Bo stara miłość nie rdzewieje...

Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Czw Cze 07, 2018 8:56 pm

Mark skończył na dzisiaj swoją pracę. O dziwo potrafił się od niego oderwać, bo przecież jak zawsze miał z tym problem. W przeszłości, nawet nie tak dalekiej, miewał przez to różne problemy. Głównie to było powodem jego wyniszczenia i zniszczenia totalnego związku. Przez pracę stał się nerwowy, zazdrosny i bardzo zgorzkniał. Tyle że jakoś wcześniej o tym nie myślał, teraz też nie. Może gdyby ktoś go wysłał na jakąś terapię odwykową, to by mu coś pomogło? Wszystko pięknie fajnie, ale Mark raczej nie przepadł za opowiadaniem o sobie w gronie jakichś ludzi, co to biadolili w kółko jak im źle. Markowi naprawdę nie było źle. Kochał pracować. Kochał poświęcać pracy każdą sekundę swojego życia. Niestety… musiał czasami sypiać i to sprawiało, że był nieszczęśliwy. Taa. Gówno prawda. Nieszczęśliwy był, bo czuł się samotny. Bo stracił kogoś, kogo kiedyś naprawdę kochał, ale bał się to wyznać. Bał się to otwarcie ogłosić światu. Miał poważne plany, chciał z nim zamieszkać, może nawet stworzyć coś na kształt głębszej więzi niż tylko chłopak i dziewczyna, ale nie było mu dane. Nie wiedział, że on okazał się zbyt delikatny na to, aby dostrzec, że rani tę wyjątkową dla siebie osobę. Skoro nie potrafił wprost rozmawiać o swoich uczuciach, to na jakiej podstawie śmiał przypuszczać, że gesty dotrą we właściwy sposób? Zresztą. Nie miał to już żadnego znaczenia. Czasu się nie cofnie. Życia tamtego się nie przywróci. A był jeszcze zbyt piękny i młody, żeby marnować się w taki sposób, trwoniąc cenny czas na wspomnienia. Bolesne wspomnienia. Nie przypuszczał, że kochanie drugiej osoby może być tak kurwa bolesne. Choć od ich rozstania minął już dłuższy okres czasu…
Po wyjściu z pracy, skierował swoje kroki do zapyziałego baru. Nie był on w centrum miasta, raczej w okolicy dzielnicy portowej, gdzie wynajmował mieszkanie. Przynajmniej będzie miał blisko do domu, kiedy się nawali. Tak, Mark nie pijał alkoholu. Brzydził się nim. Unikał go. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy go spożywali. A nawet miał na niego „alergię”. Jednak… Jednak czasy się zmieniły, okrył wręcz, że alkohol potrafi ukoić jego ból i tęsknotę. Tym razem też planował się zapić, bo wiedział, że w ten sposób, chociaż na krótki moment uwolni swoje myśli od jego obrazu, wyglądu, zapachu, dotyku chłodnej, alabastrowej skóry… Poczuł, jak pod wpływem nieproszonej myśli jego penis nieco stwardniał i zaczął napierać na rozporek w spodniach. Świetnie, nie ma to jak wejść do baru z pełnym wzwodem!
Wszedł do środka. Szybkie spojrzenie po „lokalu” wystarczyło mu, żeby stwierdzić, że znajduje się tutaj dość nieciekawe towarzystwo. Nie bardzo się tym przejął. W końcu póki co nie zamierzał wadzić. A kiedy wypije… to pewnie mu odbije i troszkę narozrabia, spuści manto tym czterem typkom, a nad ranem będzie latał do kibelka rzygać jak kot z pęcherzem.
- Burbon. Z lodem – zażyczył sobie od barmana i machnął ręką, że idzie usiąść do jednego ze stolików. Po kilku minutach barman przyniósł mu zamówiony alkohol. Po godzinie wypił już kilka…naście takich trunków. Świat mu już nieco wirował, bo w końcu był człowiekiem. Nic nie jadł… alkohol słabiej się przyswajał i przede wszystkim szukał zaczepki. Miał ochotę stłuc kogoś na kwaśne jabłko. Kiedyś potrafił postawić pół armii Szarej Policji na baczność z czołgami, żeby tylko odbić jego z łap jakiegoś zwyrodniałego zboczeńca. To czterem dresom nie da rady najebać?
Oczywiście, że nie dał.
Nie wiedział jak. Nie wiedział kiedy. Nie wiedział kto go wyrzucił z lokalu, wlokąc za sobą po brudnej, ubłoconej ziemi, trzymając za nogę. Bolały go chyba wszystkie żebra, jakie miał, plus parę, których istnienie właśnie odkrył. A może to nie żebro? Ze szczęki sączyła się krew. No pięknie go urządzili. Świat zalała pyszna czerwień. Czuł smród i smak własnej krwi w gardle. Wypluł sporą ilość krwi na chodnik. Właśnie oparł się o kubeł na śmieci plecami, a wolną ręką oparł się o ziemię. Nie, to głowa mu wirowała. To świat zwariował. Omal nie udławił się wymiocinami, kiedy opadł półprzytomny, zapity, pobity na ziemię…
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Czw Cze 07, 2018 9:36 pm

Było jak w bajce.
W końcu życie Fabia ułożyło się należycie. Znalazł partnera na którym mógł polegać, wszystko miało się jakoś potoczyć by być szczęśliwym. Przy boku Hagen'a Fioletowy na nowo odżył. Zapomniał o swoich byłych, co nie raz łamali serce i pozostawiali w samotności. Ileż to razy czuł się jak zniewolony  ptak co czeka tylko aż ktoś chociaż odrobinę odchyli materiał co zakrywał klatkę przed światem. Miała go czekać tylko ciemność? Samotność?
Głośno powiedział dość i odseparował się od złych myśli. Joffrey pomagał mu w tym całym sobą i nie zamierzał tego zmieniać, póki Los nie zdecyduje że ma być inaczej... oby tylko nigdy się mu nie odwidziało.
Póki co było dobrze.
Wracał właśnie z zakupów, szperając podczas drogi w telefonie. Jednokolorowa papierowa torba nie zdradzała zawartości, ale jeśli ktoś ciekawski by zajrzał, szybko odwróciłby speszony głowę. Nessuno niedawno odwiedził pewny sklep dla dorosłych. Zamierzał zorganizować miły wieczór dla siebie oraz kochanka, by tylko wyrazić siebie oraz swoją miłość. Nawet teraz szukał dobrego przepisu na jagnięcinę, którą to też zamierzał kupić. Wiadomo, że Fabio ma też talent kulinarny! A że lubi gotować, to tym bardziej trzeba się pokazać od najlepszej strony. Zresztą, całym sobą prezentował się jak najlepiej! Chociażby poprzez strój. Jasno niebieska bluza odrobinę za duża, wąskie spodnie nieco ciemniejszego koloru i sportowe, białe buty. Włosy upięte w wysokiego kucyka. Całkowicie nie przypominał swojej prawdziwej płci. Czasami zabawnie było spojrzeć na męskie twarze wpatrzone w jego skromną, drobną osóbkę z jednak wydajnie jędrnym tyłkiem. Ale Pan Pech zechce nieco namieszać, w końcu tyłek nie ocali Fioletowego przed upadkiem o czyjeś nogi. Telefon wyleciał rozbijając się na trzy części, nogi obdarte jak i dłonie... Owszem... źle, tylko to co wyleciało z torby...
Gumki o różnych zapachach.
Gustowna bielizna w żabki.
Dwie pary czarnych, puchatych kajdanek.
I dildo w kształcie kukurydzy.
Ostanie było najgorsze, bo nie liczyła się krew na rękach tylko ta dumna kukurydza co lśniła w świetle latarni. Jak dobrze, że nikt nie przechodził tylko ten... no właśnie kto? I czemu siedział przy śmietniku? - Proszę pana czy... - zamarł w ułamku sekundy. Klęcząc, był blisko obok pobitego, pijanego... Marka Wilson'a. Żył? Tak, poza tą krwią... - M - Mark? - cichy głos wydobył się z ust wampirka co zbliżył się ostrożnie. Dłonią zgarnie opadające kosmyki włosów. Był w tragicznym stanie... - Trzeba Cię zabrać do szpitala. - a co innego ma zrobić. Nic.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Czw Cze 07, 2018 11:35 pm

Mark nie spodziewałby się, że Fabio znalazł sobie kolejnego… kochanka. Raczej wolałby nie wiedzieć, że tak szybko i łatwo przychodziło mu poszukiwanie szczęścia w ramionach innego, kiedy on wciąż nie potrafił wyrzucić go z myśli. Chociaż myśli to był zdecydowanie mniejszy problem… Poważniejszym było na ten moment alkohol!
Nie miał pojęcia, że jego wieczorne chęci na bijatykę przyniosą jednak jakieś światło w jego życie. Ale wszystko po kolei…
Nie miał pojęcia, jak długo leżał pod tym cholernym śmietnikiem. Rozpamiętywał całe zajście i stwierdził, że gdyby nie wypił tak wiele brandy, na pewno pokazałby tym chłystkom, gdzie ich miejsce. W końcu nie tacy przed nim drżeli. Jego prawy sierpowy na pewno nie pogorszył się przed tych kilka ostatnich miesięcy. Wciąż przecież biegał i trenował. Po prostu dał się zaskoczyć, bo jego zmysły przytępiły się przez nadmierną ilość alkoholu. Refleks nie szedł w parzę z Burbonem, musiał to zapamiętać.
Wyrzucił z siebie kolejną porcję krwi, kiedy ktoś potknął się o jego nogi. Syknął, bo nagle ból rozszedł się po jego nodze. Nie miał pojęcia czy to była prawa noga, czy ta druga prawa. Nie potrafił rozpoznać i tak mocno się zdziwił, że ból zaczął odczuwać dopiero teraz. Czyżby adrenalina uśmierzyła ból poobijanej nogi? Nie potrafił sobie przypomnieć czy ktoś mu nogę złamał, więc chyba jednak nie pamiętał wszystkiego tak dobrze, jak mu się zdawało.
Podniósł blond czuprynę nieco wyżej, żeby przyjrzeć się temu, kto wyrżnął się o jego nogi. Nie miał nawet sił na to, aby go porządnie opierdolić, jak to zawsze miewał w zwyczaju. Wychrypiał tylko parę słów, które można było uznać za przekleństwo. Dopiero teraz ujrzał przed twarzą wypięty tyłek, który łudząco był podobny do tego tak dobrze mu znanego… Po chwili tyłek zastąpiła anielska twarz, o delikatnych, nieco dziewczęcych rysach, okolona burzą fioletowych włosów. Wolał, kiedy były rozpuszczone… Ale nie, to nie mógł być Fabio. Ostatnio widzieli się ponad rok temu i to przez przypadek. Czyżby przeznaczenie pchało ich ponownie ku sobie? Mark, otrzeźwij! On do ciebie już nie wróci.
Opadł na brudny i lodowaty chodnik i dopiero teraz jego oczom ukazały się ciekawe przedmioty, bieliznę, erotyczne akcesoria. Nie, nie podobało mu się… Zezłościł się. Nie chciał wiedzieć, dla kogo to wszystko. Kto był tym szczęściarzem. Odwrócił od niego twarz. Nie mógł spojrzeć mu w oczy, bo to za bardzo bolało.
- Nie… mogę się… ruszyć… - zdołał tyle wyrzec. Nie był w zbyt dobrym stanie fizycznym, ale ten psychiczny był jeszcze gorszy. Po kilku minutach odważył się wreszcie odwrócić w stronę byłego kochanka. Nic się nie zmienił, w ogóle. Zarejestrował, jak wampir odgarnia te swoje fioletowe kosmyki z twarzy i przypomniał sobie, jak wampir pieścił tak delikatnie jego… włosy, khm. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy blondyna. Chciał coś powiedzieć, poruszyć się, ale był coraz słabszy i słabszy. Możliwe, że nawet stracił przytomność. Nie było z nim dobrze, a rekonwalescencja będzie długotrwała.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Nie Cze 10, 2018 11:57 am

Nie tylko szokiem było spotkanie Mark'a lecz tego, w jakim on stanie się znalazł. Wampirek nie dowierzał własnym oczom, że jego ex, wierny abstynent sięgnął po alkohol by stoczyć się na samo dno. A co jeśli był bezdomny? Albo... albo bezdomny, pobity i wykorzystany? Co poradzić, że mężczyzna nie był w stanie się pozbierać uczuciowo, co Fabio raczej już nie rozpamiętywał.
W końcu ma nowe życie.
- Dlaczego nie poszedłeś do domu albo nie zadzwoniłeś po karetkę?! - nie ma póki co czasu na rozmowy, jeśli chce coś powiedzieć, krzyczeć musi to poczekać. Jakoś pozbierał Wilson'a do siadu, coby tak nie leżał głową na chodniku i jeszcze miał czelność podglądać zakupy. Wszystko co się wysypało, znalazło się z powrotem w torbie - Bo Cię pobili. Jak zwykle musisz wdawać się w bójki. Rety Mark, Ty nic a nic się nie zmieniasz. - jakim prawem tak mu mówi? Nie może ingerować w jego życie, przecież nie są już dla siebie nikim - Zabiorę Cię do szpitala. - zdecyduje, wyciągając telefon z kieszonki bluzy. Szybko powiadomił pogotowie, pozostając z człowiekiem do momentu ich przyjazdu...

Nie spodziewał się tego, że pojedzie z nimi. Nie odszedł nawet wtedy, kiedy ogarniali Mark'a na sali i zajęli się jego obrażeniami. Nie wycofał się kiedy lekarz opowiedział o wszystkich obrażeniach, o upojeniu alkoholowym oraz, że musi pozostać na kilka godzin na obserwacji.
Biedny Mark. Zaś musiał się wpakować w jakieś kłopoty, coś sobie wyobraził i skończył tym razem źle. Cud, że nie doszło do tragedii.
Podziękował lekarzowi i jak tylko otrzymał pozwolenie, poszedł do sali w której obecnie przebywał poszkodowany. Wampirek przysunął krzesło do łóżka, siadając na nim. W łapkach wciąż trzymał torbę z akcesoriami, Dobrze, że nic nie zgubił gdy te się rozsypały podczas upadku. Byłaby wpadka, jakby ktoś znalazł zaczarowaną kukurydzę.
W każdym bądź razie nie mówił nic, tylko czekał aż ten wróci ze świata snów. Już nie musiał się niczego obawiać, był bezpieczny.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Czw Cze 14, 2018 7:56 am

To fakt, że Mark nigdy nie sięgał po alkohol. Właśnie tym się szczycił. Przez całe wojsko nie tknął ani grama alkoholu i uważał siebie za abstynenta. Odkrył jednak, że alkohol przynosi pewne ukojenie. Nawet jeśli jest ono chwilowe, a potem wszystkie uczucia się podwajają i stają się wręcz nie do zniesienia, to ma chociaż poczucie, że przez kilka pierwszych godzin jest wolny. Nie miał już nic do stracenia, już nic go nie czekało. Co prawda miał pracę i nawet bardzo ją lubił, ale nie wypełni ona jego samotności.
- Nie… wiem… jestem… pijany… - do tego wszystkiego dołączyła jeszcze czkawka pijacka. Na pewno śmierdział niemiłosiernie rzygowinami, krwią, alkoholem i nie wiadomo czym jeszcze. Dobrze, że nie nasikał i nie nasrał pod sobą…
- Nie mam… nic do stracenia… - wysapał, robiąc przerwy, bo czkawka chyba powoli puszczała. Ale jak to bywa z czkawkami – dłuższa przerwa między jednym czknięciem a drugim nie oznaczało, że czkawka minęła całkowicie.
Nie kojarzył sygnału pogotowia, które po nich przyjechało. Mark stracił już przytomność i nie musiał dzięki temu stękać z bólu, kiedy przenosili go na nosze. Blondyn nie wiedział, że Fabio był z nim przez cały ten czas. Bo i skąd? Wylądował przecież w gipsie ze względu na złamane żebra, żeby mogły się zrosnąć. Noga również musiała zostać usztywniona, chociaż nie była złamana. Lekarze mieli sporo pracy nad biednym blondynem. A przede wszystkim płukanka go czekała, żeby odtruć jego organizm z alkoholu i móc podać środki przeciwbólowe.
Mark przebudził się po kilku godzinach. Kac męczył go niemiłosiernie. Chciał wstać, więc poderwał się do góry i tak szybko jak to uczynił, tak szybko opadł z powrotem na poduszki. Czuł, że nie może się poruszyć, bo był porządnie usztywniony, na dodatek przez jego ruchy żebra dały o sobie dać i zakuły go tak, jakby sobie dodatkowe kości złamał. Rozejrzał się po sali, w której leżał, bo gdzieś mu w międzyczasie mignęły fioletowe włosy.
- Nadal tu jesteś… - to nie było pytanie, raczej stwierdzenie – Nie musisz już mi towarzyszyć. Możesz… - urwał na chwilę, bo nie bardzo wiedział, co mu powiedzieć. Mark nigdy nie potrafił podziękować słownie, chociaż w tej chwili bardzo chciał podziękować Fabio. Gdyby nie on, pewnie by go okradli i zabili. Mało to debili i wampirów w tym mieście? Jednak Mark nie potrafił dziękować. Mógł jednak okazać wdzięczność wampirowi w inny sposób, na przykład zabierając go na jakiś obiad. Chociaż w taki sposób mógł mu się odwdzięczyć, nie ubierając tego w słowa. Pewnie znów powiedziałby coś, co mogłoby wampirka obrazić. Nie chciał tego.
- Możesz wracać… już do domu. Lepiej się już czuję – czuł potężną gulę w gardle i jeszcze to suszenie, a głowa to mu pękała w szwach.
- Jestem ci wdzięczny – i tyle, bo cóż tutaj jeszcze mówić? Nie spoglądał nawet w jego stronę. Nie mógł, to było ponad jego siły.
Na szczęście to dziwne dla Marka napięcie zostało przerwane wejściem lekarki. Podeszła do Marka z lekkim uśmiechem. Był przystojny, to fakt, kobiety czasami zatrzymywały na nim dłużej wzrok, ale on nie interesował się nimi.
- Cieszę się, że jest panu już lepiej. Otrzymał pan leki przeciwbólowe. Niestety żebra są silnie uszkodzone i rekonwalescencja nieco potrwa. Proszę się nie przeciążać, a gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mnie wezwać. Jeszcze przyjdę pana odwiedzić - dotknęła delikatnie jego ramienia, spojrzała na całą aparaturę, zaświeciła swoim ładniutkim i krąglutkim biustem, po czym opuściła jego pomieszczenia, nie poświęcając Fabio ani sekundy swojej uwagi. Czyżby wzięła go za kobietę...?
- Jezu... to będzie najgorszy pobyt... - podsumował.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Gość Nie Cze 24, 2018 4:06 pm

Fioletowy i tak nie miał zbytnio co robić, więc jak tylko pojechał odłożyć zakupy mógł śmiało wrócić. Dobrze by było, aby ktoś był przy Mark'u kiedy ten otworzy oczu by powrócić do rzeczywistego świata.
Dlatego teraz siedział na krześle obok łóżka pacjenta. W ciszy czytał książkę, co jakiś czas zerkając na mężczyznę.
Biedny...
Co musiał przechodzić przez co wylądował w takim stanie? Już nie chodziło o pobicie, ale o picie. Wilson nigdy nie pił, a teraz wygląda na to, że stacza się na samo dno. Może i wampirek powinien snuć teorie, że z jego winy bo Mark pomimo swojej twardości, był czułym facetem. Szkoda tylko, że nie chciał tego tak okazywać, często gęsto zapominając o fioletowym towarzyszy.
I niestety... Ich drogi się rozeszły.
Fabio chciał być kochany, a nie ciągle odstawiany na półkę. Wilson chciał kochać, ale nie umiał tego odpowiednio wyrażać - Mam nadzieję, że kiedyś zdołasz mi wybaczyć i wreszcie zaczniesz normalne żyć. - ciche słowa ale szczere. Fabio zamknął książkę, nie odrywając oczu od byłego. Chwilę po oczy człowieka otworzyły się i pierwsze jego słowa były może słabe, ale chłodne - Lekarz mówił, żeby lepiej aby ktoś z Tobą pozostał. - nie mówił prawdy. Uśmiechnie się nawet, starając się nie zdenerwować człowieka. Nie chciał aby się mu pogorszyło - To nic takiego. - naprawdę nie musi się fatygować z miłymi słowami a przynajmniej brzmiały one tak dla wampirka. To że nie patrzył, to nic takiego - Następnym razem powinieneś sobie darować alkohol. - może nie powinien prawić kazań, tylko samo jakoś wyszło. Martwił się o byłego, więc niech nie myśli, że ma złe intencje.
Wręcz przeciwnie.
I dodałby coś jeszcze, gdyby nie weszła pielęgniarka. Czemu one zawsze muszą być tak cycate? aż przechylił lekko łebek w bok, nie siląc się na uśmiech do niej. Ona sama go nie zauważyła, więc lepiej dla niego. Drażniły go takie kobiety, przesadzone... sztuczne... i puste. Korciłoby skomentować, ale tego nie zrobił, Prychnął tylko coś pod nosem, a gdy kobieta wyszła od razu skupił się na Mark'u - Jak zawsze przyjmują biuściaste kobiety, zakładam że ma strasznie małe doświadczenie w swojej pracy. - widać jak bardzo ceni kobiece piękno. Nie, nie lubił tych krów. Zdarzały się wyjątki, ale przeważnie były one rodziną lub bliski koleżankami. Nikim więcej.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bo stara miłość nie rdzewieje... Empty Re: Bo stara miłość nie rdzewieje...

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach