Bar "Ostatni łyk"

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Anais Sro Mar 22, 2017 8:27 pm

Co ona w ogóle tu robiła? Chciała uciec? Tylko przed czym? A może po prostu chciała zrobić wszystkim na złość? Wszystkim wciąż powtarzała, że wszystko jest w porządku, że czuje się dobrze, że jest ok... ale nie było ok. A teraz jeszcze zmienili jej "opiekuna". Hayate, który miał jej pomóc wrócić do normalności potrzebował jednak lepszej opieki niż jej mizerne zdolności, a wzajemna pomoc i jej powrót do ludzkiej normalności musiały przejść pod komendę kogo innego. Nie bardzo jej się to podobało, podobnie jak fakt, że zgodziła się na wszystko, co zaproponowali jej łowcy. Chcieli jej pomóc, obiecali opiekę, wsparcie, nowe papiery, mieszkanie i... szkolenie. Była wampirzyca przyszłym łowcą. Kiepski żart. I ona na to przystała.
Wychyliła kolejny łyk udając, że kompletnie nie dostrzega niedwuznacznych spojrzeń co niektórych osób, a konkretnie jednego z osobników. Może i nie była już wampirem, ale nadal potrafiła przywalić. Tylko, że nie miała już takiej siły i musiała bardziej uważać, żeby przypadkiem się nie połamać. Kiedyś przywalenie facetowi pięścią w twarz nie stanowiło problemu, teraz mogłoby się skończyć połamanymi palcami i zwichniętym nadgarstkiem. Będzie musiała popracować nad techniką. Nie żeby tego chciała, nigdy nie należała do osób lubiących przemoc, wręcz przeciwnie, uciekała od tego, a jej dawny Pan długo ją przekonywał do tego, by się przemogła i kogoś zaatakowała, nie mówiąc już o zabiciu.
Westchnęła ciężko, co zlało się z momentem pojawienia się Leona. Tak, zapamiętała jego imię. Spory facet wyglądający jakby urwał się z choinki. A przynajmniej z planu jakiegoś filmu i dzikim zachodzie.
- A gdzie się umawialiśmy? Mogło mi umknąć...
Została poinformowana o zmianie, Leona widziała przelotnie, w sumie nie zamienili zbyt wielu słów, bo łowca miał inne sprawy na głowie, a nie ją samą. No to sama się sobą zajęła. Potrafiła. W końcu przecież nie była dzieckiem i nie potrzebowała niańki, a że proces dochodzenia do siebie pod odwampirzeniu szedł jej kiepsko, to inna sprawa. Jej własny problem. Czuła się jak ćpun na odwyku. Z początku było bardzo ciężko, z czasem lżej, ale nadal trzymał ją głód, którego zaspokoić nie mogła.
- Nie mam ci niczego do tłumaczenia, nawet nie wiem po co w ogóle mnie szukałeś... - drgnęła, gdy Leon przywalił głową gapiącego się na nią gościa o blat. Brutal. Skrzywiła się lekko, ale nie skomentowała zdarzenia, jakby nic się nie stało.
- Nie jesteś moim ojcem, żebym ci się tłumaczyła. Tak po prawdzie to mogę być nawet starsza od ciebie. - burknęła wpatrując się w swój kufel, który opróżniony był ledwo do połowy. - Mam problem z zaufaniem, więc wybacz, ale cie nie znam. Hayate miał mi pomagać, nie ty.
Nie żeby prosiła o jakąkolwiek pomoc, łowcy chyba zwyczajnie byli zbyt obowiązkowi, a przynajmniej niektórzy z nich. Zastanawiała się dlaczego Leon się zgodził na jej przejęcie i ile o niej wiedział. Choć w sumie nie zdradzała łowcom zbyt wiele, przecież pytali się ją o jej stwórcę - nie zdradziła Kaina i nie zamierzała go zdradzać, nawet teraz.
Anais

Anais

Krew : Ludzka 0
Zawód : Kadetka Oświaty Łowieckiej
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t721-anais-lanz#2592

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Leon Czw Mar 23, 2017 7:35 pm

- Miałaś czekać na mnie w Oświecie. Nikt cię nie uświadomił, że za zrywanie się z lekcji robisz nadgodziny?
Owszem miał nawał pracy przez ostatnie dni, ale umowa była umową, a żeby w ogóle zacząć cokolwiek konstruktywnego musiał nauczyć ją dyscypliny. Co wcale nie było proste patrząc na to, że sam nigdy tego nie pojął. Przeważnie zastępował ją motywacją, a tej mimo tego co przeżył miał nawet w nadmiarze. Mimo, że nie wyglądał do tego by zrobić z niej ludzi też miał. O ile było to w ogóle możliwe, by z wampira zrobić człowieka.
- Czemu cię szukałem? – Powtórzył pytanie nie wierząc, że zostało zadane. - Jestem teraz twoim nauczycielem i muszę cię resocjalizować. Już widzę, że będzie nam się układać. – Dodał z uśmiechem przypominając sobie przygodę z Serafem, z którym pierwsze spotkanie poszło mu znacznie gorzej.
Wypił szybko shota i od razu postawił kolejny banknot kręcąc palcem w powietrzu zajmując się po chwili whisky. Mięśnie nadal go ciągnęły, ale alkohol jak zwykle pomagał mu w tym by się ogarnąć po tych mniej udanych akcjach. Psychicznie jak i fizycznie.
Gdy zaczęła mu rzucać stwierdzeniami o byciu starszą i ojcowaniu wyszczerzył się. Ojcem był tragicznym, ale z motywacją. Wiek nie grał tu roli bo ameby życiowe trafiały się nawet w wieku setek lat.
- Dzieciaku, możesz mieć i pół wieku. Ale o tym co będziesz robić nie wiesz nic. A widzę, że zapomniałaś jak to jest być jednym z nas. – Zrobił pauzę na wypuszczenie dymu z cygara i strzepnięcie popiołu z cygara sprawiając, że wokół nich pojawiła się tytoniowa mgiełka. – Nie znam tego Hayate, ale nie zachowuj się jak dziecko. Nie każdy z nas dostaje scenariusz, który chce odgrywać.
Dopił wszystko i złapał ją za ramię. Mieli trochę czasu, ale po co miałby marnować go na spory w barze, w którym zaraz kolejny kozak spróbuje do niego podskoczyć i skończy się strzelaniną. Widział twarze chłopców, którzy tu siedzieli i zdecydowanie nie spodobało się im, że kolega leży pod stołem nie z własnej woli.
- Dopij sobie w miarę szybko i idziemy. Popracujemy nad zaufaniem i poznawaniem się. – Klepnął ją i wstał wychodząc celowo następując obcasem na dłoń nieprzytomnego. Nauczy się, że nie warto szarpać się do nowego szeryfa. Zwłaszcza, że bar był na tyle przyjemny że pewnie jeszcze nie raz go odwiedzi. Tak by sprawdzić czy nie zejdzie na psy, bo dostać łyszkę w japonii to jak wydawać jak za ołów na wodę.
Położył się na motocyklu i znowu zaczął dymić jak sklepy w Detroit podczas zamieszek. Gdyby nie to, że wszędzie były budynki i chodzili ludzie byłoby malowniczo jak na prerii. Aż żal, że jedyne miejsce w okolicy podobne do tego było prywatnym miejscem polowań Winnetou. Cwany Lis wiedział co dobre, ale zanim przedstawi nową podopieczną musi być pewien, że dziewczyna jest gotowa mentalnie. Nie każde płuca zniosą taką ilość narkotyków i nie każdy umysł zniesie ex-wampira łowcę i jego historie. O tyle edukacyjne dla jej sprawy, ale trochę za wcześnie. Cóż, będzie miła jeszcze okazję zdobyć jego zaufanie a on jej. Patrząc na to jakie przygody zawsze się wokół niego dzieją to prędzej czy później.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Anais Czw Mar 23, 2017 8:40 pm

I co ona miała teraz zrobić? Trafił się jej taki, a nie inny opiekun, a sama nie była w najlepszym nastroju. Właściwie to od dawna nie była w jakimkolwiek nastroju i chyba tylko ciągła złość sprawiała, że nie siedziała w kącie i nie beczała. W sumie nie miała pojęcia co jest gorsze.
- Niewiele mi mówią. - mruknęła.
Chciał się bawić w nauczyciela? Mogła mu życzyć powodzenia. Nie chciała go przekreślać, po prostu na razie nie wiedziała jeszcze co o nim sądzić, a z aparycji ciężko było określić. Nie przedstawiał się jakoś zbyt miło, choć głos i ton w jakim się wypowiadał przeczyły jego wyglądowi. Ktoś by powiedział, że ocenia się książki po okładce, ale i to pewnie się okaże.
- Mnie nie trzeba resocjalizować. - powiedziała z urazą.
Niczego złego nie zrobiła, jedynie co ją czekało i było w trakcie, to powolne przyzwyczajenie się do bycia człowiekiem. Szło jej to opornie i być może dlatego tak bardzo się wycofała, zamknęła w sobie. Choć urodziła się człowiekiem, to wiele lat spędzonych jako wampir miało na nią duży wpływ - czuła się rozdarta i miała wrażenie, że nie pasuje. Była jak wyrzutek.
- Nie nazywaj mnie tak.
Ten łowca zaczynał ją mocno drażnić, choć zdawała sobie sprawę z tego, że miał dobre intencje. Szło mu jednak kiepsko, a sam stan psychiczny Anais sprawiał, że nie była obecnie zbyt stabilna i miała wokół siebie zbudowany spory mur.
Zerknęła na mężczyznę, ale zaraz potem przeniosła wzrok na kufel. Zostawił ją samą i wyszedł. Zastanawiała się chwilę nad tym, co ma zrobić, a po chwili wychyliła resztę, która jej została i sama również wstała. Ominęła zbierającego się z podłogi faceta i udała do wyjścia.
Leżał na motorze. Serio? Po raz kolejny przemknęło jej przez myśl, że chyba urwał się nie z tej bajki, co trzeba. Co on w ogóle robił w Japonii?
- Więc co planujesz... sensei?
Spojrzała na niego, jednocześnie używając japońskiego wyrazu oznaczającego nauczyciela. Może i po japońsku nie mówił, ale nie o to tu teraz chodziło. Po prostu An chciała się przekonać odnośnie jego reakcji i tego, co ma z tego wyjść. Mogłaby go ominąć i pójść swoją drogą, ale pewnie i tak podążyłby za nią, inna sprawa, że mogłaby narobić sobie niepotrzebnych kłopotów u łowców, którzy tak łaskawie otoczyli ją opieką, bo jak to, wyciągają dłoń, a ta ich odtrąca?
Jak niby mieli sobie zaufać? To raczej złożona rzecz wymagająca lepszej wzajemnej znajomości i silniejszych więzów, a żadnych z tych rzeczy nie posiadali.
Anais

Anais

Krew : Ludzka 0
Zawód : Kadetka Oświaty Łowieckiej
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t721-anais-lanz#2592

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Leon Sro Kwi 05, 2017 9:58 pm

- Trzeba, byłaś długo pod wpływem demonów, które tak łatwo nie opuszczają ciała. Wiem co mówię. – Sam nie był w tej sytuacji ale Lis, który do teraz nie do końca rozumiał jak działają ludzie i jeden chłopiec, którego kiedyś przemienili z powrotem w człowieka po kilku latach bycia wampirzym sługą byli wystarczającą grupą kontrolną, przynajmniej według niego. Żaden z byłych wampirów jakich znał nie był do końca człowiekiem i ciągle balansowali na tej cienkiej lince między półmrokiem a ciemnością. Żaden z nich nie odzyskał w pełni siebie. To jednak nie znaczyło, że nie warto próbować.
Tylko czytał i słuchał o tym jak to wampiry inaczej postrzegają życie. Że być takim przez chwilę to jak złapać pana boga za nogi. Odczuwasz wszystko silniej, bardziej intensywnie, a wzmocnione ciało ci na to pozwala. Jesteś jak upadły anioł wśród śmiertelników, a więzi poddańczej nie dało się wytłumaczyć nawet wyszukanymi porównaniami.
Leon, najbardziej ludzki łowca potworów jakiego sam znał musiał pokazać jej przyjemność człowieczeństwa, czerpania radości ze słabego ludzkiego ciała i słońca, które zawsze wstaje dla nich po ciężkiej nocy pełnej horrorów.
- W takim razie jak wolisz? Maleńka, skośne oczęta? - Zażartował sobie z niej wychodząc z otchłani swoich myśli i położył jej dłoń na karku. Ściskając ją jak dobrego protegowanego, z uczuciem, ale pewnie. – Szykuj się piękna, bo idziemy trenować bycie znowu człowiekiem. I pamiętaj, że znowu zaczęłaś się starzeć, więc wieczność odpada.
Długa to droga będzie nim ona zacznie się z nim dogadywać i jeszcze dłuższa zanim zrobi z niej porządnego łowcę i człowieka. Zwłaszcza z tym piciem. Dama nie powinna pić byle czego i byle gdzie, to był akurat przywilej mężczyzn. Ale się jeszcze wyrobi.
Hmm, termin sensei kojarzył tylko z tych śmiesznych animu, które leciały w telewizji i którymi tak podniecał się jego synek i córcia. Według Leona były trochę przygłupie, a relacje do przesady teatralne.
- Planujemy udać się do oświaty. – Mruknął nie spoglądając nawet na nią. – Najpierw muszę być pewien że umiesz walczyć nim wezmę cię na całonocną imprezkę.
Wyglądał jakby przeżywał właśnie najweselsze chwile życia. Z resztą każda chwila, którą miał przyjemność i nie mieć kaca tak na niego wpływała.
- Chcesz jechać ze mną? – Zapytał dając jej wyjście. Spotkać się mieli i tak, ale mogła jechać na własną rękę.
Leon

Leon
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka AB
Znaki szczególne : Kapelusz cowboya, Cygaro i wiele więcej
Zawód : Łowca, Nauczyciel
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak, ale być może
Moce : .
Magia : w KP


https://vampireknight.forumpl.net/t3191-leon-buckner#67626 https://vampireknight.forumpl.net/t3193-leon-buckner#67628 https://vampireknight.forumpl.net/t3611-chata-z-drewna

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Anais Czw Kwi 06, 2017 5:47 pm

Chyba podświadomie chciała zniechęcić Leona do tego, by ten w ogóle chciał ją czegokolwiek nauczyć. Nie czuła się dobrze z tym wszystkim, ale wbiła sobie do głowy, że da radę sama sobie poradzić z sytuacją i nie potrzebuje do tego nikogo. Nie była złą dziewczyną, nawet jako wampir brzydziła się typowo wampirzych odruchów, zachowań i tego wszystkiego, co się z tym wiązało, jej pan to tolerował i nie naciskał na nic, pozwalając Anie zostać sobą. Mimo wszystko lata spędzone jako wampir zrobiły swoje i nawet ona, choć była maksymalnie ludzkim wampirem, budząc zniesmaczenie wśród innych, teraz mocno przeżywała zmiany.
Przewróciła tylko oczami, na słowa mężczyzny. Nie wiedziała czy się z nią tylko droczy, czy chce ją wkurzyć. Właściwie to w ogóle nie umiała go odczytać, ale może to się zmieni jak lepiej się poznają. O ile wcześniej się nie rozstaną.
- Umiem walczyć, byłam szkolona. - skrzywiła się lekko. - Choć tego nie lubiłam.
Kain kładł duży nacisk na to, by An umiała walczyć i się bronić. Lubił ją i trzymał blisko siebie, ale jej ludzkie odruchy robiły ją odsłoniętą na ataki, a tego nie mógł znieść, dlatego nakazał jej naukę walki. Jednak walka jako wampir, a walka jako człowiek to trochę co innego.
Spojrzała na mężczyznę, a potem na motocykl. otwarła usta, chcąc odmówić, ale zawahała się. Pomyślała o tym facecie z baru, tym, który się na nią gapił. Poradziłaby sobie z nim z łatwością, ale gdyby było ich więcej? Było ciemno, a ona nawet nie posiadała broni. Zacisnęła usta zła na siebie i cały świat. Spojrzała ostro na Leona.
- Pojadę z tobą. Tylko sobie nie myśl. Nie mam kasy na taryfę, a pieszo nie pójdę. - burknęła wściekle, choć tak naprawdę chciało jej się płakać.
Szlag! Szlag! Szlag! Może powinna pogadać z kimś w oświacie? Choć może lepiej nie, jeszcze przydzieliliby jej psychologa, albo wręcz siłą trzymali w oświacie, byleby nie zeszła na złą drogę, bo całe ich misterne działanie poszłoby w pizdu. I ona sama również. Właściwie nie wiedziała, do czego dąży, póki co płynęła przed siebie i czuła się zagubiona. Dać szansę Leonowi? Zobaczy, pewnie najbliższe dni pokażą.
Anais

Anais

Krew : Ludzka 0
Zawód : Kadetka Oświaty Łowieckiej
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak


https://vampireknight.forumpl.net/t721-anais-lanz#2592

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Sami Nie Mar 01, 2020 12:42 am

Kolejny zachmurzony wieczór rozpoczął się leniwie i spokojnie. Knajpa byłych morderców powoli zapełniała się znajomymi twarzami. Sami była już gotowa na każdego z nich. Z uśmiechem na ustach witała każdą znajomą twarz po imieniu i szykowała szybko ich ulubione trucizny. Może nie wszyscy uśmiechali się, ale po oczach dało się poznać że panowie doceniali starania barmanki. Pracowała tu przecież ledwo od miesiąca, a już zadomowiła się i gadała z nimi jak stary wyga.
Lubiła takich ludzi, przypominały się jej chłopaki z byłej kompanii. Też byli prości i potrzebowali tylko przyjaźni albo zwykłego zapytania o jakiś nieistotny szczegół zasłyszany przy barowej dyskusji. Sama nawet ułożyła kilka playlist z piosenek o których opowiadali. Rzewne kawałki pozwalające powspominać te lepsze, bardziej szalone czasy. Byli jak dzieciaki - słabi, głupiutcy i zagubieni. Ale były to jej dzieciaki i chciała umilić im te nudne ostatnie lata, a może raczej dni. Patrząc co dzieje się w mieście to nie zdziwiłaby się gdyby pozostały im tylko godziny.
Byłoby to idealne miejsce na przezimowanie paru lat. Miała mieszkanie zaraz nad lokalem, dobre napiwki, darmowe drinki, towarzystwo. No ale właśnie, byłoby. Mieszkanie śmierdziało fajkami i moczem bardziej niż wokół kibla w lokalu, napiwkami dzieliła się z tym jełopem który przychodził raz na tydzień by zebrać kasę i ją opieprzyć za słabe wyniki… a potem przepieprzyć ją na spłatę długów i zaciągnięcie nowych podczas gry w karty. Zostały jej tylko drinki i towarzystwo.
Była już dziesiąta, gdy zaczęli się rozgadywać i powoli włączać ją w swoje sprawy. Od początku podejrzewała, że to wampirze feromony ale zawsze można było pożartować rubasznie czy wyciągnąć kolejne cenne informacje.
- Sami, tak się mądrzysz, jak stara baba na ławce w parku, ile ty masz lat?
Zaczął jeden z rozlanych i łysiejących gangerów.
- Czasem wyglądasz jak stara baba, czasem jak się tak wytapetujesz to jak moja wnuczka.
Wampirzyca uśmiechnęła się lekko, nie był to pierwszy raz gdy zadawali jej to pytanie i byłoby to słodkie, gdyby nie fakt że zawsze zadawali je gdy byli zbyt pijani i mogła się go spodziewać za dwa - trzy dni.
- A co staruszku? - Zarzuciła sobie szmatę na bark i oparła dłonie na biodrach. - Nie wiesz czy ma ci stawać? Pewnie wolałbyś żebym mówiła “dziadziusiu”?
Wszyscy z bywalców zaśmiali się, prócz obiektu żartu który z ziemniaka zamienił się w dorodnego buraka i zaczął sapać głośno, jakby szukając szybko odpowiedź na zniewagę. Sami podeszła do niego i postawiła przed nim kufel i położyła mu dłoń na zaciśniętej pięści.
No już, uspokój się bo się zmęczysz, Togo. Napij się i zrelaksuj, ten jest na mój koszt.
Puściła mu oko i odeszła dalej ogarniać syf, który chłopaki po sobie zostawiały. Togo za to rzeczywiście pobladł i uspokoił się. Używanie mocy było bardzo dobrym sposobem aby ich uspokoić. Zwłaszcza, że nie była z nimi jeszcze na stopie “zamknij ryj bo zafunduję Ci kanapkę z podeszwy mojego buta".
Kochane były te dzieciaki, nieznośne i czasem miała ochotę ich zabić, ale kochane.
Sami

Sami

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Blada cera, Mocny makijaż, Parasolka
Zawód : Barmanka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak
Moce : Stairway to Heaven, Live and let die, Don’t stop me now


https://vampireknight.forumpl.net/t4318-sami-salami https://vampireknight.forumpl.net/t4320-telefon-sami#95481

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Gość Nie Mar 01, 2020 1:30 pm

Ile to już czasu minęło odkąd wampir zapuszczał się w bary pełne ludzkich jednostek. Nieświadomi ludzie nawet nie wiedzieli, że w głowie wielkiego potwora tliło się od tony myśli dotyczących miażdżenia ich kości i pożerania wnętrzności. Ale byli bezpieczni; a to wszystko za sprawą uziemienia. Wampir miał zakaz polowania na ludzi, jedynym źródłem krwi był nosiciel Krwawego Raka, jak i inne wampiry. To na nie mógł polować do woli.
Chociaż gdy przeszedł przez próg baru, nie obeszło się bez zaciekawionych spojrzeń. Znali go. Kanibala nie dało się pomylić z kimś innym: olbrzymia sylwetka, niezdrowo blada cera i z pomiędzy smolistych kudłów ponuro spoglądały żółte, gadzie ślepia.
- To jeszcze go nie stracili? Byłem pewny, że już nie żyje.
Ktoś szepnął z tyłu, lecz po Kanibalu słowa spłynęły niczym woda po kaczce. Przybył się tutaj napić, w końcu alkohol jego zatruty żołądek tolerował. Odnalazł wzrokiem krzątającą się barmankę Sami, gdy tylko przystanął przy barze.
Ciężka ręka wylądowała na blacie, coby lepiej zwrócić na siebie uwagę.
Siedzący obok starszy mężczyzna lękliwie spojrzał na ostre rysy stwora. Starego mordercy nie da się zapomnieć. Jeśli kobieta zwróci na niego uwagę, co raczej nieuniknione było, zamówi whiskey z lodem. Cóż, wampirzyca również się wyróżniała - była niziutka. Gdyby stanęła na drodze olbrzyma, ten niechcący mógłby ją nawet staranować, wszak z całą pewnością by jej nie zauważył.
Klient siedzący obok pociągnął kilka dużych łyków, zerkając co jakiś czas na nowego klienta.
- Wiesz co? Robi się tu tłoczno.
Zauważył kąśliwie człowiek, mrużąc oczy. Alkohol zaczynał mu uderzać do głowy, mimo strachu, zaczynał czuć też i motywacje aby w końcu przygadać komuś, kto już dawno powinien zostać stracony. Aczkolwiek Testament nie wyglądał na kogoś, kto za chwilę wybuchnie gniewem. W tym momencie towarzyszył mu nienaturalnie stoicki spokój. Może to z powodu uroczej barmanki? W końcu dawno nie miał styczności z płcią przeciwną. Samotne życie powoduje, że jednostka może nieco zdziwaczeć albo być bardziej wycofana.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Sami Nie Mar 01, 2020 5:51 pm

Drzwi znowu otworzyły się wpuszczając do środka trochę świeżego i zimnego powietrza. Przywitała je z westchnieniem ulgi. Chłopaki może i myły się, ale na pewno nie regularnie a dawanie w palnik tylko podkręcało atmosferę zjełczałej skóry i dymu tytoniowego. Nim dobrze spojrzała na to kto wszedł uśmiechnęła się i naszykowała kufel. Jeszcze nie zdążyła na niego spojrzeć, ale już wiedziała że święci się coś ciekawego.
Atmosfera zważyła się niemal od razu, a teatralne podszepty gości na temat nowego klienta sprawiły, że podniosła wzrok szybciej i bardziej gwałtownie niż to zamierzała, by utrzymać nonszalancki image. A podnosiła go przez dłuższą chwilę. Gruby, wysoki i z twarzą prawdziwego straceńca. Przez chwilę myślała, że będzie to pierwszy, którego nie powita z imienia. Ale twarz przyklejona do kolosa zaczęła kojarzyć się jej z kilkoma głośnymi sprawami, które echem rozeszły się przez całe miasto. Musiała naprawdę mocno wytężyć pamięć, by przypomnieć sobie w którą z okropnych akcji był zamieszany… a potem zdała sobie sprawę że w całkiem sporo, może nie najnowsze, ale nadal.
- Eee… Testament, tak? Witaj w lokalu.
Wycelowała w niego dłonią, nie będąc pewna czy ma rację i szukając na jego obojętnej twarzy jakiegokolwiek reakcji.
- Mówią mi Sami. Czasem Salami, a jak napiwek będzie odpowiednio duży, to pozwolę ci mówić jak tam chcesz.
Puściła mu oko i uśmiechnęła się szeroko. Tylko po to by zaraz obrócić się w stronę gderających jak przekupy bywalców. Reszta chłopaków traktowała wampira niezbyt dobrze i nie tak, jakby sobie tego życzyła. Zwinęła więc brudną i mokrą od kurzu i piwa szmatkę w kulkę i rzuciła w ich stronę.
- Cioty! Co z waszym "yyy, jak komuś coś wygarniać to w twarz"? - Prychnęła i gdyby nie przebłysk zdrowego rozsądku w ostatniej chwili, pewnie splunęła by sobie pod buty by dopełnić wyrażaniu swego niezadowolenia. Nie musiała się przejmować tym czy wrócą, bo zrobią to na pewno. Żaden bar w okolicy nie ma tak dobrej obsługi i niskich cen.
Szybko zignorowała malkontentów. Nowy był może sławny w swej niesławie i wyglądał jakby właśnie dostał kosza, a potem kopniaka w kule... i zaraz potem chemię, ale skoro był na tyle zdesperowany by się tu pojawić, to na pewno potrzebował pomocy bardziej niż na to wyglądało.
- Nie przejmuj się - machnęła nonszalancko ręką i postawiła przed nim kufel zimnego spienionego piwa.
- Pierwszy na rachunek szefa, drugi pewnie też.
Oparła się o bar obok niego i sama wypiła duszkiem parę łyków, z własnego kufla. Plusem przybycia wampira było to, że przez chwilę chociaż nikt nie chciał nic więcej. Jego gabaryty były jak parawan, który chociaż na chwilę osłonił ją od wiatru i ludzi, może innych irytował ale ona miała chociaż święty spokój. No i właśnie, skoro on pomagał jej, chociaż nieświadomie; ona była gotowa poświęcić parę godzin na pomoc jemu.
- To co się wydarzyło na szlaku kowboju? Zawód miłosny czy kogoś zabiłeś?
Sami

Sami

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Blada cera, Mocny makijaż, Parasolka
Zawód : Barmanka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak
Moce : Stairway to Heaven, Live and let die, Don’t stop me now


https://vampireknight.forumpl.net/t4318-sami-salami https://vampireknight.forumpl.net/t4320-telefon-sami#95481

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Gość Wto Mar 03, 2020 9:57 pm

Kto by nie znał okrytego złą sławą kanibala? Większość mieszkańców miasta dziwiła się, że jeszcze ten olbrzym żył i że nie przesiadywał w zakładzie zamkniętym. Ale jak widać przywileje robią swoja, wszak kolejny Kuroiashita zasiadł na krześle burmistrza. Lecz na pewno by się zdziwili, jakby usłyszeli jaka jest prawda i wcale nie chodziło tutaj o burmistrza. To łowcy są odpowiedzialni za spokój stwora oraz to, że wciąż istnieje.
Nie reagował na otoczenie. Nie dawał się ponieść emocjom, przybył się napić, a nie reagować na bójki. Ale co jeśli granica ulegnie przekroczeniu? Demolować lokalu nie chciał... Skończyłoby się to dla stwora tragicznie. Dlatego swoje gadzie spojrzenie utkwił w uśmiechniętej zadziornie wampirzycy. Ona się nie bała.
Póki co na jej przywitanie uniósł brew. Nigdy nie był przecież chętny do wesołych pogaduszek. Właściwie nie był w nich dobry. Chociaż może by się tak postarać? Odkąd we krwi pływał ten piekielny rak, stał się o wiele spokojniejszy. No i bardziej ponury niż był.
- Przestałem się przejmować ludźmi odkąd zacząłem przetrącać im karki.
Odezwał się wreszcie ciężkim basem, zerknąwszy przy okazji na zawstydzonych bywalców. Już im się odechciało rzucać komentarzami. Zaczynać z kanibalem to jak umieścić głowę w paszczy wygłodniałego lwa.
Wymusił na sobie uśmiech.
- Całkiem miła jesteś, Sami.
Oznajmił i sięgnął po rączkę kufla. Zimne piwo było czasami jak okład; pomagało, łagodziło i pozwalało zapomnieć... Niemniej musiałby wypić całą beczkę aby cokolwiek poczuć w głowie.
- Żeby poczuć smak goryczy po utracie, trzeba pierw kogoś mieć. Ale nie spieszno mi, bardziej boli mnie to, że nie mogę być sobą.
Brak polowań na ludzi - już dawno temu zaprzestał noszenia miana seryjnego. Chyba, ze tyczyło się to innych wampirów, wszak Kanibal głównie na nie polował.
- Teraz nasza rasa jest moim celem.
Palcem wskazał na wampirzycę, ale nie uczynił nic, co mogłoby ją bardziej zaniepokoić. Upił trochę piwa i z niebywałą ostrożnością odstawił naczynie na blat. Kolejny raz spojrzał na siedzących ludzi w pobliżu - jeden z nich coś chrząknął, drugi bał się złapać kontakt wzrokowy. Stwór aż prychnął.
- Wybacz, jeśli przestraszę ci klientów. Nie przywykli jeszcze do mojej osoby... Ale nie dziwię się.
Wyszczerzył pokaźny rząd zębisk. Właściwie zrobiło się trochę lepiej. Może to z powody schłodzonego piwa, które przyjemnie rozeszło się po przełyku i żołądku?
- Tak mało wędruje po centrum, że nie jestem na bieżąco. Jesteś stąd?
Nie miał żadnych złych zamiarów. Ot, zwykła rozmowa. Chociaż kto wie co wydarzy się później? Przecież ludzie będący w lokalu co raz gorzej się czuli w obecności mordercy. Aczkolwiek nie mieli zielonego pojęcia o tym, że nie stanowił już dla nich zagrożenia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Sami Sob Mar 07, 2020 11:27 am

Nie bała się bo Testament nie dawał jej jeszcze potrzeby by ten strach odczuć. Była już bita, poniżana, uciekała i grozili jej bardziej przekonywujący ludzie niż ktoś kto przypominał bardziej wykastrowanego byka.
- Nie mogę powiedzieć, że cię w pewnym sensie nie rozumiem.
Mruknęła nalewając sobie do upitego kufla trochę wódki. Wampirzy metabolizm i lata treningu sprawiły, że alkohol nie dość że działał słabo, to szybko parował zostawiając ją trzeźwą i z niesmakiem w ustach.
Testament zdecydowanie jej się spodobał. Nie chodziło tu o przyciąganie czy hormony, a raczej całokształt. Niegdyś straszny niedźwiedź i postrach, teraz bardziej trendowaty. Tracąc pazur stracił też... szacunek? Nie był to nigdy ten autorytet, który mają ojcowie czy przywódcy. Był pokręcony i podsycany jedynie strachem.
- Jestem miła, a nawet nie mam tego w umowie.
Odpowiedziała z wyraźną dumą w głosie. Sam mógł zauważyć, że jest się czym chwalić - zważywszy na miejsce, ludzi i warunki lokalu.
W końcu jeden z odważnych przerwał im rozmowę stając po drugiej stronie lady i bełkocząc coś bez sensu o nowym drinku i zakale. Sami szybko nalała mu z pierwszego lepszego dystrybutora i popchnęła kufel przez ladę. Skoro oni traktowali ją i dużego jak trędowatych miała zamiar odpłacać im się pięknym za nadobne.
- Nie wiem ile już żyjesz, ale powiem ci jedno. - Spojrzała na jego depresyjne oblicze i w międzyczasie dolała mu do piwa spirytusu. - Nigdy bym się nie spodziewała w jakich miejscach można znaleźć dziwne uczucia i zawody nimi spowodowane.
Jego następne słowa sprawiły, że nawet podniosła brwi. Sama czasem zajmowała się sprzątaniem swojego podwórka z (jak lubiła je nazywać) odrzuconych dzieci. Były niebezpieczne, szalone i nie dało się im pomóc. A przynajmniej kilka nieudanych prób sprawiło, że już nie miała siły dalej walczyć z tą ekspansją zdziczałych Szlachetnych.
- Mam nadzieję, że celem są jednak E i D? Pamiętaj, że nie ma nas znowu tak dużo.
Wolała brzmieć tak, jakby jego słowa w ogóle jej nie dotyczyły. Potrafiła się obronić, a wokoło było jednak kilkunastu zaprzyjaźnionych łobuzów. Może nie byliby w stanie pomóc w takim sensie, w jakim by tego chciała… ale nóż w żebrach i wrzeszczący tłum pomogłyby jej zmyć się na tył i wyskoczyć przez okno. W tym lokalu i jej życiu działy się już takie rzeczy, że jeden wariat więcej nie byłby nawet oderwaniem od rutyny. No i plan ucieczki miała na wszystko.
- To akurat bez znaczenia. Klienci nie są moi tylko szefa. Tak samo jak kasa, której skąpi. Połowa lokalu to szrot, który znalazłam przed cudzymi domami albo kupiłam w lombardach.
Nie potrzebowała w sumie dużo pieniędzy, większość problemów, które miała to nie były problemy dające się rozwiązać gotówką.
Właściwie… - spojrzała na niego i otworzyła usta jakby chciała jeszcze coś dodać, ale po prostu obróciła się na pięcie, by pobuszować trochę w szafce.
Rzadko wpadały tu wampiry. Jeszcze rzadziej wpadały wampiry chętne porozmawiać, a nie zapraszać ludzi na krwawe orgie lub pobić się z kimś. Przeklinając pod nosem, czasem głośniej a czasem ciszej w końcu dokopała się do małej lodówki z której wyjęła dwa małe woreczki z krwią. Trzymała ją głównie dla siebie, ale plusy bycia ładną dziewczyną w barze pełnym straceńców było to, że nie musiała ryzykować polowania na ulicach by znowu ją zdobyć.
-Być sobą to nie zawsze najlepsze co możemy zrobić dla samych siebie.
Odpowiedziała a jej twarzy przez chwilę dało się zobaczyć cień nostalgii.
Bądź kochany i pooglądaj się po sali. - odgarnęła włosy z czoła i wystawiła rąbek torebki. - Potrzebuję chwili.
Wstręt jaki powodował olbrzym był wygodny jeśli chciało się robić coś na widoku. Albo będą gapić się tylko na niego, albo odwrócą wzrok.
Dyskretnie otworzyła je paznokciem pod barem i wlała do szklanek to co wampiry lubią najbardziej. Szczodrze dolała tam wina, posypała to chilli i postawiła przed nim kufel dziwnej mieszanki.
- Smakuje lepiej niż wygląda. Nie najlepszy produkt, ale trudno znaleźć na ulicy coś wartego więcej niż to.
Wypiła kieliszek czystej i przepłukując mieszanką gardło. Wzdrygnęło nią aż westchnęła i zaśmiała się z samej siebie. Do tego smaku trzeba było przywyknąć, ale przecież nie będzie go częstować prywatnymi zapasami z lodówki.
- Wampir E. Zaczął od szczurów pod blokiem, ale jak zaczął się ośmielać musiałam coś z nim zrobić. No i żal żeby się zmarnował.
Plan był prosty: wyciągnąć przyjazną dłoń, nakarmić go. Może wtedy nie trzeba będzie wiać przez okno i szukać nowego lokalu, przynajmniej przez jakiś czas.
- Stąd jestem od niedawna. Może parę lat? Znam już trochę okolicę i ludzi. Może po prostu nie obracaliśmy się wcześniej w tych samych kręgach?
Odpowiedziała szybko na pytanie, wolała nie mówić więcej. Nie daj bogi jeszcze okazałoby się, że znają się z poprzednich wcieleń. Takie sytuacje były krępujące, zwłaszcza że cholera wie jakie wcielenie zapamiętał.
- Zajmuję się kilkoma rzeczami poza tym bajzlem tu. Czasem kogoś załatam, czasem pomogę. Dużo tego, chociaż w ostatnie spokojne miesiące dały czas żeby trochę odetchnąć.
Coraz to więcej gości odchodziło z baru, w którym i tak dzisiaj nie było zbyt różowo. Pewnie chłód i paskudna pogoda skłoniła ich do oglądania telewizji i upijania się w domu, zamiast barze.
- Wiele osób potrzebuje pomocy, a nawet o tym nie wiedzą. Tym bardziej tacy jej potrzebują.
Spojrzała na niego mocno sugestywnie. Stracił wiele i leżał na dnie, kto jak nie Salami mógł pomóc takiemu biedakowi?
- Ale teraz twoja kolej. Powiedz coś o sobie. Co cię tak zmarnowało Tes? Skąd ta zmiana diety?
Usiadła na barowym krześle i oparła głowę na dłoni. Co jakiś czas popijała sobie drinka żeby. Może o tym nie wiedział, ale właśnie rozpoczęło się przesłuchanie do zostania kolejnym jej podopiecznym. Chciała wiedzieć z kim ma do czynienia zanim zadeklaruje się uratować jego życie, wyśle do szkoły i każe iść do fryzjera.
Sami

Sami

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Blada cera, Mocny makijaż, Parasolka
Zawód : Barmanka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak
Moce : Stairway to Heaven, Live and let die, Don’t stop me now


https://vampireknight.forumpl.net/t4318-sami-salami https://vampireknight.forumpl.net/t4320-telefon-sami#95481

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Gość Pią Mar 20, 2020 1:31 am

Rzadkością w tych czasach było spotkać kogoś, kto chciał wysłuchać Kanibala mimo iż ten nie wyglądał specjalnie na kogoś, kto zadręcza innych swoimi problemami. Przeważnie dusił wszystko w sobie. Sami najwidoczniej samą swoją postawą potrafiła zachęcić do rozluźnienia i odezwania się, co było naprawdę unikatowe. A może to po prostu zbyt dręczące uczucie samotności zaczęło męczyć Stwora do tego stopnia, że musiał się do kogoś przyczepić?
Tak, to też mogło być przyczyną.
Przyglądał się bez komentowania, jak wampirzyca dolewa mocniejszych dodatków do piwa. Cóż, wampiry potrafią mieć wyjątkowo mocną głowę. I żołądki.
Westchnął ciężko na jej słowa, po czym wolno zaczął sączyć piwo z domieszką spirytusu. Jak on już dawno nie pił podobnych rzeczy. Właściwie rzadko sięgał po alkohol.
- Powinny być. Ale jeśli moim celem okaże się wampir wyższej krwi - atakuję i jego. Nie interesuję się kim jest moja ofiara. Po prostu chcę ją dopaść i tyle.
Wątpił aby pocieszył ją słowami, wszakże i ona mogła stać się jego potencjalną ofiarą. To że teraz miło gawędzili, nie znaczy iż po wyjściu nadal ich relacja utrzyma się na poziomie. Wystarczy, że kanibal odczuje nieznośny głód.
- Potrzebujesz lepszej pracy?
Tak wywnioskował po kek słowach. Sądząc po lokalu możliwe, że tak. Dziewczyna pewnie chwytała się każdej możliwej pracy. Ale kto tak nie czyni w tych czasach?
Kiedy poprosiła o oderwanie uwagi od tego, co chciała uczynić, nie musiała prosić. Wystarczyło, że Stwór zaczął się rozglądać. Ba, wiedzieli z czego był znany. Nie raz nagłówki gazet krzyczały o istocie zjadającej inne ludzkie istoty. Niemal każdy obawiał się olbrzyma w czerni, a najgorzej kiedy wyczuje krew... Gadzie ślepia spoczęły na trunku, który zaoferowała mu Sami. Spojrzał na nią podejrzliwie.
Nie mógł poć ludzkiej krwi, więc jeśli by złamał zakaz... Co by się stało? W każdym razie uspokoił się, gdy wyszło na jaw jakiego pochodzenia jest posoka. Poziom E? Trudno. Jadał gorsze rzeczy.
- Czemu nie skorzystasz z banku krwi w Nocnej?
Może nie wiedziała? Albo wolała unikać, jak on... I w sumie nawet by się nie zdziwił. Prestiżowa dzielnica którą rządziła Rada. Od razu przeszedł do posmakowania. Upił kilka łyków po czym przyjrzał się naczyniu. Uśmiechnął się zaś.
- Nie takie złe. Sama na to wpadłaś?
Nie pił nigdy czegoś takiego. Całkiem miła odmiana... Coś nowego i odkrywczego.
- Rozsądnie podeszłaś do sprawy.
Oczywiście chodziło o sprawę z poziomem E. Sami naprawdę była unikatowym wampirem... Jakby nie patrzeć rozmawiała z nim normalnie, bez krzywienia się czy unikania. Mało kto wytrzymywał z kanibalem.
- Być może. Chociaż osobiście rzadko przebywam w tych okolicach. Preferuję spokojniejsze dzielnice z dala od tłoku.
Lekko wzruszył ramionami. Niemniej lepiej późni niż wcale - poniekąd ucieszył się, że poznał tak rozgadaną barmankę, mimo iż sam nie był zbyt rozmowny.
- Brzmi tak, jakbyś była nieźle zabiegana.
Zmarszczył brwi, przez co wyglądał bardziej ponuro niż był. W dodatku jej kolejne słowa, aż prychnął. Ale fakt, miała rację. Kurosz nie był w najlepszym stanie umysłowym od wielu lat.
Dopił swój napój i niezbyt delikatnie odstawił puste naczynie. Gadzie ślepia spoczęły na bladej twarzy wampirzycy jakby chciał odgadnąć jej prawdziwe intencje. Z wieloma osobami się już spotykał, zaufał im a później... Cóż. Dlatego nadal był samotny.
- Ciekawi cię opowieść o upadku?
Burknął niskim tonem, garbiąc się przy tym bardziej. Co gorsza, nie mógł powiedzieć prawdy. Krwawy rak zabraniał.
- Zmarnowało mnie własne życie. Ciągnę swoją krwawą egzystencję na siłę i nie mogę... Nawet powiedzieć ci prawdy. Ciąży mi to, a tak bardzo bym chciał. Zmieńmy lokal. Nie chcę tu być, za dużo tu ludzi, a przy nich rozmawiać nie mam ochoty.
Zamykanie się w sobie było czymś naturalnym dla Gada. Zmarkotniał, sposępniał. Ale ewidentnie potrzebował rozmowy, być może i ostatniej. Oczekiwał też zrozumienia. Jeśli Sami zgodzi się, poczeka nawet na nią przed lokalem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Sami Pią Mar 20, 2020 6:56 am

- To zły nawyk, lepiej trzymać coś na wszelki wielki przy sobie niż atakować pierwszego lepszego kolesia na ulicy. Już C potrafią mieć koneksje z rodami, a rody żyją vendettą i zawiścią.
Pouczyła go kiwając przy tym palcem. Rozumiała jego głód i to bardzo dobrze, ale nadal to co odróżniało ich od pospolitych E czy nawet zwykłych drapieżników to był właśnie rozum, który mógł zapanować nad instynktem. Nie miała szansy wmówić tej prawdy wszystkim, których poznała. Ba, sama miała problem z impulsywnością i często morały tego typu sprowadzały się do “rób jak mówię, nie jak się zachowuję”.
- Na cholerę kolejne wojny i kolejne płaczące matki?
Jej wzrok na chwilę zabłądził gdzieś do kącika oczu. Ot wspomnienie przeleciało jej przez umysł bez zatrzymania się nawet na chwilę dłużej. Wystarczyło jednak by wytrącić ją z równowagi.
- Lepsza praca? Gdyby nie to, że szef to palant ta byłaby idealna. Ludzie mnie potrzebują, ja mam spokój, a kasa nikomu nie jest potrzebna.
Odpowiedziała będąc w duchu wdzięczną za to, że wyrwał ją z objęć zadumy w którą zaczęła wpadać. Nie lubiła tematu swojej przeszłości, zwłaszcza tej w miarę świeżej.
Od razu odzyskała uśmiech najlepszej przyjaciółki jaką tylko mógł mieć i odgarnęła włosy za ucho.
- Nie kupię szczęścia ani spełnienia. Żarcie? Sama se zdobędę wychodząc na ulicę i przy okazji zrobię coś dobrego dla świata. Patrząc na to jak szlachetni pilnują samych siebie raczej nigdy nie zabraknie mi wałówki na dzielni.
Prychnęła ekscytując się tym bardziej niż można było się tego po niej spodziewać. Była na uboczu całej społeczności, jej poglądy były mało popularne, nawet w kuluarach i gardziła zachowaniem i decyzjami wszystkich “mądrych głów”... ale nadal należała do gatunku i rodu. Ich decyzje zwiastowały zmiany dla niej i dla wszystkich wokoło.
- Bo jest w dzielnicy palantów i bufonów. Nieproszona tam nie chodzę, bo nie mam powodu.
A zapraszana była ostatnimi czasy nieczęsto. Od rozwodu, właściwie nie widziała nikogo z rady ani ich pionków. Była zbyt obrażona na to jak ją potraktowali, by mogła się tam znowu pokazać. Nie wiedziała też ilu starych znajomków żyje i gdzie są. Wolała nie wpadać znowu w ich towarzystwo.
- Nie ma cię tam, więc pewnie też masz tego dość. Intrygi, szachy w 4d, pieniądze, seks i pozory. Nikt tam nie jest szczęśliwy z tego co ma ani nie ma planu innego niż “chcę więcej”. Daj mi spokój z tymi laleczkami i rycerzami...
Machnęła ręką właściwie na samą siebie rozdając przy okazji piwa gościom, którzy zamawiali je coraz to rzadziej i polewając po raz kolejny sobie i Testamentowi. Chciała się rozgadać znacznie bardziej na temat kasty szlachciców jaka wytworzyła się wśród dzieci nocy, ale nie było sensu.
- Lata praktyki kochany, picie tego samego cały czas nudzi się z czasem, nawet miejscowym pijaczkom. Picie samej krwi to coś co już od dawna mnie zmęczyło, więc eksperymentuję.
Jej uśmiech na chwilę stał się jeszcze szerszy a oczy zaświeciły się. Rzadko kiedy miała okazję chwalić się tymi specyfikami z innymi, a docenienie jej kulinarnych eksperymentów dawało zastrzyk pewności siebie i endorfin.
- Tłok to bardzo fajne miejsce, nigdy nie wiesz kogo spotkasz. - Puściła mu oko wlewając w siebie cały kufel i zapijając go kieliszkiem wódki. - O, my siebie na ten przykład.
Powoli zaczęła czuć przyjemny szum w głowie. Nigdy nie trwał zbyt długo i jego lwia część to był właściwie jej własny dobry humor, więc mogła choć chwilę nacieszyć się zatruciem organizmu.
- Wielkoludzie, nawet nie masz pojęcia jak. Ale lubię to, odstresowuje się, gdy mam za czym gonić. Dobrze czasem wiedzieć, że zostawiło się po sobie kogoś szczęśliwego... że ktoś odejdzie ze szczęśliwy.
Ostatnie słowa wypowiedziała z westchnieniem. Dobór słów był tyle specyficzny co trafny. Nie rozpowiadała o tym wokoło i mało kto pamiętał legendy o kapłankach śmierci i życia, które pomagały strapionym znaleźć drogę lub doprowadzały do jej końca.
- Nie zmienimy lokalu, a ten zamkniemy. I tak jest prawie pusto, nie stracimy wiele, a ja chętnie posłucham historii przy muzyce i mogąc pić cokolwiek tu mamy.
Żachnęła się wyciągając zza lady klucze i szczękając nimi głośno dając znać mordercom, że tutaj więcej nie zaznają przyjemności upijania się do nieprzytomności i zarzygiwania posadzki.
- Zbierz myśli, a ja ogarnę ludzi.
Mruknęła łapiąc za kołnierze już śpiących bywalców, by wytargać ich za drzwi i zerkając srogo na tych, którzy myśleli o protestach.
Współczuła każdemu z nich i szczerze miała nadzieję, że wrócą tutaj. Truli się i unikali problemów w życiu - wymieniając go na alkoholizm i marnowanie czasu, ale to lepiej niż gdyby mieli zająć się rabunkami albo biciem żon.
W końcu zgasiła szyld i westchnęła z poczucia ulgi jakie ją ogarnęło. Niewiele myśląc usiadła na barze, opierając się o słup idący przez jego środek i zdjęła ciężkie buciory z platformą, które miała na nogach. Bez nich miała problem dosięgnąć wszystkich wiszących szklanek, ale teraz nie musiała się przejmować tym, że będzie wyglądała śmiesznie przed wszystkimi bywalcami stając na palcach po byle pierdółkę.
Spojrzała na wampira i szybko przeanalizowała sytuację, w której się znaleźli. Zabić jej nie zabije. Nawet gdyby chciał, potrafiła się obronić, a pod barem leżał zawsze dubeltówa. Jedyny plus posiadania szefa z masą długów i “kolegami”o mieszanej estymie to właśnie leżąca wszędzie broń, na wszelki wielki. Może nie było w niej srebra, ale nawet wampir szlachetny musi odsapnąć po dwóch koszyczkach wpakowanych prosto w jelita. Oprócz tego, nie wydawał się agresywny, a zrozpaczony. Zbyt długo stawała ramię w ramię z mordercami i rzezimieszkami. Rządzę mordu dało się wyczuć w powietrzu, nawet od wampira i on nią nie buzował.
Od niechcenia wybrała byle jaką playlistę jazzową i czując że całe to czyszczenie baru sprawiło, że alkohol opuścił jej ciało wlała w siebie szklankę zimnego sake. Wzdrygnęła się czując okropny smak i rozlała ponownie do dwóch szklanek wypijając duszkiem.
- Częstuj się czym chcesz. Większość i tak kupiona przeze mnie więc to tak jakbyś siedział mi w salonie.
Uśmiechnęła się i podwinęła nogi stukając się z nim szkłem i pochłaniając kolejną porcję.
- Więc opowiadaj, Tess. Co się stało?
Spytała patrząc mu prosto w oczy opierając brodę na kolanie. Śmiesznie musiało to wyglądać: zwalisty koleś gadał z małą, czarno-białą kulką siedzącą na blacie i nadal był od niej szerszy i wyższy o dobre paręnaście centymetrów.
- Nie mów, że nie możesz, bo tu, a zwłaszcza teraz możesz wszystko. Honoru nie stracisz, co najwyżej zyskasz spokój ducha. Jak chcesz, to możemy nawet popłakać sobie razem.
Zachichotała delikatnie, ale było temu daleko do szydery. Sprawiała wrażenie równie silnej co delikatnej, ale i cała jej uwaga była skupiona na nim.
- Czy jednak potrzebujesz nowej przestrzeni? Jak tak, zawsze możemy przejść się do parku, tylko trzeba będzie pokitrać trochę alkoholu.
Przeciągnęła się leniwie i przymrużyła oczy oczekując odpowiedzi na wiele z zadanych pytań. Nie chciała się stąd ruszać, nie dzisiaj przynajmniej. Zwłaszcza, że mimo swojej nonszalancji nie ufała mu do końca w sprawach swojego życia i dobrobytu.
Sami

Sami

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Blada cera, Mocny makijaż, Parasolka
Zawód : Barmanka
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Brak
Moce : Stairway to Heaven, Live and let die, Don’t stop me now


https://vampireknight.forumpl.net/t4318-sami-salami https://vampireknight.forumpl.net/t4320-telefon-sami#95481

Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Gość Nie Kwi 05, 2020 1:44 pm

Kanibal zmarszczył brwi przez co wyglądał znacznie mniej przyjaźnie. Nie zamierzał się wykłócać w miejscu publicznym, poza tym Sami nie znała go na tyle, aby mówić mu co robi źle. Nie mogła zrozumieć jego głodu, ani tym bardziej stylu bycia. Wieli stwór własnie słynął z olbrzymiego apetytu i co gorsza, że jego ofiary wcale nie zaczynały się od dorosłych, właściwie sięgały od samego zarodka po gnijące zwłoki. Stwór nie dbał o płaczące matki, nie przejmował się wytykającymi go rodami. Polował bo tego chciał, mordował bo odczuwał głód. Kierował się wyłącznie zaspokojeniem żądzy.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić.
Burknął w odpowiedzi, mierząc postać wampirzycy. To, że teraz dobrze im się rozmawiało, nie znaczy iż w najbliższej przyszłości tak pozostanie. Szał kanibala bywa nieprzewidywalny, co znaczy że nie wiadomo kiedy ponownie uderzy i o jakiej sile. Niemniej cieszył się wolną chwilą. Przynajmniej raz może przestać być mordercą i skupić się na rozmowie. Aż dziw bierze, że właśnie jej potrzebował. Sami wydawała się odpowiednia: otwarta, przyjazna i na pewno szczera. Mało takich wampirzyc. Stąd może też dlatego postanowił jeszcze jej nie zjadać?
- I pomyśleć, że po tak długim czasie unikania osób drugich, napotkałem tak nieźle ogarniętą i wygadaną.
Dla niej na plus, lecz Kanibal tak żyć nie umiał. Jego byt był bardziej ponury, przepełniony akcjami z którymi niejeden wampir nie chciałby mieć do czynienia.
- Tak właściwie to ile masz lat?
Skoro praktykowała z krwią i nadaniu jej innego smaku, musiała mieć sporo na karku. Chyba, ze trafił na genialną, młodziutką wampirzycę. Zerknął raz jeszcze na swój podany trunek.
- Dla ciebie może wydawać się fajną opcją, ale nie dla mnie. Wyróżniam się nie tylko gabarytami.
Burknął pod nosem, chociaż już jego ton brzmiał o wiele weselej. Kto by przypuszczał, że obca osoba może wzbudzić w nim dobry humor? Ktoś w końcu go zauważył i nie chodziło o wygląd. Rozmawiała z nim.
- Odejść w szczęściu?
Zastanowił się głośno. No tak, przecież ostatnio rozmyślał nad własnym odejściem i nie, nie chodziło o wyjazd. Bardziej o zatrzytmanie swojego życia. Już miał dość egzystencji w której nie znalazł ukojenia, a pech wlókł się za nim bez przerwy. Może teraz jego czarne chmury się odsunęły, niemniej nadal czuł cięzar na barkach.
- Skoro tego chcesz.
Nie chciał wychodzić skoro znalazł rozmówczynie. Tylko co powiedzieć? Jak zacząć? Nie zawsze spotyka się na drodze kogoś, kto chce wysłuchać historię mordercy znienawidzonego właściwie przez cały kraj, ba, był znany nawet i poza terenami Japonii. Przetarł nerwowo kark. Dopiero się rozluźnił gdy Sami wróciła na swoje miejsce, a następnie rozporządzając alkoholem. Nie omieszkał nie korzystać. Być może pije już ostatni raz.
Co się stało?
Tak, od czego zacząć. Jak mówić i o czym opowiedzieć. O raku nie mógł pisnąć ani słowa zważywszy na rzucony mu rozkaz.
- Nie, tutaj jest dobrze. Od momentu zniknięcia ludzi, mogę się rozluźnić. Już nie drażnią.
Machnął ręką co do zmiany lokum. Skoro byli sami, już nie musi się skupiać na innych. Sięgnął po jedną z butelek czystej, uzupełniając kieliszek Sami, a później swój.
- Ciężko zacząć coś, co może być różne odebrane.
Zaśmiał się smutno. Ale cóż? Czas naglił? Nie, nikogo nie gonił.
- Od urodzenia nie byłem istotą popularna ani chcianą. Mimo życia w potężnym rodzie, nie umiałem odnaleźć siebie ani bliskiej mi osoby, która potraktowałaby mnie życzliwie. Snułem się samotnie, wychowując przez samodzielne odkrywanie świata i odkrywanie podglądów. Cóż, moja droga nie była nigdy usłana różowymi kwiatami; nie rozróżniałem dobra ani zła. Właściwie teraz nie przykuwam zbyt wielkiej uwagi do moralności. Nauczyłem się też tego, że sumienie które mam można łatwo uciszyć i pogrzebać. Ale spójrz... Mordowałem, byłem można powiedzieć wrogiem ludzkości. Kiedy wszedłem do baru, ludzie się mnie bali i nie chcieli mojej obecności, wciąż wielu zadaje sobie pytanie Dlaczego wciąż żyję. Widzisz, Sami... Ty napadasz złoczyńców i drani, ja napadam każdego. Ty również możesz stać się moją ofiarą i zginąć.
Przerwał na moment, aby teraz wypić z butelki. Już powoli zaczynało szumieć mu w głowie.
- Jednak ile można cierpieć? Zakładam, że jeśli nauczyłbym się porozumienia, to może nie byłoby tak źle. Zapewne teraz myślisz - To dlaczego nie spróbujesz żyć inaczej? No właśnie. Bo nie umiem i kiedy próbowałem Życia, ono dawało mi zawsze w kość. Porzucenia, zapomnienia i walki o nic. A teraz ostatnie wydarzenia u... Łowców... Dały mi do zrozumienia, że już dość. Skoro umiesz rozmawiać z innymi, pragniesz ich szczęścia niezależnie od tego kim są... Pomóż mi. Nie odwdzięcz ci się niczym, niestety. Nie mam już nic. Ale zrób to, pomóż mi zakończyć ten krwawy żywot raz na zawsze.
Aż uderzył pięścią w blat lady, po czym wstał. Teraz już całkowicie zasłonił ciałem drobną Sami.
- Chyba, że mam cię do tego zmusić.
Ryknął, wpatrując się dziko w oczy wampirzycy. Co teraz? Wyjmie broń?  Mimo wszystko Kurosz cierpiał i zapewne byłby jej wdzięczny jakby odstrzeliła mu głowę. Tu i teraz.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Bar "Ostatni łyk" - Page 12 Empty Re: Bar "Ostatni łyk"

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach