Prom.

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Sob Cze 29, 2019 10:48 am

Nie pamiętał jej?
Naprawdę?
Nie pamiętał, jak udawał, że pomoże jej się wydostać z rodziną z obozu, jak kazał im się wszystkim zgromadzić późnym wieczorem przy torach i jak potem pokazał swoje prawdziwe oblicze, mordując jej matkę, ojca, siostrę i braci? Jak z uśmiechem na ustach strzelił w łeb jej narzeczonemu, gdy ten wreszcie odnalazł jej blok w obozie i w końcu mogli się spotkać?
I może jeszcze nie pamiętał, jak potem ją gwałcił, wiele razy, z niesamowitą brutalnością i niemniej niesamowitymi pomysłami, jak można ich zabawę urozmaicić?
Nie pamiętał, jak za każdym razem zostawiał ją zakrwawioną i ledwo żywą?
No to sobie, kurwa, przypomni.
Już ona o to zadba.
Była zręczna i umiała się płynnie poruszać, dlatego na razie swobodnie lawirowała po promie, skutecznie unikając zbliżającego się Rekina. Aż sobie przypomniała dziecięcą zabawę w kotka i myszkę – którą Fergal oczywiście też musiał niegdyś naprawić po swojemu. Gdy się wyjątkowo nudził w obozie, lubił kazać jej uciekać, a następnie sowicie karać – albo za to, że dała się złapać, albo za to, że śmiała biec.
Nie żyć – zaśmiała się sucho, znów przechodząc na polski. – Po którym razie? Która z twoich uroczych wizyt twoim zdaniem była tą, po której miałam nie żyć? Wtedy, gdy zostawiłeś mnie związaną na mrozie? A może gdy prawie mnie udusiłeś paskiem na szyi? – spytała z sarkazmem.
Kiedy usłyszała niemiecki, aż się wzdrygnęła i automatycznie wycofała. Nienawidziła tego języka z całego serca, był jej największym koszmarem. Fergal zadbał o to, by wyuczyła się... najpotrzebniejszych zwrotów, czyli zwykle perwersyjnych rozkazów, które miała wykonywać. Teraz słabo rozumiała szwabski, ale co nieco nadal pamiętała.
Nie odpowiedziała ani na pytanie o zemstę, ani truciznę. Wyjęła za to czwarty nożyk, po czym okrążyła bezpiecznie Fergala i stanęła za nim.
Nie waż się tak o nich mówić, potworze – wycedziła, zamachując się, aby wbić ostrze w jego kark. Pozostała jednak czujnie z ręką uniesioną w górze. Fergal powinien być już dość osłabiony, aby nie móc się płynnie i sprawnie poruszyć – dlatego musiała jeszcze spytać: – Dlaczego ja? Co ci wtedy zrobiłam, że postanowiłeś wybrać akurat mnie? Czemu oszczędziłeś bliskich innych dziewczyn, ale mnie odebrałeś wszystko, a potem jeszcze się mną bawiłeś?! – warknęła  i przez przypadek odsłoniła swoje ostre kły.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Nie Cze 30, 2019 8:45 am

Próba przemiany na lepsze, jak widać starała się wyprzeć wszystkie wspomnienia z czasów bycia potworem. Owszem, Rekin zdawał sobie sprawę z tego kim był, to jednak szczegóły mocno zostały pominięte, zwłaszcza te o Manueli. Dziewczyna wyróżniała się z tłumu innych obozowiczek. Mimo cierpienie starała się uśmiechać, wspierać innych i pomagać. Była amazonką wśród pozostałych. Lecz niestety przybył Rekin i uznał, że fajnie by było wyrwać jej skrzydła. Czynił to powoli, z premedytacją i wreszcie uderzył tak mocno, że aż dziewczyna upadła. Stała się kolejną ofiarą gwałtu, prześladowań i tortur, wymyślonych przez Niemieckiego kata. Jedynym usprawiedliwieniem Rekina może być wychowanie; za sprawą łowcy Beletha, wampir miał stać się wzorowym katem. I tak też się stało. Cel został osiągnięty; Fergal niszczył pojmanych z perfekcją.
A teraz po tyli latach spotyka Ją na promie. Tylko tym razem ona była przygotowana na dopadnięcie swojego oprawcy, a on już nie.
- Wtedy kiedy prawie cię rozszarpałem. Jak zostałaś ocalona? Jesteś tylko.. żydówką.
I Rekini polski się uruchomił. Aczkolwiek akcent niemiecki pozostawał, być może już jego nikczemna podświadomość automatycznie nie starała się ukrywać. A miał się zmienić, miał przestać traktować ludzi jak balast. Nic się nie zmieniło, a widać to na każdym kroku.
Już nie był w stanie utrzymywać się na prostych nogach; wiotczały one i gdyby nie skrzynie, upadłby na kolana.
- Zabiję cię, jak... jak się...
Nerwowy głos stawał się słabszy, niemniej chęć obrony pozostawała. Jeszcze chyba dlatego był w stanie trzymać się kurczowo skrzyni. Jednak nie miał szansy uniknąć wbicia sztyletu w kark, aczkolwiek skoro była blisko, postarał się odwrócić i chwycić ją. Powalić. Cokolwiek.
- Dlaczego... Nie chcesz żyć z nimi w tym twoim niebie? Chociaż nie wiem gdzie żydzi lądują...
Wygadywał głupstwa. Jakby bracia go teraz widzieli, czy aby na pewno zaczęli dalej by wierzyć w chęć przemiany brata na lepsze?
- Bo... Bo za za bardzo chciałaś żyć. Dziwko.
Wycedzi przez zębiska i tyle. Jeżeli Manuela zechce znowu coś zrobić, Niemiec postara się odepchnąć ją wodą. Dość spore ciśnienie miało uderzyć w jej postać, a Niemiec z trudem wyciągnie telefon z kieszeni spodni, aby zadzwonić do Eliasa. Jeśli próba wezwania pomocy się powiedzie, nie pozostanie nic innego niż czekać.

Próba połączenia do Eliasa.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Nie Cze 30, 2019 10:38 am

Manuela słyszała w obozie o Belecie, ale nigdy osobiście nie miała z nim do czynienia. To jego podwładni byli tymi, którzy się nią zajęli i umilali sobie czas jej ciałem czy cierpieniem.
Stała się, nawet jeśli z przymusu, ich obozową panną do towarzystwa. I choć miała dzięki temu pewne, hm, korzyści – jak dostęp do częstszej, niemal regularnej higieny, pozwolenie na zachowanie dłuższych włosów (prawie do ramion! To był wtedy niewyobrażalny przywilej dla kobiety!) czy odrobinę większe racje żywnościowe – to i tak wiedziała, że mężczyźni dawali jej to wszystko ze względu na siebie – nie chcieli pieprzyć się z łysą, brudną i anorektyczną panną, która nawet nie przypominałaby już człowieka.
O, tak, prostytutki w obozie z pewnością miały nieco lepiej. Tylko że reszta kobiet ich nienawidziła, a sama Manuela dałaby wiele, aby jednak nie zostać wybraną przez oprawców – nieraz przeklinała własną urodę.
Prawie każdy z podopiecznych Beletha się nią bawił, ale żaden z nich nie miał na tyle bogatej wyobraźni, jeśli chodzi o tortury, i takiej brutalności co Fergal.
Nigdy nie wiedziała, dlaczego uwziął się na niej konkretnie, nie rozumiała, czemu po jakimś czasie stała się jego niemal na wyłączność, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby prawie codziennie sprawiać jej cierpienie – ale nigdy nie przyjęłaby Beletha jako usprawiedliwienie zachowania Rekina.
Właściwie – nie przyjęłaby żadnego usprawiedliwienia. Dlatego teraz patrzyła na swojego niegdysiejszego oprawcę z obrzydzeniem i tłumionym bólem. Wydał jej się dzisiaj tak słaby i żałosny!
Jak przetrwał tyle czasu? Dlaczego? Dlaczego ktoś pozwolił mu tak długo żyć? Czemu nikt nie wykończył go za to, co robił?
Tylko Żydówką? No proszę, po przywiązaniu, jakie mi wtedy okazywałeś, sądziłam, że jestem kimś więcej niż tylko Żydówką. Tylko Żydówka zginęłaby tamtej nocy z innymi tylko Żydami, których zastrzeliłeś na moich oczach. A jednak tak się nie stało – mówiła stałym, cichym tonem, nieprzerwanie patrząc na zwijającego się z wściekłości i bólu Fergala. Upadł akurat na zgniłe skrzynie z charczeniem na ustach. – A jednak byłam dla ciebie tą konkretną Żydówką. Jak może cię dziwić, że akurat ja przetrwałam? Przecież tak często mi mówiłeś, że mam wytrzymać albo zginę. Więc to zrobiłam, widzisz? Posłuchałam, po raz ostatni, twojego rozkazu – zakończyła z wyraźnym niesmakiem na ustach.
Stanęła tak, aby znajdować się idealnie nad półleżącym Fergalem, nadal jednak w gotowości, gdyby chciał się poderwać. Trucizna z trzech sztyletów powinna skutecznie go osłabić, ale zbyt dobrze znała Rekina – już nieraz się przekonała, że jego pokłady siły i wytrzymałości były ogromne.
I faktycznie coś zrobił: odwrócił się nagle i spróbował powalić ją tymi swoimi wielkimi łapskami. Manuela w porę jednak odskoczyła i potraktowała jego prawą rękę soczystym kopniakiem. Zacisnęła wąsko usta na jego kolejny komentarz o jej żydowskim pochodzeniu, ale już go nie skomentowała.
Dawno pogodziła się ze śmiercią rodziny i z tym, że jej naród, a więc i ona sama, stał się wyrzutkiem. To nic – mogła to przetrwać, była w stanie, znieczuliła się na to.
Byleby tylko miała swoją zemstę, o nic więcej nie chodziło – zemścić się na Fergalu i tyle.
Nie spodziewała się, że zaatakuje ją wodą, właściwie nie znała jego mocy – w obozie jedynie ją gryzł, nie musiał specjalnie się wysilać, aby powalić Manuelę i mieć nad nią władzę. Żywioł odrzucił ją mocno na kilkanaście kroków, aż upadła na deski. Szybko się jednak poderwała i raz dwa podskoczyła do Fergala, z kaszlem na ustach. Odgarnęła mokre włosy z twarzy.
Ten zdążył wyjąć komórkę i wybrać numer. Już miała ją przechwycić i wyrzucić do wody, kiedy... zdała sobie z czegoś sprawę.
Jeśli dzwonił, to do kogoś, kto się dla niego liczył i na kim mógł polegać.
Do kogoś ważnego.
Milczała więc z głębokim wdechem przez parę sekund, po czym gdy usłyszała cichy sygnał, wyszarpnęła Fergalowi telefon z ręki. Jednocześnie przyłożyła mu nożyk do gardła, nacinając przed tym jego skórę obok ust – żeby nie był w stanie wyraźnie mówić. Trucizna powinna sprawić odrętwienie jednej strony warg.
Po chwili usłyszała w słuchawce czyjś męski, wesoły głos. Po japońsku.
Cześć! – odpowiedziała, również siląc się na radosny ton. Spojrzała na wyświetlacz, aby zobaczyć imię rozmówcy. – Elias, słuchaj, Fergal trochę wypił i prosił, żeby do ciebie zadzwonić, to... ach, nie, nie, wszystko w porządku! – Nacisnęła mocniej ostrze na skórze Fergala, mierząc go wściekle wzrokiem, jeśli próbował coś charczeć. Ani słowa. – Jestem jego... cóż, od dzisiaj chyba dziewczyną... to dość świeża sprawa – zaświergotała radośnie. Wiedziała, że chłopak po drugiej stronie z pewnością słyszał jej obcy akcent, ale brnęła w to dalej: – Naprawdę nie mówił? Nie dziwi mnie to. A ty to...? – zrobiła pauzę, a gdy usłyszała kolejne słowa, aż rozdziawiła na moment usta. – Och... brat... To... cudownie. Nie, wspominał, tylko bez szczegółów. Wybacz, teraz naprawdę jest wcięty, dlatego coś bełkocze bez ładu i składu. Mógłbyś podać wasz adres? Wezmę taksówkę i go odwiozę. Możemy... a, my? Niedaleko portu, ale naprawdę – jeśli dasz adres, to sobie poradzimy.
Zacisnęła mocniej dłoń na sztylecie. Brat? Fergal miał brata?
Od kiedy? Od kiedy miał jakąkolwiek rodzinę? Czy nie był tylko on... i inni z obozu?
Ten niesamowity fakt krzyżował jej trochę plany, ale jednocześnie dawał nową niesamowitą możliwość. Aż oblizała z niepokojem i w nerwach swoje usta.
Mogłaby dopaść jego rodzinę, zarżnąć ją na jego oczach, a dopiero potem ukatrupić jego.
Ze wszystkich sił starała się jeszcze zachować spokój, dlatego gdy usłyszała po drugiej stronie słuchawki, aby chwilę zaczekała, kiwnęła tylko głową i się rozłączyła.
Elias miał oddzwonić i dać znać, czy sam przyjedzie, czy da adres. Musiał to z kimś przegadać? Czy rodziny było więcej?
W oczekiwaniu na telefon wyjęła pistolet. Nożyk szybko schowała na swoje miejsce – skoro byli inni Schlechtowie, nie mogła go stracić.
Wycelowała w skroń Fergala.
Cii – powiedziała do niego szeptem, niemalże kojącym tonem. – Bądź grzeczna, ptaszyno, to dopiero początek – dodała nadal tym samym, spokojnym głosem, choć z lekką nutką sarkazmu, naśladując Rekina sprzed lat.
Dawniej, gdy Fergal miewał wyjątkowo dobry humor i chęć na dłuższą zabawę, znęcał się nad nią w ten sposób, udając czułego, miłego kochanka, aby zaraz po ty dać pełen pokaz swojego bestialstwa, za każdym razem udowadniając Manueli na nowo, że przemocy z jego strony faktycznie nie ma końca. Nieraz nazywał ją wtedy w ten sposób.
Paradoksalnie, naprawdę stała się po tym wszystkim ptaszyną.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Nie Cze 30, 2019 4:47 pm

Kobiety do towarzystwa zawsze były traktowane lepiej. Miewały swoje kwatery, były lepiej karmione, ale niestety też i wykorzystywane. Manuela trafiła do jednego z najbardziej atakowanego przez wampiry bloków. Między innymi przychodził tam Fergal z pozostałymi "braćmi" od Beletha. Dziewczyna nie miała łatwego życia od początku zamieszkania w obozie, a jeszcze gorzej kiedy Rekin uznał ją za godną jego popieprzonych żądz. Jak grom uderzyło w psychikę dawnego kata, to co wyczyniał dawno temu. A przecież dążył do poprawy zachowania. Więc czemu traktował Mańkę jak śmiecia? Nie życzył jej szczęścia, jego mózg automatycznie kierował go na skrzywdzenie tej kobiety. Jak widać pewnych rzeczy nie da się usunąć, nawet za sprawą wielkich chęci.
Manuela miała prawo się mścić, miała prawo też do samodzielnego osądzenia oprawcy. Wampir rozumiał jej zachowanie, ale też nie może pozwolić aby żydówka pozbawiła go głowy. Wielka plama na honorze. Nawet po śmierci.
- Głupia, powinnaś się płaszczyć, że wylądowałaś w bloku dla dziwek. Miałaś dobrze!
Nie zamierzał się tłumaczyć z czynów, które miały miejsce w przeszłości. Nie w tej chwili. Wampirzyca obecnie była pod wpływem nienawiści, emocji że zdołała dopaść wampira odpowiedzialnego za wiele krzywd.
- Zamknij się w końcu!
Już miał dość jej słuchania. Może i trucizna krążyła w wampirzym ciele, to jednak nie będzie ona trwać wiecznie. Wampirza regeneracja zrobi swoje, a Manuela powinna być tego świadoma. Sama jest nocnym stworem.
Nie zdołał jej pochwycić. Za to oberwał w rękę, na skutek czego zsunął się bardziej ze skrzyń. Tylko jedną ręką podtrzymywał ciało, lecz i ona traciła na sile. Niedługo upadnie.
Natomiast odepchnięcie kobiety wodą, dało więcej czasu wampirowi. Zdążył wydobyć telefon, znaleźć Eliasa i połączyć się z nim. Jednak nie spodziewał się, że Mańka pozbiera i szybko powróci do bezsilnego Rekina. Warknął gardłowo, kiedy odebrała mu telefon. Prawdopodobnie stracił szansę na ratunek. Już w głowie próbował ustalić kilka planów, mających odsunąć od siebie Manuelę i znowu zyskać na czasie. Przecież trucizna zniknie. Musi.
Szkoda tylko, że co chwila była ona mu dostarczana. Przecięcie ust sprowadziło trudności w rozmowie. Mięśnie twarzy zaczęły się buntować i odmawiać posłuszeństwa. Ale jedno było pewne; rozmowa przeprowadzona z Eliasem może jednak okazać się najważniejszym elementem przywołania go. Gdyby mógł uśmiechnąłby się. Lecz z drugiej strony, jeśli wampirzyca dokonałaby się krzywd na jego braci... No właśnie. Przecież on też odebrał jej rodzinę. Osobiście tego dokonał.
Po zakończeniu rozmowy, kobieta wydobyła pistolet. No proszę, zastrzeli go? Nie, najpierw pozwoliła żeby poczuł zimną lufę tuż przy swoim łbie. Postrzał ze zwykłej broni może i by go nie zabił, ale jednak mocno uszkodził, głównie mózg. Więc śpiączka? A może faktycznie śmierć?
Mimo wszystko w Niemcu się gotowało; jakby nie problem z mięśniami, Manuela prawdopodobnie skończyła by szybciej.
- S... Suka.
Wysilił się na wysyczenie jedynego wyzwiska, szczerząc zębiska. Wlepiał w nią szkarłatne ślepia, starając się kolejny raz zmusić ciało do ruchu. Zamiast tego zsuwał się jeszcze niżej, aż wreszcie upadł. Ręce zwiotczały, więc dobrym znakiem to nie było. Teraz tylko należy czekać na Eliasa. Trudno. Niech wie co się tutaj wydarzyło i przede wszystkim za co szatynka tak bardzo nienawidziła Fergala. Teraz kat stał się ofiarą. Żałował, że za pierwszym razem nie odgryzł jej głowy. Dosłownie, jak to postąpił z jej młodszym bratem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Nie Cze 30, 2019 6:00 pm

Miała dobrze?
Prychnęła ze złością na te słowa. Dobrze! Miała dobrze jako więźniarka gwałcona dzień w dzień, jako ulubiona zabawka Rekina, jako kobieta, która chyba nigdy nie zaznała w obozie spokojnej nocy!
Naprawdę śmiał jej mówić, że miała dobrze?
Zacisnęła wąsko usta, wymierzając mu drugiego kopniaka, tym razem w bark. Mimo że miała na stopach tylko lekkie sandały, to jej wampirza natura robiła swoje.
No i Manuela była teraz pod wpływem adrenaliny, więc nie żałowała siły.
Wodny atak Rekina rozkojarzył ją tylko na chwilę. Znowu stanęła nad swoim oprawcą, z twardym spojrzeniem, nie przejmując się ściekającą wodą po całym jej ciele i całkowicie przemoczonym ubraniem.
Ale dobrze wiedzieć, że powinna trzymać Rekina z dala od wody. To cenna informacja.
Masz brata – powiedziała w końcu cicho, po czym wzięła głęboki oddech. Przyłożyła mocniej pistolet do jego skroni. – Jeszcze jakaś rodzina? Jak to jest, Fergal, mieć kogoś bliskiego? Kochasz go?
Nie spodziewała się, że Rekin może mieć takich krewnych. Owszem, zakładała jakieś kuzynostwo czy wujostwo, względnie kilku bliższych przyjaciół, ale...
Ale brat?
Bardziej zdziwiłaby ją tylko żona lub dzieci – chociaż już w ogóle wątpiła, że ktokolwiek chciałby tego pieprzonego wampira dobrowolnie wpuścić do swojego łoża.
Od razu do głowy powróciły jej wspomnienia z tego przeklętego wieczora, gdy bestialsko, na różne sposoby zamordował członków jej rodziny, mimo że wcześniej z otuchą i udawanym współczuciem obiecywał im wszystkim ucieczkę.
Wtedy też poznała na własne oczy, na co stać wampiry i potworne hybrydy, a zaledwie parę godzin później, w nocy – na co stać mężczyznę i jego brutalną naturę.
A teraz, po latach, dowiaduje się, że ten sam wampir... ma brata! Zachciało jej się nawet śmiać – z bólu i rozgoryczenia.
Zadzwonił telefon. Manuela odczekała dwie sekundy i odebrała połączenie, nie odrywając pistoletu od głowy Fergala.
Tak, Elias? – umilkła na moment, słuchając paplaniny Schlechta. Westchnęła niezauważalnie. – Tak, tak... rozumiem, to... och, na pewno wolisz przyjechać? – zdziwiła się falszywie. – Jasne. Jak mówiłam – rozejrzała się po – w okolicy portu. Zadzwoń, gdy będziesz, powiem ci dokładnie. Pewnie podejdziemy na jakąś dróżkę. Kiedy będziesz? – Do czasu przyjazdu Eliasa musiała zabrać Fergala z dala od wody. – Świetnie. Ja? Estera – podała imię swojej jedynej siostry, którą Fergal też zamordował. – Pewnie, ciebie też miło poznać. Do zobaczenia.
Rozłączyła się i schowała telefon Fergala do swojej małej torebki.
Suka? Myślę, że przez wzgląd na naszą przeszłość śmiało mogłam nazwać się twoją dziewczyną – powiedziała, wykrzywiając usta. – A teraz, jeśli pozwolisz, muszę się przygotować na przyjazd twojego brata.
I bezceremonialnie strzeliła mu w jedno ramię.
A następnie drugie.
Zostało jej trzynaście z piętnastu naboi.
Ptaszyna nie może latać – powiedziała, znowu powtarzając słowa Fergala z przeszłości, gdy podczas jednej z nocy niemal zmiażdżył jej nadgarstki i wykręcił obie ręce tak, że obozowy lekarz musiał potem prostować jej barki.
Nie opuszczając broni i nadal mierząc z pewnej odległości do Fergala, zaczęła chodzić po promie i zbierać sztylety, którymi wcześniej rzucała.
Nie mogła przecież ich tu zostawić – potrzebowała całej broni, aby pozbyć się Schlechtów. Im więcej narzędzi będzie miała, tym lepiej. Musi myśleć praktycznie.
Kiedy skończyła, stanęła znowu w bliskiej okolicy Fergala. Zlustrowała wzrokiem jego umęczone ciało, przechylając głowę.
I strzeliła w prawą kostkę.
Dwanaście.
Dopiero teraz schowała pistolet do kabury na udzie. Rozejrzała się po porcie, po czym sięgnęła po gruby, marynarski sznur. Nie zniosłaby dotykać jego ciała, więc pozostało tylko to.
Brzydzę się tobą – szepnęła, zaplatając węzeł na rękach Rekina. Nie przejmowała się tym, czy postrzelone ramiona jeszcze bardziej bolały. – Idziemy stąd – powiedziała, po czym znowu wyjęła pistolet, wycelowała nim w Fergala i szarpnęła za sznur.
Nie planowała wcześniej ciągać za sobą Rekina, było jej to wyjątkowo nie na rękę, ale musiała iść z nim z dala od wody. Jak najszybciej, zanim przybędzie Elias.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Gość Nie Cze 30, 2019 9:59 pm

Rekin wiedział, że na tą chwilę Manuela trzymała pałeczkę. Póki trucizna tkwiła we krwi, musiał się oszczędzać i myśleć. Ale jedno było pewne; dziewczyna lepiej niech się modli o to, żeby za szybko nie wstał.
Już nie chodziło o poniżenie, powalenie, ale o odkrycie Eliasa. Nieważne kto, Schlecht nie pozwoli tej osobie położyć swoich łap na jedynych bliskich. Tak, teraz mógł wiedzieć jak czuła się Manuela.
Nie odpowiedział. Obserwował ją jedynie, znosił ciosy. Ileż ona siły wkładała w kopniaki, Rekin je czuł. Nawet skrzywił się i chętnie rozmasowałby ramię, gdyby nie ociężała ręka.
Nie. Niemiec nie miał żadnej żony ani tym bardziej dzieci. Unikał związków jak ognia, a posiadanie potomstwa po prostu do niego nie pasowało. Poza tym nie znosił bachorów.
Nie mówił nic, kiedy telefon ponownie zadzwonił. Przeczekał, aż dziewczyna zakończy rozmowę i powróci do niego swoją uwagą. Kiedy tak się stało, wznowiła mowę. Na samą myśl posiadania dziewczyny żydówki wzbudzało w nim niesmak. Może w innych okolicznościach? Kto wie? Ale na ten moment musiał mieć jakiś plan ewakuacyjny. Zmylić ją, niech wierzy że ma przewagę, że wygrała. A może zgubi ją własna pewność siebie?
- I co... Co z nim zrobisz? Zemścisz się i na nim?
Spyta, krzywiąc się lekko na widok kolejny raz wymierzonej w jego stronę broni. Rozległ się strzał, ból i gardłowy skowyt. Drugi raz. Rekin zaciskał szczęki na tyle, ile był w stanie. Krwi znowu ubyło. O tyle dobrze, że ciało zacznie się leczyć, wszak Manuela ma zwykłą broń. Rany w końcu znikną.
- Bo urwane ma skrzydełka.
Dokończył, chociaż na licu stwora żaden uśmiech się nie pojawił. Dla niego cała ta sytuacja zabawna nie była, to Mańka się wybornie bawiła, nie on. Role się odwróciły.
Padł i trzeci strzał, tym razem w kostkę. Wampir zdusił w sobie jęk, starając się skupić na własnych myślach. Co robić? Jak działać? Trucizna jeszcze pływała w żyłach, krwawił, ale nie umierał. Właściwie tak Mańka go nie zabije, jedynie osłabi. I czemu na chwilę znikła? Słyszał kroki, znowu krążyła. Wcześniej zbierała broń, później przyniosła sznur. Syknął jak ruszała jego postrzelonymi rękoma, związała je i zmusiła do ruchu. Wymusił na nogach wstanie, oczywiście oszczędzał ranną nogę. Dziewka dalej niech myśli o przewadze, byleby to uśpić jej czujność. Rekin już miał plan.

zt dla obojga
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Prom. - Page 3 Empty Re: Prom.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach