[MEKSYK] Kraina Azteków

Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Czw Lis 05, 2015 8:34 pm

[
[MEKSYK] Kraina Azteków

d20i0003.jpg



Gdzieś wśród tego bogactwa zieleni i wśród górzystych terenów znajduje się dawna osada Azteków. To właśnie tutaj para dawnych kochanków, a obecnie para udająca najlepszych przyjaciół pod słońcem, którzy nie mają wspólnej, zwariowanej przeszłości, postanowiła udać się na niezobowiązującą, zaskakującą, magiczną podróż pełną niespodziewanych przygód, jakie mogą ich tutaj zastać. Kto wie, cóż takiego ciekawego przepowiedział dla nich los czy przeznaczenie? Czy to możliwe, aby po tylu latach ponownie poczuli do siebie coś, co kiedyś ich połączyło przez dłuższy czas? Oczywiście teraz świetnie się porozumiewali, w końcu ich życie podobnie wyglądało – mieli stałego partnera, ale mimo tego odczuwali samotność. Mimo zawiłej przeszłości, potrafili rozmawiać, jak gdyby nigdy nic; śmiali się, wygłupiali, wciąż razem imprezowali. Wydawać by się mogło, że to, co ich łączyło zniknęło bezpowrotnie. Jakby zapomnieli o tych wszystkich wzlotach i upadkach… o wspólnie przeżytych chwilach uniesienia, nawet tego gorącego i namiętnego. A także o wszystkich kłótniach, mniejszych i większych, przy których latały sztućce i meble… A także piękna porcelanowa zastawa świętej pamięci babci Vivien… (wyborny dowcip). Wydawać by się mogło, że tę przeszłość zagrzebali już w zwojach niepamiętnych czasów i do nich nie wracają. Ale czy naprawdę tak jest? Czy ich związek nie wywarł na nich znacznie głębszego wrażenia? Czy łączące ich uczucie nie było silne, wybuchowe, namiętne i przezwyciężające każde kłopoty i awantury, ale po prostu niedojrzałe?
By oderwać się od teraźniejszych zmartwień małżeńskich doli nie doli, postanowili wybrać się na dłuższe wakacje. W Japonii szykowała się zima, dni stawały się dokuczliwe, więc dla odmiany wybierali wśród cieplejszych klimatów o tej porze. Jak dokonali wyboru? Tak jak zawsze! Na chybił trafił i, oczywiście, zalani byli w trupa w towarzystwie Sophie. Swoją drogą… urwałaby Kyubiemu jaja, gdyby się dowiedziała, że pomysł Kyubiego i Vivien zrodzony z pijaństwa doszedł do skutku… Nie wspominając i o… samej Nadirze. Ale czego oczy nie widzę, tego sercu nie żal! A ich małżeństwo i tak umierało śmiercią powolną i duszącą się.
Spakowali swoje rzeczy. Najpotrzebniejsze. Nie brali przecież wielkich waliz, z milionem ciuszków na każdą okazję z centralnym zadupiu, a do każdej sukienki dopasowane buciki i torebeczki, apaszki, kolczyki, pończoszki… prawda, Vivien? Wzięli po prostu namiot i parę koców, żeby nie spać na twardej ziemi oraz motocykl. Czymś przecież jeździć musieli! Czy któreś z nich miało w ogóle prawo jazdy? A na co komu taki badziew na totalnym zadupiu i wygwizdowie. Po wylądowaniu na lokalnym lotnisku (jeśli można nazwać tak to miejsce, gdzie lądowały obskurne awionetki), zakupili sobie mapy, żeby móc swobodnie błądzić. Wiadomo przecież, że faceci tak naprawdę do końca map czytać nie umieją, a kobiety wiecznie pytałyby się o drogę, ugadzając w męską dumę! Ale kto by się tym przejmował? Była to wycieczka całkowicie spontaniczna. I właśnie postanowili odwiedzić pierwszą świątynie, wśród gór… lasów, z dala od cywilizacji. Tylko oni, noc, niebo i gwiazdy.
[MEKSYK]  Kraina Azteków Ba43a4f3b3fb5bc9fe811f3c92ef17aa

– Co mnie, kurwa, podkusiło, żeby tu włazić, zamiast się teleportować?
Zerknął na Vivien, gdy już tylko dotarli na ten jebałtopies szczyt. Poprawił swój kucyk, bo włosy zaczęły mu się już wysypać z tego węzełka. Oczywiście wciąż były krótkie, ale nie chciał, żeby mu przeszkadzały, kiedy to postanowił zabawić się w Indianę Jonesa ze swą urodzą kochanką… tfu, asystentką!
– O, patrz, właśnie tutaj Aztekowie składali swoje ofiary. Może zechcesz ułożyć tutaj swą śliczną główkę i poczuć, jak się czuły ofiary?
Zaproponował. Postawił swój wielki plecak na chłodnej posadzce na szczycie świątyni i wyjął… uwaga… nie żaden aparat, nawet nie kamerę! Wyjął wódkę! Oczywiście nie była to jedyna butelka. Gdzieś miał nawet cherry dla wampirzycy. Nie, nie pytajcie, jak on to przemycił.
– Uważam sezon za otwarty!
Otworzył butelkę i napił się parę łyków i podał butelkę wampirzycy. Ot, na rozgrzewkę! Wśród tej pięknej, ciepłej azteckiej nocy. Nad nimi roztaczało się bezchmurne, rozgwieżdżone niebo…
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Sob Lis 07, 2015 12:18 am

- Podkusiło cię to, mój drogi, że schudniesz. I popodziwiasz widoki. Aha, no i dlatego, że ja tak chciałam. - oznajmiła tonem luźnej pogawędki, wyprzedzając wampira, aby dotrzeć na szczyt przed nim. Wciągnęła głośno powietrze nosem, ot, dla przyjemności, uśmiechając pod nosem z ukontentowaniem. Tego naprawdę było jej trzeba - wolności. Wolności od obowiązków, zmartwień i wszystkiego, co ostatnimi czasy zaprzątało jej głowę, doprowadzając niemal do depresji. Nie wiedziała jednak do tej pory jak dokładnie umówiła się z Kyubim na ten wypad. Pamiętała jedynie, że gdy w końcu po tygodniach milczenia od ich poprzedniego spotkania, umówili się z Sophie (lub raczej, ona wyciągnęła ich niemal siłą) na popijawę, która skończyła się jak zwykle - totalną libacją. Minęło kolejne kilka dni, aż tu nagle... Szybka wymiana smsów i oboje byli już spakowani (nawet Vivien, poproszę o brawa!), gotowi do drogi w nieznane. W samolocie wampirzyca nie kryła podekscytowania i co rusz podpytywała Kyubiego gdzie tak naprawdę lecą, choć ten milczał jak zaklęty, mając jeszcze czelność uśmiechać się z satysfakcją! Cham i prostak. - myślała na głos, tak, aby jej słowa nie umknęły przypadkiem wyczulonej mocy wampira i odwracała ostentacyjnie głowę w stronę okna. Gdy wylądowali, chwilę zajęło jej zrozumienie, gdzie tak naprawdę trafili. Meksyk... Istny Meksyk! I wszystko "okraszone" nieznanym jej językiem... Przełknęła niewidzialną gulę, łapiąc mocniej za uchwyty torby. Przecież nie będzie rezygnować z wyjazdu tylko dlatego, że nie zna hiszpańskiego! Da radę, na pewno da radę, przecież ci ludzie muszą znać chociaż angielski... Prawda?
Jak przystało na prawdziwych pionierów, zrezygnowali z wygód hoteli i postawili na zwykły namiot pod gołym niebem, gdzieś w leśnych ostępach. Oczywiście to Kyubiemu przypadł ten niewątpliwy zaszczyt dźwigania najcięższego z plecaków, który zawierał cały zestaw "małego odkrywcy". Na domiar złego (dla niego, oczywiście), postanowili jeszcze coś zwiedzić! Padło na jedną ze świątyń, na którą wdrapywali się z mozołem, a raczej tylko jeden KTOŚ stękał i marudził, kiedy przyszło mu zrezygnować z wygodnickich mocy i ruszyć dupę na sam szczyt. Vivien natomiast była tak podekscytowana wypadem, że niemal ZAKAZAŁA używania jakichkolwiek mocy, ot, dlatego, by czerpać z wyjazdu jak najwięcej przyjemności, zamiast wysługiwać się nadnaturalnymi zdolnościami, z których każdy głupi potrafił korzystać.
Wyrwana z podziwiania widoków, zerknęła na swoistego rodzaju ołtarz.
- A może ty położysz tutaj część ciała, która od lat tak cię świerzbi? - skontrowała pytanie, spoglądając na wampira znacząco z szelmowskim uśmieszkiem. Obserwowała nadal co ten majstruje przy swoim wielkim plecaku, a gdy wyciągnął wódkę, westchnęła przeciągle.
- Alkoholik jeden. - burknęła pod nosem, ściągając z ramienia swój podręczny plecaczek. Mimo to, sięgnęła po butelkę i pociągnęła parę łyków, krzywiąc się okrutnie. Nawet po tylu wlanych w siebie hektolitrach, w przeciągu przeżytych lat, nadal nie potrafiła znieść smaku wódki. Była wprost ohydna! Oddała butelkę wampirowi i usiadła na jednym z większych kamieni, znów wpatrując w widoki, rozciągające się przed nią.
- Byłeś tu już kiedyś? W ogóle, byłeś kiedyś w Meksyku? Ja nie byłam, a przecież tu jest tak pięknie... - spojrzała na Kyu wielkimi, błyszczącymi z podniecenia (nie, nie TEGO) oczami. - Pozwiedzamy jeszcze coś, prawda? Prawdaprawdaprawda?! Chciałabym zobaczyć miasto i te podwodne muzeum i wyspę lalek! Masz w ogóle fajki?
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Nie Lis 08, 2015 10:42 am

– Sugerujesz, że jestem tłuściochem i przez małżeństwo dorobiłem się mięśnia piwnego?
Spojrzał na nią ze zgrozą i od razu zaczął macać swój brzuch, z przerażeniem sprawdzając, czy dziewczyna ma rację i faktycznie nadszedł czas na schudnięcie. Na szczęście jeszcze mu to nie groziło, ale cóż on mógł wiedzieć? Kobiety spoglądały na tę sytuację całkiem inaczej niż mężczyźni, którym w sumie było wszystko jedno, co mają na sobie.
Kyubi zdziwił się, że wampirzyca była taka chętna na tę wycieczkę i faktycznie na nią przystała. Wiadomo, że miała swojego męża, który trzymał ją na smyczy, samemu jeżdżąc po świecie (nie wiadomo, czy samotnie, czy w towarzystwie jakichś pięknych dam), a biedna Vivien musiała siedzieć przez wiele lat w wielkiej i pustej rezydencji zajmując się samotnie ich córką. Jak często Ethan brał udział w życiu własnej córki? Widziała, jak uczy się chodzić czy mówić? Był obecny przy pierwszym słówku, jakie wypowiedziała? Może i z czasem znudził się żoną, przestał ją tak kochać, miał sporo pracy, którą się wiecznie zasłaniał, ale potomek to potomek, niezależnie od więzów z małżonką. Ale jednak postanowił dołożyć swojej ukochanej kolejnych zmartwień i zostawił ją samą ze wszystkim, urywają kontakt. Wiedział przecież, że Vivien i tak będzie wiernie, niczym pies, czekać na swojego męża i nacieszy się kilkoma dniami z nim, po czym znów się rozstaną na wiele miesięcy, bo „praca”.
Kyubi milczał jak zaklęty grób. Nie zamierzał zdradzać wampirzycy, dokąd ostatecznie się udają. Powzięli decyzję, że będzie to miejsce, w którym mogą zwiedzać i bawić się w koczowniczy tryb życia, żyjąc na walizkach, udając się tam, gdzie chcą, nie patrząc na nic. Dlatego nie brali niczego ani nie rezerwowali hoteli, żeby nie mieć żadnych zobowiązań i przenosić się z miejsca na miejsca, kiedy tylko będą mieli na to ochotę.
– Jesteś naprawdę okrutna sadystką. Zabrać korzystania z mocy… pamiętaj, że to tyczy się także twojej telekinezy!
Burknął. Oczywiście udawał tylko takiego oburzonego. Oboje wiedzieli, że w końcu o to chodziło. Aby bawić się, zapomnieć o wszystkim, niczym ani nikim się nie przejmować i poudawać ludzi. Cóż, Kyubi nie wiedział (jeszcze), że Vivien doskonale wie, jak to jest być człowiekiem.
– Jeśli chciałaś zobaczyć mojego penisa, wystarczyło przecież powiedzieć!
I co zrobił? Zaczął rozpinać swój pasek, a potem spodnie… Oczywiście nie zdejmował ich, wiedział, że Vivien zacznie panikować i krzyczeć, żeby się ubrał. Albo po prostu zabrałaby mu ubrania i kazała biegać nago… A trochę niewygodnie jeździło się nago na motorze…
– Parę razy byłem. Kiedyś wiele podróżowałem, ale nigdy w tak uroczym towarzystwie.
Puścił do niej zalotnie oko. Mówił prawdę, choć wiedział, że odbierze to jako dowcip. Jak wszystko… Nawet to, że tak namiętnie się obściskiwali u niego, poszło już w niepamięć w przypadku Vivien. Wiedział, że pognała do męża, który napisał, że wrócił i ma dla niej nieco czasu… Więc wierna i kochana wampirzyca udała się na zawołanie mężowskie. Chyba nie tak wyobrażała sobie życie.
– No, to proponuję udać się teraz tutaj…
Rozłożył mapę na stole ofiarnym i wbił nóż myśliwski w przypadkowe miejsce. Okazało się, że jest to jeden z niższych szczytów górskich, ale za to z całkiem zmyślnymi widokami. Tyle że… oddalone od obecnego miejsca o kilkadziesiąt kilometrów.
– Ale pierw proponuję urządzić sobie małe przyjęcie!
Wódka została postawiona na piedestale ofiarnym, obok niej postawił butelkę krwi, którą wyjął z plecaka. Podobnie zresztą było z małymi przekąskami – serki, paszteciki… (no przecież nie smalec i pajda chleba).
Mogli wreszcie rozpocząć ucztę na szczycie świątyni Azteów! Kyubi oczywiście nie skończył na jednej butelce wódki. Miał jej znacznie więcej i co najgorsze wypił cały swój zapas i dobrał się do cherry, które wziął specjalnie dla wampirzycy!
– Powiedz, no… ty mi… po coś uciekła znów… do Ethana?
Zaczął się pijacki bełkot, kiedy już schodzili ze szczytu świątyni, kierując w stronę motoru. Musieli przecież o czymś rozmawiać, nie? A że akurat o mężu Vivien i tym, co niegdyś ich łączyło…
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Pon Lis 09, 2015 12:52 am

Zasznurowała usta, aby ukryć igrający na jej wargach uśmieszek, gdy Kyu zaczął sprawdzać swój "mięsień piwny". Och, tak, małżeństwa mają zazwyczaj to do siebie, że nieco rozleniwiają partnerów w przesadnym dbaniu o siebie, jak to miało miejsce przed sformalizowaniem związku. Co prawda, choć oni sami byli wampirami i prawie wszystko co ludzkie było im obce, kto wiedział, czy akurat ta przypadłość może jednak ich dotykała?
- Stań i spójrz w dół. Jeśli widzisz swoje palce, nie jest jeszcze najgorzej, choć lepiej zapobiegać! - oznajmiła "poważnie", kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Mając przy tym również na względzie to, ile Kyubi wypijał alkoholu, jego droga do wyhodowania pokaźnego brzucha była całkiem prosta!
Gdyby to Vivien posiadała dar czytania w myślach, niechybnie potraktowałaby Kyubiego z niejednego liścia. Choć nic nie rozumiał, uważał, że wie wszystko. Jakie to było do niego typowe... Podobno prawdziwie kochał, podobno w końcu dojrzał do tego uczucia, podobno się poświęcał! Jeśli faktycznie by tak było, wiedziałby, że wampirzycą nie kierują zwykłe pobudki, a jej uczucie nie jest czymś ulotnym i nie rzuciłaby męża tylko dlatego, że nie poświęcał jej 24 godzin na dobę. Owszem, obecne obowiązki Ethana aż nadto wyszły poza granicę tolerancji, lecz nie był to powód, by go od razu zostawiać. Kochała go szczerze, dorastała z tą miłością, a ich związek mimo wszystko był szczęśliwy. Gdy byli we Francji i gdy urodziła się ich córka, byli nierozłączni. Dopiero ten nieszczęsny wyjazd do Japonii stopniowo niszczył to, do czego zaczęła się przyzwyczajać - do wiecznej stabilizacji i do myśli, że już zawsze tak będzie. Nie miała jednak wątpliwości, że mąż jej NIE zdradza. Skąd? Nazywało się to zaufaniem. Była szczęśliwa przez tyle lat... Ale jak w każdym małżeństwie, nadszedł i dla nich kryzys, którego skutki oboje odczuwali do teraz - ona poprzez samotność, on, samotność i wyczerpanie. Między innymi dlatego tak ochoczo zgodziła się na wyjazd z Kyubim - aby zdusić to, co powoli ją wykańczało. Chciała zabić osamotnienie przebywaniem wśród znajomych, ale kłopot w tym, że nie miała w mieście nikogo bliskiego oprócz wampira i Sophie (pomijając oczywiście Elyse). Rzecz jasna, brakowało jej również mężowskiej bliskości, ale chciała być wierna, naprawdę chciała... Ale dość dywagacji na ten temat, są ciekawsze rzeczy do opisywania!
Zamachała niecierpliwie ręką.
- Oczywiście, że mnie to też dotyczy! Nie ma wyjątków. - tak, ona najlepiej ze wszystkich rozumiała jak to jest żyć niczym człowiek. Wizja zaprzestania korzystania nie tylko z telekinezy, ale i reszty swoich mocy nie była dla niej żadnym końcem świata. Lepiej, w ten sposób faktycznie trochę chciała powrócić do czasów, które nigdy już nie wrócą. Znów choć trochę się zmęczyć, poużywać nóg, i... pooddychać.
Przyglądała się Kyubiemu uważnie, unosząc nawet w zaciekawieniu jedną brew ku górze, kiedy ten zaczął rozpinać spodnie. Ale bez przesadyzmu mi tu, że zaczęłaby krzyczeć i zasłaniać się rękami! Małżeństwo nie "zniewieściło" jej aż do tego stopnia, do którego Kyu myślał. Tak, opcja, że zabrałaby mu prędzej ubrania, była bardziej prawdopodobna. Załatwiłaby mu w zamian śliczną spódniczkę z trawy! Kiedy więc ten niechybnie spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, że nie usłyszał żadnych pisków, wykrzywiła usta w delikatnie rozbawionym uśmieszku i dziwnym błyskiem w jasnych oczach.
- Wybacz, następnym razem będę wyrażać się trochę jaśniej. - rzuciła sarkastycznie. Podniosła się z kamienia i podeszła do wampira, spoglądając na miejsce, które wyznaczył jako następny cel podróży. Zagwizdała cicho.
- Hoho, kochany, już mi cię szkoda z taką kondycją. - zaśmiała się i sięgnęła po butelkę cherry, o którą wcześniej poprosiła. Libacja trwała i obojga... trochę poniosło z ilością wypitego alkoholu, choć Viv trzymała się nieznacznie lepiej od Kyu.
- O co ci... chodzi? Przecież się... rozstaliśmy, zanim do niego... wróciłam, apozatym, on mnie przynajmniej... nie zdradzał, tak jak... ty! Masz jakiś ból... dupy o to, czy co? - odbełkotała mu trochę buńczucznie, a widząc jak zabiera jej cherry, wyrwała mu butelkę z rąk, upijając porządnego łyka. Dotarłszy w końcu do motoru, Vivien stanęła nagle niczym wryta, robiąc mądrą, ale trochę skrzywioną minę.
- Ej... Ale ty chcesz... mnie wziąć? W sensie, no, tym... motorem? - rozsądek się w dziewczynie obudził, chwalcie narody! Pomijając fakt, że spytała o to trochę, hm, nieprecyzyjnie. - AleKyu, przecież ty nie możesz... prowadzić. Ja rozumiem, że chcesz... być macho i tak dalej, ale... za dużo wypiłeś! To... nieodpowiedzialne, wiesz? Poza tym, jest teraz... ta akcja, że po alkoholu nie siada się... za kółkiem! Jakiś ty niedoinformowany. - wychyliła łyk trunku i wyrzuciła pustą już butelkę za siebie, krzyżując ręce na biuście i wpatrując w wampira zaćmionym, chociaż zdecydowanym spojrzeniem. I przekonaj tu babę do swojego zdania, huh? Powodzenia!
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Nie Lis 15, 2015 5:02 pm

Małżeństwo nie rozleniwiło wampira, ponieważ właściwie nie mieszkał ze swoją małżonką. I po ośmiu latach wspólnego życia nie mogli znaleźć dla siebie odpowiedniego domu. Właściwie zawsze coś wyskakiwało i w końcu stanęło na tym, że każde z nich ma swój własny, oddzielny dom. Oczywiście nocowali u siebie, kiedy coś im nie wypadało… praca, wyjazdy, inne zobowiązania i spotkania. Widać zatem, że ich związek nie był typowym małżeństwem. Mieli bardzo dużo prywatności, aż z czasem przestali tak często się spotykać i kiedy Kyubi popadł w niezły tarapaty z byłą kochanką i mentorką, Nadira właściwie się od niego odsunęła. Od tego momentu ich małżeństwo zaczęło funkcjonować tylko i wyłącznie na papierze.
– Bardzo śmieszne… A jakbym był niewidomy, to skąd mógłbym wiedzieć, czy mój mięsień piwny jest za duży?
Oczywiście wampir nie miał żadnego mięśnia piwnego. Dbał o siebie, ćwiczył regularnie, nawet biegał i trenował. W końcu kiedy życie u boku żony przestaje mieć znaczenie, trzeba znaleźć sobie inne zajęcia. A wolał takie zajęcia, niż zanurzać się ponownie w zdrady… Było mu ciężko, nadal jest. W końcu nie był z żadną kobietą od lat. Ostatnio nawet pomógł jakiejś młodej wampirzycy i nawet mieli się ku sobie, jednak nic z tego nie wynikło. Chyba stracił wiarę w samego siebie, a przecież przed ślubem jakoś nie miał sumienia, żeby nie przespać się z Sophie… siostrą przyszłej małżonki.
Oczywiście, że nie rozumiał, bo jak miał to rozumieć? Jak mógł rozumieć postępowanie Vivien? Jak mógł pojąć, że postanowiła wyjść za mąż za takiego typa? Typa, który jedyne, co potrafił, to kłamać, karmić złudzeniami, oszukiwać i udawać. Takiego Ethana znał Kyubi. Vivien pewnie znała innego. Inaczej przecież nie pokochałaby wiele lat temu i nie wyszłaby za niego za mąż. Ale czy naprawdę znała go bardzo dobrze? Czy znała to, jaki był naprawdę? Chyba nikt tego nie wiedział, możliwe że i sam szlachetnokriwsty tego nie wiedział i łapał się wszystkiego w życiu, aby się dowiedzieć. Może Vivien padła ofiarą jego zachcianki. Ale Kyubi nigdy nie mówił nic na głos, nie wypowiadał się. Służył jej zawsze ramieniem, kiedy potrzebowała. Tak jak ostatnio… przyszła do niego przecież załamana, potrzebująca towarzystwa, bowiem dołowała ją samotność.
– Nie przesadzaj. Może i jestem stary, ale jary! Chcesz się przekonać?
I nim zdążyłaby zareagować, położył jedną rękę na pośladkach wampirzycy, drugą objął ją w pasie, aby utrzymać równowagę i w trybie pospiesznym usadowił ją ponownie na ofiarnym piedestale. Po chwili znalazł się między jej nogami i napierał na nią tak, że powinna skończyć w pozycji półleżącej… chyba, że chciała spotkać się z wargami wampira. Oczywiście niczego nie zrobił. Ot, to była ich gra, zabawa, uwodzenie, flirtowanie, czy jak kto chciał to nazwać…
– Nie obrażaj starego wygi. Czyżbyś już zapomniała, jak czasem wyglądały pokoje hotelowy po naszych pobytach?
Kurtuazyjnie odsunął się od niej i nawet wyciągnął ku niej dłoń, aby pomóc wampirzycy wstać i stanąć na nogi.
W końcu zajęli się tym, co oboje uwielbiali robić i nigdy im się nie znudzi! Nie, nie seksem… choć to też pewnie uwielbiali, jednak od dawien dawna nie spółkowali w taki sposób. Zajęli się alkoholem! Wypili tyle, co nie miara i każdy człowiek padłby tutaj, a następnego dnia zwijałby się w koszmarnych męczarniach.
– Och, daaajże… spokój. Przecież wiemy, że… byłem jego namiastką… substytutem… Napatoczyłem się… po waszym rozstaniu… ot, byłem… pod ręką.
Nie ma to jak pijacki wywód na temat przeszłości. Tak zawsze uważał, że był tylko substytutem Ethana. Prędzej czy później wróciłaby do niego, nawet gdyby między nią a Kyubim byłoby idealnie. Przy każdej kłótni zawsze to wypominał…
– Z chęcią… bym Cię wziął!
Nawet w takich chwilach tylko jedno mu w głowie! Ale pojął, po dłuższej chwili, kiedy jego zalane wódą trybiki zaczęły działać i poprawnie funkcjonować, że wampirzycy chodziło o nic innego jak przejażdżkę motorem.
– Nie pierdol… dzioołcha, tylko… wsiadaj! Przecież jesteśmy wampirami! Cóż… strasznego może… nas spotkać, Viv… kochanie…?
No właśnie, cóż takiego strasznego może spotkać dwójkę pijanych w trzy dupy wampiry, które właśnie pakują się na śmiercionośną maszynę? Nie wiedzieli, że właśnie w tej chwili, gdy już wsiedli na ten motor, przeznaczenie postanowiło pomieszać im szyki. Odmienić ich życie… dać im jakąś szansę. To, czy z niej skorzystają, zależało już tylko i wyłącznie od nich samych…
Wampir uruchomił silnik. Ten zawarczał podniecająco, zawył niebezpiecznie i po chwili ruszył z piskiem opon. Czy mieli kaski? Cóż, teoretycznie znajdowały się na pokładzie pojazdu, ale czy wampir miał jeden z nich na głowie? Nie bardzo… Chcąc przekrzyczeć wrzask motoru i dudniący w ich bębenkach usznych wiatr, Kyubi odwrócił się w stronę Vivien, by kazać jej mocniej się trzymać. Trwało to ułamek sekundy, ale było wystarczające, aby doprowadzić do katastrofy. Byli przecież z dala od cywilizacji, zatem drogi pozostawiały wiele do życzenia; oboje podpici. W momencie, kiedy Kyubi odwrócił się w stronę swej towarzyszki, skręcił za mocno kierownicą i stracił panowanie nad pojazdem jednośladowym… Prędkość była zabójcza dla człowieka, dla wampira wcale nie lepsza, kiedy gna się prawie sto dziewięćdziesiąt. Motocykl „otarł” się o przydrożne drzewa i w końcu runął na ziemię. Większość siły wypadkowej spoczęła na Kyubim, który przy okazji został przytrzaśnięty przez motocykl. A raczej jego jedna noga… lewa. Nie obyło się także od innych urazów, poważniejszych – pęknięcie czaszki, z której obficie sączyła się krew. A co Vivien? Może zareagowała lepiej i zdążyła skorzystać z jakiejś swojej zdolności, żeby nie skończyć w takim stanie jak Kyubi?
Wampir chyba za bardzo wziął sobie do serca nie korzystanie z mocy... albo był aż tak pijany, że jego mózg wolniej pracował i nie teleportował się, aby uniknąć zderzenia z drzewami (dobrze, że nie z kartonami...).
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Pią Lis 20, 2015 9:56 pm

- Och, na pewno któraś z twoich nowych kochanek nie omieszkałaby ci się o tym powiedzieć. - chyba, że byłyby na tyle głupiutkie, iż nie ośmieliłyby się wypowiedzieć nic więcej, poza jękami i zapewnieniami "prawdziwej miłości". Skąd mogła wiedzieć? Od zawsze unikała tego drażliwego tematu, nie chciała nawet słyszeć kogo i z jakim ilorazem inteligencji Kyu brał do łóżka, kiedy byli jeszcze razem. Nie wierzyła w jego zapewnienia, że tego nie robił, choć bardzo chciała, bo w końcu nie żyło im się najgorzej. Machnęła więc ręką, aby nawet nie raczył odpowiadać na jej słowa. Wolała zakończyć ten temat niż niepotrzebnie się irytować, choć na dobrą sprawę, nie miała ku temu ani powodów ani nawet prawa! Wspomnienia jednak, mimo upływających lat, nadal pozostawały, a nieprzyjemne czasem dłużej niż te, które naprawdę warto było zachowywać w pamięci.
Nie chciała, aby ich ostatnie spotkanie wyglądało właśnie tak, jak zapamiętał je Kyubi. Sam fakt, że tamtego wieczoru go spotkała było dla niej niemałym zaskoczeniem. Potrzebowała się zabawić, wyluzować, a że wybrała do tego nowo otwarty klub, który (o ironio) należał do wampira, był zupełnym zrządzeniem losu. Gdyby nie to i krążący w jej organizmie alkohol, który, jak powszechnie wiadomo, rozwiązuje język łatwo i szybko, w ogóle nie wspomniałaby o swoich problemach. Udawałaby uśmiechniętą i szczęśliwą z życia dziewczynę, co zawsze robiła w przypadku kłopotów od początku swojego istnienia, jeszcze jako człowiek. Nie lubiła się narzucać, sprawiała wrażenie wiecznej optymistki, wolnej od jakichkolwiek trosk, gdy te faktycznie ukrywała głęboko w sobie. Jej ludzkie zachowanie nie zmieniło się wiele, nawet po przemianie, lecz tamtego dnia... Cóż, wszystko  ją przerasło, a wypłakiwanie się w poduszkę nie przynosiło długotrwałych efektów - może dlatego, że poduszka nie potrafiła gadać? Brakowało jej Eltris, gdyż to ona najlepiej podnosiła Viv na duchu, bo przecież kto lepiej zrozumie kobietę niż druga kobieta? Pech jednak chciał, że zamiast na Elkę, wątpliwa przyjemność oglądania łez Czerwonej spadła na Kyu. Nic tylko zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Nim zdążyła choćby dotknąć ustami butelki sherry, nie mówiąc o jakiejkolwiek reakcji, znalazła się w ramionach Kyu, a następnie na ołtarzu ofiarnym. Odchylała się do tyłu wraz z napieraniem wampira, aż w końcu poczuła zimny kamień, który nieco ją otrzeźwił. Uśmiechnęła się półgębkiem na wspomnienie każdego rozwalonego hotelowego pokoju po ich wizycie, i usiadła z powrotem, znajdując się niebezpiecznie blisko twarzy Kyubiego. Złapała go dwoma palcami za brodę, trzymając zdecydowanie i wbijając długi, ostro zakończony czerwony paznokieć w jego zimny policzek.
- Aż tak tęsknisz za tym widokiem, skoro o tym wspominasz? - mruknęła ponętnie, odsuwając go po chwili od siebie i samej zeskakując z ołtarza, by zasiąść gdzieś nieopodal. Nie powinna była wracać do ich wspólnych gierek... Przecież to już dawno za tobą, nie wolno ci! Tak, nie wolno jej było odkopywać tego, co zagrzebali naście lat temu. Mieli już swoje życie i swoje troski, choć chyba oboje odczuwali, że powoli zachowują się tak, jak kiedyś było im dane. Mimo to, gdy ich libacja trwała w najlepsze, w przerwie między mini kłótnią o to, czemu Vivien wróciła do Ethana, wampirzyca rzuciła trochę niepewnie:
- Ej, Kyu... A co... myślisz, w sensie... Jaki jest twój... stosunek do... związku z p-przeeemienionym czło...człowiekiem albo jeeeszcze lepiej... z samym człowiekiem? - czy do czegoś piła (hoho, co za niefortunne słowo w tej sytuacji ~)? A i owszem, chociaż na jej szczęście, Kyubi nadal nie wiedział o zamierzchłej przeszłości wampirzycy.
Wybełkotała jeszcze jakieś krótkie słowa protestu, lecz ostatecznie usiadła za wampirem na motorze, napięta niczym struna. Trzymała się go mocno podczas jazdy, a gdy doszło do najgorszego... Resztkami świadomości, odepchnęła się telekinezą od motoru na ułamki sekund od uderzenia, lecąc wprost na pobliskie drzewa, w które rąbnęła z impetem plecami, tracąc na jakiś czas przytomność. Ile dokładnie? Nie wiadomo. Fakt faktem, gdy tylko odzyskała świadomość, poczuła niewyobrażalny ból cholernie obitych i zdartych nieco pleców, stłuczonej głowy (może nawet doznała delikatnego wstrząśnienia?), przez co jęknęła boleśnie. Otworzyła z wolna oczy i mrugając szybko przez chwilę, aby odzyskać ostrość widzenia, próbowała sobie przypomnieć co się stało. Alkohol... Jazda na motorze... Kyubi! Przerażona rozejrzała się po okolicy, a gdy zauważyła przygniecionego przez motor wampira, całymi dostępnymi siłami spróbowała wstać. Szybko wróciła jednak do parteru, klnąc na wszystkie świętości za swoją niemoc i idiotyzm, jakim się wykazali. Zacisnąwszy zęby z bólu i próbując zignorować intensywny zapach krwi, unoszący się w powietrzu, podczołgała się do Kyubiego, sprawdzając jego stan.
- Jezu, Kyu, błagam, ocknij się! Nie umieraj mi tu! Nie możesz tu zejść, zabraniam ci! - paplała z przerażenia, ściągając z siebie narzuconą luźno zieloną koszulę, którą rozerwała i owinęła wokół głowy wampira. Teraz motor... Ile to draństwo może ważyć?! Nie mogła przesuwać maszyny po nodze Kyu, dlatego skupiła się i z przeogromnym wysiłkiem podrzuciła motor nieznacznie, odrzucając zaledwie parędziesiąt centymetrów od siebie. To jednak tak ją wyczerpało, że zadyszana oparła się ręką o drzewo, jak gdyby przebiegła co najmniej maraton. Co teraz, co teraz...
Byli sami w ciemnym, dzikim lesie, z dala od cywilizacji, bez szansy na jakikolwiek samodzielny transport... Co miała teraz zrobić z wykrwawiającym się, nieprzytomnym wampirem?! Odpowiedź, zbawiennie, nadeszła szybko, gdyż wiedziony hukiem, na miejsce przybył... miejscowy szaman. Nie, to nie jest żart - pobliskie tereny, tak bardzo oddalone od cywilizacji, zamieszkiwały tylko 3 osoby, stroniące od jakiegokolwiek towarzystwa. Gdy więc usłyszeli, że zakłócono ich spokój, zaniepokoili się, odzwyczajeni od jakichkolwiek hałasów. Jako najstarszy, na zwiady wybrał się śniady, wiekowy już mężczyzna, biorąc ze sobą swojego bardziej "ucywilizowanego", młodego syna. Podkradli się cicho, niemal niewidoczni, lecz czułe zmysły Vivien nawet teraz wychwyciły czyjąś obecność. Poderwała głowę w tamtym kierunku, przypatrując im przez chwilę.
- Błagam, pomóżcie nam! - zawołała słabo, lecz odpowiedziała jej zupełna cisza. Trwało to dłuższą, przedłużającą się w nieskończoność chwilę, aż w końcu zza zarośli wyłonił się ów szaman, podchodząc ku wampirom ostrożnie. Mruczał coś do siebie w zupełnie niezrozumiałym dla Czerwonej języku, kucając obok Kyu i badając jego stan.
- Mieliśmy wypadek... Spadliśmy z motoru i... - urwała, uciszona gestem ręki mężczyzny. Zawołał do siebie ukrytego nadal syna, wymamrotał znowu coś niezrozumiałego, a ten kiwnął głową i zniknął za zaroślami. Spanikowana Vivien patrzyła to za chłopakiem, to na zajmującego się wampirem szamana, który wciąż mamrotał pod nosem, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Młody mężczyzna wrócił szybciej niż się tego spodziewała, trzymając pod pachą... ręcznie robione nosze. Wraz z ojcem, jak najostrożniej przenieśli na nie Kyu, podnosząc razem i idąc wolno w stronę, z której przybiegł chłopak. Cóż pozostało Viv? Podniosła się z trudem i ruszyła za mężczyznami, próbując nie stracić ich z oczu. Jeszcze tego brakowało, by się tu zgubiła!
Niedługo potem dotarli do drewnianej chaty, czy raczej szałasu, z którego wydobywała się cienka strużka dymu. U progu stała śniada kobieta, wpatrując z nie mniejszym co Vivien przerażeniem na "swoich", wykrzykując nagle kolejne niezrozumiałe słowa. Mężczyzna odpowiedział jej coś krótko, wchodząc do środka. Czerwona uczyniła to samo, niepewnie mijając kobietę, która po chwili zdezorientowania zaczęła krzątać się po wnętrzu. Na środku chaty paliło się palenisko, nad którym umieszczono niedawno upolowaną zwierzynę, która skwierczała teraz na ogniu. Szaman z pomocą syna ułożył wampira na legowisku, zajmując jego ranami i wydając kobiecie krótkie komendy co jakiś czas. Vivien siadła gdzieś nieopodal, wpatrując w tę pracę nieobecnie. Z zamyślenia wyrwał ją chłopak, który zwrócił się do niej... po hiszpańsku. Otworzyła szerzej oczy, szczelniej otulając się ramionami.
- Ja... Ja nie rozumiem... - wymamrotała przerażona. I masz za nieuczenie się tego cholernego języka!
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Wto Lis 24, 2015 7:19 pm

– Nie byłem z żadną kobietą od dobrych ośmiu lat, może dłużej. Nie liczę już nawet. Nawet z własną żoną…
Wzruszył ramionami. Ale cóż poradzić? Taka prawda. Rzucił się w wir pracy i przestał podążać za kobietami, poszukując coraz to nowsze kocice do zabawy. Możliwe że wreszcie mu się to znudziło i oczekiwał czegoś innego od życia. Został zatem wiernym, aż do szpiku kości, mężem, który nie był w łóżku nawet z własną żoną. Jeszcze do nie dawna miał „romans” z Elvirą, lecz był raczej jej niewolnikiem seksualnym. Zaszczepiła w nim cząstkę siebie, wykorzystując swoją szatańską moc i uczyniła z niego swojego sługę, choć wampir tak tego nie postrzegał. Moc szlachetnej była na tyle silna, że oddziaływała na umysł w taki sposób, że całkowicie nim zawładnęła na wiele lat. Czy miał pomoc ze strony Nadiry? Nie, żadnej. Odwróciła się od niego, obrażając, nie rozumiejąc sytuacji w jakiej znalazł się jej mąż. Nie chciała w ogóle jej zrozumieć. Uważała, że tylko Kyubi musi ją wspierać i przybiegać, kiedy tego potrzebowała i że nigdy nie musiało to działać w drugą stronę… Od tego czasu ich małżeństwo stawało się powoli jedynie papierkiem.
Najwyraźniej nie zagrzebali przeszłości tak głęboko pod ziemią, jakby tego chcieli. Ponoć stara miłość nie rdzewieje i jak widać, coś w tym było. Wciąż byli swobodni w swym towarzystwie, pokonali przeszkody w postaci dawnych urazów i utrzymywali kontakt. Łączyła ich niezaprzeczalnie silna więź, która pojawiła się już tej pierwszej nocy, kiedy to się poznali. Wtedy właśnie rozpoczęła się ich historia i trwa. Przecież nie skończyła się w dniu ich rozstania… A przynajmniej Kyubi ostatnio zauważył, że nadal między nimi iskrzyło i działo się…
Nagłe pytanie wampirzycy zaskoczyło Kyubiego. Nie spodziewał się przecież, że zada nagle takie pytanie. Zupełnie, jakby chciała tym samym mu zakomunikować, że jest człowiekiem, ale nie wie, co on na to. Oczywiście nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Była wampirzycą krwi B, czystej, niemal najczystszej, więc to nie wchodziło w grę.
– A co, masz przyjaciółkę… człowieczka… która mnie… kocha?
Zaśmiał się i zmierzwił jej włosy, by po chwili otoczyć ją ramieniem i nieco przysunąć do siebie. Wycwanił się, bowiem oparł się lekko na wampirzycy i… w taki sposób mogli schodzić po schodach świątyni.
– Miałem kiedyś… wspaniałą dziewczynę. Była… człowiekiem. Muszę przyznać… że była naprawdę… niesamowita, taka ciepła, kochana… i oddałaby wszystko dla kogoś. Tak różna od wampirów… Ale zmieniła się... Wiesz, kiedy ktoś… ją przemienił… w wampirzycę. Była inna… Nie chodzi… o głód krwi. Nie zabijała… Ale stała się… samolubna… i pozbawiło ją to… tego ciepła. Czasem… mam wrażenie, jakbyś… Ty miała… w sobie to… takie ciepło. Jak ta dziewczyna… kiedy była człowiekiem…
Oczywiście mówił o Katherine. Nie wiedział, co się z nią teraz działo. Możliwe że dorwali się do niej już łowcy i po prostu zamknęli w kazamatach lub zabili. Widział ją jakiś czas po swoim ślubie, ale to tyle…
Aż w końcu Vivien wylądowała na drzewie, nie tak dosłownie, a Kyubi połamany, z otwartymi, ciężkimi ranami pod motorem. Miał resztki świadomości. Słyszał przerażony, drżący głosik Vivien. Po chwili wyczuł, słabo, zapach wampirzycy. Wiedział, że jest obok. Poniekąd cieszył się, że doprowadził do tego wypadku, bo… martwiła się. Wyczuwał to. Ale moment… co oni robili tutaj? I gdzie było to „tutaj”? Miał wrażenie, że wiruje i zapada się w głębi. Obecność wampirzycy zanikała, a wampir chciał wyciągnąć ku niej dłoń i krzyknąć, by go nie zostawiała samego… w tych ciemnościach… bał się. Samotności, że znów będzie sam…
Wampir był naprawdę w ciężkim stanie. Połamane, jeśli nie zmiażdżone nogi przez motor i siłę uderzenia. Rozcięta głowa, pęknięta czaszka przez mocne uderzenie. Człowiek już po kilku minutach zmarłby od takich obrażeń. Utracił także wiele krwi, a jego wampirzycy organizm osłabł. Potrzebował sporej ilości krwi, żeby organizm zaczął się regenerować i zaczął produkować krew, by odnowić to, co zostało zniszczone. Uszkodzony został także mózg wampira, ale to wyjdzie z czasem.
Nie był świadom, kiedy z gąszczu wyszedł szaman w towarzystwie „ucywilizowanego” syna. Nie czuł bólu, kiedy unosili jego połamane ciało i kładli za prowizorycznie zbite z drewna nosze i nieśli przez las. Dotarli wreszcie do chatki w głębi lasu, czego nie był w ogóle świadom. Świadomość wampira zasnęła.
Syn szamana najwyraźniej załapał w końcu, że kobieta nie rozumie ich języka. Syn szamana nie miał jak porozumieć się z Vivien, żeby chociaż w najmniejszym stopniu przekazać informacje. Nawet kobieta przed chatą nieco przeraziła się na widok tych dwóch istot, które tutaj się zjawiły. Nie przepadali za obcymi, a już na pewno za białymi. Ale oni… byli inni. Wyczuwała od nich śmierć, nie byli żywymi istotami. Dlatego nie rozumiała, dlaczego szaman przyprowadził przeklęte istoty do ich skromnej wioski, ukrytej w sercu lasu.
- Martwi Bogowie. Nie żyć. – młody podlotek chaotycznie zaczął gestykulować i pokazywać na Vivien i nieprzytomnego Kyubiego. W jego oczach widać było przerażenie, ale i pewny… szacunek. Wreszcie padł przed nimi na kolana i zaczął szybko gestykulować, mamrocząc coś pod nosem w niezrozumiałym dla Vivien języku.
Wampira złożono przy ognisku, ale jeszcze nie zdejmowano go z noszy. Szaman opuścił chatę i nie było go przez jakiś czas. Wrócił po półgodziny. Dla tych ludzi czas nie miał znaczenia. Nie spieszyli się nigdzie. Dla nich dzień trwał od wschodu do zachodu i musieli zrobić za dnia wszystko, bowiem noc służyła do odpoczynku. Nie mieli także światła, aby oświetlić sobie swe czynności. Szaman przyprowadził ze sobą kozę. Do szyi przywiązany miała sznurek, za który trzymał zgrzybiały mężczyzna. Mamrotał coś pod nosem i usiadł przy wampirze i ognisku. Zaczął głaskać przerażoną i beczącą kozę, która najwyraźniej przeczuwając to, co się miało wydarzyć, szarpała się, by uciec. Szaman sięgnął po niewielki nóż, ale był ostry jak gilotynka. Jednym, sprawnym ruchem poderżnął kozie gardło, nie przestając jej głaskać i szeptać. Możliwe że oddawał jej duszę swym bogom, by mieli ją w swej opiece. Krew przelał do sporego, glinianego naczynia, w którym utarł wcześniej jakieś zioła. Sięgnął ku Vivien i pociągnął ją mocno za rękę tak, by się zbliżyła doń. I nim biedaczka mogłaby się zorientować, szaman rozciął dłoń wampirzycy i ścisnął ranę, aby krew ściekła do naczynia. Wymieszał ją wraz z kozią i pomachał rękoma. Uniósł pojemniczek do ust i zrobił ruch, jakby zamierzał się tego napić. Nie zrobił tego, ale palcem wskazującym pokazał na Vivien oraz Kyubiego i wręczył potłuczonej, brudnej, w obdartych ubraniach wampirzycy głęboką miskę.
Syn szamana wciąż odprawiał modły, ale kiedy wampirzyca sięgnęła po miskę, podniósł na nią wzrok i zaczął uważnie obserwować. Jego spojrzenie było niemal pełne czci… Czy Vivien będzie wiedziała cóż uczynić z michą?
A przed chatą zaczęli gromadzić się ludzie ubrani jedynie w liście… klękali przed chatą, tworząć półokrąg, łapali się za ręce i zaczęli nucić, jakby znosili modły.
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Sro Lis 25, 2015 12:49 pm

Spojrzała na wampira z ukosa, wzruszając po chwili ramionami. Nie była to jej sprawa jak układało się życie osobiste Kyubiego, zwłaszcza z taką osóbką, jaką była Nadira. Trafiła kosa na kamień, można by rzec, gdyż oboje posiadali na tyle nietuzinkowe charaktery, iż w połączeniu mogły tworzyć mieszankę niemal wybuchową. W przypadku wampirzycy sprawa o tyle się komplikowała, iż Szlachetna miała ewidentne trudności... z pomyśleniem o kimś jeszcze, poza sobą. Szczerze mówiąc, Vivien podziwiała niemal każdego faceta, który zdecydował się na związek z czarnowłosą. Tak duża powaga, sztywność i skoncentrowanie na sobie było dla Czerwonej czymś na tyle trudnym do pojęcia i zaakceptowania (nawet na nią!), że na miejscu mężczyzny, odpuściłaby bardzo szybko. No, ale facet to facet - kiedy się uprze, nie ma przebacz! A kiedy do zafascynowania dochodzi jeszcze uczucie, to już "umarł w butach". W pewnym sensie, jest to naprawdę cudowne...
- Taaa, chciał...byś, babiarzu... jeden! - czknęła, taksując go po chwili iście morderczym spojrzeniem, gdy ośmielił się tknąć jej "misternego" koka! Objęła go jednak ręką w pasie, trzymając mocno za materiał koszuli, aby nie stracić równowagi podczas wspólnego schodzenia. Z ogromnym trudem wysłuchała jego odpowiedzi, by zrozumieć jakikolwiek sens, gdyż w uszach szumiało jej już konkretnie. Pod koniec odpowiedzi Kyu, zaśmiała się perliście, rozbawiona jego domysłami.
- Uważasz, że mam... ludzkie ciepło? A ty wiesz... że w sumie nieduuuużo się... mylisz? Jakbym ci coś... powiedziała to byś... zdechł ze śmiechu! Normalnie byś ryczał! - oho, jeszcze chwila, jeszcze jeden łyczek sherry więcej, a niewątpliwie Vivien już teraz wygadałaby Kyubiemu swoją największą tajemnicę, którą tak skrzętnie ukrywała przed całym światem - po pijaku. Oczywiście nie każda alkoholowa okoliczność skłaniała ją do takich zwierzeń, jednak przypadek wampira był inny. Przecież przez jakiś czas tworzyli związek, mieszkali pod jednym dachem, żyli ze sobą, a Kyu wciąż egzystował w przekonaniu, że związał się z Czystokrwistą, taką samą jak on. Wierzył, że była wampirem już od urodzenia. Jedynie spotkanie Firenze na ślubie Vivien mogło dać mu powody do podejrzeń i spekulacji, niemniej...
- Ejej... A uważasz, że... ludzie są... gorsi od wa-wampirów? - chciała to wiedzieć. Tak bardzo pragnęła dowiedzieć się o zdaniu Kyu na ten temat, ale zawsze brakowało jej odwagi, by o to zapytać. Nie wiedziała również jak mogłaby mu zakomunikować, że sama była kiedyś człowiekiem. Małym, kruchym człowiekiem o różowych włosach, z bijącym rytmicznie sercem w ciepłej piersi. Przecież dla każdego to kompletny absurd... Ten medyczny cud, jaki został objawiony światu, przez długi czas pozostawał na językach wampirów i lekarzy, którzy nie mogli nie tylko uwierzyć, lecz również pojąć, jak taka osoba może odnaleźć się w zupełnie innej hierarchii, jak się zachowa, jak się zmieni? I najważniejsze - czy to w ogóle jeszcze będzie prawdziwy wampir? Vivien bała się opinii innych na ten temat, dlatego nie chciała, aby ktoś dowiedział się o jej małym sekrecie. Niechybnie zostałaby wyklęta z wampirzego światka, a tego najmniej jej było potrzeba, gdy już bardziej konserwatywna część rodu Ethana patrzyła na nią jak na wybryk natury. Milczenie więc było najczystszym złotem.
Gdy trafili do chaty, śledziła wszystkich nadal zlęknionym, acz czujnym spojrzeniem, spoglądając również na to, co szaman "majstrował" przy Kyubim. Nie znała jego praktyk i nie miała stuprocentowej pewności, że ten faktycznie mu pomaga, a nie szkodzi. W każdym momencie była gotowa podnieść się z klepiska i przy użyciu mocy, wyciągnąć ich z chaty... albo nawet zabić tubylców. Tego ostatniego nie chciała jednak robić, kierując się silnym zmysłem empatii, lecz jeśli nie byłoby wyboru, nie zawahałaby się. Widząc więc spanikowane zachowanie młodego chłopaka, zagryzła wewnętrzną część policzka. Oni nie byli aż tak głupi... Musieli się w końcu zorientować, że ich nieproszeni goście nie byli zwykłymi ludźmi. Ba, sądząc po obrażeniach Kyubiego, każdy normalny człowiek już dawno odszedłby z tego świata, a on... Nadal żył, choć jego klatka piersiowa nie poruszała się rytmicznie w takt oddechu, zaś same rany bardzo powoli zaczęły się regenerować. Pytanie tylko, czy miejscowi spróbują dobrać się im do gardeł czy też potulnie opatrzą obrażenia?
Zamrugała zaskoczona, kiedy chłopak rzucił się przed nią na kolana, mamrocząc w tym samym niezrozumiałym języku, co jego ojciec. To nie mógł być hiszpański, bo choć nie rozumiała go ani trochę, "osłyszała" się z nim na tyle, że potrafiła rozróżnić na tle innych języków, a ten... Był zupełnie niepodobny do żadnego. Język majów... Nie, to niemożliwe, przecież wymarł on wieki temu, wraz z ostatnim Majem! Z drugiej jednak strony… Byli w samym centrum dżungli, stąpali po starożytnym mieście tych ludzi, a na dodatek właśnie tutaj odnaleźli ich nieucywilizowani do końca tubylcy, posługujący się najdziwniejszym językiem, jaki Vivien kiedykolwiek słyszała. O bogowie…
Gdy szaman wyszedł z chaty, wampirzyca zsunęła się najszybciej z klepiska, na ile pozwalało jej obite ciało, i podeszła do ułożonego przy ognisku Kyu, oglądając go z każdej strony. Zerknęła również na ranę na głowie, z ulgą stwierdzając, że regeneracja nikle zaczęła działać. Był to jednak stanowczo za wolny proces, który przyspieszyć mogła wyłącznie… krew. Vivien zerknęła ukradkiem na pozostawionych z nią w chacie ludzi, znów skupiając spojrzenie na nieprzytomnym wampirze, którego trzymała delikatnie za rękę. Jej myśli szalały od niezdecydowania, lecz nim zdążyła podjąć ostateczną decyzję, szaman wrócił, ciągnąc za sobą przerażoną kozę. Przyglądała się mężczyźnie z uwagą, a kiedy rozciął zwierzęciu gardło, zachłysnęła się powietrzem, wbijając paznokcie wolnej ręki w swoje udo. Nie wiedziała nawet, że była tak cholernie głodna. Wlepiała wściekle szkarłatne tęczówki w cieknącą posokę, czując nieprzyjemnie wzmagające się drapanie w gardle. A gdyby tak… Tylko parę łyków… Zacisnęła jednak po chwili oczy i wplotła mocno palce we włosy, próbując uciszyć wzmagający się głód. Uspokój się, uspokój, nie rób z siebie byle poziomu E na głupi widok zwierzęcej krwi! Niestety, szaman nie dał jej możliwości na ukojenie nerwów i sięgnął siłą po jej rękę. Czując to, Vivien wyrwała mu dłoń, lecz niedostatecznie szybko, a parę kropli krwi dostało się do miski, mieszając z kozią posoką. Spojrzała na płytkie skaleczenie, które w parę sekund zniknęło bez śladu, nieco zdezorientowana przyjmując miskę, którą miała wraz z Kyu… wypić? Czyli jednak? Utkwiła spojrzenie w prowizorycznych drzwiach, gdy wyczuła zbliżające się postaci. Nie była głupia, wiedziała, że publiczne wypicie krwi może ich albo pogrążyć, albo wysławić pod niebiosa, jako „bogów” czy kogo jeszcze tam czcili. Mimo wszystko, co jej pozostało? Samo zachowanie i zmiana barwy tęczówek wampirzycy na widok krwi była jednoznaczna, ale przede wszystkim liczyło się teraz to, aby Kyubi odzyskał przytomność. Podsunęła mu więc miseczkę prawie pod nos, nachylając ku niemu.
- Kyu, słyszysz mnie? To ja, Vivien. Proszę cię, ocknij się, musisz to wypić, żebyś odzyskał siły. Musimy stąd wiać, rozumiesz? Obudź się, Kyubi! – zamoczyła palec w krwi i natarła nią spierzchniętą dolną wargę wampira, wpatrując w niego z wyczekiwaniem w czerwonych tęczówkach. Sama nie napoczynała posoki, wiedząc, że ze wzmagającego się głodu wypije na raz całą michę, nie zostawiając nic Kyubiemu, który najbardziej jej potrzebował. Lekko więc drżąc na całym ciele, czekała na "cud".
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Nie Lis 29, 2015 12:43 pm

– Chciałbym… może wreszcie… zaznałbym per… perna… namentnego… szczęścia.
Tyle wypił, że nawet nie mógł złożyć w całość tak trudnego słowa! Wiadomo, że nawet kiedy wampir wypije więcej, niż jest w stanie, mózg przestaje właściwie funkcjonować. Wiedział, że włosy wampirzycy są świętością i tknięcie ich grozi śmiercią pod wysokim napięciem, jednak w ogóle się tym nie przejmował! Przecież Vivien nie podniosłaby na niego nawet paznokcia.
Schodzili wspólnie z tych morderczych stopni i odległość ku ziemi wcale się nie zmniejszała! Wręcz przeciwnie. Kyubi miał wrażenie, że schody się wydłużały i stawały coraz bardziej strome! A zielona ziemia oddalała się od nich z każdym krokiem, zamiast przybliżać. Alkohol potrafił namieszać w umysłach niejednej istoty, a oto mamy dwa przykłady…
– Ciężko mówić… o zdechnięciu w przypa…dku wampirów… No wiesz… już jesteśmy… trupami! Dobre, nie?!
Wybuchnął śmiechem, jakby wampirzyca właśnie opowiedziała najlepszy dowcip w swojej karierze dziennikarskiej. Nie miał pojęcia, że za słowami wampirzycy kryje się mroczna, makabryczna wręcz historia. Owszem, znał siostrę Vivien, niby bliźniaczkę. Nie brał tego jednak tak bardzo do serca. W dzisiejszych czasach można przecież było zrobić sobie operację plastyczną, aby upodobnić się do drugiej istoty. A że Firanze, Firenze… (umysł Kyubiego już wyrzucił imię „siostry” Vivien) była wampirem, to wszelkie ślady po takowej operacji po prostu zniknęły… cud wampiryzmu – regeneracja martwych komórek! Uznał Firenze po prostu za służkę Vivien, jej ulubienicę i nic więcej. Nie przypuszczał przecież, że Vivien, jego mała, słodka Vivien, okaże się wybrykiem natury. Nie było to przecież normalne ani dla ludzi ani tym bardziej dla samych wampirów.
– Niee, uważam… że ludzie… są lepsi. Są… zdolni do… szczerej miłości… I nie są… nieśmiertelni… Nudzi mnie… moje życie… jestem już… zmęczony, Viv…
Taka była prawda. Miał na karku prawie osiem wieków. Starzał się umysłowo, nabierał doświadczenia i wiedzy. Czasami miał ochotę popaść w letarg. Zakopać się gdzieś głęboko w katakumbach, przespać wiele dekad, zmienić się w kościotrupa, ponieważ nie miałby kto poić go krwią od czasu do czasu, i dopiero za kilka wieków się przebudzić. W innym świecie, rzeczywistości. Wówczas to odkryłby dopiero, że świat który nadszedł pod jego nieobecność, jest poza jego zasięgiem. Nie potrafiłby się w nim odnaleźć i dopiero wtedy doceniłby świat, w którym się otacza.
Ale teraz rzeczywistość wampira została zaklęta w jego umyśle, który wyłączył się. Mózg był na tyle uszkodzony, że również przestał funkcjonować jak dawniej, odcinając wampira nawet od świadomości. Nie wiedział, gdzie się znajduje, czy żyje, czy jest martwy. Nie słyszał, nie czuł, nie widział nic. Dosłownie został zawieszony gdzieś w próżni własnego jestestwa, gdzie czas naprawdę nie funkcjonuje.
Owszem, wiedzieli, że dwójka obcych, która wkradła się na ich teren, nie była ludźmi. Nie wiedzieli jednak, że należeli do rasy wampirów. Tutaj takie wieści ze świata zewnętrznego nie dochodziły. Od tysiącleci Aztekowie wierzyli w demony i bóstwa, którym składali ofiary, licząc na ich protekcję. Wreszcie doczekali swych bożków w ludzkim ciele, lecz o demonicznych potrzebach. Właśnie to widzieli tubylcy w Vivien i Kyubim. Nienaturalnie białe cery, wręcz trupie, dziwnie podkrążone oczy, smukłe, lecz silne ciała, samoistna regeneracja, chłód ciała i jego martwota… To wszystko wskazywało na to, że ludźmi nie byli. Tubylcy wzięli ich za bogów. Oczywiście nie byli ufni, co było widać, jednak odnosili się z czcią, a sam szaman złożył już dla nich ofiarę. Kto wie, czy skończy się tylko na kozie… Dla swoich bogów byli gotowi znów powrócić do składania ludzkich ofiar.
Na zewnątrz chaty znów powstał chaos. Zeszli się ludzie z całej wioski, dołączając do tych, co już zaczęli się modlić. Teraz odprawiali jakiś dziwny rytuał. Wydawało się, że popadli w hipnotyczny trans. Ich głosy stały się jednym, zlał się i szumiał jednością po wysokich i potężnych drzewach. Miało się wrażenie, jakby zgromadzeni ludzie wokół chaty przekazywali energię życiową wampirom. Oczywiście tak się nie działo, choć modlący wierzyli, że tak się właśnie dzieje…
Szamanowi nie umknęło czerwone spojrzenie źrenic młodej kobiety. Wydała mu się jeszcze dziksza niż do tej pory. Twarz kobiety nabrała zwierzęcych odruchów. Szaman tym bardziej wziął tę dwójkę za ziemskie wcielenie ich bogów. Ciekawe tylko, co będzie, kiedy prawda wyjdzie na jaw… Gniew tych ludzi może przerodzić się w coś strasznego.
Gdy szaman zarżnął kózkę, nie da się tego inaczej nazwać, i sięgnął po krew Vivien, wampirzyca zdążyła umknąć i do misy spłynęło zaledwie kilka kropel. Szaman spojrzał na nią swym starczym przewiercającym na wylot spojrzeniem, jakby Vivien była dzieckiem, które należy skarcić. Wymachiwał ręką i mówił coś chaotycznie w swoim zapomnianym języku. Pokręcił ostatecznie głową, poddając się. Uznał po prostu, że bogini złożyła za mało krwi dla swego boga (czyż to nie wspaniałe, Vivi?).
Wampir był zawieszony gdzieś w przestrzeni własnego jestestwa i nie był świadom bliskości Vivien, jej głosu, słów, ani krwi, którą ostrożnie zwilżyła jego wargi. Świadomość była wyłączona, zatem nie czuł zapachu krwi. Nawet jeśli była to zwierzęca krew, zabarwiona kojąco-słodkim zapachem krwi wampirze, nie docierało to do wampira. Był jak… roślinka. Przynajmniej na tym etapie.
Szaman znów zaczął gestykulować i coś pokazywać. Rozłożył ręce tak, jakby trzymał misę. Uniósł dłonie do ust i udał, że pije. Odsunął naczynie, nabierając powietrze w usta, uwypuklając swe policzki. Schylił się nisko do ziemi, którą poklepał energicznie i wypuścił powietrze (krew). Czy wampirzyca zrozumie jakże cudowną grę aktorską szamana?
Do chaty weszła zaraz staruszka, która w dłoniach trzymała drewnianą „tacę”. Postawiła ją przy ciele nieprzytomnego wampira. Nie zerkała na długowłosą młodą kobietę, skupiła się wyłącznie na tym, co miała uczynić. Zaczęła obywać twarz i głowę nieprzytomnego z krwi. Kiedy to uczyniła, zapaliła jakieś śmierdzące kadziła, mamrocząc coś pod nosem niezrozumiale. Nałożyła także na rany paskudną, brązową maź… Lepiej nie wiedzieć, z czego była zrobiona, bo już sam zapach zachęcający nie był, do zgłębienia tej tajemnicy. Nim kobiecina zdążyła jeszcze cokolwiek więcej uczynić, szaman ją odgonił, wyraźnie oburzony i chudym paluchem pokazał jej prowizoryczne drzwi. Tak więc nawet na takich zadupiach, ludzi „wypierdalało” się za drzwi, każąc im całować klamki z drugiej strony…
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Nie Lis 29, 2015 7:44 pm

- Nieśmierteeeelność jest... do dupy. Mówię ci... wiem, co mówię... - przyznała, kiwając energicznie głową. Do tej pory nie wiedziała dokładnie co podkusiło ją do podjęcia decyzji o przemienienie w wampira. Przecież jej poprzednie życie nie było takie złe - miała rodzinę, znajomych, cieszyła się swoim prostym żywotem, jako człowiek. Czerpała z niego o wiele więcej, odczuwała każdy bodziec, każdy powiew wiatru. Życie było naprawdę ekscytujące, nawet z myślą, że kiedyś umrzesz, a za potencjalnym rogiem może przejechać cię tramwaj czy rowerzysta. Żaden wampir nie mógł tego zrozumieć, nawet jeśli chełpił się swoją zaskakującą, pełną czczych ekscytacji egzystencją. Rozumiała więc czego brakowało Kyubiemu, tym bardziej zdając sobie sprawę z tego, ile może mieć lat. Choć prawdziwy wiek wampira pozostawał dla Vivien zagadką, wiedziała że nie był on najmłodszy. Ba, sama związała się z prawie tysiącletnim "okazem", dlatego ich zgorzkniałość i trudna do wyjaśnienia, acz tak charakterystyczna samcza maniera, wyraźnie wskazywała na leciwość obojga. A ona? Mała, słodka Vivien dobijała ledwie dwustu lat, więc cóż mogło to znaczyć dla prawdziwego wampira? Nic nie znaczące mrugnięcie.
Unoszący się w chacie nęcący zapach krwi oraz wzmagający się hałas na zewnątrz, powoli zaczynał irytować wampirzycę. Miała już dość tego cholernego wypadu i dziwnych wypadków, które nagle spadły im na głowę, niczym grom z jasnego nieba. Przeklinała na wszystko i wszystkich w myślach, pragnąc już tylko wyrwać się z tej zakichanej dziury, nawet jeśli miałaby nieść Kyubiego na plecach przez całą drogę do ich obozu. Tylko jak mogłaby mu wówczas pomóc, sama? Owszem, znała podstawy pierwszej pomocy, może nawet nieco więcej, dzięki uprzejmości Ethana, jednak nadal nie miała zielonego pojęcia jak pomóc osobie z urazem czaszki, a jeszcze lepiej, jak ją uleczyć! Zagryzła mocno wargę, czując pulsującą z bólu skroń. Spojrzała na mamroczącego nadal szamana spod byka, który zauważyć mógł już nie tylko "zezwierzęcenie" się kobiety na widok krwi, lecz również złość w jej wściekle czerwonych źrenicach. Gdy więc tylko napotkał jej wzrok, zerknęła krótko, acz (wydawało jej się) zrozumiale na drzwi, za którymi tłoczyli się wyjący ludzie. Czy mężczyzna pojmie o co chodziło jego bogini, jego ucieleśnieniu wszelkich próśb? Nawet bogowie mieli swoje pokłady tolerancji...
Krew Vivien miała również inną wartościową cechę - nadal posiadała ludzki, słodki posmak. Między innymi dlatego nie pozwalała się gryźć swojemu mężowi, ani nikomu innemu wiedząc, jak bardzo uzależniająca jest ludzka posoka. Poczuć zaś ten charakterystyczny ton w wampirzej krwi... Za duże ryzyko i za duża pokusa, dlatego zareagowała tak gwałtownie na uczynek szamana, nie wiedząc co dokładnie zamierza zrobić.
Zrozumiała jednak jego wspaniałą grę aktorską, kiedy sama bezskutecznie próbowała ocucić wampira. Jak mogła wlać nieprzytomnemu cokolwiek do gardła, kiedy prawdopodobieństwo zachłyśnięcia się było tak duże? Czy fakt, że był on wampirem zmieniało tą możliwość? Najlepsza w takiej sytuacji byłaby kroplówka, ale byli w samym środku pieprzonej dżungli, gdzie do najbliższej cywilizacji mieli dobrych parędziesiąt kilometrów! Wpatrywała się więc w wielką, nieforemną miskę przez kilka chwil, by następnie podnieść ją do ust, w które napełniła krew. Wbiła gwałtownie ostre paznokcie w podłoże, czując zbawienny smak posoki, a jej oczy zalśniły mocniej, gdy walczyła z przemożną chęcią połknięcia wszystkiego na raz. Drżąc jak w gorączce, nachyliła się jednak do Kyubiego, łącząc swoje krwawe wargi z jego i wlewając powoli, z wyczuciem, kolejne porcje krwi, niemal do całkowitego "wyczyszczenia" miski. Jak matka karmiąca pisklę, cholera... Modliła się w duchu, aby nie wyrządziła tym czynem większej szkody i aby Kyu faktycznie się nie zadławił, choć czy faktycznie mógłby? Przecież i tak nie oddychał... Och, nieważne!
Odrzuciła oblepioną w krwi miskę jak najdalej od siebie, wlepiając wygłodniałe spojrzenie we wchodzącą kobietę, niosącą jakieś cuchnące mazidła. Ich zapach, czy raczej odór, nieco otrzeźwił Vivien, która zmarszczyła się widocznie, patrząc co kobiecina wyprawia przy nieprzytomnym wampirze, a następnie jak wychodzi, odprawiona. Nadal była jednak głodna... Tak cholernie głodna, gotowa nawet rzucić się na tego biednego chłopaczynę, który nadal modlił się za plecami Vivien o Bóg wie co. Wskazała więc drżącym palcem na oddaloną miskę, a następnie na siebie, dając szamanowi jednoznacznie do zrozumienia, że ona również potrzebuje tego życiodajnego płynu. Ale czy mężczyzna faktycznie jej usłucha?
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Wto Gru 08, 2015 5:12 pm

Oboje zatem wiedzieli, że nieśmiertelność jest „do dupy”, tyle że każde z nich spoglądało na nią z innej perspektywy. Vivien jako człowiek, a Kyubi jako podstarzały wampir. Może zauroczenie w Ethanie sprawiło, że chciała zasmakować w nowym, innym życiu, nieco mrocznym i na pewno tajemniczym. Przecież to on był stwórcą uroczo kochanej Vivien. Możliwe też, że ta przemiana, ta przysięga, która została złożona samoistnie po przemianie spotęgowała jej miłość. Ale Kyubi przecież o niczym takim nie wiedział. Nigdy nie powiedziała mu prawdy… Oboje żyli zatem w kłamstwie. Kłamstwie dość ciężkim, ale nie niewybaczalnym. Ród wampira też przecież wywodził się ze szlachetnego. Z tym że ojciec jego i Agnes postanowił się ożenić z miłości, z wampirzycą krwi B, odrzucając wszelkie konwenanse.
Był jeden problem, jeśli faktycznie chciałaby nieść wampira do ich obozu – nie mieli go. Nie rozbili przecież jeszcze namiotu, gdzie mogliby spędzać dnie. Mieli to zrobić, kiedy dotrą do kolejnego miejsca, które wampir obrał rzutem noża. Jednak nie mieli tej przyjemności dotrzeć tam, a już na pewno nie w jednym kawałku. Na dodatek stracili teraz środek transportu, choć może motor nadawał się jeszcze do reanimacji?
Szaman nie zamierzał przeganiać ludzi. Taka była ich religia, ich wyznanie, mieli ku temu prawo. Prawo do modlitw, jakie teraz odprawiali i nie zamierzał ich przeganiać. Chyba tylko on zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieta i jej nieprzytomny towarzysz nie są tymi, za których wzięli ich ludzie z wioski – nie są bogami. Ludźmi na pewno też nie. Wierzył, że są demonami, ale nawet tym Aztekowie oddawali swą cześć, by ich nie rozjuszyć. Stąd i przecież ofiary.
Gdyby Kyubi był przytomny, na pewno zareagowały w zbereźny sposób na ten „pocałunek”, a na pewno powiedziałby coś głupiego i od razu dostałby siarczystego policzka. A tak? Nie złapał jej za pośladek, za pierś, nie pogłębił nawet pocałunku, nie powiedział niczego głupiego, jak to miewał w zwyczaju. Po prostu leżał… leżał i „spał”, a wampirzyca poiła go krwią, póki nie opróżniła całej miseczki. Krew pozwoliła organizmowi wampira na regenerację. Przede wszystkim wróciła właściwa regeneracja krwinek, dzięki czemu w przeciągu kilku godzin odzyskał utraconą krew z powodu wypadku. Wszelkie rany zewnętrzne: cięte czy kłute, także zniknęły. Problem stanowiły jedynie połamane nogi, które… źle się zaczęły zrastać. Nie będzie to jednak problemem dla wampira – wystarczy je bowiem złamać jeszcze raz, nastawić i poczekać parę dni aż się zrosną. Czyż to nie proste?
Wampir powoli dochodził do siebie. Poważny uraz czaszki wciąż był widoczny, ale rana była znacznie mniejsza. Mózg mu się też nie wylał… Choć można się zastanawiać, gdzie tak naprawdę znajduje się mózg Kyubiego… A dokładniej, w której partii ciała. Zapadł w letarg, dzięki czemu ciało skupiło się na podstawowych funkcjach „życiowych” wampira, wyłączając inne, w tej chwili mniej przydatne, funkcje jak zmysły czy świadomość. Przeleżał tak w letargu kilka dni…
Którejś nocy zresztą, gdy wampir przesypiał kolejny z rzędu dzień, szaman wprowadził do szałasu, który teraz pozostawał do dyspozycji Vivien i Kyubiego, kolejną kozę. Nie powiedział nic, nie zerknął nawet na dwójkę „bogów”. Po prostu zostawił w środku biedną kózkę, która beczała w przerażeniu. Zwierzę zawsze przecież wyczuje silniejszego osobnika, drapieżnika. Możliwe, że była to koza, która miała posłużyć im jako ofiara, jako… posiłek.
Kyubi wreszcie ocknął się. A raczej zaczął coś mamrotać pod nosem. Na czole pojawiły się zmarszczki, ponieważ marszczył się jak nowonarodzone dziecko. Do jego umysłu dotarł wreszcie ból, który był nie do wytrzymania, nawet jak dla wampira. W końcu uszkodzenie czaszki swoje zaszkodziło. Udało mu się także otworzyć dwukolorowe tęczówki i rozejrzał się dookoła rozkojarzonym wzrokiem. Wreszcie jego spojrzenie padło na… postać Vivien.
– Vivi? Co… gdzie… jesteśmy?
Nie rozpoznawał tego miejsca. Nie wiedział, co się stało. Nie pamiętał, że… postanowili wyjechać do Meksyku, żeby odpocząć od codziennych kłopotów i ich… małżeństw. Nie pamiętał, żeby się żenił. Nie pamiętał, że ma córki. Pamiętał tylko, że… bardzo kochał Vivien i ostatnio znów się bardzo pokłócili przez jego pracę. Doprowadził ją aż do łez.
– Wszystko mnie… wykurwiście… boli. Znów… rzuciłaś we mnie… lodówką?
Chciał się zaśmiać, ale zakrztusił się i wypluł własną krew. Chciał podnieść dłoń, żeby zetrzeć krew, jednak miał wrażenie, że jest ona z ołowiu. Naprawdę się zastanawiał, czym tym razem oberwał w czasie kłótni od Vivien, że tak go bolało, że był aż rozkojarzony.
– Nie mów mi… tylko, że wypchnęłaś… mnie z okna… mieszkamy przecież… na dwunastym piętrze…
No, a przynajmniej kiedyś tak mieszkali. Kilka ładnych parę lat temu… W drapaczu chmur. W Stanach Zjednoczonych.
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Pią Gru 11, 2015 9:15 pm

Przez cały czas letargu wampira, Vivien opiekowała się nim jak najlepiej potrafiła. Nie mogła przecież zostawić go tutaj, w środku dżungli, nawet jeśli sama miała wystarczająco wiele okazji, aby w końcu opuścić to przeklęte miejsce. Jej obecność w wiosce wyraźnie zagęściła atmosferę między mieszkańcami, choć do tej pory wampirzyca głowiła się, skąd nagle wzięło się tutaj tylu ludzi? Gdy tuż po wypadku człapała za szamanem i jego synem do chaty, którą obecnie zajmowali z Kyubim, nie dostrzegła po drodze żadnych innych domostw, ani tym bardziej żywej duszy. Dopiero gdy wystawiła nos zza "domu", a poranne słońce oświetliło nieco okolicę, zobaczyła ukryte między drzewami chaty, kryte liśćmi czy gliną. Jej przechadzka nie trwała jednak długo i dość szybko wróciła do swojego tymczasowego domostwa - promienie słoneczne nadal działały na nią drażniąco, paląc nieprzyjemnie skórę i osłabiając organizm. Wychodziła więc nocami, ukryta w cieniu, aby nie niepokoić niepotrzebnie mieszkańców i... aby od czasu do czasu zapolować. Robiła to jednak na tyle dyskretnie, że nie wzbudzała większych podejrzeń, które mogłyby narazić ją i wampira na nieprzyjemności. Przeszła przez wszystkie możliwe etapy wampiryzmu, w skutek którym nauczyła się szanować swój potencjalny obiad, nie pozostawiając śladów (poza dziwnym osłabieniem samego poszkodowanego). Dzięki tym wędrówkom, bliższym lub dalszym, mniej więcej zorientowała się w terenie, co mogło pomóc im w przyszłej ucieczce, choć czy było to na pewno dobre słowo?
Któregoś razu postanowiła również wrócić na miejsce wypadku i przenieść motor możliwie jak najbliżej chaty. Dźwignęła go więc, pomagając sobie trochę telekinezą, i skierowała w stronę wioski, ignorując spojrzenia mieszkańców, którzy wyściubili nos ze swoich lepianek, przyglądając wampirzycy i jej nowemu monstrum ze zgrozą. Docierając w końcu na miejsce, spróbowała odpalić maszynę, która wydawała z siebie jedynie charakterystyczne warknięcia, lecz nic poza tym się nie stało. Nie próbowała nawet grzebać przy instalacjach i silniku, gdyż nie miała o tym zielonego pojęcia. Jedno było jednak pocieszające - bak był w połowie pełny, co dawało chociaż cień szansy na pomyślne wydostanie się z tego zadupia.
Mimo całej zgrozy, jaka wydarzyła się w tym miejscu, miało ono swój niepowtarzalny urok. Dżungla faktycznie była ogromna, lecz im głębiej Vivien się w nią zapuszczała, tym bardziej zachwycała się jej pięknem. Znalazła również, całkiem niedaleko od wioski, wielkie, krystalicznie czyste jezioro, do którego spadała woda z pobliskiego wodospadu. Kiedy dotarła tam pierwszy raz, nie była do końca pewna, czy woda nadaje się do kąpieli i picia, lecz jej obawy szybko zostały rozwiane, kiedy raz, drugi, trzeci, zauważyła idących tam ludzi, czerpiących wodę do wielkich, glinianych waz. Uradowana tym widokiem Vivien, poszła któregoś razu się wykąpać i przeprać swoje rzeczy, lepkie od krwi, ziemi i kurzu, nie wychodząc z akwenu przez dobrą godzinę. Po tym, chodziła nad jezioro już systematycznie, wracając nago jak najszybciej do chaty, aby nikt jej nie zauważył, kiedy ubrania znów były mokre. Cóż, ogromna strata dla Kyubiego, gdyż były to jedne z tych momentów, w których mógł zobaczyć wampirzycę, paradującą tuż przed jego nosem tak, jak stworzył ją... Bóg. No, ale mówi się trudno, prawda ~?
Co do samej opieki nad wampirem - Vivien poiła go od czasu do czasu zwierzęcą krwią, myła zwiotczałe ciało, a raz nawet... pokusiła się o rozebranie go. Nie, nie w celu zgwałcenia, zboczeńcy, a przeprania rzeczy, które choć w strzępach, jakoś go zakrywały, a lepsze to niż nic.
Gdy nadszedł w końcu dzień przebudzenia się Kyubiego, wampirzyca plotła właśnie warkocza, oglądając zza prowizorycznego okna unoszącą się gdzieś stróżkę dymu (tak, fascynujące zajęcie). Nie zareagowała na przyprowadzenie przez szamana kozy, przyzwyczajając się do tego na tyle, że już zupełnie nie reagowała na niespodziewane beczenie, jakie rozlegało się w chacie. Wśród tego wrzasku, usłyszała jednak coś jeszcze... Odwróciła się jak oparzona i padła na kolana tuż przy Kyubim, wlepiając w niego wielkie, przerażone oczy, a gdy w końcu się do niej odezwał... rozpłakała się ze szczęścia i poczucia ulgi. Zdziwiła się nieco zdrobnieniem jakim ją nazwał, a zwykł tak do niej mówić tylko wtedy, kiedy byli jeszcze razem, lecz fala odprężenia skutecznie wyparła tę nutę niepewności.
- Kyu... Ty głupi wampirze! A ja... się tak zamartwiałam! - załkała, wycierając niedbale łzy z policzków, i uśmiechając po chwili do mężczyzny promiennie. Nie ma co ukrywać - bała się sytuacji, w której się znalazła, pozostawiona sama na pastwę zdziczałej wioski, z rannym wampirem na sumieniu (i nie tylko na nim). Jej ulga była więc nie do opisania, kiedy Kyu w końcu odzyskał przytomność, a nadzieja na rychłą ucieczkę wzrosła. Jej uśmiech zrzedł jednak szybko, kiedy wampir zadawał kolejne pytania. "Rzuciłaś lodówką"? "Mieszkamy na dwunastym piętrze"? MY? O nie...
- Nie... Nie forsuj się. Nic już nie mów. My... Pojechaliśmy na wycieczkę, wiesz? Mieliśmy wypadek. Ale nie myśl o tym - nie teraz. Musisz się oszczędzać. - mówiła łagodnie, wycierając palcami krew z brody Kyubiego. - Jesteś pewnie głodny. - podeszła do beczącej teraz wściekle kozy, którą zarżnęła szybko i precyzyjnie, podsuwając pod ranę glinianą miskę, wypełniającą się po brzegi krwią. Wróciła do wampira i przy użyciu telekinezy, uniosła płynnie jego tułów oraz głowę, ułatwiając mu tym samym przełykanie. Gdy wyżłopał niechybnie całe naczynie, ułożyła go znów delikatnie na klepisku, głaszcząc po włosach. Jasny gwint, i co ona miała teraz zrobić - z obolałym wampirem Z AMNEZJĄ?!
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Pon Gru 21, 2015 1:20 pm

Gdyby tylko szaman zorientował się, co kobieta robiła pod osłoną nocy, zapewne wypędziłby „bóstwa” ze swojej małej społeczności. Tylko on jeden wiedział przecież, kim naprawdę byli. Może nie do końca zdawał sobie sprawę, że miał styczność z wampirami, ale nie byli to „ich” bogowie, „ich” bóstwo w demonicznej postaci. Nie mógł jednak wpłynąć na myśli swoich ludzi w „wiosce”, mogliby się zbuntować przeciwko nim. W każdym człowieku drzemie bunt. Potrzeba tylko małej iskierki, żeby to wszystko zapalić. Na szczęście nic nie wypłynęło. Wampirzyca nie zamordowała człowieka, nie przesadzała ze śladami, jakie po sobie zostawiała na ciałach ofiar (nie mieli siniaków, nie byli zbyt przemęczeni, nie mieli dziwnych sińców pod oczami przez utratę krwi), a szaman także nie chodził od mieszkańca do mieszkańca i nie sprawdzał, w jakiej są kondycji.
Kyubi niestety przespał te wszystkie piesze wędrówki Vivien, która podczas jego letargu zwiedzała piękno natury dżungli. Nie musiała się obawiać o zakażenie wody. Miejsce, w którym byli, było tak bardzo oddalone od miejskich skupisk ludzkich, że wszelkie zanieczyszczenia nie docierały do tej części dżungli, głęboko ukrytej w dolinach, a osłoniętej górzystymi terenami. Zresztą woda spływała w gór, z wodospadu, prosto z krystalicznie czystego źródełka, zatem zanieczyszczenie w ogóle nie wchodziło w rachubę. Możliwe, że gdzieś w miastach woda ta była brudna i nie zdatna do picia, ale… nie tutaj. Tym samym na pewno żałowałby tego, że pogrążył się w głębokim letargu, w czasie którego niewiele kontaktował ze światem zewnętrznym, a naga wampirzyca obmywała swoje kobiece kształty w źródlanej wodzie! I jak tu nie być wściekłym na paskudny los?! Jednak letargowi Kyubi zawdzięczał życie, choć mózg, jak widać, nie do końca wrócił do swojej pierwotnej formy. Nawet nie dotknęła go, kiedy rozbierała, żeby „przeprać jego ubranie”?! Przecież wiadomo, że wampiry się nie pocą… Na pewno miało to podwójne dno! Chciała zobaczyć go nagiego, innej możliwości nie ma.
Kobieta padając przy Kyubim na kolana robi to zawsze w dwóch celach: aby sprawdzić, czy żyje lub dobrać się do jego dolnych partii. W przypadku Vivien ta druga opcja, niestety, nie wchodziła w ogóle w grę.
Wyciągnął ku niej dłoń i pogłaskał po policzku. Miał nieco spierzchnięte usta, ale dzięki temu, że od czasu do czasu poiła go krwią, nie był wcale wygłodniały. Choć odczuwał głód, szczególnie, że gdzieś w tle słyszał beczenie kozy. Rzucił w jej stronę swoje źrenice. Wygłodniałe źrenice. Może i miał przed sobą znacznie lepszą krew, to jednak wiedział i pamiętał, że Vivien nie znosiła, kiedy się ją gryzło i spijało jej krew. Wampir to szanował (los chciał, że w swoim życiu poślubił wampirzycę, która także tego nie znosiła, choć w przypadku zagrożenia dla Kyubiego, oddała dla niego swoją krew. Ale wampir nie pamiętał o tym w ogóle…).
– Wycieczkę? Jaką wycieczkę? Vivi… przecież Ty wiecznie pracujesz i nie masz czasu na takie pierdoły.
Zaśmiał się, chociaż… nie trzymaliby przecież kozy w domu! W wieżowcu na Manhattanie! I ta drewniana chałupa, ze strzechą zamiast dachu… także powinna mu coś podpowiedzieć.
Nie zdążył odpowiedzieć, że faktycznie był cholernie głodny, kiedy wampirzyca bez cienia zawahania, zarżnęła kozę, by napełnić jej krwią glinianą miseczkę. Wampir przyjął pozycję półsiadu, aby nie wylać połowy tej krwi, gdyby pił na leżąco. Zresztą moc wampirzycy pomogła mu w tym, ponieważ podtrzymała go telekinezą. Nie miał aż tyle sił, aby samemu usiedzieć. W końcu zwierzęca krew nie miała aż takich zbawiennych wpływów jak ludzka czy wampirza.
– Dziękuję.
Również chwycił naczynie, kładąc jednak swoją rękę na dłoni Vivien. Faktycznie, wyżłopał zachłannie całe naczynie krwi, oblizując wargi. Najchętniej wyżłopałby z dziesięć takich kózek… Albo z parę dziewic. Ale znając Vivien, od razu podniosłaby wrzawę, gdyby tylko położył swoje ręce… znaczy kły na dziewicy. Aż na tę myśl zaśmiał się.
– To może powiesz mi, co nas podkusiło do wycieczki w… nieznane miejsce z kozami w roli głównej?
Przymknął oczy, kiedy zaczęła głaskać go po włosach. O tak, uwielbiał tę pieszczotę. Chwycił ją znów za dłoń i zsunął z głowy ku swoim ustom. Na delikatnym, szczupłym nadgarstku wampirzycy złożył długi pocałunek, przypominający bardziej muśnięcie motyla.
Jeszcze nie wiedział, że jego kości nóg były źle zrośnięte, a jednak z nich wymagała jeszcze leczenia, ale o tym zapewne też niedługo się przekona, kiedy ból wreszcie do niego dotrze. Do jego podświadomości. Na razie mózg sprawnie odłączył elementy czucia bólu…
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Sro Gru 23, 2015 2:29 am

Zagryzła delikatnie wargę, kiedy wampir znów nazwał ją "Vivi". Te niewinne zdrobnienie, wypowiadane raz po raz, przypominało jej o tylu rzeczach... Tych dobrych i tych złych. O ich głupstwach i uniesieniach. O kłótniach, podczas których demolowali całe mieszkanie, i gdy czasem już bezsilna, płakała z poczucia beznadziei. Wracały również wspomnienia o tych małych i większych, wspólnych radościach oraz o wolności, jaką odczuwali będąc ze sobą, darząc jednocześnie... miłością? A może zwykłym zauroczeniem? Trudno było nazwać ich uczucia, gdyż każde pragnęło czego innego, lub raczej, nie potrafili się wówczas zgrać. Nie wtedy, nie w tym czasie. Same okoliczności ich poznania były co najmniej dziwaczne, a w pewnym sensie nawet śmieszne, lecz chemia jaka między nimi zaiskrzyła dokończyła to, co rozsądek próbował zahamować. Po tym spotkaniu, reszta poszła już z górki, szybko i niestety dość boleśnie, a brak cierpliwości obojga po jakimś czasie doprowadził do urwania wszelkich kontaktów ze sobą. Ich burzliwy związek wampirzyca uważała, z perspektywy czasu, za niedojrzały i niezgrany, lecz kto mógł wiedzieć jak potoczyłyby się ich losy, gdyby wykazali się większą dozą zrozumienia względem siebie? Może faktycznie, tak jak myślał Kyubi, to Vivien zostałaby jego żoną? Można nawet rzec, że piosenka Coldplay "Princess of China" (do tej pory nie wiem skąd taki tytuł, ale ja nie o tym) jest o nich! Takie małe "Trudne sprawy".
- Widzisz, teraz znalazłam! - odpowiedziała więc wampirowi, uśmiechając szeroko, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Gdy po napojeniu go krwią, głaskała jego krótkie włosy, zmarszczyła na chwilę czoło, zaczynając paplać bez jakiegokolwiek pomyślunku, aby tylko wampir nie wychwycił z jej myśli przedwcześnie, że "coś" jest nie tak:
- No... Nobobono, wiesz, zawsze lubiłeś kozy... Znaczy, nie! Chociaż w sumie, kto cię tam wie, ALE JA NIE O TYM! Bo b-byliśmy po... kolejnej kłótni i... tak nagle uznaliśmy, że w ramach resetu, pojedziemy na jakieś odludzie... Aby poukładać myśli... Pozbierać się. Wybraliśmy więc Meksyk, sam środek dawnej osady Azteków, rozumiesz, zadupie totalne, lubisz przecież na dziko... Fuck, JA NADAL NIE O TYM! I, i przyjechaliśmy, oczywiście się upiliśmy na "dzień dobry", a potem uznaliśmy, że motorem, TWOIM motorem, pojedziemy szukać dobrego miejsca na obozowisko, ale rozbiliśmy się... Uratowali nas jacyś dzicy ludzie, chyba potomkowie Azteków, którzy zamieszkują te tereny rozumiesz?! Mówią w zupełnie martwym języku, a tylko jeden chłopak zna hiszpański, ale... ale JA nie umiem hiszpańskiego! Uznają nas za jakieś bóstwa, widzą, że nie jesteśmy ludźmi, i... I... I, Kyu, byłeś w letargu przez parę dni. Twoje rany były... Są poważne. Nie wiem czy... Czujesz ból w nogach? Nie jestem lekarzem, ale... Wydaje mi się, że trzeba będzie je ponownie... Nastawić. - spojrzała niepewnie na na pozór zdrowe kończyny wampira, które zgniecione wcześniej do niemożliwości, zrosły się nieprawidłowo. Podejrzewała, że gdyby tylko którejś dotknęła, ból na nowo sparaliżowałby Kyubiego, może nawet do chwilowej nieprzytomności. Potrzebował większej ilości krwi, lepszej, bardziej życiodajnej... Zagryzła znów wargę. Nie mogła przecież sprowadzić nagle do chaty jakiejś młodej dzierlatki, która po wyjściu niechybnie słaniałaby się na nogach ledwie żywa. Szaman już nadto patrzył na nich krzywo, a zwłaszcza na Vivien, która zaczynała czuć się tu jak u siebie, moszcząc niczym prawdziwa bogini (teoretycznie). Zacisnęła mocno palce na głowie, odwracając z powrotem ku Kyubiemu, którego złapała za rękę.
- Musisz szybko wyzdrowieć, Kyu. Ludzie zaczynają być coraz bardziej podejrzliwi, a zwłaszcza jeden szaman, który nimi przewodzi. On chyba wie, że z nami jest coś więcej niż "nie tak". Próbowałam odpalić twój motocykl, ale kompletnie się na tym nie znam, mimo to wydaje mi się, że gdyby trochę przy nim pogrzebać, dojechalibyśmy do jakiejkolwiek cywilizacji. Trochę rozeznałam się w terenie podczas twojej śpiączki i pewnie sama sto razy wezwałabym już pomoc, albo chociaż ukradłabym jakiś samochód, ale... Ale bałam się zostawić cię tutaj samego! - wyznała nim pomyślała, aby ugryźć się w język przez wzgląd na... na wszystko. Na ich małżeństwa, o których wampir nie pamiętał, na jej sumienie, które teraz najwidoczniej zapomniało, że kochała przecież kogoś innego, a jednocześnie skłaniało się ku temu połamanemu wampirowi, z jakichś dziwnych, niezrozumiałych jej pobudek. Nie kłamała jednak, przyznając się do swojej troski; na dobrą sprawę, niewiele skłamała w całej swojej paplaninie, jaką zalała Kyubiego przez te parę minut.
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Sob Lut 06, 2016 12:15 pm

Darzyli się miłością. Na swój sposób. Była to jednak niedoceniona przez nich i niedojrzała miłość. Traktowali ją raczej jako coś niemożliwego, uważając, że są ze sobą dla kaprysu zapomnienia o byłym Vivien i o przeszłości Kyubiego. Mieli swoje przeżycia, byli napiętnowani, ale w tym kilkuletnim związku potrafili odnaleźć siebie i wyprowadzić na powierzchnię. Byli dla siebie dosłownie stworzeni, jednak nie potrafili tego docenić. Oboje jednak wiedzieli, że nie da się cofnąć czasu i mogą jedynie myśleć o tym, „co by było gdyby…”.
Spojrzał na nią jak na kosmitkę. Teraz niby znalazła czas na wycieczki? Zmarszczył brwi. To tak bardzo mu nie pasowało. To nie było w ogóle do niej podobne! Oboje przecież zawsze rzucali się w wir pracy, obowiązków, jeździli przez pół świata, by pracować, a potem wracali po długiej nieobecności do domu na parę dni, by dowiedzieć się, że druga osoba także jest na „rozjeździe”. Prawie ciągle się mijali w swoim życiu.
– To niemożliwe. Pracę modelki i dziennikarki zawsze stawiałaś na pierwszym miejscu, Vivi. Coś Ty mi zrobiła, że i ja znalazłem czas na taki wypad z Tobą w totalne odludzie, kochanie?
Puścił do niej perskie oko i uśmiechnął się półgębkiem jak rasowy fircyk w zalotach. Wybuchł śmiechem, kiedy zaczęła się plątać w swoich zeznaniach. Ale szybko się skrzywił, kiedy poczuł ostry ból przeszywający jego żebra. Przestał się śmiać, to najwyraźniej jeszcze mu nie służyło.
– Gdybym wiedział, że lubię kozy, to bym wprowadził je do naszego życia erotycznego… Choć jakoś jeszcze nie narzekasz na nudę.
Nabrał okropnej ochoty na zapalenie fajki. Wątpił jednak, aby jakiekolwiek mieli przy sobie albo chociaż żeby jakieś mieli te dzikusy.
- Faktycznie, zrobiłaś mi taki reset, że za chuja nic nie pamiętam…
Podniósł rękę do głowy i zaczął pocierać nią czoło. Czuł się koszmarnie, jakby zderzył się z czołgiem, który przerobił go na kotlety wampirze do amerykańskich burgerów.
– Fakt, lubię na dziko…
Spojrzał na nią znów nieco uważniej. Zachowywała się tak, jakby coś przed nim ukrywała. Zdradę? Tajemnicę? Może jest w ciąży i boi się tego, jak zareaguje? To na pewno musiało być coś z tego, bo nawet chaotycznie myślała, zagłuszając myśli. Byle tylko nic z nich nie wyczytał.
– Ja mam motor?! Kiedy go kupiłem?
Kiedy był z Vivien nie posiadał motoru. Zawsze się pluła, kiedy wspominał o kupnie takiej maszyny. Zatem spełnił jej prośbę i nie kupił tej produkcji –hałasu- nie -do –zniesienia. Tym bardziej się zadziwił, kiedy podkreśliła, że pojechali JEGO motorem.
Kiedy skończyła tę zagmatwaną historię wypadku i obrażeń, w którą nie do końca wierzył, podniósł się nieco do siadu i zerknął na swoje nogi. Nie był w szoku. W swoim długim życiu widywał już nawet gorsze rany.
– Faktycznie. Ale jeśli leżałem tak przez kilka dni, regeneracja musiała swoje zrobić i w jakimś stopniu te kości zrosnąć się musiały. Będziesz musiała mi je pierw… złamać. Pokażę Ci, w których miejscach. Powiem Ci także jak. Sam tego nie zrobię, bo nie dam rady usiąść…
– Czuję ostry ból czaszki… Vivi, rozjebałem sobie czaszkę? Jakiś poważniejszy uraz?
W tej chwili sama powinna podjąć już decyzję, czy powiedzieć mu o urazie czaszki, czy zachować to w tajemnicy. Może na razie nie powinien wiedzieć? A może podświadomie chciała, aby nie wiedział? A może chciała, w tej dżungli, w tym zadupiu z dala od świata rzeczywistego, powrócić do dawnych czasów, pozwolić sobie na szczyptę zapomnienia i przypomnieć sobie, jak to było między nimi?
– Potrzebuję krwi, Vivi. Sama regeneracja nie postawi mnie na nogi. Nawet rozmowa mnie wykańcza. Czuję się tak, jakbym miał czołowe zderzenie z czołgiem, który mnie rozwałkował na kotlety…
Wreszcie się położył i odetchnął głęboko. Ból dawał się we znaki, nieco go paraliżował, szczególnie, że ból nóg zaczął się odzywać. Naprawdę był wycieńczony i słaby. W tej chwili mógłby go zabić każdy człowiek.
– Bez krwi, nie użyję nawet swojej mocy, żeby się zregenerować. Musisz… musisz przyprowadzić tutaj kogoś. Człowieka, Vivi. Nie zwierzę…
Spojrzał na nią bardzo poważnie. Na pewno domyślała się, że osoba, którą mu przyprowadzi, już nie opuści tej lepianki o własnych siłach… Będzie musiał wypić całą krew, do ostatniej kropelki, aby się posilić. Wiedział, że Vivien nie oddaje swojej krwi, nigdy zatem o nią nie prosił. Tym razem także tego nie zrobił. Nie miał jednak sił, aby wyruszyć „na polowanie” na własnych nogach. Zresztą one nie nadawały się do niczego.
– Od czego chcesz zacząć, Vivi?
Uniósł ku niej dłoń i dotknął delikatnie jej policzka.
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Pią Mar 04, 2016 10:04 pm

Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, kiedy wampir zaczął dedukować nad tym, iż wiecznie nie mieli dla siebie czasu. Miał w tym słuszność, bowiem albo on albo ona byli w rozjazdach, a ich "wspólne chwile" ograniczały się do kolacji w apartamencie lub wspólnym oglądaniu telewizji - najlepiej w sypialni, na łóżku, nago, nie zwracając w ogóle uwagi co właśnie leci. Tak, to była najlepsza forma oglądania telewizji ever. Mimo to, zmarszczyła brwi nieco zniecierpliwiona.
- Och, przestań mi już wypominać tę pracę! Wzięłam wolne, bo chciałam w końcu gdzieś z tobą pojechać. Czy to naprawdę takie dziwne? - było dziwne, nie masz się co oszukiwać, Vivien. Chciała jednak urwać chociaż ten temat, gdyż zdawała sobie sprawę, że każdy następnie poruszony również wyda się nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności. Nie chciała pogrążać się w zeznaniach, a na dodatek nie wiedziała jak Kyubi zareagowałby słysząc CAŁĄ prawdę. Wolała więc udawać (przynajmniej dopóki nie wyjadą z tego zadupia), że wszystko jest tak, jak naście lat temu - dziko, bez chwili wytchnienia, tak cholernie pasjonująco.
Siedziała obok wampira, wpatrując w niego uważnie z przerażeniem, troską i... odrobiną innego rodzaju lęku, który usilnie próbowała w sobie stłumić. Gdzie te umiejętności aktorskie, kiedy były potrzebne?! Przecież taki banał powinien wychodzić jej równie prosto, co skłamanie nędzarzowi, że nie ma drobnych! Zacisnęła zęby, widząc reakcję Kyubiego odnośnie motoru. Zupełnie zapomniała o tym, że zabraniała mu go wówczas kupić... Zapomniała również o serii kłótni, kiedy wmawiała mężczyźnie, że nie zniesie takiego hałasu, tak naprawdę martwiąc się, by wampir nie odstawił na nim jakiegoś totalnego kretynizmu. Nigdy jednak nie powiedziała mu tego wprost. Dlaczego, skoro rozwiązałoby to ostatecznie problem? Nazwijmy to "głupotami młodości".
Wzięła się w garść i próbując przypomnieć sobie wszystkie aktorskie triki, zamachała z lekceważeniem dłonią.
- Naprawdę obchodzi cię w tym momencie skąd masz motor? Masz złamane nogi i obitą głowę, do cholery! - tak, poirytowanie pomieszaniem obecnych priorytetów było najlepszym wyjściem z sytuacji, a przynajmniej tak wydawało się wampirzycy. Gdyby po prostu powiedziała, że kupiła mu motor na urodziny, tym bardziej by jej nie uwierzył, snując domysły. Przysłuchiwała się więc planom Kyubiego, a na wzmiankę, że ONA musi mu złamać nogi, zacisnęła usta w wąską linię.
- Kiedy groziłam, że w końcu ci coś złamię, nie mówiłam tego serio... - mruknęła pół żartem, pół serio, ale ostatecznie kiwnęła głową, zgadzając się. Co innego im pozostało, jeśli chcieli się stąd w końcu wyrwać? Zawahała się przez krótką chwilę czy powiedzieć mu o urazie głowy. Nie... To nie była odpowiednia chwila na takie rzeczy.
- Nie, nie wydaje mi się. Jechaliśmy z zawrotną prędkością. Kiedy spadłeś, uderzyłeś głową w drzewo i doznałeś poważnego wstrząśnienia mózgu. Pewnie dlatego czujesz ból. - wyjaśniła spokojnie, nie imając się za bardzo z prawdą. Nie musiał wiedzieć, że uraz głowy był poważniejszy niż "zwykłe" wstrząśnienie. W końcu, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, prawda?
Pomogła wampirowi się położyć, przytrzymując mu głowę. Zrozumiała aluzję "przyprowadzenia człowieka" do lepianki i wbijając wzrok w Kyubiego, biła się z myślami. Czy narażanie ich obecnej, jeszcze całkiem wygodnej pozycji było warte jej osobistej awersji do oddawania krwi? Gdy przyprowadzi mu kogoś z wioski, ktoś prędzej czy później zorientuje się o jego zniknięciu. Najpewniej będzie to rodzina delikwenta, która wszcznie alarm, a ich głosy dojdą do samego szamana. Podejrzewała, że szybko powiąże tę sprawę z przybyłymi "bóstwami". Jego pozycja była silna, widziała to przez wszystkie spędzone tu dni, a kiedy uzna, że zniknięcie ofiary wynikło z winy wampirów, wpadną w kłopoty. Oczywiście, że mogła zabić wszystkich mieszkańców wioski... Ale, cholera, to była Vivien! Moralność nadal tliła się gdzieś głęboko w jej wampirzym sercu, na dodatek jak mogła zabić tych, którzy im pomogli w samym środku totalnej beznadziei, z dala od cywilizacji?
Drgnęła, czując chłodną dłoń wampira na swoim policzku, wyrwana z przemyśleń. Ujęła ją w swoją i subtelnym gestem drugiej, podniosła wampira do siadu przy pomocy telekinezy, cały czas przytrzymując go w ten sposób.
- Wampirza krew doda ci sił o wiele szybciej niż ludzka. - oznajmiła cicho, uśmiechając delikatnie. A wampirza krew, w której nadal płynęła nuta człowieczeństwa...
Objęła więc wampira i ulokowała podbródek na jego ramieniu, zamykając oczy. Czekała, choć jej ciało drżało ledwie wyczuwalnie. Mimo, że jej gest był godny podziwu, obawy tak szybko się nie wyzbędzie.
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Kyubi Pią Mar 25, 2016 11:33 am

Rzadko oglądali telewizję w łóżku. Częściej robili to poza nim. Nawet specjalnie ku temu zainstalował ku temu telewizor w łazience, by podczas kąpieli mogli wspólnie pooglądać. Zdarzało im się nawet oglądać wiadomości w windzie, choć preferowali także miejsca publiczne, jak puby czy kluby, gdzie przecież normą jest występowanie telewizorów. Trzeba zatem przyznać, że lubili oglądać telewizję w ekstremalnych warunkach. A mówiąc prościej – uwielbiali się ze sobą kochać, pieprzyć i rżnąć, a wszystko zależało od tego, czego potrzebowali w danym momencie.
– Tak, Vivien, to jest dziwne.
Powiedział cicho, choć zamierzał spełnić jej prośbę, jak nigdy, i być w końcu cicho. Kyubi, gdyby miał wybierać, wolałby nie dowiedzieć się prawdy. Ożenił się, dość nieszczęśliwie, i niemal od tamtej pory jego życie mknie w równi pochyłej ku dołkowi. Zresztą życie Vivien nie wyglądało lepiej, chociaż była z wampirem, którego tak szczerze kochała. Ale Kyubi tego wszystkiego nie pamiętał. Obecnie był przekonany, że tworzy związek z Vivien i że powoli się on sypie. Tak bardzo chciał coś z tym wtedy zrobić, ale męska duma mu nie pozwalała. Nie wiedział dlaczego, ale teraz czuł inaczej. Teraz chciał o nią, o nich zawalczyć. Skąd ta nagła zmiana i porzucenie „męskiej dumy”?
– No już, nie krzycz. Spokojnie. Przecież jestem wampirem, Vivi. Nic mi się nie stanie.
Uspokoił ją, niemalże wybuchając śmiechem, kiedy krzyknęła pełna przerażenia. Aż mógłby powiedzieć, że zaczęła się o niego martwić i bać!
– Jeszcze trochę i uwierzę, że mnie naprawdę kochasz.
Uwielbiał się z nią tak zawsze droczyć. Czasami potrafiła zaskoczyć go tym wyznaniem. Czasami robiła to bardzo nieświadomie. Ale nigdy nie potrafił powiedzieć jej tego samego. Dlaczego, skoro teraz omal nie przyszło mu to z taką łatwością? Czyżby ten wypadek tak na niego wpłynął? Nie wiedział przecież, że jego życie od rozstania z Vivien tak diametralnie się zmieniło i dlatego postępowałby teraz całkowicie inaczej.
Teraz będzie mogła sobie ulżyć za te wszystkie kłótnie i awantury, jakie dotychczas mieli i będzie wreszcie mogła go połamać jak tylko dusza zapragnie! Choć tak naprawdę wiedział, jak dużo będzie ją to kosztowało. Nie potrafiła nawet muchy skrzywdzić.
– Najważniejsze, że to nic poważnego. Nie chciałbym stracić pamięci i nie pamiętać Cię, nawet tylko przez jakiś czas.
Tak mu się to wymsknęło, ale nie zamierzał niczego odwoływać. Poza tym wydawało się to takie niewinne.
Pomogła mu za sprawą telekinezy podnieść się do pół siadu, choć wciąż go trzymała i we własnych ramionach. Mimo takiej podwójnej pomocy, skrzywił się. Czy wampirzyca właśnie zaproponowała mu własną krew? Nie znosiła tego. Wiedział o tym. Nigdy nawet nie próbował się do niej w taki sposób dobierać, nie przekraczając tej granicy. Co innego żarty, w których zawsze się do tego przymierzał, ale nigdy nie zmieniał tego w czyn.
– Jeśli jesteś tego pewna…
Jeżeli wampirzyca potwierdziła swoją wolę, zamierzał skorzystać z propozycji. Jeżeli zaprzeczyła, to przecież nie będzie atakował jej na siłę. Nawet miał na to sił, więc w sekundę mogłaby mu dokopać do dupy…
Musiała go wciąż podtrzymywać telekinezą, bo sam był na to o wiele za słaby. Po chwili mogła poczuć jego chłodnawy język na skórze, jakby chciał pierw tą pieszczotą uśmierzyć dokuczliwy ból ukłucia. Ostrymi kłami bez problemu przebił się przez alabastrową skórę Vivien i zaraz je wycofał. Po chwili jego usta wypełniły się słodkim smakiem krwi. Krwi, która miała w sobie ludzki posmak i była taka uzależniająca, że aż zachęcała do tego, aby wyssać ją do ostatniej kropelki. Nie rozumiał tylko dlaczego w krwi wampirzycy wyczuwał nutkę człowieczeństwa (nie pamiętał przecież tej rozmowy sprzed wypadku, kiedy Vivien pewna obaw przyznała się do bycia niegdyś człowiekiem). Nie zaglądał jej wspomnień. Wystarczy, że poświęciła się w tej materii. A naprawdę doceniał to poświecenie.
Wraz z upływem krwi Vivien, siły Kyubiego wzrastały. Naprawdę zaczynał czuć, że żyje i to, co go otaczało nie było tylko snem. Wreszcie oderwał się od wampirzycy, nie chcąc jej osłabiać. Ktoś z ich dwójki musiał być w pełni sił, aby w razie potrzeby użyć siły, lub w gorszym wypadku, mocy.
– Dziękuję, Vivi. Twoja krew jest dosłownie uzależniająca. Zawsze wyczuwałem od Ciebie… pewne ciepło. Czułem teraz taką „ludzkość” bijącą od Ciebie.
Ale po tej jakże przyjemnej części, nadeszła ta mniej przyjemna – łamanie kości. Spojrzał na wampirzycę i wskazał jej na swoje nogi, które były w opłakanym stanie.
– Zrób to szybko i niczym się nie przejmuj. Chyba, że powiem Ci, abyś przestała, bo coś poszło źle.
Poprosił ją także o to, aby trzymała go cały czas telekinezą, żeby sprawdzać „postępy”.
- Jutro, najdalej pojutrze, wyniesiemy się stąd. Zerknę na motor i naprawi się go.
Również on nabrał wielkiej ochoty do ucieczki stąd.
- Muszę przyznać, że zawsze chciałem wyjechać z Tobą na "wakacje", ale jednak to miejsce mnie przytłacza. Jakby... wysysało z nasz życie i energię.
Znów ją zachęcił do połamania nóg, ponaglając. Im szybciej się uporają, tym szybciej stąd zwieją!
Kyubi

Kyubi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Jedno oko czerwone, drugie niebieskie.
Zawód : Głowa rodu Campbell. Basista zespołu Blast. Lekarz. Prawnik - właściciel kancelarii prawnej w centrum miasta. Host - kochanek do wynajęcia.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Służka: Melody


https://vampireknight.forumpl.net/t473-casanova https://vampireknight.forumpl.net/t621-kyubi

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Vivien Pią Mar 25, 2016 12:57 pm

- Szkoda, że ty nigdy nie powiedziałeś mi tego samego... - rzuciła cicho i choć próbowała z całych sił, aby zabrzmiało to bezbarwnie, jakby nic ją to już nie obchodziło, jej głos zabrzmiał... Smutno. Dlaczego? Dlaczego pozwoliła sobie na ten wyrzut, skoro nie powinna była już nawet o tym rozpamiętywać? Przecież miała czego chciała - mężczyznę, którego pokochała od dnia jego poznania i ich wspólne, najpiękniejsze na świecie dziecko. Status społeczny oraz pieniądze były dla niej sprawą drugorzędną. Dlaczego więc na wspomnienie wspólnych chwil z Kyubim nadal robiło jej się żal i klęła na ich ówczesną głupotę, że nie zawalczyli o siebie nawzajem? Byli młodsi i... niedopasowani. Wiedziała o tym. Pragnęli zupełnie czego innego, a ich wybuchowe charaktery tylko komplikowały sprawę. Jednak czy tylko jej wydawało się, że zasmakowawszy w końcu tego czego chcieli, teraz oboje próbowali wrócić do tego, co było kiedyś między nimi? Ona chciała wolności, bliskości, ich wspólnych rozmów i szaleństwa, a on... Czego chciał Kyubi? Co go do niej ciągnęło?
Zerknęła na niego kątem oka, gdy rzucił jakże zabawnym hasełkiem o utracie pamięci. Och, gdyby tylko wiedział o jak wielu sprawach zapomniał... Bez przesady mogła stwierdzić, że nie pamiętał o latach swojej egzystencji od momentu ich rozstania. Nie zamierzała jednak naprostowywać jego wypowiedzi. Były ważniejsze sprawy do wykonania niż tłumaczenie, że wampir NAPRAWDĘ doznał takiego urazu.
Była pewna. Jak nigdy, była pewna, że teraz musiała oddać część swojej krwi, aby wzmocnić Kyubiego. Zdawała sobie sprawę również z tego, że jej posoka była mocno uzależniająca, o czym wiele razy wspominał jej Ethan, jak również bardziej krzepiąca. Mocny, konkretny smak, dzięki przemianie w wampira i podniesieniu jej statusu do B, przełamany słodką, niemal niewinną nutą człowieczeństwa, której nie spotykało się u pierwszej lepszej osoby. To był właśnie główny powód, dlaczego nie dawała się gryźć. Nie miała zamiaru stać się znów czyimś bankiem krwi i być atakowaną na każdym kroku, na samo wspomnienie smaku jej krwi. Nienawidziła też uczucia wbijanych w nią kłów, a tym bardziej wysysania posoki. I choć zdecydowała się teraz na taki gest, nie oznaczało to, że sprawiał jej on nagłą przyjemność. Spięła się mimowolnie, czując ukłucie, a przy ssaniu, zacisnęła powieki, wbijając nieświadomie długie paznokcie w obolałe plecy wampira. Gdy skończył, odsunęła się od mężczyzny, nadal przytrzymując go telekinezą w pionie. Odwróciła wzrok, nie chcąc teraz komentować zagadkowej kwestii ludzkiego posmaku w jej wampirzej krwi. Przysunęła się za to do nóg Kyubiego, czekając na wszelkie instrukcje gdzie, co i jak ma mu połamać (oh, God, jak to brzmiało), a potem odpowiednio nastawić i zabezpieczyć. Co chwilę jednak musiała sobie przerywać, aby przynieść mu kolejne grube patyki, które trzymał między zębami w chwili łamania. Wszystkie przegryzał! Kornik jeden.

Minęły kolejne dwa dni. Nogi wampira zrastały się prawidłowo, choć nieco boleśnie, a on sam wracał do pełni sił. Vivien zadbała o jego odpowiednie odżywianie, przyprowadzając od czasu do czasu do ich lepianki mieszkańca wioski, pod pretekstem uzupełnienia medykamentów, którym Kyu mógł się posilić. Kolejnym zadaniem Viv było dopilnowanie, aby ten nie zabił biedaka i aby nie pozostawił po sobie większych śladów jego "użytkowania". Delikwent wychodził więc z chaty nieco osłabiony, ale poza tym, nic mu nie dolegało. Gdy Kyubi mógł sobie w końcu pozwolić na ustanie o własnych nogach, oboje przystąpili do naprawy motoru, która w tych spartańskich warunkach szła im dość opornie, ale z małymi sukcesami.
Wreszcie, któregoś pięknego momentu, maszyna odpaliła (ku ogólnemu przerażeniu dzikusów). Vivien, przeszczęśliwa jak chyba nigdy w całym swoim życiu, piszczała i skakała jak małe dziecko z uciechy, nie mogąc już doczekać się ucieczki z tego przeklętego miejsca. Gdy więc nadszedł odpowiedni, długo wyczekiwany moment, stała przy motorze, przestępując ze zniecierpliwienia z nogi na nogę i czekając na Kyubiego. Nic ją nie obchodziło odpowiednie pożegnanie z mieszkańcami. Chciała się stąd wyrwać! JUŻ!
***
Koniec końców, udało im się wydostać z dżungli, a po niedługim czasie wrócili również do Yokohamy.
    [oboje z/t]
Vivien

Vivien

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Soczyście czerwone włosy, przejrzyście akwamarynowe oczy; tatuaż na lewym nadgarstku; kolczyki - po 6 w każdym uchu.
Zawód : Światowej sławy modelka. Dziennikarka modowa w jednym z paryskich czasopism.
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t1264-vivien#22418 https://vampireknight.forumpl.net/t1378-vivien

Powrót do góry Go down

[MEKSYK]  Kraina Azteków Empty Re: [MEKSYK] Kraina Azteków

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach