Apartament Samuru.

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Gość Nie Mar 10, 2019 10:45 am

Bycie Kuroszem nie było wcale łatwe. Zła sława, wymogi względem zachowania, pilnowanie się żeby nie łamać ustalonych Zasad Rodziny. Ciągłe potyczki z łowcami, innymi rodami i co gorsza występowały tez kłótnie między członkami rodziny. Wiadomo, żadna rodzina nie jest idealna. Jednak oni są aż nadto specyficzni. Hera doskonale o tym wiedziała, więc nic dziwnego że postanowiła odgrodzić się chociaż na jakiś czas od szaleńców. Lecz zawsze musi nadejść czas powrotu i świadomość co można zobaczyć, może napawać o gęsią skórę.
Los jej nie zawiódł.

Czuł zawroty głowy, kiedy spijał własną krew. Żołądek zaś zaczął się buntować, poprzez silne skurcze i męczące odruchy wymiotne. Jeszcze nie wiedział, że miał w sobie koszmarnego Krwawego raka, który niechybnie będzie sprowadzać wampira ku śmierci głodowej. Bowiem pieprzony wirus domagał się krwi osoby, która miała mieć kontrolę nad nim kontrolę i w tym problem, że Samuru nie będzie wiedział kim ós osoba jest.
Opadł kolanami na splamioną czerwienią podłogę. Kurczowo trzymał się barierki zabezpieczającej przed wypadnięciem w dół znajdujący się między schodami. Z rozwalonej ręki kapała krew, a sam wampir wciąż się dławił. Może to Gabriel rzucił na niego jakąś pieprzoną klątwę? Albo działała jakaś inna magia? Lub też nowy atak choroby, ba, nie leczył jej tylko działał swoim sposobem. Z trudem przełykał gromadzącą się ślinę w ustach. Przełyk nie pozwalał, zbyt mocno się zaciskał.
Kiedy Damien wraz z Gabrielem zniknęli? Nie zorientował się nawet wtedy, kiedy jego syn zabrał umierające truchło na zewnątrz. Tylko zapach krwi pozostał; kuszący, powodujący dosłownego pierdolca w głowie ex burmistrza. Napawał się nim. Wdychał i już prawie stracił przytomność, podczas gdy Hera znajdowała się tuż blisko. Po czasie wyczuł jej woń, a właściwie zdołał wyłapać. Zbyt dużo krwi. Za dużo.
Z trudem podniósł się na nogi, aby czasami nie myślała że potrzebował pomocy. Nie, on ewidentnie jej potrzebował, ale mając tak antyspołeczny charakter to wszystkiego odmówi.
- Co... Co ty tu robisz?!
Złowieszczo łypnie na siostrę, mrużąc gadzie ślepia. Nie uznawał jej, aczkolwiek mniej od Gabriela. Może właśnie dlatego, że byli bliźniakami? Właściwie Młody Kanibal nie odczuwał, że ma rodzeństwo; było ono niepotrzebne.
- Tak! To jest krew tego o kim myślisz. I co z tego?
Uniesie kącik ust, mając świadomość że Herze odpowiedź się nie spodoba. Nie miał z tym żadnego problemu, wiadome że i ona była zapatrzona w swojego bliźniaka jak w obrazek. Więc może to był kolejny powód, dla którego Hera była kolejnym wrzodem. Chociażby teraz jak poleciała do jego mieszkania, wywęszyła co nie trzeba i po powrocie zrobiła dramę. Samuru akurat szedł w jej stronę, a mina była również beznamiętna, co jego słowa:
- Nikt cię tu nie zapraszał.
Nie uraczył spojrzenie, tylko wszedł do środka. Krwawiący i niemiłosiernie bolący kikut przyciskał do brzucha. Totalny chaos dział się w ciele dawnego szlachetnego; kto by pomyślał, że od tej chwili ma być tylko gorzej.
Syknął na widok konających ludzi. Kobieta bez skóry już dawno wyzionęła ducha, a pozostali: dwóch typów. Jeden kulił się w kącie, a pochodzący z niego smród dawał znać, że narobił pod siebie. Drugi leżący na stole padł na zawał. Niedobrze. Potrzebował go żywego. Co gorsza, nigdzie nie widział Lisy. Zrezygnowała? Uciekła kiedy była okazja? Nic dziwnego. Ktoś normalny nie wytrzymałby z Samuru ani chwili dłużej. Więc co robiła tutaj Hera? Naprawdę myślała, że starszy brat zbiera kwiatki i sieje pokój na świecie?
Nim dotrze do kuchni żeby pozbyć się dręczącej pozostałości po prawej dłoni, musi odpocząć. Oparł się barkiem o ścianę, łapiąc kilka wdechów. Trud okazał się jeszcze większy, wszak doszło do kręcenia się w głowie, więc pokój wydawał się wirować. A kiedy Hera oparła dłoń o jego plecy, wzdrygnął się, obnażył zębiska i natychmiastowo jego twarz wyraziła gniew.
- Nie dotykaj mnie!
Ryknie, nie pozwalając nawet na sekundowe spojrzenie na rękę. Czego Samur nie znosił? Tego jak się nad nim litowano. Uczucie, że ktoś czuje żal, chęć pomocy. Nie, Kurosz nie może mieć ŻADNYCH słabości. Wolał zginąć.
- Owszem, był. Dostał ataku choroby, ale odmówił, więc... Pomogłem mu liczyć schody.
Już odpowiedział bez nerwów, Samuru naprawdę miał gdzieś to, o czym pomyśli sobie Hera. Miał również gdzieś, że ich Stary Ojciec zajmuje się biednym Gabrielem. Miał gdzieś całą rodzinę.
- Może powinnaś lecieć do niego i poszukać. Wy dwoje idealnie pasujecie do brudów miasta - pieprzony rynsztok waszym domem!
Po co to mówił? Żeby zranić? Najwidoczniej. Ex polityk naprawdę już nie ingerował w to Kto go uwielbia, kto nienawidzi. Czasy panowania tyrana się skończyły - to był dla niego największy problem. To, że odebrano mu władzę, a teraz sobie wszyscy kpią.
Wreszcie uda się też do kuchni. Nie zwracał uwagi na siostrę, właściwie wątpił też, aby go zaatakowała. Była zbyt głupia oraz naiwna, żeby uczynić krzywdę starszemu bratu, co wyglądał tak, jakby zgubił już każdą drogę do bycia porządnym obywatelem. Poza tym on już sam zrobił sobie krzywdę; nie tylko poprzez odcięcie ręki na wysokości nadgarstka, co też wpadnięciem w łapy własnego uwielbienia.
Krew trysnęła na ścianę, na  podłogę. Pozostałości po dłoni zostały oddzielone od reszty, a opadający z sił wampir oparł się o blat. Wiedział, że musi odpocząć, przeczekać aż ból będzie mniejszy. Gdyby nie obecność Hery, może poszedłby nawet spać. W kuchni.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Gość Nie Mar 10, 2019 8:44 pm

Wiedziała, że jej rodzina to banda chorych popaprańców, jednak Samuru zawsze w jej oczach był wyjątkowym szaleńcem i psychopatą. Nie wiedziała dokładnie, do czego doszło w mieszkaniu i tuż przed nim, ale kiedy dostrzegła wystające z pyska brata fragmenty skóry i ścięgien, a gdzieś obok jeszcze odgryziony palec, natychmiast połączyła ze sobą fakty i mimowolnie się skrzywiła.
Pieprzony kanibal. Czemu wszyscy Kurosze to pojeby, matko. Czy naprawdę ona i Gab, bo w końcu braciszek od zawsze był dla niej chodzącym dobrem, musieli jako jedyny mieć poukładane w głowie? Fakt faktem, Hera też swoje odchyły miała, zdarzało się w przeszłości, że świrowała, ale... Hej, zwiedziła pół świata albo i więcej, nauczyła się wielu rzeczy, poznała mnóstwo kultur i mądrości ludowych, naprawdę – zmądrzała, ot! Nawet się ustatkowała, ha! Rodzinka dopiero będzie w szoku na tę wiadomość.
Zawarczała w stronę Samura, gdy wyraźnie dał jej znać, że nie cieszy się na jej widok, ale odpowiedziała cierpliwie:
A jak myślisz? Stęskniłam się. Doceń moje starania, ktoś musi ci pomóc. – Kiedy jednak z triumfem oznajmił jej, że wokół leży krew Gabriela, zadziałała impulsywnie i schwyciła go dłonią za fraki, nieco unosząc jego ciało. Zwęziła złowrogo ślepia, lustrując jego obolałą twarz. – Ty gnoju, nie wiem, co mu zrobiłeś, ale jak go kocham, dowiem się, a wtedy na nowo doprowadzę cię do tego stanu – wysyczała wbrew temu, co powiedziała wcześnie,  po czym niedbale rzuciła nim o barierki.
Ale najpierw musiała go przecież ratować: nie przyjechała na nowo do Yokohamy, tej stęchłej dziury, żeby tracić rodzinę, tylko żeby właśnie ją ratować. Odwdzięczy się za Gaba jeszcze kiedyś, o tak, o to Samur mógł być spokojny, wpierw tylko Kurosze muszą się pojednać i wreszcie zrozumieć, że to wewnętrzne spory sprowadzają na nich te wszystkie nieszczęścia.
Zignorowała fakt, że Sam wstał i sam zaczął iść w stronę mieszkania, nie pomogła mu też kuśtykać przed siebie, choć zataczał się na wszystkie strony jak jakiś ludzki pijak, a w dodatku zostawiał za sobą ślady krwi – swojej i Gaba. Herę mdliło od tych zapachów: jednego słodkiego, upajającego, drugiego zgniłego i niemal wywołującego w niej torsje.
Pokonała jednak obrzydzenie i zbliżyła się do Samura, chociaż ten gnój oczywiście nie okazał ani krzty wdzięczności. Cholera, wiedziała, że pogodzenie rodu będzie trudne, ale nie brała pod uwagę tego, że ci popaprańcy zaczną żreć swoje własne ciała i łapać jakieś choróbska.
Nie udawaj silnego, idioto. Chcesz krwi? – Zerknęła kątem oka na kulących się w kącie ludzi. Dwa nieświeże ciała i jedno oblepione gównem: w sam raz na ucztę dla jej jakże ukochanego braciszka. Swojej krwi mu nie miała zamiaru dawać, zbyt ją ceniła.
Podeszła do wystraszonych ludzi i zmierzyła ich wzrokiem. Tego obsranego nawet nie miała zamiaru tykać, jeszcze się pobrudzi. Ignorując żywego, złapała za szmaty martwą kobietę i zaczęła taszczyć ją do Samura, w międzyczasie odpowiadając:
Żebym ja ci zaraz nie pomogła liczyć schodów, ty chory pojebie. Coś tu odwołał z tymi zwierzakami? – zapytała, wyciągając jedną dłonią komórkę.
Nie chciała tego okazywać, ale mimo wszystko cholernie bała się o Gaba. Co jeśli Samur go dotkliwie zranił? Co jeśli nikt mu nie pomógł? Co jeśli...
Ale przecież wyczułaby go, gdyby jeszcze był w okolicy, wiedziała o tym. Zbyt go znała, zbyt kochała, aby nie zauważyć jego zapachu. Musiał się już stąd oddalić, o własnych siłach albo i nie, może już gdzieś leczy rany.
Zagryzła z nerwów wargę aż do krwi. Poczuła na języku swój smak i szybko go zlizała. Jeszcze jej zboczony braciszek by zgłodniał, czując coś lepszego niż nieświeżą ludzką posokę, a tego nie chciała.
Napisała szybko kolejnego smsa do Gabriela, idąc za Samurem, który jak na złość postanowił iść dalej, aż do kuchni. Jebany chuj. Zero wdzięczności
Gdy się w końcu zatrzymał, przejechała palcem o krwawej i łysej głowie kobiety, bo peruka spadła gdzieś po drodze, a następnie polizała go. No krew nie należała do smakowitości, ale to przez to, że trochę już była na powietrzu. Może parę godzin temu kobieta by lepiej smakowała.
Rzuciła Samurowi ciało tuż przed twarz.
Masz. Żryj. Zabieram cię stąd, musisz być na własnych siłach przejść chociaż do auta. Mam w dupie, co o tym sądzisz.
Miała gdzieś, czy się zgodzi, czy nie. Już postanowiła, że weźmie go do zamczyska i tam, w rodzinnej atmosferze doprowadzi się go do ładu. Tutaj tylko chlastał na lewo i prawo krwią ze swojego żałosnego kikuta, jakby miał nadmiar tej cieczy do obdarowania.
Nie wiedziała, że chorował, sądziła, że nie miał po prostu sił dotrzeć do ofiary, dlatego stwierdziła, że ludzka krew mu pomoże. O tym, że tylko ją znowu wyrzyga, przekona się pewnie za chwilę, ale... Ale najpierw musiała zapewnić sobie pomóc w przeniesieniu tego drania. Był zbyt narwany, aby dała radę sama go dźwignąć i przenieść do rezydencji.
Wyjęła komórkę i wybrała konkretny numer, jednocześnie przekręcając oczami, gdy widziała, jak Samur dalej plamił wszystko tryskającą krwią. Kurwa, co za debil.
Halo? Angelo? – wyświergotała do telefonu, kiedy usłyszała głos. Zabrała jakąś, czystą, jak jej się wydawało, ścierkę, z blatu i podeszła do brata. Bezpardonowo, nie zwracając uwagi na jego protesty, bluzgi, krzyki i dławienie się krwią kobiety, przycisnęła ją do kikuta, aby zatamować krwotok. Zaczęła robić bardzo prowizoryczny opatrunek.
Mój drogi, mam tu trudną sytuację, mógłbyś jednak przyjechać wcześniej? Tak, chodzi o Samuru. Tak, dokładnie. To co, wyślę ci numer mieszkania smsem, dobra? – Uśmiechnęła się czule do siebie, kończąc opatrywać ranę, po czym zasłoniła dłonią komórkę, puściła oczko do Samura i wyszeptała: – Narzeczony. Będziesz pierwszym z rodziny, który go oficjalnie pozna w tej nowej roli. Czuj się zaszczycony.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Gość Wto Mar 12, 2019 8:58 pm

Tak. Spodziewał się, że Herze nie spodoba się prawda ujawniająca, że Samuru skrzywdził w jakiś sposób Gabriela. Ba, możliwa była nawet jego śmierć. Wszak rozkazał Damienowi wynieść jego konające ciało na ulice i tam porzucić na pastwę miejscowych szczurów.
Skrzywił się kiedy dłoń wampirzycy chwyciła jego ubranie, później jednak uniósł zakrwawiony kącik ust w kpiącym uśmieszku.
- Chcesz mi pomóc, a później grozisz. Zaprzeczasz sama sobie, wiesz? Poza tym nie mówiłem ci żebyś mi pomagała i wpychała nos w nieswoje sprawy.
Odpowie na słowa siostry, naprawdę nie pojmując dlaczego musiała wtrącić swój nos w sprawę, która wcale jej nie dotyczyła. Samur nie znosił kiedy ktoś chciał mu pomóc, zawsze działał sam. Nie z kimś. Chyba, że on tak zażąda, to wtedy sprawa nabiera całkiem innego znaczenia.
- Idź stąd, póki masz szansę.
Nie mylić z troską. Kurosz ewidentnie nie chciał się widzieć z nikim od Kuroszów, oczekiwał jedynie Damiena albo Edgara, chociaż ten drugi miał zbyt nasrane w głowie, żeby skumać o odwiedzeniu ojca.
Nawet nie chciał, żeby ktokolwiek go podtrzymywał. Ex polityk uparcie szedł przed siebie, by wreszcie dotrzeć do mieszkania. Hera była tak potrzebna, jak murzynowi opalenizna.
I jaka niby wdzięczność? Za co? Za groźby? Jak tylko Hera podchodziła, wampir obnażał ostrzegawczo zębiska. Nie chciał jej obecności, nie była ona potrzebna.
- Nic od ciebie nie chcę; pomocy, litości. Niczego. Hera, zrozum!
Aż za czoło się złapał, kręcąc głową. Nie pojmował upartości siostry. Przecież nie chciał jej tutaj, a ta tkwiła jak kołek w dupie turka. Poza tym był po chwili zajęty odcinaniem zbędnych resztek. Zwykły plastyczny zabieg wykonany w ekstremalnych warunkach; Samur już jedną rękę sobie odciął, więc miał poniekąd w tym wprawę. Zaś zmierzy wzrokiem siostrę, kiedy przytachała do kuchni nieboszczkę. Skrzywił się pod nosem, odwracając wzrok od bladego ciała. Mimo że chciał wbić zębiska w truchło, to jednak obawa pozostawała. Coś z organizmem działo się nie tak, a Samuru nie potrafił ogarnąć czy to choroba, czy też inne gówno chociażby otrzymane od łowców.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Czekam na Damiena.
Co to, to nie. Samur ostro zaprotestował. Jeżeli wampirzyca podejdzie, starszy odsunie ją od siebie chociażby siłą (chociaż ścierkę na ogarnięcie krwi zabrał).
Nie zamierzał nigdzie iść, trudno. Poczeka na syna, jemu ufał najbardziej.
- I nikogo tu nie spraszaj.
Syknie, wymijając ostrożnie zwłoki. Starał się nie zwracać na nich uwagę, wolał udać się do salonu i spocząć na kanapie. Zerknął przelotnie na leżące na stoliku zwłoki mężczyzny, po czym z jawnym niesmakiem zrzucił je nogą na podłogę. Zapach mięsa, krwi był tak mocny że powodował istną masakrę w umyśle. I kiedy chciał zamknąć oczy, coby dać im odpocząć, siostra pochwaliła się kogo zaprosiła. W sumie wcześnie już słyszał imię "Angelo". Tak, chyba wiedział o kogo chodzi. Parsknął pod nosem.
- Ja pierdole.
Co mógł więcej powiedzieć? Dla niego ktoś kto nie je mięsa, unika picia krwi i ma czelność nazywać się wampirem, mogłaby równie dobrze znaleźć się głęboko pod ziemią jako pokarm dla pędraków.
- Serio, Hera. Wypad stąd. Nie chcę cię tutaj ani twojego lowelasa. Przecież widzisz, że jestem zajęty.
Westchnie głośno, opierając wygodnie o oparcie kanapy, Rozsiadł się w miarę, ból ręki nadal był ale dzięki relaksowi jakoś dawał radę. Gorzej jednak było z niepokojącym go głodem oraz tym, że obca krew zaczyna mączyć w jego trzewiach. Więc jakie najlepsze lekarstwo? Sen. Sen leczy najgorsze schorzenia, nawet męczące siostry. Liczył, że jeśli zaśnie, ta się znudzi i sobie pójdzie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Gość Sro Mar 13, 2019 3:42 pm

Samur wyraźnie obnosił się ze swoją władzą i – pożal się boże – samodzielnością, ale zapominał o jednej, wyjątkowo ważnej i dla niego być może uporczywej kwestii: Hera również była Kuroszem.
A to oznaczało, że we krwi miała zawziętość i nieubłaganie, a także że zawsze musiała postawić na swoim, choćby efekty jej działań miałyby być długofalowe – jeśli coś sobie umyśliła, to nie było innej opcji, aby nie osiągnęła celu. Teraz miała plan (albo przynajmniej jego zaczątki – bo czy faktycznie dopracowała już plan działania, to wiedziała tylko w ona w swojej głowie. No, i może narzeczony), który chciała jak najszybciej wprowadzić życie, ale oczywiście ktoś musiał zacząć wszystko utrudniać.
Jej brat widocznie zapomniał, że nie miał monopolu na to popaprane nazwisko – więc będzie musiała mu o tym przypomnieć.
Nic mnie nie obchodzi, czy prosiłeś o pomoc, czy nie, ledwo żyjesz, zrobiłeś ze swojego mieszkania masarnię, zabiłeś trzech przypadkowych ludzi, wszystko porozpieprzałeś, ktoś urwał ci rękę, którą potem, z tego, co przynajmniej widzę, ze smakiem zjadłeś. W dodatku jesteś Kuroiashitą, do cholery. Moim bratem. Myślisz, że w świetle wymienionych faktów naprawdę potrzebuję, abyś wzywał mnie na pomoc? – wygłosiła do niego przemówienie, to kursując po kuchni, to znowu nad nim stając i przyglądając się jego opłakanej sylwetce. Trochę wyolbrzymiła, fakt, gdyby jej brat ledwo dychał, to pewnie nie dałby rady mówić, jeden z ludzi też nadal żył, nie była też pewna tej zjedzonej ręki – ale debil musiał w końcu zrozumieć, że bez względu na to, co wydarzyło się, zanim Hera przyszła do apartamentu, jego szaleństwo zaszło już za daleko i najwyższy czas coś z tym zrobić.
Ty nic ode mnie nie chcesz, ale ja potrzebuję ciebie, tak jak całej naszej rodziny. I wcale nie przydacie mi się martwi albo bez kończyn – odwarknęła, również raz po raz pokazując zębiska, gdy Samur wystawiał w jej stronę kły. Musieli wyglądać jak przygotowujące się do walki wilki, które wpierw na odległość straszyły się swoimi szczękami.
Przez moment chciała mu nawet wcisnąć truchło tej kobiety do gardła, żeby czegoś się w końcu napił i zaczął kurować, ale w ostatniej chwili się powstrzymała – jej brat przecież zwykle z chęcią rozszarpałby każde zwłoki, zwłaszcza będąc rannym. Coś musiało być nie tak, że nie chciał się wgryźć w nieboszczkę. Zmarszczyła z niepokojem brwi, choć postanowiła chwilowo przemilczeć temat – do czasu, aż Samuru się wykuruje.
Choroba? Ale chyba nie...?
Zacisnęła wąsko wargi akurat w momencie, gdy ją odepchnął podczas opatrunku. Jeśli w tym idiocie faktycznie obudziło się to choróbsko, to sprawy pokomplikowały się bardziej, niż się spodziewała.
Damien? – syknęła. – Nie poznasz syna z ciocią? Nigdy nie miałam okazji pogratulować mu ojca.
I niby w czym miał tu pomóc ten przeklęty dzieciak? Hera nie wiedziała, ile Damien już miał lat, na pewno sporo, pewnie nawet wyglądał już starzej od niej (o co zresztą było nietrudno, bo wśród Kuroszy to chyba ona najbardziej przypominała nastolatkę), ale i tak był dla niej dzieciakiem. Nigdy nie zdążyła go poznać, no, może widziała go ostatnio, kiedy był berbeciem – ale nowe dzieciaki w ich rodzinie były tak częste (głównie za sprawą jej ukochanego wujcia i jednocześnie niedoszłego teścia Ringo), że niemal nikt na nie nie zwracał uwagi, gdy się rodziły. Dopiero gdy podrosły, to stawały się warte jakiegokolwiek zainteresowania.
Szła niestrudzenie za Samurem, utrzymując bezpieczną odległość. Przełknęła kąśliwą uwagę, gdy nazwał Angela „lowelasem”. Jej brat miał szczęście, że powstrzymał się od dalszego komentarza – jasne, Angelo miał swoją główną i okropną wadę w postaci bycia weganinem, ale Hera już pracowała nad tym, by to zmienić. Oprócz tego był cudownym narzeczonym, którego za żadne skarby nie pozwoliłaby obrażać. Wyjrzała przelotnie przez okno, aby sprawdzić, czy ukochany może już nie nadjechał. Zazwyczaj pojawiał się wyjątkowo szybko, kiedy prosiła.
Zagaiła powoli do brata, gdy ten już usiadł:
Posłuchaj – stanęła nad nim i założyła ręce na klatce piersiowej. Jeśli myślał, że się jej pozbędzie i pójdzie sobie spać, to grubo się mylił – mam plan, Samur. Plan dla naszej rodziny. Jesteśmy ogromnym rodem, z tradycjami, z niesamowitymi mocami. Możemy zdziałać o wiele więcej, postawić się naszym wrogom, wreszcie pokazać, że potrafimy działać wspólnie i zakończyć kłótnie. – Wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowa. Nachyliła się nad nim, mrużąc oczy. – Powiedz: nie chciałbyś być z powrotem burmistrzem? No? Jak myślisz? Nie brakuje ci tej posady?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Gość Czw Mar 14, 2019 8:36 pm

Zimna krew Samuru w każdej chwili mogła się zagotować. Póki co jeszcze w miarę spokojnie starał się odpędzić od siebie siostrę, używając przy tym jak zwykle raniących słów. Chociaż dziwił się, że jeszcze Hera miała ochotę cokolwiek zdziałać ze starszym bratem, który notabene naprawdę nie miał ochoty aby ktoś uraczył go litością. A im bardziej się naciska, tym gorzej. W dodatku miała czelność komentować jego zachowanie, Samur zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
- Czyli wiesz, że słyniemy z wielkiej upartości. Dlatego powtarzam - Masz stąd wyjść, póki nie zmienię zdania i nie wypieprzę cię przez okno.
Warknie zły i nie było widać żeby żartował. Poza tym... Od kiedy Samur żartuje?
- To mój dom i będę robić w nim co zechcę.
Doda, zamykając tym samym temat. Jeśli Hera znowu coś zechciała powiedzieć, Samur trzaśnie ręką o blat komody. To, że nie miał ręki - jest tylko o wyłącznie jego sprawą. Nie jej. Co do zwłok, fakt, powinien się rzucić kiedy głodował, ale z racji tego że Hera wciąż tu była - ustąpił. Zapewne jak wyjdzie, postara się na nowo zatopić zębiska aby w spokoju załagodzić narastający głód. Nic dobrego, zwłaszcza kiedy dziewczyna nie odpuszczała.
- Wiesz co? Mam gdzieś twoje potrzeby.
Szybko odpowie, po tym jak siostra przyznała o chęci otrzymania pomocy. Niby do czego? Zjednoczyć rodzinę? Ona już byłą zjednoczona, tylko niektóre jednostki zgubiły ku temu drogę. Może kiedyś Samuru się opamięta? Aczkolwiek na ten moment nic się nie zapowiada.
- Przekażę.
Wiedział, że rzucała ironią. Wampir już machnął zdrową protezą na wampirzycę, licząc że wreszcie ta odpuści i sobie pójdzie. Liczył też, że Angelo przybędzie i ją stąd zabierze. W końcu śmierdzi tu krwią, a ten popieprzony wegan unikał jej jak ognia. Aż parsknął niechcący.
I już cudownie zamknął oczy, prawie było cicho, gdyby nie ponowny głos wampirzycy. Uniósł jedną powiekę, marszcząc przy tym brwi. Już był zły.
Zły. Do licha. Wściekły. Czemu? Hera przypomniała mu o władzy; tej pieprzonej, uzależniającej władzy. Bycie głową rodu, burmistrzem, posiadanie innych żywotów w swoich szponach z możliwością rozgniecenia. Więc trochę minęło nim odpowiedział, a słowa wcale nie będą brzmiały miło:
- Hera, po raz ostatni mówię wyjdź!
Podniósł głos, tym samym prostując się. Patrzył morderczo na wampirzycę, nie żartując. Wstąpiła na bardzo dotkliwy temat dla wampira, który stracił wszystko. Łowcy zerwali z niego koronę, odebrali tron i już prawie uczynili z niego stwora gorszego od poziomu E. A miało być jeszcze gorzej. Dłonią przejedzie po włosach, zaś opadając plecami na oparcie.
- Ty naprawdę nic nie wiesz.
Dorzuci, wówczas gdy do mieszkania wszedł Angelo. Drzwi były uchylone, więc skorzystał. Rękawem bluzy zasłaniał usta oraz nos, żeby smród rozkładu nie podrażnił czułych zmysłów.
- Hera?
Zawołał, kiedy wszedł do salonu. Widok zwłok przywołał nieprzyjemny dreszcz, a spojrzenie wampirów, głównie Samur, doprowadził do nieprzyjemnego odczucia. Wiedział w końcu jak Kuroszowie na niego patrzą; jak na dziwadło. Wszak nie jada mięsa ani nie pije krwi jak pozostali.
- I to jest ten twój narzeczony?
Prychnie z uśmieszkiem, zerkając wrednie na siostrę. Na pewno nie była zadowolona ze złośliwego podejścia, ale co się dziwić. Dla nich taki członek rodu jest jak wrzód na tyłku; żadnych korzyści ino ból.
Angelo nie zamierzał wdawać się w dyskusję, tylko chwyci Herę za rękę i wyprowadzi ją z mieszkania. Dopiero za drzwiami, powie:
- Nie warto się starać, Hera. On nie chce naszej pomocy.
Jak tylko może pocieszyć narzeczoną? Pogładzi jej blady policzek, następnie razem opuszczą budynek. Przykre, że jeden z rodziny upadał, ginął na ich oczach ale okrutnie ich odrzucał. Skoro tego chciał, na siłę pchać się nie będą.

zt dla Hery i Angelo

Dawny szlachetny wciąż leżał na kanapie, czekając i gapiąc się pustym wzrokiem w sufit. Liczył, że niebawem zjawi się Damien albo Lisa. Byle kto, byleby ta osoba była skłonna do wykonywania rozkazów, a nie wymyślania pierdół. Jakże on nie znosił rodzinnych spraw. Ale z drugiej strony: Czy to było dobre?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Apartament Samuru. - Page 6 Empty Re: Apartament Samuru.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach