Posiadłość Trizgane

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next

Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Pią Sie 02, 2013 5:54 pm

Ekhm, kiedy Delorie dowie się ile tak naprawdę staruszek ma lat, seryjnie popadnie w depresje. To będzie dla niej stanowczo za dużo. Jakby nie wystarczył już sam fakt, że zostanie jego żoną, macochą dla swojej przyjaciółki z podstawówki i teściową dla jej męża, którego z pewnością kiedyś sobie znajdzie, a potem babcią dla jej pomiotów. Na domiar złego przecież i ją - chcą nie chcą - czeka macierzyństwo, co prawdopodobnie dobije ją dwa razy mocniej niż to, że lada dzień będzie musiała stanąć na ślubnym kobiercu dla dobra swojego i rodziny od której i tak skutecznie została już odcięta. Inną sprawą jest to, że ruda lubi dzieci, ale nie swoje i tylko na dwadzieścia minut. Przecież gdyby przyszło jej wychowywać gówniarza, postępowałaby z niemowlakiem niczym ze zwykłą laką jak wtedy, kiedy bawiła się w dom będąc znacznie młodszą. Własne dziecko znudziłoby się jej po kilku dniach, opieka nad nim znacząco by ją przerosła, a ona sama dostałaby jakiś schiz zatracając się w swoich obsesjach jak tatko po śmierci swojej wybranki. Oh, no kto by pomyślał, że Delorie jest tak bardzo podobna do Olafa, mimo że uparcie się tego wypiera? Ich zachowania są zupełnie podobne! Piegowata nie stoczyła się pewnie tylko i wyłącznie dla tego, że miała oparcie w kilku osobach i jakiś marny cel w swoim cholernym życiu. Dopiero teraz, kiedy postawili ją przed faktem dokonanym, czuje się w zupełności bezradna mimo, że nadal się opiera i bulwersuje. Będzie uprzykrzać Gerard'owi życie do końca jego marnej egzystencji. No chyba, że z czasem poczuje do niego coś więcej niż tylko czystą nienawiść. W końcu mawiają, że od niej najbliżej do miłości i na odwrót.
Zatkała sobie dłońmi uszy, kiedy po pokoju rozniósł się jego nie tolerujący sprzeciwu głos. Zmarszczyła brwi, bacznie go obserwując. Pisnęła ze złości, zaraz ciągnąc się za swoje długie, rude kudły niczym wkurwiony dzieciak, który nie dostał od ojca wymarzonej zabawki.
- A gdzie w tym wszystkim do cholery ja? Kto wam pozwolił decydować? NO KTO? Trzeba było wpieprzyć go do tego pierdla, nikt i tak za nim nie tęskni. Pieniędzy nie ma. Nie ma niczego. Jesteście siebie warci. Jeden to pieprzony egoista, drugi korzysta z okazji.  - wydarła się, robiąc wściekłą minę. Mówiłam, no mówiłam, że u niej 'w miarę spokojna', to znaczy, że zaraz wybuchnie? Może gdyby ta cała cholerna wiadomość o ślubie nie została jej przekazana tak totalnie na luzie do tego całkowicie znienacka sytuacja wyglądałaby inaczej, a tak? Zaraz zacznie gryźć ze złości poduszki i prześcieradło. Dobrze chociaż, że nie ryczy, jak pewnie większość beznadziejnych bab w takich momentach. Ot, Delorie zachowywała się po prostu nader dziecinnie i tyle.
- Dlaczego ja!? Skoro chcesz tylko, żebym od czasu do czasu sadzała swoje dupsko koło Ciebie. Czemu nie mogłeś wybrać innej? - jęknęła, zasłaniając się pościelą. Co do samych zdrad, prawdopodobnie raz czy dwa wyląduje w łóżku z kimś innym. Choć wystarczy tylko na nią w odpowiedni sposób wpłynąć, przycisnąć, a nie będzie się posuwać, aż tak daleko, pozostając wierną tylko jemu. No i, co ważniejsze - Delorie absolutnie nie wierzy w miłość i nigdy się na nią nie otworzy. W jakiś sposób się jej boi, choć jak wiem osoba Gerard'a może zdziałać w jej przypadku cuda. Serio. To popieprzone dziecko da się jeszcze zmienić, wystarczy tylko trochę cierpliwości ~
- Nie, aczkolwiek, co z Ciebie za narzeczony, który nawet nie dał mi pierścionka? - bąknęła niby to wrogo niby to łagodnie. No, a poza tym Delorie tak jak wszystkie laski kocha biżuterię, więc no. W tym przypadku jakoś nie odstaje od reszty. Chwali się jej, oj chwali.
Niemniej, kiedy z niej zlazł i polazł do łazienki, piegowata odetchnęła z ulgą, przewalając się na bok. Zabrała całą pościel, po czym przymknęła oczy, zwyczajnie udając, że po prostu zasnęła. Nie drgnęła nawet o milimetr, kiedy jej przyszły mąż ulokował się tuż obok, zaraz zasypiając. Mimowolnie na jej wargi wkradł się wredny uśmiech, a złotawe tęczówki wręcz zalśniły w ciemnym pokoju. Wygrzebała z szafki obok łóżka wodoodporny marker, po czym przystąpiła do swojej zemsty. Mianowicie na czole biednego łowcy ukazał się uroczy napis 'kocham swoją Del' natomiast na jego zamkniętych powiekach powstały dwa krzyżyki z kolei na prawym poliku wielkie, przebite serce. Nie zapomnijmy jeszcze o krejzi wąsach tuż pod nosem i jeszcze jednym napisie, tym razem nader wymownym. Otóż na podbrzuszu Gerard'a pojawił się tekst 'Tu była Delorie' prosto ze strzałką w stronę gaci. Na koniec żeby uwiecznić swoje dzieło, zaśmiała się perfidnie, zrobiła mu zdjęcie i wysłała jego biednej córce. Niech ma, o!
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gerard Sob Sie 03, 2013 8:55 am

Niech już tak nie histeryzuje. Nie był aż tak stary, przynajmniej z wyglądu. Miała przynajmniej pewność, że mąż nie opuści jej zbyt szybko i będzie mógł ją nawiedzać. Może nawet samej skapnęłoby troszkę krwi wampira i mogłaby być młodsza ciut dłużej niż reszta dziewcząt w jej wieku. O ile oczywiście chciałaby pić krew wampirów, bo nie każdy ma na to ochotę. Jego była żona w ogóle tego nie robiła.
Dzieci? Jakie dzieci? Gerard nic nie wspominał o żadnych dzieciach, miał dwójkę i mu wystarczy. Nie planował powiększać rodziny, aż tak bardzo. Był już za stary na jakiekolwiek dzieci, zresztą nie chciał ryzykować ich życia, ze względu na zawód jaki miał. I nie koniecznie chodziło tutaj o fakt, że posiada kilka kasyn na koncie, będąc ich właścicielem. Musiał mieć coś na boku, bo przecież zawód łowców jest za kurewsko słabo opłacalny. Na szczęście miał pokaźny majątek i nie zamierzał bankrutować.
Łowca westchnął, słuchają wybuchu gniewu, jakim poczęstowała go dziewczyna. Potrzebowała chyba czasu, żeby przywyknąć do tej nowej sytuacji. Nie było jej łatwo, ale komu w dzisiejszych czasach jest łatwo? Nie powiedział ani słowa, tym samym pozwalając jej się wyżyć. Zresztą był zbyt zmęczony, żeby choć cokolwiek powiedzieć. Miała prawo się złościć i krzyczeć, nie był jej ojcem, żeby ustawiać ją do kąta. Chyba że będzie się zachowywała wyjątkowo dziecinnie.
– Skończyłaś już krzyczeć?
Spytał, mając cichą nadzieję, że już skończyła. Bolała go głowa i jakoś nie bardzo uśmiechało mu się rozmawiać z rozhisteryzowaną nastolatką. One zawsze dramatują, najwyraźniej lubią to robić. Czemu nie mógł wybrać innej? Zastanowił się nad tym pytaniem. Sam nie wiedział czemu. Kaprys starego człowieka? No możliwe.
– Bo taki miałem kaprys. Twój ojciec to zaproponował.
Powtórzył z takim naciskiem, jakby chciał się przed czymś bronić.
– Dostaniesz, w swoim czasie.
Tym razem w jego głosie dało się słyszeć wreszcie spokój i nawet cierpliwość. Dostanie pierścionek, to było oczywiste, łowca urodził się w XIX wieku, tam było normą pierścionki i pytanie o rękę ojca samej zainteresowanej. Wiadomo, zgodę już miał, brakowało jedynie pierścionka i romantycznego zaaranżowania oświadczyn.
Wreszcie po prysznicu mógł spokoju uwalić się na własnym łóżku. Zabrał siłą trochę kołdry od dziewczyny i nakrył siebie. Nie przeszkadzało mu to, że leży sobie obok niego, niech się powoli przyzwyczaja. Na sen długo czekać nie musiał. Przyszedł szybko odganiając jego zmęczenie i niewyspanie, a także ból pleców jakiego nabawił się przez spanie na kanapie pod Katakumbach. Był tak zmęczony, że stracił swoją czujność, więc Delorie mogła mu wymalować twarz i brzuch jak tylko chciała. A kiedy robiła zdjęcie nieświadomemu niczego mężczyźnie, zawibrował jego telefon ze znajomą melodyjką starych telefonów noki. Przebudził się gwałtownie, nie spoglądając na Delorie, a już tym bardziej w lustro. Był facetm, nie kobietą, więc nie korzystał z tego ustrojstwa znowuż tak często. Odebrał. To policja. Namierzyli Testamenta. Wstał szybko, ubrał się, uzbroił i wyszedł. Umalowany markerem…
– Pogadamy później jeszcze.
I tyle go widziano we wsi.
[zt]
Gerard

Gerard
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Drobne blizny, okalające jego klatkę piersiową i brzuch.
Zawód : Łowca wampirów (były dowódca). | Były agent służb specjalnych.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Testament.
Magia : Blokada umysłowa (zaaw.) oraz Zmysł (zaaw.)


https://vampireknight.forumpl.net/t1105-gerard-trizgane

Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sro Sie 14, 2013 4:10 pm

Delorie z istnym spokojem przyjęła do siebie wiadomość, że Gerard opuścił posiadłość. Zrobiło jej się nawet lepiej! Wszak nie musiała oglądać już dłużej gęby swojego przyszłego męża, którego z czasem mimowolnie zaczęła tolerować. Chociaż nie, po prostu im dłuższa była jego nieobecność tym bardziej ruda oswajała się z faktem, że w przyszłości będzie dzielić z nim swoje problemy. Co tyczy się reszty. W posiadłości łowcy czuła się prawie jak u siebie, a to, że prawie nikt tu nie zaglądał sprawiało, że piegowatej jeszcze łatwiej przyszło przyzwyczaić się do panującej sytuacji. Niemniej i ona musiała kiedyś wyjść do ludzi, także któregoś popołudnia po prostu wstała, ogarnęła się i polazła w cholerę, zostawiając wszystkie problemy związane z Gerard'em w tym cholernym, ogromnym domostwie, o.

[zt]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sro Sie 21, 2013 11:51 am

Już pozwolił, by jego siostrze stała się krzywda. I to przez jego kolegę, oboje mieli bardzo podły plan, a Louisa z racji tego, że była bardzo delikatną i naiwną istotą nie zorientowała się, że jest coś nie tak. Była takim aniołem w ludzkiej skórze, z chęcią niosła pomoc innym, choć to częściej ona potrzebowała tej pomocy. Nawet nie wiedziała, jak wielkiego pecha miała do mężczyzn. Wszyscy ją wykorzystywali albo odtrącali. To staje się już bardzo uciążliwe, a teraz doszedł do tego grona jeszcze brat, który na pewno ma jakiś niecny plan.
A zatem Zack był gorszy od wampira. Pozwalał, aby krwiopijca zabijał niewinnych ludzi. Zapewne jeszcze przyklasnąłby tym wampirom, którzy wyrządzili krzywdę jego siostrze, bo przecież był sprzymierzeńcem wampirów. Zmienił się i to bardzo. Możliwe, że kiedy Louisa dowie się, że cały ten plan był z góry ukartowany i fakt, że wprowadził wampira do domu po to, aby mógł sobie dowoli wykorzystywać Louisę, to na pewno nigdy tego nie wybaczy braciszkowi. Rodzina powinna trzymać się razem, a póki co Zack starał się pozbyć własnej rodziny.
Zapewne sam z chęcią położyłby palce na ciele siostry. Mimo, że była młoda i miała wątłe ciałko, to kobiece krągłości miała. Choć wątpiła, by mogła się komukolwiek podobać. Zresztą Zack nie będzie musiał zajmować się kolegami Louisy. Rzadko zwracała na takie rzeczy uwagę, skupiona była raczej na nauce i tym, jak spełnić swoje marzenie, niż na jakichś miłostkach. Acz wiadomo, z wiekiem stanie się bardziej zdesperowana i zacznie sprzedawać swoje ciało za marne grosze, byle tylko nacieszyć się dotykiem jakiegoś mężczyzny. Przyszłość Louisy malowała się w niezbyt wesołych barwach.
Louisa na pewno uwierzy w ten kit o soczewkach. Mało to debili chodziło po mieście z soczewkami, pieszczochami, obrożami, łańcuchami, naszywkami, glanach i płaszczach długich do ziemi i czarnych jak noc, by udawać samego Draculę? Dziewczyna pomyśli, że ma do czynienia z jakimś pomyleńcem, który kocha się w wampirach i udaje jednego z nich. A może on należał do jakiejś sekty satanistów, skoro wielbił czarny kolor? Może tak naprawdę był seryjnym mordercą i palił koty? Wolała nie wiedzieć takich rzeczy o swoim kuzynie, więc odrzuciła te pomysły w najgłębszy kąt swojego mózgu. Od razu uwierzyła bratu, że Totoro nie jest wampirem.
– Oczywiście. Zapomniałam, że Wy mężczyźni macie dziwne potrzeby i tę swoją męską dumę…
Nachmurzyła się, wydymając zabawnie policzki. Nawet w Jamesie ją to denerwowało. Czemu ani razu nie chciał jej dotknąć? Może była trędowata albo facet był gejem, a udawał hetero dla rodziny? Ach, nie miała pojęcia! Zresztą wciąż była na niego zła, choć cieszyła się, że jego stan nieco się polepszył.
Louisa bezwiednie pozwoliła, aby brat objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Oczywiście od razu wszczepiła swoje dłonie w jego koszulę, a twarz wtulił w jego tors. Nie wiedziała jak długo tak stała i czy w takiej pozycji wrócili razem do domu, ale miała jedynie nadzieję że nie dostrzegł jej rumieńców. Musiała przyznać, że się zmienił. Wydoroślał i wyprzystojniał. Ile to już lat minęło? Pięć, sześć? Może nawet więcej, gdy go ostatni raz widziała.
Louisa nie rozumiała czemu Totoro musi iść z nimi. Nie podważyła jednak zdania swojego brata. Poczekała aż Zack otworzy im furtkę. Wręczyła mu klucze, bo sama jakoś nie miała siły by sięz tym uporać. Poza tym wciąż bolało ją ramię.
– Zapraszam. Tylko zdejmijcie buty nim wejdziecie na tatami.
Ostrzegła im, niemalże z błyskiem groźby w oczach. Nie znosiła sprzątać tatami po tym jak ktoś wejdzie na nie w buciorach. Strasznie się je sprzątało, zresztą według tradycji japońskiej buty się zdejmuje, inaczej nie wyraża się szacunku względem gospodarza. Posiadłość od śmierci matki niewiele się zmieniła. Louisa nic tutaj nie zmieniała, oprzątnęła go jednak z kurzu.
– Totoro, sypialnie pokaże Ci Zack. Zajmiesz gościnny, jeśli Ci to odpowiada. Zack, będziemy musieli dzielić razem pokój, bo druga sypialnia gościna jest zajęta przez…
Urwała, bo nie wiedziała jak określić Jamesa. Znajomy? Mentor? Chłopak? Nie rozmawiali o takich rzeczach, więc już nic nie powiedziała. Musiała zająć się swoim ramieniem, może faktycznie lepiej poprosić brata o pomoc. Co innego nastawić komuś bark, a co innego zrobić to samemu sobie. Skierowała się zatem do salonu, gdzie usiadła na kanapie.
- Będziesz musiał mi pomóc z tym barkiem...
Odezwała się, kiedy brat już wrócił po pokazaniu sypialni dla Totoro. Zdjęła z siebie bluzkę, pozostając w samym staniku i odwróciła się od brata tyłem. Głównie dlatego, żeby nie widział jej rumieńców na twarzy. Louisa naprawdę ich nieznosiła, ale nic nie mogła na nie poradzić.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sro Sie 21, 2013 12:26 pm

Ależ spokojna twa makówka, skarbie. Zack nie ma w zwyczaju molestowania rodziny, on raczej nastawiony jest na ochronę siostry i w sumie do niej nigdy nic nie miał, tutaj chodzi o ich ojca i jego makabryczne poglądy. Zack nigdy nie popierał mordowania wampirów dla sportu, jak to zwykle mają robić łowcy w swoim zwyczaju. Wampiry miały powód do zabijania, zabijały dla przeżycia, utrzymując równowagę w populacji ludzkości, wszak człowiek to też konsument Matki Ziemi i im więcej go jest, zabiera miejsce do życia innym stworzeniom, siejąc w dodatku zniszczenia. Dokładnie, tak właśnie myśli nasz dzielny ser Zack Gerard Trizgane. Ma ktoś jakiś problem? Facet chętnie przestawi nos tej osobie!
No tak, wtuliła się do brata, tego rodzonego. On także poklepał ją po zdrowym ramieniu, uśmiechając się naprawdę szczerze. Tak dobrze widzieć szczęśliwą siostrę. Jednak biedny Toro stał z boku i czekał niecierpliwie na ową stęskniłoną za sobą parkę. Kiedy wreszcie ruszyli, z buta musieli udać się do domu.
Brat odebrał klucze od siostry, otwierając każdy napotkany mu zamek od wejścia. Oczywiście grzecznie i według polecenia gospodyni ściągnęli buty. Zack wszedł głębiej, rozglądając się z miną przedstawiającą ulgę. Tak dawno nie był w domu rodzinnym. Brakowało mu matki, to trzeba przyznać.
- Dużo się tutaj nie zmieniło. - Skomentował krótko, wracając uwagą do siostry i milczącego wampira, aż dziw bierze, że ta czerwono oka paskuda nic nie mówi. Może się zawstydził? Zapewne, Rudy odwrócił wzork od nich wszystkich, aby wciskać nos do najbliższych pokoi. Lecz kiedy do ich męskich uszu dotarło, gdzie mają spać spojrzeli po sobie.
- Louiso... nie chcę robić Ci przykrości, ale chcę mieć wspólny pokój z Toro. - Skierował się do niej, patrząc uważnie. Zostawienie samego wampira w pomieszczeniu, równało się demolką pokoju, w końcu korzystał z bardzo męczącej mocy i szybko wpadał w gniew, co przez to zaczynał tracić nad sobą kontrolę. Totoro także skinął głową na jego słowa, wszak opuszczenie darmowego worka z krwią oraz znajomego do którego się mocno przywiązał, ciężko będzie się odsunąć chociaż na krok. Żeby tylko nie pomyślała o nich, jak o gejach!
- Wezmę torby do naszego pokoju. - Rzekł wampir, idąc w stronę pomieszczenia, jakie wskazał mu Zack. Przy okazji zostawił też tajemniczy plecak, który o dziwo nie leżał na wierzchu, a znalazł się pod łóżkiem. Może tam mieli bombę? A chusteczka wie!
Toro razem z Zackiem udali się do salonu, ale widząc siostrę w samym staniku, Zack nie wpuścił rudego do środka pokoju.
- Louiso, nie paraduj w bieliźnie, kiedy jest ktoś nieznajomy! - Warknął, podchodząc do kanapy. No ale żeby Totoro nie było smutno z powodu braku towarzystwa, został pociągnięty przez ludzkiego kolegę. Oczywiście warunek miał postanowiony - musiał zakryć oczy i tak też uczynił. Zack wykonał prośbę dziewczyny, nastawiając porządnie jej bark. Musiał boleć, ale co tam. Ona ma być twarda, nie?!
- Gotowe, możesz się ubrać, a Ty Toro za chwilę możesz patrzeć. - Co za stanowczość. Już wiadomo po kim miał charakter i jaką głową rodu by był.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sro Sie 21, 2013 6:01 pm

Nigdy nie wiadomo co siedzi w dorosłym mężczyźnie. Oni mogą jedynie wyglądać jak aniołki, a tak naprawdę cały czas ukrywać niecne zamiary. Jednak Louisa ufała swojemu starszemu bratu i wiedziała, że komu jak komu, ale własnemu bratu mogła zaufać. Zresztą ochrona na pewno przyda się dziewczynie, jak już wszyscy wiedzą była ofiarą losu, wręcz przyciągała do siebie kłopoty, jakby nie umiała robić niczego więcej.
Louisa na pewno nie będzie w stanie zrozumieć rozumowania brata. Sam był świadkiem mordów Totoro, a on wolał pomagać wampirom, zupełnie jakby zdradzał swoją radę. W dodatku wywodził się z rodu łowców, od wieków zabijano wampiry, które dopuściły się sadystycznych morderstw na ludziach. Nawet sama dziewczyna wielokrotnie padła ofiarą niejednego wampira, była rozrywana na strzępki, przetrzymywana i torturowana, a także zniewolona przez krwiopijcę. Najwyraźniej Zack miał szczęście i został jeszcze dotknięcie zraniony przez wampiry. Mimo śmierci matki. Mimo tego on nie potrafił zabić wampira! Jednak zostawmy tę kwestię. Dziewczyna była na tyle naiwna i słaba, żeby za namową Zacka odejść z Oświaty. Co prawda była tam już jedynie jako medyk, a sama przeszła szkolenie po to, żeby umieć się bronić. Nie zabiła ani razu wampira, nawet tych słabych.
Dziewczyna dostrzegła ulgę na twarzy brata. Wiedziała, że tęsknił za matką, kochał ją przecież nie mniej niż Louisa, która miała zaledwie pięć lat, gdy to się stało. Była przy jej śmierci i jak przez mgłę pamiętała twarz wampira, który się tego dopuścił. Do dziś jeszcze nawiedzały ją sny i wciąż widziała te wielkie, przerażające, krwiste ślepia. Zack był starszy, miał jedenaście lat, więc całkiem inaczej przeżył śmierć matki, przede wszystkim o wiele lepiej ją zapamiętał i nabył więcej wspomnień.
– Nie chciałam niczego zmieniać. Czasami wciąż czuję zapach mamy, jakby tutaj była. Jakby dopiero co upiekła dla nas ciastka i chciała nas nimi poczęstować.
Wyszeptała łamiącym się głosem. Zackowi mogło wydawać się, że dziewczyna znów się rozkleiła, ale kiedy odwróciła się w jego stronę mógł dostrzec uśmiech. To było radosne wspomnienie po zmarłej matce, więc nie zamierzała z tego powodu się smucić.
Zaraz! Jak to pokój z Toro?! Już są sobie po imieniu?! W Japonii tylko najbliżsi mówili do siebie po imieniu, bez zwrotów grzecznościowych.
– Jesteście… parą… gejów?
Wydukała z siebie ledwo kryjąc zdziwienie. Jakoś nie mogła pogodzić się z myślą, że jej brat woli mężczyzn. Może właśnie dlatego odszedł? Bo ojciec nie pogodziłby się z myślą, że jego następca jest gejem i w dodatku jest w związku z własnym kuzynem. Nie miała przecież pojęcia, że Totoro tak naprawdę był krwiożerczym wampirem i należało na niego uważać, by nie zwrócił na siebie żadnej uwagi.
W każdym razie dziewczyna już siedziała tyłem do brata w samym staniku. Nie mogła się powstrzymać przed przewróceniem oczu na słowa Zacka.
– Zachowujesz się jak zgred. Przyznaj się, że chciałby pomacać!
Zaśmiała się na słowa brata, obracając wszystko w żart. Potem poczuła już jego dłonie na swoim ciele. Zacisnęła mocno wargi, żeby zdławić w sobie krzyk. Ból był silny, wręcz nie do wytrzymania, ale miał się nijak do tego bólu, jaki przeżyła w czasie odwampirzenia. Kiedy Zack skończył drżała jeszcze na całym ciele. Musiała się jakoś uspokoić, a ramię jeszcze bolało. Powoli sięgnęła po swoją bluzeczkę i ją założyła. Będzie musiała znaleźć jakąś maść, może ma jeszcze tę którą otrzymała od Yutaki. Wstała z kanapy, lekko się chwiejąc.
– Jak będziecie głodni, to śmiało. Ja nie mam już sił, potrzebuję snu…
Jednak nim udała się do sypialni, by samotnie spędzić resztę nocy na śnie, udała się do kuchni. Przeszukała ją i wreszcie znalazła maść. Nałożyła trochę żelu na bolące ramię, poczekała aż się wchłonie i skierowała swoje kroki na górę, do łazienki w swojej sypialni. Tam się rozebrała, napełniła wannę wodą i weszła do niej. Przez kilkanaście długich minut po prostu leżała w ciepłej wodzie, rozkoszując się relaksem. Czuła jak wszystkie mięśnie wreszcie się rozluźniają, a sama dziewczyna pogrążyła się we śnie… Lekko opadła do wody tak, że nos ledwo wystawał na powierzchni.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sro Sie 21, 2013 9:06 pm

Ach, dobre słowo. Mogą być jak dwa aniołki, lecz z diabelskimi duszami. Chociaż naprawdę Zack kochał siostra najbardziej na świecie i pluje sobie w twarz, że jej nie wziął ze sobą, lecz nie mógł. Sentyment do ojca jakiś posiadał, wiadomo, to w końcu ojciec. On począł jego życie w matce, zatem należy mu się ogromnym szacunek... i tylko dlatego! Jednak wracając, Louise zostawił żeby ojciec nie żył w samotności po utraciłe żony. Lecz ten stary gad nie docenił tego i zostawił swoją córkę samą sobie. Gdyby Zack o tym się dowiedział... Rany! Awantura gotowa. Ten młody facet naprawdę bywa nerwowy i w wodzie gorącej kąpany. Nie odpuści jak złapie w swoje zębiska, taki ten Zack jest groźny, o! I Toro o tym doskonale wiedział. Także nie, że Zack jest obojętny na śmierć ludzi, wiele razy oberwał za zamordowanie niewinnego człowieka i wreszcie skończyło się na krwi samego ludzkiego znajomego. Od czasu do czasu mógł pożywić się na kimś innym i to pod okiem Zacka. Serio, w życiu nie spodziewał się, że tak mężczyzna zyska nad nim przewagę. Ma w sobie coś... z łowcy wampirów.
Cóż, bratr będzie mógł ją nauczyć się bronić. Teraz będąc na urlopie od pracy w barze, ma mnóstwo czasu dla niej. Zatem z całą pewnością nadrobią utracony czas i oby to były mile chwile, przynajmniej tak to sobie obmyślił on... I tak, o byciu przez nią łowcą nie wiedział i wiedzieć nie chciał.
Dziwna nostalgia napadł Zacka, kiedy Louisa wspomniałam o matce. Spojrzał na nią smutnie, lecz uśmiechnął się dość pogodnie. On także czuł obecność mamy, jakby wciąż opiekowała się tym domem i jego mieszkańcami. Nie odezwał się nic, jedynie Toro popatrzył po tych smutnych twarzach. - Noo.. nie przeszliśmy tutaj płakać, co? - Skrzywił się lekko, drapiąc oo tyle głowy. On w przeciwieństwie do nich, stracił rodziców kiedy był małym chłopcem, zaledwie dwu letnim. Do tej pory nie wie kto pozbawił ich życia oraz jak sam przeżył. Osoba - starszy pan - który się nim zajął, opowiedział, że znalazł go w zniszczonej szafie, stojącej na dworze. I tyle...
Jak Zack wyskoczył o wspólnym pokoju z Toro, pytanie siostry niemal ich nie powaliło. Brat od razu się napuszył, a Toro szybko zaprotestował.
- Ależ nie, Louiso. Nie jesteśmy żadnymi gejami, spokojnie. - Uśmiechnął się głupkowato, zdając sobie sprawę iż miała prawo tak pomyśleć. W końcu jakby wszystko ku temu zmierzało i oczywiście także głos musiał dać Zack. Niemal wtrącił się w zdanie przyjaciela.
- Totoro boi się sam zostawać w pokoju. Będąc małym chłopcem, przyszedł do niego zły pan, który chciał wypruć mu flaki i rozwiesić je u siebie w pokoju jak firanki. - Co za powaga! Jakby to całe zdarzenie miało miejsce i jakby wykonał je sam Zack! Aż Toro się odsunął od niego lekko zlękniony, ta zła aura łowcy (jakiej rudasek się boi) była aż za bardzo odczuwalna. Jeśli Louisa to kupiła, mogła dać sobie już spokój, bo oni naprawdę nie są gejami, tylko dobrymi kumplami.
Jaki stary zgred? Młody człowiek zmarszczył brwi, patrząc srogo na siostrę. Jak ona mogła żartować z takich rzeczy?
- Jestem Twoim bratem, Louiso! Nie zamierzam Cię macać, a teraz siedź spokojnie! - Uniesiony poważnym tonem, lecz za chwilę tą ciężka atmosferę chciał przerwać wampir.
- Wrzuć na luz, Zack. Twoja siostra tylko żartowała... Ach, Louiso, nie masz pojęcia jaki on jest sztywny. Prawie jak kij od szczotki! - Zarechotał, zapominając się i odsłonił ręce od twarzy. Zack zgromił go spojrzeniem, że aż biedny wampirek zadrżał.
- Zaraz Ty będziesz sztywny jak trup, taki co pływa w rzece własnej krwi. Zasłoń gały! - Krzyknął ostro na znajomego, a ten oczywiście posłuchał. Zasłonił oczy, czekając aż rodzeństwo skończy. Kiedy to się stało, Luśka ubrała się wreszcie i Toro mógł w końcu odsłonić oczy. Zack za to rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- Poradzimy sobie, siostrzyczko. Idź i odpocznij. - polecił brat, patrząc na nią pełny troski. Toro także odprowadził ją wzrokiem i zostali sami.
- Ty Toro, pójdziesz ładnie na górę, do naszego pokoju i wszystko przygotujesz, ja zrobię sobie kawy. - po tych słowach wstał z kanapy, udając się do kuchni. Luśki już tutaj nie został, bardzo dobrze. Niech śpi. Toro natomiast udał się na piętro, przeklinając jak jakiś stary, zapijaczony szewc. Pobieranie krwi od tego buraka zawsze rozpoczynało się od przygotowania wenflonu i rurki, w końcu nie człek nie da się ugryźć. Mniejsza... grunt iż coś dostanie dla piękących żył, moc naprawdę go wykończa.
Wszedł do pokoju... Nie swojego, a Louisy. Gad się absurdalnie pomylił, lecz jeszcze o tym nie wiedział. Zmęczony i głodny, zapomniał co to wampirzy węch. Wszedł więc do łazienki, nie zauważając ciała Luśki w wannie, jakie zanużło się w wodzie. I jak to w zwyczaju przed kąpielą, zaczął się rozbierać. Ubrania wylądowały na podłodze, a on sam wskoczył dumnie do wanny, lądując na miękkim ciele dziewczyny. Fakt, przestraszył się okropnie, lecz zamiast krzyku, wsadził łapy pod wodę, kładąc na jej piersiach.
- Co za śliczne ciało, siostrzyczko. - Jęknął Toro, nie mogąc wstać. Strach przed Zackiem, podniecenie ciałem sparaliżowało go! Dziwna sprawa... Ten wampir to zwyczajny zbok.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Czw Sie 22, 2013 12:39 pm

Louisa gdzieś w głębi siebie miała za złe bratu, że nie wziął jej ze sobą. Była do niego przywiązana. Opiekowała się nim, gdy był chory czy też ranny, gdy wracał z ojcem z treningu czy misji. Uwielbiała zajmować się jego ciałem i ranami, choć oczywiście wolałaby, gdyby ten wracał do domu cały i zdrowy. Może właśnie wówczas, gdy obserwowała go jak mężnieje i staje się silniejszy, a ona sama miała tę okazję, by się do niego zbliżyć, zająć i spędzić trochę czasu razem, zakochała się w nim. Z czasem, gdy odkryła swoje uczucia do niego, a właściwie zdała sobie sprawę z tego, że nie jest to zwykła miłość siostry do brata, zaczęła się przeklinać. Może Zack to wyczuł i odszedł, zostawiając ją samą z ojcem? Gerard zaś bał się, że jego córka skończy w taki sam sposób jak żona, wolał ją więc od siebie odseparować. Wyjechał, zostawiając ją samą pod opieką dalszej rodziny, a później na jej prośbę wysłał ją do Japonii. Rozumiał doskonale, że chciała poznać rodzinny dom matki. Minęło przecież wiele lat odkąd była w nim po raz ostatni.
Louisa na pewno nie odmówi kolejnemu treningowi. Chce stać się na tyle silna, by poradzić sobie z wampirem na tyle, by go ogłuszyć i dać dupę w troki. Nie nadawała się na ich zabijanie, była zbyt delikatna, ale bronić się musiała, kiedy już jakiś ją zaatakuje. Zack na pewno nie będzie winił siostry, jeśli ta skrzywdzi jakiegoś krwiopijcę w celu samoobrony. Choć w sumie, kto wie. Zack był nieobliczalny i mógł zareagować w dwojaki sposób na taką wieść.  W końcu sam był ich obrońcą, wręcz sprzymierzeńcem. Zupełnie jakby chłopak zdradził nie tylko swój własny, łowiecki ród, ale także rasę ludzi. Louisa po tym, co przeżyła w akademii Crosa, wątpiła, aby jakikolwiek pokój wchodził w grę.
– Nie płaczemy. Wspomnienia o matce nie są smutne.
Tak właśnie myślała. Wiedziała, że brat także przezywał śmierć Michiru na swój własny sposób, więc musiała go wesprzeć. Nie mogła się załamać i siedzieć z założonymi rękoma. Musiała się uśmiechać, bo wiedziała, że w taki oto sposób jest w stanie pomóc także bratu. Nie chciała widzieć jego smutnej twarzy.
Louisa wyraźnie odetchnęła z ulgą na wieść, że jednak nie są parą gejów. Jakoś nie pasowało to do jej braciszka. Może dlatego, że uważała gejów za delikatnych, marzących się i wiecznie użalających się chłopcach, chodzących w rurkach? Bardzo możliwe! Za to jej brat… kiedy na niego patrzyła, widziała w nim prawdziwego mężczyznę. Słowa Zacka wyrwały dziewczynę z rozmyśleń na temat męskości brata, spojrzała na niego, a po chwili zaraz na Totoro i aż zasłoniła usta z przerażenia.
– To straszne! Jak można… tak potraktować małe dziecko!
Łyknęła. Uwierzyła. Można pogratulować Zackowi, że w tak łatwy sposób okłamał własną siostrę. Ciekawe ile jeszcze kłamstw jej wciśnie, by tylko uratować dupsko swojemu nowemu znajomemu? Louisa uwierzyła, że wczesne dzieciństwo wampira było naprawdę bardzo smutne. Była naiwna i łatwowierna…
– Haaa? Sugerujesz, że jestem mało kobieca?
I zaraz, całkowicie niewinnie i niczego nieświadoma cnotka, położyła swoje drobne, kobiece dłonie, na swoich piersiach i zaczęła je macać. Skrzywiła się, uznała że są naprawdę całkowicie odpowiednie!
– Nie znasz się! Sam zobacz, zgredzie stary!
Ba! Cnotka, wciąż niczego nieświadoma, bo to przecież dziewica nad dziewicami, nie zaznała żadnego obcowania z mężczyznami, sięgnęła po dłoń brata i położyła na swojej piersi! Zmusiła go do pomacania.
– Widzisz?! Widzisz?!
Napuszyła się, bo przecież brata to taki sztywnika, że hoho! Dziewczyna sama zachichotała na dowcip wampira. Naprawdę, udał mu się! Jej brat sztywny jak kij od szczotki. Trafił w dziesiątkę. Był taki odkąd tylko pamiętała.
Louisa nie miała pojęcia, że siedząc w wannie, a raczej leżąc i już śpiąc, Totoro pomylił sypialnie i zawędrował do pokoju Louisy. Nie słyszała, nie miała pojęcia, że się rozebrał i wszedł do łazienki, żeby samemu wziąć kąpiel. Sam zapewne był niczego nieświadomy, oczywiście do momentu, póki nie wszedł do wanny. Wampirzyca poczuła czyjeś chłodne dłonie na swoich piersiach…
Pod posiadłość w tej samej chwili zajechał stary, walący się opel. Wysiadł z niego wysoki, potężnie zbudowany dżentelmen z białymi włosami. Zabójca Potworów. Biały Wilk. Czy jak go tam jeszcze zwali. Nie zdziwił się, że drzwi były otwarte, bo do domu wrócić miała przecież Louisa. Zdziwił się jednak widokiem trzech par butów, zamiast jednej. Zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z tego faktu i wszedł głębiej. Od razu dostrzegł sylwetkę syna, mimo że od kilku lat go nie widział. Tylko, co on tutaj robił?!
– Zack?
Chłodny głos dobiegał z salonu, chłodne, arktyczne źrenice przewiercały ciało syna. Ciekawe czy był wampirem, tak jak donosiły go plotki. Zniknął na tyle lat, omal nie wziął go za zmarłego.
– Gdzie Louisa? Zrobiłeś jej coś?
Przyglądał się uważnie Zackowi, oceniał go, jakby naprawdę brał pod uwagę jego wampiryzm. Jednak nie dostrzegł niczego nadnaturalnego. Cerę miał ludzką, o ciepłych barwach, źrenice także nie wydawały się podejrzane. I jak można było przypuszczać, Gerard nie cechował się żadną tęsknotą. Nawet Louisie zagroził śmiercią, gdy była wampirem.
– Na długo wróciłeś?
Odchrząknął i usiadł wyraźnie zmęczony na kanapie. Jak pomyśli ile musi zrobić i jaka ciężka praca go czeka, to aż bierze go na wymioty…
Louisa czując chłodne dłonie na swoim ciele, początkowo nie zareagowała. Odebrała to jako sen. Jednak gdy usłyszała znajomy już głos, otworzyła oczy pod wodą i zachłysnęła się odruchowo wodą. Wynurzyła się gwałtownie, pierzchając nogami. Zakasłała, dłońmi trzymając się męskich ramion. Zaraz! Co tu robił Totoro?! Spojrzała na niego wyraźnie zszokowana, nie wiedząc co robić. Gdy zdała sobie sprawę, że siedzi przed nim całkowicie naga, od razu zasłoniła piersi dłońmi, a na policzki dziewczyny wypełzły zdrowe rumieńce. Widać było, że była zawstydzona i nie bardzo wiedziała, co zrobić. Nie mogła nawet krzyknąć, bo głos uwiązł jej w gardle. Spojrzała nieśmiało na twarz Totoro i zatrzepotała rzęsami, rozchylając wilgotne wargi. Przejechała po nich językiem i zaraz je zamknęła, jakby nie wiedząc co powiedzieć.
– Em… Totoro… Ja… Ty… Em…
No tak, tylko tyle była w stanie powiedzieć. Odwróciła szybko wzrok od wampira, spoglądając gdzieś w bok. Odsunęła się od niego na drugi koniec wanny. No przecież nie wstanie teraz, bo będzie widział jej… kobiecość!
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Czw Sie 22, 2013 3:15 pm

Akurat Zack nie miał pojęcia, iż jego mała siostrzyczka zakochała się w nim, ale gdyby taki fakt byłby mu wiadomy, z całą pewnością nie pozwoliłby na dalszy rozwój tej miłości. I kto wie czy także nie chciałby wyjechać. Na szczęście los oraz troska o własną przyszłość, zmusiła go do samotnego opuszczenia rodzinnego domu.
Zatem to on będzie ją uczył bronić się i wcale nie będzie zły, jeśli zabije jakiegoś wampira w obronie, zapewne sam by tak uczynił, gdyby ktoś jej groził. Kto wie, czy by nawet nie skrzywdził Toro... Jednak oby nigdy do tego nie doszło, Zack nie chciałby wybierać miedzi nimi.
Nie komentował już słów odnośnie wspomnień. Nie chciał aby ktoś widział go tak dobitego. Bez matki to już nie było to samo, brakowało mu jej najbardziej i naprawdę kiedy o tym wspominał, napadał go silny smutek, można rzec, że prawie się załamywał.
Gejami nie są i to kłamstwem nie jest. Poza tym Toro to czyste homofob, nienawidzi gei, najchętniej wrzuciłby każde wynaturzenie do jednego wora i zatopił w najbrudniejszej wodzie, tam gdzie nie ma życia.
- Każdy ma smutną historię, Louiso. - Rzekł na jej ucho, nachyliwszy się pierw ku niej Oczywiście, musieli kłamać, wszak nie może powiedzieć o tajemnicy Toro. Dziewczyna mogła by się nieźle przestraszyć, no i wygonicie biedak. Gorzej jednak, jakby powiedziała o tym ojcu, ten na pewno zechciałby skrócić o głowę wampira, żyjącego między łowcami.
Nie mówił, że jest mało kobieca, ale siostra go wcale nie podnieca, nie pragnął jej... w końcu to rodzina, a totalne zboczenie gdyby z nią ten tego, serio. I jej zachowanie całkiem wprowadziło go w zamurowanie. Toro parsknął śmiechem, patrząc przez palce co wyczynia dziewczyna. Zack niemal gotował się ze złości, wampir nawet dostrzegł jak chłopak odruchowo szukał broni. Na szczęście życie Toro było bezpieczne bo młody Trizgane nie miał jej przy sobie.
- Louiso, nie życzę sobie takich żartów! Są niepoważne! - Skarcił ją słowem, zabierając swoje dłonie z jej piersi. To nie było na miejscu, Louisa chyba ma małe zboczenia.
Niestety wampir mając swoje naturalne potrzeby, przestawał jakby myśleć. Szedł tam gdzie niosą go nogi i właśnie tak nieumyślnie trafił na pokój dziewczyny, lądując się do jej wanny. Także nie było, jak wyjść...
No ale właśnie w tym czasie pod domem zjawił się nikt inny, niż sam pan domu Gerard. Zack spodziewał się go wiadomo, w końcu tutaj mieszka, prawda? I kiedy skończył robić sobie kawę, by następnie skierować się ku pokojowi gościnnemu, bo jego zajmował jakiś frajer, napotkał ojca. Również stanął i nie okazywał super radości. Do kogo? Do tego chłodnego typa, co patrzy na własnego syna jak na najgorszego więźnia skazanego za brutalne mordy na niewinnych?
- Poćwiartowałem ją żywcem, zgwałciłem każdy kawał i na koniec zjadłem ze smakiem. - Warknął ostro, mrużąc oczy. Oczywiście i tak poprawił swój "żart".
- Nic jej nie jest. Właśnie poszła na górę, zmęczona całym dniem pracy i samotności, bo tatuś jak zwykle ma wszystkich gdzieś. - Nie ni rozmowa po latach. Zack nie znosił tego człowieka, denerwował go okropnie.
- I chyba nie mogło Ci przejść nic innego przez gardło, jak oskarżenie, co? Zapomniałeś się przywitać. - Dodał jeszcze parę rzeczy od siebie, idąc z tego całego salonu. Dopiero pytanie ojca go zatrzymało, ten z nad ramienia spojrzał na rodzica również nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Nie wiem. - Odpowiedział, odwracając się i postawił świeżo zaparzoną kawę przed ojcem na stoliku.
- Powinieneś odpocząć, nie wyglądasz najlepiej. - Rzekł chłodno, okazując mimo wszystko jakąś troskę. Odsunął się jednak od niego, wracając do kuchni. Zrobił sobie nową kawę po czym udał się na górę.
A na górze mamy mały kłopot. Toro wciąż trzymał łapy na jej piersiach i dopiero, jak się wynurzyła szybko je zabrał. Gdyby był prawdziwym człowiekiem, także byłby czerwony jak burak. Chociaż ta laseczka jest naprawdę seksowna. I ta jej delikatność, Toro patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Rumieńce, nieśmiałość... taka jedwabista dziewica. Niemal się zaślinił.
- To, to moja wina, wybacz. Ale naprawdę masz śliczne... - przerwał bo czyjąś trzecia obecność niemal go powaliła. Zack! Stał w pobliżu wanny, jakby wyłonił się z jakiegoś ciemnego kąta.
- Co ma śliczne?! - Syknął ostro, łapiąc wampira za rękę. Nakazał siostrze aby zamknęła oczy, a on w tym czasie wyciągnął zboczeńca z wanny. Szybko się ubrał, nawet nie mogąc się wytrzeć do sucha. Oczywiście pociągnął go w stronę ich pokoju.
Louisa miała szczęście, Zack kiedy zaszedł do pokoju, nie znalazł nigdzie wampira. Zostawił więc kawę i od razu odgadł gdzie mógł szkodnika znaleźć. Temu też, mogła w spokoju się wykąpać i opuścić wannę, po czym pójść spać. Zack się wszystkimi zaopiekuje!
Co w pokoju? Zajął się wampirzym znajomym, dając mu kilku minutowe kazanie o uważaniu na jego siostrę oraz skutkami co może się mu stać, jeżeli ją dotknie, a nawet powącha. Totoro słuchał grzecznie, kiwając głową. Każde słowo brał do serca, wszak nie chciał zaleźć za skórę Zackowi, to w końcu psychopata. No a później regularne ładowanie krwawej baterii wampira. Nie mogą dopuścić aby ten wpadł w swój amok, wtedy nie byłoby niefajnie, naprawdę. A Gerard zapewne zabiłby rudego na miejscu, młody Trizgane nie mógł do tego dopuścić, oj nie. Temu sumiennie zamierza oddawać mu krew, oczywiście z umiarem. Kiedy poczuł się słabo, przegonił rudego komara, odłaczając się szybko od wenflonu. Nie mógł nikt wejść, Zack zamknął drzwi od wewnątrz.
Nie pozostało nic innego, jak wygonić Toro pod łóżko, a sam wypił kawę i udał się zaś na parter domu. Musiał przed snem zapalić, nie ma bata. Wyszedł do ogrodu, odpalił fajkę i wpatrywał się w ciemności. Musiała być już jakaś wczesna godzina, mógł zbliżać się nawet świt, skoro wampir zasnął od razu. Czyżby całą noc młody łowca nie przespał? Ciekawe czy tylko on nie śpi...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Pią Sie 23, 2013 11:26 am

Może tym lepiej, że wampir nie wiedział o niegdysiejszych uczuciach siostry. Nie zniosłaby myśli, że odszedł właśnie z jej powodu. Przez to, że była nienormalna. Bo któż normalny, całkowicie zdrowy psychicznie pokochałby własnego brata inną miłością niż taką jaka istnieje między rodzeństwem? Najwyraźniej miała nierówno pod sufitem, wiedziała o tym, ale zrobić? Później Zack odszedł, a dziewczyna bardzo cierpiała i nie wiedziała, co ze sobą robić. Była bardzo silnie związana ze starszym bratem, szczególnie po śmierci matki. To przecież on w głównej mierze się nią zajmował, a nie ojciec. On zawsze zgrywał tego chłodnego i obojętnego, jakby nie posiadał w ogóle żadnych uczuć. Niezależnie od uczuć Louisy, Zack i tak opuścił rodzinny dom, a obecnie dziewczyna pogodziła się z faktem, że Zack i tak nigdy by nie odwzajemnił uczucia siostry.
To prawda, każdy miał swoją smutną historię, a dziewczyna nie była pozbawiona uczuć. Wiedziała, co to utrata bliskich, więc potrafiła zrozumieć i wyobrazić sobie jak Totoro musiał się czuć po stracie rodziców, a także fakcie, że ktoś zamknął go w szafie. To było naprawdę chore! Zaczęła go podziwiać, że mimo tak smutnej, wręcz niezdrowej przeszłości, był takim… radosnym młodzieńcem. Przynajmniej na takiego wyglądał. Skąd mogła wiedzieć, że prawda jest całkowicie inne. Że przybyli tutaj po majątek i władzę rodu, po śmierć ojca, a nie dlatego, że Zack stęsknił się z nią czy Gerardem. Była naiwna, więc nie dostrzegła prawdziwego celu swojego brata. Jakże się zmienił! O ironio losu. Mogła przecież uciec za nim, poszukać go, odnaleźć i zacząć żyć wraz z nim. Wówczas na pewno byłaby szczęśliwa. Dalej mogłaby go skrycie podziwiać, obserwować i kochać. Gorzej, gdyby Zack to odkrył. Teraz już wiedziała, że za tamto uczucie, jakim go darzyła, na pewno by ją znienawidził. Albo co gorsza. Brzydziłby się nią i nie chciał więcej oglądać.
– Ach, Totoro, podziwiam Cię, że jesteś taki silny, mimo smutnej przeszłości!
I posłała mu uśmiech, jakby chciała go tym pocieszyć i dać siłę. Choć wiedziała, że nie była do tego zdolna, to nie zamierzała mu wcale współczuć! To było najgorsze, co można ofiarować drugiej osobie.
W sumie dziewczyna doskonale wiedziała, że podświadomie sama chciała jego dotyku, więc w taki sposób to rozegrała, obracając wszystko w żart.
– Zachowujesz się jak prawiczek, braciszku.
Wytknęła w jego stronę język i to byłoby na tyle. Wiadomo, potem nastąpiła zawrotna akcja wanniena, w które głównymi bohaterami okazała się być niczego nieświadoma, całkowicie niewinna i jakże nieśmiała Louisa, a także wygłodniały wampir.
Łowca zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony z dowcipu swojego syna. Najwyraźniej Zack miał to świetne poczucie humoru po ojcu. Starszy mężczyzna także był poważny i nie znał się na żartach, a jak jakiś opowiedział, to większość ludzi po prostu robiła kamienną minę. Tak samo jak w przypadku Marcusa, kiedy to Gerard palnął głupotę, a nie dowcip, jak myślał. Nikt się po prostu nie znał na żartach!
– Wiesz doskonale, że nie trawię takich dowcipów. Trzeba być nieźle popierdolonym, żeby powiedzieć coś takiego o własnej siostrze.
I zaczyna się! Gerard najwyraźniej nie mógł wybaczyć własnemu pierworodnemu, że opuścił dom, ojca i siostrę bez żadnego słowa! Po prostu łowca czuł wciąż żal do syna i nie mógł mu tego wybaczyć. Nie rozumiał, jak można sprzeciwiać się woli własnej krwi!
– Chroniłem ją przed przeznaczeniem. Nie chciałem, żeby zginęła jak matka, bo wpakowała się w walkę z wampirami. Ale najwyraźniej już za późno i popełniłem błąd.
Sam nie wiedział po jakiego grzyba opowiadał to Zackowi, który i tak nie będzie w stanie zrozumieć toku rozumowania własnego ojca. Byli do siebie bardzo podobni, ale również tak bardzo się od siebie różnili. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
– Widzę, że Ty także cieszysz się z tego, że mnie widzisz.
Och, łowca także potrafił być kąśliwy. Niech nie zapomina, kto jest jego ojcem, naprawdę.
– Dzięki za kawę.
Burknął pod nosem, za oddalającym się synem. Jeśli Zack nie dopił do końca kawy, Gerard po nią sięgnął, zajął miejsce na kanapie, nogi położył na stole i upił kilka łyków parującej jeszcze kawy. Wyjął paczkę fajek i zapalił jednego papierosa. Najwyraźniej zamiłowanie do nikotyny także mieli we krwi. Tak było znacznie lepiej, łowca się zaciągnął fają, dopił kawę i w sumie w tak dość niewygodnej pozycji po prostu zasnął. Był bardzo zmęczony, więc nic dziwnego, że sen szybko go nawiedził.
Louisa wpatrywała się to w twarz Totoro, to gdzieś z boku, unikając jego spojrzenia. Była tak zawstydzona, że naprawdę nie wiedziała, co robić! Nawet nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, a jedynie wydukała jakieś nieskładne słowa. A kiedy zabrał ręce poczuła ulgę, choć na jego słowa wstrzymała oddech. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i gdyby nie wejście smoka (czyt. Zacka), Louisa naprawdę by zgłupiała. Odetchnęła z ulgą, kiedy brat zaczął szarpać się z Totoro, a ta posłusznie odwróciła głowę. Jakoś nie widziała nigdy nagiego mężczyzny i wolała, aby tak jeszcze pozostało. Wiadomo, niewinna w stu procentach!
Gdy oboje opuścili jej łazienkę i sypialnie wciąż drżała na całym ciele, jakby nie bardzo rozumiała, co się właśnie stało. Siedziała w wannie jeszcze przez kilka dobrych minut i dopiero później odważyła się wyjść, wysuszyć i ubrać w piżamę. Położyła się na wznak na łóżku, wpatrując się w biały sufit. Nie mogła zasnąć. Tak dużo się dziś wydarzyło, że przez nadmiar emocji nie mogła po prostu zasnąć. Wstała. Usiadła na łóżku i zmierzwiła swoje włosy, jakby chciała wyładować całą złość. Zsunęła się z łóżka i na bosaka zeszła po schodach. Wyczuwała zapach tytoniu w salonie, ale także i na tarasie. Dostrzegła drzemiącego ojca na kanapie, więc nakryła go kocem, żeby nie zmarzł i ucałowała jego czoło. Wciąż będąc na bosych stopach udała się na zewnątrz, na taras. Otulił ją chłód wstającego dnia, choć nie przeszkadzał jej. Niedawno jeszcze była wampirem, więc cieszyła się, kiedy czuła ciepłe promienie słońca.
– Od kiedy palisz? Wiesz, że to niezdrowe.
Skarciła szeptem brata, podchodząc do niego. Wspięła się lekko na palcach i przytuliła do niego od tyłu. Tęskniła za nim, więc nic dziwnego, że pragnęła każdej jego bliskości. Wtuliła twarz w jego łopatki.
– Nawet Twoja koszulka cuchnie papierosami. Choć w sumie zawsze kojarzyłeś mi się z zapachem kawy…
Ta, był uzależniony od kawy odkąd pamiętała. Przestąpiła z nogi na nogi, czując jak chłód wżera się w jej delikatną skórę na stopach.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Pią Sie 23, 2013 8:48 pm

Po tylu wydarzeniach jakie miały miejsce w życiu Jamesa i Louisy, nie mieli chwili dla siebie przez tyle czasu. To uprowadzenia, jej przemiana w wampira, jego zniewolenie, zaraza i wszystko kumulowało się do początku wojny między rasami. Po tym wszystkim łowca zdecydował się udać do swojej uczennicy by zobaczyć jak sobie radzi i czy jest bezpieczna. Nie mógł spać, wiedząc że nie ma jej w oświacie.
Jedyne miejsce jakie mu przychodziło do głowy, że mogła tam przebywać, była jej posiadłość. W końcu jego rzeczy tam też były. O ile nie wyrzuciła ich na śmietnik.
Podjechał samochodem i zaparkował w pobliżu domu. Wysiadł zabierając z przedniego siedzenia bukiet kwiatów o ciemnoróżowych barwach. Zamknął pojazd wysiadając i skierował się w stronę wejścia, stając przed drzwiami głównymi. Zapukał czy tam też zadzwonił do drzwi i czekał na otwarcie. Być może pojawił się za wcześnie, ale nie jego to wina. Wytłumaczy się jej że wraca z patrolu.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 5:55 am

Jak zwykle... rozmowa z Gerardem przebiegła zachwycająco i emocjującą. Zack nie ciągnął jej już dalej, nie wiedząc w tym żadnego sensu, poza tym był zbyt zmęczony na wymianę zdań i nie chciał marnować nawet na to energii. Wolał odpuścić ojcu, który zresztą też nie wyglądał najlepiej. Praca dawała mu we znaki. Czy ten facet zwolni kiedyś tempo? Ma na wychowaniu córkę, niech będzie bardziej odpowiedzialny... Choć czy to możliwe? Biały Wilk w swoim słowniku chyba nie ma słowa Odpowiedzialność. Najwidoczniej musi zostać w domu, żeby chronić młodszą siostrę, która mogła mieć skryte żale (jak ojciec), że ją zostawił. Ale co poradzić? Chciał dorosnąć, nie był wszak małym już chłopcem.
Lekko podirytowany, stał oparty bokiem o framugę, paląc papierosa. Zapewne pobrzebywa na świeżym powietrzu do wypalenia papierosa i ujrzenia pierwszych promyków słońca. Całą noc nie spał, nieźle był wykończony podróżą.
Kiedy zasił papierosa, oczywiście wyrzuci go do śmieci, nie w głąb ogrodu, ktoś doszedł. Zack kątem oka dostrzegł siostrę. No proszę, nakryła go na paleniu.
- Od dziesięciu lat, siostra. Wcześniej się z tym ukrywałem. I to misje z ojcem bywały bardziej niezdrowe, wierz mi. - Odpowiedział na jej pytanie i poczuł jak młodsza wtula się do jego ciała. Nie przeszkadzało mu to, w końcu tęsknił za nią. Tak szybko dorosła, choć dla niego zawsze będzie tą małą, śliczną dziewczynką, wymagającej sporej opieki i zabawy.
- Nie marudź. - Burknął pod nosem, wyciągając z paczki kolejnego papierosa. A miał już iść do domu, w dodatku ręce siostry były chłodne.
- Louiso, jest chłodno na dworze. Masz wejść do środka, a najlepiej jakbyś wróciła do łóżka i poszła spać. Toro już Cię nie zaskoczony, bo sam śpi jak zabity. - Rządzi się, ale źle nie chciał. Co do wampira, normalnie miał taki ton, jakby Rudy inaczej faktycznie nie żył. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Nie za wczesna pora na odwiedziny? Zack odsunął siebie siostrę, wyciągając z kieszeni składany nóż. Umie zaatakować z zaskoczenia, więc niech każdy wampir się strzeże, poza tym miał wyjątkowy artefakt. Nie pozwoli otworzyć nikomu drzwi, sam chwycił za klamkę i otworzył je. W drzwiach ukazał mu się mężczyzna z kwiatami. Zack zmrużył swoje zimne oczy na postać obcego.
- A Ty co?! Pani Lato? Pojebały Ci się godziny, wszyscy śpią. Do widzenia. - Jeśli nikt Zacka nie powstrzymał, zamknie Jamesowi drzwi pod samym nosem. Wkurwił go facet okrutnie, aż mu się spać odechciało.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 8:58 am

Przecież Gerard był bardzo elokwentny, a jaki wygadany i z jakim świetnym poczuciem humoru. Zapewne Zack będzie miał jeszcze niejedną okazję do tego, aby porozmawiać sobie od serca z własnym ojcem. Wszak Gerard jeszcze nie wiedział, co takiego planował jego syn, a nie był aż naiwny jak Louisa, żeby się nie zorientować. A kiedy już odkryje, że Zack sprowadził do domu wampira, pod jeden dach z Louisą, w dodatku obok jej pokoju, to tak wścieknie, że albo obu zabije, albo ubije tylko Totoro, a syna wygoni raz na zawsze. Przecież ten łowca był zdolny do wszystkiego, niemalże został pozbawiony uczuć po śmierci żony. Jakby stracił sens życia. Najwyraźniej białowłosy nie zamierzał zwalniać tempa. Musiał pracować. Nie, inaczej. On chciał pracować i chciał pomóc miastu z tymi zwyrodniałymi wampirami. One zasłużyły na śmierć, za to co zrobiły miastu i niewinnym ludziom. W dodatku została w to wmieszana mafia.
Louisa kiedy podchodziła do brata nie wyczuwała od niego poirytowania. Tak dawno go nie widziała, że niemalże nie umiała już rozpoznać z daleka czy był zdenerwowany czy też nie. W sumie odkąd pamiętała Zack zawsze miał jakieś utarczki, sprzeczki być może nawet co poważniejsze kłótnie z ojcem. Nic się na to nie poradzi, rodziny się przecież nie wybiera. Louisa bardzo kochała obu mężczyzn i nie zamierzała między nimi wybierać i decydować o tym, który ma większą rację.
– Wtedy nie miałam pojęcia dlaczego tak rzadko bywacie w domu albo czemu wracaliście cali we krwi i z paskudnymi ranami. Pamiętałam jedynie te czerwona ślepia z nad ciała matki. Ojciec nigdy mi nie powiedział… że to… wampiry.
Wzruszyła ramionami, powracając do bolesnego momentu z przeszłości. Czerwone, groźne ślepia i ten śmiech. Wampiry nie były normalnymi istotami, a przynajmniej te, które ona sama spotkała. Może oprócz Yuki… ta szlachetna naprawdę była inna, wyjątkowa, a Louisa wiele jej zawdzięczała. Żałować mogła jedynie, że tylko ta jedna wampirzyca na milion innych była tak łagodna i chciała pokoju z ludźmi.
– Ej! Nie marudzę!
Zaśmiała się i sprzedała mu pstryczka w żebra nie za mocno, ale na tyle żeby mógł to poczuć.
– Reeeety, zachowujesz się jakbyś był moim ojcem. Wyobraź sobie, że mam już dziewiętnaście lat i doskonale wiem, że mogę się przeziębić!
Napuszyła się i odsunęła od brata. Wtem usłyszeli oboje dzwonek do drzwi. Dziewczyna spojrzała pytająco na brata. Nie umawiała się z nikim, szczególnie o tak wczesnej porze. Gerard wymruczał coś przez sen, ale najwyraźniej był tak zmęczony, że się nie obudził. Brawo, łowca z głębokim snem, jeszcze trochę i to go zgubi, bo na przykład syn się zakradnie i poderżnie mu gardło. Najciemniej jest pod latarnią.
Dziewczyna udała się na palcach w ślad za bratem, żałując że nie ma przy sobie swojej broni. Choć znając jej pecha, to prędzej sama by się postrzeliła niż wampira. Ale zaraz, to na pewno nie mógł być wampir. Oni nie pukają, nie dzwonią, tylko od razu wywarzają drzwi. Poza tym już świtało, wszyscy grzeczni krwiopijcy już dawno śpią w swych norach.
Zatrzymała się w głębi holu, kiedy Zack otwierał drzwi. Od razu rozpoznała Jamesa, więc podeszła do brata. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy  ten pierdolnął drzwiami przed nosem starszego łowcy.
– Zack! To James, mój… znajomy. Zajmuje Twój pokój.
Nie skarciła brata, a jedynie wyjaśniła w czym rzecz. Nie miał przecież pojęcia i chciał jedynie dobrze, więc nie zamierzała go za to karcić. Otworzyła ponownie drzwi, by wpuścić łowcę do środka.
– Wejdź. Wybacz za Zacka, nie uprzedziłam go o Tobie.
Cofnęła się by zrobić miejsce i dla Jamesa. Gerard wciąż twardo spał, Totoro zapewne też, bo w końcu wampir.
– James, poznaj Zacka, Zack, to James. Bądź miły.
Położyła dłoń na ramieniu brata, lekko je ściskając. Po chwili dopiero spostrzegła, że łowca trzymał w dłoni… kwiaty. Spojrzała to na nie, to na Jamesa i przechyliła pytająco głowę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 1:13 pm

Nie będziemy ukrywać, że kiedy otworzono drzwi, James nieźle się zdziwił widokiem mężczyzny. Nie wiedział, że Louisa mieszka już z kimś. W tej sytuacji został nieźle opieprzony, że tak można powiedzieć, przez chłopaka niemal młodszego od siebie. Zmrużył oczy czując niemal narastającą zazdrość. Nie znał i nigdy nie widział brata Louisy, więc miał prawo do takiej reakcji. Już miał walnąć do wszystko w diabły, kiedy zamknięto mu przed nosem drzwi, to zaraz one się otworzyły i ujrzał Louisę. Teraz to zaczął się wahać, czy warto ryzykować czy nie. Ewentualnie wejdzie i zabierze swoje rzeczy. Nic tu po nim przecież.
Wszedł do środka i skinął nieznajomemu głową, ale nie było widać by James był tym faktem zadowolony. Wzrok przeniósł na Louisę, która patrzyła na niego pytająco, po czym zerknął na kwiaty. Prawie by o nich zapomniał.
- Wybacz, że przychodzę teraz... To dla Ciebie. - Wyciągnął dłoń z pięknym bukietem róż.
- Z wyrazem przeprosin, szacunku i udzielonej pomocy.
Jeżeli przyjęła, to będzie mu bardzo miło, ale niestety chyba nie zostanie tutaj dłużej.
- W sumie to nie wiedziałem że masz kogoś... Że mieszkasz już z kimś. - I tu spojrzał na Zacka, jakby o niego mu chodziło. Póki stali w korytarzu, to nie wiedział jeszcze o obecności jakiegoś wampira i ich ojca. W końcu co on obcy ma tutaj do gadania i roboty?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 4:13 pm

Z całą pewnością jeszcze nie raz pokłóci się z ojcem, lecz gorzej będzie, kiedy ten odkryje jego wampira. Toro nie jest zbyt silny i mógłby paść podczas walki z tak silnym łowcą, jakim jest Gerard. Dlatego Zack nie może dopuści aż do tak dramatycznych sytuacji.
Nie odpowiedział nic, kiedy Lou wspomniała śmierci matki. Wampiry były przyczyną wielu śmierci, lecz ludzie także nie byli nigdy bez winy. Ich matka także miała sekrety, które nigdy nie mogły wyjść na wierzch. Trzymał w w ukryciu zadłużenie u mafii, a przecież dług u takich organizacji zwykle kończy się śmiercią. Sama na siebie ukręciła bicz, poza tym Zack wybaczył wampirowi, który dokonał śmierci na ich mamie. I przede wszystkim nie osądza żadnego innego wampira za jej śmierć, jak to czyni Gerard. Ciekawe czy Louisa miała podobne poglądy co ojciec.
To ona już miała dziewiętnaście lat? Zack spojrzał na nią pełen powagi, lecz za chwilę chrząknął. Co ona go będzie pouczać.
- Dla mnie masz dziesięć i koniec dyskusji. Marsz do łóżka. - Nie ma bata, Zack nie do pokonania. Luśka wiedziała, że z upartością brata nie ma szans wygrać. Facet jak się uprze, to koniec.
I właśnie wtedy pojawił się James. Młody mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego pojawieniem się łowcy w ICH rodzinnym domu. Skrzyżował ręce na klacie, nie odrywając swojego morderczego wzroku. I właśnie ten facet przejął jego pokój? To już kochana siostra uśmierciła brata? Zresztą, to nie było teraz ważene. Zack mieszka gdzie indziej.
Na słowa Jamesa uniósł brew. Że on jest niby z tą dziewczyną? Własną siostrą? Zacisnął zęby, robiąc krok w stronę starszego od siebie chłopaka. Co on sobie myśli przychodzić tutaj o tej porze? Pewnie za chwilę wyjdzie, ta? Nic z tych rzeczy!
- Louisa mieszka z bratem, James. - Burknął chłodno, podchodząc do drzwi. Łowca lepiej niech się odsunie jeśli stał blisko drzwi, inaczej Zack go przesunie. Zamknął drzwi na wszystkie zamki, wzdychając ciężko.
- Skoro tu mieszka, już niech nigdzie nie wychodzi i nie nadużywa gościnności, kręcąc się. To strasznie mnie irytuje. - Dodał takim samym nieprzyjaznym tonem, wymijając zakochaną parę. Oczywiście zanim ich całkiem zostawił, szepnął kilka słów do Jamesa.
- Tylko ją dotknij, a wyrwę gołymi rękoma twojego fiuta i wsadzę Ci go do gardła. - Na koniec obnażył zęby i dziki warkot. Luśka mogła złapać się za głowę, naprawdę.
Zack znalazł się w salonie, aby zerknąć na śpiącego ojca. Nie ma sypialni, czy jak? A może mu ją zajął? Niech śpi... Udał się wreszcie do kuchni, w celu zaparzenia kawy. Ciśnienie dzisiaj zacznie mu szaleć.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 8:28 pm

Ani Louisa, ani nawet same Gerard nie mieli pojęcia o długu jaki zaciągnęła od mafii. Spłacała go, to prawda, możliwe, że zbyt wolno. Jednak skoro musiała umrzeć, to dlaczego zrobili to na oczach pięcioletniego dziecka i to w tak odrażający, sadystyczny sposób? Tylko psychopaci albo wampiry są zdolne do takiego postępowania. Żaden człowiek nie zasłużył na śmierć, szczególnie za coś takiego, jak zaciągnięcie kredytu u mafii. Może tym lepiej, że dziewczyna nie do końca zdawała sobie sprawę z wad matki, obecnie idealizowała ją, dzięki czemu te radośniejsze wspomnienia częściej ją nawiedzały.
Louisa ponownie przekręciła oczami, normalnie nie mogąc uwierzyć jakim despotom stał się jej braciszek! Chyba wolała go, gdy był młodszy i bardziej skory do zabaw. Zapewne sam nie pamiętał jak wiele razy ryzykował, nie koniecznie tylko przeziębieniem.
– Nie mogę zasnąć. Za wiele się dziś wydarzyło.
Wzruszyła ramionami. Nie da tak łatwo siebie wygonić z tarasu. Było jej tutaj bardzo wygodnie, choć przyznać musiała, że w tak lekkiej i delikatniej koszulce nocnej, sięgającej przed kolano, może nie być zbyt ciepło. Owiewał ją wciąż lekko chłodny wiaterek, zwiastujący nowy dzień.
Louisa przyglądała się bratu, który przyjął obronną pozycję, jakby chciał własną, męską klatką piersiową zasłonić swoją siostrę przed całym światem.
Dziewczyna jakoś nie dostrzegła zazdrości na jego twarzy, ukrywał to całkiem dobrze, a Louisa wciąż pozostawała uroczo nieświadoma.
Przyjęła od łowcy bukiet ciemnoróżowych róż i od razu wsadziła w nie nos, zaciągając się głęboko ich zapachem.
– Dziękuję, są śliczne.
Podeszła do niego szybko, wspięła się na palce, bo przecież chłop jak dąb i dosięgała mu do pępka i ucałowała go w ramach podziękowań w policzek, po czym równie szybko się odsunęła i stanęła obok brata.
– Ach, nie… to nie tak. To…
Ale Zack wszedł jej w słowo i wyjaśnił, że są rodzeństwem, a to ich rodzinny dom. Zack miał taką minę, jakby miał ochotę zabić Jamesa na amen. Louisa w ogóle nie rozumiała dlaczego. James przecież nawet jej dotknął, naprawdę!
Westchnęła jedynie na poczynania brata, który zaryglował drzwi na wszystkie spusty. Udała się zatem do kuchni, po wazonik, nalała do niego wody i włożyła kwiaty, które zaraz postawiła w salonie, na stole, obok nóg śpiącego ojca. Och, już zaczął sobie pochrapywać. Dziewczyna także nie słyszała groźby ze strony brata, skierowanej do Jamesa. Ciekawe jakby się zachował, gdyby nie poprosiła o to, aby był miły
– Mamy straszny tłok. Wrócił ojciec i mój brat ze znajomym, więc nie przeraź się jak ujrzysz jakiegoś faceta, który pcha Ci się do łazienki.
Ostrzegła Jamesa, a karcące spojrzenie posłała bratu, żeby ten lepiej pilnował swoich pupili. Nie miała ochoty ponownie widnieć z piersiami pod ciałem wampira.
– Mi też zrób kawy!
Miała problem ze snem, więc kawa postawi ją na nogi. Jamesa zaś zaprowadziła do jadali połączonej z kuchnią, żeby dać ojcu spać.
– Jak się czujesz? Już jesteś całkowicie zdrowy?
Przechyliła głowę, siadając naprzeciwko niego. Miała wciąż potargane włosy, jakby dopiero wstała z łóżka po całonocnym spaniu. Zdrowe rumieńce na policzkach i dreszcze na ciele. Wiadomo, zmarzła trochę na tarasie, stojąc boso. Podniosła nogi do góry, opierając stopy na siedzeniu, by zaraz ramionami objąć kolana.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Sob Sie 24, 2013 8:49 pm

Powitanie nie wyglądało na przyjemne, szczególnie kiedy drzwi otworzył facet o śmiertelnej powadze. Zack nie wyglądał na takiego, co by miał darzyć znajomych siostry sympatią. Pozwolił by Louisa go ucałowała w podzięce za kwiaty, ale niestety o spędzeniu sam na sam czasu mowy nie było. Już to widział po poznaniu towarzystwa jakie zagościło w jej domu. Czuł się tu co prawda dziwnie.
Jak się okazało Zack jest bratem Louisy. Przynajmniej to się wyjaśniło i James nie będzie musiał wyciągać pochopnych wniosków widząc tego faceta w tym domu. Nie będziemy ukrywać, że wypowiedziane ostrzeżenie ze strony Zacka do Jamesa było niepokojące i wręcz zaskakujące. Tego James pojąć nie mógł, ale czuł że łatwo nie będzie.
Na razie wysłuchał Louisy, która oznajmiła o powrocie swojej rodziny. Prędzej czy później musiało to nastąpić. Do tej pory on się nią opiekował i podszkolił. A teraz? Nie wiedział jak to się potoczy.
Niestety wyjść mu także nie dano. Drzwi zostały zamknięte a Zack, niczym Pan Domu, postanowił za niego czy on wyjdzie czy nie.
- Miły ten Twój brat... - Szepnął do Louisy, kiedy zmierzali do jadalni. Usiadł więc na wolnym krześle i spojrzał na dziewczynę, która zajęła miejsce na przeciwko.
- Tak. Yutaka potwierdził iż wirus został zniszczony. Zawdzięczam to także Twojej opiece. - Uśmiechnął się do niej lekko.
- Podziękowania przesyłam także od kolegów. Sprawdziłaś się wzorowo jako pani doktor.
Mieli bardzo dobrą opiekę ze strony Louisy. Nie tylko im pomagała ale też nakarmiła przepysznymi daniami. To duży plus dla dziewczyny, pozwalający jej pnąć się dalej u szczytu jej kariery.
Nie pytany o to czy by się czegoś napił, nie narzucał się i nie prosił o nic.
- Louisa... Skoro mieszka tu już dużo osób, mogę znaleźć sobie jakieś mieszkanie. Nie chcę się narzucać i przeszkadzać.
Być może za to mu się dostanie, ale to ułożony facet.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 7:22 am

Nie no, powaga! Dlaczego Louisa całowała tego faceta? Większy od niej, na pewno starszy i da sobie łapy uciąć, że ten fioletowo włosy fagas ma w głowie kosmate myśli wobec jego malutkiej siostry! Pedofil wstrętny! Zack niemal nie ugotował się ze złości, ba, on nawet musiał dodać swoje zimnokrwiste trzy grosze.
- Louiso! Nie całuj tego faceta przy mnie. - Syknął groźnie, łypiąc na Jamesa , jak na najgorszego wroga na świecie. Jeśli zagrozi w jakiś sposób Luśce, Zack wyrwie mu głowę włącznie z kręgosłupem. Czy ona chce do tego doprowadzić? Zna swojego agresywnego brata, to co mówi, nigdy nie było rzucone na wiatr, zwykle robił to co mówił. To samo tyczyło się groźb,skierowanych pod adresem starszego łowcy.
Na szczęście Luśka nie słyszała tego, choć Kto wie... Może by powtórzył? Mógłby nawet napisać tą groźbę na ścianie, a najlepiej w pokoju Jamesa. Napis byłby wykonany z krwi oczywiście, krwi samego amanta siostry. Zack prychnął jak byk na słowa Luśki. Co ma zrobić? Związać Toro? I zapewne to się stanie, jeśli ten za bardzo zacznie zwracać na siebie uwagę. Za chwilę znikł w kuchni. ..
Zrobić kawę siostrze. Może jeszcze śniadanko pod nos? Spoko, Zack jest na tyle grzeczny iż da radę uczynić coś takiego... Nawet wyjrzał do owej parki, siedzącej przy stole.
- A Ty też chcesz coś? - Spytał Jamesa i jeśli ten się na coś zgodził, młodszy łowca wróci do swoich czynności. Mało tego, nałożył sobie zajebisty fartuszek, bo w końcu zacznie robić im śniadanie. Jajecznica i te inne sprawy. No i żeby nie zapomnieć, Zack nadstawiał uszu! Musi przecież czuwać nad siostrą i jej tematami rozmów, prawda? Czuł się za nią ogromnie odpowiedzialny! Zmarszczył nos, jak usłyszał o jakimś wirusie. Za mało gazet czyta, serio... A później, później... te słowa o mieszkaniu. Zack wyskoczył jak z ognia, w świetnym fartuszku w kwiatki oraz z drewnianą łyżką, która została wymierzona w stronę Jamesa jakby była jakimś mieczem albo czymś inną siejącą zniszczenia bronią.
- Skoro Louisa dała Ci dach nad głową, pielęgnuj ten prezent choć za cenę życia! Nie pozwolę Twojej osobie opuścić ten domu, bez zgody mojej siostry! - Oczywiście krzyczał. Jeśli obudził śpiochów... Bardzo dobrze. Wstaną przynajmniej na śniadanie i mogą spać dalej... I właściwie to obudził wampira. Bordowe włosy Stwór zszedł na parter, kierując się do miejsca, gdzie przebywała obecna i żyjąca trójka. Nie miał pojęcia o obecności dwóch łowców... w dodatku zapomniał o soczewkach i koronkach na zęby, wszak widok ostrych ząbków może okazać się podejrzany.
- Nie krzycz Zack. Słychać Cię nawet z piętra. - Burknął pod nosem, siadając przy stole i chyba przez zaspanie, nie zauważył pozostałych. Na sobie miał bluzę z kapturem, który z kolei naciągnął na rudą głowę. Spanie na blacie stołu to też dobra opcja, ach... korzystał ze swojej mocy, zatem ciężko odróżnić czy to po prostu taki dziwny człowiek czy krwiożercze monstrum zwane wampirem. Zack stał zaniepokojony, patrząc na straszego chłopaka. Gorzej jak ojciec się zbudzi... Wrócił wreszcie do kuchni, w końcu przypalonej jajecznicy nikt nie lubi. I o dziwo uspokoił się. Musi przecież słuchać co dzieje się w jadalni, bo Toro zaś się nie popisał ostrożnością.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 10:35 am

Zack nie darzy sympatią jedynie znajomych siostry płci męskich. Do płci żeńskiej zapewne nie ma nic przeciwko, choć może i to się zawsze zmienić, gdy uzna że nawet one stanowią zagrożenie dla dziewczyny. A wiadomo, że dziewczyna była wręcz wabikiem dla kłopotów. Może powinna przejrzeć się w lustrze, na czole na pewno ma napisane ofiara losu, zamaskowana masochistka, czego jeszcze sama nieokryta.
– Zazdrosny? Ciebie też mogę wycałować.
Wyszczerzyła się prowokacyjnie do brata na jego słowa. Nie pocałowała Jamesa, tylko cmoknęła go w policzek w podziękowaniu za kwiaty. Mógłby okazać trochę więcej wyrozumiałości. W Stanach na przykład tak na co dzień witają się ze sobą młodzi ludzie! Ciekawe jakby wówczas Zack się czuł? Och, musiałby chodzić z tasakami i siekierami poukrywanymi po kieszeniach, żeby bronić siostry przed pocałunkami ze znajomymi. Wiadomo, w taki sposób przenoszą się przecież różne choróbska. Znała swojego brata, ale szczerz mówiąc nie wiedziała do czego mógł być zdolny tak naprawdę. Mimo wszystko nie posądzała brata o zamordowanie człowieka.
– Wrodził się w ojca…
Skomentowała słowa Jamesa, ostrzegając tym samym, może nie tak dosadnie, przed Gerardem. Wiadomo, ojcowie zawsze chronią swoje córki, choć w przypadku tego łowcy, raczje wzruszy ramionami, zamknie ją w domu i na tym się skończy. Nigdy nie był skory to czułości i pieszczot. Może, gdy żyła jeszcze Michiru, to częściej przychodziła do ojca na kolana, żeby się przytulić czy powygłupiać. Ale po jej śmierci wszystko się nagle zmieniło i nie było już dawniej. Może dlatego właśnie Louisa stroniła tak bardzo od mężczyzn?
W końcu znaleźli się w jadalni, Zack zajął się robieniem kawy. Oczywistym było to, że Jamesowi też zrobi, jeśli nie dostanie porządny opiernicz od Louisy, że nie dba o gości. Dziewczyna odziedziczyła gościnność dla innych po swojej matce, więc miała nadzieję, że brat mimo wszystko zrobi chociaż kawy Jamesowi. Szczególnie, że nie pozwolił mu opuścić posiadłości, zamykając drzwi.
– Cieszę się, że wybrałam taką drogę. Nie nadaję się do walki z wampirami. Szczególnie po tym jak sama zostałam wampirem. Wolę pomagać innym, niż czekać aż ktoś pomoże mi. Wręcz przyciągam do siebie kłopoty, więc wolę siedzieć w gabinecie.
Zaśmiała się ze swoich słów, jakby opowiedziała świetny dowcip. Nie miała pojęcia, że brat ich podsłuchuje, więc swobodnie prowadziła konwersację z Jamesem.
– Możesz im przekazać, że także im dziękuję.
Mimo wszystko na tych chłopaków zawsze można liczyć, gdy wpadnie się w jakieś tarapaty, na pozór bez wyjścia.
Na słowa łowcy zamilkła. Chciała, żeby tutaj mieszkał, ale może jego słowa tak naprawdę znaczyły po prostu wyprowadzę się, bo nie mam co tutaj robić. Chciała już mu coś odpowiedzieć, ale Zack oczywiście ją wyprzedził. Spojrzała na brata wstrząśnięta jego ostrymi słowami.
– James nie jest moim więźniem, a gościem, Zack. Nie musisz się martwić, nawet mnie nie tknął, jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć.
Westchnęła rezygnacją, stawiając sprawę jasno. Jeśli nie powie bratu tego wprost, to ten uzna, że ona i James robili nie wiadomo jakie rzeczy.
Zapach jajecznicy był naprawdę cudowny, Louisa poczuła jak coś zaczęło jeździć jej w brzuchu, z głodu. Zawsze to ona szykowała jedzenie dla brata i ojca, a teraz wreszcie Zack mógł jej się odwdzięczyć.
Krzyki Zacka obudziły nie tylko Toro, ale także i Gerarda. Ziewnął i zdjął z siebie koc, który zaraz złożył w kostkę i położył na kanapę. Szurając stopami, ubranymi jedynie w skarpetki, dotarł do kuchni, gdzie siedzieli już wszyscy… lokatorzy?
– Czy ktoś mi wyjaśni co to za burdel?
Zmierzwił swoje włosy i zawiesił chłodny wzrok na Jamsie. Co tu robi łowca? Och, byle to nie jakieś zlecenie od Marcusa. Chciał zająć się tym szpitalem, a potem dopiero zająć resztą. Prześlizgnął się wzrokiem zaraz na Totoro, którego w ogóle nie znał. Miał czerwone, dziwne ślepia, takie zwierzęce, wręcz wampirze. Choć miał zdrowe rumieńce. Jednak każdy wampir po wypiciu krwi nabierał ludzkich barw, jakby zaczynał żyć. Zmarszczył brwi przechodząc do dalszych oględzin. U normalnych ludzi wszystkie zęby są schowane, a on wyraźnie dostrzegł jednego kła wynurzającego się spod wargi. Dłoń Gerarda od razu spoczęła na broni.
– Kto przyprowadził tutaj tego wampira?
Och, zdawać by się mogło, że łowca zachowuje spokój, jednak tak naprawdę trawiła go złość. Kto był na tyle popierdolony, aby wprowadzić wampira do tego domu?!
Louisa aż drgnęła, kiedy przypomniała sobie, że ten facet był w jej łazience i zdążył ją zmacać. Ale jego dotyk był ciepły, wręcz ludzki.
– Tato, to nasz kuzyn. Od strony matki. Totoro Aizawa.
Pospieszyła dziewczyna z wyjaśnieniami. Gerard zmarszczył brwi i pokręcił głową. Znał całą rodzinę swojej żony, przecież nie raz wspólnie walczyli, a tego gościa nie znał.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 1:14 pm

Czyżby Zack był zazdrosny o Louisę? Tak to wyglądało, kiedy zaczynał zwracać uwagi siostrze a Jamesowi rzucać ostrzeżenia. Co prawda, sporo lat dzieliło Jamesa od Louisy i tutaj mógłby się łowca zgodzić z młodym. Jednak zachowywać się umiał. Dał dziewczynie kwiaty, a widząc towarzystwo w jej domu, nie zrobił niczego więcej, co by mogło wskazywać na to, że oboje są razem. Obecne powitanie i wręczenie kwiatów, obyło się na drodze przyjacielskiej. I niestety chyba teraz Jamesowi nie będzie dane w spokoju porozmawiać z Louisą.
- Kawę jeśli można. - Zapytano go, więc odpowiedział. Też się czegoś napije, skoro potraktowano go jak gościa. A przeważnie ze strony Zacka, bo już myślał że ten będzie go specjalnie ignorował.
Wtem  wysłuchał Louisy, która odpowiedziała na przekazane przez niego podziękowania od kolegów. Co prawda, to prawda. Dziewczyna bardzo dobrze spisywała się w roli medyna i kucharza. Za to drugie ją chwalili, ponieważ posiłki im podawane bardzo różniły się od tego, co jadają w stołówce. A ze względu na mały budżet, nie mogą pozwalać sobie na lepsze jedzenie. Także wielu raczej decyduje się samemu robić sobie posiłki lub idą do jakiejś restauracji, bądź zajadają się fast-foodami.
Na jego słowa o wyniesieniu się stąd, Zack nie dał dojść do słowa Louisie, samemu przedstawiając swoje warunki. Nie był więźniem a gościem. Jednak w tym przypadku mógł poczuć się jako więzień ze strony Zacka.
- Gdzieś Ty wtedy był, gdy ona Cię potrzebowała? - Rzucił chłopakowi poważne spojrzenie zadając dość poważne pytanie. Gdyby nie James, Louisa by pewnie już nie żyła. To chyba cud, że na nią trafił nie przypadkiem na ulicy. Uratował ją z rąk szalonego wampira, podszkolił na tyle, by umiała się jakoś bronić a reszta sama się rozwinęła. W tym zacieśniła się ich znajomość.
Wtem do kuchni wszedł nieproszony gość. Czy to ten znajomy o którym wspomniała Louisa? James spojrzał na Louisę niezbyt zadowolony z obecności wampira.
- Co on tutaj robi? - Rzekł poważnie i zaraz po tym do jadalni wszedł Gerard. Człowiek który zapewne jest ojcem tej dwójki. Od razu James wstał by jakoś ukazać szacunek starszemu mężczyźnie. W sumie ten dom nie był Jamesa, więc nie mógł teraz robić w sumie co mu się podoba. A tego człowieka raczej pierwszy raz widzi.
- Kuzyn? - Zdziwił się przenosząc spojrzenie na dziewczynę. Od kiedy w ich rodzinie wampiry były spokrewnione z ich rodem? To przecież jest niemożliwe.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 3:24 pm

Jak może być zazdrosny o to własną siostrę? Raczej troszczył się o nią i postara zadbać o przyszłość, wszak toć małe dziecko jeszcze. Czy nikt poza nim tego nie widzi?!
Prychnął zły, słysząc zgryźliwość siostry. Czyją ona stronę trzyma? Woli dokuczać bratu, niż pilnować się i dbać o swoje ciało? Już on się postara ich pilnować, jak tylko ujrzy Jamesa w akcji (macanie) przy jego siostrze, wiadomo jak bardzo się to dla starszego łowcy krwawo skończy. Koniec tematu.
Oczywiście, że utrzymał gościnność. Louisa nie musiała mu nawet o tym przypominać, w końcu ten facet jest dorosły i wie co ma robić, a co nie. Chyba, że ktoś ma jakieś aluzje.
Z uwagą słuchał co mają sobie do powiedzenia i aż zdziwił się, kiedy Louisa powiedziała o byciu wampirem. Cholera, tak wiele go ominęło, a jak faktycznie bardzo go potrzebowała? Na pewno nie dopuściłby do jej zwampirzenia, no ale stało się. Czasu się nie cofnie, poza tym wszystko z dziewczyną jest w porządku. Mają szczęśliwe zakończenie. Choć i tak ciężko mu, jak pomyśli iż nie było go przy niej.
Zack zmarszczył brwi, słysząc co mają do powiedzenia na jego odważny atak. Chyba zaraz sięgnie po tłuczek i natłucze do ich głowy swoje mądre słowa.
- I lepiej żeby tak zostało. - Warknął, spoglądając na Jamesa, który to także musiał coś dodać i to coś strasznie rozzłościło mężczyznę.
- To nie ma nic do rzeczy! - Odpowiedział ostrym tonem, mrużąc złowieszczo oczy. Od wbicia drewnianej łyżki w głowę łowcy, powstrzymało go przybycie wampira. Później dołączył ojciec. Na widok Totoro panowie - Gerard i James - od razu rzucili podejrzeniami. Zack aż opuścił kuchnię, niosąc dla zmyły kawę dla Luśki i Jamesa. Na serio chciał obczaić sprawę. Toro siedział wbity w krzesło, patrząc wielkimi oczyma to na Gera i na zmianę na Jamesa. Później na Louise i z wyraźną chęcią o pomoc Zacka. Gerard wyglądał na człowieka, który bez problemu zabiłby wampira, ot dla zwykłego kaprysu. James z kolei cicha woda, niepewny. Ale spokojnie, Zack - ten popierdolony - tu jest. Swoją przemową skutecznie powstrzymał Totoro przed odezwaniem się.
- Tak, to nasz ludzki kuzyn, nie wampir, ojcze. Najwidoczniej nie znasz całej rodziny mamy, ba może nawet nie chciałeś znać, bo nie miałeś na to czasu, tak jak dla mnie i dla Louisy. Więc bądźcie tak oboje uprzejmi i przestanie podejrzewać go o takie głupstwa. - Powiedział poważnie, patrząc głównie na ojca. W końcu to on pierwszy odezwał się o wampirze i dotknął broni, Zack ten ruch znał bardzo dobrze. Wrócił do kuchni po resztę. Każdy z osobna dostał odpowiednią porcję jajecznicy i do tego przygotowane bułki z masłem. Tradycyjne nie japońskie śniadanie. Jeśli któryś zaś z czymś wyskoczy, z całą pewnością rozpocznie się dyskusja. Toro ze spuszczoną głową, siedział w milczeniu zaniepokojony obecną sytuacją, a Zack krzątał się po kuchni, jak jakaś zjebana gosposia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 4:34 pm

Zack miał syndrom starszego brata, miał potrzebę ochrony młodszej siostry, w której wciąż widział dziecko. Nic dziwnego, pierw wyjechał, żeby stanąć na nogi i zostawić ją pod opieka chłodnego ojca. Oczywiście rozumiała, nawet mentalnie przez te lata wspierała swojego brata, acz nie ukrywała, że chciała być przy nim. To było wiadome, łączyła ich silna więź rodzeństwa. Oboje przegapili w swoim życiu całe, długie sześć lat, przez ten czas zmienili się, a Louisa wydoroślała. Praktycznie była młodą kobietą. Tym samym nie trzymała niczyjej strony. Ukrywała jedynie żal do brata, że nie był przy niej kiedy go potrzebowała. Nie mogła nawet zadzwonić, usłyszeć jego głosu, to by na pewno bardzo jej pomogło. To także działało w obie strony, szczególnie gdy i Zack utracił ukochaną osobą. Louisa mogłaby wesprzeć w tej ciężkiej chwili.
Dziewczyna tak właśnie podejrzewała. Nie tylko chodziło o niski budżet, ale także brak czasu, by spędzić kilka godzin w kuchni przy garach. Wcale by się nie zdziwiła, jakby teraz ustawiali się w kolejce po jedzenie u Louisy. Może faktycznie powinna rozkręcić biznes gastronomiczny. Zamyśliła się i ocknęła dopiero po kilku minutach, spoglądając na Jamesa.
– Może powinnam udać się za Twoją radą i rozkręcić jakiś biznes gastronomiczny? Zack, pomógłbyś mi?
Spytała brata, jeśli ten oczywiście zajrzał ponownie do jadalni. Zaczęłaby pierw od bufetu w Oświacie. Jeśli tam miałaby jakiś dochód, mogłaby otworzyć większą restauracyjkę z francuską kuchnią albo japońską. Miała tyle pomysłów! Poza tym, ojciec na pewno sypnie jakąś kasą. Już ona uśmiechnie się ładnie do Gerarda.
– Nie ważne gdzie był i co robił. Jest teraz, więc dajcie już sobie spokój. Bo zaraz was obu ustawię po kątach!
Krzyknęła wyraźnie zirytowana zachowaniem DOROSŁYCH mężczyzn. Zachowywali się jak dzieci albo psy, które rzuciły się na kawałek mięsa i o niego biły.
A potem wiadomo, pojawili się dwaj zagubieni panowie. Gerard nie dał sobie zamydlić oczu, nie chciało mu się także walczyć.
– Doskonale znałem rodzinę Twojej matki, chłopcze.
Syknął łowca, stając tuż za plecami wampira. Spojrzał na Jamesa, którego ręką powstrzymał przed wstawaniem. Wyciągnął po prostu do niego rękę, żeby ją uścisnąć na powitanie. Jakoś nie przyszło mu do głowy, żeby go cokolwiek łączyło z córką, prócz tego, że był jej nauczycielem. No wiadomo, był dużo starszy. O wiele za dużo. Choć w sumie przyganiał kocioł garnkowi, bo między Gerardem a Delorie była jeszcze większa różnica wieku. Och, właśnie, ciekawe jak jego dzieci zareagują na wieść o jakże młodej macosze. Szczególnie, że Louisa się z nią wychowywała.
– I zapewne ten nasz drogi kuzyn zjada grzecznie ryż, a nie krew, hm? Nie mydl mi oczu Zack. Kto go tutaj wprowadził?
I sięgnął szybko po nóż, którym przeciął sobie nadgarstek i pomachał nim przed mordą Totoro. Ciekawe czy wampir był przygotowany na taki atak z zaskoczenia! Wiadomo, Gerard był gotowy w każdej chwili cofnąć rękę, a nawet się obronić.
Louisa przyglądała się całej tej scenie, aż się gotując w środku. Wreszcie nie wytrzymała i wybuchła, jak na rasową ofiarę losu przystało. Spojrzała na ojca wściekłym spojrzeniem.
- Dość tego! Mam dość tych popieprzonych utarczek z wampirami! Chcesz go zabić? Świetnie! Ale póki jesteśmy tu w domu nie przeleje się niczyja krew!
Aż kipiała, miała już dość tej całej wojny, była tym zmęczona. Tak wiele ona i James przez to wycierpieli, że nawet nie chciało jej się podnosić broni na wampira.
– Totoro nie zrobił jeszcze nikomu nic złego!
Wściekła jak osa opuściła kuchnię, nie tknąwszy nawet jajecznicy zrobionej przez brata. Opuściła domek, udając się do ogrodu, gdzie zamierzała ochłonąć.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 5:25 pm

Według Zacka nie miało nic do rzeczy, że wyjechał i siostrę zostawił w potrzebie. To miało wiele do życzenia, ale Louisa rzuciła przeszłość za siebie. Ważne było dla niej to co dzieje się teraz. Ważne że brat zmądrzał i wrócił do rodziny. A te jej słowa nic się nie odezwał, ale zgodził się co do propozycji o założeniu własnego biznesu. Na tę jej pewność iż mogłaby to zrobić, uśmiechnął się lekko. Wierzył, że udałoby się jej i mogła szczerze zacząć od czegoś prostego. Mógł być bufet w Oświacie. Mogła to być nawet stołówka w Akademii Cross. W obu miejscach by jej za pracę płacono.
Po wejściu Gerarda, łowca chciał wstać, lecz został powstrzymany gestem ręki że nie musi i jedynie uścisnął dłoń starszemu. Reakcja na obecność wampira w domu poruszyła wszystkich na różny sposób. Zack i Louisa wydawali się być bardziej gościnni dla krwiopijców, w przeciwieństwie do Gerarda. James był temu nastawiony neutralnie. Co prawda nie miał nic przeciwko spotykaniom z wampirami ale nie odpowiadało mu mieszkanie z takim w pod jednym dachem.
- Jeszcze. Ale nie wiesz co zrobi w nocy gdy będziesz spała! - Ostatnie słowa to już wykrzyczał by usłyszała. Bo widział jak w niej zebrała się złość a od siebie także musiał coś dodać i to nie tylko jako łowca ale i jej mentor i chłopak w jednym. Choć to ostatnie pozostaje dla obecnych tajemnicą.
Śniadanie zostało postawione, ale chyba każdy stracił apetyt przez obecność wampira.
- Pójdę po nią. - Jak zdecydował, tak uczynił. Opuścił kuchnię i udał się na dwór bowiem słyszał otwieranie zamków, chyba że poszła do ogrodu inną stroną. Stwierdził, że lepiej jak Zack sam się wywalczy obronę wampira, bo wychodziło na to, że to on albo Louisa go sprowadzili. James jako łowca nie mógłby tego uczynić, o ile ta osoba nie była z jego rodziny.
Dostrzegł Louisę i zaczął zbliżać powoli w jej stronę.
- Unoszenie się gniewem nie było na miejscu. W ten sposób nie dogadasz się z rodziną. - Rzekł spokojnie. Nie chciał się z nią kłócić, ale jakoś złagodzić jej nerwy. Najwyżej dostanie kolejny od niej opieprz.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Nie Sie 25, 2013 7:25 pm

Biznes gastronomiczny? Zack skinął głową na jej pytanie, choć na jego twarzy nie pojawił się żaden uśmiech. Oczywiście, pomógł by jej jak tylko potrafi. W sprzedaży i w relacjach z klientami miał jako takie doświadczenie, a nawet mógłby robić za kucharza, sprzedawcę i ochroniarza w jednym. Jak to podobnie czyni w barze w którym pracuje. Choć wątpił aby ojciec im pomógł, wszak to stary sknera, nawet nie chce kupić nowego samochodu, a co dopiero zainwestować w przyszłości córki.
Krzyk pełen nerwów siostry nieco zahamowało ostry temperament Zacka, spojrzał na nią także gotujący się ze złości, lecz chyba odpuści... skoro siostra się już denerwowała. Zapowiadało się naprawdę... rodzinnie.
Przedstawienie jakie odpalił Gerard, naprawdę nie było na miejscu. Toro nie robił nikomu nic złego, przyszedł zbudzony przez hałas i to prawie na początku dnia. Dlatego na skutek zaspania, zapomniał o ostrożności... I nie miał pojęcia iż to rodzina łowiecka. Po prostu wpadł w niezłe gówno. - Jestem pewny, że nie znasz. Zawsze byłeś zapatrzony w siebie i nie dbałeś o resztę rodziny. Ile razy mam Ci to wypominać? - No proszę, Zack też nie zostanie bez niczego. Nie mógł strawić własnego ojca, nie mógł strawić jego absurdalnego zachowania wobec niewinnego wampira, który przez okrutną aure Gerarda nie był w stanie się odezwać. Siedział na krześle, oparty łokciami o blat stolu, a między nimi jego czerep. Zatykał swoje uszy aby tego nie słyszeć. Ten Gerard to rasista...
- Gówno o nim wiesz. - Warknął wściekły, chcąc już zabrać wampira z tego pomieszczenia. I pominął odpowiedź odnośnie sprowadzenia, nie mógł tego zrobić... zresztą miał obawę, że Ger naprawdę skrzywdzi Toro.... i to za nic.
O tak... Żaden z nich nie spodziewał się takiej głupoty ze strony starego łowcy. Zapach krwi oczywiście, rozniósł się po pomieszczeniu i aż rudym zatrzęsło. Zatykał nos i usta dłonią, a drugą odepchnął zranioną rękę starego z przed twarzy. To była sytuacja bez wyjścia, taka którą Toro nie jest w stanie załatwić. Zack nawet nie zdążył się wydrzeć na ojca, choć pięści dalej zaciskał. Gotowy do walki! Louisa już nie wytrzymała i powiedziała swoje. Czyżby padło słowo na "Z", na które Toro zareagował jeszcze większymi nerwami. To on powinien wyjść, nie ona. W dodatku ten drugi. James. Także ocenił wampira już z góry. Nieźle, nikt go nie zna, a już biorą go za potwora. I skoro łowca udał się po dziewczynę, Zack został zmuszony do obrony wampira, jaki najwidoczniej z przerażenia nie mógł wydobyć języka, młody Trizgane wiedział o tym i musi działać. Może uda mu się to odkręcić?
- Choroba porfiriczna, słyszałeś kiedykolwiek o takiej chorobie genetycznej? Człowiek rodzi się z cechami podobnymi do wampirzych. Toro to ma. Jeśli nie wierzysz, dotknij jego klatki piersiowej. Poczujesz jak bije mu serce, a wiesz że u prawdziwych wampirów tego nie ma. - Adwokat Zack ruszył do boju. Jeśli to nie pomoże będzie naprawdę kiepsko, zwłaszcza że zapach krwi i jej widok, źle podziałał na wampira, chociaż tyle dobrego iż nie dawał po sobie tego poznać. Gorzej jednak, jak pójdą w ruch kolejne testy na wampiryzm. Wampirek mógłby wtedy nie wytrzymać.
Serio, śniadanie pierwsza klasa. Cała praca na darmo...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Gość Pon Sie 26, 2013 1:04 pm

Nie da się cofnąć przeszłości, choćby się bardzo chciało. Każdy miał prawo do popełniania błędów, a w szczególności ludzie. Mimo wszystko należeli do tych słabszych istot. Kiedy coś się działo, zawsze się odwracają i uciekają, gdzie pieprz rośnie. Ciekawe czy Zack odszedł z domu, bo potrzebował uciec? Zniknąć, zaszyć się gdzieś, a dorastanie miało być jedynie dobrą wymówką. Nie miała nawet pojęcia na jak długo brat tutaj wrócił. W sumie któż to wiedział? Był jak kot, chodził swoimi własnymi ścieżkami, jakby chciał się odseparować od wszystkich.
Nie doczekała się żadnej odpowiedzi od obu panów. Kiwnęli jedynie głowami. Jak zawsze można przecież na nich liczyć, nie wspominając już o chęci porozmawiania na wszelkie tematy, byle nie poruszać tylko zabijania, polowania, walk i innych rzeczy, które zaczynały już dręczyć dziewczynę. Louisa zaś nie wątpiła w ojca, była wręcz pewna, że pomoże spełnić marzenie córki, byle tylko nie pchała się w sprawy z wampirami. Najwyraźniej Zack miał klapki na oczach i wolał obce wampiry od własnej rodziny. W końcu, czyż nie dla nich opuścił ojca i siostrę?
– Najwyraźniej źle Cię z matką wychowaliśmy. Chcesz, żeby teraz jakiś wampir zabił Twoją siostrę?
Gerard nie zamierzał ustąpić szczeniackiemu zachowaniu ze strony Zacka. Aż go ręka świerzbiła, by po raz pierwszy w życiu uderzyć własnego syna za jego bezmyślność. Naraził życie własnej siostry, naprawdę nic dla niego nie znaczyła, skoro sprowadził do nich wampira.
– A zatem jesteś odpowiedzialny za jej życie, Zack. Bądź jedynie świadom niebezpieczeństwa.
I tyle. Miał już w nosie co powie czy zrobi jego syn. Oczywiście nie zamierzał spuszczać wzroku zarówno z niego jak i tego krwiopijcy. Ciekawe jak wielu niewinnych ludzi zabił w przeszłości? Może teraz się uspokoił, może nie zaatakował ich jeszcze, ale tutaj chodziło o innych. Gerard nie myślał wyłącznie o własnej rodzinie, on myślał o ogóle ludzkości. Najwyraźniej Zack nie dorósł do bycia łowcą i nigdy nie dorośnie.
Gerard już nie słuchał wyjaśnień ze strony syna. Niech nie będzie już takim kretynem i da sobie sobie spokój. Łowca wiedział, że to wampir i tyle. Nie zamierzał go dotykać, wystarczyła mu jego reakcja na wyczucie zapachu krwi. Ewidentnie miał ochotę go zaatakować, choć dzielnie udawał, że jest całkiem inaczej. Zdziwił się zachowaniem dziewczyny, ale nie powstrzymał jej. Wiadomo, wiek dojrzewania. Łowca zjadł swoją jajecznicę i bez słowa opuścił kuchnię, udał do swojej sypialni, gdzie zapakował swój ekwipunek łowcy i opuścił posiadłość bez słowa. Oby Zack nie był dalej taki bezmyślny.
Louisie było przykro. Szczególnie po słowach Jamesa. Louisa nienawidziła wampirów, ale odkąd wróciła do swojej ludzkiej powłoki, spoglądała na to z całkiem innej perspektywy. Wiedziała jak to jest nie chcieć krzywdzić innych, ale instynkt działał czasem bez zastanowienia. To nie było takie łatwe, jak ludzie mogli sobie wyobrażać, poniekąd rozumiała Totoro, szczególnie, że nikogo nie zaatakował.
– Przecież nie dzielę z nim pokoju!
Odpowiedziała młodszemu łowcy i wiadomo, zniknęła już w ogrodzie. Nie przejmowała się tym, co pomyśli ojciec, choć znając jego spłynie to po nim jak woda po kaczce. W tej akurat sytuacji to bardzo dobrze.
Kierowała się w stronę stawu, gdzie stała jedna ławeczka, na której usiadła. Tak swoją drogą nie odczuwała, aby była w jakimkolwiek związku z Jamesem. Nigdy nie poruszali tego temu, a łowca nie powiedział ani razu że coś do niej czuł. Zresztą i tak rzadko ją dotykał, a przecież do pewnych spraw mężczyźni nie potrzebują uczuć. Różnili się od kobiet pod tym względem. Więc dziewczyna naprawdę nie wiedziała, że są „parą”, to była nowość.
Usiadła na ławce. Nie miała pojęcia jak Zack i Gerard się teraz zachowują. Oboje byli złośnikami i mogli rzucić się sobie do gardeł, wciągając w to Totoro. Długo nie pobyła sama. Słowa Jamesa zaskoczyły ją i wyrwały z rozmyślań.
– To dom wariatów, nie rodzina. Ojciec przestał się nami zajmować odkąd umarła nasza mama. A Zack niedługo po tym opuścił dom, więc zostałam sama. Tutaj nie ma rodziny, nie łączy nas nic prócz więzów krwi.
Chłodne, ale jakie prawdziwe słowa. Louisa naprawdę miała już dość tych wszelkich wojen z wampirami. Może to właśnie przez przeszłość własnego ojca spotkała ją nie raz krzywda od rodu Kuroiaishita.
– Totoro jest inny. Nie może być wampirem. Bije mu serce! Czułam je. I ma ciepłą skórę. Nie rozumiem tego wybuchu ojca. Najwidoczniej musi pokazać Zackowi kto tu rządzi.
Westchnęła i zaczęła rozmasowywać sobie czoło. To ją kosztowało wiele nerwów, więc już czuła ból głowy.

[zt Gerard]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Posiadłość Trizgane - Page 7 Empty Re: Posiadłość Trizgane

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach