Godzina duchów

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Godzina duchów Empty Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Paź 19, 2015 8:05 pm

Frustracja, gniew i inne tego typu emocje uporczywie zaśmiecały umysł Rosy. Nie potrafiła sobie z nimi poradzić sam na sam w pokoju, więc wyszła biegać. Nie chciała roznieść na części pierwsze. Wyjście z Akademii stanowiło niejaki problem szczególnie o tej porze nocy, ale dziewczyna i tak dała radę. Co prawda porysowała sobie szyję jakąś suchą gałęzią, ale nie przejęła się tym zbytnio.
Jej buty uderzały miarowo o asfalt a ona czuła jak się powoli rozluźnia. W połowie drogi do opuszczonych budynków zdała sobie sprawę, ze jest bezbronna. Jednak złość nie pozwalała jej zwalniać. Po godzinie biegu poczuła jak emocje odpuszczają a ona zaczyna odczuwać zmęczenie. Zwolniła do szybkiego marszu i skierowała się w stronę jednego z budynków do rozbiórki. Lubiła takie miejsca, szczególnie nocą. Wbrew pozorom było tutaj mniej wampirów niż by się można było spodziewać. Drapieżnicy są zazwyczaj tam gdzie są ofiary a tu nie było ludzi.
Z dala od miejskiego zgiełku i świateł, które zasłaniały gwiezdne niebo. Lubiła kłaść się na dachach budynków i wyszukiwać konstelacje na niebie. Uczyła się ich powoli bo w lasach zawsze było więcej gwiazd i jej młode oko nie potrafiło objąć ich w całości. Zazwyczaj pytała się wtedy mistrza, ale on udawał, ze śpi. Nie komentowała tego widać uważał, że powinna się uczyć sama. Kiedyś się denerwowała teraz to docenia.
Zaczęła się snuć po schodach śpiewając pod nosem piosenkę "Titanium". Dosyć ładnie jej to wychodziło, ale nie myślała nad tym. Jej kroki wraz z akordami piosenki odbijały się od pustych ścian. Wspinała się powoli po schodach prowadzących na drugie piętro gdy wyczuła czyjąś obecność. Momentalnie zamarła i rozejrzała się dookoła szukając zagrożenia. Ono gdzieś tu było a dziewczyna wiedziała, ze ucieczka niewiele da, jeżeli wampir ją wyczuł. A wyczuł na pewno. Pachniała przecież krwią.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Paź 19, 2015 8:49 pm

Ah, gdzie to go koślawe nogi zaniosły... Komu by się chciało wczołgiwać na drugie piętro pachnąc trupem? Tylko idiota zadałby sobie tyle trudu, żeby zaszywać się w takiej norze, w której nawet szczury pozdychały z głodu. Skończony kretyn z Przewodnika, który szczerzył mordę jakby wybrali się na wycieczkę do Disneylandu.
Trucizna sączyła mu się z ust pod buty wraz z krwią pozyskaną od rozłożonych narządów wewnętrznych. Gęsta maź rosła z chwili na chwilę, a jej właściciel pożądliwie na nią spoglądał. Niby to jucha z kurzem, ale jadał gorsze rzeczy, i póki mógł - zdecydował się zjechać tyłkiem do parteru i zlizywać ją z podłogi. Syzyfowa praca - co łykał, to uciekało kącikami ust. Jeszcze jak tak łapczywie ją pochłaniał, to do nozdrzy uderzyła go nowa woń, a wtedy zakrztusił się z wrażenia. "I cały misterny plan poszedł w pizdu." Niech by to szlag! Dopiero drugim bodźcem był dźwięk. Kobiecy, idący ku górze. Ktoś tu szedł, do niego. Jeśli upomniały się po niego skurczybyki z Piekła na Ziemi, wolał pozbierać tyle, ile mógł z zakurzonej posadzki i zwiać. Ta, łatwo powiedzieć. Nie po to wdrapał się tu z Przewodnikiem, by od tak porzucać miejscówkę. I cóż z tego, że jedyną atrakcją było zlizywanie wymiocin z juchą? Ważne, iż miał spokój.
Głos był coraz wyraźniejszy. Dobra, czas zabierać się stąd. Tylko jak, jak nogi miał niczym z galarety? Gorzej niż u paralityka czy alkoholika. Jego sobowtór tylko stał i czekał, tak jakby wiedział, że prędzej czy później nędzne cielsko Białowłosego uniesie się ku górze. Tylko wlepił czujne spojrzenie w łepetynę tego, który go wymyślił, i czekał na pożądany efekt. I wybrał akurat idealny moment na to.
Chuda sylwetka podobna do Slender'a z wiedźmińską peruką wyrosła przy jednej ze zrujnowanych ścian. Ów postać cienia nie posiadała, lecz utożsamiała się z nim posturą. Długi, sklejony włos sprawiał wrażenie rzeczy ulotnej, jak jego egzystencja. Z ust nieustannie spływała czarna, smolista substancja brudząc kontrastowo bladą twarz obarczoną skrajnym wycieńczeniem. Stalowe tęczówki wbite - mocniej niż jego stopy w grunt pod nogami - w nieznajomą postać to jedyna oznaka bytu ziemskiego wampira. Kobieca persona z długim, czarnym włosem niemrawo ściszyła do zera głos i rozglądała się dookoła. Może go nie zauważy? Przecież nie ruszał się. Jakby tak zaczaił się... niewiasta podeszła bliżej... co, bliżej? Nie, niech stąd się wynosi! Ale miała kuszącą krew, świeżutką, pachnącą... słyszał nawet to, jak sączyła się mikroskopijnymi naczynkami krwionośnymi z jej rany po suchej gałązce.
Nie minęła minuta, a przed oczyma dziewczyny śmignął tylko spory pukiel białych włosów, a po stopniach schodów prowadzące na wyższą kondygnację rozchodził się dźwięk ciężkich kroków. Jakby chciała podążyć na górę (kretyn z tego Przewodnika - ucieka się schodząc w dół, a nie w górę!) ruin, to musiałaby uważać na czarne plamy pozostawione na niemalże każdym, kamiennym stopniu. I co jakiś czas blask Księżyca oświetlał rozwiany włos wampira, który przypominał fragment sukna ducha. Czy łowczyni skusi się i podąży za bladymi refleksami, za tajemnicą i fetorem rozkładającego się mięsa?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Paź 19, 2015 9:58 pm

Nieuwaga w przy takim trybie życia jaki prowadzi Rosa jest wnet zabójcza. A pomimo świadomości ryzyka dziewczyna pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia. Na szczęście mężczyzna nie miał zamiaru ją skrzywdzić, chociaż kto wie co chodzi po głowie głodnemu wampirowi. Każdy postępuje nieoczekiwanie kiedy zagrożone jest jego życie, jesteśmy wtedy bardziej nieobliczalni niż zwierzęta.
Może i jej ludzkie zmysły były trochę mniej czułe od wampirzych, ale fetor zgnilizny dotarł do jej nozdrzy. Skrzywiła się. Ale była przyzwyczajona, więc żołądek nawet nie drgnął. Wręcz nakręciła się, poczuła wewnętrzną siłę i zdecydowanie. Już było pewne, ze ktoś tu jeszcze był. Pożałowała jak nigdy, ze nie wzięła ze sobą swojego wachlarza. Zmrużyła oczy i skupiła się na kształtach niepasujących do zwalonego budynku. Wtedy ujrzała tajemniczą postać. Skrzyżowała wzrok z tą nocną marą. Pomimo wcześniejszego zdecydowania pierwszym odruchem była ucieczka. Białe włosy, czarny strój i dzikie oczy pasowały do średniowiecznego wyobrażenia śmierci. Ale łowieckie przeszkolenie nie pozwoliło jej na to.
Paraliż ciała nie trwał długo. Po chwili już goniła za nieznajomym sama zastanawiając się czemu ucieka w górę a nie w dół. Goniła za jego krokami sama poruszając się praktycznie bezszelestnie. Unikała plam, które nawet w cieniu oznaczały się sygnalizując potencjalne niebezpieczeństwo. Gnała do przodu nie tracąc z zasięgu wzroku białych włosów mężczyzny. Miała w sobie coś z drapieżnika, jeżeli ofiara atakuje to się z nią bawi, ale jeżeli ucieka...wtedy się zaczyna zabawa. Rosa nie miała zamiaru skrzywdzić nieznajomego, po prostu podążyła za instynktem drzemiącej w niej bestii.
Koniec końców jednak schody dobiegły końca i dziewczyna znalazła się na dachu budynku. Teraz nie miał gdzie uciec. W blasku księżyca szybko odnalazła białe kosmyki, ale nie poruszyła się. Sama również wyglądała makabrycznie. Czarne legginsy opinające nie najgorzej zbudowane nogi, szeroka bluza i długie, kruczoczarne włosy otulające białą jak mleko twarz. Oczy lśniły złowrogim fioletem. Jak na zawołanie zerwał się wiatr, kosmyki zaczęły się poruszać jak żywe. W końcu Rosa się odezwała, spokojnym i zimnym jak lód głosem.
-Kim jesteś?-
Po tych słowach podniosła dłoń do szyi. Wiatr wiał prosto na nieznajomego i niekoniecznie chciała kusić wampira zapachem swojej krwi. Była od niego mniejsza i mniej więcej tak drobna jak on ale jej wzrok zdradzał bezwzględność. Rosa nie bała się nocy, ciemności i głuchej ciszy. Nie wierzyła, że potwory w szafie istnieją, ponieważ już dawno zrozumiała, ze mieszkają one w niej i za każdym razem gdy spogląda w lustro patrzą jej oczami. Jednak z czasem nauczyła się je poskramiać i dusić. Nienawiść, złość i uraza. Od dziesięciu lat żywią się jej wspomnieniami i strachem przed podzieleniem losu rodziny.
-Dlaczego uciekasz?-
Dodała pytanie niezmiennym głosem. Zacisnęła pięść i przejechała paznokciami po świeżym strupie pozwalając krwi popłynąć. Nie miała pojęcia co wyczyniała, ale nauczyła się, że powinna ufać swojej intuicji, która jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Bawiła się nieznajomym tak jak kot bawi się wróblem. Dała mu szansę na ucieczkę od głodu, ale nikt nie wie kiedy znudzi się jej ta zabawa.


Ostatnio zmieniony przez Rosa Valentine dnia Wto Sty 12, 2016 9:35 am, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Wto Paź 20, 2015 6:45 am

Schody mają to do siebie, że nawet najdłuższe kiedyś się kończą. Te sięgały zaledwie cztery kondygnacje i ostatni stopień wychodził wprost na dach. Stąd nie było jak uciec, jedynie skok w dół, lecz będąc w takiej kondycji nie miałby szans na uniknięcie nieprzyjemnych konsekwencji. Burzliwy, nierówny oddech zdławiony wyciekającymi toksynami po wargach zdradzał, ile wysiłku go kosztowała ucieczka od niemożliwego. Ciągle słyszał za sobą kroki, a po krótkiej wymianie spojrzeń mógł być pewny, że nieznajoma uwzięła się na niego. Najwyraźniej przed pojmaniem chciała jeszcze bardziej zmęczyć chodzącą śmierć, żeby ułatwić sobie zadanie. Gdyby był ów dziewczyną o fiołkowym, zimnym spojrzeniu, to zrobiłby podobnie. Haha... gdzie do niego uśmiechnąłby się los?
Pościg dobiegł końca, zaraz i kruczoczarne włosy zjawiły się na tle nocnego nieba, które mieniły się jedynie od promieni księżycowych. Dwa przeciwieństwa stały przed sobą. Kobieta i mężczyzna. Człowiek i wampir. Zimne kalkulacje i pełne opanowanie kontra chaotyczne działanie i drżenie ciała od utraty sił oraz trucizny. Czerń i biel włosów. Mało co mają ze sobą wspólnego - póki co dzielili się równo zgliszczami i "przygodą". Ale dla jednej obecnych z osób to ostatnia przygoda.
Powietrze przecięło zimne jak stal ostrza pytanie dziewczyny. Czy to ważne kim jest? Przecież widać, że nikim. Mimo patrzenia w oczy swojej Prześladowczyni nie odpowiedział. Nawet gdyby chciał, po prostu był skrajnie wycieńczony. Urojony sobowtór przekonywał go, by coś rzekł, bo może współpracą jakoś wykaraska się z bagna, w jakim obaj znaleźli się po uszy. Lecz Białowłosy uparcie milczał. Raczej nie miała nic, co mogłoby mu odmienić zdanie. Poza tym nie ufał ani jej, ani nikomu, nawet tracił wiarę w samego siebie, który wywiódł go w pole.
Padło drugie pytanie, tak samo chłodne jak poprzednie. Widział w niej zagrożenie, w każdej istocie myślącej. Nie było innej opcji, jak tylko z jej powodu czmychnął na dach. Tak to sobie dogorywałby pod ścianą, z lichym zadaszeniem, w ciszy i w spokoju. Fioletowooka piękność już wiedziała, że nie dojdą do werbalnego porozumienia. Może właśnie dlatego chciała nakłonić chudzielca świeżą wonią swojej krwi? Jak tylko rozdrapała sobie paznokciami szyję i buchnęła aromatem posoki, nie spodziewała się zapewne, że wampir na ten widok... zegnie się gwałtownie w pół i obficie zwymiotuje całą smolistą treścią żołądka na dachówkę. Aż nogi nie wytrzymały i na czworakach pochylał się nad utraconą esencją, która go do tej pory podtrzymywała przy życiu. Włosy tarzały się w czarnej mazi, a ich właściciel tracił powoli przytomność. Dopiero Przewodnik mu podpowiedział, że nie bez powodu organizm tak zareagował. Nozdrza wychwyciły o wiele lepszy pokarm w powietrzu, toteż instynktownie pozbył się podłej juchy na rzecz wypełnienia się świeżą posoką młodej dziewczyny. Tylko dlaczego kusiła? Po co to zagranie? Chciała na pewno go zwabić, żeby nie musieć już więcej stawiać kroków za jego przyczyną. Ale przed krwią nie da się uciec, zwłaszcza balansując na granicy egzystencji.
Jego stalowe tęczówki rozjaśniły się czystą bielą i poderwał się ostatkami sił, żeby rzucić się na Czarnowłosą. No dobra, trochę narrator przekoloryzował... bardziej opadł na nią tak, jakby narzuciła sobie szlafrok na plecy. Dłońmi w rękawiczkach ledwie co pochwycił materiał ubrania szczupłej dziewczyny, i uwiesił się na niej. Zaiste, nawet w swojej posturze i wadze przypominał upiora. Twarz niemal natychmiast zlepiła się z pokrwawioną szyją nieznajomej, a szorstki język zlizywał tą krew, która była widoczna gołym okiem. Tylko że nie miał w ogóle instynktu do wysunięcia kłów - odkąd stał się wampirem nikogo nie ugryzł, jedynie spijał z otwartych ran. Nawet teraz, kiedy przyssał się do bardzo kalorycznej posoki, nie mógł dostać się do głębszych pokładów. Tyle, co pociekło od rozdrapania, wystarczyło na pokusę, lecz nie na więcej. Dlatego już po chwili Fioletowooka nie czuła na sobie dodatkowego ciężaru, a rana na szyi została doskonale wyczyszczona i zatamowana śliną. Osobnik znajdował się tuż pod jej nogami, po tym jak zsunął się z niej i nie mógł wstać. Leżał na boku i półprzytomnie wbił wzrok w dachówkę. Sobowtór kazał mu wstać i nawet mobilizująco kopał po nerkach, lecz nic z tego. Gdyby wampirze instynkty nie były takie zachłanne, to po prostu zmieszałby nową dawkę krwi z tym, co zalegało mu do tej pory w żołądku. A tak...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Wto Paź 20, 2015 8:03 am

Milczał na jej pytania. Przez chwilę dziewczyna wyglądała jak kat w kapturze czekający na swoją ofiarę. Ale czy ofiarą kata może być sama Śmierć? Raczej powinni współpracować, a dokładniej mówiąc są zmuszeni współpracować.
Jeżeli by tak spojrzeć mieli ze sobą więcej wspólnego niż można by się spodziewać. W głębi duszy Rosa miała chaos, który często się objawiał i powodował agresywne zachowanie dziewczyny. Zimne kalkulacje i postanowienia nie zawsze się sprawdzały a podążanie za emocjami jest niewiele od nich lepsze, jednymi słowy nie ma dobrej decyzji, nie ma poprawnego schematu postępowania w życiu. Są tylko ludzie, którzy pomimo problemów idą do przodu. Ale to co Rosa ujrzała w oczach wampira to nie była wola walki, ani chęć życia. Poddał się i czekał na to by go zabiła. Dziewczyna poczuła się urażona, nigdy nie lubiła nierównej walki a co to za łaska skręcić kark komuś kto podaje ci te głowę. Dlatego powędrowała paznokciami do szyi.
Poczuła jak z rozdrapanej rany cieknie krew. Aż zadrżała jak ciepła posoka spłynęła po schłodzonej wiatrem szyi. Przyszykowała się do walki ze zdziczałym wampirem, spodziewała się warkotów, kłów i bólu, natomiast chłopak zgiął się w pół i zwymiotował. Rosa zmarszczyła brwi gdy zataczając się podszedł do niej i się uwiesił jej ciuchach. Wyglądał tak żałośnie, że w dziewczynie coś pękło. Nie wszystkie wampiry są złe. Szybko doszła do wniosku, że jest przemienionym, który nie ma winy w tym jakim jest stanie. Nie był typem E, zachowywał się zbyt spokojnie. Te potwory rzucają się do gardła nawet jak są pozbawione jakieś kończyny.
Czuła odór od którego normalnemu człowiekowi zrobiłoby się niedobrze i zwymiotowałby obiad z pierwszej komunii. Pomimo to nie drgnęła, nawet wtedy gdy językiem dotknął jej skóry. Pierwszy raz pozwoliła wampirowi tak się do siebie zbliżyć, wewnątrz była całkowicie pewna, ze jej nie skrzywdzi. I ta pewność się sprawdziła. Po chwili wampir opadł bezwładnie na ziemię. Rosa dotknęła swojej szyi, rana zasklepiona i nic poza tym. Pomimo tak wielkiego głodu nie ugryzł jej. Wzrok dziewczyny momentalnie zmiękł. Ukucnęła przy nieznajomym i przyjrzała mu się uważnie. Wyglądem był mniej więcej w jej wieku, już nie chłopiec, ale jeszcze nie mężczyzna. Był dosyć wysoki i przeraźliwie chudy.
-Pomogę ci-
Stwierdziła trochę cieplejszym głosem, chociaż jej ruchy dalej były spięte i gwałtowne, jakby w każdej chwili była gotowa do walki bądź ucieczki. Bo była. Rozejrzała się po dachu i znalazła potłuczoną butelkę. Wzięła kawałek śmierdzącego piwem szkła i nacięła sobie przedramię. Powstała głęboka, ale krótka rana. Akurat mieściła się ona w ustach i krwawiła oficie. Uklękła przy chłopaku i ułożyła sobie jego głowę na kolanach, po czym przystawiła mu ranę do ust. Wszystkie ruchy wykonywała pewnie i mocno tak by wampir nie miał możliwości ucieczki. Po jego wcześniejszym zachowaniu miała wątpliwości do tego czy przypadkiem nie ma obrzydzenia do picia krwi. Pierwszy raz się zastanowiła jaką historie może mieć ten człowiek, który pod nią leży.
-Pij-
Dodała jeszcze. Brzmiało to jak rozkaz rozstrzelania, ale nie mogła niech na to poradzić. Działała po części wbrew sobie i wszelakim zasadom obowiązujących łowców. Pierwszy raz obdarzyła wampira szczerą troską.
W końcu zatkała mu nos by zmusić go do połknięcia posoki. Prócz życzliwych oczu nic się nie zmieniło w jej postawie. Wiedziała przecież, że jak krwiopijca nabierze sił to może ją zaatakować a nawet zabić. Pomimo to, że bała się wampira zmusiła go do picia krwi. Sama do końca nie wie dlaczego...może wydał jej się po prostu tak biedny i zagubiony jak szczeniak, albo po prostu nie potrafi znieść jak jakakolwiek stworzenie się poddaje. Powodów może być wiele, ale liczą się fakty a faktem jest, ze Rosa, ta której rodzinę zabiły wampiry, własnie pomaga jednemu z nich...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Wto Paź 20, 2015 3:04 pm

Współpraca byłaby możliwa, gdyby oboje spełniali tu temu kryteria, a ktoś stroniący od żywych i rozumnych istot nie nadawałby się na towarzysza Pani Kat. Nie po tym, jak i on znał oręż sadysty z autopsji. Nie składałby CV w podjęciu takiej pracy.
Być może mieli więcej wspólnego, lecz żadna ze stron jeszcze nie potrafiła tego określić na ile. Czy w ogóle warto próbować? Niech go wreszcie zabije, będzie o jednego pasożyta mniej na świecie. Miała ku temu idealną sposobność, dodatkowo nie będzie się sprzeciwiać. No, mogła wypróbować swoją Gilotynę. Śmiało, wyjmij cokolwiek co ostre, słowa też potrafią ranić. Nie krępuj się, dzieweczko, Aniele Śmierci, zrobisz dobry uczynek. Skoro chce Ci się przeć naprzód ku przyszłości, niech Ci taki śmieć nie staje na drodze. Po co te problemy? Czy tu tylko chodziło o urażoną dumę?
Swąd krwi działał na niego zarówno pociągająco, jak i odczuwając mdłości. Nietypowa i wykluczająca się mieszanka niemogąca mieć prawa bytu. Kolejny powód do odstrzału. I po co ten wzrok litościwy? Toż to pełzający, dogorywający robak, którego trzeba zdeptać, aby nie roznosił paskudztw. Bądź bohaterką i sprzątnij to ścierwo czym prędzej.
Nie? Czyli jeszcze masz ludzkie odruchy. Świat jeszcze się nie kończy.
Nieznajoma kucnęła przy wynędzniałym wampirze i wyraziła chęć pomocy. Jemu już nic nie pomoże. W ogóle nie chciał podjąć się kuracji oferowanej przez dziewczynę, która wiedziała o jego słabości. Krew to przekleństwo, lecz dla takich jak on - lekarstwo na słabe ciało. Tak, to prawda. Jednego nie zmieni - jego nastawienia do tego, że jest uzależniony od tej cholernej używki. Odwrócił głowę na bok odmawiając w ten sposób picia krwi, nawet jak żarzyły się jaskrawo biało jego tęczówki. Mimo to na chama wtryniła mu w usta swoje przed ramię, i nawet jak miotał się na boki - wreszcie uległ i przestał się wiercić. Kiedy posoka rozpłynęła się po jego martwym ciele, Długowłosa już wiedziała, że napoiła go wystarczającą dawką swej substancji. Leżał sztywno i oddychał, a jego zmysły wyostrzały się. Tak jakby ożywiła go po długim letargu. Wielkie skupienie na jej twarzy oznaczało, że oczekiwała niebezpiecznego zwrotu akcji, że była gotowa na przemoc, byleby ocalić swoje życie. Jakże więc było jej zachowanie, kiedy nie doszło do najgorszego scenariusza?
Jakieś dziesięć minut później chudzielec podźwignął się do siadu i podpierał głowę obiema dłońmi. Niemiłosiernie puchła mu ona od przetykanych żył zatkanych syfem zbieranym od bardzo długiego czasu. Jego ciało ożywało z minuty na minutę, mięśnie pojone krwistym energetykiem skurczały się i rozkurczały w odpowiednim tempie. Niektóre stare rany zasklepiały się, na oczach dziewczyny regenerowało się ciało wampira, którego powinna pozbawić życia, a którego uratowała od zguby. Rozchylił odrobinę wargi, które krwawiły od wyrośniętych kłów niszczących dziąsła. Zlizał efekt uboczny przy tworzeniu się atrybutów prawdziwego wampira i jedną dłonią zakrył usta. Nie, on nie może taki być! Po co go ta dziewczyna ratowała?! Jeśli chciała go zdołować jeszcze bardziej niż do tej pory - udało się jej. Udowodniła mu, że stał się jednym ze swoich oprawców, tylko takim najniżej w hierarchii. Oblany zimnym potem podniósł wzrok spod kurtyny białych włosów i utkwił stalowe spojrzenie w Czarnowłosej. Chyba liczyła się z opcją, że nie spodobała mu się interwencja w jego sprawie. Mimo wszystko powinien okazać jej chociaż odrobinę wdzięczności, że nie pozbawiła go życia, prawda? Niby tak, ale co to za życie, jak się jest potworem? Jak go swędziały kły... ciągle je zakrywał dłonią chcąc przy okazji przytkać nozdrza od drażniącego go zapachu posoki. Inna rzecz, że capił jak mieszanka setki żuli. Odsłonił na moment wargi z długimi kłami, które wystawały zza linii ust. Chyba chciał coś powiedzieć, lecz tak go drażniły nowe szable, że nie umiał się skupić. W sumie to i lepiej, bo rzucałby przekleństwami.
I co teraz? Ocaliła kogoś, kogo powinna była dobić. Przeliczyła się, jeśli wierzyła, że przeprosi za maniery, podziękuje za pomoc i poprosi ją o dalsze wsparcie. Był bardzo wkurzony, iż dziewczyna jak widać świadoma istnienia wampirów postanowiła mu przeciągnąć na siłę egzystencję. Tylko po co? Będzie go teraz karmić własną krwią? Jaki miała cel, by sobie obrać do ożywienia Białowłosego? Spuścił na chwilę obolałą głowę i starał się uspokoić. Lecz zamiast tego wypsnął mu się cichy chichot, który zaraz rozbrzmiał w śmiech tak donośny, że roznosił się echem po okolicy. Aż zmrużył oczy i trzymał się za brzuch. Wreszcie wydusił z siebie pierwsze słowa, które ni to skierował do nieznajomej, ni to do siebie samego:
-Ona Bella, ja Edward... tja... hahaa...
Wykrzywione usta w grymasie śmiechu zdradzały, że próbował za wszelką cenę jakoś wyjść obronną ręką z bardzo niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Ale to raczej nie było normalne, że w moment drugi raz wybuchnął takim śmiechem, jakby parodiował samego Jokera z Batmana, albo Jim'a Carrey'a. Może w taki sposób też chciał zmienić wizerunek, aby odciągnąć jej uwagę od łez? Że niby z głupiego żartu pali głupa, aż popłakał się ze śmiechu? Tak, był żałosny. Nie, zupełnie nie radził sobie z huśtawką nastroju, ani z sytuacją, w jaką wpadł po uszy. Przetarł przedramieniem oczy tak, jakby łzy pojawiły się od intensywnego ziewania, i odparł również bez większego powodu:
-Niee... jednak nigdy nie zrozumiem kobiet...
Mruknął to a propo postępowania towarzyszki, która poświęcała swoje bezpieczeństwo i zdrowie dla kogoś, komu brakowało wszystkiego. No, teraz oprócz krwi. Na jakiś czas będzie mógł sobie darować walkę z samym sobą o każdą przelaną kroplę posoki, tylko co dalej? Na razie miał ochotę położyć się na dachu na plecach i spoglądać to na gwieździste niebo, to niepewnie na Gwiazdę dzisiejszej nocy o fiołkowych oczach. A reszta... reszta jest wielką niewiadomą.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Wto Paź 20, 2015 5:03 pm

Rosa od wielu lat ma w nocy koszmary, ale jeden w szczególności zarył się dziewczynie w pamięci. Biegła przez ciemny las, w którym pachniało śmiercią. Biegła co sił w nogach czując jak jej zmęczone mięśnie zaczynają odpuszczać a wampiry były co raz bliżej. W końcu się potyka, co noc o te samą gałąź, przez te samą chwile nieuwagi. Uderzenie jest zabójcze dla jej nogi, która leżała bezwładnie wygięta pod dziwnym kątem. Jej serce bilo tak mocno, że jego odgłos unosił się echem między koronami drzew. Ciemne postacie zbliżały się do niej co raz bardziej, wyglądały jak smoliste cienie bez twarzy. Type E. Rosa była pewna, ze to jej koniec, skończy pożarta, rozczłonkowana, ale potwory nie podchodziły bliżej. Zrobił to za to mężczyzna o czarnych włosach i czerwonymi szalonymi oczami. Momentalnie przygwoździł dziewczynę do ziemi. Przejechał językiem po jej szyi. Ślina wampira parzyła jak kwas i Rosa otworzyła usta by krzyknąć, ale silna dłoń stłamsiła jakikolwiek dźwięk. Po chwili nadszedł ból. Wpierw w szyi, po czym rozlał się gorącą falą po całym ciele. Obraz zatańczył jej przed oczami po czym nastąpiła błoga ciemność. Dziewczyna miała zawsze nadzieję, ze to koniec snu, że kolejna jego część nie nastąpi, kiedy to jest potworem bez sumienia łaknącym krwi. Czuła jej smak w ustach i pragnęła jej więcej i więcej, aż w końcu widziała swoje odbicie w lustrze. Wielkie oczy, blada cera, kły i białe ubranie splamione krwią jak jej sumienie. Budziła się wtedy z krzykiem.
Stanie się wampirem to jej największy koszmar, dlatego, gdyby tylko wiedziała co się dzieje w umyśle chłopaka to by...właśnie co? Współczułaby mu? Powiedziała słowa wsparcia? Kupiła bukiet czekoladek z napisem "nic się nie martw"? Z jednej strony nienawidziła tej rasy a z drugiej było jej żal przemienionych. Czuła, a wnet była pewna, ze chłopak nie jest zły. Nie zaatakował jej, nie polował na ludzi. Wyciągnęła w jego stronę rękę oferując pomoc, chciała dobrze. Sama sobie wmawiała, ze takie postępowanie jest prawidłowe.
Błąd.
Jedyną formą litości dla takich ludzi jak on jest bezbolesna śmierć a ona przedłużyła jego męki. Napoiła swoją krwią kogoś kto chciał zginąć. z własnego egoizmu i potrzeby poczucia się dobrą. Chciała okłamać sama siebie, ze jednak ma dusze i serce i nie jest zatruta do cna, a,e wybrała bardzo niesprawiedliwą drogę. Zmusiła biedaka do picia krwi. Dosłownie ją w niego wlała. Po chwili poczuła ja jego kły wbijają się w jej skórę i poszerzają ranę. Syknęła ale nie zabrała ręki. W końcu uznała, ze tyle wystarczy bo zaczęło jej się kręcić w głowie. Jej twarz nabrała niezdrowego koloru, ale nie straciła chłodnych i zdecydowanych rysów twarzy.
Zabrała rękę i przyglądała się jak wampir ożywa na nowo. Oczy nabrały blasku żywej istoty a rany obecne na ciele wampira zaczęły się zasklepiać. Rosa musiała się powstrzymać przed tym by dotknąć zmaltretowanej skóry. Wszystkie jej mięśnie były teraz spięte a woń jej strachu namacalna w powietrzu. skoczy teraz na nią. Dorwie się do jej gardła i spróbuje ją zabić...Gdy się ruszył drgnęła, ale nie zaatakował. Przez jedną straszną chwilę miała wrażenie, ze tylko z niej kpi, ale w spojrzeniu chłopaka nie było agresji, tylko pretensja, zagubienie i frustracja wywołana kłami. Przyglądała się jak stara się je schować i zastanawiała się jak długo już prowadził tryb życia śmiecia walającego się po ulicach. Jak wiele osób kopnęło go i sponiewierało. Miał taką samo skomplikowaną mapę ciała co ona. Blizny nabyte w różnych sytuacja, równie krępujących co bolesnych. Za każdym razem przypominały Rosie ile przeszła i jak blisko jest upadku, była ciekawa czym są ślady na ciele dla nieznajomego. Przekrzywiła głowę, jak sowa i intensywnie go obserwowała. Nie podniosła się do pozycji stojącej. Fioletowe oczy śmigały po postaci nieznajomego jakby szukając słabego punktu wampira. Analizowały go i przeszywały na wylot.
Nie oczekiwała wdzięczności, ani radości. Zdawała sobie sprawę, że to co zrobiła zrobiła to z czystego egoizmy a za to się nie dziękuje. Patrzyli na siebie dopóki wampir nie spuścił głowy i zaczął...chichotać. Pierwsza myśl Rosy, zaraz po chęci ubicia go kawałkiem gruzu, było to, ze ma poważny problem ze sobą. Przecież takie życie jakie prowadził zazwyczaj odbija się na psychice. Niestabilność emocjonalna to bardzo prawdopodobna diagnoza. Pomimo zabawności całej sytuacji, to Rosa się poważnie zmartwiła. To że nie potrafi kontrolować emocji czyni z chłopaka niebezpieczną istotę. Nie daj boże zezłości się z niewiadomych powodów. Jako wampir może wyrządzić komuś poważną krzywdę a nie daj boże jakiś chory psychicznie szlachetny weźmie go pod swoje skrzydła. Chorzy psychiczne są najłatwiejsi do manipulowania i szkolenia jak psy. Róży nie podobała się taka perspektywa. Spojrzała na swoją rękę puszczając mimo uszu słowa nieznajomego odnoszące się do znanej wszystkim sagi Zmierzch. Nie miała co komentować. Zastanowiła się natomiast nad głosem chłopaka
Z kolei drugie zdanie wprawiło kąciki jej ust w lekki drżenie, ale nic poza tym. Jej oczy dalej spoglądały w nieznajomego tym swoim współczuciem, które kryło się za grubą warstwą chłodu, ale gdzieś tam było.
-Ja też nie-
Odparła. Po czym podniosła głowę odsłaniając całą szyję. Rzecz bardzo niebezpieczna zważając na to, ze wampir odzyskał kiełki. Patrzyła zafascynowana w niebo, po chwili pozwoliła sobie na przymknięcie powiek. Znała niebo na pamięć. Gwiazdy od zawsze były jej jedynymi prawdziwymi przyjaciółmi. Zawsze tam były nawet jak ich nie było widać. W końcu jednak ponownie się spojrzała na chłopaka.
-Popatrzysz jeszcze na nie...jak doprowadzę cię do porządku...-
Powiedziała po czym wstała i podeszła powoli do wampira. Tak jakby był przerażonym dzikim zwierzęciem. Zdecydowała co zrobi z wampirem. Skoro już mu oddała krew to musi go przywrócić do stanu używalności by potem mógł sam o sobie zdecydować, jak po wszystkim dalej będzie chciał umrzeć sama go zbije. Stanęła nad nim i dała mu kilka chwil na zastanowienie po czym odwróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę schodów. Zatrzymała się na pierwszym stopniu oczekując jego reakcji, ale po wyrazie twarzy było oczywiste, ze jak sam nie pójdzie to go do tego zmusi.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Wto Paź 20, 2015 7:25 pm

Jakby nie spojrzeć, też był egoistą. Nie skupiałby się tylko na sobie, gdyby nie był samolubem. Ba, może zechciałby zrozumieć motywy i pozytywne aspekty podania mu krwi, lecz nie garnął się do posiadania takiej wiedzy. Nie wtedy, gdy uwierały go te przeklęte kły! Już coś palcem dłubał, żeby jakoś oderwać go od dziąsła, lecz tylko jęknął cicho. Skubany siedział twardo, nie zamierzał więc bawić się dłużej w dentystę, chociaż niewątpliwie pomogłoby mu to złagodzić wizerunek kogoś, kim był, a nie chciał być. Kimś, kogo brzydził się. Kimś, kogo mogłaby nieznajoma dopisać do swojego koszmaru w miejsce jednego wampira poziomu E. Niewiele od nich się różnił, co prawda nie przepadał za posoką, ale dzikość jego oczu i powykrzywiana anorektyczna sylwetka wpasowywała się w kadr z horroru.
Czym były dla niego blizny? Bardzo dobre pytanie, bo nie miał o nich jednoznacznego zdania. To bardziej zagadnienie na pracę doktorancką, ale zawierało w sobie fizyczność ich powstania; powody; wyróżnienie tych, które po regeneracji nie zniknęły; odbicie na psychice każdej z nich oraz wnioski ogólne. Na niedawny moment nie dbał o swoje ciało, stąd doprowadzenie się do stanu bliskiej eksterminacji. Osoba dążąca do śmierci nie troszczy się już o przyziemne aspekty, chociaż w dużej mierze to przez nie podejmuje taką decyzję.
Także jak dziewczyna współczuła komuś, kto pragnął unicestwienia, w tejże sytuacji byłoby hipokryzją i właśnie egoizmem. Ale egoizmem było również dopuszczeniem do ich spotkania - jakby chciał umrzeć, nie musiał z tym tak zwlekać i znaleźć krótszą drogę na skróty.
Nieważne, to już nie miało znaczenia. Stało się, zawsze da się powrócić do pragnienia młodzieńca o śmierci, lecz nie na chwilę obecną. Dostał bowiem coś, czego bał się najbardziej, a jednocześnie uniosło jego krzywą sylwetkę ku chęci życia. Nadzieję. Oszukańcza, złudna i ulotna, która jeszcze nigdy nie okazała się być prawdziwą cnotą w jego egzystencji. Miała w sobie to coś, że chciało się ją okiełznać, posiadać, władać. Rosa Valentine dała Tace nadzieję na lepsze życie. To zupełnie gryzło się z jego nieufnością, jednak zadziałało.
Może dlatego, jak wspólnie oglądali gwiazdy przez kilka chwil, to dziewczyna zaryzykowała w imię nadziei młodzieńca i zmrużyła oczy w jego obecności? Że pokazała mu swoją pulsującą szyję? To nie był zwykły test. Wraz ze swoją krwią wtłoczyła w jego żyły odrobinę życia, którego już tak dawno chciał pozbyć się raz na zawsze, a które mimo wszystko trwało. Tak samo trwał chłód na obliczu dziewczyny o nietypowych tęczówkach, w których czaiło się coś więcej, ale nie miał śmiałości wlepiać swoich gał w jej twarz na dłużej. Nawet jak skróciła dystans między nimi, co podniosło go odrobinę na czujniejszym trybie, chłód przewijał się w słowach, które były formą pomocy. Nie prosił jej o to, nie naciskał, śmiał się i gadał pierdoły, a ona dała mu nadzieję.
Nie zszedł za dziewczyną po schodach, bo strasznie korcił go dach. W sensie skok z niego na dół. Miał taką prymitywną potrzebę zrodzoną wraz z kłami. Bez rozgrzewki czy przygotowań po prostu skoczył z dachu nad trzecim piętrem i wylądował w kuckach bezszelestnie. Niczego sobie nie złamał, ani jego Przewodnik (a szkoda, przestałby szczerzyć mordę), w dodatku elegancko wyprostował się i wodził wzrokiem po ruinach szukając towarzyszki. Hm... towarzyszka do zadań niebezpiecznych bardzo prędko zjawiła się na samym dole, tak więc mógł podążyć za jej śladem.
Trzymając dystans dziesięciu metrów oraz zakrywając jedną ręką nos z ustami podążał cicho za nieznajomą. Pewnie to ona wolałaby go mieć na oku niżeli odwrotnie, lecz na inny układ nie chciał się pisać. Wszak to ona gdzieś ich wiodła, stała na moment za sterami Przewodnika, którego to przywiązał do swojego nadgarstka i ciągnął za sobą. Uparty sobowtór nie ułatwiał marszu ani nie rozwiewał rosnących wątpliwości, czy aby na pewno to dobry pomysł, by kroczyć za ów nienormalną dziewczyną. Bo kto inny zechciałby przywrócić do pionu wampira? W sumie sam nie był przy zdrowych zmysłach, więc miało to swoje zalety - wariaci lepiej się dogadują. Zresztą nie miał co z sobą zrobić, jak tylko unikać potencjalnych zagrożeń czyhających z każdej strony. To i tak do niczego konkretnego nie prowadziło, a nawet jeśli nie mógł wierzyć w szczere intencje rówieśniczki, to przynajmniej przekona się, co mogłoby go ominąć, gdyby uparł się i został na dachu.
Szedł więc krok w krok, chociaż za jakiś czas odległość między nimi rozszerzyła się z pewnej przyczyny przy drodze. Białowłosy utknął przy przejechanym gołębiu i dłubał palcem, żeby go zeskrobać i zjeść. Wyglądał na miarę świeżego, o czym świadczyła ciemnobrunatna posoka ptaka. Niestety, skleił się tak mocno, że chłopak musiał obejść się ze smakiem. To trochę dziwne, ale wolał jeść padlinę niżeli spijać krew ludzi. Zaraz nadrobił "umowny" dystans i milcząc przez całą drogę nawet nie miał odwagi podnieść wyżej wzroku niż z czubków butów.
Jeśli mijali jakichkolwiek ludzi, przytykał mocniej rękę do twarzy, żeby skryć wciąż wystające kły, a czasami zakaszlał udając schorowaną osobę. Ogólnie to trochę ułatwiał dziewczynie przemyt jego osoby, przy tym nie będąc tak bezpośrednio uwiązany przy fioletowłosej wariatce, aby nie skojarzono ich razem. To było świadome działanie, lecz czemu to robił - trudno pytać o to pomysłodawcę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pią Paź 23, 2015 5:50 pm

Nadzieja to parszywe uczucie. Wystarczy jej jedna iskra by ludzie pchali się na śmierć, wydawali ogromne pieniądze oraz zabijali swoich przyjaciół i bliskich. Rosa dobrze zna jej gorzki smak. Nadziej to cukierek nadziany cyjankiem, słodka i kojąca na początku, później zabija. Jak nie ciało to umysł lub człowieczeństwo. Od kiedy dziewczyna stanęła na nogi po pożarze, a jej rany się zagoiły zaczęła ćwiczyć. Zakopała dosyć głęboko swoją dziecinną stronę. Pomimo lat praktyk nie zdołała, jednak stać się do końca chłodna i zdystansowana. Ale za to udoskonaliła kruche dziewczęce ciało. Stała się silna i szybka. Przecierała łzy i bandażowała co raz to nowe rany. Podnosiła się po co raz różniejszych upadkach. Karmiona z dnia na dzień nadzieją na zemstę. Co dzień wstawała ze świadomością, że jest o krok bliżej do skurwysynów, którzy zrobili z jej rodziny miazgę, a z drugiej strony walczyła by nie stać się potworem bez sumienia, bo chociaż jej mistrz uważał inaczej, nie wszystkie wampiry to potwory.
Ale wszystkie mają kły.
Wystarczyło spojrzenie na swoją rękę by to zrozumieć. A więc dlaczego dalej mu pomagała? Powodów może być wiele, ale żaden z nich nie pasował w pełni. A może tak naprawdę każdego po trochu...Jest to najbardziej prawdopodobna opcja, jako, ze w głowie Rosy utworzyła się niespójna a równocześnie niemożliwa do rozdzielenia mieszanka emocji. Dziewczyna postąpiła krok na przód i uważnie obejrzała wampira, był żywy i po części powiązany z nią, tak jak ona z nim. Chociaż zazwyczaj ignoruje się to powiązanie. Zaczęła się oddalać zastawiając się co postanowi nieznajomy.
Nie bała się odwrócić do niego plecami. Nie od kiedy jej ciało stało się bronią, kiedy jej twarz nabrała chłodu żeber tessena. Zeszła z jednego stopnia i obejrzała się na wampira. W samą porę by ujrzeć błysk w jego oku. Światło odrodzonego instynktu i chęci życia, która może i nie jest jeszcze taka silna jak powinna być, ale jest. Skok był tak naturalny i piękny, że Rosa, aż miała ochotę pójść w jego ślady. Pozwolić by wiatr jak spragniony kochanek agresywnie targał jej włosy, by w końcu spotkać się z ziemią, tak delikatnie jak i bezszelestnie.
Zamiast tego zaciągnęła rękaw bluzy na świeżą ranę i zaczęła powoli schodzić po schodach. Nie śpieszyło się jej. Sprawdziła przy okazji kieszenie. Na szczęście wzięła ze sobą portfel i telefon. Nie wróci na noc do Akademika. Przemyt wampira w takim stanie byłby niemożliwością nawet dla niej. Jeżeli dobrze pamiętała niedaleko jest jakiś tani motel. Bez problemu trafi. Wynajmie pokój i ogarnie ubrania dla chłopaka. Zajrzała do portfela i odetchnęła jak ujrzała paczkę tabletek krwi. Nie będzie musiała kombinować jak napoić wampira. Gdy dotarła do parteru schowała portfel w kieszeni i objęła wzrokiem okolicę momentalnie namierzając wampira.
Zaczęła iść spacerowym tempem. Dla człowieka obcego, ciemnego i nie zapoznanego z łowcami i wampirami, Rosa mogłaby wyglądać na zwykłą dziewczynkę z biednej rodziny wracającej do domu. Jej kruczoczarne włosy były pokryte warstwą kurzu, który połyskiwał w blasku księżyca. Cała cuchnęła krwią i zgnilizną. Jej ręka pulsowała i kręciło jej się w głowie. Pomimo tego szła dalej. Nie musiała się oglądać za siebie by wiedzieć, ze za nią idzie. Gdyby ktoś poprosił o wytłumaczenie tego zjawiska, nie umiałaby tego zrobić. Coś wewnątrz niej często się odzywało i mówiło jak jest.
Po mniej więcej pietnastu minutach marszu skręciła w ciemną ulicę i zaczekała na wampira tylko po to by przygwoździć go do ściany. Kosztowało ją to sporo sił i przez chwilę jej źrenice stały się nierówne, ale nie było to nic poważnego.
-Tak nie może być...otwórz usta-
Jeżeli wampir posłuchał chłodnego rozkazu księżniczki to lepiej dla niego. Rosa i tak zmusiłaby go by to zrobił. Dziewczyna zignorowała zapach jej krwi wystający się z jego ust. Uczyła się dużo o wampirach, znała ich anatomie i doskonale wiedziała jak dźgnąć by bolało, a jak celować by zabiło. Przejechała kciukiem po dziąsłach wampira i ucisnęła w odpowiednim miejscu z obu stron. Kły wampira się schowały. Dziewczyna wytarła rękę o spodnie i ruszyła przed siebie. Znaleźli się przed motelem. Dziewczyna wyjęła dokumenty i zamówiła pokój dodatkowo kazała przynieść parę nowych ciuchów dla ich obydwu. Recepcjonista tylko spojrzał się na wampira, ale się nie odezwał.
Gdy znaleźli się w pokoju Rosa zatrzasnęła za wampirem drzwi i spojrzała się na niego twardo.
-Rozbieraj się i pod prysznic-
Nie, nie zawahała się. Przez życie miała okazję zobaczyć wiele męskich nagich ciał. Nie robiło to już na niej wrażenia tym bardziej, ze w wampirze nie widziała przyszłego partnera.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pią Paź 23, 2015 8:03 pm

Rana na ręce dziewczyny, mimo przykrycia ubraniem, korciła w nozdrza wampira, który nadal utrzymywał spory dystans między nimi. Aż czuł posokę w gardle, jakby znów ją spijał. Ohydne uczucie. Jeszcze gorsze to zawiedziona nadzieja, która jeszcze nie miała miejsca, ale były ku temu dobre przesłanki. O nich za chwilę. Sama zaś nieznajoma była dla niego zagadką tak wielką, że intrygującą. Wydawało mu się, że znała się o wiele bardziej na wampirach niż on sam o sobie. Posiadając ów wiedzę, a nie będąc Krwiopijczynią, powinna wytępić jak najwięcej takich istot jak on, a pomogła mu. Wolał nie pytać dlaczego to zrobiła, bo jeszcze mogłaby zmienić zdanie. Wariaci bardzo szybko zmieniają zdanie, a on uważał ją za nienormalną. Kto by zrobił to samo co ona, wobec Śmiecia?
Otóż gdy tylko jego Przewodniczka skręciła zza róg, to i on za kilka kroków podążył za nią. A ta ni w rybkę i w pipkę przywarła go do ściany i kazała mu otwierać usta. Skrzywił się na lodowaty rozkaz nieznajomej nie odrywając od niej stalowego spojrzenia.
-Bo jak nie, to co?
Chyba była gotowa na taką reakcję, bo jak tylko rzekł ów krótkie zdanie, to już dłonie dziewczyny podważyły jego szczękę i tykały jego skrwawionych dziąseł. Syczał, jak ta szukała odpowiedniego miejsca i wreszcie spowodowała, że jego kły skryły się w skrwawionej papce. Oblizał językiem ubytki swojej krwi, która nijak miała się do tej ofiarowanej przez Kruczowłosą. Może dlatego, że była pierwszą ludzką, której kosztował? Nie, coś w sobie miała, czego nie był w stanie określić. Aromat przebijał jego fetor, smak zabijał gorzkie podniebienie słodyczą, a ciepłota ogrzewała jego skute lodem ciało chudzielca. I wiedział, iż przez to, że nieznajoma go nakarmiła, będzie pożądać w przyszłości więcej takiej krwi.
Po tym zabiegu prychnął cicho jak rozzłoszczony kot i schował ręce w kieszenie z niezadowoloną miną. Sama chciała jego kłów, mogła nie dawać mu krwi. Niech nie narzeka zatem, o. Nawet Przewodnik był tego samego zdania, chociaż ten w przeciwieństwie do Białowłosego ciągle wydawał się być zadowolony z całej akcji.
Dotarli wreszcie na miejsce, gdzie zastali jakiegoś osobnika patrzącego się na anorektyka, lecz zignorował go, bo bardziej zainteresowały go nowe cztery ściany, w jakich znalazł się z koleżanką. Rozglądał się na boki tak, jakby szukał czegoś, co mogłoby być narzędziem tortur. Przy dość bujnej wyobraźni sadystów mogliby z większości tutejszych obiektów wykonać narzędzia do znęcania się. Na szczęście obeszło się bez takich ekscesów i znaleźli się w dużo mniejszej przestrzeni. Było za mało miejsca, by zachować odstęp dziesięciu metrów, lecz i tak stanął jak najdalej się dało. Jeszcze przyszłoby znów tej dziewczynie coś głupiego do głowy. Jak chociażby... striptiz osobnika zaciągniętego z ulicy? Taniej byłoby jej kupić gazetę porno niżeli bawić się z wampirem. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet.
-Dziwna jesteś. Ale przynajmniej smaczna.
Powiedział bez cienia uśmiechu, bardziej z pewnością w głosie. Nie wiał aż takim chłodem jak jego nowa towarzyszka, a raczej... hm... kim dla niego jest ta dziewczyna? Póki nie ma wobec niego niepokojących zamiarów, to może być kim zechce. A Śmieć może nawet paradować nago ku jej ucieszy. Ale nie drgnęły jej usta, jak bezwstydnie ściągnął ciuchy przed jej obliczem. Nie tego oczekiwała czy co? Chciała, by zdjął ciuchy, to to zrobił. Naprawdę dziwna z niej kobieta. Fakt, przez liczne blizny i ogólnie szarawą kolorystykę skóry nie wyglądał atrakcyjnie, lecz sama widziała, kogo ożywiała. Nie był Top Model'em, mogła rozważniej wybierać, kogo powracać do egzystencji. Przynajmniej wie na zaś, co nie? Wzruszył ramionami i gdy otworzyła mu drzwi do małego, kafelkowego pomieszczenia już bez dalszych "podpowiedzi" udał się do łazienki. Ale jak tylko ujrzał mnóstwo akcesorium - ściągnął białe jak śnieg brwi na stalowe spojrzenie i błądził niepewnie wzrokiem po każdym napotkanym przedmiocie.
Czarna magia.
Zapomniał wszystkiego z ludzkiego życia, w tym najzwyklejszej kąpieli. Sponiewierany i upodlony do granic możliwości nie zaznał ochłody dla umęczonego i brudnego wampirzego ciała. Odkąd został Krwiopijcą ani razu nie pofatygowano się go oblać czymś innym niż uryną i rzygowinami. Zrobił jeszcze jeden krok do przodu i wyprostował się. Gdzieś dookoła niego krążyła woda, czuł to przez skórę i swoją umiejętność. Tylko gdzie znajdowało się jej ujście? Jakaś niemrawa aura wody biła z porcelanowego naczynia, które wyglądem przypominało obudowane krzesło. Pochylił się i zamoczył rękę w wodzie, która tam stagnowała. Tak, to była woda, chociaż jak tak powąchał intensywniej, gdzieś tam pachniało mu moczem. Albo to przez tramę do jakiejkolwiek cieczy. Wreszcie zdecydował się wrócić do dziewczyny, pochwycić ją za nadgarstek i pociągnąć za sobą do łazienki, gdzie pokazał jej problem. Toaletę.
-Ten prysznic jest za mały.
Rzekł z nutą oskarżenia. I kto tu jest dziwny?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pią Paź 23, 2015 9:32 pm

Ciało to zlep komórek, bez duszy jest niczym. Tak naprawdę to przedmiot, którym możemy manipulować, zmieniać go, udoskonalać. Wszystko zależy od tego jacy jesteśmy. To zbór słabych i mocnych punktów, proporcji i predyspozycji. Ciało to jest rzecz, jedyna rzecz, która jest nasza od narodzin aż do śmierci. Przedmiot martwy, bez własnej woli. Dlaczego więc Rosa powinna czuć się zażenowana w obecności nagiego chłopaka? Biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna w przyszłości chce zostać lekarzem, widziała w ciele każdego statystyki i liczby. Nie ma w tej całej matematyce miejsca na uczucia takie jak wstyd. Czułaby się zawstydzona gdyby wampir otworzył przed nią swoją duszę, obdarzył głębszym uczuciem. Bo to właśnie uczucia i umysł to najbardziej intymna część każdej istoty myślącej. Gdy ktoś zwierza ci się z tajemnic i odczuć, nie boi się przy tobie płakać, wtedy jest czas na uczucia.
Obejrzała go od stóp do głów chłodnym wzrokiem. Zatrzymywała się tylko dłużej na jego bliznach. Mimowolnie porównywała je do swoich. Ewidentnie był przez kogoś bity i to przez długi czas. Nawet wampirza regeneracja nie może skryć takich rzeczy. Jej rany zostały zadane podczas walki. Obejmowały takie części jak ręce i nogi. Zawsze starała się chronić brzuch i plecy. Jej szyja również była udekorowana przez kilka perełek. Na szczęście zbladły na tyle, że zwykły podkład wystarcza by je ukrywać. Nie podciągała rękawa bluzy, chciała dać spokój chłopakowi od zapachu swojej krwi, który dzięki temu był mniej intensywny. Z zadowoleniem stwierdziła, ze odzyskał język i stał się dosyć pyskaty. Wpierw z kłami, teraz z tym, ze jest smaczna.
-Nie ty jeden mi to powiedziałeś-
Odparła tonem, który sugerował koniec rozmowy na ten temat. Z jednej strony powinien być jej wdzięczny...pozbawiła go upierdliwości kłów...a zresztą. Nie oczekiwała tego od niego. Musiała się nauczyć nie wyciągać na siłę emocji od innych. Sama go tu przyprowadziła i sama niech sobie gratuluje albo gani. Tym bardziej, że funkcje poznawcze tego osobnika są bardzo ograniczone. Ciekawe czy to ma coś wspólnego z bliznami na jego ciele.
Rosa westchnęła widząc jego wyraz twarzy. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczyna czyta z niego jak z otwartej księgi. Czy naprawdę myślał, ze każe mu się rozbierać dla uciechy własnego oka? Prychnęła i pokręciła głową. Na szczęście postanowił zniknąć w łazience. Rosa podeszła do okna i pozasuwała firanki. Pokręciła się chwilę po pokoju i w końcu znalazła apteczkę. Zajęła się więc oczyszczaniem i bandażowaniem rany. Rana po cięciu nadawała się do szycia, ale nie miała potrzebnych do tego narzędzi. Ścisnęła tylko rękę i zawinęła grubą warstwą materiału. Kolejna blizna do kolekcji.
Tak bardzo skupiona na tym co robi, ze nawet nie zauważyła, ze woda nie leci w końcu wampir podszedł do niej. Aż wzdrygnęła się przestraszona jego nagłą obecnością nad sobą. Nie zdążyła jednak zwrócić mu uwagi, ze kobiet się nie straszy bo pociągnął ją za rękę w stronę łazienki. Na początku myślała, ze żartuje. Ale szybko się przekonała, ze tak nie jest. Rosa zwiesiła głowę. To było zbyt wiele, nawet jak na nią. Zaczęła się śmiać. Tak szczerze i dosyć głośno. Nie mogła się powstrzymać.
Wyglądała teraz na zwykłą nastolatkę. Z bananem wyrytym na twarzy i ściśniętymi oczami w których gromadzą się łzy. Trzymała się za brzuch. W końcu udało jej się ogarnąć i spojrzała zeszklonymi oczyma na Takę. Przez kilka minut przypominała istotę z duszą, ale uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, chociaż rozbawione ogniki dalej tańczyły w jej tęczówkach.
-To jest toaleta...prysznic jest tutaj...w toalecie się załatwia potrzeby fizjologiczne...- powiedziała po czym wskazała kabinę -Wskakuj tam...pomogę ci-
Po tych słowach odwróciła się od chłopaka plecami i zdjęła bluzę zostając w samym sportowym staniku. Trochę się krępowała blizn, ale nie dała tego po sobie poznać. Było ewidentnie widać poparzone ramie, brzuch i część klatki piersiowej, która nie była zakrywana przez materiał stanika.
Rękaw ubrania włożyła do zlewu z zimną wodą by krew dała się potem zmyć. W negliżu podeszła do wampira i odkręciła ciepłą wodę. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek był myty i czy nie ma z tym związanych traumatycznych wspomnień, więc zaczęła go moczyć od nóg, aż w końcu przyszła kolej na włosy. Gdy był już cały mokry przyczepiła rączkę do ściany i podkręciła strumień. Dała mu chwilę by strumień namoczył jego zmęczone ciało po czym wzięła czystą gąbkę i zaczęła go myć zdejmując z niego po kolei warstwy brudu.
-Zatłukłabym tego idiotę co z ciebie zrobił taką szmatę-
Mruknęła do siebie. Zaczęła ją powoli boleć ręka. Koniec końców myła tego nieszczęśnika dobrą godzinę. Ale się opłaciło. Teraz było widać prawdziwy kolor jego skóry. Taki sam jak jej, czyli zdrowy koloryt dla wampira. Gdy skończyła prace z gąbką opłukała wampira i zaczęła wzrokiem szukać szampona. Poprosiła wampira by usiadł, bo przecież nie będzie zadzierać rąk do góry i zaczęła się katorga z jego kudłami. Najprościej byłoby je ściąć, ale próżność i samolubność Rosy znów wzięły górę. Za bardzo jej się podobały by tak po prostu je skrócić. Dziewczyna miała się szybko przekonać, że była to ciężka droga. Rozplątywanie i mycie włosów zajęło dwie godziny i gdy było po wszystkim Rosa miała dość. Bolały ją mięśnie i miała, wrażenia jakby przeszła solidny trening. Ale była z siebie zadowolona. Potarła czoło przedramieniem i spojrzała się na wampira. Przez ten cały czas była niewzruszona jak na początku. Co gorsza jeszcze nie mogła odpocząć.
-O ja pierdole...wytrzyj się...nie wchodź mokry do łóżka...ja się przepłuczę i zaraz dam ci coś do jedzenia-
Po tych słowach kilkoma ruchami rak ewidentnie go wyganiała z łazienki. Już wystarczy, że zobaczył większa część blizny po oparzeniu oraz ugryzienia na szyi i ramieniu. Dziewczynę mało to obchodziło, czy wampir się domyślił, ze jest łowczynią. Chociaż widząc w jakim stanie jest jego wiedza, wątpiła czy by rozpoznał okna od lustra, albo toalety od prysznica...
Westchnęła ciężko i spięła wysoko włosy po czym, gdy Taka wyszedł z łazienki, rozebrała się i weszła pod prysznic oblewając się lodowatą wodą. Nie myła się żadnym mydłem, nie miała na to siły. Stała tam po prostu czekając aż jej skóra stanie się sina.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Sob Paź 24, 2015 8:17 pm

Niełatwo przyzwyczaić się do pewnych norm. Śmiech nie z chęci poniżania, a z rozbawienia. Pomoc, a nie katusze. Czujne oględziny, a nie szukanie słabych punktów. Kąpiel, a nie obrzucanie gównem i flakami. A wszystko to czując w ustach słodki smak krwi, która już jakiś czas temu spłynęła do jego żołądka. Nie odgryzał się za jej słowa, że nie potrafił rozróżnić prysznica od toalety, bo miała rację. Podejrzanie posłusznie wykonywał jej polecenia i nie wahał się zbyt długo. Był skupiony na tej, która ofiarowała mu inne, nowe życie, i która być może coś knuła przeciwko niemu... ale wątpił, by zadawałaby sobie taki trud, by zaraz odciąć mu głowę.
Na pierwszy kontakt z wodą podkurczył bardziej stopy ku sobie. Dawno nie odczuwał tej cieczy na sobie, dlatego taki odruch. Zaraz jednak okazało się, że to nic groźnego być wilgotnym, a potem mocno zamoczony wodą. Najwyraźniej dziewczyna nie mogła zdzierżyć, że młodzieniec był we wszystkim taki ułomny. Nawet pogroziła, że dorwałaby się do dupy temu, który tak traktował Takę. Zmrużył odrobinę dolne powieki na ów komentarz. Czyżby na serio chciałaby zemścić się w jego imieniu? Wątpliwe. Nie mniej pokazał, że jakieś tam szare komórki posiadał.
-Nie warto narażać się z powodu szmaty.
Powiedział cichym, ale pewnym głosem, żeby uświadomić ją, iż popełniłaby wielki błąd, gdyby spełniła pogróżki. Nie życzył nikomu tego, przez co przechodził. Zwłaszcza tej, która mimo wszystkich przeciwności losu traciła czas na rzecz wampira. Która pielęgnowała jego umęczone ciało i starała się doprowadzić je do porządku. I ta, która także wiele przecierpiała. Jej kolekcja blizn była zbliżona do jego, i równie urozmaicone co jego. Najbardziej rzucała się w stalowe tęczówki blizna po oparzeniu, chociaż wszystkie musiały mieć potworne podłoże. Jednak zdecydowała się pomóc, kto wprawił jej nowy ślad na przedramieniu w postaci śladów po kłach. Aż skrzywił usta utkwiwszy w ręce, która pulsowała od nadwyrężenia i zwykłego bólu, a jako, że ludzka nastolatka przemywała ów ręką każdy zakamarek jego ciała - czuł tętno jej krwi. Miał ogromną ochotę skosztować więcej, lecz przemógł swoją słabość i wykonywał zadane polecenia. Nawet próbował drugą gąbką naśladować ruchy towarzyszki, lecz właściwie niewiele pomógł - jego ruchy były zbyt powolne, żeby zaoszczędzić koleżance więcej czasu. A to dopiero ciało, jeszcze przyszła kolej na włosy, które skosmacone nie zachęcały do podjęcia trudu ich rozczesywania. Nieznajoma zaryzykowała i - o dziwo - poprosiła wampira, aby usiadł. Bez wahania przykucnął tak, że kolana przywarł do klatki piersiowej i kucał tyłem do Fryzjerki. Trudno zgadnąć czy o czymkolwiek myślał, wydawał się być równie pozbawiony życia, co przy ich pierwszym spotkaniu. Niezupełnie. Przez dwie godziny katorgi nie odezwał się ani jednym słowem, nawet przy najsilniejszych pociągnięciach za kudły nie jęknął, chociaż nasłuchiwał uważnie. Nie tylko możliwych komend, lecz bicia serca dziewczyny. Stukot jednakowy, niewzruszony jak twarz właścicielki, jakby nie spojrzeć - prawidłowy. Miał podejrzenie, że zbyt spokojny jak na okoliczności, jednak nie przeszkadzało mu to we wsłuchiwaniu się jego melodii. Nawet palcem bezwiednie wystukiwał rytm w brodzik prysznica nic nie mówiąc.
No, nadszedł koniec mordęgi dla Rosy - jej obiekt al'a Frankenstein był czysty jak łza. Postanowiła tylko siebie doprowadzić do porządku, także wyprosiła z łazienki młodzieńca i zabroniła mu za wszelkie skarby korzystać z łóżka. Skinął leniwie głową i opuścił małe pomieszczenie, by poza nim wytrzeć się podanym ręcznikiem i przywdziać się w ubranie przygotowane przez recepcjonistę. Czyste, czarne, idealne dla niego. Ubrany rozglądał się niepewnie po kątach. Mógłby w tej chwili dać nogę, ale gdzie miałby pójść, jak nic nie wiedział o prawdziwym życiu? Zadarł głowę ku sufitowi i ponownie zadziałał nim instynkt. Trochę pokręcony jak on sam, bo za moment... zwisał do góry nogami, uczepiwszy się lampy pod sufitem swoimi nogami, od łydek po stopy. Włosy swobodnie dyndały ku podłodze, które lekko bujały się na boki przy przeciągu od nieszczelnego okna. Ręce skrzyżował na torsie i zmrużył powieki tak, jakby oszczędzał siły. Na co? Na zaś. Przy okazji trochę mu spłynie krwi do mózgu, może lepiej będzie mógł kojarzyć fakty, lecz póki co błądził po omacku. Miał nieznajomą za Przewodniczkę, ale na jak długo? Wnet znudzi jej się problematyczny chudzielec, a wtedy będzie musiał sam znaleźć sens takiego, a nie innego życia. Na pewno nie zapomni smaku jej krwi, także może zdoła ją kiedyś wytropić? Tak dla hecy, czy potrafi. A nuż kiedyś wyświadczy jej przysługę? Wiedział, że nie ma nic za darmo, że po coś Kruczowłosa chciała go mieć, lecz szczegółów nie znał.
Później tylko nasłuchiwał już bez zanurzania się w myśli prowadzące donikąd. Nigdy nie wiadomo, co przyjdzie do głowy dziewczynie, która do tej pory nie przedstawiła mu się. Heh, przecież był Nikim, nie miała obowiązku zdradzać swej tożsamości, chociaż lepiej byłoby znaleźć zastępcze miano niżeli "Nieznajoma".
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Nie Paź 25, 2015 10:40 am

Gdyby wampir wiedział, jak wiele osób już wylądowała no "czarną listę" łowczyni. Im dłużej przyglądała się życiowi, tym większa rosła w niej mordercza siła. Ofiar bezwzględnych wampirów jest co raz więcej, wszyscy ludzie czują się jak tropione ofiary, a chłopak, którego właśnie myła był idealnym przykładem światowej niesprawiedliwości. Kto wie jak wyglądało jego życie przed przemianą, czy miał rodzinę, czy nurtowały go zwykłe młodzieńcze problemy. Jak bardzo był niewinny?
Ona nie ryzykowałaby dla szmaty, tylko dla tego czym był, zanim ci popierdoleńcy zamienili go w śmiecia.
-Nie dla szmaty a dla człowieka...-
Odparła nie zaprzestając czynności. Jeżeli nie walczy o człowieczeństwo osób ją otaczających to o co? O honor? Wiarę? To wszystko przestaje mieć sens, gdy nie jesteśmy już ludźmi. Rosa odetchnęła i odepchnęła na bok myśli. Nie odezwała się przez resztę czasu, chyba, ze po to by wydać polecenie. Była skupiona na swoich przemyśleniach i na utrzymaniu poprawnego bicia serca. Łowczyni była znakomitym kłamcą, potrafiła oszukać nawet samą siebie, że wcale się nie bała tego wampira, że będzie potrafiła wytrzymać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu.
Po kilku godzinach nadszedł koniec męczarni i wygoniła wampira z pomieszczenia. Odkręciła od razu lodowatą wodę, zmuszając swoje ciało by zostało. Jej oszpecona skóra odbierała bodźce inaczej. Blizna po poparzeniu jako pierwsza się zbuntowała odzywając się kującym bólem. Po kilku minutach wyszła i okręciła się ręcznikiem. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zmęczona twarz, podkrążone oczy, blizny. Nie Wyglądała ja siedem nieszczęść. Nie chciała przywoływać wspomnień byłoby to zbyt bolesne i mogłoby jej się poprzestawiać w głowie. Postanowiłaby zabić wampira, a nie po to zadała sobie tyle trudu by teraz z własnej głupoty to spieprzyć. W końcu westchnęła i wyszła z łazienki.
Już w progu zauważyła coś niepokojącego a mianowicie chłopach wisiał do góry nogami na lampie. Nie dziwił ją sam fakt tego, ale była pełna podziwu dla sufitu, który się nie oberwał. Tak myślenia trochę...spaczony, ale to, że dziewczyna nie jest normalna ustaliliśmy już wcześniej. Pozycja w której się znajdywał wampir przyprawiła ją o wspomnienia. Jak jeszcze była mała lubiła w ten sposób doprowadzać do białej gorączki damy dworu. Poczuła ukłucie w sercu, ale szybko odepchnęła te uczucia. Pokręciła głową i podeszła do wampira. Delikatnie go szturchnęła, co wprawiło go w kołysanie.
-Nie będziesz od tego mądrzejszy-
Powiedziała z przekąsem. I wyszło szydło z worka. Ujawniła się wredna natura Rosy, chociaż może to i dobrze, nawet takie żartowanie można uznać za miłą odmianę od ciągłego chłodu i obojętności. Tym bardziej, że dziewczyna nie miała nic złego na myśli. Ot tak jej się wymsknęło. Dlatego też, po tych słowach podeszła do swoich spodni i wyjęła paczkę tabletek krwi, które postawiła na szafce nocnej. Odszukała jakąś szklankę i nalała do niej zwykłej kranówki. Wrzuciła dwie pigułki i poczekała aż się rozpuszczą. Syntetyczna krew nie smakowała nawet w jednej części jak ta prawdziwa, nie mówiąc już o jej krwi. Pomimo to były bardzo dobrym zamiennikiem. Tym bardziej, ze Rosa nie nadaje się na dawcę przez najbliższe kilka tygodni. No chyba, ze sama się napije wampirzej posoki, ale nie chciała tego robić.
-Chodź...kolacja podana!-
Powiedziała i odłożyła szklankę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, ze od śniadania nic nie jadła. Skrzywiła się czując pustkę w żołądku, ale nie chciała niczego zamawiać. Co prawda pracowała, ale jej dochody były o wiele za niskie by mogła tak szastać pieniędzmi. Poza tym nie byłaby to jej pierwsza głodówka. Jak już opanuje sytuację to wróci do Akademika i się czegoś naje.
W życiu rzadko kiedyś jest coś za darmo. Chociaż Rosa nie wiedziała, jak odebrać dług, jaki ma u wampira. Jak na razie chciała dokończyć to co zaczęła. Podczas gdy wampir wziął się za picie to poszła się przebrać, nie będzie przecież paradować w samym ręczniku. Zagłodzony, czy nie wampir jest zawsze mężczyzną. Zniknęła za drzwiami łazienki i gdy ujrzała co jej przyszykowali to jęknęła. Prosta niebieska Trsukienka ją przerażała, ale Rosa nie miała wyboru. Wsunęła na siebie ubranie. PO dłuższym wahaniu weszła do sypialni, czuła się nieswojo, co było ewidentnie widać w jej ruchach. Zazwyczaj poruszała się jak skradający się kot, ale materiał i wykrój sukienki zmuszał ją do eleganckiego chodu. Te dwa tryby życia zmieszały się ze sobą dając dosyć zabawną mieszankę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Nie Paź 25, 2015 3:12 pm

Na jej słowa o człowieku zmrużył połowicznie powieki i nic już nie odezwał się. Nie wiedział, czy był kiedykolwiek człowiekiem, lecz wedle jej słów - istniało takie prawdopodobieństwo. Albo od razu urodził się w niewoli... nie potrafił przypomnieć sobie początku swej egzystencji jako wampir. Jedynie blizna na szyi, która do tej pory widniała, była widocznym znakiem oddzielająca byt człowieczy od Krwiopijcy. Lecz słowa Kruczowłosej miały drugie dno - serio chciałaby mścić się w jego imieniu? I tak nie powinna, jeszcze stałaby się tym, czym on. Co prawda przeczuwał, że nie jest zwykłym człowiekiem, aczkolwiek w tamtej norze było mnóstwo skurczybyków, więc naprawdę stanęłaby w ogromnym niebezpieczeństwie. I tak nie odzyskałaby jego człowieczeństwa.
Już sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Może dlatego po kąpieli zrodził mu się pomysł o tym bezwiednym zwisaniu na lampie? Żeby oderwać się jak najszybciej od przeszłości i jakoś ogarnąć teraźniejszość, by w przyszłości nie dopuścić do podobnej sytuacji. Na szczęście nie dostał opierniczu, jak wreszcie i dziewczyna zakończyła czynności związane z higieną i zobaczyła gagatka uwieszonego do sufitu.
-Głupszy też nie.
Odbił pałeczkę jej wrednej odpowiedzi, ale to tylko dodawało jej osobowości. Gdyby ciągle chodziła z tą chłodną twarzą i prawiła kazania bądź rozkazy, to byłoby nudno. A tak? Nawet dał się tym krótkim zdaniem dziewczyny przekonać, aby zszedł z lampy i po prostu zachowywał się w miarę przyzwoicie. W międzyczasie już tabletki rozpuszczały się w wodzie, które partnerka na tą noc wrzuciła i w ten sposób przyrządzała kolację dla wampira. Jak tylko uderzyła go woń syntetycznej krwi, aż cofnął się pod ścianę zatykając nos. Niby wiedział, że teraz tylko tym może się odżywiać, lecz nie mógł przyzwyczaić się do tego, jak jego ciało reaguje na chociażby kroplę posoki. A ta była dziwna: pozbawiona wszelkiego aromatu, tylko konsystencją i właściwościami przypominała prawdziwą substancję, którą imitowała. Jednak jego zmysły szalały, aż ciężej oddychał. Nie mniej dziewczyna kazała mu podejść i wziąć szklankę. Z obrzydzeniem podszedł po napój i przytknął wargi do szkła. Upił zaledwie łyk, a prawie że udławił się. Ohydztwo, ale jakoś tam pożywne. Mina kwaśniała jeszcze bardziej im więcej pił, lecz nie mógł przechylić szklanki na jeden raz i wszystko wypić naraz.
W tym samym czasie z jego oczu zniknęła nieznajoma za drzwiami od łazienki i coś tam robiła. Nie zwrócił uwagi, że były tu też ubrania damskie. Ale przekonał się widząc już "kumpelkę" z powrotem w sypialni. Aż odłożył szklankę na szafkę nocną, takie wywarła na nim pozytywne wrażenie.
-No proszę. Potrafisz wyglądać uroczo.
Wyszczerzył zębiska w uśmiechu przez chwilę i nie mógł oderwać wzroku od jej sylwetki. Faktycznie, takie zderzenie dwóch przeciwieństw dały niezapomnianą kombinację, która wyryła się w pamięci Białowłosego. Aż ośmielił się wstać i podejść bliżej, aby przyjrzeć się z każdej strony ubiorowi dziewczyny. Nawet jak się krępowała (czego nie dało się dostrzec na jej poważnej buźce), to i tak stała się obiektem pilnych obserwacji wampira. Miał wrażenie, że kiedyś widział kogoś podobnego do jego Wybawicielki. Nie mógł dopasować ów kadru do niczego, co przeżył jako Krwiopijca, toteż lekko pochylił się w pasie pochwycił się za skroń, którą rozmasował. Nie powinien był szukać w papce z mózgu czegoś, co zostało oderwane z ludzkiego życia i nijak pasowało do tego, co nabył po wieloletnich torturach. Potem właśnie puchła mu głowa. Chyba, że rzeczywiście był to efekt zbyt długiego dyndania do góry nogami z lampy. Oby nie, bo musiałby przyznać dziewczynie rację.
Po chwilowej migrenie znów złapał pion i westchnął cicho. Jeszcze raz uważnie utkwił niemal białe tęczówki w drobnej posturze towarzyszki i sięgnął dwoma palcami do jej czoła, by przesunąć kosmyk włosów na bok. Był bezczelny, to prawda, ale jak się za chwilę okaże - nie miał też najgorszych intencji.
-Także tego... teraz spokojnie możesz iść na randkę. Przyznaj się, kto jest tym szczęśliwcem?
Zapytał z odrobiną wesołości w głosie, po czym dokończył picie rozcieńczonej krwi z tabletki. Ugh, jakoś zmordował trunek.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Nie Paź 25, 2015 4:51 pm

Rosa miała bardzo skomplikowany charakter, który wychodził poza wszelakie normy. Z jednej strony lubiła się wyróżniać, a z drugiej unikała wzroku ludzi. Każdy chyba miał taką sytuacje, gdzie jego naturalne zachowanie totalnie się nie sprawdzało. Trzeba wtedy sięgać po inne środki. Rosa nie przywykła do spoufalania się z wampirami. Teoretycznie powinna traktować tego wampira jak istotę niższą, ale nie potrafiła. Chociaż jakby na to spojrzeć z innej strony...fakt, ze go umyła stawia ją na wyższej pozycji, tak samo jak sama pomoc jemu. Dziewczyna jest górą bo to potrafi a wampir dołem, bo jej ulega i pozwala sobie pomagać. tak więc punkt widzenia zależy od punktu patrzenia.
Na jego słowa tylko prychnęła pogardliwie, ale w jej oczach pojawił niebezpieczny błysk pewności siebie gdy zszedł z żyrandola. Światełko zniknęło tak szybko jak się pojawiło i dziewczyna zajęła się przygotowaniem "kolacji". Gdy skończyła zniknęła za drzwiami łazienki by się przebrać i przy okazji nie wybuchnąć śmiechem po raz drugi widząc minę wampira jak miał wypić syntetyk.
Sama siebie zaskoczyła sprawnością z jaką ubrała się w kieckę. Czyli jednak nie zapomniała jak to się robi. Ta myśl coś w niej ruszyła i Rosa poczuła jak ją pieką oczy. Szybko zamrugała kilka razy by odgonić łzy. Jeszcze tego brakowało a by się rozpłakała. Huśtawka nastroju godna księżniczki. Przymknęła w końcu oczu i potarła czoło. Czasem zapominała o tym, że jest ładną dziewczyną. Jeszcze tylko lekki makijaż, szpilki i jest gotowa by iść podbijać męskie serca. Gdyby chciała to tak właśnie wyglądałoby jej życie, ale jakoś zawsze ciągnęło ja do złej strony mocy. Wampir w pokoju obok był idealnym przykładem.
Gdy wyszła z łazienki momentalnie odwróciła wzrok. Wiedziała, ze się zarumieni a to byłaby porażka, zważając, ze jej skóra jest bardzo blada. Usłyszała dźwięk odkładanej szklanki. Nie musiała patrzeć by wiedzieć jaki wzrok jest w nią wlepiony. Mimowolnie objęła się ramionami. To nie jest tak, ze krępowała się spojrzeń mężczyzn, po prostu zazwyczaj ubierała się...inaczej. Tak typowo buntowniczo. Nie potrafi być kobieca i delikatna jak to wymagane jest w sukienkach.
Gdy usłyszała jego słowa poczuła jak jej rośnie ciśnienie a krew napływa do twarzy. Urocza...nikt tak jeszcze jej nie określił.
"Nie zarumienię się do cholery..."
Krzyknęła do siebie w myślach kiedy zrobił krok w jej stronę. Momentalnie podniosła na niego wzrok. Jego spojrzenie sprawiło że poczuła się dziwnie. Oglądał ją z ciekawością i pewnego rodzaju zadumą. Przerzuciła włosy do tyłu. Niesforna burza czarnych włosów otulała jej twarze i padała na sukienkę dając oszałamiający efekt. Dziewczyna miała ochotę rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale język utknął jej gdzieś w gardle. Przełknęła ślinę i uważnie obserwowała wampira. Złapała się na tym, że to ona zrobiła krok w tył, a może dokładniej pół kroku. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
Gdy jego dłoń jej serce wyrwało się i zabiło szybciej. A na policzkach pojawił się purpurowy rumieniec.
"...no i tyle kurwa z tego."
Ode zwał się jakiś głów w jej głowie. Być może zdrowy rozsądek. Zgadzała się z nim w zupełności i dlatego starała się utrzymać fason. Nie miała pojęcia za żadne skarby dlaczego tak się krępuje. Przecież to tylko...człowiek...którego widziała nago. Na samo wspomnienie jej policzki ponownie zapłonęły, nie mówiąc już o świadomości, ze go wykąpała. Z nią chyba było poważnie coś nie halo. Nigdy nie przejmowała się takimi rzeczami.
-Ja...nie...to...tak...że...ja...eechem...jaka kurwa randka?! Dostałam te ciuchy jak i ty!-
Całkowicie zbił ją z tropu tym pytaniem. Biedaczka aż się zająkiwała. Nie wiedziała za co się złapać ani jak odpowiedzieć. W końcu w pełni dotarło do niej o co pytał. Odpowiedziała zdenerwowanym głosem. Zmarszczyła brwi i obejrzała się na siebie. Aaaa...chodziło mu o ubranie. Pokiwała w końcu głową po czym zastygła w połowie ruchu. Poniosła twardy wzrok na wampira. Wyglądała jakby miała ochotę mu skoczyć do gardła. Dlaczego? Rosa jak każda kobieta nienawidziła być wprawiona w zakłopotanie. Pomimo chęci zemsty wycofała się i podeszła do pustej szklanki wrzuciła do niej jeszcze cztery tabletki i podreptała do łazienki z taką miną, że bez kija nie podchodź. Dolała do tabletek wody i czekała. Nie musiała długo myśleć nad tym co chce zrobić. Rozdrapała małego strupa na palcu i wlała do szklanki kilka kropel krwi. Po czym weszła jak burza do pokoju i odstawiła naczynie na szafkę.
-Wypij jeszcze to i idź spać, jutro pomyślę co z tobą zrobić-
Burknęła tylko i usiadła obok drzwi. Najwyraźniej nie miała zamiaru spać w obecności wampira. Nie ważne jak uległego. To byłby samobój na każdej płaszczyźnie. Zdołała odzyskać zimny wyraz twarzy, ale rumieńce pozostawiły po sobie cienie a oczy już nie ciskały lodowymi pociskami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Nie Paź 25, 2015 6:46 pm

Ah, jakże miła odmiana dla oka widzieć kogoś, jak ktoś do tej pory, kto był tak pewny siebie, tak niezłomny i chłodny, nagle okazuje swoje ludzkie oblicze. Nie trzeba się wstydzić emocji! One są naprawdę urocze! Zwłaszcza, jeśli dodać do tego piękną aparycję Czarnowłosej o fiołkowym spojrzeniu! Aż przekręcił głowę na bok z lekkim uśmiechem, jak udało mu się porozumieć z Wybawicielką. Dobrze, że nie tarzał się po podłodze ze śmiechu jak jego sobowtór, który prawie że płuca wypluwał z radochy, nie mniej jednak był z siebie dumny!
Oczywiście do czasu.
Najwyraźniej trafił w piętę Achillesową dziewczyny, która albo nie miała z kim chodzić na randki, albo w ogóle wyrzekła się takiej możliwości. Zupełnie nie rozumiał dlaczego. Atrakcyjna, zręczna, pewna siebie, mająca pobudki altruistyczne, a zarazem zdecydowana i zdeterminowana. Kogo nie kręcą takie charakterne osóbki? Zatem nie wiedział co powinien zrobić na jej z początku niepewną wypowiedź, która urosła w krzyknięcie i niejaki opiernicz na wampira. Ten tylko strapił się na bladym licu.
-S-Spokojnie...
Wystawił ręce przed siebie, żeby w razie czego odepchnąć atak dziewczyny na swoją osobę, ale na szczęście jakoś opanowała swoją wybuchową mieszankę zakłopotania, złości oraz rumieńców. Te ostatnie mogłaby pokazywać częściej, bowiem o wiele ładniej w nich wyglądała. Może nie dodawały powagi, lecz czego nie robi się dla urodziwszych rysów twarzy? Mogłaby częściej o tym pomyśleć, ale przecież kim on był, żeby dawać takie rady? Zwykłym śmieciem. Mimo to udało mu się przedstawić swoje zdanie, a to krok milowy od zgaszonego i nieobecnego bytu.
Wreszcie dziewczyna zgromiła go wzrokiem, i mimo pojęcia jego pokrętnej, niespodziewanej logiki co do niebieskiej sukienki, i dała mu jasno do zrozumienia, by nie szedł za nią. Teraz to jego ogarnęła dezorientacja.
-Rety, rety, zupełnie nie rozumiem kobiet...
Mruknął do siebie, podrapał się w tyle głowy i musiał po prostu czekać. Coś kombinowała, i nie wiedział o co jej mogło chodzić. Ale zaraz zrozumiał, dzięki wyczulonemu węchowi. Huh, ale aby na pewno nie miał omamów? Tym razem ewidentnie wyczuwał nutę zapachową posoki dziewczyny. Nie zapomni już nigdy tego smaku i walorów, które nawet w głowie miały swój uproszczony schemat strukturalny. Uproszczony, bo nie potrafił jeszcze tak manipulować cząsteczkami, aby odkryć wszystkie czynniki składające się na pyszniutką krew. Dostał całe naczynie do wypicia i polecenie, by zaraz potem szedł spać. Mimo to zerknął na taflę substancji niezbyt przychylnie.
-Nie musiałaś...
Chyba zrobiła to specjalnie! Za te rumieńce! Wiedziała przecież, jak reagował na krew. Ale z drugiej strony - nie mógł oprzeć się pokusie i z rozpalonymi na biało (jak dwie tarcze Księżyca w pełni) oczyma dorwał szklankę. Jeszcze chwilę sam ze sobą się mocował, ale aromat zrobił swoje. Po prostu musiał wypić rozcieńczoną krew dziewczyny. Tym razem wypił jednym haustem całą zawartość i odstawił naczynie na szafkę. Uuh, to był mocny towar, i mimo rozcieńczenia, z prawdziwą krwią smakował o niebo lepiej niż najlepszy specyfik z laboratorium.
Zerknął wreszcie na łóżko. Czas na sen, tak? Lecz nim to zrobił, odwrócił się na moment w kierunku dziewczyny siedzącej już pod drzwiami i odezwał się dość łagodnie:
-Kimkolwiek jesteś... dziękuję.
Następnie odwrócił się na pięcie i przeciągnął się w kręgosłupie. Jak miał walnąć kimę, to nie zawiedzie oczekiwań tej, której zawdzięczał życie. W sumie... dla rumieńców ów dziewczyny warto było powstać z martwych. I nic nie kłamał z jej wdziękiem - powinna była częściej pokazywać swą kobiecą część, i rzadziej ożywiać wampiry. Tak czy siak, podszedł do mebla, ale zamiast gruchnąć się na materacu, przykucnął i wsunął się pod nim. Był szczuplutki, także w sam raz zmieścił się we szczelinie. Tylko mały biały pukiel wystawał spod spodu. I szczerze to nie chciało mu się spać, zwłaszcza jak miał okazję zobaczyć nieznajomą z imienia dziewczynę w cudnej kreacji. Zastanawiające, nie bez powodu dostałaby takie ubranie. Cóż, miała prawo nie mówić mu wszystkiego, ale zżerała go ciekawość. Skrzyżował ręce na torsie i zmrużył mimo wszystko powieki. Było pod łóżkiem ciemniej niż na nim, więc klimat idealny. Co jakiś czas tylko otwierał jedno oko i sprawdzał czy widać chociaż buty dziewczyny. No nic, wreszcie wyciszył się na tyle, że zasnął. W towarzystwie odtwarzanego bicia serca "partnerki" z chwili, kiedy była bardzo zakłopotana. Bo wiadomo, że to od krwi pojawiają się wypieki na buźce, a ta krew powędrowała z szybkiego rytmu serca Fioletowookiej piękności.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Nie Paź 25, 2015 8:29 pm

Gdyby Rosa mogła zobaczyć Przewodnika prawdopodobnie skopałaby mu tyłek i zdarła ten uśmiech z twarzy. Niech się chłop cieszy, że jest niewidzialny. Wampir natomiast wylizał się z sytuacji utrzymując spokojny wyraz twarzy. Owszem nadepnął jej na odcisk i dziewczyna zareagowała instynktowną agresją. Momentalnie uspokoiła zmieszane serce i zmusiła krew by spłynęła z twarzy. Chłopak miał się czego bać bowiem dopóty jest zawstydzona to nie planuje zemsty, a jak nie jest...gwarantuje, że umarłeś na 1000 sposobów. Rosa nigdy nie umawiała się na randki. Miała do tego wielkie uprzedzenia. Zrobiła to raz i potem musiała zabić swojego chłopaka bo chciał ją zabić. Nigdy więcej. Do tego dochodzi jej tryb życia...nie może jej na kimś zależeć. Źle by się to skończyło dla nich obojga. Gdyby tylko wampir dowiedział się kim jest Rosa, jak bardzo jest sprawna i na ile potrafi być bezwzględna to nie podchodziłby tak blisko. Była przecież bronią, bardzo wkurzoną chwilowo bronią. Co ciekawe nie na wampira, a na samą siebie za wcześniejszą reakcję na bodźce, które powinny być jej obojętne. No i chłopak znalazł się w polu rażenia.
-Że co proszę?-
Odwarknęła na niego. Uspokajać wkurzoną kobietę jest jak machanie płachtą przed oczami byka. Bądź pewny, ze zaatakuje. Rosa zeszła z oczu wampira i poszła po szklankę i syntetyczną krew. Przy okazji rzucając piorunami z oczu na wszystko co ją otaczało. Zalała wszystko wodą i już miała wychodzić, gdy sobie przypomniała miny jakie stroił kiedy ostatni raz pił to dziadostwo. Rozdrapała więc palca i wlała kilka kropel. Kazała mu wypić i iść spać. Bezczelna i bardzo mądra. Dobrze wiedziała jak mało trzeba by uzależnić od siebie słabego wampira. Gdyby teraz chciała zmusiłaby go do klęknięcia i wyrecytowania przysięgi wierności, ale nie zrobiła tego. Uciążliwe by było gdyby chodził za nią jak szczeniak. Nie. Dług wdzięczności w zupełności wystarczy.
-Musiałam by nie patrzeć jak skrzywiasz pyszczek...-
Czy ona zdrobniała słowo pysk? No rzeczywiście jest z nią coś nie halo...chyba się przegrzała, albo jakieś inne wydziwienia. Tak, już poro spać., żeby tylko mogła usnąć dzisiejszej nocy byłaby szczęśliwa. Gdy chłopak się zaczął przeciągać to zgasiła światło. W ciemności skuliła się jak małe dziecko i pozwoliła sobie na mały uśmiech za podziękowania. Czuła jak cień ją otula i zaprasza do snu, ale nie dla niej ten przywilej dzisiejszej nocy, bowiem musiała iść do pracy. Tak stąd taki ubiór. Ale jeszcze nie czas na to. Miała mniej więcej pół godziny wolności. Postanowiła się rozkoszować ciemnością.
Jako dziecko nigdy nie bała się nocy, a wnet się w niej chowała. Przecież w mroku niepożądany wzrok niem może cię dosięgnąć. Po kilkunastu minutach wstała i bezszelestnie podeszła do stolika i wzięła telefon. Omal nie dostałą zawało jak zobaczyła białe włosy. Czyli spał pod łóżkiem. Też dobre rozwiązanie...chociaż będzie musiała go tego oduczyć...musi chyba zacząć prowadzić taką listę, gdzie znajdą się niepożądane zachowania wampira.
"No i już wiem jakie potwory mam pod łóżkiem"
Pomyślała z rozbawieniem. Wzięła jeszcze tylko telefon, włożyła sobie do stanika i wyszła najciszej jak mogła. Zanim jeszcze zamknęła dzrwi spojrzała się na dłoń która była oświetlana słupem światła wystającego z korytarza.
-Rosa...jestem Rosa-
Odparła i zamknęła pokój dając spokojnie się wyspać chłopakowi. Gdy tylko znalazła się za drzwiami motelu zdjęła buty i zaczęła maszerować na bosaka. Zdołała się zatrudnić w pewnym prestiżowym klubie. Płaca całkiem przyzwoita a napiwki zostawiana przez klientów też super. Czekała ją sześciogodzinna zmiana ale nie narzekała. Lepszy rydz jak nic. Tym bardziej, ze była "dziewczyną od drinków", czyli poprzez rozmowę, uśmiech i mowę ciała, nakłaniała mężczyzn na stawianie jej trunków, które kosztowały dwa razy tyle. Dostawała z tego jakiś procent, plus pensja, plus napiwki.

***

Była wykończona. Dzień totalnie do dupy a ona nie miała już siły na nic co związane z rozmową. Pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z baru. Odpaliła podarowanego papierosa od jakiegoś faceta, z którym rozmawiała. Ponownie zdjęła buty, musiałaby nieźle się uderzyć by wracać w tym cholerstwie tyle czasu. Prędzej by nerkę oddała. Zdążyła przejść kilka przecznic kiedy o jej uszy obił się dźwięk niepasujący do nocnej ciszy. Trochę zwolniła i poczekała na odpowiedni moment by przygwoździć delikwenta do ściany. Instynkt łowcy pokierował jej ruchy tak, ze stała się nieziemsko szybka, poprzednie jej zachowania były niczym. Do tego miała cholernie niebezpieczną broń -buty na obcasie, a jak wiadomo w rękach kobiety są niezawodne. Ale jak już miała zadać cios zapaliła się jedna z ulicznych lamp oświetlając twarz tajemniczego mężczyzny.
-Co ty tu kurwa robisz? Prawie cię zabiłam...-
Powiedziała z mieszanką rozbawienia i złości. W końcu go puściła. Cmoknęła z dezaprobatą i podniosła pytająco jedną brew. Jej mimika się wzbogaciła, pewnie to pozostałości po pracy. Dzięki wiatrowi szybko oziębnie, niech wampir nie robi sobie nadziei.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Sro Paź 28, 2015 5:25 pm

-Pfff...
Fuknął cicho i obdarzył ją spojrzeniem wyrażającym szczerą chęć, by odszczekała te słowa. Ale poszedł po rozum do głowy i szybko zamilknął. Wszak dostał od niej coś, czego nie powinna mu dawać, by wygrać wojnę z wampirami. Póki jest po jego stronie, może gadać co sobie chce na jego temat. I tak przywykł do bycia poniżanym, więc komentarz o pyszczku powinien przyjąć jak komplement! Bo w sumie... ciekawe, że zdrobniła ów słowo, ale nie debatował nad tym dłużej z samym sobą. Udał się grzecznie spać i dziewczyna miała go z głowy na dobre sześć godzin.
A później już nie.
Bo to Takę przywarła do ściany Łowczyni i nie puszczała go, dopóki nie przyjrzała mu się z bliska. Szczerze to nie spodziewał się, że zostanie zaatakowany. Chyba nigdy nie zrozumie kobiet, a w szczególności właścicielki o wdzięcznym imieniu "Rosa". Do tej pory obijało się ów miano w jego głowie i nie chciało przestać.
-Heh, do tamtych to potrafiłaś się uśmiechać, a ze mną witasz się... butem -zmierzył Rosę przenikliwym wzrokiem, po czym dodał poważniejszym tonem- Chciałem upewnić się, że nie robisz czegoś głupiego.
Był trochę wredny, ale przecież pił krew samej Rosy Valentine! Po kimś musiał odziedziczyć ów cechę. Jak miał być grzeczny i ułożony, skoro dodatkowo spędził wiele lat w niewoli i torturach? No jak? Był problematyczny, jednak przynajmniej słuchał się swojej Wybawicielki. Przynajmniej w większości. Od leżenia pod łóżkiem tylko bardziej zdrętwiał, a przecież skoro mógł jakoś egzystować - to niech będzie to egzystencja z przytupem. Najlepiej jak najbliżej Ślicznotki, która pochwalić się mogła wieloma atutami. No i jeszcze ta sukieneczka - jak na nią szyta.
Rozejrzał się dookoła i gdy go wreszcie puściła, przejechał palcami po szyi. Powinien zapamiętać, by nie zachodzić Rosy od tyłu. Przeczesał palcami włosy i jednocześnie powiedział z odrobiną pewności:
-Zresztą przydadzą Ci się dodatkowe dwie pary oczu o tej porze.
Dwie pary? Specjalnie tak określił, bo wliczał także Przewodnika, którego nie opuszczało ADHD i który bawił się włosami Czarnowłosej. Młodzieniec więc skarcił go wzrokiem, a ten bez większego oporu darował sobie dalsze robienie warkoczyków. No ale Ślicznotka nie mogła wiedzieć o jego przypadłości. Oh nawet nie przedstawił się jej. Właściwie... może to i lepiej, nie był dumny ze swojego miana, bo tak bardzo pasowało do tego, kim jest. Śmieciem. Nic niewartym śmieciem, którego jednak dziewczyna zdecydowała ożywić. Dlaczego? To nadal pozostaje zagadką, nie potrafił czytać w umyśle. A szkoda, może dowiedziałby się czegoś więcej o osobie, której zawdzięcza inne życie?
-To gdzie teraz idziemy, Rosa?
Wsadził ręce do kieszeni i wyprostował się w kręgosłupie patrząc się pytająco na o dwadzieścia centymetrów niższą towarzyszkę. Cóż, może nie miała okazałego wzrostu, lecz przerastała go w pozostałych dziedzinach życia. Nie będzie bagatelizować tego, co powie, najwyżej skomentuje. Chyba, że dopadnie go podły humor. Nerwicy dostawał, jak widział co wyczynia jego sobowtór, także wbił wzrok w Kruczowłosą, żeby lepiej skupić się na niej i jej słowach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Lis 02, 2015 6:47 pm

Klękajcie narody jak Rosa jest wkurzona, albo wystraszona. Takich osób jak ona nie zachodzi się od tyłu... tym bardziej po ciemku. Dziewczynę ciągle bolała głowa, nie mówiąc już o zawrotach, które co jakiś czas zataczały ją na przypadkowych mężczyzn w lokalu. Niezbyt wiedziała co się z nią dzieje, wróć wiedziała, ale nie chciała przyznać sama przed sobą, że to przez utratę krwi. Zawsze tak się czuła po stoczonej walce. Do tego ten zryw, który na dobre jej na pewno nie wyszedł. Miała ochotę zwymiotować, albo zemdleć, ale na pewno nie przy wampirze.
Słysząc jego słowa zmrużyła oczy i prawie na niego syknęła. W sumie to prawda, ze ta dziewczyna ma w sobie coś z kota. Inaczej nie zachowywałaby się tak. W każdym razie odsunęła się od wampira, niech się cieszy, że żyje inaczej zrobiłaby mu z tętnicy szyjnej fontannę. Do tego miał czelność jej wypominać, ze zachowuje się w jego stosunku źle. A to jemu podała krew a nie "tamtym". To jemu pomogła i to jego umyła, ale widać pomimo wszystko wciąż mu mało. A skoro poszedł za nią znaczy, ze nie jest taka zła. Jeżeli by była to by uciekł w siną dal a nie zamartwiał się czy ona dotrze bezpiecznie
-Po pierwsze...nienawidzę się uśmiechać kiedy nie mam powodu. Po drugie głupotą jest pójście za mną o takie porze. A po trzecie: nie masz pojęcia jak się poruszać po tym mieście...mogłeś się zgubić!-
Warknęła w jego stronę. Zawody na bycie wrednym? Proszę bardzo jeszcze jedno słowo i dziewczyna zacznie pluć jadem prosto w oczy przeciwnika. Oj nie będzie jej tu chłopak podskakiwał i chociaż była o głowę od niego niższa to i tak było wyraźnie widać kto w tej relacji jest bardziej uparty. Chociaż, jakby spojrzeć na to z innej strony...charakterek nieznajomego zaczyna wychodzić na wierzch. No i mamy szydło w worku. Problem polega tylko na tym, że ukłuta Rosa odgryza się z podwójną mocą. Taka natura.
Rosa miała nieodparte wrażenie, że wampir jej się przygląda inaczej niż powinien. Poruszyła się niespokojnie pod jego wzrokiem i zagarnęła kosmyk włosów za ucho. Przełknęła ślinę aby powiedzieć coś miłego. Naprawdę miała taką ochotę. Może nie od razu kwiatki i skowronki, ale chociaż cokolwiek co mogłoby sprawić wampirowi przyjemność. Ale nieznajomy ponownie nadepnął dziewczynie na odcisk. Że ona niby sama sobie nie poradzi? Bo co bo wygląda jak mała dziewczynka? I jest niska? I w ogóle? Łowczyni zagotowała się krew w żyłach, od zawsze denerwowała ją jej wzrost. Kompleks Napoleona czy jakoś tak...ale mniejsza o to. Najważniejsza jest reakcja naszej młodej łowczyni, która zabijała wampira wzrokiem.
-Umiem sama o siebie dbać-
Wycedziła. Po czym ruszyła przed siebie lekko się zataczając co jakiś czas. Nie. Nie może wrócić do motelu musi dostać się do Akademii. Ale wystarczyło zerknięcie na wampira by zrozumieć, ze zostawić go nie może. Nie da sobie sam rady, albo znowu doprowadzi się do poprzedniego stanu. W końcu westchnęła. Powinno być dla niego miejsce w klasie nocnej, ale do tej poru musie się nauczyć jak egzystować w społeczeństwie. W jednej chwili podjęła decyzję.
-Idziemy do Akademii Cross. Na kilka dni zostaniesz u mnie po czym zgłosimy twoje przeniesienie do klasy nocnej. Powinieneś się tam poczuć lepiej...między swoimi...-
Odezwała się zmęczonym głosem nie zatrzymując się by poczekać na wampira. Prawdopodobnie i tak za nią pójdzie. Urwała w połowie zdania by nabrać oddechu. Brak jedzenia, utrata krwi i bezsenność chyba powoli ją wykańczają. w takim tempie nie dożyje trzydziestki. W sumie są z tego plusy. Nie zestarzeje się.Umrze piękna i młoda.
Miasto było milczące. Ulice świeciły pustkami. Było coś groźnego w tej ciszy. Zimno przeszywało ludzkie ciało Rosy na wylot zabierając jej każdy skrawek ciepła. Przyśpieszyła kroku nie bacząc na ból w głowie. Skręciła w kolejną uliczkę i ujrzała kilkanaście postaci pochylonych nad czymś. Nie musiała dużo myśleć by zrozumieć co ma przed sobą. Poziomy E.
-...o wilkach mowa-
Mruknęła pod nosem i zaczęła się wycofywać. Była ich czwórka, stanowczo za dużo jak na nią. Nie w takim stanie. Gdyby tylko miała przy sobie swój wachlarz byłoby po sprawie, a tak to w tej kiecce gówno może zrobić. Zaczęła się powoli wycofywać,. ale zbytnio cuchnęła krwią by zostać niezauważona. Gdy jeden z wampirów podniósł głowę i spojrzał się na nią szkarłatnymi oczami zaklęła pod nosem i odwróciła się w stronę nieznajomego.
-Jak powiem biegnij to lecisz w stronę lokalu zrozumiałeś?-
Powiedziała pół szeptem fioletowymi oczami obserwując jak pozostali członkowie stada przyglądają się jej jak zwierzęta. Przekręcają głowę raz w jedną raz w drugą stronę. Szukali w niej słabego punktu, albo dobrego miejsca by się wgryźć. Aż przeszedł ją dreszcz. Zaczęły się podnosić powoli. Kolejny krok w tył. Ty było jak zezwolenie dla wampirów, które zerwały się do biegu. Wiedziała, ze nie ucieknie. Prędzej się potknie po drodze. A pierwszą zasadą walki z wampirami jest ustanie na nogach. Jeżeli upadniesz to już po tobie.
-Biegnij!-
Wrzasnęła i popchnęła wampira. Może wpadnie na pomysł by pobiec po pomoc. Ona postara się wytrzymać. Zaufa mu, ten jeden raz. Poza tym... nie ma wyboru.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Lis 02, 2015 9:46 pm

Nie należy drażnić Rosy, ani lekceważyć jej wredności. Powinien trzymać język za zębami, ale milczałby. Tak jak teraz, gdy z większą pokorą przyjmował na klatę jej słowa i płynące wraz z nimi racje. Gdyby miał ciut gorszy węch, mógłby nie odnaleźć Łowczyni. Wtedy na pewno padłby szybkim łupem innych łowców wampirów i wąchałby, ale kwiatki od spodu. I wcale nie uważał, że dziewczyna nie poradziłaby sobie w trudnych sytuacjach, lecz zawsze lepiej mieć kogoś do pomocy, prawda? Przynajmniej on czuł się bezpieczniej będąc w pobliżu kogoś, kto go jako-tako tolerował. Może dlatego nie mógł usiedzieć w wynajętym pokoju? Ha, nie przyzna się przecież, nawet nie próbuj go podjudzać, Rosa. Chociaż umiesz zamrażać wzrokiem z miejsca.
Padła przy okazji odpowiedź na temat tego, dokąd się wybierają. Akademia Crossa. Słyszał o tym miejscu. Wampiry, które robiły z nim co chciały, nieraz wspominały o jego odsłonie dla klasy nocnej. Niezupełnie wiedział, co one tam porabiały, ale sama ich obecność w tamtym miejscu nie przypadła Tace do gustu. Aż zwolnił krok i drapał się nerwowo po łokciu.
-Wcale nie lepiej -zatrzymał się nagle i wwiercił wzrok w plecy Rosy, która poszła o dwa kroki dalej- nienawidzę Wampirów.
Powiedział stanowczo i skierował zaraz wzrok gdzieś na bok. No tak, nie wspominał dziewczynie swojej przeszłości, którą pamiętał. I wolał nie mówić, jeszcze potraktowałaby go jak tamci. Nigdzie nie pasował - ani do ludzi, ani do Wampirów. Był kimś pośrodku, może pod tym względem było mu bliżej do Rosy niż można było się spodziewać? Wzruszył ramionami, skoro chciała jednak iść tam, nie będzie jej na siłę obrzydzał wypadu. Zwłaszcza, że mieli tam spędzić kilka dni... hm... jak długo trwał dzień? Będąc w ciągłym zamknięciu nie rozróżniał dni tygodnia, pory dnia. Wszystko zlewało się w jedno, i każdy polegał na tym samym.
Poniżaniu pod każdym względem.
I gdy tak szli w chwilowym milczeniu, wtedy dostrzegli przed sobą cztery osobniki. Wampiry poziomu E. Zamarł w bezruchu obserwując Kruczowłosą. Nie spodobał się jej zastany scenariusz, bestie wyglądały na głodne, o czym świadczyły ich ślepia. Wpatrywały się w dziewczynę ignorując obecność Taki, tak jakby był jednym z nich. Kumplem, który dopomógłby w osaczeniu Ślicznotki. Ta nie czuła się komfortowo z osłabieniem, głodem i bez narzędzia do walki. Nie wspominając o szpilkach i sukience. Mimo wszystko chciała, żeby zwiał, a ona będzie go osłaniać. Nic z tego!
-Oszalałaś?!
Ale już został wypchnięty w stronę ucieczki, w stronę wolnej uliczki. Wolność czekała na niego z otwartymi ramionami. Lecz nie mógł zwiać. Pewnie srogo się zawiedzie na chłopaku, że nie posłuchał jej, lecz nie pozwoli tym bydlakom na dodatkową ucztę z Rosy. Poza tym... adrenalina, jej słodki smak, pobudziła w nim coś, co do tej pory skrywał przed Wybawicielką. Że niewiele różnił się od wampira poziomu E.
Nie minęło dziesięć sekund, a Długowłosy rzucił się drapieżnie na pierwszego przeciwnika i przygwoździł go do podłoża. Ten zdołał tylko wgryźć się w ramię, ale utracił życie silnym ciosem z łokcia, aż oderwała się jego głowa od kręgosłupa. Białe tęczówki zapłonęły groźnie, kiedy trzy wampiry zamierzały dorwać Rosę. Odciągnął ich uwagę wskakując pomiędzy dziewczynę, a Krwiopijców trzymając w ręku głowę pierwszej ofiary.
-Wghraaa!
Pokazał swoją dominację nad niższymi współrasowcami, skoro tylko pokonał jednego z nich. Nie bez szwanku, lecz czysta agresja biła od Śmiecia, a to wystarczyło, by i pozostali chcieli dołączyć się do walki. Bardzo dobrze, niech podejdą, niech wręcz wskoczą na Białowłosego, który obnażył kły w diabelnym uśmiechu. Bo przeskakując przez pierwszego trupa nie wiedzieli, że moc młodzieńca przyspieszy proces gnicia i zbierania się gazów, które eksplodowały z odpowiednią mieszanką pierwiastków. Dwa z trzech rozpadły się na kawałki podążające za jedynym ocalałym skurczybykiem. Jego też dopadł, by nawet nie ważył się krzywo spojrzeć na dziewczynę. Nie spojrzał, bo Taka rozerwał mu połowę twarzy, w tym oczodoły. Przeciwnik i tak nie dawał za wygraną, bił na oślep, lecz tu już wystarczyła odrobina skupienia i celności, żeby przebić na wylot jego ciało i porozrywać wnętrzności. Nie wyrywał z jego ciała swojej ręki, dopóki wampir poziomu E przestał się ruszać. Odlepił go od siebie jedną nogą i zrzucił z siebie na ziemię. Czym prędzej zlizywał z ręki i rękawa bordową ciecz, która przesiąknęła całkowicie przez materiał. Nic nie mogło się marnować, tak się nauczył głodując lub jedząc własne odchody, by przetrwać kolejny dzień marnej egzystencji.
Dopiero, kiedy oczyścił się w miarę z posoki, ocknął się na tyle z transu mordercy, że ujrzał całokształt swoich dokonań. Pod innym kątem niż powinien.
-Nosz kurde, ubrudziłem się.
Jakoś nie był przejęty bajzlem dookoła, a skoro Rosa twierdziła, że jest samowystarczalna, to nie przejmował się także nią. No, może odrobinę, ale przecież nie powie tego na głos, bo znów dostałoby mu się ochrzan za to, że miał rację. Też nie narzekał, gdy na poszarpanym rękawku zwisał mu kawał własnego mięsa. Miał podniesioną tolerancję na wszelki ból, co jednak nie znaczyło, że chciałby chodzić z takim dyndającym mięśniem. Ściągnął z siebie brudną, czarną koszulę i zerwał do końca naderwany kawałek ciała, po czym zjadł go jakby wcinał jabłko. Zupełnie naturalnie, to u Taki norma. No i znów świecił gołą klatą z licznymi bliznami. Na (nie)szczęście spodnie miał całe, także ich nie zdejmował. Może innym razem.
-To chodźmy do tej... Akademii, czy jak to nazwałaś.
Podszedł do jednego trupa, pochylił się nad nim i pochwycił go za kostkę u nogi. Zaczął go taszczyć za sobą. Chciał zabrać sobie podwieczorek do nowego miejsca wskazanego przez towarzyszkę. Nie chciał, by tyle jedzenia się marnowało! No i jeszcze ubił je wszystkie, by pokazać, że jednak na coś się przydaje. A i tak nie miał wiele do stracenia. Może dlatego nie warto wskrzeszać wariatów?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Sro Gru 23, 2015 9:31 pm

Gdyby tylko dziewczyna wiedziała ile ma wspólnego z wampirem. Pewnie wzięłaby wtedy rewolwer i strzeliłaby sobie w łeb. Dziewczyna nienawidziła krwiopijców, zabrali jej przecież rodzinę, ale nienawidziła również ludzi. Istoty puste i kruche, bez żadnego określonego celu istnienia. Zacisnęła szczęki gdy wampir się odezwał. Dobrze wiedziała jak to jest żyć wśród tych, których chcielibyśmy unikać. Rosa o wiele lepiej dogadywała się z trupami...łatwiej było przepraszać nieboszczyka, albo oskarżać go o cokolwiek. Nie obroni się przecież. Nie odezwała się jednak, wiedziała, że wszelakie słowa mógłby zabrzmieć nad wyraz miękko. Nie określiła jeszcze co chodzi mu po głowie i musiała zachować ostrożność.
Właśnie zaczęła się zastawiać nad tym co strzeliło jej do tego pustego łba żeby zaopiekować się wampirem kiedy spotkali towarzystwo. Odepchnęła na bok te rozmyślania, później się nad tym zastanowi, o ile przeżyje tą potyczkę. Nie bała się śmierci. Bardziej martwiła się o wampira, co on bez niej zrobi? I znowu się złapała na martwieniu się o nieznajomego. Ale nie mogła nic na to poradzić, wydawał jej się taki bezradny i pokrzywdzony...a do takich istot ona własnie miała słabość. Gdy mogła się kimś zająć jej problemy wydawały się mniej znaczące. To był jej sposób na radzeni sobie z przeszłością i teraźniejszością.
Dlatego kiedy wampiry ruszyły w jej stronę bez chwili wahania odepchnęła mężczyznę na bok gotowa przyjąć na siebie wszystkie ciosy. W końcu pochodzi ona z rodziny królewskiej, powinna dbać o ludzi, którzy za nią podążają. O swój lud, który do dziś nie wie, że ich królowa szlaja się po zaułkach jak jakaś szmata, ryzykując życie dla pierwszego lepszego wampira...Nikt o tym nie wie i nikt nie będzie jej opłakiwał jak ją zabiją. Napięła wszystkie mięśnie gotowa do walki. W głowie przewertowała wszelakie scenariusze...Nie spodziewała się jednak tego co za chwilę miało się wydarzyć...
Cała walka mogła trwać najwyżej kilka minut, ale horror jaki rozegrał się przed oczami Rosy był nie do opisania. Dziewczyna miała wrażenia jakby czas biegł w zwolnionym tempie. Chciała pomóc wampirowi, ale jego zachowanie przypominało bardziej rozwścieczoną bestię aniżeli walczącego człowieka. Jakiś głos w tyle jej głowy bez przerwy powtarzał słowa jakie usłyszała od swojej opiekunki pewnego słonecznego dnia... "Pamiętaj Panienko, nigdy nie wkładaj ręki między gryzące się psy, oczywiście jeżeli ta ręka ci miła" Cofnęła się kolejny krok i potknęła się. Czarne plami zatańczyły jej przed oczami jak z gracją słonia łupnęła na mokry krawężnik. Jęknęła cicho, ale nie oderwała wzroku od walki.
Miała mieszane uczucia. Nie wiedziała czy targa nią strach czy gniew a może podniecenie rozlewem krwi. Jednak ten pierwszy zaczął powoli brać nad nią górę. Czuła jak serce w jej klatce piersiowej bije co raz to głośniej i mocniej. Jakby chciało dogonić szybkościom ruchów białowłosego. Na szczęście nie zatrzymało się, gdy walka dobiegła końca. Wielkimi oczami oglądała pobojowisko. Cisza była tak absolutna, że wampir prawdopodobnie słyszał jak wysokie ma ciśnienie Rosa. Ta myśl wcale ją nie uspokoiła. A potem ten głos i słowa, które sprawiły, ze po plecach przeszedł ją zimny dreszcz.
A więc wampir klasy wyższej też może być potworem. Ledwo przełknęła ślinę. Otworzyła usta by coś powiedzieć jednak z jej gardła wydobył się tylko nieludzkie charknięcie.
Nie ruszyła wampirowi na ratunek gdy ujrzała jego ranę. Nie zamartwiała się. Patrzyła pustym wzrokiem na obraz jaki miała przed oczami. Zjadł własne ciało jakby to był jakiś owoc. Żołądek podszedł jej do gardła a ona gwałtownie nabrała powietrza.
Przeniosła wzrok na zwłoki jakie trzymał za kostkę i zaczęła odliczać, w końcu ciało wampira zamieniło się w pył. Wiatr jakby tylko na to czekał, zebrał popiół i zmusił go do tańca.
-Taki potwór...-
Wyszeptała w końcu. Jej głos brzmiał jak powiew wiatru. Nie szło rozróżnić które z nich było naprawdę wytworzone przez naturę. Dziewczyna znów miała przed oczami Krwawą Kolację. Krew, która ściekała ze stołu i plamiła podłogę. Odór posoki, który był niebezpiecznie blisko. Uszami wyobraźni słyszała krzyki i zobaczyła kto morduje jej rodzinę. Miał białe włosy i jasne oczy. Obok niego stała małą dziewczynka o fiołkowych oczach. Złapała go za rączkę i zaczęła się śmiać ukazując ubrudzone w krwi mleczne zęby.
-...Jak ja-
Dreszcz przerażenia przywrócił ją na ziemię, ale nie potrafiła wyostrzyć obrazu, który ostentacyjnie jej się rozmazywał przed oczami. Zachwiała się. Za pierwszym razem zdołała złapać równowagę, ale za drugim głowa okazała się ciężka niż przypuszczała i runęła na ziemię. Uderzenie wstrząsnęło jej świadomością i wywołało szumienie w uszach. Głód, utrata krwi, nieprzespana noc i strach właśnie zebrały swoje żniwa. Dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi zdana na łaskę i niełaskę wampira.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Czw Gru 24, 2015 10:01 pm

Najwyraźniej łączyło ich sporo, ale także wiele dzieliło. Widać to było po zachowaniu dziewczyny, która nie spodziewała się zobaczyć swego ocalałego kompana w takiej sytuacji, gdzie rozrywa na strzępy wampiry poziomu E. Bez zmrużenia oka czy wyrzutów sumienia. Ale musiał wyżyć się za wszystko, co inni z nim wyczyniali, a że nienawidził Krwiopijców - padło na tamtych. Czarnowłosa, osłabiona Wybawczyni zdawała się odkryć coś, czego nie chciała wiedzieć. Nie dopuszczała do swoich myśli, że uratowała potwora. Pytanie tylko czy aby na pewno wszystko wskazywało na to, iż był kimś, kogo trudno nazwać ucywilizowaną osobą? Wszak jaka dzika bestia narażałaby swoje życie dla ratowania kogoś innego? Taka nie działał egoistycznie, przynajmniej nie miał tego na pierwszym planie. Owszem, zdecydował się na brutalne załatwienie sprawy, lecz pierwotnie zależało mu jedynie na bezpieczeństwie tej, która wyciągnęła go z dna.
Zatem nie mógł zrozumieć zachowania dziewczyny, która patrzyła się na niego z żywym przerażeniem. Właściwie już na usta ciskały mu się słowa, iż zrobił to dla niej, ale powstrzymał się od komentarza, gdy Księżniczka straciła przytomność. Podszedł powoli do dziewczyny i nachylił się nad nią, żeby zbadać palcami jej puls. Żyła, to dobrze. Jego mina jednak wyrażała smutek, taką pustkę jednocześnie, jakby zrozumiał, co Rosa miała na myśli mówiąc o potworze. Zrobił, co uważał za słuszne, szkoda że Długowłosa nie doceniła jego wysiłku. Fakt, uśmiercanie kogokolwiek nie jest jedynym wyjściem, lecz dla kogoś ze spaczonym umysłem, który za wszelką cenę zadbał o przetrwanie kogoś mu bliskiego... Nie roztrząsając więcej tego tematu przerzucił dziewczynę przez bark i podźwignął się, aby wyruszyć w jedynym mu znanym, w miarę bezpiecznym miejscu. Wynajmowany hotel. Wrócili do ośrodka, gdzie spotkał tego samego recepcjonistę, który udostępnił na nowo poprzednie lokum. Tam położył Czarnowłosą na miękkiej pościeli i ponownie zbadał jej puls. Rzucił na nią uważnym okiem. Wychudzona, wymęczona, źle odżywiona, zziębnięta. W pierwszej kolejności okrył ją kołdrą i poprawił poduszkę pod głową. Widząc otarcie na jej skroni od uderzenia postanowił przemyć wodą jej widoczną część - nie znał się na leczeniu, mimo to zdołał skupić się na tyle, by wniknąć umysłem do jej składu krwi i skontrolować wadliwość działania tkanki w tym miejscu. Zimny okład powinien uśmierzyć ból, ale na pewno nie zapewni całkowitej ulgi. Pochwycił w smukłe palce jej zimne, śpiące, ale śliczne oblicze, i obracał głową, aby znaleźć inne rany. Na szczęście nie było niczego podejrzanego.
Co począć z jej wychudzonym ciałem? Jak je wzmocnić? Nie była wampirem, chociaż znała ich obyczaje, i aż zanadto poświęcała im wiele uwagi. Nie znał jej prawdziwego fachu, ale z tego co podglądnął - zabawiała mężczyzn, którzy dawali jej coś za dekolt. I tam znalazł kilka banknotów. Co to jest... szeleściło, miało dziwny zapach... powoli kojarzył fakty, aż zorientował się, iż za to coś można wymienić na coś innego. Więc wiedział już, że zrobi zakupy na jej koszt, ale w jej własnym interesie. Zatem zniknął z lokalu na kilkadziesiąt minut, a potem o dziwo wrócił grzecznie z reklamówkami. W jednej z nich były owoce, w drugiej - pieczywo, jakieś szynki, mleko, a w trzeciej - gorące zupki, jakieś mrożonki i cukierki. Tyle skojarzył z tego, co mogłaby Rosa zjeść bez grymaszenia. Wydał dość sporo, nie wiedział ile dokładnie z dzisiejszej pracy dziewczyny, nie mniej powinna zadbać lepiej o własne zdrowie, bo jakby zemdlała w samotności, tamte wampiry dopadłyby ją czym prędzej.
I znów naszła go refleksja nad słowami Czarnowłosej. Nazwała Takę potworem. Utkwił stalowe tęczówki w swoją dłoń i skrzywił wargi zaciskając rękę w pięść i cicho warcząc. Nie podobało mu się to, iż Rosa trafiła w sedno tego, kim się stał - nie z własnej woli, ale będąc wolnym mógł zadecydować o swoim losie. Niestety agresja gromadząca się od nie wiadomo ilu lat doprowadziła do przelania czary goryczy. Nie wymaże tego zdarzenia z pamięci, stało się. Zdecydował się usiąść pod drzwiami i pilnować dziewczyny do jej pobudki. A później... później nie wiedział. Wbił wnikliwe spojrzenie w łóżko, gdy sam siedział na poziomie podłogi i milczał jak grób. Od tego wszystkiego odechciało mu się nawet jeść, więc po prostu zanurzył się w pustce, jaką tworzyły jego myśli, czekając na przebudzenie Rosy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Czw Gru 24, 2015 11:07 pm

Rosa kiedy była mała straciła wszystko i została ochrzczona przez ogień. Brzmi to jak jakaś indiańska legenda, ale to jest przykra rzeczywistość. W wieku dziesięciu lat musiała zrezygnować z beztroskiego dzieciństwa i zaparcie walczyć o każdy kolejny oddech. Życie jej nie oszczędziło bólu i strachu nawet po tym tragicznym zdarzeniu. Jej ciało było mapą drogi jaką musiała przejść by stać się jaka się stała...
Z czasem przestała liczyć wszelakie paskudne poranienia i ugryzienia, było ich zbyt wiele. I kiedy rany zaczęły się już nakładać jedna na drugą przestała patrzeć w lustro. Nie tylko dlatego, ze nienawidziła tych "pamiątek", ale dlatego, ze zaczęła bać się własnego spojrzenia. Tych fiołkowych oczu, które lśniły szaleństwem i rządzą mordu. Nie trzeba było długo czekać, wszak Rosa to mądra dziewczynka, by zauważyła, ze prawdziwym potworem nie jest tylko wampir, którego ścigała a ona sama. Szatan ukryty pod maską niewinnej dziewczynki o czarnych jak smoła włosach. Roztrzaskała wtedy to lustro, nie potrafiła na siebie patrzeć.
Dlatego gdy ujrzała wampira w akcji zareagowała taką paniką. Ona sama w wirze walki jest potworem. Siłą, która będzie zabijać do swojego ostatniego tchu. Widziała w nim odbicie własnego szaleństwa, obraz, którego chciała unikać. Na szczęście jej ciało odłączyło wtyczkę, bo prawdopodobnie dziewczyna wykitowałaby tam na miejscu. Jej umysł miewał zacienienia szaleńca a nic nie jest bardziej niebezpieczne od szaleńca z bronią w dłoni.
Ale nawet podczas omdlenia nie było jej dane odpocząć. Koszmary są jednym z powodów dla którego dziewczyna nie sypia po nocach. Obrazy z Krwawej Kolacji, pusty wzrok wszystkich jej ofiar, który nawiedzał ją jak tylko zmrużyła oczy. Jej serce waliło jak oszalałe gdy nocne mary nawiedziły jej umysł, aż w końcu otworzyła oczy.
Przez chwilę nie wiedziała gdzie jest, ale potem skojarzyła plamy wilgoci na suficie. Motel. Ale chwila, jak ona się tutaj znalazła? Powoli przekręciła głowę czując w niej tępy ból...powoli zaczęła sobie przypominać. Wampiry...walka, omdlenie. Straciła przytomność, a to oznaczało, ze wampir przyniósł ja tutaj. Skrzywiła się lekko nienawidziła gdy ktoś się nią opiekował.
Przeniosła fiołkowy wzrok na krwiopijcę. Był pogrążony w swoich rozmyślaniach. Po jego minie widać było, ze nie były to przyjemne myśli. Może coś związanego z jego przeszłością? Leżała tak obserwując nieznajomego w milczeniu. Nie potrzebowała wiele czasu by w końcu wymyśliła teorię, która miała ręce i nogi.
Mówił, ze nienawidzi wampirów a ona nazwała go mianem potwora...pewnie teraz zastanawia się nad tym co zrobił źle. Zawahała się przez chwilę a może to jednak nie to? Może coś innego trawiło jego myśli i malowało na twarzy ten wyraz bezradnego dziecka? Rozejrzała się dookoła na tyle na ile pozwalało jej pole widzenia. Ujrzała siatki z zakupami. Czyżby był w sklepie? Zmarszczyła brwi i momentalnie tego pożałowała. Ból rozlał się po jej głowie a ona syknęła, wyrywając tym samym wampira z rozmyślań. Spojrzała na niego przepraszająco. Było coś nowego w jej wzroku, pewna iskra zarezerwowana dla tych, których lubiła.
-Słu...- zaczęła, ale głos miała zachrypnięty. Odchrząknęła i spróbowała jeszcze raz. Tym razem z lepszym rezultatem -Słuchaj...chciałam ci podziękować...nie musiałeś się wtedy narażać...albo mnie tutaj przynosić. Przepraszam za to co powiedziałam, ale...ja po prostu...- głos jej się załamał a ona zatkała usta dłonią. To co chciała powiedzieć było dla niej zbyt ciężkie. Powoli się podniosła do siadu dzielnie znosząc ból i zawroty głowy. Spojrzała na niego i kącik ust jej lekko zadrżał by po chwili ułożyć się w delikatnym i nieśmiałym uśmiechu. Jednak ten wyraz szybko został zastąpiony przez utrapioną minę. Siatki z zakupami były tak daleko...
Jęknęła, ale podniosłą się na drżących nogach i podeszła do artykułów spożywczych przy okazji zahaczając o włącznik światła. Usiadła po turecku na ziemi i zaczęła wyjmować wszystko z siatek badawczo obserwując każdą rzecz po kolei. W końcu odkręciła mleko i napiła się kilku łyków. W końcu spojrzała się na wampira. Przejechała wzrokiem po jego ciele szukając rany. Ujrzała paskudnego strupa i skrzywiła się.
-Powinieneś coś zjeść- powiedziała niby do siebie i zaczęła wzrokiem szukać czegokolwiek ostrego. Tessen leżał w plecaku w kącie pokoju. Więc wstała i podeszła do niego. Wyjęła broń, ale ręka jej się trzęsła tak bardzo, ze nie mogła wbić ostrzy w skórę. Odwróciła się w stronę wampira z przepraszającą miną.
-Użyjesz kłów zgoda? Tak mną telepie, ze nie mogę naciąć ręki...- mruknęła w jego stronę. Stałą się nagle taka miła...ale nie bez powodu. Czuła się winna temu, ze tak okropnie go potraktowała a on pomimo wszystko chciał jej pomóc, ta świadomość była tak przytłaczająca, ze nawet instynkt samozachowawczy nie miał nic do powiedzenia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pią Gru 25, 2015 11:31 am

Gdyby znał przeszłość Rosy, lepiej zrozumiałby jej słowa. I na pewno poprawnie. Tak to siedział pod drzwiami i rozmyślał, co powinien innego zrobić w sytuacji, w jakiej znaleźli się na ulicy. Na pewno nie uciekłby, jak życzyła sobie to dziewczyna. Ewentualnie porwałby ze sobą Czarnowłosą, wtedy mogliby uniknąć przelania krwi. Mógł tak zrobić, jednak zdecydował się na jeden z gorszych scenariuszy. Cóż, nie jest zdrowym na umyśle wampirem, miał równie pokręconą psychikę jak jego Wybawczyni. Gdyby pokazał odrobinę rozsądku, nie dostałby łatki potwora. Ponury Białowłosy zdawał się zasnąć z otwartymi oczyma, gdy usłyszał syknięcie. Oho, jak długo Ślicznotka nie spała? Aż wyprostował się w kręgosłupie i przy pierwszym skrzyżowaniu spojrzeń stchórzył i uciekł wzrokiem na bok. Może to przez zdziwienie, co ujrzał w jej źrenicach? Iskry?
Jej słowa, bezpośrednio skierowane do Białowłosego, spowodowały, że Śmieć ostrożnie przekręcił twarz na adresatkę słów i zdziwił się jeszcze bardziej słysząc i rozumiejąc sens wypowiedzi. Ale zaskoczenie przykrył maską obojętności, przynajmniej starał się. Nie był dobrym aktorem.
-Nie musisz tłumaczyć się, tym bardziej przepraszać.
Powiedział obojętnym głosem, ale za to łagodnie spojrzał na koleżankę. Nie był przyzwyczajony do tego, aby ktokolwiek go za cokolwiek przepraszał. Zwłaszcza, że nie zasłużył na tego typu wyróżnienie, gdy jakby nie spojrzeć - zabił z zimną krwią. Ale widząc jej nietuzinkowe spojrzenie w otoczce fiołkowych tęczówek i niebanalny uśmiech, bo ociekający prawdziwymi intencjami... wpierw odrobinę bardziej otworzył powieki i z odrobinę przechyloną głową nie mógł oderwać oczu od towarzyszki. Jak mogła żywić do niego sympatię mimo wszystko? To, że uratował ją od tamtych wampirów wcale nie oznaczało, że musiała na siłę być dla niego miła. I nie była - to był jej szczery gest. Zatem... zatem dalej była dla niego ogromną zagadką. Przecież nie znał jej przeszłości, nie wiedział kim była naprawdę, co przeżyła, jakie dręczą ją koszmary i utrapienia. Strasznie zaciekawił się jej osobą, lecz na siłę niczego nie będzie od niej wyciągać - nie miał takiego prawa. Jednakże cieszył się w duchu, że został obdarowany najpiękniejszym prezentem, jaki widział w swoim życiu. I jaki mógł sobie wyobrazić na dzień dzisiejszy.
Dał Rosie odetchnąć od przenikliwego spojrzenia wampira, aby mogła spokojnie zająć się reklamówkami z pożywieniem. Najwyraźniej jeszcze nie zyskała sił, gdyż wiele trudności sprawiało jej przemieszczanie się po zakupy. Mógł pomyśleć i dać jej coś wprost do ręki, lecz nigdy nie wiadomo jakby zareagowała. Co dziwniejsze - wpadła na pomysł, aby nakarmić Takę, gdy sama potrzebowała czegoś do jedzenia. Nawet wysiliła się po tessen, jednak jej drżące dłonie nie pozwoliły jej naciąć skóry na nadgarstku. I dlaczego ciągle patrzyła się na niego takim przepraszającym, nieśmiały wzrokiem? Z powodu swojej nieporadności czy propozycji, która w jego mniemaniu była idiotyczna - zważywszy na jej stan zdrowia. Na ofertę wbicia kłów od razu zaoponował:
-Nie jestem głodny, poza tym masz za słaby puls. Zjedz coś wpierw sama.
Przeciągnął się w kręgosłupie i tak chciał uciąć temat o krwi. Nie przymierał głodem, mógł poczekać. I tak musiała dziewczyna nabrać sił, by iść do tej... Akademii Crossa. Nie uśmiechała mu się taka perspektywa, ale jakby nie spojrzeć - jest uzależniony od obecności Rosy. I to nie tylko dlatego, że ocaliła go od śmierci.
Odlepił w końcu plecy od drzwi, o które ciągle opierał się do tej pory i podparł się rękoma w przodu, tak jakby miał zamiar zaraz iść gdzieś na czworakach. I rzeczywiście - zamierzał się ruszyć z miejsca.
-Jeszcze jedna sprawa -usiadł również po turecku, na przeciwko dziewczyny i sięgnął dłonią pod jej podbródek pilnie patrząc w jej oczy- nie pozwól, abyś zapomniała o szczerym uśmiechu. Nawet nie wiesz, jak Ci w nim ślicznie.
Chwilkę przytrzymał jej jeszcze królewskie lico, które wnikliwie badał, i głaskał kciukiem jej kącik ust, aż cicho westchnął i puścił dziewczynę. Sam zaś z siadu przeniósł się na równe nogi i poszedł do łazienki przemyć sobie twarz i ranę na ramieniu, na którą spoglądała wcześniej Rosa. Przydałoby się też przepłukać ubranie w cieplejszej wodzie, aby pozbyć się plam z posoki. Wcześniej w sklepie maskował je pod długimi włosami, ale swąd zaschniętej krwi działał mu na nerwy. Zdjął z siebie brudną górę i namoczył w umywalce. Odrobinę zaświeciły mu się oczy i mocniej ściskał materiał, jednak wnet zmyły się zabrudzenia. Przynajmniej na tyle, że nie korciło go w nozdrza. Powiesił na haku do wyschnięcia i wyszedł niebawem bez górnej części kostiumu. Od razu szukał wzrokiem dziewczyny, która wciąż siedziała na podłodze. Czemu nie zdecydowała się usiąść na o wiele wygodniejszym łóżku? Podszedł z mozołem do Rosy i usiadł obok niej w milczeniu. Odsunął przy okazji jej tessen, żeby nie uszkodzić jej broni w kształcie wachlarza i zmrużył powieki nasłuchując bicia serca towarzyszki. Przyjemny dźwięk dla uszu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Gość Pon Sty 11, 2016 5:46 pm

Walczy z wampirami odkąd pamięta. Uczy się o nich jeszcze dłużej i naprawdę miała wrażenie, ze już przerobiła wszelakie schematy zachowań. Od agresywnych po pokojowe. Od skrytych po jawne ataki. A tu życie jej pokazuje, ze człowiek uczy się aż do śmierci.
Była w lekkim szoku. Stał przed nią bez wątpienia wampir. Z krwi i kości, z ogromna raną na ciele. Wampir, który zachowywał się jak poziom E. Wampir, który nie przyjął jej krwi i nie zechciał jej ugryźć. Przekrzywiła głowę na bok i upuściła broń. On był dla niej zagadką równie bardzo jak ona dla niego. W końcu chwiejnym krokiem podeszła do reklamówek i zaczęła ponownie je badać. Rozmyślała i zastanawiała się. Starała się przyporządkować zachowanie towarzysza do jakichkolwiek znajomych schematów. Nic nie pasowało. Zamknęła się we własnych myślach. Ostatnio często jej się to zdarzało. To jest bardzo niebezpieczne. Ale w towarzystwie chłopaka była pewna, ze nic jej się nie stanie. Nie wiedziała skąd się wzięło to zaufanie, ta pewność, ze wampir nic jej nie zrobi. W końcu jest drapieżnikiem a ona jego naturalna ofiarą...
Machinalnie napiła się mleka i otworzyła wędlinę. Dopiero wtedy zauważyła, ze chłopak się poruszył. Ciężko było nie zauważyć. Dotknął jej twarzy. Momentalnie zadrżała. Nie był to jednak nieprzyjemny dreszcz a prąd, który miło wyostrzył wszystkie jej zmysły.
Dobrze znała to uczucie, ale problem polegał na tym, ze jeszcze nigdy nie poczuła czegoś takiego gdy dotknął ja wampir. Serce podskoczyło, zrobiło salto i wróciło na miejsce bijąc jak opętane. Przygryzła wargę i nie spuszczała wzroku z oczu krwiopijcy. Przez chwilę wszystko dookoła stanęło a ona miała wrażenie jakby mogła patrzeć w ten miękki wzrok już zawsze. To spojrzenie tak podobne do jej własnego, do tego, które widziała w lustrze. Ale nie miała ochoty go tłuc. Pierwszy raz ktoś ją rozumiał, a przynajmniej miała wrażenie, ze w tej jednej chwili doszli do niemego porozumienia.
A potem się odezwał. Zamrugała kilka razy nie rozumiejąc zbytnio o co mu chodzi. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, ze ciało samo zareagowało na słowa białowłosego. Jej usta zdobił lekki uśmiech. Położyła rękę na dłoni chłopaka i wtuliła w nią policzek. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z całej sytuacji i momentalnie się zarumieniła. Powoli, acz stanowczo wbiła wzrok w podłogę i zacisnęła zęby. Nie powinna się tak zachowywać. Nie w stosunku do wampira.
-D...dziękuję, ale nie dla mnie uśmiech... szczęście nie jest dla morderców-Momentalnie znów odgrodziła się od niego murem zimnej obojętności. Jej twarz ponownie nabrała tego pustego wyrazu, podczas gdy sięgała po składniki i zaczęła robić kanapki. Robiła parzyście i kładła przed wampirem, wszak on też może jeść to co ona. Może i chleb z szynką serem i sałatą nie jest tak pożywny jak krew, ale zawsze lepszy rydz jak nic. Jej ręce się lekko trzęsły kiedy zaczęła jeść własną porcję. Żołądek uporczywie odrzucał jedzenie i chciał z powrotem poczuć dotyk wampira na skórze, ale dziewczyna skutecznie go uciszyła. Przełknęła ślinę i na chwilę zeszkliły jej się oczy. Było jej potwornie niedobrze, ale kolejny raz odepchnęła uczucia na bok. Gdy kęs dotarł do żołądka zdała sobie sprawę z tego jak bardzo jest głodna. Kolejne kęsy kanapki były większe i bardziej zachłanne. Była głodna jaki wilk. A jej ciało potrzebowało jedzenia by się zregenerować. I tak oto instynkt samozachowawczy przejął kontrolę nad dziewczyną.
Wyglądała żałośnie. Taka zgarbiona i drobna. Można by pomyśleć, ze jest bezbronna i niewinna. Nic bardziej mylnego. Ciekawe czy wampir gdy zajrzał w jej oczy zdołał zauważyć te iskierki szaleńca, które ma w oczach każdy morderca? A może ujrzał ten wszechogarniający smutek, który wypełnia dziewczynę o środka wraz z bólem? Musiał coś zauważyć, bo przez chwilę, gdy tak byli blisko siebie i wymieniali się spojrzeniami Rosa otworzyła się przed wampirem jak otwarta księga. Ciekawe jakby zareagował gdyby dowiedział się, ze jest łowczynią. Zabiłby ją? Prawdopodobnie.
Ale to nie strachu łomotało jej serce. A z gorąca jakie czuła na policzku i ustach. A był to przecież tylko zwykły dotyk, który mimo wszystko miał w sobie tyle, ze dziewczyna nie mogła o nim zapomnieć. I im dłużej o tym rozmyślała, tym bardziej krucha stawała się lodowa skorupa wokół niej.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Godzina duchów Empty Re: Godzina duchów

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach