświetlił jego twarz. Przez chwilę zapomniał o obecności dziewczyny. Był tylko on, i jego świat.
Zerknął na nią. Miała mokre włosy i najwidoczniej była już na etapie zamarzania.
No tak... ludzie. Dobrze że chociaż ten płaszcz nie przepuszcza wody
– Zrozumiesz z czasem. Kiedy wszystko wytłumaczę – rzekł spokojnie kiedy zauważył w jej oczach że nie może zebrać myśli. Nic dziwnego. Kto normalny podejrzewałby że mityczne stworzenia istnieją?
Zdawał sobie sprawę jak bardzo dwuznacznie zabrzmiała jego propozycja i mógł tylko sobie wyobrażać co w tym momencie sobie pomyślała, ale gdzieś wewnątrz czuł że się zgodzi. Nie chciała wracać do akademii, a na dodatek nie znała drogi powrotnej. Tak czy siak musiała się zgodzić. Mimo to nie miała czego się obawiać. Vermillion chce ją tylko uświadomić i dać kilka rad.
Ale skąd mogła to wiedzieć?
Ich oczy ponownie się spotkały. Widział że mu ufa. To dało mu uczucie spokoju.
– Mieszkam na przedmieściach. Długa trasa, ale damy radę. Chodź – Ujął ją delikatnie za dłoń i poprowadził przez ciemność.
z/t x2
- Gość
- Gość
Re: Polana
Stada małych koni, owce, piękno gór i zielona trawa. Gdy tylko Leon usłyszał o tym od razu poczuł, nostalgię. Wziął więc lasso, rewolwer, whisky - pakiet kowboja, który pozwoli mu poczuć się jak za starych dobrych lat, gdy było znacznie mniej obowiązków i problemów.
Po roku spędzonym na wygnaniu, podczas którego robił rzeczy tak niewypowiedzianie paskudne i podłe nie był gotów by pojawić się w domku na dłużej niż by odstawić dzieciaki; powrót do miasta też nie wchodził w rachubę, do szaleństwa które je otacza też nie wchodziło w rachubę.
Miał zamiar upić się, spróbować okiełznać jakieś małe japońskie rumaki i odespać w samochodzie. A potem zobaczy gdzie go poniesie.
Rok poza miastem sprawił, że każdy pewnie już o nim zapomniał i w sumie było mu to na rękę. Kto by pomyślał, że miasto pełne niestarzejących się istot nocy będzie żyło takim tempem, a jednocześnie stało w miejscu zupełnie, jakby wszyscy żyli w przekonaniu że to jest normalne i żyli od tragedii do tragedii.
O jednej musiał powiedzieć w końcu Serafielowi i chyba to najbardziej wstrzymywało go w pojawieniu się publicznie gdziekolwiek. W końcu jednak musiał dorosnąć do tego jak i do pojawienia się na badaniach okresowych.
Póki co powoli zbliżał się do polany wypatrując śladów bytowania zwierzaków. Nawet jeśli nie uda mu się próbować złamać konia to chciał wrócić do swoich towarzyszy i dzieciaków z całym zwierzakiem.
Po roku spędzonym na wygnaniu, podczas którego robił rzeczy tak niewypowiedzianie paskudne i podłe nie był gotów by pojawić się w domku na dłużej niż by odstawić dzieciaki; powrót do miasta też nie wchodził w rachubę, do szaleństwa które je otacza też nie wchodziło w rachubę.
Miał zamiar upić się, spróbować okiełznać jakieś małe japońskie rumaki i odespać w samochodzie. A potem zobaczy gdzie go poniesie.
Rok poza miastem sprawił, że każdy pewnie już o nim zapomniał i w sumie było mu to na rękę. Kto by pomyślał, że miasto pełne niestarzejących się istot nocy będzie żyło takim tempem, a jednocześnie stało w miejscu zupełnie, jakby wszyscy żyli w przekonaniu że to jest normalne i żyli od tragedii do tragedii.
O jednej musiał powiedzieć w końcu Serafielowi i chyba to najbardziej wstrzymywało go w pojawieniu się publicznie gdziekolwiek. W końcu jednak musiał dorosnąć do tego jak i do pojawienia się na badaniach okresowych.
Póki co powoli zbliżał się do polany wypatrując śladów bytowania zwierzaków. Nawet jeśli nie uda mu się próbować złamać konia to chciał wrócić do swoich towarzyszy i dzieciaków z całym zwierzakiem.
- Leon
- Łowca Wampirów
- Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP
Re: Polana
Kontynuacja [You must be registered and logged in to see this link.]
Czy można było powiedzieć, że wszystko zawsze się kończyło tak samo? Czy nie było mowy o jakiekolwiek kontynuacji? Można byłoby się spierać. Jakby nie patrzeć, to człowiek mógł decydować co się stanie lub... po prostu poddać się przeznaczeniu.
Od wydarzeń z dziwnej szkoły minęło sporo czasu. W niepamięć można było śmiało rzucić wspomnienia o niej, jak i o napotkanych osobach czy innych istotach... W końcu to, co działo się tam, było niejasne i zarazem owiane tajemnicą. I mało co zapowiadało się na to, że pojawi się jakiekolwiek wyjaśnienie.
Chociaż, to co właśnie nastąpiło, ciężko nazwać czymś normalnym. Albowiem w tym momencie Leon poczuł, że ktoś go obserwuje. Obracanie się i znalezienie źródła... Nie było trudne. Ciężko przegapić płonącego konia.
Śnieg stopniał dookoła niego, tworząc koło o promieniu wynoszącym dwa-trzy metry. Stworzenie wydawało się z daleka sprawiać wrażenie zmęczonego, wystraszonego. Nerwowo uderzało kopytem o ziemię. Wychodziło również na to, że niespecjalnie zwracało uwagę na znajdującego się tutaj mężczyznę. Widoczny za zwierzęciem stopniały śnieg z łatwością wskazywał kierunek, z którego przybył.
- Shiro Fuyuki
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Kocie uszy, które zastąpiły ludzkie, ogon, pazury zamiast paznokci, żółte oczy zmieniające swój odcień w zależności od padającego światła.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Pan: Chyba brak(?) | Służka: Laurie ♥
Moce : Sen, Szafirowy ogień, Ostatnia wola
Re: Polana
Dziwne były to zdarzenia w opuszczonej szkole, jeszcze dziwniejsze było to że wspomnienia były bardzo żywe, jakby to wszystko stało się wczoraj albo wszystko wyśnił tej nocy.
Wyjście po fajki zakończone szlajaniem się z wampirem, który potem znikł i na jego drodze stanął koń i kobieta? Brak jakiegokolwiek ciągu przyczynowo skutkowego a jednak miało to tak wielki sens. Wszystkie historie które miał odkąd pojawił się w tym mieście zdawały się być oniryczne i absurdalne jak sny, czasem po prostu pojawiał się w danym miejscu. Może to wszystko było dlatego, że za dużo pił albo uderzył zbyt mocno potylicą o mur ten raz za dużo?
Nawet teraz, gdy się odwrócił zobaczył płonące zwierzę. Nie targnął się szybko do góry, tylko powoli zdjął kapelusz, jakby chciał oddać hołd temu przedziwnemu rumakowi i powoli wyciągał rękę w jego stronę.
- Spokojnie Mike… Mike. – Za pierwszym razem powiedział to imię z trwogą i trochę zdziwiony, niepewny czy pamięta je dobrze. Dopiero za drugim razem upewnił się, że ma rację. – Przybyłeś tu za mną? A może to prezent od losu?
Kowboj uśmiechnął się próbując dotknąć chrapek stworzenia i pogładzić je. Nie był zaniepokojony, w przeciwieństwie do stworzenia, które zdawało się być nie dość że padnięte to zdezorientowane.
- Gdzie twoja pani? Coś ci się stało? Nie powinieneś sam biegać w takim zimnie, w dziczy. – Mruczał czule i z troską, jakby chciał uspokoić dzieciaka.
Mimo tego wychylił się trochę patrząc na to skąd przybiegła ognista mara. Ktoś lub coś mogło ją gonić. Powoli sięgnął za pazuchę i odpiął klamrę zabezpieczającą rewolwer. Jeśli coś dostrzeże odsunie się od zwierzęcia. Nie chciał zrobić mu krzywdy, a nawet jeśli ucieknie – będzie bezpieczne.
No i nie trudno jest tropić coś co nie potrafi nie zostawić kupy stopionego śniegu za sobą.
Wyjście po fajki zakończone szlajaniem się z wampirem, który potem znikł i na jego drodze stanął koń i kobieta? Brak jakiegokolwiek ciągu przyczynowo skutkowego a jednak miało to tak wielki sens. Wszystkie historie które miał odkąd pojawił się w tym mieście zdawały się być oniryczne i absurdalne jak sny, czasem po prostu pojawiał się w danym miejscu. Może to wszystko było dlatego, że za dużo pił albo uderzył zbyt mocno potylicą o mur ten raz za dużo?
Nawet teraz, gdy się odwrócił zobaczył płonące zwierzę. Nie targnął się szybko do góry, tylko powoli zdjął kapelusz, jakby chciał oddać hołd temu przedziwnemu rumakowi i powoli wyciągał rękę w jego stronę.
- Spokojnie Mike… Mike. – Za pierwszym razem powiedział to imię z trwogą i trochę zdziwiony, niepewny czy pamięta je dobrze. Dopiero za drugim razem upewnił się, że ma rację. – Przybyłeś tu za mną? A może to prezent od losu?
Kowboj uśmiechnął się próbując dotknąć chrapek stworzenia i pogładzić je. Nie był zaniepokojony, w przeciwieństwie do stworzenia, które zdawało się być nie dość że padnięte to zdezorientowane.
- Gdzie twoja pani? Coś ci się stało? Nie powinieneś sam biegać w takim zimnie, w dziczy. – Mruczał czule i z troską, jakby chciał uspokoić dzieciaka.
Mimo tego wychylił się trochę patrząc na to skąd przybiegła ognista mara. Ktoś lub coś mogło ją gonić. Powoli sięgnął za pazuchę i odpiął klamrę zabezpieczającą rewolwer. Jeśli coś dostrzeże odsunie się od zwierzęcia. Nie chciał zrobić mu krzywdy, a nawet jeśli ucieknie – będzie bezpieczne.
No i nie trudno jest tropić coś co nie potrafi nie zostawić kupy stopionego śniegu za sobą.
- Leon
- Łowca Wampirów
- Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP
Re: Polana
Prawdę mówiąc, do tej pory nic nie przyleciało za koniem. Zupełnie jakby to, co go wystraszyło, rozpłynęło się w powietrzu... o co mogło chodzić? Kto wie. Jednak skupmy się na razie na samym przybyłym. Wychodzi na to, że niedużo było trzeba, by rozpoznał w nim kogoś, kogo już spotkał. Dlatego też powoli uspokajał się. Przestał już płonąć, za to podszedł bliżej Leona, wyraźnie domagając się jego obecności.
Jeśli zdecyduje się jednak spróbować tropić, zobaczy po około 20 metrach, na roztopionym śniegu, złożoną na pół i podmokłą karteczkę. Po rozłożeniu, dawało się zobaczyć nieco już rozmazane litery, ale sens dawało się odczytać.
Zaopiekuj się nim.
Treść o tyle co zagadkowa, o tyle można było domyślić się, od kogo to. Mimo to, nie było tutaj żadnych więcej śladów. Ani dodatkowej obecności...
... ani niczego innego.
Po prostu już nic.
Mike - samiec, ma około 1,5 roku. Żywi do ciebie pozytywną relację, ale niekiedy wydaje się być nieufny i płochliwy.
Jeśli jesteś zdecydowany się nim zaopiekować, to pójdzie z tobą. To tyle z mojej strony.
Jeśli zdecyduje się jednak spróbować tropić, zobaczy po około 20 metrach, na roztopionym śniegu, złożoną na pół i podmokłą karteczkę. Po rozłożeniu, dawało się zobaczyć nieco już rozmazane litery, ale sens dawało się odczytać.
Zaopiekuj się nim.
Treść o tyle co zagadkowa, o tyle można było domyślić się, od kogo to. Mimo to, nie było tutaj żadnych więcej śladów. Ani dodatkowej obecności...
... ani niczego innego.
Po prostu już nic.
Mike - samiec, ma około 1,5 roku. Żywi do ciebie pozytywną relację, ale niekiedy wydaje się być nieufny i płochliwy.
Jeśli jesteś zdecydowany się nim zaopiekować, to pójdzie z tobą. To tyle z mojej strony.
- Shiro Fuyuki
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Kocie uszy, które zastąpiły ludzkie, ogon, pazury zamiast paznokci, żółte oczy zmieniające swój odcień w zależności od padającego światła.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Pan: Chyba brak(?) | Służka: Laurie ♥
Moce : Sen, Szafirowy ogień, Ostatnia wola
Strona 2 z 2 • 1, 2
Vampire Knight :: Poza Miastem :: Góry
Strona 2 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|