Salon [Parter]

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Pią Cze 14, 2019 8:52 pm

Przez rozmowę wampirów zaczynała czuć się coraz bardziej jak piąte koło u wozu. To znaczy – pewnie, wiedziała, że była dla nich tylko nic nieznaczącą zagryzką, ale…
Ale w takim razie dlaczego nadal krwiopijcy trzymali ją w tym pokoju, na wygodnej kanapie, a nie rzucili jeszcze do jakichś lochów, które zapewne w tym dziwnym miejscu się znajdowały, aby w ciszy i powoli się wykrwawiała i osłabiła na tyle, że nie byłaby w stanie nawet się odezwać?
Ze stresu coraz mocniej uciskała szyję. Z jednej strony miała wrażenie, że dochodzi do siebie, a przynajmniej jej umysł, bo potrafiła wreszcie skupić uwagę na czymś dłużej niż kilkanaście sekund, ale z drugiej – jeśli szybko nie opatrzy szyi i nie zadba o swoje słabe ciało, to naprawdę dość prędko się wykończy. Nie miała wytrzymałego organizmu.
Nie wiedzieć czemu przypomniał jej się Fergal i to głupie jabłko, którym prawie się udławiła podczas ich krępującej rozmowy w pokoju, i ogromny gofr z bitą śmietaną, który troskliwie jej przyniósł, mimo że wcale nie musiał, i całe do nieporozumienie z Raphem i Mir, które miało fatalne skutki…
Kto by wtedy pomyślał, że Nea skończy w jakimś staroświeckim, gotyckim zamku z watahą pełną krwiożerczych wampirów, z których z pewnością żaden nie zachowa się jak Ferg?
Nie miała pojęcia, jaka byłaby najbezpieczniejsza odpowiedź dla Gabriela – no bo co mogła niby powiedzieć, skoro kriowpijca definitywnie chciał pobawić się jej kosztem i ją pomęczyć?
Spojrzała na niego spod skołtunionych włosów i zacisnęła wąsko wargi.
Czy moje bycie miłą wyratowałoby mnie z tej sytuacji? – zapytała więc bardzo cicho, jakby chciała, aby tylko ten jeden ją usłyszał, mimo że podejrzewała, że tak nie było. Nie wypowiedziała tego z sarkazmem, ale raczej ze smutkiem – dobrze bowiem znała odpowiedź, która wcale jej nie cieszyła.
Trzeciego wampira zarówno się najbardziej bała, jak i miała nadzieję, że być może on jako jedyny z tej trójki byłby skory pozwolić jej opatrzyć ranę czy czegoś się napić. Tamta dwójka pewnie nawet nie zwróciłaby uwagi na jakąkolwiek jej prośbę – tylko że jednocześnie byli wobec niej otwarcie wrodzy. A ten trzeci jako jedyny by miły – lub przynajmniej takiego grał. A to nie wróżyło nic dobrego.
Co więcej – wyglądało na to, że ta dwójka się go słuchała. Czy w takim razie tutaj rządził?
Gdy więc chorowity wampir poprosił o jakieś ubrania i gdy wysoki po nie poszedł, ośmieliła się odezwać. W końcu i tak jej los był już przesądzony.
Czy mogłabym opatrzyć szyję? – zapytała zachrypłym głosem, po czym odkaszlnęła. O wodę wolała jeszcze nie prosić. – Skoro… jeszcze mam żyć… – dodała, choć ledwo przeszło jej to przez gardło.
Miała nawet pokusę, aby się zaśmiać na pomysł, że mogłaby pobić wampira – Gabriela, skoro tak miał na imię – ale nie chciała go drażnić, zwłaszcza że nadal znajdowali się razem na tej pieprzonej kanapie. Uśmiechnęła się więc tylko słabo do krwiopijcy siedzącego w fotelu, jakby chcąc powiedzieć: Pewnie, znokautowałam Gabrysia, a potem sama dałam się doprowadzić na skraj śmierci, lubię sporty ekstremalne, i poprawiła w miejscu.
Gdyby umiała pobić kogokolwiek, pobiłaby samą siebie za pomysł wejścia do tej cholernej uliczki.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Czw Cze 20, 2019 10:42 pm

Irytowało go to, że ojciec nie chciał zbyt wiele mówić. Zachowywał się naprawdę dziwnie, ale najwyraźniej naciskanie i tak by nie pomogło. Testament milczał albo odpowiadał zdawkowo, unikając niewygodnych pytań. No nic, skoro starszy Kurosz nie chciał pomocy, Gabriel nie zamierzał się bardziej wtrącać. Wychodził z założenia, że na siłę i tak nie da rady nic zdziałać, mimo że odczuwał potrzebę zrewanżowania się za ratunek w centrum miasta. Nie zdołałby sam dojść do domu niedaleko plaży, a znalezienie schronienia gdzieś bliżej, graniczyłoby z cudem. Każdy normalny człowiek widząc kogoś ze złamaną ręką, przegryzioną szyją i śladami krwi, wystraszyłby się i - przy optymistycznym założeniu - próbował pomóc, a wampir nie chciał wzbudzać niezdrowej sensacji.
Nie – odburknął na pytanie Nei.
Chyba tylko dobra wola starszego Kurosza mogłaby wybawić dziewczynę z kłopotów. Tyle że nawet on nie poczuwał się do tego, żeby wypuścić nastolatkę. No cóż, sama sobie była winna. Mogła oddalić się od wampirów, gdy jeszcze miała na to jakiekolwiek szanse. Teraz pozostało jej tylko czekać, aż ktoś zadecyduje o jej losie, ale to już w ogóle nie interesowało ciemnowłosego.
Uniósł brwi, słysząc rozkaz Barabala. Od kiedy to on rządził w zamku? Chyba ominęło go więcej nowości i zmian w rodzinie niż mógłby przypuszczać... To, że ojciec zmizerniał i robił rzeczy, o które wcześniej nikt by go nie podejrzewał, nie było już takie zaskakujące, jednak aż taka zmiana w zachowaniu rodzica zaczynała budzić w Gabrielu pewne podejrzewania.
Prawie – mruknął, dotykając szyi. – Przypadkowo spotkałem Samuru i oczywiście przy okazji musiał przypomnieć jakim jest chujem.
Następnym razem dokładnie zastanowi się, zanim zapuka w czyjeś drzwi, nie będąc pewnym tego, czy trafił pod właściwy adres.
Nie chciał zbyt wiele mówić. Barabal sam powinien domyślić się, że przypadkowe zetknięcie się braci nie mogło skończyć dobrze dla żadnej ze stron. Gabriel ciągle miał żal do starszego za to, że kiedyś wywalił go z rodu. Nieważne, że minęło naprawdę sporo czasu. Sam od tamtej pory się nie polepszył, wręcz stał się jeszcze większą zakałą. Przydzielanie mu najważniejszego stanowiska w rodzinie było absurdalnym pomysłem. Na szczęście już dawno odebrano mu prawo do pomiatania innymi.
Mógłby mi ktoś przynieść krew?
Teoretycznie uczennica mogła posłużyć jako posiłek, ale czy kolejna utrata krwi nie wyczerpałaby jej aż za bardzo? A reanimacja Nei nie wchodziła w grę, przynajmniej ze strony czarnowłosego. Dopóki nikt nie zadecydował, co zrobić z blondynką, wampir nie miał nic przeciwko, aby jeszcze pożyła. Kto wie, czy nie przyjdzie ktoś, komu akurat przydałaby się ludzka dziewka.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Pon Cze 24, 2019 9:49 pm

Czyli Gabriel miał do czynienia z dawną Głową rodu. Barabal pokiwał głową, nie komentując jednak wydarzenia. Już wpadł bowiem na pomysł, że musi porozmawiać z wnukiem w cztery oczy, a później ogarnąć relacje tej nieznośnej dwójki do porządku. Taką nienawiść w rodzinie jest niedopuszczalna, zwłaszcza gdy krzywda nie działa się pierwszy raz.
Ale do rzeczy. Faktycznie trzeba było zająć się rannym; przebrać go, nakarmić. Oraz ta mała śmiertelniczka. Co z nią w ogóle?
- A nie chcesz z niej?
Palcem wskaże na dziewczynę, która już ledwo co żyła. Nie spodziewał się też, że ośmieli się prosić o opatrzenie szyi. Barabal zwrócił się teraz do niej i to w niby wielkim szoku:
- Sama nie umiesz? Przecież to takie proste! Rozrywasz bardziej ranę, wykrwawiasz się i budzisz w nowym, kolorowym miejscu!
Wyszczerzy zębiska, aczkolwiek nie miał zamiaru jednak pozostawiać jej na pastwę. Kiedy służka dotarła, przyniosła kilka ubrania dla Gabriela oraz domową apteczkę. Zaczęła oczywiście od Gabriela; opatrzona szyja, nastawienie kości.
- Powinien pan odpocząć w komnacie.
Doradziła służka, podsuwając w jego dłonie ułożone ubrania w kostkę. Chyba nie będzie się przebierać przy wszystkich. No i oczywiście Barabal też nakazał pomocy domowej aby zajęła się Neą. Czerwono włosa służka może i była wampirzycą, to jednak miała całkiem dobre podejście do gości oraz porwanych, a ta na pewno nie przyszła tutaj z własnej woli. Oczyszczenie rany, zabandażowanie.
- Widzisz? Nie umrzesz! Wszyscy teraz są szczęśliwi! Gabriel idzie do siebie, nasza nowa koleżanka ze mną, a służka posprząta! Wszyscy zadowoleni?
Spojrzy po twarzach zebranych, pocierając rękoma. Wygląda tak jakby coś knuł. I tak było.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Pon Cze 24, 2019 11:19 pm

Nawet już nie siliła się na jakąkolwiek odpowiedź do wampira siedzącego obok niej – ewidentnie nie był zainteresowany rozmową, Nea zresztą tym bardziej, a skoro nie mogła u niego nic ugrać, wolała się nie odzywać.
Zresztą bardziej skupiała się na tym, aby po prostu nie stracić przytomności i nadal jako-tako kontaktować, bo podejrzewała, że jeżeli teraz odpłynie, to już na zawsze. Szczerze wątpiła, że wampiry się o nią zatroszczą i ochoczo przystąpią do cucenia jej, a następnie jeszcze poczęstują kroplówką.
Już prędzej zjedzą ją razem ze wszystkimi ubraniami, skoro telefon komórkowy to dla nich zwykła przekąska. Aż dostała dreszczy na wspomnienie, jak ogromny krwiopijca zeżarł na jej oczach jej jedyną nadzieję na ratunek.
Gdy ranny obok niej zapytał o krew, na początku ją zmroziło i świat przed oczami zawirował.
Chyba nie wgryzie się znowu w nią?
Przecież gdyby chciał, dobiłby ją już dawno, prawda?
Przełykając ślinę, spojrzała na niego kątem oka. Ale wampir nawet nie zwracał na nią uwagi. Zignorował nawet pytanie tego drugiego, który zaproponował, aby Nea znowu została posiłkiem.
Odetchnęła więc z ulgą – chwilowo jedne zębiska miała odhaczone. Tylko że pozostały jeszcze kolejne.
Zabawny żart... – szepnęła cichutko, krzywiąc się na samą myśl, że mogłaby grzebać w czyjejkolwiek rozoranej szyi. A już zwłaszcza w swojej.
Litości. Naprawdę nie musieli jej dobijać słowami – czy nie wystarczyło, że w każdej chwili mogli zakończyć jej życie?
O dziwo, kobieta, która pojawiła się w salonie, nie tylko opatrzyła wampira, ale także i ją. Nea siedziała cały czas sztywno, bojąc się, że jeśli powie chociaż słowo albo się poruszy, to służka zostawi jej ranę. Syknęła jedynie parę razy z bólu podczas dezynfekcji.
Dziękuję – po wszystkim powiedziała spokojnie i złapała się nadal brudną i zakrwawioną ręką za – już czystą – szyję.
Dłoni jednak służka jej nie oczyściła, więc Nea szybko ją cofnęła, aby nie pobrudzić opatrunku. Ciekawe, czy pozwolą jej chociaż na moment iść do łazienki, aby mogła zmyć zaschniętą krew.
Po kolejnych słowach wampira spojrzała na niego z niedowierzaniem i rozdziawiła nieco usta.
Co? – wychrypiała i zakaszlała kilka razy. – Dokąd? Dlaczego?
Czemu ten wampir się nią zainteresował? Przecież była tylko człowiekiem, a on – z tego, co zauważyła – panem tego zamku. Naprawdę miał czas na to, aby samodzielnie pozbywać się swoich nowych... gości?
Wampir nie zwrócił jednak uwagi na jej pytania, więc Nea musiała iść za nim bez dalszych słów. Bez względu na to, czy osobiście zmusił ją do tego siłą, czy zrobiła to służka, początkowo opierała się przed wstaniem z kanapy, ale ostatecznie potulnie ruszyła do drzwi, tak jak jej kazano.
W ostatnim momencie, zanim wyszła z pokoju, obejrzała się jeszcze i ze strachem w oczach spojrzała na tego rannego, który ją pogryzł.
Czy będzie gorszy od ciebie?, zdawało się pytać jej spojrzenie, choć sama Nea nie odezwała się już słowem.
W głębi duszy przeczuwała, że odpowiedź byłaby niestety twierdząca.

Zt. dla Barabala i Nei, osobno zt. dla Gaba gdzieś, gdzie jego zgniła dusza zapragnie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Sro Wrz 04, 2019 8:04 pm

Na korytarzu stanęła przy ścianie, sama oceniając rozmiar strat i przestępując z nogi na nogę, bo co chwilę któraś z kończyn zaczynała drżeć, nie mogąc jeszcze w pełni utrzymać ciała wampirzycy. W końcu, znużona i zniecierpliwiona, przywołała Jisaia i bezceremonialnie schwyciła go za przedramię, jednoznacznie dając do zrozumienia, że już czas zejść.
Schody były trudnym etapem tej krótkiej wędrówki, ale jeśli Jisai chciał Herze pomóc w ich pokonaniu, ta stanowczo odmówiła. Musiała na nowo wyćwiczyć łydki i stopy, bez względu na ból. Wbijała najwyżej paznokcie w ciało dilera, aby nie stracić równowagi i ulżyć sobie w gorszych momentach.
Na płaskim terenie szło jej się już całkiem sprawnie, dlatego odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie znaleźli się na parterze. Zamiast w stronę jadalni podążyła jednak do salonu, który był o wiele bliżej.
Muszę chwilę odpocząć. Zresztą nie wiem, czy dziadek już tam siedzi. Może do niego napiszę – wyjaśniła, a w środku w końcu klapnęła na kanapie.
Jęknęła, przeciągając się niczym kot i wysuwając nogi do przodu. Zamerdała nimi, przyglądając się nagim stopom z uśmiechem. Całkiem zapomniała o butach!
Do jej nozdrzy doszły słabe, już zanikające, zapachy jej brata, ojca i jakiegoś ludzkiego osobnika, jednak na razie postanowiła się tym nie zajmować. Fakt, że tata był w zamku, dziwił niezmiernie, ale Gabriel zdążył ją ostrzec.
Splotła dłonie na kolanie i spojrzała na Jisaia. Milczała przez chwilę, przyglądając się jego sylwetce, aż w końcu spokojnie zażądała:
Pokaż mi swój kręgosłup.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Pią Wrz 06, 2019 6:15 pm

Przypuszczał, że był jednodniową atrakcją dla Hery, kaprysem, ale wolał czerpać z tego dnia tyle, ile mógł. Jego monotonna, aczkolwiek rzetelna praca pochłaniała go do reszty, więc nie miał nigdy czasu ani ochoty na zagłębianie się w relacje. I to z tak wysoko postawionymi osobami w rodzie. Zazwyczaj unikał bezpośrednio Kuroszy, nawet jak dla nich pracował. Bywali naprawdę różni i humory mogły odbić się na nim samym, chociażby poprzez jeszcze cięższą i specjalistyczną pracą. Na przykład leczenie z trudnych schorzeń, importowanie luksusowego towaru, nagromadzenie tylu ludzi w lochach by zapewnić wystawną ucztę i tak dalej.
Herę zaś spostrzegał inaczej. Owszem, była strasznie ciekawska i wnikliwa, przy tym niesamowicie piękna i diabelna, i choć oddawał jej szacunek... miał okazję podziwiać jej urodę w całej okazałości. Gdyby mógł... nah, po co drążyć nierealne scenariusze? Zresztą nie czas na takie rozmyślania. Jeszcze godzinę temu modlił się w myślach, by Długowłosa nie straciła całkowicie władzy w nogach, a teraz był bombardowany pytaniami o nim samym. To kłopotliwe dla kogoś, kto stronił od tego typu rozmów. Przecież nienawidził swej przemiany, ale była pożyteczna dla zamku. A Herze wisiał dług, którego chyba nigdy nie spłaci.
- Urodziłem się wraz ze skolopendrą. Organizm mutuje w stronę skolopendry. Obecnie geny rozkładają się pół na pół. Badania wskazują, że za około sto lat nie będę mógł przybierać wampirzej postaci.
Niezwykłe oschle mówił o swojej wampirzej przemijalności, a w środku burzyły się dotąd spokojne kalkulowania. Bardzo niewygodne pytania to specjalność Dziedziczki Zamku.
- Zdaję sobie sprawę, że mogło skończyć się tragicznie.
Stwierdził z rozbrajającą szczerością, kiedy tylko dostał nakaz kontroli swojej przemiany. Do tej pory, to jest około dwieście lat było spokój. Będzie jeszcze bardziej restrykcyjnie podchodzić do zachowania szczególnej ostrożności, zwłaszcza w pobliżu VIPów. Najlepiej omijać bezpośrednie towarzystwo i zamknąć się na wieki w podziemiach, a wypełzać tylko na nietypowe zakupy i polowania.
Ale w ten sposób ominąłby także Ją. Cóż za los.
W sumie taka służba byłaby męcząca, gdyby miał był na wyłączność Hery i dosłownie wyczekiwać wołania czy dzwoneczka na zjawienie się. Nie nadawałby się na dłuższą metę na takie kamerdynerskie obowiązki. Były za mało związane z bezpieczeństwem wszystkich mieszkańców, a to ich miał de facto bronić, karmić, odziać i dbać o poczucie komfortu.
- Służę całemu zamkowi i jego mieszkańcom, więc także Tobie, Hera-sama. Nie mam jednego, konkretnego Pana, choć nim najbliżej byłby Ivano. To dzięki Niemu mogę pracować w lochach.
Gdyby go nie znalazł i nie uratował od śmierci, zginąłby już trzysta pięćdziesiąt lat temu w wieku noworodka. Tylko wielkie serce naukowca sprawiło, że Mutant mógł oddać własne życie na poczet tego zamczyska. I to ochoczo. Naprawdę był wdzięczny za możliwości, jakie otworzył przed nim Hiro. Jednocześnie nie chciał Go za często widzieć, aby nie musiał wstydzić się swego przybranego syna. Jeszcze nie zdołał wynagrodzić Mu wszystkiego, co uczynił dla Błękitnowłosego. I chyba tak jak w przypadku Brązowookiej - nie będzie to nigdy do zrealizowania.
Posłuszeństwo to jedna z niewielu form zadośćuczynienia.
- Skoro taka jest Twoja wola, to będę. Nie mniej powinniśmy pospieszyć się, mam spore zaległości w lochach.
Raptem trzy godziny i już zaległości? Tak, Jisai nie przywykł wypadać z toku pracy. Z tego powodu prawie w ogóle nie sypiał, aby być stale na bieżąco z wydarzeniami i w razie czego interweniować.
I tak w ogóle...
Ona. Była. Niemożliwa. Pewnie doskonale wiedziała, co diler o niej sądził, ale chciała usłyszeć to z jego ust, prawda? Żeby mogła go wyśmiać? Nie będzie Jej ubliżać tym, że wpadła mu w oko, zapadła w pamięci i nie wiadomo czy jeszcze nie utkwi w sercu na dłużej. A właśnie... niedługo, długo, to żadna jednostka czasu dla Jisaia. Błękitnowłosy skinął nieśmiało głową dodając od siebie jedynie:
- Czas to kwestia względna, chyba że ujmie się go w dniach, godzinach, minutach, sekundach.
Może i kopał właśnie w tej chwili swój grób, lecz na swój sposób spróbował, czy ma pozwolenie na droczenie się z Herą czy nie. Tak dla własnej wiedzy i badania gruntu.

***
Droga na spotkanie usłana była upartością Hery i determinacją. Chciała sama pokonać schody, co było wyczynem nie lada, zważywszy na częściowy paraliż łydek. Asekurował Ją w ten sposób, że szedł tuż obok i był gotów chwycić Ją, gdyby zachwiała się i uchronić od upadku. Udali się do salonu, gdzie Kuroszka zajęła miękki mebel. Po uzupełnieniu dokumentów, a miał kilka stron opisujących szkody, wreszcie i Jisai mógł dołączyć do Dziedziczki i znaleźć się obok Niej przy kanapie. Stał i czekał na polecenia, by zabrać Ją do jadalni, ale... nie idą jeszcze na spotkanie? Aha, odpoczynek, no dobrze. Dobrze zrobiła, nie mogła nadwyrężać jeszcze nóżek, które wyglądały już wizualnie jak normalne. Przed wizytą może już będzie mogła normalnie chodzić? Nie to, że oczekiwał od Hery krycia obrażeń, nie mniej byłby spokojniejszy o swój los, gdyby Długowłosa Ślicznotka odzyskała pełnię władzy.
A póki co wyżywała się psychicznie na Selekcjonerze Trupów.
Serio, oczekiwała od niego, że ochoczo pokaże swoje plecy? Chyba lubiła go gnębić. Albo zaspokajać własne zachcianki. W każdym razie nie mógł sprzeciwić się, choć bardziej oponowałby od pójścia na spotkanie. Powoli zdjął z siebie marynarkę i ze zrezygnowaniem odpinał po kolei guziki w pożyczonej od Angelo koszuli. Krępowałby się bardziej, gdyby Hera widziałaby go po raz pierwszy, choć pewnie w panice o własne nogi nie zauważyła, że już widziała dilera gołego i niewesołego. Teraz też miał mało zadowalającą minę.
- Tylko proszę, nie dotykaj.
Uprzedził możliwą zagrywkę krwiopijczyni i wreszcie zsunął z siebie koszulę. Stał przez moment przodem do Hery wpatrując się w Nią z pytaniem w oczach, czy aby na pewno tego chce. Parę sekund później już stał do Niej tyłem.
Kręgosłup wyraźnie odchodził od reszty ciała. Cały czarny, z żebrami przypominające odnóża skolopendry, które też odłaziły od mięśni. Jakby tak dokładnie się przyjrzeć, to delikatnie poruszał się i to nie w rytm oddechu Jisaia. Jakby żyło własnym życiem. Niektóre kości, takie jak łokcie czy kościste ramiona także wyrżnęły się spod skóry i świeciły czarnymi gnatami. Błyszczała ich powierzchnia jak chitynowe pancerze żuka. Nie prezentował się zbyt długo, dość pospiesznie zaczął ubierać koszulę, a w tej czynności widać było po raz pierwszy nerwy. Czym się denerwował? Właśnie przed chwilą pokazał swe ohydne, niedoskonałe, zdeformowane ciało przed Boginią, którą mógł wielbić tylko w myślach. Przywarł plecami do ściany i kończąc dopinać koszulę starał się zmienić temat.
- Jak tam czucie w nogach?
Trochę nieudolnie, nawet bardziej niż trochę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Sob Wrz 07, 2019 3:21 pm

Widziała, że powoli się w niej zadłużał, i z premedytacją oraz widocznym zadowoleniem nie robiła nic, aby temu zapobiec. To nie był wampir wysokiej krwi, o ugruntowanej pozycji w rodzie czy mieście, z którym powinna pozostać w bardzo ostrożnej i wyważonej relacji. To był inteligentny, ale i posłuszny mieszkaniec zamkowych lochów. A dla Hery i reszty Kuroszy lochy to symbol zgniłych i niewartych uwagi spraw, które rozwiązują się same, bez ich pomocy.
I dlatego też Jisai będzie musiał sam radzić sobie ze swoimi uczuciami i ekscentrycznym charakterkiem Hery. Nawet jeśli wampirzyca traktowała go lepiej od reszty sług, wynikało to z tego, że widziała jego potencjalną użyteczność.
A jeśli się nie myliła, to kto wie – może w przyszłości w końcu zacznie zwracać uwagę na jego wolę i zachcianki, a nie będzie myśleć tylko o sobie?
W pokoju skwitowała jeszcze krzywym spojrzeniem jego narzekanie na robotę w lochach, ale nie powiedziała nic, bo chciała już iść na dół i na nowo poczuć, że jej nogi są sprawne. To było w tym momencie ważniejsze od przerzucania ludzkich ciał w podziemiu. Kiedy jednak wspomniał o względności czasu, kącik jej ust się uniósł. Na wszelki wypadek, aby nie poczuł się zbyt pewnie, powiedziała udawanym groźnym tonem:
Nie wylecieliśmy w kosmos, słońce, tak samo nie ma w pobliżu nas żadnego ogromnego obiektu, który by nam ten czas zakrzywiał, więc pozwolę sobie na uwagę, że sekundy, godziny i dni całkowicie nas mogą usatysfakcjonować. – To chyba było swoista zgoda na droczenie się z dziedziczką, prawda? – Niemniej pojęcie niedługo jest już względne, więc proszę bardzo – sam ustal, ile to dla ciebie znaczy. Skoro jednak wystarczyły tylko trzy godziny, aby w zamku pojawiły się zaległości – zaćwierkała niewinne, odwracając się na pięcie i idąc w stronę lochów – to twoje niedługo powinno chyba trwać ledwo parę minut, czyż nie? – Przekręciła głowę, patrząc na niego z radosnymi iskierkami, i z uśmiechem wyszła z pokoju.
Gdy już znaleźli się na dole, w salonie, w pełni rozłożyła swoje ciałko na miękkiej kanapie, nie wskazując jednak Jisaiowi miejsca, które powinien zająć. Niech staje albo siada, gdzie chce, jego sprawa. Ona była zajęta podziwianiem swoich już praktycznie zdrowych nóg, które znowu wyglądały jak porcelana. Całe szczęście!
Oderwała od nich spojrzenie, gdy diler posłusznie zaczął się rozbierać, aby spełnić jej zachciankę. Wlepiała duże, ciekawskie oczy w chude ciało, uważnie rejestrując każdy jego ruch – to, jak rozpinał guziki koszuli jej narzeczonego, jak zrzucał z siebie wysokiej klasy materiał, jak wygładzał rękawy tuż po tym, gdy stanął przed nią półnagi – zupełnie jakby chciał maksymalnie opóźnić moment, gdy Hera zobaczy jego niechlubne plecy.
W końcu jednak odłożył koszulę na krzesło obok i stanął do niej plecami.
Hera w milczeniu pożerała wzorkiem przeraźliwie czarny i wystający niczym zabójcze pnącza kręgosłup, który z każdą sekundą zdawał się zmieniać swoje położenie. Wampirzyca nie wiedziała, czy Jisai miał na to wpływ, czy nie. Podejrzewała, że to drugie – w końcu skolopendra robiła z jego ciałem, co chciała, prawda?
Uniosła się lekko z kanapy i wolnym krokiem podeszła w jego stronę, choć w tym samym momencie Jisai zaczął się ubierać. Zdążyła jednak stanąć tuż za nim i wysunąć rękę, jakby chciała wbrew jego prośbie jeszcze dotknąć tego przerażającego, wewnętrznego pancerza, ale plecy mężczyzny z powrotem zakryła czarna koszula.
Hera stała więc tylko z tyłu, spokojnie oddychając, i uparcie nie spuszczała wzroku z Jisaia. Gdy oparł się o ścianę, sama położyła dłoń na jego ramieniu, jak najbliżej pleców i łopatki, którą niemalże musnęła palcem. Uśmiechnęła się niewinnie do dilera.
Nogi – powiedziała na usprawiedliwienie, sugerując, że straciła równowagę.
Czy tak było? Cóż, stała już twardo, nie kiwając się na boki i nie drżąc, ale… w końcu nigdy nie można być pewnym, czy sparaliżowane łydki nagle nie zawiodą, prawda?
Czekał na jakiś komentarz odnośnie do jego kręgosłupa? Chciał zobaczyć zdegustowane albo zafascynowane spojrzenie? A może myślał, że Hera się przerazi, wyśmieje go czy zdenerwuje się tym widokiem?
Cokolwiek wampirzyca pomyślała o czarnych kręgach, nie miała zamiaru mówić tego na głos. Trwała więc z tym swoim tajemniczym uśmieszkiem, nie siadając z powrotem ani nie odrywając ręki.
To przykre, że masz tylko sto lat na korzystanie z tego ciała – powiedziała w końcu, powracając do poprzedniego tematu. – I zamiast zażywać przyjemności siedzisz w lochach. Nie rozumiem tego. Dlaczego?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Nie Wrz 08, 2019 11:42 am

Nie, nie mógłby narzekać na robotę. Bardziej dało się wyczuć tęsknotę za czymś, na czym znał się najlepiej. Jak raczej każdy wolał poruszać się po wygodnych zagadnieniach, nie tylko w rozmowach ale i w życiu. Szukać sposobu na jak najmniej stresu i zmartwień. Lecz czy takie zupełnie bezpieczne poruszanie się po życiu przynosi pozytywne wrażenia?
Nie zbadane są ścieżki, zwłaszcza te wytyczone przez Herę. Początkowo czuł się jak dziecko we mgle, nie wiedział jak odezwać się czy sprostać wymaganiom Kuroszki. Ale skoro byli jeszcze tutaj razem, chyba nie było aż tak źle? Kąśliwe uwagi uczyły i dodawały animuszu damy o długich włosach i diabelnym, ciekawskim charakterku.
- Najprawdopodobniej tak, parę minut.
Przywtórował kobiecie patrząc uważnie na Jej rozpromienione, radosne oblicze z iskierkami w oczach i dał się zabrać do salonu. A tam zamiast akcja uspokoić się to nabierała rozmachu i rumieńców. Przytłoczony obnażeniem swej najgorszej części ciała, tak paskudnej, że sam siebie się brzydził, posłusznie jednak okazał plecy Długowłosej. Ślicznotkę korciło, by dotknąć wijącą się skolopendrę, więc prośba Jisaia została potraktowana jak przykazanie o zakazanym owocu. Kusząca. Niemalże Jej palce zetknęły się z chityną, lecz kręgosłup schował się za materiałem z odzienia Angelo. Nie przeszkodziło to jednak damie w tym, by być blisko Błękitnowłosego. Nie bała się go, ani nie brzydziła. A na dodatek... poczęstowała go znów przepięknym uśmiechem.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że coś w nim pękło. Że nie będzie nic takie jak przedtem. Zmieszany czuł na sobie dłoń Hery, Jej aurę tak blisko, Jej słodką woń. Nie uchronił się od pochwytu za ramię aż do wysokości wystających, kościstych łopatek. Chłonął Jej osobę jak sucha gąbka wodę. Jej słowa zaczynały śpiewać w uszach przecudną melodią, nawet jak były rzucone w eter dla kaprysu i zabawy. Jisai mimo wielkiej samokontroli i tu poległ dając się nabrać na urocze sztuczki Hery.
Tylko czy aby na pewno to były jedynie złudzenia i wodzenie dilera za nos?
- Przez sto lat można zdziałać jeszcze wiele -naprawdę mu współczuła czy tylko odpowiedziała z grzeczności - i tak miło było usłyszeć takie słowa z syrenich usteczek - Lochy to całe moje życie. W różny sposób można odczuwać satysfakcję i przyjemności. Przez te lata wystarczył mi fakt, że mieszkańcy żyją nie martwiąc się o jutro z powodów przyziemnych, jak głód, gorąc, dyskomfort, bieda.
Szczere aż do porzygu, ale tak działał Jisai. Żeby Kurosze nie musieli dbać o finanse, jedzenie, dostatek, odciążał ich w granicach wyznaczonych przez przybranego ojca. Logistycznie zapewniał przerwanie rodu, lecz nie mieszał się do polityki. W to nawet nie zamierzał się wtrącać, wolał skupić się na podziemiach i organizacji dostaw. Do tej pory taki tok życia wystarczał wampirowi i nigdy nie żądał nagrody. Dostał zbyt wiele jak na swą brzydką i pokraczną osobę.
Nie odsunął się od rozmówczyni, wręcz ośmielił się zrobić coś więcej niż wzdychać do Niej w myślach. Gdy jeszcze trzymała się jego ramienia, odrobinę bardziej nachylił się nad Jej obliczem i skierował wzrok na Nią.
- Ale może dlatego nic z tym nie zrobiłem, aby takie osoby jak ty mogły lepiej zapaść w mej pamięci? Żebym chciał wspominać każdą godzinę, minutę i sekundę spędzoną razem?
Tu ujął delikatnie jak piórko dłoń Hery i przytknął ostrożnie do swego lodowego policzka. Białe źrenice wyraźnie wpatrywały się w Kuroszkę, z pełnym wielbienia spojrzeniem. Czy spodziewała się takiej śmiałości od Selekcjonera Trupów? Sam sobie nie wierzył, że to dzieje się naprawdę, jednocześnie płynnie i nie tak chłodnym, wykalkulowanym głosem jak zwykle dodał jeszcze:
- Pomijając wpadkę ze skolopendrą, poznanie cię i służba u twego boku była jednym z najlepszych momentów w mej trzysta-pięćdziesięcioletniej egzystencji. Dałaś mnóstwo powodów do przyjemności.
Zmrużył połowicznie oczy, a Jej dłoń przesunął odrobinę niżej i w bok tak, aby móc musnąć ustami czubki Jej palców. Był w tym wszystkim tak czuły, jakby pieścił płatki róż a nie dłoń wampirzycy. Mimo swoich rozrośniętych czarnych paznokci nie drasnął Jej skórki. Ale gdyby choć przez ułamek sekundy poczuł chęć uwolnienia się z rąk dilera, ten nie zatrzymałby Dziedziczki, być może nawet cofnąłby się o dwa kroki dając Jej więcej miejsca. Czy przesadził? Nie mógł dłużej powstrzymać adorowania w ten sposób. Nie mniej teraz wszystko zależało od Hery.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Wto Wrz 10, 2019 9:20 pm

Hera nie uznawała sylwetki Jisaia za paskudną. Faktycznie, odstający kręgosłup mógł przerażać i pewnie niejeden zwykły człowiek poczułby do dilera obrzydzenie, ale Kuroszka była przyzwyczajona do dziwacznych wampirzych ciał i zwyrodnień – układ kostny Jisaia wcale nie wydał jej się aż tak potworny. Mężczyzna nie miał zniekształconej twarzy czy garba, dało się na niego patrzeć, a w wampirzej formie zachowywał się najnormalniej na świecie. Najgorszy w jej mniemaniu był fakt, że Jisai nie potrafił opanować przemiany w skolopendrę, która już, owszem, wzbudzała odrzucenie.
Ale sam diler jeszcze tym robalem nie był, prawda?
Zresztą jaki Kurosz wystraszyłby się paru wystających czarnych kości?
Przesunęła dłonią tak, że w końcu dotknęła jego wystającej spod skóry i ostrej łopatki. Nawet ona, jako chuda kobietka, nie miała aż tak widocznych kości.
Czy gdyby dobrała się do pozostałych kręgów Jisaia, one również byłyby czarne? Wszystkie kosteczki? Także krucha czaszka?
Człowiek pewnie by się z tobą zgodził, ale nie wampir. I co ci zostanie po tych stu latach – wieczne pełzanie? Czy może jako skolopendra będziesz śmiertelny? – dopytywała niewzruszona, mierząc go wzrokiem.
W końcu cofnęła dłoń, nadal jednak stała tuż obok niego.
Brzmisz, jakby główną przyjemnością twojego życia było to, że inni zaznają przyjemności – niemal parsknęła. Nie kupiła tego. Przecież nawet sługa miał zachcianki i uczucia. To, że Hera nie zawsze się nimi przejmowała, nie znaczyło, że nie zdawała sobie sprawy z ich istnienia. – Spróbuj kiedyś, na próbę, gdy nikomu w zamku nie będziesz potrzebny, sprawić satysfakcję samemu sobie, ot, tak po prostu. Gwarantuję ci, że będziesz chciał więcej i więcej.
Uśmiechnęła się nawet wrednie, wypowiadając te słowa. Nie powinna go do tego zachęcać, to prawda, w końcu był takim uczynnym sługą, który w tak cudowny sposób opowiadał o przywiązaniu do Kuroszy… ale nie mogła się powstrzymać. Była ciekawa, co z tego wyniknie – nawet jeśli potencjalna niesubordynacja Jisaia mogłaby zdenerwować w przyszłości wiele osób, w tym ją.
W milczeniu słuchała, jak o niej mówił, na moment nawet wstrzymała oddech, gdy znalazł się zbyt blisko. Och, czyżby mały flirt ze strony dilera? I to ledwo po paru godzinach znajomości?
Hera odnotowała sobie w głowie zwycięstwo. Jednocześnie jednak czuła, że to wszystko zaczęło przekraczać jakąś granicę – w końcu miała Angela. Słowne gierki słownymi gierkami, ale dotyk…
Mimo tych myśli pozwoliła mu ująć swoją dłoń i przybliżyć do policzka. Miał cholernie zimną skórę, nawet jak na wampira. Nie była przyzwyczajona do takiej cery – nawet Angelo, który przecież nie pił krwi, był żywszy.
Kiedy jednak zbliżył jej dłoń do swoich ust, pozwoliła mu jedynie musnąć lodowatymi wargami dwa palce. Zaraz po tym zabrała rękę – spokojnym, ale zdecydowanym ruchem.
Mam narzeczonego – wysyczała tuż przy jego twarzy.
Czar prysł.
Hera w końcu poszła po rozum do głowy i się opamiętała. Tylko chyba zdążyła już nieźle namącić w głowie drogiemu Jisaiowi, prawda?
Uśmiechając się lubieżnie, zrobiła parę kroków w tył. Swobodnie, lekko, aby widział, w jak idealnym stanie są już jej nogi.
Służba u mnie się jeszcze nie skończyła, Jisai. Zostało ci przynajmniej tych sto lat. Albo i więcej, jeśli powstrzymasz skolopendrę. To dużo czasu dla twojej chorej przyjemności, prawda? – zaświergotała.
To brzmiało jednocześnie jak pocieszenie i jak groźba. Ale w końcu taka była Hera – przyciągała i odpychała jednocześnie.
Już miała zamiar prowadzić go do jadalni, gdy poczuła wibracje w telefonie. Zerknęła na niego.
Angelo!
Widząc jego prześmiewczy SMS, niemal zgniotła komórkę w ręku. Zazgrzytała zębami i odwróciła się od Jisaia, jakby zapominając o jego obecności. Do oczu od razu napłynęły jej łzy.
Siedział z matką? Sam? Pisał to naburmuszony czy z wkurzającym uśmiechem na ustach?
Interesuję się tobą – co to w ogóle miało znaczyć? Co to za sformułowanie?
Szybko mu odpisała, cała w nerwach, drżącymi rękami. Po chwili przyszedł kolejny SMS, jeszcze bardziej dołujący.
Po krótkiej wymianie zdań Hera ledwo dała radę powstrzymać nerwy. Schowała wściekle komórkę, przetarła zamaszyście oczy i złapała się za twarz.
Co to miało być? Koniec?...
Tak po prostu? Przez komórkę? Czy Hera w ogóle go już nie obchodziła?...
Przypomniała sobie o Jisaiu i nieszczęsnej kolacji u dziadka. Przeszła jej ochota na jakiekolwiek spotkania. Nawet niewinna zabawa z dilerem przestała jej się podobać.
Idź sam do jadalni i opowiedz Barabalowi i Gabrielli, co się stało. Sam. Nie każ im czytać żadnych papierów – burknęła, wymijając go i nie dając żadnych wyjaśnień.
Być może wróci jeszcze do dilera, gdy już ochłonie. Na razie jednak potrzebowała sowicie się wypłakać i wykrzyczeć – w samotności.

Zt.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Sob Wrz 21, 2019 4:43 pm

Wszystko, co działo się z Herą, za zgodą Hery, z przyczyny Hery i dla Hery odbiegało od normalności świata Jisaia. Ile mógłby dać, by spróbować przedłużyć o kolejną godzinę te wszystkie zbiegi okoliczności, akcje i anomalia, by móc jeszcze pooddychać tym samym powietrzem co Ona. Niestety nie mógł przywłaszczyć osobę Kuroszki już za sam fakt, że hierarchią była wyżej od niego. Popełniłaby istny mezalians zadając się na poważnie z dilerem, którego wodziła za nos i trąciła delikatnymi palcami po wystającej łopatce. Także nie pozwalała Błękitnowłosemu odpocząć od trudnych pytań, których nie mógł zostawić bez odpowiedzi.
- Być może śmiertelny, ale na pewno wierny służbie zamkowi aż do śmierci.
To już miał wpisane w genetykę, że będzie bronić twierdzy wszystkimi swoimi siłami. Gorzej, jeśli nie będzie mógł rozpoznać, kto jest po czyjej stronie. Ale o to będzie martwić się po wieku.
Teraz miał przed sobą możliwość realizacji chociażby drobinki marzeń, które zaprzątały jego logistyczną łepetynę. Hera czuła chłód ciała mężczyzny, który w środku odtajał niczym wielki lodowiec. Niesamowita energia spłynęła po nim od momentu zetknięcia się ich ciał, nawet tak drobnym, jak przytulenie policzkiem, już nie mówiąc o możliwości muśnięcia. Niby dla kogoś stojącego z boku ta sytuacja przyprawiła o wybuch śmiechu, lecz dla Selekcjonera był to najbardziej intymny, osobisty moment w życiu. Owszem, zdarzały mu się różne seksualne aranżacje, jednak zazwyczaj kończyły się niezbyt romantycznie dla przymuszonej osoby. Najczęściej musiał takim jednostkom kasować pamięć, żeby nie popsuła się ich krew od ohydnych wspomnień.
Gdyby sprawy posunęły się tak daleko, iż Hera miałaby z powodu niepozornego pocałunku zejść na zawał, to i jej byłby w stanie usunąć pamięć, aby tylko czuła się dobrze. Skończyło się na i tak dotkliwym odrzuceniu zalotów Jisaia. Mimo wszystko pretensje mógł mieć tylko do siebie.
- Trzymam za słowo.
Krótko i beznamiętnie odrzekł na słowa Kuroszki. Jedyna słodko-gorzka obietnica w całym tym szaleństwie i zawiedzeniu nietrudnym do przewidzenia. Narzeczony to ewidentna przeszkoda, choć większą dla niego byłoby zauroczenie w sobie Hery tak mocno jak Ona to uczyniła jemu. Miał sto lat praktyk, tylko co po tym czasie? Nawet jeśli udałoby mu się przykuć miłością Piękną, to musiałaby przystać na wizję utraty Jisaia na rzecz skolopendry.
Pożałował, że powiedział i uzewnętrznił swoje pragnienie, które musiało z góry być skazane na porażkę. Wyznanie Hery bolało bardziej niż sto lodowych sztyletów wbitych jednocześnie w to samo miejsce.
Nie mniej już nic więcej nie odniósł się do przyjemności, bo karma dała o sobie znać. Hera właśnie doznała podobnego, jak nie silniejszego (no raczej) odrzucenia. I to od samego narzeczonego. Oczywiście nie pochwaliła się tym faktem przed służącym, któremu poleciła udać się samotnie na rozmowę z Głowami Rodu. Nie wyglądała za dobrze, ale nie zamierzał dopytywać się szczegółów tak jak to Ona miało prawo zrobić. I tak nadużyła kredytu zaufania Jisaia do tego stopnia, iż uznał, że spłacił wszystkie długi za krzywdy. Zwłaszcza, że nóżki wampirzycy były już w idealnej kondycji. Pozostała tylko kwestia uprzejmości, której mimo daniu mu ewidentnego, emocjonalnego kosza nie mogło zabraknąć. I nie zabraknie.
- Wedle życzenia.
Zgiął się lekko w pasie, aby skłonić się i w ten sposób podziękować za wspólnie spędzony czas. Jednocześnie z trudem odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę niż Długowłosa. Zdołała go szybko minąć i udać się w swoją stronę, a on... gulp... na spotkanie. Sam. Eh, nie powinien był rozdrapywać paznokciem znamion zauroczenia wobec Pięknej, lecz nawet i jego powściągliwość i dystans do mieszkańców został zaburzony jak domek z kart. Zalotnym, ulotnym, pierwszym spojrzeniem Dziedziczki.
I jak tu pozbierać myśli przed rozmową dyscyplinarną?

z tematu
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Nie Gru 29, 2019 10:56 pm

NPC BARABAL


Po odprowadzeniu Lizocegły, Barabal wreszcie mógł spędzić czas z najbystrzejszą osobą na świecie, czyt. ze sobą. Dlatego też w samotności udał się do salonu i z wielką radością przywitał się z drzemiącą w pomieszczeniu pustką. Poza zapachem innych wampirów pochodzących z innych części zamku, nie było tu nic, co mogłoby rozproszyć starego szlachetnego. Za pomocą własnej mocy rozpalił ponury ogień w kominku. Lekkie uczucie ciepła, słaba poświata która nic a nic nie pochłaniała ciemności. Opadł ciężko na kanapie, zarzucając jedną nogę za oparcie, a ręce złożył za głową. Kto by pomyślał, że i Głowa Rodu potrzebuje chwili wytchnienia. Chociaż... Dlaczego w momencie odprężenia do jego głowy przybyły sprawy dotyczące rodziny? Albo tej uroczej Lizocegły? Co robił z nią potężny Zbychu? Przedstawi jej swoją kolekcję wylinek, które pozostawił po sobie? Albo co działo się z Joffreyem? Jego synem, który niegdyś był człowiekiem, wszak jakoś gnojka trzeba było ukryć przed szalejącymi łowcami. Ale teraz... Teraz odzyskał siłę szlachetnego wampira. Stąd też Barabal sięgnął po swój zaczarowany telefon, odblokował go po kilku minutach wszak pazury nie ułatwiają i puścił tak zwanego sygnałka. Może uzna to za wezwanie? Podobno młodzież tak teraz robiła. PODOBNO. Samuru nie raz coś pierdolił w slangu, a Barabal daremnie próbował go naśladować. I o mało co nie zarobił wpierdolu od osiedlowych dresów.
Skąd do licha wzięli się Polacy w Yokohamie? I dlaczego wyzywali starego wampira od pedałów w czerni? Podrapał się po policzku, rozmyślając nad sensem życia. Czemu ludzie byli tacy agresywni, kiedy tylko ktoś się wyróżniał? Może jego waleczny syn Joffrey odpowie na wszystkie dręczące go pytania?
Czekał zatem aż jego duma rodzinna przybędzie. Ba, już nie tylko chodził o wspólne spędzenie czasu, lecz też o sprawy rodzinne. Przecież trzeba ustalić następce głowy rodu, prawda? Ale czy Hagen jest gotowy na władanie chorymi psychicznie osobnikami?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Joffrey Nie Gru 29, 2019 11:13 pm

Joffrey przez długi czas nie kontaktował się z nikim i wydawało się nawet, że wyjechał z Yokohamy. Przepadł jak kamień w wodę, pozostawiając za sobą jedynie nieodbierane telefony. W końcu jednak powrócił i wtedy właśnie wyświetlił mu się numer ojczulka. Wysłał on jakiegoś żebraka chyba, bo gdy Hagen odebrał, sygnał już dawno zniknął.
Eh, znowu będzie miał wpierdol.
Wszakże Joffrey wyglądał jak sto nieszczęść. Wygłodniały i może nie cuchnęło od niego alkoholem, za to jego źrenice pozostawały podejrzanie rozszerzone. Nerwowe ruchy szlachetnego i jakaś dziwna niezdarność. Potrzebował też chwili aby ogarnąć, gdzie się znajdował.
Nie zamierzał jednak lekceważyć Barabala, toteż smętnym krokiem zjawił się w Zamku. Emilio zachowywał się jak wrak. Busz na łbie, którego chyba dawno nie mył i stare ubranie cuchnące krwią. Nie zdążył się przebrać, jakoś ciężko mu było wrócić do miejsca w którym miał swoje rzeczy.
Ubrał okulary, co by ukryć dziwne oczyska i wszedł. Służba go wpuściła, każdy przecież znał Hagena! Prowadzony do miejsca w którym znajdowała się Głowa Rodu, szybko ulizał swoje włosy i wziął głęboki oddech.
Smakowicie tu pachniało.
Wchodząc, pozwolił sobie na zawadiacki uśmiech i uścisnął rękę ojca, a nawet go hugnął jeżeliby sobie tego życzył. Potem stanął przy kominku i zaczął wpatrywać się w płomienie.
- Wzywałeś mnie, więc oto jestem. - Powiedział dziwnym głosem, ciut wypranym z emocji. Spojrzał na Barabala tylko przez chwilę, a potem uciekł od jego spojrzenia. Zerknął na swój bok, nasączony krwią. Długa szrama znajdowała się też od ramienia po sam nadgarstek. Jakoś Hagenowi nie spieszyło się do wyleczenia.
- Nie przejmuj się, jakiś zawszony łowca mnie tak poharatał. - Powiedział z obojętnością, a następnie podrapał się po nosie. Znowu czuł zew by sobie niuchnąć, ale lepiej to ukrywać. Barabal chyba by go rozjebał.
Joffrey

Joffrey

Krew : Szlachetna
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3437-joffrey-emilio-hagen https://vampireknight.forumpl.net/t3477-joffrey https://vampireknight.forumpl.net/t3480-apartament-joffrey-a#75060

Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Nie Gru 29, 2019 11:30 pm

Nie musiał długo czekać. Joffrey zjawił się dość szybko. Może był w pobliżu? Kto wie? Zresztą... Nieważne... Przecież nie trudno było nie wyczuć krew i to należącą do jego własnego syna. Coś się stało? Ktoś go napadł? Może to ci uliczni dresiarze? W końcu coś grozili Barabalowi, że dopadną jego dzieciaki. Zmartwił się. Chyba będzie musiał ich zabić.
Ale dość o tym. Kiedy Joffrey został przyprowadzony przez zamkową służbę, wstał z kanapy. Spojrzał na syna który wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Synu, co się stało? Biłeś się z kimś?
Spytał z troską, przyglądając się jego marnej sylwetce. Poza krwią wyczuwał coś jeszcze... Alkohol. Narkotyki? Aż nos zmarszczył. Dlaczego wszyscy muszą ćpać? Nie mogą poczytać książkę albo zagrać w bingo jak wujek Ringo?
Oczywiście, że przywitał się ze swoim dzieckiem. Uścisnął dłoń, przytulił, a nawet pogłaskał po brudnych włosach. Pozwolił też, aby odszedł kawałek. Kominek... To teraz ono zajmuje całą uwagę syna? Nie biedny ojciec, który  aż musiał spocząć na kanapie?
- O czym ty mówisz? Przecież trzeba cię opatrzyć. Na pewno też potrzebujesz krwi. Zaraz wezwę służbę i cię ogarną, nakarmią.
Natychmiast podjął działanie po tym jak wyraził niezadowolenie stanem szlachetnego. Natychmiast wezwał służbę, wydał polecenia i powrócił do Joffreya. Znalazł się blisko, aby poklepać go po ramieniu.
- Coś się podziało w twoim życiu, że skończyłeś jak murzyn w klubie Ku Klux Klanu?
Znowu mina wampira przybrała smutny wyraz. Czemu nie spowiadał się ojcu? Przecież by mu pomógł... Wysłuchał, opowiedział bajkę, a może nawet i... Podrapał czule po policzku. Mimo że Głowa rodu miał nierówno pod sufitem, to jednak nie zapomniał jak to jest być ojcem. Wbrew pozorom troszczył się o rodzinę, dbał o nich i karcił jeśli zaszła taka potrzeba. Wszak to przywódca, a nie bez powodu się kimś takim zostaje.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Joffrey Pon Gru 30, 2019 5:09 pm

Joffrey albo pojawia się szybko albo wcale. Całe szczęście, że Barabal zadzwonił do niego gdy jeszcze znajdował się na terenie Yokohamy. W zasadzie i tak nie miał nic lepszego do roboty. Wymęczony wampir spojrzał na ojca i cicho westchnął, zastanawiając się czy powiedzieć mu prawdę czy też przemilczeć całą sprawę. Przecież powiedział, że to wina łowcy. Oni zawsze są winni, oni zawsze są tymi złymi i robią krzywdę biednym pijawkom. Emilio tylko niechcący zabił kobietę, przecież nie mógł doprowadzić do jej przemiany. Zbyt wiele oszalałych wampirów nawiedziło już miasto.
A co jest złego w kominku? Joffrey oblizał usta, patrząc na trzeszczące od gorąca drewno. Podrapał się po policzku, a potem spojrzał na Barabala z nikłym uśmiechem.
- Nie jestem głodny. - Machnął lekko ręką, nie chcąc aby ktokolwiek się nim zajmował. Czyżby głodówka? A może chodziło o coś więcej? Hagen milczał jak grób.
Dopiero po upływie dłuższej chwili raczył się odezwać.
Niezbyt zadowolonym wzrokiem patrzył na służbę, a nawet warknął jeżeli którekolwiek chciało się do niego zbliżyć. Nawet ojciec na powitanie mógł wyczuć sztywność w ruchach wampira. Kiedy szlachetny go poklepał, wampir zacisnął zębiska i lekko się spiął. Czyżby odzwyczaił się od głupiego dotyku?
- Moje życie rozpada się na moich oczach. - Wyznał z uśmiechem psychopaty, patrząc prosto w czerwone ślepia. Ciekawe jak długo będzie musiał wytrzymać tą ciszę, zanim się kompletnie rozpłacze. Właśnie w takim stanie znajdował się szkarłatnooki, westchnął pod nosem i delikatnie się zgarbił.
- Wszystko ze mną dobrze ojczulku, chociaż tego nie widać. - Skłamał i znowu się uśmiechnął, jednak jego twarz wyrażała rozpacz.
- A co u Ciebie? Wiesz co się dzieje z Samuru? - Przechylił lekko głowę na bok. Jeżeli w międzyczasie ktokolwiek z służby podejdzie do wampira, ten chwyci osobę i odepchnie od siebie.
- NIKT NIE BĘDZIE MNIE DOTYKAĆ. - Ryknie, patrząc rozwścieczonym wzrokiem. Chyba tylko dotyk ojca wytrzymywał. Więc jak, tatuś chciałby wykąpać synka?
Trzeba też wziąć po uwagę fakt, że był pod wpływem narkotyków. Oczy schowane za okularami przeciwsłonecznymi, choć i tak znajdowali się w ciemnym miejscu. Nerwowe strzelanie palcami i tupanie nogą, byle tylko nie znajdować się w bezruchu.
Joffrey

Joffrey

Krew : Szlachetna
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3437-joffrey-emilio-hagen https://vampireknight.forumpl.net/t3477-joffrey https://vampireknight.forumpl.net/t3480-apartament-joffrey-a#75060

Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Nie Sty 05, 2020 1:18 pm

Z Hagena dało się czytać jak z otwartej książki, a przynajmniej ojciec tak potrafił. Swoje potomstwo znał, mimo iż nie przebywali zbyt wiele czasu razem. To jednak Barabal potrafił przewidzieć, że coś było nie tak i ciężkiego wisiało w powietrzu. Samą atmosferę można było ciąć.
Zmrużył ślepia, wciąż przyglądając się wampirowi. Jasne, oczywiście że nie był A skąd oblizywanie się? Czerwone jak krew ślepia? Poddenerwowanie?
- Och, no pewnie. A twoja bladość, zdenerwowanie i oblizywanie się mówi o tym, jak bardzo chcesz zagrać w warcaby.
Wyszczerzył się, mimo to, troska o dziecko go nie opuszczała. Joffrey wyglądał naprawdę mizernie, co gorsza Barabal musiał się zastanowić nad pewnymi decyzjami. Czy jego syn poradzi sobie z Kuroszami, skoro nie potrafił ogarnąć swojego życia i samego siebie?
Da mu czas.
- Rozpada ci się życie, lecz cały czas udajesz, że jest w porządku. Emilio, naprawdę myślisz, że jestem ślepy? Żyję tyle czasu, mam mnóstwo dzieci i wnucząt. Prowadzę najbardziej dziką rodzinę pod księżycem - znam was na wylot.
Znowu zaczął swoją gadaninę, lecz nie bez powodu. Niech Joffrey w końcu pojmie, że nie jest na tym popapranym świecie sam. Co do Samuru, wzruszył ramionami.
- Jak to on Chodzi wszędzie, włóczy się i próbuje znaleźć miejsce.
Odpowiedział, acz co do jego samego. Przechylił lekko głowę w bok. Znowu musnął ramię syna, podchodząc bliżej.
- Miewam się świetnie. Przyprowadziłem do zamku cudowną istotę, nazywa się Lizocegła. Jest młodą, słodką dziewczyną i obecnie przebywa z twoim dalekim kuzynem. Jeśli masz ochotę później ją poznać... Posmakować ale nie przemienić, daj mi znać.
Z dzieckiem zawsze się podzieli. Poza tym Hagen był taki rozdrażniony, po tym jak służka wparowała i chciała podejść do szlachetnego. Głowa rodziny zacmokał z niezadowolenia. Stanął obok wampira, kładąc obie dłonie na jego ramionach i pchnął go lekko w stronę kanapy.
- Ale nie bądź niemiły dla służby, przyszli ci pomóc. Chodź, odpocznij. Dam ci coś od siebie.
Nie było mowy o protestach. Usadowił dzieciaka na siedzisku, po czym sam usiadł obok. Rozpiął koszulę pod szyją, odchylając jej kołnierz. Biała, chuda dłoń wplotła się we włosy czarnowłosego.
- Jesteś naćpany i pijany. Po raz ostatni chcę cię widzieć takiego w tym zamku. Poukładałem w tobie wiele nadziei na zostanie następcą. A ty co ofiarujesz mi, synu?
Niski ton głosu starucha nie wykazywał już tego zadowolenia. Mina wampira była ponura, zawiedziona. nawet zmarszczył brwi. Przybliżył go do swojego karku, dając do zrozumienia iż powinien wziąć ojcowską krew.
- Oczyść swoje ciało z tych przeklętych chemikaliów.
Dodał ciszej, a zimna dłoń sunęła uspokajająco po smolistej czuprynie. Nie ma co ukrywać mimo troski, Barabal się wkurzył. Przed Joffem zapowiada się długa noc.
Służba stała z boku i mogła się jedynie przyglądać, czekając cierpliwie przy tym na rozkaz.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Joffrey Nie Sty 26, 2020 6:13 pm

Wampir był całkowicie roztrzęsiony. Patrzył na ojca z paniką, bowiem narkotyki powoli zaczęły tracić swoje magiczne działanie. Znowu zaczął powracać lęk i myślenie, że czas aby z tym wszystkim skończyć. Zabawne, że Kurosz doprowadził się aż do tak złego stanu. Spojrzał na ojca wrogo i pokiwał głową.
- Powiedziałem. Nie jestem głodny. - Niemal wysyczał te słowa, po czym wziął głęboki wdech. Coś go bolało w klatce, a może gdzieś indziej. Ogólnie to wszystko go bolało, jak dawno nie spożywał krwi? Jego wychudzone ciało nie prezentowało się najlepiej i choć był bardzo szczupły, to teraz wyglądał niezdrowo. Zgarbiony niczym hiena, powolnie zbliżył się do Barabala.
Dodatkowo jeszcze nie wiedział jakie plany miał ojciec. Czy Hagen w ogóle byłby odpowiedzialny? Utrzymanie stanowsika vice burmistrza już sprawiało dosyć problemów. Emmanuel związywał mu ręce coraz mocniej.
- Ojcze, przecież mnie znasz. Poradzę sobie ze wszystkim, a teraz.. po prostu zbieram baty. Ale się poprawię. - Fałszywe zapewnienie, ale jak szczerze zabrzmiało! Joffrey miał talent do mówienia i przekonywania, jednak czy Barabala w ogóle da się omamić? Znał swojego syna.
- Chcę się z nim widzieć. - Oznajmił dziwnym głosem, a jego oczy błysnęły szaleńczo. Aż przypomniał mu się mord na ludziach razem z Samuru.. a gdyby ponownie się zabawić? Jak za starych dobrych lat? Muśnięcie ramienia wygłodniałego wampira sprawiło, że ten zadrżał i się odsunął.
- Lizo.. co? W sumie później z chęcią.. i jakim kuzynem? - Zapytał zbity z tropu, a jego oczy patrzyły się na ojca jakby miały zaraz wyjść mu z orbit. Przecież nie był głodny i tak nic nie zje.. chociaż, może kropelka? Znowu coś go mocno zabolało, teraz w brzuchu. Chwycił się za niego, udając, że poprawia brudnego buta lewą ręką.
Po agresywnym zachowaniu wampira, kiedy dotknęła go służąca, Barabal mógł mieć już pewność. Coś złego działo się z jego synem, który smętnie wpatrywał się w ziemię. Przytępiony, nie wiedzący co ma ze sobą zrobić.  
- Nie chce pomocy. - Warknął, nie chcąc siadać na kanapie, ale pchnięcie ojca sprawiło, że mimowolnie mu się poddał. Zrobił niezadowoloną minę i cmoknął suchymi ustami powietrze. Kiedy ojciec zaczął się rozbierać, patrzył na niego zaskoczony.
- Ojcze, nie chce.. - Ale wtedy się odezwał drugi wampir i Hagenowi zrobiło się głupio. Pokazywał się głowie Rodu w takim stanie. Istna tragedia i żenada. Joffrey nie wytrzymał i padł do kolan kruczowłosego. Jego szaro czarne kosmyki naszły mu na oczy.
- Nie chce się tak czuć, ale gdy trzeźwieje.. jest jeszcze gorzej. - Jęknął, tuląc się do kolan i ud wampira. Powoli zaczął wsuwać się z powrotem na kanapę, nie potrafiąc oderwać wzroku od kusząco smukłej szyi Barabala, który chwycił syna za włosy. Parę razy łypnął wzrokiem w stronę służby, nie chcąc wciąż aby go dotykali. Joffrey objął ojca z tą różnicą, że najpierw przytulił się podbródkiem do jego szyi i ją liznął. Aż przeszedł go dreszcz, a potem pchnął ojca i wgryzł się. Po wampirzemu, ale z większą siłą.
Kiedy tylko szlachetna krew zaczęła przelewać się przez gardło mężczyzny, ten łypał ją coraz bardziej zachłannie. Nie wszystko udawało mu się zebrać, część zaczęła mu skapywać po brodzie i na ubranie swoje oraz ojca. Jego dłonie żelaźnie zacisnęły się na nim, nie potrafiąc się odsunąć.
Krew na nowo go podsycała, lecz z racji tego, że był na skraju śmierci głodowej, nie potrafił się odsunąć. Barabalowi pozostanie za pewne odsunięcie go siłą, a może zrobi coś jeszcze innego. Czyżby Emilio dało się jeszcze uratować?
Joffrey

Joffrey

Krew : Szlachetna
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3437-joffrey-emilio-hagen https://vampireknight.forumpl.net/t3477-joffrey https://vampireknight.forumpl.net/t3480-apartament-joffrey-a#75060

Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Nie Lut 16, 2020 1:08 pm

Nie uwierzył Joffreyowi co do stanu jego pragnienia. Nawet jeśli był pod wpływem narkotyków, wampirzego głodu w taki sposób się nie uspokoi. Mógłby kłamać, a Barabal i tak znałby prawdę. Ciężko przy nim zataić prawdę, wszak rodzinę zna bardzo dobrze, a potomstwo najbardziej.
Nie odpuścił. Zamierzał nawet ukarać Hagena, lecz pierw musiał doprowadzić go do ładu oraz składu, bo nawet przy większym kazaniu, Joffrey mógłby psychicznie się rozpaść.
Najważniejsze to pozbyć się narkotyków, którymi Głowa rodu tak bardzo gardziła.
- Ośmielę się zwątpić w twoją siłę. Gdybym cię nie wezwał, zakładam że wciąż byś się włóczył i najpewniej zmarł w najbliższym rynsztoku w jakiś smutnych slamsach.
Niech się Joffrey nie zdziwi, że ojciec zaprzestał w niego wierzyć... No, w obecnej chwili. Widok syna w końcu był bardzo smutny; widać, że się stoczył. I z jakiego powodu?
- Najpierw doprowadź się do pierwotnego stanu - w końcu jesteś wysokiej krwi i nie byle z jakiej linii.
Ojcowski nacisk ani odrobinę nie zelżał. Nie ganiał dzieciaka, nie chciał odcisnąć na nim presji... Ale czy miał wyjście? Nie. Upadający syn jest przykrym doświadczeniem.
Co do kuzyna, jedynie się uśmiechnął. Nie chciał załatwiać spraw rodzinnych, podczas tego, gdy Joff ledwo co wiązał koniec z końcem w kwestii życiowej.
- Oczywiście, że jej chcesz, ale nie dopuszczasz przez siebie! Jesteś dumnym Kuroszem!
Zawołał, ostatecznie naciskając na to, aby wziął się w garść i zaprzestał sobie wmawiać, iż sobie poradzi. W pewnym momencie Barabal aż zniżył głos.
- Dla innych możesz być bezwzględny i zimny, przy mnie nie musisz taki być.
Może teraz zacznie ufać ojcu? Oby. I cóż? Kiedy zasiadł, Joffrey padł dosłownie na kolana, objął nogo starszego i wreszcie zdradził jak cierpi. Aż musiał dłonią pogłaskać jego zmierzwione włosy. Za które zresztą zaraz chwycił.
- Pierw napij się krwi.
Ostatni raz mu mówił. Na szczęście młodszy Kurosz w porę się opamiętał i wreszcie wspiął na kanapę, aby dosięgnąć kłami ojcowskiej szyi. Odchylił nawet bardziej głowę, aby syn miał lepszy dostęp. Zimna dłoń spoczęła na wychudzonym grzbiecie.
- Widzisz? To wcale nie jest takie trudne. Wystarczy się poddać żądzy.
Poklepał go parę razy, pozwalając tym samym zaczerpnąć starej szlachetnej krwi. Im starszy rocznik, tym lepsza.
Kiedy jednak uznał, że już dość, ciało Barabala zmieniło się. Między ramionami Hagena wyleciało kilka drobnych nietoperzy, a chwilę po przy ścianie utworzyła się z nich sylwetka szlachetnego. Potarł ręką ugryziony kark.
- Powinieneś się przespać. Rozmowa z tobą w obecnym stanie może mieć katastrofalne skutki.
Aż uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi. Stanowczy ojciec powrócił. Co do służby. Skoro byli już zbędni, opuścili salon... Szlachetny wcale ich nie zatrzymywał.
- Ale nim pójdziesz spać, wbij sobie do głowy że to co robisz, jest karygodne. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę ze swoich czynów. A teraz... Śpij.
Kolejny raz nakazał. Chyba, że Hagen uzna inaczej. Wtedy Kurosz znowu usiądzie, ale tym razem w fotelu, nie blisko syna. Oczekiwał wyjaśnień.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Joffrey Nie Lut 16, 2020 2:13 pm

I dobrze, że nie uwierzył. Po wychudzonym wampirze widać było, że coś jest nie tak. Pomimo odmowy, same słowo ''krew'' wzbudzały w Emilio łaknienie. Zacisnął rękę na brzuchu, w myślach wyrywając sobie flaki i rzucając je w stronę ojca. Tak, tym własnie był  teraz Joffrey. Chodzące zombie, czekające aż ktoś ukróci jego cierpienia. Oblizał wysuszone wargi i spojrzał w stronę ściany.
- Jestem pierdolonym Kuroszem, mnie się nie da zabić. - Syknął, będąc pewien o swojej sile. Tyle już przeżył, a jednak wystarczył rozpad jego szczęścia i.. Joffrey czuł się nikim. Liczył, że udało mu się stworzyć dobrą rodzinę z którą będzie żył już zawsze. A na dzień dzisiejszy w jego sercu ziała pustka, porzucona i niechciana.
Nic nie mówił, tylko kiwał głową jak kukiełka. Dopiero ojcowska krew przypomniała mu kim naprawdę był. Emilio odczuwał jaśnienie umysłu. Stara krew Barabala wypalała nawet narkotyki i alkohol, więc stopniowo powracał Joffrey sprzed paru miesięcy.
Nie czuł się jednak z tego powodu szczęśliwy.
- Pójdę się tylko wykąpać, bo cuchnę. Prześpię się kiedy indziej. - Oznajmił normalnym głosem, a następnie podążył do łazienki. W końcu znał zamek, nie musiał pytać o drogę. Po upływie około piętnastu minut, wampir wrócił. Czysty, odświeżony i bez trucizny w krwi. Służba dala mu nawet eleganckie ubranie, z którego oczywiście skorzystał. Teraz mogli rozmawiać.
Spojrzał na siedzącego ojca, wybierając miejsce na przeciwko niego. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i odłożył je na pobliski stolik. Potarł dłonią czoło, oczy, a potem przejechał nią po ustach. Od czego by tu zacząć? Odchrząknął.
- Ostatnio nie działo się u mnie najlepiej. Kampania wyborcza do łatwych nie należała, jednak w końcu udało mi się zostać wiceburmistrzem. Niestety Emmanuel skutecznie ogranicza moje ruchy, przez co nie mogę zyskać większego rozgłosu. Cały swój czas spędziłem na poszukiwaniu jakiejś luki, olewając rodzinę. Fabio więc odszedł. Nie wiem z jakiego powodu, nie rozmawialiśmy o tym. Nawet nie wiem gdzie się podziewa. Trwające kilka lat poszukiwania Blytha również poszły na marne, więc przypuszczam, że mój syn nie żyje. Dwójka pozostałych nie ma się najlepiej. Są wycofani, wyłączeni z emocji i brak w nich jakichkolwiek chęci do życia.. i nie wiem co z tym zrobić. Moja rodzina się rozpadła, więc emocjonalnie jestem wypruty do granic możliwości. Jeszcze zniknął gdzieś Samuru, co również mnie niepokoi. Miał się ze mną skontaktować, a odpowiada mi cisza. Jestem wyczerpany do granic możliwości, bo tracę na własnych oczach wszystko to, o co cholernie długo walczyłem. - Zakończył z powagą, wpatrując się w oblicze Barabala. Czy coś mu doradzi? Pomoże, a może ochrzani? Ostatnie miesiące dłużyły się niemiłosiernie, pozostawiając za sobą gorzki posmak porażki.
- Zawiodłem wszystkich, na których mi zależało. Czuję się pusty. - Dopowiedział, patrząc gdzieś w bok. Jego mokre włosy prawie już wyschły, opadając na oczy. W czarnych kosmykach można było znaleźć jeszcze więcej siwych włosów niż wcześniej.
O co prosił Hagen? Chciał zemsty. Zemsty, że wszystko co miał, się rozpadło. Najgorsze było to, że istniały teraz dwie ścieżki. Albo pokona strach i zacznie walczyć, albo zmieni się w osobę, jaką jest Samuru. Joffrey stał nad cienką granicą i nie wiedział, do której ciągnęło go bardziej.
Joffrey

Joffrey

Krew : Szlachetna
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3437-joffrey-emilio-hagen https://vampireknight.forumpl.net/t3477-joffrey https://vampireknight.forumpl.net/t3480-apartament-joffrey-a#75060

Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Gość Sob Lut 29, 2020 1:31 pm

Jak widać czas nie był litościwy dla młodszego pokolenia Kuroiashita. Zbyt duży wpływ otoczenia i nacisk spowodował istną jatkę w emocjach oraz krwi. Barabal nie raz sam się gubił, ale chwila męczarni i już stawał na nogi. Starego Kurosza nie tak łatwo powalić. W sumie czy w ogóle się dało?
A Joffrey? Ten mały, chudy i umęczony życiem szlachetny? Stary Kurosz widział w nim cień dawnego Hagena.
- Gdzie się podział ten pewny siebie szlachetny?
Spytał w momencie odejścia wampira z salonu. Bardzo dobrze, że podjął się próby ogarnięcia. Kąpiel, czyste ubranie i już prawie jak nowo narodzony. Głowa rodu aż się uśmiechnął.
- Od razu lepiej.
Uśmiechnął się pokrzepiająco. Kiedy młodszy Kurosz zasiadł na przeciwko, starszy mógł uznać że już mogli rozmawiać.
Wysłuchał syna do końca. Wyłapywał każde jego słowo i starannie analizował w swojej głowie, wyciągając po kolei wnioski.
Jedno było pewne: Joffrey zaczynał podupadać przez uczucia.
- Ach jakie to smutne słuchać, kiedy więź staje się co raz słabsza, aż w pewnym momencie nić całkowicie się przerywa. Ale tak właśnie jest, Joffrey, wampiry są wieczne lecz nasze relacje - niekoniecznie. Obydwie strony mogą zawinić z powodu znużenia codziennością, można wierzyć jednak w to, że się odnajdziecie. Ewentualnie zmusić jedną stronę do uległości.
Tutaj już się zaśmiał, niemniej w tonie śmiechu kryła się ta złowieszcza nuta.
- Emocje... Emocje... Jak one potrafią nas powalić. Wiesz dlaczego Kurosze przetrwali tyle lat? Bo staramy się walczyć z emocjami i przezwyciężać je. Nie mówię, aby wyzbyć się ich całkowicie bo każde świadomie stworzenie odczuwa. Są naszym elementem życia... Jednak nie dać pozwolić sobie im wejść na głowę. Prawdziwy Kurosz stara się mieć głowę ponad wyżyny, stąpać twardo i być niedostępnym. Smutek nie pomoże ci rozwiązać problem, bo spójrz - stałeś się wrakiem i cieniem samego siebie.
Może i mówił oczywiste rzeczy, jednak Hagen powinien słuchać jak najwięcej. Dał pokonać się smutkowi, a przecież nikt tego nie chciał. Może też i dlatego Fabio go odsunął od siebie?
- Może niech Blanka i Malcolm zamieszkają w zamku? Cieszyłbym się z obecności wnuków... Bo reszta wydoroślała i już nie chcą siadać na moich kolanach.
Prawie, że ze smutkiem acz na bladym, diabelskim licu wciąż pozostawał uśmieszek.
- Może pora abyś odrzucił łopatę którą wykopujesz co raz to większy dół? Pozwól sobie pomóc. Porozmawiaj z Hiro. Niech zacznie poszukiwać Blytha, nawet jeśli miałaby wyjść jego śmierć.
Zgodzi się? Barabal nie naciskał, po prostu widział sens w takim działaniu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Joffrey Nie Mar 08, 2020 5:28 pm

Uśmiechnął się lekko na te słowa, ukazując białe kły. Właśnie, gdzie się podział tamten szlachetny? Kim w zasadzie teraz był? Przejechał opuszkiem palców po fotelu, jakby chciał sprawdzić czy jest na nim kurz. Drgnął lekko. Krew ojca pobudziła go dosyć mocno, miał teraz sporo energii i chęci, aby coś zrobić. Pozbyć się Emmanuela? Dobre na sam początek.
- Emocje mnie blokują, nie chce ich. - Wyznał. Dlatego właśnie sięgał po używki, ponieważ pragnął zapomnieć. Miał teraz pełne ręce roboty, a niczego nie ruszył. Bo myśli kotwiły się w głowie i nie pozwalały się skupić. Barabala słuchał uważnie, ponieważ przeżył już tak wiele, że chyba na wszystko znał odpowiedź.
Co było pierwsze, jajko czy kura?
Pokiwał głową. Barabal miał rację. Stał się wrakiem, musiał na nowo spotkać się ze starymi znajomymi i.. zgarnąć pewne stanowisko. Tak, to były jego priorytety. Jeżeli zaś chodzi o dzieci, to nie był to najgłupszy pomysł. Pokiwał lekko głową, a potem spojrzał gdzieś w bok. Tematów emocji już nie ruszał, po prostu wziął sobie do serca poradę ojca.
- Masz rację, dzieci powinny być blisko rodziny. Zabiorę je następnym razem. - Uśmiechnął się lekko, a następnie podrapał po ręce. Stary Barabal chyba nie zdawał sobie sprawy, jak dwuznacznie brzmiała jego odpowiedź. Nagle Joff znalazł się na jego kolanach i objął go za szyję.
- NO I CO KŁAMIESZ? - Szaleńczy błysk w oku, a potem przytulił się do ojca i wlepił wzrok w ścianę. Dziwne zachowanie, ale taki był właśnie Emilio. Nieobliczalny.
Chwilę tak tkwił, po czym wyprostował się, wciąż siedząc na kolanach wampira.
- Z Hiro będę musiał porozmawiać jeszcze na inny temat, równie ważny. Chodzi o Emmanuela. - Znowu błysk w oku. Teraz wstał i poprawił garnitur pod szyją. Zerknął na zegarek, który dostał kilka miesięcy temu od pewnej pannicy.
- Wiem, że krótko zabawiłem.. ale będę się już zbierał. Muszę załatwić kilka spraw. Ważnych spraw. - Uśmiechnął się znów i poklepał Barabala po ramieniu. Nie chciał by ojciec czuł się odrzucony, wbrew pozorom dał mu porządnego kopa. (nie kupa)
Drgnął lekko znowu. Energi miał sporo, więc szybko musiał pobiec i zwalić sobie w kącie. Nie chciał jednak ujebać ściany ojca, więc pokornie się pochylił i wyobraził sobie coś brzydkiego, aby mu opadł. Przysłonił się ręką i z wielkim zmieszaniem, odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Nie widziałeś tego. - Sapnął i spierdolił z zamku tak jakby chleb w biedrze dawali za darmo.

z.t
Joffrey

Joffrey

Krew : Szlachetna
Zajęcia : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t3437-joffrey-emilio-hagen https://vampireknight.forumpl.net/t3477-joffrey https://vampireknight.forumpl.net/t3480-apartament-joffrey-a#75060

Powrót do góry Go down

Salon [Parter] - Page 12 Empty Re: Salon [Parter]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach