Punkt odbioru

Go down

Punkt odbioru Empty Punkt odbioru

Pisanie by Gość Sro Gru 06, 2017 9:05 pm

Zdjęcia jeszcze nie ma.

Punkt sprzedaży. Wampiry przychodzą tutaj odbierać krew nie w dużych ilościach. Zwykła krew jest dostępna za darmo dla wampirów krwi E i D, silniejsza już droższa (od 16000 ¥ do 80000¥).

Co do łowców - pierw muszą ustalić przewóz krwi, nim ją otrzymają. To samo tyczy się wampirów pragnących dostawy. Nic nie ustala się za plecami dyrektora placówki - pisanie PW do Hiro.

Samo miejsce znajduje się przy bocznym wejściu głównym. Strzeżone z anty magicznymi wewnętrznymi żaluzjami kuloodpornymi. Monitorowane.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Gość Sob Sty 18, 2020 1:06 am

Tak jak myślała, spacer przez całe miasto aż do Nocnej Dzielnicy okazał się nie lada wyzwaniem dla ich obojga. Choć nie była przyzwyczajona do smaku ludzkiej krwi, z trudem odwracała wzrok od mijanych przechodniów i ledwo powstrzymywała się od delektowania ich zapachem. Parę razy przyłapała się na tym, że niczym prawdziwy kobiecy drapieżca hipnotyzowała wzrokiem jakiegoś biednego chłopaczynę, aby nieświadomie zachęcić go do podejścia, a następnie rzucić mu się do gardła. Ze wstydem wbijała wtedy wzrok w chodnik i przyspieszała kroku. Przez całą drogę niemal nic nie mówiła, bo obawiała się, że jeszcze się o coś ze Schlechtem pokłócą i któreś z nich oszaluje.
Domyślała się, że Fergal, dla którego ludzka krew była codzienną dietą, wytrzymywał tę drogę jeszcze gorzej. Zacisnęła więc w pewnym momencie lewą dłoń na jego ramieniu, co jakiś czas wbijając mu w skórę paznokcie, aby oderwać jego myśli od chodzącej kupy mięsa. Sama również miała nadzieję, że będzie kontrolował swoją narzeczoną i w razie czego ją przytrzyma, jeśli ta zacznie odpływać.
Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu dotarli do Nocnej Dzielnicy, i już całkiem nerwowo podążyła w stronę Banku. Z daleka wyczuła składowisko krwi. Niemal ciągnąc za sobą narzeczonego, prędko weszła do środka. Natychmiast dopadła pierwszego lepszego wampira, który tu pracował.
Potrzebuję krwi. Manuela Sojka, poziom D – wyrzuciła z siebie jednym tchem, wlepiając czerwone oczy w krwiopijcę. Po chwili dodała też, już spokojniej: – Moim panem jest Hiro. Hiro Sanguinoso.
Wiedziała, że ta wzmianka może wiele zdziałać. Choć jako wampir klasy D dostałaby swoją porcję za darmo, niewykluczone, że Fergal za własny woreczek musiałby zapłacić. Domyślała się, że to chwilowo nie wchodziło w rachubę, dlatego z nadzieją dopytała jeszcze cicho wampira:
Ile porcji naraz mogę dostać?
Obejrzała się z błaganiem w oczach na Schlechta, o ile tylko postanowił do niej dołączyć i wejść głębiej do środka.
Nie rób głupstw, proszę.
Musiała sprawdzić, w jakim był stanie i czy nie szykował się u niego jakiś wybuch złości. Obawiała się, że jeśli zacznie na cokolwiek narzekać, to będą się musieli pożegnać z dodatkową krwią – a wtedy jedno z nich pozostanie głodne.
Nie miała wątpliwości, że padnie na nią. W końcu, aby uchronić jakichś ludzkich biedaków przed głodem Fergala, byłaby gotowa oddać mu porcję, którą otrzyma od banku. A sama znowu musiałaby się zadowolić tabletkami… lub zwierzętami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Gość Nie Sty 19, 2020 1:13 pm

Nim opuścili mieszkanie Sojki, musieli obydwoje doprowadzić się do porządku. Nie tylko chodziło już o posprzątanie bałaganu, który narobili ale też chodziło o zmianę opatrunków. Schlecht już nic nie komentował, jedynie co, to obruszył się na jej słowa. Niemniej zaprzestali już kłótni chociaż na najbliższe kilkanaście godzin. Chyba, że któreś z nich znowu nie wytrzyma i postanowi zmienić ich spokój na kolejny chaos.
Oczywiście z niechęcią przystaną na zmianę opatrunków, lecz ostatecznie przekonał się. Nie ukrywał się z obserwacją nieliczalnej Sojki, coby uważać aby zamiast świeżej gazy, nie dostać wypalającą solą. A skoro obyło się bez dodatkowego bólu, pomógł i jej, chociaż nie prosiła. Niemniej dało się odczytać oraz domyślić się, że kobieta sobie sama z dłońmi nie poradzi. Jakby osoba trzecia i nieświadoma tego, co tak naprawdę Manuelę oraz Fergala łączyło, wziąłby ich za wspierającą się prawdziwą ale nieckliwą parkę.
Ogarnął swoją bluzę, która już nie była aż tak wilgotna. O tyle dobrze, że Rekinowi wilgoć nie przeszkadzała, właściwie odczuwał małą przyjemność. Wszak rekina do wody ciągnie.

Droga ku Nocnej Dzielnicy dłużyła się. Schlecht zgarbił się nieco i próbował odpędzić myśli od polowań. Szło mu całkiem dobrze, lecz patrząc na Manuelę... Kto tutaj miał gorszy problem? W pewnym momencie polecił jej nawet aby przestała skupiać się na oddychaniu, a myśli zajęły się na drodze. Nie ma co ukrywać, w ten sposób i Niemiec sam sobie pomagał. W pewnym momencie jednak sam zapatrzył się na młodą kobietę pchającą wózek. Gdyby nie Polka, z całą pewnością podążyłby jej śladem. Mocny, wampirzy uchwyt i wbicie pazurów. Wampir skierował wtedy uwagę na Sojkę, jednakże nie podniósł głosy, jedynie wydał z gardzieli ponury warkot.
Gdy wreszcie przekroczyli wrota idylli dla wampirów, odetchnął. Rzekomy raj dla nocnych istot. Tutaj nawet słońce nie miało ochoty się pokazywać. A może wieczne zachmurzone niebo było jedynie efektem potężnej mocy jakiegoś wampira? Zmrużył ślepia i spojrzał na płynące wolno chmury. Nie odpłynął myślami zbyt daleko, bowiem Manuela pociągnęła go. Musieli iść dalej.
Bank krwi. Punkt który wampiry powinny odwiedzać częściej niż nudne, publiczne bary. Podczas wejścia, minęli nawet jakiegoś wampira który trzymał paczkę z workami tak blisko siebie, jakby był jego najcenniejszym skarbem. Nie ma co ukrywać, dla wampira krew jest przecież znacznie cenniejsza niż każdy najdroższy diament na świecie. I oni obydwoje byli najlepszymi przykładami, a zwłaszcza wampirzyca. Zaczepiona przez nią pielęgniarka spojrzała, uśmiechnęła się. Naturalny odruch pracownika do klienta. Nim jednak odpowiedziała, zlustrowała sylwetkę Schlechta. Oceniała? Być może.
- Oczywiście. Ale najpierw pani Sojka. Proszę za mną.
Wskazała dłonią na dłuższy korytarz. Fergal niestety miał poczekać, więc z niezadowoloną miną usiadł na ławeczce.
- Jak w jakimś jebanym szpitalu.
Burknął pod nosem. Zauważył jak kobiety już oddaliły się i przekroczyły próg dużych, żelaznych drzwi. Wewnątrz znajdowała się jasno oświetlone pomieszczenie. Z początku mogłoby się wydawać, że był to gabinet gdyby nie wielka, kilku drzwiowa lodówka. Pracownica kazała Sojce usiąść przy biurku. Po czym ona sama podeszła do jednej z lodówek. Do cyfrowego zamka przystawiła magnetyczną, imienną kartę i wpisała kod składający się z kilkunastu cyfr. Zamki blokujące strzeliły i umożliwiły otwarcie jednych drzwi. Od razu wydobyła się z nich lodowata para, a gdy odrobinę zrzedła oczom wampirów pokazała się ogromna ilość worków z krwią oznaczona i posegregowana grupami.
- Poziomy E i D otrzymują do piętnastu worków na czternaście dni za darmo. Jeśli chcesz więcej, musisz już zapłacić. Oczywiście gdy miną dwa tygodnie, możesz ponownie przyjść.
Poinstruowała Polkę, bo z całą pewnością już chciałaby się dowiedzieć, kiedy znowu może uzupełnić zapasy. Jeśli zgodzi się na warunki, pracownica dopytała ją jeszcze o ulubioną grupę krwi, po czym zajęła się pakowaniem do pojemnika wielkości sportowej torby.
Gdy Sojka załatwiała krew dla siebie, Schlecht czekał niecierpliwie. Wlepił wzrok w jasnowłosą wampirzycę siedzącą za recepcją. Co jakiś czas i ona przyglądała się Rekinowi. Niełatwo było nie odczuć ciężkiego spojrzenia. Aż wreszcie Niemiec wstał z ławki, aby podejść do kobiety. Jej duże, zielone oczy spoczęły na rozgniewanym licu wampira.
- Jaki jest sposób na zdobycie żywego inwentarza? Na pewno musicie jakiś mieć.
Wpatrywał się w wampirzycę i oczekiwał odpowiedzi. Recepcjonistka podrapała się po policzku i niepewnie pokręciła głową.
- Nie wiem o czym pan mówi. Nie mamy żadnego żywego inwentarza. Nasza krew pochodzi z legalnych źródeł.
Ewidentnie kobieta próbowała grać. Wiadomo, że nie mogła powiedzieć prawdy, inaczej zbyt wiele wampirów domagałoby się żywych ofiar a nie worków z krwią. Schlecht uderzył otwartymi rękoma o blat. Pochylił się bardziej, szczerząc zębiska na kobietę. Ta odruchowo sięgnęła po telefon, coby wezwać ochronę. Ona marny poziom D nie poradzi sobie z wyższą krwią.
- Nie pierdol głupot, przecież tam gdzie wampiry, tam nie ma nic legalnego! Nie jestem idiotą! CHCĘ ŻYWEGO, NIE POJEBANE PLASTIKOWE WORKI!
Zaczęło się. Im bardziej głodny się robił, tym gorzej panował nad nerwami. Chociaż czy Rekin kiedykolwiek nad sobą panował?
- Proszę się uspokoić, bo wzywam ochronę.
Jeszcze próbowała opanować Schlechta, lecz ten co raz bardziej nerwowo reagował. Uderzył kolejny raz o blat i tym razem rękoma zaciśniętymi w pięści. Był gotowy już wyszarpać recepcjonistkę i ją potraktować jak żywą ofiarę, gdyby nie to, że do banku weszła kolejna osoba. Nie dało się go nie pomylić. Czarne włosy, czerwone ślepia i pierdyliard zdobień na ciele w postaci piercingu oraz tatuaży. I jeszcze te pojedynczych warkoczyków ozdobionych czerwonymi koralikami. Niemiec dosłownie w jednej sekundzie znieruchomiał.
- Ooo! Siema! Wiedziałem! Wiedziałem że to ty! Słyszałem cię aż zza drzwi!
Zawołał po Japońsku Unzi, który zatrzymał się tuż obok Fergala. Blondynka uśmiechnęła się nerwowo, wszak Unziego kojarzyła, Schlechta w ogóle. Szalony wampir wyszczerzył zębiska - duże, pokaźne i niejeden wilk by ich pozazdrościł. Machnął do recepcjonistki, a ta od razu coś zapisała. Co teraz? Fergal obejrzał się, czy aby Sojka już nie wracała. Nie chciał przebywać w miejscu w którym pojawiła się jedna z nocnych mar. Co jak co, ale popierdolonego Unziego chciał spotkać jako ostatniego z wampirów.
- Odwal się. Zaraz stąd wychodzę.
Warknął w odpowiedzi i odsunął się, tym samym dając spokój kobiecie. Ta wyraźnie odetchnęła z ulgą. Szaleniec nie wytrzymał i roześmiał się, wskazując przy tym wyrośniętym pazurem na dawnego kompana.
- Ty nie wiesz jak się prosi o żywe papu. Co nie, Meg? On nie wie... Nie wie, że nie wolno o tym głośno mówić. Bo... bo to tajemnica.
Słowa jednak skierował do pracownicy. Ta znowu poczuła potrzebę podrapania się po powiece, ale też i wzięcia bezpiecznego prysznica przez sitko.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Gość Nie Sty 26, 2020 10:44 pm

Skupianie się na drodze, aby odegnać myśli od chodzących świeżych worków z krwią. Dobre sobie.
Fergal jak nikt powinien pamiętać, że opanowanie krwawych żądzy przychodzi wampirom z niebywałym trudem, a co dopiero w sytuacji, gdy chodzi o nienajedzony poziom D. Manuela była pewna, że gdyby poszła sama na Banku, skończyłoby się to źle dla jakiejś mijanej przez nią istoty.
Zresztą samotny Schlecht pewnie zagryzłby jakąś matkę z dzieckiem, sądząc po jego wzroku. Czyli nadal gustował w mięsie niemowląt? Manuela się wzdrygnęła i na moment w obrzydzeniu odsunęła się od narzeczonego, puszczając go. Dopiero na myśl, że tylko ona może zapobiec śmierć tamtego bobasa, ponownie schwyciła ramię Fergala i wbiła pazury.
Nigdy. Więcej. Śmierci. Dzieci. Za dużo już ich widziała.
Dotarcie do Banku Krwi przynajmniej gwarantowało, że nie zabiją przez przypadek jakiegoś przechodnia. Połowa sukcesu osiągnięta. Teraz jeszcze zdobyć odpowiednią ilość krwi, nie wkurzyć żadnego z tutejszych wampirów – i znaleźć jakiś cichy kącik na wspólny posiłek.
Pracownica Banku, o dziwo, odniosła się do Manueli z pełnią sympatii, mimo że Polka wyglądała na mocno wyczerpaną. Może naprawdę współczuła biednym kreaturom poziomów E i D, które nie wybrały sobie takiego życia?
Błagam, czekaj tu spokojnie. Lepiej z nikim nie rozmawiaj – Manuela szepnęła jeszcze do Fergala, tuż przed tym, jak podążyła za kobietą, aby odebrać swoje worki z krwią.
Domyślała się, że jeśli Fergal do kogokolwiek się odezwie, najpewniej będzie niemiły, co poskutkuje tym, że rozmówca również stanie się cięty, to z kolei wkurzy Fergala, a wkurzony Fergal…
Ergo: niech Schlecht lepiej siedzi cicho i wkurza się ewentualnie w swojej głowie.
Manuela grzecznie usiadła przy biurku i zaczęła uważnie obserwować kobietę. Karta i szyfr. Sama lodówka pewnie była niemal pancerna. Mocno się zabezpieczali przed potencjalnymi wygłodzonymi złodziejami.
Polce aż ślinka pociekła z ust na sam widok dobrodziejstwa, jakie skrywał pokój.
Rozumiem. Poproszę od razu piętnaście – wydukała, nie spuszczając wzroku z krwi.
Dwa tygodnie. Piętnaście worków. Dla jednego wampira starczy. Ale dla dwóch…
Grupa krwi mi obojętna – powiedziała najpierw, wdychając słodki zapach, jaki teraz rozprzestrzeniał się w pomieszczeniu. Nie jadała ludzi, nie miała pojęcia, jaka krew jest najsmaczniejsza, nie miała ulubionej. Nie to co Fergal, który… – Albo moment. Proszę podać BRh+, jeżeli tylko jest – … który najbardziej, przynajmniej niegdyś, lubił krew właśnie – wtedy jeszcze ludzkiej – Manueli.
Poprosiła więc o swoją dawną grupę. Może jeśli Fergal dostanie zbliżony smak, to będzie mniej narzekał?
Pielęgniarka już podała pojemniczek i z uśmiechem wstała, aby odprowadzić Manuelę do wyjścia, jednak ta się nie ruszała. Westchnęła przeciągle i zapytała:
A ten mężczyzna, z którym przyszłam… Czy również dostanie swoją porcję?
Pielęgniarka milczała przez kilka sekund, aż w końcu odparła, o wiele bardziej zdystansowana:
Przykro mi, ale od razu widać, że to wampir wyższej krwi. Według wytycznych…
A nawet jeśli jest związany z gorszym wampirem i prowadzi taki styl życia jak on? Czy nie ma żadnych wyjątków?
Kim on właściwie dla pani jest? – spytała cierpko kobieta, jednak powróciła do biurka. Przystanęła przy Manueli, uważnie ją obserwując.
Polka przycisnęła do siebie pakunek z krwią, zapominając, że dłonie nadal ją bolały. Syknęła więc, poluźniając uścisk. Pielęgniarka z pewnością zauważyła rany, ale nie odezwała się słowem.
To mój mąż – odparła bezradnie Manuela, patrząc z dołu na kobietę. Ta natychmiast zerknęła na jej palce. Zmarszczyła brwi, nie widząc obrączki. – To znaczy prawie. Będzie nim. Trudno opisać. To skomplikowane.
Pielęgniarka podrapała się po twarzy, szczególną uwagę przywiązując do potarcia zmarszczonego czoła. Nadal wyglądała na nieprzekonaną.
Mąż, nie mąż, jest wysokiej krwi. Może kupić tyle worków, ile zechce, ale…
Ten związek pobłogosławił pan Hiro – wyrzuciła w końcu błagalnie Manuela. – On… ma się mną zająć, póki nie wydobrzeję, a jak pani się pewnie domyśla, może to trochę zająć. – Uniosła zabandażowane ręce, a następnie odchyliła szalik, ukazując ranną szyję. Fakt, że jedną z tych ran zrobił właśnie jej mąż, już pominęła. – Nie ma jak teraz pracować. Potrzebujemy więcej krwi. Oboje. Proszę.
Pielęgniarka niepewnie przyjrzała się całej sylwetce Manueli, ale w końcu dała za wygraną. Bez słowa wyjęła z lodówki jeszcze trzy worki z krwią, już byle jakie. Wcisnęła je do pudełka, a na wierzch położyła dodatkowo opakowanie tabletek.
Dzieci pana Hiro dostają więcej. Na jego koszt.
Oho, czyli miała zamiar wydać Manuelę i donieść o całej sytuacji Przewodniczącemu? Fantastycznie. Jakby Sojce było dość wyrzutów sumienia.
Polka pokornie wstała i teraz już bez szemrania opuściła gabinet. Osiemnaście worków. Dwa tygodnie. Opakowanie tabletek. Skarga do Hira.
Boże, oby Fergal podczas jej nieobecności nie zrobił niczego głupiego, bo wtedy kolejna wizyta w Banku nie będzie już taka przyjemna.
Szybkim krokiem wyszła na główny korytarz, ale stanęła jak wryta, gdy jednocześnie usłyszała podniesiony głos narzeczonego i wyczuła dobrze jej znaną woń – której nie spodziewała się już nigdy spotkać.
Unzi.
Oczywiście, kurna, że Fergal musiał narozrabiać. I to w najgorszy sposób.
Manuela skuliła się w sobie i wycofała o parę kroków, gdy tylko zobaczyła kolejne widmo z obozu. Co on tu robił? Akurat teraz, w tym miejscu? Fergal mówił, że Beleth nadal działa i że przeniósł się do Japonii, ale dlaczego jego pachołki odwiedzają Bank?
I czy tylko Unzi tu przyszedł?
Nie czuła innego znajomego zapachu, ale i tak się rozejrzała. Ani śladu Beletha czy Kriega.
Ani śladu Andrego.
Telefon zawibrował jej w kieszeni, jednak na razie nie zwróciła na to uwagi. Miała gorszy problem – czy powinna podejść do Fergala na oczach Unziego, czy czmychnąć stąd, licząc, że Schlecht jakoś sobie poradzi z sytuacją?
Jeżeli ona wyczuła woń Unziego, nie było opcji, aby i on nie wyczuł jej. Ucieczką nie ukryje więc swojej obecności. Ale mogła ukryć powiązanie z Fergalem. W końcu jeśli Beleth i świta się dowiedzą o ich relacji, mogą zyskać niezły sposób na szantaż. Manuela nie miała co do tego wątpliwości.
Unzi pewnie już ją dostrzegł, mimo że szybko wycofała się za drzwi. Aż pielęgniarka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
Z drugiej strony: czy powinna zostawiać Fergala samego z tym szaleńcem?... Po tym, co jej narzeczony powiedział o swojej przemianie i obecnej relacji z dawnymi przyjaciółmi?
Co jeśli Unzi zabierze go do Beletha i ten koszmar na nowo się rozpocznie?
Przepraszam, czy mogłaby go pani tutaj zawołać? Tylko po cichu. Trochę słabo się czuję. Przykucnę tu, na korytarzu. Proszę się nie martwić, to mi się często zdarza. On będzie wiedział, co robić – wyrzuciła jeszcze jednym tchem do pielęgniarki, opierając się o ścianę w taki sposób, aby zniknąć z pola widzenia Fergala czy Unziego. Dla pozorów osunęła się powoli na podłogę, chociaż gdy kobieta odeszła, natychmiast się poderwała.
Znowu poczuła wibracje w telefonie. Cholera jasna, kto do niej pisał? Musiał akurat teraz? Bratva, Hiro? Czy może Jyuu?
Pielęgniarka tymczasem niechętnie podążyła w stronę Fergala i Unziego. Nie wiedziała, że ten pierwszy awanturował się o żywy towar. Szalonego krwiopijcę z kolei kojarzyła i tolerowała, słyszała, że miał w Banku układy, ale sama nigdy go nie obsługiwała.
Pańska żona prosi, żeby pan do niej podszedł, bo źle się poczuła. Nie wygląda to na wampirzy głód, ale gdyby tylko zaczęły jej się zmieniać oczy, proszę zawołać. Nie możemy dopuścić, aby poziom D stracił tutaj kontrolę – powiedziała sucho, zwracając się do Fergala i palcem pokazując stronę, gdzie była Manuela. Następnie przeniosła wzrok na Unziego i swoją koleżankę: – Potrzebujesz pomocy, Meg? Co się dzieje?
Recepcjonistka coś odchrząknęła i szepnęła:
Pan Unzi po prostu przyszedł po standardową dostawę krwi spoza Yokohamy, ale za to ten tutaj… – zaczęła się skarżyć na Fergala, który ewidentnie nie wiedział, jak zapytać o żywe ciało do schrupania, ale najpewniej żaden z mężczyzn jej już nie słuchał. A już na pewno nie Unzi.
Żywo zainteresował się dwiema informacjami: wzmianką o żonie Fergala oraz… zapachem, który również dobrze pamiętał.
Sądził, że właścicielka tej woni już dawno zgniła pod ziemią, ale proszę, proszę – czyżby jednak plotki o dobroci Andrego były prawdziwe?
Jaka żona?! Masz żonę?! Taką jedną, żywą, na stałe?! Taką prawdziwą?! – Zaczął obskakiwać Fergala z entuzjazmem, na razie nie dając po sobie znać, czy rozpoznał zapach, czy nie. – Może ją przedstawisz kumplowi? Podzielisz się nią, jak kiedyś? – zarechotał na koniec, uciekając wzrokiem w stronę, gdzie czekała Manuela.
Cóż, dyskretne przyprowadzenie Rekina przez pielęgniarkę nie tak miało wyglądać – i Fergal z pewnością nie miał powodów do zadowolenia. Podejdzie do Manueli czy raczej spróbuje opanować Unziego tutaj?
Sama Polka usłyszała wesołe krzyki Unziego i ze zrezygnowaniem aż kopnęła w ścianę. Dobra, czyli piguła zawaliła sprawę. Nie było sensu się dłużej ukrywać. Musiała stawić czoła temu szaleńcowi, z Banku tak czy siak nie było innego wyjścia niż główne.
W momencie gdy odsunęła się od ściany i zrobiła krok w stronę korytarza, telefon ponownie zawibrował. Teraz już dłużej. Ktoś dzwonił.
Manuela ze złością go w końcu wyjęła. Nie znała tego numeru – jakiś japoński, ale czyj?
Słucham – odebrała pospiesznie, przyglądając się z oddali Fergalowi i Unziemu. Teraz cała trójka miała na siebie dobry widok. Nieważne, co robili mężczyźni – czy do niej szli, czy nie – Sojka stanęła w miejscu, bo usłyszała kolejną osobę, której się w ogóle nie spodziewała.
Mania? To ja, Maniu. Pisałem esemesy, ale może nie widziałaś. Pamiętasz, jak mi mówiłaś, że po Rosji jedziesz do Japonii i już nie wracasz do nas? Pamiętasz? – odezwał się ciepły męski głos, po polsku, choć z niemieckim akcentem. Manuela poczuła, jak zaczęły jej drżeć ręce. Co do cholery?... – Powiedziałem, że cię odwiedzę, gdy tylko załatwię pewne sprawy, bo wiem, że ci ciężko i że nie powinnaś być sama. I oto jestem! Yokohama, prawda? Dobrze mi Andre przekazał? Gdzie mogę cię znaleźć, Maniu? – pytał mężczyzna, wyraźnie uszczęśliwiony i pełen radości.
Gustaw – zaczęła ciężko Manuela po paru sekundach milczenia. – Gustaw, to nie jest odpowiedni… Ale zaraz, jak to jesteś w Japonii? Sam? – wydusiła w zdziwieniu.
Teraz naprawdę robiło jej się słabo i czuła się coraz gorzej. Spróbowała złapać Fergala wzrokiem, o ile tylko do niej podszedł. Właściwie, jeżeli to zrobił, to mógł usłyszeć rozmowę telefoniczną – komórka miała fabrycznie ustawioną maksymalną głośność.
Manuela błagająco wlepiła w narzeczonego oczy.
Niech stąd wyjdą. Bez Unziego. Niech ta chora sytuacja się skończy.
Tylko czy podopieczny Beletha da im spokój po tym, czego się właśnie dowiedział?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Gość Nie Lut 02, 2020 2:08 pm

Siedź spokojnie i nie rozmawiaj. Łatwo mówić. Fergal już był wściekły, gdy tylko zasiadł w poczekalni. Nie spodziewał się, że Bank krwi właśnie w taki sposób sprzedaje albo odbiera posokę. Jak widać Rada wolała mieć wszystko uporządkowane. Ale co się dziwić? Gdyby nie trzymali w ryzach handlu, z całą pewnością wygłodzone wampiry przejęły by cały biznes.
Czekał póki co grzecznie na Sojkę załatwiającą krew. Sam też powinien się tam udać i zakupić kilka worków. Owszem, pomogłoby, jakoś dałby radę. Ale na ile? Żywa ofiara, a nie worek, bywa dla niego ogromną różnicą. Już nie chodziło o wartości odżywce zawarte w żywym organizmie, lecz też o zbliżenie się do ciepłego i z bijącym sercem ofiary. Wsłuchiwanie się w życie bywało niebezpiecznie uzależniające. Właśnie dlatego wstał z krzesła i udał się na pogawędkę z recepcjonistką. Kobieta doskonale wiedziała o co chodzi, lecz Schlecht nie był upoważniony do otrzymania żywej ofiary. Powinien to zrozumieć. Powinien, ale tak nie było. Podczas gdy Manuela prosiła o dodatkowe worki, Fergal załatwiał sprawę po swojemu; kłótnia, wrzaski i wymuszenie uległości na wampirzycy. Mimo wszystko kobieta nie dawała za wygraną. Już był bliski wejścia za biuro pracownicy i wyciągnięcia siłą informacji o żywych ofiarach, kiedy do budynku weszła kolejna i najmniej oczekiwana osoba. Unzi. Szalony stwór, który doskonale znał Fergala oraz jego podopieczną, o której jeszcze nie wiedział.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha!
Zawołał jeszcze wampir i wtedy wyszła Manuela z gabinetu. Nie mogła się go spodziewać, ani Unzi jej. Oczywiście nawet i taki szaleniec jak on wyczuje dawną znajomą, przez co szerzej się uśmiechnął. Fergal warknął ostrzegawczo, będąc gotowym na wszelki atak świra. Na szczęście na nic się nie zapowiadało... Na ten moment, bowiem za plecami Rekina dobiegł głos należący do jednej z pracownic. Nie mógł się odwrócić, nie kiedy przed nim stał demon przeszłości.
Niemniej rzekome złe samopoczucie Sojki mogło być niezłą wymówką ucieczki albo wezwania pomocy.
- Zajmę się nią.
Syknął, nie potrafiąc ukryć złości. Pielęgniarka baczniej zaczęła się przyglądać Rekinowi, a później zwróciła się do recepcjonistki. Niezły chaos się zrobił. Pomimo stresów, tylko Unzi bawił się wybornie. Ba, przecież od zawsze żył w swoim popieprzonym świecie. Nawet teraz zamiast skupić się na odebraniu dostawy, zajął się Schlechtem oraz jego żoną. Skąd właściwie u licha taki pomysł?
- Zajmij się swoimi interesami, Unzi. Chyba nie chcesz zawieść swojego pana, on nie lubi spóźnialskich.
Odparował, ukrywając Sojkę. Wiedział jak uderzyć w szaleńca; wystarczyło mu przypomnieć do kogo należy. A przynajmniej kiedyś tak było, w obecnym czasie wszystko się mogło zmienić. Przez chwilę Unzi stał jak słup soli, a jego mina przestała się szczerzyć. Wpadł w zamyślenie, niemniej po kilku chwilach znowu zaczął chichotać. Czy tylko on usłyszał rozmowę przez telefon? Czy znowu coś się mu uroiło? Nie, wszyscy ją słyszeli. Najgorzej, że i Fergal. Jego rozzłoszczone spojrzenie od razu zawisło na Manueli, która była już w zasięgu wzroku. Widać, że bardzo chciała się stąd ulotnić. Co najważniejsze... Miała worki z krwią. Teraz tylko musieli się stąd zmyć.
Nie, Unzi nie mógł już wytrzymać. Usłyszane imię spowodowało głośny wybuch śmiechu. Aż pracownice się wzdrygnęły. Schlecht natomiast niemalże się zjeżył. Podszedł do kobiety, po minie już było widać że wcale nie zamierzał o nic ją prosić.
- Wyłącz ten pierdolony telefon.
Warknął wściekle, gromiąc spojrzeniem biedną wampirzycę. Obecne przy tym kobiety już się zastanawiały czy nie zgłosić incydentu Przewodniczącemu... W końcu to on ją przemienił, a ten tutaj ewidentnie bagatelizował sobie fakt.
Zapewne nie obejdzie się bez zgłoszenia tego Przewodniczącemu i kto wie, czy w najbliższych dniach parze nie złożą wizyty hycle.
Pociągnął Sojkę za sobą, mijając w ten sposób pracownice oraz Unziego. Oczywiście ten drugi mimo wszystko nie chciał dać za wygraną, nie musiał nic robić, wystarczy że był i na pożegnanie rzucił tekstem.
- Odwiedzimy cię! Fergal! Ja, Krieg i Andre! Tak, oni też tu są i tęsknimy bardzo. Papa!
Przynajmniej nie zamierzał ich śledzić. Jak widać wizja zdenerwowanego Beletha w ociąganiu się przy zadaniu, wprowadziła w stan porządku szaleńca. Cóż, do tej pory się boją tego człowieka. Acz kto by się z jego podopiecznych nie bał? Sam Schlecht nie miał pojęcia jakby zareagował na widok łowcy.
Opuścili budynek.
- Następnym razem sama tu przyjdziesz. Chyba, że ten burdel będzie dostarczał żywych ofiar. Popierdolone procedury... Tylko wybrani mogą korzystać? A co z innymi?
Powinna się cieszyć, że Fergal złość przeniósł na działający system w Banku krwi. Był przekonany, że żywe ofiary są dostępne, nawet jeśli są one nielegalne.
Odetchnął dopiero, gdy oddalili się znacznie i za ich plecami nie dało się słyszeć żadnych podejrzanych kroków oraz woni. Pomijając przechodząc obok wampiry, Fergal nie wyczuwał już żadnego niechcianego znajomego. Zatrzymali się więc w pewnym momencie, tuż obok jakiegoś sklepu z odzieżą. Oparł się plecami o ściankę. Jakoś nie miał ochoty zerkać na kolorowe, świecące wystawy.
- Widzisz? Jesteśmy skazani na polowanie. Chcesz spotykać się z NIMI w Dzielnicy nocnej? Beleth zapewne wymyślił, że skorzysta sobie z usług Rady, aby nie wzbudzić podejrzeń. Chociaż nie zdziwiłbym się, jakby cały ten Przewodniczący miał z nim jakieś układy i stąd... Stąd ten cały zasrany pomysł ze ślubem. Oni się po prostu nami bawią!
Może i zaczął wyolbrzymiać, może i zaczynał wpadać w paranoje, niemniej dla niego miało to sens. Hiro ocalił Manuelę nie z dobroci serca, ale z własnych chorych pragnień oraz pomysłów. I gdy przyszła odpowiednia pora, wpadł na genialny pomysł zjednoczenia ofiary oraz sadysty w kochającą się parę. Beleth na to przystanął z racji tego, że chciał się zemścić na swoim dawnym wychowanku i wręcz zmusić do powrotu, udowadniając że ten wcale się nie zmienił.
- I masz zmienić numer telefonu.
Wypalił nagle, nie zamierzając nawet tłumaczyć powodu. Zresztą, sama powinna się domyślić - Gustaw w końcu był przyjacielem Andre, a skoro oni tutaj są... Znowu Rekin odczuł narastającą złość. Dlatego już nie stał pod sklepem, wyminął wampirzycę i nie zamierzał na nią zaczekać. Musiała do niego dobiec, jeśli chciała iść obok. Poza tym wampir skończył już rozmawiać; znowu zamknął się w sobie, a jego mina zdradzała iż ponownie w jego głowie tliło się od myśli. Co niby teraz mają zrobić? Dokąd uciec? Mogliby udać się do Eliasa, ale jeśli Unzi wyczaiłby że i młodszy ma tutaj dom... Nie, nie może na to pozwolić. Ochrona rodziny ponad wszystko.
- Ile udało ci się zdobyć worków?
Pytanie padło dopiero w momencie, gdy zbliżali się na peron. Całą drogę Niemiec milczał, a jeśli Sojka coś pytała, zbywał ją. Naprawdę nie miał dobrego humoru... Ale czy Rekin kiedykolwiek chwalił się na dobre samopoczucie?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Gość Wto Lut 04, 2020 11:09 pm

Unzi z pewnością będzie miał co dzisiaj opowiadać Belethowi i całej świcie, gdy tylko wróci do nich z pysznym, żywym towarem.
Fergal – niegdyś postrach nie tylko wśród ludzi, ale i wampirów – teraz musiał korzystać z łaskawości Banku Krwi. Manuela Sojka – ludzka Żydówka, na której punkcie Schlecht dostał bzika i która nieintencjonalnie wywróciła część obozu do góry nogami – jednak żyła, w dodatku była wampirem klasy D. I najlepsze: ta dwójka, kat i ofiara, jakimś cudem teraz razem się trzymała, co więcej – pielęgniarka wspomniała o żonie Fergala. Ż O N I E!
Och, to były najwspanialsze informacje, jakie Unzi poznał od dawien dana!
Fatalnie się stało, że pielęgniarka akurat w ten sposób zwróciła się do Fergala, ale skąd Manuela w gabinecie mogła wiedzieć, kto czeka w korytarzu? Musiała wspomnieć o małżeństwie, aby udobruchać wampirzycę i dostać więcej worków – zresztą nawet gdyby Unzi o tym nie usłyszał, i tak wyczułby Sojkę. Ta sytuacja nie mogła dobrze się skończyć.
W dodatku do Manueli akurat teraz zadzwonił ten cholerny Gustaw. Wampirzyca była mu po stokroć wdzięczna za to, że przez lata zapewniał jej schronienie i bezpieczeństwo. Zdawała sobie sprawę z jego uczuć – Gustaw zresztą się z nimi niespecjalnie krył – jednak nigdy nie dawała mu nadziei na to, że je odwzajemni. Z grzeczności i przyjacielskiej sympatii utrzymywała z nim kontakt, choć ostatnimi czasy coraz mniejszy. Sądziła, że Gustaw w końcu dał sobie spokój, ale najwyraźniej wręcz przeciwnie – po prostu szykował się na podróż życia do Japonii.
Słuchała przez telefon w niemałym roztargnieniu jego słów i dopiero po tym, gdy Fergal podszedł tuż obok i wściekle syknął, opamiętała się, na jaką głośność jest ustawione połączenie. Pielęgniarki czy inne wampiry nie rozumiały polskiego, ale Fergal i Unzi już tak – no i obaj znali rozmówcę.
Obaj też nim gardzili.
Zignorowała polecenie Fergala, odwracając się na moment bokiem do niego i szybko ściszając palcem połączenie, tak aby tylko ona słyszała. Odezwała się też cicho w jidysz do Gustawa, przerywając mu jego opowieść o tym, że tak, postanowił zamieszkać w Japonii, w Yokohamie, i że owszem, jest tutaj sam, ale za to wynajął cudowną, dużą willę, więc może Manuela chciałaby…:
Gustaw, błagam. Nie mogę rozmawiać w tej chwili. Zaraz do ciebie oddzwonię.
Zdążyła tylko usłyszeć jego zdziwione mamrotanie i próbę ułożenia jakiegoś zdania w jidysz (znał go, choć nie tak dobrze jak polski), po czym się rozłączyła. Szybko schowała telefon
Wyjdźmy stąd, zanim nas zamkną w jakichś izolatkach – syknęła do Fergala i zaraz po tym została przez niego pociągnięta do wyjścia.
Ścisnęła kurczowo paczuszkę z workami krwi oraz uśmiechnęła się przepraszająco do pielęgniarek. Unziego planowała zignorować, zbyt zdenerwowana samym jego widokiem po tylu latach, ale gdy wspomniał imię Andrego, odruchowo odwróciła się w jego stronę. Zwolniła nawet trochę, aż Fergal musiał ją mocniej złapać, aby wyprowadzić z tego domu wariatów. Unzi za to roześmiał się serdecznie na ten widok.
Za tobą też tęsknimy, ptaszku! Do twarzy ci z byciem wampirem! Rodzinkę też masz przemienioną? – Musiał na koniec dogryźć Żydówce, z wyraźnym bananem na twarzy. Dopiero gdy ta dwójka wyszła, odwrócił się ponownie w stronę Meg.
Manuela, już w drzwiach, warknęła wściekle na te słowa i szarpnęła się w stronę Unziego, niemal gotowa rzucić mu się do gardła. Całe szczęście, że Fergal ją przytrzymywał. Na samo wspomnienie rodziny zaczęła jednak czuć się fatalnie przez jego dotyk – i gdy tylko odeszli paręnaście metrów, gwałtownie wyswobodziła ramię.
Mam iść sama na kolejne spotkanie z Unzim albo Kriegem? A może Belethem? Wiesz, że te pielęgniarki opowiedzą o wszystkim Hirowi? Jakim cudem Unzi przyszedł tutaj akurat teraz? Wasz pan już nie dostarcza im krwi? – pytała rozgniewana, wyprzedzając Fergala o parę kroków i przez moment idąc przed nim. Dopiero po paru chwilach ochłonęła i zwolniła. – To nie jest bezpieczne, żeby którekolwiek z nas chodziło teraz do Banku. Nie, kiedy możemy tam spotkać twoich… znajomych. Musimy znaleźć inny sposób – i nie mówię tu o żywym towarze – uprzedziła od razu, patrząc spod byka na Fergala. Nie, nie była w stanie się przekonać do atakowania bezbronnych ludzi. – Chyba… będę musiała skontaktować się z Hirem.
Nie chciała tego robić, nie chciała błagać swojego pana, aby zapewnił jej pożywienie, aby ochronił ich przed świtą Beletha. Ale jeżeli nie będzie innego wyjścia – pewnie skończy na dywaniku w Golgocie, upokorzona i z wyrzutami sumienia.
Chyba że… Ten nagły telefon od Gustawa… Nie, to do Manueli też nie przemawiało. Nie chciała wykorzystywać czyjejś dobroci z powodu własnych, egoistycznych pobudek.
Tylko że wizja Beletha, Unziego i Kriega, którzy w każdej chwili mogli wyskoczyć zza rogu, wcale nie prezentowała się kolorowo.
Zatrzymała się obok Fergala i wcisnęła pomiędzy ściany dwóch sklepów. Nadal była cholernie głodna, a przecież miała w końcu legalnie zdobytą krew. Rozejrzała się uważnie – nie było w pobliżu żadnego podejrzanego wampira, w ogóle niewiele osób tędy przechodziło. Nie czuła w dodatku żadnego wygłodniałego poziomu E czy D.
Zdążyła wyjąć jeden worek, gdy Fergal palnął to głupstwo o Hirze i jego domniemanej chorej gierce.
Nie mów tak! To, że twój pan zawsze miał jakieś dziwne, sadystyczne plany, nie znaczy, że inni też tacy są. Nie masz prawa tak mówić o Przewodniczącym! Nawet go nie znasz. Zresztą nie muszę przypominać, że zgodziłeś się na jego pomysł – nadal nawet nie wiem dlaczego – burknęła wściekle, odwracając się do niego bokiem i jednocześnie tyłem do ulicy. – I oczywiście, że nie chcę się z nimi tutaj spotykać, ale warto wiedzieć, których miejsc unikać. Dlatego pomyślałam wcześniej o kontakcie z Hirem.
Nie potrafiła myśleć o Hirze jak o jakimś prześmiewcy, który miał dobry ubaw, obserwując teraz Manuelę i Fergala. Czuła się z nim związana jak z ojcem, mimo że ledwo co go poznała – jej posłuszeństwo wobec Przewodniczącego miało niewiele wspólnego z racjonalizmem, dlatego tak bardzo denerwowało ją każde złe słowo o Hirze. Nawet jeśli miało podstawy.
Fergal powinien to zrozumieć. W końcu sam był zaślepiony przez Beletha.
Raz-dwa rozpracowała worek i przyssała się z ulgą do niewielkiej dziurki. Zaczęła spijać słodką krew. Zasadniczo nie pamiętała, kiedy ostatnio dostała tyle ludzkiej posoki naraz – dlatego z rozkoszą oparła się o ścianę, przymykając oczy i w pełni delektując tym smakiem.
Teraz, w tym momencie, mogła zrozumieć, dlaczego wampiry tak ubóstwiały prawdziwą krew. Dlaczego tak trudno było im się opanować przed jej wypiciem. A gdy krew jeszcze pochodziła prosto z ciepłych, bijących życiem żył… Och, to dopiero musi być pyszne…
Trzymała w drugiej ręce pakunek z pozostałymi workami, ale na tyle lekko, że Fergal mógł spokojnie wyjąć worek dla siebie i sam coś zjeść. Manuela na razie nie zwracała na to uwagi – puściła też mimo uszu jego uwagę o numerze telefonu.
Zmienić go? Jeszcze czego. Zresztą Fergal nawet nie znał obecnego numeru, więc jaka to dla niego różnica?
Gdy się posilili, Rekina znowu dopadła złość. Manuela jednak była teraz potulna i nieco odurzona przez krew, którą wypiła – dlatego nie skomentowała jego zachowania. Po prostu po chwili podążyła za nim w stronę peronu. Ponownie wyjęła komórkę.
Przysługiwało mi piętnaście, ale wyprosiłam o trzy więcej. Teraz, jak już zjedliśmy, mamy nieco mniej. Oprócz tego paczka tabletek – mówiła za nim, jednak nie doganiała go. Wręcz przeciwnie – nieco zwolniła, aby słabiej słyszał jej głos.
Nie czuła, żeby miała wsparcie w Fergalu – jedynie się wściekał, krzyczał, narzekał i gadał o polowaniu na żywe ofiary. Musiała działać na własną rękę, zwłaszcza gdy okazało się, że Unzi i resztą są bliżej, niż się wydawało. Z westchnieniem wykręciła więc numer do Gustawa. Naprawdę nie chciała go wykorzystywać, ale jako przyjaciel Andrego mógł wiedzieć, gdzie Beleth się ukrywał. Może nawet znał ich plany.
Dotarli akurat na peron, więc stanęła z tyłu, w odpowiedniej odległości od Fergala. Domyślała się, że nie będzie zadowolony z tego telefonu – ale czy on sam kiedykolwiek pomyślał o jej samopoczuciu?
Gustaw, przepraszam, naprawdę nie mogłam wtedy rozmawiać – odezwała się cichutko w jidysz, gdy tylko usłyszała jego głos. – Gdzie jesteś w Yokohamie?
Mania, nic nie szkodzi! Słyszałem wcześniej jakieś dziwne głosy… Wydawało mi się, że… A zresztą nieważne! Wszystko w porządku? Mam do ciebie podjechać? Akurat miałem zamiar udać się do miasta, ale jeżeli chcesz, możesz mnie odwiedzić, pokażę ci, gdzie się zatrzymałem. Możesz nawet zostać na dłu… – Gustaw mówił jak najęty, potwornie uszczęśliwiony, że Manuela do niego oddzwoniła.
Porozmawiamy, jak się spotkamy. Wolałabym gdzieś na mieście – przerwała mu w końcu wampirzyca. Niby wmawiała sobie, że miała gdzieś opinię Fergala, ale wolała uniknąć jego złości na wieść, że jedzie do wynajętego domu Gustawa. Kawiarnia była bezpieczniejsza. – Cieszę się, że przyjechałeś. Muszę też zapytać cię o kilka istotnych rzeczy. Niekoniecznie dzisiaj, to może poczekać, więc…
Mania, daj spokój! Jestem tu już od kilku godzin, chcę zwiedzić Japonię. I przede wszystkim chcę cię zobaczyć! Daj mi tylko adres, a będę w ciągu pół godziny!
Cóż, Manuela nie planowała aż tak szybkiego spotkania, jednak w końcu Gustaw taki był – porywczy i niecierpliwy, jeżeli chodziło o rozmowę. Podyktowała więc cicho adres niewielkiej, mało obleganej knajpki, którą kojarzyła, i po jego czułym pożegnaniu w końcu się rozłączyła.
Westchnęła głęboko i dopiero teraz zerknęła na Fergala. Nieważne, czy podsłuchiwał (chociaż jidysz i tak by nie zrozumiał), czy próbował jej wyrwać komórkę w trakcie rozmowy, czy coś krzyczał – Manuela uparcie trzymała telefon i nie dawała po sobie poznać, że coś ją rusza.
Nie ucieszy cię to spotkanie. Może będzie lepiej, jeżeli poczekasz gdzieś indziej. Z pewnością to bezpieczniejsze dla… dla wszystkich – wzruszyła ramionami, idąc powoli w stronę miejskiego pociągu. Za parę minut powinien odjechać. – On może coś wiedzieć o Belecie. Nadal przyjaźni się z Andre. Może mieć istotne informacje. Może pomóc… nam obojgu. Wrócę pewnie do mojego mieszkania pod wieczór.
Zabrzmiała tak, jakby żegnała się z narzeczonym przed zwykłym wyjściem do pracy, a po powrocie miała nadzieję ujrzeć go znowu w domu. Bo właściwie, gdyby Fergal poprosił teraz o klucze, udobruchana ludzką krwią Manuela pewnie by mu je dała – i Rekin mógłby grzecznie czekać na jej powrót ze spotkania z jakże uroczym i bezpiecznym Gustawem.
Tylko z drugiej strony: czy Fergal na pewno powinien teraz szwendać się sam po okolicy, gdy nadal w pobliżu mógł być Unzi? No i czy puści Manuelę na spotkanie z Gustawem – w ciasnej, przytulnej kawiarence?
Może jednak powinni iść tam we dwójkę? Chociaż wtedy niemal na pewno Fergal coś rozpieprzy. Stół, krzesło, ścianę albo najpewniej – głowę Gustawa.

Zt., a jeśli Ferg postanowi iść z Mańką (bo postanowi <3), to zt. dla obu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Punkt odbioru Empty Re: Punkt odbioru

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach