Salon [parter]

Go down

Salon [parter] Empty Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Pią Maj 01, 2015 7:19 pm

Salon [parter] 541435jpg_sxqeeeh

Salon stanowi centalne pomieszczenie w posiadłości. To właśnie tutaj zapraszani są wszyscy goście, bez względu na to, czy przybyli w ramach rozmów służbowych czy też prywatnych. Wokół dębowego stolika ustawiono wygodną sofę oraz dwa bliźniacze fotele. W oczy od razu rzuca się duża ilosć zieleni, jaką stanowią rozłożyste zielone rośliny i dziwne wyglądające kwiaty. Część z nich pnie się aż po sufit zachwycając wyglądem i mamiąc zapachem w czasie rozkwitu. Zabudowany kominek zwykle pełni rolę dekoracyjną, która kończy się wraz z nadejściem chłodnych nocy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie i obrazy przedstawiające sztukę średniowieczną.

Z salonu jest możliwość bezpośredniego przejścia na korytarz, do kuchni, jak również i na taras.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Nie Gru 20, 2015 7:28 pm

Kolejna noc szabrowania, dom Greenhallów, na którą Katashi polował już od jakiegoś czasu. Zaczęło się od zwykłej przebieżki przez las i nagłemu przeczuciu, że znaleźć się może w niej wiele ciekawych fantów do zebrania. Zresztą właścicielka zadbała żeby nie było o niej cicho w mieście. Wystarczyło popytać odpowiednich ludzi i zaraz wiadomo było, że Esmeralda jest młodą - przynajmniej dla takiego starucha jak on - łowczynią i zajmuje się medycyną. Nie żeby Hikari cierpiał na brak gotówki, jednak cholera wie co można było znaleźć w jej małym królestwie. Pewność siebie, ciekawość i chęć treningu polowego od razu przekonały go, ze trzeba sprawdzić jak dobrze chroniona jest posiadłość.
Do skoku przygotowywał się parę dni. Przechadzał się co kilka dni w różnych ciuchach wokół murów i notował sobie obserwacje. Czasem po prostu przesiadywał godzinami z pudełkiem kanapek, lornetką i notesem. Już wtedy miał ochotę umówić się na spotkanie w sprawie bezpieczeństwa, jednak uznał że to o ile zupełnie w jego stylu aż nazbyt podniesie ryzyko powodzenia akcji.
W końcu znając wszystkie zabezpieczenia domu - przynajmniej od wewnątrz - mógł rozpocząć akcję Włam.
Na tę okazję ubrał się uszczuploną wersję pancerza. To znaczy bez napierśnika i hełmu - te zastąpił zwykłą bluzą z kapturem zarzuconą na skórznię i czarną, małą maskę gazową zarzuconą na kawałek materiału zasłaniający większość twarzy. Przybornik na pasie i udach wypchane takimi przydatnymi cudami jak mały łom, aparat, wytrychy, nóż do szkła, żyłka i wabiki na psy. Nie byłby też sobą jakby przyszedł bez broni dwie pałki, noże do rzucania, dmuchawka z kilkoma strzałkami usypiającymi, te zawsze mogą się przydać, no i jego ulubione bomby dymne, które w zamkniętych pomieszczeniach działają więcej niż cuda.
Zaparkował kawałek drogi od bramy w lesie i szybko podszedł w miejsce, które wyznaczył jako najlepsze do przeskoku i szybkim susem znalazł się po drugiej stronie.
- Po co tu jesteśmy? - odezwał się w jego głowie Cień zniecierpliwionym i znużonym tonem.
- To samo co zwykle, zanuć coś cicho. - zakomenderował Katashi.
- Zacznij brać słuchawki... - narzekał czczo Kotaro, ale sam znał odpowiedź, którą sam sobie podał - one bardziej utrudniają nasłuchiwanie niż twoje jojcenie.
Katashi założył dyndającą mu na szyi maskę i powoli zaczął sunąć pomiędzy przeróżnymi trującymi roślinami. Może i przywykł do ich działania, ale cholera wie czego łowczyni sobie nie wyhodowała w swoim małym ogródku.
Wokół było cicho i spokojnie, żywej duszy, która by go zauważyła. Dodatkowo cicho nucone "Love me tender" dodawało całej tej sielance klimaciku. Powoli podszedł do drzwi tarasowych prowadzących do salonu. Te były lekko uchylone i otwarcie ich zajęło mu krócej niż sekundę. Nawet w nocy salon wydał mu sie przytulny. Od razu niemal zauważył obrazy wiszące na ścianach i zaraz podszedł do nich ze skalpelem wycinając dokładnie z ramy ten, który najbardziej mu się spodobał i chowając go do plecaka.
- Dziwne upodobania ma ta laska... - mruknął głos zaprzestając nucenia
- Mhm... nawet nie ma telewizora, przynajmniej zabrałbym baterie. A tu tylko te rośliny. Jak jakaś walnięta ekoterrorystka.
- Ta, spieszmy się. Nie ma co tu siedzieć dłużej niż trzeba. Bierz co trzeba i weź przy wyjściu jakąś doniczkę, a nóż można zrobić coś nich coś fajnego.
Katashi jednak nie słuchał Cienia. Nikogo nie było w domu więc nie musiał się spieszyć. Siedział sam w salonie mając chwilęna dokładne opisanie notki, którą zatytułował "o poprawie systemów ochrony". Ex-łowca rozsiadł się w fotelu skrobiąc dwie kartki zapełnione informacjami o tym jak sprawić by trudniej było wpaść do domu i przyklejając je do pustej ramy po obrazie.
- Kijem tego co nie pilnuje swego. - mruknął do samego siebie przyglądając się trofeom i wyceniając, które z nich mogą być najcenniejsze dla właściciela i najładniej będą wyglądały w jego salonie.
Cień za tu uznał, że odpowiednią melodią teraz będzie "House of the Rising Sun".
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Gru 20, 2015 8:00 pm

Zamykając się laboratorium zupełnie straciła rachubę czasu. Sekundy, minuty, godziny. Jak dużo czasu poświęciła badaniom? Bez względu na końcowy rozrachunek było warto, gdyż to co stanowiło cel prowadzonych eksperymentów, znajdowało się już w torbie lekarki. Dziesiątki stron spisanych spostrzeżeń i wniosków, a także samo antidotum, którego opracowanie zajęło dłużej niż przypuszczała. Esmeralda nie zwróciła uwagi na brak światła słonecznego. Późna godzina nie przeszkadzała jej w podjęciu dalszych kroków do planu, dlatego zamknęła pomieszczenie na kilka dodatkowych zabezpieczeń i skierowała swe kroki na górę.
Najwyższy czas na kawę...
Jak zwykle miała zamiar napić się czegoś w biegu i z postępując wytyczoną ścieżką, po prostu pojechać do Oświaty. Oczywiście nie powiedziała dowódcy o swoich planach. Zgodziłby się? Ryzyko jego odmowy przeważyło nad obowiązkiem powiadomienia, wszak jeśli wszystko wyjdzie jak należy, Vladislau dowie się prędzej czy później. Będzie zły? Zapewne. Ale od kiedy rozważa się takie bzdety w chwili zagrożenia miasta. Nie pierwszy i nie ostatni raz wprawi w typową irytację, która minie równie szybko jak się zaczęła. Już na drugim schodzie w górę usłyszała jakieś dźwięki.
Stukot? Chrobotanie?
Kobieta przystanęła i z największą możliwą ostrożnością odłożyła torbę w której miała antidotum oraz większość notatek z prowadzonych eksperymentów. Krok w górę. Jeden i kolejny...
Nie. To nie był zwykły dźwięk. Nawet stado żab i myszy biegających po domu nie robią takiego gwaru. A jeśli to nie przesłyszenie to... co? Złodziej? Automatycznie przypomniała sobie czas ostatniego włamania. Kiedy to miał się pojawić osławiony specjalista elektronik – profesjonalista i ideał pod kątem montowania alarmu.
Świetnie. Kolejny raz wystraszy mi żaby... Psu w mordę strzeliła kuracja antystersowa i znowu wszystko od początku...
Co chwila zatrzymywała się nasłuchując skąd dobiega źródło dźwięku. Od razu wykluczyła główny hall i kuchnię. Odgłos przybierał na sile, a zatem złodziej buszował gdzieś na parterze. Salon? Od razu pomyślała o roślinach, które wandal mógłby uszkodzić, a w jej oczach pojawił się błysk mordu. Na chwilę wstrzymała oddech, starając się pozbierać myśli i wyeliminować niepotrzebne emocje. Nie teraz. Nie tym razem...
Niech chociaż z jednej rośliny spadnie jakiś liść, a wsadzę Ci go w tyłek i poćwiartuję... a organiczny nawóz wzbogadzi moje kwiatki, wandalu...
Szła powoli i bezgłośnie wprost w stronę dźwięków gdy zobaczyła zmorę. Zwierzę obserwowało nieproszonego gościa zza jednej z firanek na co Esmeralda przyłożyła palec do ust. Radosny złodziej, przyszły denat majstrował coś właśnie przy ramie obrazu, kiedy kobieta zbliżyła się do zmory. Stworzenie było nerwowe i niepewne co do działań. Nastroszona sierść sugerowała, że chowaniec chce bronić swego terytorium, lecz w dalszym ciągu oczekiwał na ruch właściciela. Esmeralda wskazała zmorze kąt w który powinna się przesunąć, a zwierzę korzystając z obecnych cieni zmieniło pozycję.
Pięknie Daisy, zaraz załatwimy tego gnoja. Pieprzony złodziej...
Nim przesunęła się o kolejne centymetry, dłoń powędrowała ku srebrnemu sztyletowi , jak zwykle będącemu w pogotowiu. Śruba idealnie wyposażył jej kostium, dlatego broń posiadała odpowiednie miejsca i była dobrze dostosowana. Pochwy na sztylety zaopatrzono w trującą substancję, dzięki czemu broń miała możliwość nabrać właściwości i ze zwykłego sztyletu stać się śmiercionośnym narzędziem na... no właśnie. W tym wypadku na cholernych złodziejaszków, o lepkich rączkach i dość dużym gabarycie. Na szybko oceniła swoje szanse i nie czekając dłużej, rzuciła się na gościa próbując go przewrócić. Siedząc na nim okrakiem przytknie sztylet do jego szyi, a zmora... nadal będzie pozostawała w pogotowiu, włączając przy okazji ogonem niewielki snop światła.
- Ładnie się włamywać do cudzego domu, ty parszywy złodziejaszku? - trzymała sztylet tuż przy szyi faceta, uciskając go przy okazji tak, by minimalnie naruszył jego skórę. Jeśli wykona gwałtowny ruch sztylet wbije się głębiej, lub też pałeczkę przejmie zmora, do tej pory nie dostrzeżona przez nieznajomego.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Nie Gru 20, 2015 9:38 pm

Sam zaczął nucić piosenkę. O ile śpiew mu nie wychodził to lubił czuć w czaszce wibracje. Duet razem decydował czy wziąć rogi czy może skórę. Najprzyjemniejszy moment pracy - ten w którym czuł się jak koneser sztuki i rzeczoznawca. W końcu zdecydował, że skóra lepiej się będzie komponować, a i Berta będzie miała na czym spać.
Zgubna pewność siebie, rutyna czy może zbytnie zaangażowanie w muzykę, za którą przepadał - ciężko stwierdzić co sprawiło że Katashi nie zauważył zbliżających się istot póki nie został przyparty do podłogi. Nagły cios z pleców i gwałtowne uderzenie o posadzkę spowodowało paskudny ból klatki piersiowej, który odebrał mu na chwilę dech. Odchylając głowę chciał zaczerpnął powietrza. W tym momencie poczuł jak na krtani pojawia się znajomy dotyk noża, które rozcięło materiał maski. Cień zaśmiał się tylko parszywie.
- Odstąp, załatwię ją i będzie dobrze. Nie zachlapię niczego krwią, może posadzkę. - wymruczał śliskim tonem i pokazując mu w kilku szybkich obrazkach jaki plan na rozwiązanie problemu znalazł.
Katashi leżał nieruchomo. Nie było co się szarpać, ale pogadać zawsze mógł. Skoro nie zabiła go od razu to znaczy, że miął okazję na wymyślenie czegoś.
- Ładnie to tak zostawiać otwarte okno? Jestem tylko zatroskanym sąsiadem. - powiedział odchylając lekko głowę próbując zobaczyć twarz napastniczki. - Jakby nie to, że byłaś w domu ktoś mógł zdemolować ci cały salon. Zresztą, zostawiłem ci notkę z wizyty... zobacz sobie jak już się rozejdziemy.
Rzucił aroganckim tonem i uśmiechnął się złośliwie, jednak tego nie dało się dojrzeć - maska gazowa i skrawek materiału skutecznie to uniemożliwiały. Jedyne co mogła zobaczyć to kawałek białych włosów, który wychodził spod kaptura i czerwone oczy, które jednocześnie błyszczały i wydawały się puste i obojętne.
Był zupełnie spokojny, wpadał już w większe bagno i wychodził z niego. Teraz też złożył dłoń w znak a drugą powoli wyciągał pałkę. Nie miał ochoty zabijać tej nocy. Zanim jednak zniknie postanowił zbić ją z pantałyku.
- Uspokój się Esmeraldo. Nie chciałem popsuć ci dnia. Skąd miałem wiedzieć, że przyjdziesz? Mam chorą matkę i lekarstw jej potrzeba. Szukałem wszędzie pomocy i miałem nadzieję, że znajdę coś w twoim domu. Nie miałem wyjścia. Nie stać mnie na proszki. Odkąd nawdychała się mgły coś jej się stało.
Mówił jakby próbował cynizmem ugłaskać obrażoną koleżankę - zupełnie spokojnie ale i jakby złośliwie i nie kryjąc że słowa prawdy w tym co mówi nie ma. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Słyszał jakieś zwierzę w jednym z kątów pokoju, wytężając wzrok zobaczył coś co wygląda jak pies. Ale to na pewno nie był to krewny jego ulubionych zwierzaków. Ten był jakiś taki łysy, obcy. Nie widział wcześniej nic podobnego, ale też nie było to nic dziwniejszego od tego co już się kiedyś stało. W sumie potraktował go jako ciekawostkę i kolejną rzecz, którą warto sobie kupić zanim umrze.
- Uważaj na to bydle. Jest tak niebezpieczne na jakie wygląda. Zdziel je pałką i potem zajmij się laską. - Mruknął mentorskim tonem cień, który co prawda nie miał pojęcia co to za istota ale lepiej nastawić się na najgorsze niż potem być jego pokarmem. Katashiemu błysnęły oczy.
- Cóż, zawsze mogę być też po prostu wampirem łasym na urocze młódki, które mieszkają same w środku lasu - taki tam fetysz jak inne. Ale o tym nie przekonasz się póki nie zdejmiesz mi maski. Byłbym za to wdzięczny bo mi uwiera no i chyba chcemy pogadać jak ludzie.
Mrukliwy ton i poczucie humoru trzymały się go jak nigdy. Dawno nie miał okazji na takie negocjacje. Poza tym niczego tak nie pragnął jak tego by dotknęła jego skóry. On sam nawykł już do tego, że ludzie którzy poczują to co w nim siedzi nie reagują zbyt dobrze, a nawet wykorzystywać to. Kto nie zdziwi się gdy po pomacaniu takiego typa jak on poczuje tylko mrok i jego Cienia, który pokazuje tylko drobny przedsmak tego jak Katashi czuje się ciągle.

Cienisty Klon pojawił się leżąc na ziemi w zupełnej ciemności pozostając niewidoczny, a drugi tuż obok niej. Mężczyzna bez nazwiska szybko zamienił się miejscami z tym tuż obok. W głowie miał już wszystko przygotowane, poderwał się z ziemi z zastraszającą szybkością. Z rękawa wystrzeliła mu pałka, która lekko musnęła Esmeraldę w bok głowy. Jeden problem właśnie padł ze sporą dozą bezwładności w ruchach. Nim jednak zdążyła upaść na ziemię on już był w cieniu zwracając się do Zmory.
Ta jednak była szybka. Ba, znacznie szybsza niż jakiekolwiek wampiry, które spotkał wcześniej. Łysy i czarny potwór rzucił się na niego wbijając ostre pazury w serce. Skórznia jednak wykonana była na tyle dobrze, że oparła się im. Katashi chwycił bestię i odkopnął ją od siebie. Ta jednak zaraz znowu przywarła do niego tnąc zębami ramiona. Mężczyzna trzaskał pięścią na oślep. Ból który sprawiały ostre kły był wyjątkowo dotkliwy, a poza tym cholera wie czy nie był toksyczny. Młócenie pałką po jego boku i głowie zdawało się nie robić zwierzakowi specjalnej krzywdy. Katashi skakał od klona do klona, a dwie nocne istoty miotały się tłukąc doniczki, łamiąc stół i plamiąc posadzkę krwią. W końcu pupilek łowczyni wykonał swój zabójczo szybki skok i wgryzł się w ramię złodzieja rysując kości i spijając krew. Ciało mężczyzny przeszył intensywny i amplifikujący sie ból. Jego ręka była sparaliżowana, a w głowie słyszał coraz głośniejszy szum posoki.
- Nie masz już siły walczyć, zabiję tego potwora. Nie giń w tak głupi sposób Katashi! - Wołał wściekły ze zniecierpliwienia Kotaro.
Wtedy jednak stało się to na co wyrzutek liczył. Bestia zachłysnęła się mocą przeklętej pieczęci - wręcz została kopnięta przez gwałtowny skok mroku. Człowiek i zwierzę znaleźli wspólny język ciemności.
"Koniec, wygrałeś. Nic nie zrobię. Pilnuj pani póki się nie obudzi, ja poczekam." zdawał się przekazywać jego wzrok. Zmora odstąpiła i gotowa do kolejnego skoku patrzyła jak stawia on fotel i siada na nim wyciągając papierosa i odpalając go.
Krwawił paskudnie, a ręka była nie do użytku. Wiedział, że jeśli nie odda się Cieniowi nie ma co znowu próbować ze zwierzakiem.
Wściekły Kotaro wcale nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Cienie w pokoju przybrały przerażające obrazy. Gorszego niż cokolwiek co mogło go teraz spotkać - wspomnień. Hikari wiedział, że nie ma sensu zamykać oczu, wtedy po prostu zobaczy obrazy zamiast cieni. Zużył za dużo energii, siedział dysząc ciężko dotykając krwawiącego ramienia wycierając łzę, która pociekła mu po policzku. Przez tą jedną chwilę, gdy był szczęśliwy Cień nie dawał mu zapomnieć o tym kim jest.
- Jesteś strasznym chujem, wiesz? - Mruknął odpalając kolejnego papierosa. Znowu obrastając skorupą obojętności.
Jeśli Esmeralda dojdzie do siebie przygasza papierosa na skórzanym oparciu.
- To jak przełamaliśmy pierwsze lody zacznijmy wszystko od nowa? - Mówi brzmiąc jakby właśnie był katem a nie jeńcem.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Pon Gru 21, 2015 8:21 pm

Z górnej perspektywy mogła mieć idealny wzgląd na złodziejaszka buszującego wcześniej po jej przytulnym salonie. Ani strój mężczyzny, ani tym bardziej to, że nosił maskę nie wywołało szczególnego zdziwienia. Z typowym mordem wymalowanym w oczach obserwowała przygnięcionego do podłogi jegomościa i poprawiła dłoń trzymaną przy szyi. Maska się zniszczyła? A to pech. Za haniebny złodziejski czyn powinna uciąć mu łapska i przerobić na karmę dla Daisy.
- Od kiedy to jest konieczność zamykania się we własnym domu? - miał niezły tupet, czego nie omieszkał podkreślić cynicznym tonem i niewybrednym żartem. Co on sobie wyobrażał? Szczerze mówiąc nie wyglądał nie miejscowego, ale większą część miasta stanowili przyjezdni. Czy tam skąd pochodził nie nauczono go czym są miłe sąsiedzkie odwiedziny z ciastem na podorędziu, a czym parszywy włam, wypełniony przy okazji litrami kłamstwa.
- Czy ty siebie do cholery słyszysz?! - poczuła, jak wzbiera się w niej wściekłość poparta głównie troską o szkody jakie wyrządził. Esmeralda nie spojrzała nawet na nieszczęsną ramę po obrazie, uznając to jako zachętę do rozproszenia uwagi. O nie, nie z nią takie numery. Podtrzymując jedną ręką sztylet postanowiła zapamiętać twarz  "przemiłego sąsiada", troszczącego się jak nikt inny o jej mienie i bezpieczeństwo. Jednym szybkim ruchem zdarła maskę, odrzucając ją gdzieś w kąt pomieszczenia. Mężczyzna odchylał głowę, jakby w obawie przed zimnym, nasączonym w truciznie metalem. Nie skomentowała słów dotyczących chorej matki, gdyż było pewne, że wszystko to jest klasycznym łgarstwem. W  miernych tłumaczeniach padło słowo klucz... coś co zaniepokoiło czerwonowłosą. Mgła.
Wiesz, że nad tym pracuję? Wiesz czy nie wiesz? A może po to przyszedłeś ty obrzydliwy złodziejaszku...
Lustrowała go, próbując wyłapać w słowach, zachowaniu, czy samej mimice jakieś wskazówki. A co jeśli prawdziwym celem wizyty jest zrabowanie tego co zostało opracowane? Mógł przecież śledzić ją od samego wyjazdu z ruchliwych ulic.
Nie... nie możliwe...
Może to tylko uprzedzenia, jednak już na pierwszy rzut oka mężczyzna wydał się dość dziwny. Nie przejął się zbytnio bronią, jakby używał jej na codzień. Łowca? Nie przypominała sobie tej zakazanej gęby z Oświaty, co jeszcze bardziej podkręciło irytację, której całkowite apogeum miało nastąpić już za chwilę. Pozycja w jakiej się znajdowała, uniemożliwiała złodziejowi ruch, stwarzając jednocześnie ryzyko bliskiego kontaktu ze sztyletem. Nie wiadomo kiedy, ataker wyciągnął przedmiot zbrodni w postaci... pałki i wymierzył cios powalając kobietę na ziemię. Kolejny raz zaatakowana we własnym domu, lecz tym razem nie pozbawiono jej  całkowicie przytomności. Esmeralda czuła lekkie ogłuszenie, słysząc jedynie upadające na podłogę szklane ozdoby i dźwięki walki. Zmora? Tak, to zwierze dzielnie broniło swojej Pani. Gardłowy dźwięk co chwila zastępowało charakterystyczne kłapanie zębami i coś przypominającego rozrywanie materiału. Kobieta dotknęła dłonią głowy, a na twarzy pojawił się grymas. Nie pora na liczenie gwiazdek, dlaczego zatem jest ich tak wiele?
Kiedy minął pierwszy efekt ogłuszenia było już po wszystkim. Esmeralda uniosła się, podpierając łokciami i z zaskoczeniem spojrzała na dzieło walki zwierzaka i złodzieja. Bałagan. Porozrzucanestrzępki ubrań i stłuczona waza, którą przywiozła sobie z grecji. A koleś? Niczym mimoza siedział na JEJ własnej osobistej kanapie, na której jak gdyby nigdy nic zagasił PETA.
Tego było już za wiele. Nie znał zasad  panujących w domu, co kwalifikowało go automatycznie pod awans z człowieka na karmę dla tropikalnych żabek.
- W tym domu się nie pali. Posprzątasz ten bałagan – powiedziała , mierząc go niezadowolonym spojrzeniem. Nie wyczuwała śladów krwi, co oznaczało, że nie zranił jej tak bardzo.
- Jeśli chcesz zacząć od nowa muszę znać powód Twojej obecności w moim domu i... chyba nie myślisz, że wyjdziesz stąd z fantami? - spojrzała wymownie na pustą ramę, oraz wór w który pakował wszystkie suveniry. W jej oczach pojawiła się panika, jakby właśnie sobie o czymś przypomniała. Lekarka rozejrzała się po pomieszczeniu i wyciągnęła dłonie w stronę zwierzaka.
- Chodź, kochanie – zmora mruknęła i z resztą materiału w zębach zbliżyła się do Esmeraldy, ocierając nosem o jej policzek.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Pon Gru 21, 2015 9:21 pm

- Niegrzeczna, jesteś. - mruknął z teatralnym zawodem w głosie wydychając ostatki dymu nad głowę tworząc z niego kółko. - Ale zdarza się nawet najlepszym, a skoro do nich nie należysz tym bardziej muszę ci wybaczyć.
Mruknął z taką ilością buty w sobie, że w powietrzu aż gęsto zrobiło się od jego ego. Jednak nie miał nic do stracenia. Jeśli chciałaby go wykończyć mogła to zrobić od razu każąc swojemu pupilowi rozerwać go na kawałki - a to znaczyło, że mógł sprawdzić jak zagra ta naciągnięta do granic struna.
Cienie wokół umilkły, a raczej wszystkie stały otaczając go siedzącego w fotelu i ją leżącą na ziemi ciasnym kręgiem. Każdy z nich szeptał mu co powinien zrobić, rzucić się na nią i poderżnąć jej gardło albo wydłubać oczy. Katashi wytrzymał jednak ich kakofonię, aż w końcu te zamilkły zupełnie.
Teraz miał chwilę by przyjrzeć się jej dokładnie. Wyglądała jeszcze dziwniej niż on - lateksowy kostium okrywający całe ciało. Gdyby nie to, że sam miał podobny sprzęt do pracy nad swoimi specyfikami to uznałby, że właśnie skończyła sesję zdjęciową do jakiejś ostrej sesji BDSM. Rozbawiła go tylko jej twarz. Była taka zła i poważna. Przypominała mu dzieciaki z klanu, które wściekały się zawsze, gdy je przeganiał z placu treningowego. Ta szczera niechęć i pogarda dla jego dupkowatości i jednoczesne poczucie, że robi to niemal zupełnie bezkarnie.
- Co do sprzątania to mam nadzieję, że jego koszta pokryte zostaną przez pewien obraz, który znalazłem. - Kłamał tak paskudnie, że niemal czuł jak staje się brudny. Jego twarz zdawała się jednak zupełnie poważna, a nawet lekko oburzona całym zajściem. Drobne jak i spore kłamstewka zawsze wychodziły mu z łatwością.
- Powinnaś być mi wdzięczna, złapałem złodzieja który akurat przeskakiwał mury i zabrałem mu plecak i przyszedłem odnieść zguby. Dziesięć procent znaleźnego mi się należy więc powinniśmy być kwita za tego jednego papierosa i to, że próbowałaś mnie zabić.
Nagle zobaczył jak bestia znowu napina mięśnie i wyrywa się do przodu. Najeżona ostrzami szczęka zmieniła się jednak w locie w dobrze znaną mu cienistą sylwetką, czarne ostrza zbliżały się do jego twarzy, a on odruchowo wykonał szybki unik głową. Tego jednak spodziewał się Kotaro. Sycząc z bólu uświadomił sobie o co tak naprawdę chodziło. Z rany trysła krew jeszcze bardziej pogłębiając rozszarpaną ranę. Nie miał siły ruszyć palcami i zdał sobie sprawę z tego, że był w lekko patowej sytuacji.
Oczy na chwile rozbłysły czymś jakby strachem, jednak zupełnie nie wpatrywał się w łowczynię czy jej Zmorę, dosłownie przez ułamek sekundy widać było na jego twarzy strach przed samym sobą.
- Słuchaj Esmeradla. - znowu odezwał się do niej po imieniu jak do starej koleżanki, a oczy znowu utkwiły w niej obojętne i przeszywające spojrzenie - trochę spieprzyłem i nie ukrywam, ale jesteś przecież medyczką. Nie macie czegoś takiego jak "wróg nie wróg - ranni są bezstronni" czy coś?
Był lekko zniecierpliwiony przedłużającą się rozmową, wolał zostać opatrzony teraz zaraz, a nie wtedy jak trzeba będzie amputować mu łapę.
- Dobra, wierz lub nie, nie jestem tu z niczyjego polecenia. Wpadłem tu dla sportu. Nudzi mi się i myślałem, że będę mógł trochę pomyszkować po twojej chałupce. Nie potrzeba mi ani twoich obrazów ani kwiatków czy głupich dekoracji, myślałem że dom jest lepiej broniony i trochę się namęczę wchodząc, ale widzę że i tak dajesz radę. Fanty to tylko pamiątki z wycieczki. - Przesunął nogą torbę pełną małych i w sumie nic niewartych rzeczy w jej stronę. - Zapłacę ci za firmę sprzątającą i jak zszyjesz mi rany nie zabiorę swoich notatek a nawet trochę dopiszę. Umowa?
Wyciągnął lewą -jeszcze sprawną rękę przed siebie, nie uśmiechał się, nie patrzył na nią po prostu czekał na jej reakcję. Zresztą zawsze mógł trzasnąć nogą w ziemię robiąc zasłonę dymną i uciec.
- Masz fajnego psiaka, chyba znaleźliśmy wspólny język - powiedział kierując oczy w jego stronę i uśmiechając się lekko, zawsze potrafił docenić istoty, które upodobały sobie mrok tak samo jak on. - Sama zrobiłaś czy gdzieś się takie kupuje? Dawno nie walczyłem z czymś tak zażartym, a nie ukrywam, że Szczury potrafią być jak bestie. - rzucił przerywając chwilę ciszy, chcąc zmusić ją do tego by w końcu uścisnęła mu dłoń i przyjęła jego warunki.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Pon Gru 21, 2015 10:24 pm

Czy aby mężczyzna się nieco nie zagalopował? Esmeralda przez dłuszą chwilę analizowała jego słowa. Jedno za drugim, niczym na zwolnionej taśmie puszczonej na seansie za ostatniego dolca.
Co za chuj.
Prawa brew momentalnie uniosła się do góry, kiedy wątpliwie miły towarzysz raczył ponownie się odezwać. Gdyby pewność siebie budowała kilogramy, facet nie miałby dojo, a sam stanowiłby niezłą tłustą konstrukcję. Dlaczego więc jeszcze nie rzuciła mu się do gardła? Wizja jego szczęki uderzającej o ścianę zrobiła się nagle dziwnie przyjemna, jednak po tym co zaserwował tajemniczy gość, należało zachować względą ostrożność.
Dźwięk.
Zmora naśladując teatralne gesty mężczyzny, przeżuła kilkakrotnie szmatę , po czym ją wypluła. Ilekroć złote ślepia napotykały spojrzenie nieznajomego, sierść stworzenia jeżyła się, a z pyska dobiegał głuchy warkot. Może i mieli coś wspólnego, jednak atak na panią stanowił grzech z dziedziny niewybaczalnych.
- Pewnie. Ty za to jesteś wspaniały. Łgarz, złodziej i do tego damski bokser – wstała na równe nogi, otrzepując się z niewidzialnego pyłu. O dziwo sam upadek nie okazał się dla niej bolesny, co zminimalizowało ryzyko całkowitego wybuchu złości.
- Chyba się nie zrozumieliśmy – luźna kartka powiewająca przy pustej ramie jak proporzec nie mogła zostać pominięta. Obraz, tak? Czy to nie to samo dzieło sztuki, którą jakaś kanalia właśnie sobie przywłaszczyła?
- Złodzieja? Dobrze siebie nazwałeś – skrzyżowała ręce na piersiach, ogarniając wzrokiem zniszczenia jakich narobił wraz ze zmorą – Posłuchaj. Nie należę do cierpliwych osób, dlatego z łaski swojej przestań mnie irytować – jak nic gubił się w zeznaniach przedstawiając wersje wygodne w danych momentach. Oczywiście, że nie uwierzyła w żadne słowo tego szaleńca.
- Skąd znasz moje imię? - nie miała normalnej skrzynki na listy, ani tabliczki na drzwiach zdradzającej jej dane. Na posiadłości nie widniał świecący banner, zachęcający wszystkich pasjonatów hipochondrii do odwiedzenia przybytku, będącego w tym przypadku jej domem. Skąd wiedział? Większości sąsiadów mieszkających w lesie zwyczajnie nie znała, inną część kojarzyła z widzenia, lecz nie miała okazji poznać ich imion. Esmeralda nie należała do osób interesujących się życiem innych, dlatego każda z tych informacji była jej zwyczajnie zbędna.
- Ranni tak, ale nie przywykłam do opatrywania karmy dla moich zwierząt. Mięso to mięso. Mniej będzie do przekręcania – złośliwy uśmieszek przełknął cieniem na twarzy, by za chwilę ponownie utrzymać aparycję chłodnej i niezadowolonej właścicielki domu.
- Ładny mi sport. Nie możesz hodować złotych rybek, łapać motyli, bądź po prostu zająć się porządną pracą? Naprawdę musisz się włamywać i kraść? – stwierdziła i skierowała swoje kroki w stronę jednej z szafek. Upewniając się, że natarczywy koleś nie zagląda jej przez ramię, wyjęła małą apteczkę i poszła z nią w stronę kanapy. Zmora jeszcze przez chwilę błąkała się po pokoju, aż w końcu przysiadła na pluszowej poduszcze leżącej gdzieś w kącie. To tam urządzając mały posterunek obserwowała faceta posyłając mu złowrogie spojrzenia. Pojedyńcze warknięcia miały bardziej charakter przypominający "Jestem tu. Zrób jeden fałszywy krok, a przegryzę Ci tętnicę cwaniaku ".
- To nie jest pies. I nie. Nie prowadzę eksperymentów na zwierzętach – ucięła temat, dając mu do zrozumienia, że wchodzi na grząski grunt. Przez chwilę myślała, czy nie będzie lepiej jeśli wykopie gościa nim do końca nie zapaskudził jej kanapy. Z drugiej jednak strony... grr... przeklęta przysięga Hipokratesa.
- Dobrze, zdejmuj te strzępy – poleciła otwierając apteczkę.
Boże, powinien dostać kopa prosto w zadek... co ja robię... nie zasłużył nawet na lewatywę, a co dopiero opatrzenie.
- Masz świetny refleks, Daisy – powiedziała do zmory, na co ta mruknęła z zadowoleniem. Esmeralda otworzyła płyn antyseptyczny i po kolei zaczęła odkażać pomniejsze zadrapania i większe rany na ciele mężczyzny. Nie śpieszyło się jej zbytnio, tym bardziej, że cała delikatność jaką w sobie posiadała... jakby gdzieś się właśnie zawieruszyła.
Cierp cwaniaku, poczekaj aż zacznę Cię szyć.
- Nie chce firmy sprzątającej. Sam naprawisz wszystkie szkody. Inaczej Cię nie wypuszczę – wizja przetrzymywania go w ciemnej piwnicy o chlebie i wodzie nagle stała się bardzo interesującą perspektywą. Spojrzała na nieznajomego niebiesko-szarymi oczami.
- Jak mam do Ciebie mówić?
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Wto Gru 22, 2015 7:58 pm

- Jestem bardzo postępowy, no i ja przynajmniej nie próbowałem cię zabić. A mogłem. - prychnął odwracając się w stronę okna.
Tylko kilka kroków i byłby na zewnątrz. Gdyby zrobił to od razu teraz nie byłoby całego ambarasu. Po co mu była walka z tym zwierzęciem? Cóż, przynajmniej teraz wiedział jak one działają, jeśli kiedykolwiek spotka je znowu będzie w stanie je zabić - oczywiście jeśli nie było jedynym w swoim rodzaju.
- A co do wspaniałego złodzieja i łgarza to wiem. Chwaląc się mogę jeszcze dodać, że mam kilka dyplomów, a jeden z nich zdobyty inaczej niż ten obraz. Twój też chciałem sobie wziąć, ale widać słabo ci szło skoro nie jest wywieszony na ścianie.
Ciężko było stwierdzić czy żartuje czy nie. Twarz miał śmiertelnie poważną, jak nauczyciel wytykający uczniowi niekompetencję. Jednak głos przesiąknięty pewnością siebie i cynizmem wskazywał na jawne kpienie z rozmówczyni.
- Jeśli dobrze spytasz i pociągniesz za mosznę odpowiednich ludzi to imię przestaje być tajemnicą. - odparł wykrzywiając usta w karykaturze uśmiechu. - Taka duża, a tak prostych rzeczy nie wie. Pytanie brzmi czemu jeszcze żyjesz z tak fatalnymi zabezpieczeniami? - Tym razem był naprawdę pełen podziwu - wrednego i paskudnego, ale podziwu - Skoro mieszkasz tu sama to przynajmniej się zabezpiecz. Policji w tym mieście bym nie ufał, szarakom tym bardziej. Zwłaszcza w twojej sytuacji Esmeraldo. - tym razem też blefował. Jednak była na tyle nerwowa wobec jego pojawienia się, a informacje o niej dostał tak łatwo, że przynajmniej warto było próbować. Nie miał na nią zlecenia, ale też walczyła ze Szczurami w tym mieście więc przynajmniej tak mógł jej pomóc.
Przyjemnie prowadziło się taką pogadankę, zwłaszcza że ona jako jedyna trzymała jego umysł ciągle świadomym. Nawet nie zawroty głowy powiedziały mu, że czas się sprężać, a milczenie. Cień wyczekiwał okazji jak lew w trawie. Wystarczyła chwila utraty przytomności i resztę życie spędziłby będąc więźniem swojego ciała.
- Sport jak sport, zajmuję się czym chcę i to nie czas na moralizowanie mnie. - warknął podnosząc się lekko i stękając przy tym jakby właśnie ktoś przyłożył mu do ramienia pochodnię.
- Myślisz, że z tym - wskazał twarzą prawą rękę - jestem w stanie się sam rozebrać. Zdejmij mi bluzę, pod nią jest skórznia, musisz rozpiąć zaczepy i pod lewą pachą mam zamek, który musisz rozpiąć inaczej nie zejdzie. A i nie ruszaj opatrunku na klatce piersiowej.
Był zły, że musi opowiadać o tym jak zdjąć swoją zbroję. Wolał jednak to niż śmierć - cóż, po prostu będzie musiał wymyślić inny sposób. Zresztą ruda nie była raczej typem konstruktora.
Pomógł jej z tym jak mógł - czyli podniósł rękę i odchylił się by dać jej lepszy dostęp. W tym czasie patrzył się na Zmorę.
- Daisy tak? Mamy chyba wiele wspólnego. - mruknął opuszczając rękę z fotela szukając kontaktu z istotą. Był nią zafascynowany i chciał znowu poczuć tą dziwną więź ze stworzeniem.
Mogła na niego warczeć, jednak nie interesowało go to.
"No dalej, wiem że tego chcesz stworku, też nie rozumiesz co poczułeś" patrzył psu w ślepia wiedząc, że ten nie zaatakuje bez rozkazu.
- Argh! Pojebało?! - Warknął a wszystkie mięśnie napięły mu się, gdy poczuł jak naciska na jego ciało. Dłoń zwinęła mu się w pięść, a mięśnie brzucha napięły się bez ostrzeżenia. Nie znosił zabiegów bez znieczulenia - jeśli kiedykolwiek jakieś przechodził zawsze był przypinany pasami. Zwłaszcza, ze niezadowolony Kotaro właśnie chyba podkręcił mu czucie.
- Nigdy więcej tak nie rób - syknął wściekły opadając patrząc spode łba. Nie miał zamiaru tłumaczyć się z niczego.
- Teraz możesz mówić mi jak chcesz, większość woła Shinji, ale ja bym się nie przywiązywał. No i jakoś tak wyszło, ze zostawiłem dokumenty w domu, rzadko zabieram je na spacer. - wydyszał ciężko zbierając się jeszcze po tym jak oblała go według jego ciała żrącą substancją. Jakiej innej odpowiedzi mogła się spodziewać? Lubił swoją prywatność, a przy łowcy tym bardziej zachowywał ostrożność.
Wizja bycia przetrzymywanym w piwnicy nie była taka zła, wystarczyło że gdzieś będzie okno albo lufcik i zniknie bez śladu.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Gru 27, 2015 12:56 pm

Z każdą chwilą coraz trudniej było zrozumieć zachowanie mężczyzny. Nie próbował zabić, a mógł. Oczywiście, że tak. Jaką jednak miał gwarancję powodzenia? Jego umiejętności mogły kształtować się na poziomie wyższym niż zwykła przeciętna, ale również i Esmeralda miała w walce coś do powiedzenia. Abstrachując już od faktu przewagai liczebnej w postaci Daisy.
- Ja też mogłam i co? Chcesz się dalej licytować? - co sobie wyobrażał wchodząc do obcego domu? Że będzie na niego czekała suto zastawiony stół i naga dziewica w podzięce za fatygę? Lekarka uśmiechnęła się złośliwie na samą myśl naiwności mężczyzny. Możliwe, że wcześniejsze włamy przebiegały inaczej, ale tym razem przegiął pałkę. Włamanie to jedno, dalsze brnięcie we własne kłamstwa było wręcz niewybaczalne. Co z nim zrobić? Spacyfikować? Zabić dla świętego spokoju? A może przerobić na surowce wtórne (czyt. Karmę dla zwierząt i nawóz do trujących roślinek).
Kusząca wizja, nie powiem...
- Słucham? - przez chwilę myślała, że się przesłyszała... ale nie. On to powiedział – Ty nadęta pałko! Nie każdy potrzebuje wywieszać dyplomy i odznaczenia, dla poprawy własnego ego. Przestań węszyć i odchędoż się od mojego mienia -  coraz trudniej było jej kontrolować zachowanie. Dlaczego nie wykończyła go na początku, tylko wdała się jeszcze w czczą dyskusję kręcącą się wokół niebezpiecznych tematów. To pewne, że ich przekonania znacząco się różniły, dlaczego wciąż brnął dalej?
- Odpowiedź brzmi : nie Twój interes. Nie powinieneś był tutaj przychodzić, ale z racji swojej wspaniałomyślności dałam Ci szansę. Kolejny raz nie popełnię tego błędu – kto normalny interesuje się posesjami ukrytymi w lesie? Dom wcale nie wyglądał na boską willę, czy mały zaczarowany zamek pełen złota i innych skarbów. Teren lasu krył większe i bardziej okazałe budowle. Po co wybrał właśnie Greenhalle? Chyba tylko po to, żeby ją wkurwić, co zresztą bez wątpienia mu się udało... kilkakrotnie.
- W mojej sytuacji? Nie rozumiem co masz na myśli. Rozwiń tą światłą myśl – co jeszcze wiedział? Kobieta patrzyła na niego z wymalowaną na twarzy obojętnością, chociaż w samym wnętrzu szalała z niepokoju. Nigdy nie wiadomo po co tak naprawdę tutaj przylazł i ile wiedział. Pozostawienie go przy życiu było istną głupotą, a wystarczyło przecież wykonać jeden maleńki i precyzyjny cios. Tak szybki, by jucha mogła radośnie i prawilną prędkością opuścić ciało tego zwyrodnialca.
- Jesteś w moim domu, więc będę Cię moralizowała kiedy tylko zechcę. Poza tymi murami rób co chcesz, ale tutaj... jesteś na moich zasadach – założyła ręce na piersiach ponownie zamykając przed nim postawę. Pewny siebie cwaniak... uh... jak ona tego nie znosiła.
- Ojej, książe potrzebuje pomocy ze zdjęciem ubrania? Prawie się wzruszyłam... oczywiście już lecę Wasza królewska mość – ziewnęła inagle znalazła dziesięć innych zadań, bardziej interesujących niż niepokorny gość. Nie śpiesząc się podeszła w końcu i zdjęła części odzienia które jej wskazał.
Na cholerę mu to?
- Zamknij się. Wiem jak to zdjąć – spojrzała na niego, nie kryjąc już irytacji. Może za chwilę udzieli jej jeszcze instruktażu jak prawidłowo wiązać bandaże?
Mężczyzna noszący niecodzienne ciuchy i parający się... niekoniecznie porządnymi zajęciami, już z miejsca wrzucony był do worka "politycznie podejrzani". Skoro wspomniał o policji musiał wiedzieć o Samuru i wtykach jakimi dysponował burmistrz. Może to były szary? Zakazana morda nie przyniosła odpowiedzi na żadne z pytań. Facet mógł równie dobrze być bokserem, ale czy bokser wiedziałby aż tyle? Znajomość półświatka i te sprawy, lecz bez przesady.
- Czy Ciebie pojebało to wiemy oboje, że tak. Nie wiem czy jest jakikolwiek ratunek. Wiesz... na nogi się lecz – był delikatny, niczym prawdziwy książe. Esmeralda obserwowała odruch obronny w postaci napiętych mięśni i pięści gotowej już do ataku.
Zabierz tą pięść, bo wsadzę Ci ją w zad.
W rzeczywistości nie wykonywała na nim żadnych niebezpiecznych, czy mocnych ruchów. Sam środek antyspetyczny był nieprzyjemny, ale żeby zaraz zachowywać się tak agresywnie? Zdecydowanie było z nim coś nie tak.
- Wybacz, Książe – powiedziała z przekąsem i lekko słyszalną urazą w głosie – Wiesz, miałam kiedyś na warsztatach pomocy powydpadkowej koleżankę... mówiliśmy na nią Nelly wielka łapa – zaczęła opowieść, siegając pamięcią do wspomnianej koleżanki i ani na chwilę nie przestając zajmować się jego ranami –Dziewczyna była olbrzymia i tak "toporna", że każdy ze studentów drzął na samą myśl, że to właśnie ona mogłaby być z nim w parze. Pobieraliśmy sobie wzajemnie próbki krwi, podłączaliśmy kroplówki, a większość studentów miała odruch obronny ilekroś Nelly wielka łapa się zbliżała. Powinieneś dziękować losowi, że nie poprowiadził Cię dziś do domu Wielkiej łapy – uśmiechnęła się, zaklejając ostatni opatrunek, przy jedenej z ran.
- W międzyczasie zrobiłam Ci zastrzyk znieczulający. Muszę zszyć ranę – wskazała na odkażone miejsce, gdzie zadano jeden z najmocniejszych ciosów – szyła precyzyjnie, z widocznym na twarzy spokojem. Robiła to setki razy, dlatego po kilku minutach było już po wszystkim.
- Nie będę Cię legitymować. Tymczasem nie udawaj chorego, bierz mopa i sprzątaj ten bajzel – Usiadła na przeciwko, przyjmując do wiadomości, że nie ma co ciągnąć go za jęzor w sprawach tożsamości. I tak się tego dowie prędzej czy później.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Nie Gru 27, 2015 2:38 pm

- Mnie zabiłby zwierzak, już wtedy bezpański a to nie to samo. - stęknął cicho pomijając zupełnie fakt, że przez krótką chwilę mogła go po prostu zadźgać.
Katashi już tak miał - wiedział, że ludzie wolą najpierw dowiedzieć się o co chodzi i w miarę możliwości się nie zabijać. Zresztą był zbyt butny aby w ogóle się przejmować się taką opcją.
Gdyby nie ta cholerna ręka już by zwiał, ale bał się, że mocniejsze szarpnięcie spowoduje ból, który zwaliłby go z nóg.
- Pyskata jest, powinieneś zabić. - Mruknął Kotaro w końcu jakby dając za wygraną. - jeszcze masz okazję, wyrwij jej krtań i będzie po sprawie. - Po raz pierwszy od dawna miał ochotę zgodzić się z Cieniem, jednak sam nie miał szans. Potrzebowałby jego pomocy, a w tym momencie byłaby to długa i bardzo brzemienna w skutkach drzemka.
- Pałko? - spytał przerywając jej z prychnięciem - Naprawdę nie musisz się aż tak krępować, lody już przełamana i nawet na ty już przeszliśmy. Nawet już na mnie siedziałaś to nie krępuj się mocniejszych słów. - Jak raz zdawał się być szczery i nie bardzo nie przyjemny. - Miło mi, że jesteś taka dobra dla kogoś takiego jak ja, nieczęsto się zdarza, nawet jeśli oznaką miłosierdzia jest nie strzelanie bez ostrzeżenia. - mruknął wlepiając oczy w jej dłonie i uśmiechając się lekko.
Postanowił zagrać na innej strunie, miał cichą nadzieję, że ruda trochę się uspokoi widząc jak spuszcza z tonu.
- Twoja sytuacja jest głośna w mieście. Trochę syfu wokół siebie narobiłaś w ostatnim czasie i nic z tym nie zrobisz. Ciesz się, że to tylko ja tu wpadłem bo wystarczyło parę dni niezbyt wielkich starań jednego człowieka aby dowiedzieć się, że ten dom należy do Ciebie. Podejrzewam, że Szczur, burmistrz miałby z odnalezieniem ciebie tym jeszcze mniej zachodu. Nie wiem jak szeroko sięgają jego macki, ale podejrzewam że znacznie dalej niż to co ja mogę zrobić i przypomnę tylko, że się tu pojawiłem wiedząc jak masz na imię. - wypowiadając te słowa mimowolnie jego obojętny głos nabrał pogardliwego tonu - dokładnie takiego z jakim wypowiadają się wieloletni łowcy mający już niejednego z krwiopijców na koncie. Może nie był łowcą sensu stricto, a w jego posiadłości siedziały dwa wampiry, ale wychowanie i doświadczenie wcale nie sprawiały, że uważał je za dobre i niegroźne stworzenia.
- Tak więc na Twoim miejscu zrobiłbym z tej chałupy fortecę bo ta psina może i pokona jednego niezdającego sobie z jej istnienia sprawy, ale grupa szarych zrobi z niego i sito, nie mówiąc że to co ja zrobiłem z tym mieszkaniem to nic co oni robią.
- Patrz, w końcu mądrze mówi. Rób co chcesz poza tymi murami. Poszalej czasem, a nie masz kij w dupsku. - Kotaro mruknął rozbawiony
- To to, co ty chcesz zrobić, a nie ja. - warknął w myślach Katashi
- Jestem częścią ciebie chłopcze. Nie zapominaj, bo zaraz ci to uświadomię. - Ostatnie zadanie Cienia nie było nawet groźbą, wręcz przeciwnie słodką obietnicą. Hikari wiedział kiedy skończyć z nim rozmowę. Esmeraldę mógł drażnić, ale wkurzenie tego potwora to coś na co pozwalał sobie bardzo rzadko.
Przez czas wewnętrznej rozmowy samym sobą milczał przymykając oczy. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że nie poczuł nawet procesu zdejmowania kamizelki, a ta posklejana z jego skórą krwią na pewno nie chciała zejść zbyt gładko.
Mogła nie robić mu nic specjalnego, jednak co z tego? Klątwy życia i bólu to coś czego nie mógł się pozbyć i nie potrafił opanować.
- Odpuszczam, Esmuś, ale wystarczy po imieniu - odpowiedział równie kąśliwie i zamilkł znowu jakby bił się z własnymi myślami. Katashi słuchał jednak jej historyjki. Nie widział jej sensu, jednak przynajmniej utrzymywała jego uwagę na czymś konkretnym.
Mimo znieczulenia czuł szycie, nie było tak nieprzyjemne jak bez niego, ale nadal czuł co dał odczuć lekkim drgnięciem kącika ust, gdy tylko wbijała igłę w jego ciało.
- Dziękuję. - rzucił jakby niechętnie, gdy zaszyła mu bliznę. - Fajnie, że mi jej nie amputowałaś. - dodał po chwili z mieszanką szczerości i uszczypliwości
- A tak w ogóle to nazywaj mnie Yamato, Yamato Akihito. - Wystawił lewą rękę do przodu, może nie było to prawdziwie imię, jednak lepsze takie półprawdziwe niż parszywa ściema. Na więcej wdzięczności nie mógł się już zdobyć, wiec lepiej aby kobieta była wdzięczna za przynajmniej ten jej fragment.
Był wyczerpany i obolały, miał ochotę wrócić do domu i wypić coś mocniejszego. W sumie, przecież był w domu, nie swoim ale co tam.
- Masz ty łeb na karku? Mam do dyspozycji jedną rękę, mogę wypisać ci nią czek i to tyle. No i te notatki, chcesz to zamiast porządków wyłożę trochę na lepszy system alarmowy dla ciebie. Może obgadamy to wszystko przy obiedzie? Wyglądasz na styraną i głodną. A ten strój nie jest chyba za wygodny. Mogę tu poczekać na to aż się ogarniesz. - prychnął podnosząc się i warcząc czując jak świeża rana ciągnie go. Za jakieś trzy tygodnie nie zostanie po niej śladu. Ciekawe co na to powiedziałaby medyczka. Katashi jeszcze nie spotkał kogoś, kogo nie zdziwiłaby możliwość regeneracji jaką posiadał. Nie była wampirza, ale zawsze coś.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Gru 27, 2015 3:28 pm

Nie skomentowała jego słów uznając, że są one po prostu kolejnym czczym gadaniem. Mężczyzna pierwszy raz widział na oczy zmorę, więc nie znał pełnych możliwości zwierzęcia. Mógł węszyć ile wlezie, ale również i same umiejętności Esmeraldy pozostawały nie do końca odkryte. Może gdyby biegała jak szalona po mieście i nie kryjąc swej tożsamości... po prostu dźgała co popadnie. Plugawiec kategorii E? Super, dawaj go tu. Wampir C, czy nawet B? Fantastycznie. Do kolejkcji. Dawaj. Nie ważne co myślał, kobieta potrafiła się obronić.
- A tak. Mam jeszcze raz powtórzyć? - co miała powiedzieć? Jak go nazwać? Niektóre "przezwiska" przychodziły tak naturalnie jak sama możliwość oddechu. Tym bardziej, że mężczyzna zasłużył na każdy kąśliwy pseudonim wymierzony w jego kierunku. Nie przejął się, to pewne. Ale... może następnym razem się uda?
- Nie krępuję się – stwierdziła, czując jak ciało zaczyna mówić co innego. Mógł nie drążyć tematu i tym samym nie wprowadzać jej w zakłopotanie. Jaśnie Pan, jak przystało na typowego księcia, oczywiście zrobił znów wszystko na opak – I co korona Ci z głowy spadła przez ten upadek? Gdybyś się nie włamał, tylko jak przystało na normalnego sąsiada... zapukał do drzwi, wtedy nie chciałabym Cię zabić. Wiesz, że w niektórych krajach właściciel domu ma prawo ubić nieproszonego gościa? - w dalszym ciągu nie zdradził celu swojego przybycia. Ciężko było uwierzyć w to, że testował jej systemy ochronne. Bardziej wyglądało jak włam prawdziwego rabusia, który po przyłapaniu rzuca się jak ryba w sieci. I bynajmniej nie złota!
- Moja sytuacja jest głośna? Jaki znowu syf? - uniosła brew do góry i ponownie skrzyżowała dłonie na piersiach – Nie podajesz żadnych konkretów i badasz moją reakcję. Naprawdę myślisz, że trafisz? Wybacz, ale takie bajki możesz wciskać swoim butom. Nie mnie – nie trzeba było być Einsteinem, żeby znać sytuację w mieście i wiedzieć kim jest burmistrz. O ile było jej wiadomo, Samuru miał teraz inne plany, niżeli interesować się zwykłą lekarką mieszkającą w lesie. Ba. Lekarką bez wywieszonych na ścianie dyplomów i nie biegającą z wywieszonym jęzorem po mieście. W tym mężczyźnie było coś dziwnego i ilekroć na niego patrzyła, miała nieodparte wrażenie, że jest głęboko zamyślony.
Zasnął, czy co? A może gada do siebie?
Esmeralda nie słyszała konwersacji toczącej się między Katashim a cieniem, jednak chcąc nie chcąc wyczuwała rosnące  napięcie. A zmora? Z niepokojem patrzyła na przybysza i jeżąc futro nie zmieniła swojej agresywnej pozycji. Ona i mężczyzna mogli być do siebie podobni, niemniej istniejące różnice nie mogły doprowadzić do ostatecznej komitywy.
- To nie jest pies. Mam Ci to przeliterować? - zmora zaczęła warczeć, ukazując długie i ostre zębiska. Ona również była zdania, że nie należy mylić jej rasy ze zwykłym psiakiem. Psy w końcu nie zlewają się z cieniem i nie są w stanie wykonać precyzyjnych i szybkich cięć, a zmora owszem.
- Nie obawiaj się o bezpieczeństwo a  jeśli już musisz koniecznie wszystko wiedzieć, to lada dzień spodziewam się ekipy montażowej. Następnym razem okno spadnie Ci na łeb nim zdążysz powiedzieć "Gilotyna" – mężczyzna miał o tyle szczęścia, że wszedł do mieszkania w najmniej spodziewanym momencie. Całą uwagę Esmeralda poświęciła badaniom nad mgłą, która de facto była teraz priorytetem. Co tam jakiś złodziej... prędzej czy później i jego nie ominęłyby opary, dzięki czemu z furią zombiego kroczyłby za szarymi. Chyba, że miał jakąś koalicję z burmistrzem...
Lekarka zmierzyła gościa podejrzliwym wzrokiem, jakby miało to odkryć wszystkie możliwe tajemnice. Brak rendgena we wzroku zaiste utrudniał życie.
- Słucham? Jak mnie nazwałeś? - Esmuś? Czy to się jej przesyłaszało? Zdecydowanie pozwalał sobie na zbyt wiele, co trzeba w najbliższej przyszłości ukrócić.
- Jeśli jeszcze raz spróbujesz się włamać, to specjalnie dla Ciebie naostrzę piłę mechaniczną – powiedziała z przekąsem, siląc się na lekki uśmiech. Mężczyzna przedstawił się innym imieniem, co Esmeralda przyjęła spokojnie i bez żadnych komentarzy. Po co się rozckliwiać nad czymś, co prawdopodonie jest jednym wielkim bullszitem.
- Nie wyrwałeś mi z ust chleba i nie potrzebuję żadnego czeku. Zapisz się za to na jakiś kurs savoir vivre'u i może... skromności – uśmiechnęła się złośliwie, podczas gdy w jej wyobraźni pojawił się Katashi z porcelanową filiżanką i starą kanciastą nauczycielką, poprawiającą jego ruchy.
- Jasne. Pójdę się przebrać, a ty wyczyścisz mój dom z fantów i odpłyniesz w siną dal. Wybacz rycerzu, ale nie ze mną te numery. W przeciwieństwie do Ciebie zmierzałam teraz do UCZCIWEJ pracy, a ten strój to kombinezon roboczy. Mogę zostawić Ci swój numer telefonu i spotkamy się w innym miejscu i innych okolicznościach, a przy okazji... oddawaj fanty – wstała ze swojego miejsca i jak gdyby nigdy nic podeszła do ciuchów mężczyzny. Szybkimi ruchami wytrząchnęła wszystko to co poukrywał w czeluściach kieszeni, a jeśli tam nic nie było, wzięła worek, w który koleś zapakował między innymi jej obraz.
- Podrzucić Cię gdzieś?
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Nie Gru 27, 2015 4:36 pm

- Nie podaję konkretów bo i nie ma potrzeby. Ty też zdradzasz wszystkim co robisz w tych fatałaszkach? - mruknął rozbawiony jej niezbyt bystrego stwierdzenia. - Tak myślałem... Więc bullshit który ci wciskam traktuj jako sekret mojego fachu.
Jeśli przed chwilą myślał, że trzeba ją zabić teraz był niemal pewien, że będzie musiał to zrobić. Wiedziała trochę za wiele, nie bardzo dużo bo w sumie wcisnął jej tyle kitu, że ciężko było uznać jednoznacznie co jest prawdą, ale wiedział, że od teraz będzie musiał mieć na nią baczenie.
- Nazwałem cię Esmuś, słuch masz dobry to nie dopytuj się. Poza tym to tylko sposób w jaki ktoś cię nazywa. Powinnaś wiedzieć jak mało to znaczy kto i jak cię nazywa. - mentorski ton brzmiał śmiesznie w ustach faceta, który wyglądał na młodszego od niej o parę ładnych lat.
To mu przypomniało, że dawno nie miał żadnego ucznia. Kilka razy próbował, jednak żaden z dzieciaków nie potrafił ogarnąć nawet podstaw. Umierały za szybko i starzały się. Jego pierwszy uczeń miałby już pewnie z 90 lat, jeśli w ogóle jeszcze żyje. Przez chwilę pomyślał, że się starzeje... ale to nie była prawda. Przez cały ten czas jedynie posiwiał i przybrało mu trzech lat. To wszyscy wokół się starzeli i odchodzili.
- Nie wiem co to za istotka. Ale wydaje się być prawdziwym skarbem dla właściciela i zmorą dla intruzów. - zamruczał do zwierzęcia z pochwałą. Aż przez chwilę żałował, że jego psina nigdy nie będzie równie zabójcza, chociaż na pewno też będzie potrafiła wyrządzić szkody. Do tego czasu minie jednak rok lub dwa, szczeniak póki co nie potrafił nawet szczekać głośno a co dopiero rzucać się do gardeł.
- Następnym razem przyjdę lepiej przygotowany i zostawię ci cały elaborat o bezpieczeństwie. - prychnął ponuro ukłuty brakiem wiary dziewczyny w jego umiejętności. Następne zdanie zdziwiło go wyjątkowo co wyraził chrząknięciem które przerodziło się w kaszel - dawno nie zapalił i raczek dopytywał się o późną kolację.
- O moje maniery się nie martw. Nie jesteśmy zresztą na balu a po prostu sobie gadamy, nie? Widzisz abym przyszedł w garniturze? - Tak, poczucie humoru to nie coś co trzymało się go. Był zbyt skostniały aby zrozumieć coś co nie jest złośliwością.
- Z tą bestią obok chyba tylko cukierki do torby - nadal chwalił zwierze i nie patrzył na Esmeraldę. Cóż poradzić? Ludzi naoglądał się już w życiu i w sumie to widział wszystko, a takiej kreatury jeszcze nie miał przyjemności oglądać. - Zaskoczę cię, ale też mi się spieszy do pracy, jak już mówiłem jestem tu tylko w celu rekreacyjnym.
Z żalem patrzył na to jak wygrzebuje wszystkie prezenty, które miał przynieść mu mikołaj - a było ich sporo od takich rzeczy jak statuetka i kły dzika, aż po obraz z różnymi małymi błyskotkami, a nawet takimi śmieciami jak mała ozdóbka na parapecie. Podrywając się do góry poczuł jak ubytek krwi podziałał na niego. Pociemniało mu w oczach i znowu zwalił się na fotel.
- Ta, zaparkowałem trochę drogi od wjazdu w lesie. Dalej już se poradzę. - sapnął próbując powstrzymać zawroty głowy.
- Podaj mi skórznię i worek, te są akurat moje. Możesz od razu zerknąć do kieszonki, tam powinna być wizytówka, jak chcesz to spisz sobie numer, ale to prototyp więc ją tam wsadź z powrotem.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Gru 27, 2015 6:04 pm

Co można robić w ciemnym kombinezonie, wyglądającym na pierwszy rzut oka jak lateksowy? Zbierać borówki? Bawić się w podróżników czasu? Zastosowań mogło być wiele, lecz główne i najbardziej odpowiadające obecnej sytuacji związane było z ochroną. Odcień kombinezonu pozwalał się na wtopienie w mrok zimnej nocy i zapewnienie bezpieczeństwa przed specyfikiem szalonego burmistrza. Ot cały sekret. Wielka filozofia.
- Mhm – burknęła niechętnie, uznając, że tak naprawdę jest u siebie, więc nie wisi mu żadnych wyjaśnień. Równie dobrze mogła paradować topless, i na swój sposób znalazłaby nawet wyjaśnienie. Silne poczucie własnej wartości tajemniczego gościa było silne i... dominujące, co denerwowało lekarkę. Każdy inny mężczyzna już dawno by się speszył i zaprzestał gry słów, póki jeszcze miał na to szansę. Lecz nie on.
- Ach tak, profesor się odezwał – może jeszcze miała wyciągnąć zeszyt i z postawą prawdziwego fascynata zacząć notować? Nie rozumieli się we wszystkich kwestiach, co było rzeczą normalną. Dlaczego więc miała wrażenie, że nie widzi swoich mankamentów? Buc i już. Pałka.
- No już już. Przestań się jej przyglądać, bo za chwilę się zakochasz. Od razu mówię, że jej nie oddam. Ani po dobroci, ani nawet siłą – stanęła przed zmorą, tak żeby zakryć mężczyźnie widok na zwierzaka. Miał już za dużo możliwości napatrzenia, dlatego nadeszła pora by to powściągnąć. Nie sądziła, by Daisy mogła dobrowolnie pójść z nieznajomym, ale lepiej dmuchać na zimne. Jak zmory reagują na..hipnozę? Pewne możliwości zwierzęcia dalej pozostawały przed nią nieodkryte.
- Następnym razem nie zawaham się ze sztyletem – po twarzy przemknął uśmiech, tak często stosowany podczas krótkich flirtów. Naturalny, momentami nawet niekontrolowany odruch.
- Skoro twierdzisz, że to strój obliguje nas do dobrych zachowań, to może faktycznie zapisz się na ten kurs. Niech stracę... nawet do niego coś dorzucę. Tylko idź – w przeciwieństwie do niego, Esmeralda była prawdziwym wirtuozem jeśli chodziło o poczucie humoru. Każda niewygodna informacja zwykle była obracana w żart. To... jak odruch obronny, pozwalający ukryć prawdziwy dowód w danej sprawie.
Z rosnącym zdenerwowaniem wyciągała z worka kolejne suveniry, które koleś zdążył już prawie zaanektować. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, kiedy ten poprosił o skórznię i wspomniał o wizytówce.
- Prototyp? Robiłeś ją w paincie? - trzymała w dłoni prostokątny bloczek, dumnie opatrzony iformacjami. Imę i nazwisko Bla bla. Profesor coś tam bla. Numer telefonu bla bla. Zapamiętała szczegóły i odłożyła przedmiot dokładnie w to samo miejsce razem ze swoją własną wizytówką.
- Pomogę Ci. Skoro sam nie byłeś w stanie tego zdjąć, ubranie też może sprawić problem – nie znosząc słowa sprzeciwu, podeszła do gościa i delikatnie (prawie jak z dzieckiem) pomogła mu się ubrać. W pewnej chwili źrenice kobiety rozdzerzyły się, a ciało przez moment odmówiło posłuszeństwa. Dotknęła go, czując... no właśnie... co poczuła? Dziwna fala ogarnęła wnętrze utwierdzając w przekonaniu, że ten facet... że on... musi jak najszybciej stąd zniknąć. Odzyskała panowanie nad ciałem po pierwszym szoku, czując jak magia krwi wyrywa się, chcąc zaczerpnąć choć trochę z obcego organizmu.
- Zbieramy się – powiedziała, nie zdając sobie sprawy, kiedy to głos z normalnego stał się jakiś... zachrypnięty. Kiedy rzuciła krótkie spojrzenie dla zmory, Daisy kiwnęła głową i rozpłynęła się w cieniu jakie stwarzało niedostateczne oświetlenie.
Nim Esmeralda całkowicie opuściła dom, zabrała ze sobą wszelkie potrzebne rzeczy i zamknęła swój dobytek na wszystkie mozliwe spusty.
W ciszy odstawiła kolesia do jego auta i odczekawszy aż pojedzie, ona również udała się w swoją stronę – do Oświaty.

Esme i Kat zt
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Sob Mar 18, 2017 1:33 pm

Siedział wygodnie w fotelu planując wszystko. Od roku już się z tym męczył robiąc mocne nadgodziny. Zdobywał lipne papiery dla swojego alter ego, opracowywał mu historię i zdobywał jego zaufanie w Oświecie, a to wszystko dzięki przekupstwom i manipulacjom. Rok w odosobnieniu projektując swój plan śmierci i odrodzenia. Chyba największe jakie miał. "Pozbył" się pieniędzy, poprzenosił swoje nielegalne zapasy przez innych ludzi w odpowiednie miejsca. Jego rodzinka znalazła już jego trop i miał większe plany niż dać im się złapać. Nie przestaliby i pewnie napuścili na niego wszystkich.
Ba, zaprojektował sobie nowe ubrania, wszystko było już i oczekiwało na niego. Udało mu się nawet rozsiać plotki o tym, że spartaczył swoje relacje z półświatkiem i ktoś na niego poluje i próbuje zabić. Wszystko było idealnie przygotowane i nawet jeśli o czymś zapomniał to nie było sensu tego przeciągać. Kilka razy był już wśród innych łowców którzy nie podejrzewali go o bycie zbiegiem i przestępcą. Ot wszyscy zapamiętali go jako "typowego dziwaka jakich wielu" i wtopił się w ich otoczenie.
Został mu tydzień lub dwa do egzekucji roku przygotowań. Był gotowy na to aby zrobić przekręt życia, który da mu święty spokój.
Niestety w tym wszystkim przeszkodził mu jeden SMS.
Esmeralda, po roku bez słowa i niezbyt miłym pożegnaniu napisała do niego po prośbie. Aż dziwnie, że nie przyszła do niego ale pewnie nie pozwalały jej honor czy tam urażone uczucia. Cóż, nadal mieli wobec niej plany zwłaszcza, że nie miał zamiaru dać jej spokoju. Nawet po śmierci. Nie odpisał nic tylko ubrał się połowicznie w zbroję i miecze. To wszystko mogła być pułapka, ale po co po roku skoro i tak wiedziała gdzie jest i mogli po prostu mogli kogoś na niego wypuścić. Sługom kazał czuwać i kończyć przygotowania, oni też musieli umrzeć i zmienić się, a szybkich operacji plastycznych nie robi się od tak, zwłaszcza wampirom.
Kotaro był wyjątkowo liberalny w stosunku do Esme, zależało mu na tym co w niej znalazł, jednak nic nie mówił.
Ubrał wszystko co było potrzebne i wiedział jak mogła zmienić swoje zabezpieczenia, miał też maskę gazową w razie jakby jednak chciała go otruć swoimi roślinkami. Podjechał tak jak ostatnio, skręcając w jedną z dzikich tras i przeskakując za płot. Nic się nie zmieniło, a on mógł swobodnie przejść do posiadłości. Kamery wcale nie były superimponującym sposobem prewencji, tak samo jak kolczatki i alarmy na ruch. Zwłaszcza takie które łatwo obejść albo wyłączyć.
Dopiero patrząc na okna zorientował się, że ma ona piszczałki w razie jakby ktoś próbował je otworzyć i dodatkowe kraty.
- Jesteś pod wrażeniem czego w niej potwórz? - Spytał składając znak i po chwili zjawiając się po drugiej stronie pokoju, w którym się poznali.
- Jakbyś wiedział to byś mi nie uwierzył.
- Jakbym wiedział pewnie nigdy więcej bym się z nią nie spotkał.
- Przesadzasz
Szybko zamknął drzwi do pokoju aby znowu to zwierze nie wpadło i nie zaczęło się z nim gryźć i wziął sobie pamiątkę jednej z szafek. Jakaś mała i bezwartościowa głupotka, ale ważne aby się wkurzyła. Dla świętego spokoju za drzwiami podrzucił bombkę która robi dużo huku i małe boom, aby w razie czego móc uciec. Na koniec zasiadł na fotelu i poprawił maskę na twarzy patrząc na kominek, dopiero wtedy wcisnął "wyślij" na wiadomości, którą już przygotował. Teraz pozostawało czekać aż dziewczyna się pozbiera i ubierze w swoje ciuszki BDSM.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Mar 19, 2017 8:02 pm

Ostatnie wydarzenia zmusiły ją do działań na które w normalnych warunkach by się nie zdecydowała. Do kogo zadzwonić kiedy każda chwila jest na wagę złota? Kto jest najbliżej i kto dojedzie na miejsce najszybciej? Lekarka niechętnie przyznała, że jej jedyną opcją jest w tej chwili Katashi – palant i dupek. Jej znienawidzony sąsiad, którego ego wzrośnie gdy tylko poprosi go o pomoc. Nie miała jednak wyjścia. Kataś już nie raz udowodnił swoją skuteczność w działaniu, a położenie jego domu było niewątpliwym atutem kiedy liczył się czas. Nikt z łowców nie miałby szansy przebić się przez miasto i jeszcze znaleźć jej dom ukryty w gąszczu lasu. Czas. Czas. Czas. Nie miała go wiele.
- Już się bałam, że nie przyjdziesz. - powiedziała na przywitanie, chyba po raz pierwszy ciesząc się, że go widzi. Może i był bezczelnym typkiem, jednak jedno było pewne – on jej pomoże. Tym razem łowczyni nie miała na sobie obcisłego stroju, lecz zwykłe ciemne spodnie i zielony sweter. Nie była jednak sama. Esmeralda zeszła na dół targając ze sobą walizkę i trzymając Ally. Za nimi zaś kroczyła zmora, która na widok gościa groźnie zjeżyła sierść. Gardłowy pomruk świadczył o tym, że Daisy nie zapomniała ostatniego spotkania z jasnowłosym. Wręcz przeciwnie. Nadal go pamiętała i bez większych zmian wciąż chciała mu przegryźć tchawicę. Poza dźwiękiem znaczącego niezadowolenia zwierz nie wykonał żadnego niebezpiecznego ruchu.
- Musisz nas zawieść na lotnisko. Jak najszybciej. - wyjaśniła, wskazując na walizkę. Pod presją czasu zdążyła spakować najpotrzebniejsze rzeczy Ally, tylko po to by jak najdalej ją stąd wywieść.
- To Ally. Córka moich przyjaciół. - skłamała. Ale przecież nie powie mu, że dziecko na jej rękach jest jej własną córką. Nie po to chciała oddać małą, dlatego absolutnie nie mógł się dowiedzieć całej prawdy. Katach nie był głupi, lecz w większości nie dopytywał o pewne sprawy. Gdy trzeba działał, a potem chełpił się tym na całe cztery strony świata.
- Zapłacę Ci, tylko musisz mnie podwieźć. Zepsuł mi się samochód, a taksówka nie dojedzie aż tutaj. - była to tylko połowiczna prawda i to musiało mu wystarczyć. Bez żadnego cześć Kataś, miło Cię widzieć. Był jedyną opcją. Deską ratunku dzięki której miała szansę zagrać na nosie tym wrednym szantażystom. A potem? Potem tu wróci i roztrzaska łeb każdemu kto śmiał jej grozić.
- Gdzie masz samochód? - bo chyba skoro miał ze sobą broń, to zabrał również auto? Przez chwilę pomyślała czy nie poprosić go o sprawdzenie mieszkania i ogrodu. Tego typu prośba zmusiłaby ją jednak do dokładnych wyjaśnień, a im mniej wiedział tym lepiej dla niego. Tak, tak będzie lepiej.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Nie Mar 19, 2017 11:03 pm

- O patrz nosi dzieciaka przecież jej nie pukałeś to jak chce wymusić alimenty? – Spytał bardzo rzeczowo Kotaro stając obok niej i przyglądając się dzieciakowi. – Może jak spałem? Ciekawe czy ma twoje oczy…
- Sklonowałaś mnie i chcesz kasy albo nie wiesz kto jest ojcem i masz nadzieję, że znajdziesz frajera na gwałt? – Rzucił rozkasłując się, bo brzmiało trochę dziwnie przez jego maskę.
Czuł dreszcze i trochę podniesioną temperaturę. A to dziwne bo przecież był szczepiony na większość chorób znanych człowiekowi. Kupił nawet szprycę na czarną śmierć i nadal cokolwiek go chwyta?
Jej śmiesznemu psu pomachał tylko palcem na zasadzie „niedobra psinka, teraz siad”. Patrzył na tą popapraną rodzinkę: ruda, jej bachor – którym zainteresowanie wyrażał jego cień – i śmieszny pies, którego teraz, lepiej przygotowany był w stanie zabić choćby bombką, która była za ich plecami.
- Nic nie muszę, ale skoro ładnie prosisz to otwórz okno, bo nie domyślisz się ale nie parkowałem pod bramą. – Podszedł do okna i w sumie sam się poczęstował wybijając szybę i ściągając kraty. Skoro tak się jej spieszyło to przecież nie powinno być problemu z tym, że pozbędzie się okna. Z resztą lotnisko brzmiało dobrze. Poczeka tam dzień lub dwa, by odebrać dublera, za którego słono zabulił. Nie mógł wysadzić domu bez kogoś kto będzie wyglądał jak on.
- Nie masz przyjaciół. Chyba, że chodzi ci o facetów, z którymi sypiałaś. – Odpowiedział obojętnie, a Kotaro zrobił na to tylko krótkie „hah!” i klepnął go w plecy tak że Katashi aż się poruszył. Nie musiała to być prawda, ale lubił być niemiły, zwłaszcza dla niej.
- Pewnie kłamie i robisz to darmo. Kataś mój przyjacielu starzejesz się. – Kotaro złapał Esme za ramię. Nie mogła tego odczuć, przynajmniej za bardzo. Ot projekcja umysłowa Katasia będąca efektem zbyt dużej ilości magii i demonów w zbyt małym umyśle.
- Zabezpieczenia nadal gówniane. Zabrałaś mi sześć minut czasu, a na nagraniu będzie tylko mój cień. – Złapał walizę i przerzucił ją za okno, a zaraz potem podszedł by chwycić dziecko. - Weź tego kundla bo ja go nie dotknę, chyba że nożem po mózgu. Uprzedzam - Dodał szybko - jak się na mnie rzuci, albo kłapnie w moją stronę... jesteście same sobie.
Nie miał zamiaru być miły zwłaszcza, że popsuła mu trochę plan przeprowadzki i zmiany ekwipunku. Nadal chciał go zatrzymać, ale brak mu będzie trochę częstego paradowania w swojej tak dopieszczonej zbroi. Nawet ktoś taki jak on miał sentymenty wobec takich rzeczy jak owoce swojej ciężkiej pracy.
- Kto was ściga i jak blisko jest? – Wyciągnął klamkę opierając łokieć na jej ramieniu i celując w drzwi w razie jakby jednak coś tam było. – Lepiej mów w biegu i uważaj na szkło, bo bez tego ciuszku BDSM to nie jestem pewien czy dasz radę się nie pociachać.
Znowu się rozkaszlał i chwycił dzieciaka mocniej patrząc jej w oczy. Nie raz tak robił, zabijał matki trzymające dzieci lub dzieci trzymające matki. Ot zlecenie, które trzeba było zrobić. Był ciekawy jak na niego spojrzy, gdy położy dłoń na bachorze i będzie chciał go zabrać od niej. Taka czysta ciekawość a sztuczkę podrzucił mu bezpostaciowy przyjaciel szybką wizją. Obydwoje byli wyrachowani i uzupełniali się w sprawach wpadania na sytuacyjnie dobre pomysły.
- Fura jest na ścieżce, najbliżej będzie przez mur. Przerzucę was wszystkich i spadamy. Pasuje ci. – To ostatnie miało być chyba pytaniem, ale w sumie to on był tu teraz w pozycji to stawiania warunków, a nie ona. Jak coś tu zacznie się dziać ucieknie kilkukrotnie szybciej niż kobieta z dzieckiem i psem z Fukushimy. Cień cały czas rozglądał się i nasłuchiwał.
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Pon Mar 20, 2017 8:43 pm

Prawie zdążyła się ucieszyć na widok gościa, jednak cały czar prysł, gdy tylko ten otworzył usta. Katashi nie był mistrzem wyczucia, a pewne treningi pozwoliły mu na bezbłędne opanowanie szlachetnej sztuki wkurwiania innych.
- Ciebie? Weź… Proszę, nie rozśmieszaj mnie. - prychnęła, patrząc na białowłosego jak na wariata. Słyszała od niego już różne rewelacje, ale coś takiego? No dobra, brzydki nie był, ale bez przesady. Jego pewna siebie niewyparzona gęba była wystarczającym środkiem antykoncepcyjnym, bo która normalna kobieta nie ucieknie słysząc jeden z jego popisowych tekstów?
- Widzę, że nie wziąłeś sobie do serca moich słów. - wciąż nie nauczył się kultury, mimo że podczas ostatniego spotkania gorąco go namawiała do zainwestowania w  odpowiednią lekturę. Dlaczego nie minęło nawet pięć minut, a ona miała tą nieodpartą chęć poderżnięcia mu gardła?
Przemęczy się. Musi.
- A ty co? Gruźlica? - zmierzyła go wzrokiem zauważając, że coś tak jakby jest słabowity. Maska przykrywała twarz, ale nie wygłuszała dźwięków. Czy możliwe, że Pan idealny złapał jakąś infekcję, a teraz zgrywa gieroja ukrywając facjatę? Prawie się przejęła jego losem.
- Nie mierz innych swoją miarą, pajacu. - rzuciła w odpowiedzi. Proszę proszę, znalazł się obrońca cnoty. Lekarka miała po dziurki w nosie bezczelności Katashiego, ale słowo się rzekło. Nie mogła go wykopać, choć momentami pragnęła tego na równi z bezpieczeństwem Ally.
- Choć Twój przypadek jest tak beznadziejny, że zostaje Ci tylko rąsia, co? - no dobra, ona też nie była mistrzem wyczucia, ale to Katach zaczął. On był winien całej tej prowokacji.
- Nie zbliżaj się do niej. - nie oddała mu dziecka, wyraźnie je od niego odsuwając. Nie ufała mu na tyle by powierzyć własną córkę. Ally tymczasem zainteresowała się przybyszem i z dziecięcą ciekawością patrzyła mu prosto w oczy.
- I co, spadła Ci z głowy korona? Trzeba było odmówić. Jakoś dałabym sobie radę. - czy rzeczywiście dobrze zrobiła prosząc go o pomoc? Oczami wyobraźni już widziała ten gigantyczny rachunek jaki wystawi jej za wątpliwe wsparcie. Łajdak i kłamca. Co ją podkusiło?
- Weź się w końcu zamknij i wyłaź tym oknem skoro raczyłeś już wybić szybę. - ponagliła go i wbrew jego założeniom, ona również nie miała większego problemu z opuszczeniem mieszkania.
- Nie mam pojęcia kim jest. - przyznała szczerze domyślając się, że za chwilę usłyszy tyradę o odpowiedzialności i zabezpieczeniach mieszkania. Nie miała zamiaru wspominać o karteczce w dziecinnym łóżeczku. Po co ma triumfować, że znów miał rację.
- Wybił mi szybę cegłą. Musiał być gdzieś w ogrodzie dziesięć minut temu. - szła tuż za nim, rozglądając się czy aby gdzieś w mroku nie czai ten śmierdzący szantażysta. Zmora również nie miała problemów z opuszczeniem posiadłości i prędko zniknęła w cieniach rzucanych przez drzewa.
- Dam radę. Przerzuć tylko walizkę. - Dziecko siedziało w specjalnych szelkach, więc Esmeralda nie potrzebowała dodatkowej asysty. Samodzielnie przeskoczy przez mur i wraz z małą wsiądzie do samochodu.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Katashi Wto Mar 21, 2017 3:56 pm

Nigdy nie cieszył się na widok nikogo. Zwłaszcza ludzi, którzy wiszą mu przysługi, a potem grają w gierkę „może zapomni”. Gdyby nie Kotaro olałby ją, ale jeśli cień mówił że może mu pomóc to wysadzenie się trzeba było odłożyć na później. Katashi bardzo mocno próbował przekonać się do tego i by nie naciskać guzika  który miał w ręce.
- Czy ja wyglądam jakbym był błaznem? – Spytał patrząc na swoją zbroję stojąc w niej niemal nieruchomo.
Nie gadał z byle kim w sprawie byle czego. Seks przestał dla niego istnieć kilkadziesiąt lat temu. Można powiedzieć, że Kotaro był wzorcowym przykładem cock blocka, a albinos musiał to przyjąć na klatę. Ta specyficzna relacja toksycznej przyjaźni, gdzie byli ze sobą, bo nie mieli wyjścia ale każdemu z nich to przeszkadzało i daliby sobie radę osobno.
- Widzę, że nie wzięłaś sobie do serca naszej umowy. – Warknął i zaraz potem poczuł jak gardło drapie go przy tym aż za bardzo. Cóż, można powiedzieć że to sprawiło że dźwięki, które wydawał zza maski stały się jeszcze dziwniejsze zupełnie odbierając mu człowieczeństwo.
- Podoba mi się to jak mówisz, brzmisz jak ja. Może od razu dasz mi na chwilę zasiąć za sterami. Znajdę tego gościa. – Mruknął Cień wyglądając jakby siedział na kominku. – Jeszcze będą z ciebie ludzie, a co do choroby to pamiętaj że jeśli zechcę to zrobię co będzie trzeba.
- Nie wiem co. Sama mi powiedz, jesteś lekarzem. – Ściągnął na chwilę maskę pokazując jej spoconą i rozpaloną twarz i podkrążone oczy, to aż zaskakujące jakim cudem mógł poczuć się tak szybko tak źle.
W oczach mogła zobaczyć gniew i desperację. Jakby bardzo się o coś martwił i raczej nie była to troska o bliźnich.
– Ból mięśni, osłabiona koncentracja i gorączka. Nic poważnego. - Znowu zapiął maskę szczelnie nie mając przyjemności, by ktoś niepowołany go zobaczył. Chociaż teraz miało to już żadne znaczenie.
Olał jej słowa, tę potyczkę wygrał. Pajac brzmiał według niego znacznie gorzej niż jego docinka, więc nie musiał jej jeszcze dobijać, nie ma co dźgać trupa.
- Ruda, jakby tylko spróbował choćby rąsią… - Zaśmiał się cień czując dziką satysfakcję z tego wszystkiego co mu odebral. Cóż, Katashi miał mało czasu na poznanie tych przyjemności i dużo na zapomnienie ich więc żaden z tych komentarzy go nie obszedł. Zdecydowanie wolał nie zabijać pół miasta w zamian za numerek.
Gdy nie dała dotknąć mu dziecka wiedział już wszystko. Ale nie miał zamiaru dawać tego po sobie poznać. Miał ważniejsze rzeczy do roboty niż dochodzenie z kim się bzykała, czemu bez gumy i dlaczego nie zdecydowała się spędzić pasożyta.
- Ściemnia.
- Ściemnia i dlatego trzeba jej pomóc. Pamiętaj by dobrze to rozegrać.
- Nie ufasz mi, ale każesz mi tu przyjść i pomagać ci drugi raz. Najpierw uratowałem bandę obcych śmieci, potem twoją koleżankę, a teraz zrobię to jeszcze raz za co? Obietnicę, której nigdy nie wypełnisz? – Zrobił pauzę patrząc na nią zza maski, mogła dostrzec tylko błysk oczu. Na sam koniec rozkaszlał się, ale zdawało się, że powiedział coś ledwo słyszalnie. Trochę jakby ostatnie słowa brzmiały „ruda suko”. Ciężko jednak uznać czy to nie było tylko to czego spodziewała się usłyszeć czy nie.
- Powinieneś być jebanym mediatorem człowieku. Subtelnyś jak nigdy.
To czy ktoś się włamał mu nie przeszkadzało i go nie obchodziło. Nie było to sztuczką wymagającą nadludzkich umiejętności. Gdyby nie miał nic lepszego do roboty pewnie częściej by wpadał specjalnie po to aby powrzucać jej trochę podsłuchów albo kamerek.
W sumie zastanawiał się czy to nie lepiej, że się od niego odpieprzyła. Cholera wie co by wymyśliła. Najpierw niby pomoc, potem resocjalizacja a na koniec jeszcze więzienie czy inne „musisz odpokutować winy zanim będziesz znowu przyjęty do społeczeństwa”.
- Nikogo nie widziałem, ale jeśli tak to weź klamkę. – Dał jej jedną ze swoich broni i wyskoczył przez okno szybko biegnąc do samochodu nasłuchując cały czas kogoś kto mógłby mu przeszkodzić.
Po przeskoczeniu na drugą stronę otwiera bagażnik pokazując zmorę. Nie miał czasu na pojedynki z jakimś wyliniałym kundlem, ale nie chciał go mieć nigdzie indziej niż jak najdalej od siebie.
- Ten szczur nie zaśmieci tapicery. Włazi tu albo przywiążę go do zderzaka i zobaczymy czy jest tak szybki jak samochód.- Warknął zdejmując maskę i ruszając z kopyta.
z/t
Katashi

Katashi

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Białe włosy, czerwone oczy, wisior z małym shurikenem i krzyżyk, "tatuaż" czarnej pięści na mostku
Zawód : były gangster i rzezimieszek; Nauczyciel sztuk walki, rzemieślnik sprzętu dla łowców
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : .
Magia : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t2306-katashi https://vampireknight.forumpl.net/t2373-katashi#49914

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Wto Maj 26, 2020 4:29 pm

~ kontynuacja wątku z oświaty

Po rozmowie w gabinecie rudowłosa niemal z automatu chwyciła za walizkę Sorna i wraz z nim przeszła do pokoju w części mieszkalnej łowców. Nie przypominała sobie żeby w zaleceniach widniało coś na wzór "dźwigać ciężary", dlatego jeśli ten wyraził niezadowolenie, lekarka bardzo szybko wytłumaczyła mu że to element rekonwalescencji – nie przemęczać się. Była na tyle dobrotliwa że dała mu nawet chwilę na rozgoszczenie się i ewentualną zmianę garderoby. Sama w tym czasie dyskretnie czekała za drzwiami, co jakiś czas przeglądając pocztę i odpowiadając na wiadomości oznakowane jako pilne.
- Gotowy? Na dole mam auto. Podjedziemy na chwilę do mnie a potem sam wybierzesz miejscówkę. - liczyła że łysy nieco wcześniej powie jakie są jego lokalowe upodobania. Wstępnie chciała na siebie założyć coś luźniejszego, jednak wszystko zależało gdzie chciał pić. No chyba że pod mostem. Wtedy wystarczyło skoczyć do osiedlowego by nieco upłynnić walutę a następnie przenieść się na łono prawdziwej natury!
Już na parkingu wskazała swoje (no dobra, nie swoje bo wypożyczone) auto i poprosiła by łysy zapiął pasy bezpieczeństwa. Jeszcze nie wiedział co go czeka. Esmeralda potrafiła prowadzić każdy pojazd bez względu na jego specyfikę, jednak jeśli chodziło o auto... lubiła naprawdę szybką i jazdę. Ruszyła z miejsca i zapewne od tej pory łysy był już wbity w fotel. Próźne więc próby ewentualnej ucieczki bo poza grającym cicho radiem i gadaniem lekarki, Sorn zapewne przez moment mógł zobaczyć przed oczami całe swoje dotychczasowe życie. Ale dojechali. Bez kolizji i policji na drodze. Cało, zdrowo i bezpiecznie.
Auto zatrzymało się pod posiadłością znajdującą się praktycznie w środku lasu. Wielkim domem otoczonym zielenią, dziwnymi roślinami a nawet oczkiem wodnym z którego dobiegał rechot żab i gra pasikoników.
- Zapraszam w moje skromne progi. - otworzyła drzwi na oścież prosząc żeby wszedł i przy okazji zdjął buty. W korytarzu znajdowały się tylko damskie okrycia i równo ułożone pary butów.
- Tutaj mam salon. Rozgość się i jeśli masz ochotę możesz sobie wybrać coś z barku. Masz tam szklanki i alkohol, a jeśli wolisz wodę bądź sok to kuchnia jest tam. Ach... i nie denerwuj moich żab.- wskazała na pomieszczenia i po upewnieniu się że łowca sobie poradzi, Esmeralda weszła po schodach na górę i zniknęła na korytarzu.
Dom był ogromny i nie brakowało w nim roślinności, również tej egzotycznej. Był to czas rozkitu części roślin dlatego główną ozdobą były nie myśliwskie trofea czy obrazy ale różnokolorowe pachnące kwiaty. Aż trudno uwierzyć że mieszkała sama, jednak jeśli łowca choć trochę rozejrzał się po pomieszczeniach, nie znalazł śladów innych lokatorów poza ewentualnie zwierzakami. Gdzieniegdzie znajdowały się poidełka z wodą i miski. Było nawet mini oczko wodne w którym radośnie wylegiwały się różnokolorowe żaby. I tak minął kwadrans, potem kolejny i jeszcze następny.
I w końcu zeszła na dół. Miała na sobie czarną koronkową bluzkę i bardzo zwiewną Spódnicę której rozcięcie w towarzystwie ze szpilkami tylko podkreślały jej długie nogi. Była całkiem atrakcyjną kobietą i sądząc po tym stroju – po prostu lubiła się podobać mężczyznom. Może nie wszystkim, bo jak wiadomo taki widok  był mało kuszący dla geja, ale dla zwykłego faceta to co innego! Nie miała na sobie stanika co sugerował nie tylko brak ramiączek ale i całkowicie gołe plecy.
- Jak wyglądam? Może być? - zapytała, odgarniając kosmyki rozpuszczonych włosów. Kiedy znalazła się w bliskiej odległości Sorn mógł wyczuć nawet bardzo delikatną woń perfum. Usiadła obok niego na kanapie, nalewając sobie chwilę wcześniej wody.
- To co, gdzie chcesz jechać? - zapytała, po czym upiła łyk a szklankę odstawiła na stoliku.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Sorn Sob Maj 30, 2020 2:01 pm

Sorn przez cały ten czas czuł silne zdenerwowanie. Cała ta wolność była dla niego czymś pięknym. Zero macek w umyśle, tylko jasność. I dlatego też zdecydował się na to, co zamierzał zrobić od samego początku. Patrzył na Esmeraldę z uśmiechem i nawet nie wyrażał swojego niezadowolenia, że wzięła jego bagaże. Dalej czuł się odrobinę otępiały. Kiedy weszli do jego mieszkania, przebrał się pospiesznie w nową parę czarnych dresów. Jednak chłop został przy swoich starych nawykach. Zajęło mu to dosłownie chwilkę, więc Ruda nie musiała czekać długo.
- Tak, możemy ruszać. - Odparł z dziwaczną ekscytacją w głosie po czym ruszył za nią do auta. Zapiął pasy choć musiał coś tam burknąć, że są niepotrzebne. Początek jednak jazdy z nią sprawił, że faktycznie wbił się w fotel. Był mało rozmowny, ponieważ przez całą drogę obawiał się o swoje życie. A przecież dopiero co je odzyskał! Przez chwilę nawet wzięło go na wymioty, gdy przejechała niemal na czerwonym świetle i staranowała jakieś inne auto, ale później już wszystko było dobrze i cudem dojechali.
Świetna miejscówka, kojarzyła się łowcy z dawnym domem. Lekko nawet się uśmiechnął. Dziś był wesoły, ale też widać było zdenerwowanie. Ściągnął buty jak kazała, a komentarza o żabach nie skomentował. Czy Ruda nawet w domu musi trzymać jakieś dziwactwa?
- Eee.. jasne, napiję się czegoś mocniejszego. - Mruknął w odpowiedzi, kierując się w stronę salonu. Dopadł się do szafki i wybrał wódkę, swój jakże ulubiony alkohol. Nie nalał jej sobie zbyt dużo, choć wypił bardzo szybko. Nie chciał pospieszać Esmeraldy, w zasadzie to on też nie miał żadnego planu na ich wieczorny wypad.  
Rozejrzał się, szukając oznak jakiegoś mężczyzny w domu, ale jedyne co odkrył to zwierzaki. A przynajmniej ich miski i dziwne źródełko, podszedł do niego i niemal nie zdeptał jednej z żab, która w ostatniej chwili odskoczyła. Jak się wydostała? Dziesięć minut Sorn wojował z tym krwiożerczym stworzeniem, zanim włożył je do strumienia. Brzydziło go to śliskie coś, więc po fakcie wytarł ręce o ręcznik papierowy i je obwąchał. Miał nadzieję, że żaba nie śmierdziała zbyt mocno.
Stojąc zniesmaczoną miną, usłyszał kroki. Esmeralda skończyła te pięciogodzinne przygotowania i w końcu postanowiła zejść! Łysy poczuł się onieśmielony, widząc jej ubiór. Aż zaniemówił na moment, siadając na kanapie.
- Jezu, wyglądasz zajebiście. - Powiedział zgodnie z prawdą, starając się dłużej na nią nie patrzeć. To co chciał powiedzieć, jeszcze bardziej się pokomplikowało. Zaczął się pocić, zwłaszcza kiedy usiadła obok. Oddychał nawet szybciej, po czym napił się wódki i odłożył pustą szklankę, przez chwilę się w nią wpatrując.
- Słuchaj Esme.. - Zaczął, patrząc teraz prosto w jej oczy. W końcu jednak szybko wypuścił powietrze z ust. Skąd u niego takie nagłe zestresowanie?
- Chciałbym.. chciałbym z Tobą wyjechać. Daleko, zostawić Yokohamę za plecami i zacząć nowe życie. Ja wiem, że to dziwna propozycja i brzmię jak szalony.. ale jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką było mi dane poznać i chcę z Tobą spędzić życie. Wiem, że mi odmówisz.. ale nie chciałem tego dłużej kryć. Jesteś cholernym aniołem, który czuwał nade mną, nawet kiedy nie byłem sobą. Nigdy nie zdołam spłacić tego długu. - Przerwał i zrobił coś niespodziewanego, chwycił ją za ramiona i wpił się w jej wargi. Długi, namiętny pocałunek. Tak bardzo marzył o tym dniu, że nawet nie przemyślał tego jak może zareagować Lekarka. Kusząca woń unosiła się w powietrzu, łysy na moment zamknął oczy i oderwał się od jej ust.
- Jestem idiotą, że to robię. Jednak nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie i to co powiem wprawi Cię w lekkie osłupienie.. ale jeśli nie teraz? To kiedy? - Przerwał, ciągnąc ją za ręce aby wstała.
- Kocham Cię. - W końcu to powiedział, patrząc prosto w jej oczy. Wiedział, że go wyrzuci. Wiedział, że będzie chciała się odciąć od niego bo powie, że zwariował. Sorn jednak przemyślał tę sprawę dużo wcześniej i nikt o tym nie wiedział. Ten mały sekret zawsze był w jego głowie, a nikt myśli łysego czytać nie potrafił.  To jednak nie był koniec szokowania. Łysy wyciągnął coś z kieszeni i uklęknął na jedno kolano, pocąc się przy tym jeszcze bardziej. Połysk brylantu odbijał się od jej pięknych oczów.
- Czy wyjdziesz za mnie, Esmeraldo Green? - Powiedział, nie odrywając wzroku od Rudej. A jak myślała, skąd cała rodzina się zjeżdżała do Yokohamy? Chcieli poznać Sornową wybrankę! Nawet jego wuj przyjechał z ciotką wcześniej, aby przekazać mu rodzinny pierścień zaręczynowy.
Teraz wszystko w rękach Rudej.
Sorn

Sorn
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka A
Magia : uśpienie - teleportacja


Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Esmeralda Pią Cze 05, 2020 9:50 am

Ruda większość swojego studenckiego życia przepracowała jako kierowaca karetki, a że pewne przyzwyczajenia zostają na zawsze, Sorn musiał nieźle trzymać się siedzenia. Wyczynowa jazda dawała możliwość szybkiego, acz nie do końca bezpiecznego dotarcia do celu. A skoszenie większości znaków? Policja w tym mieście i tak w większości zajadała pączki i piła kawę. Kto by się tym przejmował! Zresztą tylko raz przypadkiem skasowała prawie jakiegoś pijaka, ale wtedy to on sam wlazł pijanym krokiem pod koła nadjeżdzającego auta.
Łysy nie był szczególnie gadatliwy, do czego lekarka zdążyła już przywyknąć. Większość otaczających ją mężczyzn wybierała twardą postawę i małomówność, a mało który był w stanie prowadzić rozmowę przez większość czasu. Nie przeszkadzało jej to jednak w trajktaniu i przejęciu inicjatywy lokalnego przewodnika. Łowca mógł przecież zapomnieć jak wygląda ten "piękny" świat a tak miał okazję do nadrobienia.
Gdy dotarli do domu zostawiła go w salonie licząc że nie zabije się przez dotykanie niektórych trujących roślinek bądź tropikalnych żabek o silnej i rzadko spotykanej toksynie powlekającej ich ciałka. Zrzuciła z siebie ciuchy, zmywając zapach sterylności i łowieckiego gabinetu w którym siedziała praktycznie non stop. Ale bez przesady, jakie pięć godzin! Widać, że w towarzystwie żab i dobrego alkoholu czas dla łowcy pędził jak szalony. Nie minęła godzinka, no może półtorej jak wróciła tam gdzie go zostawiła.
- Em... dziękuję. - nigdy nie wiedziała jak się zachować i co odpowiedziedzieć na komplement. Nie kiedy prawił go ktoś kogo znała a cała intencja nie była tylko czczą gadką na byle jaki podryw. Jak to kobieta  bardzo dbała o swój wygląd i bardzo cieszyły dobre słowa. Poznani przypadkowo mężczyźni mieli cały wachlarz pochlebnych słów, a wszystko to by osiągnąć swój cel. Sorn nie należał do tego grona. Był raczej zamknięty w sobie, chłodny i zdystansowany.
Kiedy zaczął mówić zaniepokoiła się że zmienił zdanie albo stało się coś niedobrego. Rzadko mówił do niej po imieniu, zwykle ograniczając się do określeń typu czarownica czy ruda małpa, co oczywiście miało nawet swój jakiś urok.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom co tak naprawdę chodziło po głowie łowcy. Czy spodziewała się takich słów? A w życiu! Stała tak w pełnym szoku, pewnie nawet z lekko otwartą gębą i oczami wyrażającymi zaskoczenie i przede wszystkim niedowierzanie. Przysłowie "kto się czubi ten się lubi" bardzo często sprawdzało się w rzeczywistości ale że i tym razem? Naprawdę prędzej spodziewała się jakiegoś pocisku i dalszego wzajemnego dogryzania.
Myśli krążyły w jej głowie, nie wiedziała co zrobić, co odpowiedzieć. Czy uciec, pociągnąć to dalej? Łowca jednak nie dał zbyt wiele czasu do namysłu bo zaraz po tym ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. I trzeba przyznać że jak na takiego łysego buca był w tym naprawdę świetny. Aż strach pomyśleć jaki jest w łóżku! Nie wiedząc dlaczego odwzajemniła ten pocałunek, czerpiąc z niego przyjemność i kładąc dłoń na policzku mężczyzny. Wszystko co dobre musiało się jednak skończyć.
- Sorn, jesteś świetnym facetem, naprawdę. Wszystko to dzieje się bardzo szybko... przyznam, że jestem w szoku. Nie spodziewałam się takiego wyznania. Zawsze sądziłam że mnie nie znosisz a wspólne spędzanie czasu było dla Ciebie jedną wielką katorgą. Nie zrozum mnie źle ale bardzo mało o mnie wiesz. Jestem pracoholikiem, mam naprawdę spore problemy z radą wampirów i... przy mnie nie przedłużyłbyś linii swojego rodu bo naprawdę kiepska ze mnie matka. - powiedziała prawie na jednym wdechu, chcąc jak najszybciej przekazać mu najważniejsze informacje. Nie chciała go okłamywać – wręcz przeciwnie. Po tych wszystkich zdarzeniach Sorn zasługiwał na prawdę. Dość już tego mydlenia oczu i wodzenia za nos. Nie był zabawką, jakimś petem którego można sobie wytrenować. Nie należał również do haremu żadnego psychicznego wampira, był człowiekiem wolnym i miejmy nadzieję również szczęśliwym.
- Nie masz wobec mnie żadnego długu. Pamiętaj o tym. Wszystko co zrobiłeś jest zasługą Twojej ciężkiej pracy i trudnych wyborów. Ja i mój personel tylko pomogliśmy zrealizować cel. -  kto wie czy w jego rodzie nie istniała jakaś dziwna zasada "oddawania dobra". Może pod przymusem swoich bliskich prawił te piękne słowa bo tak wypadało. Łowieckie rody często miały jakąś pokręconą historię co Esmeralda poznała dobitnie chociażby na swoim przykładzie.
Ale to wyznanie, klęknięcie...
Czy kiedykolwiek ktoś powiedział wprost i szczerze że ją kocha? Ponownie stała przez chwilę jak ten słup nie wiedząc co zrobić i co powiedzieć. Pozorna pewność siebie nagle stanęła gdzieś obok, a ochronna maska opadła z trzaskiem rozsypując się na kawałki. Pierwszy raz mógł ją widzieć w takim wydaniu. Kompletnie bezbronną i rozbrojoną. W końcu i ona znalazła się na podłodze decydując się na klęknięcie.
- Sorn... - dzieliło ich jakieś trzydzieści centymetrów przez co lekarka przy łowcy zdawała się być maleńka. Szpilki nie mogły już dodać dodatkowych centymetrów.
- Powiem tak, ale jest warunek. Zadaj mi to pytanie za trzy miesiące. Wyjdziemy gdzieś razem. Poznaj mnie lepiej, zdecyduj czy chcesz mnie z tymi wszystkimi wadami. Zobaczysz czy do siebie pasujemy, czy rzeczywiście będziesz gotowy spędzić przy mnie życie. Czy zaakceptujesz to że ja również mam córkę... - powiedziała zamykając jego dłoń z pierścionkiem swoją dłonią, a drugą przesuwając palcami po bliznach jakie miał na twarzy. Z tak bliska nawet pod delikatnym makijażem mógł dostrzec maleńkie ciemne żyłki które chyba pojawiły się na jej policzkach pod wpływem stresu. Wyglądała nieziemsko, trochę demonicznie tak jakby ją całą przepełniała czarna magia.
- Zgadzasz się? - nie odepchnęła go, wręcz przeciwnie. Przytuliła się do jego torsu bo widać że dbałość w jego przypadku nie była podyktowana tylko i wyłącznie obowiązkiem. Zależało jej na nim. Praktycznie od zawsze.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Salon [parter] Empty Re: Salon [parter]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach