Aleja Kwitnących Wiśni

Strona 5 z 23 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 14 ... 23  Next

Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Nie Cze 23, 2013 10:56 pm

Piła i piła, nie przestając podniecać Myou, który zwyczajnie pragnął więcej tego masochistycznej rozkoszy. W końcu jednak, gdy przestała, zamrugał zaskoczony i spojrzał na nią. Szkarłat jej oczu ustępował miejsca zieleni. Gdy spojrzała na niego, odbiła się w zielonych tęczówkach chłopaka, mieszając barwę jego oczu ze swoją. Te głębokie spojrzenie połączone z delikatnym ruchem języka po wargach sprawiło, że Myou odczuł dreszcze drażniące jego ciało gdzieś w okolicach krzyża. Poniekąd przypomniała mu się jego dawna "kobieta", Vivianne. Cudzysłów jest na miejscu, ponieważ nie było jego partnerką, a mimo to dał jej pić swoją krew. Nikt wcześniej nie dostąpił takiego zaszczytu, oczywiście jeśli mowa o bezinteresownym oddaniu krwi ze strony czarnowłosego. Zamiast jednak wspominać o niej dłużej niż kilka sekund, Myou skupił się na twarzy swojej pani. Jeśli Viv była piękna, to Banshe była przepiękna, a zbrukane krwią wargi i kąciki ust tylko dodawały jej uroku. Jeśli miała go raczyć takimi widokami za każdym razem, gdy będzie piła krew, to gotów był chwycić ją brutalnie za włosy i przycisnąć do swojej szyi. A jeśli mowa o zaciągnięciu Myou do siebie i wypiciu szkarłatnego płynu prosto z jego szyi, to niech przestanie obiecywać, a to zrobi. Znając jednak życie i kobiety, chłopak zrozumiałby postępowanie Banshee. Czekanie wzmagało rozkosz, on sam wolałby się chwilę poznęcać nad swoją "ofiarą".
Wracając jednak do sytuacji, chłopak dalej był nieco poruszony nagłym zaprzestaniem picia jego krwi, jednak postanowił nie dać świadectwa tego. Gdy wampirzyca puściła jego nadgarstek, podciągnął rękę i dotknął dłonią swojego czoła. Trzeba przyznać, że zakręciło mu się w głowie, a amulet rzeczywiście nie nadążał za utratą krwi. Mimo to do utraty przytomności trochę mu brakowało. I teraz Myou miał ochotę zrobić Ban krzywdę, bo ona musiała widzieć, jak te ugryzienia na niego działają, musiała wyczuć przyspieszony puls, ciśnienie krwi, która sama wpływała do jej ust, zupełnie jak przez słomkę w butelce, którą nagle się ściśnie. Na złość musiała przeciąć jego szyję. Płytko, ale jednak to zrobiła. Myou zamruczał cicho, bo te uczucie przelało czarę.
- Odlot - szepnął rozkosznie, odchylając głowę w tył i przymykając oczy; oczywiście nie wiedział, że się nawet odezwał, jego mózg się wyłączył. - Kto kazał panience przestać?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Nie Cze 23, 2013 11:27 pm

Isao wracał do domu. A przynajmniej takie było założenie, bowiem tak na prawdę wcale nie było mu spieszno do pustego apartamentu. Zaczynał coraz poważniej myśleć o wystawieniu gdzieś ogłoszenia, że szuka współlokatora. Dzielenie z kimś mieszkania miało sporo plusów. Mniejsza o pieniądze, bowiem tych miał pod dostatkiem. Nie nudziłby się tak, nie musiałby sprzątać sam, miałby towarzystwo. Nie wspominając o tym jakim plusem byłoby mieszkanie z kobietą! Płeć piękna była o wiele lepsza w sprzątaniu, praniu i gotowaniu! Aż oczy mu się świeciły na myśl, że jakaś pani mogłaby mu gotować smakowite, ludzkie obiadki. Do tej pory jakoś sobie radził, ale ostatnimi czasy coraz bardziej doskwierała mu samotność. W takich chwilach więc wychodził po prostu z Apartamentowca i chodził gdzieś po mieście. Albo zachodził do jakiejś knajpy, albo kręcił się bez celu po okolicy.
Tym razem niby wracał do apartamentu, ale wybrał drogę, która z pewnością nie należała do najkrótszych. Tym sposobem krążył bez celu po mieście, mijając mniej i bardziej zatłoczone miejsca. Nowa broń z pociskami anty wampirzymi spoczywała schowana bezpiecznie za paskiem jego spodni. Nie odznaczała się za ubraniem, dopiero gdyby ktoś go w tym miejscu dotknął, za bardzo by się do niego zbliżył lub go przytulił, mógłby wyczuć coś twardego o nieregularnym kształcie. Nie obawiał się, że ktoś mu ją zabierze, dlatego dłonie schował w przednich kieszeniach od spodni. Szedł i szedł, często a niemal cały czas spoglądając w niebo na gwiazdy i księżyc oświetlające okolicę. Lubił niebo, lubił w nie patrzeć. Gdzieś tam słyszał, że gwiazdy, które widzimy w danej chwili już dawno nie istnieją bowiem ich widok trafia na ziemię z opóźnieniem kilku milionów lat świetlnych (czy jakoś tak). Nie obchodziło go to jednak. Nie ważne było dla niego czy owe punkciki istnieją czy nie. Dla niego liczył się jedynie fakt, że pięknie wyglądały w bezchmurne noce. Cieplej robiło mu się na sercu, gdy na nie patrzył.
Przez dłuższy czas chodził bez celu po mieście. W końcu jednak postanowił wrócić do apartamentu. Los chciał, że droga do niego prowadziła akurat przez aleję kwitnących wiśni. Myślał, że aleja jest pusta i ta rzeczywiście pusta była. Prawie, bowiem teraz znajdowały się tu chyba jedynie trzy osoby, choć obecności pozostałej dwójki póki co nie był świadomy. Szedł powoli, z dłońmi schowanymi w kieszeniach i z uniesioną głową, wpatrując się w niebo. W pewnym momencie jednak z kieszeni wyjął papierosa. Włożył go do ust i zapalił, po czym wszystko schował znów do kieszeni. Tak samo jak jedną wolną dłoń. Szedł powoli, paląc w spokoju i patrząc w niebo a także na niewyraźny widok dymu unoszącego się tuż przed jego twarzą. Dookoła niego krążył zapach tytoniu mieszanego z zapachem wiśniowym. Może to dlatego przez długi czas nie docierał do niego zapach Banshee oraz Myou... I jego krwi oczywiście. Gdy jednak zdał sobie z tego sprawę, stanął jak wyryty. Zaskoczone a wręcz zszokowane spojrzenie skierował na Ban, która siedziała na ławce z jakimś facetem i akurat dotykała jego szyi. Zdał sobie sprawę z tego, że najwyraźniej przed chwilą go gryzła, bowiem dookoła ciągle wyczuwalny był zapach jego krwi. Końcówka papierosa wyśliznęła się z jego palców i spadła na ziemię. Zaklął pod nosem i przydeptał peta. Przecież z ziemi podnosić go nie będzie. Spojrzał na Banshee krótko
- Hej, Ban. - przywitał ją nieco niewyraźnym, stłumionym głosem. Zaraz odwrócił wzrok. Spojrzał gdzieś w bok, nie chcąc patrzeć na nią, wręcz bojąc się jej spojrzenia. Minęło 6 tygodni odkąd widzieli się ostatnio. Nadal ją kochał, był bowiem osobą, która do tej pory kochała jedynie dwa razy w życiu a jeśli już obdarzył kogoś takim uczuciem to było ono niezwykle mocne i trwałe. Dalej jednak pamiętał o tym co się stało w apartamencie. Wiedział, że to była jego wina. Wiedział, że to przez niego sie wszystko rozpadło. Czuł się winny, ale rozumiał ją. To, że nie wytrzymała i nie chciała z nim już być. A przynajmniej tak właśnie sądził.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - mruknął pod nosem i odwrócił się. Nie powiedział nic na temat gryzienia. Mogła robić co chciała, nawet jeżeli na jego oczach zabiłaby tego człowieka, prawdopodobnie nie umiałby jej nic zrobić. Poza tym wyglądało na to, że facet ten oddawał się jej dobrowolnie. Co ich łączyło? Był jej dawcą krwi czy kimś więcej? Takie pytania mimowolnie pojawiły się w jego głowie. Ale nie zadał ich, starał się je szybko wyrzucić. Schował dłoń w kieszeni i oddalając się powoli, wolną ręką sięgnął po paczkę fajek. Musiał zapalić następnego. Zawsze palił gdy się denerwował, gdy musiał pomyśleć... Poza tym palił również bez powodu. Nałóg to nałóg.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Pon Cze 24, 2013 12:11 am

Mogłaby pić z niego jeszcze więcej, ale nie miała zamiaru go wycieńczyć. Szkoda by go było, wolała zrobić przerwę i jeszcze raz go niedługo ugryźć niż wyssać o kilka kropel za dużo. Jednak nie skończyła na tym swojej gierki, brnęła w to dalej. Ubrudzona krwią, lubieżnie oblizująca usta z prowokującym spojrzeniem, mogła mu to zagwarantować za każdym razem, po każdym łyku jego krwi. Był jak narkotyk i choć kobieta nie przyzna się do tego nawet przed samą sobą była uzależniona od jego krwi, smaku i zapachu. Może nawet liczyła na to, że kiedyś Myou szarpnie ją i na siłę przysunie do swojej szyi, czy też może torsu. W końcu miał takie myśli, przepiękna wampirzyca nie miała by nic przeciwko, zaskoczyłaby się jego bezpośredniością, ale i by jej to nawet zaimponowało. Przystojny mężczyzna o, aksamitnej pergaminowej cerze w dłoniach Dziedziczki Nocy był swoistego rodzaju zabawką, dawała nadzieję na kolejne ugryzienie, na dodatek w upragnionym miejscu, a później odraczała to. Można by rzec, że starała się go sprowokować do nieco śmielszego zachowania względem niej. Miała zamiar znów go pozbawić nieco krwi, przysunęła się nawet bliżej niego aby tym razem zatopić się w jego szyi. On oczywiście ułatwił jej znacznie sprawę odchylając głowę do tyłu. Nachyliła się nieco nad nim i przesunęła końcówką języka po jego skórze, od obojczyka, aż po żuchwę, chciała odpowiednio przygotować jego skórę, bo jego ostatnie słowa, nawet jeżeli nie do końca świadome, zachęciły ją i to bardzo. Jednak w życiu nie ma tak dobrze, już miała wbić w niego swoje kły, kiedy przez w okół nich panujący zapach szkarłatu do jej nozdrzy przedostał się znajomy zapach wiśniowych papierosów. Serce ścisnęło jej się, była w szoku. Przez ostatnie półtorej miesiąca udawało jej się jakoś unikać Isao, siedziała przeważnie w swoim mieszkaniu i to właśnie wtedy kiedy ona postanowiła wyjść i wrócić wśród żywych niemal, że od razu na niego wpadła. Zaklęła bezgłośnie, bo sytuacja była dość niezręczna. Wiedziała, że to nie jest możliwe aby jej nie rozpoznał, ale mimo tego siedziała najbardziej odwrócona tyłem do niego jak tylko mogła. Wyprostowała się dopiero kiedy przechodził tuż obok niej i Myou, wówczas nawet obróciła głowę w jego stronę. Zmieniła się, była bardziej wyrachowana, podniosła brodę nieco wyżej ze stoickim spokojem, chociaż w środku cała wrzała. 
-Cześć
Jakoś inaczej wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie po dłuższym czasie, ale no tak na co ona mogła liczyć, tyle tygodni to szmat czasu. Po czasie wampirzyca również uznała, że było to zakończenie ich wspólnej przygody, choć z początku nie miała tego w planach wychodząc z jego mieszkania. Jak widać on uważał inaczej, zero odzewu, owszem mogła pierwsza wysunąć do niego dłoń, ale obiło jej się o uszy, że zespół ma zamiar wyruszyć w trasę koncertową więc postanowiła nie przeszkadzać i wyszła z założenia, że blondyn kiedy znajdzie chwile i zatęskni da znać. Nie dał, zapadł się jak pod ziemię, więc i ona sobie darowała. Jakoś tak odruchowo chwyciła ciemnowłosego mężczyznę za rękę i wbiła mu w nadgarstek paznokcie, mocno zaciskała pięść dając mu kolejną dawkę bólu. Była wściekła, pomimo iż na jej twarzy pojawił się nawet delikatny, subtelny uśmiech. Widząc jak muzyk zaczyna się oddalać rzuciła w jego stronę parę słów.
-Po takim czasie masz tylko tyle do powiedzenia?
Mieszało się w niej teraz wiele różnych emocji, złość, żal, smutek, a nawet dziwne rozbawienie tą całą sytuacją. Dało się wyczuć w jej głosie kpinę przemieszaną z rozczarowaniem. Była w szoku, że od tak ją po prostu mija i idzie dalej jakby nic nigdy dla niego nie znaczyła. Wzrok z wysokiej sylwetki blondyna przeniosła na swojego towarzysza, pomyślała nawet przelotnie, że jeżeli rzeczywiście Isao średnio jest zainteresowany sytuacją, to zawsze ma swojego oddanego Myou, którego może gryźć raz po razie co złoży się na ich obopólne zadowolenie.
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Pon Cze 24, 2013 1:04 pm

Po ciele chłopaka przebiegł kolejny rozkoszny dreszcz bezczelnie schodzący z krzyża na uda, potem błyskawicznie wracający w okolice szyi. Myou czuł, jak jego skóra jest zwilżana przez język wampirzycy, który o dziwo nie był tak nieprzyjemny w dotyku, jak go zapamiętał podczas służby u innych wampirów. Gotowy do przyjęcia kolejnej fali podniecenie i przyjemności, odchylił głowę jeszcze bardziej, rozchylił delikatnie wargi, otworzył oczy i zaczął liczyć gwiazdy tylko po to, by nie skupiać się na uczuciu towarzyszącemu procesowi przekłuwania skóry. Ale nic się nie stało. Chłopak usłyszał czyjś głoś, a od razu po tym odpowiedź Banshee. Jak ten facet zakradł się do nich tak blisko, czyżby Myou głuchnął na stare late?
A ten co tutaj robił? Myou zmrużył oczy, widząc sylwetkę jakiegoś mężczyzny jeszcze wyższego niż on sam. Nie dzieliły ich dwie głowy, ale różnica wzrostu była widoczna. Tak właściwie to zauważył go, gdy już był przy nich, bo Isao poruszał się bezszelestnie w ocenie zwykłego śmiertelnika, który teraz nie myślał mózgiem znajdującym się na górze. Szybka ocena sytuacji sprawiła, że trzeźwe myślenie zawładnęło ciałem czarnowłosego, a on sam chrząknął wymownie. Słysząc, jak Isao wymawia imię dziewczyny w sposób wyjątkowo frywolny, Myou poczuł nieprzyjemne, delikatne ukłucie gdzieś na poziomie pomiędzy pępkiem, a klatką piersiową. Zazdrość? Nie, raczej pewnego rodzaju niezadowolenie wynikające z tego, że Isao był dobrym znajomym Banshee. Pal licho przerwanie podniecających ukąszeń wampirzycy, bo można było do nich wrócić, ale sam fakt, że ta dwójka to prawdopodobnie dobrzy znajomi, oznaczał iż Myou nie doczeka się kolejnych ukąszeń w najbliższym czasie.
Po kilku sekundach do nozdrzy czarnowłosego dotarł nietypowy zapach papierosów. Smakowe? Nie znosił ich, choć oczywiście zatrzymał te zdanie dla siebie. Jeśli Isao lubi palić coś takiego, kto mu zabroni? Myou po prostu preferował klasyczny smak tytoniu, choć gdy nie miał przy sobie papierosów, a do sklepu był dobry kawałek, zadowalał się nawet wyproszonym czekoladowym fajkiem. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ponadto ludzie nie znosili tego, gdy częstowali kogoś swoimi papierosami i słyszeli z ich strony narzekania na moc tytoniu lub wielowarstwowość filtru. Już Myou miał sobie darować te spotkanie, jednakże nie otrzymał polecenia związanego z odejściem, a ponadto poczuł, jak Banshee zaciska palce na jego nadgarstku. Cholera jasna, była silna, nawet jak na wampirzycę. Czarnowłosy wziął kilka cichych, powolnych oddechów i zwiesił głowę, a ciemne włosy opadły dookoła jego twarzy niczym agatowa kotara. Nie chciał się wtrącać w ich rozmowę, zdawał się być zainteresowany stanem swojej torby oraz butów. Tak po prawdzie to starał się wyłączyć z potencjalnej rozmowy, relacja Banshee z Isao go nie interesowała. Tu nie chodziło o zazdrość, raczej o ślepe przywiązanie i lojalność, które sprawiały, że postanowił nie ingerować w życie prywatne jego pani.
Miał ochotę powiedzieć coś w stylu: "Na mnie już pora" lub "To może ja już pójdę", ale nie chciał rozzłościć swojej pani. Poruszył delikatnie ręką, która wciąż krwawiła, a paznokcie Banshee nie pomagały jej w leczeniu się. Nie po to, by się uwolnić, ale po to, by dać jej do zrozumienia, że nic tu po nim i on nie ma zamiaru wnikać w tę rozmowę. Zanosiło się na kłótnię lub powrót kochanków.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Pon Cze 24, 2013 2:16 pm

On nie miał pojęcia co się działo z Banshee przez te półtora miesiąca. Nie wiedział czy wyjechała za granicę, czy była u rodziny, znajomych czy nawet w swoim apartamencie. Nie wiedział tego, bowiem nie widzieli się ze sobą od tego feralnego wieczoru gdy się pokłócili (tak to nazwijmy). Nie rozmawiali ze sobą od tego czasu ani w cztery oczy, ani nawet przez telefon. Nie wymienili nawet jednego smsa. To nie tak, że Isao nie chciał z nią rozmawiać. Chciał, jak najbardziej. Momentami wręcz szalał, nie mogąc bez niej wytrzymać. Dawno już przyzwyczaił się do jej obecności, a uczucie tęsknoty, które po tym wszystkim się pojawiło, zdawało się zjadać go od środka. Nie miała o tym pojęcia, ale nie raz Isao przesiadywał masę czasu, wpatrując się w telefon z wykręconym numerem do niej. Nie raz zabierał się za pisanie smsa, który ostatecznie kasował i nie raz zamierzał zapukać do drzwi jej mieszkania. Zawsze jednak coś go powstrzymywało. Jakiś strach, obawa. Okazało się, że był tchórzem. Cholernym tchórzem, który nie potrafi nawet zawalczyć o osobę, którą kocha. Aż zaczął sam brzydzić się sobą. Ostatecznie przestał się dziwić, że jego związki zawsze kończyły się fiaskiem. Sam był sobie winien ~
Nie planował tego spotkania, mimo, iż nie było dnia by o niej nie myślał. Nie spodziewał się jednak tego tak szybko, nie był na to gotowy. Dlatego był niemało zaskoczony, a wręcz zszokowany gdy wyczuł jej zapach. A gdy tylko ją dostrzegł, zauważył też fakt, że nie cieszyło ją to spotkanie. Odwracała się do niego plecami, najwyraźniej chcąc udać, że wcale go nie widzi. Następnie dostrzegł jej wyraz twarzy, który mówił sam za siebie. Dopiero po chwili, gdy najwyraźniej zdała sobie sprawę, że na ucieczkę już za późno, odwróciła się i przybrała w miarę normalny wyraz twarzy. Ale za późno było właśnie na krycie się, bowiem dla niego wszystko już było jasne.
Nie wypadało jednak nie przywitać się. Wypowiedział więc krótkie cześć, na które odpowiedziała, po czym wypowiedział jeszcze kilka słów, odwrócił się i chciał odejść. Był zdenerwowany, a wręcz spanikowany, choć ze wszystkich sił starał się to ukryć i jakoś wyciszyć w nim te emocje. Nawet udało mu się powstrzymać naturalny efekt stresu i nadmiaru emocji jakim było przyspieszone bicie serca. Nie udawało mu się jednak wyciszyć narastających z chwili na chwilę żalu, złości i zawiedzenia. Powinien już przywyknąć do tego, że los nie pozwalał mu na szczęście i popychał go do tego, że ostatecznie sam wszystko psuł. A może to nie los a jego parszywy charakter? Całkiem możliwe.
Zrobił kilka kroków, jednak słysząc jej słowa zatrzymał się. Zacisnął pięść na materiale własnego ubrania, próbując opanować emocje. Jego serce nieco przyspieszyło, tym razem nie udało mu się tego opanować. Odwrócił się i spojrzał na Banshee.
- Po co mam mówić coś więcej, Ban? Po co skoro już na pierwszy rzut oka widać, że nie chcesz mnie widzieć. Gdy mnie dostrzegłaś omal nie wcisnęłaś się cała w ławkę, dla mnie to wystarczający znak, zrozumiałem. - mruknął, jeszcze mocniej zaciskając dłoń. Nieświadomie zmrużył oczy i zmarszczył brwi. W jego oczach pojawił się gniew, który w jego przypadku był rzadkim zjawiskiem. Nie wiem czy wampirzyca miała okazję widzieć go kiedykolwiek rozgniewanego. - Nie rozumiem Cię, Ban. - dodał cicho, właściwie tak cicho, że Banshee mogła niczego nie zrozumieć. Jednocześnie odwrócił wzrok i wściekle wbijał go w jakiś punkt. Dopiero po chwili odwrócił się i spojrzał na człowieka, który najwyraźniej czuł się niezręcznie. Nie obchodziło go jak się czuł. Co mu do tego?
- Skoro jesteś taki chętny do oddawania krwi to oddaj jej też trochę do szpitala. Tam również się przyda. - zwrócił mu uwagę, tonem już znacznie łagodniejszym. Czemu bowiem miałby odzywać się do niego ostrzej? Wcale go nie znał. - Albo nie. Do szpitala nie, to zły pomysł... - dodał już ciszej, przypominając sobie o tym, że teraz Testament przejął szpital. Oddana krew na pewno nie trafiłaby do pacjentów. Blondas spuścił głowę i kopnął jakiś kamyk. Właściwie zakręcił się w miejscu i prawdopodobnie zamierzał odejść. Wszystko zależało od reakcji Ban.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Pon Cze 24, 2013 11:25 pm

Znacznie bardziej od kłótni z Isao wolała spijać krew Myou, ale w życiu to tak jest, że nie ma się tego czego się chce. Kiedy już nie miała wyjścia i musiała się zmierzyć z jasnowłosym mężczyzną miała nadzieję, że przejdzie to bez większego zamieszania. Bowiem cały czas pamiętała o tym, że nie jest sama, chcąc nie chcąc wszystko widział i słyszał ciemnowłosy chłopak. Z jednej strony owszem mogła pozwolić mu oddalić się i pójść własną drogą, ale coś jej mówiło, że będzie jej jeszcze potrzebny, najprawdopodobniej do odreagowania. Ciężko było teraz w ogóle stwierdzić kim byli dla siebie Isao i Banshee. Dobrzy znajomi? Pewnie, ale jakiś czas temu, teraz to już całkiem inna sprawa. Palce wampirzycy z chwili na chwilę zaciskały się coraz mocniej na nadgarstku jej sługi. Czekała aż oddalający się powoli wampir jakoś zareaguje na jej słowa. Kiedy odwrócił się do niej przodem wlepiała w niego swoje spojrzenie. W trawiastych oczach mieszało się wiele emocji, przede wszystkim złość. Czuła jak narasta w niej nieprzyjemne uczucie pieczenia w żołądku. Słuchała go w ciszy i skupieniu, kiwała przy tym delikatnie głową jakby w zrozumieniu.
-Masz szczególny dar widzenia tylko tego co jest dla Ciebie wygodne.
Ukształtowała usta w niewyraźny, smutny uśmiech. Również w tym czasie została wytrącona z tejże rozterki. Poczuła jak dłoń pod jej palcami porusza się niespokojnie. Niemal, że natychmiast rozluźniła uścisk, który ją w pewnym stopniu uspokajał.
-Z resztą... Chyba nie sądziłeś, że rzucę Ci się w ramiona.
Co prawda chciałaby, ale powstrzymywało ją wiele rzeczy. Spoglądała na blondyna i czuła frustrację. Teraz już wiedziała, że od tych wielu tygodni tak na dobrą sprawę była wolna. Aczkolwiek nie było to miejsce ani czas na wyrzuty, poza tym do niczego dobrego to nie prowadziło. Zagalopowali się by jeszcze i wyszłoby gorzej niż o tak sytuacja na to wskazywała. Rękę Myou puściła już całkiem, końcówki palców miała zamoczone we krwi, przysuwając je do ust oblizała ze smakiem, oczy błysnęły jej przez sekundę czerwienią. Nie przejmowała się tym, że zapewne na to spogląda Isao, który może być zniesmaczony takim jej zachowaniem. Te sześć tygodni wiele zmieniło w życiu wampirzycy, miała całkiem inne podejście do życia niż ostatniej nocy kiedy rozstała się z muzykiem. Powoli wstała z ławeczki na chwilkę pozostawiając swojego sługę samemu sobie. Podeszła do sporo wyższego od niej chłopaka, podniosła głowę w górę aby zmierzyć bacznym spojrzeniem jego twarz. Nie musiał jej rozumieć, nawet niech się nie stara ogarniać, jej umysł był zbyt popieprzony aby ktokolwiek mógł wiedzieć co się w nim kłębi. Ujęła jego dłoń bardzo delikatnie w chwili kiedy już wyraził swoje zdanie na temat oddawania krwi i chciał odejść. To najprostsze co mógł zrobić i mimo iż tego nie pokazała ugodziło to ją i to bardzo. W pierwszej chwili miała ochotę mu na to pozwolić, a niech idzie i najlepiej nie wraca jeżeli ma ją za nic, tak sądziła, tak to wyglądało. Następne jej myśli jednak nie pozwoliły jej odpuścić. Uchwyciła go mocniej i pociągnęła za sobą na ławkę, na której siedział Myou o ile nie postanowił się ulotnić z alejki. Puszczenie jego nadgarstka mógł uznać za przyzwolenie opuszczenia jej o ile tego chciał. Nie musiał się jednak obawiać, z pewnością niedługo znów by ściągnęła go do siebie, albo sama by go odwiedziła. W końcu narkotyku podąża się ciągle i ciężko bez niego żyć. Wracając jednak do sporo wyższego faceta, to ciągnęła go być może i na siłę, posadziła czy też popchnęła na wolne miejsce, które jeszcze chwile temu zajmowała ona sama. Kiedy już, albo o ile zasiadł na drewnianym siedzisku nachyliła się nad nim, usta przysunęła do jego ucha.
-Jeżeli ja nie mogę Cię mieć, to nikt nie będzie.
Wysyczała, może zanadto zbyt pewna siebie. Rękę trzymała na jego ramieniu przytrzymując go tak aby nie mógł wstać, nie bez użycia siły i walki. Odsunęła się aby zerknąć na jego twarz, chciała widzieć jego reakcję, a później przesunęła dłoń na jego szyję, drapiąc go po niej zostawiając krwawe ślady. Była wściekła, zraniona kobieta była zdolna do bardzo bolesnej zemsty, a czuła się potłuczona, rozsypana na milion kawałków porcelanowa figurka. Nie do pozbierania. Nie chciała krzywdzić, ani straszyć Isao, choć wszystko właśnie tak wyglądało, jakby miała zamiar bardzo boleśnie go zranić. Jej prawdziwy charakter postanowił mścić się za ośmieszenie jakiego doświadczyła i za dumę. Swego czasu po prostu ją złamał, a wystarczył jeden głupi telefon czy sms, aby wszystko wyglądało całkiem inaczej. W międzyczasie zerknęła na swojego żywiciela, jeżeli jeszcze znajdował się przy niej, w uśmiechu jaki mu posłała obnażyła kły. Znów zgłodniała, miała wilczy apetyt. Już taka delikatna nie będzie jak do tej pory. Musiałby się stać jakiś cud aby znów była łagodna i pogodna jak kiedyś, osoba zainteresowana jej dobrą stroną będzie zmuszona do wylania siódmych potów. Znów wróciła wzrokiem do Isao i jeżeli ten nie zadziałał w jakiś skuteczny sposób chwilę wcześniej, to oparła się czołem o jego skroń.
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Wto Cze 25, 2013 12:33 pm

Na dobrą sprawę, nie miał już co tutaj robić. Wyczuwał potencjalną kłótnię lub zjednoczenie się, a nie chciał być częścią tego przedsięwzięcia. Postanowił, że zwyczajnie sobie pójdzie, a jego pani najwyżej wezwie go, gdy będzie potrzebny.
Myou wstał i pokręcił głową.
- Nie będę państwu przeszkadzać – skwitował przyjaźnie, zawieszając torbę na swoim ramieniu. – Będę przy telefonie, panienko Banshee. Do zobaczenia.
Nie mówiąc nic więcej, skinął głową Isao i odszedł, po drodze rozpalając papierosa. Metaliczny dźwięk zamykanej zippo był ostatnią rzeczą po Myou, jaka pozostała w tym parku.
[zt]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Wto Cze 25, 2013 3:45 pm

On również nie potrafiłby w tej chwili nazwać ich relacji. Przeszli już chyba przez wszystkie etapy znajomości. Najpierw byli zwykłymi znajomymi, potem byli przyjaciółmi, w końcu stali się sobie cholernie bliscy, po kryjomu podkochując się w sobie nawzajem. Potem ich znajomość rozbiła się niczym szklanka uderzająca w podłogę. Po wielu latach spotkali się znów i uczucie sprzed ich rozstania na nowo wybuchło. I po tych wszystkich latach i trudach zostali parą tylko po to by po krótkim czasie pokłócić się, właściwie nie wiadomo o co. A teraz? Teraz Isao już sam nie wiedział co się dzieje.
- Tak sądzisz? To już Twoja sprawa, myśl sobie co chcesz. - mruknął, czując irytacje. Już się trochę uspokoił, jednak w jego głosie dalej wyczuwalna była swego rodzaju ostrość. Był zły i było to po nim widoczne. Rzadko zdarzało mu się to, jednak bywały momenty kiedy panować zaczynał nad nim gniew. Nie był pewien czy Banshee widziała go kiedykolwiek tak rozzłoszczonego. Jeśli już to rzadko. Jednak kiedy takie sytuacje się zdarzały, Isao ulegał znacznej zmianie. Przestał przypominać normalnego, wiecznie łagodnego i przepełnionego dobrocią siebie. Choć bywało gorzej, bowiem teraz gniew zaledwie tlił się w nim, a on starał się go opanować. - Nie, nie sądziłem, że rzucisz mi się w ramiona. - potwierdził, patrząc na nią gdy oblizywała palce. Zapach krwi tego człowieka uniósł się dookoła i Isao musiał przyznać, że był cholernie smakowity i kuszący. Udało mu się jednak zdławić te uczucie głodu, jakie się w nim pojawiło. Nie drgnął nawet odrobinę, jego tęczówki nie przybrały koloru szkarłatu. W tej chwili skupiał się bowiem na czym innym. Wlepiał spojrzenie szarych tęczówek w białowłosą kobietę siedzącą przed nim.
Nie poruszył się także gdy wstała. Zamierzał odejść, jednak nie wiedząc co się dzieje, został by uczestniczyć w dalszej części wydarzeń. Patrzył na Banshee kiedy ta podeszła do niego i ujęła jego dłoń. Mogła słyszeć jak jego serce biło w przyspieszonym tempie. Jego wzrok złagodniał, choć starał się ukryć kryjące się za nim uczucia: tęsknotę, żal, smutek. Nie miał pojęcia co się dzieje w głowie Ban, nie wiedział co dziewczyna zamierza. Miał nadzieję, że może wreszcie złagodnieje, opamięta się. Nawet jeżeli chciał się z nią pogodzić to po prostu nie umiał, kiedy patrząc na nią widział węża, plującego jadem. Był jednak niemało zdziwiony gdy nagle silnie pociągnęła go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę ławki. Ukradkiem spojrzał na oddalającego się człowieka, nie opierając się za bardzo. Nie wiedział co chciała zrobić, nie był też agresywną osobą, która po prostu zaczęłaby się wyrywać (po co?). Usiadł na ławeczce i spojrzał na Ban, ale nie udało mu się uchwycić jej spojrzenia bowiem w tej chwili właśnie nachylała mu się nad uchem. Słysząc jej słowa drgnął lekko i zamarł. Jego oczy otworzyły się szerzej w wyrazie zdziwienia, a serce niewiadomo czemu przyspieszyło nagle. Nie spodziewał się czegoś takiego, nie znał jej od tej strony. Gdzie była Banshee, którą znał? Teraz okazywało się jak mało o niej wiedział.
- I co niby zamierzasz to zrobić? Zamknąć mnie? Zabić? Czy odpędzać każdą kobietę jaka znajdzie się w pobliżu mnie? - spytał tonem, o dziwo, łagodnym. Przestał już czuć gniew. Choć być może nie było to odpowiednie słowo. Po prostu mieszało się w nim teraz tyle emocji, że sam nie umiałby powiedzieć jak w tej chwili się czuł. Musiałby mówić i mówić, a być może i tak nie potrafiłby powiedzieć nic na pewno. Kiedy wampirzyca odsunęła się by zobaczyć jego reakcje niewiele mogła wyczytać z jego twarzy. Jednak nie było u niego już tej ostrości widocznej wcześniej. Spojrzał na nią, nieświadomie lekko marszcząc brwi i syknął, kiedy zaczęła pazurami jeździć po jego szyi. Jego twarz na chwilę wykrzywiła się w grymasie, dłoń powędrowała na jej rękę, jakby chciał odciągnąć ją od swojej szyi. Dookoła rozniósł się zapach jego krwi, który dla niego samego wydawał się wręcz mdlący i nieprzyjemny. Większość wampirów tak miała. Ich własna krew w żadnym wypadku ich nie pociągała.
A co dalej zrobił Isao? Właściwie nic. Siedział dalej, nie ruszając się, nie szarpiąc, nie wyrywając. Nie użył mocy, choć miał wrażenie, że tak właśnie powinien zrobić. Uśpić ją, zabrać gdzieś, poczekać aż się uspokoi. Jednak nie potrafił. Prawdopodobnie nawet jeżeli Banshee chciałaby go w tej chwili zabić, nie umiałby jej nawet drasnąć. Była kobietą, którą kochał. Choć wiedział, że raczej nie uda im się stworzyć normalnego, szczęśliwego związku. Choć początkowo tego nie widział, ich charaktery zbyt diametralnie się różniły. Te różnice nie pozwoliłyby im na szczęście, ciągle wywołując między nimi spory. I choć wywoływało to u Isao rozczarowanie, ból i smutek, wiedział, że taka jest najprawdopodobniej prawda. Powinien wstać i odejść, jednak dalej siedział na ławce i wlepiał w wampirzycę wzrok, w którym mieszało się na prawdę wiele emocji. Miał wrażenie, że coś wręcz ściska jego serce. Miał nadzieję, że dziewczyna opamięta się, złagodnieje wreszcie. Ale najprawdopodobniej nadzieja rzeczywiście była matką głupich.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Wto Cze 25, 2013 7:30 pm

Tak właśnie myślała, tak było. Isao widział zazwyczaj tylko jak coś działo się złego, ale kiedy już starała się w przeszłości wysłać mu jakiś sygnał, że jest zainteresowana nim, że dla niego tak się stara najzwyczajniej w świecie nie widział tego. Serce jej się krajało, cała wręcz dygotała. Na jego słowa jednak nie odpowiedziała już nic. Zrobiła nieco naburmuszoną minę, ale to wszystko. Totalnie wyłączyła racjonalne myślenie i poddała się swoim emocją, a to był błąd. Być może właśnie zaprzepaściła coś na czym naprawdę jej zależało, nawet jeżeli nie istniało już od jakiegoś czasu. Banshee nigdy nie widziała go w takim stanie, podobnie tak jak on jej. Jednak nie była z tych kobiet, które łagodnieją po rozstaniach, a wręcz przeciwnie, stają się okropne, złe, zołzowate, zachłanne i egocentryczne. W końcu skoro po dobroci nie wyszło jej w życiu to może trzeba wymusić.
Pozwoliła Myou odejść, kiwnęła do niego głową na pożegnanie, choć wiedziała, że niedługo się i tak zobaczą. Bez względu na to co się teraz wydarzy.
-Szkoda.
Szepnęła sama do siebie, żal trawił ją od środka. Po prostu zwariowała z tej tęsknoty, poprzewracało jej się we łbie i o to są tego fatalne skutki. I chyba była wężem, bardzo jadowitym, truła na odległość. Docierało do niej powoli, że chyba rzeczywiście nic z tego nie będzie. Co z tego, że gdzieś w głębi czują to samo kiedy nie potrafią się uspokoić, ogarnąć, pogodzić. Szczera i spokojna rozmowa pewnie by załagodziła sytuację. Pytanie czy się uspokoją. Ją ocuciły pytania blondyna. Wyprostowała się i zmarszczyła brwi. Poważnie zaczęła się zastanawiać co ona robi. Do czego to wszystko prowadzi. Wyraz jej twarzy złagodniał, w oczach zgasłą już wszelka złość. Mężczyzna złapał jej nadgarstek, a ona posłusznie odsunęła swoją dłoń od jego szyi. Zaczęła cała dygotać, spuściła wzrok. Już wiedziała co zrobi, więc spokojnie odpowiedziała na jego pytanie.
-Nic...
Użyła swojej mocy aby natychmiast uleczyć te niewielkie ranki od zadrapań. Nie chciała jego krzywdy, wytarła o jeansy krew, którą miała na dłoni i usiadła obok niego.
-Nie mogę nic. Choć chciałaby tak wiele.
Odwróciła wzrok gdzieś w bok, znalazła sobie punkt na który mogła patrzeć. Czuła jak pieką ją oczy, które się nieco zaszkliły. Czuła, że może zalać się łzami i byłby to jej pierwszy w życiu płacz. Zaczęła sobie uświadamiać, to co już Isao przeczuwał, że może nie być to wcale szczęśliwy związek i to ją tak potwornie bolało. Sporów wcale tak dużo nie było, jednak jeżeli chcieliby coś znów między sobą stworzyć, musieliby nieźle popracować. Tylko jeżeli Isao widział w jej jadowitego stwora to nie ma to nawet najmniejszych szans przetrwania. W końcu odetchnęła mocno i głęboko, podniosła głowę i spojrzała na niego, miała nadzieję spojrzeć mu w twarz, w oczy. Może nawet powiedzieć mu w twarz co czuła, a później dać mu odejść jeżeli będzie sobie tego życzył.
-Nie umiem żyć, jest mi już wszystko jedno.
Zagryzła boleśnie swoją dolną wargę, wbiła w nią kły niemal, że do krwi. Wskazującym palcem przetarła miejsce tuż pod dolnymi rzęsami.
-Możesz mi przynajmniej powiedzieć po jaką cholerę wtedy chciałeś abym wyjechała?
Spokojnym, monotonnym głosem wyraziła swoją prośbę, starała się aby nie wkradły się w to pytanie zbędne emocje, wówczas to już w ogóle by pękła. Nieśmiało przysunęła się do niego i opadła na jego ramię. Nawet jeżeli wstanie i odwróci się do niej plecami podążając swoją drogą, to przez chwilę poczuje jak to dobrze było przy nim. Zamknęła oczy i w sumie czekała na to aż ją od siebie odsunie, a wówczas nie będzie już żadnych szans aby kobieta odnalazła w sobie sumienie. W sumie już jednego kopa od nadprzyrodzonego cholerstwa dostała, teraz jeszcze jedna kłoda pod nogi i koniec. Cholera, na swój specyficzny sposób żegnała się z nim.
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Wto Cze 25, 2013 8:15 pm

On już taki był: tępy i bystry jednocześnie. Nie potrafił dostrzec najprostszych, subtelnych sygnałów wysyłanych w jego stronę, jednak gdy ktoś chciał coś ukryć lub sprawa była bardziej skomplikowana, umiał wiele dostrzec. Na niego już się nic nie poradzi. Był taki od dawna, może nawet od urodzenia. Ciężko tak nagle się zmienić, zwłaszcza jeżeli chodziło o coś takiego. Ta dwójka ogólnie należała do dość skomplikowanych osób. Ich charakterki były trudne, co tu dużo mówić. I przez to sami utrudniali sobie życie. I sami komplikowali swoje relacje, co doprowadziło do rozpadu ich związku. Isao chciał to naprawić. Chciał. Ale gdy kończy się tylko na chęciach, ciężko jest cokolwiek zdziałać. Tymczasem on po prostu nie wiedział co robić. Miał totalny mętlik w głowie, teraz zaczął się nawet zastanawiać na ile zna Banshee. Wszak dała mu całkiem niezły pokaz, udowadniając mu, że tak na prawdę blondas wcale jej nie zna.
Rzeczywiście szczera rozmowa złagodziłaby sytuacje. Zwłaszcza, że Isao chciał tego, jednak nie wiedział jak to osiągnąć. Tak to już zwykle jest, że nie widzi się popełnianego błędu, dopóki ktoś go nie wskaże. On właśnie tego potrzebował. Aby wskazała mu błąd i powiedziała jak go naprawić. Wtedy mógł jej obiecać że będzie się starać. Złość nie była tu wyjściem i on zrozumiał to wcześniej niż ona. Zdławił to uczucie, choć i ono ciągle w nim było, mieszając się z innymi emocjami. W końcu i ona złagodniała. Obserwował ją, kiedy wyraz jej twarzy gwałtownie zaczął się zmieniać. Zupełnie jakby ktoś otworzył jakieś drzwi w jej umyśle lub zamknął inne. Początkowo nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Spodziewał się każdej, ale nie takiej. W głębi duszy poczuł jednak ulgę, bo gdyby potwierdziła którekolwiek z jego pytań, nie wiedziałby co ma odpowiedzieć. Tymczasem obserwował ją jak zaczynała dygotać i kompletnie nie wiedział co ma zrobić. Na ile mógł sobie pozwolić? Tego nie wiedział. Ścisnął usta w prostą linię i zerknął na nią, kiedy siadała obok. Na jej słowa nie odpowiedział nic. Jedynie przechylił się nieco do przodu by łokciem oprzeć się o swoje nogi, a czołem o własną dłoń. Spuścił nieco głowę, przez co długawe kosmyki ułożyły się w kurtynę zasłaniającą jego twarz. Wplótł dłoń w swoje włosy i zacisnął ją mocno, ciągnąc za nie ile sił. Ból fizyczny bardzo skutecznie odwracał uwagę od bólu psychicznego. Drugą dłoń zacisnął na swoim udzie i siedział tak przez jakiś czas w bezruchu. Nie mówił nic.
Dopiero po chwili obrócił nieco głowę i spojrzał na nią. Patrzyła na niego, szukając jego oczu, chcąc złapać jego spojrzenie. Posłusznie popatrzył prosto w jej oczy, nieświadomie marszcząc brwi.
- Co ty mówisz... Przecież to kompletna głupota... - mruknął cicho, od razu odwracając wzrok i przyjmując taką samą pozycję jak przed paroma chwilami. Dlaczego tak powiedział? Dlaczego skoro sam myślał w ten sam sposób? On również już jakiś czas temu stwierdził, że nie umie żyć, że może umrzeć, bowiem nie ma nic do stracenia. Planując atak na Sophie i Testamenta zakładał, że może mu się nie udać i zostanie zabity. I nie przeszkadzało mu to.
Jego oczy mignęły czerwienią, kiedy przygryzła wargę. Wtedy podniósł się, by odpowiedzieć jej na zadane pytanie. Złapał głęboki oddech i westchnął, zamykając mocno oczy. Wyprostował się, pozwalając  jej aby się o niego oparła. Nie odepchnął jej od siebie. Gdzieżby śmiał. Kusiło go, cały czas kusiło go by ją objął i pocałował. Ale nie wiedział czy powinien.
- Właściwie to nie wiem jak mam Ci to powiedzieć. - mruknął. Na chwilę zamilkł, unosząc nieco głowę i zamykając oczy. Spojrzał na ciemne niebo pełne gwiazd. - Nie mówiłem Ci dlatego, że nie powinienem Ci o tym mówić, ale również dlatego, że nie chciałem. Jest to moja osobista porażka jako faceta, coś świadczącego o tym, że jestem tylko bezsilnym zerem.
Wpatrując się uparcie w górę, ściągnął brwi i zmarszczył czoło. Jego serce, wcześniej uspokojone, ponownie zabiło nieco szybciej. Rosła w nim złość na samo wspomnienie o tym, co się działo, co zrobiła Sophie. Dla uspokojenia wziął głęboki wdech i zaraz wypuścił głośno powietrze.
- Jest wampirzyca, szlachetnokrwista. Oni wszyscy są chorzy na umyśle, robią co im się żywnie podoba. Jej zachciało się mieć muzyka jako zabawkę. I padło na mnie. Nie mogłem jej pokonać, ma przeklętą moc przy której jestem bezsilny a do tego jest okropnie wpływowa. Pokonała mnie  nie tylko w walce, ale znalazła też coś, dzięki czemu mogła wymusić na mnie posłuszeństwo -  Ciebie. Powiedziała, że zrobi Ci krzywdę jeżeli się przeciwstawię. Ja wiem, że ona to zrobi. Nie pamiętam dlaczego, to bydle skrupulatnie usuwa mi z pamięci szczegóły o sobie żebym nie nasłał na nią nikogo. Ale wiem, że ma wpływy by zrobić coś strasznego czemu ja i ty nie moglibyśmy zaradzić. Dlatego chciałem żebyś wyjechała. Żebym mógł ją dorwać i w razie jakby coś poszło nie tak żeby nie dosięgła Cię swoimi cholernymi łapskami. - opowiadał jej, a w miarę im dłużej mówił tym jego głos stawał się ostrzejszy. Wyraz twarzy również się zmieniał. Wzbierał w nim gniew. - Ale dorwę ją. Mam sposób żeby ją dorwać. Ubiję gadzinę, zrobię tym przysługę sobie, Tobie i wielu innym osobom.
Mocno zacisnął pięść na swoim udzie. Zamknął oczy i złapał kilka wdechów i wydechów żeby uspokoić się i wyprzeć ten nerwowy ton w swoim głosie.
- Nie chciałem Ci powiedzieć żebyś nie poczuła się źle, bowiem wiem jak to nieprzyjemnie brzmi. Do tego nie sądzę, żeby ta kobieta była zadowolona z tego, że Ci powiedziałem. To mogło pogorszyć sytuacje. Ale nie teraz. Następnym razem ją dorwę.
Zawzięty wzrok wbił w jakiś punkt. Zamilkł, wyobrażając sobie wszystko. Miał broń, która pomoże mu zwyciężyć. Miał ją nawet przy sobie. Dobrze, że umiał posługiwać się bronią palną.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Wto Cze 25, 2013 9:19 pm

Trzeba być przy nim bezpośrednim jeżeli chce się mieć pewność, że blondyn dobrze odczyta informację, ale może właśnie na tym polegał sekret dogadywania się z osobami o trudnych charakterach. W relacji z Banshee również należy być szczerym i jak się czegoś od niej wymaga, to ona musi wiedzieć czemu inaczej wychodzi jak widać, kiepsko.
Na jego widok idącego tak beztrosko dostała takiej furii, że z początku nie umiała się uspokoić, wszystkie drzwi w jej umyśle zatrzasnęły się. Jej umysł nie dopuszczał do siebie głosu rozsądku, do tego każde negatywne uczucie uintensywniał. W porę na szczęście dostała olśnienia, bo rzeczywiście mogłaby posunąć się za daleko i zrobić mu większą krzywdę, do czego była zdolna.
Teraz gdy adrenalina powoli ustępowała z jej ciała, potrzebowała Isao, gdyby sam z siebie chwycił ją w ramiona znacznie by jej ulżyło, jakby zrobiłby to już wcześniej. Acz zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest tego typu facetem, który bierze to co mu się należy i to czego chce. Czuła jak wszystko ją przytłacza. Zastanawiała się co dalej w tej sytuacji zrobić.
Udało się, nawiązała z nim chwilowy kontakt, nie było to zbyt zadowalające, ale zawsze lepsze to niż nic.
-Tak czuje. Cholera Isao, czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem mi obojętny?
Długo myślała nad tym jak teraz ma wyglądać jej życie bez niego. Bowiem przez ten cały czas uczyła się funkcjonować bez tego uroczego muzyka. Musiała przestawić sobie cały świat. Łatwo było wywrócić do do góry nogami i żyć w pięknej bajce choć przez chwilę, ale odkręcanie tego było znacznie trudniejsze. Jej się to jeszcze nie udało.
Wtuliła się więc nie świadomie w jego ramię, poczuła nawet przebłysk nadziei kiedy pozwolił jej tak zostać. Zawsze może posunąć się dużo dalej, zależy jednak czy chce to wszystko tylko wyjaśnić i rozstać się z czystym kontem, czy chciałby dać im kolejną szansę. Wiadomo może być ciężko, ale... decyzja należy do niego czy zrobi coś śmielszego czy nie. Owszem zawsze istniała możliwość, że to ona się odsunie, ale po jej słowach nie powinien mieć wątpliwości, że by się temu poddała.
Słuchała go uważnie, nie przerywała mu. Kiwała od czasu do czasu głową i była coraz bardziej zadziwiona i przerażona. Kłębiło jej się w głowie wiele uczuć, od samej przykrości, że jej nie powiedział wcześniej, przez smutek po złość i frustrację. Ujęła jego dłoń w swoją, tym razem w czułym uścisku, opuszkami palców gładziła wierzch jego dłoni.
-Nie myśl tak o sobie. Dla wielu jesteś kimś więcej, jesteś autorytetem dla wielu, dla kumpli, napędzasz to wszystko, bez Ciebie zespół nie byłby takim sukcesem. Twoja rodzina też z pewnością Cie ceni. Ja... sprawiasz, że to wszystko ma sens. Motywujesz mnie.
Ścisnęła jego dłoń nieco mocno, jakby chciała go pokrzepić. Ona też nie wiedziała na ile może sobie pozwolić, na ile on chce mieć z nią do czynienia.
-Chciałeś mnie chronić.
Szepnęła jakby nieco nieobecna. Podniosła się z jego ramienia i wbiła wzrok w ziemię. Uświadomiła sobie, że zawsze była samowystarczalna i nikt prócz wiadomo matki na samym początku nie opiekował się nią. W każdym bądź razie nie pozwalała nikomu na to. Zawsze musiała wszystko wiedzieć, chciała radzić sobie sama. Chciała udowodnić jaka jest silna i niezależna. Ależ ona była głupia.
-Dałbym Ci się obronić, gdybym tylko wiedziała. Łatwiej jest się mieć na baczności kiedy jest się świadomym zagrożenia.
Zerknęła ponownie na niego marszcząc nieco brwi.
-Wiesz co grozi za zabicie szlachetnego?
Zaczęła się o niego bać, nie chciała aby źle skończył. A mógł być zabity przez samą wampirzycę, albo skończyć przed Radą Wampirów, a wówczas nigdy mogłaby już go nie zobaczyć. Tego się bała najbardziej, stwierdziła nawet, że nie musi być jego kobietą, że nie musi być przez niego kochana, ale musi przynajmniej od czasu do czasu mieć z nim kontakt. W końcu już kiedyś żyła z platonicznym uczuciem w cieniu, nie wychylała się i starczyło jej, że on był szczęśliwy. Można zawsze wrócić do tego stanu rzeczy, tak sądziła przynajmniej.
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Wto Cze 25, 2013 10:10 pm

Nie był aż tak delikatny by mogła zrobić mu jakąś wielką krzywdę. Być może zatrzymałby ją, być może by jej pozwolił zrobić z nim co tylko chciała. Wszak przez te sześć tygodni jego własne życie stało mu się obojętne. Jedno jednak było pewne - na pewno on sam nie mógłby jej skrzywdzić w choć najmniejszym stopniu. Choćby dusiła go, gryzła, łamała mu kości czy robiła bóg wie co jeszcze, on nie byłby w stanie jej chociażby zadrasnąć. Bo gdy kogoś kochał, jego bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. Nie ważne czy był z tą osobą czy nie. Rzeczywiście ta dwójka zachowywała się w dziwny, wręcz irracjonalny sposób. Gdyby Banshee od początku nie pozwoliła zapanować nad sobą złości wszystko wyglądałoby inaczej. Tak samo jak gdyby Isao na początku już by ją przytulił czy zrobił cokolwiek podobnego... Ale na tym polegał fakt, że mieli oboje trudne, skomplikowane wręcz charakterki.
- Zdaję sobie sprawę. - odpowiedział od razu po jej słowach. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie. Ściągnął brwi, zamknął oczy, odetchnął chwilę. Dopiero gdy znów złagodniał, spojrzał na nią z żalem. - Zdaję sobie sprawę dlatego nie wiem... nie rozumiem co się stało, Ban! .
Teraz to on wyrzucił z siebie to, co siedziało w nim przez sześć tygodni. Długo się zastanawiał nad tym gdzie popełnił błąd. Doszedł do wniosku, że jest beznadziejny, że nie rozumie kobiet, nie umie się nimi odpowiednio zająć. Zwalił winę na fakt, że nie zachowuje się jak facet a raczej płaczliwa babka. Próbował wziąć się w garść, wmówić sobie, że musi po prostu zmężnieć, ale w miarę upływu czasu jego determinacja słabła aż znikła całkowicie. Wtedy też stało mu się obojętne czy będzie sobie żył, czy Sophie lub Testament pozbawi go życia. Bo on nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić. Przyzwyczaił się do obecności tej wampirzycy, wręcz uzależnił się od niej. Nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej.
Pozwolił jej oprzeć się o swoje ramie, bowiem on również czerpał z tego małą przyjemność. Cały czas walczył ze sobą, bowiem miał olbrzymią potrzebę wzięcia ją w ramiona, pocałowania jej, dotknięcia. Coś jednak krzyczało w nim, zabraniając mu tego. Może potem... Teraz po prostu obawiał się, że zrobi coś nie tak, że jej się to nie spodoba. Bał się, że odsunie się od niego i zostawi go. Wolał nie ryzykować, wolał działać ostrożnie. Choć mętlik w głowie skutecznie mu przeszkadzał. Powiedział jej o wszystkim i drgnął lekko zaskoczony, kiedy w tak delikatny sposób ujęła jego dłoń. Spojrzał na nią nieco zdziwiony, wzrok szarych tęczówek wbijając w jej zielone. Jednak tuż po jej słowach na nowo skrzywił się, ściągnął brwi i odwrócił wzrok zawzięcie wbijał go w jakiś punkt. Drugą dłoń zacisnął na swojej nodze.
- Nie mogę być autorytetem dla nikogo gdy w tak szybki sposób potrafię wszystko spieprzyć i stracić to, co dla mnie najważniejsze. - mruknął cicho, acz w jego głosie dało się wyczuć odrobinę gniewu. Gniewu na samego siebie. - Ja nie zachowuję się nawet jak facet. Jestem jak płaczliwa, beznadziejna baba z literatury romantycznej. Nawet Ty jesteś bardziej twarda ode mnie.
Przez chwilę dalej wbijał wzrok w jakiś punkt, aż spojrzał na nią kiedy usłyszał jej słowa. Gdy na nią spojrzał, zrozumiał, że najwyraźniej mówiła do siebie, na chwilę odlatując myślami gdzieś w dal. Nie mówił więc nic. Pozwolił jej na przebywanie w tym stanie aż w pewnej chwili nie wyprostowała się, odsuwając od niego nieco. W tamtym momencie wystraszył się. W pierwszej chwili pomyślał bowiem, że kobieta wstanie i pójdzie sobie, zostawiając go.
- W tamtej chwili nie myślałem logicznie. Nie zdążyłem sobie wszystkiego przemyśleć bo pojawiłaś się tak szybko. Nie chciałem żebyś widziała mnie w takim stanie. - mruknął, nie patrząc na nią. W gniewie wyznał jej co zamierza zrobić. Owszem, zamierzał zabić wampira krwi szlachetnej. Jeżeli by mu się udało wyjść cało z prób pozbycia się Sophie i Testamenta to myślał też nad próbą zabicia lub chociaż zrzucenia ze stołka burmistrza samego Samuru. Oczywiście wiedział czym to groziło.
- Wiem. I szczerze mówiąc było mi to obojętne. - Naumyślnie użył czasu przeszłego. Teraz bowiem gdy znów była przy nim, budziła w nim nadzieję na to, że wszystko znów będzie dobrze. Wtedy będzie miał swój powód do życia - właśnie ją. W jego głowie pojawił się mętlik. Sam już nie wiedział co robić. Musiał sobie na nowo przemyśleć wszystko.
- Wariowałem bez Ciebie. Nie wiedziałem kompletnie co mam z sobą zrobić. - mruknął cicho. Spojrzał na nią z żalem i tęsknotą w oczach. Jeżeli mu nie przeszkodziła to niepewnie wyciągnął w jej stronę dłoń. Dotknął jej włosów, łapiąc jeden kosmyk i przejeżdżając po nim dłonią. Następnie dotknął jej twarzy. Patrząc prosto na nią powoli przesuwał opuszkami palców po jej skórze od skroni do brody by ostatecznie pogłaskać ją po policzku. Nie mówił nic.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Wto Cze 25, 2013 11:13 pm

Może i z początku wydawało się, że byłaby zdolna do torturowania go, a później nawet do zabicia. To tak naprawdę był osobą, której nie potrafiłaby odebrać życia, byłoby to równoznaczne z samobójstwem. I tak już jej umysł był w rozsypce, jeszcze by brakowało tego, że zabiła czy bardzo dotkliwie zraniłaby sens swojego jestestwa. Oszalałby z rozpaczy. Choć i już było widać oznaki braku równowagi psychicznej. Nagła ataki agresji i wściekłości, ogromna żądza krwi...
-To moja wina. To, że...
I tu miała mały problem, nie wiedziała jak to ująć. Byliśmy, jesteśmy? Ona wówczas nie chciała zrywać, on odebrał to całkiem inaczej i się posypało samo. Zamilkła na chwilę.
-...jesteśmy razem nie oznacza, że mogę tak nachalnie ingerować w Twoje sprawy. To nie był ten etap związku.
Dobra, zaryzykowała, była ciekawa jak on zareaguje na to jej stwierdzenie jesteśmy razem. Czuła pewien niepokój, ale kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. Spokojnie, kobiety często nie rozumieją same siebie, a co dopiero ma je ktoś inny zrozumieć. Bez szans. A teraz miał do wyboru, albo rzeczywiście zginąć w walce z którymś z tych wampirów, pójść na jakiś skuteczny odwyk, lub też poddać się temu uzależnieniu. Niby mogłaby Banshee zrobić pierwszy krok, a bo czemu nie, ale chciała aby on poczuł się pewniej, żeby on to zainicjował. By jego poczucie bezsilności nieco się ulotniło. Poczeka na niego, aż będzie kiedyś gotowy. Dotykała jego dłoni niezwykle delikatnie, aż dziwne, bo jeszcze chwile temu pluła jadem na spora odległość. Pokręciła głową i westchnęła. Kąciki ust uniosły się nieco w górę tworząc delikatny uśmiech.
-A co straciłeś? Przecież jestem tu, chciałeś abym zniknęła to, to zrobiłam.
Jej głos był łagodny i aksamitny, można rzec, że wręcz kojący. Chciała go uspokoić, z głowy wybić durne myśli i pomysły.
-Skoro tak czujesz i Ci to przeszkadza zmień to. Dąż do samorealizacji i się nie poddawaj. Jestem twarda bo taka płynie we mnie krew, Ty jesteś za to artystą, wrażliwa dusza, romantyk. To rarytas w tych czasach trafić na takiego gościa.
Kochała go takiego jakim był, nie przeszkadzało jej jego dobre serce i wrodzona wrażliwość. Miała wrażenie nawet, że się uzupełniają i mogą się wzajemnie uczuć od siebie pewnych zachowań.
-Ja też popełniłam błąd. Powinnam uszanować Twoją decyzję, nie chciałeś abym przyjeżdżała, następnym razem tak zrobię.
O ile będzie następny raz. To jednak już dodała sobie w myślach. Za dobrze szła im ta rozmowa aby znów przerywać ją jakimś smutami i niepotrzebnymi dopowiedzeniami.
Ciężkie sobie cele wybrał, trzy wampiry agresywne i niebezpieczne, sporo starsze, więc i bardziej doświadczone. Jeżeli postanowi to zrobić i coś mu się stanie będzie obwiniać siebie o to wszystko, bo to przez jej zachowanie Isao stracił sens i był gotowy poświęcić swoje życie w imię... wyższego dobra(?). Słowa jakie do niej dotarły sprawiły, że swoiste ciepło rozeszło jej się po ciele. Miała nadzieję, zaczął te okropne plany odsuwać na bok. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona. Opanowała się jednak i tylko w jej oczach było widać to ogromne zadowolenie jakie teraz czuła.
-A teraz wiesz co masz z sobą zrobić?
Spoglądała cały czas w jego stronę, nie puszczała ani na chwilę jego dłoni. Pozwoliła również mu sięgnąć po kosmyk jej włosów, a następnie nawet ulokować dłoń na jej policzku. Wtuliła się różowym polikiem w długie palce muzyka. Przysunęła się jeszcze bliżej całym ciałem, a twarz wysunęła jeszcze w jego stronę, mruknęła cicho z tęsknotą. Wyglądała jakby liczyła na coś nieco więcej, może na zadziorne skubnięcie jej ust. Choć trochę wątpiła w to, że złapie tę `delikatną` aluzję. Podsuwała się do niego powoli, była coraz bliżej. Zrozumie, o co chodzi? Kto wie.
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Isao Sro Cze 26, 2013 12:17 am

Isao przeniósł wzrok na Banshee kiedy ta zaczęła mówić. Milczał, ale wyczekująco i z zainteresowaniem wpatrywał się w nią kiedy nagle zamilkła, przerywając w połowie zdania. Nie wiedział co chciała powiedzieć i nie był pewny czy dokończy, oświecając go. I jednak to zrobiła. Zrobiła w dodatku mówią coś, co go zaskoczyło i wprowadziło niemały mętlik w jego głowie. Jesteśmy razem? Powtórzył to sobie jeszcze raz w myślach, zastanawiając się nad tym.
- Jesteśmy razem? - powtórzył na głos. Ściągnął brwi i spojrzał na nią pytająco. Wyglądał teraz jak zagubione dziecko. - To znaczy, że to wtedy to nie było zerwanie?
Brawo. Wreszcie zrozumiał jaki popełnił błąd, od razu zakładając, że wampirzyca z nim zerwała, nie chce już z nim być i go widzieć. Tak, teraz przez długo będzie sobie pluł w brodę. Gdyby bowiem od początku nie przekręcił tego wszystkiego, uznając, że to koniec ich związku, cała sprawa potoczyłaby się inaczej.
- To wina zarówno Twoja, jak i moja.
Westchnął i wplótł palce w swoje włosy tuż nad czołem. Przymknął oczy i chwilę tkwił w bezruchu. Starał się wszystko sobie poukładać w głowie, a nie było to proste. Potrzebował dużej ilości czasu na przemyślenie sobie wszystkiego. Tymczasem powiedział Banshee wszystko, wyjawiając jej także swoje dość nieciekawe zdanie na swój własny temat. Prawda, fakt, że trzymała jego dłoń i głaskała ją delikatnie uspokajał go, ale jednocześnie działał również w odwrotną stronę. Gdy tak bowiem robiła jeszcze bardziej tęsknił za jej bliskością i pragnął jej. Do tego stopnia, że omal nie mógł wytrzymać. ~
- Nie chciałem żebyś zniknęła w ten sposób. Nigdy więcej tego nie rób. - odezwał się cicho, spuszczając wzrok. W jego oczach błyszczało sporo emocji: skrucha, prośba, żal, nadzieja, tęsknota. Można tak wypisywać długo i długo ale nie ma to większego sensu. - Taki mam zamiar. Muszę coś zrobić, nauczyć się walczyć, stać się facetem. Bo teraz jest ze mnie dupa nie facet. - mruknął pod nosem, najwyraźniej bocząc się na samego siebie. A gdy nazwała go romantykiem, westchnął jedynie z rezygnacją. - Może ale to cholernie niepraktyczne. Będąc takim wrażliwym nie obronię siebie i ważnych dla mnie osób.
Na jakiś czas zamilkł. Powolnym ruchem wysunął dłoń z jej dłoni. Patrzył na to co robił sam. A co robił? Ano teraz to on ujął jej dłoń delikatnie i zaczął ją po niej głaskać. Całą tą czynność uparcie obserwował, zupełnie jakby wymagała ona niesamowitego skupienia i obserwacji.
- Następnym razem to ja nie popełnię takiego błędu. Od razu powiem Ci o co chodzi i nie będę nic ukrywał. - poprawił ją. Teraz miało się okazać czy Banshee potrafi czytać między wierszami, czy rozumiała to, co nie było powiedziane wprost. Otóż Isek właśnie przyznał, że nie zamierza tego kończyć. "Następnym razem" było zapowiedzią dalszego trwania ich związku. O ile ona sama nie będzie mieć nic przeciwko.
Isao ciągle się nad tym zastanawiał. Wszystko co działo się ostatnio zmusiło go do intensywnego myślenia. Zrozumiał jaki jest bezsilny i jak niewiele robił. Zrozumiał, że jego chęć ratowania ludzi i zapewnienia spokojnej koegzystencji między wampirami i ludźmi nie kończyły się na unikaniu picia krwi. Musiał zrobić coś więcej. W pierwszej kolejności jednak musiał pozbyć się Sophie, w drugiej Testamenta, który przejął szpital. Z Samuru nie dałby sobie rady sam i był tego świadom. Póki co dopiero myślał o tym wszystkim, szukając jakiegoś cudownego pomysłu, który pomoże mu w tym wszystkim.
- Hmm... nie wiem. - rzucił zadziornie, patrząc na nią z bladym uśmiechem. Choć humor znacznie mu się poprawił, nadal niezwykle niepewnie wykonywał wszelkie gesty skierowane w jej stronie. Z obawą wyciągał do niej dłoń by pogłaskać ją po twarzy i pobawić się włosami. Jednak fakt, że wampirzyca sama zdawała się lgnąć do jego dłoni był dla niego wystarczający. Zrozumiał znaki, jakie mu następnie wysłała choć wcale ich nie potrzebował. I tak by nie wytrzymał. Nachylił się nad nią, obejmując ją jednocześnie i kładąc dłoń na jej plecach. Przybliżył się do niej, lecz zatrzymał się gdy ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
- Tęskniłem za Tobą. - powiedział cicho i skubnął jej usta zadziornie. - I za tym też. - dodał cicho i pocałował ją. Początkowo niepewnie i ostrożnie, lecz szybko się to zmieniło. Pocałunki przerodziły się w pełne namiętności, tęsknoty. Były wręcz zachłanne. O ile Banshee wcześniej go nie odepchnęła lub nie przerwała, trwały one całkiem długo. A tuż po nich Isao oparł się czołem o czółko Ban. Pogłaskał ją po policzkach.
- Nie róbmy tak więcej, Ban. Jeżeli zrobię coś źle wytłumacz mi to, ja postaram się zmienić. Albo nawet i złość się, ale nie zostawiaj mnie. Nigdy mnie nie zostawiaj, chyba, że przestaniesz cokolwiek do mnie czuć. - powiedział cicho. Znów skubnął jej usta zaczepnie, ostatecznie po prostu przyciskając ją do siebie obejmując ją mocno. Przycisnął usta do czubka jej głowy. Wdychał jej słodki zapach. Tęsknił za nią.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Banshee Sro Cze 26, 2013 8:30 am

Spojrzała na niego z naprawdę głupim wyrazem niedowierzania na twarzy.
-Byłam wściekła, wyszłam aby ochłonąć, aby dać Ci ten czas którego potrzebowałeś.
Westchnęła i pokręciła głową, zdając sobie sprawę z tego, że może rzeczywiście wyglądało to jak zerwanie, choć ona pewnie powiedziałaby mu jasno i wyraźnie, że to koniec. Nic takiego miejsca nie miało. Myślała z początku, że jak oboje ochłoną to Isao da jej znać, że cały ten pomysł z wyjazdem jest głupi, że ma swoje miejsce w jego życiu, ale telefon uparcie milczał, więc milczała i ona.
-Nie widzę powodu aby miało być inaczej.
W końcu odpowiedziała na jego pierwsze pytanie, jak dla niej retoryczne, ale i tak wolała to potwierdzić. Nie ma co się obwiniać za przeszłość, wyjaśniają to sobie ładnie, a to najważniejsze. Może nie popełnią już tego samego błędu. Iso miał rację, każde z nich miało swój wkład w tę katastrofę.
Czasu miał naprawdę sporo był wampirem, więc tu nie grało to większego znaczenia, między nimi też nie musiało się spieszyć. Wszystko na spokojnie, muszą w końcu odbudować fundamenty. Byli młodzi mogli sobie pozwolić na chwilowe trwonienie czasu. Zresztą wszystko wyjdzie w praniu.
-Dobrze, nie zrobię już tak. Było to strasznie głupie z mojej strony.
Skruszyła się, trzeba to gdzieś zapisać, Banshee Fumikana przyznała się do błędu. No proszę jaki blondas ma na nią zbawienny wpływ jak valium.
-Oj niepraktyczne, musisz też spojrzeć na dobre strony romantyczności. Całkiem nigdy się tego nie pozbędziesz, ale możesz to zaakceptować, na pewno to bardziej pomoże Ci osiągnąć większą siłę niż jakbyś z tym jeszcze walczył. Na co byś tracił tylko energię i całą psychikę za każdym razem jakbyś zrobił coś co wiąże się z Twoją delikatną naturą.
Trzymała swoją dłoń zamkniętą w jego uścisku, role się odwróciły i teraz to on był tym który to wszystko inicjuje, nadaję tępa i rządzi. Kiwnęła głową w rozumieniu.
-Oboje zachowamy się jak dorośli i będziemy rozmawiać, tłumaczyć sobie sytuację, problemy i razem będziemy szukać rozwiązania.
Oj tak zaakcentowała mocniej wyrażenie razem będziemy. Potwierdzała za każdym razem, że ma zamiar kontynuować związek tudzież spróbować jeszcze raz.
Ambicje i cele miał wysokie, trudne i poważne. Aż tak był dobry, że był wstanie zdradzić swoją rasę i powybijać wampiry, które krzywdziły ludzi. Każdy krwiopijca jaki znalazł się na liście blondyna był z nią związany. Więzy krwi niebyły ważne, wychowywała się wierząc w to głęboko, że jest częścią tego rodu, z czasem wyszło, że jest doczepiona, ale czy to zmienia przywiązanie jakim darzyła niegdyś tą część rodziny? Nie będzie go powstrzymywać z tego względu, że te wampiry przynależą do tego co zna i nazywa domem, ale z powodu jego bezpieczeństwa. Zamyśliła się na chwilkę wciąż wpatrując się w mężczyznę i pozwalając mu na zabawę jej włosami. Doskonale wiedziała, że to lubi. Lgnęła do niego, była tak stęskniona, pragnęła jego bliskości. Nie sposób było nie zauważyć. Kiedy ją objął, dłoń ulokowała na swoim ulubionym miejscu, na jego torsie, uśmiechnęła się zadziornie i nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć, że i ona tęskniła. Skubnął jej wargi jakby w powitaniu, aby dopiero po chwili pocałować ją. Poddała się temu całkiem, odwzajemniała pocałunek, pozwalała mu na pogłębienie go i intensywnienie. Widać, że oboje się stęsknili. Nie śmiałby tego przerywać, musiała się nacieszyć, znów go ma przy sobie. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy, odsunęli się od siebie na minimetry.
-Nie zostawię Cię już.
Złożyła mu obietnicę, wiążącą i poważną, ale była na to gotowa i pewna, że jest tym z którym chce być. Przygryzła jego wargę figlarnie i uśmiechnęła się, w oczach odbijała się jej wesołość. Wtuliła się w niego mocno, aby po chwili jednak wyswobodzić się z jego uścisku.
-Chodźmy do domu.
Miała oczywiście namyśli jego apartament, bo tam czuła się najlepiej. Ujęła jego dłoń i wstała z ławki ciągnąc go za sobą. Pewnie wstał zaraz za nią i poszli razem w kierunku apartamentowca.

[z/t oboje]
Banshee

Banshee

Krew : Czysta (C)
Znaki szczególne : Kolor oczu.
Zajęcia : Brak
Moce : Hipnoza, Ból, Uleczanie.


https://vampireknight.forumpl.net/t99-banshee-sachiko-fumikana#161 https://vampireknight.forumpl.net/t106-banshee

Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Czw Sie 29, 2013 8:06 pm

Wieczorny spacer to coś czego potrzebowała na chwilę obecną. Fakt, że wymiana zdań z córką nie należała do najpoważniejszych, ale tak czy siak wyprowadziła ją w pewnym stopniu z równowagi. Z jednej strony ją rozumiała, a z drugiej strony nie miała pojęcia, dlaczego tak często jest oschła, zdystansowana i arogancka. Meh, na pewno jej nie zrozumie prędko. Tak czy inaczej postanowiła się odprężyć. Przesiadywanie w mieszkaniu nie było dla niej niczym dobrym. Można powiedzieć, że uwielbiała kontakt z naturą. Oczywiście nie rozsyłała tęczy, czy miłości wokół siebie. Do tego było jej zdecydowanie za daleko. Mimo to świeże powietrze, wolna, nieograniczona przestrzeń działała kojąca na jej zmysły, duszę i cały organizm. No, ale dość tych pierdół.
Po okolicy kręciło się coraz mniej przechodniów. Tylko pojedyncze osóbki siedziały na ławkach rozmawiając. Miejsce przypadło jej do gustu wybitnie. Powód chyba nie należał do skomplikowanych. Wiśnie zarówno wiosną jak i latem wyglądały przepięknie. Gdzieś w kąciku ust zabłąkał jej się jadowity, charakterystyczny dla wampirzycy uśmiech. W jej polu widzenia znalazła się ławka otoczona przyzwoitą alejką, toteż bez zastanowienia ruszyła. Po upływie kilku sekund wygodnie zasiadła zakładając nogę na nogę. Czas na obserwację sklepienia. Może to i tandetne jak na nią, lecz lubiła od czasu do czasu przypatrzeć się gwiazdom, a konkretnie ich konstelacjom. Kilka z nich znała jednak i tak chciałaby poznać więcej. Swoją drogą to fascynujące. Ktoś to odkrył, nazwał. Dlaczego tak, a nie inaczej? Tyle pytań, a tak wielkie lenistwo, by zajrzeć do różnych źródeł i się dowiedzieć. Oderwała na chwilę wzrok, by jeszcze raz rozejrzeć się po terenie. Cicho i spokojnie, brak ewentualnego zagrożenia, a więc można powrócić do wcześniejszego zajęcia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Czw Sie 29, 2013 8:35 pm

Nieźle! Zgubił się! Tak pochłonęło go poszukiwanie znajomego, iż zapomniał o najwyższym - orientacji w terenie. W dodatku rozładował mu się telefon i nie mógł zadzwonić do siostry, aby sprowadziła w jakiś sposób pomóc. Choć na szczęście miał jakieś pieniądze, może odnajdzie odpowiedni transport, jaki miałby go zawieźć poza miasto. I właśnie! Kolejny problem! Gdzie tutaj znajduje się jakiś peron? Tyle kłopotów. Tyle godzin zmarnowach. Aż zaczął się niepokoić o wampirzego przyjaciela, normalnie po powrocie przywiąże go do nogi od łóżka i nigdzie nie odejdzie. No ale pozostała jeszcze kwestia ojca i tego łowcy... Jamesa. Szlag go trafiał, kiedy przypomni, że ten stary cep może dotykać jego siostrę. Zaklął siarczyście i to dosyć głośno, w końcu para jaka przechodziła obok, musiała się obejrzeć.
Wyciągnął jednego papierosa z paczki, szybko zapalił i zaciągnął na uspokojenie. I pomyśleć, że nie spał już drugą dobę. Kawa ma silne działania. Ach, nawet nie zdążył się zorientować o swoim pobycie w parku. Rozejrzał się za jakąś żywą duszą, chcąc wypytać o niektóre miejsca. Na szczęście odnalazł jakąś dziewczynę, spoglądającą w niebo. Nie ingerował w jej czynność, dlatego bezlitośnie przerwał, zadając pytanie.
- Wiesz gdzie jest w tym cholernym mieście jakiś peron? - Za łagodny to on nie był, ale to Zack. On i łagodność.. nie dla niego takie związki. Zaciągnął się raz jeszcze, wypuszczając dym nosem. Nie odejdzie, dopóki się nie dowie wszystkiego co chce.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Czw Sie 29, 2013 8:48 pm

Jak wiadomo nigdy nie mogła w spokoju posiedzieć, bo ktoś musiał zakłócić jej odpoczynek. Wolnym ruchem sprowadziła głowę niżej, by nieporuszone, chłodne oczy zatrzymać na śmiertelniku. Uniosła jedną brew, a w kąciku nie przestawał się błąkać jadowity uśmiech. Im szybciej odpowie tym szybciej się ulotni, prawda?
- Niedaleko stąd. Musisz iść do centrum, bo obecnie znajdujesz się w zachodniej części miasta. To zaraz obok manufaktury. Natkniesz się na apartamentowce, wyniosłe, bogate kasyno. Rzut beretem jest dworzec.- wyjaśniła najprościej jak potrafiła. Nie spuszczała z mężczyzny wzroku. Miała jakieś szczęście ostatnio do ludzi. Ciekawe czy łowczyk, czy może zwyczajna, potencjalnie ciekawa persona.
- Chyba rzadko wychodzisz na miast- dodała bardziej do siebie niż do niego. - Coś jeszcze proszę uprzejmego i kulturalnego pana?- uśmiechnęła się do bólu uroczo. Przypuszczała, że to jeszcze nie koniec. Chłodnemu spojrzeniu ustąpił ten zaintrygowany. Nie wyglądał na człowieka, który miałby coś przeciwko nachalnemu przyglądaniu się, więc kontynuowała.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Pią Sie 30, 2013 11:26 am

Niewiadomo czy szybko się ulotni. Jeśli nie dostanie wystarczającej odpowiedzi, weźmie ze sobą ową pannice i zmusi, aby pokazała dokładniej. Spieszy mu się...
No proszę, jaka kulturalna. Zack nie uciekał wzrokiem od dosyć ładnej kobiety i z całą pewnością nie wyglądała na śmiertelną. Jego łowieckie oko rzadko kiedy się myli. A odnośnie odpowiedzi... Lekko się skrzywił.
- Uznamy, że mi pomogłaś. - Burknął sucho, mrużąc oczy. Zack wcale nie wyglądał na przyjaznego, ba, on nawet przyjazny nie jest. Dlatego kiedy zagadała, mężczyzna zacisnął usta w wąską linię, czy naprawdę ta panna nie na żadnego zdjęcia, jak zajmowanie mu czasu?
- Nie jestem stąd. - Oburzył się, wyrzucają peta na trawnik. Jakoś nie przychodzi mu zwyczaju dbania o roślinność.
- Tak, zaprowadź mnie na peron. Nie chce mi się iść samemu. - stanowczy, o tak. Wydobył następnego papierosa, którego szybko zapalił. Dokarmienie raka to jego najważniejsza robota. Jakoś nie wnikał w jej zdanie, liczył bardziej na to, iż Wampirzyca wstanie i pełna grzeczności osobiście pokaże mu peron. Nie miała czasu błądzić. Ach, trzeba też dodać, że nie knuł nic złego, wszak do rasy krwiopijców ma naturalne nastawienie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Pią Sie 30, 2013 12:00 pm

Kapryśny i humorzasty mężczyzna najwyraźniej sądził, że kobieta zrobi, co zechce. Obserwując jego pewność siebie uniosła wymownie brew do góry opierając dłonie o uda. Mogła od czasu do czasu pomóc jednak nie zamierzała nigdzie chodzić. Po pierwsze nie poprosił o to, a po drugie nie miała najmniejszej ochoty. Twierdził, że jego rozkaz cokolwiek zdziała? Niekoniecznie w tym przypadku. Prawdopodobnie mała ilość osób przystałaby na wykonanie żądania obcej osoby.
- Zauważyłam, że nie stąd- skomentowała krótko i ozięble. Nie widziała powodu, dla którego miałaby być sympatyczna i wielce uprzejma. Rzadko to robiła, a poza tym on nie przejawiał takich zachowań. A to, że często kierowała się zasadą oko za oko, ząb za ząb to inna sprawa.
- Nie trafiłeś na odpowiednią osobę. Nie przyszłam tu po to, by spełniać zachcianki jakiegoś rozkapryszonego dzieciaka, w którego naturze nie istnieje proszenie. W związku z tym musisz odbyć tę straszną, wymagającą orientacji w terenie podróż samotnie- podsumowała ze złośliwym uśmiechem. Zastanawiało ją czy jest cholerykiem. Jeśli tak to miałaby szansę na niezłą zabawę oraz urozmaicenie wieczoru. Zajmowała mu czas? To takie smutne. Zawsze mógł uciąć z nią tę wymianę zdań i iść pytać kogoś innego. A on jednak nadal rozmawiał z nią, więc sam jest sobie winien utratę tak cennego dla niego czasu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Pią Sie 30, 2013 8:35 pm

Co poradzić, taki jest Zack. Rządzi się wszystkimi, nie bacząc na cudze zdanie. Typowy ojcowski charakter, Gerard także miał skłonności bycia wredny chamem, który miał w nosie innych. Naprawdę, z takimi typami ciężko wytrzymać i nie ma co się dziwić wampirzycy, mało kto kumpluje się z tym Trizgane. Choć i on dobiera sobie ostrożnie znajomych.
Na jej chłód, fuknął pełen irytacji. Będzie dobrze, jeśli ta mała go nie rozzłości, w końcu Zack ma skłonności do przemocy, chociażby z użyciem kwiatka (bowiem kwiatkami bije się płeć przeciwną).
No proszę, odmówiła. Czy ona nie wie, że ten mężczyzna nie umiał inaczej i oczywiście to było według niego grzeczne oraz naturalne? No raczej nie, bo go nie zna. Warknął ostro, nie obawiając się w żadnym wypadku wampira. Łowiecka krew dumnie płynie w jego żyłach, w dodatku wie jak obchodzić się z wampirami.
- Gdybym miał pałę pod ręką... - Co za ostrości. Aż zacisnął dłonie w pięści, mając nieodpartą chęć siłą zaciągnąć wampirzycę ze sobą. No ale marnował czas. Westchnął więc, poprawiając się.
- No niech Ci będzie. Proszę ładnie o zaprowadzenie mnie na peron. - Na koniec pokręcił oczyma, mając zdenerwowaną mina. Jakoś jego twarz do uśmiechu przystosowana nie była.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Pią Sie 30, 2013 9:51 pm

Musiał sobie jakoś z tym poradzić. Lilianne nie zamierzała ulegać każdemu kto narzucał swoje zdanie i wolę. Nie miałaby przez to swojego charakteru. A nie dawała sobie wchodzić na głowę. Przecież jasnowłosa również nie należała do ugodowych. Była buntowniczką z wyboru mimo swojego wieku. W obecnej sytuacji powinna zachowywać się poważnie chociaż ze względu na córkę, lecz osobowość to osobowość. Nigdy jej nie zmieni.
Zignorowała totalne jego przejawy agresji, tudzież zdenerwowania. Postanowiła przeczekać spokojnie i usłyszeć kolejne słowa. Domyślała się, iż nie skończy się to na udzieleniu jedynie informacji. Ogarnął ją nieco głupkowaty i nietaktowny humor, toteż spojrzała na niego zabawnie i wstała.
- A nie masz jej przy sobie? Hm... Szkoda- mruknęła przeciągle wprost do jego ucha. Przyjemnie było słyszeć jego pracującą intensywnie tętnicę oraz serce. Westchnęła cicho pod nosem. Nie może go przecież ugryźć.
- Już lepiej. Ale powiedz mi... Co za to będę miała? Nie toleruję bezinteresowności- stwierdziła chłodno, tyle że cały czas wolnymi posunięciami obracała się wokół mężczyzny. To sobie go oglądała, to po prostu chodziła. Jak dla niej mógł być pozbawiony emocji jednak ona kochała intrygi, dlatego nie dawała za wygraną.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Sob Sie 31, 2013 1:08 pm

Zack znajdzie szybko na nią sposób, wszak wie trochę o naturze wampira, ma z nimi do czynienia. I Liliane także zostanie rozpracowana prędzej czy później, nie miała w końcu do czynienia z idiotą. Czyżby nasza wampirzyca miała dziecko? Wielka szkoda, że Zack nie zna tego faktu, sprawnie mógłby go wykorzystać przeciwko niej.
Głupi śmiech, świadczył iż ma na pieńku z płytką, lekkomyślną wampirzycą, chociaż gdyby był tak rozluźniony jak ona, może także by się zaśmiał. Ale to Zack, on poczucia humoru nie ma.
Kiedy wstała, nie odsunął się o krok. Jedynie wlepiał w nią swój naturalny, morderczy wzork.
- Zawsze mogę wykorzystać kawałek ławki. - Syknął, wymijając dziewczynę. Podszedł do ławki na której niedawno siedziała i chwycił za jedną z desek. Nie była ona mocna, dlatego kilka odpowiednich ruchów i wyrwał kawał drewna.
- Takie coś wystarczy. - Rzekł chłodno, uderzając końcem deski o otwartą dłoń. Teraz co?
- Satysfakcję z pomocy. - Odparł na jej słowa bez cienia grymasu. Nadal pozostawał ponury i rozzłoszczony. Nie spał dwie noce i coraz gorzej mu szło panowanie nad emocjami.
- Jesteś uparta. - Dodał ni z gruchy, podchodząc bliżej. Kawał dechy wciąż trzymał i serio, nie zawacha się jej użyć przeciwko niej.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Sob Sie 31, 2013 1:55 pm

Nie twierdziła, że mężczyzna jest idiotą, ale za nic nie zamierzała ot tak po prostu być miła i bezinteresowna. Płytka? Mylny wniosek, ale niech sobie uważa jak chce. Stanęła w jednym miejscu obserwując zabawne poczynania Zacka. Naprawdę sądził, że zdąży ją uderzyć? W trakcie zamachu Lil zdążyłaby użyć paraliżu, który zadziałałby o wiele szybciej niż jego ruch deską. Skrzyżowała dłonie pod biustem patrząc na niego z politowaniem.
- Próbuj szczęścia damski bokserze.- odpowiedziała chłodno na ten sam ton padający z jego strony. Czekała tylko na moment aż zachce mu się tego lekkomyślnego czynu. Przecież to żałosne. Skoro wiedział "coś" o naturze wampira to powinien zdawać sobie sprawę, że posiadają moce lub moc i szybciej atakują. Jednak ludzie pod pewnymi względami byli po prostu głupi, albo niedouczeni.
- Jestem i co? Satysfakcję...- uśmiechnęła się jadowicie. Westchnęła z dezaprobatą przewracając oczami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Gość Nie Wrz 01, 2013 9:20 am

To właśnie gubi wampiry. Nie doceniają oni ludzi, nie potrafią dopuścić do siebie myśli, iż zwykły śmiertelnik, może zaszkodzić nocnemu stworzeniu. I Zack ma asa w rękawie, tak samo jak Liliane i nie zawacha go użyć w najodpowiedniej chwili. Dlatego niech wampirzyca także zacznie doceniać nieznajomego.
- Myślisz, że nie spróbuję? - Kolejny warkoty, który świadczy o jego zajebiście przyjaznym nastawieniu do otoczenia. Co poradzić, ten cep Zack nie jest super łagodnym typem i zamiast zwykłych tłumaczeń, stosuje zwykle przemoc. No i oczywiście odstrasza od siebie nowe znajomości.
Ależ wie o mocach, nie raz spotykał wampiry na swojej drodze, zza młodu chodził razem z ojcem na miejsce i nie jednego krwiopijce zabił!
- To jak, zaprowadzisz mnie na ten peron? Czy mam użyć niewyjaśnionej przemocy? - Syknął przez zaciśnięte zęby, choć jego kącik ust uniósł się ku górze. No proszę, Zack się uśmiechnął!
- Jestem Zack. - Postęp, co? Jakby nie patrzeć ta wampirzyca swoją hardością przypominała mu kogoś, kogoś kogo stracił i to z rąk durnych łowców.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Aleja Kwitnących Wiśni - Page 5 Empty Re: Aleja Kwitnących Wiśni

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 5 z 23 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 14 ... 23  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach