Kaprys losu.

Go down

Kaprys losu. Empty Kaprys losu.

Pisanie by Gość Wto Sty 12, 2016 6:38 pm

Misja dla Arielle Marmouget.
Cel: coś co przyjdzie MG do głowy.
Poziom: średni.

Zakupy najlepiej zrobić rano, aby później mieć wolny dzień i móc zająć się słodkim lenistwem. Targ to przecież idealne miejsce, żeby dokupić to, czego brakowało w domu. Można było przebierać w przeróżnych rzeczach i targować się z sprzedawcami, czego w normalnych markecie się nie zrobi. Pogoda nawet dopisywała. Nawet śnieg przestał natarczywie padać.
Właśnie na jednym z targów znalazła się Arielle. Zewsząd otaczali ją nieznajomi ludzie, brnący do stoisk, skąd nawoływali sprzedający. Wzrok przyciągały różne wymyślne cudeńka, ubrania, słodyczy czy nawet warzywa. Dziewczyna znajdowała się pomiędzy czterema stoiskami. Jedno było z bluzkami dla mężczyzn. Drugie zabawkami dla dzieci. Na trzecim leżały firany. Czwarte stoisko oferowało pamiątki, pocztówki. Właśnie przy słodyczach stał mały chłopczyk, który cicho płakał pocierając ozy małymi piąstkami. Dziecko nie wyglądało na więcej niż pięć lat. Z pewnością szukało swojej mamy, a raczej stało i czekało, aż rodzic sobie o nim przypomni i zechce wrócić. Malec patrzył za swoją mamą, zaczepiając kilku przechodniów. Ludzie jedynie kiwali głową, mówili coś niezrozumiałego i czym prędzej uciekali. Nikt nie zadał sobie trudu, aby podejść i pomóc chłopczykowi. Przecież zakupy same się nie zrobią! W tłumie dziecko wypatrzyło Marmouget. Podeszło niepewnie do niej, jakby obawiał się, że i ta go otrąci.
- Przeplasiam. Widziała pa-pani moją m-mamę? – zaszlochał, wlepiając duże brązowe oczy w postać dziewczyny. – Była tutaj n-niedawno, a telaz jej nie m-ma – łkał coraz głośniej, co utrudniało mu poprawną wymowę słów.
Co zrobi uczennica? Pomoże, czy tak jak reszta ludzi ominie dzieciaka, nie chcąc angażować się w swoje sprawy? A może jednak zlituje się nad nim?

x Opis swój ekwipunek i w co postać jest ubrana.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kaprys losu. Empty Re: Kaprys losu.

Pisanie by Gość Pią Sty 15, 2016 5:51 pm

Arielka rozanielona możliwością przebywania na świeżym powietrzu. Choć w poprzednich dniach pogoda nie była zbyt przyjemna, dziś było całkiem ładnie. Delikatne płatki spadającego śniegu muskały jej skórę i osadzały się na włosach. Lubiła zimę. Leciutki biały puszek zalegał na dachach i chodnikach. Nie mogła napatrzeć się na to zapierające dech w piersi widowisko. Maleńkie dzieciaczki biegały i rzucały w siebie zbitym w kulkę puszkiem jeszcze inne lepiły wielkie śnieżne kule i przyozdabiały je. Śmiechom i piskom nie było końca. Ari uśmiechała się patrząc na to cudowne wydarzenie. Rynek na którym się znajdowała był nie duży, ale całkiem przestronny. Poruszała się między stoiskami, rozglądając się za czymś godnym uwagi. Wzięła ze sobą nieduży plecaczek z czarnej skóry. Był on dość pojemny, ale ona zabrała ze sobą tylko portfel, książkę, grzebyk, termos z gorącą czekoladą i truskawkowe gumy do żucia oraz jej nierozłączną przytulankę, którą nosi ze sobą zawsze odkąd pamięta. Rozejrzała się w okół siebie. Z prawej strony miała stoisko z koszulami oraz drugie z firaneczkami. Spojrzała na ułożone białe i kremowe zasłony. Niektóre były na prawdę śliczne. Skomplikowane wzory wiły się niczym węże, jednak jej najbardziej podobała się prosta firaneczka z różowymi wykończeniami.
Rozjaśniłaby mój pokój - pomyślała i już miała udać się w stronę stoiska gdy kątem oka zauważyła kramik ze słodyczami. Na sam widok tego cudu ślinka napłynęła jej do ust. Firanki mogą poczekać, żelki zdecydowanie nie. Słodycze były jej słabym punktem. Chciała podejść i wybrać coś dla siebie gdy usłyszała płacz dziecka. Nie umiała w takiej sytuacji pozostać obojętna. Chłopiec pociągnął ją za rękaw. Choć nie była wysoka musiała ukucnąć by zrównać się z chłopcem.
-Co się stało, kochanie? - zapytała patrząc uważnie na zapłakaną buźkę.
Słuchała uważnie chłopczyka tuląc go do siebie.
-Spokojnie, nie płacz. Mamusia pewnie za raz po ciebie wróci. Powiedz mi jak ci na imię?- zapytała. - Powiesz mi maleńki jak wygląda twoja mamusia. Poszukamy jej.
Patrzyła ciepło na maleństwo, które drżało już z zimna. Przytuliła to zawiniątko mocniej i wyjęła z plecaka termos i nalała gorącego napoju do kubeczka który przy okazji był nakrętką. Podała to cudo chłopcu.
-Chcesz gumę?-zaproponowała poczym spojrzała na kramik- a może żelki?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kaprys losu. Empty Re: Kaprys losu.

Pisanie by Gość Pią Lut 26, 2016 8:48 pm

Dałam dwie opcje w spoilerze. Wybierz tylko jedną, oczywiście po przeczytaniu posta. Jeśli postać zrobi całkiem coś innego napisz mi na PW, a dopiszę inną wersję.

Chłopiec wyglądał, jakby miał jeszcze mocniej się rozpłakać. Pociągnął nosem, podnosząc głowę do góry. Można było z niego czytać, jak z otwartej księgi. Mały bał się, ale jednocześnie bardzo pragnął odnaleźć mamę, po której nie było ani śladu. Złapał za brzeg materiału górnej odzieży wampirzycy. Buzia była cała mokra od łez.
- Pomoże m-mi p-pani? - przystąpił z nogi na nogę. Ludzie odwracali głowę w stronę dziewczyny i chłopczyka, ale nikt nie kwapił się, żeby dowiedzieć się o co chodzi. Nie ich sprawa, co nie? Po co zajmować się czyimś dzieckiem, skoro nawet matka jest na tyle nieodpowiedzialna, żeby nie móc przypilnować swojego malca. Wielu ludzi omijało Arie i dziecko, jakby ta dwójka wytwarzała wokół siebie jakieś pole odpychające.
- J-j-jestem Ric-c-k - odpowiedział.
Okrągłą buzię rozpromienił delikatny uśmiech. Młody przestał już płakać, choć jego oczy nadal były mokre, jakby w gotowości do dalszego działania. Przytulił się do rudowłosej.
- Moja mama jest wysoka, większa od pani. Ma krótkie brązowe włosy i ciemne oczy. Miała na sobie kurtkę. Fioletową. Może wróciła do domu! Pójdzie pani ze mną?
Spojrzał na Arielle otwierając szeroko oczy. Można śmiało stwierdzić, że próbował podrobić kota ze Shreka i to z niemałym skutkiem. Pociągnął wampirzycę za rękaw, żeby podążyła za nim. Szedł nieco przed nią, ale cały czas trzymał kobietę za rękę.
Szli niecałe dwadzieścia minut. Chłopiec co parę kroków odwracał się, sprawdzając czy nieznajoma cały czas idzie za nim mimo, że ciągle ją trzymał, ani na moment nie rozluźniając uścisku. Przyglądał się także każdemu napotkanemu przechodniowi, szukając wśród nich swojej mamy. Niestety nikt nie chciał nią być. Doszli do małego, jednopiętrowego domu. Drzwi były otwarte na oścież, jakby zapraszały do środka. Chłopiec pisnął i popędził do środka, na nowo szlochając i potykając się o drobne kamienie. Czy dziewczyna popędzi za nim? Pewnie byłoby to najrozsądniejszym wyjście gdyby nie to, że nagle rozległ się cichy krzyk, dochodzący z starej szopy nieopodal chatki - słyszalny tylko dla wampirów.

Wchodzisz do domu:

Wchodzisz do szopy:

Znalazłam plan, który miałam dla Ciebie. >D Odpisy będą już szybsze.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kaprys losu. Empty Re: Kaprys losu.

Pisanie by Gość Nie Lut 28, 2016 11:41 am

Arielle nie mogła patrzeć w smutne oczy dziecka, dlatego skierowała spojrzenie w inną stronę.
-Oczywiście, że ci pomogę. - powiedziała cichutko i pogładziła malca po głowie.
Rozejrzała się po placu szukając w kimś oparcia, ale jak to wiadomo obecnie na świecie panuje choroba zwana "ogólną znieczulicą". Ludzie po prostu mijali zapłakanego chłopca i bezradną dziewczynę. Ari westchnęła ciężko i otarła malcowi łzy.
-Poczekasz chwilkę ? - spytała i nie czekając na jego odpowiedź podeszła do jednego z przechodniów. -Ma pan może chusteczkę?
Zapytała i już po chwili zyskała to o co prosiła. Ludzie woleli dać coś niż mieszać się w cudze problemy.
-Masz chusteczkę, kochanie. Wydmuchaj nosek. - podała mu białą chusteczkę higieniczną.
Słuchała z uwagą jak malec mówi coś do niej. Ciężko było go zrozumieć, gdy łkał, ale jakoś jej się to udało.
-Ładne imię Ricky. Ja jestem Arielka - uśmiechnęła się. - A widziałeś bajkę o syrence Arielce? Podobno jest trochę do mnie podobna.
Ari lubiła zajmować się dziećmi, aczkolwiek nie miała w tym zbyt wielkiego doświadczenia. Nagle poczuła, że malec tuli się do niej. Objęła go ramionami. Uważnie słuchała opisu, jaki jej podawał. Widząc jego błagalne spojrzenie nie miała serca odmówić.
Kroczyła za nim, zresztą nawet gdyby chciała się zatrzymać, malec pociągnął by ją za sobą. Wyglądało to zapewne dość zabawnie. Arie uważnie przyglądała się wszystkim mijanym kobietom mając nadzieję wychwycić wśród nich matkę chłopca. Niestety żadna z nich nie pasowała do opisu. Wreszcie dotarli do niedużego jednopiętrowego domku. Malec wbiegł do środka i wtedy do uszu Arielle dobiegł niepokojący dźwięk z szopy. Mrugnęła oczyma. Może jej się tylko zdawało. Westchnęła. Była już zmęczona. Postanowiła ruszyć za malcem i sprawdzić czy dotarł już do matki. Ledwie przekroczyła próg, a drzwi zatrzasnęły się za nią z trzaskiem. Wzdrygnęła się. Kobieta, najprawdopodobniej matka Ricka. Arie nie znała się na zachowaniach ludzkich i nie czuła się zagrożona słysząc zimny ton kobiety.
-Ja przyprowadziłam Ricka - uśmiechnęła się uprzejmie. - Zgubił się i strasznie płakał nie mogąc pani odnaleźć, więc postanowiłam mu pomóc.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kaprys losu. Empty Re: Kaprys losu.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach