Dziedziniec

Go down

Dziedziniec Empty Dziedziniec

Pisanie by Gość Nie Gru 02, 2012 6:07 pm

Dziedziniec. Duży plac przed klasztorem, wyłożony kostką, posiadający na środku sporej wielkości posąg Maryi, otoczonej archaniołami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Nie Gru 02, 2012 6:10 pm

Mama, we all gonna die, mama, we all gonna die.~~ Tak ,tak, taaak. Ooooh yeah! Walka trwała nie na żarty. Rose wkurzona buntem swoich sług, którzy teraz zwrócili się przeciwko niej, bez żadnych skrupułów uśmierciła każdą marną istotę, która nawinęła się pod jej rączki. A w jaki sposób? A różnoraki. W zależności jaka dziecinką dostała się w jej szpony. Z powodu trochę nie określonej sytuacji, która dzieje się teraz w środku klasztoru, uznaję za wygraną Rosi. A jakimże to sposobem odniosła wampirzyca triumf na tym polu walki? A to proste. Czytajcie i podziwiajcie. Słudzy którzy wiernie stali przy jej boku, widząc swoją Panią zaczęli jeszcze bardziej agresywniej atakować wroga, który w przeciwieństwie do nich powoli zaczął słabnąć. Źle przemyślana taktyka i za mała ilość barbarzyńców, spowodowała, że role zaczynały się odwracać. Po kilkudziesięciu minutach starć przy wejściu do klasztoru, do Rośki dołączył Raizo, który ze swoją eskortą kilkunastu wampirów zajęli się likwidowaniem buntowników z parteru. W tym samym czasie Rose z kilkoma sługami przeteleportowała się na najwyższe piętro i tam powoli likwidowała jakiekolwiek oznaki buntu. Walka trwała dobrych kilka godzin. Małe przyjęcie niespodzianka, powoli zaczynało schodzić do parteru, gdzie na zakończenie schwytano tych którzy przyczynili się do tegoż sprzeciwu i unieruchomiono ich, by potem oficjalnie zedrzeć z nich skórę, wykąpać w roztworze z solą, przywiązać do słupów i zostawić krukom na pożarcie. Wszystko to oczywiście działo się z tyłu budynku. Miała to być nauczka i przestroga dla pozostałych którzy próbowaliby sprzeciwić się rodowi Evansów.
Kiedy walka dobiegła końca, pora zacząć liczyć straty. Oczywiście jak każda walka ma to do siebie, że z każdej strony ktoś musi ucierpieć. Rose wyczerpana jak nigdy. Całą poszarpana, pokrwawiona, przysiadła na stercie gruzu i wymęczonym wzrokiem przyglądała się stratom jaki ponieśli. Oczy błyszczące nadal błyszczące karmazynem, wrogo spoglądały na niedobitki.
- Nie zabijajcie ich. – warknęła do przechodzącego sługi, który miał chyba zamiar ukrócić im cierpienia. – zbierzcie ich na dziedziniec, uleczcie trochę i zrobimy sobie małe przesłuchanie.- I tako właśnie zrobili. Rany zostały powierzchownie uleczone, a Rose w tym samym czasie próbowała znaleźć jeszcze jakąś cząstkę energii. Tak , była wykończona. Jednak jak to czasem bywa, na rozczulanie się nad sobą jeszcze przyjdzie czas. A teraz trzeba wszystkiego dopilnować. Raizo zajął się sprawdzeniem czy aby w lochach jest wszystko w porządku, ona musiała się zająć burdelem na powierzchni. Jak na razie wszystko szło ślamazarnie wolno, gdyż musieli poczekać aż w niektórych jeszcze miejscach ogień przestanie się szerzyć. Kilku wampirów posiadających żywioł wody zaczęło sukcesywnie gasić szalejące płomienie. Po kilku telefonach, helikopterami przyjechało kilkunastu wampirów ubrano na czarno. Wuj przysłał kilku swoich wampirów do zbadania sprawy i zadbania nad bezpieczeństwem jej i Raizo. Wampirzyca od razu rozkazała im znaleźć znajdujące się ładunki wybuchowe i zlikwidować je, a potem zabezpieczyć teren tak, aby nikt nie powołany nie wszedł na teren posesji. Rose w końcu mogła zając się w tym czasie swoim śpiącym sługą. Pozostawiając na chwilę klasztor, przeteleportowała się ostatkami sił do Mefira. Nie mając już siły nawet by podnieść swojego parobka. Po jakimś czasie jednak przełamała w sobie wyczerpanie, podniosła wampira i poczłapała z nim powoli do punktu gdzie potem otrzymał pomoc medyczną.
Klasztor aktualnie nie nadawał się do zamieszkania. Rose cała poraniona, poparzona i wymęczona, obmyła się w jakimś postawionym namiocie i ubrała w czystsze ciuchy. Nie pozwoliła opatrzyć siebie pielęgniarkom. Nie miała teraz czasu na to. Widząc ,ze wszystko powoli zaczyna jako tako prosperować, pałeczkę dowodzenia oddała Raizo do momentu kiedy nie wróci z powrotem.
[ Rosiek zt.]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Sro Sie 21, 2013 4:55 pm

A co było takiego złego w tej idei, aby Rosia zaniosła go ładnie do łóżeczka, przeczytała bajkę i dała buzi w czółko na dobranoc? No przecież powinna dbać o swojego pupilka, takaż była umowa! Chociaż z drugiej strony, może rzeczywiście ten nadmiar uprzejmości wyrządziłby poważne szkody w psychice Mefira i lepiej, aby nigdy nie poznał swojej Pańci z tej perspektywy. Bo wiesz, jakby zobaczył Rosiaka popylającą na jednym z tęczowych kucyków Pony to by musieli go w kaftanie bezpieczeństwa zakleszczyć. A zresztą! To ja może wyjaśnię, dlaczego piszę na dziedzińcu, a nie w Lazaret. Otóż wydaje mi się oczywiste, że skoro Rosiak zeszła z warty nad nim, zapuszczając się dalej do Lochów, Mefo postanowił to wykorzystać. Najpierw udając połowicznego zombiaczka, dał się tachać jak worek kartofli, a w ostatnim momencie jak śmignął przez drzwi, to tylko kurz za nim było widać. Sam nie wiedział, dlaczego wizja przyszycia mu języka wydała mu się tak potwornie przerażająca. Wyszedł więc założenia, że przemęczy się przez te parę dni, aż organizm sam mu go zregeneruje. W końcu  to tylko twór mięśniowy, tkanka miękka, a więc do przeżycia. Zaszył więc się Mefo poza klasztorem na ten czas, fundując sobie dłuższą drzemkę w jednym z cmentarnych grobowców. Co prawda trochę ciasno mu tam było, ponieważ ledwo co postawiony i zawartość jego nadal była pełna, lecz dało się przeżyć. Zombiaczki, nawet jeszcze nieożywione, to jego klimaty. Nie sądził też, aby Rosiak miała mu to specjalnie za złe. W końcu nie musiała sobie brudzić rączek z jego ozorem. Robimy więc wielki SKIP na ileś tam dzionków, kiedy to Mefisto ponownie zawitał w swoim kochanym domeczku. Wylegiwał się właśnie na tym wielgaśnym posągu. Znaczy, jak nietoperz sobie z niego zwisał łepetynką w dół, z Rośkowym prześcieradłem na plecach w ramach peleryny. Drakula, sie wie. Kiedy jej go zabrał? A jakoś przed paroma chwilami. Bardzo mięciutkie, swoją drogą. Musi chyba poprosić Panią pokojową, aby mu też takim ścielała. Koniecznie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 7:41 pm

Ależ Rosiek Dba o swojego pupilka! Baaa i to jeszcze jak! Niezbitym i jedynym dowodem na to jest to iż chodząca pierdoła życiowa, która przez 24 godziny siedem dni w tygodniu musi coś przeskrobać w postaci Kefira dzięki jej opiece jeszcze dycha i chociaż co chwila wpada w jakieś tarapaty to wampirzyca stara się by tak szybko do piachu nie poszedł, chociaż czasem ma takie małe szaloone marzenia. Jeżeli chodzi o pomysł z kaftanikiem to może będzie to następny bisty prezent dla wampira, jeżeli on znowu jej zwieje, Rosiek podaruje mu to na gwiazdkę i zmusi do noszenia, a żeby być jeszcze bardziej wredną to te zacne ubranko zostanie uszyte ze specjalnego różowego materiału ozdobionego słitaśnymi stworzonkami typu My Little Pony oraz tęczą i innymi bajerami.
No to ładnie, pięknie, cudnie, wyśmienicie! To Rosiek próbuje pomóc Kefirowi a on zwiewa jak oparzony, no nie ładnie, bardzo nie ładnie! Jak tak można? A potem się użala że wampirzyca w ogóle się nim nie opiekuje. Och biedna Rose, biedna, nikt nie ostrzega jej dobrego serducha. Tak więc Kefir sobie spierdzielił a wiadomość o tym czynie szybko wręcz błyskawicznie została przekazana wampirzycy, która w tym momencie wychodziła z lochów. No cóż poradzić, szkoda tylko, że zamiast języka fagasiki w garniakach nie pozbawili go nóg to przynajmniej daleko by nie uciekł. Ach, chyba będzie trzeba zrobić swojej ochronie jakieś szkolenie, gdzie nauczą się jak postępować z takimi delikwentami. Oczywiście Mef również weźmie w tym udział, jako manekin do ćwiczeń, więc cieszmy się i radujmy! Juhuuuu….
Rose bo tyjże miłej widomości rozkazała służbie zaprzestania poszukiwań Mefa, gdyż jak nie chce od niej pomocy to nie. Przecież na siłę nie będzie mu przyszywać języka, a wręcz przeciwnie nawet ucieszy się kiedy to wampir przestanie jej jęczeć nad uchem. Hiehiehie… a podobno życie nie może być piękniejsze.
Teoria Mefa na temat tego, iż język mu sam odrośnie było iście ciekawym założeniem. Nie to iż wampirzyca nie wierzyła w zdolności swojego parobka, ale o ile sobie przypominała to nie posiadał on mocy odtworzenia i skonstruowania brakujących części ciała. Może czegoś o nie wiedziała? Gdyby tylko ona usłyszała jego pomysł zapewne potaknęła go chwaląc Mefa za bisty tok myślenia, życząc mu powodzenia na nowej drodze bez swojego języka, gdyż ciało wampira może się zregenerować przykładowo uleczyć głębokie rany, lecz jaszczurkami nie byli i nie urośnie im noga, ręka, dupa, jak ją stracili, więc jak chce jeszcze wszystkich powkurzać swoimi gadkami to musi pogodzić się z tym że będzie musiał zmierzyć się operacją, która z godziny na godzinę stanowi coraz większe zagrożenie dlatego iż może okazać się fiaskiem.
Dzięki monitoringowi ochrona po jakimś dłuższym czasie powiadomiła wampirzycę o położeniu jej nieznośnego Kefira. Rose akurat w tym czasie czytając jedną z książek pozostawionych przez ojczulka, przewróciła stronicę zapamiętując numer strony. Po chwili jednak postanowiła zamknąć na chwilę książkę, i powędrować na dziedziniec gdzie wampir wylegiwał się na posągu. Nie zwracając uwagi na Mefa siadła na ławeczce, która była wkomponowana w kompozycję rzeźby z otoczeniem i otworzywszy na nowo księgę zaczęła od wcześniej porzucone wątku.
- Bezpośrednie starcie wampira ze słońcem bywa śmiertelne. - powiedziała na głos, jakby wyczytała przed chwilą z tajemnych zapisków – Za godzinę na dziedziniec zawita najostrzejsze słońce, raczej mało przyjazne do opalania się. – i podeszła to niej służka z kieliszkiem krwi. Rose wiedząc, że wampir ostatnio coś nie korzystał z zapasów ambrozji z klasztornej spiżarni, więc domyślała się iż ostatnio Mef nie miał okazji się najeść, no chyba że przez te kilka dni złapał jakąś biedną gazelę, albo nafaszerował się tabletkami… kto wie… kto wie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 9:17 pm

Tsa, ale to Mefir spędził te parę stuleci nad badaniem wampirzych zdolności do regeneracji. Poza tym nawet przypadek Hachiko potwierdzał, że tkanki miękkie jak oczy czy wały mięśniowe jak język są w stanie się zregenerować samoistnie. Ha! I co teraz, pani Doktor? On może czasem zgrywał idiotę, ale co potrzebował, to wiedział. A może powinien co nieco ze swej wiedzy ujawnić i wykładzik Rosiakowi zasunąć? To dopiero byłoby ciekawe doświadczenie! Nie wiem co prawda, czy kiedyś mi Mefir wydorośleje, chociaż miałem kiedyś w planach wizualnie go postarzeć, dać awatar jakiegoś amanta i w ogóle takiego żigożelaka ze skalpelem zrobić że hej. Normalnie na sam widok Rosiak z pewnością od razu chciałaby się z nim ohajtać! Żyli by krótko i nieszczęśliwie, a wokół nich brzdąkało by dziesięć takich małych Mefirków. Masz tę wizję? Ja też nie. Zniszczyła by mi chyba dzieciństwo, lepiej odłożyć to na bok.  W każdym razie Mefisto dalej sobie tak dyndał i chyba wszystko wskazywało na to, że spał. Opatulony Rosiakowym prześcieradłem czuł się wystarczająco bezpiecznie i swojsko, aby zupełnie światem zewnętrznym się nie przejmować. Dopiero po jakimś czasie do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach, lecz nie bardzo chciało mu się pozycję zmieniać. Później jednak słowa zadźwięczały w jego uszach, które wypowiedziane było dziwnie łagodnie. Wychylił więc połowę swojej buźki zza całunu czerwonego prześcieradła i spojrzał, cóż no takiego ta jego Pancia wyczynia. Czyta sobie? Ale że tak przy nim? Ojej! Jakie to miłe! Brakowało jej jego towarzystwa, dlatego przeniosła się aż tu z wnętrza klasztoru nie zważając zupełnie na to, że niedługo rzeczywiście zrobi się tu żywa patelnia! Normalnie aż mi się Mefir wzruszył. Ta jego Pancia jednak świata poza nim nie widzi, teraz to już wiedział na pewno. Vacato jednak aktualnie inną dramę przeżywał. KREFF! Oczy mu się jak pięciozłotówki zrobiły i zaraz z posągu zlazł. Podreptał w podskokach do Rosiakowego elektrodiabła i zaraz wgramolił się jej na kolana. I patrzył. Patrzył tymi swoimi błyszczącymi ślepkami jak w obrazek tylko czekając, aż pucharek zostanie mu wspaniałomyślnie odstąpiony. Prawda?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Pon Sie 26, 2013 8:49 pm

Rosiek to była cud kobiecinka, normalnie do rany przyłóż! A w dodatku jeszcze z takim dobrym serduchem, tak iż nawet zaryzykowała to nieprzyjemne starcie ze słońcem i powędrowała do swojego pupila, myśląc iż tamten się nawróci i zacznie doceniać starania swojej Pańci. Tak, tak… Mozę drzemie w niej wredny babolec to powinien się cieszyć się nie jest zawsze żądną krwi i władzy wampirzycą, chcącą zgładzić wszystko co żyje w najokrutniejszy dla niej sposób.
Cóż niechęć do małych zabaw na stole operacyjnym nie zdziwiła Rośka, która miała w zwyczaju odrywać biuściastego doktor Frankensteina a nie jego obiekt eksperymentu. Tak więc jeżeli Mef nie chciał stać się jej nowym tworem, oczywiście nie musiał jednak założenie że język sam odrośnie był trochę było trochę dla wampirzycy podejrzaną teorią gdyż jak wcześniej wspominałam zdolność do regeneracji a zdolność do odbudowy wyrwanego języka to drugie. Język jako mięsień może się zrekonstruować jeżeli nie ma jedynie części, kawałka ale jeżeli cały język został wyrwany to ciężko jest przyznać, że po jakimś czasie mięsień sam się odrośnie mając jeszcze na uwadze odtworzenie wszystkich brodawek w szczególności te które są odpowiedzialne za zmysł smaku. No cóż teorii jest wiele, uczonych także więc w sumie wszystko może być możliwe.
Rose nigdy nie uważała się za wszech wiedzącą więc nie powiedziane jest, że Kefir nie ma racji. Tak więc byłaby nawet ciekawa pouczającą gadką parobka, wszak to on dłużej po świecie się włóczy niżeli ona i dlatego z takimi przypadkami mógł mieć już do czynienia. A taaa zapomniałabym, Meff przecież mówić nie może… o jaka szkoda, kazania nie odprawi. Huehueheuehu….
Ech, co ta krew robi z wampirami, że tak szleją za nią. Rosiek czasem uwielbiała męczyć i dręczyć swoich pupilków, w szczególności tych którzy w miłym geście podziękowania za uratowanie pośladów, zwiewają na kilka dni a potem kradną prześcieradło, które niech w sumie już lepiej je trzyma. Wampirzyca obejrzała delikatnie kieliszek, podziwiając czysty karmazynowy kolor krwi i zepchnęła Mefa ze swych kolan, gdy ten próbował zrobić sobie ze swej NAJUKOCHAŃSZEJ pańci siedzisko i pociągnęła spore łyki wypijając wszystko co do cna. Muahahaha... Ach cóż za słodycz, szkoda tylko że tak szybko się skończyła. Kasztan po takiej szybkiej degustacji rzuciła pustym kieliszkiem w stronę służki i na nowo pogrążyła się w swojej lekturze.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Czw Sie 29, 2013 3:23 am

Doktorek Mefo już podwija rękawy i tłumaczy. Otóż każdy wampir posiada moc regeneracji, prawda?  Yeap, to teraz sprawdźmy, jaka jest definicja regeneracji. Zgodnie z podręcznikową teorią jest to odtwarzanie przez organizmy utraconych lub uszkodzonych części ciała, narządów, tkanek lub komórek. Powiązana jest z faktem, że prawie każda komórka organizmu zawiera prawie jednakowy materiał genetyczny, może więc teoretycznie dać początek każdej części ciała. Jakby więc tego nie ugryźć, wychodzi na to, że regeneracja jest w jakimś stopniu odbudową. Racja jest w tym, że po wyrwanej ręce tylko kikut zostanie, gdyż sieć wszystkich zawartych w niej nerwów, ścięgien, kości jest zbyt złożona dla wampirzych mocy, lecz język wpisuje się w twór o dość nieskomplikowanej budowie. Poza tym wyrwano mu go dość niechlujnie, raczej więc jakiś więc tam jego resztka jako podwaliny do nowego narzędzia terroru. Mefir jako, że często narażony na podobne ubytki jak utrata ozora ze względu na swe usposobienie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, gdyż już wcześniej przeprowadził odpowiedni wywiad środowisku w teorii, jak również w praktyce. Cała rzecz jest już zresztą na dobrej drodze, tylko jeszcze nie przyzwyczaił się do tego czegoś, co mu tam w jego jamie ustnej powstaje. Uczucie odrastającego języka jest strasznie dziwne i właściwie mało przyjemne, dlatego nie kłapie nim na prawo i lewo. Jeszcze.
Najukochańszej, powiadasz? Bo mnie się wydaje, że najukochańsza Pancia to by się z nim tym wypełnionym pucharkiem jednak trochę podzieliła, a nie sama wszystko wyżłopała jak ten żul na komendę. Zepchnięty na bok, rozsiadł się na pozostałej części ławki i owinął szczelnie prześcieradłem, żeby słońce go nie smagało. Taką narzutkę zrobił sobie, na łeb nawet zaciągając. Obserwując zaś lot pucharka, Mefo doszedł do wniosku, że przybrał on nietypową trajektorię. Musiał to powtórzyć. Jak więc za Rośkową książę chwycił, to zaraz poleciała w tę samą stronę. Koniec czytania, o. Zalecenie z góry. Zresztą ona lepiej niech nie udaje uczonej, bo każdy wie, że z niej leniwa dzida, która audibooki słuchać woli. Nie odzywał się, choć właściwie już mógł. Ale nie. Paczył sobie w inną stronę i siedział sobie w ciszy z Rołsi. Potem jednak dźgnął ją lekko łokciem w żebra i wskazał na lewą część strony posągu świętej Anielki. Teraz dopiero mogły się rzucić w oczy wszystkie bohomazy, jake Mefo z nudów sobie wyrysował. Między innymi Rołzi zołzi, M+R=WSZM, Rosiak Prosiak, oczywiście różowy rysuneczek Panci ze świńskim pyszczkiem oraz uszkami, Evans zaprasza na ero seans, wszystkie drogi prowadzą do klasztornej pożogi, raz na górze raz na dole, zrób to teraz bo cię Rosiak skopie matole i różne takie tam teksty jak ze szkolnego murku. Całość przyozdobiona chumrkami, serduszkami, czaszkami oraz mangowym scenkami  z życia Rosiaka, jak na przykład ta, w której klęka na kolanka i prosi Mefa o rękę. Że nie było takiej? O tam! Nie czepiać mi tu się!
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Sob Sie 31, 2013 10:07 pm

W takim razie na Rosiek nie ma pytań. Baaa…! Może teraz sama zacznie mu wyrywać język jak zacznie znowu ją maltretować jakąś gadką szmatką o wszystkim i o niczym. W sumie to nawet bisty pomysł, gdyż w końcu mogłaby się przyglądnąć jak to naprawdę jest w praktyce, a nie tylko w teorii. Cóż czasem trzeba się poświęcić dla nauki,  dlatego Rosiek z ciężkimi wyrzutami na sumieniu i po nie długich przemyśleniach oddaje swojego parobka w ręce matce nauk, medycynie!
Tak więc Roś piła sobie, POWOLI  przyniesioną dopiero co przez służkę nie mając ochoty się podzielić. Phi! Nie trzeba było uciekać z klasztoru a potem kraść prześcieradła.  Oczywiście Rose serca nie miała, więc widok wpatrzonego w nią Mefa napawał ją istną rozkoszą. Najukochańszą pańcią oczywiście, że  jest i nie powinno się nad tym rozwodzić, gdyż nikt jeszcze tyle czasu nie wytrzymał z Kefirem . Oj tak, dokładnie tak, tyle migren co ona przez niego miała, tyle postrzępionych nerwów, powinna jeszcze na dodatek dostać nagrodę! O! I to nie jedną, huehue.
Ech… Mef w przypływie złości rzucił książką i Rosiek w niego kieliszkiem , który już miała dawać, już była blisko położenia na tacy, ale postanowiła być wredną jedzą i odwzajemnić Mefirowi jego bestialskie zachowanie względem biednej książeczki, która teraz leżała na ziemi. Rose siedziała przez dobre pięć minut dając szanse Mefowi na poprawę i przeproszenie ją za ten haniebny czyn, ale czy to zrobił to dopiero się okaże~~ Bądź co bądź po kilku minutach ciszy ze strony wampirzycy, skierowała swoje ślepia w jego stronę zauważając coś co czego wcześniej nie widziała. W tym momencie cała złość jaka w niej drzemała niechybnie przebudziła się i na widok tego wandalizmu, sama miała ochotę wyrwać nie tylko język Mefowi, ale też inne ciekawe części ciała np. rączki, nóżki i takie tam.
Rosiek spiorunowała wampira wzrokiem i wstała, wzięła książkę i przetarła ją z kurzu i piachu.  Skinieniem ręki odesłała służkę do klasztoru, zostając sam na z parobkiem.
- Masz dziesięć sekund by się pozbyć tych bohomazów inaczej będziesz sprzątał wszystkie cele w lochach – spojrzała na zegarek i zastanawiając się przez chwilę, by potem uśmiechnąć się wrednie gdy owe dziesięć sekund minęło.
- Po skończonej robicie, pielęgniarki mają dla ciebie krew. Raizo sprawdzi czy dobrze wywiązałeś się z zadania, gdyż ja muszę wyjechać i wrócę prawdopodobnie za jakiś czas. – tako rzekła i z eskortą facetów w czerni, czekających na nią w oddali, siadła do auta i odjechała.
zt.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Gość Sro Wrz 04, 2013 6:17 pm

A to ci dopiero menda społeczna. Nawet nacieszyć się sobą nie da, bo już wyjeżdżać musi. Co to znaczy, że za jakiś czas wróci? Jutro? Za tydzień? Za rok? Może jakieś słowo wyjaśnień dla swego ukochanego pupilka? MENDA! Pancie, ach te Pancie, tyle z nimi zachodu. Znowu mi się Mefir w jakiejś knajpie upije z rozpaczy, że jedyna jego ostoja bezpieczeństwa ponownie gdzieś się obija po szemranych miejscach niewiadomo z kim. Jeszcze on ją kiedy znajdzie upitą jak bela z rowie, serio serio! Albo na kitajcta trafi i raz jeszcze o śmierć się otrze. Normalnie chyba za swój rytuał tradycyjny obierze sobie ładowanie w jakiejś paskudne bagno, aby w ten sposób Rosiaka ściągać do siebie, aby go ratowała. No ale dobra. Pozbyć się bohomazów, no dobra. Ino mig się z nimi uporał. Musiał tylko do sklepu po farbę lecieć. Różową rzecz jasna. No! Teraz święta anielka różowiutki aż miło patrzeć! No co zrobić, kiedy białej zabrakło. A dziesięć sekund to dziesięć sekund, czasu na szukanie innego sklepu nie było. A jak zrobił to co miał zrobić, o swoje należne w postaci kolacji się upomniał, a następnie pociekł szukać sobie zajęcia gdzieś w terenie. Dzicz w końcu paszczę swą otwiera, wstydem byłoby do niej nie wskoczyć!

zt
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Esmeralda Pon Paź 21, 2019 6:37 pm

Padał lekki deszcz kiedy posiłki łowców dotarli na miejsce. Stary klasztor w niczym nie przypominał już dawnej świetności. Smutne mury nosiły znamiona czasu, jednak wciąż stanowiły prawdziwą fortecę dla tego, kto zechce się skryć w ich wnętrzu. Rozrzucone na dziedzińcu kamienie i kilka pourywanych części archaniołów. Czy Bóg opuścił to miejsce? Jaką profanacją było krzywdzenie dzieci w świętych murach które z tak dobrą akustyką oddawały dźwięk. Już z daleka łowcy słyszeli złowieszczy rechot i dziecięcy krzyk, który bardzo szybko ucichł. Potem kolejny i następny. Strugi deszczu spływające po aniołach przypominały rzewne łzy, które z głośnym pluskiem skapywały na resztki brukowej kostki.

Na dziedzińcu znajduje się roztrzęsiona kobieta, matka jednego z porwanych dzieci. Klęczy w kałuży skrywając twarz w dłoniach. Są też inni. Policjant, pięciu cywili w różnym wieku stanowiących skromną grupę gapiów oraz pies. Nikt z jakiegoś powodu nie wszedł do środka. Wszyscy czekają na pojawienie się wsparcia o którym wspomniała policja.

Kolejność dowolna
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Nightwing Pon Lis 11, 2019 7:02 pm

//Po pomocy w akcji w parku jeszcze tej samej nocy.

Jurij powiadomił dowodzącego akcją o tym, że został odwołany oraz, że zostało mu przydzielone inne zadanie po czym w szybkim tempie oddalił się od miejsca ataku na kadetkę. Owszem czuł, że musi się spieszyć w końcu chodziło o kolejny atak, a wątpił, by śmiertelni poradzili sobie z pojmaniem nieśmiertelnych. Nie sądził nawet, że wyszliby z tego cało. Nie raz i nie dwa widział jak co  krewcy policjanci szli bez wsparcia do miejsca zajmowanego przez wampiry, a potem znajdował ich ciała. Dlatego po prostu nie czekał na drugiego łowcę tylko od razu ruszył biegiem w kierunku klasztoru. Na szczęście nie było to daleko i już po piętnastu minutach szybkiego sprintu mógł usłyszeć policyjne syreny lament jakiejś kobiety i krzyk dzieci. Darkhawk po prostu nie umiał czasem powstrzymać swoich emocji a już szczególnie wówczas gdy chodziło o dzieci. Gestem nakazał swojemu, zwierzęcemu towarzyszowi, by trzymał się z daleka ale nie dalej niż jakieś pięć metrów od niego. Po czym zwolnił biegu i prawie już hamując wszedł na dziedziniec.
Rozejrzał się dookoła i od razu zauważył lamentującą kobietę, policjanta, skromną grupkę gapiów i psa. Od razu podszedł do stróża prawa i spojrzał na niego.
- Witam. Proszę mi powiedzieć jaka jest sytuacja oraz dlaczego pozwolił pan tej kobiecie klęczeć w pobliżu miejsca zbrodni. Przecież to może utrudnić działania operacyjne. – powiedział po czym czekał na wyjaśnienia gliny i wsparcie w postaci drugiego Łowcy. W końcu mieli działać razem.

Ubiór + ekwipunek:
Nightwing

Nightwing
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Tatuaż na prawym ramieniu, długie, sięgające połowy pleców, czarne włosy, przenikliwe brązowe oczy.
Zawód : Muzyk rockowy, basista w zespole Dark Wings
Zajęcia : Brak
Magia : Uzdrawianie światłem gwiazd, tarcza świetlna, rażenie prądem o niskim napięciu


https://vampireknight.forumpl.net/t4265-jurij-dion-darkhawk#93618 https://vampireknight.forumpl.net/t4271-logan-kyle#93664

Powrót do góry Go down

Dziedziniec Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach