Dzień który zmienił czyjeś życie
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum :: Wątki alternatywne
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Dzień który zmienił czyjeś życie
Piękna noc, na niebie miliony gwiazd, księżyc błyszczy pięknie pełną tarczą oświetlając długą drogę z St. Petersburga do Puszkina. Długa, szeroka i prosta szosa, na której o tej porze próżno szukać samochodu, wszyscy którzy mieli gdzieś dojechać już smacznie śpią pod pierzynami lub piją na umór w jakichś barach.
Taki los miał też czekać pewnego blondyna, który podróżował właśnie do motelu poza miastem. Właśnie wracał z wystawy swoich rysunków mając nadzieję, że zarobi trochę. Niestety tym razem mu nie wyszło, a do tego ktoś zawinął mu portfel w środku miasta.
Duncan przejechał kilka kilometrów od miasta niemal na oparach i w końcu jego czterokołowa samoróbka umarła wydając ostatnie pomruki silnika. Mógł być geniuszem, mieć dwie profesury i tytuł lekarza bez uprawnień, mógł tworzyć wspaniałe wynalazki i tworzyć przeróżne cudeńka technologiczne, ale nie mógł wyczarować sobie benzyny.
- Dziwka, kurwa, jebany wóz, jebane ludziska i pieski los szyndzie, gdzie nie jestem. Tatko jakby się dowiedział to by kojfnął dwa razy, a mamuśka to by chyba pasem tak dupę złoiła, żebym się nie podniósł przez miecha.
Szczebiotał w rodzimym języku obwiązując samochód liną. Jeśli coś można było o nim powiedzieć toto, że nie poddawał się. Miał zamiar choćby przez 2 dni, ale ciągnąć to gówno i trafić do swojego baru z supertanimi kielichami i piwem. Biedny szlachcic szedł w niezbyt szybkim tempie, jednak i tak całkiem imponującym jak na człowieka nucąc sobie pod nosem coś by tylko go podniosło na duchu.
Taki los miał też czekać pewnego blondyna, który podróżował właśnie do motelu poza miastem. Właśnie wracał z wystawy swoich rysunków mając nadzieję, że zarobi trochę. Niestety tym razem mu nie wyszło, a do tego ktoś zawinął mu portfel w środku miasta.
Duncan przejechał kilka kilometrów od miasta niemal na oparach i w końcu jego czterokołowa samoróbka umarła wydając ostatnie pomruki silnika. Mógł być geniuszem, mieć dwie profesury i tytuł lekarza bez uprawnień, mógł tworzyć wspaniałe wynalazki i tworzyć przeróżne cudeńka technologiczne, ale nie mógł wyczarować sobie benzyny.
- Dziwka, kurwa, jebany wóz, jebane ludziska i pieski los szyndzie, gdzie nie jestem. Tatko jakby się dowiedział to by kojfnął dwa razy, a mamuśka to by chyba pasem tak dupę złoiła, żebym się nie podniósł przez miecha.
Szczebiotał w rodzimym języku obwiązując samochód liną. Jeśli coś można było o nim powiedzieć toto, że nie poddawał się. Miał zamiar choćby przez 2 dni, ale ciągnąć to gówno i trafić do swojego baru z supertanimi kielichami i piwem. Biedny szlachcic szedł w niezbyt szybkim tempie, jednak i tak całkiem imponującym jak na człowieka nucąc sobie pod nosem coś by tylko go podniosło na duchu.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Wystawy to coś co Yvki kochała nad wszystko inne. Piękne obrazy i szkice... była to taka szczera i prawdziwa miłość, o jaką trudno w tych czasach. Szkoda, że przelana na rzeczy materialne, a nie na żywe istoty. W ten czas kiedy śliczne dziewczę przebywało za granicami Yokohamy w jej życiu nastały dość dziwne czasy. Była naprawdę młodziutka, cóż to jest dwadzieścia kilka lat. Za sobą narzeczeństwo, romanse i zdrady.... Wolała oddać się sztuce, w końcu sama próbowała swych sił jako malarka. Jednak nim jej nazwisko stanie się sławne minie jeszcze trochę czasu. Więc jest raczej anonimowa, chyba, że ktoś się interesuje młodymi artystami, którzy próbują swych sił.
Tak się złożyło, że na wystawie prac Duncana była i ona, a nawet chciała kilka jego prac kupić, ale wpierw miała ochotę na krótką konwersację z twórca. I jak na nieszczęście jej się to nie udało. Mogła sobie tylko pluć w brodę, że na czas nie złapała go za łokieć kiedy wychodził z galerii. Się rozzłościła, bo wybuchowe było z niej dziewczę i wyszła trzaskając drzwiami. Błądziła tak kilka chwil wzdłuż ulicy, aż w końcu zdecydowała się pojechać do motelu, na drinka. Gdzieś przed siebie byle dalej, ale najpierw wróciła się do galerii i kupiła kilka grafik pana Lennoxa. Przecież na tym jej najbardziej zależało. Zadowolona z szerokim uśmiechem siedziała w samochodzie, zacieszała patrząc na tylne siedzenie gdzie leżały prace. Aż zacierała rączki z radości. Teraz można oddać się przyjemności. Ruszyła, droga była długa, ale prosta i spokojna. Właściwie nie spotkała na swojej drodze nikogo, aż do momentu kiedy jej oczom ukazało się dziwne, coś. Dziwne coś ciągnięte przez mężczyznę. W pierwszej chwili kobieta olała sprawę i jechała dalej. Po chwili jednak coś ją tknęło. Ach to dobre serducho. Zawróciła i stanęła w odległości jakiś 50 metrów od mężczyzny. Wysiadła z samochodu i ja wiem, że to tak nie ładnie i w ogóle, ale zapaliła sobie papierosa. Taka młoda gniewna. Odrzuciła jasne włosy z ramienia i patrzyła jak się chłopaczysko męczy. Teraz go rozpoznała, to przecież jego chciała złapać na wymianę zdań i kurde teraz się udało. Są tylko oni i wielkie nic z popsutym pojazdem. Rzuciła fajkę pod nogi i pospiesznie podeszła do mężczyzny.
- Znam Cię! Znaczy byłam na wystawie.- Taa, bezpośredniość Yvelin była nawet do zaakceptowania, do czasu.
- Możesz to...- Zmierzyła spojrzeniem maszynę. - Coś, zepchnąć, na pobocze, to Cię podrzucę. Zdaje się, że zmierzaliśmy w podobnym kierunku. – Uśmiechnęła się lekko i czekała na ewentualną reakcję mężczyzny.
Tak się złożyło, że na wystawie prac Duncana była i ona, a nawet chciała kilka jego prac kupić, ale wpierw miała ochotę na krótką konwersację z twórca. I jak na nieszczęście jej się to nie udało. Mogła sobie tylko pluć w brodę, że na czas nie złapała go za łokieć kiedy wychodził z galerii. Się rozzłościła, bo wybuchowe było z niej dziewczę i wyszła trzaskając drzwiami. Błądziła tak kilka chwil wzdłuż ulicy, aż w końcu zdecydowała się pojechać do motelu, na drinka. Gdzieś przed siebie byle dalej, ale najpierw wróciła się do galerii i kupiła kilka grafik pana Lennoxa. Przecież na tym jej najbardziej zależało. Zadowolona z szerokim uśmiechem siedziała w samochodzie, zacieszała patrząc na tylne siedzenie gdzie leżały prace. Aż zacierała rączki z radości. Teraz można oddać się przyjemności. Ruszyła, droga była długa, ale prosta i spokojna. Właściwie nie spotkała na swojej drodze nikogo, aż do momentu kiedy jej oczom ukazało się dziwne, coś. Dziwne coś ciągnięte przez mężczyznę. W pierwszej chwili kobieta olała sprawę i jechała dalej. Po chwili jednak coś ją tknęło. Ach to dobre serducho. Zawróciła i stanęła w odległości jakiś 50 metrów od mężczyzny. Wysiadła z samochodu i ja wiem, że to tak nie ładnie i w ogóle, ale zapaliła sobie papierosa. Taka młoda gniewna. Odrzuciła jasne włosy z ramienia i patrzyła jak się chłopaczysko męczy. Teraz go rozpoznała, to przecież jego chciała złapać na wymianę zdań i kurde teraz się udało. Są tylko oni i wielkie nic z popsutym pojazdem. Rzuciła fajkę pod nogi i pospiesznie podeszła do mężczyzny.
- Znam Cię! Znaczy byłam na wystawie.- Taa, bezpośredniość Yvelin była nawet do zaakceptowania, do czasu.
- Możesz to...- Zmierzyła spojrzeniem maszynę. - Coś, zepchnąć, na pobocze, to Cię podrzucę. Zdaje się, że zmierzaliśmy w podobnym kierunku. – Uśmiechnęła się lekko i czekała na ewentualną reakcję mężczyzny.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Droga dłużyła mu się. Miał jedynie świadomość, że jak tylko wróci i się spije to nie będzie miał kasy na wynajem i jak go nie zgarną to będzie musiał wiać, bo policja jak go dopadnie to znowu będzie musiał wysadzić posterunek i znowu listy gończe, zmiana dowodu osobistego. Pieski los nieszczęśliwego typa.
Szkot ciągnąc linę zauważył tylko źródło światła za swoimi plecami, które wraz charakterystycznym mruczeniem podpowiedziało mu, że właśnie zbliża się do niego czyjaś fura. Nie zatrzymywał się, ostatnie czego potrzebował to typów, którzy napadną go w środku ciemnej nocy. Jeśli nie będą mieli broni palnej to będą trupami, dość miał na dzisiaj nieszczęść, chociaż znając się na swoim losie zapewne są uzbrojeni w jeden z jego wynalazków i właśnie będą próbowali odstrzelić mu nim jaja. Zatrzymał się, nie lubił uciekać i nie próbował tego robić, nikt nigdy na szczęście nie próbował go zabijać, zawsze zrobił coś fajnego więc żal i w sumie tylko to trzymało go przy życiu tak długi czas.
Nie widział dokładnie kto wychodzi z samochodu, to była na pewno jakaś dziewczyna, młódka nieopierzona jakaś, ale pachniała ładnie. Tak trochę jak mamuśka, szlachetnie i elegancko. Spiął się lekko jednak tym razem powstrzymał swój ulubiony odruch spieprzania gdzie pieprz rośnie.
- Znaczy się na moim pokaziku bazgrołów? - zdziwił się ale odetchnął z ulgą - Mom wrażenie, że tyż powinienem pamiętać, ale wybaczy panienka bo dużo luda było... - mówił z mocnym akcentem drapiąc się po głowie.
Tartanowy chłopiec wytężył jednak wzrok i pamięć i cośik mu zaczynało świtać. No tak! Przecież ten zapach i ta pewna siebie i bezczelna mordka kręciła się tam. Coś tam próbowała zagadać, ale chyba bała się czy coś, że źle spojrzą że dama z prostym rysownikiem i robolem gada - nad wyraz często zdarzały mu się takie przypadki.
Słuchał jej dalej i bardzo przykro mu sie zrobiło jak na jego kochaną i ekonomiczną bryczkę coś powiedziała. Na jego twarzy tylko grymas żalu wyskoczył, ale nie zwykł bić pań więc tylko zębami zgrzytnął i pięść zacisnął. Może rzeczywiście zbyt pięknej jej nie zrobił, ale i tak z tego złomu co znalazł to najlepszy pojazd na jaki sobie mógł pozwolić.
- Panienka pewna? Ja kasy nie mam bo mi zachachmęcili gdzieś w tym zasranym mieście! - podszedł do drzwi samochodziku i wygrzebał z niego torbę i tubę z kilkoma rysunkami.
Przez chwilę żal mu było samochodu bo na pace dużo złomu było a tutaj na pewno mu rozkradną, ale w sumie to co mu tam. Może i się dziewczę zainteresuje jego rzeczami i kupi nowy. Może komuś traktor ukradnie i też się załatwi jakoś.
Z nadspodziewaną łatwością uderzył samochód w maskę robiąc eleganckie wgłębienie, dzięki temu nikt nim nigdzie nie pojedzie więc i może kraść się nikomu nie będzie chciało i zepchnął samochód podbiegając do niej. Był ubrany dość typowo dla siebie: czarne spodnie i pasująca do nich wzorem kamizelka, granatowa koszula, czarne but, jakiś krawat i białe rękawiczki, gdzieśtam łańcuszek wystawał z czasomierzem własnej roboty, elegancki i towarzyszący mu niemal od 300 lat.
- Podziękował bardzo panno... - mówił wrzucając swoje klamoty do bagażnika i ściągając zębami rękawiczkę i wystawiając swoją wielką łapę - Duncan z Lennoxów i fajnie, że się spikneliśmy, oddam w bazgrołach jak się spodobają, albo cusik machnę na miejscu jak sobie panienka wysoko urodzona zażyczy.
Uśmiechał się szeroko, a w jego oczach sama radość i dobroduszność wyszła, bo to dobry chłopak jest.
Szkot ciągnąc linę zauważył tylko źródło światła za swoimi plecami, które wraz charakterystycznym mruczeniem podpowiedziało mu, że właśnie zbliża się do niego czyjaś fura. Nie zatrzymywał się, ostatnie czego potrzebował to typów, którzy napadną go w środku ciemnej nocy. Jeśli nie będą mieli broni palnej to będą trupami, dość miał na dzisiaj nieszczęść, chociaż znając się na swoim losie zapewne są uzbrojeni w jeden z jego wynalazków i właśnie będą próbowali odstrzelić mu nim jaja. Zatrzymał się, nie lubił uciekać i nie próbował tego robić, nikt nigdy na szczęście nie próbował go zabijać, zawsze zrobił coś fajnego więc żal i w sumie tylko to trzymało go przy życiu tak długi czas.
Nie widział dokładnie kto wychodzi z samochodu, to była na pewno jakaś dziewczyna, młódka nieopierzona jakaś, ale pachniała ładnie. Tak trochę jak mamuśka, szlachetnie i elegancko. Spiął się lekko jednak tym razem powstrzymał swój ulubiony odruch spieprzania gdzie pieprz rośnie.
- Znaczy się na moim pokaziku bazgrołów? - zdziwił się ale odetchnął z ulgą - Mom wrażenie, że tyż powinienem pamiętać, ale wybaczy panienka bo dużo luda było... - mówił z mocnym akcentem drapiąc się po głowie.
Tartanowy chłopiec wytężył jednak wzrok i pamięć i cośik mu zaczynało świtać. No tak! Przecież ten zapach i ta pewna siebie i bezczelna mordka kręciła się tam. Coś tam próbowała zagadać, ale chyba bała się czy coś, że źle spojrzą że dama z prostym rysownikiem i robolem gada - nad wyraz często zdarzały mu się takie przypadki.
Słuchał jej dalej i bardzo przykro mu sie zrobiło jak na jego kochaną i ekonomiczną bryczkę coś powiedziała. Na jego twarzy tylko grymas żalu wyskoczył, ale nie zwykł bić pań więc tylko zębami zgrzytnął i pięść zacisnął. Może rzeczywiście zbyt pięknej jej nie zrobił, ale i tak z tego złomu co znalazł to najlepszy pojazd na jaki sobie mógł pozwolić.
- Panienka pewna? Ja kasy nie mam bo mi zachachmęcili gdzieś w tym zasranym mieście! - podszedł do drzwi samochodziku i wygrzebał z niego torbę i tubę z kilkoma rysunkami.
Przez chwilę żal mu było samochodu bo na pace dużo złomu było a tutaj na pewno mu rozkradną, ale w sumie to co mu tam. Może i się dziewczę zainteresuje jego rzeczami i kupi nowy. Może komuś traktor ukradnie i też się załatwi jakoś.
Z nadspodziewaną łatwością uderzył samochód w maskę robiąc eleganckie wgłębienie, dzięki temu nikt nim nigdzie nie pojedzie więc i może kraść się nikomu nie będzie chciało i zepchnął samochód podbiegając do niej. Był ubrany dość typowo dla siebie: czarne spodnie i pasująca do nich wzorem kamizelka, granatowa koszula, czarne but, jakiś krawat i białe rękawiczki, gdzieśtam łańcuszek wystawał z czasomierzem własnej roboty, elegancki i towarzyszący mu niemal od 300 lat.
- Podziękował bardzo panno... - mówił wrzucając swoje klamoty do bagażnika i ściągając zębami rękawiczkę i wystawiając swoją wielką łapę - Duncan z Lennoxów i fajnie, że się spikneliśmy, oddam w bazgrołach jak się spodobają, albo cusik machnę na miejscu jak sobie panienka wysoko urodzona zażyczy.
Uśmiechał się szeroko, a w jego oczach sama radość i dobroduszność wyszła, bo to dobry chłopak jest.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Jakież to szczęście, że dziewczę nie było facetem z wielką bronią i pustką w głowie, aby strzelać do kogo popadnie. Niestety w tej części świata było to całkiem normalne, więc nikt by się nie dziwił jakby wyszedł jakiś gargulec z problemem i napierniczał wszystko co stanie mu na drodze. Była to jak już zdążył zauważyć młódka, jak na japońskie standardy to całkiem wysoka, chociaż przy jego wzroście to się chowała, ale to i lepiej. Lubiła wysokich mężczyzn. Długie jasne włosy, kontrastujące z ciemnych ubiorem lekko falowały na wietrze, kocie oczy uważnie obserwowały każdy jego ruch.
- Och nie ma się czym przejmować to naturalne.- Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzyczki, pomachała ręką, jakby odganiała jakąś małą biedną muszkę. Troszku było jej przykro, że nie kojarzył jej. Sądziła, że raczej wybija się z tłumu, ale jednak nie. No trudno, następnym razem zapamięta ją każdy. O nie, to nic z tych rzeczy, że bała się co pomyślą o niej inni. Należała do tych osób, co opinie ludu miała głęboko w... A jak już coś miała i to bez względu na pochodzenie, chwaliła się na wszystkie strony. Bo to się mam jej podobać, a nie komuś z otoczenia. I to ją różniło od braciszka, który brał tylko to co ma modną metkę i wysokie urodzenie. Jednak w chwili obecnej Dasta zostawiła daleko za sobą. Z reszta nie ważne... Nie zdołała z nim porozmawiać na wystawie , bo była młoda i głupia i miała słabość do silnych mężczyzn, (a do szkockich górali to już w ogóle ;-;), więc prędzej padłaby w jego ramiona i to jemu byłoby niezręcznie. Z powodu sympatii do jego małej twórczość nie chciała robić mu pod górę.
- Jak mówię, że podwiozę, to tak zrobię.- Pokiwała głową, co tylko potwierdzało jej słowa. Błądziła również za nim wzrokiem, aby w końcu zauważyć tubę z rysunkami. Coś się jej wydawało, że szykuje się powiększenie kolekcji. Już w myślach rączki zacierała. I rozplanowywała w głowie, gdzie co powiesi, jak kiedyś wróci do domu. Sama przecież uciekała, chociaż do tego się nigdy nie przyzna. Wolała nazywać to ambitnym podróżowaniem, niż ucieczką przed ześwirowanym łowcą, który za wszelką cenę chciał spuścić z niej krew. Nuvio de Anda niestety jeszcze wiele razy stanie jej na drodze, ale tego jeszcze nie mogła wiedzieć. Cieszyła się chwilą wolności i oddechu, z dala od starca. Z tej całej chaotycznej plątaniny myśli wyrwał ją huk uderzenia w pojazd. Aż podskoczyła i otworzyła szerzej oczy. Oczywiście, wampiry są sile, ale góral to w pełni wykorzystywał i pokazywał na każdym kroku.
- Zawsze możemy jutro tu wrócić. Z zestawem narzędzi, benzyną?- Rzuciła w jego stronę powoli zmierzając do autka, którym przyjechała. Więc miała nadzieję i zamiar spędzić z nim więcej czasu niż tylko droga do jakiegoś motelu czy baru. Spodziewał się takich rzeczy?
Bagaże zostały zapakowane, więc przyszła pora na oficjalne przedstawienie się.
- Yvelin Shiroyama.- Wyciągnęła dłoń w jego stronę. Drobna rączka spoczęła na szerokiej i silnej ręce Duncana. Jakby chciał to bez trudu by ją zmasakrował. Jego skóra była szorstka, o dziwo było to całkiem przyjemne uczucie. - Proszę jednak mówić mi po imieniu, paniowanie nie jest potrzebne. - Nie czuła potrzeby zdradzać swojego pochodzenia, chociaż napotkane wampiry doskonale wiedziały, że mają do czynienie ze szlachetniakiem, a reszta ludzi, miała oczy i umiała odróżnić dziewczę z dobrego domu, od takiej zapitej z meliny. Dodawanie do tego paniowania jeszcze bardziej wzbudzało podejrzenia. Z resztą, była jeszcze z byt młoda na to. Ale ona do niego powinna mówić, `proszę pana`. Był od niej starszy! Porównując liczbę ich latek, to on był zgrzybiałym dziadkiem, a ona bachorem w pampersach. Ale wiek podobno nie ma znaczenia.
- Pomyślimy nad tym, proszę sobie teraz tym głowy nie zaprzątać. Mamy czas. – Podała mu klucze od samochodu, a sama wgramoliła się na miejsce pasażera. Przywykła, że jak jechała z mężczyzną to on prowadził, więc oddając się swoim przyzwyczajeniom, czekała grzecznie w aucie. I jeżeli poszło wszystko zgodnie z planem i tak jak należy, po chwili byli w drodze, do baru i motelu i stacji benzynowej, albo jeszcze lepiej do wszystkiego naraz w jednym miejscu. Większość drogi minęła im w milczeniu, albo krótkich konwersacjach, albo jeszcze inaczej. Cholera wie.
- Sam zbudowałeś ten pojazd?- Zagadnęła go, akurat jak byli u szczytu swojej podróży, ale kilka słów na temat jego twórczości nie zaszkodzi.
- Och nie ma się czym przejmować to naturalne.- Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzyczki, pomachała ręką, jakby odganiała jakąś małą biedną muszkę. Troszku było jej przykro, że nie kojarzył jej. Sądziła, że raczej wybija się z tłumu, ale jednak nie. No trudno, następnym razem zapamięta ją każdy. O nie, to nic z tych rzeczy, że bała się co pomyślą o niej inni. Należała do tych osób, co opinie ludu miała głęboko w... A jak już coś miała i to bez względu na pochodzenie, chwaliła się na wszystkie strony. Bo to się mam jej podobać, a nie komuś z otoczenia. I to ją różniło od braciszka, który brał tylko to co ma modną metkę i wysokie urodzenie. Jednak w chwili obecnej Dasta zostawiła daleko za sobą. Z reszta nie ważne... Nie zdołała z nim porozmawiać na wystawie , bo była młoda i głupia i miała słabość do silnych mężczyzn, (a do szkockich górali to już w ogóle ;-;), więc prędzej padłaby w jego ramiona i to jemu byłoby niezręcznie. Z powodu sympatii do jego małej twórczość nie chciała robić mu pod górę.
- Jak mówię, że podwiozę, to tak zrobię.- Pokiwała głową, co tylko potwierdzało jej słowa. Błądziła również za nim wzrokiem, aby w końcu zauważyć tubę z rysunkami. Coś się jej wydawało, że szykuje się powiększenie kolekcji. Już w myślach rączki zacierała. I rozplanowywała w głowie, gdzie co powiesi, jak kiedyś wróci do domu. Sama przecież uciekała, chociaż do tego się nigdy nie przyzna. Wolała nazywać to ambitnym podróżowaniem, niż ucieczką przed ześwirowanym łowcą, który za wszelką cenę chciał spuścić z niej krew. Nuvio de Anda niestety jeszcze wiele razy stanie jej na drodze, ale tego jeszcze nie mogła wiedzieć. Cieszyła się chwilą wolności i oddechu, z dala od starca. Z tej całej chaotycznej plątaniny myśli wyrwał ją huk uderzenia w pojazd. Aż podskoczyła i otworzyła szerzej oczy. Oczywiście, wampiry są sile, ale góral to w pełni wykorzystywał i pokazywał na każdym kroku.
- Zawsze możemy jutro tu wrócić. Z zestawem narzędzi, benzyną?- Rzuciła w jego stronę powoli zmierzając do autka, którym przyjechała. Więc miała nadzieję i zamiar spędzić z nim więcej czasu niż tylko droga do jakiegoś motelu czy baru. Spodziewał się takich rzeczy?
Bagaże zostały zapakowane, więc przyszła pora na oficjalne przedstawienie się.
- Yvelin Shiroyama.- Wyciągnęła dłoń w jego stronę. Drobna rączka spoczęła na szerokiej i silnej ręce Duncana. Jakby chciał to bez trudu by ją zmasakrował. Jego skóra była szorstka, o dziwo było to całkiem przyjemne uczucie. - Proszę jednak mówić mi po imieniu, paniowanie nie jest potrzebne. - Nie czuła potrzeby zdradzać swojego pochodzenia, chociaż napotkane wampiry doskonale wiedziały, że mają do czynienie ze szlachetniakiem, a reszta ludzi, miała oczy i umiała odróżnić dziewczę z dobrego domu, od takiej zapitej z meliny. Dodawanie do tego paniowania jeszcze bardziej wzbudzało podejrzenia. Z resztą, była jeszcze z byt młoda na to. Ale ona do niego powinna mówić, `proszę pana`. Był od niej starszy! Porównując liczbę ich latek, to on był zgrzybiałym dziadkiem, a ona bachorem w pampersach. Ale wiek podobno nie ma znaczenia.
- Pomyślimy nad tym, proszę sobie teraz tym głowy nie zaprzątać. Mamy czas. – Podała mu klucze od samochodu, a sama wgramoliła się na miejsce pasażera. Przywykła, że jak jechała z mężczyzną to on prowadził, więc oddając się swoim przyzwyczajeniom, czekała grzecznie w aucie. I jeżeli poszło wszystko zgodnie z planem i tak jak należy, po chwili byli w drodze, do baru i motelu i stacji benzynowej, albo jeszcze lepiej do wszystkiego naraz w jednym miejscu. Większość drogi minęła im w milczeniu, albo krótkich konwersacjach, albo jeszcze inaczej. Cholera wie.
- Sam zbudowałeś ten pojazd?- Zagadnęła go, akurat jak byli u szczytu swojej podróży, ale kilka słów na temat jego twórczości nie zaszkodzi.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Niebrzydka ci ona była, szkoda tylko że nie wyglądała na kogoś kto siedzi w warsztacie i pobawi się wraz z nim klockami. Ale przyzwyczaił się już do tego, nikt nie rozumiał jego sposobu bycia. Na jednej ręce wymienić mógł osoby, z którymi by sobie mógł pogadać o swoich hobby i jeszcze mniej z nich nie miało fujary między nogami lub ogorzałych i zarośniętych mordek. Taki ci los artysty, którego to nikt nie pojmuje.
Przez chwilę stał patrząc się na nią bystrymi oczami. Zdziwił się, że zobaczył ją zasmuconą, a i ponura mina jej nie pasowała o czym raczył ją od razu poinformować.
- Nie smutałbym jakbym miał taki fajowy uśmiech panienko. Psuje twarz i potem trzeba naciągać coby tak nie zostało.
Po chwili wpakował już wszystko do jej eleganckiego - i według niego, raczej mało wydajnego samochodu - a do tego brzydko wyglądającego, o! @_@.
- Łe, jakbym miał pieniądza to bym se narzędzia i benzynę kupił i nie sprzedawał rysunków, a warsztat kupił i robił, panienko. - żachnął się i spojrzał na wgniecenie, które zrobił - To tylko takie se cuś - zaakcentował ostatnie słowo bo jej ocena jego pracy nadal trochę go gniotła w bok - więc nawet jak zawinie ktoś to za dużo nie pojeździ. Nowy se zrobię jak się dorobię, o.
Gdy wystawiła rękę na chwilę trzymał ją zastanawiając się jak powinien się zachować. Była wyższa gatunkowo od niego więc myślał nad tym co mówił kiedyś tata, że jak pani wysoko urodzona to ucałować sygnet albo łapę trzeba, ale z drugiej strony to kazała mówić per ty więc jakby byli na równi. Lekko skołowany całą tą etykietą chwycił jej dłoń pewnie i potrząsnął, a zaraz potem lekko skinął głową i ucałował rękę. Skoro nie wiedział która opcja lepsza to na pewno, za którymś razem trafi.
- Jak se chce pan... Yvelin. - odparł z szerokim uśmiechem szczerząc kły - Ale to po zapachu poznać można, że elegancka to i uznałem, że wypada.
Odparł z prostoduszną dumą i otworzył jej drzwi aby wsiadła.
-Właź bo zimno, a ty ubrana kuso jak na wizytę u królówki na bal. - rzucił zaskakująco poważnie jakby przejawił troskę, jednak wyszło to zapewne dość niezręcznie i komicznie.
Phillips nie do końca wiedział jak traktować damy w tych czasach. Kiedyś to nawet na lekcje etykiety chodził jak się jego mama wkurzyła bo syn z herbem a prostak to nie mogło być, więc nawet potrafił mówić jak człowiek, ale nie lubił. Bał się tylko przed nowo poznaną dziewuszką bo teraz to się porobiło równo uprawnienie i nie wiedział czy nie należy ona do tych całych feministek co to krzyczały mu nad uchem, ale jak chciał aby któraś mu pomogła w warsztacie to glupiały.
Wampir grzecznie zamknął drzwi i sam wsiadł na miejsce kierowcy. Przez chwilę jakby próbował załapać jak działają poszczególne mechanizmy, w swoich brykach nigdy nie montował tyle dziwnych guzików, ale już po chwili zrozumiał metodę działania. Ruszył szybko i wyrwał do przodu chcąc sprawdzić czy automobil się nie rozpadnie. Z niezadowoleniem stwierdził, że samochód trzymał się dobrze i nawet nie rzęził za bardzo jak męczył silnik.
Jego motel był połączony z barem i stacją tak jak miała nadzieję, a raczej była to stacja z zajazdem dla brudnych i zmęczonych kierowców czy innych wagabund, które stwierdziły, że wolą nie tłuc się po niebezpiecznych i ciemnych jak smoła drogach i bezdrożach.
Ostatnim testem było ostre hamowanie, które wykonał elegancko i z piskiem ścieranych opon. Wychodząc otworzył jej drzwi znowu i zabrał swój dobytek.
- Ta, wszystko robię sam bo nie ufam robocie innym, zawsze coś spartolą. Twój wózek też zresztą jest taki se i jak chcesz to zrobię coś z nim. - rzucił z miną fachowca - Trzymaj się mnie bo tu same zakapiory siedzą i co drugi baby na oczy od miesiąca nie widział, a tu nawet kurwy zaglądać nie chcą to i jak popiją może być śmiesznie.
Bar jak bar - bieda, kilka stołów, duży blat, piwo z kija klasy mocno niskiej, wódka - a raczej rozcieńczony spirol - tani, panowie siedzący zawsze na swoich miejscach z wcale niezłą rotacją. Barman największy i najmniej przyjemny z ryja - tylko dlatego nikt nie chciał mu podskakiwać.
Każdy jeden odwrócił się na widok powracającego Duncana. Lubili go i tylko dlatego pił darmo bo jak burda była to pomógł wywalić z lokalu albo naprawił komuś silnik czy towar przepakować potrafił. Witając się ze wszystkimi skinieniem ręką i szerokim uśmiechem wcale ich nie uspokoił, bo w sumie to mógłby i pomachać im przed gałkami dłonią a oni wlepieni w panienkę byli.
- Jedna czysta i piwo... a dla pani to sama se zadecyduje. - rzucił łamanym rosyjskim i usiadł przy barze poklepując miejsce obok siebie.
- Powiedz lepiej co robisz tak daleko? Wyglądasz na wschodnią istotkę, a tu bliżej do moich stron jest. Wakacyjna heca? - spytał po chwili opróżniając do połowy ścierwowate piwo i zapijając czystą dla zabicia paskudnego posmaku.
Przez chwilę stał patrząc się na nią bystrymi oczami. Zdziwił się, że zobaczył ją zasmuconą, a i ponura mina jej nie pasowała o czym raczył ją od razu poinformować.
- Nie smutałbym jakbym miał taki fajowy uśmiech panienko. Psuje twarz i potem trzeba naciągać coby tak nie zostało.
Po chwili wpakował już wszystko do jej eleganckiego - i według niego, raczej mało wydajnego samochodu - a do tego brzydko wyglądającego, o! @_@.
- Łe, jakbym miał pieniądza to bym se narzędzia i benzynę kupił i nie sprzedawał rysunków, a warsztat kupił i robił, panienko. - żachnął się i spojrzał na wgniecenie, które zrobił - To tylko takie se cuś - zaakcentował ostatnie słowo bo jej ocena jego pracy nadal trochę go gniotła w bok - więc nawet jak zawinie ktoś to za dużo nie pojeździ. Nowy se zrobię jak się dorobię, o.
Gdy wystawiła rękę na chwilę trzymał ją zastanawiając się jak powinien się zachować. Była wyższa gatunkowo od niego więc myślał nad tym co mówił kiedyś tata, że jak pani wysoko urodzona to ucałować sygnet albo łapę trzeba, ale z drugiej strony to kazała mówić per ty więc jakby byli na równi. Lekko skołowany całą tą etykietą chwycił jej dłoń pewnie i potrząsnął, a zaraz potem lekko skinął głową i ucałował rękę. Skoro nie wiedział która opcja lepsza to na pewno, za którymś razem trafi.
- Jak se chce pan... Yvelin. - odparł z szerokim uśmiechem szczerząc kły - Ale to po zapachu poznać można, że elegancka to i uznałem, że wypada.
Odparł z prostoduszną dumą i otworzył jej drzwi aby wsiadła.
-Właź bo zimno, a ty ubrana kuso jak na wizytę u królówki na bal. - rzucił zaskakująco poważnie jakby przejawił troskę, jednak wyszło to zapewne dość niezręcznie i komicznie.
Phillips nie do końca wiedział jak traktować damy w tych czasach. Kiedyś to nawet na lekcje etykiety chodził jak się jego mama wkurzyła bo syn z herbem a prostak to nie mogło być, więc nawet potrafił mówić jak człowiek, ale nie lubił. Bał się tylko przed nowo poznaną dziewuszką bo teraz to się porobiło równo uprawnienie i nie wiedział czy nie należy ona do tych całych feministek co to krzyczały mu nad uchem, ale jak chciał aby któraś mu pomogła w warsztacie to glupiały.
Wampir grzecznie zamknął drzwi i sam wsiadł na miejsce kierowcy. Przez chwilę jakby próbował załapać jak działają poszczególne mechanizmy, w swoich brykach nigdy nie montował tyle dziwnych guzików, ale już po chwili zrozumiał metodę działania. Ruszył szybko i wyrwał do przodu chcąc sprawdzić czy automobil się nie rozpadnie. Z niezadowoleniem stwierdził, że samochód trzymał się dobrze i nawet nie rzęził za bardzo jak męczył silnik.
Jego motel był połączony z barem i stacją tak jak miała nadzieję, a raczej była to stacja z zajazdem dla brudnych i zmęczonych kierowców czy innych wagabund, które stwierdziły, że wolą nie tłuc się po niebezpiecznych i ciemnych jak smoła drogach i bezdrożach.
Ostatnim testem było ostre hamowanie, które wykonał elegancko i z piskiem ścieranych opon. Wychodząc otworzył jej drzwi znowu i zabrał swój dobytek.
- Ta, wszystko robię sam bo nie ufam robocie innym, zawsze coś spartolą. Twój wózek też zresztą jest taki se i jak chcesz to zrobię coś z nim. - rzucił z miną fachowca - Trzymaj się mnie bo tu same zakapiory siedzą i co drugi baby na oczy od miesiąca nie widział, a tu nawet kurwy zaglądać nie chcą to i jak popiją może być śmiesznie.
Bar jak bar - bieda, kilka stołów, duży blat, piwo z kija klasy mocno niskiej, wódka - a raczej rozcieńczony spirol - tani, panowie siedzący zawsze na swoich miejscach z wcale niezłą rotacją. Barman największy i najmniej przyjemny z ryja - tylko dlatego nikt nie chciał mu podskakiwać.
Każdy jeden odwrócił się na widok powracającego Duncana. Lubili go i tylko dlatego pił darmo bo jak burda była to pomógł wywalić z lokalu albo naprawił komuś silnik czy towar przepakować potrafił. Witając się ze wszystkimi skinieniem ręką i szerokim uśmiechem wcale ich nie uspokoił, bo w sumie to mógłby i pomachać im przed gałkami dłonią a oni wlepieni w panienkę byli.
- Jedna czysta i piwo... a dla pani to sama se zadecyduje. - rzucił łamanym rosyjskim i usiadł przy barze poklepując miejsce obok siebie.
- Powiedz lepiej co robisz tak daleko? Wyglądasz na wschodnią istotkę, a tu bliżej do moich stron jest. Wakacyjna heca? - spytał po chwili opróżniając do połowy ścierwowate piwo i zapijając czystą dla zabicia paskudnego posmaku.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Zawsze istniała szansa, że się jej taka zabawa w warsztacie spodoba. Póki co była młoda i szukała zajęć, którym mogłaby się oddać bez reszty. Na pewno jedną z takich rzeczy było malarstwo, po mamuśce odziedziczyła troszku talentu. Może i by miała smykałkę do zabawy klockami, kto wie... Najpierw musiałaby zobaczyć z czym to się je. Do feministek jednak nigdy należeć nie będzie. No dobra, była za tym aby i kobieta robiła pierwszy krok w relacjach damsko-męskich. Bo wiadomo, facet nie zawsze ogarnie, że dziewuszka nim zainteresowana, czy coś. Reszta jednak męskich spraw niech należy do facetów i już. Oczywiście nie wymagała całowania w dłoń, ale nie pogardzi i zawsze się uciszy na taki miły gest.
Tekstem o uśmiechu skutecznie ją rozweselił. Już go lubiła, wesoły i taki beztroski był z niego facet, ale przecież to nic złego.
Za numer telefonu (taaa domowy) postawi mu pełen bak benzyny, a narzędzia dostanie za regularny kontakt, niekoniecznie osobisty. Wszystko się da utargować.
W każdym razie jak już się sobie przedstawili, zaczęli wspólną podróż. Ona mu kazała mówić do siebie na `ty`, ale nie była pewna jak to jest z nim. A że chwilami zapominała o zwyczajnej kulturze , mówiła mu po imieniu. Cóż, że była wyższa krwią? Była młoda, a szacunek starszym się należał tak czy siak. Chociaż nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało.
- Trzeba mieć do takich rzeczy talent i smykałkę.- Pokiwała głową. - A ten grat, cóż póki jeździ to jest całkiem spoko. Chociaż nie wiem czy daleko nim dojadę. Wiesz, kupiony za gorsze na skupie... ale może rzeczywiście mógłbyś z nim coś zrobić, albo chociaż zerknąć.- Temat się jednak urwał, dotarli na miejsce i musieli wygrzebać się z samochodu. I tak jak Dun może i znał to miejsce, to Yvelin miała z takim pierwszy raz do czynienia. Nie uważała tego jednak za coś złego, a wręcz przeciwnie, takie meliny były idealne do ukrycia się. Tylko właśnie warto mieć przy sobie wysokiego i silnego górala, który w razie czego obroni przed napaleńcami. Taka całkiem bezbronna to może i nie była, miała swoje moce i sztuczki, ale zawsze milej jak w obronie stanie jakiś przystojniak. Trzeba dać się wykazać mężczyzną jak jest okazja.
- Osz kurde, daj im może jakoś do zrozumienia, że jestem Twoja czy coś, to może nie będą próbować swoich sił i uroku.- Przyspieszyła kroku idąc tuż za nim. Nawet złapała go za ramię i wtuliła się w jego rękę. Im bliżej niego tym bezpieczniej, a może jej nie zauważą. Taaa czcze życzenie. Już od progu wlepiali w nią swoje gały. Co sprawiło, że jeszcze bardziej chciała się wlepić w swojego towarzysza, co musiało być dla niego dość zabawne. Dopiero przy barze się nieco rozluźniła. Usiadła na poklepanym wcześniej miejscu i rzuciła do barmana również po rosyjsku. W końcu wcześniej przestudiowała słowniczek i rozmówki rosyjskie. Jest przygotowana!
- Czysta, dwie czyste.- Piwa pić nie zamierzała, jak dla niej to siki, przepraszam koneserów piwa i tak dalej, ale rozrobiony żółty płyn nawet nie przypominał średniej klasy browarka. No nic, zadowoliła się rozceńczonym spirytem i wychyliła pierwszy kieliszek. Odstawiła go głośno na blat i skrzywiła się, przystawiła wierzch dłoni do ust. Po tym spojrzała na mężczyznę. Jego pytanie wcale nie było wygodne, ale o czymś gadać trzeba.
- Lubie podróżować, zwiedzać i poznawać kulturę innych krajów.- Na jej ustach błądził uśmiech, nie koniecznie o taką kulturę jej chodziło, jaką wykazywali panowie w barze, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma... co nie? - Nie są to wakacje, będę szczera, nie jestem tu w celach wypoczynkowych.- Obróciła pusty kieliszek w palcach. I odwróciła od niego spojrzenie. - Staram się kogoś zgubić, ale jak wiadomo, nie jest to proste zadanie.- Ściszyła głos. -Pewien łowca nie daje mi spokoju.- Po tym chwyciła za drugi kieliszek. - A Ty? Co Ciebie tu sprowadza? Bo chyba niezbyt się tu opłaca organizować wystawy.- Kocie oczy znów zaczęły błądzić po przystojnej twarzy szkota.
Tekstem o uśmiechu skutecznie ją rozweselił. Już go lubiła, wesoły i taki beztroski był z niego facet, ale przecież to nic złego.
Za numer telefonu (taaa domowy) postawi mu pełen bak benzyny, a narzędzia dostanie za regularny kontakt, niekoniecznie osobisty. Wszystko się da utargować.
W każdym razie jak już się sobie przedstawili, zaczęli wspólną podróż. Ona mu kazała mówić do siebie na `ty`, ale nie była pewna jak to jest z nim. A że chwilami zapominała o zwyczajnej kulturze , mówiła mu po imieniu. Cóż, że była wyższa krwią? Była młoda, a szacunek starszym się należał tak czy siak. Chociaż nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało.
- Trzeba mieć do takich rzeczy talent i smykałkę.- Pokiwała głową. - A ten grat, cóż póki jeździ to jest całkiem spoko. Chociaż nie wiem czy daleko nim dojadę. Wiesz, kupiony za gorsze na skupie... ale może rzeczywiście mógłbyś z nim coś zrobić, albo chociaż zerknąć.- Temat się jednak urwał, dotarli na miejsce i musieli wygrzebać się z samochodu. I tak jak Dun może i znał to miejsce, to Yvelin miała z takim pierwszy raz do czynienia. Nie uważała tego jednak za coś złego, a wręcz przeciwnie, takie meliny były idealne do ukrycia się. Tylko właśnie warto mieć przy sobie wysokiego i silnego górala, który w razie czego obroni przed napaleńcami. Taka całkiem bezbronna to może i nie była, miała swoje moce i sztuczki, ale zawsze milej jak w obronie stanie jakiś przystojniak. Trzeba dać się wykazać mężczyzną jak jest okazja.
- Osz kurde, daj im może jakoś do zrozumienia, że jestem Twoja czy coś, to może nie będą próbować swoich sił i uroku.- Przyspieszyła kroku idąc tuż za nim. Nawet złapała go za ramię i wtuliła się w jego rękę. Im bliżej niego tym bezpieczniej, a może jej nie zauważą. Taaa czcze życzenie. Już od progu wlepiali w nią swoje gały. Co sprawiło, że jeszcze bardziej chciała się wlepić w swojego towarzysza, co musiało być dla niego dość zabawne. Dopiero przy barze się nieco rozluźniła. Usiadła na poklepanym wcześniej miejscu i rzuciła do barmana również po rosyjsku. W końcu wcześniej przestudiowała słowniczek i rozmówki rosyjskie. Jest przygotowana!
- Czysta, dwie czyste.- Piwa pić nie zamierzała, jak dla niej to siki, przepraszam koneserów piwa i tak dalej, ale rozrobiony żółty płyn nawet nie przypominał średniej klasy browarka. No nic, zadowoliła się rozceńczonym spirytem i wychyliła pierwszy kieliszek. Odstawiła go głośno na blat i skrzywiła się, przystawiła wierzch dłoni do ust. Po tym spojrzała na mężczyznę. Jego pytanie wcale nie było wygodne, ale o czymś gadać trzeba.
- Lubie podróżować, zwiedzać i poznawać kulturę innych krajów.- Na jej ustach błądził uśmiech, nie koniecznie o taką kulturę jej chodziło, jaką wykazywali panowie w barze, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma... co nie? - Nie są to wakacje, będę szczera, nie jestem tu w celach wypoczynkowych.- Obróciła pusty kieliszek w palcach. I odwróciła od niego spojrzenie. - Staram się kogoś zgubić, ale jak wiadomo, nie jest to proste zadanie.- Ściszyła głos. -Pewien łowca nie daje mi spokoju.- Po tym chwyciła za drugi kieliszek. - A Ty? Co Ciebie tu sprowadza? Bo chyba niezbyt się tu opłaca organizować wystawy.- Kocie oczy znów zaczęły błądzić po przystojnej twarzy szkota.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Widział, że czymś się krępuje jednak nie do końca rozumiał czym. Jego sławnych skoków, eksplozji i wpadek chyba nie kojarzyła, a i nie przypominał sobie by robił coś dla Shiroyamów bo do Japonii dopiero zmierzał.
- Mów mi Duncan, Philips, Fifi, albo Dun, jak ci wygodnie. - rzucił w końcu, gdy wykoncypował o co może jej chodzić - Część mnie też złote rence przezywa bo cokolwiek nie tyknę to się naprawia i ulepsza. Pod machę zerkne, a i jak masz kasy to może cuś sklecę. Normalnie dla innych fur nie macham, ale ładnie ci z twarzy patrzy, a i miła byłaś to trza się jakoś spłacić.
Rzucił, nim otworzył drzwi do baru, z dumą. Wiedział, że chwalenie się swoimi umiejętnościami nie jest najwyższe i męczyło go to trochę bo nadal uważał się za młokosa, ale jak to powiedział jeden z jego mistrzów "sam się nie zareklamujesz to nikt cię nawet nie poleci Fifi."
Nie przejmował się bywalcami baru - sprośne i dzikie, ale dobre to były chłopy. Któryś coś postawił jak nie było kasy, zdjął kratę wódy z paki jak zapasów zabrakło, a nawet w mordę sobie mogli dać, rozpłakać a potem pogodzić. Duncan doceniał takie miejsca jak żadne inne. Mimo, że odkąd 14 lat skończył szlajając się z prostakami i robotnikami to zawsze byli tacy sami, tylko zamiast żarówek świece, a bilardu rzucanie nożami w ścianę. Nie mógł też opędzić się od wrażenia, że twarze ich wszędzie są takie podobne.
- Dobra, mnie pasi... - rzucił tym samym tonem co poprzednio, dobrze że ludzie tutaj po angielsku nawet do trzech policzyć nie potrafili. Chwycił ją w talii dając jej klapsa. - ale to da nico bo nadal bedą wlepiać patrzały. Fajnie było spróbować. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Słuchał dziewczyny patrząc jej prosto w oczy, jednak po pierwszym zdaniu jego twarz przybrała wyraz: "takie lody to se możesz kręcić z tym motłochem, a nie ze mną". Jednak dalsza część wypowiedzi znacznie bardziej podeszła mu do gustu. Ba widocznie zaczął jej współczuć bo tym razem poprosił o cztery szklanice i szybciochem dokończył to co mu zostało.
Barman spojrzał na niego bardzo podejrzliwym wzrokiem, Dun, kobieta, szastanie kasą - to było niepodobne do niego. Ale machnął w jego stronę szmatą uznając, że tym razem Szkot miał troszkę więcej szczęścia i mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
- Wim. - rzucił wypijając pół szklanicy jak soczek i mimo przyzwyczajenia walnął ręką w blat aż wszystko co na nim stało podskoczyło - Gadaj głośno, ludy tutaj kunfidencje na mile czujo, a żadyn nie gada inaczej jak go mama nie naumiała. Za cuś konkretnego? No pewno, że tak. Za darmo nie łapią...
Wampir myślał chwilę czy nie kojarzy jakichś informacji o łowcy w okolicy, ale ten albo tu nie trafił albo się dobrze chował bo wampiry takie jak on musiały mieć oczy i uszy wszędzie.
- Królewno, ja się kitram odkąd z domu powsinożyłem. Polujo na mnie oświatowcy, wampiry, gestapowcy, alianci. Każdemu za skórę zalazłem już nie raz. Policja - machnął ręką - oni mają o moich hecach większą ilość papiuru niż uniwerki. - rzucił tak zwyczajnie jakby temat był lekki jak pierdnięcie motylka na fiołkowym klombie.
- Bo ile to już razy mnie łapali, mieli chytać czy se robili łowy. Czepiam się jednej ekipy, po kilku latach się obrażają i trza szukać kolejnej, która za sprzet da mi spokój, koło macieju tak się dzieje. Teraz do Japonii czmycham, ale pierw to musze uzbierać na pociong do Włodywostoka, kasę ściubię, ale może w końcu coś się uda zachachmęcić czy zawinąć i się pojedzie.
Dun zastanawiał się jak podnieść ją na duchu. Przeważnie to gorzałka starczała, ale tu z dziewczyną o miękkich dłoniach i bladej skórze sprawa mogła być trochę cięższa. Położył jej dłoń na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy.
- Jak chcesz go zgubić to pomóc mogę, nie bujaj się księżniczko bo jak się pojawi nieumilec to mu wtłukę i tyle będzie. - mówił tak szczerze jakby właśnie uznał, że 2+2 to 4. - Jak chcesz to możemy se razem pojeździć jakiś czas... i tak póki co kasy nimo, a i nawet mój wózek się spsuł to tylko kilka papierów i głupot w torbie mam.
- Mów mi Duncan, Philips, Fifi, albo Dun, jak ci wygodnie. - rzucił w końcu, gdy wykoncypował o co może jej chodzić - Część mnie też złote rence przezywa bo cokolwiek nie tyknę to się naprawia i ulepsza. Pod machę zerkne, a i jak masz kasy to może cuś sklecę. Normalnie dla innych fur nie macham, ale ładnie ci z twarzy patrzy, a i miła byłaś to trza się jakoś spłacić.
Rzucił, nim otworzył drzwi do baru, z dumą. Wiedział, że chwalenie się swoimi umiejętnościami nie jest najwyższe i męczyło go to trochę bo nadal uważał się za młokosa, ale jak to powiedział jeden z jego mistrzów "sam się nie zareklamujesz to nikt cię nawet nie poleci Fifi."
Nie przejmował się bywalcami baru - sprośne i dzikie, ale dobre to były chłopy. Któryś coś postawił jak nie było kasy, zdjął kratę wódy z paki jak zapasów zabrakło, a nawet w mordę sobie mogli dać, rozpłakać a potem pogodzić. Duncan doceniał takie miejsca jak żadne inne. Mimo, że odkąd 14 lat skończył szlajając się z prostakami i robotnikami to zawsze byli tacy sami, tylko zamiast żarówek świece, a bilardu rzucanie nożami w ścianę. Nie mógł też opędzić się od wrażenia, że twarze ich wszędzie są takie podobne.
- Dobra, mnie pasi... - rzucił tym samym tonem co poprzednio, dobrze że ludzie tutaj po angielsku nawet do trzech policzyć nie potrafili. Chwycił ją w talii dając jej klapsa. - ale to da nico bo nadal bedą wlepiać patrzały. Fajnie było spróbować. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Słuchał dziewczyny patrząc jej prosto w oczy, jednak po pierwszym zdaniu jego twarz przybrała wyraz: "takie lody to se możesz kręcić z tym motłochem, a nie ze mną". Jednak dalsza część wypowiedzi znacznie bardziej podeszła mu do gustu. Ba widocznie zaczął jej współczuć bo tym razem poprosił o cztery szklanice i szybciochem dokończył to co mu zostało.
Barman spojrzał na niego bardzo podejrzliwym wzrokiem, Dun, kobieta, szastanie kasą - to było niepodobne do niego. Ale machnął w jego stronę szmatą uznając, że tym razem Szkot miał troszkę więcej szczęścia i mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
- Wim. - rzucił wypijając pół szklanicy jak soczek i mimo przyzwyczajenia walnął ręką w blat aż wszystko co na nim stało podskoczyło - Gadaj głośno, ludy tutaj kunfidencje na mile czujo, a żadyn nie gada inaczej jak go mama nie naumiała. Za cuś konkretnego? No pewno, że tak. Za darmo nie łapią...
Wampir myślał chwilę czy nie kojarzy jakichś informacji o łowcy w okolicy, ale ten albo tu nie trafił albo się dobrze chował bo wampiry takie jak on musiały mieć oczy i uszy wszędzie.
- Królewno, ja się kitram odkąd z domu powsinożyłem. Polujo na mnie oświatowcy, wampiry, gestapowcy, alianci. Każdemu za skórę zalazłem już nie raz. Policja - machnął ręką - oni mają o moich hecach większą ilość papiuru niż uniwerki. - rzucił tak zwyczajnie jakby temat był lekki jak pierdnięcie motylka na fiołkowym klombie.
- Bo ile to już razy mnie łapali, mieli chytać czy se robili łowy. Czepiam się jednej ekipy, po kilku latach się obrażają i trza szukać kolejnej, która za sprzet da mi spokój, koło macieju tak się dzieje. Teraz do Japonii czmycham, ale pierw to musze uzbierać na pociong do Włodywostoka, kasę ściubię, ale może w końcu coś się uda zachachmęcić czy zawinąć i się pojedzie.
Dun zastanawiał się jak podnieść ją na duchu. Przeważnie to gorzałka starczała, ale tu z dziewczyną o miękkich dłoniach i bladej skórze sprawa mogła być trochę cięższa. Położył jej dłoń na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy.
- Jak chcesz go zgubić to pomóc mogę, nie bujaj się księżniczko bo jak się pojawi nieumilec to mu wtłukę i tyle będzie. - mówił tak szczerze jakby właśnie uznał, że 2+2 to 4. - Jak chcesz to możemy se razem pojeździć jakiś czas... i tak póki co kasy nimo, a i nawet mój wózek się spsuł to tylko kilka papierów i głupot w torbie mam.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
No i teraz było wszystko jasne, a reszta trosk odeszła gdzieś w dal. Było to też widać na jej twarzy. Lubiła wiedzieć na czym stoi, a że jeszcze młoda to się nie wyrobiła w tej swojej bezpośredniości, którą emanować będzie za jakieś osiemnaście lat.
- Byłoby super, jak coś trzeba będzie z części to kupię. Nie ma problemu.- Może i uciekała, ale niebyła by sobą jakby nie wzięła nieco kasy. Rodzinka dziana i zawsze jej pomoże. Finansowo przynajmniej, bo z problemem łowcy z większych czy mniejszych powodów nie zwróciła się do nich. A reklamować się trzeba, być może, raczej, a wręcz na pewno, jeżeli ich losy jeszcze kiedyś się splączą to i ona reklamę będzie mu robić. To jednak fakt, przede wszystkim on musi się reklamować, bo Yvce nie przyszło do głowy aby poprosić mężczyznę o pomoc z tym jej samochodowym gratem. Pewnie za jakiś czas musiałaby porzucić go i kupić kolejny co starczy na jakiś czas. Teraz jednak ma zapewnione znacznie dłuższe używanie samochodu, co jest sporym ułatwieniem.
Jakby ona była chłopem, miała łapy gotowe do ciężkiej pracy i bijatyki, też by patrzyła na panów w barze znacznie lepiej. Teraz jednak miała wrażenie, że to stado napalonych samców z każdego możliwego gatunku. Zwłaszcza, że kobiet tu nie było. Była tylko ona, na dodatek skazana na łaskę i niełaskę Duna. Na klapsa zareagowała figlarnym uśmiechem posłanym w stronę szkota.
- Ha, podobało Ci się co?- Zaśmiała się lekko kręcąc głową.- Może pozwolę Ci na jeszcze jedną próbę. Bo patrzeć może i nie przestaną. Wiadomo...- Ach ta skromność.- Ale zaloty może sobie darują.- Pomimo kolejnych wyznań wampirzycy ciągle gdzieś po twarzyczce uśmiech błądził. Dobrze czuła się w towarzystwie mężczyzny. Był taki normalnie inny niż to towarzystwo w którym się zazwyczaj obracała. Nie był nadęty i napuszony, taki swój chłop. Wychyliła jeszcze tę nieszczęsną wódkę co jej została i wzruszyła ramionami. Oczywiście nie obyło się bez skrzywienia jasnego lica. Była tylko kobietą, skręcało ją i trząchało, ale i tak brawa, bez popity. Chociaż tego okropnego smaku nic by nie zabiło. Barman się zlitował i postawił cztery wódeczki.. toż to przecież koło wódki nawet nie stało! Nie ważne.
- Powiedziałabym dokładnie tak samo. Z tym, że cholera jasna, tym razem nie wcale nie chodzi o złamanie tych śmiesznych oświatowych zasad. To bym przecierpiała, oni mają te swoje wymogi i kruczki i wiele i tak zrobić nie mogą.- Wzięła jego radę głęboko do serducha i zachowywała się swobodnie. Racja proste chłopy, ojczysty tylko znają. - Pewien łowca, kutasiarz jeden, upodobał sobie picie naszej krwi. Wyobrażasz to sobie?!- Się wzburzyło dziewczę, w tym całym natłoku złych emocji musiała sobie po raz kolejny wychylić. - Lat już ma z siedemdziesiąt, a wygląda na trzydzieści! I palicho niech sobie pije, ale kurde nie moją. Tak się uwziął, gorzej niż niechciany kochanek. - Westchnęła cicho. - Nie nadaje się na trofeum do złotej klatki z wenflonem w żyle.- Uśmiech znów wrócił jej na buziulkę kiedy szkło obracała w dłoni.
- Och to ja mam mniejsze grono fanów. Cóż to jest jeden zbytnio napalony łowca. W porównaniu z całą bandą. Jednak póki co radzisz sobie całkiem całkiem.- W całej tej konwersacji padło kilka ciekawych słów i propozycji, no co tylko zielone oczka kobietki radośnie zalśniły.
- Japonia to bardzo w moją stronę. Już chyba wystarczająco długo byłam poza domem.- Jego propozycja aby przez jakiś czas podróżowali razem całkiem przypadła jej do gustu. Był to nawet prosty i uczciwy deal. On potrzebował kasy na transport i przeżycie, a ona kogoś kto ją ochroni. Dotyk jego dłoni sprawił, że było jej milej i lżej. Właściwie nie potrzebowała pocieszenia, mężczyźni zawsze chcieli znaleźć rozwiązanie, a kobiety musiały sobie pogadać i się poużalać. Gorzałka jednak sprawiała, że humor wcale się jej nie psuł.
- Dobra, ej to zrobimy tak. Jutro na spokojnie ogarniemy ten mój gratowaty samochód, aby dał radę dojechać jak najdalej. Ja zapewnię nam jakieś cywilizowane warunki do spania i picia, a Ty będziesz nas, mnie chronić w razie potrzeby. I tak jakoś dotrzemy do Japonii, a tam no się zobaczy.- Wyszczerzyła do niego ząbki w szerokim uśmiechu. I pod wpływem chwili tyknęła go palcem w policzek. Sama się przez chwilę zaczęła zastanawiać co ona odwala. Przywarła ustami do szklanki, aby ogarnąć życie. Taa to alkohol zaczął na nią działać, a że czuła się swobodnie w jego towarzystwie to właśnie takie były skutki.
- Masz tu pokój jakiś?- Wypaliła kierując w jego stronę spojrzenie.
- Byłoby super, jak coś trzeba będzie z części to kupię. Nie ma problemu.- Może i uciekała, ale niebyła by sobą jakby nie wzięła nieco kasy. Rodzinka dziana i zawsze jej pomoże. Finansowo przynajmniej, bo z problemem łowcy z większych czy mniejszych powodów nie zwróciła się do nich. A reklamować się trzeba, być może, raczej, a wręcz na pewno, jeżeli ich losy jeszcze kiedyś się splączą to i ona reklamę będzie mu robić. To jednak fakt, przede wszystkim on musi się reklamować, bo Yvce nie przyszło do głowy aby poprosić mężczyznę o pomoc z tym jej samochodowym gratem. Pewnie za jakiś czas musiałaby porzucić go i kupić kolejny co starczy na jakiś czas. Teraz jednak ma zapewnione znacznie dłuższe używanie samochodu, co jest sporym ułatwieniem.
Jakby ona była chłopem, miała łapy gotowe do ciężkiej pracy i bijatyki, też by patrzyła na panów w barze znacznie lepiej. Teraz jednak miała wrażenie, że to stado napalonych samców z każdego możliwego gatunku. Zwłaszcza, że kobiet tu nie było. Była tylko ona, na dodatek skazana na łaskę i niełaskę Duna. Na klapsa zareagowała figlarnym uśmiechem posłanym w stronę szkota.
- Ha, podobało Ci się co?- Zaśmiała się lekko kręcąc głową.- Może pozwolę Ci na jeszcze jedną próbę. Bo patrzeć może i nie przestaną. Wiadomo...- Ach ta skromność.- Ale zaloty może sobie darują.- Pomimo kolejnych wyznań wampirzycy ciągle gdzieś po twarzyczce uśmiech błądził. Dobrze czuła się w towarzystwie mężczyzny. Był taki normalnie inny niż to towarzystwo w którym się zazwyczaj obracała. Nie był nadęty i napuszony, taki swój chłop. Wychyliła jeszcze tę nieszczęsną wódkę co jej została i wzruszyła ramionami. Oczywiście nie obyło się bez skrzywienia jasnego lica. Była tylko kobietą, skręcało ją i trząchało, ale i tak brawa, bez popity. Chociaż tego okropnego smaku nic by nie zabiło. Barman się zlitował i postawił cztery wódeczki.. toż to przecież koło wódki nawet nie stało! Nie ważne.
- Powiedziałabym dokładnie tak samo. Z tym, że cholera jasna, tym razem nie wcale nie chodzi o złamanie tych śmiesznych oświatowych zasad. To bym przecierpiała, oni mają te swoje wymogi i kruczki i wiele i tak zrobić nie mogą.- Wzięła jego radę głęboko do serducha i zachowywała się swobodnie. Racja proste chłopy, ojczysty tylko znają. - Pewien łowca, kutasiarz jeden, upodobał sobie picie naszej krwi. Wyobrażasz to sobie?!- Się wzburzyło dziewczę, w tym całym natłoku złych emocji musiała sobie po raz kolejny wychylić. - Lat już ma z siedemdziesiąt, a wygląda na trzydzieści! I palicho niech sobie pije, ale kurde nie moją. Tak się uwziął, gorzej niż niechciany kochanek. - Westchnęła cicho. - Nie nadaje się na trofeum do złotej klatki z wenflonem w żyle.- Uśmiech znów wrócił jej na buziulkę kiedy szkło obracała w dłoni.
- Och to ja mam mniejsze grono fanów. Cóż to jest jeden zbytnio napalony łowca. W porównaniu z całą bandą. Jednak póki co radzisz sobie całkiem całkiem.- W całej tej konwersacji padło kilka ciekawych słów i propozycji, no co tylko zielone oczka kobietki radośnie zalśniły.
- Japonia to bardzo w moją stronę. Już chyba wystarczająco długo byłam poza domem.- Jego propozycja aby przez jakiś czas podróżowali razem całkiem przypadła jej do gustu. Był to nawet prosty i uczciwy deal. On potrzebował kasy na transport i przeżycie, a ona kogoś kto ją ochroni. Dotyk jego dłoni sprawił, że było jej milej i lżej. Właściwie nie potrzebowała pocieszenia, mężczyźni zawsze chcieli znaleźć rozwiązanie, a kobiety musiały sobie pogadać i się poużalać. Gorzałka jednak sprawiała, że humor wcale się jej nie psuł.
- Dobra, ej to zrobimy tak. Jutro na spokojnie ogarniemy ten mój gratowaty samochód, aby dał radę dojechać jak najdalej. Ja zapewnię nam jakieś cywilizowane warunki do spania i picia, a Ty będziesz nas, mnie chronić w razie potrzeby. I tak jakoś dotrzemy do Japonii, a tam no się zobaczy.- Wyszczerzyła do niego ząbki w szerokim uśmiechu. I pod wpływem chwili tyknęła go palcem w policzek. Sama się przez chwilę zaczęła zastanawiać co ona odwala. Przywarła ustami do szklanki, aby ogarnąć życie. Taa to alkohol zaczął na nią działać, a że czuła się swobodnie w jego towarzystwie to właśnie takie były skutki.
- Masz tu pokój jakiś?- Wypaliła kierując w jego stronę spojrzenie.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Na propozycję kolejnego klapsa zareagował najpierw zaskoczony. Przecież powiedział jej, że panowie nie uspokoją się, zresztą miała oczy i sama widziała, że równie dobrze mogła stać koło niej kega pełna najprzedniejszego browaru i nawet by nie pomyśleli o tym by patrzeć gdzie indziej. Dopiero po chwili zrozumiał jej aluzję i szeroki uśmiech teraz niemal był od ucha do ucha.
- Jak se chcesz... - mruknął i znowu położył rękę na jej pośladku - to moge i do skutku tak robić.
Tym razem przytrzymał ją zacznie dłużej uciskając go nie za lekko, ale też nie chciał pozostawić jej sińców czy problemu z siedzeniem. Na koniec jednak mocniej ją uszczypnął, jeśli nie to wątpił by cokolwiek odstręczyło bandę brudasów.
W sumie, gdyby nie jego brak kasy i wykształcenie niczym się nie różnił się od motłochu wewnątrz - tak samo ciężko robił na krew, której z resztą nie miał przyjemności próbować od kilku dni i jeszcze dłużej niż oni nie miał przy sobie kobiety. Panowie na tirach może musieli potem biegać po zastrzyki z penicylinką, ale przynajmniej stać ich było na dziwki. Duncanowi zawsze było żal na takie pierdoły i wolał dokupić kratę lub mieć coś na czarną godzinę - w razie jakby trzeba było dać w łapę za jazdę po pijaku niezarejestrowanym wozem, czy inne takie cuda.
Widząc jak dziewczyna dzielnie próbuje pić wraz z nim zaśmiał się gromko.
- Oleg, weź jej przypodaj kąś zapitkę bo bidula spodnie za blat, a ja chuchro i siły nimom! - mimo, że barman siedział jakieś 5 metrów od nich, a grająca z szafy bałałajka nie była wcale aż tak głośna bastard Lennoxów niemal krzyknął. Obaj panowie zmierzyli się w pojedynku na spojrzenia, był w teorii zupełnie niewinny jednak i jeden i drugi bez mrugnięcia wlepiali w siebie patrzałki napinając mięśnie jakby zaraz mieli skoczyć sobie do gardeł. W końcu w tym pojedynku godnym zapisania w księgach kasa - której Dun nie miał, ale ciii - wygrała z lenistwem typa, który mógłby spokojnie konkurować o pierwsze miejsce w top 100 najbardziej szemranych mord według Forbesa.
- Jak ci gorzołka nie pasi to trzeba było gadać. - zadworował sobie z dziewczęcia - Tożto nie wstyd, te chłopy to jakby mieli nieprzechrzczone by walili jak ciepłe mleko od krowy.
Spoważniał trochę, gdy kontynuowała swoją historię i widać było jak wpada w niemałe zdziwienie. Podczas wojny naoglądał sie różnych cudów - łowców co to biegli z szabelkami na miecze, mężczyzn szukających nóg, które im odpadły, ludzi gotujących mięso swoich kolegów bo nawet korzonków nie szło znaleźć spomiędzy trupów. Słyszał historie o ludziach robiących sobie z jego szlachetnych przyjaciół chodzące worki z krwią i że podobno coś daje, że jakoś wyższa i mocy dodaje. Problem był tylko taki, że nigdy nie dostał żywego szalchetnego na swój stół operacyjny więc nigdy nie zgłębił tej tajemnicy. Już prościej było odgadnąć czemu bliźniak jak zje bliźniaka staje się lepszy, kiedyś nawet miał przyjemność pomagać pewnemu doktorowi w Polsce w badaniach na ten temat, jednak gdy potem z drugą armią szedł odbijać teren to ukradli mu wyniki badań sprzed nosa. Coś tam gadali, że jakby się rozpędził to by jeszcze je do końca doprowadził. Ignoranci od co!
- I on tak po prostu się do ciebie przykleił i nie puszcza? Pieprznięty jakiś chyba - skwitował bardzo poważnym tonem - ale się nie masz co bojać, jak mordę wychyli przez drzwi to się nauczy coby ładnych panienek nie tykać, ale nauczy sie potem jak pić przez słomicę jak baba... bez urazy.
Wampir niższego szczebla nie czuł się niekomfortowo w towarzystwie Yvelin, była wcale sympatyczna, miała podobny cel co on i problemy też takie jakby jego. Nieczęsto mu się takie przygody i znajomości zdarzały. Do tego cel podróży podobny miała taki sam. Słysząc to przyklasnął szczęśliwy i trochę już nazbyt rumiany. Nie żeby miał słabą głowę, jednak jakoś mu tak dziwnie było w jej towarzystwie to i procenty łatwiej obiegały organizm trując przyjemnie jego mózg.
- To znaczy, że se pojedziemy rozem. Fajnie, ostatnio na trasie tylko problemy spotykałem to i odmiana będzie miła, o.
Skwitował wystawiając dłoń czekając aż przybije z nim sztamę, według Duna umowę po prostu nie do rozerwania. Mocno honorowy mężczyzna uważał ją za znacznie poważniejszą niż jakiekolwiek prawa. One były syntetyczne, przekombinowane i nie chciało mu sie ich czytać, a sztama oznaczała proste i pierwotne zaakceptowanie warunków, nie rzucało sie jej na wiatr.
Nim jednak się to stało poczuł na policzku jej palec, który wbił się lekko w miękkie i przyjemnie przesuwał się po kości. Ten mały i dziwny gest wprawił go w niemałe zakłopotanie, co uznał za dziwne zważając na to, że przed paroma chwilami klepał ją i szczypał po tyłku.
- T...ta mam, księżniczko. - odezwał się w końcu patrząc na nią próbując zrozumieć co się właśnie wydarzyło i odzyskując rezon i wstał od baru i chwycił ją za rękę. - Jutro się rozliczymy, za wszystko. - Odezwał się do barmana i szybkim krokiem zaczął iść wraz z szlachetną do swojego pokoju żegnając sie na schodach ze wszystkimi.
Po chwili znajdowali się przy wejściu do pokoju. Nie wart był funta kłaków, ale to i tak lepiej niż spać w samochodzie w mroźne noce, więc Oleg liczył sobie za nie jak za paliwo. Tymczasowe cztery ściany szalonego naukowca były wyjątkowo obskurne. Schodzące tapety, dywan czy raczej szara od kurzu szmata, jedna szafka, w której strach było trzymać coś innego od brudnych gatek a i te ktoś byłby pewnie w stanie ukraść. Łóżko też nie było łóżkiem, a bardziej pryczą, przynajmniej zmieścić mogło półtorej osoby.
Phillips zrzucił torby i tubę z rysunkami gdzieś obok szafki, na której leżały książki. To było jedyne czego nie obawiał się zostawiać. Nikt ich nie kupował, a pozycji stricte technicznych i akademickich, które udało mu sie ukraść z biblioteki jeszcze mniej osób rozumiało więc póki komuś się nie skończył papier toaletowy nie musiał się obawiać, że któraś zniknie.
Odetchnął z ulgą i obrócił się w stronę młodej dziewczyny.
- Dzisiaj się kimniemy tu. Nie za dużo miejsca, ale jak się ściśniemy to i w miarę wygodnie da radę pewnie. - mówił zdejmując krawat i rozpinając po kolei guziki zrzucając ciuchy wprost do torby na brudy - Jak się nie przeprałaś w Piotrogrodzie to mam złą nowinę, ale następny prysznyc, obok którego nie strach stanąć, to w Moskwie.
Niespecjalnie przejmował się nagością jednak nie był pewien czy dziewczę będzie chciało się położyć koło nagusa. Zdjął jedynie buty i skarpety rzucając się na łóżko, które mimo, że wyglądało tak jakby miało się rozpaść przez lżejszy powiew wiatru to nawet nie zaskrzypiało.
Rzucił jej klucz i rzucił krótki nakaz zamknięcia drzwi, a następnie poklepał wolne miejsce obok siebie, tak jak wcześniej zrobił to z siedzeniem przy barku.
- Kładź się. Jak tylko słońce zajdzie to się jutro trza zebrać i ruszyć... - mruknął pozwalając na przyjemne kręcenie się w głowie i lekki stan.
Aż miał ochotę wskoczyć teraz do warsztatu i zrobić coś fajnego. Szkoda, że nie miał warsztatu i sprzętu, a samym zapałem i chęciami ich sobie nie wyczaruje.
- Jak se chcesz... - mruknął i znowu położył rękę na jej pośladku - to moge i do skutku tak robić.
Tym razem przytrzymał ją zacznie dłużej uciskając go nie za lekko, ale też nie chciał pozostawić jej sińców czy problemu z siedzeniem. Na koniec jednak mocniej ją uszczypnął, jeśli nie to wątpił by cokolwiek odstręczyło bandę brudasów.
W sumie, gdyby nie jego brak kasy i wykształcenie niczym się nie różnił się od motłochu wewnątrz - tak samo ciężko robił na krew, której z resztą nie miał przyjemności próbować od kilku dni i jeszcze dłużej niż oni nie miał przy sobie kobiety. Panowie na tirach może musieli potem biegać po zastrzyki z penicylinką, ale przynajmniej stać ich było na dziwki. Duncanowi zawsze było żal na takie pierdoły i wolał dokupić kratę lub mieć coś na czarną godzinę - w razie jakby trzeba było dać w łapę za jazdę po pijaku niezarejestrowanym wozem, czy inne takie cuda.
Widząc jak dziewczyna dzielnie próbuje pić wraz z nim zaśmiał się gromko.
- Oleg, weź jej przypodaj kąś zapitkę bo bidula spodnie za blat, a ja chuchro i siły nimom! - mimo, że barman siedział jakieś 5 metrów od nich, a grająca z szafy bałałajka nie była wcale aż tak głośna bastard Lennoxów niemal krzyknął. Obaj panowie zmierzyli się w pojedynku na spojrzenia, był w teorii zupełnie niewinny jednak i jeden i drugi bez mrugnięcia wlepiali w siebie patrzałki napinając mięśnie jakby zaraz mieli skoczyć sobie do gardeł. W końcu w tym pojedynku godnym zapisania w księgach kasa - której Dun nie miał, ale ciii - wygrała z lenistwem typa, który mógłby spokojnie konkurować o pierwsze miejsce w top 100 najbardziej szemranych mord według Forbesa.
- Jak ci gorzołka nie pasi to trzeba było gadać. - zadworował sobie z dziewczęcia - Tożto nie wstyd, te chłopy to jakby mieli nieprzechrzczone by walili jak ciepłe mleko od krowy.
Spoważniał trochę, gdy kontynuowała swoją historię i widać było jak wpada w niemałe zdziwienie. Podczas wojny naoglądał sie różnych cudów - łowców co to biegli z szabelkami na miecze, mężczyzn szukających nóg, które im odpadły, ludzi gotujących mięso swoich kolegów bo nawet korzonków nie szło znaleźć spomiędzy trupów. Słyszał historie o ludziach robiących sobie z jego szlachetnych przyjaciół chodzące worki z krwią i że podobno coś daje, że jakoś wyższa i mocy dodaje. Problem był tylko taki, że nigdy nie dostał żywego szalchetnego na swój stół operacyjny więc nigdy nie zgłębił tej tajemnicy. Już prościej było odgadnąć czemu bliźniak jak zje bliźniaka staje się lepszy, kiedyś nawet miał przyjemność pomagać pewnemu doktorowi w Polsce w badaniach na ten temat, jednak gdy potem z drugą armią szedł odbijać teren to ukradli mu wyniki badań sprzed nosa. Coś tam gadali, że jakby się rozpędził to by jeszcze je do końca doprowadził. Ignoranci od co!
- I on tak po prostu się do ciebie przykleił i nie puszcza? Pieprznięty jakiś chyba - skwitował bardzo poważnym tonem - ale się nie masz co bojać, jak mordę wychyli przez drzwi to się nauczy coby ładnych panienek nie tykać, ale nauczy sie potem jak pić przez słomicę jak baba... bez urazy.
Wampir niższego szczebla nie czuł się niekomfortowo w towarzystwie Yvelin, była wcale sympatyczna, miała podobny cel co on i problemy też takie jakby jego. Nieczęsto mu się takie przygody i znajomości zdarzały. Do tego cel podróży podobny miała taki sam. Słysząc to przyklasnął szczęśliwy i trochę już nazbyt rumiany. Nie żeby miał słabą głowę, jednak jakoś mu tak dziwnie było w jej towarzystwie to i procenty łatwiej obiegały organizm trując przyjemnie jego mózg.
- To znaczy, że se pojedziemy rozem. Fajnie, ostatnio na trasie tylko problemy spotykałem to i odmiana będzie miła, o.
Skwitował wystawiając dłoń czekając aż przybije z nim sztamę, według Duna umowę po prostu nie do rozerwania. Mocno honorowy mężczyzna uważał ją za znacznie poważniejszą niż jakiekolwiek prawa. One były syntetyczne, przekombinowane i nie chciało mu sie ich czytać, a sztama oznaczała proste i pierwotne zaakceptowanie warunków, nie rzucało sie jej na wiatr.
Nim jednak się to stało poczuł na policzku jej palec, który wbił się lekko w miękkie i przyjemnie przesuwał się po kości. Ten mały i dziwny gest wprawił go w niemałe zakłopotanie, co uznał za dziwne zważając na to, że przed paroma chwilami klepał ją i szczypał po tyłku.
- T...ta mam, księżniczko. - odezwał się w końcu patrząc na nią próbując zrozumieć co się właśnie wydarzyło i odzyskując rezon i wstał od baru i chwycił ją za rękę. - Jutro się rozliczymy, za wszystko. - Odezwał się do barmana i szybkim krokiem zaczął iść wraz z szlachetną do swojego pokoju żegnając sie na schodach ze wszystkimi.
Po chwili znajdowali się przy wejściu do pokoju. Nie wart był funta kłaków, ale to i tak lepiej niż spać w samochodzie w mroźne noce, więc Oleg liczył sobie za nie jak za paliwo. Tymczasowe cztery ściany szalonego naukowca były wyjątkowo obskurne. Schodzące tapety, dywan czy raczej szara od kurzu szmata, jedna szafka, w której strach było trzymać coś innego od brudnych gatek a i te ktoś byłby pewnie w stanie ukraść. Łóżko też nie było łóżkiem, a bardziej pryczą, przynajmniej zmieścić mogło półtorej osoby.
Phillips zrzucił torby i tubę z rysunkami gdzieś obok szafki, na której leżały książki. To było jedyne czego nie obawiał się zostawiać. Nikt ich nie kupował, a pozycji stricte technicznych i akademickich, które udało mu sie ukraść z biblioteki jeszcze mniej osób rozumiało więc póki komuś się nie skończył papier toaletowy nie musiał się obawiać, że któraś zniknie.
Odetchnął z ulgą i obrócił się w stronę młodej dziewczyny.
- Dzisiaj się kimniemy tu. Nie za dużo miejsca, ale jak się ściśniemy to i w miarę wygodnie da radę pewnie. - mówił zdejmując krawat i rozpinając po kolei guziki zrzucając ciuchy wprost do torby na brudy - Jak się nie przeprałaś w Piotrogrodzie to mam złą nowinę, ale następny prysznyc, obok którego nie strach stanąć, to w Moskwie.
Niespecjalnie przejmował się nagością jednak nie był pewien czy dziewczę będzie chciało się położyć koło nagusa. Zdjął jedynie buty i skarpety rzucając się na łóżko, które mimo, że wyglądało tak jakby miało się rozpaść przez lżejszy powiew wiatru to nawet nie zaskrzypiało.
Rzucił jej klucz i rzucił krótki nakaz zamknięcia drzwi, a następnie poklepał wolne miejsce obok siebie, tak jak wcześniej zrobił to z siedzeniem przy barku.
- Kładź się. Jak tylko słońce zajdzie to się jutro trza zebrać i ruszyć... - mruknął pozwalając na przyjemne kręcenie się w głowie i lekki stan.
Aż miał ochotę wskoczyć teraz do warsztatu i zrobić coś fajnego. Szkoda, że nie miał warsztatu i sprzętu, a samym zapałem i chęciami ich sobie nie wyczaruje.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Oczywiście, miała oczy, widziała wszystko doskonale. Jednak wgapieni Panowie byli idealnym pretekstem. No cóż trzeba korzystać z sytuacji. Zwłaszcza, ze lubiła być klepana po tyłku. Och tę kobiece malusie zobaczenia. To jednak szło w parze z tym, ze i mężczyźni lubili dawać od czasu do czasu siarczyste klepnięcia. Więc wszystko było jak należy. Gasić się będą, ale tykać już nie. Yvi teraz nosiła niewidzialna i umowna karteczkę z napisem. 'Zajęte - Własność Duna'.
- A proszę bardzo. - Skwitowała to z zadziornym uśmieszkiem.
Od tych brudasów wyróżniało go jeszcze to, ze nie był brudny. A przynajmniej nie aż tak. Pachniał mięsko, ale przyjemnie. I miło było pobyć w jego towarzystwie. A to, ze krwi i kobiety nie miał od dawna to zawsze można nadrobić. I wcale nie płacąc jakiejś labadziarze. Bleee Jak można tak w ogóle? Chociaż znała kobitki co lobowały się w zaliczeniu każdego faceta, który choć na nie zetknął. I to za darmoszke! Ona też nie była jakaś cnotka niewydymka. Bo i miała chwilę uniesienia. Chociaż na jej koncie w chwili obecnej był tylko jeden szlachetniak i pusto. Bida z nędza.
- Ej! To padnę za blat i tam spędzę dzień! A Ty będziesz żałować, żeś taki bezsilny! - Zaśmiała się dobierając już do swojej ostatniej wódeczki. Wcale jej nie przeszkadzało, że ją skręca i piecze i pali. Tak powinno przecież być. Wódka nie ma smakować tylko mordę skręcać! Tak przynajmniej słyszała.
-Tu to każda wódka lepsza od innych trunków. Wino pewnie beczki i winogron na oczy nie widziało. Takie miód i lipa. -Przelotnie na niego spojrzała. - Dziś miód, a jutro lipa. - A za takim stanem rzeczy raczej mało kto przepada, chyba.
O takich historiach oczywiście też słyszała, wojny, łowca, eksperymenty. Była za młoda aby to przeżyć, ale ignorantka nie była. Swoją drogą ciężko o szlachetnego który da się pociąć, więc niech i na nią nie liczy. Nie ma bata, nie ważne jak go polubi, ze skalpelem wara od jej ciała. Jeszcze tak nieskazitelnego i bez blizn.
- Och, najpierw bzyknął moja przyjaciółkę. A później spotkał mnie. Już wcześniej smakował wampirzej krwi. Pewnie uznał, ze będę łatwym celem. Albo ze skuszę się na romans z nim jak ta głupia. Ale się chłopak rozczarował. - I to właśnie była ta niezwykle porywająca historia.
No i wszystko jasne. Przybiła mu sztamę, skoro było to przypieczętowanie ich umowy. Siedzieli tak jeszcze chwilę robiąc te swoje głupie rzeczy i pytając o pokój. Jego reakcją sprawiła ja w zdumienie, czy zapytała i zrobiła coś złego? Chciała wiedzieć tylko czy nocleg sama sobie kombinuje czy właśnie może znajdzie się dla niej miejsce gdzieś na kawałku łóżka. Podłoga niby też spoko, ale nie w takim miejscu.
W każdym razie chwycił ją za rękę i ciągnął w stronę wynajętego pokoju. Prawie jak jaskiniowiec! Stanęła w pokoju rozglądając się na boki. Wiedziała, ze luksusów nie zazna. Nie spodziewała się jednak aż takiego groteskowego wystroju. No ale dobra, narzekać nie będzie. Zafunduje im po prostu kolejny nocleg w nieco mniej rozpadającym się miejscu z bezpiecznym prysznicem.
- Dobra damy radę. Takie chuchro z Ciebie, że nawet nie zauważę, ze tu jesteś. - Posłała w jego stronę szeroki uśmiech. Torbę ze swoimi rzeczami zostawiła w bagażniku, ale ogarnęła się przed wystawą więc do kolejnego przystanku będzie spoko.
- Nie no spokojnie i tak czuję się zaczytana i nie wtapiam się w otoczeeeenie...- Przeciągnęła ostatni wyraz i całkiem wypadło je ja głowy co chciała powiedzieć. Za to patrzyła się, nie, ona się gapiła, a wręcz wlepiała swoje spojrzenie w rozbierającego się szkota. Jeszcze brakowało żeby wydała z siebie mrukniecie, ledwo się powstrzymał! O garnęła się dopiero kiedy oberwała kluczami w pierś. Zamrugała swoimi ślicznymi oczkami.
- A tak, jasne. - Wymamrotała. podniosła z podłogi klucze które odbiły się od jej cycka i zamknęła drzwi. Wolała aby nikt tu się wpadł, zwłaszcza, że w barze byli sami pijani faceci. Dziewczę nie będzie się wygłupiać i spać w ciuchach, ani to wygodne, ani miłe. Więc rzuciła swoje wierzchnie ciuszki, ale również buty, spodnie i pończochy. Och jej no stanik też zdjęła. I tym sposobem została w majteczkach... Kusych bo za grubymi babcinymi nie przepadała. I nie było jej zimno, wręcz przeciwnie było to związane z jej mroźnymi mocami. Lobowała się w chłodzie i już. Prócz majtek miała też luźna koszulkę. I tak oto gotowa do łóżka... do spania w nim wciągnęła się na wąskie miejsce obok Duna.
- Widzę, ze lubisz klepać.- Zaśmiała się wesoło i oparła głowę o jego ramię. Położyła się twarzą w jego stronę. Dupy raczej wypinać nie będzie. A jak tak na niego patrzyła to z bliska wyglądał jeszcze fajniej, a może to alkohol. W każdym razie powstrzymała się przed rzeczami, które jej teraz przychodziły do głowy. Nie sądziła jednak, że to tylko sprawka alkoholu. Chociaż może lepiej robić głupstwa teraz i później się tłumaczyć nadmiarem procentów? Przymknęła oczy i przytuliła się do niego.
- O czym myślisz?- Szepnęła cicho i leniwie, korciło ją aby pogładzić jego ramię palcami, ale żeby nie wprawiać go w zakłopotanie darowała sobie ten gest.
- A proszę bardzo. - Skwitowała to z zadziornym uśmieszkiem.
Od tych brudasów wyróżniało go jeszcze to, ze nie był brudny. A przynajmniej nie aż tak. Pachniał mięsko, ale przyjemnie. I miło było pobyć w jego towarzystwie. A to, ze krwi i kobiety nie miał od dawna to zawsze można nadrobić. I wcale nie płacąc jakiejś labadziarze. Bleee Jak można tak w ogóle? Chociaż znała kobitki co lobowały się w zaliczeniu każdego faceta, który choć na nie zetknął. I to za darmoszke! Ona też nie była jakaś cnotka niewydymka. Bo i miała chwilę uniesienia. Chociaż na jej koncie w chwili obecnej był tylko jeden szlachetniak i pusto. Bida z nędza.
- Ej! To padnę za blat i tam spędzę dzień! A Ty będziesz żałować, żeś taki bezsilny! - Zaśmiała się dobierając już do swojej ostatniej wódeczki. Wcale jej nie przeszkadzało, że ją skręca i piecze i pali. Tak powinno przecież być. Wódka nie ma smakować tylko mordę skręcać! Tak przynajmniej słyszała.
-Tu to każda wódka lepsza od innych trunków. Wino pewnie beczki i winogron na oczy nie widziało. Takie miód i lipa. -Przelotnie na niego spojrzała. - Dziś miód, a jutro lipa. - A za takim stanem rzeczy raczej mało kto przepada, chyba.
O takich historiach oczywiście też słyszała, wojny, łowca, eksperymenty. Była za młoda aby to przeżyć, ale ignorantka nie była. Swoją drogą ciężko o szlachetnego który da się pociąć, więc niech i na nią nie liczy. Nie ma bata, nie ważne jak go polubi, ze skalpelem wara od jej ciała. Jeszcze tak nieskazitelnego i bez blizn.
- Och, najpierw bzyknął moja przyjaciółkę. A później spotkał mnie. Już wcześniej smakował wampirzej krwi. Pewnie uznał, ze będę łatwym celem. Albo ze skuszę się na romans z nim jak ta głupia. Ale się chłopak rozczarował. - I to właśnie była ta niezwykle porywająca historia.
No i wszystko jasne. Przybiła mu sztamę, skoro było to przypieczętowanie ich umowy. Siedzieli tak jeszcze chwilę robiąc te swoje głupie rzeczy i pytając o pokój. Jego reakcją sprawiła ja w zdumienie, czy zapytała i zrobiła coś złego? Chciała wiedzieć tylko czy nocleg sama sobie kombinuje czy właśnie może znajdzie się dla niej miejsce gdzieś na kawałku łóżka. Podłoga niby też spoko, ale nie w takim miejscu.
W każdym razie chwycił ją za rękę i ciągnął w stronę wynajętego pokoju. Prawie jak jaskiniowiec! Stanęła w pokoju rozglądając się na boki. Wiedziała, ze luksusów nie zazna. Nie spodziewała się jednak aż takiego groteskowego wystroju. No ale dobra, narzekać nie będzie. Zafunduje im po prostu kolejny nocleg w nieco mniej rozpadającym się miejscu z bezpiecznym prysznicem.
- Dobra damy radę. Takie chuchro z Ciebie, że nawet nie zauważę, ze tu jesteś. - Posłała w jego stronę szeroki uśmiech. Torbę ze swoimi rzeczami zostawiła w bagażniku, ale ogarnęła się przed wystawą więc do kolejnego przystanku będzie spoko.
- Nie no spokojnie i tak czuję się zaczytana i nie wtapiam się w otoczeeeenie...- Przeciągnęła ostatni wyraz i całkiem wypadło je ja głowy co chciała powiedzieć. Za to patrzyła się, nie, ona się gapiła, a wręcz wlepiała swoje spojrzenie w rozbierającego się szkota. Jeszcze brakowało żeby wydała z siebie mrukniecie, ledwo się powstrzymał! O garnęła się dopiero kiedy oberwała kluczami w pierś. Zamrugała swoimi ślicznymi oczkami.
- A tak, jasne. - Wymamrotała. podniosła z podłogi klucze które odbiły się od jej cycka i zamknęła drzwi. Wolała aby nikt tu się wpadł, zwłaszcza, że w barze byli sami pijani faceci. Dziewczę nie będzie się wygłupiać i spać w ciuchach, ani to wygodne, ani miłe. Więc rzuciła swoje wierzchnie ciuszki, ale również buty, spodnie i pończochy. Och jej no stanik też zdjęła. I tym sposobem została w majteczkach... Kusych bo za grubymi babcinymi nie przepadała. I nie było jej zimno, wręcz przeciwnie było to związane z jej mroźnymi mocami. Lobowała się w chłodzie i już. Prócz majtek miała też luźna koszulkę. I tak oto gotowa do łóżka... do spania w nim wciągnęła się na wąskie miejsce obok Duna.
- Widzę, ze lubisz klepać.- Zaśmiała się wesoło i oparła głowę o jego ramię. Położyła się twarzą w jego stronę. Dupy raczej wypinać nie będzie. A jak tak na niego patrzyła to z bliska wyglądał jeszcze fajniej, a może to alkohol. W każdym razie powstrzymała się przed rzeczami, które jej teraz przychodziły do głowy. Nie sądziła jednak, że to tylko sprawka alkoholu. Chociaż może lepiej robić głupstwa teraz i później się tłumaczyć nadmiarem procentów? Przymknęła oczy i przytuliła się do niego.
- O czym myślisz?- Szepnęła cicho i leniwie, korciło ją aby pogładzić jego ramię palcami, ale żeby nie wprawiać go w zakłopotanie darowała sobie ten gest.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
- 18+:
- - Wino? - spojrzał na nią zaskoczony, a nawet barman na dźwięk tego słowa uniósł brew - Kochaneczko tutyj inne ścierwo niż spirytusówka i sikaniec to taki rarytas, że strach wspominać. Zresztą - machnął ręką - na co mnie takie drogie skoro smak toto traci jak się drugą butelczynę wychyla i zostają drogie kolorowe butelki.
Rzekł głosem prawdziwego fachowca w dziedzinie alkoholizowania się i tanich trunków. Uśmiechnął się nawet rozbawiony jej porównaniem, nigdy nie słyszał wcześniej takiego stwierdzenia, pewnie w wyższych sferach tak mówili więc zanotował sobie w głowie.
Szumiało mu już trochę w głowie, jednak na słowo "bzykać" skierował uwagę z jej talii prosto na biust uśmiechając się lekko.
- Koleżanka z nim została? - może i nie powinien zadawać takich pytań, jednak ciekawość wampira zawsze sprawiała, że coś palnął - Znaczy się cwaniaczek uwodzenia próbował. W sumie to mnie też tak kiedyś chciała zrobić jedna. Najpierw nożem próbowała zmusić, a jak jej nie poszło to dupą wywijała, ale ja nie z takich. Etyka mnie zabrania robić dla tych mend.
Jej szczerość wymusiła na nim również wyznanie, a że z uzewnętrznianiem się problemów nie miał to i chętnie bajał czasem swoje historie. Obcym, czy znajomym - których miał mniej niż członków rodziny - zawsze chętnie gadał do nich o swoich przeżyciach. Problem był tylko wtedy, gdy ze śmiertelnikami tak próbował, bo to nie była prosta sprawa potem im przetłumaczyć jak to był na wojnie skoro taki młody. Jednak jak nie ma telewizji czy nawet radia czasem to i pukając się w czoła i bez krzty wiary, ale słuchali - co innego mogli począć?
- W ogóle panienka ma jaja wielkości głowy skoro sama tak czmycha przet tym kutasem. - powiedział nie kryjąc uznania - Pewnie nie raz pieprznęła mu jak się podwalał i dobrze, z nimi to inaczej nie można bo gorsi od kolegium lekarskiego są. Ci to raz powiedzo, że niefajnie i cofną uprawnienia, a łowczy to jeszcze będzie do więźnia prowadzić chciał i marudził będzie.
W pokoju, gdy Duncan przebrał się już do snu ponownie zdziwił sie reakcją dziewczyny. Głupia nie była, na problemy z gadaniem czy innymi takimi też nic nie wskazywało, ale łapać kluczy to nie umiała.
- Wtapiona jak łowca u mnie na rodzinnym zamczysku. - zażartował sobie nie przejmując się, że w sumie to pewnie nie miała pojęcia o tym skąd jest, po akcencie może by i poznała, ale w sumie to nikt poza jego rejonami i jakimiś świrami z uniwerków się nie przejmował jego nazwiskiem.
Jego roześmiana mina szybko jednak przerodziła się w wyraz ciężki do opisania - wyglądał jakby właśnie znalazł nikomu niepotrzebną walizkę wypchaną banknotami czy trafił do warsztatu z pełnym wyposażeniem materiałami najwyższej jakości. Jak biedny Dun wlepił w nią wzrok to nie potrafił oderwać. Jedynie ciężko przełykał ślinę, a usta rozdziawiły mu się nieco. Dawno nie widział kobiecego ciała to fakt, ale na taki widok to nigdy sobie nie zapracował.
Gdy podeszła aż poderwał się lekko i wystawił dłoń przed siebie jakby chciał coś powiedzieć, ale niespecjalnie potrafił wyprodukować z siebie dźwięki. Do tego na domiar złego doszedł zapach. Ludzie w zależności od stopnia zadbania capili mu albo byli akceptowalni, łowcy tylko capili, ex-ludzie udawali, że pachną dobrze, ale Lennox nigdy nie lubił podrabiańców, potem było tylko lepiej, jednak zapach szlachetnej krwi odzianej w tak przyjemną powłokę sprawił, że biedak poruszył się trochę nie spokojnie.
- L...lubim księżniczko. - wydukał z siebie, cudem utrzymując rezon.
Może i był geniuszem w swoim fachu, a na maszynach - oprócz o ironio swoich - znał się jak mało kto to z kobietami nigdy nie szło mu za dobrze.
Jakby słabo mu nie szło instynktownie objął pewnym chwytem, gdy tylko poczuł jej dotyk na swoim ciele. Przekręcił się na bok, tłumacząc to sobie tym by dziewczę miało więcej miejsca do snu. Tak naprawdę wlepiał jednak spojrzenie w nią. Twarz miał lekko zarumienioną i czuł ciepło na policzkach - to jednak zwalił na alkohol. Tylko jedna rzecz, która dzieliła ich teraz od siebie i nie potrafił wytłumaczyć jej sobie niczym innym.
Chwilę milczenia przerwało jej pytanie, które wprawiło go w niemałe zakłopotanie i aż na chwilę przestraszył się, że może ona grzebać w jego głowie. Bądź co bądź to co się teraz w niej działo nie było ani pruderyjne, a i telewizja miałaby problem z puszczeniem tego po 22.
Wampir przyłożył twarz do jej włosów i wziął głęboki wdech wypuszczając po chwili powietrze z głośnym stęknięciem. Mógłby kłamać jednak nie przepadał za tym nigdy, poza tym pewnie sama już zorientowała się co zaprzątało jego głowę.
Przycisnął ją do siebie mocniej kładąc wolną rękę na jej tyłeczku i przesuwając ją wzdłuż talii aż po kark i wplótł palce w jej włosy.
- O tym - zaczął przybliżając twarz do jej - że wcole lubie cie klepać.
Wypalił w końcu, a oczy zalśniły mu lekko znikając zaraz pod przymrużonymi oczami. Silnym, ale powolnym ruchem dłoni przysunął ją do siebie zatrzymując się na milimetry od jej ust, jakby bał się, że jego piękna bajka właśnie się urwie. Szybko jednak przestał się nad tym zastanawiać, a gdy pocałował ją w jego głowie nie znajdowały się już żadne myśli.
Może czuł się lekko niezręcznie, przecież to co się działo teraz to był mezalians, znał swoją pozycję nie tylko w hierarchii wampirów ale i społeczeństwie i obawiał się lekko konsekwencji, skoro jednak mieli spędzić ze sobą tyle czasu w podróży to można się było spodziewać, że na celibat szkot pisać się nie będzie.
Mocno przywarł do niej dłonią błądząc po jej plecach w końcu trafiając na pośladki, które ścisnął. Ruszyła maszyna już nikt nie powstrzyma - jak to mówią. Dun zaczął nakręcać się tylko bardziej pogłębiając pocałunek i spod przymrużonych oczu patrząc w uroczą twarzyczkę, którą poznał ledwo dzisiaj.
Ostatnio zmieniony przez Duncan P. Lennox dnia Pią Sie 14, 2015 11:44 am, w całości zmieniany 1 raz
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Sie wie, to przecież inny świat, no ale co poradzić? Przytaknęła mu jeszcze, że koleżanka naiwna jeszcze jakiś czas z nim była. Z czego koleś nie miał zbyt wielu korzyści prócz seksów, bo krew niska D, więc raczej nie bardzo mu smakowała. Wiadomo jak pić to szlachetniaka. Dawni ludzie byli słabsi i częściej ulegali romansom z ludźmi czy nawet i łowcami. Pogadali sobie jeszcze chwilę o tych romansowych podstępach i wszystko potoczyło się dalej...
Kiepski miała refleks, zwłaszcza teraz, była rozproszona i no alkohol. Jak dobrze, że na to można zrzucać winę. To zawsze jest świetna wymówka.
Niby nie chciała go rozpraszać i wprowadzać w zakłopotanie, ale jej striptiz dla ubogich... bez urazy, zrobił swoje. No cóż, nie siliła się na chowanie w łazience i zakrywanie każdego skrawka swojego nagiego ciała jakąś szmatką. Zrzucała ciuchy bez krępacji. Co prawda na jej jasnym licu pojawił się rumiany odcień, ale mógł on oznaczać wiele, na przykład gorzałkę z baru. Kładąc się obok niego widziała, że jej kuse wdzianko na niego działa, aż miała ochotę cichutko zaśmiać się pod nosem z zadowolenia. Taka reakcja dla kobiety to zawsze komplement. Nie zrobiła tego, ale uśmiech wyraźnie widniał na jej buźce. Który nie zszedł nawet kiedy znienacka mocno ją objął. Co sprawiło, że przybliżyła się do niego jeszcze bardziej. To była taka niekontrolowana reakcja jej ciała na jego bliskość. I kurczę nie umiała niestety grzebać innym w głowie, a szkoda. Pewnie dowiedziałaby się ciekawych rzeczy. Na szczęście jednak, tak profilaktycznie umiała zamknąć swój. Bo w końcu nie wiadomo jakimi cudami od dysponował. A i jej myśli były raczej bardzo 18 + . Aż się jeszcze bardziej zarumieniła, przecież tak nie wypadało. Chociaż nie, nie wypada to jej leżeć półnaga z prawie, że obcym facetem w jakimś podrzędnym motelu, ale jak już się stało to pomarzyć zawsze można. Jego drobne gesty sugerowały, że nie tylko ona miała takie swoje rozmyślenia, czy nawet zamiary. Słysząc jego westchnięcie i kolejne słowa otworzyła oczy i zerknęła na niego. Nie odezwała się nawet słowem, po prostu oddała się mu. Uległa, bliżej szkota to już być nie mogła. Skwitowała to tylko błyskiem w oczach i zachęcającym uśmiechem. Bajka się nie urwie, a przynajmniej jeszcze nie. Chwila zastanowienia, pauzy, w której Yvi zdołała przeanalizować co się dzieje i dojść do wniosku, że się jej to podoba. Do tego doszedł nawet strach, że Dun jeszcze chwila i zrezygnuje ze swoich zamiarów. Nie rozczarowała się i po chwili byli złączeni w pocałunku. Może i mezalians, ale kto by się tym przejmował w tej chwili? Byli tylko oni, no i banda brudasów piętro niżej. Wszystko co zajdzie między nimi również między nimi zostanie. Kiedy dotrą do Japonii nie wiadomo co się będzie dziać i czy się jeszcze zobaczą. Więc wszelkie celibaty na bok. Każdy jego pocałunek odwzajemniła, czasem nawet zaczepnie przygryzła jego wargę. I jej dłonie przyłączyły się do całej zabawy, palce gładziły jego skórę. Już wcześniej miała na to ochotę, ale teraz nie musiała się już powstrzymywać.
- Bardzo przyjemne te Twoje myśli.- Szepnęła pomiędzy pocałunkami, komentując jego dłonie na swoich pośladkach. Dobra, zwyczajnie w świecie zaczęła go molestować, może nie w taki nachalny sposób, tak subtelnie, po ramionach i klacie, w którą tak się wcześniej wgapiała. Badała każdą nierówność pod placami i zarys mięśni. Tak nawet jakoś się działo, że jej rączka wędrowała coraz niżej i niżej. I wcale nie tylko nasz szkocki przystojniak się rozpędzał. Ona była już całkiem nieźle na niego nakręcona i na pewno już nie odpuści. Byłoby to wredne i niesprawiedliwe dla obu stron. I nie do wiary, ze się to dzieje, jeszcze kilka godzin temu przeklinała na siebie, że nie udało się jej z nim porozmawiać, a teraz migdaliła się z nim. Jakież to życie bywa przewrotne. W tym czasie jej dłoń zawróciła znad jego męskości i znów przesunęła się wyżej, ot tama mała zabawa. Ciekawe jak długo mężczyzna wytrzyma to napięcie, które między nimi zaistniało.
Kiepski miała refleks, zwłaszcza teraz, była rozproszona i no alkohol. Jak dobrze, że na to można zrzucać winę. To zawsze jest świetna wymówka.
Niby nie chciała go rozpraszać i wprowadzać w zakłopotanie, ale jej striptiz dla ubogich... bez urazy, zrobił swoje. No cóż, nie siliła się na chowanie w łazience i zakrywanie każdego skrawka swojego nagiego ciała jakąś szmatką. Zrzucała ciuchy bez krępacji. Co prawda na jej jasnym licu pojawił się rumiany odcień, ale mógł on oznaczać wiele, na przykład gorzałkę z baru. Kładąc się obok niego widziała, że jej kuse wdzianko na niego działa, aż miała ochotę cichutko zaśmiać się pod nosem z zadowolenia. Taka reakcja dla kobiety to zawsze komplement. Nie zrobiła tego, ale uśmiech wyraźnie widniał na jej buźce. Który nie zszedł nawet kiedy znienacka mocno ją objął. Co sprawiło, że przybliżyła się do niego jeszcze bardziej. To była taka niekontrolowana reakcja jej ciała na jego bliskość. I kurczę nie umiała niestety grzebać innym w głowie, a szkoda. Pewnie dowiedziałaby się ciekawych rzeczy. Na szczęście jednak, tak profilaktycznie umiała zamknąć swój. Bo w końcu nie wiadomo jakimi cudami od dysponował. A i jej myśli były raczej bardzo 18 + . Aż się jeszcze bardziej zarumieniła, przecież tak nie wypadało. Chociaż nie, nie wypada to jej leżeć półnaga z prawie, że obcym facetem w jakimś podrzędnym motelu, ale jak już się stało to pomarzyć zawsze można. Jego drobne gesty sugerowały, że nie tylko ona miała takie swoje rozmyślenia, czy nawet zamiary. Słysząc jego westchnięcie i kolejne słowa otworzyła oczy i zerknęła na niego. Nie odezwała się nawet słowem, po prostu oddała się mu. Uległa, bliżej szkota to już być nie mogła. Skwitowała to tylko błyskiem w oczach i zachęcającym uśmiechem. Bajka się nie urwie, a przynajmniej jeszcze nie. Chwila zastanowienia, pauzy, w której Yvi zdołała przeanalizować co się dzieje i dojść do wniosku, że się jej to podoba. Do tego doszedł nawet strach, że Dun jeszcze chwila i zrezygnuje ze swoich zamiarów. Nie rozczarowała się i po chwili byli złączeni w pocałunku. Może i mezalians, ale kto by się tym przejmował w tej chwili? Byli tylko oni, no i banda brudasów piętro niżej. Wszystko co zajdzie między nimi również między nimi zostanie. Kiedy dotrą do Japonii nie wiadomo co się będzie dziać i czy się jeszcze zobaczą. Więc wszelkie celibaty na bok. Każdy jego pocałunek odwzajemniła, czasem nawet zaczepnie przygryzła jego wargę. I jej dłonie przyłączyły się do całej zabawy, palce gładziły jego skórę. Już wcześniej miała na to ochotę, ale teraz nie musiała się już powstrzymywać.
- Bardzo przyjemne te Twoje myśli.- Szepnęła pomiędzy pocałunkami, komentując jego dłonie na swoich pośladkach. Dobra, zwyczajnie w świecie zaczęła go molestować, może nie w taki nachalny sposób, tak subtelnie, po ramionach i klacie, w którą tak się wcześniej wgapiała. Badała każdą nierówność pod placami i zarys mięśni. Tak nawet jakoś się działo, że jej rączka wędrowała coraz niżej i niżej. I wcale nie tylko nasz szkocki przystojniak się rozpędzał. Ona była już całkiem nieźle na niego nakręcona i na pewno już nie odpuści. Byłoby to wredne i niesprawiedliwe dla obu stron. I nie do wiary, ze się to dzieje, jeszcze kilka godzin temu przeklinała na siebie, że nie udało się jej z nim porozmawiać, a teraz migdaliła się z nim. Jakież to życie bywa przewrotne. W tym czasie jej dłoń zawróciła znad jego męskości i znów przesunęła się wyżej, ot tama mała zabawa. Ciekawe jak długo mężczyzna wytrzyma to napięcie, które między nimi zaistniało.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
- 18+:
- Jakim cudem nie zauważył jej wcześniej w tłumie? Pewnie, że było dużo osób, a on biegał zalatany po całej piwnicy namawiając niedoszłych zainteresowanych do zakupu jednego z jego dzieł. Najwidoczniej jednak wyprzedzał epokę lub za bardzo zalatywał stęchlizną dawnych lat aby jakikolwiek Piotrogrodzki amator sztuki się nim zainteresował
Spodobało mu się to, że nie uderzyła go, nie zrzuciła z łóżka ani nie wyklęła od najgorszych. Może to dlatego, że po prostu nie znała go jeszcze aż tak dobrze lub po prostu była wypita, zresztą jakie to miało znaczenie skoro nawzajem tego chcieli - przynajmniej w tej chwili.
Ego Duna urosło znacznie. Poczuł się ważny i doceniony przez Yvelin, a to w połączeniu z pijackim rozochoceniem zrodziło mieszankę wybuchową.
Z oczu wampira dobywały się dwie małe iskierki białego światła, które pulsowały lekko, gdy oddała mu pocałunek. Bawił się jej dolną wargą ssąc ją i przygryzając kłami. Dotyk jej miękkich dłoni sprawiał, że na jego karku jeżyły się włosy i przyjemne dreszcze spływały mu wzdłuż pleców.
Rozochocony jej zachowaniem podniósł się przeniósł ją pod siebie, chciał mieć pełny dostęp do całego jej ciała i móc podziwiać ja swobodnie. Podniósł na chwilę głowę przerywając pocałunek i przyglądając się jej teraz - wyglądała wspaniale. Przyłożył dłoń do jej policzka kciukiem wodząc po jej ustach łaskocząc je i rozchylając wargi. Nawet teraz, mimo że zdawała się taka młoda i krucha - niemal wyglądała, jak zdana na jego łaskę i niełaskę - czuł do niej coś co, z braku lepszego określenia i zrozumienia, nazwać mógł szacunkiem. Druga dłoń szybko odnalazła jej pierś, a usta szyję i obojczyk. Nadal czuł się niepewny, zdawało mu się, że przy mocniejszym ruchu połamałby ją dlatego z początku pieszczoty były lekkie. Językiem pieścił jej skórę zostawiając raz za czas malinkę lub kąsał ją lekko - byleby nie do krwi, wtedy mógłby zupełnie stracić kontrolę. Zresztą wypijać bez pytania to można dziwkę czy jakiegoś byle typa w ciemnym zaułku, a nie damę z wysokiego rodu, niegodne i uwłaczające byłoby to zachowanie.
- Piękna taka jesteś... pachniesz słodko... bardzo. - mruczał niskim tonem ściskając coraz mocniej jej biust i ocierając się o nią.
Sam zresztą był zaskoczony tym co bełkotał między pocałunkami jednak akurat teraz przyszło mu na prawienie komplementów.
Gdy dłonie dziewczyny wędrowały coraz niżej widać i słychać było jak podoba mu się to. Co więcej by ułatwić jej trud kilkoma machnięciami nogą pozbył się resztek garderoby, jednak ona postanowiła bawić się z nim. Może i nie miała zamiaru nigdzie mu uciekać, jednak jego cierpliwość była mocno nadwyrężona. Chwycił jej dłoń i położył ją wprost na swoim członku samemu zszarpując z niej koronkowe majteczki. Najwyżej jutro je zaszyje lub odkupi jej jakieś ładne przy pierwszym lepszym przypływie gotówki. Palce od razu odnalazły jej kobiecość sprawdzając bardzo dokładnie jej anatomię. Pieścił jej łechtaczkę i powoli wkładał i wyciągał z niej palce. Chciał przygotować ją na siebie, nie znał jej ciała zbyt dobrze, ale wiedział że do cienkich nie można go było zaliczyć, więc chciał darować jej zbędnego bólu - przy okazji zresztą dobrze bawiąc się poznając dokładnie ciało swojej kochanki. Wolał by raczej miło zapamiętała ich pierwszy - i miał nadzieję, że nie ostatni raz.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Po prostu nie rzucała się w oczy, jej zapach zmieszał się z brudnym plebsem w ludzkiej postaci o i już.
A powinna, co nie? Powinna przywalić mu w twarz, wyzwać od buraków i zrzucić z pryczy. Przykryć się starym kocem, odwrócić dupą i pójść spać. Mimo iż zdrowy rozsądek podpowiadał inaczej przyjęła go w swoje ramiona, oddała każdy pocałunek i raczyła jego ciało pieszczotami. Pozwoliła mu nawet być władczym i silnym samcem alfa, przewrócić ją na plecy i górować nad nią. Zawstydzać ją swoim spojrzeniem... przygryzła jego kciuk szukając właśnie jego wzroku. I właśnie była skaza na jego łaskę i nie łaskę, w sumie to teraz mógł z nią zrobić co tylko zechce. Była totalnie pod jego urokiem i wpływem. Pożądanie jakie do niego czuła odbierało jej resztki rozumu. Chciała się po prostu zatracić w tym uczuciu i zrobić coś dla siebie, a i dla niego przy okazji, coś co nie jest narzucone przez etykietę i co zostanie na zawsze tylko dla niej.
A powinna, co nie? Powinna przywalić mu w twarz, wyzwać od buraków i zrzucić z pryczy. Przykryć się starym kocem, odwrócić dupą i pójść spać. Mimo iż zdrowy rozsądek podpowiadał inaczej przyjęła go w swoje ramiona, oddała każdy pocałunek i raczyła jego ciało pieszczotami. Pozwoliła mu nawet być władczym i silnym samcem alfa, przewrócić ją na plecy i górować nad nią. Zawstydzać ją swoim spojrzeniem... przygryzła jego kciuk szukając właśnie jego wzroku. I właśnie była skaza na jego łaskę i nie łaskę, w sumie to teraz mógł z nią zrobić co tylko zechce. Była totalnie pod jego urokiem i wpływem. Pożądanie jakie do niego czuła odbierało jej resztki rozumu. Chciała się po prostu zatracić w tym uczuciu i zrobić coś dla siebie, a i dla niego przy okazji, coś co nie jest narzucone przez etykietę i co zostanie na zawsze tylko dla niej.
- +18:
- Drobne ciało wampirzycy drgało pod palcami kochanka, jak niezwykle czuły instrument z którego muzyk chciał wydobyć najsłodszą melodię. I jemu się to właśnie udawało, każde muśnięcie ustami jej szyi, każda malinka i ściśnięcie silnymi dłońmi piersi sprawiało, że spomiędzy malinowych ust wydobywały się jęki i pomruki. Dun mógł czuć się doceniony, jego starania nie szły na marne. Miło z jego strony, że nie wykorzystał chwili słabości dziewczyny i nie dziabnął ją kłami zanurzając je w jej ciele i spijając jej posokę. Już nawet pomijając, że byłoby to uwłaczające, czy niegodne, bo właściwie dziewuszka bzykała się z prawie, że nieznanym jej facetem w tanim zajeździe w środku dziczy. I co najlepsze, wcale tego nie żałowała. A jego nagle wypowiedziany komplement sprawił, że policzki młodej panny spłonęły rumieńcem. Wiedziała, że jest ładna, ale słowa wypowiedziane w takich, a nie innych okolicznościach miały inną, większą wagę. Może i chciała się z nim trochę pobawić, ale jego ruch dłonią dał jej jasno do zrozumienia, że to nie czas i miejsce na gierki. Przyjęła to do siebie i z lubieżnym wręcz uśmiechem palcami objęła jego, pokaźnych rozmiarów męskość i zaczęła masować. Nie ustępowała mu kroku, kiedy w końcu rozerwał jej majtki i zaczął zwiedzać te, dotąd niezbadane przez niego rejony jej ciała. Majtami proszę się nie przejmować, najwyżej przez kolejną noc, kiedy będą w trakcie podróży, będzie mu przypominać co jakiś czas, że ich na sobie nie ma. Coraz bardziej rozgrzana, rozochocona i gotowa rozchyliła przed nim swoje smukłe nogi. Był to gest wyraźnie zapraszający do skosztowania jej w każdym calu. Palce ześlizgnęły się z niego i powędrowały do ramion, gdzie rozpoczęły masaż. Nogi, oplotły go wokół bioder, a usta rzekły tylko dwa słowa... `zrób to`. Już starczyło tego dobrego, chciała go poczuć, tak bardzo wyraźnie w sobie. Wszak wszystko prowadziło właśnie do tych chwil uniesienia.... Ich pierwszy – i na pewno nie ostatni raz zapamięta na długo. Wiedziała to doskonale w chwili, kiedy postanowił ją tak konkretnie posiąść. A, że zniecierpliwiony był chłopak, z pewnością nie trzeba było go namawiać i już po chwili w pokoju rozległ się dźwięk kobiecego westchnienia przyjemności, kiedy tak rozkosznie rozdzierał ją od środa.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
- ditto:
- Sam z resztą też mógł zachować się jak gentleman - położyć się na kocu, przy ścianie udając, że torba z ciuchami to bardzo wygodna poduszka i spędzić resztę dnia pokutując za spanie na zimnej posadzce. Problemem było to, że wolał spać przynajmniej we względnej wygodzie, a i gentlemanem, nawet jak gościł na dworze swych rodzicieli, nazwać go się nie dało. Z resztą czy ktokolwiek - o bardziej lub mniej nawet zdrowych zmysłach - zrezygnowałby z przyjemności ciała z taką urodziwą dziewczyną?
Dłoń jego może była i twarda od ciągłej pracy, jednak nie była nieczuła na przyjemne ciepło jej ust i pogłębionego oddechu. Jeśli wiedział jeszcze chwilę temu, gdzie jest i co robi to niestety, ale teraz utracił wszystkie zdrowe zmysły. Pytanie tylko czy było to wtedy, gdy jej blada skóra oblała się rumieńcem, gdy zaczęła masować jego męskość... czy to zresztą ważne?
Mruczał i drżał jak dziki kocur, ciągle bawiąc się i masując jej wnętrze. Można się śmiać jednak praca z precyzyjnymi narzędziami wiele nauczyła go w tej materii, a całe doświadczenie przelewał właśnie na nią.
Dun nie przestawał póki nie była gotowa, a ze sam świetnie się bawił jednoczenie czując jej dłoń na sobie nie chciał przerywać. W końcu jednak oderwał się od niej i spojrzał jej prosto w oczy. Nie tylko on miał już chyba dość tej zabawy w podchody. Ona też wyglądała tak jakby chciała przejść do dania głównego. Szkot nie spodziewał się jednak, że aż tak bardzo będzie tego chciała. Jej nagłe przejęcie inicjatywy i krótkie polecenie przyjął z lekkim uśmiechem, jednak we wewnątrz cały się zagotował. Chwycił jej szyję i złoży na jej ustach długi, namiętny pocałunek, gdy powolnym ruchem zaczął się w nią wbijać.
Nagła zmiana tonu i stęknięcie które z siebie wydała zachęciło go tylko do dalszych działań. Powoli i pewnie wszedł w nią cały i już po chwili zaczął się w niej poruszać. Boże, jak dawno nie czuł się tak dobrze! Lekkie ruchy szybko przestały mu wystarczać - chciał mieć ją całą, teraz i natychmiast. Jego biodra przyspieszyły, gdy wsuwał się w nią coraz mocniej i gwałtowniej. Każdemu pchnięciu towarzyszyły pomruki i westchnienia dobywające się z jego gardła.
Lennox pochylił się nad nią chwytając jej włosy i ciągnąc gwałtownie do tyłu
- Yvelin... - stęknął cicho wprost do jej ucha gryząc jej szyję i zostawiając na niej ślady kłów.
Nagle chwycił ją mocno i pewnym ruchem przekręcił na brzuch. Nadal trzymał ją pewnym chwytem za włosy, jednak teraz miał swobodny dostęp do jej pośladków, a jak sama zauważyła Dun bardzo lubił klepać.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Mógłby oczywiście, ale jakoś nie bardzo umiała to sobie wyobrazić, że woli spędzić noc na ziemnej i obleśnej podłodze niż klepnąć ją tu i tam. Wydawał się mężczyzną bezpośrednim i zdecydowanym , który rzadko kiedy się waha i jak już podejmie decyzję to swoje zadanie wykonuje bardo kompetentnie. Pewnie się wiele nie pomyliła, był odważny i w przeciwieństwie do wielu szybko oswoił się z myślą, że blondynka jest wysokiej krwi i co najlepsze nie robił z tego powodu dramy. Traktował ją normalnie! O wielka Lilith całe szczęście. Zachlastałaby się jakby jeszcze silił się na jakąś etykietę czy coś...
- :3:
- Ale nie, Dun miał lepsze zajęcia i pomysły niż paniusiowanie, och chociażby modelowanie jej w swoich sprawnych łapach. Przez co Yvelin już dawno straciła orientację w terenie i czasie. I zatracała się w przyjemnościach bez opamiętania, zwłaszcza, że był tak wprawnym kochankiem. W tej chwili jednak chciała go znacznie więcej. Więc rzuciła władczo, bo przecież z natury wcale niebyła tak uległa i słaba. Jego reakcja była natychmiastowa i mocna, dokładnie tak jak blondynka lubiła. Wpiła się mocno ustami w jego wargi, w zdecydowanym i wulgarnym pocałunku. Nie było w tym nawet krzty romantyzmu, ale ogromne pożądanie. Doczekała się chwili kiedy już w pełni w niej był. To było właśnie to! Kiedy tylko przyspieszył, palce, które spoczywały na jego ramionach zaczęła wbijać się w jego ciało, paznokcie wchodziły w jego skórę. I nie było to wcale lekkie drapanie, a naprawdę mocny akt odzwierciedlający siłę jej uniesienia i rozkoszy jaką przeżywała..
Szarpnięta za włosy jęknęła głośno i wygięła się w łuk, wypychając piersi w jego stronę. Przyjemne drażnienie skóry na jej szyi, sprawiały, że w fali uniesienia wzdychała i pojękiwała prost do jego ucha. Bo powiedźmy sobie szczerze, że Yv lubiła mocne i konkretne pieszczoty i klepania. Nie była panienką, która musi być delikatnie miziana. O nie, ona lubiła silne dłonie i zdecydowanie, szarpnięcie tu i tam. Więc nawet nie protestowała kiedy przerzucił ją na brzuch jak worek kartofli. Mruknęła tylko i zaakceptowała zmianę swojego położenia, wypinając w jego stronę, krągłe pośladki, które swoją drogą już miał okazję tej nocy klepać i to nie raz. Zabujała nimi delikatnie i przywarła do jego bioder. Obróciła twarz w jego stronę, na tyle ile pozwalała jej pozycja i trzymane przez niego włosy. W jej oczach bardzo łatwo mógł zauważyć płomień pożądania, a rumiane policzki same mówiły za siebie. Chciała jeszcze!
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Odwaga szła u niego w parze z wolą życia. Może był szalony, jednak wiedział kiedy wiać by zachować przynajmniej swoje życie. Cóż, Williamem Wallacem nigdy się nie uważał, chociaż nie raz nadstawiał tyłka zdecydowanie bardziej niż powinien.
Duncan nadal odczuwał supremację dziewczyny w hierarchii i gdyby spotkali się wśród innych wampirów zapewne ich znajomość potoczyłaby się zupełnie inaczej. Tak jak oni padłby jej do nóg i oddał jej honory, jednak teraz byli po prostu dwoma przedstawicielami tego samego gatunku na zapyziałej i odizolowanej od zewnętrznego świata stacji. Gdy jedzie się tak długo na tym samym wózku to nawet wieśniak stałby się równy cesarzowi.
Jej pazurki dodały mu tylko animuszu. Warczał i przygryzał ją mocniej, gdy tylko czuł jak wbijają mu się w plecy i sprawiały, że dociskał się do niej mocniej - jeśli taki był jej cel to osiągnęła go z powodzeniem. Poza tym jego pociągnięcie za włosy dało taki sam efekt, namiętne jęknięcie i jej sutki wbijające się w jego tors to dokładnie to czego oczekiwał.
Niezależnie od jej decyzji nastał nowy poranek.
Phillips obudził się, gdy tylko słońce zaczęło znikać za nieboskłonem - nie potrafił spać zbyt długo, tym razem jednak nawet średnio wygodne, a teraz kompletnie zdezelowane łóżko nie przeszkodziło mu w podziwianiu pięknego zmierzchu. Powoli wstał patrząc na swoją śpiącą kochankę. Starał się wstać tak, by jej nie zbudzić. Na szczęście barman - jak reszta panów na dole - przywykła już do jego nocnego trybu życia i nie robili mu problemów.
Wstając najciszej jak się dało podszedł do komody i wziął z niej kajet i kawałek grafitu. Dziewczyna wyglądała słodko i niewinnie śpiąc więc skoro i tak musiał poczekać aż nie wstanie postanowił przynajmniej coś sobie naszkicować. Zawsze pozostanie jakaś miła pamiątka.
Przez minutę drapał się po szczecinie, która wyrosła mu przez noc i w końcu do głowy napłynął mu pomysł
- Śniąca księżniczka na zniszczonym łożu - bezdźwięcznie poruszył ustami i zaczął kreślić siadając na krześle pod oknem.
Duncan nadal odczuwał supremację dziewczyny w hierarchii i gdyby spotkali się wśród innych wampirów zapewne ich znajomość potoczyłaby się zupełnie inaczej. Tak jak oni padłby jej do nóg i oddał jej honory, jednak teraz byli po prostu dwoma przedstawicielami tego samego gatunku na zapyziałej i odizolowanej od zewnętrznego świata stacji. Gdy jedzie się tak długo na tym samym wózku to nawet wieśniak stałby się równy cesarzowi.
Jej pazurki dodały mu tylko animuszu. Warczał i przygryzał ją mocniej, gdy tylko czuł jak wbijają mu się w plecy i sprawiały, że dociskał się do niej mocniej - jeśli taki był jej cel to osiągnęła go z powodzeniem. Poza tym jego pociągnięcie za włosy dało taki sam efekt, namiętne jęknięcie i jej sutki wbijające się w jego tors to dokładnie to czego oczekiwał.
- ditto:
- Wampir upajał się całą sytuacją, ciągle macał jej biust, klepał w pośladki, szarpał włosy. Był panem chwili i to cieszyło go niesamowicie. Zresztą w obecnej pozycji znacznie łatwiej było wykonywać mu mocne i silne pchnięcia. Nie kochał jej, pieprzył jakby miało nie być jutra i mieli rozejść się w swoje strony - tego zresztą obawiał się najbardziej. Już przywykł do myśli jej towarzystwa i niespecjalnie chciał by go opuszczała. Jej spojrzenie uspokoiło go jednak. Ten namiętny wzrok sprawił, że jego policzki zaczerwieniły się jeszcze bardziej.
Łóżko. Co z nim? No właśnie to, że może wytrzymywało ich ciężar i nawet skok Lennoxa, ale przy coraz mocniejszych pchnięciach zaczęło poruszać się i trzeszczeć w rytm ich ruchów. Wcześnie nie przejmowali się nim ani innymi odgłosami, które wydawali bo i czemu mieliby. Teraz jednak, gdy przy mocniejszym uderzeniu nogi po prostu rozjechały się, a oni znaleźli się na ziemi nie dało się tego nie poczuć.
- A, jebać je... - mruknął zupełnie nieprzejęty.
Dun chwycił dziewczynę, by nic sobie nie zrobiła i jak tylko upewnił się, że jest w porządku znowu przekręcił ją na plecy i poderwał do góry. Żadne przeciwności nie byłyby w stanie zepsuć teraz jego nastroju. Szybko przyparł jej plecy do ściany i podtrzymując za pośladki ponownie wbił się w nią mocno i zaczął szybko i mocno wbijać się w jej szparkę.
Jego stęknięcia były coraz szybsze, a oddech płytszy. Mężczyzna zbliżał się do finiszu. I tak dobrze, że wytrzymał tyle patrząc na to jak długo nie miał już kobiety. Kilka potężniejszych pchnięć później wydał z gardła wydobył przeciągły ryk. Chwilę jeszcze poruszał się w niej składając kolejny gwałtowny pocałunek, który zakończył znacznie czulszym ssaniem wargi i namiętnym przygryzieniem jej.
- Ech, jutro trza bedzie naprawić... - mruknął sam do siebie z rezygnacją w głosie, jednak zaraz wybuchnął śmiechem. Jeśli ekipa na dole mogła udawać, że nie słyszy poprzednich dźwięków to na pewno części z nich do piwa wpadł tynk.
Powoli opadał z sił, jednak przeniósł ich jeszcze na wrak łóżka i tam objął mocno ramieniem gładząc jej plecy i całując delikatnie okrył ją kocem - co by dziewczę nie zmarzło mu za bardzo bo choroba w trasie to paskudna sprawa no.
- Bardzo mnie pszyjemnie było Yvellin. - postanowił przerwać w końcu ciszę przyglądając się jej lekko rozmarzonym wzrokiem.
Teraz pozostała mu jeszcze jedna potrzeba, której nie mógł zaspokoić przez dłuższy czas. Jego kły i oczy nadal świeciły, jednak znacznie bardziej drapieżnie niż poprzednio. Chwycił jej dłoń całując i liżąc jej nadgarstek utrzymując kontakt wzrokowy. "Błagam, tylko trochę" próbował jej powiedzieć. Nawet strach o to, że zrzuci go z łóżka był już jego najmniejszym zmartwieniem. Wiedział, że pociągnie jeszcze jakiś czas, jednak powoli miał już dość diety złożonej ze zwierząt i ludzi których "operował". Nie musiała się jednak obawiać tego, że jest chory, po każdym takim "posiłku" szprycował się zawałowymi ilościami lekarstw na wszystkie możliwe choróbska.
Niezależnie od jej decyzji nastał nowy poranek.
Phillips obudził się, gdy tylko słońce zaczęło znikać za nieboskłonem - nie potrafił spać zbyt długo, tym razem jednak nawet średnio wygodne, a teraz kompletnie zdezelowane łóżko nie przeszkodziło mu w podziwianiu pięknego zmierzchu. Powoli wstał patrząc na swoją śpiącą kochankę. Starał się wstać tak, by jej nie zbudzić. Na szczęście barman - jak reszta panów na dole - przywykła już do jego nocnego trybu życia i nie robili mu problemów.
Wstając najciszej jak się dało podszedł do komody i wziął z niej kajet i kawałek grafitu. Dziewczyna wyglądała słodko i niewinnie śpiąc więc skoro i tak musiał poczekać aż nie wstanie postanowił przynajmniej coś sobie naszkicować. Zawsze pozostanie jakaś miła pamiątka.
Przez minutę drapał się po szczecinie, która wyrosła mu przez noc i w końcu do głowy napłynął mu pomysł
- Śniąca księżniczka na zniszczonym łożu - bezdźwięcznie poruszył ustami i zaczął kreślić siadając na krześle pod oknem.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
No dobra dobra, ale ona o tym póki co nie wiedziała. Sądziła inaczej i w chwili obecnej niech tak zostanie. Taki silny, męski i odważny, och właśnie taki powinien być szkocki góral. Chociaż to całkiem zrozumiałe, ona przecież też uciekała przed łowca, mimo iż dysponowała większym arsenałem mocy. Miała też plecy w postaci rodzinki i takich tam różnych... Los szlachetnego wcale nie był taki łatwy, tylko się cieszyć, że poznali się na jakiejś wygwizdowie z dala od spojrzeń. Teraz to się nawet cieszyła, że na wystawie nie miała tej przyjemność, bo też raczej nie zaprowadziłoby ich to do obecnej sytuacji. Odbyło się bez szopek, ukłonów i tej całej sztucznej otoczki, której Yvi nie cierpiała. W sumie może powinna być wyniosła i gardzić niższymi poziomami, ale na cóż jej to? Ile ominęłoby ją przyjemności przez tak głupie zachowanie.
- Dzień dobry.- Od razu się przywitała, chociaż poczuła się nieco dziwnie. Właściwie to hmm, nie wiedziała jak ma się teraz do niego odnosić, jak zachować. Pierwszy raz była w takiej sytuacji bo i nie wiedziała co on o tym wszystkim sądzi teraz. Po przespanej nocy, po tym jak alkohol z nich wyparował, a wszelkie uniesienia zostały odsunięte na bok. Odrzuciła koc na bok, nie kryła się ze swoją nagością, bo i tak już ją widział, a nawet lepiej dotykał i pozwiedzał. W każdym razie tym razem nie o kuszenie go chodziło, a ogarnięcie się i ubranie. Pozbierała swoje ciuchy, powoli zaczęła się ubierać. Oczywiście spodnie nałożyła na głowy tyłek, bo ktoś jej majtki rozerwał, a inny komplecik został w bagażniku samochodu z jej torbą. O której całkiem zapomniała pijąc wódkę.
- Co robisz?- Zerknęła na towarzysza podróży z lekkim i figlarnym uśmiechem. Chcąc nie chcąc wciąż po głowie chodziły jej wydarzenia poprzedniej nocy. Dziewczę drogie ogarnij się, czas naprawić szkody, wyregulować rachunek i się zbierać. Chociaż jak tak patrzyła na rozkraczoną pryczę, poliki zaczynały jej płonąć. Oczywiście starała się odsunąć od siebie zboczone myśli i ogarnąć ich rzeczy i wszystko co powinna. Co do rozerwanych majtek, je zostawi dla kolejnych lokatorów powieszone na lampie, o!
- Powinniśmy się powoli zbierać Dun.- Ależ ona miała ochotę objąć jego twarz dłońmi i obdarować go gorącym pocałunkiem i mimo iż właściwie nic jej nie powstrzymywało nie zrobiła tego. Miała kilka obaw, po pierwsze, że jak to zrobi ciężko będzie jej zapanować nad swoim pożądaniem, a po drugie, że za bardzo się do niego przywiąże i rozstanie u kresu ich podróży będzie zbyt bolesne, ale nie może przecież na siłę go przy sobie trzymać. To zmieszanie, zakłopotanie i ból/obawa(?) (to drama specjalnie dla Ciebie xD), w każdym razie coś dziwnego odbijało się w jej oczach.
- c:
- Oddawała mu swoje ciało bez żadnego `ale`, pozwalała na każde klepnięcie i macnięcie oddając się jego dłonią. Nie udawała zawstydzonej dziewczynki, nie krępowała się też nagością, co przecież w przypadku kobiet często się zdarzało. Ona jednak nieczuła się skrępowana, nie siliła się na udawanie i powstrzymywanie swoich bądź co bądź dość głośnych jęków. Wyraźnie dawała do zrozumienia jemu, jak i panom piętro niżej jak jest jej dobrze. Jej spojrzenie, które go ukoiła mówiło to samo. Obawiała się chwili rozstania, obawiała się nawet kolejnego przebudzenia. Uwielbiała być wampirem, ludzie zawsze zwykli mówić, że w nocy jest coś magicznego, coś co sprawia, że niektóre rzeczy, których nie zrobiliby za dnia robią właśnie wtedy. Że muszą się powstrzymywać. Ona nie musiała, mrok otaczał ją cały czas i dawał poczucie pewnego bezpieczeństwa i intymności. I nagle kiedy trwali w tak cudownym uniesieniu łóżko rozjechało się na bok i trzasnęła o podłogę. Tego już nikt nie był wstanie zignorować. Można było się tylko domyślać jakie miny mieli mimowolni słuchacze ich igraszek. Skoro on nie miał zamiaru się przejmować, to ona tym bardziej. Podtrzymana jego ramieniem szybko pozbierała się z parteru i wraz z nim przeniosła w całkiem inne miejsce. Przyparta do ściany zadrżała, jej rozgrzana skóra natychmiast zareagowała po zetknięciu zimną ścianą, odruchowo przyległa do kochanka. Rękoma objęła go za kar, a nogami oplotła jego biodra. Co wcale nie utrudniło mu zadania ponownego wejścia w jej słodycz kobiecości. Właściwie tak bzykana przez niego czuła, że wcale nie brakuje jej wiele do peunej euforii. Przymknęła oczy, usta wpiła w jego wargi, ale pocałunek nie trwał długo, jej ciało naprężyło się, aby chwilę po tym rozluźnić się i wręcz opaść w jego ramiona. Kilka kolejnych, delikatniejszych pchnięć dopełniło całości, a namiętne pieszczoty ust uspokoiły ją i jej płonące ciało. Oparła głowę o jego ramię, wymęczył ją, ale było to cudowne uczucie. Na prawdę dawno nie czuła się tak wspaniale. Wsunęła palce w jego włosy, przeczesujące je delikatnie sunąc dłonią tuż przy skórze. Była zadowolona z tego powodu, że wciąż mogła zostać w jego ramionach. Jego bliskość była jej bardzo potrzebna. Nie spodziewała się u siebie takiej reakcji, ale cieszyła się, że i ta potrzeba po seksie została zaspokojona. Leżąc na rozwalonej, ale wciąż nawet całkiem wygodnej pryczy – oczywiście jak na standardy takiego zajadu.
- Mnie również i to bardzo.- Wcale nie musiała tego mówić, przecież to wszystko wyraźnie widział i czuł. Spoglądała mu w oczy, teraz mógł czytać z niej jak z otwartej księgi. Każde jej najdrobniejsze uczucie i myśl. Ona najwyraźniej też, na nieme pytanie tylko kiwnęła głową. Cóż może i nie powinna tego robić, ale nikt się o tym nie dowie. Muszą tylko uważać, szlachetna krew uzależnia i sprawia, że pijący ją przywiązuje się do swojego karmiciela. I niestety niektóre uczucia mogą okazać się tylko tworem uzależnienia.
- Dzień dobry.- Od razu się przywitała, chociaż poczuła się nieco dziwnie. Właściwie to hmm, nie wiedziała jak ma się teraz do niego odnosić, jak zachować. Pierwszy raz była w takiej sytuacji bo i nie wiedziała co on o tym wszystkim sądzi teraz. Po przespanej nocy, po tym jak alkohol z nich wyparował, a wszelkie uniesienia zostały odsunięte na bok. Odrzuciła koc na bok, nie kryła się ze swoją nagością, bo i tak już ją widział, a nawet lepiej dotykał i pozwiedzał. W każdym razie tym razem nie o kuszenie go chodziło, a ogarnięcie się i ubranie. Pozbierała swoje ciuchy, powoli zaczęła się ubierać. Oczywiście spodnie nałożyła na głowy tyłek, bo ktoś jej majtki rozerwał, a inny komplecik został w bagażniku samochodu z jej torbą. O której całkiem zapomniała pijąc wódkę.
- Co robisz?- Zerknęła na towarzysza podróży z lekkim i figlarnym uśmiechem. Chcąc nie chcąc wciąż po głowie chodziły jej wydarzenia poprzedniej nocy. Dziewczę drogie ogarnij się, czas naprawić szkody, wyregulować rachunek i się zbierać. Chociaż jak tak patrzyła na rozkraczoną pryczę, poliki zaczynały jej płonąć. Oczywiście starała się odsunąć od siebie zboczone myśli i ogarnąć ich rzeczy i wszystko co powinna. Co do rozerwanych majtek, je zostawi dla kolejnych lokatorów powieszone na lampie, o!
- Powinniśmy się powoli zbierać Dun.- Ależ ona miała ochotę objąć jego twarz dłońmi i obdarować go gorącym pocałunkiem i mimo iż właściwie nic jej nie powstrzymywało nie zrobiła tego. Miała kilka obaw, po pierwsze, że jak to zrobi ciężko będzie jej zapanować nad swoim pożądaniem, a po drugie, że za bardzo się do niego przywiąże i rozstanie u kresu ich podróży będzie zbyt bolesne, ale nie może przecież na siłę go przy sobie trzymać. To zmieszanie, zakłopotanie i ból/obawa(?) (to drama specjalnie dla Ciebie xD), w każdym razie coś dziwnego odbijało się w jej oczach.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Z wdzięcznością popatrzył jej w oczy i wkuł się delikatnie w jej nadgarstek. Jej krew była niesamowita! Gdyby nie to, że chwilę temu targał za sobą samochód, a potem pił i spędził bardzo przyjemne chwile w jej towarzystwie zapewne zaraz ruszyłby sie z miejsca. Słodka i pyszna czerwona ciecz przepełniona była jej smakiem i zapachem, a do tego czymś dziwnym. Czuł się niewyobrażalnie szczęśliwy, gdy ją pił, jakby właśnie do głowy wpadł mu kolejny "genialny" pomysł i mógł go zrealizować dokładnie w tej chwili. Spijał wszystko nie pozwalając by nawet kropla skapnęła gdzie indziej, niż do jego gardła. Syty oderwał od niej usta i pocałował ją w dłoń z wyrazem wdzięczności i czegoś jeszcze. Wtedy też jego oczy stały się mętne i padł na poduszkę.
Dobrze było mieć mocny łeb i odpowiednią zaprawę. Wczorajsze ilości alkoholu nawet nie śmiały mu przypominać o sobie w postaci otępienia czy bólu. Ba, nawet słońce które dopiero schodziło z nieba nie raziło go aż tak w oczy. Właściwie to czuł się wspaniale. Wszystko to dzięki upojnej nocy i krwi.
Co do snu to nie winił jej, było dawno po równonocy więc noce były długie i mroźne, więc mieli jako tako sporo czasu. Najbliższe przyjazne miasto było nie aż tak daleko, jednak rzeczywiście pół nocy drogi to nie w kij dmuchał.
Trochę już rysował, gdy usłyszał jak jego nieświadoma tego, że jest modelką, towarzyszka leniwie otworzyła oczy i zaczęła produkować dźwięki inne niż poprzednio. Odpowiedział jej ciepłym spojrzeniem w oczy i ładnym uśmiechem.
- A dzińdobyrek księżniczko. Śpiło sie dobrze? - rzucił jakby temat wczorajszej nocy nie istniał dla niego.
No bo z resztą o czym tu gadać? Spodobali się sobie, byli kompletnie sami na jednym łóżku to po prostu nie mogło skończyć się inaczej. Cieszył się, że jego rysunek był już w zaawansowanej fazie tworzenia, bo dziewczę ruszając się zupełnie popsuło mu koncepcję. Nie przestał jednak, nie mógł. Bał się, że jak zacznie naprawiać łóżko i ubierać się i żyć to wszystko wyleci mu z głowy pozostając niejasnym wspomnieniem, a z przyczyn bliżej mu nieznanych czuł, że potrzebuje uwiecznić to i zapamiętać, przynajmniej w formie rysunku.
Co chwila spoglądał na nią i uśmiechał się, gdy się ubierała, a potem znowu wracał do skupionego wyrazu twarzy co wyglądało dość komicznie, jak jakiś tik lub skurcze.
- Jak zrobie to pokaże - mruknął trochę speszony, bardzo nie lubił jak ktoś przeszkadzał mu w pracy, nie ważne kto i kiedy.[
W końcu, gdy skończył było już niemal zupełnie ciemno. Rysunek spodobał mu się, był co prawda zupełnie inny niż jego standardowe dzieła, jednak czuł, że postarał się robiąc go. Na koniec podpisał go wymyślonym wcześniej tytułem i swoim nazwiskiem. Jakby dziwnie nie brzmiało to co mówił pisać potrafił więc literki były kaligraficzne i eleganckie, to jedna z tych niewielu lekcji które wyjął z dworskiego nauczania.
Widział jak dziewczyna się krępuje, nie rozumiał do końca czemu, jednak zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie żałuje tego co stało się wczoraj.
- Yvelin? - spytał w końcu podchodząc do niej nagi i ze strapionym wyrazem twarzy - Wszystek dobrzu?
Chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie, spojrzał jej prosto w oczy.
- Mnie było fajnie i tobie też to co się martwić? - chwycił ją za pośladek i ścisnął lekko i nim puścił ją dał jej soczystego, ale krótkiego całusa.
Szybko ubrał się w pierwsze lepsze - i pachnące jak świeże ciuszki, a jakże wyglądające jak z zeszłej epoki - i przyjrzał się łóżku. Miała rację i nie mieli czasu na głupoty, powydłubywał gwoździe i szybko "scalił je w ręce" wciskając je z powrotem na miejsce. Jakby miał więcej czasu to pewnie zrobiły je tak że nigdy więcej nawet się nie zachwiało, jednak to powinno wystarczyć by nie płacić. Spakował wszystkie tuby, książki i inne szpargały do torby.
Po chwili już był na schodach w dół, jednak postanowił poczekać na dziewczę. Po tym co stało się wczoraj panowie mogliby być nieprzyjemni jakby ją odstąpił. Część panów była niemal stałymi bywalcami, jednak w kącie przy wejściu była jakaś grupka nieznajomych. Każdy ich olał, a oni bardzo próbowali uskuteczniać zwracanie na siebie uwagi. Widać, że byli nawaleni w sztok. Krzyczeli, o coś się sprzeczali a potem znowu śmiali - tacy typowe niegroźne towarzystwo którego po prostu lepiej było nie zaczepiać.
Starsi bywalcy łącznie z Olegiem jednak od razu zwrócili się ku schodzącej parce. Chłopaki miały głupie uśmiechy i kilku rzuciło jakiś komentarz. Dobrze, że dziewczyna nie rozumiała mowy prostaków bo z razu by się zarumieniła, jednak w sumie nie trudno było rozgryźć treść. Dun oczywiście odpowiadał im równie prostymi i przepełnionymi wulgaryzmami ripostami.
Opłacenie wszystkiego było proste szybkie i przyjemne. Barman zakapior nie robił trudności tylko też wykrzywił swoją mordkę w czymś co pewnie było uśmiechem. Szkot znowu zmierzył się z nim spojrzeniami jakby mieli skoczyć sobie do gardeł, a z ich gardeł dobywały się warknięcia - w końcu jednak spuścili z tonu i po załatwieniu problemów uścisnęli się jakby byli przynajmniej braćmi i pożegnali.
- No tu lecim. Załatwione wszystko i opłacone. - odparł w końcu spoglądając na dziewczynę i puszczając ją przodem.
Gdy byli tuż przed drzwiami stało się coś czego każdy chyba mógł się spodziewać, jeden z siedzących bliżej panów rzucił bardzo niewybrednym komentarzem w stronę Yvelin i spróbował wymierzyć jej raz w zadek. Dun mógł zrozumieć wiele i znieść jeszcze więcej, jednak czuł się związany z panienką, której obiecał ochronę. Była nie tylko jego przepustką do lepszego bytowania, ale i szlachetnokrwistą. Pospiesznie wypchnął ją przez drzwi aby przypadkiem nie zareagowała na to. Tuż za drzwiami rzucił jej kluczyk i powiedział aby zatankowała samochód. Przez utłuszczone kurzem i smarem okno słychać było jednak jak ekipka bardzo cieszyła się z wybryku ich kolegi, ba komentowali jego i ją aż za często używając słów "cyka" i "blyat". Mężczyzna zdjął rękawiczki rzucił je na ziemię ponownie wchodząc do baru. Dało się tylko słyszeć jego wściekłe krzyki, a śmiechy i muzyka naraz urwały. Następnie trzask pękających butelek i szklanek poprzedzony dźwiękiem łamiącego sie drewna. Potem jedynie słychać było kotłowanie się ludzi, szuranie krzeseł, ciosy i ludzi padających na ziemię. Dunowi w jego "wyrównywaniu rachunków" pomogło całkiem sporo osób, baba i wódka to była rzecz święta, a ci zdecydowanie nadużyli gościnności tego lokalu.
Wściekły wampir wyszedł ze sporej wielkości siniakiem pod okiem, jednak wyszczerzony i ciągle drżący z podniecenia. Chciałby zostać i pokazać im do czego zdolny jest lekarz bez uprawnień, jednak Oleg obiecał mu zająć się tą sprawą, a jeśli komuś w materii nawalania komuś w pysk można było zawierzyć to na pewno jemu. To uspokoiło naukowca, który zresztą wyżył się na twarzach tamtych dupków.
Szybko podniósł torby i ruszył w stronę samochodu.
- Do Maswy styknie, potem go poreperuje. - uznał fachowym okiem i wsiadł za kółko czekając na dziewczę. Gdy tylko wsiadła ruszył powoli przed siebie niespecjalnie skupiony na drodze i uśmiechnięty.
Dobrze było mieć mocny łeb i odpowiednią zaprawę. Wczorajsze ilości alkoholu nawet nie śmiały mu przypominać o sobie w postaci otępienia czy bólu. Ba, nawet słońce które dopiero schodziło z nieba nie raziło go aż tak w oczy. Właściwie to czuł się wspaniale. Wszystko to dzięki upojnej nocy i krwi.
Co do snu to nie winił jej, było dawno po równonocy więc noce były długie i mroźne, więc mieli jako tako sporo czasu. Najbliższe przyjazne miasto było nie aż tak daleko, jednak rzeczywiście pół nocy drogi to nie w kij dmuchał.
Trochę już rysował, gdy usłyszał jak jego nieświadoma tego, że jest modelką, towarzyszka leniwie otworzyła oczy i zaczęła produkować dźwięki inne niż poprzednio. Odpowiedział jej ciepłym spojrzeniem w oczy i ładnym uśmiechem.
- A dzińdobyrek księżniczko. Śpiło sie dobrze? - rzucił jakby temat wczorajszej nocy nie istniał dla niego.
No bo z resztą o czym tu gadać? Spodobali się sobie, byli kompletnie sami na jednym łóżku to po prostu nie mogło skończyć się inaczej. Cieszył się, że jego rysunek był już w zaawansowanej fazie tworzenia, bo dziewczę ruszając się zupełnie popsuło mu koncepcję. Nie przestał jednak, nie mógł. Bał się, że jak zacznie naprawiać łóżko i ubierać się i żyć to wszystko wyleci mu z głowy pozostając niejasnym wspomnieniem, a z przyczyn bliżej mu nieznanych czuł, że potrzebuje uwiecznić to i zapamiętać, przynajmniej w formie rysunku.
Co chwila spoglądał na nią i uśmiechał się, gdy się ubierała, a potem znowu wracał do skupionego wyrazu twarzy co wyglądało dość komicznie, jak jakiś tik lub skurcze.
- Jak zrobie to pokaże - mruknął trochę speszony, bardzo nie lubił jak ktoś przeszkadzał mu w pracy, nie ważne kto i kiedy.[
W końcu, gdy skończył było już niemal zupełnie ciemno. Rysunek spodobał mu się, był co prawda zupełnie inny niż jego standardowe dzieła, jednak czuł, że postarał się robiąc go. Na koniec podpisał go wymyślonym wcześniej tytułem i swoim nazwiskiem. Jakby dziwnie nie brzmiało to co mówił pisać potrafił więc literki były kaligraficzne i eleganckie, to jedna z tych niewielu lekcji które wyjął z dworskiego nauczania.
Widział jak dziewczyna się krępuje, nie rozumiał do końca czemu, jednak zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie żałuje tego co stało się wczoraj.
- Yvelin? - spytał w końcu podchodząc do niej nagi i ze strapionym wyrazem twarzy - Wszystek dobrzu?
Chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie, spojrzał jej prosto w oczy.
- Mnie było fajnie i tobie też to co się martwić? - chwycił ją za pośladek i ścisnął lekko i nim puścił ją dał jej soczystego, ale krótkiego całusa.
Szybko ubrał się w pierwsze lepsze - i pachnące jak świeże ciuszki, a jakże wyglądające jak z zeszłej epoki - i przyjrzał się łóżku. Miała rację i nie mieli czasu na głupoty, powydłubywał gwoździe i szybko "scalił je w ręce" wciskając je z powrotem na miejsce. Jakby miał więcej czasu to pewnie zrobiły je tak że nigdy więcej nawet się nie zachwiało, jednak to powinno wystarczyć by nie płacić. Spakował wszystkie tuby, książki i inne szpargały do torby.
Po chwili już był na schodach w dół, jednak postanowił poczekać na dziewczę. Po tym co stało się wczoraj panowie mogliby być nieprzyjemni jakby ją odstąpił. Część panów była niemal stałymi bywalcami, jednak w kącie przy wejściu była jakaś grupka nieznajomych. Każdy ich olał, a oni bardzo próbowali uskuteczniać zwracanie na siebie uwagi. Widać, że byli nawaleni w sztok. Krzyczeli, o coś się sprzeczali a potem znowu śmiali - tacy typowe niegroźne towarzystwo którego po prostu lepiej było nie zaczepiać.
Starsi bywalcy łącznie z Olegiem jednak od razu zwrócili się ku schodzącej parce. Chłopaki miały głupie uśmiechy i kilku rzuciło jakiś komentarz. Dobrze, że dziewczyna nie rozumiała mowy prostaków bo z razu by się zarumieniła, jednak w sumie nie trudno było rozgryźć treść. Dun oczywiście odpowiadał im równie prostymi i przepełnionymi wulgaryzmami ripostami.
Opłacenie wszystkiego było proste szybkie i przyjemne. Barman zakapior nie robił trudności tylko też wykrzywił swoją mordkę w czymś co pewnie było uśmiechem. Szkot znowu zmierzył się z nim spojrzeniami jakby mieli skoczyć sobie do gardeł, a z ich gardeł dobywały się warknięcia - w końcu jednak spuścili z tonu i po załatwieniu problemów uścisnęli się jakby byli przynajmniej braćmi i pożegnali.
- No tu lecim. Załatwione wszystko i opłacone. - odparł w końcu spoglądając na dziewczynę i puszczając ją przodem.
Gdy byli tuż przed drzwiami stało się coś czego każdy chyba mógł się spodziewać, jeden z siedzących bliżej panów rzucił bardzo niewybrednym komentarzem w stronę Yvelin i spróbował wymierzyć jej raz w zadek. Dun mógł zrozumieć wiele i znieść jeszcze więcej, jednak czuł się związany z panienką, której obiecał ochronę. Była nie tylko jego przepustką do lepszego bytowania, ale i szlachetnokrwistą. Pospiesznie wypchnął ją przez drzwi aby przypadkiem nie zareagowała na to. Tuż za drzwiami rzucił jej kluczyk i powiedział aby zatankowała samochód. Przez utłuszczone kurzem i smarem okno słychać było jednak jak ekipka bardzo cieszyła się z wybryku ich kolegi, ba komentowali jego i ją aż za często używając słów "cyka" i "blyat". Mężczyzna zdjął rękawiczki rzucił je na ziemię ponownie wchodząc do baru. Dało się tylko słyszeć jego wściekłe krzyki, a śmiechy i muzyka naraz urwały. Następnie trzask pękających butelek i szklanek poprzedzony dźwiękiem łamiącego sie drewna. Potem jedynie słychać było kotłowanie się ludzi, szuranie krzeseł, ciosy i ludzi padających na ziemię. Dunowi w jego "wyrównywaniu rachunków" pomogło całkiem sporo osób, baba i wódka to była rzecz święta, a ci zdecydowanie nadużyli gościnności tego lokalu.
Wściekły wampir wyszedł ze sporej wielkości siniakiem pod okiem, jednak wyszczerzony i ciągle drżący z podniecenia. Chciałby zostać i pokazać im do czego zdolny jest lekarz bez uprawnień, jednak Oleg obiecał mu zająć się tą sprawą, a jeśli komuś w materii nawalania komuś w pysk można było zawierzyć to na pewno jemu. To uspokoiło naukowca, który zresztą wyżył się na twarzach tamtych dupków.
Szybko podniósł torby i ruszył w stronę samochodu.
- Do Maswy styknie, potem go poreperuje. - uznał fachowym okiem i wsiadł za kółko czekając na dziewczę. Gdy tylko wsiadła ruszył powoli przed siebie niespecjalnie skupiony na drodze i uśmiechnięty.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Dziewczę nie mogło pochwalić się brakiem negatywnych skutków wczorajszego picia. I choć nie było tak tragicznie, to głowa gdzieś tam ją ćmiła, do tego coś tam ją kuło w sumienie. Chociaż właśnie była to raczej kwestia zagubienia i tego, że nie bardzo wiedziała, jaki to teraz do niej stosunek mieć będzie mężczyzna. Opcji było kilka i każda całkiem realna, a przecież to wpływało na jej zachowanie. Z początku, całkiem tak jak on nie wracała do tego co się stało. Było minęło, nastała kolejna noc i są ważniejsze sprawy niż roztrząsanie tego co przecież i tak było przyjemne, ale jak wiadomo problematyczne dla młodej dziewczyny. Dopiero się nauczy jak postępować z facetami dnia kolejnego, jak odróżniać i nazywać swoje uczucia. Była taka młodziutka i niedoświadczona.
- Tak, nawet bardzo.- Rzuciła w jego stronę odpowiedź, odwzajemniając uśmiech. Przecież nie będzie zgryźliwa i nie miła, powodu nie było. Chociaż dalsza wymiana zdań byłą dość dziwna. Zwłaszcza jak nie chciał uchylić przed nią rąbka tajemnicy i powiedzieć co tam tworzy. Zmarszczyła brwi, ale przyjęła to do wiadomość, nie odpowiadając już ani jednym słowem i dając mu święty spokój. Krzątała się trochę bez celu, aż w pewnej chwili uświadomiła sobie, że tuż obok niej stoi nagusieńki mężczyzna. Nie zdołała zarejestrować chwili w której skończył tworzyć swoje małe arcydzieło. Nawet nie wiedziała, że na obrazku znajduje się ona.
-Hmm?- Mruknęła w reakcji na swoje imię i obejrzała się na kochanka. Starała się utrzymać z nim kontakt wzrokowy, ale świadomość, że stał przed nią nagusieńki wygrała z nią. Jej oczka zbiegły wzdłuż jego ciała zatrzymując się na wiadomej części. Jej usteczka się nieco rozchyliły. Na szczęście jego głos sprowadził ją na ziemię, w tak bardzo brutalny, ale skuteczny sposób. Kocie oczy znów świdrowały jego twarz, przez chwilę wydawało się, że blondynka nie wie o czym mężczyzna mówi, aby po chwili pokiwać głową.
- W jak najlepszym, tak, tak.- Coś tam jeszcze chciała powiedzieć, ale nie zdołała, przyciągnął ją do siebie ramieniem, uścisk na pośladkach sprawił, że nieco się zrelaksowała. Napięcie z twarzy zeszło, pogładziła go czule po lekkim zaroście oddając lekkie skubnięcie jego warg.
- Masz rację.- Skwitowała obecną sytuację, choć jakieś tam niedopowiedzenia zostały, ale po co robić sobie dodatkowe problemy i doszukiwać się dziury w całym. Szlachetna musiała po prostu sobie odpuścić i zobaczyć jak się to wszystko potoczy.
Zerkała mu przez ramie, starając się nie przekraczać granicy osobistej, aby go nie rozpraszać i nie denerwować. Niech sobie spokojnie pracuje nad naprawą łóżka, ale po prostu ją to ciekawiło.
Byli gotowi do drogi, wampirzyca starała się trzymać jak najbliżej szkota i nie zwracać uwagi na spojrzenia jakie ich obiegły z chwilą pojawienia się na schodach. Nie robiła też szopki udając wywyższającą się damę. Komentarze choć nie zrozumiałe to domyślała się czego mogły dotyczyć, nie reagowała, zwłaszcza, że nie wiedziała jak miałaby się na nich wydrzeć. Aż tak języka nie znała, tą sprawą i rzucaniem odpowiedzi zajął się mężczyzna, znacznie lepiej wprawiony w rosyjskich rozmówkach. Z resztą niech sobie pogadają, a co jej tam, i tak już nigdy tu nie wróci i nie zobaczy tych zakazanych mord. Sytuacja przy drzwiach jednak wytrąciła ją z równowagi.
- Osz kurna Ty brudna świnio!- Zaczęła przeklinać na gościa, który miał nadziej sobie skorzystać i już chciała przywalić kolesiowi z liścia, kiedy to znalazła się na zewnątrz. Spojrzała tylko z wyrzutem na swojego obrońce i z chwilowym fochem i przewróceniem oczami poszła zatankować samochód. Była przez chwilę zła jak osa, lubiła być samodzielna, długo radziła sobie sama, więc teraz tak nagle odpuścić było ciężko. Przeszło jej jednak kiedy z gwarnego miejsca, w którym na pierwszy rzut oka było widać, że jest burda wyszedł obrońca jej dobrego imienia. Spory siniak lśnił pod jego okiem, serce Yvi skruszyło się na ten widok. Była mu tak bardzo wdzięczna, że zdołała ją wyprowadzić i nie pozwolić aby i ona brała udział w niekontrolowanej walce. Tylko ten jego wyraz twarzy był dość niepokojący. Nie mówiąc jeszcze nic wsiadła do samochodu od strony pasażera, wcześniej zdołała przytaszczyć swoją walizkę z bagażnika na tylne siedzenie. Miała nadzieję, gdzieś w trasie się przebrać. W końcu ciemno i może to zrobić na tylnym siedzeniu w trakcie jazdy. Teraz oczywiście dała sobie spokój i poczekała aż ruszą.
- Dun?- Ostrożnie i delikatnie położyła dłoń na jego nodze. Nie chciała go rozproszyć. - Nic Ci nie jest?- Martwiła się? Oczywiście, przecież wdał się w bójkę i jeszcze sam oberwał.
- Dziękuję.- Wypowiedziała w końcu to słowo, chociaż rzadko się jej zdarzało dziękować czy też przepraszać. Wyznawała zasadę, że używa tych słów tylko kiedy rzeczywiście odzwierciedlają one szczere intencje. Tak też było w tym przypadku.
Jakiś czas droga była spokojna, bez większych problemów i komplikacji, było miło i przyjemnie. Parka sobie pewnie rozmawiała, śmiała się, na pewno jakoś zabijali nudę będąc w trasie. I pomimo wcześniejszych zapewnień szkota samochód zaczął wydawać dziwne krztuszące się odgłosy, a spod maski zaczął wydobywać się dym. A to niespodzianka. Gorzej było z tym, że byli gdzieś pośrodku niczego.
- Wiedziałam, że coś się będzie z nim dziać.- Mruknęła pod nosem, zadowolona niebyła z pewnością podobnie jak on. W takiej sytuacji trzeba było zjechać na pobocze i tak nie uczęszczanej przez nikogo drogi.
- Przegrzał się?- Obróciła głowę w stronę kierowcy, bo ona to się nie zna na takich rzeczach.
- Tak, nawet bardzo.- Rzuciła w jego stronę odpowiedź, odwzajemniając uśmiech. Przecież nie będzie zgryźliwa i nie miła, powodu nie było. Chociaż dalsza wymiana zdań byłą dość dziwna. Zwłaszcza jak nie chciał uchylić przed nią rąbka tajemnicy i powiedzieć co tam tworzy. Zmarszczyła brwi, ale przyjęła to do wiadomość, nie odpowiadając już ani jednym słowem i dając mu święty spokój. Krzątała się trochę bez celu, aż w pewnej chwili uświadomiła sobie, że tuż obok niej stoi nagusieńki mężczyzna. Nie zdołała zarejestrować chwili w której skończył tworzyć swoje małe arcydzieło. Nawet nie wiedziała, że na obrazku znajduje się ona.
-Hmm?- Mruknęła w reakcji na swoje imię i obejrzała się na kochanka. Starała się utrzymać z nim kontakt wzrokowy, ale świadomość, że stał przed nią nagusieńki wygrała z nią. Jej oczka zbiegły wzdłuż jego ciała zatrzymując się na wiadomej części. Jej usteczka się nieco rozchyliły. Na szczęście jego głos sprowadził ją na ziemię, w tak bardzo brutalny, ale skuteczny sposób. Kocie oczy znów świdrowały jego twarz, przez chwilę wydawało się, że blondynka nie wie o czym mężczyzna mówi, aby po chwili pokiwać głową.
- W jak najlepszym, tak, tak.- Coś tam jeszcze chciała powiedzieć, ale nie zdołała, przyciągnął ją do siebie ramieniem, uścisk na pośladkach sprawił, że nieco się zrelaksowała. Napięcie z twarzy zeszło, pogładziła go czule po lekkim zaroście oddając lekkie skubnięcie jego warg.
- Masz rację.- Skwitowała obecną sytuację, choć jakieś tam niedopowiedzenia zostały, ale po co robić sobie dodatkowe problemy i doszukiwać się dziury w całym. Szlachetna musiała po prostu sobie odpuścić i zobaczyć jak się to wszystko potoczy.
Zerkała mu przez ramie, starając się nie przekraczać granicy osobistej, aby go nie rozpraszać i nie denerwować. Niech sobie spokojnie pracuje nad naprawą łóżka, ale po prostu ją to ciekawiło.
Byli gotowi do drogi, wampirzyca starała się trzymać jak najbliżej szkota i nie zwracać uwagi na spojrzenia jakie ich obiegły z chwilą pojawienia się na schodach. Nie robiła też szopki udając wywyższającą się damę. Komentarze choć nie zrozumiałe to domyślała się czego mogły dotyczyć, nie reagowała, zwłaszcza, że nie wiedziała jak miałaby się na nich wydrzeć. Aż tak języka nie znała, tą sprawą i rzucaniem odpowiedzi zajął się mężczyzna, znacznie lepiej wprawiony w rosyjskich rozmówkach. Z resztą niech sobie pogadają, a co jej tam, i tak już nigdy tu nie wróci i nie zobaczy tych zakazanych mord. Sytuacja przy drzwiach jednak wytrąciła ją z równowagi.
- Osz kurna Ty brudna świnio!- Zaczęła przeklinać na gościa, który miał nadziej sobie skorzystać i już chciała przywalić kolesiowi z liścia, kiedy to znalazła się na zewnątrz. Spojrzała tylko z wyrzutem na swojego obrońce i z chwilowym fochem i przewróceniem oczami poszła zatankować samochód. Była przez chwilę zła jak osa, lubiła być samodzielna, długo radziła sobie sama, więc teraz tak nagle odpuścić było ciężko. Przeszło jej jednak kiedy z gwarnego miejsca, w którym na pierwszy rzut oka było widać, że jest burda wyszedł obrońca jej dobrego imienia. Spory siniak lśnił pod jego okiem, serce Yvi skruszyło się na ten widok. Była mu tak bardzo wdzięczna, że zdołała ją wyprowadzić i nie pozwolić aby i ona brała udział w niekontrolowanej walce. Tylko ten jego wyraz twarzy był dość niepokojący. Nie mówiąc jeszcze nic wsiadła do samochodu od strony pasażera, wcześniej zdołała przytaszczyć swoją walizkę z bagażnika na tylne siedzenie. Miała nadzieję, gdzieś w trasie się przebrać. W końcu ciemno i może to zrobić na tylnym siedzeniu w trakcie jazdy. Teraz oczywiście dała sobie spokój i poczekała aż ruszą.
- Dun?- Ostrożnie i delikatnie położyła dłoń na jego nodze. Nie chciała go rozproszyć. - Nic Ci nie jest?- Martwiła się? Oczywiście, przecież wdał się w bójkę i jeszcze sam oberwał.
- Dziękuję.- Wypowiedziała w końcu to słowo, chociaż rzadko się jej zdarzało dziękować czy też przepraszać. Wyznawała zasadę, że używa tych słów tylko kiedy rzeczywiście odzwierciedlają one szczere intencje. Tak też było w tym przypadku.
Jakiś czas droga była spokojna, bez większych problemów i komplikacji, było miło i przyjemnie. Parka sobie pewnie rozmawiała, śmiała się, na pewno jakoś zabijali nudę będąc w trasie. I pomimo wcześniejszych zapewnień szkota samochód zaczął wydawać dziwne krztuszące się odgłosy, a spod maski zaczął wydobywać się dym. A to niespodzianka. Gorzej było z tym, że byli gdzieś pośrodku niczego.
- Wiedziałam, że coś się będzie z nim dziać.- Mruknęła pod nosem, zadowolona niebyła z pewnością podobnie jak on. W takiej sytuacji trzeba było zjechać na pobocze i tak nie uczęszczanej przez nikogo drogi.
- Przegrzał się?- Obróciła głowę w stronę kierowcy, bo ona to się nie zna na takich rzeczach.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Brudna świnia, którą chciała spoliczkować zamieni się w prawdziwe żarcie dla świń, ale tego Duncan wolał jej nie mówić. Ona by nie zrozumiała tego jak wygląda życie na szalonym wschodzie. Zapomniane przez boga i policję tereny imały się własnych praw, a najważniejszym jest to by być z lokalnymi watażkami w dobrych warunkach. Duncan zapracował sobie na to tym co robił dla tych ludzi i dzięki temu niemal wkupił się w ich łaski. Czuł się dobrze sprowadzając na nich sprawiedliwość. Jej foch przyjął tylko ze wzruszeniem ramion, to nie tak że nie chciał by dała upust swojemu gniewowi, ale był facetem. Jakby go wyręczyła to pomijając to jakby kumple o nim pomyśleli sam miałby kaca moralnego, którego nie zmyłby żaden spirytus.
Wyszedł uradowany bo jaki miał być, wyżył się. Pokazał, że należy na niego uważać w takim samym stopniu jak nie bardziej niż na resztę. Tylko oko trochę go szczypało przypominając, że kiedyś mógłby w końcu nauczyć się jakiejś sztuki walki... ach tak przecież one nie pomagają w warsztacie ani nie są darmo. Może kiedyś, jak nie będzie mieć nic lepszego do roboty? Czytał kiedyś o jakichś śmiesznych ludziach co to mieszkają w górach i biją węgle łapami, nie żeby to było coś bo też tak potrafił walnąć, ale oni tam też bez żadnych narzędzi ani warsztatów. Z samej ciekawości by się tam pojawił i sprawdził co oni tam robią. Gorzej jakby byli to łowcy... wtedy nie przekonałby ich, że jest robotny, a krew to zwierzęcą głównie chłepcze bo czasu na szukanie żywicieli zawsze brakowało.
Gdy położyła mu dłoń na nodze odwrócił się, droga prosta to i wystarczy, że kurs będzie trzymał.
- Ach, co? - spytał odpędzając dość dziwny potok myśli i spoglądając na nią z zaskoczonym wyrazem twarzy - Ni, wporząsiu. Gorzej było jak se musiałem raz sklepać wszystkiech ludzi w lokulu. Panów było nauczyć, jak się damy traktuje i po robocie. - zabrzmiał teraz jak potworny hipokryta, jednak w jego mniemaniu sytuacja była znacznie inna.
Aby uspokoić ją jakoś zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na jej policzku, a potem powoli przesunął ją na ramię ramieniu ściskając je.
- Niezamaco, obiecołem że bede chronił przeca. - Odparł z łobuzerskim uśmiechem. Gdyby nie szczecina i poważny głos wyglądałby teraz jak dzieciak, beztroski i szczęśliwy, że udało mu się osiągnąć cel.
-chcesz to se zobacz kajet. Obiecałe, że pokaże jak skończe to se zobacz, jak się spodoba to se weź. Próbował ją jakoś pocieszyć, ale ciężko to wychodziło bez alkoholu i przy prowadzeniu samochodu, poza tym ciekaw był strasznie co ona myśli o jego rysunkach. Była na wystawie, ale kupić nic nie kupiła - według jego wiedzy.
- Z przyjemnościom im naklepałem bo to chamy i prostaki były, księżniczki tykać nie wolno. Ale powiedz mi lepiej jak to oko bo lustra nie było a fajnie wiedzieć co z nim.
Gadał, dworował, świńskie dowcipy, dziwne anegdotki - czas płynął szybko, ale oczywiście wampir nie mógł po prostu bezproblemowo. Samochód w końcu zakaszlał kilka razy coś zaturkotało nieprzyjemnie i tyle było z dalszej jazdy. Szybko zjechał na pobocze.
- Kurwa, chuj... trza było tam sprawdzić, ale chuj i tak tam nikt na zapas nimo to gówno... - powiedział i zaczął kląć siarczyście wychodząc z samochodu i otwierając maskę tak gwałtownie, że aż zajęczała nieprzyjemnie prawie urywając się od reszty.
Przez pewien czas odpędzał dym, jednak dobrze wiedział co się zepsuło.
- Ten dinks co się łonacy poszedł. Bym miał na zapas to bym se zamienił, ale tak to nie pójdzie. - odparł bardzo fachowym żargonem.
Przez chwilę jeszcze się przymierzał czy mocą czegoś nie zdziała, ale się raczej nie dało. Z gówna bicza nie ukręcisz jak to powiadają.
- W dupę kurwa, daleko po zbóju w obie strony. - ciągnął wiązankę rozglądając się za jakimiś domkami lub czymkolwiek. Tak czy inaczej innej opcji nie było bo zostawić resztek swojego dobytku nie chciał, a i dziewczę pewnie miało coś co by chciała zabrać.
Wyszedł z samochodu i wrzucił samochód na luz idąc wraz z nim.
- Wypatruj cuś bo ja z jednym okiem to cienko wyprzędę, mapę sprawdź. - komenderował jej sapiąc lekko, jednak ten samochód był lżejszy od jego, nawet z dodatkowym pasażerem i jego tobołami.
Miał nadzieję przynajmniej na jakąś wieś, tam ukradłby po prostu potrzebną część i po robocie, ale z jednym okiem i to też przyćmionym przez siniaka trochę ciężko patrzyło mu się na dalej niż 200 metrów.
Wyszedł uradowany bo jaki miał być, wyżył się. Pokazał, że należy na niego uważać w takim samym stopniu jak nie bardziej niż na resztę. Tylko oko trochę go szczypało przypominając, że kiedyś mógłby w końcu nauczyć się jakiejś sztuki walki... ach tak przecież one nie pomagają w warsztacie ani nie są darmo. Może kiedyś, jak nie będzie mieć nic lepszego do roboty? Czytał kiedyś o jakichś śmiesznych ludziach co to mieszkają w górach i biją węgle łapami, nie żeby to było coś bo też tak potrafił walnąć, ale oni tam też bez żadnych narzędzi ani warsztatów. Z samej ciekawości by się tam pojawił i sprawdził co oni tam robią. Gorzej jakby byli to łowcy... wtedy nie przekonałby ich, że jest robotny, a krew to zwierzęcą głównie chłepcze bo czasu na szukanie żywicieli zawsze brakowało.
Gdy położyła mu dłoń na nodze odwrócił się, droga prosta to i wystarczy, że kurs będzie trzymał.
- Ach, co? - spytał odpędzając dość dziwny potok myśli i spoglądając na nią z zaskoczonym wyrazem twarzy - Ni, wporząsiu. Gorzej było jak se musiałem raz sklepać wszystkiech ludzi w lokulu. Panów było nauczyć, jak się damy traktuje i po robocie. - zabrzmiał teraz jak potworny hipokryta, jednak w jego mniemaniu sytuacja była znacznie inna.
Aby uspokoić ją jakoś zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na jej policzku, a potem powoli przesunął ją na ramię ramieniu ściskając je.
- Niezamaco, obiecołem że bede chronił przeca. - Odparł z łobuzerskim uśmiechem. Gdyby nie szczecina i poważny głos wyglądałby teraz jak dzieciak, beztroski i szczęśliwy, że udało mu się osiągnąć cel.
-chcesz to se zobacz kajet. Obiecałe, że pokaże jak skończe to se zobacz, jak się spodoba to se weź. Próbował ją jakoś pocieszyć, ale ciężko to wychodziło bez alkoholu i przy prowadzeniu samochodu, poza tym ciekaw był strasznie co ona myśli o jego rysunkach. Była na wystawie, ale kupić nic nie kupiła - według jego wiedzy.
- Z przyjemnościom im naklepałem bo to chamy i prostaki były, księżniczki tykać nie wolno. Ale powiedz mi lepiej jak to oko bo lustra nie było a fajnie wiedzieć co z nim.
Gadał, dworował, świńskie dowcipy, dziwne anegdotki - czas płynął szybko, ale oczywiście wampir nie mógł po prostu bezproblemowo. Samochód w końcu zakaszlał kilka razy coś zaturkotało nieprzyjemnie i tyle było z dalszej jazdy. Szybko zjechał na pobocze.
- Kurwa, chuj... trza było tam sprawdzić, ale chuj i tak tam nikt na zapas nimo to gówno... - powiedział i zaczął kląć siarczyście wychodząc z samochodu i otwierając maskę tak gwałtownie, że aż zajęczała nieprzyjemnie prawie urywając się od reszty.
Przez pewien czas odpędzał dym, jednak dobrze wiedział co się zepsuło.
- Ten dinks co się łonacy poszedł. Bym miał na zapas to bym se zamienił, ale tak to nie pójdzie. - odparł bardzo fachowym żargonem.
Przez chwilę jeszcze się przymierzał czy mocą czegoś nie zdziała, ale się raczej nie dało. Z gówna bicza nie ukręcisz jak to powiadają.
- W dupę kurwa, daleko po zbóju w obie strony. - ciągnął wiązankę rozglądając się za jakimiś domkami lub czymkolwiek. Tak czy inaczej innej opcji nie było bo zostawić resztek swojego dobytku nie chciał, a i dziewczę pewnie miało coś co by chciała zabrać.
Wyszedł z samochodu i wrzucił samochód na luz idąc wraz z nim.
- Wypatruj cuś bo ja z jednym okiem to cienko wyprzędę, mapę sprawdź. - komenderował jej sapiąc lekko, jednak ten samochód był lżejszy od jego, nawet z dodatkowym pasażerem i jego tobołami.
Miał nadzieję przynajmniej na jakąś wieś, tam ukradłby po prostu potrzebną część i po robocie, ale z jednym okiem i to też przyćmionym przez siniaka trochę ciężko patrzyło mu się na dalej niż 200 metrów.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Miło z jego strony, że oszczędził jej pewnych informacji. Miała w pewnym stopniu świadomość, że ta część świata rządzi się swoimi prawami, ale nie do końca wiedziała i chciała wiedzieć jak to jest. I, że zawędrowała w swojej ucieczce, aż tu. Sama chyba w to nie bardzo wierzyła. Sama na takim pustkowiu miałaby ciężko. Całe szczęście trafiła na obrońcę, który ze swojego zadania wywiązywał się znakomicie. Zrozumiałe było również to, że nie da jej załatwiać spraw samej, bo właściwie to on tu nosi spodnie i jest silny.
Uniosła lekko brew słysząc jego słowa.
- Panowie zrozumieli lekcje?- Na jej twarzy pojawił się wesoły uśmiech, chociaż chciałaby, aby tylko on i tylko ją tak traktował. Wiadomo jednak, że były to raczej czcze życzenie, które nawet nie powinno zrodzić się w jej głowie. Może była to wina jego dotyku, wszak przyjemny i przywołujący wspomnienia poprzedniej nocy potrafił zakręcić w głowie.
- Wywiązujesz się z tego znakomicie.- Zasługiwał na podziękowanie, wiedziała to doskonale zresztą zawsze tak milej jak się wyrazi swoją wdzięczność. Chciała aby wiedział, że one nie traktuje tego jak jego psi obowiązek.
- Uhum.- Sięgnęła po zeszyt i przekartkowała kilka stron, aby dostać się do rysunku nad którym pracował po przebudzeniu. Przez chwilę przyglądała się temu w ciszy, palcem przesunęła po wykaligrafowanych literach. - Jest piękny. Wiedziałam, że masz talent, od chwili kiedy ujrzałam Twoją pierwszą grafikę.- Nie spuszczała wzroku ze śpiącej siebie nakreślonej na kartce papieru. Doszła nawet do wniosku, że całkiem ładnie wygląda tuż przed przebudzeniem się. - Kupiłam kilka Twoich prac, choć nie jestem pewna czy galeria przekaże Ci pieniądze. A w pełni na nie zasługujesz, więc kupię je od Ciebie jeszcze raz.- Nie oglądała się na niego, patrzyła na obrazek jak zaczarowana, bardzo się jej podobał. Była to niezwykła pamiątka, taka osobista, przywołująca miłe rzeczy. Dopiero po kolejnych słowach podniosła wzrok i przyjrzała się jego opuchniętemu oku. A nawet dotknęła nabrzmiałą skórę palcem.
- Nie jest tragicznie. Opuchlizna powinna niedługo zejść.- Wszak są wampirami i regenerują się szybciej od ludzi.- Ewentualnie uraczę Cię odrobiną siebie i pójdzie jeszcze szybciej.- Rzecz jasna miała na myśli swoją posokę, ale to już on zadecyduje czy będzie chciał raz jeszcze się skusić, czy może lepiej nie.
Dziewczę zdążyło się nawet częściowo przebrać, bluzkę i sweterek, na to oczywiście jakaś mniej lub bardziej ciepła kurta. Dobrze zrobiła, chwilę później samochód stanął i mieli oboje mały problem. On się wyładował rzucają przekleństwa, ona zacisnęła wargi i nie powiedziała nic. Damie nie wypada używać tak szpetnego słownictwa, choć w tych warunkach i w tej części świata nikogo to nie obchodziło. Nie bardzo wiedziała jak może pomóc, ale jak trzeba będzie to i drałować na piechotę będzie, no cóż trudno. Walizkę ma na kółkach – no bo niby jak inaczej, co nie? I będzie ją za sobą ciągnąć. Okazało się jednak, że silny szkot będzie samochód prowadzić, tyle ile się da, byle dalej. Może serio uda się znaleźć jakąś wieś i coś wykombinować. Dziewczę wygrzebało ze schowka mapę i zaczęło szukać miejsca w którym choć mniej więcej mogą się znajdować. Chwilę jej to zajęło, trzeba było się uzbroić w cierpliwość.
- Jest! Niedaleko stąd powinna być wieś z kilkoma domkami na krzyż i stodołami.- Pomachała do mężczyzny mapą i prędko otworzyła drzwi wysiadając z powoli toczącego się samochodu. Zrobiła kilak szybkich i dużych kroków na przód wypatrując choć zarysu jakiejś budy. I rzeczywiście coś tam stało. W ciemności odbijały się kształty dachów. Wróciła do samochodu, a raczej do jego boku, uchyliła drzwi i cóż pomogła mu toczyć autko.
- Tam coś jest, jakieś budynki, może domy, może stodoły, nie wiem, ale warto sprawdzić.- Skierowała głowę w stronę towarzysza, posłała mu ciepły uśmiech. Wiedziała, że sobie poradzą, byli w dwójkę, a tak jest zawsze raźniej i więcej pomysłów do wykorzystania.
Do dłuższym marszu dotoczyli się do jak na złość opuszczonej wsi. Domy wcale niebyły w tak bardzo opłakanym stanie, było nawet widać, że w niektórych można było co nieco znaleźć. Może uda się im ogarnąć potrzebne rzeczy.
- No pięknie, ale się nie dziwie, że na tym zadupiu nie ma nikogo.- Zwiesiła głowę, trzasnęła drzwiami od samochodu, a ręce oparła na biodrach. Zaczęła się czuć w jakimś pieprzonym filmie postapokaliptycznym z długą drogą w tle.
- Lepsze to niż nic.- Obeszła grata, aby znaleźć się bliżej Duna i posadziła swoje cztery litery na masce samochodu. - Myślisz, że damy radę tu jakoś ogarnąć wózek i jeszcze wyjechać w trasę? Czy będziemy musieli tu spędzić dzień?- Bo w razie potrzeby trzeba będzie szukać nie tylko potrzebnych części, ale i miejsca do kimnięcia się.
Uniosła lekko brew słysząc jego słowa.
- Panowie zrozumieli lekcje?- Na jej twarzy pojawił się wesoły uśmiech, chociaż chciałaby, aby tylko on i tylko ją tak traktował. Wiadomo jednak, że były to raczej czcze życzenie, które nawet nie powinno zrodzić się w jej głowie. Może była to wina jego dotyku, wszak przyjemny i przywołujący wspomnienia poprzedniej nocy potrafił zakręcić w głowie.
- Wywiązujesz się z tego znakomicie.- Zasługiwał na podziękowanie, wiedziała to doskonale zresztą zawsze tak milej jak się wyrazi swoją wdzięczność. Chciała aby wiedział, że one nie traktuje tego jak jego psi obowiązek.
- Uhum.- Sięgnęła po zeszyt i przekartkowała kilka stron, aby dostać się do rysunku nad którym pracował po przebudzeniu. Przez chwilę przyglądała się temu w ciszy, palcem przesunęła po wykaligrafowanych literach. - Jest piękny. Wiedziałam, że masz talent, od chwili kiedy ujrzałam Twoją pierwszą grafikę.- Nie spuszczała wzroku ze śpiącej siebie nakreślonej na kartce papieru. Doszła nawet do wniosku, że całkiem ładnie wygląda tuż przed przebudzeniem się. - Kupiłam kilka Twoich prac, choć nie jestem pewna czy galeria przekaże Ci pieniądze. A w pełni na nie zasługujesz, więc kupię je od Ciebie jeszcze raz.- Nie oglądała się na niego, patrzyła na obrazek jak zaczarowana, bardzo się jej podobał. Była to niezwykła pamiątka, taka osobista, przywołująca miłe rzeczy. Dopiero po kolejnych słowach podniosła wzrok i przyjrzała się jego opuchniętemu oku. A nawet dotknęła nabrzmiałą skórę palcem.
- Nie jest tragicznie. Opuchlizna powinna niedługo zejść.- Wszak są wampirami i regenerują się szybciej od ludzi.- Ewentualnie uraczę Cię odrobiną siebie i pójdzie jeszcze szybciej.- Rzecz jasna miała na myśli swoją posokę, ale to już on zadecyduje czy będzie chciał raz jeszcze się skusić, czy może lepiej nie.
Dziewczę zdążyło się nawet częściowo przebrać, bluzkę i sweterek, na to oczywiście jakaś mniej lub bardziej ciepła kurta. Dobrze zrobiła, chwilę później samochód stanął i mieli oboje mały problem. On się wyładował rzucają przekleństwa, ona zacisnęła wargi i nie powiedziała nic. Damie nie wypada używać tak szpetnego słownictwa, choć w tych warunkach i w tej części świata nikogo to nie obchodziło. Nie bardzo wiedziała jak może pomóc, ale jak trzeba będzie to i drałować na piechotę będzie, no cóż trudno. Walizkę ma na kółkach – no bo niby jak inaczej, co nie? I będzie ją za sobą ciągnąć. Okazało się jednak, że silny szkot będzie samochód prowadzić, tyle ile się da, byle dalej. Może serio uda się znaleźć jakąś wieś i coś wykombinować. Dziewczę wygrzebało ze schowka mapę i zaczęło szukać miejsca w którym choć mniej więcej mogą się znajdować. Chwilę jej to zajęło, trzeba było się uzbroić w cierpliwość.
- Jest! Niedaleko stąd powinna być wieś z kilkoma domkami na krzyż i stodołami.- Pomachała do mężczyzny mapą i prędko otworzyła drzwi wysiadając z powoli toczącego się samochodu. Zrobiła kilak szybkich i dużych kroków na przód wypatrując choć zarysu jakiejś budy. I rzeczywiście coś tam stało. W ciemności odbijały się kształty dachów. Wróciła do samochodu, a raczej do jego boku, uchyliła drzwi i cóż pomogła mu toczyć autko.
- Tam coś jest, jakieś budynki, może domy, może stodoły, nie wiem, ale warto sprawdzić.- Skierowała głowę w stronę towarzysza, posłała mu ciepły uśmiech. Wiedziała, że sobie poradzą, byli w dwójkę, a tak jest zawsze raźniej i więcej pomysłów do wykorzystania.
Do dłuższym marszu dotoczyli się do jak na złość opuszczonej wsi. Domy wcale niebyły w tak bardzo opłakanym stanie, było nawet widać, że w niektórych można było co nieco znaleźć. Może uda się im ogarnąć potrzebne rzeczy.
- No pięknie, ale się nie dziwie, że na tym zadupiu nie ma nikogo.- Zwiesiła głowę, trzasnęła drzwiami od samochodu, a ręce oparła na biodrach. Zaczęła się czuć w jakimś pieprzonym filmie postapokaliptycznym z długą drogą w tle.
- Lepsze to niż nic.- Obeszła grata, aby znaleźć się bliżej Duna i posadziła swoje cztery litery na masce samochodu. - Myślisz, że damy radę tu jakoś ogarnąć wózek i jeszcze wyjechać w trasę? Czy będziemy musieli tu spędzić dzień?- Bo w razie potrzeby trzeba będzie szukać nie tylko potrzebnych części, ale i miejsca do kimnięcia się.
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
- Tak?! - spytał podekscytowany - Superaśnie, chcesz to se bierz. Ja bym zapodział i po ptokach, a tak to gdziś bedzie.
Jej komplement miło połechtał go po ego. Dun nie przejmował się tym, że normalnie zbyłby go machnięciem ręki. Przecież dopiero się uczył i brakowało mu wprawy w wielu rzeczach. Nawet chwalony przez znawców i nauczycieli był zawsze niezadowolony ze swojej pracy, ale teraz aż uśmiechnął się słysząc miłe słowo od amatorki sztuki.
- Cuś kupiłaś? - to ucieszyło go jeszcze bardziej, aż wyszczerzył kły - Fajna sprawa, jeno szkoda że ta gnida nie zamierza mi tego oddać. Nie trza oddawać nic Yv. Bierz te bazgrołki jakie tam chcesz. - odparł, gdy wspomniała o ponownej zapłacie - Jeździem i śpimy za twoje i wisz, no nie spłacę ci nigdy...
Gdy dotknęła jego oka skrzywił się lekko jednak nie wydał żadnego odgłosu, twardy był i nie raz musiał sobie sam radzić. Wiedział, że jutro lub za dwa dni maksymalnie, wyleczy się to i nie pozostanie nawet wspomnienie, wiedział też, że będzie żyć ale zawsze czuł się lepiej, gdy wiedział kiedy coś się stanie. O ironio całe życie spędzał płynąć z prądem lub pod prąd rzucany jak liść na wietrze i nie będąc pewnym jutra, ale niewiedzy nie znosił.
Jego chwilowy zły nastrój poprawił się po usłyszeniu jej propozycji. Skoro oferowała mu się to z chęcią przyjął ofertę.
- Jak prowadzę to będzie deczko ciężko... - mruknął i położył jej dłoń na udzie ugniatając je.
Cóż, miał zamiar wycisnąć z tej znajomości tyle ile mógł. Jakiś czas w tą czy inną mańkę nie był aż tak wielkim problemem, a i czasem w drodze można było się wiele nauczyć jak nie o maszynach to o ludziach.
- Ok, super. - rzucił przez ramię do dziewczyny, przynajmniej nie musiał taszczyć za sobą samochodu przez całą noc tą i następną - to wsiadaj i...
Urwał zaskoczony tym, że chciało jej się pomagać mu w tym niezbyt szlacheckim zadaniu. W ogóle dziewczyna była dla niego zagadką. Rozumiał, że uciekała sama przed jakimś typkiem, to że zapuściła się tak daleko też było akceptowalne, ale to że on uważał wszystkich za równych przy podróży nie zawsze działało w drugą stronę. Co prawda zachowywała się inaczej niż pozostali wyżej urodzeni - na ten przykład spędziła z nim upojną noc i troszczyła się o niego - ale był przekonany, że teraz cała czarna robota spadnie na niego, a ona co prawda wątłej postury, jednak próbowała mu pomóc.
Dun zaraz zaintonował piosenkę w języku ojczystym. Nie był najlepszym śpiewakiem, ale nie chodziło mu o umilanie czasu a wybijanie rytmu, a to akurat mu szło. Co prawda nie była zbyt szybka, ale kroki zawsze przyjemnie stawia się mając jakieś stałe tempo.
Jego repertuar różnych piosenek był już w połowie, gdy doszli do opuszczonych budynków. Cóż, przynajmniej nie trzeba będzie zabijać czy robić niczego dla bandy wieśniaków w zamian za udostępnienie noclegu i możliwości naprawy.
- Tyś jeszcze zadupia nie widzioła. Im głębiej na wschody tym winkszy burdel. A i ciesz się, że ludzi nimo bo jeszcze by problemy były.
Gdy usadowiła się obok niego podszedł do niej i położy się na wolnym miejscu i wziął kilka głębszych wdechów. Trochę jednak samochód taszczył, a ręce mało grzecznie przypominały mu, że nie było to tylko zepchnięcie z drogi.
Powoli rozchylił powieki i spojrzał po domach.
- Niwim, jok oszabrowane to troszku mnie zajmie ogarnięcie tego, jak znajdę dinks to się od ręki wymieni i można ruszać. Przyglądnij się domom i jakby co to krzycz, ja się tyż rozejrzę za czymś, jak znajdę przynajmniej troszku złomu to zrobim z tego coś, ale zajmie mnie to dzień.
Poderwał się z maski i rozciągnął ręce.
- No i nawet jak będzie się trza kimać to i tak bardziej zasranych warunków jak u Olega to nie bedzie. - dodał z uśmiechem i zaczął rozglądać się po podwórzach i oknach.
Jakby ktoś tu był to by wyszedł bo to zawsze dziw jak ktoś zjeżdża w środku nocy. Już bez krępacji zaczął otwierać i przeczesywać domy, składziki i inne. Miał nadzieję przynajmniej na kilka rupieci, które będzie mógł potem umodelować tak aby pasowały, to nie byłby problem zwłaszcza, że po wypiciu krwi dziewczęcia ciągle miał jeszcze moc i energię.
Domy były puste i obrabowane, ale nie wyglądały jakby ktoś opuścił je zabierając wszystko. W powietrzu wisiało jakieś dziwne napięcie i zapach przerażenia. Pewnie wysiedlili ich lub były łapanki albo inne cuda. Cholera wie, ale rzeczy było naprawdę mało. Nie chciał nawet myśleć ile pracy będzie kosztowała go będzie ta impreza, ale cóż. Obładowany zrzucił wszystkie potencjalnie przydatne przedmioty pod maskę samochodu i otworzył klapę.
Koszulę i kamizelkę zdjął i położył na siedzeniu, to były jego ulubione ciuszki i nie chciał ich ubrudzić.
Jej komplement miło połechtał go po ego. Dun nie przejmował się tym, że normalnie zbyłby go machnięciem ręki. Przecież dopiero się uczył i brakowało mu wprawy w wielu rzeczach. Nawet chwalony przez znawców i nauczycieli był zawsze niezadowolony ze swojej pracy, ale teraz aż uśmiechnął się słysząc miłe słowo od amatorki sztuki.
- Cuś kupiłaś? - to ucieszyło go jeszcze bardziej, aż wyszczerzył kły - Fajna sprawa, jeno szkoda że ta gnida nie zamierza mi tego oddać. Nie trza oddawać nic Yv. Bierz te bazgrołki jakie tam chcesz. - odparł, gdy wspomniała o ponownej zapłacie - Jeździem i śpimy za twoje i wisz, no nie spłacę ci nigdy...
Gdy dotknęła jego oka skrzywił się lekko jednak nie wydał żadnego odgłosu, twardy był i nie raz musiał sobie sam radzić. Wiedział, że jutro lub za dwa dni maksymalnie, wyleczy się to i nie pozostanie nawet wspomnienie, wiedział też, że będzie żyć ale zawsze czuł się lepiej, gdy wiedział kiedy coś się stanie. O ironio całe życie spędzał płynąć z prądem lub pod prąd rzucany jak liść na wietrze i nie będąc pewnym jutra, ale niewiedzy nie znosił.
Jego chwilowy zły nastrój poprawił się po usłyszeniu jej propozycji. Skoro oferowała mu się to z chęcią przyjął ofertę.
- Jak prowadzę to będzie deczko ciężko... - mruknął i położył jej dłoń na udzie ugniatając je.
Cóż, miał zamiar wycisnąć z tej znajomości tyle ile mógł. Jakiś czas w tą czy inną mańkę nie był aż tak wielkim problemem, a i czasem w drodze można było się wiele nauczyć jak nie o maszynach to o ludziach.
- Ok, super. - rzucił przez ramię do dziewczyny, przynajmniej nie musiał taszczyć za sobą samochodu przez całą noc tą i następną - to wsiadaj i...
Urwał zaskoczony tym, że chciało jej się pomagać mu w tym niezbyt szlacheckim zadaniu. W ogóle dziewczyna była dla niego zagadką. Rozumiał, że uciekała sama przed jakimś typkiem, to że zapuściła się tak daleko też było akceptowalne, ale to że on uważał wszystkich za równych przy podróży nie zawsze działało w drugą stronę. Co prawda zachowywała się inaczej niż pozostali wyżej urodzeni - na ten przykład spędziła z nim upojną noc i troszczyła się o niego - ale był przekonany, że teraz cała czarna robota spadnie na niego, a ona co prawda wątłej postury, jednak próbowała mu pomóc.
Dun zaraz zaintonował piosenkę w języku ojczystym. Nie był najlepszym śpiewakiem, ale nie chodziło mu o umilanie czasu a wybijanie rytmu, a to akurat mu szło. Co prawda nie była zbyt szybka, ale kroki zawsze przyjemnie stawia się mając jakieś stałe tempo.
Jego repertuar różnych piosenek był już w połowie, gdy doszli do opuszczonych budynków. Cóż, przynajmniej nie trzeba będzie zabijać czy robić niczego dla bandy wieśniaków w zamian za udostępnienie noclegu i możliwości naprawy.
- Tyś jeszcze zadupia nie widzioła. Im głębiej na wschody tym winkszy burdel. A i ciesz się, że ludzi nimo bo jeszcze by problemy były.
Gdy usadowiła się obok niego podszedł do niej i położy się na wolnym miejscu i wziął kilka głębszych wdechów. Trochę jednak samochód taszczył, a ręce mało grzecznie przypominały mu, że nie było to tylko zepchnięcie z drogi.
Powoli rozchylił powieki i spojrzał po domach.
- Niwim, jok oszabrowane to troszku mnie zajmie ogarnięcie tego, jak znajdę dinks to się od ręki wymieni i można ruszać. Przyglądnij się domom i jakby co to krzycz, ja się tyż rozejrzę za czymś, jak znajdę przynajmniej troszku złomu to zrobim z tego coś, ale zajmie mnie to dzień.
Poderwał się z maski i rozciągnął ręce.
- No i nawet jak będzie się trza kimać to i tak bardziej zasranych warunków jak u Olega to nie bedzie. - dodał z uśmiechem i zaczął rozglądać się po podwórzach i oknach.
Jakby ktoś tu był to by wyszedł bo to zawsze dziw jak ktoś zjeżdża w środku nocy. Już bez krępacji zaczął otwierać i przeczesywać domy, składziki i inne. Miał nadzieję przynajmniej na kilka rupieci, które będzie mógł potem umodelować tak aby pasowały, to nie byłby problem zwłaszcza, że po wypiciu krwi dziewczęcia ciągle miał jeszcze moc i energię.
Domy były puste i obrabowane, ale nie wyglądały jakby ktoś opuścił je zabierając wszystko. W powietrzu wisiało jakieś dziwne napięcie i zapach przerażenia. Pewnie wysiedlili ich lub były łapanki albo inne cuda. Cholera wie, ale rzeczy było naprawdę mało. Nie chciał nawet myśleć ile pracy będzie kosztowała go będzie ta impreza, ale cóż. Obładowany zrzucił wszystkie potencjalnie przydatne przedmioty pod maskę samochodu i otworzył klapę.
Koszulę i kamizelkę zdjął i położył na siedzeniu, to były jego ulubione ciuszki i nie chciał ich ubrudzić.
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Oczywistym była, że go wzięła. Schowała go do swojej niewielkiej podręcznej torby. Ona go nie zapodzieje, zawsze będzie wiedziała gdzie jest. A jak wróci do domu oprawi w ramkę i postawi przy łóżku. Bo kto bogatemu zabroni? Miłe wspomnienia zawsze lepiej trzymać przy sobie. A za jego resztę grafik i tak chciała zapłacić, uważała, że mu się należy i już. Jeżeli jednak był na tyle uparty to kupi od niego coś innego i nie ma dyskusji. Tak chce i tak będzie, chociażby musiała mu te pieniądze siłą wciskać do ręki i kieszeni.
Może mu naprawdę wiele zaproponować w tym krew i swoje ciało, ale przy tym wiedziała dobrze, że jest to tylko chwilowa znajomość z której wyciska się jak najwięcej można. A później zazwyczaj drogi rozchodzą się raz na zawsze. Po wspólnej podróży teoretycznie powinni już się nigdy nie zobaczyć i osobie nie myśleć chyba, że w tak chłodne noce jak te, kiedy brakuje drugiego ciała obok. I może też właśnie dlatego nie bawi się w wywyższanie i opierniczanie się. Tu gdzie jej nikt nie znał i nikt nie widział mogła robić co chciała. Mogła bzykać się ze szkockim góralem i razem z nim pchać samochód do opuszczonej wiochy, a w niej znów mogła oddać się mu na przykład na masce samochodu i nikt się o tym nie dowie. Nie musiała udawać wielkiej szlachetnej damy, która musi obracać się ściśle określonym gronie. Pomimo tego, że uciekała czuła się wolna. Ta myśl ją nieco nawet rozbawiła. Odgoniła jednak resztę pomysłów z głowy, bo już chciała się przyznać sama przed sobą, że mogłaby podróżować po całym świecie bez stałego miejsca, które nazywałaby domem. Co prawda wiele lat później okaże się, że owszem żyje na walizkach, ale nie podróżuje w tak niezwykle surwiwalowy warunkach z wieloma przygodami i przystojnym facetem u boku.
- Poszukam, może się uda znaleźć coś co się przyda.- Zerknęła na niego, aby po chwili całkiem odwrócić się w jego stronę. Chwilę jeszcze trwała w takim zawieszeniu słuchając jego słów. I dosłownie chwilę przed tym jak poderwał się z maski samochodu nachyliła się nad nim i skubnęła jego wargi swoimi. Pocałunek był bardzo krótki, ale był. Po tym zsunęła się z samochodu i zaczęła powoli iść w stronę jakiś budynków. Zupełnie jakby się nic nie stało. Odwróciła się na chwilę do niego i pokiwała głową.
- Po nocy u Olega mogę spać dosłownie wszędzie.- Zaśmiała się i kontynuowała spacer do jakiegoś domu. Im była dalej od Duna tym bardziej była niespokojna, atmosfera rzeczywiście była raczej przerażająca i coś wisiało w powietrzu. Coś było nie tak, a może tak się jej tylko wydawało ze względu na stan miejsca w jakim się znajdowali. No nic, czas przestać tchórzyć i przeszukać dom. Otworzyła drzwi przed sobą z głośnym skrzypnięciem, które pewnie i dotarło do uszu szkota, dając mu jako taką wiedzę na temat miejsca w którym znajduje się blondynka. Powoli weszła do ciemnego domu ostrożnie stąpając po podłodze. Walało się tu wiele rzeczy, a i jeszcze więcej zapachów mieszało się ze sobą. Nawet ona miała trudność niekiedy, żeby jakiś odróżnić. Kiedy upewniła się, że dom jest pusty i można w nim poszperać jej czujność się osłabiła. Przeszukiwanie szuflad stało się większym priorytetem niż zerkanie za plecy. I to był duży błąd. Nagle dziewczę ogarnęło, że przed oczami zrobiło się jej jeszcze ciemniej, blask księżyca nie oświetlał tak dobrze szuflad i szafek, które przeszukiwała. Podniosła głowę, a za wybitym oknem zobaczyła bliżej jej niezidentyfikowaną postać. Dun by się raczej nie bawił w straszenie jej... tak myślała. Więc zebrała złom jaki udało się jej znaleźć i postanowiła jak najszybciej się stąd ewakuować. W duchu jednak się uspokajała, że nic się nie dzieje, że w razie czego sobie poradzi, że będzie dobrze. Bo czemu miałoby nie być? Zostało jej jeszcze kilka kroków do wyjścia i bycie w zasięgu wzroku szkota. Niestety jednak niedane jej było bezproblemowe opuszczenie budynku. Coś, a raczej ktoś szarpnął ją za włosy i przyciągnął do siebie. W szoku wampirzyca wypuściła z rąk ciężkie przedmioty z głośnym hukiem. Chciała użyć paraliżu i skopać napastnika, ten okazał się jednak bardzo szybki i w chwili kiedy jej moc miałaby sens użycia, jedna ręką tkwiła w łowieckich kajdankach blokujących jej zdolności. I właśnie teraz przekonała się jak naprawdę jest bezsilną istotą. Wampir szlachetny czy nie, bez mocy był niczym zwykły śmiertelnik. Napastnik wykręcił jej rękę do tyłu, złapał ją za drugie ramię i boleśnie wykręcił zakładając do końca kajdanki. Przy każdej z bolesnych czynności wydała z siebie przytłumiony krzyk.
- DUN!- Krzyknęła najgłośniej jak umiała, istniała szansa, że ją usłyszy, albo zacznie jej szukać jak uzna, że zbyt długo nie wraca. Gorzej jak pochłonięty pracą nie usłyszy niczego. A tu zatoczyła się zawzięta szarpanina. Jak się szybko okazało z niesławnym łowcą, który jakimś cudem i tak ją wytropił.
- Odpieprz się!- W odpowiedzi na jej słowa została szarpnięta za włosy i objęta ramieniem, ciepły oddech łowcy zatrzymywał się na jej szyi, aby po chwili mogła poczuć jego język na swojej skórze. Wzdrygnęła się i szamotała, do chwili w której poczuła, że zimne ostrze sunie po jej policzku i jeszcze chwila, a ją ładnie potnie. W tej chwili ustała ze wszelka akcją, czyżby była na jego łasce i nie łasce?
Może mu naprawdę wiele zaproponować w tym krew i swoje ciało, ale przy tym wiedziała dobrze, że jest to tylko chwilowa znajomość z której wyciska się jak najwięcej można. A później zazwyczaj drogi rozchodzą się raz na zawsze. Po wspólnej podróży teoretycznie powinni już się nigdy nie zobaczyć i osobie nie myśleć chyba, że w tak chłodne noce jak te, kiedy brakuje drugiego ciała obok. I może też właśnie dlatego nie bawi się w wywyższanie i opierniczanie się. Tu gdzie jej nikt nie znał i nikt nie widział mogła robić co chciała. Mogła bzykać się ze szkockim góralem i razem z nim pchać samochód do opuszczonej wiochy, a w niej znów mogła oddać się mu na przykład na masce samochodu i nikt się o tym nie dowie. Nie musiała udawać wielkiej szlachetnej damy, która musi obracać się ściśle określonym gronie. Pomimo tego, że uciekała czuła się wolna. Ta myśl ją nieco nawet rozbawiła. Odgoniła jednak resztę pomysłów z głowy, bo już chciała się przyznać sama przed sobą, że mogłaby podróżować po całym świecie bez stałego miejsca, które nazywałaby domem. Co prawda wiele lat później okaże się, że owszem żyje na walizkach, ale nie podróżuje w tak niezwykle surwiwalowy warunkach z wieloma przygodami i przystojnym facetem u boku.
- Poszukam, może się uda znaleźć coś co się przyda.- Zerknęła na niego, aby po chwili całkiem odwrócić się w jego stronę. Chwilę jeszcze trwała w takim zawieszeniu słuchając jego słów. I dosłownie chwilę przed tym jak poderwał się z maski samochodu nachyliła się nad nim i skubnęła jego wargi swoimi. Pocałunek był bardzo krótki, ale był. Po tym zsunęła się z samochodu i zaczęła powoli iść w stronę jakiś budynków. Zupełnie jakby się nic nie stało. Odwróciła się na chwilę do niego i pokiwała głową.
- Po nocy u Olega mogę spać dosłownie wszędzie.- Zaśmiała się i kontynuowała spacer do jakiegoś domu. Im była dalej od Duna tym bardziej była niespokojna, atmosfera rzeczywiście była raczej przerażająca i coś wisiało w powietrzu. Coś było nie tak, a może tak się jej tylko wydawało ze względu na stan miejsca w jakim się znajdowali. No nic, czas przestać tchórzyć i przeszukać dom. Otworzyła drzwi przed sobą z głośnym skrzypnięciem, które pewnie i dotarło do uszu szkota, dając mu jako taką wiedzę na temat miejsca w którym znajduje się blondynka. Powoli weszła do ciemnego domu ostrożnie stąpając po podłodze. Walało się tu wiele rzeczy, a i jeszcze więcej zapachów mieszało się ze sobą. Nawet ona miała trudność niekiedy, żeby jakiś odróżnić. Kiedy upewniła się, że dom jest pusty i można w nim poszperać jej czujność się osłabiła. Przeszukiwanie szuflad stało się większym priorytetem niż zerkanie za plecy. I to był duży błąd. Nagle dziewczę ogarnęło, że przed oczami zrobiło się jej jeszcze ciemniej, blask księżyca nie oświetlał tak dobrze szuflad i szafek, które przeszukiwała. Podniosła głowę, a za wybitym oknem zobaczyła bliżej jej niezidentyfikowaną postać. Dun by się raczej nie bawił w straszenie jej... tak myślała. Więc zebrała złom jaki udało się jej znaleźć i postanowiła jak najszybciej się stąd ewakuować. W duchu jednak się uspokajała, że nic się nie dzieje, że w razie czego sobie poradzi, że będzie dobrze. Bo czemu miałoby nie być? Zostało jej jeszcze kilka kroków do wyjścia i bycie w zasięgu wzroku szkota. Niestety jednak niedane jej było bezproblemowe opuszczenie budynku. Coś, a raczej ktoś szarpnął ją za włosy i przyciągnął do siebie. W szoku wampirzyca wypuściła z rąk ciężkie przedmioty z głośnym hukiem. Chciała użyć paraliżu i skopać napastnika, ten okazał się jednak bardzo szybki i w chwili kiedy jej moc miałaby sens użycia, jedna ręką tkwiła w łowieckich kajdankach blokujących jej zdolności. I właśnie teraz przekonała się jak naprawdę jest bezsilną istotą. Wampir szlachetny czy nie, bez mocy był niczym zwykły śmiertelnik. Napastnik wykręcił jej rękę do tyłu, złapał ją za drugie ramię i boleśnie wykręcił zakładając do końca kajdanki. Przy każdej z bolesnych czynności wydała z siebie przytłumiony krzyk.
- DUN!- Krzyknęła najgłośniej jak umiała, istniała szansa, że ją usłyszy, albo zacznie jej szukać jak uzna, że zbyt długo nie wraca. Gorzej jak pochłonięty pracą nie usłyszy niczego. A tu zatoczyła się zawzięta szarpanina. Jak się szybko okazało z niesławnym łowcą, który jakimś cudem i tak ją wytropił.
- Odpieprz się!- W odpowiedzi na jej słowa została szarpnięta za włosy i objęta ramieniem, ciepły oddech łowcy zatrzymywał się na jej szyi, aby po chwili mogła poczuć jego język na swojej skórze. Wzdrygnęła się i szamotała, do chwili w której poczuła, że zimne ostrze sunie po jej policzku i jeszcze chwila, a ją ładnie potnie. W tej chwili ustała ze wszelka akcją, czyżby była na jego łasce i nie łasce?
- Yvelin
- Mistrz Gry (MG)
- Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Cienka, długa, blizna na prawym policzku. Długa, nieco szarpana, blada blizna na podbrzuszu.
Zawód : Malarka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : - | Salome - NPC, Alexandrine
Moce : Przydatne
Re: Dzień który zmienił czyjeś życie
Już po wyciagnięciu sprzętu i wyjęciu popsutego elementu zaczął go rozbierać najpierw prośbą potem groźba. Nie znał wszystkich części do wszystkich samochodów świata, a te ruskie sprzęty zawsze rządziły się swoimi prawami - cudowna prostota połączona z niewyobrażalną funkcjonalnością, przez którą Duncan zawsze czuł się lekko zawstydzony. Dlatego z resztą pojawił się w tej części świata, chciał nauczyć się jak zaprojektować karabin, który potem będzie można zreprodukować wszędzie nawet w piwnicy przez wieśniaka lub silnik, który działać nie powinien a śmiga. Szkoda, że sprzęty były tak dobre, że ludzie nie wymieniali ich i nie czyścili po dzieścia lat.
Szkot zaczął produkcję nowego w miarę pasującego elementu, stal w ołów, ołów znowu w stal. Młotek w ruch i czuł się jak u siebie. Mężczyzna nie przejmował się dziewczyną, ona przecież nawet nie wiedziała czego szukać by jakoś pomóc, ale to nie był problem, tak by tylko mu przeszkadzała, a że nie miał drzwi, które mógł zaryglować i tak musiałby ją gdzieś odesłać. Może lubił jej towarzystwo, ale przyzwalał na oglądanie się w pracy tylko ludziom z którymi musiał współpracować lub był naprawdę mocno zżyty.
Wesoło nucąc pod nosem obrzydliwie sprośną piosenkę usłyszał nagle dźwięk spadających rupieci. Nawet nie zamierzał się ruszyć z miejsca, o nie. Była dużą dziewczynką i pozbiera po sobie swoje graty, zresztą nawet jakby coś zrzuciła to i tak nic mu do tego, to ani jego ani niczyje. Po chwili jednak usłyszał głośny krzyk - wołała go.
Miał najszczerszą ochotę opieprzyć ją za przerywanie mu w pracy. Co ona sobie wyobrażała? Jednak nie miał wyjścia, byli od siebie zależni i do tego nie spodziewał się po niej by krzyczała z byle powodu.
Ruszył niespiesznie do domku, z którego dobywał się krzyk.
- Czego? Jak to pajonk to dawaj mnie go mnie tu. Jak gęś to chytaj, bedzie na kolaaa... - spauzował widząc ją, a za nią jakiegoś typka. - Duża ta gęś...
Jego nos od razu wyczuł łowcę i mocny zapach krwi, wszelakiej. Widać pan kolega nie pieścił się z nikim i niczym.
Wampir napiął wszystkie mięśnie i w pierwszej chwili rozejrzał się po pomieszczeniu: kilka desek, trochę złomu, niszczona komódka. Nie byłoby źle gdyby na linii rzutu nie stała mu dziewczyna.
Najbardziej zaskoczyło go jednak to, że nie chciał uciekać. Normalnie powiedziałby "oh, none of my busness" i zupełnie nie przejąłby się tym co się z nią stało. Postanowił jednak stać i wywalczyć jej wolność. Nie żeby był dobrym pojedynkowiczem, bo nie był, ale dziewczynę chciał uratować nawet jakby miał przy tym stracić sporo zdrowia.
- Zostaw jo kutasie bo jak ci przyjebię to wywiniesz fikoła. - syknął pokazując kły i oświetlając lekko pomieszczenie swoimi dwiema ledowymi diodkami - jedna z nich nadal jednak była lekko zamglona i ciężko mu się przez nią obserwowało.
Z kieszeni wyciągnął coś co wyglądało jak żółty kawałek plastiku uformowany w śmieszny pistolecik - odpustowa zabawka.
Mężczyzna nie zniechęcił się jednak, a wręcz wyglądał jakby patrzył się na Szkota jak na debila. Co tu dużo kryć, półnagi umorusany typek z kawałkiem plastiku w ręce nie wyglądał poważnie nigdy i wcale. Przynajmniej łowca zatrzymał dłoń. Sytuacja była patowa a trzeba było myśleć szybko, a wszystko wskazywało na to, że facet miał asa w rękawie. Cóż ryzyk fizyk, najwyżej potem zaszyje jej ranę albo jakoś się odpłaci.
Wycelował dokładniej w wystającą znad dziewczęcia część ciała typa - całe szczęście był spory jak wampir wiec nie było z tym aż takiego problemu. Przesłał tylko dziewczynie krótkie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć "oj, przepraszam". Dosłownie na chwilę powietrze zapachniało ozonem, a potem biała błyskawica trysnęła z ręki Duna, który rzucił się w stronę oszołomionego łowcy z finezyjną packą przy lewej nodze.
Z głośnym rykiem odepchnął dziewczynę za siebie rzucając się na faceta, a w ręku wampira zalśniło coś... nie to jego ręce były lśniące jak metal. Ale typek był szybki, nawet aż za bardzo. Dun dostał mieczem prosto w przedramię, a iskry błysnęły na wszystkie możliwe strony. Panowie miotali się po kuchni Wampir zadając szybkie i silne ciosy, które trafiały jednak w powietrze lub niszcząc ściany, a łowca kopiąc i trzaskając po rękach coraz bardziej wkurwionego Lennoxa.
Szkot zaczął produkcję nowego w miarę pasującego elementu, stal w ołów, ołów znowu w stal. Młotek w ruch i czuł się jak u siebie. Mężczyzna nie przejmował się dziewczyną, ona przecież nawet nie wiedziała czego szukać by jakoś pomóc, ale to nie był problem, tak by tylko mu przeszkadzała, a że nie miał drzwi, które mógł zaryglować i tak musiałby ją gdzieś odesłać. Może lubił jej towarzystwo, ale przyzwalał na oglądanie się w pracy tylko ludziom z którymi musiał współpracować lub był naprawdę mocno zżyty.
Wesoło nucąc pod nosem obrzydliwie sprośną piosenkę usłyszał nagle dźwięk spadających rupieci. Nawet nie zamierzał się ruszyć z miejsca, o nie. Była dużą dziewczynką i pozbiera po sobie swoje graty, zresztą nawet jakby coś zrzuciła to i tak nic mu do tego, to ani jego ani niczyje. Po chwili jednak usłyszał głośny krzyk - wołała go.
Miał najszczerszą ochotę opieprzyć ją za przerywanie mu w pracy. Co ona sobie wyobrażała? Jednak nie miał wyjścia, byli od siebie zależni i do tego nie spodziewał się po niej by krzyczała z byle powodu.
Ruszył niespiesznie do domku, z którego dobywał się krzyk.
- Czego? Jak to pajonk to dawaj mnie go mnie tu. Jak gęś to chytaj, bedzie na kolaaa... - spauzował widząc ją, a za nią jakiegoś typka. - Duża ta gęś...
Jego nos od razu wyczuł łowcę i mocny zapach krwi, wszelakiej. Widać pan kolega nie pieścił się z nikim i niczym.
Wampir napiął wszystkie mięśnie i w pierwszej chwili rozejrzał się po pomieszczeniu: kilka desek, trochę złomu, niszczona komódka. Nie byłoby źle gdyby na linii rzutu nie stała mu dziewczyna.
Najbardziej zaskoczyło go jednak to, że nie chciał uciekać. Normalnie powiedziałby "oh, none of my busness" i zupełnie nie przejąłby się tym co się z nią stało. Postanowił jednak stać i wywalczyć jej wolność. Nie żeby był dobrym pojedynkowiczem, bo nie był, ale dziewczynę chciał uratować nawet jakby miał przy tym stracić sporo zdrowia.
- Zostaw jo kutasie bo jak ci przyjebię to wywiniesz fikoła. - syknął pokazując kły i oświetlając lekko pomieszczenie swoimi dwiema ledowymi diodkami - jedna z nich nadal jednak była lekko zamglona i ciężko mu się przez nią obserwowało.
Z kieszeni wyciągnął coś co wyglądało jak żółty kawałek plastiku uformowany w śmieszny pistolecik - odpustowa zabawka.
Mężczyzna nie zniechęcił się jednak, a wręcz wyglądał jakby patrzył się na Szkota jak na debila. Co tu dużo kryć, półnagi umorusany typek z kawałkiem plastiku w ręce nie wyglądał poważnie nigdy i wcale. Przynajmniej łowca zatrzymał dłoń. Sytuacja była patowa a trzeba było myśleć szybko, a wszystko wskazywało na to, że facet miał asa w rękawie. Cóż ryzyk fizyk, najwyżej potem zaszyje jej ranę albo jakoś się odpłaci.
Wycelował dokładniej w wystającą znad dziewczęcia część ciała typa - całe szczęście był spory jak wampir wiec nie było z tym aż takiego problemu. Przesłał tylko dziewczynie krótkie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć "oj, przepraszam". Dosłownie na chwilę powietrze zapachniało ozonem, a potem biała błyskawica trysnęła z ręki Duna, który rzucił się w stronę oszołomionego łowcy z finezyjną packą przy lewej nodze.
Z głośnym rykiem odepchnął dziewczynę za siebie rzucając się na faceta, a w ręku wampira zalśniło coś... nie to jego ręce były lśniące jak metal. Ale typek był szybki, nawet aż za bardzo. Dun dostał mieczem prosto w przedramię, a iskry błysnęły na wszystkie możliwe strony. Panowie miotali się po kuchni Wampir zadając szybkie i silne ciosy, które trafiały jednak w powietrze lub niszcząc ściany, a łowca kopiąc i trzaskając po rękach coraz bardziej wkurwionego Lennoxa.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Dzień jak wczoraj, czyli opowieści skacowanego diabła
» Dzień adopcji
» Dzień, wspomnienie lata...
» Turniej o życie!
» Turniej o życie
» Dzień adopcji
» Dzień, wspomnienie lata...
» Turniej o życie!
» Turniej o życie
Vampire Knight :: Offtop :: Archiwum :: Wątki alternatywne
Strona 1 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|