Chata z drewna

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Esmeralda Wto Kwi 14, 2020 9:22 pm

Nie wznosiła już dalszych protestów w kierunku mężczyzny, pozwalając by zajął się przygotowaniem tego co już wcześniej zapowiedział. Wszak była tutaj tylko gościem więc dalsze sprzeciwy były nie tylko niegrzeczne w stosunku do gospodarzy ale zabierały również cenne minuty kiedy to już dawno mogła suszyć łeb Leonowi. A było o co! Łowca nie tylko unikał szpitala i rudej jak ognia ale nie dawał znaku życia co bardzo martwiło członków Oświaty. Niewielu ich już zostało, każde ramię do pomocy, każda broń, artefakt i tęgi umysł dawały przewagę w tej nierównej walce. Z tego powodu nie można było sobie pozwolić na taką stratę.
Zanim płomiennowłosa weszła do Leona rzuciła spojrzenie szamanowi. On również wyglądał na pokiereszowanego, chociaż bijąca z jego sylwetki mistyczność wręcz odradzała by zmuszać go siłą do leczenia jak miała to ruda w zwyczaju. Nie był raczej łowcą. Dom Leona odbiegał od standardów Oświaty więc jedynym co mogła to grzeczne zaproponowanie pomocy przy opatrzeniu i dalszym leczeniu. Ale to potem, najpierw Leon.
- Zaskoczony? - zapytała zamiast wysilić się na standardowe przywitanie. "Cieszę się że żyjesz, jak dobrze Cię widzieć" nic z tych rzeczy. Wprawdzie odetchnęła z ulgą widząc go we względnej całości jednak prawdą był fakt że łowca nie wyglądał za dobrze.
- Jak Boga kocham zdzielę Cię zaraz po pysku. Nie wiesz gdzie mam gabinet, Leon? Dlaczego nie przyszedłeś? - był wolnym strzelcem jednak jako od łowcy wymagało się od niego trochę pomyślunku. Każde słowo, uśmiech czy próba dalszego przemieszczenia wywoływała grymas bólu który rudowłosa doskonale wychwytywała. Jako lekarz z wieloletnim doświadczeniem prawie bezbłędnie była w stanie ocenić stan pacjenta nawet bez dokładniejszych wstępnych badań.
- Wiesz że jestem niecierpliwa więc nie kłam. Przyszłam tutaj by sprawdzić jak się czujesz skoro sam nie wykazywałeś zainteresowania. Byłoby szalenie przyjemnie gdybyś powiedział dlaczego teraz wyglądasz jak zombie a Twój kolega jakby towarzyszył Ci w drodze niedoli. - sposób leczenia w dużej mierze zależał od tego co się wydarzyło. Bez badań krwi lekarka nie dowie się czy Leon po prostu dostał wciry czy w pakiecie niespodzianek jest jeszcze jakaś tajemna choroba albo tocząca się w organiźmie trucizna.
- Jaki projekt? - gdzie się szlajał? Dlaczego, po co? Dlaczego nie wezwał pomocy z Oświaty? Był to niestety powszechny problem wśród łowców ponieważ najpierw działali na własną rękę a potem... albo wyglądali potem jak Leon obecnie albo mieli żal o brak reakcji ze strony łowców. Niestety żaden wróżbita Maciej nie pracował na łowieckim etacie dlatego brak zgłoszeń i próśb o pomoc był równoznaczny z tym, że nie były organizowane interwencje.
- W porządku, ale nie pal ich przy mnie i nie zapijaj smutków w alkoholu. - westchnęła zrezygnowana wskazując na mnóstwo pustych butelek. Znała ten problem wręcz za dokładnie. Kiedy coś przerastało jej możliwości albo sytuacja zdawała się nie mieć wyjścia często zapominała o świecie oddając się uciechom jak seks czy alkohol. Coś z czym w normalnych warunkach zwykle nie przesadzała w takich chwilach przynosiło ukojenie i zapomnienie. Dawło ucieczkę przed światem i chwilowe poczucie "czystej kartki". Trudy tego świata dotyczyły wszystkich i każdy znajdował swój własny, niekoniecznie dobry sposób na radzenie sobie z nimi.
- Mam wprawę w poruszaniu się po trudnym terenie. Wbrew pozorom nie jesteś anonimowy w Oświacie i nie, nie stalkowałam Cię. - mrugnęła co było równoznaczne z tym, że pierwsza część miotania piorunami jest już za nimi. Prawdę mówiąc każdy z łowców posiadał "teczkę" z informacjami do których dostęp miał tylko dowódca i jego prawa ręka. A jako główny medyk także i ona. Czasami łowcy znikali na długie tygodnie, wtedy sytuacja wymagała kontroli w postaci chociażby sprawdzenia czy ich zdrowie bądź życie nie jest zagrożone.
- Dziękuję Ci. Jeśli pozwolisz chciałabym potem opatrzyć również Twoje rany. - oderwała na chwilę  wzrok od Leona i spojrzała na japończyka. Jego wzrok mówił sam za siebie... Mogła wstrzymać się przez chwilę z tą kontrolą krwi ale sprawdzenie czy w organiźmie łowcy nie ma żadnych krwotoków wewnętrznych, przerwanych żył, wylewów nie mogło za długo czekać.
- Co to za zioła? - zapytała z czystej ciekawości. Sama pasjonowała się zielarstwem i często sprowadzała rośliny z najróżniejszych miejsc na świecie a potem pielęgnowała w szklarni, przydomowym ogródku i mieszkaniu. Jej dom był jak mała dżungla pełna zieleni a nawet tropikalnych żabek i pająków.
- Wygląda na to że nie ma poważnych wewnętrznych uszkodzeń. Gdzie dokładnie Cię boli? - zapytała, nie przerywając jeszcze działania magii. Niestety nie posiadała mocy leczenia. Jej jedyną mocą w tym zakresie była magia krwi, wiedza i lata medycznych praktyk.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Jolene Czw Kwi 16, 2020 9:32 pm

Powoli otworzyła oczy, przez chwile nie bardzo wiedziała co się stało i gdzie jest. Ostrożnie rozejrzała się po pomieszczeniu, tak zdecydowanie to był jej pokój. Tylko co robi na tej zimnej podłodze, dlaczego jej tak wieje po nerkach? Podźwignęła się na łokciach i w tym momencie poczuła okropne łupanie w głowie. Co tu się właśnie wydarzyło? Dlaczego czuła się jak jedno wielkie g?
Całe obolałe ciało zaczęło dawać jej znać. Nieznośny ból szczęki, pęknięta kość jarzmowa, przeszywające ciągnięcie w barku, sińce i rany na całym ciele, nie wspominając już o obrażeniach głowy, które kryły się pod jej włosami.  Poranionymi palcami dotknęła swoich warg, opuszkami wyczuła zaschniętą krew i wcale niebyła to jej posoka.
- Cholera.. – Podnosząc się z podłogi zauważyła w końcu w jak bardzo opłakanym stanie było okno. Wybite i roztrzaskane, jego spora większość wylądowała na zewnątrz, czyżby wybiła je kimś? Ze zdenerwowaniem poderwała się na równe nogi i to był kolosalny błąd, łupnięcie w jej kolanie było głośne, nie była pewna czy najpierw zadzwoniło jej w uszach czy poczuła paraliżujący ból. Zacisnęła dłonie, sycząc pod nosem, aby złagodzić cierpienie. Nie miała teraz na to czasu, musiała sprawdzić czy... czy wszyscy żyją. Przez kilka sekund walczyła z własnym ciałem, aby zmusić je do postawienia pierwszych kroków w kierunku drzwi. W końcu udało jej się dotrzeć do wyjścia z pokoju. Była to istne droga krzyżowa. Minęło zbyt mało czasu od tego felernego zdarzenia aby mogła się jakkolwiek zregenerować.  Gdy tylko znalazła się na korytarzu, a drżącą ze strachu i zmęczenia dłoń oparła o balustradę przy schodach,  poczuła to. Był to cudowny zapach, nie miała jeszcze nigdy w swoim życiu okazji czuć czegoś tak niesamowitego. Momentalnie oczy zabłysły jej szkarłatem. Przestała zwracać uwagę na ból i wszelkie niedogodności. Nie była już poczytalna, jej umysł i ciało było nastawione na jedno. Zdobycie krwi było priorytetowe. To, że jej racjonalne myślenie poszło w odstawkę, nie znaczyło, że nie będzie ostrożna. Wiedziała, że ona i ofiara nie są tu same. Powoli zeszła po schodach, nie chciała od razu zdradzać swojej obecności. Zapach był coraz mocniejszy, a i głosy dobiegające z gabinetu ojca mówiły, że idzie w dobrym kierunku. Uśmiech na jej twarzy był szeroki, obnażał jej kły. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek, rudowłosa kobieta była już tuż tuż. Jojo wyciągnęła w jej kierunku rękę, używając swojej mocy aby palce zaczęły zamieniać się w nici, a one w linę o grubości mniej więcej jednego centymetra. Chciała złapać kobietę w swoje siła... Była już tak blisko, wystarczyłoby tylko zacisnąć dłoń, aby schwytać ramię Esmeradly i przyciągnąć ją do siebie.
- Już się nie mogę doczekać.- Oblizała łapczywie wargi. Już czuła ten smak w ustach. Ten dreszczyk emocji dodawał jej tylko motywacji. Zacisnęła dłoń i jeżeli się jej udało pochwycić kobietę, napięła mięśnie i sprawnym ruchem przyciągnęła ją do siebie. Nie zastanawiała się długo gdzie gryźć, wybrała miejsce do którego było najłatwiej się dostać, a więc padło na szyję. Odrzuciła niedbale rude włosy łowczyni i zatopiła kły w jej alabastrowej skórze. Trzymała ją mocno w objęciach, nie chciała aby ta zbyt szybko się wyrwała. Była pyszna, najpyszniejsza, chciała wypić jak najwięcej. Zapomniała przez to o całym bożym świecie, liczył się tylko ten cudowny smak krwi.
Jolene

Jolene

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Różowo-czarne włosy, długa blizna biegnąca przez jej dekolt.
Zawód : Poszukiwacz przygód
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : -
Moce : Scary Monsters, King Nothing


https://vampireknight.forumpl.net/t4373-jolene#96161

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Leon Pią Kwi 17, 2020 2:40 am

- Nie zdzielisz, bo będziesz mieć mnie na sumieniu. No i kto niby miał mnie stąd przytargać? - Spytał patrząc na nią z niezrozumieniem. - Lis zaraz uśnie, a ja nie umiem prowadzić bez rąk i nóg. Chciałem się wybrać, za jakiś czas… jak ktokolwiek tutaj dojdzie do siebie i sytuacja się ustabilizuje.
Nie miał zamiaru przestać się uśmiechać i mijać z prawdą. Żuchwa może i bolała go a nawet groziła wyskoczeniem z zawiasów. Nie wiedział ile może jej powiedzieć, była impulsywna i zajmowała się odwampirzaniem. Nie był pewien na ile będzie w stanie zrozumieć to co się działo w chatce. Nie mówił tu o sprawach pozaoświatowych czy czarnej magii, a o małej i nieznośnej istocie, która była przyczynkiem wszystkich tych szkód. Dobrze, że dzieciaki wyjechały na jakiś czas z Wielebnym, gdyby musiał przejmować się i nimi mogły paść trupy.
- Rudzielcu to bardzo skomplikowane. Powiem ci, o ile obiecasz że nigdy ale to przenigdy oświata, wampiry, nikt nie może dowiedzieć się o tym co tu się dzieje.
Zatrzymał się patrząc na przyjaciela szukając w nim przyzwolenia. Była to sprawa ich obojga, w którą przez lata wmieszali masę osób. O ile Gascoigne i Młody przyjęli ją dość ciepło, to woleli nie nadwyrężać tolerancji innych. Lis słyszał wszystko jednak nawet się nie poruszył. Nie znał jej wcale i nie potrafić ocenić jak zareaguje, nie chciał ryzykować konieczności zabijania kogokolwiek, nie mówiąc o tym że śmierć jednej Esmeraldy rozeszłaby się echem zbyt wielkim by mogli je potem opanować.
- Nie. Użyj zdolności tam, gdzie są potrzebne do ratowania życia. Zmarnujesz energię na mnie. - Odpowiedział zaskakująco grzecznie, ale stanowczo. Nadal patrzył to na jej ręce to Kowboja i z równym niepokojem. - Wilku nie mogliśmy tego ukryć. Sam widziałeś co się stało dzisiaj. Nie jest gotowa na świat ani świat na nią, ale chyba sami już nie damy sobie rady.
Szaman wzruszył ramionami zaciskając i rozluźniając mięśnie ręki i trąc o siebie zębami. Niemal piętnaście lat ukrywali ją przed światem. Ludzie by nie zrozumieli, wampiry próbowały odebrać. Ale co z tego skoro jeszcze chwila i dziewczyna po prostu wstanie i wyjdzie. Zrobi tym krzywdę sobie, innym w okolicy i zabraknie ich w tym momencie, gdy będą najpotrzebniejsi.
Zatrzymał się tuż przed progiem i oparł się o niego głową. W końcu, tuż przed wyjściem rzucił jedynie patrząc w ścianę z pełną powagą.
- Pierwiosnek, Orzech, Warzucha, Imbir, Enkiant, Drapacz, Ząb psi. Pij. Postawi cię to na nogi.
A następnie poszedł do swojego małego ogniska odpocząć i wylizać wszystkie powstałe po walce rany. No i mając nadzieję, że popełnili właściwą decyzję.
- Boli mnie wszystko. Chyba złamałem rękę, nie wiem jak ze stopami. Przynajmniej ze dwa trzonowce złamane, ale były już martwe więc bez znaczenia, wstawi się nowe. Szczęka i palce już wstawione, bark też. Nie wiem co z okiem.
Zdał relację przeglądając się szybko i zastanawiając się czy czegoś nie pominął. Szybko jednak zapomniał o ranach i bólu. Za późno zareagował na to co się stało i zobaczył tylko jak Jojo znowu zaczyna świrować.
Pies tam skręcone kostki i złamana ręka. Jak nie pomoże teraz Esmeraldzie, to wszyscy będą w tarapatach. Lis już wyszedł i nie dobiegnie tu na czas. Szeryf rzucił rewolwer i zerwał się z pozycji siedzącej. Adrenalina jaka napłynęła mu do żył nie odcięła go od bólu, ale pozwoliła mu na znacznie więcej niż powinien móc zrobić w tym stanie. Bał się jak diabli - o Esme, Jolene, Lisa. I jedna i druga miały asy w rękawie, a on nie chciał się przekonywać, która skitrała tam wyższy kolor.
Dwoma susami dopadł ich, dwoma susami okupionymi obrzydliwym trzaskiem kości w nogach. Jeśli wcześniej były jedynie obite to teraz można było już być pewnym, że na tygodniu herbatek i okładów się nie skończy.
- Nie krzywdź jej! - Wrzasnął właściwie do obu. jednocześnie.
Nie miał pomysłu, więc zrobił tylko to co przyszło mu do głowy. Wsadził paluchy zdrowej ręki w nos Jolene i szarpnął mocno do góry. Mogła być w transie, ale szok, absurd i ból powinny rozewrzeć jej szczękę. Ciągnął dalej przewracając się z nią na ziemię i próbując przysadzić jej, teraz pustym, czerepem wprost o posadzkę.
- Jolene, Jolene, Jolene, Joleene! - Krzyczał ciągle trzymając palce w jej nosie i próbując przygwoździć jej ramiona kolanami. Była silna ale miał nadzieję, że chociaż na chwilę ją to spowolni. - Esme kajdanki!
Z nosa łowcy znowu zaczęła ciec posoka, tak samo jak z ust i ran na brzuchu. Nie myślał o tym jednak. Na umieranie przyjdzie pora, gdy obie będą bezpieczne i spokojne. Nie miał jednak nic przeciwko poturbowaniu Jojo. Była wampirem i jak się okazało dzisiaj, znacznie bardziej zajadłym i wytrwałym niż większość. Lis pewnie miał nadzieję, że przywalenie jej czymś ciężkim wyłączyło ją na dłuższą chwilę. Nie było kiedy jej wiązać, ani po co - liny miały tyle sensu co zarzucenie na nią koca i mieć nadzieję że po prostu uzna, że jest noc i pójdzie spać.
- Esme, poznaj Jojo. Moją córkę. - Westchnął płytko i uśmiechnął się, mimo koszmarnego bólu i stresu. Nie tak wyobrażał sobie wyznanie jej prawdy na temat swojego małego sekretu.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Esmeralda Sob Kwi 18, 2020 8:34 pm

Typowe tłumaczenie łowców. Zawsze mieli czas, myśleli o wybraniu się do szpitala ale nigdy, przenigdy nie było im po drodze. Część z nich niejednokrotnie miała nawet pretensje o ratunek, twierdząc że świetnie sobie radzą w pojedynkę.
- Sama bym Cię przytargała gdybyś skorzystał z telefonu i raczył mnie powiadomić. Jestem lekarzem, nie wróżką. Na przyszłość weź ten cholerny telefon i daj znać że potrzebujesz pomocy. - Oświata nigdy nie zignorowała żadnej prośby o pomoc. A jakież łatwiejsze byłoby życie gdyby każdy stosował się do zaleceń i informował o walkach, zagrożeniach czy aktualnej sytuacji.
- Leon... - spojrzała na niego unosząc do góry prawą brew – za kogo ty mnie masz? Czy kiedykolwiek dostałeś jakieś podstawy żeby sądzić, że mogłabym być... niedyskretna? - sama posiadała wiele tajemnic i kłamała jak z nut gdy tylko istniało ryzyko ich ujawnienia. Nigdy również nie "wsypała" nikogo do dowódcy czy nawet najbliższych przyjaciół i rodziny. Również i w tych kwestiach była lekarzem który usilnie broni tajemnic medycznych swoich pacjentów.
- Jeśli mam pomóc muszę znać szczegóły. - dodała po chwili zamyślenia. Stan w jakim znalazł się łowca nie przypominał zwykłego starcia z głodnym i niskokrwistym wampirem. Takie obrażenia nie powstają znikąd i trudno znaleźć wytłumaczenie niewzbudzające podejrzeń.
- Pozwól że sama ocenię kto potrzebuje pomocy. - jej ton był równie grzeczny i stanowczy jak szamana. Rozumiała jego niechęć i brak zainteresowania magicznymi sztuczkami ale nie tylko z nich korzystała lecząc innych. Opatrzenie i założenie kilku szwów nie sprawiło że komuś nagle uschła i odpadła ręka. Esmeralda nie znała możliwości azjaty, jednak żadne ziółka i herbatki nie zastąpią nastawienia kości, oczyszczania ran i założenia bandaży jak wujcio Hipokrates przykazał w swojej sławnej przysiędze! Decyzja  należała jednak do mężczyzny. Ze swojej strony mogła ewentualnie zignorować jego jęki, ogłuszyć i zająć się nim bez zbędnego dziamgolenia i dalszych sprzeciwów. Nim jednak przystąpiono do radykalnych kroków, miał czas na zastanowienie i ewentualne poddanie się zabiegom bez konieczności kłopotliwych interwencji.
- Ząb PSI? - spojrzała na Leona zaraz po tym jak wyszedł szaman. Serio? W tamtym momencie usiłowała sobie przypomnieć czy istnieje jakaś tajemna trawka o takiej nazwie czy rzeczywiście życie stracił jakiś biedny czworonóg i właśnie konsumowano w napoju jego zęba. Na twarzy lekarki bardzo długo utrzymywało się zaskoczenie wraz z czymś w rodzaju odrazy. Zmarszczyła nos i potrząsnęła głową starając się wymazać z pamięci to co przed chwilą usłyszała.
- Wszystkim się zajmę tylko w pierwszej kolejności muszę sprawdzić czy jest coś co wymaga jeszcze pilniejszej interwencji. - mieli czas, a tego czego nie będzie w stanie wykonać tutaj z powodu braku narzędzi zawsze można dokończyć w Oświacie.
I na tym ta bajka mogłaby się skończyć. Przyjemna pogawędka, poznanie tajemnic przez które wyszło jak wyszło oraz szybkie postawienie na nogi wszystkich potencjalnie potrzebujących. Coś jednak zburzyło idealny i w miarę spokojny dzień. Lecząc, a raczej używając magii w celu sprawdzenia czy nie doszło do krwawień wewnętrznych, Esmeralda była na tyle skupiona, że nie zwracała uwagi na to co czai się za rogiem. Kto normalny mógłby się spodziewać nagłego ataku wampira. Krwiopijcy w domu łowcy który w dodatku jest CÓRKĄ zainteresowanego. No kto? Wszelkie stąpania po schodach mogły przecież zostać odebrane jako kroki szamana, bo nikt przecież nie uprzedził rudowłosej, że w domu znajduje się ktoś do odstrzału. Kiedy oplotły ją nici było już za późno. Nie spodziewała się, dlatego czując kły na swojej szyi odruchowo wymierzyła uderzenie z tak zwanego łokcia by odepchnąć od siebie przeciwnika.
Wrzask Leona i to jak zwracał się do wampirzycy całkowicie zaskoczył rudowłosą. Znali się? Wiedział o tym i NIC NAWET NIE WSPOMNIAŁ? Co jeszcze ukrywał w swoim domu? Wiele pytań przeleciało przez jej głowę w trakcie szamotania się z nieznajomą.
Esme kajdanki!
Nie trzeba było dwa razy jej tego powtarzać. Szybkim ruchem wyciągnęła bransoletki i zapięła je wokół nadgarstków dziewczyny. Dopiero po tym mogła się jej przyjrzeć i zobaczyć kto w biały dzień raczył ją zaatakować.
 Esme, poznaj Jojo. Moją córkę.
Że co kurwa? Tego jeszcze brakowało.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom, przetrawiając tą informację z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i ręką przyciśniętą do krwawiącej szyi. Krew zabrudziła już rękaw jej płaszcza ale proces regeneracji był na tyle szybki, że lada moment wszystko powinno się zagoić.
- Żartujesz sobie ze mnie. Trzymasz w domu niebezpiecznego wampira i nawet  nie uznałeś za stosowne by mnie uprzedzić w momencie gdy przyszłam Ci do cholery jasnej pomóc? - stwierdziła i tak, to było silniejsze od niej – zdzieliła łowcę po pysku zdrową ręką tak że prawie się zatoczył. Co z tego, że w końcu zareagował i pomógł. Zasłużył.


Jojo – w trakcie picia krwi (krótkiego bo krótkiego, ale ojciec Ci pożałował ~ co poradzę) miałaś migawki z odwampirzania. Widziałaś zamaskowanych łowców, krąg, łowczynię którą właśnie ugryzłaś oraz wampiry oplecione jakimiś czerwonymi nitkami. Co ciekawe był tam także Leon na równi biorący udział w rytuale... Wizja dawała mało szczegółów i była bardzo krótka ale wystarczająca byś mogła się dowiedzieć co tatusiek robi "w pracy"
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Jolene Sob Kwi 18, 2020 11:12 pm

Uderzenie z łokcia było solidne i dość bolesne, zważając na obecny stan wampirzycy. Co prawda jej ciało zaczęło już się regenerować, ale miała tak rozległe obrażenia, że gojenie tego wszystkiego zajmie dłuższy czas, niezależnie od tego czy się posili kimś czy nie. Znów przeskoczyło jej coś w szczęce, ale nie dała się jeszcze tak całkiem oderwać od przepysznej posoki Esme. Zwłaszcza, że coś zobaczyła, coś przerażającego, a jej ojciec i ta kobieta brali w tym udział. Jojo, zaczęła się obawiać, że Esmeralda przyszła tu po to, aby jej zrobić to samo. W złości chciała zacisnąć szczęki jeszcze bardziej, ale na szczęście tylko na zamiarze stanęło. Powstrzymały ją dwa paluchy Leona w jej własnym i jakże osobistym nosie. Poniekąd to ją właśnie nieco otrzeźwiło. Puściła ze swojego uścisku Esmeraldę i runęła na ziemię, mocno uderzając głową o podłogę. Tak mocno, że coś chrupnęło, a podłoga pod jej i tak już zlepionymi krwią włosami została naznaczona krwią, ale nikt nie był wstanie tego teraz zauważyć. Szkarłat był wszędzie, na łowcach, na niej, na podłodze, drzwiach, a i pewnie suficie i ścianie. Czy właśnie tak to sobie papa wyobrażał? . Gdzieś pomiędzy dudnieniem w uszach, a natłokiem negatywnych myśli, usłyszała swoje imię. Spojrzała na ojca, wydawało się, że dość trzeźwo i rozumnie, ale wciąż walczyła, chciała się uwolnić spod jego kolan. Kajdanki?! O nie, tak łatwo nie da się złapać, wierciła się i szarpała, zaczęła nawet kopać, ale jak się okazało, to nie rudowłosą, a co najwyżej powietrze. Za swoje szczególne czyny i zasługi została nagrodzona łowieckimi bransoletami. Świetnie, teraz żeby się od nich oddalić miała jeszcze bardziej utrudnione zadanie. W pierwszym kroku trzeba się pozbyć ojca, był dość ciężki, więc nie pozostało nic innego jak użyć mocy... i tu się rozczarowała, nie mogła. Mina jej już całkiem zrzedła. Przez myśl przeszło jej kilka paskudnych bluzgów. Teraz już była pewna, że mają wobec niej jakiś plan, i wcale jej się to nie podobało.
- Mi też to chcecie zrobić?!- Nie dbała o to czy wiedzą o co chodzi czy nie, była zbyt poruszona. Nie wiedziała dokładnie jaki rytuał albo tortury przeprowadzali na jej pobratymcach, ale zbyt przyjemnie to nie wyglądało, nie było opcji, aby też się na to zgodziła. Co to, to nie! Może najpierw trzeba się jej o zdanie zapytać, a dopiero po tym stosować podejrzane praktyki? Co to jest w ogóle za knucie za jej plecami?! Była wściekła, zła, chciała się wyżyć, słownie i fizycznie, już miała im wygarnąć co o nich myśli. Miała nawet kilka dobrych określeń na zdradliwego ojca i jego przyjaciółkę, kiedy to Esme nieświadomie wyprowadziła ją z błędu, a może to podstęp?! Tak to jest podstęp! Szalony umysł Jojo, podsycany szokiem, strachem ale i zapachem oraz smakiem krwi, nie dopuszczał do siebie racjonalnego myślenia.
- A niby gdzie miał mnie trzymać? Chyba słyszałaś jak mówił, że jestem jego córką. Czy trzeba Ci to przeliterować? C-Ó-R-K-A. I z całą pewnością, ale nie pozwolę się torturować, nie będziecie robić na mnie swoich dziwnych i podejrzanych czary mary.- Warknęła w stronę kobiety, nadymając się przy tym jak... rozdyma. Zamarła na chwilę kiedy tylko zobaczyła jak ręką łowczyni zbliża się do Leona i strzał prosto w jego pokiereszowaną twarz. Na ten widok Jolene rozwarła szczękę na kształt literki 'o'. Tego się nie spodziewała, ale nie zastanawiała się nad tym długo. Dla niej lepiej jak się teraz pokłócą, a nawet pobiją, powodzenia. Liczyło się, że przez chwilę będzie miała czas dla siebie i będzie mogła uciec. Jak tylko nikt nie będzie patrzeć, to przeturla się na brzuch i ruchem robaczkowym doczołga się do drzwi, a tam czeka na nią już tylko wolność. Jak pomyślała tak zaczęła robić. To było genialne w swojej prostocie! Nastoletni umysł to jednak skarbnica dobrych pomysłów.
Jolene

Jolene

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Różowo-czarne włosy, długa blizna biegnąca przez jej dekolt.
Zawód : Poszukiwacz przygód
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : -
Moce : Scary Monsters, King Nothing


https://vampireknight.forumpl.net/t4373-jolene#96161

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Leon Wto Kwi 21, 2020 10:30 pm

- Po prostu zesłano mi cię z nieba, piękna. - Rzucił chrząkając, co pewnie miało być próbą śmiechu. Niestety przy okazji poczuł wszystkie mięśnie i miał wrażenie, że poczuł jak przemieszczają mu się wnętrzności.
Oświata nigdy nie ignorowała pomocy a on był jej członkiem, to prawda. Jednak nie był typem człowieka, który lubił być dłużnym nawet ludziom którzy wysyłali mu czeki za to, że w takim stanie może się znaleźć. Zwłaszcza, że to zagrożenie było tym, o którym wolał nikogo nie informować.
- To po prostu bardzo delikatna sprawa, tak delikatna jak te projekty na boku. - Powiedział półszeptem. Odwampirzanie było sprzeczne z jego poglądami i budziło w nim głębokie poczucie antypatii. Nadal było ono lepsze, niż zwykły mord, no i dawało światło w tunelu nawet dla tych, które straciły zmysły. Była to bez dwóch zdań budująca myśl, w tych mocno
niepewnych czasach.
Och jakże inaczej potoczyłyby się wydarzenia następnych kilku minut gdyby nie ten przeklęty Lis. Lis, który po prostu odszedł, zostawiając uroczą lekarkę i w pół martwego kowboja samymi sobie. Cóż, przynajmniej na zakończenie rozbawił Leona powodując u Esme szczere zaskoczenie i odrazę. By dopełnić obrazek dopił swoją herbatkę i spojrzał na nią jakby chciał powiedzieć “co? Mój jest chyba w porządku”.
Na leczenie mieli wiele czasu, przynajmniej taką miał nadzieję. W końcu kryzys został rozwiązany, pożary ugaszone, sexy pielęgniarka przyszła zająć się nim jak w każdym zwieńczeniu dobrego-średniego akcyjniaka.
A potem okazało się, że to tylko preludium. Nawet był dumny ze złapania Jojo, z tego że udało mu się ją jakoś powstrzymać przed wymordowaniem wszystkich. Znał jej moce i wiedział jak potencjalnie niebezpieczne mogą być, zwłaszcza gdy traciła nad sobą panowanie.
- Jojo, zamorduję. - Wydyszał plując i smarkając krwią, ale z szerokim uśmiechem. Połamał sobie pewnie nogi, jeśli wcześniej nie umierał to teraz już poprawił swój błąd. Ale za to ogarnął sytuację, jak na szeryfa przystało.
Niezbyt długo trwała jego radość. Właściwie tę chwilę, którą zajęło wyprodukowanie przez jego mózg tej myśli. Potem usłyszał, że Esme coś krzyczała ale nie był pewien do końca co, a potem dostał pięścią w czaszkę i spadł z Jojo. Nawet nie wiedział kiedy, wylądował na posadzce czując, że nie może się podnieść i przyduszając się z bólu, jaki spowodowało wylądowanie na wybitych stawach.
Mroczki sprzed oczu minęły mu dopiero, gdy usłyszał jej głos. Albo może echo pytania, które zadała dużo wcześniej?
- Jojo, nie wydurniaj się.- Westchnął patrząc na to jak robaczkuje sobie przez posadzkę wprost do drzwi. - Chcemy byś nas nie zabiła.
Widząc to zrozumiał jak wiele mądrości przelał w to dziecko, które nawet w szoku i podczas takiej sytuacji potrafiło znaleźć najdziwniejszy i najbardziej efektowny sposób na ucieczkę. Niedawno jeszcze uczył ją jak uciekać z kajdanek czy będąc związaną - a teraz? Sama potrafiła zorientować się kiedy zwiać Te dzieci tak szybko rosły. Łzy bólu i ojcowskiej dumy zaszkliły jego oczy, a zmęczenie odebrało niemal resztki zdrowego rozsądku. Nawet spróbował potoczyć się za nią i jakoś złapać w locie, ale powiększa plama krwi na brzuchu sprawiła, że jednak poddał się z tym zamiarem.

Wtedy też w drzwiach stanął rosły facet w kapturze. Wysoki i z poważnym wyrazem twarzy malującym się na śniadej skórze wystawił but w kierunku ramienia Jolene zatrzymując jej nieudolne próby ucieczki.
- Chcesz zwiać to chociaż się poderwij na kolana. - Warknął groźnie patrząc na nią spod byka. Dopiero teraz rozejrzał się po reszcie pokoju. Dwójka rannych łowców i mała siedemnastoletnią wampirzycę w kajdankach, straszny bajzel i to nie tylko taki spowodowany tendencją Leona do rzucania papierów tam, gdzie skończył je czytać.
- Przynajmniej nie poddałaś się bez walki. Na razie bądź grzeczna.
Podniósł ją za wszarz i upuścił na kolana. Nie do końca wiedział kim jest kobieta w domu, ale po Leonie spodziewał się znacznie lepszego stanu.
- Nic ci nie zrobiła? Wypij herbatkę, pomoże. - Wskazał śniady na stół, gdzie napar powoli stygł jakimś cudem nie rozlewając się przy tym całym rozgardiaszu. - Leon, starzejesz się.
Młody ściągnął kaptur i złapał wampirzycę za kark ciągnąc ją po ziemi wprost do kowboja. Ten powoli dochodził do siebie, przynajmniej na tyle by być w stanie odpowiedzieć na pyskówki.
- Zajmij się nimi, ja tu sobie chwilę poleżę. - Przetoczył się na plecy i westchnął głęboko patrząc z dezaprobatą na córkę. Nigdy nie potrafił jej solidnie opieprzyć, ale tym razem już przegięła. Wyrzucając go z okna i potem rzucając się na nieznaną osobę, która przyszła do domu po prostu przegięła. - Twój pokój od dzisiaj znajduje się na parterze, zabiorę wszystkie fajki ze skrytek.
Zgiął się w pozycję embrionalną, żeby chociaż trochę zatamować krwawienie i powoli odbijając się od barku podniósł się na klęczki i westchnął ciężko. Jeśli Jojo myślała, że to koniec kary to grubo się myliła.
- Przeproś Esmeraldę. Grzecznie. - Spojrzał się w stronę rudej i uśmiechnął się. półgębkiem, byle Jojo nie mogła zobaczyć. Dla efektu Młody tyrpnął ją butem w tyłek. Chłopaki nie miały pojęcia jak wychowywać dziewczynę i do tego wampira. Nie odkąd zaczęła odkrywać swoje zdolności. Więc wychowywali ją tak jak myśleli, że powinno się wychowywać. Może nie była to najlepsza metoda, ale według nich rozwijająca charakter.
Biedna Esmeralda, chata musiała wydawać się jej istnym domem wariatów.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Esmeralda Pią Kwi 24, 2020 6:51 pm

Bajerę to on miał niezłą. Niezależnie jak była na niego wkurzona, w większości potrafił rozładować atmosferę tak szybko i bezbłędnie, że nie dało się na niego długo gniewać. Taki duży chłopiec w kapeluszu kowboja i z sercem na dłoni (a teraz jeszcze z pokiereszowaną gębą i mnóstwem innych obrażeń, ale co kto lubi!).
- Następnym razem też potrząsnę swoją szklaną kulą która powie że masz kłopoty. - szczerze nie wierzyła w to że Leon następnym razem zachowa się inaczej i wezwie pomoc. Oczami wyobraźni już widziała jak popija te swoje szatańskie ziółka, a jego koleżka tańczy nad ogniem śpiewając pieśń pochwalną do słońca. Pokiwała głową przepędzając dziwne myśli i ponownie koncentrując się na łowcy.
- Delikatna to jest Twoja skóra jak przypadkiem zadrży mi ręka i polecę tam gdzie nie trzeba skalpelem... - ostentacyjnie wskazała na miejsca wymagające chirurgicznej wprawy, głównie szycia. Cierpliwość łowczyni nigdy nie plasowała się na jakimś wybitnym poziomie, a kiedy kogoś trzeba było ciągnąć za język i odpowiadał półsłówkami... tylko pogarszał sprawę. Same projekty o których wspomniał to odrębna historia i zapewne również wymagająca odpowiedniego komentarza ze strony łowcy. Z boku wyglądało to jakby był jakimś stalkerem i usilnie zbierał informacje typu kto, gdzie, z kim i kiedy. Jego dom był idealnym miejscem do typowego knucia. Z dala od cywilizacji, z dziwnym indiańcem palącym sobie ognisko na podwórku i nie widzący mioty ze szczotką od wielu miesięcy jak nie lat. Żeby tylko wiedziała, że chodzi o odwampirzanie! Leon był niemal weteranem w tej kwestii, bo gdy tylko przyszło wykonać rytuał na wampirze, on jako jeden z niewielu nie opuścił ani jednego spotkania. Co ciekawe to właśnie do łowcy przyczepiały się najgorsze z możliwych sił, jakie mają możliwość wydostać się z bram otwartych na czas rytuału.
Lekarka nie była zadowolona patrząc na miksturę zaparzoną przez mężczyznę. Kultura nakazywała wypić, jednak odraza na samą myśl o zawartych tam składnikach nakazywała kubek grzecznie odstawić i zapomnieć o sprawie. Sądząc po samym zapachu nic dziwnego, że Leon wyglądał jak wyglądał, skoro faszerowano go tutaj takimi mieszankami.
I wparowała ona. Ukrywana przez lata, wampirzyca o której nie było ani słowa w łowieckich kartotekach. Łowca musiał nieźle nagłówkować się jak to zrobić, aby dać tej małej schronienie z dala od jednej i drugiej frakcji. Esmeralda zareagowała impulsywnie zdzielając Leona po pysku, ale co tu dużo mówić. W tamtej chwili sądziła, że na to zasłużył. Co gdyby nie zdążył zareagować, albo sama lekarka byłaby tylko zwykłym cywilem a nie wyszkolonym przez lata łowcą? Wszystko to powoli zaczynało się trzymać kupy. Brakujące puzzle pasowały do układanki.
- Co ty bredzisz dzieciaku? Jakie tortury, jakie czary mary?! - serio, czy wyglądała na kapusia albo kata dzieci? Esmeralda nie była pewna co podczas picia krwi Jolene zdążyła zobaczyć. Mogła się jedynie domyślać po nagłym wybuchu i potoku słów wyrzucanych niczym z maszynówki.
- Trzymajcie mnie bo zaraz zwariuje. - ten łamie kości, leży gębą w dół i pewnie przez ten upadek nabawił się większych obrażeń. Cudnie! Wampirzyca natomiast najpierw wyskakuje jak Filip z konopi, urządza darmową konsumpcję a potem jak gdyby nigdy nic bawi się w robaka i prawie daje nogę ruchem jednostajnie-sunącym konsekwentnie w stronę drzwi. Lecz nic z tego! Wampirzyca została złapana za nogę przez lekarkę i z siłą nietypową jak na kobietę przyciągnięta w stronę rudej o jakieś pół metra. Dopiero wtedy otworzyły się drzwi a w nich stanął mężczyzna który jak widać również znał nastolatkę i jako nadchodząca odsiecz rozpoczął proces pacyfikacji.
Na twarzy lekarki pojawił się wyraz zaskoczenia i zażenowania. Jadąc do tego domu nawet nie przypuszczała jaki ostatecznie będzie obrót sprawy. Zdjęła zakrwawiony płaszcz rzucając go w kąt. Jej dłonie i szyja były całe we krwi, a zlepione kosmyki włosów hardo przylegały do gojącej się już rany. Odgarnęła rude pukle i jak na medyka przystało umyła i odkaziła dłonie. Serio dom wariatów.
Bez słowa podeszła do Leona i podniosła go z podłogi za wszarz po czym posadziła na najbliższym krześle jakby ważył tyle co dwie torebki cukru. Zanim usiadła przy nim przytargała na miejsce wszystkie swoje torby aby bez potrzeby nie zostawiać łowcy z otwartymi ranami.
- Nie mogłeś mnie uprzedzić?! Musiałeś strugać bohatera i łamać sobie kości? Jasna cholera... mogliśmy mieć to już za sobą. Zachciało Ci się. - gadała pod nosem zagęszczając ruchy do maksimum. Nie bawiła się już w rozmowy tylko po krótkich komendach typu: „wyprostuj się”, „nie ruszaj” wykonywała robotę która powinna być zrobiona już dawno. Na oczach mężczyzny i Jolene odkażała rany Leona, wyciągała ciała obce, jeszcze raz odkażała, szyła, a nawet bez uprzedzenia nastawiała złamania. Zasłużył sobie na ten ból. Niech wie, by na przyszłość nie zadzierać z lekarzem!
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Jolene Sob Maj 09, 2020 1:28 am

To nie są brednie, doskonale wie co widziała pijąc krew Esmeraldy, była wręcz pewna, że wszystko co robili w tym wspomnieniu nie było przyjemne. Co prawda dodało to doznaniom smakowym znacznych walorów, ale ej tak się nie robi!
- O nie, nie, nie, doskonale wiem co widziałam, to jest nieetycznie i niemoralne, a wręcz chore i pojebane. Nie będę w tym uczestniczyć. A Tobie tym bardziej nie uwierzę.- Mamrotała bardziej do siebie niż do Esme robaczkując sobie w stronę drzwi. Jeszcze trochę, tylko troszkę. Lewy łokieć, prawy łokieć, podciągnięcie i nagle szarpnięcie za nogę pokrzyżowało jej plany.
- Cholera. – Syknęła pod nosem i już miała przymierzać się do kolejnej akcji wyswobodzenia się i ucieczki, bo jakby tak sobie chwilę pomyślała, to znalazłaby dobry sposób aby uciec. Jednak została osaczona z obu stron, z jednej Ruda ciągnąca ją za szkitę,a z drugiej no właśnie. Młody! Świetne wyczucie czasu, czemu ona zawsze musiała mieć takiego pecha? Czemu akurat musiał przyjść w tej chwili, tyle czasu go nie było i wybrał sobie właśnie ten niezręczny moment na powrót do chaty. Teraz to nie ma szans na zniknięcie z miejsca zbrodni. Jojo podniosła nieco głowę, aby spojrzeć na twarz jednego ze swoich dość wielu opiekunów, robiąc przy tym oczywiście smutną minę, usteczka w podkowę i smutne oczy. Jednak nie przyszedł jej z pomocą, zamiast tego chwycił ją za kark i odwrócił w stronę łowczyni. Poczuła się zdradzona, prawie pękło jej serduszko. Posłała w jego stronę spojrzenie pełne rozczarowania, dosłownie jakby chciała mu powiedzieć 'i ty Brutusie, przeciwko mnie'.
No to teraz się zacznie umoralnianie, wyrzuty i kary. Owszem nie była bez winy, ale nic nie poradzi, że banda ojców, jakkolwiek to brzmi,  nie potrafiła nauczyć jej, jak trzymać swoje żądze i pragnienia na wodzy. Przykro mi, ale właśnie tak się kończy bezstresowe wychowanie. Ostatecznie trafiła na kolana, na bladej twarzy malował się grymas niezadowolenia, w złości i bezsilności zacisnęła wargi w wąską niteczkę. Przeniosła spojrzenie na Leona, w końcu doszedł do głosu i chociaż wypadał przez chwilę go posłuchać.
- Cooo?! Nie, na dole jest kiepski widok z okna.- Zmarszczyła brwi i jęknęła ze smutkiem. - Nie znasz wszystkich, i znajdę sobie nowe. Schowam w Twoich papierach i pierdolniku i nigdy ich nie znajdziesz, oooo!- Tak sobie postanowiła popyskować trochę, bo czemu nie? Tyle, że w chwili kiedy kazał przeprosić, przestało już być jej do śmiechu. Przez dłuższa chwilę milczała, zerkała tylko raz na pokiereszowanego ojca, to na Esmeraldę i coś w tej swojej głowie kminiła. Wyraz twarzy Jonele zdradzał, że coś mocno przetwarza pod burzą szalonych włosów. Ostatecznie wlepiła wzrok w łowczynie. Przez chwilę się wahała i biła się z myślami, aby w końcu przełknąć dumę. Nie żeby kopniak od Młodego ją bardziej zmotywował, ale wyglądało na to, że nie ma innego wyjścia.
- Przepraszam. – Krótko zwięźle i na temat, nie miała zamiaru wdawać się w głębsze dyskusje, oczywiście jeżeli chodzi o ten temat.
- To ja może sobie poczekam gdzieś w kąciku, aż mnie rozkujecie?- Przebiegła spojrzeniem po wszystkich tu obecnych. - A może wolicie zostać sami, aby sobie tam dokończyć własne sprawy i takie tam inne nananaaaaa...- Jolene niezbyt często widziała Leona w towarzystwie kobiet, a nawet jakby się tak dłużej zastanowić to chyba nawet wcale! A skoro teraz nagle pojawiła się Ruda, coś musi być narzeczy. To na pewno coś oznacza, tylko co? I w tej chwili ją zatkało, a co jeżeli to jej przyszła macocha?! Na samą myśl o tym z kolan klepnęła na tyłek, oczy jej się rozszerzyły z przerażenia, bo uświadomiła sobie, że istnieje przynajmniej według niej, spora szansa, że chciała na kolację zjeść przyszłą mamuśkę. Teraz to jej się strasznie głupio zrobiło. Schowała zawstydzoną twarz w dłoniach. Jak ona ma po tej całej akcji do Esme mówić mamo? No jak?
Jolene

Jolene

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Różowo-czarne włosy, długa blizna biegnąca przez jej dekolt.
Zawód : Poszukiwacz przygód
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : -
Moce : Scary Monsters, King Nothing


https://vampireknight.forumpl.net/t4373-jolene#96161

Powrót do góry Go down

Chata z drewna - Page 2 Empty Re: Chata z drewna

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach