Apartament.

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sro Lip 17, 2013 10:43 pm

No cóż, młodej, drobnej blondi udało się zniknąć na kilka tygodni, usuwając się w ten sposób w cień ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli. Nic więc dziwnego w tym, że pozostawiła nieślubnej córce męża łatwą drogę do jego osoby. Wierzcie mi, gdyby miała choćby odrobinę chęci i coś, co zmotywowało ją do działania, już dawano zjawiłaby się w apartamencie burmistrza, a tak? Pozwoliła sobie na znacznie dłuższe wakacje, pogrążając się co rusz w swoich błahych przemyśleniach, którym naprawdę daleko było do postaci Sam'a, jego córki i nawet samego Elliot'a. Kanapa była skupiona w zupełności na sobie. Nie interesował jej nikt i nic, jakby w całej swojej pełnej krasie odcięła się od świata zewnętrznego. Nie dopływały do niej nawet najmniejsze plotki i informacje z Japonii. Nie wiedziała, co się dzieje z jej synem ani jak daleko posunęła się już znajomość słodkiej Corn z podłym ojcem. Wszystko stało się dla niej obojętne. Prócz Kanapy nie liczyło się już nic. Niektórzy mogliby powiedzieć, że dziewczyna w końcu wzięła się za siebie. Nie mijałoby się to zbytnio z prawdą. Niemniej, żadne jej zmiany, przemiany i cholera wie, co jeszcze nie wyszły jej na lepsze. Nawet w najmniejszym stopniu. Sophie na nieszczęście wszystkich ze swojej rodziny stała się jeszcze bardziej wulgarną, wyzywającą panną o zbyt czepliwym charakterze z niepowstrzymanym popędem do alkoholu i narkotyków. Jej świat kręcił się tylko wokół tych rzeczy na które tylko ona miała ochotę, natomiast zaczepki innych traktowała z kpiną, a natrętnych zalotników zawsze zbywała niedbałym, jakże dużo mówiącym, machnięciem ręki. Nie robiła tego jednak ze względu na Sam'a. Raczej burmistrz postawił za wysoko poprzeczkę, przez co w stosunku do mężczyzn Sophie stała się nader wybredna. Naprawdę rzadko bywało tak, by jakikolwiek facet wpadł jej w oko. Aczkolwiek i na nią w którymś momencie przyszedł czas. Wampirzyca bardzo niechętnie opuściła Seszele, by powrócić do Japonii jak nowo narodzone dziecko. Zdzierżyła wytrwale kilka godzin w samolocie, po czym prosto z lotniska skierowała się w stronę ratusza. Walizki kazała natomiast odwieź pod wskazany przez siebie adres, by nie taszczyć ich wszędzie ze sobą, bo i po co? Byłoby to dla niej wybitnie uciążliwe zajęcie.
Będąc na miejscu, na odpowiednim piętrze pod odpowiednim drzwiami, Sophie jak gdyby nigdy nic wkroczyła do 'firmowego' mieszkania męża, przywołując na swoją słodką mordkę perfidny, a zarazem niezwykle lubieżny i kuszący uśmieszek. Zakręciła jakby od niechcenia biodrami, zerkając przelotnie na wampirzyce w rogu pomieszczenia, którą obdarzyła niezwykle obojętnym spojrzeniem niebieskich tęczówek, po czym skierowała swe kroki na taras, by tam - jakże by inaczej - zawisnąć na plecach burmistrza. Oblizała z wolna górną wargę, zahaczając niby to przypadkiem ustami o ucho wampira.
- Nie ma mnie ledwo kilka tygodni, a ty obracasz kolejne panny. - mruknęła jakby była wielce niezadowolonym dzieckiem, po czym przemieściła się niezwykle płynnie i zwinnie tak, by wylądować twarzą w twarz z Samuru. Kochany kociak, doprawdy. Powinna przykuć go do łóżka i wytatuować mu na klacie tekst 'Tu była Sophie, nie dotykać' W każdym razie Kanapa zawsze się do niego klei, więc nie dziw, że bez większego 'ale' pozwoliła sobie na tak bliskie bądź, co bądź powitanie z burmistrzem. Jego krzywe miny przyjmie z istnym spokojem. Jedynie na pocieszenie strzeliła sobie gumką od bokserek wampira, którą ówcześnie niezauważalnie naciągnęła sobie na palec. Zachichotała, przenosząc wzrok na jego - zapewne - niezbyt zadowoloną minę.
- Odnoszę wrażenie, że wyciągniesz mnie stąd szybciej niż przyszłam. - rzuciła, przeskakując z nogi na nogę jakby w gruncie rzeczy nie mogła się tego doczekać. W końcu Samur pójdzie wtedy z nią i będzie spędzał czas tylko z nią.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Czw Lip 18, 2013 7:50 am

Szlachetny obojętnie spoglądał na widok, jaki miał z tarasu. Oparł się o barierkę, obserwując wszystkich na dole. Stąd doskonale widział Kto kieruje się do Ratusza, choć ta osoba nawet nie dostrzerze obserwatora z dołu. Taki o to psiksu...
I kiedy ujrzał nadchodzącą Sophie, zaciągnął się mocniej, zagryzając kłami filtr papierosa. Zatem przybyła męczennica...
Odsunął się od barierki, czekając aż spadnie na niego grom tulasów i innych pieszczot, wszak szlachetna to lubiła, a ten z biegiem czasu zdążył się przyzwyczaić. Zamknął oczy, jak tylko wyczuł mocniejszy zapach oraz ruch małżonki. Jak zareagowała na widok Cornelii... Nie przejął się tym. On teraz musi znieść rzepa zwanego Sophie.
Od niechcenia uchylił powieki, wciąż trzymając papierosa w ustach. Nie szkodzi, że niedługo się wypali, dzięki temu jakoś nerwy nie rosną...
Sofa zaczęła zaczepiki. Zawisła na plecach wampira.
- Znikasz na tak długo, a ja muszę jakoś zaspokajać swoje męskie potrzeby.
Rzekł w odpowiedzi tak spokojnie, jakby była to najszczersza prawda i świadomy fakt... No sorry, koledzy... bo TO była prawda. A niezadowolonie żony w całe mu nie przeszkadzało, choć... utrata tego Gremilna mogła by jakoś wpłynąć na burmistrza.
I co zrobić, już zaczęła tańczyć przy jego osobie, znajdując się teraz twarzą w twarz z mężem. Ten jedynie przesuwał oczyma, obserwując beznamiętnie wampirzycę. Na strzał z gumki, zareagował krótkim warknięciem. Niespecjalnie bawiło to szlachetnego.
- Naprawdę czytasz mi w myślach.
Syknął złowieszczo, jednak mina pozostawała bez wzruszenia. Chwycił żonę za jej chudą łapkę, uniósł ją z łatwością i przewiesił sobie przez ramię. Niemal jak worek z kartoflami! Skierował się do wyjścia z tarasu, po czym z mieszkania. Lecz za nim wyszedł, zaczepił słowem córkę.
- Idziemy trzepać dywan, wrócimy... późno.
Ot, nie ma jak dwuznaczność w trzepaniu! No i co dalej? Opuścili apartament... I jeśli Corn też, to także dla niej:

Z/T wszyscy
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Hachiko Czw Paź 03, 2013 6:16 pm

Morgana przyjechała do Ratusza. Chciała gdzieś odpocząć, a jako druga kobieta Samuru, miała jakieś prawo w odpoczywaniu w jego apartamentowcu. Przez ostatnie czasy brzuch stawał się coraz większy. Tym samym zdecydowała się zachować dziecko. Jeszcze przez dłuższy czas, w czasie ciąży, myślała nad pozbyciem się dziecka, ale odkąd burmistrz niemalże zmusił ją do zostania jego kobietą, kochanką czy jakkolwiek inaczej to sobie jeszcze wyobrażał, miała mu urodzić tego dzieciaka. Sama nie chciała znać płci, do póki się nie urodzi. Samuru także się nie dowiedział jeszcze o płci niespodziewanego, kolejnego smarka w jego życiu.
Morgana zajechawszy czarnym mercedesem kochanka, wysiadła z niego. Oczywiście miała swojego szofera, więc nie musiała się o nic martwić. Swoje kroki skierowała w stronę wejścia do budynku, olewając ciekawskie spojrzenie recepcjonistki. Swój brzuch maskowała czarnym płaszczem, ale w dziewiątym miesiącu ciąży, ciężko ukryć taki ciężar. Skierowała się do windy, która zabrała ją na najwyższe piętro, do apartamentowca. Weszła do niego, zdejmując płaszcz i pozostając już w samych obcisłych, skórzanych spodniach i luźniejszym, czarnym podkoszulku. Szyję wampirzycy zdobiła obroża oraz drobny, posrebrzany łańcuszek z gotyckim krzyżykiem. Zdjęła także buty i udała się do kuchni, gdzie zabrała się za przyrządzanie dla siebie krwi. Wyjęła szklaneczkę do drinków i worek z lodówki, otwierając go. Nagle przeszył ją silny ból brzucha, odczuwając nieprzyjemne skurcze. Zacisnęła dłoń na blacie, z drugiej ręki wymsknął jej się woreczek z krwią, rozbryzgując się na podłodze. Sama zaś osunęła się na podłogę, drżąc na całym ciele. Właśnie odpłynęły jej wody... Pięknie, nie mogła sobie znaleźć lepszego miejsca na poród. Nie miała po co zawiadamiać Samuru, był zajęty sobą, miastem albo nowymi kochankami. Och, to przecież skurwiel, jedna czy dwie kobiety mu nie wystarczą.
- Kurwa, zabiję drania za tego bachora...
Pierwsze groźby już za nami!
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Paź 05, 2013 4:50 pm

Sprawa ze szpitalem rozpoczęta. Właśnie szlachetny został poinformowany o wybuchu pięciu bomb, kiedy to w budynku znajdowali się łowcy. Biedacy, wszystkie podejrzenia spadną na nich, nie na wrednego burmistrza, jaki to niedługo po tym zdarzeniu będzie ubolewał nad śmiercią tylu niewinnych osób. Nooo i takie tam, lecz zanim przejdzie do swojego gabinetu, udał się w stronę budynku, w którym to znajdował się jego apartament. Przebierze się, ogarnie i Witaj praco! Ostatni strasznie ją zaniedbał.
I byłoby wszystko fajnie, gdyby nie woń Morgany. Szlachetny jakoś nie miał ochoty z nikim się teraz widzieć, bo przecież zaczną zajmować jego zajebisty, cenny czas! No i w dodatku przybył Fabio! Tak, dokładnie przybył ten wstrętny fioletowo włosy wampir z jakimiś papierami. Samuru zabronił mi mówić, dopóki nie znajdą się w środku. Może zleci Morganie aby wysłuchała i wszystkim się zajęła, a Samuru będzie mieć jak zwykle na wszystkich i wszystko wyjebane. Toć to wredny gad, ot co.
Po wejściu do środka od razu uderzył do niego zapach krwi. Czemu wcześniej nie dostał się do jego nosa? Fabio szybko skierował się do kuchni, gdzie to przebywała Morgana, natomiast Samuru... wolnym krokiem, podszedł do barku, wyciągnął flaszkę burbona i pociągnął z niej łyka.
- Panie Kuroiaishita! Morgana rodzi!
Krzyknął czystokrwisty, znajdując się przy wampirzycy. Chwycił ją za ramię i ostrożnie wprowadził do salonu, kładąc na leżance.
- Tylko spokojnie, wiesz że jestem lekarzem i Ci pomogę.
Zakładał, że nie ma sensu wieźć ją do szpitala. Odbierze jej poród tutaj... Samuru oczywiście był przy tym i z kamienną miną patrzył na Morgana i kręcącego się przy niej Fabio.
- Ujebie mi całą podłogę... zresztą już do zrobiła.
Burknął niezadowolony, zerkając w stronę kuchni. Krew zmieszana z wodami płodowymi... Aż się skrzywił i poczuł... głód. Zmrużył oczy, ściskając w łapie butelkę z burbonem. Fabio nie powiedział nic, zajął się za to w pełni wampirzycą.
- Trzeba pomóc wyjść dziecku na świat, muszę ściągnąć Twoje spodnie i bieliznę...
Ach, mimo wszystko Fabio musiał zapytać. Taka z niego dobra duszyczka.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Hachiko Nie Paź 06, 2013 12:40 pm

Skąd Morgana mogła wiedzieć, że kiedy przyjedzie odpocząć w apartamencie Samuru, w Ratuszu zacznie rodzić? Wcześniej była zajęta sprawami burmistrza, wykonywała swoją standardową pracę, choć nie pokazywała się na oczy w miejscu publicznym. Akurat w tej chwili Samuru nie potrzebował kolejnego skandalu. Powinna przestać robić tyle dla burmistrza, który i tak miał wyjebane. Po co ciągle zaprzątała sobie tym głowę? Niech sam pilnuje swoich spraw i pilnuje skandali, bo Morgana miała już dość braku jakiejkolwiek wdzięczności. Żadnego mam Cię w dupie ani spierdalaj czy już nie wspominając o [dziękuję[/i]. Za dużo go to kosztowało. Jeszcze trochę i znajdzie sobie drugą żonę, bo przecież jedna to strata czasu i ujma dla jego męskości.
Jaka szkoda, że nie miał ochoty się z nikim widzieć. Tak się składało, że Morgana nie miała ochoty widzieć Samuru! Pierw zmajstrował dzieciaka, choć sama miała także przy tym udział, ale będąc w silnych bólach porodowych całkowita wina spada na faceta, a potem wziął ją sobie na drugą kobietę.
Wampirzyca wyczuła obu panów. Dostrzegają w drzwiach biednego fioletowłosego, wybrała go sobie na cel udręk. Ból swoje robi, hormony szaleją, a kobiecinka nie umie sobie z tym poradzić. Słysząc, jakże, odkrywcze słowa czystokrwistego, omal nie prychnęła.
– Ależ mi odkrycie, kurwa! Jak kobieta jest w ciąży, to chyba rodzi, nie?! Gdzieś Ty się chował!
Fabio na pewno będzie miał niemały uraz z powodu tej całej sytuacji.
– Delikatniej! Nie widzisz, że rodzę?!
Wydarła się na niego, gdy chwycił za ramię, by unieść ją i pomóc dotrzeć do leżanki w salonie. Posłała mordercze spojrzenie szlachetnemu, który w najlepsze popijał sobie Burbona. Wampirzyca podumała szklaneczkę i upiła z niej, na zachętę i odwagę przed porodem.
– Wyjmij to cholerne dziecko ze mnie, a nie spodnie! A Ty co się gapisz?! Sam mi zmajstrowałeś dzieciaka, to teraz pomóż Fabio!
Ileż nerwów i złości! Jeśli burmistrz podszedł bliżej, chwyciła go za rękę, wbijając swoje pazury w jego łapę, aż do krwi. A jeśli nie podszedł, wbiła w niego swoje lodowate, mordercze spojrzenie, jakby obwiniała go o wszelkie zło tego świata.
I kolejny skurcz przeszył ciało wampirzycy, że aż się zwinęła i zdławiła krzyk. Niech się pospieszą, nim im wsadzi coś w dupska.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Pon Paź 07, 2013 11:30 am

Cóż... Morgana powinna się cieszyć, że Samuru nie chciał jej odrzucić od siebie, wszak skończyło by się to dla niej bardzo źle. W końcu podpisała umowę o pracę, a to niemal jak cyrograf z Diabłem! Samcio trzyma do końca, czyli do momentu śmierci. Dlatego lepiej niech mroczne piękności nie marudzą...
Fabio starał się jak potrafił, nawet jego psychika była gotowa na wszelkie bluzgi i krzyki, zresztą nie ona pierwsza. Wampir nie jeden poród odebrał. Ileż to razy oberwał czymś w głowę albo o włos nie został mężem samotnej matki? Różne przypadki, zatem Morgana niech krzyczy ile sił, to pomaga rozładować ból i emocje. Choć burmistrz się krzywił na twarzy we wszystkie strony, toć to hałasu nie lubi, zwłaszcza kiedy pochodzi od kogoś.
- Bierz głębokie wdechy i wydechy, pomoże Ci to.
Rzekł najspokojniej Fabio na tyle ile umiał. I oczywiście nie dał jej dosięgnąć burbona, zresztą sam szlachetny nie pozwolił. Cofnął się z butelką, by być jak najdalej od wampirzycy. Nie jemu dane się dzielić z innymi.
Kiedy kobieta wylądowała na leżance, Włoch od razu przeszedł do działań. Zajął się jej dolną częścią ubrania, ułatwiając sobie dostęp do wrót Morgany.
- Nie ma takiej opcji.
Rzucił sucho na ryki wampirzycy. Samuru nie zamierzał ingerować w poród Morgany, poza tym Fabio sobie poradzi... I się zaczęło...
Po wielu godzinnych torturach w krzyku bólu i wrzasków, czystokrwisty wreszcie wydobył na świat małego wampira. Na pomoc szlachetnego nie mógł liczyć. Dopiero Burmistrz się ruszył, kiedy Fabio z ogromnym szokiem spojrzał na buzię noworodka.
- Panie burmistrzu... niech pan spojrzy na tego chłopca.
Powiedział cicho, podając małe zawiniątko szlachetnemu. Odsłonił rąbek koca z mordki. Widok także nieco zaskoczył wampira... lewa strona twarzy dziecka była zdeformowana. Szarawa, szorstka niczym łuski... w dodatku maleństwo nie miało siły płakać.
- Trzeba natychmiast powiadomić pana Hiro!
Oznajmił poważanie Fabio, który to wrócił do Morgany. Okrył zmęczoną kobietę kocem i podał jej krwi w litrowej szklance. Wampirowi więcej nie trzeba, są silniejsi niż ludzie. Natomiast co do Samuru, który z lodowatą miną wpatrywał się w chłopczyka, skierował się ku kuchni. Ułożył kwilące cichutko dziecko na stoliku, następnie znalazł w szufladzie sporej wielkości tasak. Raz jeszcze spojrzał na chłopca i z zimną krwią na jaką było go tylko stać, odrąbał... swoją lewą dłoń. Woń szlachetnej krwi od razu rozniosła się po apartamencie, na co zareagował Fabio. Pędem rzucił się w stronę kuchni i widok szlachetnego miksującego odciętą dłoń momentalnie doprowadził do skurczu żołądka. Z trudem powstrzymał mdłości. Widok krwi na stole, zakrwawiony tasak i widoczny kikut, na którym niedawno istniała dłoń. Wciąż sączyła się krew.
- Panie...
Dosłownie brakło mu słów na wyczyn burmistrza. Czemu to uczynił? Podszedł do dziecka, chcąc sprawdzić czy czasem Samuru i jemu nie wyrządził krzywdy. Na szczęście było całe...
- To tylko lewa dłoń, Fabio. Nie była mi potrzebna.
Co za opaniwanie, lecz i tak dało się wyczuć w głosie wampira szaleństwo. Zresztą mówił o tym jego wzrok - szeroko otwarte oczy, przerażający grymas który niby miał być uśmiechem. Wreszcie przestał tworzyć krwawy koktajl, jaki natychmiast wylądował w szklanym naczyniu. Podszedł do nowego syna i podał Fabio szklankę.
- Nakarm go tym... Ojcowskie ciało, ojcowska krew... czy nie ma lepszych witamin?
Chyba nie było nic bardziej strasznego niżeli troska w głosie Samuru. Fabio oczywiście wykonał polecenie, ale nie mógł wymazać z siebie przerażenia. Kątem oka obserwował, jak szlachetny lizał starannie zakrwawionego kikuta, który w szalonym tempie goił się.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Hachiko Pon Paź 07, 2013 7:28 pm

Poradziłaby sobie sama, tak jak wówczas, gdy pierwszy raz ją odrzucił, zabierając ze sobą ich pierwszego syna. Nie wiedziała, co się z nim działo, a później utraciła kontakt i z samym Samuru. No cóż, mówi się trudno, gdyby faktycznie i tym razem ją opuścił. Była dorosła, samodzielna i niezależna, dałaby radę wychować tego smarka pod swoimi skrzydłami, nie potrzebowała litości burmistrza. Jednak, znała swoją wartość i wiedziała, że była jedyną kobietą, która była godna bycia u boku Samuru. Nie wcinała się w jego życie, zajmowała się swoją pracą, była odpowiedzialna i nie robiła scen zazdrości, nie ćpała (może nie licząc jednorazowego wyskoku z obecnym „kochankiem”) i była godna poszanowania kobietą. A, i miała cycki, nie to co jego żona numer jeden.
Morgana spojrzała na Fabio jak na jakiegoś kosmitę, kiedy powiedział jak powinna oddychać, ale posłuchała rady. Mięśnie się lekko wyluzowały, a silne skurcze stały się nieco słabsze. Jednak wciąż rzucała wyzwiskami, to pod adresem bogu winnego Fabio, a to znów winę zrzucała na burmistrza, który wolał trzymać się z dala od rodzącej i jakże hałasującej wampirzycy. Na złość, darła się jeszcze głośniej, to tak z miłości do jego skromnej osoby.
– Następnym razem będziesz mógł go sobie wsadzić w butelkę, a nie we mnie!
Wrzasnęła na szlachetnego, obnażając wściekle kły, gdy zalała ją kolejna fala nieznośnego bólu przy porodzie. I tak cały czas, póki Fabio wreszcie nie wyciągnął z jej łona… syna. Ach, normalnie miała talent do rodzenia chłopców! Spojrzała zmęczonym wzrokiem na fioletowłosego, wyciągając ręce do swoje syna. Z jakiej pieprzonej racji, ten parszywy burmistrz, jako pierwszy, miał prawo ujrzeć chłopca?! Nie ma nawet takie opcji! Wampirzyca musiała go dostać jako pierwsza, inaczej Samuru będzie lizał jej buty!
– Fabio! Dlaczego on nie płacze? Fabio! Daj mi go!
Warknęła, wymachując ramionami. Wściekle spoglądała to na jednego, to drugiego, nie wiedząc co ma o tym myśleć. Przyjęła krew, wypijając ją duszkiem ze szklanki, czując się od razu lepiej. Cóż, leżankę należało wymienić, ale szlachetny na to zasłużył! Nic nie robił, oprócz pchania, to teraz niech się wykosztuję na wymianę mebla! Morgana omal nie krzyknęła, gdy wściekły Samuru zabrał ich syna do kuchni, kładąc na chłodnym blacie. Wampirzyca zerwała się z leżanki, krzywiąc się nieznacznie na ból między nogami i chwiejnym krokiem dotarła do kuchni, znacząc krwią swoją drogę.
– Ani mi się waż go zabić, Sam!
Krzyknęła, gdy szlachetny uniósł tasak i… odrąbał sobie dłoń. Na szpetotę dziecka nie zwracała uwagę, jakby to nie było w tej chwili ważne. Normalnie sparaliżowało ją, kiedy ten zaczął miksować swoją dłoń, zmieniając ją w papkę.
– Sam…
Jęknęła, nie poruszywszy się nawet na centymetr. Przepuściła oczywiście czystokrwistego, który zbliżył się do swego Pana. Nie wiedziała czemu to zrobił, było to co najmniej chore zachowanie. Zawsze wiedziała, że Samuru ma nierówno pod sufitem, ale żeby odciąć sobie własną rękę, zmiksować ją i napoić nią syna?
Wreszcie spojrzała na syna, leżącego niemalże w bezruchu na blacie, z małymi, czarnymi włoskami na głowie i… bliznami na twarzy. Dla niej i tak był najpiękniejszy, nawet ładniejszy niż ojciec! Tak, Samuru sobie na to zasłużył, a co. Nie odezwała się już ani słowem, przyglądając się obu „swoim” panom. Podobieństwo było widoczne na pierwszy rzut oka.
– Znając Ciebie, na pewno masz jakiś podły plan, w związku z urżnięciem sobie łapy?
Zapytała, osuwając się na ziemię. Nie miała sił.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Wto Paź 08, 2013 9:24 am

Fabio dałby jej dziecko, gdyby nie zabrał je Samuru. Oczywiście także zaniepokoił się zachowaniem wampira, zważywszy na to, że ten bywa naprawdę nieprzewidywalny. Dlatego szybko ruszył w stronę kuchni, a tam zastał właśnie ten makabryczny widok miksowania ręki, a później dostał zadanie napojenia owym "koktajlem" małego, ledwo żyjącego chłopca.
Morgana jak widać także przeżyła szok, widząc szalone zachowanie burmistrza. Chłopak wcale nie przejmował się podwładnymi, swój obłakany wzork wbijał w to "cudo", jakie niedawno się narodziło. Jego nikczemny plan wejdzie w życie.
- Chłopiec potrzebuje siły, moja krew go ożywi.
Rzekł cichym tonem, zapominając o bólu odciętej dłoni. Fabio oczywiście wykonał polecenie i utulił chłopca, lecz jak rozłożyć troskę? I czemu Morgana wstała, a teraz osuwa się na podłogę.
- Morgano, masz natychmiast wróci do salonu i się położyć!
Warknął rozgniewany czysto krwisty, choć jego ostatnie słowa została zagłuszone płaczem dziecka. Jak widać podarunek od ojca działał. I właśnie wtedy jak na szczęście, do apartamentu wszedł... Hiro. Drzwi pozostawiono otwarte, więc je tylko pchnął, wszak wyczuł krew! W salonie mnóstwo czerwonej cieczy, wody płodowe i w kuchni leżąca na podłodze Morgana, Fabio z małym, płaczącym chłopcem na rękach i Samuru wpatrujący się w kikuta. To ostanie dosłownie zmroziło krew w żyłach Włocha. Choć i tak podszedł do wampirzycy, ostrożnie podnosząc ją na nogi.
- Co tu u licha się dzieje?!
Warknął surowym tonem, patrząc na wampiry. Fabio uspokoił chłopca, którego wciąż mocno trzymał. Malec zasnął.
- Zostałem po raz kolejny ojcem, Hiro.
Odezwał się pierwszy burmistrz, posyłając diaboliczny uśmiech szefowi. Na co ten tylko zmarszczył brwi.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Hachiko Wto Paź 08, 2013 1:24 pm

Morganie już się nie podobało, że Samuru zabrał sobie syna, nawet nie pokazując go matce. Zupełnie, jakby chciał ją odsunąć i od drugiego dziecka. Nie podobało jej się, ale nie mogła nic powiedzieć. Burmistrzowi najwyżej później się oberwie, bo wampirzyca nie była znowuż taka łatwowierna i umiała o swoje walczyć. Co z tego, że była młodsza i o słabszej krwi, musiała pokazać szlachetnemu, że także tutaj była, niekoniecznie jako gorsza od niego.
Mimo wszystko nie do końca wszystko do niej docierało. Miała wrażenie, jakby coś ją oderwało od rzeczywistości. To było makabryczne dzieło, uciąć sobie rękę, zmiksować i napoić tym niemowlaka. Oczywiście wampirzyca nie protestowała, nic by to nie dało nikomu, a wszystko jedynie poszłoby na marne.
– Nie mam zamiaru. Chcę go zobaczyć. Nie pozwolę, żeby odebrał mi drugie dziecko.
Nie ważne, jak śmieszne wydawały się w tej chwili te słowa, tym razem nie pozwoli, żeby wampir zrobił coś takiego ponownie. Właśnie, ciekawe kiedy Samuru odda jej obiecanego syna. Już chyba wystarczająco długo dla niego pracowała? Nie miała zielonego pojęcia jak on to wszystko oceniał i nagle pojawił się Hiro. Wampirzyca zdała sobie sprawę z jego obecności dopiero wówczas, gdy spojrzał na nią. Nie odpowiedziała na pytanie szlachetnego, usiłowała pozbierać się do kupy. Pierw uniosła się do pozycji siedzącej, podpierając dłońmi o podłogę, trzymając sztywno koc, żeby nie zsunął się na tyle, by ukazał jej dolne partie ciała. Podpierając się o framugę drzwi, weszła do środka i podeszła do blatu, dotykając opuszkami palców twarzy swojego syna. Nie krzywiła się na jego widok, dla niej i tak był najpiękniejszy na świecie.
– Hiro, czemu on ma taką twarz…?
W życiu by nie pomyślała, że to wina alkoholu i narkotyków, jako wampiry nie odczuwały przecież żadnych skutków ubocznych, prócz kaca, a tutaj taka niespodzianka!
– To jakaś choroba?
Nie miała przecież pojęcia czy wampiry faktycznie mogą urodzić się z takim oszpeceniem. Może znów jakiś wirus wędrował od wampira do wampira, niby nie groźny, ale wywołujący skutki uboczne? W życiu by nie pomyślała, że zarówno jej brak odpowiedzialności, jak i Samuru, wpłynie aż tak na stan zdrowia ich dziecka. Nie tylko to oszpecenie, ale także słabe zdrowie. Dziecko przecież nie płakało, dopiero kiedy spożywało krew i ciało ojca (Samuru był niczym Chrystus), od razu odżyło z martwych.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sro Paź 09, 2013 10:58 am

Spokojnie, nikt dziecka wampirzycy nie odbierze, a przynajmniej tak uspokajał ją Fabio, bo w końcu po Samie nic nigdy nie wiadomo. Zresztą, jak na razie to nie był wśród nich, szaleństwo szlachetnego nadal się trzymał i stanowił nie lada zagrożenie dla otoczenia, zważywszy na to iż co niedawno uczynił. Poza tym nie teraz o tym trzeba się martwić, a małym noworodkiem, który wymaga w tej chwili stałej opieki.
No i właściwie w tej chwili odnalazł się Białowłosy. Zszokowany całą zaistniałą sytuacją, starał się zachować zimną krew i nie wybuchnąć paniką na widok umęczonej Morgany, walczącego o życie noworodka i Samuru bez dłoni. Istny horror...
Jaka twarz? Spojrzał zaskoczony na wampirzycę, a później na Fabio, który to podszedł do szlachetnego, chcąc pokazać mu chłopca.
- Muszę go przebadać, żeby cokolwiek wiedzieć.
Rzekł Włoch, patrząc z troską na malca. Oczywiście pomógł Morganie wstać i nakierować na krzesło. Wreszcie zerknął na Samuru, który to przymierzał tasak na miejsce dłoni.
- A Ty co sobie myślisz, Samuru? Dlaczego odrąbałeś... swoją dłoń.
Spytał na tyle spokojnie ile mógł. Młodszy szlachetny pokręcił głową, parskając śmiechem. Naprawdę, nie było widać, żeby burmistrz był w pełni sobą. Hiro później porozmawia z Fabio i dowie się wszystkiego, bo od tej dwójki raczej nic nie wyciągnię... Morgana zbyt zszokowana i przejęta dzieckiem, a Samuru w obłędzie.. typowe dla takiego świra.
- No cóż... przejdziemy do samochodu i jedziemy do zamku. Tam zajmę się chłopcem, a wy macie dojść do siebie. Fabio, pomoże Morganie się pozbierać. Daj jej ubranie.
Po tych słowach odebrał od niego dziecko, po czym razem z Samuru udali się w stronę wyjścia. Fabio wykonał rozkaz, pomagając wampirzycy po czym dołączyli do reszty.

zt wszyscy
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Lis 30, 2013 10:40 am

Pora odpocząć w ciszy i samotności. Szlachetny Samuru przyjechał do ratusza, a dokładniej to do swojego prywatnego apartamentu, znajdującego się w pobliżu miejsca pracy. Nie chciał się z nikim widzieć dopóki nie odpocznie.
Wszedł do swojego mieszkania, rzucił marynarkę na wieszak, po drodze do salonu, zostawił buty. I zanim spadł na wymienioną na nową leżankę, rozwinął krawat oraz rozpiął koszulę. Upadł twarzą prosto w miękkie poduszki i czekał na senne zbawienie. Niestety sen nie przychodził. I tak właściwie kiedy dostanie swoją nową rękę? Fabio wraz z nieokrzesanymi naukowcami spóźniał się. Westchnął ciężko, zamykając oczy raz jeszcze. Może teraz się uda? O ile jednak mu nikt odpoczynku nie zaszkodzi, wszak los ostatnio lubił odbierać szansę na zdrowy, wampirzy krótki letarg.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Lis 30, 2013 11:48 am

Mamuśka postanowiła wreszcie odwiedzić akurat to miasto w Japonii. Wiedziała, że to tutaj rządzi sobie jej synek. Czytywała gazety. W swoim domu, we Florencji, miała poświęconą całą ścianę jego wyczynom. Wszelakie wycinki z gazet, jego zdjęcia, wywiady, wypowiedzi, to wszystko było poprzyklejane na ścianę, w głównym salonie. Ktokolwiek do niej przyszedł na bal czy też większe, towarzyskie przyjęcie, wiedział kim jest syn wampirzycy. Była z niego dumna. Miała swoją własną obsesję. Obsesję na punkcie syneczka, który na pewno potrzebował jej opieki, pomocy, miłości i dobrego jedzenia. Na pewno biedakowi się schudło! Przecież to zawsze było takie mizerne, biedne i słabe. Co z tego, że był jednym z najsilniejszych wampirów? Dla mamuśki zawsze będzie malutkim, chudziutkim syneczkiem, którego należy tulać do cyca.
Ze swoim małym tobołkiem, taką torbą podróżną, elegancką, czarną i bardzo drogą, wsiadła do wcześniej wypożyczonej limuzyny i kazała zawieść się pod ratusz. Kierowca popatrzył na nią z kwaśną miną spod okularów, ale pospieszył z wykonaniem rozkazu.
Po niedługim czasie, zajechała pod wysoki budynek. Czekała ze zniecierpliwieniem, aż kierowca raczy wysiąść i otworzyć przed nią drzwi, ale wygląda na to, że świat tak się pozmieniał, że mężczyzna nie zamierzał ruszyć swojego zacnego zada. Na odchodne trzasnęła drzwiami, mrucząc coś pod nosem, że domaga się zwolnienia tego złamanego kutasa.
W holu minęła biedną recepcjonistkę. Nie zamierzała poświęcać jej ani chwili czasu. Była szlachetnej krwi, to oni mają się przed nią tłumaczyć, nigdy na odwrót. Westchnęła, czekając na windę. Już szybciej poszłaby chyba na piechotę, ale nie było w tym budynku schodów! Tak bardzo chciała ujrzeć już swojego syneczka! Upichcić mu jakąś dobrą, ciepłą zupkę mleczną!
Winda przyjechała, wsiadła do niej, wcisnęła guzik i zaczęła bębnić niecierpliwie paluchem o stalowe drzwi. Wreszcie! Wreszcie zajechała na odpowiednie piętro! Wypadła z maszyny jak torpeda, otwierając zamaszyście wielkie drzwi.
- Saaaaaamuuuuś! Mamusia przyjechała! Kochaneczku mój najmilszy! Mamusia zaraz Ci zrobi zupeczkę mleczną!
Piżgła torbę podróżną gdzieś w kąt małego holu, od razu kierując się do salonu, gdzie leżał Samuru. Wskoczyła mu od razu na plecy, przytulając się do niego tak mocno, że omal nie połamała mu kręgosłupa, żeber czy karku. Wbiła swoje paluchy w jego męską klatę i naparła na niego piersiami, mocno przytulając.
- Mamusia tak tęskniła za syneczkiem! Wytula Cię do siebie. O boże! A cóż to! Kto Ci to zrobił?! Powiedz mamusi, to mamusia pójdzie skopać dupę temu skurwielowi, który odrąbał tę śliczną rączkę, mojego syneczka!
Źrenice wampirzycy błysnęły karmazynem, bo wyraźnie wkurzył, zdenerwował, rozzłościł ją fakt, że ktokolwiek ośmielił się tknąć szlachetnego. Przecież to niedopuszczalne! Tak być nie może! To grzech, którego popełnić nie wolno.


Ostatnio zmieniony przez Cornelia dnia Sob Lis 30, 2013 9:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Lis 30, 2013 1:36 pm

Spokój nadszedł. Oczekiwane odrętwienie także... stało się i Samuru miał w chuja radości, bo w końcu zapadał w sen! A osoby cierpiące na bezsenność, dosłownie ubóstwiały dni w których był ich czas na chwilowy odpoczynek. Burmistrz. właśnie takową chwilę otrzymał i zamierzał jak najlepiej wykorzystać. Niestety nawet nie miał bladego pojęcia, że ktoś zamierza zakłócić mu spokój...
Błogość odeszła, wraz z atakiem na jego osobę. Ktoś bezczelnie rzucił się na jego ciało, okazując tyle miłości, że aż zakręciło mu się w głowie. Dobrze, że leżał, inaczej mógłby upaść. I dosyć szybko zorientował się z kim ma do czynienia. Matka. Ta prawdziwa.
- Zaraz stracę przytomność.
Burknął wciśnięty twarzą do poduszki. Gdyby nie fakt bycie wampirem, udusiłby się i nici z synka! Ale... serio. Beatrice chyba pamiętała o uczuleniu na przesadne okazywanie miłości/czułości itp. Choć tak patrząc na to z drugiej strony, matka zawsze na niego dobrze działała. Czyżby Samuru był ukrytym mamisynkiem? Kto wie... przekonamy się wkrótce.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Lis 30, 2013 10:04 pm

Wampirzyca lubiła buszować w życiu swojego syna. Niestety nie było jej dane uczestniczyć we wszystkich, ważniejszych wydarzeniach w jego życiu prywatnym. Nie wiedziała nawet, że miał żonę i syna! Z chęcią by ich poznała i utulała do swego matczynego serduszka. Na pewno brakuje im porządnej dawki miłości oraz czułości. Tak samo przecież było i z tym szlachetnym. Co tam ją obchodził fakt, że był już mężczyzną, silnym, dumnym, władczym. Dla Beatrix wciąż małym brzdącem, którego musiała zostawić. Mimo tego szalonego pomysłu, nie mogła zapomnieć o Samuru. Musiała go odwiedzać. Często zakradała się nocami do jego pokoju i spędzała z nim długie godziny na rozmowach i przytulaniu. Pozwalała mu zasnąć w swoich ramionach, aż w końcu zostawała zmuszona do opuszczenia sypialni syna, nim wzejdzie słońce. Wciąż był jej oczkiem w głowie, złotą perełką i jedynym dzieckiem. Nic zatem dziwnego, że tak bardzo go rozpieszczała!
– To mamusia poda Ci wtedy sole trzeźwiące! Spokojna Twoja potargana młody, nic się nie bój, czuwam!
Zakrzyknęła, klepiąc go po męsku w plecy. To twardy typ, wytrzyma porządne pozdrowienie ze strony matulki.
– Rety, rety! Wyglądasz tragicznie, kochanie. Jesteś przemęczony i taki chudy! Chodźmy do kuchni, mamusia zrobi Ci coś pysznego, najesz się, a później pójdziesz spać.
Zeszła z niego, ale tylko po to, żeby ucałować swoje Oczko W Głowie w czółko. Tak pieszczotliwie i matczynie, jak tylko się dało. Schwyciła go za rękę i zaciągnęła siłą w stronę kuchni, sadowiąc syna na stołku kuchennym.
– Ładne sobie gniazdko uwiłeś. Brakuje tutaj jedynie kobiety. Powinieneś się ożenić! Tak! Ożenić!
Nie wiedziała przecież, że ma już synową i nawet wnuka! Och, jej rodzinka tak wspaniale się powiększała. Zaczęła grzebać po szafkach syna, aż wreszcie znalazła filiżaneczkę. Wsypała do niej kawę, wstawiła wodę, a z barku, w salonie, wyjęła whisky. Gdy woda się zagotowała, zalała kawę, wymieszała, wcisnęła troszkę cytryny i dolała alkoholu, podstawiając owy specyfik pod nos syna. Męski napój!
– Mamusia Ci zaraz zrobi zupkę mleczną. Jest odżywcza. Naprawdę, tak chudo wyglądasz. Jak śmierć! Powinieneś wziąć przykład z ojca!
Nachmurzyła się, wspominając o Testamencie. No tak, były kochanek. Ciekawe co u niego? Ha! Też mu złoży wizytę, niech się nie boi że Beatric o nim zapomniała. O kimś takim ciężko zapomnieć. Podeszła do syna i chwyciła w dłonie jego twarz. Ścisnęła ją, to rozciągnęła, to znów ścisnęła i wreszcie przytuliła jego twarz do piersi. Mocno, bardzo mocno.
– Mamusia tak tęskniła. Dawno Cię nie widziałam, Samuru.
Spoważniała, ale trwało to zaledwie chwilkę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Pon Gru 02, 2013 11:47 am

Matka pełna miłości we własnej osobie. Będąc małym dzieckiem niespecjalnie przeszkadzała mu nadmierna matczynna miłość, no ale teraz jest odrobinę na nią za stary... nie, nie na matkę ale na jej traktowanie Samuru jak małego dziecka. Ale ciężko przemówić tej kobiecie do rozsądku, dlatego na razie niech pozostanie tak jak jest.
Sole trzeźwiące? Miał już coś rzec, kiedy kobieta wreszcie go puściła. Oczywiście nie na długo... Poklepała młodego po plecach, obdarzyła buziakiem, po czym bez jego zgody pociągnęła za sobą do kuchni.
- Nie potrzebuję niczego prócz snu, oduść sobie.
Rzekł sucho, rozglądając się po kuchni, jakby conajmniej nie było go tutaj z rok i szukał wszelkich zmian. Wreszcie jego gadzi wzrok spoczął na matce, która umieściła biednego, zmęczonego burmistrza na stołku. Odrętwienie spowodowane zmęczeniem jeszcze nie za bardzo chciało odejść. Rozmasował odniechcenia swój kark, wzdychając bardzo ciężko.
- Mam już żonę.
A niech wie! Tylko jakoś Samuru nie mówił tego z entuzjazmem... w końcu jakby Sophie go nudziła i oczywiście tak było. Małżeństwa są naprawdę takie nudne i monotonne.
Nie sprzeciwił się, kiedy dostał od matki ciekawy... napój. Upił parę łyków i od razu poczuł, że wraca do gry. Wymacał w spodniach paczkę fajek, jaką natychmiast rzucił na stolik. Wyciągnął papierosa, zapalił go za użyciem zapalniczki i mocno się zaciągnął. Życie jeszcze kocha wrednego szlachetnego, skoro nie odebrano mu fajek oraz alkoholu.
- Mam być tak gruby jak ojciec? Nie doczekanie Twoje.
Aż nim zatrzęsło na samą myśl, brrr... miałby tracić swoje ciałko? Nie, nigdy. Był zbyt zajebisty żeby to psuć.
- Nie rób mi żadnej zupy i nie lubię mleka.
No masz, Samuru Barbarzyńca Niszczyciel Trosk Dobrej Matki Beatrix. Ale czy ona go posłucha? A no właśnie... w końcu to po niej odziedziczył tą upartość i przesadność... Choć on nie poszedł w kierunku miłości, a okrucieństwie. Ach... a może i ona jest okrutna? W końcu zaczęła męczyć jego twarz, a on z rezygnacją wpatrywał się w jej oczka. A później cóż twarz w cycach. Na szczęście w palcach miał odpalonego papierosa i nie zmarnuje się przez ubranie matki.
- Zajekurwabiście...
Burknął niezrozumiale, skoro wciąż Beatrix odbierała mu wcale niepotrzebne do życia powietrzę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Pon Gru 02, 2013 2:46 pm

Matka nie zmieni swoich przyzwyczajeń i miłości tylko dlatego, że syn nie miał już dziesięciu lat, a prawie sto. Dla wampirzycy wciąż będzie tym samym wampirkiem, jakiego urodziła w tajemnicy przed jego ojcem. A przynajmniej chciała, żeby to była tajemnica. Nie do końca to się udało, więc uciekła z małym Samuru, oddając go do domu dziecka. Z czasem zaczęła żałować swojego postępku, bo niby dlaczego miałaby się bać byłego kochanka? Nie da się zmienić przeszłości, ale nie zamierzała porzucać pierworodnego. Obecnie, nie miała żadnego mężczyzny, więc całą swoją miłość przelewała na biednego szlachetnego. Musiał to z dzierżyć, wszak matkę ma się tylko jedną!
– Potrzebujesz! Mojej miłości. Samuru, nie bądź taki. Nie odpychaj od siebie bliskich, a już na pewno nie własną matkę. Wiesz, że i tak zawsze będę Cię kochała, niezależnie od tego, co mi powiesz.
Posłała mu ciepły, pogodny uśmiech, głaszcząc delikatnie, pieszczotliwie po jego włosach. Miał takie piękne włosy, wrodził się w swój ród. Zresztą, wampirzyca cieszyła się, że nie zmieszała swojej świętej krwi, z krwią innego, mniej wartościującego rodu. Był wampirem w swej najczystszej postaci.
– Masz żonę! Musisz mi ją koniecznie przedstawić. Chcę ją poznać. Muszę ją odpowiednio wychować, by mogła zająć się moim synkiem.
O tak, iście szlachetny powód i cel spotkania z żoną syna. Poznanie synowej, którą miała i która na pewno ją uszczęśliwi, zajęło w tej chwili drugie miejsce. Jeśli Beatrix uzna, że kobieta nie nadaje się na żonę syna, zajmie się! Wyszkoli ją, wychowa, staną się serdecznymi przyjaciółkami. Okiełza ów charakterek. Wszak szlachetna pochodziła z całkiem innej epoki. Epoki, w jakiej kobiety były podporą dla instytucji zwanej – mąż. Naprawdę, tak się podnieciła na samą myśl o synowej, że aż dostała cholernego słowotoku.
– A dziedzica? Masz odpowiedniego dziedzica? No wiesz, mojego wnuka!
Musiała już wiedzieć wszystko. A biedny burmistrz siedział teraz na stołku i był przesłuchiwany! Beatrix mogłaby się zajmować przesłuchaniami więźniów nazistów. Szybciutko przed nią ulegną, byle tylko skończył gadać i rzygać różowością, tęczami i jednorożcami.
Szlachetna, aż krzyknęła na widok papierosów. Zabrała je synowi z blatu, wpatrując się w niego szkliwimy oczami, jakby ją co najmniej uderzył.
– Samuru! Wiesz, że palenie zwiększa impotencję?! Nie wolno!
Sprzątnęła paczkę sprzed nosa burmistrza, chowając ją pod swój pas od pończoch. Tam dłonie wampira na pewno nie zawędrują.
– Samuru, powiedz mi… A co u… Twojego ojca? Dawno go nie wiedziałam. Zawsze był takim wspaniałym mężczyzną.
Lekki, tęskny uśmiech pojawił się na wargach wampirzycy. Normalnie załamie się, gdy się dowie że ten się ożenił. Ale to nic! Beatrix zadziała! Wszak to ona i Testament powinni wziąć ślub dla dobra ich dziecka! Co z tego, że Samuru to dorosły chłop…
– Nie pierdol! Pij mleko będziesz wielki! Mamusia zaraz upichci. Zobaczysz, będziesz wcinał aż Ci się uszy będą trzęsły.
Ucałowała synusia, a potem tulała do piersi, dusząc go, zaczęła się powoli kręcić. I tak trwała w uścisku, dopóki nie zabluźnił. Za karę pociągnęła go mocno za ucho. A niech się nauczy, że to nie przystoi, by dzieci tak niekulturalnie mówiły i to jeszcze przy własnej matce!
Uwijała się w wampirzym tempie. Z lodówki wyjęła karton z mlekiem, z jakiejś szafki rondelek, z innej zgarnęła kaszę mannę, a jak wampir jej nie posiadał, to zaś wyjęła ją ze swojej torby podróżnej. I tak oto zaczęła czarować! W przeciągu piętnastu minut, przed Samuru wylądowała spora micha z zupą mleczną!
– Zajadaj mój misiu. Mamusia popatrzy jak pałaszujesz!
Ucałowała go w nosek i pogłaskała nawet po włosach.
– Opowiedz mi teraz o wnukach! I o żonie. No wiesz, chcę ją poznać. Nasz ród nie może się zbłaźnić, więc jeśli trzeba, wprowadzę ją odpowiednio. Może potrzebuje jedynie dobrej teściowej!
Aż zaklaskała w dłonie, wyraźnie podminowana tym zamysłem. Musiała jeszcze spotkać się z Testamentem.
– Będę musiała udać się do Zamku. Do Twojego ojca. Będziesz mi towarzyszył?
Spytała. Nie miała pojęcia, jakie stosunki łączy tych dwóch panów.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sro Gru 04, 2013 11:18 am

Nie miał jej za złe, ba, nawet nie obchodziło go, dlaczego Beatrix tak się zachowała w stosunku do własnego dziecka. Miał to głęboko w nosie... Zresztą od zawsze utrzymywał daleki stosunek do kłopotów odnośnie swojego dzieciństwa. Wolał skupić się na przyszłość, na władzy i bogactwie. Ot, takie prezenty od losu.
- Pewnie tak.
Odparł na jej słowa, nie chcąc dalej tego ciągnąć. Rozmowa o miłości, uczuciach. Nie, to stanowczo nie dla niego. Dosłownie dostaje mdłości na samą myśl. Dziwaczne uczulenie. Temu też kiedy pogłaskała włosy burmistrza, odsunął jej rękę, dając wyraźnie znać, że nie chce takowych czułości. Już nie jest tym małym dzieckiem, choć... nawet jako dziecko był chłodny i zamknięty.
- Nie dasz rady. Ta szczeniara jest gorzej zepsuta od nie jednej dziwki.
Co za chłód! I owszem, mówił o swojej żonie, która stanowiła jedynie dodatku do całego, jego życia. Jakby zginęła, owszem, coś by tam pomyślał, wszak jest jak stara, para wygodnych butów, do której ostatnio Sophie porównał. Ale czy czasem ból po utracie przedmiotów szybko nie topnieje? A no właśnie bardzo szybko, zwłaszcza w przypadku Samuru.
- Mam dzieci. Córkę i trzech synów. Na razie żaden nie szykuje się na otrzymanie statusu głowy rody.
Niech się raduje chociaż matka, bo Samuru nic, a nic nie brał pod uwagę, że ma jakiekolwiek potomstwo. Nawet ojca zaliczał do gówniarzy... z charakteru.
I niestety nie zapali. Burmistrz otworzył szerzej ślepia, patrząc co ta wyrabia z paczką fajek.
- Jestem wampirem! Zapominasz się? Nie zachoruje na żadną chorobę.
Naprawdę... Nie powinna odebrać mu papierosów. Sam się od nich uzależnił. Aż zacisnął szczęki. I myśli, że nie sięgnie po fajki? Ha! Grubo się myli. Kiedy przytuliła jego czarny czerep do biustu, wampir zgrabnie wyciągnął jednego papierosa z paczki i wcisnął go do ust. Za pomocą mocy, odpalił jego końcówkę. I kto by się spodziewał, że zostanie skarcony za przeklinanie? Ha, było do przewidzenia, że lekko trzepnie dłoń matki. Nie pozwoli sobie na takie traktowanie, no i poza tym to było odruchowe. Rozmasował swoje ucho, patrząc ponuro na wampirzycę. Postanowiła mu ugotować zupę mleczną. A jednak... Westchnął cicho, kładąc się głową na stoliku. Dopiero jak wyczuł mdły zapach zagotowanego mleka, podniósł się i odsunął miskę, jak najdalej od siebie. - Nie jestem głodny. Chyba już o tym mówiłem.
Warknął nieco ostrzej, posyłając matce karcące spojrzenie. Ale czy to pomoże? No tak. Ciekawe kiedy które z nich się podda jako pierwsze.
- Są nudni.
I weź tu pogadaj, co? Samuru zaciągnął się papierosem, którego zabrać tym razem nie da, po czym z ulgą wypuścił dym ustami. O tak, nie ma to jak nikotynowa walka ze stresem.
- A po co chcesz się z nim spotkać?
Spytał od tak, opierając głowę o rękę, którą to usadowił na blacie stołu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sro Gru 04, 2013 7:10 pm

Jak mogło go nie obchodzić to, jak zachowywała się w stosunku do niego matka?! Toć to grzech! Powinien to jak najszybciej zmienić, bo matka powinna być dla niego najważniejszą kobietą na świecie. A póki co czuła się jak jakaś szmata i nie zamierzała się poddawać tylko dlatego, że syn ją wyraźnie olewał. Znał przecież Beatrix, to istna demonica o anielskim usposobieniu.
– Reeeety! Samuru! Zachowujesz się jak stary dziad! Ponury, złośliwy i w dodatku palisz! Weź no się uśmiechnij, bo Ci świat zgnuśnieje.
Znów znalazła się przy synu i zaczęła bawić się jego kącikami warg. Unosiła je do góry i nagle… wpadła na szalony pomysł! Zniknęła na chwilę w holu, gdzie znajdowała się torba. Wyjęła z niej małe, okrągłe coś, czym się na ogół kleiło i wróciła do kuchni. Ułożyła wargi Samuru do góry, kreśląc coś na znak upiornego uśmiechu (jego mięśnie twarzy najwyraźniej nie były przystosowane do uśmiechu, więc zanikły) i użyła taśmy klejącej, by utrwalić ten uśmiech! Wyrywał się? Mamusia znów go przytuliła, niemalże zaduszając, a gdy się uspokoił, wróciła do przyklejania kącików warg wysoko na policzki.
– Terapia uśmiechu! Jesteś teraz taki przystojny.
Tak, to był umęczenia, obsesja na punkcie synka. Widać, że wampirzyca miała nierówno pod sufitem, skoro bawiła się w takie rzeczy, niemalże go męcząc.
– Samuru! W tej chwili cofnij to co powiedziałeś o swojej żonie! Nie wolno tak. Musisz o nią dbać. Pamiętaj, że żona Głowy Rodu to wizerunek zarówno Twój jak i rodu. Na pewno znajdę z nią jakąś wspólną nić porozumienia.
I koniec. Musiała poznać synową, by wiedzieć w czym rzecz. A może uda jej się naprawić ich związek? Ha! I wiedziała już co zrobić. Podszyje się pod syneczka i zadziała w jego imieniu, a żona na pewno będzie szczęśliwa!
– To bardzo źle. Owszem, jesteś młody, ale przydałaby Ci się pomoc. W ostatecznym wypadku nie musi to być Twoje dziecko. No wiesz, masz pewnie jakichś kuzynów. W każdym razie słyszałam, że wrócił Barabal. Jego zapachu nie da się przegapić w tym mieście. Capi tym Szwedem na odległość!
Zaśmiała się, jakby opowiedziała właśnie wyborny dowcip. Niegdyś doskonale porozumiewała się ze swoim wujem, ale dawno go nie wiedziała. Chyba odkąd urodziła Samuru.
– Chcę także poznać Twoje dzieci. Pamiętaj, musisz o nie dbać.
Nie kazała okazywać im czułości, ale dbać. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebował sprzymierzeńców, a lepiej by było, gdyby miał dzieci po swojej stronie, czyż nie?
– Może, fakt, ale capisz jak popielniczka.
Nie ma, nie będzie, a na pewno nie przy mamusi. Nie będzie przecież patrzyła, jak syn niszczy sobie życie przez uzależnienia.
Gdy odsunął miseczkę z mlekiem, podsunęła mu ją z powrotem. Chłód syna w ogóle nie docierał do matki. Ona widziała go w samych superlatywach i nie wiedziała, kiedy chciał spławić matulę.
– Jedz, Samuru. Musisz zebrać siły. Mam Cię może nakarmić?
Uśmiechnęła się anielsko, ale w oczach pojawił się błysk. Lepiej niech nie zmusza do tego wampirzycę, bo źle się to skończy. Miała także pazurki, więc szybciutko się podporządkuje i każdy będzie szczęśliwy.
– Nudny to może być film. Samuru, Twoje erudycja podupada. Mam Cię wyszkolić? Chyba tego nie chcesz?
Stanęła przed nim, opierając dłonie na biodrach. Spoglądała na niego groźnie, wręcz karcąco. Chciał sięgnąć po papierosy, jakie schowała do kieszeni? Gdy dotknął ręką kieszeni, przeszedł przez nią, bowiem wampirzyca na moment się zmaterializowała. Aż pokręciła z dezaprobatą głową.
– Nie wolno okradać mamusi. Ach…! Chyba, że chciałeś się zabawić z mamusią!
Nie, lepiej nie pytać. Wszak kobiecina dawno nie miała mężczyzny. Chyba jej ostatnim był ojciec chłopaka!
– Jak to po co? Chcę za niego wyjść za mąż! Mamy przecież Ciebie, jesteśmy rodziną. Dla dobra rodu, powinniśmy wziąć ślub.
Wzruszyła ramionami, sięgając po talerz z mleczną zupą i łyżeczkę. Nabrała trochę owsianki czy inne licho jakie zrobiła (nie pamiętam co) i wpakowała ją do ust syneczka. Im bardziej będzie się stawiał matce, tym bardziej go zamęczy, prosta kalkulacja.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Nie Gru 08, 2013 9:35 am

Niech i będzie starym dziadem! Przynajmniej był sobą, nie udawał kogoś kim nie jest, a że jest ponury... No cóż. Nie zmieni się. Urok Samuru, dlatego nie skomentował słów matki, a jedynie obdarzył ją nieco chłodnym wzrokiem.
Terapia uśmiechu? Uniósł brew, patrząc co takiego wyrabia Beatrix. Pierw zamęczała jego kąciki ust, później wymyśliła inny sposób. Taśma klejąca?
- Chyba nie masz zamiaru...
Warknął i niestety uczyniła to, czego się spodziewał. Wymusiła na nim uśmiech, przyklejając do twarzy taśmę. Szybko zerwał ją z policzków, krzywiąc się i masując skórę. Nie podobało mu się takie zachowanie matki, a jak wiadomo, Samuru może skrzywdzić każdego, niezależnie kim ta osoba może być.
- Nie ma takiej siły żebym zmienił zdanie.
Uciąl, dając wyraźnie znak o zakończeniu tematu. Samuru nie zmieni zdania o Sophie, nie zamierza nic naprawiać. Może jedynie poprzez rozwód. Z całą pewnością znajdzie lepszą kobietę, która nie tyka masakrycznej sporej ilości narkotyków oraz alkoholu. Totalna żenada.
- Wiem, że wrócił i jest bardzo chętny odzyskać swoją władzę.
Wzruszył ramionami, jakoś niespecjalnie się tym przejmując. Chociaż fajnie jest być Głową Rodu, ale z drugiej strony, nic w sumie w niej nie robi. A Barabal może wprowadzi jakąś swoją rewolucję? Zresztą Sam także może, ha! Lipa... No i burmistrzowi wcale do śmiechu nie było, nie jest i nie będzie, ot co.
Dbanie o dzieci? Jeszcze czego. Samuru miał setki tysięcy innych spraw, niż dzieci. Poza tym ostatnim potomkiem Damienem zajmuje się matka, a on od czasu do czasu przychodzi i wpaja swoje mądrości. Chłopak musi mieć zatem naprawdę nieźle pomieszane w mózgu, zwłaszcza po tym jak dowiedział się, że jego własny ojciec nakarmił go swoją dłonią. Schiz totalny.
Zaś wzruszenie ramion. Niech będzie popielniczką, niech śmierdzi papierosami. Ale palić musi! Westchnął nerwowo, poddając się. Zapali najwyżej później, nie przy tej kobiecie. W dodatku ciągle podsuwała mu miske z mleczną zupą. Szlachetny pokręcił głową, robiąc tzw. facepalma.
- Nie mam bladego pojęcia po co chcesz cokolwiek zrobić. I tak zawsze będziesz na przegranej pozycji.
Co za pewne słowa wypowiedziane w sposób spokojny. Chyba nigdy się nie wyśpi... a jak wiadomo, zmęczony umysł o wiele gorzej pracuje.
- Ojciec już dawno jest po ślubie. Więc wątpię czy tak łatwo się zgodzi na Twoje pomysły.
A niech wie. Może unikną powrotu do zamku? Co było raczej wątpliwe. Znając Beatrix i tak uczyni co chce, a biedny Samuru o wyłaczonym umyśle przez zmęczenie, musi jej towarzyszyć. Niemal był teraz jak szmaciana lalka, który miała zostać nakarmiona! Samuru uchylił się, omijając łyżkę z mleczną papką. Każda jej próba będzie równała się z unikiem, aż wreszcie za użyciem swojej gorącej mocy, roztopi łyżeczkę. I tyle by było, ot co.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sro Gru 11, 2013 6:11 pm

Beatrix polemizowałaby z tym czy wampir był sobą. Szlachetna wciąż miała w głowie obraz małego, od czasu do czasu uśmiechniętego Samuru. A teraz? Wyglądał i zachowywał się jak stary dziadek, który przeżył już tyle, że nic go już na tym świecie nie zainteresuje. To wyraźnie martwiło starszą wampirzycę i zamierzała tchnąć nieco życia w tę martwą skorupę, jaką został wampir. Przecież władza to nie wszystko, kiedy on to wreszcie zrozumie?!
– A właśnie, że mam! Wiesz, że mamusia nigdy nie łamie danego słowa. Jeśli nie zaczniesz się uśmiechać, to przejdziesz porządną terapię uśmiechu!
I koniec kropka. To Beatrix miała tutaj rację, a każdy inny się mylił. I w dodatku trzeba jeszcze przyznać wampirzycy rację, bo inaczej będzie krucho z danym osobnikiem. Ale przecież Samuru coś na ten temat wiedział.
Zamierzał skrzywdzić matkę? Podnieść rękę na własną rodzicielkę? Chyba nie tak go wychowała. Zresztą, była na tyle dorosła, duża i silna, by pokonać własnego syna. Nie powinien w taki sposób pyskować mamusi, bo jeszcze ustawi go w kącie na resztę wieczora.
– Może zmień żonę?
Zaproponowała, całkiem poważnie. Oczywiście nie bardzo była za rozwodem, ale dlaczego jej synuleczek miał się tak męczyć w tym niezdrowym związku?
– Jeśli będziesz mieć wiele potknięć w swoich rządach, to na pewno Cię cofnie. Głowa rodu stanie się zastępcą. Smutne. Pilnuj się, Samuru. Mamusia będzie stać za Tobą niczym mur.
I sprzedała mu soczystego całusa w policzek i zmierzwiła pieszczotliwie włosy, jak to niegdyś miała w swym zwyczaju.
– Sam, staczasz się, temu. Ja? Na przegranej pozycji? Chyba nie wiesz, mój kochaneczku, do kogo mówisz.
Poważny, nieco już w tej chwili, groźny ton głosu oraz ostre spojrzeniem, jakim obdarzyła swojego syneczka. Wiadomo, pozwalała mu na pewne rzeczy, ale bez przesady. Nie da sobie wejść na głowę, tylko dlatego, że szlachetny miał wysokie mniemanie o sobie i rodzinę w dupie.
– Co?! Ma żonę?! Jak to! Nie może! Co to za wywłoka?!
Oczy zalśniły z wściekłości na karmazynowo. Testament był jej! Miała z nim syna, który był głową rodu, więc musieli wziąć ślub.
Ale zaraz. Czy jej syneczek nie chciał jeść? Przytrzymała mu ładnie główkę i skoro spalił łyżkę, jej zawartość polała się na spodnie wampira. Trzymając wciąż za główkę, sięgnęła po cały talerz. Zmusiła go do otwarcia szczęki i po prostu wlała mu zupkę do buzi, która zaraz zamknęła, by spokojnie połknął. Czy to się uda? Ha! Przekonamy się. W każdym razie trzeba coś zrobić z tymi brudnymi spodniami!
– Mamusia Ci je zaraz wyczyści!
Krzyknęła i przeszła do zdejmowania spodni z synka. Złapała za ich brzeg, odpięła guzik, rozporek i kiedy szlachetny uniósł swoje cztery litery, zdjęła je. A kiedy to zrobiła…
– Ojej! Samuru! Jakiego, mój syneczek, ma dużego ptaszka!
Krzyknęła, wyraźnie rozradowana tym faktem… Wszak to dziwna kobieta.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Czw Gru 12, 2013 8:33 am

Z roku na rok Beatrix ma gorzej z umysłem. A skoro się tak długo nie widzieli, musiała nieźle oszaleć, na co Samuru dostawał białej gorączki. Wyraźny brak szacunku do jego osoby, brak tolerancji na jego charakter, równało się odwzajemnością. Innymi słowy szlachetny przestanie okazywać szacunek własnej matce, a to w stu procentach równa się walką.
- Nie mam ochoty bawić się w Twoje durne gierki.
Oznajmił chłodno, nie chcąc tego dłużej ciągnąć. Powinna wziąć na luz, bo Samuru nie żartował. Sama jego mina zdradzała irytację. A wojny z własnym synem mieć nie chciała, prawda? I kto powiedział, że burmistrz da się tak łatwo? Może to i on złoi skórę matce? Lepiej więc żeby nie była taka hop do przodu, bo jej w tyle zabraknie.
- Nie chcę mieć żony. Niepotrzebny dodatek do życia, który zadręcza. Poza tym nie mam czasu.
No tak, wiecznie zapracowany Samuru, który nawet nie ma wolnej chwili dla siebie. Ba, teraz też nie było łatwo, skoro matka nie dawała mu spać, tylko zadręczała. I miał mieć żonę? Nie, nigdy. Kiedy ma chcice po prostu idzie do swojego klubu i tam się zabawia z kobietami, nie szukającymi związku oraz odpowiedzialności. Co do utracenie statusu głowy rodu? Nie odpowiedział. Sam da sobie radę, nie musi zasłaniać się matką, toć nie w jego stylu. Zresztą, kiedy zaś okazała mu czułość, szlachetny warknął nerwowo, wyrywając się.
- Oczywiście, że wiem. Do kobiety która potrzebuje kolejnego dzieciaka. Zrób je sobie i wklej całą swoją miłość, ale najpierw nie oddawał go do innej matce, a później zastępczej rodziny.
Wytknął jej oczywisty problem, który szlachetny zrozumiał aż za dobrze. Beatrix po tylu latach, najpierw lekceważenie jego małej istoty, postanowiła być super, idealna? Nigdy się nie da na to nabrać. I nie, nie obawiał się osoby szlachetnej.
- Jedź do niego i o to zapytaj.
Wzruszył ramionami, mając przed sobą mini walkę. Matka nie rozumiała jego niechęci do zjedzenia mlecznej zupy? Musiała siłą wlać do ust Samuru, na co ten się aż mocno zakrztusił, ba wzięło go nawet na mdłości. A to równa się przejściem przez granicę cierpliwości. Samuru nie dał dotknąć własnych spodni. Wstał z krzesła, które nogą odrzucił dalejo od siebie.
- Zapominasz się, Beatrix.
Syknął złowieszczo, zgrabnie wymijając wampirzycę. Skierował się do swojej sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi, dając wyraźnie znak, że ma się nie wtrącać! Będąc w środku pokoju, ściągnął brudne spodnie od zupy, porzucając je na podłodze. Zrzucił także koszulę, żeby móc ulokować się w łóżku. Tu sobie odpocznie, w ciszy... Choć znając swoje parszywe życie... Szlachetna przejdzie przez drzwi, zadręczając syna jeszcze bardziej. Cóż... on się odwróci tyłkiem i uda że śpi. Ot co.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Sob Gru 14, 2013 10:24 am

Beatrix wcale nie miała gorzej z umysłem. Zawsze taka była, tylko Samuru nie pamiętał albo w ogóle nie zwracał na to żadnej uwagi. Wszak był zajęty czymś innym. Swoją władzą, swoimi pieniędzmi, mafią, rodem i kochankami, a swoją matkę permanentnie zaczął olewać. Beatrix czuła się z tym naprawdę bardzo źle, nie chciała, żeby jej synkowi czegoś brakowało. Dopiero po fakcie zrozumiała, że skrzywdziła go bardziej, niż gdyby został w zamku ojca. I tak zresztą w nim skończył. Chciała mu podarować całkiem inne życie, z dala od tych psychicznych zawirowań, najwyraźniej geny były zbyt silne. Ale szlachetny nie potrafiłby tego zrozumieć, dlatego Beatrix nigdy mu nie wyjawiła swojego postępowania.
– To czemu ożeniłeś się z tą kobietą, Samuru?
Spytała rzeczowo, przyglądając mu się uważnie. Bo była w ciąży? I cóż z tego? Był wampirem, nie człowiekiem. Gdyby tak każdy wampir musiał żenić się z kobietą, której zmajstrował dziecko, musiałaby istnieć poligamia. Zresztą jego życie, jego decyzje. Sam sobie wykopał grób, w którym jest teraz nieszczęśliwy. I zamiast coś zaradzić w tym kierunku, zostawił żonę samopas.
Na kolejne słowa pełne jadu, nie była w stanie się powstrzymać. Po prostu przyłożyła mu w twarz. Miała w nosie czy odda uderzenie czy się wścieknie. Nie miał prawa oceniać postępowania matki, skoro nie znał całej prawdy.
– Gdybyś tylko znał całą prawdę, nie pieprzyłbyś głupot. Siedź sobie dalej, w tym ogrodzie kłamstw. Może to i lepiej dla Ciebie.
Warknęła, wyraźnie wytrącona z równowagi. Właśnie w takich chwilach, widać było geny, jakie otrzymała od rodu. Pełna złość, wręcz wściekłość, brak jakiegokolwiek pohamowania czy myślenia o konsekwencjach.
– Dzieci, to nie zabawki. Przytuliłeś kiedyś własne dziecko? Masz ich na pęczki. Hodowla dzieci. Nim mi zaczniesz prawić swoje mądrości, zajmij się swoimi latoroślami, Samuru.
Z hukiem odstawiła miskę z mlekiem i odsunęła się od szlachetnego, skoro nie chciał, żeby zdjęła z niego spodnie, które zaraz by mu uprała.
Mamo, nie Beatrix.
Poprawiła go, zasiadając na krześle przy blacie. Dłonie wciąż jej drżały po tych wszystkich słowach i nerwach, jakie wspólnie wymienili. Nie ważne, jak bardzo będzie ją od siebie odpychał czy nienawidził, Beatrix wciąż będzie go kochała. To był jej syn. Jeden jedyny. Nigdy więcej już mieć nie będzie żadnego dziecka. Zresztą, nawet gdyby chciała, to i tak nie mogła go mieć… Cóż, Testament nigdy nie należał do tych delikatnych partnerów, gdy dobierał się do dzieci w łonie, aby je zjeść. Ale nie miała serca, by mu powiedzieć, że własny ojciec chciał go zwyczajnie w świecie zjeść, a Beatrix nie pozostawało nic innego… jak uciec.
Przy blacie siedziała dobre kilkanaście minut. Może nawet i kilka godzin, w ogóle się nie ruszając. Samuru zapewne zdążył już zasnąć. Wstała i cichaczem udała się w stronę jego sypialni. Akurat zamknięte drzwi nie stanowiły dla niej żadnego wyzwania. Przeniknęła przez nie, niczym zjawa albo duch. Spojrzała na ciało śpiącego syna i „podpłynęła” do niego, siadając na drugim brzegu, by zaraz się położyć obok niego. Objęła go mocno ramionami, zamykając w matczynym uścisku, przytuliła swoją głowę do jego pleców.
– Tylko na chwilę. Możesz dalej udawać, że śpisz.
Powiedziała tak cicho, jakby mówiła do siebie albo bała się, że ktoś ich podsłuchuje.


Ostatnio zmieniony przez Cornelia dnia Pią Gru 20, 2013 5:55 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Wto Gru 17, 2013 9:54 am

Dobre pytanie. Dlaczego się ożenił? Bo może wcześniej było inaczej? Albo po prostu był ciekawy jak to jest mieć żonę? Nie odpowiedział, wzruszył obojętnie ramiona, jakby ta cała sprawa nie dotyczyła wcale jego osoby. Jakby to były sprawy błahe, wcale nieważne. Jaka była prawda... to tylko Samuru wie. Nie zdradzi się z niczym wszak to chodzący głaz. I owszem. Nie dała rady uchronić przed szalonym życiem. Szaleństwo przyciągało burmistrza jak muchę. W każdym razie pamiętał, momenty wspólne spędzone z matką. Należały do przyjemności, niestety Samuru tak piekielnie się zmienił, że przestał brać je pod uwagę. Stał się chłodny, obojętny i bezwyrazowy. Totalnie mu odbiło.
Nie znał całej prawdy? Uderzenie w twarz wcale nie rozwścieczyło szlachetnego. Raczej dało do myślenia, że miał rację. Próbowała się tłumaczyć, wciskając kity, choć zapomniała o swoim jednym synu, który bądź co bądź... potrzebował jej kiedy dorastał.
- Oczywiście. Tylko szkoda, że nie mogłaś pojawić się wtedy, kiedy potrzebowałem Cię najbardziej. Tłumacz sobie jak chcesz, ja już mam na to w y j e b a n e.
Zaś go uderzy? Uniknie. Toć ten szlachetny w kasze długo dmuchać sobie nie da, nawet własnej matce, gad może nie odpuścić. I nerwy w kobiecie były coraz bardziej widoczne. Po kim miał swoją cierpliwość?
- Nie podnieca mnie fakt, że mam przytulić własne dziecko. Jest to nudne, nie dla mnie.
Co za drań! Ale niech się Beatrix zastanowi... lepiej jak Samuru trzyma się z daleka od własnych dzieci. Przynajmniej nie robi im krzywdy. Może to taka niby... troska? Ano nikt tego nie wie.
Nie dbał już o to co zrobi kobieta. On sam się zmył do sypialni, kładąc się natychmiast do łóżka. Leżał, nie spał... najgorszy sen odszedł i nie chciał wcale nadejść. Innymi słowy nadeszła niechciana bezsenność. Westchnął cicho, mrużąc oczy. Nie miał wcale ochoty wstawać, wolał udawać że śpi, a kiedy po tych kilku godzinach usłyszał hałas... dosłownie szykował się do zmiany pokoju albo i nawet całego budynku! Lecz niestety nie uda mu się. Beatrix jak ten rzep, usiadła na łóżku, a po chwili już leżała obok, obejmując szlachetnego... tak jak dawniej. Upragniona złość nadeszła. Czego się wyzbył? Słabości! Potrzeby bliskości! Ślepia zalał szkarłat! Tego było za wiele!
- Masz w tej chwili mnie zostawić! Do cholery! Zostaw mnie w spokoju!
Co za gniew. Oczywiście wyrwał się, a jeśli to nie pomogło, ugryzie ją w rękę. W dodatku w coś tej samurowatej skale zakuło i właśnie tego burmistrz najbardziej się... przestraszył, toć dawno się tak nie czuł.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Pią Gru 20, 2013 5:54 pm

Beatrix nie wnikała już w to, dlaczego się ożenił. Skoro nie chciał odpowiedzieć na tak proste i jakże ważne pytanie, postanowiła sama zając się jego związkiem. Nie mogła przecież pozwolić, żeby to się wyniszczało. Samuru nie zasłużył na tak smutny i samotny los. Potrzebował kogoś, kto pomoże mu się otrząsnąć z tego stanu. Dlatego też wykradła telefon z kieszeni syna, niepostrzeżenie, skupiając cały jego gniew na swojej skromnie osobie. Była w niemałym szoku, otrzymując odpowiedzi jego żony. Najwyraźniej w ich związku brakowało podstawowej rzeczy – szacunku. Gdzieś po drodze zabłądziła jeszcze umiejętność rozmowy, zrozumienia i innych pierdół mniej bądź bardziej ważnych.
- To przestań mieć, bo wreszcie zostaniesz s a m   j a k  p a  l e c.
Zaakcentowała to słowo bardzo głośno i wyraźnie, choć wątpiła, żeby coś dotarło do tego osła. Na atak z jego strony, odnośnie ich kontaktów i spotkań, nie poruszała. I tak by nie zrozumiał. Nawet nie pamiętał, że odwiedzała go bardzo często, gdy był w rodzinach zastępczych. Nawet kiedy je opuścił, bardzo często do niego przychodziła nocami. Może gdy stał się dorosły, uznała, że należy mu się nieco więcej przestrzeni. Ale cóż, najwyraźniej pamiętał tylko to, co chciał, robiąc z matki całkowicie złą istotę.
- Życie wampira to nie samo podniecanie się, Samuru. Skoro masz dzieci, trzeba się nimi zająć, żebyś, najwidoczniej, nie popełnił tego samego błędu, co ja. Niezależnie od tego, czym jesteś, to Twoje dzieci. Zrozumieją.
Stwierdziła z goryczą, niemalże prychając pod nosem ze złości. Nie pozwoli sobie na to, żeby szlachetny ją uderzył. Nie pozwoli mu na taki brak szacunku względem jej osoby. Co to, to nie.
Weszła zatem do sypialni jedynego syna, obejmując go mocno. Wyczuła napięcie jego mięśni, jeszcze trochę i zacznie buchać z niego para gniewu.
- Nie. Po prostu leż. Mówiłam, że możesz udawać, że śpisz.
Powiedziała spokojnie, głaszcząc go ostrożnie po czarnej czuprynie. Nawet wsunęła twarz w jego włosy, jakby rozkoszowała się tym, jak pachnie. Kiedy zaczął się wyrywać puściła się, wzdychając głęboko, z bólem. To naprawdę ją zabolało. Zagryzła wargi, aż do krwi.
- Przestań. Chodź do mnie. Wiem, że tego chcesz. Nikt się przecież nie dowie.
Starała się go jakoś zachęcić, ale czy się uda? Czy przełamie ten chłód i mur jaki miał od narodzin?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Gość Pią Gru 27, 2013 9:39 am

Typowa matka. Samuru już nie mógł słuchać tych wszystkich uwag, jakby nie wiedział co ma robić. Poza tym nie znosi, kiedy ktoś go poucza. Spoglądał na matkę krzywym okiem, czując ogromne niezadowolonie. Mogła to wyczuć, wszak chyba zna swojego synka, prawda?
- To się nimi zajmij, jak tak bardzo Ci zależy.
Stwierdził ponuro, zamykając temat raz na zawsze. Choć nasza słodka Beatrix nie znała jednego faktu, Samuru już zajmuje się swoim najmłodszym synem Lucienem. Chłopak przechodzi terror, kiedy żyje razem z ojcem. Ale właśnie o to chodzi. Ma wyrosnąć na prawdziwego Kuroiaishite, a nie stać się jakąś pipą. No i także chłopak ma mnóstwo nauki już w tak młodym wieku, przejaw sadyzmu - pielęgnowany jak niemowlaczek. Samuru naprawdę czuł, że chłopak może pójść w ślady ojca i stać się najgorszym z najgorszych. Burmistrz po prostu o tym marzy i dąży do tego marzenia, nawet i po trupach, dosłownych trupach.
Niestety, nie podda się tak łatwo, o ile w ogóle to uczyni. Matka nie zatrzymała go w swoich objęciach, co na swój sposób były naprawdę ciepłe oraz kojące. Ale to Samuru - głaz na nogach. Każda pieszczota zamiast uspokoić, irytowała co raz bardziej. Zresztą nie tylko on się wkurzył. Beatrix także poczuła złość, lecz całkiem inną niż jej syn. Została zawiedziona. Trudno, zresztą już jej wspominał, że nie jest tym samym typem co dawniej. Swoje wewnętrzne zło wyszlifował i całkowicie zszedł z drogi harmonii. Dusza na pozór spokojna, lecz dla niej otoczenie... chaotyczne.
Miał już coś rzec w odpowiedź, kiedy rozległo się pukanie. Samuru machnął ręką, kierując się do drzwi. Otworzył je natychmiast, a za nimi stało Fabio wraz z Lorenzo, drugi trzymał czarną, skórzaną walizkę. Burmistrz już wiedział co to. Wpuszczeni do środka i od razu skierowani do salonu, jeśli Beatrix wyszła z sypialni dwa czystokrwisto wampiry przywitały się ukłonem i przedstawiły, w końcu nie znali matki Samuru.
- Otwórz to wreszcie.
Ponaglił szlachetny Lorenzo, ten nat osobiście natychmiast położył walizkę na blacie stolika, wpisał kod zabezpieczający walizkę, po czym ją otworzył. Wewnątrz leżała... dłoń. Delikatna, barwy mlecznobiałej, włożona w aksamitny materiał, tak żeby się nie zniszczyła. Obok miało miejsce małe pudełeczko. Drewniane, koloru czarnego. Szlachetnemu aż zaśniły ślepia szkarłatem, kiedy wyciągnął protezę z wnętrza walizki. Fabio nie czekając na polecenie, pomógł panu ściągnąć hak, po czym "wmontował" dłoń na jego miejsce.
- Nasi genialni naukowcy, inżynierowie... a nawet biotechnolodzy, zajęli się stworzeniem tej dłoni. Po przyczepieniu jej do ciała, jej maleńkie druciki i wszelkie mechanizmy łączą się z każdym mięśniem, tkankami, żyłami, a nawet stawami, czyniąc z niej normalną dłoń. Tyle że...
Przerwał Lorenzo, łapiąc ostrożnie rękę Samuru. Wskazując na doskonały mechaniczny wyrób.
- Jest ona udoskonalona. Każdy palec może przeistoczyć się w ostre i twarde szpony, wykonane z unikatowych materiałów. Niemal nie do zniszczenia! Mało tego! Kolejny dodatek... są uzbrojone w truciznę, która po kontakcie z zadrapanym ciałem, atakuje niemal od razu. No i możliwości przeistoczenia dłoni w miecz, niewielkich rozmiarów ale rani jak miecz samurajski.
Dodał, puszczając wolno szlachetnego. Musiał przecież przyjrzeć się swojej nowej broni. O tak, to jest to czego porządał. Samodoskonalenie. Miał już plan, kolejny mroczny plan, który może okazać się naprawdę... potworny. Fabio przyglądał się z uwagą swojemu panu, a Lorenzo... jak to on, sprawdzał zawartość pudełeczka. Trucizna była.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament. - Page 2 Empty Re: Apartament.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach