Zrujnowany kościół

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Czw Paź 31, 2013 10:01 am

W przeciwieństwie do Hachiko, Akumu jeszcze nie musiał myśleć o żadnych związkach, ba, on nie pamiętał co to takiego związek, małżeństwo i problemy z nimi powiązane. Dla niego teraz liczyła się nauka i pragnienie odkrycia siebie. Niestety samemu ciężko cokolwiek było zdziałać, zważywszy iż nie miał po od czego miałby zacząć. Kiedy zaczepił obcych przechodniów, po czym zadawał pytania dotyczące życia codziennego lub wyjaśnienia paru spraw, zwykle odchodzi z kwitkiem. Jedynie parę osób z uśmiechem tłumaczyło co nieco lisowi, choć i z tego mało co rozumiał. Za dużo nieznanych słów. Może weźmie książkę? Ktoś mu polecił... jakiś młody chłopak... Szkoda, że Akumu nie wiedział, a przynajmniej nie pamiętał co to takiego Książka. No i po takim bezpotomnym spacerze, trafił tutaj. Na razie był sam, dopiero po chwili doszedł do jego wyczulonego nosa znajoma woń. Oczywiście nie reagował, był zbyt pochłonięty oglądaniem pozostałości po kościele. Badał każdy element, dotykał, wdychał, a nawet... smakował. Przerwał dopiero wtedy, gdy Rudowłosa wampirzyca zasłoniła dłońmi jego oczy. Aku gwałtownie zareagował, wyszarpując się i przybierając pozycję typową do ataku, natychmiastowo odwracając się. Nie zaatakował Hachiko, wszak rozpoznał ją i szybko przybrał wyprostowaną postawę, wkładając dłonie do długich rękawów.
- Nikt nie chciał iść na spacer, a w zamku... nie czuję się dobrze. - Ciężko dobierać słowa, które zna choć trochę. I jeżeli nadal miała ochotę go pogłaskać, Lis odruchowo cofnął głowę, lecz pozwolił na dotyk. Uszy także były dotykalne i kto wie czy nawet na to nie czekał.
- Gdzie mogę znaleźć książkę? - Spytał cicho, patrząc prosto w oczy rudej. Może ona mu w tym pomoże? Musi... w końcu wygląda na kogoś, kto dużo o życiu wie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Pią Lis 01, 2013 11:59 am

Biedny lis został pozbawiony wszelkiej wiedzy odnośnie związków. Może to i lepiej, że Hiro wykasował mu większość wspomnień, dzięki temu można mu przyswoić pewne wzorce od nowa, chroniąc go przed tymi niewłaściwymi. Związki nie koniecznie ociekają miodem i różem, jak to spotyka się w bajkach czy literaturze dla kobiet, gdzie wszystko kończy się ślubem i wielkim szczęściem. Schody zaczynają się właśnie po ślubie, dlatego lepiej nie bawić się w nic stałego, co jedynie przyniesie biednemu lisowi samych zmartwień. Był młody, powinien się bawić i cieszyć, a zaprzątać tej swojej białej makówki niepotrzebnymi sprawami.
To naprawdę niesamowite, że w obecnych czasach bywały jeszcze osoby, pragnące wiedzy, pragnące poznać samego siebie, nie biegnące bezmyślnie za czasem, by prześcignąć inne istoty. Gdyby tylko chciał, Hachiko mogłaby go nauczyć bardzo wielu rzeczy. Nie tylko tych związanych wyłącznie ze światem nauki, ale także wiedzę życiową, jaka zapewne przyda mu się bardziej, niż ta sucha teoria z książek. Jednakże Hiro posiadał znacznie większe zaplecze życiowe, niż Ruda. Żył znacznie dłużej, nie jedno widział, uczestniczył w takich wojnach, że aż włos jeży się na skórze po wypowiedzeniu jej nazwy. Jakże wampirzyca żałowała, że urodziła się na schyłku średniowiecza, a ku jego początków. Tak wiele ją ominęło! Choć pamiętała jedno polowanie na czarownicę, w jakim uczestniczyła. Dla zwyczajnej rozrywki, bowiem w tych ciemnych, zabobonnych czasach ciężko o chwilę rozrywki. Nie było książek, a nawet jeśli już jakieś zostały wprowadzone, to tylko religijne, a przecież wampirzyca rzygała Bogiem, wyśmiewała zarówno samą jego ideę, jak i tych śmiesznych ludzi, tak ślepo wpatrzonych w boski majestat.
Wampirzyca nie pozwoliła Akumu wyszarpnąć się ze swojego uścisku. Złagodziła go jedynie tak, żeby mógł swobodnie obrócić się w stronę matki. Posłała mu uśmiech, ukazując swoje śnieżnobiałe kły. Wplotła szybko swoje dłonie w jego długie, białe włosy… Długie włosy. Tak, Ruda uwielbiała długie włosy, mogłaby się nimi bawić i bawić, aż wszystkie, całkowicie niechcący, powyrywałaby i zamknęła do skrzyneczki, którą by otwierała za każdym razem, gdy naszłaby ją ochota na podziwianie czyichś włosów.
– Czujesz się zbyt obco? Może Zamek wydaje Ci się zbyt duży, ale ma pewne zakamarki, o których zapomnieli już nawet gospodarze. A jeśli chcesz, to czasem możesz odwiedzić i mnie. Moja posiadłość jest znacznie mniejsza niż Zamek, w którym mieszka Hiro.
Wówczas zaczęła go głaskać po głowie, odsuwając się od niego na tyle, by nie przekraczać jego prywatności. Już i tak ją wystarczająco zdeptała, przed chwilą. A miała już nauczkę, by nie włazić buciorami w czyjeś życie, jak to określił Testament.
– W zamkowej bibliotece. Jest ogromna i posiada sporo zbiorów.
Ach, książki, jak wampirzyca uwielbiała sama zapach pergaminów!
– Sama także posiadam spore okazy. Interesuje Cię coś konkretnego?
Jej dłoń pieszczotliwie przesunęła się na spiczaste ucho, dosłownie je molestując i macając. Palcami wodziła po delikatnym puszku, by wreszcie zagłębić się nieznacznie do wnętrza i zaraz połaskotać wewnętrzną skórę ucha. Były takie przyjemne w dotyku! Ruda to zoofilka. Uwielbiała męża w postaci gada, jakby mogła, to by go zgwałciła. Kiedyś była w związku z rekinem, a teraz molestowała uszy swoje syna, który był lisem!
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Nie Lis 03, 2013 8:20 am

Oczywiście świetny pomysł odnośnie nauki Akumu. Mogła by mu w ten sposób na nowo odnaleźć się w nowoczesnym świecie, nauczyć jak ma postępować, co robić w danych sytuacjach... a nawet odkryć samego siebie! Przez ten ostatni dzień miał naprawdę ciekawy choć zarazem przerażający sen. Widział w nim piękny dom w stylu japońskim... bujna zielona roślinność, łagodny staw, przy którym zapewne siedział. Nie mógł stwierdzić do kogo należała posiadłość. Może to on właśnie w niej mieszkał? Tylko dlaczego później pochłonęła ją czerń? Czemu wszystko znikało, aż został sam? I otrzymał odpowiedzi, przez wybudzenie się. Najgorszy brak niewiedzy, brak wyjaśnienia. A może to nie był on? Lis najchętniej opowiedział by swój koszmar, lecz czy Hachiko chciałaby słuchać? Aku nie znał jej na tyle dobrze, żeby móc ufać. Musi zrobyć jego zaufanie, przekonać do siebie. Bo jak na razie zaatakowała jego osobę, przez co poczuł się nieco osaczony. Ha, nawet Bóg (o którym Akumu nie wiedział) nie pomoże.
Wplotła dłonie w długie włosy wampira, na co ten się lekko skrzywił. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Lisek w sumie na to czekał... Aż kita z pod kimona zaczęła mu się nawet lekko poruszać. A długa, smukła dłoń złapała nadgarstek Hachiko, chcąc jakby ponaglić do pieszczot.
No i masz gadane. Leadris za dużo, za dużo mówiła i nasz Lisek wyraźnie się pogubił. Zakamarki... gospodarze... posiadłość. I ona gdzieś indziej mieszka? Spojrzał nieco zdezorientowany na wampirzycę, mając niego skwaszona minkę.
- Co to znaczy... Co znaczy co mówiłaś. J-ja.. nie pamiętam wielu słów. - Co za stres. A jeśli go skrzyczy? Akumu był wyzywany przez obcych ludzi, którzy źle poczuli się, że taki dziwak ich zaczepił. Dopiero delikatne głaskanie, uspokoiło lisa. Hachiko ma naprawdę dobrą rękę do tych spraw. Musi mieć pokaźne doświadczenie. Ale chyba nic go na bardziej nie ucieszyło, jak wiadomość o książce. Od razu się ożywił, a jego blade lico uśmiechnęło się.
- Nie... chcę zobaczyć książkę, obojętnie jaką. Czuję, że książka pomoże mi odnaleźć cząstkę siebie. - Odezwał się podniecenony faktem ujrzenie owego przedmiotu, lecz zanim zaciągnię... matkę do któregoś z domów, został zmolestowany. Uszko Akumu najwidoczniej jest bardzo wrażliwe na łaskotki... potrzasnął lekko głową, następnie zaczął drapać intensywnie wnętrze ucha. Kiedy swędzenie przeszło, Aku zmarszczył nos, prychając na Hachiko. Nie, nie była to oznaka agresji, zbulwersował się tylko. I żeby nie było źle, lis chwycił rękę kobiety, dając jej do zrozumienia, żeby zaprowadziła go do książki. On biedny nie wiem co ma wybrać...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Nie Lis 03, 2013 1:02 pm

Trzeba jednak pamiętać, że Hachiko zachowywała się nieco inaczej niż inne wampiry. Nie przepadała za nowoczesnym światem, jaki go otaczał. Jasne, że do niego przywykła, przesiąkła nim i posługiwała się technologią, to jednak bardzo tęskniła za czasami wiktoriańskimi. Co prawda urodziła się w średniowieczu, co nie zmieniało faktu, że najbardziej upodobała sobie tę dekadę. Jeśli młody wampir (dla Hachiko mimo wszystko wciąż był młody, zważając na jego nowe życie, jakie podarował mu Hiro) zechciałby w taki sposób poznać czasy, które już przeminęły, z chęcią mu o nich opowie. Może jego wspomnienia nie będą już zwykłą czarną plamą we snach. Choć szczerze wątpiła, by wspomnienia powróciły w całości. Jego przeszłość zostanie pogrążona w tajemnicy już na zawsze. Owszem, będzie blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, ale osnuta mgłą, przez którą nie da rady się przebić. Ale przynajmniej nie poczuje się samotny, bo jakieś fragmenty jego poprzedniego życia powróciły. Tylko hipnoza byłaby w stanie mu pomóc. Ale Hiro pragnąłby, by jego syn poznał swoją przeszłość? Nie bez przyczyny przecież wykasował całe poprzednie życie Lisa. Choć może faktycznie było to samolubne podejście.
Hachiko przerwała głaskanie, dostrzegając na twarzy wampira grymas, by wreszcie się cofnąć. Nie chciała przecież, żeby czuł się przez nią całkowicie osaczony. Wystarczy, że mąż nie chciał mieć z nią nic do czynienia, nie będzie zrażała i syna. Ciekawe czy rozumiał, że Ruda była jego matką. Może nie do końca taką biologiczną, ale miał geny Hachiko.
– Spokojnie Akumu, nauczysz się wszystkiego. Wybacz, nie powinnam zarzucać Ci od razu tyle słów. Usiądziemy sobie na spokojnie, otworzysz książkę i zrobimy listę słów, których nie rozumiesz. Będziemy szukać w innych książkach ich opisów, dzięki czemu nauczysz się samodzielnie.
Podała pomysł wampirowi, uśmiechając się lekko kącikiem warg. Chciała mu pomóc, bo doskonale rozumiała, jakie to uczucie, a nie chciała, by i on odczuł co to znaczy żyć na marginesie społeczeństwa.
– Oczywiście Akumu. Chodźmy zatem do mnie. Zrobimy sobie mały spacer, jeśli masz ochotę.
Noc była przecież taka piękna! A Ruda uwielbiała spacery, a skoro Lisek udał się na spacer samotnie, bo nikt nie chciał mu towarzyszyć, mógł wybrać się teraz z Hachiko. Ruszyła zatem przez cmentarz, omijając zgrabnie wszystkie nagrobki, by czasem na coś nie wpaść, by wreszcie lasem dotrzeć do posiadłości. W Akumu miała świetnego towarzysza, nie marudził i nie narzekał, najwyraźniej uwielbiał obcować z dziką naturą, temu Hachiko pokazała mu jeszcze okolice swojej posiadłości, zatrzymując się dłużej w lesie. Był on rozległy i można było spotkać różne dzikie zwierzęta. A w ich towarzystwie, bardzo możliwe, że wampir czuł się swobodniej niż w śród swoich, krwiopijców. Z chęcią zresztą mogłaby go częściej zabierać do lasu, do zwierząt, jeśli miałby na to ochotę.

[zt x2]
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Czw Cze 05, 2014 4:07 pm

W dzień pochmurny, dojechali na miejsce. Podróż zdecydowanie trwała bardzo długo. Przelecieli całą noc i niestety załatwianie wszystkiego pozostawało w rękach Eizo. Dzięki niemu, dostali się na pokład i bez problemu przylecieli do Japonii. Podczas drogi Asmita poprosił go, aby zajechali od razu do miejsca, w którym mieli by rozpocząć swoje zadanie. Chciał je zobaczyć i ocenić wokół niego aurę. Może i jego oczy nie ujrzą obrazu, to jednak przyjaciel byłby wstanie opisać mu dane miejsce. Choć tyle dobrego.
Taksówkarz zawiózł ich na cmentarz i postanowił poczekać, na ich prośbę. Eizo poprowadził Asmitę, trzymając go po ramię, w razie nieświadomego upadku. W końcu niewidomego nie można puścić przodem. Teren jednak już samemu De Lavergne się nie podobał. Panowała tu niemal śmiertelna cisza. Asmita zaś wyczuwał niepojącą energię unoszącą się nad danym miejscem.
- Jesteśmy... Tylko chyba nie tego się spodziewaliśmy.
Rzekł Eizo, patrząc na ruiny. Pozostałości kościoła. Nie ukrywał zawodu i westchnął także z rozczarowaniem.
- Co jest nie tak? - Zapytał go Asmita.
- Ten kościół, jest obecnie ruiną. Z mojego punktu widzenia wygląda mi na wiekowy. Nikt nie podjął się jego odbudowy.
Wyjaśnił mu, pamiętając że przyjaciel tego raczej nie zobaczy, ale wyobraźnia może mu to pokazać. Przynajmniej nie widzi tego jak to wygląda w rzeczywistości.
Asmita nie wyglądał na zawiedzionego. Stał spokojnie mając zamknięte oczy i twarz niemal skierowaną przed siebie. Jakby przez zamknięte powieki, patrzył na ruiny.
- Zapewne to my mamy się podjąć jego odbudowy i zapewnić temu miejscu spokój... Wyczuwam niespokojną i wręcz wrogą aurę. Co jest w pobliżu?
Lakhani zmarszczył lekko brwi, jakby nad czymś się skupiał. Eizo rozejrzał się z uwagą i dostrzegł dwa budynki, znajdujące się za cmentarzem. Jeden z jednej strony, drugi z drugiej.
- Z jednej znajduje się jakiś klasztor. A z drugiej, w oddali widać zamek.
Mężczyzna uważniej się przyjrzał zamkowi i szczerze, to nawet i jemu się on nie podobał.
- Ta aura musi pochodzić stamtąd.
Jakby wiedział, z którego kierunku napływała, tam zaś odwrócił głowę. Kierunkiem był zamek. Jakby tam zamieszkiwał ktoś, kto sieje największy postrach w mieście. Z kim oświata łowiecka nie może sobie poradzić. Wyczuwanie aur i energii, to jedyne co Asmicie może zastępować wzrok. Pomijając bardzo dobrze rozwinięty słuch.
- Znajdźmy jakiś nocleg.
Polecił towarzyszowi, na co ten się zgodził. Eizo odprowadził Asmitę do taksówki. Gdy wsiedli, poprosili o podwiezienie do jakiegoś klasztoru bądź najtańszego hotelu.


[z/t]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Czw Lip 31, 2014 2:26 pm

Strasznie ciężko było mi zabrać się za ten post. Nie wiem, może to przez te upały czy coś.
Oczywiście, że Leah nigdy by nie powiedziała Williamowi, gdyby poczuła do niego jakieś ciepłe uczucia. Zresztą, nie musiała nawet tego robić. Była łatwa do przejrzenia, więc jej przyszły mąż będzie mógł czytać z niej jak z otwartej książki. Może i nie powie tego na głos, jednak czyny i reakcje będą mówić same za siebie.
Kiedy na świecie pojawi się dziecko, czarnowłosa nie zabierze go tylko dla siebie. Poprzez doświadczenie wiedziała co może się stać, jeśli dopuści Shiroyamę do wychowania ich wspólnego potomka i może nawet trochę się bała powtórki z rozrywki, ale z drugiej strony sama też była kiedyś dzieckiem. Wiedziała jak ważna dla takiego malucha jest obecność obojga rodziców. Także nie zamierzała odsuwać Willa od wychowania dziecka. Zresztą, nawet gdyby chciała, to wampir raczej jej na to nie pozwoli.
- Jeśli nie chcesz, żebym Ci przeszkodziła, to po prostu o niczym mi nie mów - odparła, chociaż jako żona miała prawo wiedzieć o jego planach i kłamstwem by było gdybym napisała, że nie była ciekawa.
- Co nie oznacza, że musimy przejść do czegoś konkretnego zaraz po pierwszym spotkaniu - odparła, starając się grać obojętną na jego słowa, chociaż blade policzki wampirzycy lekko się zarumieniły. Pokręciła głową, gdy poczęstował ją papierosem, a potem wysłuchała jego słów. Miał rację, wiedziała o tym, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. Nie umiała być samolubna, zawsze znajdowała jakiś czynnik, który jej na to nie pozwalał.
- Nie to miałam na myśli. Małżeństwo z kimkolwiek w tym wieku jest marnotrawstwem. Na świecie istnieje tyle rzeczy, które mogłaby zobaczyć. Będąc zamężną, nie wszystkiego mogłaby doświadczyć. Jako wampir może żyć ponad tysiąc lat, więc nie musi się z tym spieszyć - odpowiedziała odwzajemniając spojrzenie. Nie spuściła wzroku kiedy mówiła. Patrzyła na Williama przez cały czas, dopóki ten nie został zmuszony do odwrócenia głowy, by zapłacić rachunek.
Podróż na cmentarz nie zabrała im wiele czasu. Wieczór rzeczywiście był całkiem przyjemny, więc i spacer nie wydawał się być męczący. Na towarzystwo również mimo wszystko narzekać nie mogła. Przynajmniej nie musiała snuć się po cmentarzu sama. W każdym razie, stary cmentarz swoim mrocznym wyglądem mógł wzbudzać w ludziach lęk. Nie dziwiła im się, że omijali to miejsce szerokim łukiem. Gdyby była człowiekiem, reagowałaby pewnie tak samo. Należała jednak do zupełnie przeciwnej rasy, więc dla niej owiany aurą tajemniczości cmentarz wydawał się bardziej niesamowity niż straszny. Było tutaj spokojnie i cicho, więc czasem lubiła sobie tutaj przychodzić. Ruiny kościoła, znajdujące się nieopodal cmentarza były często odwiedzane przez wampiry, również i przez Lealahn, jednak ona nie przychodziła tutaj po to, by w spokoju pożywić się jakimś biednym człowiekiem. Budynek był prawie całkowicie zniszczony, co nie przeszkadzało jej wcale w stwierdzeniu, że kiedyś musiał być naprawdę piękny. Chociaż miała tyle lat, to nie przypominała sobie, by widziała go kiedyś w całej okazałości. Lubiła tutaj przychodzić i wyobrażać sobie, jak mógł w przeszłości wyglądać.
- Zastanawiam się jak mógł kiedyś wyglądać - wypaliła na głos, kiedy razem z Williamem znaleźli się na wprost ruin. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a sama wampirzyca podeszła do budynku nieco bliżej.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Wto Sie 05, 2014 10:13 am

William także nie należał do tych wampirów, którzy otwarcie przyznają się do uczuć. Szczerze wątpił, by kiedykolwiek ktoś stopił jego lodowe serce. Nawet Leah może tego nie dokonać. I oczywiście nie chodzi o wampirzycę, pewnie niczego jej nie brakuje, by zdobywać męskie (żeńskie) serca, ale szlachetny zbyt twardo stąpał po ziemi. Zbyt wiele widział na oczy, by wierzyć w cud miłości. Wampir potrafiły obejść się bez tego uczucia. Gorzej jeśli w grę wchodziła samotność. Te długowieczne wampiry dosłownie momentami świrowały.
William zamierzał uczestniczyć w wychowaniu swojego pierwszego potomka. Nie miał żadnych dzieci. Nawet z przypadkowych romansów, ulotnych zabawach czy dłuższej znajomości. Dbał o to i zwracał na to uwagę, dlatego matka nie dawała mu żyć. Pamiętał doskonale przez co sam przechodził, gdy ojciec, Victor, porzucił i jego matkę i jego samego. Gdzieś podświadomie nie chciał, by istniało chociaż jedno dziecko z podobną nienawiścią, podobnym uczuciem, żalem i chęcią zemsty. William po prostu nie chciał już na starcie niszczyć życia swojego potomka, a wiedział, że nie byłby w stanie wychować dziecka ani zająć się jego matką. Miał za dużo pracy, której się poświęcał. Praca ta była dostatecznie niebezpieczna dla niego, a w grę wchodziła jeszcze zemsta. Ostra gra. Oczywiście William nigdy na głos nie powiedział, dlaczego nie chciał się ustatkować czy mieć potomka z przelotną znajomością. Wiele wampirów miało masę dzieci rozsianych po całym świecie, ale on się tym różnił. Wiedział, że nie miał żadnego dziecka. Jednakże, by rozwiać wątpliwości, jest płodny. Wciąż i nadal.
– Sądziłem, że jako moja żona chciałabyś wiedzieć parę… rzeczy. Nie wiem dokąd ta sprawa mnie zabierze. Może nawet i do grobu. Tobie to pewnie na rękę. Dostałabyś połowę mojego majątku albo jego większość, gdyby pojawił się nasz potomek.
Wiedział, że po tym, co zrobił Nadirze, Victor i Naizen nie omieszkają postarać się o śmierć Williama. Tylko w taki sposób potrafili rozwiązywać swoje sprawy. Jeśli ktoś odstawał od ich porządku – likwidacja! Chyba wiedzieli, co grozi zamordowaniem szlachetnego wampira? Samuru w Radzie postara się, by po śmierci Williama odnieśli sromotną klęskę.
– Nie.
Nie zamierzał zdradzać przed nią niczego przed ślubem. Nie był głupi i naiwny. Życie naprawdę wiele go nauczyło. Równie dobrze Samuru mógł ją wykorzystać do tego, żeby dowiedzieć się naprawdę wszystkiego o Williamie i go zniszczyć. Należał przecież do rodu Shiroyama, tak bardzo przez niego znienawidzonego.
– Mówisz tak, jakbyś była już zamężna.
Spojrzał na nią przelotnie. Nie przeszkadzało mu w ogóle, że wpatruje się w niego, kiedy mówi. Była odważna, nie bała się mówić tego, co ślina na język jej przyniesie. Otwarcie wyrażała swoje opinie i miał nadzieję, że nigdy się to w niej nie zmieni.
– A Ty, czego byś chciała jeszcze doświadczyć po małżeństwie?
Nie zamierzał jej przecież więzić. To, że weźmie z nim ślub, nie znaczy, że ją zwiąże i wrzuci do głębokiej i chłodnej piwnicy, odwiedzając ją raz na miesiąc, by przelecieć i załatwić zwierzęcą potrzebę. Miał sporo pracy, której się poświęcał, dlatego nie zawsze będzie mógł przy niej być. Da jej jednak wolną rękę, w miarę wolną rękę, by mogła spełniać swoje aspiracje. Nie chciał, żeby małżeństwo, z przymusu, było dla kogoś tylko obowiązkiem i kojarzyło się z zakończeniem dotychczasowego życia. Jedynie Susan, jego macocha, niszczyła się pod skrzydłami Victora. Gdy na nią patrzył, nie mógł w to po prostu uwierzyć. Taka piękna istota, o dobrym sercu, zniszczona przez takiego potwora. Była spragniona… bliskości. Czyjejkolwiek. Nawet dzieci. Możliwe, że William coś do niej czuł. Bardzo możliwe. Była przecież taka krucha i delikatna.
W milczeniu dotarli na cmentarz. Rzadko tutaj bywał, więc pozwolił dziewczynie by sama wybrała miejsce, którą ją ciekawi. Szli obok siebie, William zachowywał pewną odległość, żeby wampirzyca nie czuła się przytłoczona jego obecnością. Stanęli wreszcie naprzeciwko małego, zrujnowanego kościółka, który faktycznie robił wrażenie mimo że był ruiną. Ciekawe jakie wrażenie robił, gdy był w pełnej krasie.
– Podoba Ci się? Mogę go wykupić i odrestaurujesz go.
Wiedział przecież, że była architektem. Nic więc dziwnego, że kościół przyciągnął jej uwagę. Położył dłoń na plecach wampirzycy i poprowadził ją ku drzwiom.
– A później możemy się tutaj chajtnąć.
Wzruszył ramionami. Romantykiem to on nie był, ale skoro kościół jej się podobał… To dlaczego miałby jej tego odmówić? Rozejrzał się dookoła. Kościół wymagałaby naprawdę sporo nakładu pracy.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Wto Sie 12, 2014 1:30 pm

W przeciwieństwie do Williama, Lealahn pewne doświadczenie w wychowaniu dziecka miała. Co prawda nie wyszło jej to za dobrze i zdecydowanie nie tak jak chciała, być może dlatego, że w poprzednim małżeństwie była za bardzo przytłoczona przez męża, który wraz z dorastaniem ich syna stał się dla niego wzorem. Sama Leal nic niestety z tym zrobić nie mogła. Mimo, iż kochała chłopaka całym sercem i jak każda matka byłaby w stanie oddać za niego wszystko, nie udało jej się wzbudzić tak dużego szacunku, jakim cieszył się jego ojciec. Dlatego tym razem postanowiła, że będzie inaczej. Bardziej się postara i nie dopuści więcej do sytuacji, w której własne dziecko nie okazuje matce szacunku.
- Oczywiście, że chciałabym wiedzieć, ale z drugiej strony może byłoby lepiej gdybym żyła w błogiej nieświadomości - wyraziła na głos swoje obawy, bo naprawdę, jeśli dowiedziałaby się o tych wszystkich rzeczach, których dopuścił lub zamierza się dopuścić William, miałaby niemały dylemat. Z jednej strony chciałaby go powstrzymać i spróbować przekonać, że przemoc nie jest jedynym rozwiązaniem. Z drugiej zaś strony nie chciała być nielojalna wobec własnego męża i może nawet trochę bała się tego, czy William rzeczywiście nie spełni swojej groźby, gdyby wtrącała się do jego spraw.
- Miałabym zostać sama z dzieckiem? - nie było to pytanie, chociaż taką przybrało formę. Leah nie oczekiwała na nie odpowiedzi. Chciała dać wampirowi do zrozumienia, że w gruncie rzeczy jego śmierć wcale nie była jej na rękę. Znów byłaby sama a jeśli nie, to pewnie po raz kolejny wydadzą ją za mąż za kogoś kogo nie znała. Kto wie, czy nie okazałby się gorszy od siedzącego obok niej czarnowłosego? Shiroyama mogli chcieć śmierci Williama, ale z drugiej strony mogliby w podobny sposób potraktować bliską mu osobę, tak jak on zrobił to z Nadirą. Tylko tutaj raczej trudno by im było taką osobę znaleźć.
- Byłam i nie wspominam tego dobrze - wyznała szczerze. Raczej nie będzie przed nim tego ukrywać.
- Tak właściwie to... Nie wiem. Na pewno znalazłoby się parę rzeczy, ale... Jakoś nic mi nie przychodzi teraz do głowy - odpowiedziała po chwili ciszy i zaśmiała się krótko, widocznie zakłopotana. Często nie planowała swoich zachcianek, więc jeśli najdzie ją na coś ochota, William na pewno się o tym dowie.
Kiedy wysunął swoją propozycję, Leal spojrzała na mężczyznę zaskoczona.
- Naprawdę byś go wykupił? - zapytała nawet nie siląc się na to, by ukryć swoje zaskoczenie. Jasne, mieli stać się małżeństwem, ale tak naprawdę znali się zaledwie kilka godzin. Zresztą, Lealahn nie była przyzwyczajona do takich gestów. Niby pochodziła od Kuroiaishitów i była tą najstarszą córką, ale nigdy specjalnie nie odczuła by ktoś się nią przejmował.
Pozwoliła poprowadzić się bliżej i nie odsunęła, gdy położył dłoń na jej plecach. Pomyślała sobie, że może nie będzie tak źle, jak z początku uważała. Powoli w głowie wampirzycy zaczęła się kształtować wizja odrestaurowanego kościoła, a gdyby jeszcze miała brać tutaj ślub, to już w ogóle pełnia szczęścia osiągnięta.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Sro Sie 13, 2014 10:40 am

William nie miał pojęcia, jakim będzie mężem, więc nie mógł jej niczego obiecać. Nie znosił łamać danych umów czy, w tym wypadku, obietnic. Nie miał zielonego pojęcia, jak postępować z żoną. Nie zamierzał nakładać na nią żadnych zasad i ograniczać życie. Poczułaby się przez to przytłoczona, a przecież nie w tym rzecz. Skoro musieli już brać ślub, nie powinno to oznaczać końca dotychczasowego życia. Może nie w każdym aspekcie życia. Dlatego przydałaby im się umowa, pewne zasady, punkty i warunki rzeczy, których od siebie nawzajem wymagają. Bez takiego planu William nie poradzi sobie w całkiem nowym życiu. Musiał się na czymś oprzeć, musiał wiedzieć według czego postępować i na jak wiele może sobie pozwolić. Musiał wszystko kontrolować. Decydować o wszystkim, co pośrednio i bezpośrednio dotyczyło jego osoby.
- Zostawmy na razie ten problem. To nie jest w tej chwili najważniejsze.
I koniec tematu. Nie wiadomo jak to wszystko się potoczy. Pewne rzeczy są ponad miarę jego sił. Nie powinien ją tym obciążać dla własnego dobra. Gdyby ją w to wciągnął i jej mogłoby się coś stać. Ale zaraz... dlaczego się tym przejmował? Nie mógł sobie pozwolić na to, aby Lea stała się jego słabością, przez którą Naizen wraz z Victorem mogliby się do niego dobrać. Jednak była jedna taka osoba. Jego matka. Wbrew pozorom cenił sobie rodzinę. Oczywiście od strony rodzicielki, nie od strony fałszywego Victora, który nie potrafi zaopiekować się własnymi dziećmi i żoną.
- Nie byłoby Ci to na rękę? Nie oszukujmy, ale sympatią do mnie nie zapałasz.
Stwierdził lodowato, zerkając na nią nieodgadnionym wyrazem twarzy. Tego retorycznego pytania nie odebrał w taki sposób, w jaki Leah tego chciała. Uznał, że jest wręcz przeciwnie. Cieszy la się na myśl o zniknięciu męża. Została zmuszona do tego ślubu, zgodziła się na ten układ ze względu na swoją siostrę. Nic poza tym i William o tym wiedział. On to robił dla nazwiska. Musiał się też wreszcie ustatkować. Potrzebował syna. Musiał pokazać Victorowi, że łatwo nie da się pokonać.
- Gdyby coś było, nie wahaj się. Póki, oczywiście, nie przyniesiesz hańby, masz wolną rękę.
Wzruszył ramionami. Oczywiście pił do zdrad. Nie oczekiwał po niej naprawdę niczego. Nie znał jej, ale szczerze wątpił, by kobiety mogły być szczęśliwe w związku bez uczucia. Była na tyle zjawiskową wampirzycą, by bez problemu znaleźć kochanka, który da jej to, czego w przymusowym małżeństwie mieć nie będzie. Wciąż szczerze wątpił, by zapałała do niego sympatią. Był popaprany na wiele sposób.
- Taak. Czemu nie? Musiałbym jedynie z Samuru porozmawiać. Te tereny należą do burmistrza. Musiałbym od niego wykupić ten teren. Nie wiem zresztą, czy sam cmentarz nie należy do Twojego brata.
Mówił oczywiście o Testamencie.
Gdy znaleźli się w środku kościółka, wampir zabrał czym prędzej dłoń z jej pleców. Nie chciał jej osaczać i narzucać się z dotykiem. Nawet jeśli była to "bezpieczna" strefa pleców. William skierował się do wielkie nawy i usiadł sobie na ołtarzu, przyglądając się uważnie ruinie. Wreszcie namierzył wzrokiem wampirzycę.
- Chciałbym też, abyś podpisała NDA - umowę o zachowanie poufności, oprócz spisania umowy małżeńskiej. Zajmuję się wieloma rzeczami i nie mogę pozwolić sobie na to, by te sprawy wyszły na jaw. Poza tym pracuję z Samuru, o czym pewnie się domyśliłaś.
Nie pytał jej o zgodę. Miała to zrobić i już, koniec tematu.
- Co do umowy... prześlę Ci ją może mejlowo.
Tak, William zawsze był rzeczowy i szybko przechodził do konkretów. Wyjął zresztą telefon i napisał drugą wiadomość dla Samuru.
- Spotkam się z Samuru w Zamku w sprawie tego kościoła. Chcesz mi towarzyszyć?
Spytał obojętnie. Właściwie to rzucił taką swobodną propozycję.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Sob Sie 16, 2014 12:52 pm

Leal mogłaby się obejść i bez tej umowy. Raczej i tak nie będzie się Will'owi w widoczny sposób sprzeciwiać. Jej samej do szczęścia niewiele brakowało. Nie miała jakichś wielkich oczekiwań czy zachcianek, byle tylko miała wolną rękę i nie musiała udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie była. Ale skoro Williamowi ta umowa była potrzebna, to ją spisze.
Ano, chyba, że tak. Lealahn również ceniła sobie instytucję rodziny i była gotowa poświęcić dla niej naprawdę wiele. Co prawda bardzo wątpiła, by Gabriella ruszyła palcem, gdyby jej pierworodnej stała się jakaś krzywda, bo przecież szlachetna miała ją trochę w dupie, noale. W każdym razie, Lea na pewno będzie zazdrościć Williamowi jego relacji z matką, w końcu sama ze swoją zamieni ledwo dwa słowa.
- To Ty tak twierdzisz. Być może masz rację i nawet jeśli to nie, nie byłoby mi to na rękę. Przyzwyczaiłabym się do życia z Tobą i naprawdę nie miałabym ochoty zaczynać tego wszystkiego od nowa - skoro źle ją zrozumiał, to odpowiedziała wprost. Na słowa o hańbie niemal nie zareagowała, chociaż wzdrygnęła się lekko gdy zrozumiała, o co wampirowi chodzi. Nie należała do osób, które zdradzają, nawet jeśli nie są szczęśliwe w małżeństwie. Skoro musiała z nim żyć to będzie i gdyby prognozy Willa się sprawdziły, najwyżej zajmie się wychowaniem ich wspólnego dziecka. Tylko co będzie jak dziecko dorośnie? Małe wampirki rosły w zastraszającym tempie.
Czarnowłosa nie poszła za przykładem starszego wampira i zamiast usiąść sobie obok niego, splotła dłonie za plecami i wolno zaczęła iść wzdłuż kościoła, rozglądając się wokoło.
- Nawet gdybyś nie chciał i tak nic bym nikomu nie powiedziała - odparła, tym samym wyrażając zgodę, chociaż przecież o nią nie pytał. Lealahn nie była paplą, więc nawet przez przypadek raczej się nie wygada.
- Jeśli nie będę wam przeszkadzać w innych sprawach biznesowych, to chciałabym pójść - no raczej, że chciała być na tym spotkaniu. W końcu miał kupić te ruiny dla niej. A do zamku tak czy tak wrócić musiała, prawda.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Sro Sie 20, 2014 12:39 pm

Nie wątpił, że taka kobieta potrafiłaby się obejść bez umowy. Szlachetny jednak potrzebował takich rzeczy. Przez większość swojego życia prowadził interesy, nawiązywał różne transakcje. Nawet praca z Samuru obejmowała pewne kontrakty czy umowy, które potajmnie były spisywane. Nie chciał zostać wyrolowany przez szlachetnego, a i sam szlachetny nie chciał zostać wyrolowany przez Williama. To małżeństwo, przynajmniej na samym początku, także jest traktowane jak umowa wiążąca. Umowa, którą jak najszybciej chciał, wręcz musiał, zawrzeć. W swej błogiej nieświadomości nie miała nawet pojęcia dlaczego. Nie wiedział, czy powinien ją uświadomić, czy pozwolić żyć dalej w tej nieświadomości. Jeśli chciałby była bezpieczna, nie powinien jej wciągać w swoje prywatne sprawy, ale też zostanie jego żoną, więc miała prawo wiedzieć chociaż o pewnych rzeczach. Póki jednak nią nie była… nie zamierzał jej wtajemniczać.
– Przyzwyczaiłabyś się do życia ze mną? Jesteś tego pewna już w tej chwili? Mimo że nie wiesz, jakie tajemnice skrywam?
Zaśmiał się i zmierzwił swoje ciemne włosy. Powinien je podciąć, bo nieco mu już urosły i zaczynały wampira denerwować. Musiał mieć wszystko pod kontrolą, nawet własne włosy! Były za długie i musiał je podciąć o kilka centymetrów.
Wampir nie wiedział do jakich osób należała jego narzeczona. Nie znał jej jeszcze. Aczkolwiek święci wierzył, że gdyby należała do tych zdradliwych kobiet, będzie robiła to dyskretnie. Nie chciała w końcu ośmieszyć rodu swojego ojca. William także nie chciał być ośmieszony.
Nie przeszkadzało mu, że wolała przejść się wokół kościoła, podziwiając jego architekturę, niż siedzieć obok starego wampira, na którego zdąży się jeszcze napatrzeć.
– Nie wątpię w Twoje słowo, jednak… wolę mieć to na piśmie.
Wzruszył ramionami. Nie ważne, co mu powie. Złoży swój śliczny podpisik, śliczną rączką na ślicznym papierze pod śliczną umową i zachowaniu ślicznego milczenia.
– Co do samej umowy małżeńskiej… Między innymi zostaniesz przy swoim nazwisku, ale będziesz miała dwuczłonowe – Kuroiaishita-Shiroyama. Będziesz musiała także poznać mojego ojca. Nie będzie to miłe spotkanie i obawiam się, że niezbyt bezpieczne. Wspólne mieszkanie: wyprowadzisz się z zamku i zamieszkasz w moim apartamencie. Później możemy poszukać jakiegoś… domu, jeśli to nie będzie nam odpowiadało. Chcę też dziedzica. Nie od razu, ale to jeden z warunków. Raz w miesiącu będę odwiedzał Twoją sypialnię. Zyskasz też moją ochronę i mój majątek. Intercyzy nie będziemy spisywać. Masz wolną rękę we wszystkim, co chcesz. Możesz robić co Ci się żywnie podobna. Nasze małżeństwo musi trwać co najmniej dziesięć lat. Pewne punkty umowy mogą się zawsze zmienić, zależy to od nas. Pasuje Ci?
O tak, William jak zawsze rzeczowy. Te punkty umowy były według niego najważniejsze. Jeśli je przyjmie wszystko na spokojnie spisze przy obecności prawnika i prześle narzeczonej.
– Będziesz, ale najwyżej poczekasz później w samochodzie na mnie.
Stwierdził, odpisując ostatnią wiadomość dla Samuru. Skoro wolał spotkać się ratuszu, to tak będzie.
– Opowiedz mi coś o sobie, skoro już przypadkiem na siebie trafiliśmy.
Był po prostu ciekaw swojej przyszłej żony, skoro przyjdzie im żyć ze sobą przez jakiś czas. Jaki? Nie miał pojęcia jak długo wampirzyca z nim wytrzyma. Może będzie chciała dłużej z nim pobyć niż dziesięć lat? Zresztą, co to dziesięć lat dla wampira? Mrugnięcie oka!
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Nie Wrz 14, 2014 11:05 am

William musiał przestać myśleć o tym, jak to wszyscy chcą go wyrolować. Lea nigdy nie oczekiwała niczego w zamian i nie była interesowna. Jeśli ma go poślubić to zrobi to i jeśli nie będzie chciał, to go nie zostawi. I tak by jej pewnie nie pozwolił. Z drugiej jednak strony, nie znał jej kompletnie, a skoro była spokrewniona z Samuru mógł pomyśleć, że jest taka sama jak on. Nie była wścibska. Oczywiście jako żona miała prawo i chciała wiedzieć co tak naprawdę kieruje jej narzeczonym, ale nie będzie go przecież ciągnąć za język. Jeśli będzie chciał, sam jej o wszystkim powie.
Zatrzymała się na chwilę i odwróciła w stronę Williama, by móc spojrzeć na niego swoimi ciemnymi oczami. Posłała mu znużone spojrzenie, bez uśmiechu, jakby męczyło ją to, że jest taka zależna.
- Całe życie musiałam dostosowywać się do innych. Po tylu latach przychodzi mi to dużo łatwiej niż na początku, uwierz. No i nie zapominaj z jakiej rodziny pochodzę. Nie możesz być od nich gorszy - odpowiedziała, ponownie odwracając się plecami i podejmując przerwaną wędrówkę. Lealahn doskonale wiedziała, do jakich okrutnych czynów zdolna jest jej rodzina. Co prawda jej samej dużo nie zagrażało. Zawsze była grzeczną córeczką, starającą się nie sprzeciwiać ojcu, bo tak było po prostu łatwiej. Nie oznaczało to jednak, że nie była świadkiem bądź nie wiedziała o pewnych rzeczach.
Chociaż nadal przechadzała się wolno w okół ruin i nie patrzyła w stronę wampira, uważnie słuchała jego słów dotyczących umowy. W końcu ma się pod tym podpisać, prawda. Doszła do wniosku, że właściwie nie ma tam nic takiego, co by ją uciskało. Zmiana czy dodanie nazwiska było naturalnym następstwem małżeństwa, tak samo jak wspólne mieszkanie. Sama również chciała doczekać się potomka, więc i tutaj problemu nie będzie. Dodatkowo miała mieć jego ochronę, majątek i jeszcze dawał jej wolną rękę! Tylko to poznanie ojca przyszłego męża mogło wampirzycę trochę niepokoić. Tak czy tak musiałaby poznać była głowę rodu Shiroyama, ale sam William powiedział, że nie będzie to miłe i bezpieczne spotkanie.
- Skoro dajesz mi wolną rękę, to nie mam na co narzekać - odpowiedziała tym samym komunikując, że owszem, pasuje. Naraz mężczyzna zadał pytanie, na które Leal odwróciła się gwałtownie i zaskoczona spojrzała na Will'a. W sumie mogła się domyślić, że skoro mają spędzić ze sobą na razie te dziesięć lat, to będzie chciał dowiedzieć się o niej więcej. Problem w tym, że nigdy nie wiedziała co na takie pytanie odpowiedzieć. Okropnie ją to krępowało.
- To zależy co Samuru zdążył Ci o mnie powiedzieć, no i... I tak właściwie to nie wiem co chcesz wiedzieć - odpowiedziała podchodząc powoli do ołtarza, na którym siedział i rumieniąc się lekko z zakłopotania.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Pon Wrz 29, 2014 6:56 pm

Kiedy ma się półtora tysiąca lat na karku i przeżyło nie jeden zawód, nic dziwnego, że wampir z góry zakładał to, co najgorsze. Przyjemniej było się później przekonać, że nie jest wcale tak źle, jak początkowo zakładał. Wolał dmuchać na zimne, choć może na pierwszy rzut oka wcale tak nie wygląda. Zresztą nie interesowało go to, co inni sobie o nim myślą. Głównie przez cały swoje życie zajmował się pracą, by móc zapewnić matce odpowiedni byt, skoro Victor postanowił porzucić byłą, ciężarną kochankę i ułożyć sobie życie z inną kobietą. Nawet szlachetny nie byłby w stanie wyrządzić takiego świństwa kobiecie niezależnie od tego czy by ją kochał, czy nie.
– Nie chcę, żebyś musiała się zmieniać przez wzgląd na to małżeństwo.
Stwierdził wreszcie, acz nieco ostrożnie. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Rozejrzał się uważnie po starym kościele. W tej chwili nie robił piorunującego wrażenia. Był zbyt zaniedbany i przypominał istną ruinę, ale gdyby Leah go odremontowała, byłby niczym katedra Notre Dame! Miał tylko nadzieję, że uda mu się załatwić tę sprawę. Chciał w jakimś stopniu ją uszczęśliwić i pokazać, że małżeństwo nie oznacza kajdan i niewolnictwa, wiecznego przywiązania do małżonka.
Nawet szlachetny odczuwał pewien niepokój w związku z Victorem. Jak zareaguje na wieść, że dwa zwaśnione rody w pewnym sensie ponownie zostaną powiązane? Z tego co wiedział, nie bardzo jednak przejął się Sophie oraz jej synem. Nie powinien zatem liczyć, że nagle jego ojciec w jakiś sposób uzna swojego najstarszego syna, którego całkowicie we wszystkim pomijał. Zabrał mu dziedzictwo! Pierw odebrał nazwisko, porzucił, wręcz pozbył się jak śmiecia, a teraz jeszcze bronił dostępu do rodu.
Nie rozumiał dlaczego była tak zaskoczona pytaniem szlachetnego.
– Niewiele mi o Tobie mówił, Leo. Właściwie to nic o Tobie nie wiem, nie licząc imienia, nazwiska, wieku, rodziców, przynależności do rodu, zawodu, wykształcenia, numeru telefonu. Czyli wszystko to, co można znaleźć w podrzędnym CV.
Skrzywił się nico, kończąc wyliczanie. Do tego posłużyła mu jednak ręka.
– Chcę wiedzieć, jaka byłaś w dzieciństwie. Co robiłaś. Czy zwiedziłaś świat? Czym się interesujesz. Czego nie cierpisz w innych osobach.
Teraz wyliczał na drugiej dłoni, spoglądając na palce, jak jeden unosi się po drugim. Wreszcie spojrzał na nią wyczekująco. Powinni się powoli zbierać. Musiał załatwić sprawę z Samuru, który jednak poprosił o prywatne spotkanie. Będzie musiał zatem odwieźć Leę do Zamku i samotnie udać się na to spotkanie.
– Może chcesz zobaczyć, gdzie mieszkam i jak? Mielibyśmy po drodze do Samuru. Chciał jednak spotkać się w Ratuszu. Doprawdy, rządzi mną szczeniak.
Potarł czoło. Był wyraźnie zmęczony. Od kilku dni nie spał i to zmęczenie dawało o sobie znać. Poza tym prędzej czy później będzie musiała zobaczyć, jak jej narzeczony mieszka. A to dlatego, by zdecydować czy chce się tam wprowadzić, czy woli jednak znaleźć lepsze lokum.
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Pią Paź 10, 2014 5:07 pm

Uśmiechnęła się lekko na jego słowa.
- Chyba jestem już za stara, żeby się zmieniać - odpowiedziała trochę zrezygnowanym tonem, jakby przyzwyczaiła się do tego, że była tak słaba i podatna na innych. Chodziła po tym świecie grubo ponad trzysta lat. Mniej niż William, ale zdecydowanie wystarczająco długo, by uformować swój charakter.
Leah również miała nadzieję, że jej przyszłemu mężowi uda się kupić to miejsce. Zresztą, jaki niby mógłby mieć z tym problem? Skoro robił interesy z Samuru zakładała, że jest równie jak on przedsiębiorczy i zawsze dostaje to, czego chce. W głowie czarnowłosej już formował się wygląd budynku, więc naprawdę cieszyłaby się jak dziecko, gdyby koniec końców budynek okazał się jej.
Uniosła brwi kiedy wspomniał o CV, ale nie skomentowała.
- Żebyś się nie rozczarował - ostrzegła chociaż w sumie nie wiedziała, jaki typ kobiety lubi William. Usiadła obok niego na ołtarzu poprawiając czarną sukienkę tak, by nie odsłaniała za dużo i odgarnęła długie, proste włosy na plecy.
- Od małego byłam zupełnie inna niż reszta mojej rodziny. Nie mam morderczych skłonności i nie bawi mnie krzywdzenie innych dla własnego kaprysu. Jako dzieciak chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznych mam członków rodziny, bo pozwalam sobie na naprawdę wiele. Dokuczanie ojcu czy podsłuchiwanie rozmów dorosłych było moim chlebem powszednim - uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Nikt jej wtedy nie wypominał, że nie zachowuje się jak na Kuroiaishitę przystało, ani nie denerwował się, kiedy ciągnęła za włosy na głowie. Była po prostu dzieckiem, które jeszcze nie do końca wiedziało z kim ma do czynienia.
- Nie zwiedzałam świata. Byłam w Stanach, na studiach, a potem przeprowadziłam się do Francji. Z byłym mężem. Miałam syna - uśmiechnęła się na wspomnienie czarnowłosego chłopca, jednak uśmiech ten zaraz zszedł z twarzy kobiety.
- Ale został zamordowany przez łowców. Mówiłam, że brzydzę się przemocą... To był jeden, jedyny raz kiedy straciłam nad sobą panowanie. Większość uciekła, ale ci, którzy zostali... Nawet nie wiem czy któremuś udało się przeżyć - nawet jeśli do tego czasu minęło już dziesięć lat, Lealahn nadal nie potrafiła o tym mówić. Stwierdziła jednak, że łatwiej będzie powiedzieć jej o tym teraz niż później. Zaraz jednak się zreflektowała i na jej twarzy ponownie zagościł lekki uśmiech.
- Wracając do tematu, zajmuję się tym, co zawsze chciałam robić, więc można powiedzieć, że interesuję się własną pracą. Generalnie uważam, że każdy ma w sobie dobrą, przyzwoitą część, ale gdybym miała powiedzieć czego nie cierpię w innych osobach... Nie lubię bezpodstawnej przemocy ani kłamstwa - na tym zakończyła swoją "spowiedź". Chyba nigdy nikomu tyle o sobie nie powiedziała. Uśmiechnęła się na stwierdzenie wampira, że rządzi nim dzieciak.
- Nie Tobą jednym - odpowiedziała, wcześniej kiwając głową na znak zgody. Tak, chciała zobaczyć swoje przyszłe mieszkanie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Sro Paź 29, 2014 6:06 pm

Cóż, ostatnimi czasy Lily nie miała zbyt wiele do roboty. Włóczyła się bez celu po zamku czy też mieście, od biedy zaglądając do ratusza, z głęboką misją gnębienia starszego od siebie bratanka. Brak zajęć, cisza i spokój panujące w Yokohamie doprowadzały ją do czystej rozpaczy. Żywa nastolatka, podsłuchująca nagminnie rozmowy starszych zwyczajnie musi mieć coś do roboty, tymczasem jednak - jak na złość - nie miała czego się uczepić. Nic więc dziwnego w tym, że w jej ciemnej główce nader podobnej do matki, narodził się plan zapisania do tutejszej akademii. Indywidualny tok nauczania, choć jest zdecydowanie lepszy, bo w końcu nauczyciele poświęcają czas tylko i wyłącznie Tobie, przestał być dla drobnej, młodej pannicy czymś szczególnie ważnym. Toteż już nie raz zdarzało jej się wysyłać na lekcję swojego klona, samej zajmując się czymś znacznie 'ambitniejszym'. Zresztą przebywanie sam na sam ze starymi zgredami, ciągnącymi monologi o całkach nie jest tak fajne jak egzystowanie w większej grupie. Teraz będzie miała klasę, może pozna jakąś dziewczynę albo chłopaka, którego zacznie tolerować. Będzie mogła odwalać krzywe akcje i polować na kuszące okazy kręcące się po dziennym akademiku. Żyć nie umierać, co nie? Także niezwykle zadowolona z własnego pomysłu, udała się do ojca, aby przedstawić mu swój plan na najbliższe kilka miesięcy. Trochę pogadali, pokrzyczeli, ostatecznie jednak Barabal uległ swojej najmłodszej pociesze, zezwalając jej w ten sposób na wszystko.
Czy wyszło jej to na lepsze? Ciężko stwierdzić. Lilibeth dopiero zapisała się do szkoły, jest nowa, nie zna nikogo. Do tego jest gburowata i wredna, także jej współlokatorka będzie przechodziła piekło. Musi jeszcze poinformować o całej sytuacji Gabriellę i zabrać ją ze sobą do dyrektora, by już oficjalnie wstąpić w szeregi uczniów klasy nocnej.
I tak o to, krążąca po cmentarzu Lottka natrafiła na zapach swojej starszej siostry. Uśmiechnęła się nikle, prawie niezauważalnie. Ot, uniosła jedynie kąciki pełnych warg ku górze, wyginając w ten sposób usteczka w ironicznym uśmieszku. Który zresztą znikł tak szybko, jak tylko się pojawił. Przemierzyła z wolna kawałek dzielący ją od zrujnowanego, starego kościoła, wcale nie starając się przy tm ukryć swojej obecności. W końcu po co? Jest z Leą rodziną. Różnią się jeżeli chodzi o poglądy jak i sam charakter, nie zmienia to jednak faktu, że łączy je krew jaki i ojciec wraz z okropną matką. Zachichotała, niby niewinnie zaglądając przez obszerne, dwuskrzydłowe drzwi do środka. Jej dwukolorowe tęczówki najpierw zatrzymały się na kobiecie, dopiero później spoczęły na towarzyszącym jej mężczyźnie. Poważnie? Lealahn i facet? Ona się za kimś w ogóle rozgląda? Młódka nieco zdziwiona, uniosła w pytającym geście jedną brew do góry, zgrabnie wślizgując się do wnętrza sypiącej się budowli.
- Co za niespodzianka! - rzuciła, obdarzając siostrę oraz jej znajomego przyjemnym dla ucha, dźwięcznym głosem. Ruszyła w ich kierunku. Nadzwyczaj nieśpiesznie, nawet na chwilkę nie spuszczając z oczu sylwetki wampirzycy. Niedbale splotła ze sobą dłonie za plecami, delikatnie mrużąc przy tym oczęta.
- Gabriella się o Ciebie martwi Lealahn. Nie ładnie pozostawiać tak matkę bez żadnej informacji. - wymruczała, wyraźnie akcentując imię kobiety. Nadęła zabawnie policzki, niby przejęta własnymi słowami, po czym skupiła się na Will'u. Oh, szlachetny wampir, to Ci dopiero! Lilibeth, będąca niezwykle krnąbrnym stworzeniem, rzadko kiedy chyliła się, by ukazać komuś szacunek. Nawet tak wysoko urodzonym jak ten tutaj. Winna matki! Taką tylko przez kolano przerzucić i złoić pasem, serio.
- Kim jest Twój kolega? - zagadnęła, nie kryjąc przy tym swojej - jeszcze typowo dziecinnej - ciekawości.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Hachiko Pią Paź 31, 2014 8:32 pm

Uniósł brwi nieco zdziwiony jej słowami. Za stara na to, żeby się zmieniać? To w takim razie jak jego można nazwać? Dinozaurem? Starym wyjadaczem? Mimo wszystko wciąż czuł się młodo, choć był najstarszy ze swojego rodzeństwa. Na pewno czuł się swobodniej od Nadiry czy Naizena, którzy byli młodsi od niego, a prowadzili tak poważne życie, że aż chciało mu się rzygać, gdy na nich patrzył. Nienawidził ich z całego serca, a z drugiej strony tak rozpaczliwie im zazdrościł. Zazdrościł tego, że Victor był gotów wiele dla nich zrobić. Był przekonany, że szlachetny z chęcią by go zabił. Wówczas jednak Rada Wampirów dobrałaby mu się do dupy. Straciłby wiele, bo przecież zdawać musiał sobie sprawę, że wampir krwi najszlachetniejszej był nietykalny, a za jego zabicie groziła kara śmierci.
Owszem, William zawsze dostała to, czego chce i tym razem również musi tak być. Jego więź z Samuru była na tyle rozwlekła, że mogli sobie pozwolić na wspólne przysługi. Zresztą szlachetny już jedną zrobił dla Burmistrza: załatwił mu silne narkotyki.
Typ kobiety? Takie istnieją? Nie wierzył w żadne ideały, nawet wśród wampirów. Może nawet głównie wśród wampirów. Były to istoty na ogół zapatrzone we władze i pieniądze, a jak ma się chociaż jedno, automatycznie sięga się i po drugie. Mimo że znał Leę od kilku godzin, uznał, że raczej nie wyszłaby za mąż tylko i wyłącznie dla majątku małżonka. Kierowałaby się szlachetniejszymi pobudkami.
– Nawet jeśli, to obiecuję nie dać tego po sobie poznać.
Stwierdził uszczypliwie, nieco zjadliwiej niż chciał. Zerknął na nią nieco obojętnie, gdy przeszła wreszcie do opowieści. Nie różniła się niczym od zwykłych dzieci. Była krnąbrna, robiła to co chciała, zdobywała to ci chciała. Nie była jednak w stanie skrzywdzić żywej istoty, co stawiało ją w złym świetle na tle całego rodu. Poniekąd był w stanie to zrozumieć to, co czuła. Sam przecież był czarną owcą swojego rodu. Z tym że jego ród był miłośnikiem pokoju na świecie (niczym modelki w Top Model), a on miłował się w mordach, rozróbach, czarnych interesach i sianiu zamętu. Jednak w porównaniu z rodem Kuroiaishita, nie rozsiewał wszędzie swego nasienia. Teraz miało się to zmienić. Po takim czasie wypadało spłodzić potomka.
Wyczuł nagle czyjąś obecność. Nieznaną, ale zapach był dość intensywny.
– Kim byli ci łowcy?
Spytał nagle, przerywając jej w połowie zdania. Jego oczy zdawały się nieprzeniknione, ale chłodne, przez co nie mogła odgadnąć o czym myślał. Chciała ratować syna, więc była gotowa na własne poświęcenie. Broniła siebie jak i jego, szczególnie że sama nie skrzywdziła ludzkiej istoty.
– Zatem nie będę spełnieniem Twoich marzeń. Jestem notorycznym kłamcą, a moim hobby jest bezpodstawna przemoc.
Stwierdził lodowato, budując ponownie pewien mur, który miał ich od siebie oddzielić. Tak powinno być. Nie powinien opuszczać gardy, co zrobił nieco wcześniej. Zapanowała kościelna cisza, która została nagle przerwana pojawieniem się wampirzycy, którą wyczuwał już od jakiegoś czasu. Zerknął na Lotte przelotnie, gdy podeszła do siostry. Od razu wydedukował, że to musi być Lotte, o której Lea wcześniej wspominała.
– To zapewne moja wina. Chyba za długo przetrzymuję Twoją siostrę.
Stwierdził niechętnie, marszcząc brwi. Nie podobał mu się ani ton głosu Lotty ani jej brak wychowania, ogłady i pokory. Matce na pewno nie o to chodziło w wychowaniu córki. Przyjrzał się uważniej najmłodszej wampirzycy. Naprawdę była dzieckiem, a świadczyło o tym zachowanie. Tak niewinna istota nie nadawała się na żonę dla starego wampira.
- Powinienem chyba Cię odprowadzić. Ach, niedługo powinniśmy powiadomić Twoją rodzinę o naszym ślubie. Czy wolisz zrobić to po fakcie?
Jemu było to naprawdę obojętne. Sam przecież najgorszą część swojej "rodziny" powiadomi dopiero po fakcie.
Ale William musiał się zebrać i opuścił kościół

zt


Ostatnio zmieniony przez Hachiko dnia Sro Lis 26, 2014 7:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Hachiko

Hachiko

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Rozdwojenie jaźni. Mała blizna na lewym policzku. Brązowa plamka na łopatkach.
Zawód : Sadystka.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Shogo, Karasu Ruka.
Moce : Mocne.


https://vampireknight.forumpl.net/t171-krwawa-dama https://vampireknight.forumpl.net/t588-leadris#788

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Wto Lis 11, 2014 12:37 pm

Relacje rodzinne Williama i Lealahn były raczej nieporównywalne. Oczywiście ona również nie zaznała rodzicielskiej miłości, ale nie mogła powiedzieć, żeby jej nienawidzili. Jasne, mogli jej nie szanować i odczuwać swego rodzaju pogardę dla jej odmienności, ale gdyby przyszło co do czego była święcie przekonana, że nie pozostaliby obojętni. Było nie było, dzielili tę samą krew. Najwyraźniej Kuroiaishita przywiązywali do tego większą uwagę niż Shiroyama, co swoją drogą było trochę dziwne. Biorąc pod uwagę charakter obydwu rodzin, powinno być raczej na odwrót. Tak właściwie to nie bardzo się w tym temacie różnili, obydwoje nie pasowali do swoich rodzin. Ciekawe co by było, gdyby zamienić ich miejscami? Ich życie na pewno wyglądałoby wtedy inaczej.
Lealahn również wyczuła obecność nowego wampira, bardzo jej zresztą znanego. Poruszyła się niespokojnie zastanawiając się, co też jej młodsza siostra może robić w takim miejscu.
- Należeli do francuskiej Oświaty. Mój syn za bardzo wdał się w ojca, bez przerwy bawił się ludzkim życiem. Nawet nie zadawał sobie trudu, by usunąć pamięć, jeśli którejś z jego ofiar udało się przeżyć. Miał szesnaście lat, był za słaby, by w pojedynkę poradzić sobie z całą grupą łowców - odpowiedziała, chociaż nie wiedziała czy takiej konkretnie odpowiedzi Will oczekiwał. Cóż, kiedy przychodziło do opowiadania tej przykrej historii, była w stanie przytoczyć każdy szczegół.
Słysząc odpowiedź na swoje słowa, spojrzała na wampira uważnie.
- Może i jestem naiwna, ale nie głupia. Nawet nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej - odparła. Oczywiście zauważyła zmianę nastawienia mężczyzny, ale o nic nie zapytała. Zresztą nie miała nawet okazji, ponieważ zaraz w ruinach kościoła znalazł się nie kto inny, jak wspomniana wcześniej Lotte.
Gdyby Lilibeth wyraziła na głos swoje zdziwienie dotyczące towarzystwa, w jakim znajdowała się jej starsza siostra, Leah mogłaby się obrazić. Nawet mając inny niż Lotte charakter, nadal była kobietą. To, że przebywała w towarzystwie mężczyzny nie oznaczało od razu, że kogoś szuka. Inna sprawa, że poniekąd była to prawda.
- Nie wątpię. Nawet nie zauważyła kiedy wyszłam - odpowiedziała na słowa Lotte, po czym zeskoczyła zgrabnie z ołtarza, poprawiając czarną sukienkę.
- Lilibeth, co Ty tu właściwie... - chciała zapytać co dziewczyna tutaj robi, ale niestety nie udało jej się dokończyć, bo młoda wampirzyca weszła jej w słowo. Czarnowłosa zmieszała się nieco, z zakłopotaną miną spoglądając na Willa. Nie to, żeby się wstydziła, ale jednak słowo narzeczony jeszcze nie do końca chciało jej przejść przez gardło. Na szczęście wampir wybawił ją z opresji, wspominając o przyszłym ślubie, dzięki czemu Lotte sama mogła odpowiedzieć sobie na zadane wcześniej pytanie. Chociaż sama Lea zrobiła to chwilę później.
- Lilibeth, to jest William Shiroyama, mój... Narzeczony - skoro chciała wiedzieć, to ma. Co prawda zawahała się przy ostatnim słowie, ale ostatecznie je z siebie wydusiła.
- Skoro Lilibeth już się o tym dowiedziała, nie ma sensu odkładać tego na później. Wolałabym, żeby dowiedzieli się o tym ode mnie - w sumie i tak podejrzewała, że jej ojciec zdążył dowiedzieć się o ślubie od Samuru, ale i tak wypadałoby, aby to ona wszystkich poinformowała, niż gdyby miała to zrobić Lotte.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Wto Lis 11, 2014 1:48 pm

- Przesadzasz Lealahn, matka zauważa kiedy jej dzieci opuszczają zamczysko. - kłamała? A skąd! Choć dumna i na ogół wyniosła Gabriella sprawie wrażenie wampirzycy, której nie obchodzi nic poza jej własnym, zgrabnym nosem, co w gruncie rzeczy nie mija się zbytnio z prawdą, to jednak jak każda wampirzyca, której przyszło na świat wypuścić swoje pociechy, doskonale wie, co się z nimi dzieje. Ma w sobie chociaż krztę instynktu macierzyńskiego. W końcu gdyby tak nie było, nie odchowałaby ani dorosłej już Lealahn, ani tym bardziej pyskatej Lilibeth, której notabene w dzieciństwie poświęcała - przynajmniej jak na nią - sporo czasu. Fakt, jest potworem w każdym możliwym calu, niemniej dzieci, to jednak dzieci. Potrafi być dla nich oschła, nader ostra oraz wymagając, ale nadal nie zrobiła im nic, za co mogłyby ją szczerze nienawidzić. Pomijając oczywiście historię Testament'a. No ale, to już inna bajka do której drobna Lotka nie ma wglądu, o.
Zerknęła przelotnie na wampira, kiedy podjął się rozmowy. Wzruszyła niedbale ramionami, właściwie niespecjalnie interesując się tym 'czyją winą jest fakt, że Lea tak długo pozostaje poza murami domostwa' Wampirzyca jest dorosła, ma prawo decydować sama o tym gdzie wychodzi, z kim i po co. To nie interes Lilibeth. Ona tylko przekazuje pozyskane informacje, czasem dorzucając od siebie tylko trzy gorsze. Fakt, faktem Lotte jest póki co marnym egzemplarzem na pokorną żonkę. Nie dość, że jest młoda i głupia, no bo to przecież taki czas i wiek, to jeszcze zbuntowana. Trzeba się wyszaleć i nabrać doświadczenia, do tego brak jej wszelkiej ogłady i szacunku. Mimo, że potrafi się zachować w odpowiednich do tego momentach jej charakter i tak nie raz, nie dwa dał innym popalić. Jest upierdliwa, zaborcza, uwielbia być w centrum uwagi do tego aż nazbyt często odnosi się do starczysz od siebie w taki sposób, jakby byli na równi sobie. Potrzeba wielu lat, by Lilibeth wykreowała się na kobietę pełną wdzięku. Na razie przechodzi przez etap, który z pewnością musiała przejść większość rozpuszczonych bachorów z bogatych rodzin. Pod tym względem nie będę się spierać, nie ma sensu, o.
- Byłam zobaczyć akademię! Właśnie się do niej zapisałam! Jesteś ze mnie dumna, prawda? - wypaliła z prędkością małego karabinu maszynowego, mając nadzieje, że Lea podejdzie do tematu równie entuzjastycznie, co i ona. W końcu ileż można siedzieć w domu i pobierać nauki od smętnych nauczycieli. Czas wyjść do ludzi i narobić w okół siebie jak i innych nieco więcej zamieszania. Popychadło sobie znaleźć, jakiś znajomych. Jest nastolatką, wypadałoby dać jej możliwość poznania świata.
- Narzeczony? Będzie ślub? To cudownie! - zapiszczała, klaszcząc w drobne dłonie. Obrzuciła parkę przelotnym spojrzeniem, dosłownie przez moment zastanawiając się, co na dobrą sprawę połączyło wampirzycę krwi czystej niższego poziomu i najwyżej usytuowanego w ich hierarchii, zapewne zamożnego wampira. Zachichotała cicho, nieco cynicznie, podchodząc pośpiesznie do starszej siostry. Ujęła w delikatne dłonie kawałek materiału jej czarnej sukienki, unosząc ją tym samym nieco do góry. Odsłoniła przy okazji zgrabne uda naszej słodkiej, czarnowłosej Lealahn, jednak niespecjalnie się tym przejęła. Ważne, że zakrywa jeszcze to, co z pewnością powinna. Zerknęła wprost w tęczówki niższej od siebie kobiety, niewinnie puszczając jej perskie oczko.
- Pomogę wybrać Ci suknie! - nie ma to jak cieszyć się po złości z przymusowego ślubu starszej siostry, która kryje jej dupę, by to ona nie musiała poślubić, przystojnego swoją drogą, William'a. No ale, na dobrą sprawę skąd Lilibeth ma wiedzieć, że właśnie tak postąpiła Lea? I że to Samur, jej ulubiony bratanek zmusił ją do tego wszystkiego? O takich rzeczach rzadko kiedy wspomina się małej Lotce. Bo na dobrą sprawę, to nie jej interes. Dlatego nie warto jej za to winić, oj nie. Zatrzepotała pośpiesznie rzęsami, zaraz przenosząc wzrok na siedzącego mężczyznę.
- Mam nadzieję William'ie, że podoba Ci się nasza drobna Lea. - zaświergotała, wpuszczając z rąk suknię kobiety. Byłoby głupio, gdyby nie przypadła mu do gustu. Wszak panowie mają różne widzimisię.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Pią Gru 05, 2014 12:51 pm

- Ujmę to inaczej. Może zauważyła, że mnie nie ma, ale na pewno nie martwi się gdzie jestem - cóż, w sumie nie musiała. Lealahn była dorosła, więc w przeciwieństwie do Lotte nie musiała pytać matki o pozwolenie na wyjście. Zresztą, przez ostatnie trzydzieści lat mieszkała na zupełnie innym kontynencie i wróciła cała, tak? No i przede wszystkim była wampirem. Co prawda niskiej krwi, jednak na tyle starym, by sobie poradzić.
To nie było tak, że Lealahn nienawidziła matki. Nawet jakby chciała, to i tak nie mogła, w końcu to matka a i sama Lea nie posiadała nienawistnej natury. Chodziło bardziej o to, że Gabryśka nigdy nawet w najmniejszym stopniu nie pokazała najstarszemu dziecku, że się nim przejmuje. Ani wtedy gdy ta była dzieckiem, ani tym bardziej teraz, gdy jako marnotrawna córka wróciła do domu. Nie wykluczała, że może się mylić, jednak nikt nie wyprowadził jej nigdy z błędu, stąd takie a nie inne wnioski.
Zaskoczyły ją nieco słowa Lilibeth o rozpoczęciu nauki w Akademii.
- Och, to świetnie! Mam nadzieję, że Ci się spodoba - odpowiedziała, posyłając młodszej siostrze lekki, ale za to szczery uśmiech. Oczywiście, że się z tego cieszyła. Indywidualne nauczanie tak naprawdę do niczego dobrego nie prowadzi. Jasne, łatwiej się wtedy skupić na przyswajaniu wiedzy i tak dalej, ale nie mając kontaktu z rówieśnikami nie rozwija w sobie żadnych więzi i nie uczy się życia w społeczeństwie. A Lealahn bardzo by chciała, aby jej mała siostrzyczka nie miała takich problemów. Chociaż bała się też trochę o tych wszystkich uczniów klas dziennych. Jakby nie było, Lotte miała w sobie krew Kuroiaishita i w przeciwieństwie do niej nie uciekała od swojej prawdziwej natury.
Kiedy Lotte uniosła kawałek materiału sukienki odsłaniając jej uda, Lealahn odruchowo pociągnęła sukienkę w dół. Pewnie, że nie miała się czego wstydzić, no halo, jednak nie należała też do kobiet, które nadmiernie eksponują swoje ciało. Chociaż też Lotte nie odsłoniła nie wiadomo czego, więc czarnowłosa nie zrobiła na ten temat żadnych uwag, chociaż sukienki nie puściła.
- Proszę bardzo. Chociaż nie mamy za dużo czasu - odpowiedziała spokojnie, odwzajemniając spojrzenie wampirzycy. William chyba wspomniał coś o tym, że chciałby, aby ślub odbył się jak najszybciej. Wszystko super, gdyby nagle Lotte nie wypaliła ze swoim pytaniem, które sprawiło, że krew napłynęła do porcelanowych policzków Lealahn. Nawet gdyby chciała, to nie mogła tego ukryć.
- L-Lilibeth, daj spokój - zaoponowała, chociaż prawdę mówiąc sama ciekawa była odpowiedzi. Niestety, William zmył się zanim siedemnastolatka dokończyła swoje pytanie, tym samym sprawiając Lei na pół ulgę, na pół rozczarowanie.
- Chyba też będziemy się już zbierać - odezwała się po chwili do młodej wampirzycy, przenosząc na nią wzrok swoich ciemnych oczu.
Dobra, bo bym chciała zacząć nowy wątek, więc poszły do domu, koniec.

[zt x2]
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Elliot Sob Maj 07, 2016 10:40 am

Kiedy Yvelin wyszła z jego posiadłości, Elliot wstał ogarnął się i również wybył na zewnątrz. Jak mówił, zamierzał spotkać się z ojcem. Doszło do niego, że zrezygnował z funkcji burmistrza, w końcu całe miasto o tym mówiło. Jednak nie wiedział co się działo z Samuru przez mijający rok. Wszakże nikt nie wiedział o tym, że szlachetny był przetrzymywany. To Ell uznał, że czarny jest w zamczysku.
Skierował się w stronę cmentarza, doskonale wiedział gdzie znajdował się zamek jego dziadka. Sam tam kiedyś mieszkał. Jednak tak dawno go tu nie było, że krążąc po cmentarzu skręcił nie w tą uliczkę co trzeba i dotarł do zrujnowanego kościoła.
- Niech to szlag - warknął pod nosem, podciągając sweter do łokci, bo zaczynało się już gorąco robić nawet wieczorem. Dobrze, że chociaż słońce tu już nie docierało, to wampiry nie musiały się obawiać jakiś skutków ubocznych, przez promienie słoneczne.
Szlachetny wlazł do kościoła patrząc, jak ruina coraz bardziej zarasta bluszczem i osiada kurzem. Nikt nie miał na tyle odwagi by to odrestaurować, wiedząc że wampiry mieszkają niedaleko cmentarza. Co za strata! Testament miałby gdzie atakować ludzi, podczas żałobnych mszy. Taka uczta na pewno należałaby do jego marzeń, ale cóż... na razie nie zbierało się na nią.
I gdzie ja mam teraz iść - zastanawiał się wampir, rozglądając dookoła przez zniszczone mury, przez które widział tylko kolejne rzędy nagrobków albo ponury las. Usiadł na ławce i stwierdził, że choćby krążył to tu, to tam - to i tak chyba nie znajdzie zamczyska. Idealnie wtopiło się w tło!
Elliot

Elliot

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Na obu rękach ma "rękawy" tj. tatuaże od ramion do nadgarstek.
Zawód : Bokser.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Caterina, Elise [NPC]
Moce : KP.


https://vampireknight.forumpl.net/t278-elliot-kuroiaishita#313

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Sob Maj 07, 2016 11:33 am

Minęło sporo czasu odkąd Marcus wypuścił Samuru z celi. Lecz mimo tego, wampir nadal nie wyglądał jak on sam, tylko bardziej mizernie. Pochłonięty przez własne słabości nad którymi walczył przez ostatni rok, musiał podupaść nie tylko na psychice ale i zdrowiu. Chociaż mimo to, szlachetny nigdy się nie poddawał. A Uśpione Zło miało być tylko wstępem do kolejnej rozgrywki. Póki co Samuru sam musi odnaleźć w sobie kolejną siłę do walki, a takie szukanie równa się wcześniejszym wypoczynkiem.
Właściwie tak wiele się działo, że zupełnie zapomniał o istotnych rzeczach: Bycie Głową Rodu, wydaleniem dwóch z członków rodziny i inne powiązane sprawy z rodziną. Zaniedbał wiele... Jednak wątpił aby przez swoje czyny miał jeszcze ten tytuł. Barabal i reszta mogą mu nie wybaczyć, nie wspominając już o Hiro - Przewodniczącym Rady.
Dlatego przez te pół roku wolności nie pokazywał się w zamku. Wolał mieszkać z daleka...
Jednakże i jemu przyszło zawędrować chociażby by popatrzeć na ponurą budowlę. Ale coś innego zwróciło też uwagę szlachetnego, mianowicie zapach syna Elliota. Zmrużył gadzie ślepia i udał się za wonią.
Gdy dotarł do ruin kościoła, przystanął na moment i ze znużeniem się im przyjrzał. Czemu akurat tutaj? Może Elliot sam go wyczuł? I raz na zawsze zechce pokonać ojca? Oczywiście Samuru nie da się, właściwie będzie dążyłaby dzieciak zapamiętał sobie go raz jeszcze... Lecz... Po co miałby z nim walczyć? Jaki miał w tym aktualnie sens? Ruszył z miejsca do wnętrza budowli.
- Elliot.
Zawołał wampir, chwyciwszy się zniszczonej framugi wejścia. Elliot gdy spojrzy w stronę ojca, ujrzy wampira w nieco podniszczonych ubraniach. O sennym spojrzeniu i bezwyrazowej twarzy. Szlachetny przez ostatni rok naprawdę wiele przeżył, poza tym Czarny Rak także ma w tym swój udział. Uzależnienie od krwi Namikaze było czymś potwornym.
- Co ty tutaj robisz?
Spytał mając ten chłodny ton. Samuru pod tym kątem się nie zmienił, aczkolwiek bił od niego dziwny spokój.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Elliot Sob Maj 07, 2016 11:53 am

No patrzcie, los się zlitował nad dzieckiem marnotrawnym! Ell nie znalazł Samura, ale Sam znalazł Elliota! Kiedy tylko usłyszał swoje imię, wypowiedziane przez ojca spiął się i odwrócił głowę w stronę zbliżającego się zapachu. W końcu sylwetka ojca stanęła w progu kościoła.
Na początku według Elliota wyglądał normalnie. Dumny, wredny, pewny siebie. Jednak gdy wzrok się przyzwyczaił do padającego po tamtej stronie światła dostrzegł, że z tatuśkiem jest coś nie tak. Był jakiś taki... chudszy? Zmęczony? Ciężko było powiedzieć, bo nawet po walkach ojciec nie wyglądał tak... źle?
Chłopak wstał świdrując Głowę Rodu zmieszanym spojrzeniem. Nie spodziewał się, że tak będzie wyglądał Samur po roku laby! No a przynajmniej tak myślał Ell - że Samur odpoczywał, knując coś podczas swojego nagłego zniknięcia. W końcu z resztą rodziny też nie miał kontaktu. Gabriel się nie liczy, bo teoretycznie tak jak szlachetny nie należy już do Kurosów~
- Szukałem Cię - odpowiedział bez ogródek i zaczął się zbliżać w stronę starszego wampira. Jego ubrania pozostawiały wiele do życzenia. Co mu się stało? Aż tak bardzo miał w nosie, to jak wygląda? Głowa Rodu powinna się jakoś prezentować!
- Szara policja zniknęła z miasta, jednak wciąż jestem na Twoim celowniku, prawda? Mam dosyć unikania konfrontacji - rzucił sucho, ukrywając wszelkie emocje jakie w tym momencie czuł. Te które przeważały w nim to oczywiście - złość, ale chcąc nie chcąc poczuł też zainteresowanie tym co spotkało ojca i... jakieś niezadowolenie z tego powodu? W końcu to jego rodzic. Nikt nie może tknąć go oprócz samego Elliota, czy reszty rodzinki, o!
Wiecie jak to w przyjaźni - ludzie mogą się wyzywać, bić ale jak ktoś obrazi ich przyjaciela to dostaje od nich w pysk. Mimo lat Elliot wciąż gdzieś w środku miał szacunek do ojca i podziw, chociaż w życiu się do tego nie przyzna nawet przed samym sobą. Samur nie był i nie będzie wzorowym ojcem, na pewno sam jest tego świadomy. Więc czemu czarnowłosy miałby zacząć ukazywać te skryte głęboko w sobie emocje? Póki co sługa Marcusa na to nie zasłużył, zwłaszcza że źle traktował matkę. A Sophie była jedyną najważniejszą kobietą w życiu Ella. No przynajmniej na razie. Matka to jednak matka. Mogła mieć nierówno pod sufitem, ale zawsze była przy młodym wampirze nie to co Samur. A potem wielce zdziwiony, że nie może się dogadać z własnym potomkiem! Ale może w końcu się to zmieni?
Elliot

Elliot

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Na obu rękach ma "rękawy" tj. tatuaże od ramion do nadgarstek.
Zawód : Bokser.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Caterina, Elise [NPC]
Moce : KP.


https://vampireknight.forumpl.net/t278-elliot-kuroiaishita#313

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Sob Maj 07, 2016 12:36 pm

Zakładał, że Elliot może być mocno zaskoczony jego prezentacją. Ale nie miał póki co czasu na ogarniecie się fizycznie, pierw musiał odnaleźć swój nowy cel w życiu. Dopiero potem pozbiera się i stanie na nowo dumny, wyprostowany a przede wszystkim już nie zagubiony.
Obserwował Elliota uważnie, jakby oczekiwał od niego ataku. Przecież mieli ze sobą na pieńku od dłuższego czasu. Elliot za własną głupotę został wydalony z Rodu, Sam także nieco nadużył swojej władzy ale mimo wszystko jego potomek powinien wyciągnąć z tego jakieś wniosku. Nie tylko ma przed sobą Ojca, ale i Głowę Rodu. To ktoś Ponad wszystkich. Acz było minęło, Samuru teraz nie ma władzy, Szarzy oddalili się niszcząc po sobie wszystko co należało do nich, a to wszystko z rozkazu Szlachetnego.
Nieco się zdziwił, słysząc że chłopak właśnie go szukał. Czyli jednak ma jakąś sprawę. Szlachetny póki co stał, nie spuszczając z dzieciaka oka. Słuchał go i nie przerywał. Nie dziwił się też, że nadal trzymał urazę. Zapewne nie tylko o wydalenie z rodu, ale za całokształt. Gdy przerwał, Samuru nawet się nie zaśmiał, chociaż zanim stracił wszystko co miał, zapewne wybuchłby śmiechem. Teraz zachował powagę.
- Chcesz to teraz zakończyć?
Proste pytanie. Samuru wreszcie odczepił się od framugi, przekraczając próg. Może nie był w najlepszej kondycji, to jednak nie straci swojej dumy. Stanął naprzeciw swojemu synowi.
- Przez wszystkie lata jakie zrujnowałem, zapewne wzbudziła się w tobie niechęć do mojej osoby. Nie dziwię się jej i nie staram zniwelować w sposób radykalny.
Dodał jednak nim Elliot wcześniej zdążył odpowiedzieć na pytanie. Dzieciak ma prawo odczuwać złość. Samuru nie jest najlepszym rodzicem ani tym bardziej Głową Rodu.
- Więc jeśli chcesz stoczyć ze mną w tym miejscu pojedynek, przyjmę go.
Jak zareaguje Ell na słowa Głowy Rodu? Tego okrutnika co wcześniej oślepiony własnymi żądzami zapomniał co tak naprawdę tworzy siłę? Ale czy to wszystko było prawdą? Póki co Samuru wyglądał na poważnego, wszystko było szczere i nie zanosiło się nic na nagłe odwrócenie uwagi dzieciaka. Pytanie - Czy Elliot zechce mu uwierzyć? Chociaż Samuru wiedział, że wampir którego spłodził, ma w sobie dar wybaczania. Tego Samuru niestety już nie rozumie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Elliot Sob Maj 07, 2016 1:43 pm

Samur i cel w życiu. Zabawnie to brzmi. Chociaż... nie zdziwiłoby nikogo, jakby tym celem było - zabijanie łowców, ludzi i wampirów ot tak dla zabawy, bo i co innego można robić w wolnym czasie? Samuru miał jakieś inne zainteresowanie niż rujnowanie komuś życia? Bo w sumie nigdy nie widziano go chyba na basenie czy grającego w golfa. Samur i gra w golfa.. w różowej czapace. To byłby epicki widok. Trzeba kiedyś go zahipnotyzować i wyciąć taki numer a potem zrobić zdjęcia i wrzucić na insta, o!
On patrzył na Ella oczekując ataku? Dobre sobie! Chłopak przyszedł tutaj wyrównać porachunki, ale nie miał zamiaru od razu rzucać się na ojca. Chciał najpierw zbadać grunty. Zobaczyć czego może się po szlachetnym spodziewać. Jak widać jest to jedna wielka niewiadoma, bo takiego widoku na pewno nie podejrzewał się spotkać.
- Inaczej by mnie tu nie było - mruknął zaciskając dłonie w pięści. Zbliżał się długo oczekiwany moment. Ojciec i syn twarzą w twarz. Jeden powie co mu leży na wątrobie, drugi, obiją se mordy i kto wie.. może któryś zginie? Ell był jeszcze młody nie spieszyło mu się na drugą stronę, aczkolwiek nie miał zamiaru prosić się o litość. W końcu przyszedł wyrównać wszystko co między nimi wisiało od wielu lat. A nie po to by uciekać.
- Czy ty chcesz przyznać, że nie byłeś dobrym ojcem? - wypalił nieco zbity z tropu wampir, ale wciąż nie spuszczał wzroku z sylwetki mężczyzny. Wydawał się nie tylko inny z postawy, ale i zachowania. Wyglądało to szczerze, jednak Samur był perfekcyjnym kłamcą. Kto wie co kombinował ważąc słowa? Ell nie widział się z szlachetnym od dobrych kilku lat, mógł się zmienić a i mógł sobie z nim pogrywać. Trzeba mieć się na baczności.
- Skoro tak, nie ma co na czekać - skwitował tylko jego dalsze słowa i za pomocą swojej mocy stworzył dwa miecze. Jeden wylądował u stóp byłego burmistrza, a drugi w dłoniach Elliota. Młody wampir był osobą grającą fair, jak mają stoczyć bitwę to na równych siłach. Nie ma, że ten sobie wyczaruje broń a ojciec będzie stał bez niczego. Co prawda też miał swoje moce, ale.. walka wręcz wydawała się bardziej interesująca dla boksera. W końcu jeden mógł mieć lepsze moce, a drugi gorsze. Tutaj natomiast znajdowali się na tym samym poziomie, pomijając lata doświadczenia Samura.
Tak, Ell miał dar wybaczania. Ale trzeba skruchy z dwóch stron aby nastała zgoda, a nie rzucone na wiatr słowa, które nie wiadomo jak należy interpretować. Wiec co dalej uczyni ojciec chłopaka?
Elliot

Elliot

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Na obu rękach ma "rękawy" tj. tatuaże od ramion do nadgarstek.
Zawód : Bokser.
Zajęcia : Nocne
Pan/i | Sługa : Caterina, Elise [NPC]
Moce : KP.


https://vampireknight.forumpl.net/t278-elliot-kuroiaishita#313

Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Gość Wto Maj 10, 2016 2:15 pm

I tym Elliot różnił się od Samuru. Syn wampira rósł w świecie w którym władze sprawuje internet, imprezy i alkohol, przez co zupełnie zapominał o swoim pochodzeniu. Dawny burmistrz co prawda sam lepszy nie był, bo zapomniał o Rodzinie. Ale mimo wszystko utrzymywał też ważne cele - trzymać władzę, poszerzać sławę. Chciał usprawnić samego siebie oraz otoczenie dookoła. Tylko niestety Samuru odsunął na bok Ród, co niestety właściwe już nie było. W dodatku naruszył ważne punkty Rodziny: ujawnienie tajemnicy oraz właśnie oddalenie. Działał na własną rękę.
jednakże Elliot także nie mógł zostać Głową Rodu. Był zbyt daleki ideałowi Przywódcy dla Ponurej Rodziny. Nie tylko mógłby sobie nie poradzić z wiekowymi, ale także nieco namącić przez własny nowoczesny styl życia.
Ale na obecny czas to oba wampiry nie mogą być Głowami Rodu.
- Nigdy nie mówiłem, że byłem dobrym rodzicem, Elliot.
Stwierdził zaznaczając, że nigdy nie uważał się za kogoś takiego jak Ojciec. Nie nadawał się na rodzica poz żadnym pozorem. Samuru ojcem? Samo określenie już nie pasuje.
- Tak, nie ma na co.
Przyznał rację szlachetnemu i czekał aż ten wykona pierwszy ruch. O dziwo nie był to atak mocą, ale stworzenie dwóch mieczy. Samuru domyślił się już, że chłopak nie chce działać na umiejętności nadprzyrodzone ale na walkę tradycyjną. W porządku...
Sięgnął po swój miecz, ważąc go delikatnie w dłoni. Broń stworzona za użyciem mocy. Czy miała ona jakąkolwiek moc? Ścisnął mocniej rękojeść miecza, robiąc kilka kroków w stronę syna. Najwidoczniej Elliot nie bał się już stanąć twarzą w twarz z podłym szlachetnym.
- Zaczynaj.
Po tych słowach ustawił się w gotowości do walki, czekając aż dzieciak wykona pierwszy ruch. Nie zamierzał walczyć tak, by kogoś zabić. Tym razem Samuru oszczędzi gówniarzowi życie, bo przecież nie o to tutaj chodziło. Mieli wyrównać rachunki by raz na zawsze zakopać topór wojenny. Elliot zapewne tego chciał, a Samuru jak widać umęczony życiem, także już miał dość. Ale właśnie... Kłamcą to on jest wyśmienitym.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Zrujnowany kościół - Page 4 Empty Re: Zrujnowany kościół

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach