Katedra Ciał - podziemia

Go down

Katedra Ciał - podziemia Empty Katedra Ciał - podziemia

Pisanie by Gość Sro Lis 07, 2012 5:05 pm

Korytarz zdaje się ciągnąć w nieskończoność – w istocie przechodzi w drążony w skale tunel, po bokach którego od czasu do czasu pojawiają się wielkie wejścia z pogrążonymi w mroku drzwiami. Korytarz oświetlany jest przenośnymi lampami, które kierują do wyjścia opatrzonymi potężnymi wrotami. Drzwi otwierają się ukazując oświetloną skupiskami reflektorów jaskinię. Tak, nie przecieraj oczu - umieszczona w niewyobrażalnie wielkiej grocie budowla mrozi krew w żyłach najbardziej odpornych, to normalne. Wielka budowla przypominająca stylem gotyk- Katedra Ciała- artefakt rodu. Świątynia z wieżami sięgającymi niemal 170 metrów kryje się w odwiecznych mrokach ziemi. Światło potężnych lamp pada między stalaktytami i stalagmitami na ścieżkę prowadzącą do skalnego pomostu prowadzącego prosto do bram przerażającego kościoła. Budowla wykonana z kości, upstrzona ciałami ludzi nabitymi na kostne pale, wysadzana czaszkami, grawerowana w prawdziwym ciele. Przypory po bokach naw ozdobione pinaklami niczym masywne groty włóczni skierowanych w niebo błyszczały polerowaną kością. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła… zapraszam.

KATEDRA CIAŁ

Przed twoimi oczami ogromne wrota otoczone łańcuchami świec. Czujesz ich zapach? Na pewno tak, nie sposób się przyzwyczaić. Wosk kapie na kamienną, starannie wyszlifowaną posadzkę zostawiając na niej małe stalaktyty. Na wrotach znajduje się podobizna węża zjadającego swój ogon, wykuty w jakimś rodzaju minerału, albo opalonej kości spogląda swym okiem na stojące przed monumentalnymi drzwiami osoby. Skrzydła wrót ważą zapewne setki kilogramów jeśli nie tony, są jednak doskonale wyważone, wystarczy sprawdzić, złapać za okrągłe uchwyty i popchnąć do środka. Zapach mięsa- pierwsze co uderzy twoje nozdrza wedrze się głębiej i zapewne pozostanie tam na zawsze. Mięso i chłód. Temperatura panująca wewnątrz nie jest niska, jednak z całą pewnością poczujesz dreszcz, a nawet jeśli nie, to poczujesz za moment. Gdyby ktoś powiedział, że głęboko pod zwałami ziemi, kamieni i skał ktoś wybudował katedrę wzięto by go za wariata, ale twoje oczy nie kłamią. To wejście do gigantycznej budowli, której strop znajduje się kilkadziesiąt metrów nad posadzką. Kolumnady podtrzymują sufit zdającej się nie kończyć nawy. Każda kolumna wykonana z kości, gruba jak pień dębu, pnąca się ku niebu jak monstrualny kręgosłup powleczony skórą, przebijaną rzędami kostnych kolców sterczących na jej bokach niczym grzebienie. Każda z nich wznosi się na bazie wieńczonej stosem czaszek, każdej w połowie wystają korpusy czterech dziewcząt ustawionych na cztery strony świata. Ramiona wyciągnięte nad głowę wrastają palcami w dalszą część trzonu, głowy zadarte lekko ku sklepieniu, brzuchy wyprężone prezentujące jędrne piersi. Zanurzone w kolumnach syreny, podobne galionom okrętów śpiewają nieustannie pieśni piekielnego chóru o anielskich głosach. Melodia rozbrzmiewa w całej budowli i nigdy nie cichnie. Szeroko otwarte usta intonują psalmy, zszyte ze sobą powieki nie pozwalają dojrzeć nikłych świateł świec. Upiorne słupy kończą się bazami utworzonymi z torsów czterech atletów złączonych barkami z stropem wydając się podtrzymywać go na ramionach jak armia naśladowców Atlasa. Wyrzeźbione ciała dźwigających umęczone, oślepione głowy pochylone ku ziemi odśpiewują kobietom dzieląc śpiew na partie głosów męskich i żeńskich.

Sanguis Bibimus.
Corpus Edimus.

Sanguis Bibimus.
Corpus Edimus.

Sanguis Bibimus.
Corpus Edimus.
Tolle Corpus Satani!
Ave!

Sanguis Bibimus.
Corpus Edimus.
Tolle Corpus Satani!
Ave!

Ave! Ave Versus Christus!
Ave! Ave Versus Christus!
Ave! Ave Versus Christus!
Ave Satani!

Sanguis Bibimus.
Corpus Edimus.
Tolle Corpus Satani!
Satani!
Satani!
Ave!
Ave!
Satani!


Wersy powtarzane są do szaleństwa nieustannie od dziesięcioleci. Wystarczy zostać tutaj kilka godzin by melodia wypełniła umysł nie pozwalając skupić się nad niczym innym. „Krew pijemy, ciało jemy, wznosząc ciało Szatana”- w istocie cała Katedra żyła i to nie w przenośni, ale faktycznie działała jak gigantyczny organizm… Budowla żyła swoim życiem, czuć to namacalnie, po prostu się to wie.

Pomiędzy kolumnami krzątają się z miejsca w miejsce dzieci kreacji Diabła- kobiety i mężczyźni o przeobrażonych ciałach i zwichrowanych umysłach. Piękne i bestie, anioły i demony. Wiodą egzystencję do dźwięków odbijającego się złowieszczym echem danse macabre. Zarówno nieludzko piękne kobiety o ciałach zgrabniejszych niż ziemskie dziewczęta, jak i prawdziwe kobiece potwory o kończynach przypominających szpony, ogonach, rogach istnieją tutaj w przerażającej symbiozie, w której mieszkańcy nie dostrzegają dysproporcji w swym wyglądzie wprawiając w prawdziwe obrzydzenie. Kroczące boginie gracji i zmysłowości dotykają przyprawiające o torsje ciała biedaków doświadczonych wolą ich stwórcy, mężczyźni wprawiający w kompleksy urodą filmowych aktorów pomagają szkaradnym harpiom o starczej skórze i takiż samym twarzom. Potworność i piekło w niezrozumiałym mariażu parodii Edenu, gdzie w pokoju zamiast lwa i baranka żyją zwierzęce bestie jakich nie zobaczy się w żadnym ogrodzie zoologicznym i cyrku. Krwiożercze kreatury wyglądające jak chimery, które wydostały się z snów wypaczonego genetyka odpoczywają w cieniu kolumn chodząc niespętane i łagodne, potulne i posłuszne, z wyglądem organicznych machin bojowych. Dziesiątki dziesiątek najróżniejszych stworzeń rozmaitych kształtów i rozmiarów, od mutanów wielkości psa i mniejszych, po hybrydy olbrzymiego wzrostu jakich najlepszym przykładem jest Archont będący prawą ręką właściciela włości. To on sprawuje tu porządek, zażegnuje konflikty, skraca cierpienia lub wydłuża je podług swej woli. Ilekroć behemot kroczy po posadzkach wyłożonych polerowaną kością reszta istot schodzi mu z drogi niemal w panicznym strachu przed potworem w pancerzu.

Cała konstrukcja budowli wykonana jest z materiału przypominającego kość, sufit zdaje się być wzniesiony dzięki żebrom monstrualnych rozmiarów, dodatkowo zespolonych fragmentami kręgów i czaszek. Ściany opięte są skórą z umieszczonymi pod nią ciałami ludzi, którzy niczym w kokonach, w konwulsjach raz na jakiś czas nieznacznie się poruszają, zupełnie jakby niespokojnie spali dusząc się naciągniętą na głowę kołdrą. Strzeliste okna osadzone w kostnych ramach stanowią warstwy cienkich błon, w których pomiędzy ich ściankami przelewa się krew tworząc makabryczne mozaiki witraży. Boczne nawy prowadzą do kilku kaplic, w których podziwiać można istoty za przeźroczystymi błonami zamkniętymi w nich niczym w słojach. Pęcherze wypełnione są żółtopomarańczowym roztworem, w którym zanurzone są eksponaty. Bańki przypominają łożyska z podpiętymi do nich zwojami arterii przywodzących na myśl rury bądź pępowiny i wnikają w podłogę płożąc się na niej mięsistymi korzeniami. Całość otoczona kościanymi rzeźbami ludzi i stworzeń złączonych z sobą w groteskowe sposoby. Ściany kaplic pokryte są miękką skórą w których zatopionych są całe setki gałek ocznych, które nigdy nie mrugają z powodu braku powiek. Na posadzce wyryte są okultystyczne symbole, wszystkie różne w zależności od kaplicy.


Kaplica Kości

Charakterystyczną cechą są elementy wykonane w większości z kręgów i szkieletów, przed „obrazem” zanurzonej w pęcherzu pancernej kreatury znajduje się wieniec pali będących stalaktytami i stalagmitami, na które ponabijane są ochoczo nagie ciała ofiar obu płci. Najprawdopodobniej są to ludzie bowiem trudno jest zaobserwować w ich ciałach jakiekolwiek zmiany i mutacje. Po kolcach spływają strumienie krwi, bowiem ofiary podłączone są do aparatur nieustannie wpompowujących w ich martwe ciała szkarłatną ciecz, która skapuje do rynien barwiąc okultystyczne znamię wyryte na posadzce.

Kaplica Ciała

To co odróżnia ją od reszty to mnogość części wykonanych z miękkiego mięsa, skóry, włosów i świec wytapianych z tłuszczu. W pęcherzu widoczna jest istota o nieregularnych kształtach, przypominająca prosię, człowieka lub ich hybrydę z wielkimi płatami tłuszczu pod skórą, tworzącą deformujące sylwetkę fałdy. Ołtarz okręcony jest girlandami jelit i narządów wewnętrznych w większości wysuszonych i nieruchomo sztywnych. Podpora „obrazu” bryzga co jakiś czas krwią wypełniając kanaliki tworzące symbol na podłodze.

Kaplica Krwi

Ta część Katedry poświęcona jest sangwinicznej energii. Pęcherz wypełniony jest w całości krwią, ołtarz zaś wydaje się być najbardziej „estetyczny” biorąc pod uwagę ziemskie standardy. Kostne ramy okalają naczynie tak jak złoto oplata w drogim pierścieniu rubin. Kanaliki w oprawie kończą się rurkami umiejscowionymi na różnych wysokościach, z których krew spływa rynienkami po kolejnych poziomach spiralnego koryta umiejscowionego na brzegach. Szkarłatna ciecz spływa w niej jak górski strumyk wlewając się do koryta umiejscowionego w posadzce.

Kaplica Umysłu

To co rzuca się w oczy od samego początku to pęcherz z pływającym wewnątrz złączem kilku mózgów przypominając nieco różę kalafiora. Rama „obrazu ozdobiona jest czaszkami ludzi, na poły oskalpowanych i odartych ze skóry, z pozostawioną na nich jedynie twarzą. Głowy prezentują najróżniejsze grymasy zastygłych na nich emocji. Krew spływa do rynien na podłodze z kanalików umieszczonych w gruczołach produkujących łzy, dzięki temu czerepy zdają się ronić te krwawe strumienie w nieustającym płaczu.

Nawy ciągną się dalej ku prezbiterium, jednak zamiast zwyczajowego ołtarza będącego sercem świątyni znajduje się tam potężny, bogato zdobiony tron. Mebel stoi na niewielkim, około półmetrowym podniesieniu na który prowadzą schodki. Wykonany z kości powleczonej niezwykle miękkimi mięśniami i jędrną skórą zapewnia wygodę godną króla. Kostne wyrostki wystają poza makabryczną tapicerkę i łączą się w plątaninę czaszek znajdujących się po bokach tronu, na którego szczycie oparcia znajduje się kostna rzeźba smoka. Samo oparcie wyprofilowane jest i regulowane dzięki kręgosłupowi i stawom między częściami stanowiącymi szkielet Siedzisko stoi na czterech smoczych łapach, opierających się pazurami o posadzkę. W istocie może to bardziej wyglądać na salę tronową i tak też właśnie jest. Apsyda za prezbiterium wygięta w półkole skrywa potężny, wykonany ze złota i kamieni szlachetnych herb średnicy kilku metrów, otoczony całą masą świec. Zjadający ogon Uroboros odbija światło od złotych łusek kierując je prosto w oczy patrzących w jego kierunku. Po bokach tronu znajduje się siedem zanurzonych głęboko w posadzce „chrzcielnic” wypełnionych bulgoczącą, wtłaczaną pod ciśnieniem krwią. W tychże kadziach znajdują się kapłanki- młode dziewczyny o identycznych rysach twarzy, kolorze i długości włosów. Zupełnie nagie tkwią z wynurzonymi ponad powierzchnię krwi głowami, podczas gdy w ich ciałach znajdują się ostre igły wysuwające się z boków naczynia tworząc zaawansowane modele żelaznych dziewic. Dziewczęta mają założone na twarzach maski i utrzymywane są w przy życiu dzięki wepchniętym do gardeł rurom podłączonym do stojących w apsydzie urządzeń. Wszystkie siedem kapłanek jest w stanie zawieszenia pomiędzy transem a nieprzytomnością, podczas gdy mechanizmy pobierają z ich ciał kolejne dawki krwi mieszając je z szkarłatnym płynem wtłaczanym z zewnątrz. Przy każdej kapłance czuwa tajemnicza postać okryta czarnym, sięgającym ziemi płaszczem z kapturem przypominającym habit. Luźne szaty i głębokie kaptury uniemożliwiają identyfikację osób, nie sposób odkryć nawet jakiej są płci. Wszystkie siedem „chrzcielnic” połączonych jest przy górnej krawędzi naczyń siecią kanalików wypełniających się wspólną krwią i tworzących kolejne okultystyczne symbole wyryte w podłodze. Na wklęsłych ścianach apsydy znajdują się łańcuchy, plątanina haków, rur i innych sprzętów przywodząc na myśl jakiś rodzaj ciężko przemysłowej fabryki.

Czytniki, pokrętła, zawory nad którymi czuwają postacie w ubraniach białej barwy krzątają się zupełnie nie zajmując się niczym innym jak kontrolowaniem stanu Katedry. Widzisz jak sprawnie posługują się aparaturą? Z pewnością to jacyś katedralni technicy bądź naukowcy. Oderwani od rzeczywistości, zapatrzeni w swoje zadanie- nietykalni, bowiem o ile reszta mieszkańców katedry porozumiewa się ze sobą i wchodzi między sobą w rozmaite interakcje, o tyle tych nie wolno nawet dotykać czy się do nich odezwać. Tylko oni mają prawo nosić białe elementy ubioru, lecz z tego co widać nie muszą być to jednolite stroje pokroju kombinezonów, fartuchów czy mundurów. Część z nich przewiązanych jest jedynie białymi taśmami pokazując nieskrępowanie wdzięki czy prężąc nagie torsy, to co jednak uniemożliwia omyłkowe wzięcie ich za kogoś innego to przymus noszenia masek przeciwgazowych. Z pewnością ich ubiór nie ma wiele wspólnego z sterylnością, chodzi raczej o symboliczne znaczenie. Wszyscy z nich dodatkowo oznaczeni są specjalnymi znakami grup, do których przynależą. „Nietykalni” wchodzą i wychodzą co rusz potężnymi drzwiami krucht, które również są idealnie wyważone i nawet kobiety o figurze wątłych modelek radzą sobie bez przeszkód z ich otwarciem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Katedra Ciał - podziemia Empty Re: Katedra Ciał - podziemia

Pisanie by Gość Pon Lis 12, 2012 6:18 pm

Życie toczyło się dalej, całkiem prężnie na powierzchni, gdzie ludzkość dalej pruła niczym lodołamacz sięgając po najnowsze zdobycze techniki, zaczynając żyć coraz bardziej leniwie. Nic w końcu nie napędza do budowania nowych, ułatwiających codzienne -i niecodzienne- czynności wynalazki, jak lenistwo?
Nie minęło dużo czasu, odkąd przymknęła oczy i zapadła w jeden ze swoich najdłuższych snów. Sporo wampirów potrafiło trwać w podobnym stanie dużo, dużo dłużej, kilka lat to nie taki zatrważający wynik, choć dla kogoś o tak chłonnym i rządnym wiedzy umyśle to i tak kilka bardzo cennych lat wyjętych z życia w jednym z jego ważniejszych okresów. O ile nie najważniejszym. Czemu więc zasnęła? Cóż... coś musiało pójść nie tak, przeliczyła się nieco z forsowaniem organizmu i ten nagle wyłączył pewien mały guzik i nie pamiętała już nawet momentu w którym nagle padła na podłogę i od tego czasu to, co się z nią działo, było zupełnie wyjęte z jej woli. Znalazła się w Katedrze Ciał, miejscu, gdzie skupiały się jej najświeższe, ostatnie wspomnienia, a nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Spała kilka pięter pod ziemią zupełnie głucha na okrzyki cywilizacji, natłok myśli i informacji. Skąpana w kompletnej pustce i mentalnej ciszy. Choć... może nie zupełnie. Do jej uszu cały czas dochodził głos chóru, wciąż tak samo głośny, śpiewany z niemalejącym zaangażowaniem, zapętlona mantra jaka doprowadzała ją niemal do szaleństwa, nawet, kiedy jej twarz była zupełnie niewzruszona. Tkwiła na samym środku sali, tak blisko mieszkańców Katedry, a jednak tak nieziemsko od nich daleko, w końcu żaden nie ważył się podejść, zresztą nie musiał. Była nawet z odległości wystarczająco widoczna. Biała postać, wydawała się całkiem drobna w przymierzeniu z niebotycznymi rozmiarami całej budowli i zupełnie podatna na rytm jej serca i skurcze mięśni. Ułożona była na legowisku w rozłożystym kielichu z zespolonego grubego i stabilnego połączenia wystających kostnych 'żeber' i zespajających je błon, pod których cienką skórką igrały szlaczki niebieskich i czerwonych żyłek. Kuriozalna 'konstrukcja' wyglądała jak rozkwitający kwiat, jakiego środkiem była miękka, jakby poduszka o urzekającym bladoróżowym kolorze zmieniająca najnowszy twór Katedry w coś na wzór łoża. Wbrew wszystkiemu bardzo wygodnego i to ono tak naprawdę utrzymywało wampirzycę w jako takim zdrowiu i wyglądzie. Nie pozwalało jej zmienić w zupełnie wysuszoną mumię.
Spała spokojnie 'dokarmiana' przez cały prężący się dookoła organizm, jaki na swój sposób ją pochłonął i jednocześnie pozwalał egzystować w swoim wnętrzu nieomal jak pasożytowi. Do jej ciała przyczepione były połączenia cienkich żyłek rozciągających się na pełną długość jej kręgosłupa. (Prócz nich były tez dwie elektrody przyklejone po dwóch stronach skroni.) Podłączyły się do jej własnego krwiobiegu zmieniając go z małej, czynnej maszynerii znajdującej się w jej ciele, w jeden z trybików dużo, dużo większej obejmującej całą Katedrę. Odczuwała każde spięcie mięśni i 'oddech' tego organizmu. Bicie jego serca wprawiało aorty w ruch i przez żyły płynęła krew, jaka zasilała wszystko dookoła. Mimo takich starań i tak jej skóra widocznie poszarzała, na policzkach, dłoniach i widocznych zza zwiewnego materiału sukienki łydkach i dekolcie za cienką, niemal prześwitującą skórą, malował się obraz sieci żyłek. Karmienie przewijającym się non-stop zupełnie tym samym materiałem jakby zaczynało się jej przejadać, jakby przestawało wystarczać. Dlatego była dużo szczuplejsza niż wcześniej, wychudła, wydatne policzki zapadły się nieco gwałtownie ją postarzając. Ogólny obraz nie wyglądał za dobrze pomimo wszelkich starań. Po raz pierwszy sen okazał się ponad miarę meczący. Ciągle dryfowała na pograniczu świadomości czując, jak od wypłynięcia na powierzchnię blokuje ją tylko warstwa jakby lodu, jaka spowiła cały jej wyimaginowany na potrzebę tego stanu świat. Lód był na tyle gruby, że nie odbierała większych i wyraźniejszych interakcji z zewnątrz, zamazywał tym samym obraz czyniąc go zbiorowiskiem zamarzniętych bąbli powietrza i rys za którym majaczyły cienie realnego świata. Przy okazji sama była na nie zupełnie niema i jak dotąd bicie pięścią w ten lód nie dawało żadnego odzewu. Przynajmniej jak dotąd.
Znalazła wyrwę w tym grubym systemie i już po pierwszym uderzeniu było jakby inaczej. Po raz kolejny zebrała siły do ogromnego wrzasku, jaki odbił się po jej świadomości powoli krusząc lodową barierę i odbijając kakofonią wewnątrz jej czaszki.
Tymczasem na odczytach pilnujących jej maszyn musiał pojawić się mały sygnały o gwałtowniejszych reakcjach mózgu, co mogło znaczyć, albo chwilowy atak albo, to, że lokatorka Katedry właśnie się wybudza. Rozpoczęło się małe poruszenie i na sale weszło kilka postaci w kombinezonach ignorując trwające w obojętności otoczenie.
Zaczynała słyszeć szmery, choć ciało z zewnątrz nie zmieniło położenia ani o milimetr. Uderzyła w ten 'lód' znowu czując jak opływająca żyły krew może specjalnie, może nie, dodaje jej jakby więcej sił niż zazwyczaj. Znowu cios. Miała dość snu, chciała jak najszybciej wrócić, nie mogła trwać w tak żałosnym, słabym stanie. Nawet jeśli czuła się jak zwykła śmiertelniczka uderzającą słabymi dłońmi w mur, to nadal nie dawała za wygraną. Namierzyła podświadomie palący z zewnątrz ogień, jaki pomaga jej zwalczyć tą irracjonalną przeszkodę, jakby była jakaś interakcja z zewnątrz. Nietykalni długo czekali, nawet jeśli dla Ailli czas się nie liczył, to od pierwszego sygnału jej przebudzenia mijała godzina za godziną, a ciało nikle radziło sobie z zasnuwającym je niewidzialnym całunem. Dopiero, kiedy przyzwyczaiło się do tego, że jego właścicielka zaczęła od nowa przywiązywać do nieruchomych, marionetkowych członków nowe sznureczki i zamierza niebawem pobudzić je do życia, zaczynał pojawiać się jakiś progres. Powieki drgnęły lekko i nabrała powolnego wdechu... w tym momencie Katedra, jakby odbierając sygnał jej przebudzenia, postanowiła odłączyć ja od zbytecznej już 'aparatury' i potraktowała tym samym dość brutalnie wyrywając nagle wszystkie cienkie i grubsze żyłki, jakie wczepione były w kręgosłup dziewczyny. Impuls nagłego bólu, był jak tąpnięcie, które pokruszyło lód do końca i niemal wcisnęło jej oddech z powrotem w usta tak, że prawie się nim zakrztusiła. Wygięła nieoczekiwanie ciało w łuk hamując się przed krzykiem spowodowanym tym nagłym działaniem nim nie opadła dysząc z powrotem na miękki materiał, jaki ugiął się przyjemnie pod jej nieznacznym ciężarem. Nie tak sobie to wyobrażała... dodatkowo głos chóru wrócił, była zupełnie głodna i nawet mimo żył wypełnionych krwią jej gardło było wyschnięte na wiór, czuła, że rani je nawet oddychając. Próba powiedzenia czegokolwiek pewnie zakończyłaby się naderwaniem tam skóry.
Rozsunęła powoli kotary powiek, jakby martwiąc się, że zostanie potraktowana ostrym światłem słonecznym, ale rozlał się przed nią tylko widok sufitu, który przypominał bardziej podniebienie jakiejś ogromnej bestii, poruszał się płynnie, jakby z lekka falując, co jakiś czas dostając spazmatycznych skurczy. Bonusem było to, że słyszała obok irytujące dźwięki maszyny i postukiwanie palców na klawiaturze. Obróciła powoli głowę zauważając najbliższą postać w białym kombinezonie, jaka wystukiwała coś z wariacką szybkością an czytniku, póki nie zorientowała się, że ma na sobie bezdennie czarne oczy wampirzycy i górna część kombinezonu zachowała się tak, jakby istota przeniosła na nią wzrok, ale Ailla nie dojrzałą jej oczu. Septimusa nigdzie nie było... została tu z tymi stworami zupełnie sama. A sądziła, że to całe spotkanie go to część jej wariackiej wyobraźni. Aż dziwne, ze straciła wiarę w jego realność...
Była niesamowicie głodna, a ci dziwni 'badacze' byli w tej irytujący sposób nie do zjedzenia. Diablo jeden wiedział, co kryło się pod neutralnym, białym uniformem, a ona nie zwykłą pić krwi z byle czego. Nie chodziło o jakieś wyjątkowo wysublimowane gusta, co do ofiar, ale po prostu nie wyobrażała sobie zatopienia kłów w jakimkolwiek stworzeniu, jakie był otu oprócz niej. Chwile potem niechybnie by zwymiotowała, więc wzięła to za ucieczkę przed zbędnym marnotrawstwem.
Nie chciała tu leżeć. Musiała wyjść teraz, natychmiast!
Podniosła się powoli uginając nogi i opierając na miękkiej, mięsnej poduszce. Poszło jej lepiej, niż początkowo sądziła, mimo iż ciało lekko się trzęsło. Włosy spłynęły jej nieco na twarz, nieścinana grzywka wcześniej sięgającą ledwie brwi teraz z powodzeniem sięgała bioder. Ile ona spała...? Przygryzła wargę i zsunęła nogi ze swojego prowizorycznego łoża a te zawisły centymetry nad ziemią. Za nią istoty w białych kombinezonach poruszyły się coraz szybciej, jakby czymś zaalarmowane, z początku sądził, że będę jej chcieli podać coś uspokajającego aby nie forsowała się zaraz po przebudzeniu ale jedyne, co poczuła jak ktoś zarzucił jej delikatnie coś na ramiona i stwór zaraz cofnął się niepewnie. To był cienki szlafrok, albo wyjątkowo długa koszula. Zachowywali się tak, jakby oczekiwali albo wybuchu gniew wampirzycy, albo posypania się poleceń, ale nie miała do tego głowy. Musiała iść na górę, o ile dobrze pamiętała jak zbudowany był ten dom i jak był bogaty to w salonie,w odmętach barku powinna znajdować się butelka czystego, szkarłatnego płynu bez którego długo nie wytrzyma. Potrzebowała budulca żeby poprawić swój wygląd, bo nie mogła patrzeć na pomarszczone dłonie i wychudłe uda widoczne pod cienką spódnica.
Nie wiedziała co ci Nietykalni o nie wiedzieli i za kogo ją mieli, ale zachowywali się niemal tak jakby się bali, robili wszystko powoli i jakby z granicznym wyczuciem. A do niej wszystko docierało jakby z opóźnieniem, choć więcej niż logiki i fizycznej siły miała w tej chwili siły woli. Dusiła się, musiała wyjść.

z/t
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach