Stajenka przy pastwisku

Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Isao Wto Paź 23, 2012 5:20 pm

Jest to niewielka, drewniana stajenka, znajdująca się nieopodal pastwiska. Jest ona własnością prywatną, lecz, co dziwne, choć znajduje się w środku lasu, nikt tak na prawdę jej nie pilnuje. W środku znajdują się akcesoria jeździeckie, a także kilka koni, o które dba starzec pojawiający się tu raz lub dwa razy dziennie. Co jakiś czas znajduje się ktoś, kto za odpowiednią opłatą wybiera sobie jednego z koni i jeździ po lesie, ciesząc się z jego krajobrazu. Bywają też osoby, które zakradają się tu po kryjomu by spać sobie na sianie lub spróbować wrażeń wywołanych bezprawną jazdą. Raz na miesiąc organizowane są tu też spotkania grupy jeździeckiej.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pią Maj 10, 2013 1:53 pm

Annabell westchnęła ciężko i przemierzyła spokojnie dziedziniec. Chłodny wiatr rozwiewał jej czarne pasma włosów, tworząc ciemny welon, łopoczący tuż za jej plecami. Nie wiedziała co ze sobą zrobić w taką pogodę, w prawdzie świeciło słońce ale mimo wszystko było chłodno, szczególnie za sprawą wiatru wdzierającego się pod sweter siedemnastolatki. Ślamazarnym krokiem ruszyła w stronę bramy, nie chciała spędzać ani minuty dłużej na terenie akademii, nie dość, że musiała się uczyć to po godzinach miała iść do internatu albo w teren zielony placówki, gdzie mogła spotkać nauczycieli i znajomych? O nie… Tego by już nie zniosła. Niebieskie oczy zdawały się kalkulować najlepszą opcję do wyboru. Park… Las… A może jakieś drzewa nad jeziorem? Huh… Ann na pewno chciała zrobić to co lubiła najbardziej, usiąść na gałęzi wielkiego drzewa, włożyć do uszu słuchawki i zacząć rysować. Z niewiadomych przyczyn najlepiej rysowało jej się kiedy była na jakiejś wysokości. Jej najlepsza praca została narysowana gdy siedziała na szycie góry, gdzie widok rozpościerał się na pola i lasy pełne śpiewających ptaków.
Szła powoli zastanawiając, się w którą stronę powinna skręcić na skrzyżowaniu. I oto w jej głowie zalśnił cudny pomysł. W lesie znajdowała się mała stajnia i pastwisko, a obok niego było sporo drzew o grubych, mocnych gałęziach zdolnych unieść ciężar nawet kilku osób. Na jej twarzy zalśnił cień uśmiechu, kochała konie. Były to zwierzęta pełne dumy i wdzięku, przesycone pięknem. Zawsze towarzyszył jej dreszcz podniecenia gdy wsiadała na któregoś z koni. Nie posiadała własnego, jej przybrani rodzice uznali to za zbyteczny wydatek. Jednakże dzięki jej umiejętnościom, dogadała się z właścicielem i w zamian za ułożenie koni mogła jeździć za darmo. Siodła i wędzidła były według niej zbędne potrafiła okiełznać konia z ziemi i wsiąść bez niczego. Stąd jej dreszcz podekscytowania za każdym razem gdy dotykała sobą grzbietu konia. Właściwie czemu nie miałaby wsiąść właśnie teraz? Co prawda, nie wzięła ze sobą bryczesów, ale w stajni zawsze coś się znajdzie. Jej krok nabrał tempa, a oczy rozbłysnęły czymś w rodzaju radości. Czy miała ulubionego konia? Oczywiście. Była to arabska klacz o imieniu Pianissima, gniadej maści i pięknym arabskim bukiecie. Klaczka byłą młoda i nikt oprócz Ann nie potrafił sobie z nią poradzić. Właściciel trzymał ją tylko ze względu na wygląd, przez co śmiało mógł z nią uczęszczać na pokazy i dostawać za to pieniądze.
Annabell minęła teren zabudowany i wkroczyła w leśną ścieżkę. Zapach liści i różnorakiej roślinności uderzył w jej nozdrza automatycznie odprężając jej całe ciało. Nie minęło dziesięć minut, a dziewczyna doczłapała do ogrodzenia padoku. Konie pasły się spokojnie w drugiej części i nawet nie spostrzegły przemykającej się Ann do stajenki. Wchodząc do siodlarni rzuciła torbę na ławeczkę i szybkim ruchem zaczęła rozpinać spodnie. Kilka minut i czarnowłosa stała w wyjściu odziana w bordowe bryczesy i za dużą czarną bluzę. Włosy splotła w warkocza, a na nogi wsunęła stare, prawie rozklejające się sztyblety. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Swój sprzęt do jeżdżenia zostawiła w internacie, ale w końcu stajnia to nie pokaz mody. Ann zacmokała głośno i jeden z koni zerwał się do galopu jakby go prąd popieścił. Gniada piękność wyhamowała przed dziewczyną obwąchując dokładnie jej dłonie. Czego szukała klacz? Oczywiście smakołyków. Zamiast tego kopytna została ostrożnie pogłaskana po miękkich i delikatnych chrapach. Zwierzę westchnęło ciężko i zmrużyło oczy, był to jeden z tych rodzajów pieszczot jakie je odprężały.
- Cześć, piękna…- mruknęła pod nosem i zabrała dłoń bardzo powoli. Podniosła z ziemi długi bacik i przystawiła go do nogi klaczki, ta niezwłocznie ją uniosła, a potem wyprostowała uderzając o ziemię. To samo zrobiła z drugą. Annabell pochwaliła Pianissę i zerwała się do biegu. Gniadoszka ruszyła za Ann wyciągniętym, obszernym kłusem, z dłuższą fazą zawieszenia pełną elegancji. Wielbiła jej kłus, był pełen wdzięku, której większości koni brakowało.
Dziewczyna skręciła ostro i zatrzymała się czekając, aż kobyłka stanie obok niej. Nie zajęło to nawet minut. Kurz uniósł się znad trawy, a Pianissima musnęła nozdrzami dłoń czarnowłosej. Inne konie zerkały ostrożnie na poczynania dwójki przedstawicielek płci pięknej.
Siedemnastolatka przejechała dłonią po szyi klaczy, aż dotarła do kłębu, gdzie złapała grzywę w swoją drobną dłoń. Drugą rękę ułożyła na grzbiecie i wystarczyło porządne odbicie by ta leżała przewieszona przez Pianię. Kolejnym ruchem było swobodne przełożenie nogi na drugą stronę i voilà. Kobyłka ruszyła żwawym stępem na polecenie wydane od łydki amazonki. Ann jak najbardziej starała się rozluźnić swoje biodra by nie sprawiać problemu temu cudnemu stworzeniu pod nią. Nie potrzebowała pełnych dziesięciu minut by rozstępować klacz. Co to, to nie. Nie miała żadnego zamiaru pracować z nią na poważnie, chciała jedynie zrobić parę kółek wokół padoku, zagalopować i zejść. Jak obmyśliła, tak zrobiła. Parę kółek kłusem, raz w prawo raz w lewo, kilka figur ujeżdżeniowych, a potem… Galop, nawet nie był szybki, bardzo spokojny jak na temperament arabskiej klaczki. Płynne ruchy zgrane w harmonii nadawały obu paniom szyku i uroku. Ich wspólna zabawa nie trwałą nawet godziny… Ann ześliznęła się zwinnie z grzbietu gniadoszki i podarowała jej kawałek marchewki, który miała przygotowany wcześniej w bluzie. Dziewczyna zaczęła zmierzać ku stajni, jednakże Pianissa dążyła za nią. Przy bramie dziewczyna pogłaskała kobyłkę czule i uciekła na drugą stronę ogrodzenia. Kiedy tylko zniknęła w głębi stajenki usłyszała uderzenia kopyt o ziemię. Zaśmiała się cichutko pod nosem i rozplotła swojego warkocza. Szybciutko przebrała się w swoje wcześniejsze ciuchy, złapała torbę i wypełzła ze stajni zadowolona z tego co przed paroma minutami zrobiła.
Annabell zaczęła przeszukiwać brzeg lasu. Nie miała pojęci, które drzewo byłoby najodpowiedniejsze do spoczęcia na nim. Chwila… Chwila… I jest. Piękny buk z rozpostartymi grubymi gałęziami. Ann zwinnie wskoczyła na pierwszą gałąź i kolejną, aż znalazła się cztery metry nad ziemią. Widok na pastwisko był nieziemski. Pianissima właśnie tarzała się w trawie, ah… Przesłodki widok. Czarnowłosa sięgnęła do torby i wyciągnęła szkicownik oraz jeden ze swoich ulubionych ołówków, po czym przewiesiła torbę na innej gałęzi. Podciągnęła nogi i ułożyła na nich szkicownik.
- Hm…- zamyśliła się. Nie wiedziała od czego zacząć, przed nią rozpościerał się cudny widok koni… Ale jednak… Ah! Niech to! Ołówek bezczelnie sunął się z uda dziewczyny i spadł na ziemię. Ann przeklęła cichutko pod nosem. Nie chciało się jej zbytnio złazić tylko po ołówek, ani nie chciała zaczynać rysować innym. Oparła się o drzewo i westchnęła wypatrując się w niebo i kalkulując, które rozwiązanie by wybrać.
Pianissima.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pią Maj 10, 2013 6:11 pm

Nie można powiedzieć, że nie interesowało go co teraz robi Mia, ale nie mógł tego po sobie dać poznać. Za dużo, za dużo sobie pozwolił, co by ona powiedziała? Nie, to też nie było ważne przecież ona nie żyje. I nic, tego nie zmieni tak samo jak nic nie zmieni tego, że powinien powrócić do poszukiwania, a nie zajmować się baraszkowaniem z nią. Pomimo, że nie został zadowolony do końca nie miał zamiaru pozwolić na dalsze ekscesie z nią Może kiedyś? Jak znajdzie chwilę, to ponownie do niej zajrzy, lecz nie zapowiadało się by miała dalszą ochotę na jego towarzystwo, więc zapewne potrzyma ją jeszcze trochę, a następnie ją wypuści bo nie była mu do niczego potrzebna, aczkolwiek to już będzie zależało od jego nastawienia, a raczej nastroju. Nie mógł powiedzieć, czy nie zmieni się to z dnia na dzień, bo nigdy nie wiadomo kogo spotka na swojej drodze i czy ten ktoś go nie zdenerwuje.
Przechodząc z kolei do tego co robił teraz, no to cóż raczej polował, a może szukał cennych informacji albo próbuje swoiście dorwać jakiegoś króliczka? O tym przekonamy się zapewne dopiero po tym jak spotka kogoś na swojej drodze. Można by pomyśleć, tylko nad tym czy by wolał spotkać człowieka, czy wampira. Swoją drogą na człowieku można się zabawić psychicznie, lub fizycznie za pomocą strzykawek i innych rzeczy, a znowu z wampirem jeśli by chciał się pobawić to należałoby być bardziej ostrożnym w zdobywaniu próbek. Niby Tess, powiedział iż mu w tym pomoże, ale jeszcze nic ciekawego mu nie dostarczył, trzeba go jednak niebawem odwiedzić w celu znalezienia pomieszczenia na jego nowe laboratorium w jego zamku. A i nawet może będzie udane podenerwować jego żonkę, tak rudawą wampirzycę.
A więc jak na razie jest tu gdzie jest, spokojnym krokiem szedł po przez drogę. Robiło się ciemno, a zatem nie musiał się obawiać słońca, oraz tego iż przez tą rzecz będzie osłabiony. Mała ciekawostka, ale jednak jeśli dojdzie do starcia z łowcą przydatna. Jednak nie o tym teraz, kiedy tak dalej kierował się przed siebie, zobaczył jakąś dziewczynę siedzącą na drzewie. Z zmysłu jakim obdarowali go bogowie, wiedział iż jest to ludzka dziewka, a zatem będzie zabawnie. Skierował się ku niej, jednak w tak wolnym tępię i tak skradając się, że nie było szans, że ona go zobaczy. A nawet jeśli, to już zaplanował dla niej małą niespodziankę. Trzeba w końcu dać znać łowcą, że jest w mieście, oraz iż nie zamierza skończyć tak jak ostatnio. A poraniona dziewczyna podrzucona pod akademik, z kłami w szyi lub jakiś posterunek łowców, będzie ciekawym zaproszeniem do jego małej gry. Jest już wystarczająco przygotowany, że nie musi działać w cieniu. A tym czynem może3 zahaczyć o zainteresowanie pewnego wampira, który może mu pomóc w jego planie, ale jego imię nie zostanie jeszcze zdradzone w tym epilogu, by widzowie nie rozpoznali jego planów.
Wracając do akcji, gdy był już za drzewem na, którym była dziewczyna wdrapał się po nim, tak by nie mogła widzieć go, ale co do usłyszenia już nie był tego pewny. Wylądował za nią, a raczej nad nią.
- Witam panienkę, a czego szuka panienka w tak opuszczonym miejscu?
Zszedł z gałęzi nad nią i wylądował, na tej samej co siedziała dziewczyna. Jego gadzie ślepia wpatrywały się w nią. Nie starał się nawet ukryć tego kim był, bo po co? Interesowało go tylko wzbudzenie strachu w jej ciele, oraz umyśle.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pią Maj 10, 2013 8:09 pm

Jej oczy błądziły po błękicie nieba, a palce stukały o kartki szkicownika. Widziała lecące powoli ptaki i wpadła na genialny pomysł. Dlaczego nie miałaby narysować tych pięknych stworzeń? Były lekkie i mogły wznosić się na ogromne wysokości. Ann zawsze pragnęła wzbicia się w powietrze, ba! Marzył jej się skok ze spadochronu. Może na taką nie wyglądała, ale w rzeczy samej była odważna i mało co ją mogło przestraszyć. Sięgnęła do torby decydując się na inny ołówek. Naprawdę była już tak rozleniwiona, że nie miała najmniejszej ochoty spełzać z gałęzi tylko po kawałek drewna, wypełniony grafitem. Włożyła dłoń do kieszeni torby pełnej pisadeł , po czym wyciągnęła ją dzierżąc automatyczny ołówek 5H. Twarde ołówki były według niej najlepsze do tworzenia szybkich szkiców, pełnych malutkich, słodkich drobiazgów. Oczywiście najlepszy by był 9H czyli najtwardszy z dostępnych rysików ale ostatnimi czasy nie miała kiedy pójść do sklepu plastycznego by zakupić takie cacuszko, a to które miała teraz… Cóż, było już za małe by móc nim rysować. A co z pozostałymi twardościami? Ich nie posiadała w torbie, a w internacie. Eh… Wszyściutko co było jej potrzebne, zawsze zostawiała w pokoju.
Dziewczyna westchnęła ciężko i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiś ptaków. Niestety… Żadne stworzenie nie pragnęło zostać wzorcem co do rysunku młodej artystki. Nagle konie spłoszyły się czegoś i zaczęły galopować w przeciwną stronę. Kurz uniósł się nad ziemiom z lekka ograniczając Annie widoczność. Jednak dzięki rozpędzonym koniom z koron drzew wyleciał piękny orzeł. Biało-brązowy Nisaetus był typowym orłem dla Azjatyckich terenów. Annabell obserwowała go dokładnie i była zdolna ujrzeć większość szczegółów, w końcu ten dostojny ptak nie znajdował się dalej niż pięć metrów od niej. Na twarzy czarnowłosej zawitał cień zadowolonego uśmiechu, wiedziała teraz dokładnie pod jakim kątem i co powinna narysować. Niezwłocznie zabrała się do kreślenia granitem na kartce, szkieletu podstawowego do rysunku, składającego się z okręgów i linii. Zawsze od tego rozpoczynała, oczywiście potrafiła rysować bez tego, ale szkielet zawsze usprawniał jej pracę. Orzeł zniknął już z pola widzenia Ann. Szkoda… Mogłaby jeszcze spróbować odwzorować wzór z piór jaki miało zwierzę na skrzydłach. Cóż… W takim razie musiała sama wymyślić jakiś wzorek bo skupiła się głównie na anatomii ptaka i ruchach pełnych wdzięku i wyniosłości.
Po pewnym czasie orzeł był już naszkicowany w szczegółach, ale nie posiadał cieniowania. Mimo braku ciemniejszych i jaśniejszych miejsc rysunek zdawał się żyć, a ptak na nim miał w oczach chęć lotu w dal… Tą samą chęć miała również Annabell. Całą sobą zmuszała się do tego, by w krótce opuścić miejsce. Słońce zbliżało się niestety ku zachodowi, a nie widziało jej się spacerować po lesie nocą. Bądź co bądź czasami przed oczami stawał jej obraz, przybranej matki leżącej na poboczu w kałuży krwi i to właśnie prowadziło do omdlenia lub zatracenia orientacji w terenie. Czarnowłosa zaczęła stukać rytmicznie końcówką ołówka o kartkę, dla dodania sobie otuchy zaczęła nucić jakąś starą piosenkę, której melodia krążyła po jej głowie od rana.
W tym samym czasie konie ponownie zerwały się do biegu, jednakże tym razem po prostu bawiły się. Dookoła było bezpiecznie i przyjemnie mimo, dosyć chłodnego wiatru. Jakiś szmer nad nią zmusił ją do przerwania nucenia, gdy spojrzała w górę jej oczom ukazał się mężczyzna. Do jasnej cholery! Jak on…?! Krzyknęła w swoich myślach. Na jej twarzy jednak malowało się tylko delikatne zdziwienie. Bo w końcu… Czego mogłaby się bać? Człowiek jak każdy inny. No może… Po za tymi białymi włosami, odznaczającymi się wśród krajobrazu. Gdy zadał jej pytanie zmrużyła oczy i przyjrzała mu się bardzo dokładnie. Miała wrażenie jakby jego skóra lśniła… Jakby… Jakby węża? Nie to nie było możliwe. Pośpiesznie odgoniła głupkowate myśli i zdała sobie sprawę, że nieznajomy siedział teraz przed nią i wlepiał w nią swoje ślepia. Annabell zbagatelizowała ich barwę, huh… Wiele osób w tych czasach nosiło soczewki. Bardziej martwiło ją to, że dziwnym trafem nie odzywała się już z dobrą minutę, a tylko przyglądała się mężczyźnie. Westchnęła w końcu i wróciła wzrokiem na kartkę szkicownika.
- Szukam inspiracji.- odpowiedziała prawie szeptem. Konie wciąż bawiły się w ganianego, a w zabawie uczestniczyła również cudna gniadoszka Pianissima. Ann zerknęła na nią kątem oka i miała ochotę się uśmiechnąć, jednakże… Posiadała teraz towarzysza i nie wypadało – w jej mniemaniu – pokazywać swoich uczuć za pomocą mimiki twarzy. Wolała zostać nieotwarta i zdawać to przeklęte wrażenie aspołecznej i oddzielonej od innych osóbki. Nie miała również zamiaru zagadywać towarzysza, bo po kiego czorta, wtrącać się w jakieś rozmowy, skoro mogła kończyć rysunek? A propos rysunku. Annabell mimo nieznajomego sięgnęła do torby po ołówek HB i rozpoczęła monotonny proces cieniowania orła, którego uwieczniła na kartce.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Sob Maj 11, 2013 2:55 pm

Szuka inspiracji? No to będzie przyjemnie. On lubi dostarczać inspirację ludziom, bo przecież on nie mógł pozwolić, by ktoś taki jak ona mogła się marnować. Aris był miłym i pomocnym wampirem, tak jasne... Podszedł do niej bliżej, by móc widzieć jej oczy. Z nich można wyczytać dużo, a najbardziej to co go interesowało. Strach, jak na razie niestety nie zagościł jeszcze w jej oczach. o trzeba było szybko zmienić, a on już się o to musi bardzo postarać. Najgorszą rzeczą było jednak odkrycie tego co może sprawić, że dziewczyna będzie się bała. Nie posiadał zdolności szperacza myśli, by móc sobie przeglądać umysły ludzi jak książkę w poszukiwaniu informacji. Więc trzeba było tak naprawę odkrywać to wszystko drobnymi kroczkami, obserwując jej zachowanie. Wydłuży to czas tego co chłopak chce osiągnąć, lecz będzie to raczej godne podziwu.
- Wiesz, że powinnaś się raczej zajmować tym kimś kto jest przed tobą? A nie rysować, nie wiadomo jaki ten pan ma zamiary.
Zakrył ręką jej rysunek, by ta nie mogła rysować. Nie lubił jak się go ignoruje, a już na pewno nie z tak błahego powodu, jakim dla niego było rysowanie. Widać, lubiła to jednak może sobie robić to dalej, o ile będzie w stanie to zrobić po tym co może ją spotkać, jak z nią skończy. A nie ma on dobrych zamiarów, nawet nie musiał się starać ukrywać tego, bo raczej przed nim nie ucieknie.
- Powiedz mi, nie boisz się siedzieć tutaj sama? Nie boisz się, że spotka cię coś złego?
Uśmiechnął się ironicznie, a z jego płaszcza wypełzł wąż, który oplótł się wokół gałęzi. Swoją paszczę skierował na dziewczynę, aby po chwili zbliżyć się do niej. Jednak jeszcze nie atakował, bo nie dostał takiego rozkazu. Oczywiście nie można było powiedzieć, że tak to zrobi.
- Więc raczej powinnaś skupić się na mnie, a nie na beznadziejnych rysunkach.
Chwycił to na czym szkicowała i po prostu zrzucił z drzewa. Nie przejmując się jej reakcją, oraz to czy będzie na niego się darła.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Sob Maj 11, 2013 5:09 pm

Przymknęła powieki kiedy mężczyzna zakrył jej orła. Analizowała wszystkie drogi, jakie mogły sprowadzać tu tego oto dziwaka. Huh… Nie dość, że próbował jako tak do niej dotrzeć i zainteresować ją swoją osobą to jeszcze miał czelność dotykać jej pracy. Na tym punkcie była bardzo czuła. Ostatnim razem gdy ktoś bez pozwolenia dotknął jej rysunku, o mało nie wbiła nożyczek w paluchy intruza. Również wtedy musiała zostać po lekcjach by wyjaśnić sprawę. Kiedyś już zabiła człowieka we własnej obronie i w gruncie rzeczy od tamtej pory z łatwością przychodziło jej krzywdzenie fizyczne ludzi. To również było jednym z czynników jej samotności. Nie wychodziło to ze strony innych, ale od niej samej. Nie miała już trzynastu lat więc pełna odpowiedzialność spadłaby na jej barki, a ona była tego świadoma. Westchnęła ciężko u uniosła oczy na nieznajomego. Kiedy miała wyjść z prośbą o zabranie dłoni ten wypalił kolejne pytanie. Odruchowo zmarszczyła brwi i spięła się delikatnie. Tego typu pytania nie były na miejscu. Czy ona się bała? Nie… Często przesiadywała na drzewach blisko stajni i niejako stały się jej drugim domem, którego widok spowalniał bicie serca, rozszerzał źrenice i uspokajał oddech. Co do spotkania złych rzeczy… Jedyne co jej przychodziło na myśl to niefortunne zsunięcie się na gałąź poniżej, która zdawała się być na tyle twarda, że upadek na nią mógłby skutkować złamaniem czegoś. Nagle coś wypełzło spod płaszcza mężczyzny. Annabell wyprostowała się i podsunęła nogi bliżej siebie. Węże były piękne i posiadały ten pieprzony urok morderców, który wzbudzał w artystach niesamowitą chęć porwania ich i dogłębnego zbadania ich środka, przez który były tak zabójczo poetyckie. Chwila ciszy i dziewczynie rozbłysnęły oczy, jej instynkt twórczy wziął górę nad rozsądkiem i ponownie zbierała się do odezwania, ale tym razem z prośbą o dotknięcie owiniętego wokół gałęzi stworzenia. Jednakże jej towarzysz ponownie ją uprzedził.
A więc to tak? Nawet nie zerknął na rysunek, a już twierdził, że beznadziejny? Gość miał tupet… Odprowadziła wzrokiem swoją pracę na ziemię. Smutek… Rozczarowanie… Poirytowanie, a przede wszystkim wkurwienie malowało się w oczach czarnowłosej. Wzięła głęboki oddech i ścisnęła dłonie w pięści wbijając sobie paznokcie, by skupić się na bólu własnym, a nie nad obmyślaniem planu zrzucenia palanta siedzącego przed nią z drzewa. Po paru sekundach uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny i rozluźniła się.
- Więc powiadasz, że jesteś ważniejszy niż moja praca i mam niezwłocznie oddać się rozmowie z tobą, bo Ty tak chcesz?- spytała, a z jej twarzy powolni zaczął znikać uśmiech, który w rzeczy samej nie był ani odrobinę szczery. Spoważniała i za nim nieznajomy zdążył jej odpowiedzieć obrzuciła go oskarżającym spojrzeniem. Chwyciła swoją torbę i obróciła się bokiem, by przygotować się do opadnięcia niżej.
- To wyprowadzę Cię z błędu. Nie jesteś, a ja nie jestem dżinem by spełniać twoje życzenia.- całkowicie po niej spłynęło to co sobie mógł pomyśleć białogłowy i zeskoczyła na gałąź niżej, a potem na jeszcze niższą, aż dotarła do ziemi. Podniosła z pomiędzy pokrzyw swój szkicownik, nie wydając siebie ani słówka. Otrzepała kartki z ziemi i zrezygnowana dotknęła wilgotnej kartki. Szczęście jej sprzyjało i nie pozwoliło by rysunek się zniszczył.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pon Maj 13, 2013 8:36 am

Dżinem? No to miała rację chłopak nie był tą bajkową istotką, która mieszkała w lampie. I, która spełni trzy życzenia. Znaczy spełnić mógł, ale nie koniecznie takie jakie by chciała dana osoba. Jak wiadomo życzenia zawsze można obrócić w niekorzyść dla osoby proszącej. Przykładowo jeśli ktoś chce być nieśmiertelny, to ginie tej samej chwili, kiedy zażyczył sobie życia wiecznego. Można by podawać tony innych przykładów, ale jaki by to miało sens? Ten jeden przykład stanowczo powinien dać obraz tego, co to można nazwać odbiciem lustrzanym życzenia.
Przyglądając się całkowicie obecnej sytuacji, dziewczyna pomimo tego co zobaczyła nie zdawała się być jakoś bardziej przerażona, a nawet bardziej zafascynowana wężem, który wypełzł z pod jego płaszcza. No jednak on nie ma zamiaru pozwolić jej odejść, a już na pewno nie tak łatwo. Jak tylko zeszła z drzewa, ten nie patyczkując się po prostu zeskoczył i chwilę potem był ponownie przed dziewczyną.
- Istoty takie jak ja nie lubią jak się je ignorują. Stają się wtedy bardzo złe i bardziej brutalne. Jednak ty nie masz czego aż tak się obawiać.
Popatrzył ironicznie na nią, a w kolejnej chwili przygniótł ją do drzewa. Nie zwracając uwagi, czy coś jej zrobi, czy też nie. Miał już swoisty plan, a do tego będzie potrzebne mu jej ciało. Nie, nie chodziło mu o ekscesie erotyczne, nie miał zamiaru jej gwałcić ani molestować. O nie, potrzebował jej ciała by powitać Marcus'a. Jednak to, jak to zrobi się okaże w dalszej akcji tego prze3dstawienia.
- To trochę zaboli, ale tylko trochę. A nie, jednak kłamałem.
I kończąc zdanie zatopił swoje kły w jej szyi. Czuł jej krew, lecz nie pił jej łapczywie. Jedynie chciał naznaczyć, że została zaatakowana. Gdy już to zrobił wyjął swoje kły z dziewczyny. Ręką trzymał dziewczynę, tak by mu się nie wyrwała.
- Widzisz nic do ciebie nie mam, ale skoro już się nawinęłaś zagrasz w mojej sztuce główną rolę.
Drugą ręką wyjął fiolkę z kieszeni, w której był płyn. Jednak nie będzie w sanie tego zrobić jedną ręką, więc nie pozostało mu nic innego jak sprawić by ta nie uciekła. Nie za mocno, by nie zrobić jej krzywdy uderzył ją w brzuch, licząc iż uda mu się chwilowo ją ogłuszyć, a raczej spowodować, że nie będzie w stanie się ruszać.
Zakładając, że teraz dziewczyna zwija się z bólu, ten mógł pozwolić sobie na podhaczenia dziewczyny, na której chwilę potem siedział.
- Zapewne nigdy czegoś takiego nie brałaś. A więc po wkrótce ci wyjaśnię, co z tobą zrobię. Byś nie myślała, że zginiesz.
Uśmiechnął się i wyjął strzykawkę, po czym wbił sobie ją w żyłę i zaczął pobierać krew., kiedy już pobrał odpowiednią ilość, wstrzyknął ją do fiolki z płynem.
- Widzisz, krew jak krew. Jednak krew wampira, to jest coś. A zapewne chcesz wiedzieć czym jest ten drugi płyn? Nic innego jak Amfetamina, która w połączeniu z moją krwią da ci cudowny efekt oraz zwiększy twoją siłę.
Zaczął mieszać roztwór w butelce. Miał jednak nadzieję, że dziewczyna nie odleci i przekaże jego małą niespodziankę Marcusowi lub innym łowcą.
- Zabawisz się w posłańca, przekażesz wszystko dokładnie, kto ci to zrobił. Powiesz, że był to Gadzi Pan. I, że to dopiero początek, tego co zaplanowałem w naszym małym przedstawieniu.
Gdy już wszystko było gotowe, nabrał płynu do strzykawki wbił ją w rękę, a następnie zaczął powoli jej to dawkować. Wiedział jedynie, że za chwilę będzie musiał cofnąć się, bo dziewczyna wzrośnie w siłę, a więc trzeba działać. Po tym jak skończył jej aplikować daną dawkę, szybko wyciągnął kolejną napełnioną fiolkę, w której był jad węży. Jednak na tyle słaby, że lekko paraliżował a nie zabijał.
Jednak jeszcze nie podawał go dziewczynie, musiał doczekać, aż jego mikstura zacznie działać.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pon Maj 13, 2013 3:10 pm

O mały włos nie dostała zawału kiedy nieznajomy w tak szybkim czasie znalazł się przed nią. Do cholery, co to miało być?! Jakie istoty? Dziewczyna próbowała odepchnąć od siebie napastnika, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Była zbyt mała by odtrącić od siebie dużo wyższego mężczyznę. Nie miała żadnego pomysłu co zrobić by uratować swoją skórę. Blask słońca zaczął znikać w koronach drzew, a mroczny urok lasu zaczął rozplatać swoje macki, dotykając dwójki.
Gdy agresor wypowiedział, mrożące krew w żyłach zdanie, Annabell zamarła. Czując na swojej szyi najpierw usta, spodziewała się zwykłej chęci uwiecznienia malinki na jej szyi. W ogóle uznała mężczyznę za zwykłego gwałciciela, z którym… Cóż... Poradziłaby sobie za pomocą nie uwagi osobnika. Jednakże… Ostre kły wbiły się w jej szyje, powoli sprawiając jej ogromny ból. Bell miała to szczęście, że posiadała wysoki próg bólu i skwitowała całą scenę głośniejszym jęknięciem przeobrażonym później w przekleństwo w swym ojczystym języku. Mimo nieprzyjemności Ann pozwoliła sobie na to by zrozumieć kim rzeczywiście był nieznajomy. Był potworem… Wampirem wysysającym z ludzi wszystko to co dobre. Podejrzewała ich istnienie, ale nie wyobrażała ich sobie jako chorych umysłowo i pełnych sadyzmu stworzeń. Zawsze miała wrażenie, że osoby z zajęć nocnych mogły uchodzić za wampiry.
Wyjął kły i to już wystarczyło by sparaliżować ją strachem. Czując ciepłą krew spływającą mozolnie po jej gładkiej szyi, budziło się w niej przerażenie. Krew… Jedna trauma, oprócz ognia, która była w stanie wyprowadzić ją ze stanu równowagi i harmonii.
- Figlio di puttana…- syknęła gdy dostała w brzuch i osunęła się na ziemię i nawet nie skojarzyła gdy napastnik na niej usiadł. Był ciężki, a jej słabe kości uginały się zastanawiając czy by się nie złamać.
Strzykawka… Krew…
Annabell przestała już słuchać mężczyzny, wpatrując się powiększonymi oczyma w jego poczynania. Zawróciło jej się w głowie, a oczy zaszły czarną mgłą. Omdlenia przy hemofobii trwają od dziesięciu do piętnastu sekund. Dla osoby z boku jest ot zwykły czas, pędzący jak każdy inny. Jednak dla chorego… Są to jak godziny, a nawet dni bez świadomości tego co działo się wokół.
- A-amfetamina…- mruknęła, ponieważ było to pierwsze słowo, które usłyszała budząc się z tej chwili omdlenia. Jej oddech przyśpieszył, a adrenalina zaczęła wpływać do żył tej kruchej istoty gdy widziała substancję, która spajała się z krwią wampira. Nie wiedziała co miała robić, suchość w ustach i kołatanie serca spowodowały uronienie, tej jednej, malutkiej, słonej łzy.
Posłańca? Ale do kogo miałaby się niby udać? Nie… Ona na pewno nie pozwoli by coś takiego wyciekło na światło dzienne. Strach przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy i tak uznawali ją już za obłąkaną, zaczął narastać. Wampiry… Niedorzeczność! Chciała wyrwać rękę, by paskudna igła nie wbiła się w jej skórę. Nie! Nie mogła pozwolić by pierwsze lepsze paskudztwo wpłynęło do jej organizmu.
Starania skończyły się fiaskiem, a źrenice Ann poszerzyły się natychmiastowo. Zerknęła w bok i skupiła się, widząc ostry, spory kawałek drewna o zaostrzonym końcu. Co zabijało wampiry? Kołek wbity prosto w serce. Jej napastnik okazał się idiotą, gdyby choć troszeczkę pomyślał, to zdałby sobie sprawę, że artystka myślała dużo inaczej niż reszta ludzi. W końcu… Nie jako uważała się za potomkinię słynnego Da Vinci. Florencja, geniusz… Prawdopodobieństwo tego faktu było ogromne. Palce jej lewej ręki zaczęły chodzić, jakby próbowały grać na niewidzialnym pianinie. Ann rozważała wszystkie możliwe drogi jakie jej zostały do obrania. Pierwszy pomysł jednakże był nie do wykonania… Słaba kondycja Bell mimo środków dopalających we krwi, nie mogła jej pozwolić na długi szybki bieg, jaki wiązał się z ucieczką do najbliższej ruchliwej drogi. Zaś druga opcja była dużo bardziej praktyczna i właśnie na nią zdecydowała się Annabell. Niebieskie oczy zalśniły, a na usta wpełzł cień uśmiechu. Pewność siebie jaką zyskała dzięki narkotykom doprowadziły do uwolnienia się drzemiącego w niej psychodelicznego demona. Prowizoryczny kołek był idealnie w zasięgu jej ręki, a obok niego leżał jeszcze mniejszy… Wołały ją.
Dopływ siły wtrącił się w jej mięśnie… Dziewczyna szybko i zwinnie sięgnęła po drewno i z rozmachem wbiła je w pierś wampira. Pudło… Pomyliła się w obliczeniach o parę centymetrów, gdyby nie to serce mężczyzny zostałoby już przebite. Korzystając z chwili słabości napastnika, przewróciła go z siebie, wyrwała mu fiolkę i rzuciła nią w pień drzewa. Pękła, a jej zawartość spłynęła po korze. Ann nie miała zielonego pojęcia czym była substancja i wolała nie wiedzieć. Mniejszy kawałek drewna złamała na dwa i wbiła je w wewnętrzną stronę nadgarstków nieznajomego aby unieruchomić go na paręnaście sekund. Nawet nie spostrzegła, że jej ciuchy i dłonie były pokryte krwią, skupiona na czymś innym nie była w stanie zerknąć na siebie. W drżącym biegu udała się do stajenki, gdzie zatrzasnęła drzwi i podciągnęła pod nie parę skrzyń. Nie zwlekając za długo ruszyła do siodlarni i zdjęła sweter, który przesiąkł jej zapachem. Niezwłocznie wyrzuciła go przez okno, a następnie je zamknęła, barykadując okiennicą. Wyszła z siodlarni w pośpiechu i zamknęła za sobą drzwi na wszelki wypadek, po czym udała się na strych zapełniony sianem dla koni. Skuliła się za jednym z bali i drżąc jakby opiła się za dużo kawy zaczęła analizować… Właściciel koni wracał tu o 19… Była 18.40… Dwadzieścia minut… Jednak dla wampira zapewne kolejna ofiara wręcz byłaby na rękę. Zaklęła pod nosem i rozpoczęła znów stukać palcami w niewidzialne pianino obliczając ile czasu mógłby jej zająć bieg przez pastwisko, aż do ulicy…
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Gość Pon Maj 13, 2013 5:35 pm

Dostał kołkiem? Kurde a co to miało być? Średniowiecze? Bądźmy poważni, obrywał gorzej a i jego ciało dostawało o wiele gorsze rzeczy. Zwiała mu? To tylko zbędna iluzja, nie pozwoli jej uciec. Nie tak łatwo, a amfetamina już zaczęła zapewne działać. Podniósł się, wyrwał z rany kołek, po czym jego ciało zaczęło się zmieniać, gigantyczny wąż posunął gdzieś.
Mogła się czuć już bezpiecznie? Nie to tylko jak wspominał była zbędna iluzja. Po chwili w stajni gdzie ukryła się dziewczyna, wbił się wąż. Nie było by to tyle straszne, gdyby nie zrobił tego za nią. I już w następnej chwili stał nad nią, trzymając rękę na jej szyi, a sam swoją siłą przygniatał ją do ziemi.
- Ty tak na serio? Myślałaś, że cię nie znajdę? Miałaś mnie za idiotę? Nawet nie wiesz z kim zadzierasz kochana. Ale dobrze miało być po dobroci, ale skoro tak.
Wyrwał dostający kawał drewna z wyłupanych desek, a po chwili przebił jej ramię. Zaczynając od prawego, kończąc na lewym ramieniu. Nie miał zamiaru jeszcze kończyć, o nie rozwścieczyła go, a to mogło zasugerować jego pragnienie krwi, a raczej swoistą zemstę za atak na nim.
- A teraz nie skończy się tak miło, jak obiecywałem. Skoro nie potrafiłaś uszanować tego, co chcę zrobić, to zakończymy nasze przedstawienie inaczej.
Po tych słowach z jego rękawa wypełzł wąż, który oplótł ją w taki sposób, że nie miała szans na uwolnienie się, nawet jej tymczasowa prawie wampirza siła nic jej nie da, do tego zaczyna radzić dużo krwi, oraz w jej organizmie powinien zacząć działać narkotyk.
- Mamy mało czasu, z takimi ranami nie pozostaniesz długo na tym świecie, lecz nie martw się nie umrzesz tutaj, no chyba nie umrzesz.
Uśmiechnął, się a następnie, swoimi ubraniami obwiązał jej ranę, by zatrzymać krwawienie. Nie może pozwolić, by ta umarła, nie przekazując informacji. Co do stanu nie był krytyczny, co nie ma szans spowodować jej śmierci. Swoiście i on zaczynał się coraz gorzej czuć, utrata krwi i rana. A nie mógł wypić jej krwi, bo i tak straciła jej już dużo.
I nagle, gdy miał już dalej robić to co w jego planie, ktoś wszedł i zaczął krzyczeć, o dziurze i tym co widzi. Jednak nie dane mu było długo to prawić, Aris zeskoczył i chwilę potem pił jego krew, a ona mogła widzieć jak uchodzi z niego życie.
Rzucił przed nią truchło osobnika, a on sam zaczął zbijać, kilka desek na prowizoryczny krzyż.
Chwycił ją na ramię, a w drugą rękę swoje dzieło, po czym oddalił się z tego miejsca

z/t x2
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stajenka przy pastwisku Empty Re: Stajenka przy pastwisku

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach