Salon

Go down

Salon Empty Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 01, 2016 12:31 pm

To pierwsze widoczne pomieszczenie z klatki schodowej. Proszę, właśnie widzisz piękny wiktoriański salon. Okna jak w całym domu mają opuszczone, niezwykle ciężkie zasłony koloru ciemnej zieleni, dlatego w środku gdyby nie światła żarówek byłoby zupełnie ciemno. Okrągły stół przykryty obrusem, na nim srebrna zastawa, cukiernica jest dokładnie wypolerowana, ale to chyba nie powód by zabierać ją do domu prawda? Dookoła stołu stoją cztery fantazyjnie wymodelowane krzesła z jasnego drewna. Są tapicerowane materiałem barwy morskiej zieleni, pasującym do obrusu tej samej odcienia. Krzesła są dość wygodne, przesuwając ręką po obiciu można odnieść wrażenie, że jest nieco szorstkie i twarde, na pewno nie gładkie, mimo wszystko dobrze się na nich siedzi. Wchodząc do niezwykle przestronnej komnaty nie sposób nie dojrzeć wysokiego, stojącego zegara w ślicznej mahoniowej obudowie. Sama tarcza jest pozłacana, reszta mechanizmu widoczna jest przez prostokątną szybkę nieco niżej. Misterne ryty w powierzchni drewna to roślinne wzory, jednak kunszt z jakim oddano wieńczącą czubek winorośl sprawia wrażenie, że roślina po prostu zdrewniała. Tak, to kawał dobrej, ręcznej pracy, trzeba przyznać… tylko te jego tykanie, chyba za głośne nie sądzisz? Może właściciele nie lubią tracić poczucia czasu? Tak czy inaczej zegar to nie jedyna chluba tego dużego pokoju. Na lewo stoi dębowa komoda, jest naprawdę szeroka, przez szybki wstawione w florystyczny przeplatający się wzór widać kryształowe naczynia, kieliszki, pucharki i resztę zastawy służącą do picia. Pewnie jest ich aż tyle, bo tuż obok, stoi duży barek. Pewnie kusi cię jego zawartość. W środku stoją najróżniejsze alkohole z całego świata- rum whisky, tequila, ajerkoniak, Bourbon, szampan czysta, wina… może już wystarczy? Wchodząc głębiej, zobaczysz sofę otoczoną dwoma fotelami. Nie słyszysz swych kroków? To przez ogromny, pleciony, perski dywan. Nie sposób go ogarnąć całego wzrokiem na jeden raz, ale już skraj przedstawia wizerunek splecionych ze sobą ciałami smoków. Walczą? Bawią się? Może się kochają? Daj im spokój, sprawdź lepiej czy masz czyste obuwie. Przykro byłoby widzieć na nim zabrudzenia. Sofa jest szeroka, z pewnością zmieści się na niej trojka rosłych osób. Fotele głębokie i wygodne, stoją na dywanie na lwich łapach. Cały komplet obity jest atłasowym materiałem barwy morskiej zieleni- tak wszystko widać to jeden komplet, albo po prostu właściciel chciał utrzymać salon w jednolitej tonacji. Tuż przy ścianie jest kolejna sofa, taka sama jak pierwsze, przed nią zaś stoi dość niski, owalny stolik o zdobionej ręcznie krawędzi przedstawiającej roślinny wzór. Ściany wyłożone są do połowy ciemną boazerią z rzeźbionymi w niej wizerunkami bitew. Rycerze ścierają się ze sobą w niezwykle dynamicznych pozach, konie zdają się upadać, twarze tratowanych wojów krzyczą z bólu i cierpienia. Miecze przecinają pancerze, na których wygrawerowane są nawet strużki krwi. To w jaki sposób przedstawione są te sceny może budzić niepokój. Ryty są zbyt dokładne, musiał je wykonać prawdziwy mistrz, wydają się bowiem zadziwiająco realne… zbyt realne. Nieważne, może czas oderwać od nich wzrok i przyjrzeć się tapeterii. Podobnie jak reszta utrzymana jest w tonacjach morskiej zieleni przetykanej złotymi wstęgami sięgającymi aż do sufitu. Jeśli jesteśmy już przy ścianach i suficie to warto wspomnieć o kilku obrazach na ścianach. Na pierwszym widać stary zamek, na kolejnym płonący dworek, na trzecim zaś ostatnim widnieje- co chyba nie zdziwi smok. Prężąca się bestia dzierży w łapie berło, na gadzich skroniach spoczywa korona. Salon otoczony jest kinkietami w kształcie szerokich liści, nad głowami wisi zaś wielki złoty żyrandol, bogate zdobnictwo również zwraca uwagę. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to pomieszczenie reprezentacyjne, centralnym zaś jego punktem jest piękny kominek o niesamowitym portalu. Przedstawia smoki wydzierające sobie skarby z łap, kąsające się i drapiące po łuskach. Złączone splotami masywnych ogonów i długich szyj straszą ostrymi kłami, oczy zaś łypią prawdziwą dzikością. Można by przysiąc, że to robota tego samego artysty, który wykonał boazerię. Po drugiej stronie pokoju znajdują się drewniane drzwi, aby nie odbiegać od reszty wystroju te też są misternie rzeźbione. Chcesz sprawdzić co jest za nimi? Niestety są zamknięte, nie dobijaj się, przecież nie wypada…
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Pon Paź 03, 2016 11:12 pm

W końcu dotarli na miejsce. Konary wysokich drzew rzucały cień na aleję wiodącą wprost do niebywale okazałego domostwa o złowieszczej bryle przywodzącej na myśl starodawne opętane gmachy z tanich horrorów. Miało to jednak swój urok, a Septimus lubił to miejsce dające mu spokój i wytchnienie od reszty gwarnego miasta.

Wchodząc na szeroki ganek przystanął tuż przy masywnych drzwiach. Tu możesz mnie zastać, witam w moim domu panienko. Możesz mówić mi Septimus, proszę, bądź moim gościem – powitał ją z wszelkimi zasadami etykiety otwierając przed dziewczyną wrota. Młoda czy nie, człowiek czy wampir – każdy zaproszony przez wampira osobnik mógł czuć się tu mile widziany. Gościnność nieumarłego miała pewne granice, jednak nie zdarzyło się chyba żeby ktoś ją nadwyrężył. Przecież masę czasu wydawałoby się opuszczona budowla zamieszkiwana była przez jednego z spokrewnionych, a właścicielowi nie było nawet wspak że ktoś rządzi się w jego domu. Miał ważniejsze rzeczy na głowie… był na tyle pochłonięty pracą, że nie przybył się przywitać przez dobre kilka lat.

Wnętrze mogło robić wrażenie, wyjęte jak z minionej epoki, ciemne, lecz na wiktoriańską modłę luksusowe i pełne przepychu, mimo to nie będące przesadnie kiczowatą rupieciarnią. Przez hall wkroczyli do salonu. Prawdziwą jego perłą byłą ręcznie wykonana boazeria przedstawiająca dynamiczną bitwę. Czuj się jak u siebie, nie krępuj się. Chciałabyś się czegoś napić? Barek wypełniony był rozmaitymi butelkami alkoholu, ale niewielu wiedziało, że posiadał też wbudowane kurki, których pociągnięcie wypełniało naczynia… krwią. Cynthia… Cocoro, albo jakkolwiek wolała siebie nazywać musiała mieć wrażenie, że o cokolwiek by nie poprosiła, pewnie to dostanie. Wampir był przygotowany na to by gościć naprawdę każdego. Mury nie przypominały może zamkowych, ale dla niego była to właśnie twierdza. W jej ścianach odwiedzający powinni czuć się bezpieczni. O ile nie nadepną staremu krwiopijcy na odcisk i zachowają się jak na gości przystało, mógł być to mały raj na ziemi… raj dla przeklętych dzieci nocy. Domostwo było czymś więcej jak siedzibą Septimusa, było prawdziwym azylem w którym panowały pradawne obyczaje. Nie było mocy i persony, która mogłaby zmienić ten stan rzeczy. Ten kto tu przychodził automatyczne brany był pod skrzydła gospodarza, a przecież nie godziło się, by goście musieli się czymkolwiek martwić.

Spojrzał jeszcze raz na niską wampirzycę. Prawdę mówiąc jej maska robiła wrażenie, ale wolał ją bez niej, nie miał jednak żadnego powodu by zmuszać dziewczynę do zsunięcia jej z twarzy, zwłaszcza kiedy wyjawiła mu część jej historii. Gość w dom, Bóg w dom… tak też mawiało się w rejonach skąd pochodził.

Jeśli będzie ci czegoś potrzeba, po prostu powiedz – rozpoczął i czekając aż wybierze sobie miejsce do spoczynku, dopiero samemu usiadł na wygodnym fotelu naprzeciwko rozmówczyni. Co ciekawe wszystko było idealnie wysprzątane, jednak od samego przybycia nie widać było ani żywej duszy, nawet pojedynczego lokaja. Utrzymanie takiej posiadłości w czystości musiało wymagać ogromu pracy, mimo to, próżno było szukać choćby drobiny kurzu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Wto Paź 04, 2016 3:39 pm

Z twierdzy do twierdzy. Coco jeszcze kilka godzin temu, może mniej, była w posiadłości Riecona, która była równie zadziwiająca i wielka jak ta. Niby mrocznie, a jednak zatrzymywało wdech w piersi. Gdyby to miało jakiekolwiek znaczenie, przecież i tak nie potrzebowała tlenu.. Nawet nie wiedziała kiedy całkowicie przestała oddychać. Ale nie było to teraz szczególnie ważne, nie mogła się teraz zamyślać, teraz była gościem.
Praktycznie szła zaczarowana za Septimusem. Dlatego kiedy przystanęła, praktyczniebyła milimetr nosem od jego pleców. Krok i znów zrobiłaby z niego słup. Tak dużo pytań miała. Tak bardzo nie znając na nich odpowiedzi, nawet nie domyślając się co mógł mieć na myśli, zabijając Cynthię i Cocoro. Nie widziała jeszcze żadnego punktu zaczepienia, a każda możliwa poszlaka była błędną. Wracając do świata żywych.. Będąc i tak nieżywa, przetarła oczka i spojrzała na niego. Myśl, dziewczyno, złóż zdanie, to nie takie trudne. -Septimus, tak.. - Nigdy nie słyszała, położyła dłoń na bródce zastanawiając się, szukając jakichkolwiek poszlak, nie. Brak. Mimo jej długoletniego szpiegostwa, pudło. Gdzie podziewał się tyle lat? Znała praktycznie każdego wampira w Yokohamie. Wróciła do rozmowy. Albo raczej ukłoniła mu się leciutko, schylając łeb w dół. Te wszystkie, panienko, bądź moim gościem, ogólnie jego styl mówienia.. Nie do końca pasował do dziejszych czasów. Coraz bardziej intrygowała ją jego osoba i napewno nie będzie tego ukrywać, taki już jego los.
Dobrze znała ten wiktoriański styl wnętrz. Stare, klasyczne meble, które służą dobre setki lat, wykonane starannie, a nie obite czymś co przypomina deskę. Przypomniała sobie, swój zamek Patel. Jak tam to było urządzone, dużo zdobień, wzorów, aczkolwiek wnętrze nigdy nie wydawało się być zagracone i tu była sztuka. Nie mogła wszystkiego teraz uchwycić, wszystkie elementy jego salonu zasługiwały na osobną reakcję, osobne emocje, przynajmniej dla niej, miała sentyment do takich miejsc. Wyrwana pytaniem ze swoich myśli, może nawet nieco podskoczyła. Faktycznie, bar sprawiał wrażenie dobrze wyposażonego, ale nie chciała prosić o krew. To nie było w jej stylu, odwróciła się całym ciałem w jego stronę. - Zrób mi kawy, tak, zdecydowanie tego potrzebuję. - Powiedziała, może nieco zmęczona. Zdecydowanie, ucieczka nawet ta emocjonalna od ojca kosztowała ją dużo energii. Kiedy poprosiła o trunek podeszła do kompletu wypoczynkowego. Usiadła grubym tyłkiem na wygodny fotel, dokładnie naprzeciwko Septimusa. Zdjeła z siebie zieloną kurteczkę, zawieszając ją na ramieniu. Skoro już nie byli też na zewnątrz, zdjęła też ciężką maskę, odkładając ją na najbliższy możliwy stolik. Na początku siedziała sztywno, dopiero po kilkunastu sekundach zorientowała się, że prędzej rozboli ją cały kark, jeśli zaraz ta się nie oprze. Więc skoczyła tyłkiem wyżej, oparła się karkiem o miekkie oparcie. Właściwie miała ochotę rozłożyć nogi na stoliku, ale to byłoby nieco niekulturalne, dlatego też zaczepiła się nimi również o fotel, przytulając nieco kolana do siebie. - Cisza, spokój, dobre towarzystwo. Nic więcej mi nie trzeba Septimusie. O reszcie już wiesz. - Dodała spokojnie, niczym ukojona obecną sytuacją. Nawet nie czuła skrępowania swoimi bliznami na twarzy i tak czuła jakby przeszył ją na wylot kilka razy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Wto Paź 04, 2016 4:38 pm

Kawy… Przytaknął lekko zdziwiony. Nie ma problemu. Ruszył w kierunku kuchni szykując porcelanowy imbryk. Mogła poprosić o wszystko… nawet świeżą krew, a mimo to wybrała kawę. Co jest z wami nie tak… westchnął sięgając po naczynie nalewając czarną ciecz do bogato zdobionych filiżanek. Po paru chwilach na stole było już wszystko czego było potrzeba. Smacznego, panienko. Znów umościł się w głębszym fotelu spoglądając na skuloną sylwetkę niziutkiej wampirzycy.

Wydaje mi się, że gdyby nie potrzeba ci było niczego więcej, nie siedzielibyśmy teraz tutaj. Wręcz przeciwnie, wiem niewiele, ale liczę, że ta miła konwersacja przyniesie ze sobą kilka odpowiedzi. Ostatnio byłem nieco nieobecny, co przegapiłem przez ostatnie lata? No to pojechał… każdy ale każdy w tym wieku mógł sprawdzić co w trawie piszczy choćby nie ruszając się o krok sięgając czy to po komputer czy wybitnie nowoczesne urządzenia służące do komunikacji na odległość. Septimus zatrzymał się gdzieś pomiędzy telegrafem a pierwszymi telefonami. Komórki wydawały mu się dziwactwem, ale smartfony były już przesadą. Potrafił obsługiwać komputer… ale nienawidził tego. Technologia cyfrowa dawała ogromne możliwości… które najzwyczajniej w świecie w ogóle go nie pociągały. Śmiech na sali, ale wciąż używał pocztowych… nietoperzy. To dopiero ekstrawagancja, prawda? Oczywiście nikt nigdy nie zwrócił mu uwagi, pewnie nikt by nie śmiał. Niewielu było tych, którzy znali starego wampira. Jeszcze mniej takich, którzy znali go prywatnie, ale nawet krewni nie wiedzieli o nim wiele więcej iż jest typem samotnika i ekscentryka niesamowicie rzadko widywanego w jakimkolwiek towarzystwie. Był wyalienowany i nie widząc go przez lata łatwo było zapomnieć o jego istnieniu… a tu niespodzianka. Jest i miewa się dobrze… Raczej po prostu jest.

Obydwoje wiemy, że cisza i spokój nie są nam dane do osiągnięcia. Nic tego nie zmieni, nie mylę się czyż nie? Zaczął samemu stroniąc od jakiegokolwiek napitku. Wydawałoby się, że ktoś jego postury, ewidentnie wiekowy i nie biegnący z duchem czasu mógł osuszać dziesiątki ludzi tygodniowo, bodaj dla chorej przyjemności, praktycznie rzecz biorąc krew, działająca na inne pijawki niczym narkotyk, była mu wielce obojętna. Lubił jej smak, ale ekscytowanie się posoką nie było w jego stylu. Po prostu krew zwyczajnie mu… nie wystarczała. Wybacz szczerość panienko, nie wiem czy podobają mi się, czy też nie, ale bez maski widać o wiele więcej twego charakteru. Doceniam, że ośmieliłaś się ją zdjąć… z drugiej strony inaczej nie napiłabyś się kawy. A to heca, na jego obliczu, kamiennym jak u marmurowej rzeźby pojawił się uśmiech. Niech tylko nie pomyśli sobie, że jest jak „cebula”. Nie dało się dojść do jego centrum. Wampir potrafił sprawować nad swymi odruchami absolutną kontrolę i dopiero obcując z nim przez dłuższy czas nabywało się przeświadczenia, że jego nieruchome oblicze przybierało mimikę zawsze adekwatną do sytuacji. Nie znaczyło to, że w swej ekspresji wychodził sztucznie czy nienaturalnie. Po prostu wiedziało się, że pod warstwą skóry i mięśni, jego wnętrze jest zawsze takie samo. To potrafiło przerażać gorzej od najwścieklejszych wybuchów agresji. On był ponad to. Nie chcę wtrącać się w nie swoje sprawy, ale ciekawi mnie, czy są dziełem człowieka… czy wampira. Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać – zakończył kulturalnie jak tylko potrafił.

Siedział w swym fotelu nieruchomo, lecz nie sztywno z długimi dłońmi zaciskającymi się na krańcach miękkich  podłokietników. Przypominał skupionego na obserwacji drapieżnego ptaka czekającego na swej gałęzi na jakiś ruch. Jego oczy w zależności od parania światła żarówek wydawały się lśnić złotem, jak gdyby pod źrenicami zatopione były wypolerowane monety. Pomimo tego nie wyglądał nieprzyjaźnie czy złowieszczo… a taki misz-masz powodował u wielu jeżenie się włosów na głowie bez żadnego racjonalnego powodu. Można było wytłumaczyć to najprostszym instynktem, każda ofiara, nawet podświadomie wyczuje drapieżnika. Problem w tym, że to ofiara wybierała sobie pozycję, w której się znajdywała i to widać skrycie bawiło wampira najbardziej… o ile potrafił jeszcze się czymkolwiek bawić.

Czym się zajmujesz panienko? Nie każ mi wierzyć i przemierzasz noce z prętem w dłoni czekając na impuls pozwalający oczyścić swe myśli.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Wto Paź 04, 2016 6:33 pm

Dosłyszała to zdziwienie w jego powtórzeniu. Tak, mogła poprosić o krew. Dlaczego tego nie zrobiła? Czy ja tego już nie tłumaczyłam? To bardzo specyficzna buziuchna. Jeśli czegoś nie zdobędziesz sam - nie zasługujesz na to. Skądkolwiek była importowana ta krew, czyja, jakiego poziomu, nie miało to znaczenia. Miała swoje przekonania , których się mocno trzyma. Poza tym, dalej była człowiekiem w ludzkiej skórze, cały czas, mimo upływu lat, miała w sobie ludzkie zachowania, których najzwyczajniej w świecie nie dało się od tak usunąć czy o nich zapomnieć. Ot co. Kiedy miała już podane, wzięła filiżankę i przytuliła ją drobnymi dłońmi. Zdecydowanie musiała zmienić już ubiór, luźna kurteczka była nieco za lekka. A może to już przyzwyczajenia sprzed trzystu lat? - Dziękuję. - Powiedziała szybko, by od razu wziąć łyk świeżej kawy, która dodawała jej tyle samo wigoru co świeża krew szlachetnych. Trunek bogów.
-Co mogłeś przegapić. Zależy w które czasy się cofamy. Ja na przykład pamiętam, kiedy człowiek pierwszy raz wzbił się w powietrze balonem ogrzewany powietrzem, wtedy kiedy świat miał parcie na żelazo i metal. Tak dokładnie pamiętam. - Zatopiła się w wspomnieniach, żeby po dobrej minucie wrócić do partnera i jednak odpowiedzieć mu na pytanie. - A co do ostatnich lat.. Te.. Telefony dotykowe! - Wyjęła z kieszeni swojego iPhone'a i pomachała ekranem w jego stronę. - Teraz już nie wysyła się gołębi czy innych ptaków. Wiesz, te sms'y, ogólnie komunikacja wskoczyła na o wiele wyższy poziom. Internet, tak internet, znajdziesz wszystko. To jak druga wielka encyklopedia francuska! - Ohoho, cóż za ogrom wiedzy, pamiętasz ze szkoły co to jest, czy ja przypadkiem już wtedy nie byłam wampirem? Zadawała sobie sama pytania, czy ona na prawdę była już taka stara? Co jeszcze.. - Ludzie z roku na rok stają się coraz bardziej zapracowani, wpatrzeni w telefony, dają się wkręcać w uzależnienia jak małe dzieci. Wszyscy udają dorosłych, mimo iż z najłatwiejszymi sprawami nie potrafią sobie poradzić. Narkotyki, alkohol, dziwki, zdrady, to było od zawsze, nie? - Powiedziała jakby smutna tym, że świat zmierza w tą a nie inną stronę. Nie wiedziała czy dokładnie to chciał wiedzieć, ale przynajmniej naświetliła mu to, co w tych czasach ludzie uważają za najważniejsze. Zamknęła się na chwile w sobie, by nieco o tym pomyśleć, biorąc kolejne łyki kawy, jak mogła się spodziewać, ten przerwał jej agonię kolejnym pytaniem. Spojrzała na niego, buziuchnę mając praktycznie w filiżance.
No i faktycznie, znów miał rację, więc tylko warknęła odkładając w połowie pełną.. Albo w połowie pustą filiżankę. Nie odpowiedziała, tylko pokiwała leniwie głową, opierając twarz na dłoni, której zaś łokieć był przycumowany do podłokietnika. Znów wspomniał o masce. I ups, pomylił się, w końcu mogła wytknąć mu jakikolwiek błąd! - Mylisz się. - Zaczęła, jakby rozleniwiona całą rozmową, ale tak nie było, od razu wyprostowała się na fotelu by sięgnąć po maskę. Otwierała się w magiczny sposób. Podeszła z nią do niego i kucnęła przed fotelem, by ten wszystko widział. Kwestię jej twarzy omówią zaraz po prezentacji. - Spójrz. - Nie zakładając jej, tylko wciąż mając ją na dłoniach, kliknęła mały przycisk, który mieścił się przy uchu. Ostre kły zostały na swoim miejscu, to fakt. Aczkolwiek różowe podświetlenie i czarne mocne tworzywo, które było za nim zsunęły się. Zachichotała. - To nie oznacza, że wtedy moja twarz jest bez jakiejkolwiek ochrony. - Dodała, by nabić leciutko palec na jeden ząb maski, jakikolwiek. Najmniejszy ruch sprawił, że po jej białym paluszku, zaczęła płynąć jej czerwona posoka. Koniec prezentacji. Więc wyprostowała się i odkładając maskę na stolik, odchodząc od niego by wrócić na miejsce, zaczęła już mówić. - Naprawdę miłe słowa. Aczkolwiek nie zwróciłeś uwagi, na to, że mogę nie chcieć pokazywać swojego charakteru. Czym by było życie, jeśli wszyscy staliby otworem, przed każdym, pokazując całego siebie. - Tutaj przystanęła i zakręciła się jak baletnica, mając rozłożone ręce. Rozbawiona? Może nawet trochę. - Niczym. - Dokończyła chłodno i usiadła. W końcu taki był zamiar. Wyszło tak jak zawsze. Kto je zrobił? Rozłożyła się wygodnie, siadając po turecku. - Wampir. - Krótko i na temat, po co miała pierdolić o ogromnej miłości.
-Na codzień zajmuję się nauką w Akademii, nieopodal. Oprócz tego.. Organizacja "Black Crown", czasem szpieguję dla informacji. Czasem czyli praktycznie nigdy, ale pieniądze dostaję od swojego podopiecznego Emmanuela. Czasem zabijam na zlecenie, a czasem dla samej frajdy. To chyba.. Wszystko.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sro Paź 05, 2016 5:03 pm

Nie widział pierwszego lotu człowieka balonem z prostych względów – przebywał wtedy na terytorium Królestwa Prus. Ludzie zawsze chcieli latać, godne pochwały, że kiedyś im się udało, niemniej wampiry wiedziały jak zabrać się do sprawy na długo przed śmiertelnikami.

Miałem na myśli ostatnie lata tego miasta
- zaczął precyzować, bowiem nie spędził ostatniego wieku w stanie hibernacji. Dziewczyna chyba uważała go za świeżo wybudzonego z torporu, z drugiej strony to miłe, że chciała przybliżyć mu to i owo. Wydawała się pomocna… choć on widział to raczej przez pryzmat użyteczności. Podle, czyż nie? Jeśli dożyje jego wieku przestanie mu się dziwić… prawdopodobnie, bo niczego nie można było być pewnym. Ludzie z roku na rok pozostają ludźmi… wampiry z roku na rok również – odparł na jej słowa nie poruszając się nawet na milimetr. Tak, pewne rzeczy pozostają niezmienne. Chociaż tyle. – odparł znów obdarzając ja rachitycznym uśmiechem.

Faktycznie prezentacja zrobiła na nim wrażenie. Gadżet posiadał funkcję jakiej by się nie spodziewał. Ciekawe – odparł lakonicznie. Kolejne poglądy młodszej pijawki zmusiły go do refleksji. Więc uważała, że życie bez tajemnic było… niczym. Źrenice wlepione w jej twarz poruszyły się. Być może tak właśnie jest. Skąd mogła wiedzieć, że Septimus skanował umysły osób jak książki. Naprawdę niewiele uchodziło jego uwadze, mimo to często powstrzymywał się nie chcąc badać wszystkich rejonów wspomnień. Może młoda miała wiele racji, nawet on nie chciał by jego egzystencja była opleciona duszącym całunem oczywistości. Im dłużej nad tym myślał, tym przekonywał się co do postawionej przez nią tezy. Kto wie, może dlatego wolał wysłuchiwać opinii innych, nawet jeśli uważał, że w jakiejś części nie są warci poświęcanego im czasu. Nadzieja? A może pragmatyzm? W jego przypadku nic nie było oczywiste.

To, że blizny na jej ciele były efektem zabawy wampira chyba go uspokoiło. Gdyby były dziełem człowieka, byłoby to tylko kolejnym argumentem przemawiającym za tym, że kondycja krwiopijców jest nieznośnie słaba. Nie drążył tego tematu, nie miał w tym żadnego interesu.

Wisienkę na szczycie tortu postanowiła zostawić na koniec, w końcu coś co żywo go zainteresowało. Co to za organizacja? – dopytał zupełnie zwyczajnie, a potem zaczął przewijać temat tajemniczej w tym momencie postaci Emmanuela. Mogę wiedzieć kim jest ten Emmanuel? Zabijasz dla niego? Kiedy poznał już odpowiedzi wyruszył z prostym wnioskiem. Jesteś naprawdę bezwartościowym szpiegiem, skoro dzielisz się z nieznajomym takimi informacjami – tutaj już nie krył swego charakterystycznego poczucia humoru, o dziwo widać jakieś posiadał, choć było bardzo sarkastyczne. Pozwól, że spytam cię o coś panienko… dlaczego mi o tym mówisz? Nie znasz mnie, nie wiesz jak mogę wykorzystać te informacje. Nie uważasz, że to nieroztropne? Oczywiście mogła stwierdzić, że kłamała albo naginała fakty, ale przed nim tajemnice zwyczajnie nie wchodziły w grę. Spojrzał na nią uśmiechając się. Uśmiechał się sam do siebie. Oto siedziała przed nim mała dziewczynka, bezbronna… kuriozalnie niewinna. Tak ją postrzegał. Ilość trupów jakie za sobą zostawiła nawet go nie interesowała. Mogły być ich setki albo tysiące, nie potrafił odnaleźć w niej morderczyni. Czy człowiek wyrzuca sobie zdeptane pająki i zmiecione z hukiem komary? Wszystkie zatłuczone muchy, pluskwy i resztę tych istnień, które nie mają dla niego żadnego znaczenia? Była narzędziem… miało to swe plusy i minusy, zarówno dla niej jak i otoczenia. Septimus nie wiedział jeszcze czy miał chęć to wykorzystywać. Patrzył na nią jak na dziecko, szczere, otwarte… naiwne. Mimo to, nie denerwowała go, była tym kim była, nikogo innego się nie spodziewał. Chciał usłyszeć, co mu odpowie, w międzyczasie zmienił swe ułożenie w fotelu coraz to częściej naprowadzając wzrok w kierunku barku. Może odrobina krwi nie zaszkodzi? Nie wiedział jeszcze czy jest spragniony, ale dla towarzystwa mógłby się czegoś napić. Wbrew pozorom nie był maszyną, po prostu odbierał rzeczy zupełnie inaczej jak większość osób.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sro Paź 05, 2016 5:49 pm

Czuła jakby ktoś siedział w jej głowie i czytał karty jej historii, te uczucie, które często panowało przy niej, kiedy była u boku Riecona. Nawet jeśli nie używał jakiejkolwiek mocy by siedzieć w jej głowie, miała takie wrażenie, był po prostu w jej oczach taką a nie inną osobą i sprawiał takie a nie inne wrażenie. Fakt, zapominała o wielu zasadach jakie panowały w jej życiu przy nim, to źle, bardzo źle. Przystanęła, mrożąc wzrok gdzieś na wprost siebie. Nie wiedziała jak ma się zachować, dopiero gdy ten się odezwał, ocknęła się na chwilę się obracając. Spojrzała na niego zza ramienia i zamknęła oczy na znak, że słucha i że się zgadza. Naiwna? Zapewne, ale działała podświadomie, automatycznie, jakby on nią sterował, czuła się tak bezbronna, przytuliła brzuch rękoma. Westchnęła ciężko i klapneła tyłkiem na miękki fotel. Na chwilę się zamknęła, popijając kawę. Nagle w sekundę wszystko zaczęło ją przytłaczać, a kolejne jego słowa, tylko wyostrzyły to uczucie.
Beznadziejny szpieg. Te słowa uderzyły ją jak grom z jasnego nieba, nagle i przerażająco mocno. Zdenerwowanie? Na pewno nie na niego, na samą siebie. Jej oczy znów zaświeciły się na czerwono, które widziała w czarnej cieczy, trzymając wciąż filiżankę pod twarzą. Nie powinna, ten wiedział o tym bardziej niż ona sama. Najgorsze było to, że zorientowała się o tym wszystkim teraz. W sekundę rozbolała ją głowa. Wszystko wokół pulsowało. Z każdym możliwym kolejnym pulsem, atak nasilał się. Z nerwów stłukła w dłoniach filiżankę, która rozsypała się w drobny mak, rozlewając jeszcze niewielką ilość trunku. Dlaczego ona nadchodzi, odejdź, ja Cię nie chce. Mówiła sama do siebie, może nawet nieco na głos. Złapała się pazurami za głowę, wplatając palce we włosy i zaciskając piąstki. To ta druga, to ta gorsza, ale on nie mógł wiedzieć. Zanim straciła całkowicie swoją normalniejszą wersję wbiła się zębami w nadgarstek, spragniona pijąc swoją krew. Z każdym kolejnym łykiem czerwień znikała, oczy uspokajały się razem z drgawkami. Przeklnęła pod nosem i założyła maskę na siebie. Dlatego nie lubiała jej ściągać, mówiła za dużo, to właśnie ona była symbolem tajemniczości i zamknięciem mordy. Westchnęła głęboko. - Naprawdę przepraszam. - Powiedziała tylko tyle, tylko tyle była w stanie wydusić z siebie po tak dziwacznej sytuacji. Miała wrażenie, że on tam gdzieś w środku śmieje się z niej, musiało to wyglądać zabawnie, chociaż nigdy się nad tym nie zastanawiała. Niska dziewczyna, o diabelskim uśmiechu, psychopatycznym śmiechu i czerwonych oczach, które tak bardzo różniły się od jej niebieskich tęczówek. - Ja.. Ja za dużo powiedziałam. - Dodała, jąkając się na początku zdania. Nie dawała sobie rady z tą drugą "ja". -E.. Emmanuel to burmistrz Yokohamy. - Tyle mogła powiedzieć, w końcu jeszcze festyn trwał, w całym mieście było o tym głośno, żadna przydatna informacja. Na resztę nie miała zamiaru odpowiadać z prostych przyczyn, dlatego też ruszyła dupę z fotela i zaczęła zbierać na dłoń kawałki filiżanki, przynajmniej te które się dało. Naprawdę przepraszam, dodała w myślach, jakby wiedziała, że ten je kontroluje.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sro Paź 05, 2016 10:06 pm

Wszystko w porządku? – zapytał spoglądając na z lekka histeryzującą wampirzycę. Takie znerwicowane nie wróżyło niczego dobrego, ale prawdę mówiąc – tym razem o to nie dbał. Doskonale wiedział, że pakuje się w kłopoty, ale być może nie było tego złego, co nie wyszło by na dobre. Ostatecznie, gdyby przejmował się wytrzymałością psychiki współrozmówców, pewnie dla dobra ich i swojego zarazem lepiej byłoby gdyby jego usta nie opuściło żadne słowo. Był u siebie, chociaż tutaj mógł być sobą. Ten dom ma grube mury, wszystko zostaje między nami. Gdybym chciał czerpał korzyści z każdej zasłyszanej informacji, nigdy nie miałbym czasu dla siebie. Jego suchy ton głosu mógł brzmieć tyleż surowo, co rozbrajająco szczerze. Więc jesteś protegowaną obecnego… burmistrza? Burmistrzowie miasta… powinien kiedyś choćby z zwykłej przyzwoitości przestudiować kto i kiedy rządził tym miastem. Stracił rachubę jakiś czas temu, a prawdę mówiąc nie interesowało go to zbyt mocno. Polityka miała wciąż jeden mankament. Uginała się pod ciężarem złota. Poza tym faktem reszta nie miała znaczenia, jeśli kogoś można kupić, nie ma sensu zawracać sobie tym głowy. Machinacje piętrzyły problemy, kolejne osobistości wznosiły się ponad fale, by runąć na dno… a on dryfował sobie spokojnie z daleka nawet nie tyle obserwując te cyrki, co po prostu egzystując pomiędzy nimi. Podobno od polityki nie ma ucieczki… a to psikus, jemu się jakoś to udawało.

Nie masz powodu do obaw panienko, gdybym chciał wyrządzić ci krzywdę, wiedziałabyś o tym. Ten dom to azyl dla dzieci nocy, które trafiają tu w pokojowych zamiarach, nic innego nie ma tu znaczenia.  – starał się zapewnić ją o niepisanym prawie panującym w jego domostwie. Taka też zresztą była prawda. Nie musiał nikogo zwabiać do siebie by oddawać się wszelkim przyjemnościom wampirzego życia. W zasadzie wszystko czego potrzebował, miał już od dawna w zasięgu swych rąk.

To chyba nie najgorzej prawda? Burmistrz, to dla niektórych ważna persona. Jest wampirem? Wolał się dowiedzieć, pewnie cały świat miejscowych spokrewnionych udzieliłby mu informacji od ręki, ale korzystając z obecności gościa, wstydem byłoby nie spytać jej o to osobiście.

Wracając do niecodziennego zachowania Cocoro – Panienka uskarża się na jakąś kondycję? Trauma? Uszkodzenie? Może mogę zrobić coś by panience pomóc… dość już wycierpieliśmy. Daję panience słowo, widziałem więcej cierpienia niż wielu by zniosło, nie ma powodu, dla którego ta tendencja powinna być kontynuowana. Mówił dość rzeczowo, prawdę mówiąc wiedział co mówi. Historia nie oszczędzała wampirów i ich dziedzictwa. Obecne czasy, choć ponure wydawały się wręcz oazą spokoju w porównaniu do mrocznych wieków. Ciężko powiedzieć, czy wampiry z biegiem lat się cywilizowały, może po prostu wraz z postępem, metody ich działania nie musiały zaczynać się i kończyć na rozlewie krwi.

Nie kłopocz się tym, to tylko porcelana, wiem, że niektórzy bardzo przywiązują się do wszelkiego rodzaju pamiątek, antyków i całego tego bagażu, który przypomina im kim są. Uwierz mi, moje istnienie nie stanie się bardziej puste z powodu stłuczonego kawałka mieszaniny gliny i kwarcu – Septimus się uśmiechnął. Choć jego beznamiętny ton nie należał pewnie do najbardziej oczekiwanych, jednak w tego typu sytuacjach zdawał się być źródłem krzepiącego spokoju. Jak było wspomniane, wyprowadzenie go z równowagi było naprawdę ciężkim zadaniem. Naprawdę, nic się nie stało – nie wiedział jak ją przekonać, z drugiej strony nie postawił sobie tego za punkt honoru,  kultura kulturą, ale nadskakiwanie gościom nie leżało w jego naturze. Zrobił tyle ile jego zdaniem wystarczyło.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Czw Paź 06, 2016 3:00 pm

Teraz zdecydowanie będzie olewać 90% jego pytań, przez jego własną głupotę, w sumie jej też. - Nie nazwałabym tego w sumie protegowaniem. Rzadko się z nim widuję, nie robi nic by mnie chronić. - Powiedziała, zawsze, ale to zawsze musiała sobie radzić sama. Nikt jej nie uczył jak być wampirem, jak polować, jak żyć, jak korzystać z mocy. Nagle wyrwana z codziennej rutyny, miała żyć inaczej, szybko, bez zastanowień. - Nikt mnie nigdy nie chronił. Ani ojciec. Ani burmistrz. - Dodała, dla ciekawostki. - Przeżyłam wiele, ale i tak myślisz, że jestem słabym wampirem. - Jakby czytała mu w myślach? Nie tym razem, dziewczyna sama się po prostu za taką uważała, więc nic dziwnego, że inni mogliby odczuwać to samo. Cała pewność siebie budowana przez lata pękła niczym bańka mydlana.
Tu nie chodzi o krzywdę, powiedziała sama do siebie. Tu chodzi o to, że właśnie w sposób doszczętny powiedział o jej marnym szpiegostwie. Gość ją naprawdę czasem irytował. Irytowała ją ta cała prawda o której cały czas mówił. Denerwowało ją to, że chodził po jej głowie i dalej męczył pytaniami. To było bezsensu. Nie odpowiedziała mu, a kawałki szkła położyła na stoliku. Przynajmniej tyle ile było widoczne dla oka. Reszte pozbierają domownicy, którzy chodzili sobie po bosoku. Usiadła na wcześniej nagrzanym przez nią fotelu i zaczęła układać porcelanę niczym puzzle. Nic dziwnego, że mało co było zaokrąglonych elementów. Filiżaneczka roztłukła się ne dziesiątki malutkich kawalątek. Ale to nie był problem dla wampira dostrzec najmniejsze szczegóły, poza tym zawsze była w tym dobra. Wampirem? - Tak. - Krótko i na temat. Bawiąc się malutkimi częściami, usłyszała pytanie o jej schorzeniu. Cały czas nie patrząc w jego stronę, odpowiedziała. - To nie jest żadne uszkodzenie. - Zaczęła chłodno. - To nie jest też cierpienie. - Dalej była zapatrzona w swoje własne puzzle. - Cierpienie jest wtedy, kiedy ona zaczyna działać. - Spokojnie, jak gdyby to była codzienność, nie chciała jej obudzić. - Charakteru nie da się zmienić, przykro mi, Septimusie. - Dodała, zerkając na niego spode łba. Działo się tak właściwie od niedawna, od kiedy jej umysł został nieco zniszczony przez zachowanie jej kochanka. Zaczęła się do niego upodabniać i jak on, miała dwie jaźnie, swoją, tą gorszą, kontrolowała znacznie lepiej, niż on.
-Nie martwię się Twoim istnieniem, tylko tym, ile właśnie pieniędzy poszło w bagno. - Powiedziała, beznamiętnie, będąc przy samym końcu swojej zabawy. Mimo jej przeprosin w myślach, które normalny wampir by nigdy nie dostrzegł.. On to zrobił. Czyli tak jak myślała, siedział w jej głowie i nawet się z tym nie krył. Dokładając ostatni kawalątek, wyprostowała się na fotelu. - Po co pytasz mnie o te wszystkie rzeczy, skoro szybciej dowiedziałbyś się sam? - Oparła rękę na podłokietniku, znów przyjmując pozę "mam wyjebane". - Czuję się naga, będąc w ubraniu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Czw Paź 06, 2016 4:38 pm

Więc burmistrz był wampirem, w dodatku wydawał się mieć głowę na karku, skoro nie żył z nią w specjalnie zażyłej komitywie. Może był wart poznania, może nie, tak czy inaczej wiedział wszystko co powinien w tej kwestii, wiele więcej go teraz nie interesowało. Wspomniała też o swoim ojcu, do tego tematu może kiedyś dojdą.

Kolejne stwierdzenie go rozbawiło. Bo jesteś. Nie ważne co przeszłaś, ważne co te wydarzenia z tobą uczyniły, w innym przypadku zapewne byśmy nie rozmawiali. W głowie wampira zrodziły się nuty dawno zapomnianej melodii.

…Wicher wieje,
wicher słabe drzewa łamie, hej,
wicher wieje,
wicher silne drzewa głaszcze, hej.
Najważniejsze to być silnym,
wicher silne drzewa głaszcze, hej…

Co chyba najbardziej ciekawe – wampir ani razu od momentu jej poznania nie musiał odwoływać się do swojej mocy czytania w umyśle. Czytał z niej jak z otwartej kartki polegając tylko na instynkcie, doświadczeniu i umiejętności obserwacji. Gdyby było inaczej po co zadawałby jej pytania? Dla zachowania pozorów? Cocoro nie znała go na tyle dobrze by wiedzieć, że wampir potrafi być tak samo chłodny jak i bezpośredni. Nie musiał nikomu się podlizywać, nie musiał o nic prosić i o cokolwiek zabiegać. To właśnie czyniło go silnym. Panowanie nad sytuacją zawsze miał w krwi, jeśli ją tracił – umiejętnie improwizował. Jeśli trzeba było przyznać się do błędu – przyznawał, ale chyba nie musiał tłumaczyć się z czegokolwiek innemu wampirowi. To był jego wielki problem, ale i wielka zaleta. Mógł wszystko i nic nie musiał. Choć na taką wolność mógł sobie pozwolić, choćby tu, na tym małym skrawku lądu rzuconego pośród świata należącego teraz do śmiertelników. Jego mała enklawa, mały raj.

Czyli jednak cierpiała na jakąś mentalną przypadłość. Nic nadzwyczajnego, wampiry zdawały się być na to wyjątkowo podatne. Nie można mieć równo pod sufitem wiedząc, że donikąd nie trzeba się śpieszyć i na wszystko ma się czas. Zapracowany umysł skupiony jest na przetrwaniu, kiedy to jest zagwarantowane z góry, budzą się demony. Ba… on sam posiadał wiele symptomów kwalifikujących go do określanych przez medycynę przypadków zaburzeń czy też chorób. Taka specyfika, im dalej w las, tym ciemniej, a im ciemniej… tym straszniej. Od szaleństwa nie było ucieczki.

To twoje zdanie panienko, rozumiem twój punkt widzenia, ale nie każ mi go podzielać. Charakter? Nawet ciało uginało się pod jarzmem woli, co dopiero coś tak wątłego jak charakter? Problem w tym, że praca nad charakterem jest żmudna, trudna i wymaga ogromnej cierpliwości. Wszystko na świecie jest zmienne… gdyby było inaczej, a światem rządziłoby przeznaczenie, nic nie miałoby sensu. Trzeba było tylko wyjść z swej bezpiecznej bańki komfortu i wyruszyć w podróż w nieznane. Oczywiście to wymagało wysiłku, a lepiej jest siedzieć i wzdychać nad swym marnym losem. Właśnie to odróżniało go od reszty – wiedział czego chciał, wiedział jak to osiągnąć i nie było siły, która mogłaby mu w tym przeszkodzić. To jest właśnie siła charakteru. Siła, którą musiał wyrobić w sobie jak każdy inny, śmiertelnik czy wampir.

Pieniądze są i ich nie ma, przychodzą i odchodzą, ich wartość nie ma znaczenia, w ogólnym rozrachunku są tylko odpowiednio spreparowanym stopem metali, farbowaną celulozą, albo zerami i jedynkami gdzieś w cyberprzestrzeni. Nie ma niczego mniej trwałego jak pieniądz. Ten kto opiera na nim podstawę swej władzy, prędzej czy później będzie musiał liczyć się z klęską. Osobliwy pogląd, podobno kupić można było wszystko, a w niektórych przypadkach także każdego. Liczyła się tylko cena. Cena jaką Septimus poświęcił w swoim życiu i poświęci w przyszłości by dogonić marzenia, nie była możliwa do wyceny przez wszystkie banki świata. Ile razy musiał salwować się ucieczką tracąc wszystkie z zarobionych funduszy? Ile siedzib zostało zrównanych z ziemią? Ile przelanej krwi bliższych i dalszych, w której musiał brodzić, aby móc dalej żyć. Bywał nędzarzem a mimo to zawsze potrafił odbić od losu swą należność. Wiedział, że tak po prostu będzie, bez względu na to co przynosiła przyszłość. Ostatecznie nie musiał liczyć lat.

Ponieważ, jak to stwierdziłaś wcześniej – jeśli wszyscy byliby jak otwarte księgi, nawet najwspanialsza egzystencja byłaby prawdziwie bezcelowa. Nie wszystko co przychodzi łatwo cieszy tak samo, jak możliwość zapracowania sobie na nagrodę. Krótkie ścieżki rozleniwiają, osłabiają a w efekcie dokonują w regresu w naszym rozwoju. Czy czułabyś się dobrze wiedząc, że śledzę każdy twój najdrobniejszy ruch? Nie sądzę… Pomyśl ile osób wykorzystałoby tą sposobność na swą korzyść, użyłoby cię bez cienia skrupułu jak szmacianą lalkę w niekończącej się grze cieni… Kiedy opowiadasz mi o sobie widzę słabego, młodego wampira, błądzącego w paśmie przeszłości i teraźniejszości nie wiedzącego co dokładnie przyniesie los. Niemniej, pomimo tego jestem w stanie dostrzec w tobie iskrę nadziei, którą inni zdeptaliby przy pierwszej okazji. Mógłbym cię zabić, zniewolić, okłamać, a nie robię tego nie z litości, nie z wyrachowania, ale beznadziejnej wiary iż każdy wampir, przynajmniej raz zasługuje na wskazanie właściwej ścieżki. Nie jesteś bezużyteczna i bezwartościowa… twoje problemy kryją się tylko tam – wskazał na jej kruchą czaszkę. No proszę, właśnie o tym była mowa – Septimus potrafił powiedzieć komuś prosto w twarz co myśli i nie musiał przejmować się konsekwencjami. Wiedział, że zniesie wszystko, był gotowy na każdą reakcję. Co zrobi teraz Cocoro? Przeklnie go za ten protekcjonalizm, czy może dostrzeże prawdziwy sens wypowiedzi wampira? Spojrzał na nią kolejny raz, nie z wyższością, lecz absurdalnie niezrozumiałą troską.

…Wicher wieje,
wicher słabe drzewa łamie, hej,
wicher wieje,
wicher silne drzewa głaszcze, hej.
Najważniejsze to być silnym,
wicher silne drzewa głaszcze, hej…


Wszyscy jesteśmy nadzy przed oczami stwórcy… Dopóki nie staniemy się nim sami dla siebie, nigdy nie pozbędziemy się strachu, wstydu i nie zyskamy nad niczym kontroli.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 11:00 am

Westchnęła ciężko, kiedy rozbawiło go, kolejne jej słowa. Miała ochotę wyjść i więcej się tutaj nie pokazywać, ze wstydu, nienawidziła, kiedy ktoś odbierał jej przemyślenia jako zabawę. Była to najgorsza kara dla osób z takim charakterem jak ona. - Ciekawe co jesteś w stanie zrobić z tak przecież słabym i młodym wampirem, który nie wie gdzie jego miejsce? Może zrobisz mi jakieś pogawędki psychologiczne, na temat zachowania? Ankiety, testy.. Proszę pokaż mi to słynne krzesło, na którym się leży i rozmawia z człowiekiem po kilku latach studiów, który myśli, że może mi pomóc? - Czyżby się zirytowała? Zaciśnięte małe piąstki, spoglądanie gdzieś na swoje dłonie i stopy niż prosto na niego. Czy to miała być ta wielka siła, którą dypsonowała, a może tylko tak jej się zdawało? Cynthia przekonana, że jest w stanie podjąć się każdego wyzwania, ugina się pod ciężarem zwykłej prawdy? Już sama nie wiedziała, co uderza ją bardziej, jego bezpośredniość czy to, że miał cholerną rację.
Po co w ogóle sie interesował tą drugą Coco? Która nawet nie zasługuje na imię? Mogłaby nazwać samą siebie, ale ile to by miało sensu? Nie rozumiała go, a tym bardziej siebie, nie rozumiała swoich myśli. Z każdym jego słowem cofała się od tej całej rozmowy, jakby nie czuła, że to ona. Jakby stała tylko gdzieś obok, jak osoba trzecia, wsłuchująca się w rozmowę dwóch wampirów. - Nawet jakbym Ci kazała, nie posłuchałbyś. Po co więc, ta głupia gadka? - Coś czuła, że oberwie się jej za tą nerwowość i bezpośredniość. I tak był gorszy, można mówić prawdę w nerwach, ale jak ktoś mówi prawdę w spokoju, która uderza w głowę, niczym głuchy i pusty dźwięk gonga, położonego kilka milimetrów od ucha, jest jeszcze gorszy w te klocki niż jej się mogło zdawać. Dalej nie umiała zrozumieć jak on mógłby jej pomóc, jakby była ślepa, jakby nie umiała sobie tego wyobrazić. Zmiana charakteru? Dla niej niemożliwa, już nie. Raz się jej udało, ale najwyraźniej nie do końca, mimo swojej warstwy ironi i agresji dalej w sercu była małą, zagubioną dziewczynką, która nie umiała odnaleźć się w tak wielkim świecie, jak niby miałby do niej dotrzeć. Pytanie za pytaniem, niewiedza, która przytłaczała ją coraz bardziej, prowadziła do niewielkiego bólu głowy, który nie chciał odejść, agresja przerodziła się w bezradność. Nie umiała znaleźć ujścia swojej złości, pomocy.
-Tak, tak, rozumiem, ale nie każ mi podzielać twojego poglądu. - Teraz jeszcze się drażniła, powtarzając jego własne słowa? Była nie do zniesienia, mała irytująca istota, dzielił ich stolik, którego zaraz mogło nie być, każdego cierpliwość napewno się gdzieś kończy, chciała znać tę granicę. Jej humorek zmieniał się jak w kalejdoskopie, nic nie było przy niej pewne, mimo, że była w jego posiadłości, nie zachowywała się w danym momencie jak gość, chciała konkretów, gdzie one są, zamiast tego, dostaje wiecznie jakieś lanie wody, gadkę, której i tak nie zrozumiała, będzie jeszcze żałować swoich słów, swoich myśli, bowiem on wiedział wszystko.
-Beznadziejna wiara.. Lubię i szanuję szczerość, ale mógłbyś się czasem pohamować ze swoim bezpośrednim gadaniem, bo spuszczę Ci łomot w dupe i pręta w oko proroka. - Zachichotała, co tu się odpierdala, słowa, które ktoś odebrałby negatywnie, ona odebrała na poważnie, obracając to w żart, mimo że przed sekundą była śmiertelnie wkurwiona i obrażona. Chwilkę się pośmiała znó sama ze swojego żartu, by potem otrzeć łzy z oczek i spojrzeć na niego, bo znów.. Zaczął coś gadać.
-Dobra, dobra, przejdźmy już do rzeczy. - Doskonale wiedział o co chodzi.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 12:10 pm

Miała niewyparzony jęzor, nie potrafiła się zachować i nie zważała do kogo i jak mówi. Rozszalała jak pies, bezmyślna furia tłumiona w środku jak wrząca ciecz zamknięta w ścianach naczynia. Nikt nie kazał być jej mądrzejszą, nikt nie kazał być jej kimś innym jak jest. Każdy ma swoją rolę do odegrania, nie ma istot niepotrzebnych.

Zważ na słowa panienko, pamiętaj, że pomimo mej ogłady i gościnności nadal znajdujesz się w moim domu. Nie godzi się obrażać gospodarza  w jego własnej domenie… choć skąd możesz o tym w ogóle wiedzieć. Tworzą was… bezmyślne kukły nie znające nawet cienia swego dziedzictwa. Chowają was na słabych, ponieważ są słabi. Tworzą was uległych, bowiem sami nie posiadają w sobie władzy. Tworzą was chorych, bowiem sami trawieni są chorobami lenistwa, próżności  i ignorancji. Te czasy się kończą, drogie dziecko. Daję ci wolny wybór, drogę oświecenia lub zguby, to od ciebie zależeć będzie którą ścieżką podążysz.

Wampir uśmiechnął się szerzej, rozciągając wciąż przymknięte usta. Nie zabrałem cię tu by rozmawiać o słuszności twoich racji czy sposobie zachowania. Nie zamierzam do niczego cię przekonywać. Odebrano ci wolność, chcę tylko zwrócić ci to, co zawłaszczył świat, choćby miała to być tylko mała cząstka swobody. Nie mam zamiaru przekonywać cię do swoich racji, ani leczyć z słabości twego umysłu. Uważam, że każdy musi zmierzyć się z swymi demonami osobiście. Los zechciał byś dołączyła do grona tych, którzy nie muszą obawiać się czasu, nie dał ci jednak ciała, które wytrzymałoby tak długą wędrówkę. Twój kręgosłup dźwiga głowę pełną wątpliwości, twoje dłonie nie są w stanie zmieść problemów sprzed twoich stóp. Dam ci wędkę panienko, to jak ją wykorzystasz, zależeć będzie już tylko od ciebie. Jedyne czego oczekują w zamian to lojalność. Nie każę ci poić mnie krwią, nie każę ci zabijać w swoim imieniu, nie każę ci składać mi ofiar i daniny, nie każę ci być moim sługą. Kiedy jednak nadejdzie czas próby, będziesz pamiętać kto podał ci dłoń, nie wyrządzisz mi krzywd, nie sprzeciwisz się mojej woli i nie wystąpisz przeciwko mnie, nie staniesz na mojej drodze, tak jak dziecko nie powinno występować przeciwko swym rodzicom. Jeśli tak uczynisz, zginiesz bez prawa do łaski. Jesteś w stanie zapłacić taką cenę panienko?  Jego złote gadzie spojrzenie nie spuszczało jej z oczu. Czekał na odpowiedź wampirzycy w kompletnej ciszy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 2:20 pm

-Powinieneś też znać cenę, tego, że dałeś mi wejść do swego domu. - Zaczęła, jak gdyby według niej było to właściwie zachowanie, nie, wiedziała, że nie było, ale cóż. Jej nie dało się wytłumaczyć prostymi słowami, żaden wampir nawet po wieloletnich studiach, nie mógł tego zobrazować. - Gdzie prowadzi droga oświecenia i dlaczego mam wrażenie, że spotkam na niej jeszcze więcej nieszczęść, niż dotychczas. Dlaczego mam też wrażenie, że meta będzie cudownym ujściem mych wszystkich zmartwień. Powiedz mi jak jest naprawdę, powiedz do czego to wszystko doprowadzi. - Od kiedy ona mówiła w taki sposób? Od kiedy ona prosiła się kogokolwiek o cokolwiek. Ten wampir był dla niej jedną wielką zagadką, którą chciała rozwiązać, zatopić się w niej i nigdy nie wyjść, co tak bardzo ją do niego ciągnęło, co on mógł jej dać, a nie kto inny, dlaczego on jest taki pewny siebie. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi, nic nie było pewne, na pewno nie Coco teraz, nie wiedziała co ma już o tym wszystkim myśleć.
Wsłuchała się w jego kolejny monolog. Lojalność? Dalej nie wiedziała, co ten może zrobić. Ale znów mówił prawdę, nie miała ciała, by być wampirem, głowa pełna wątpliwości i pytań, problemy, których nie umiała znieść, to wszystko była prawda i nawet, co dziwne, przytakiwała mu na każde słowo o niej, mimo iż ciężko było wbić sobie do tego głupiego łba, że to prawda. Naświetlił jej w końcu co jest z nią nie tak i gdzie jest to co trzeba zmienić. Problemem nie było to jak postrzegali ją inni, problemem było to, jak ona postrzegała sama siebie.
Chwila namysłu, nie miała nic właściwie do stracenia, a płakać mogę jedynie dwie może trzy osoby. Zanim wstanęła, wyciągnęła swój telefon z kurtki i spojrzała jeszcze raz na kontakt jej przyszywanego brata. Napisała sms'a i cóż. Za szybko zablokowała ekran, wiadomość przeszła w wersję roboczą, nie było to teraz ważne, ale dostanie po dupie, jak wróci. O ile. Skąd tyle zaufania do tego faceta, Coco, spytała samą siebie gdy spojrzała w jego złote, gadziowate oczy. Stanęła ciężko na nogi, wzięła do dłoni pręt, by uklęknąć przy nim. Poniżenie, które kiedyś było nie do przeżycia, teraz wzbudzało w niej dumę, że była w ogóle w stanie. Położyła cichutko pręt koło swojej nóżki. Spojrzała na niego, prosto w oczy by chwilkę później położyć zamkniętą dłoń na sercu. - Czekam z niecierpliwością na czas w którym stanę przed obliczem próby lojalności, by pokazać jak bardzo zasługuję na Twoje zaufanie, Septimusie. - Zaczęła ze spokojem, wbijając swój niebieski wzrok, w jego złote, nienaturalne tęczówki. - Będę pamiętać kto podał mi dłoń, nie wyrządzę Ci nigdy krzywdy, nie będę występować przeciwko Tobie, niczym dziecko swoim rodzicom. - Powtórzyła ceremonialnie, jako na znak podpisanego paktu.

Jestem w stanie stawić na szali swoje życie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 3:47 pm

Uwierz mi drogie dziecko… nikt tak dobrze jak ja nie zna ceny jaką za to zapłacę. Enigmatyczna odpowiedź kolejny raz przerodziła się w niepokojącą ciszę. Pytanie Cocoro sprowadziło na jego oblicze wątły uśmiech.

Masz rację - spotkasz nieszczęścia, ból, krew i śmierć. Nie ma to znaczenia tak długo, jak długo historia pisana jest przez zwycięzców. Ofiaruję ci, wolność, siłę i spokój. Ofiaruję ci przetrwanie… życie, miejsce przy stole wygranych.

Spojrzał jak klęka. Przed oczami stanęły mu odległe wydarzenia. Czasy, których echo nawet dziś wydawało się słabnąć w drodze ku zapomnieniu. Hołdy, przysięgi, pakty. Septimus znał tylko jeden rodzaj rodzaj obietnicy, którą znały wszystkie organizmy na planecie. Krąg życia i śmierci. Jego ślepia błyszczały złotym blaskiem gwiazdy, kulki źrenic, teraz długie, pionowe szpary rozwarły się odbijając w przepastnych ślepiach twarz wampirzycy.

Wyciągnął rękę by zdjąć maskę z jej twarzy. Klamra puściła, odłożył więc kolorowy gadżet na stoliku, drugą dłoń kładąc na podbródku dziewczyny. Powstań. Nim ostatnia głoska zdążyła wybrzmieć, jego palce już znajdowały się pod skórą niebieskowłosej. Opuszki opierały się na kościach jej żuchwy gładząc twardą fakturę kości. Naczynia krwionośne, nerwy, mięśnie i ścięgna uciekały przed jego dotykiem. Receptory tak czułe i wrażliwe pozostawały uśpione nie zadręczając mózgu żadnym sygnałem. Ciekawe czy zdawała sobie sprawę, że dotyka teraz jej nagiego szkieletu. Ślepia pożerające każdą mijającą sekundę jak bezdenna studnia, wbite teraz w spojrzenie jej własnych oczu niby dwa oślepiające słońca zaglądające wgłąb jej duszy nie drgnęły nawet o milimetr kiedy wznosił ją z klęczek. Zabrał dłoń wysuwając palce z jej ciała bez najmniejszego uszczerbku. Na jego twarzy pojawił się złowrogi budzący dreszcz uśmiech obnażonych kłów. W tym wzroku kryło się coś prawdziwie nieludzkiego. Jeśli wcześniej jego pewność siebie wydawała się być napompowana do granic możliwości, teraz wydawał się promieniować nią bez żadnych granic - realnych i wyimaginowanych. Poczuł dreszcz poruszający najdrobniejszymi włoskami pokrywającymi jego sylwetkę, jego spojrzenie zdawało się płonąć żywym ogniem. Złote tarcze szalejącego żywiołu zmieniały pigment kojarzący się wręcz z płynnym metalem. Ujął jej dziewczęcą buzię w dłonie, kciukami przeciągając po bliznach szpecących policzki. Skóra naciągnęła się pod wpływem tego nacisku a palce starły szramy jak warstwę makijażu zostawiając za sobą gładką, zdrową cerę. Teraz, w tej chwili, była jak woskowa lalka formowana w rękach artysty każdym pociągnięciem dłoni posłusznie wykonujących jego wolę.

Patrzył jak jej drobne usta rozwierają się ukazując perłowe zęby, gdy skóra odzyskiwała dawną, nieskazitelną powierzchnię. Co mogła czuć dziewczyna rzucona w objęcia diabła? Jego dotyk był pewny, a jednak delikatny jak muśnięcie drogiego jedwabiu. Precyzja z jaką postępował dorównywała wrażliwości z jaką odbudowywał jej dawny urok. W końcu zabrał palce, a w jego spojrzeniu odbijał się lustrzany widok pięknej twarzy wampirzycy. Nie była to tania iluzja, wymyślna magiczna sztuczka -Cynthia rodziła się na nowo.

Ujął jej dłoń ściskając z gracją i prowadząc w kierunku barku. Milczał, choć jego twarz zdradzała hipnotyzującą pasję wypełniającą każdą komórkę wampira. Jego palec, zakończony ostrym jak skalpel pazurem rozciął koszulkę od strony obojczyka aż po samą dolną krawędź. Pruty materiał zsunął się z ramion wraz z kurtką i stanikiem na ziemię. Stała przed nim półnaga. On zaś ze spokojem otworzył drzwiczki barku. Przekręcając do oporu kurki pompujące krew. Posoka tryskała wściekle między szkłem, ten jednak nie wydawał się tym przejmować. Zanurzył w niej dłoń, by jak nigdy nic… odciągnąć ramię w dal z przyklejoną do wnętrza szkarłatną cieczą zdającą się wypełniać jego wolę w najmniejszej nawet części. Pionowy, bulgoczący słup krwi rozdzielił się pomiędzy palcami jak spirala tańcząc na płaskiej dłoni podobnie do statuetek zamkniętych w pozytywce. Bez słowa skierował krew na klatkę piersiową Cocoro pozwalając by ta opływała jej półnagie ciało ciepłą, płynną warstwą. Wsiąkała w bieliznę i spodnie, opływała uda i łyski zalewając buty. Nie trzeba było czekać by reszta ubrania po prostu spłynęła z sylwetki dziewczyny. Była kompletnie naga, lecz w spojrzeniu Septimusa nie było widać charakterystycznego błysku żądzy. Było w nim coś więcej… niepowstrzymana moc upajająca darem kreacji lepiej od wszystkiego co było mu znane.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 4:27 pm

-Miejsce przy stole wygranych.. - Powtórzyła jego słowa, jak już była na klęczkach. Oczekiwała tego od niego, ślepo wierząc jego gadce. Nawet przyzwyczaiła się już do jego wierszowanych wypowiedzi, nawet jeśli takie nie były, czuła się jakby nie mówili językiem nowożytnym, tylko takim wyciągniętym zza światów, z piekła czy też nieba.
Nie sprzeciwiła się odpięciu maski, odrzuceniu jej na bok. Skąd w niej tyle ślepego zaufania, dlaczego myślała, że ten może jej pomóc, skoro dalej nie wytłumaczył jej tak, co się stało z tym niedowiarkiem. Ze spokojem, pół przymkniętymi, niebieskimi oczkami, spoglądała na to co robi. Kiedy położył palce na jej podbródku, przykmnęła na chwilę oczy, by już ruszyć nogi, by wstać.. Ale, ale on sam ją podnosił, w najdziwniejszy na świecie sposób. Nie mogła tego widzieć, ale mogła to poczuć. Otworzyła nagle oczy, wpatrując się w jego płonące złote tęczówki. Widziała tą pasję, która malowała się w jego oczach, niezwyciężoną pewność siebie. Dlaczego czuła się tak dziwnie, tak naga przed nim. Położyła dłoń, na jego, jak jeszcze był w środku niej. Dlaczego czuła się jednością, gdzie jego palce, tyle pytań, znów bez odpowiedzi. Posłusznie wstawała z jego ruchem dłoni, której właściwie nie było, nie wierzyła własnym zmysłom, teraz już wiedziała, że nie było odwrotu. Czym on do cholery był, nigdy nie widziała, żeby ktoś bez bólu przebił się przez czyjąś skórę, może to nie było to. Mętlik w głowie, nie pozwalał na nic innego, niż na wykonywanie jego poleceń. Cofnęła dłoń, kiedy ten również. Jej oczy ani drgnęły, ani nie spojrzały na jego dłonie, na jej policzkach, cały czas wpatrywała się w jego, nie potrafiąc zauważyć nawet najmniejszej różnicy, jakby od kilkudziesięciu sekund po prostu się zamroził. Nie mogła wiedzieć, że to kwestia usunięcia jej blizn, o tym dopiero przekonała się, kiedy ten ujął jej dłoń i ruszyli w stronę barku. Wtedy wolną dłonią przejechała po policzkach. Co tu się do cholery.. Nawet nie była w stanie nic z siebie wydusić. Jakby coś całkowicie usunęło jej struny głosowe. Nawet nie sprzeciwiała się kiedy ten obnażał ją, przerywając czarny materiał jej koszulki i stanika. Rozszerzonymi źrenicami tylko wpatrywała się w jego oczy, jak gdyby to była dla niej codzienność, jak gdyby i tak przyzwyczaiła się do bycia przed nim nagą. Bo tak się czuła, od samego wejścia tutaj, monitorowana, obnażana słowami, mimo, że nie było tu ani kszty żądzy i erotyczności. Odprowadziła go wzrokiem, kiedy ruszył do barku otwierając drzwiczki.. Do kranu z krwią? Przynajmniej tak to wyglądało. Ale co się właściwie działo, nigdy nie widziala nic podobnego, jakby panował nad cieczą, nic nie było wytłumaczalne. Przełknęła tylko głośno slinę wpatrując się w jego ramię, które kontrolowało krew. Cudowny zapach posoki uderzył w głodną wampirzycę. Miała wrażenie, że od uderzenia krwi, która została skierowana na nią odleci odbijając się od ścian. Najwyraźniej nic bardziej mylnego. Posoka otuliła jej ciało, niczym najprzyjemniejsza kołderka dla niemowlaka. Przymknęła tylko oczy, odchylając głowę do tyłu. Nie poczuła braku reszty ubrań. Wyciągnęła również dłonie do góry, by spojrzeć co się dzieje, czuła się jak w bajce. Jak w domu, była szczęsliwa i beztrosko się uśmiechała, mimo, że jeszcze przed chwilą była zdezorientowana całą sytuacją. Dlaczego czuła się tak komfortowo jak była całkowicie obnażona? Dlaczego czuła się, jakby łączyło ją z nim więcej, niż z Jej ojcem? Wróciła spojrzeniem na niego. - Co się właściwie teraz stanie? Co to ma na celu? - I czemu miała wrażenie, że on jej nie odpowie. Dlaczego patrzał na nią jak na dzieło sztuki. Jak na dziecko, które właśnie ubrało się w cudowne ciuszki. Dlaczego nie była skrępowana jego wzrokiem? Co się do cholery dzieje, powtarzała cały czas w myślach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 5:50 pm

Pasma krwi wirowały dookoła jej ciała sunąc po jej skórze jak węża opływające nagie ciało od stóp, niemal po samą szyję. Dotyk ciepłej i świeżej cieczy obmywał ją, lecz cel tego zabiegu miał się dopiero ujawnić. Pytanie dziewczyny spotkało się jednak z odpowiedzią. Śmierć… i zmartwychwstanie – odparł z rozbrajającą szczerością. Teatralnym gestem rozciął wnętrze swej dłoni wpuszczając swoją krew do tego dziwacznego tańca. Wolne ramię ujęło jej szyję kiedy fala posoki dosłownie wdarła się do jej otwartych ust. To z pewnością nie należało do przyjemnych odczuć, strumień krwi jak masywne cielsko gada wchodziło przez przełyk lokując się w żołądku wampirzycy napełniając go jak balon. Szkarłatnej cieczy było tak wiele, że wyciekała nosem wampirzycy, kanalikami, którymi wypływały łzy, uszami, białka jej oczu stały się wręcz karminowe od nadmiaru krwi w organizmie. Nie mogła jej tyle pomieścić, to było oczywiste. Pierwsze fale drgawek przeszły przez jej sylwetkę, ale wampira nic to nie obchodziło. Wraz z transportem krwi, do jej organizmu wtłaczana była również morfina. Jeszcze chwila i będzie jej absolutnie wszystko jedno. Śpij drogie dziecko… czeka nas wiele pracy – powiedział do półprzytomnej pijawki po czym wziął ją w ramiona przenosząc na sofę.

Takie zadania wymagały wiele skupienia i jeszcze więcej cierpliwości, powoli więc wsączał się do jej organizmu zmuszając komórki jej ciała do jak najszybszego podziału. Cocoro puchła ponad miarę, on zaś odkładał w niej tyle tłuszczu, że z szczupłej dziewczyny prędko stała się zakrawającym o otyłość pączusiem. Było to konieczne. Potrzebował więcej materiału, więcej budulca. Kiedy organizm wampirzycy spożytkował całość dostarczonej jej krwi mógł przystąpić do dzieła. Wpierw należało zająć się jej szkieletem. Była drobna, by dać jej upragniony kształt należało przygotować jej kości. Wydłużyć je i pogrubić. Gdyby tylko wiedziała co się z nią dzieje. Otumaniał ją jednocześnie nie pozwalając by całkowicie odpłynęła do krainy nieświadomości. W międzyczasie wypełnił strzykawkę jej krwią odkładając do małej lodóweczki. Czy tak wyglądało piekło? Kto wie…

Wysunął dłonie kierując je na nogi dziewczyny. Palce zbierały tłuszcz rozsmarowując go po kościach udowych jak masło, które w mig stawało się dodatkową tkanką kostną. Rozbudowywał ją jak w warsztacie doprowadzając jej ciało do perfekcji. Minuta po minucie, kwadrans po kwadransie, godzina po godzinie pogrubiał jej wszystkie kości i systematycznie wydłużał nie oszczędzając praktycznie żadnej. Magazynowany tłuszcz wystarczał by podnieść wagę jej kości o dobre dwadzieścia parę kilogramów. Sparaliżowany rdzeń kręgowy uniemożliwiał jej najmniejszy ruch ciała, które poddawane było przemianie. Dzięki temu nie musiała odczuwać przekraczającego pojęcie bólu. Nie było sensu komplikować sobie tej żmudnej pracy ponad miarę. Jednocześnie trzeba było pamiętać o ścięgnach i mięśniach. Rozciągał je wzdłuż nowych kości z każdą mijającą godziną kompletując nowy obraz Cocoro.  Wcześniej drobna i raczej niska, teraz urosła do blisko 175 cm. Wydłużanie kości było procesem skomplikowanym, ale nie niemożliwym. W końcu  osiągnęła upragniony kształt, choć perspektywa wymiany garderoby z pewnością jej się nie spodoba.

Przez cały ten czas poznał jej ciało dosłownie od podszewki, nie było miejsca którego by nie zwiedził, zakamarka, którego by nie dotknął. Inni uważaliby to za pogwałcenie, on po prostu tworzył, podobnie do rzeźbiarza siłującego się z wymagającym materiałem. W pewnym momencie zdecydował się zwyczajnie wyłączyć. Miażdżenie kości twarzoczaszki nie należało do najprzyjemniejszych. Nawet jej głowa nieco się powiększyła, by zachować idealne proporcje względem reszty ciała. Muskał kości i meandrował wzdłuż szpiku pozwalając odzyskiwać dziewczynie własne rysy twarzy. Mijały kolejne godziny nieustannej pracy. Wieki ćwiczeń pozwalały na pewność podejmowanych decyzji i ruchów, ale nawet ta sztuka wymagała czasu. Z każdą chwilą dowiadywał się więcej o ciele wampirzycy. Znalazł nawet jakąś śmieszną pluskwę którą ktoś w nią wszczepił. Jak tylko ją wydłubał postanowił, że przesunie ją we własny palec, a gdy tylko skończy, wsadzi ją w jakiegoś szczura i pośle na drugi koniec miasta. Wampir może nie był zwolennikiem technologii, ale paranoiczne zakusy nie pozwalały mu na trwonienie czasu na dalsze ukrywanie się.

Nieludzki trud w końcu się opłacił. Cocoro zyskała na wzroście, zaś zagęszczona struktura kości co prawda spowodowała, że stojąc na wadze, pewnie złapie się za głowę. Zwykle wszystko co jemy idzie w brzuch, dupę lub cycki, Cynthia ma zaś dodatkowe kilogramy upchane w niezwykle wytrzymałe kości, których złamanie w większości przypadków musiałoby wystąpić dopiero w wyniku kolizji z rozpędzonym autem, bądź upadkiem z wieżowca. Gdyby tego było mało Septimus postanowił obdarować wampirzycę wzmocnioną klatką piersiową. Mostek, typowy dla większości ludzi posiada wolne przestrzenie między żebrami. Wampiry nie potrzebują oddychać, w dodatku uważał to za marnotrawstwo przestrzeni. Połączył więc wszystko w grubą zbroję chroniącą tułów i narządy wewnętrzne. Dodatkowo, wyłożył je także powłoką utkaną na bazie chityny. Cocoro stawała się naprawdę wytrzymałą babką. Po co przejmować się kulą pistoletu, skoro klatka piersiowa może przyjąć ten impakt na siebie powstrzymując pocisk przed penetracją miękkich tkanek organów? Byłoby też słabo, gdyby okazało się, że nie tak prosto jest przebić jej korpus bronią białą. Septimus nie zadowalał się półśrodkami, jeśli coś robić to robić to dobrze. Serce dziewczyny otrzymało dodatkową osłonę, a także komorę i przedsionek mające zwiększyć siłę tego mięśnia. Jeśli ktoś zrobił jej zdjęcie rentgenowskie zapewne złapałby się za głowę lub wywalił je do kosza uznając to za usterkę sprzętu, ale taka była prawda – Septimus obiecał jej silne ciało i dotrzymywał obietnicy.  Wytrzymałe mięśnie, potężne ścięgna mające zapewnić nowemu ciału zwierzęcą zwinność, wzmocniony kręgosłup i kręgi szyjne o zwiększonym zakresie skrętu, rdzeń kręgowy z dodatkowymi zabezpieczeniami chroniącymi ten wrażliwy element ciała. Jego uwadze nie uszły nawet jej szczęki, teraz jej nienaturalnie mocne, twarde zęby i siła ich nacisku stawiały ją w tym aspekcie gdzieś blisko hieny. Trzeba było trochę się namęczyć, by masywne mięśnie i ścięgna nie rozpychały nienaturalnie wyglądu jej twarzy. Nie dbał o to, co inni myśleli o jego dziełach, jako artysta nie mógł pozostawiać odbiorców obojętnymi. Jedni z pewnością go znienawidzą, znajdą się tacy, którzy będą go wielbić – jego nie interesowali ani jedni ani drudzy. Robił to, bo mógł, chciał i kochał. O ile jego persona w ogóle potrafiła odczuwać miłość. Rzeźbienie w ciałach było jego formą ekspresji, a dla Cocoro poświęcił naprawdę sporo czasu. Należało wspomnieć, że dopiero przygotowywał jej ciało do kolejnych zmian, robił bazę mogącą zawrzeć w sobie wszystko czym chciał ją obdarować. W nowej formie, nikt nie powinien uznać dziewczyny za słabą. Ciekawe o czym myślała Cocoro? Śniła? A może jej umysł okryła tylko ciemność bezgranicznej niewiedzy? Minęła doba… podekscytowany wampir czekał aż dziewczyna w końcu się obudzi.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 8:42 pm

Jego słowa skomentowała tylko dźwiękiem niedowierzania, czy właśnie miała umrzeć by potem zmartwychwstać? Już miała się pytać, ale gdy tylko otworzyła usta, poczuła, jak litry krwi wpływają do jej ust. Myślała, że ten chce ją nakarmić, nawet ta ręka na jej szyi jej nie przeszkała. Myślała, że będzie na tyle dobry, ale kiedy machała ją głową, na nie, że jest pełna, kiedy złapała go za rękę, swoimi malutkimi dłońmi, że dość, że już jest ble.. Nie reagował. Krew nie mieściła się już w jej brzuchu, czuła jakby miała zaraz wybuchnąć. Przelewała się czerwona posoka wszędzie, zaczynając od jej nosa, czuła jakby miała zaraz zacząć siusiać krwią. Zaczęła nawet płakać krwią, która mieszała się z przeźroczystymi łzami, dlaczego, dlaczego on jej to robił. Ale dobrze, zasypiała, z sekundy na sekundę, jej oczy zamykały się, by mogła znów doświadczyć cudownego snu, którego czasem tak bardzo brakowało, który teraz był tak bardzo upragniony. Puściła jego dłoń na szyi, właściwie to straciła wszelką kontrolę nad ciałem, tak bardzo chciało jej się spać, bujała się na boki, albo przynajmniej tak myślała. Dobranoc, Septimusie.

Co, dlaczego odchodzisz, bracie, nie.. Czuła jak spada, w czeluść czarnej dziury, jakby nie było już tu grawitacji, jakby miała do końca tak lecieć i się nie obudzić. Nie wiedziała już czy to sen, czy nie. Widziała, widziała ich wszystkich jak zostają u góry, jak nawet nie tęsknią, jak nawet nie podają ręki, dlaczego, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego odchodzą, łapcie mnie, ja tu jestem! Krzyki nic nie dawały, jakby byli obojętni, jakby lata bliskiej znajomości nic nie dały. Gdzie oni wszyscy są... Pomocy.

Cynthia obudziła się z krzykiem, zrywając się z kanapy. Złapała się za głowę, brzuch, nogi, wszystko na miejscu, była, żyła miała się dobrze. Rozejrzała się jeszcze nerwowo dookoła, salon, Septimus, tak, na miejscu. Póki co nie zawracała sobie głowy, nawet nie pamiętała o usypiającej krwi i wydarzeniach sprzed zaśnięcia, sen był na tyle okropny, że nie miała do tego teraz głowy. Ale coś było nie tak, nogi miała za długie, dłonie także, czuła się  jakaś większa, skąd u niej nagle te zmiany, nie mogła zgrubnąć przez noc. Złapała się za głowę, nie wiedziała nic. Spojrzała się pytająco na Spetimusa, przejeżdżając dłońmi na policzki. - Czym ty do cholery jesteś.. - Jakby spytała samą siebie, a nie jego, tak cicho, tajemniczo. Miała zachiciankę wstanąć. Cóż, czuła się jak nowonarodzona, bez żadnych bólu mięsni, czy pleców. Ale.. Dlaczego stolik był niżej niż zwykle, dlaczego wszystko widziała inaczej, dlaczego wszystko było takie małe.. Takie bezbronne.. Podeszła do swojego prętu, który cały czas leżał na podłodze, gdzie go wcześniej zostawiła. Wzięła.. Dlaczego zrobił się tak nagle mały w jej dłoni, skąd to uczucie. Nie zważała na to, że jest naga, nie zwracała na to uwagi. - I... Co ty do cholery zrobiłeś.- Wbiła w niego wzrok zza ramienia, stojąc jak wryta w ziemię. Nic nie rozumiała.


Ostatnio zmieniony przez Cocoro dnia Sob Paź 08, 2016 10:31 pm, w całości zmieniany 2 razy
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 9:52 pm

Krzyk Cocoro spotkał się z obojętnością gospodarza. Patrzył jak sprawdza swe ciało, widać podświadomie, a może już całkiem świadomie domyślała się, że proporcje jej ciała zostały zmienione. Słysząc jej pytanie, jego złote oczy błysnęły gadzią przebiegłością. Kim jestem? Na jego pomnikowym obliczu widać było typowy zalążek nic nie zdradzającego uśmiechu. Kim był? Nie było prostej odpowiedzi. Przepełniała go chora ekscytacja, wigor rozsadzający każdą jego część. W takim stanie łatwo było popaść w skrajność… tak bardzo chciał jej powiedzieć, tak bardzo pragnął podzielić się z kimś skrywanymi od lat tajemnicami, rozwiać mrok i całuny zalegające na sprawach, które dopiero miały zostać ukazane światłu dnia i ciemności nocy. Słyszał muzykę, bębny i trąby przeszywające powietrze miarowym rytmem niepowstrzymanego marszu, jego ślepia błyszczały jak w opętańczym transie. Jestem… - zaczął by szybko zacisnąć wargi. Nie, to jeszcze nie ten czas. Jak bardzo musiał być samotnym stworzeniem, skoro wszystkie jego myśli kłębiły się tylko pod jedną głową? Nie było żadnego powiernika, żadnej ulgi, żadnej spowiedzi. Nie było grzechu, który można było odkupić, nie było zbawienia, w którym można było przeminąć. Był zawieszony poza tym wszystkim, poza czasem, poza życiem i poza śmiercią. Był dawcą życia i żniwiarzem śmierci… Kim był Septimus? Na to pytanie musiała odpowiedzieć sobie sama.

Ważniejsze jest to kim Ty jesteś… - powiedział wskazując palcem jej sylwetkę. Mam nadzieję, że ofiarowałem ci tylko odrobinę pewności siebie, reszta jest w twoich rękach, drogie dziecko.  Patrzył na nią z dumą. Nie była najwymyślniejszym tworem jego kreacji, ale nie musiała nim być. Wystarczało, że stała się kimś… lepszym. Wstał z sofy ruszając ku niej by położyć dłoń na jej ramieniu. Patrzył na nią, lecz myślami był gdzieś zupełnie indziej.

…Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.

I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów.

I ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: I zrzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby, skoro porodzi, pożreć jej dziecię.

I porodziła - Syna - Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu.

A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni*…


Zsunął rękę na dłoń dziewczyny, tak że oboje ściskali teraz metalowy pręt. Uwierz mi Cocoro… to nie ja jestem tu najważniejszy… Kiedy skończę, otrzymasz wolność, będziesz kompletna, zrobisz co tylko zechcesz. Twoje ciało zostało zmienione. Jesteś wyższa… wytrzymalsza, silniejsza, otrzymasz również broń. Nie będziesz więcej bezbronna. Zawsze dotrzymuję słowa, moje dziecko. Zawsze… To mówiąc zabrał palce okalające jej dłoń i odsunął się spoglądając na podobiznę gada uwiecznionego na jednym z obrazów w salonie. Dałem ci kręgosłup, który udźwignie twą strapioną głowę, dałem ramiona, dzięki którym pokonasz swych wrogów, dałem ci nogi, aby przejść ponad wszystkimi problemami. Czas dokończyć dzieła… możemy kontynuować? – zapytał wciąż myśląc tylko o jednym. Nawet teraz, tu jego myśli zwrócone były w jednym kierunku. Naprawdę, nie było siły, która odwiodłaby wampira od jego postanowień.

*(Ap.12:1-6)
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Sob Paź 08, 2016 11:09 pm

Nie dokończył? Dlaczego? Dlaczego zacisnął zęby, co skrywasz tam w środku, zaufaj mi, proszę. Oczywiście, tylko w myślach, zwykle nie prosiła się o czyjąś uwagę. Miała sama to przemyśleć, sama do tego dojść, przecież mówił, nic co łatwo zdobyte, nie smakuje dobrze, na długo zapamięta wiele jego słów. Był jak mentor, jak nowy ojciec, mimo, że łączyło ich kilka godzin. Kiedy poczuła jego dłoń na ramieniu, tylko zamknęła oczy by nacieszyć się tak kojącym dotykiem. Czuła, że był nieobecny, że nie ściskał, ani nie był delikatny, położył i jakby umarł. Nazwał ją dzieckiem. Nigdy nie wiedziała tak naprawdę czyim już była. Tata, Riecon, Emmanuel, a teraz on. Kogo ma wielbić, przed kim ma klękać, gdzie on jest, gdzie ten prawdziwy, która pokocha swoje dziecko jak nikogo innego, który będzie bronił ją jak oczka w głowie, pokaż mi który. Położyła dłoń na jego, by powiedzieć ciche i pełne emocji. - "Ojcze". - Naprawdę rzadko tak kogokolwiek nazywała, było tato, tatusiu, ale to nigdy nie znaczyło tak wiele ile to słowo. Przynajmniej wywodziła się z takiej rodziny, żyła w takich czasach, kiedy do rodzicielów miało się największy na świecie szacunek.
Zaraz po nim też zasunęła swoją dłoń, by przylęgła swobodnie do jej ciała. To jeszcze nie był koniec? Tyle siły nie starczy by pokonać wszelkie przeciwności losu, ten wzrost, kości, to jeszcze za mało? Teraz już naprawdę nie była pewna co on mógł a czego nie mógł, gdzie jego wyobraźnia miała swoje ujście. - T.. To nie starczy? - Zapytała, jakby i tak nieoczekiwała odpowiedzi, jakby zatrzymała się w swoich własnych myślach, wpatrując się ślepo w ścianę przed nią. Ścisnęła mocno pręt, który przeszył wskroś naprawdę wiele ciał, tych gorszych i tych lepszych. Poczym podnosiła go na tyle by zauważyć, że zdeformował się pod naciskiem. Fakt, były wgniecenia, ale żeby od kilkusekundowego.. Nie był jej już potrzebny, dlatego też wróciła go do poprzedniego stanu z równie przyjemną łatwością, jak wygięcie go. Spojrzała więc na niego, by odwrócić się w końcu jego stronę całkowicie. - Ma to dla mnie ogromną wartość mentalną. - Bowiem jej miłość, przebił tym prętem sam siebie, by ratować ją przed samym sobą. Brzmiało banalnie i głupio, ale tak było naprawdę. - Jesteś w stanie tego użyć, by było to już ze mną na zawsze? - Spytała, jakby na znak, że mogą i jest w stanie dalej kontynuować. Wbiła swoje niebieskie oczka w jego złote tęczówki. Sam już zaciekawiony i spragniony wzrok mówił jedno.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Nie Paź 09, 2016 10:45 am

Nazwał ją dzieckiem, bo wszystkie młode wampiry nimi były. Bywali starsi, bywali w mniej więcej równym jemu wieku, ale była ich zaledwie garstka. Wiek, nie miał zresztą żadnego znaczenia. Nie pamiętał by widział dojrzałego ponad miarę czystokrwistego, ale wiedział, że istnieją szlachetni, których zwichrowany charakter stawiał niżej od ludzi. On sam, nie był pradawnym wampirem, choć liczył sobie dobre setki lat, wywodził się jednak z rodu z tradycjami, przekazywanymi z dziada na ojca i z ojca na syna. Każdy ród posiada jakieś wartości i zasady, dobrze jest o nich pamiętać, jeszcze lepiej przestrzegać, ale podporządkować sobie wszystko by żyć według nich? Septimus nie był wyjątkiem. Tak jak i jego ojciec i tak jak i jego dziadek przestrzegał tego samego kodeksu. Cocoro była po prostu młoda, nie musiała bić mu pokłonów, nie musiała tytułować wymyślnymi imionami. Niektórzy lubili legitymizować swą władzę i pozycję całym ustrojstwem manier, jednak według niego, prawdziwą potęgę zauważy nawet ślepiec. Nie musiał więc zabiegać o niczyj szacunek. Ci, stojący ciut wyżej od nierozgarniętych psów powinni sami dojrzeć w nim to co najistotniejsze.

Czy wystarczy… istota sztuki nie kryje się w umiarze, lecz chęci pokazania wszystkiego co autor miał w planach. Jednym podoba się minimalizm, inni wolą barokowy przepych. Ja sam robię to co uważam za słuszne w danej chwili, w danym momencie. Piękno jest ulotne, nie można złapać go raz na całe życie. – odparł.

Sentymenty rodziły zwykle problemy, żyjąc jednak bez nich traciło się własną tożsamość. Nawet on nie był od nich wolny. Ten pręt musiał być dla niej ważnym totemem, jednak nie było możliwości by przydanie wykorzystał go w swej pracy. Powinnaś zrobić sobie z niego pierścionek – odparł beznamiętnie. Nie widział dla niego żadnego zastosowania, gdyby był choć wykonany z chirurgicznej stali… Niestety nie można mieć wszystkiego.

Teraz należało przejść do najbardziej nietypowej z czynności. Ogon. Nie było innej możliwości jak po prostu „wyciągnąć” go z jej kości ogonowej, musiał więc działać przy dość intymnej części jej ciała. Ułożył ją na sofie na brzuchu, znów paraliżując tym razem od pasa w dół. Sięgnął palcami na jej pośladki przechodząc do odznaczającej się pod skórą kości. Żmudnie formował kolejne kręgi długiego elastycznego ogona, łączone wytrzymałą chrząstką. Lepił je jak z kostnej plasteliny przez długie godziny, dopóki dodatkowa część ciała nie osiągnęła upragnionej długości. Do kompletu pozostały ścięgna i mięśnie i reszta organicznego okablowania wraz z wplecionymi nerwami. Cocoro miała posiadać ogromną kontrolę nad swym ogonem zakończonym dodatkowo niezwykle twardym kostnym wyrostkiem uformowanym w kształt ostrego jak skalpel noża. Wzmocnione kręgi nie ustępowały wytrzymałoscią reszcie szkieletu wykonanego podobną techniką, a kiedy ogon był już gotowy, powlekł go tak jak i resztę ciała wytrzymałą, grubą skórą jakże trwalszą od zwykłej czy to ludzkiej czy wampirzej. Na zakończenie nadał jej krzywiznom bardziej kobiecych kształtów, wedle własnego uznania. Taka, wyglądała po prostu wiarygodniej i doroślej. Ostatnią sprawę zostawił na koniec.

Cały czas spędzony pod jego czujnym okiem mogła czuć się jak w u masażysty, dopiero kiedy wrócił jej czucie w kręgosłupie, spojrzał na efekt swoich prac zwiastując jedne z ostatnich estetycznych zmian. Pazury – zerknął w oczy dziewczynie chcąc dać jej namacalny dowód nie tylko kunsztu, ale również mrocznego potencjału. Przyciągnął ją do siebie za dłoń ściskając palec wskazujący jak imadło. Teraz mogła przekonać się jak to jest czuć miażdżony palec. Jego moc przynosiła życie tak samo jak mogła przynosić śmierć. Ciii… - uspokoił ją i odłączając nerwy formował jej długie i ostre szpony. Cocoro wiedziała teraz, że dłonie wampira, choć długie i eleganckie skrywają w sobie potencjał gorszy od całego zestawu narzędzi dostępnych w salach tortur. Zrobimy ci piękne pazurki – puścił jej oko przymykając powieką złoty okrąg smoczych tęczówek. W końcu niebywale wytrzymałe szpony ozdobiły jej dziewczęce dłonie. Zanim jednak zdecydował się puścić ją wolno wyjawił jej szczegóły, których do tej pory jeszcze jej nie wyjawił. Położył dłoń na jej szyi gładząc lekko krtań łącząc wszystkie nerwy z mózgiem. Kiedy leżałaś nieprzytomna usprawniłem twoje predyspozycje. Zamknij oczy i skup się na moim głosie. Kiedy wstawał z sofy i szedł w kierunku drzwi mogła przekonać się o budzących do życia zmysłach. Echolokacja i elektrolokacja. – zabrzmiał z drugiego końca salonu. Czujesz te dziwne mrowienie? Zamknij oczy… jeśli skupisz się na swym głosie zrozumiesz, że jesteś w stanie wydawać i wyczuwać częstotliwości niedostępne dla ludzi, a nawet większości wampirów. Twoje uszy to prawdziwy skarb. Widzenie w ciemności to jedno… widzenie bez oczu, to zupełnie inna opowieść, ale nie zapominaj zapominaj o instynkcie... łap! – powiedział i bez uprzedzenia chwycił świecznik rzucając prosto w kierunku jej twarzy. Musiała wyczuwać subtelne drgania nadlatującego przedmiotu, jak także dziwaczne uczucie odbierane chyba całym jej ciałem. Twoje ciało wytwarza pole elektromagnetyczne, które możesz łatwo wykorzystywać. Jego moc zależna od twoich umiejętności może być wielokrotnie zwiększana dzięki naturalnym predyspozycjom. Nikt nie podejdzie do ciebie niezauważony, zmiany w polu elektromagnetycznym odczujesz prędzej niż zdążysz je zrozumieć. Twoja zdolność do elektrokinezy stawia cię tu ponad podziałami, bycie chodzącym radarem, czy to nie interesujące? Spokojnie, na początku może być to trudne, ale złapiesz to w mgnieniu oka. Wkrótce nauczysz się funkcjonować nawet kompletnie ślepa.

Podszedł do niej kolejny raz, tym razem chwytając ją za kark. Nawet nie wiedziała co to, ale ukłucie przechodzące przez kręgosłup i powodujące ostry ból głowy zwiastowało cenę jaką przyszło jej za to zapłacić. Zostawiłem ci małą pamiątkę, jest w twojej głowie, możesz być pewna, nie ma neurochirurga który dałby sobie z tym radę nie czyniąc z ciebie warzywa więc nawet nie próbuj dociekać, żaden sprzęt tego nie wykryje. Mówię ci o tym tylko po to, byś nigdy nie o mnie nie zapomniała, gdyby jednak pokusa śmierci była zbyt kusząca, będę pierwszym na miejscu, masz moje słowo. Tajemnicza wypowiedź była oczywistą, choć ładnie zawoalowaną groźbą. Wiedziała, że taka była cena za wszystkie usprawnienia.

Septimus spojrzał na nią w końcu rozcinając swój nadgarstek palcem i przystawiając do ust dziewczyny. Pij Cocoro… teraz… jesteś prawdziwie wolna. Pogłaskał ją po głowie uśmiechając się do wampirzycy. Dotrzymał swego zdania, obdarował ją ponad miarę, praktycznie za bezcen. Kto inny mógł zapewnić jej większą ochronę? Spojrzał na jej ciało, zwykle zostawiał na swych dziełach znak, piętno w postaci zjadającego swój ogon smoka, pradawnego węża Uroborosa. Tym razem jednak się powstrzymał, nie miało to żadnego znaczenia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Nie Paź 09, 2016 4:22 pm

- Tak zrobię. - Odparła szybko i odstawiła gdzieś pręt. Zanim ten wziął ją na łóżko, jakkkolwiek to dziwacznie brzmi. Posłusznie ułożyła się na brzuchu, tym razem nie było jak wcześniej. Całkowicie straciła czucie w kręgosłupie, aczkolwiek przestraszona i przedewszystkim sparaliżowana nie mogła się ani ruszyć a tym bardziej, przez emocje nic powiedzieć. Wydufała tylko jedno. - Ufam Ci. - I zamknęła się w sobie. Nie miała ani co zrobić, ani co powiedzieć, cały kręgosłup, nogi, nic, jakby jej nie było, jakby znowu była w śnie. Czekała tylko na koniec.
Nie opierając się mu, podniosła się z sofy. Uśmiechnęła się do niego, jeszcze nie widząc, co uformował grzecznie mówiąc z jej tyłka. Dopiero po sekundzie poczuła, co ten robi z jej palcem. Ból nie do opisania, jakby słyszała nawet że jej kostki w palcu się łamią, kruszą, nie było to długie uczucie, ale jakże bolesne. Uśmiech z jej twarzy znikł, a kiedy nerwy zostały odłączone, dopiero wtedy na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, ale i także ciekawości. Pazurki? Jak zaczarowana wpatrywała się co ten robi z jej dłońmi, jak z niczego powstawało coś. Nie umiała się odezwać, czym on dysponuje, jak..
Jak kazał zamknęła oczy. Faktycznie, słyszała czulej, owiele więcej, nawet ptaka, który trzepotał swoimi skrzydłami za zamkniętym oknem. Słyszała jego kroki, bardzo dokładnie, mogła oszacować w którym kierunku szedł, jak szybko i jak daleko od niej był. Czuła to ale i słyszała, coś zupełnie nowego, od tego wszystkiego zaczęły przechodzić ją dreszcze. Jeszcze nie wiedziała, jak to wykorzystywać, ale zapewne szybko załapie, jak wszystko.
Nawet nie wiedziała na co bardziej zareagowała, na jego słowa, czy na to przeczucie, że właśnie coś zbliża się do jej twarzy, jakby widziała już trajektorię lotu, jak szybko i za ile uderzy, i to wszystko wciąż z zamkniętymi oczami. Dopiero gdy złapała świecznik otworzyła oczy. Uśmiechnęła się leciutko na jego słowa, zadowolona, szczęśliwa, pełna sił i energii. Ale nie mogła zapomnieć kto jej to dał. Dlatego jak do niej podchodził, miała ochotę rzucić mu się na szyję i dziękować jak mała dziewczynka za wymarzoną zabawkę. Spotkała się jednak z czymś zupełnie innym. Dała pochwycić się za kark, ale nie było to przyjemne uczucie. Ból opanował całkowicie całą jej głowę. Dopiero jak ten skończył ból się uspokoił, a te westchnęła z ulgą, co to miało znaczyć przepraszam bardzo. -Tak, tak, rozumiem.. - Powiedziała zmęczona, jakby to trwało wieki.
Powstrzymywała się chwilę, ale.. Była tak głodna, a to było tak kuszące.. Nie umiała powiedzieć nie. Przyssała sie do jego rozcętego nadgarstka i wzięła kilka pożądnych łyków, by przypadkiem też nie przesadzić. Odsunęła delikatnie jego nadgarstek i wstanęła z sofy. Ale.. Ale coś się za nią wiło. Coś było nie tak. Spojrzała za siebie i prawie odskoczyła z przerażenia. Faktycznie, miała.. Czuła jakby trzecią nogę. Machnęła tym raz, drugi, uderzając pierw w stolik, a potem fotel. Nie umiała jeszcze dobrze tym kontrolować. Wszystko w okół niej się prawie waliło przez ten długaśny ogon. Jedynym dobrym sposobem by nie rozwalić połowy jego domu, było owinięcie brzucha dodatkowym tworem jej ciała. Wtedy też zauważyła ostry koniec. Lekkie dotknięcie go palcem sprawiło, że opuszczek lekko się zakrwawił. Nic nie rozumiała. Odwróciła się do niego. - Co teraz? Nie wyjdę przecież naga. Jak mam Ci podziękować. - Nie wiedziała co ma jeszcze dodać.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Pon Paź 10, 2016 4:26 pm

Wampir podziwiał swoje nowe dzieło, jak na tak krótki poświęcony mu czas, był nawet zadowolony.

Teraz będziesz musiała pamiętać o jednym… dużo jeść, twój organizm będzie potrzebował więcej energii niż możesz sobie wyobrazić. Nie zagłódź się. No tak, jej ubrania mogły nie pasować, ostatecznie… urosła. Dam ci jakieś rzeczy. Masz za co się ubrać? Będziesz potrzebowała nowej garderoby. Zabrał się do sprawy rzeczowo, nie mógł przecież zostawić jej z tym problemem samą. Nie ważne, weź to – wręczył jej plik banknotów, który z pewnością wystarczy jej na wypełnienie szafy na nowo.

Nie musisz mi za nic dziękować. Nie zrobiłem tego dla nagrody, prawdę mówiąc zrobiłem to dla własnej przyjemności, jest mi miło, że wydaje się to być obopólne. Uśmiechnął się zdawkowo w typowym dla siebie stylu. Zaraz wrócę. To mówiąc wyszedł z pokoju wracając po dłuższym czasie. Wręczył jej suknię i buty, które powinny na nią pasować. Niedługo przyjedzie po ciebie taksówka, zabierze cię gdziekolwiek zechcesz, tymczasem wybacz, ale mam jeszcze kilka spraw wymagających mojej uwagi. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, wiesz gdzie mnie znaleźć. Było mi miło móc cię poznać Cocoro. Do… zobaczenia. Wampir chwycił przenośną lodóweczkę i wychodząc z pokoju raz jeszcze spojrzał w kierunku dziewczyny.

Wołać będzie: „Mordować!” I spuści psy wojny…

Wyszedł, by kontynuować to co zaczął.

z/t
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Gość Pon Paź 10, 2016 7:40 pm

No tak, nic dziwnego, że będzie potrzebować więcej żarcia niż zwykle, tyle siły, tyle ciała trzeba było nakarmić, dlatego tylko skinęła głową. Przyjęła niechętnie plik banknotów, już zastanawiała się jak będzie ukrywać swój ogon, może faktycznie owijanie go w okół brzucha był całkiem w porządku pomysłem? Na pewno, jeśli wybierałaby się gdzieś w miasto, kiedy ludzkie istoty nie śpią. Nie było to ważne. - Dziękuję.
-Skoro tak mówisz, w takim razie Ci (nie)dziękuję! - Zachichotała, odpowiadając na jego reprymendę, tak naprawdę to "nie" mówiąc szeptem, żeby niby to bylo tylko między nimi. Taak, zdecydowanie jeszcze ten dzieciak za starych czasów jeszcze w niej siedział.
Pomachała mu na pożegnanie, jeszcze nie ubierając sukienki, tylko ją przepasając na ramieniu. Uśmiechnęła się ostatni raz, kiedy jeszcze na nią spojrzał. Ciężko też wsetchnęła kiedy zniknął za ścianami idąc gdzieś z minilodówką. Ubrała długą suknię i buty. Zabrałą najważniejsze rzeczy, te które zostały zniszone przez niego, miała tam bodajże telefon i papierosy, no i najważniejsze! Maska i pręt, które.. Cóż, mogą się już nie przydać.
Ostatnie, co zrobiła w jego domu, to wygrawerowała na szklanym stoliku pazurem, tuż nad jej poskładaną porcelaną "C", jako inicjał jej imienia. Wiedziała, że zapamięta, ale uwielbiała zostawiać po sobie ślady.

z/t
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon Empty Re: Salon

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics
» Salon
» Salon
» Salon
» Salon
» Salon

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach