Stara oranżeria

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sro Maj 09, 2018 4:54 am

Błękitnooka wampirzyca nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do wilczych atrybutów Szlachetnego. Nigdy nie miała z czymś takim styczności, była jednocześnie przerażona i zafascynowana. Aż do ostatniej chwili wierzyła, że to tylko cosplay. Poruszające się uszy wraz z ogonem wzbudzały w niej dreszcze, niekoniecznie przyjemne.
Dopiero teraz dane jej było przyjrzeć się drugiemu wampirowi. Drobny, przestraszony... W dodatku nie miał pojęcia o niczym! Zupełnie tak, jak gdyby ktoś trzymał go przez długi czas z dala od świata. Na jej okrągłej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.
- Moje rany zaraz się zagoją - uniosła do góry poparzoną dłoń, pokazując powoli znikające uszkodzenia. Lada moment, a po bliskim kontakcie ze srebrem nie powinno zostać ani śladu - Nie trzeba się kłopotać!
Mimo wszystko rozczuliła ją chęć niesienia pomocy przez istotę, która w ogóle jej nie znała i najwyraźniej bała się jej. Inny wampir nawet nie zwróciłby uwagi na jej poparzenia. Ten jednak musiał mieć wyjątkowo dobre serce. W dzisiejszym świecie ciężko było o takie osoby, o czym niejednokrotnie przyszło się jej przekonać. Skąd więc urwał się ten chłopak? Na pewno nie z hałaśliwej Yokohamy, którą zostawiła za sobą.
- Tak, jestem wampirem! - słowa Szlachetnego wyrwały ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się szerzej eksponując swoje dwa długie zęby, służące w teorii do zatapiania się w ciele swoich ofiar - Mam nawet kły!
Na rączkach, ojej! Jak słodko słodziaśnie! Zaraz... jak to Japończycy mówili? Amai? Nie, coś innego... Kawai! Tak, kawai było szukanym przez nią słowem. Tak więc jej dwaj towarzysze, których z początku mocno się przestraszyła, okazali się być całkiem uroczą parką, którą miała ochotę wyściskać. No cóż, może później nadarzy się ku temu okazja.
- Dziękuję, ale nie trzeba, już będę ostrożniejsza i nie ruszę srebra - uniosła głowę do góry, sugerując, że od teraz włączył się jej tryb poważnej oraz odpowiedzialnej młodej damy, która na siebie uważa i unika pakowania się w kłopoty - Szkoda, by marnował pan na mnie swoje bandaże.
Przenosiła wzrok raz na Szlachetnego wilko-wampira, który zdawał się zajmować tym bardziej strachliwym, raz na wspomnianego wcześniej drobnego chłopca, zastanawiając się, co dalej powinna zrobić. No cóż, chyba wypadałoby się przedstawić. Głupio tak spotkać się i nie znać swoich imion, prawda?
- Przy okazji, jestem Vivi!
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sro Maj 09, 2018 7:48 pm

Dla młodzieńca wymyślanie nowych określeń, oswajanie poznanych to rzeczywiście była pożywka dla umysłu. Gorzej jak trafi się na ścianę i w locie łapie się zawiasa mentalnego. Weny nie brakowało, co pomysłów, jak inaczej ubrać pewne zdarzenia czy przedmioty w słowa. Nic nie mogło w tej chwili zastąpić "znajdźki" Uszatego. Wybrał naprawdę ciekawe określenie, brzmiące i nietuzinkowe.
Tak samo niecodzienną "znajdźką" była wampirzyca, która nie okazywała strachu, no i okazała się również być łagodna wobec obecnych. Pytanie tylko dlaczego sama przybyła na to miejsce? Nie miała nikogo? Oderwała się od cywilizacji na rzecz srebrnej oazy? Tak czy inaczej nie zdołał uleczyć jej rąk. Po pierwsze jego nieoficjalny Opiekun odsunął jego rączki od kontuzjowanej Krwiopijczyni, a po drugie sama ranna nie zdecydowała się na pomoc. Ani nawet na super bandaże! Nawet Jyuu miał je na sobie! Były wygodne wbrew pozorom i ochraniały przed kontaktem z brudem czy czymś parzącym. Cóż, jego rola lekarza została anulowana w tejże sytuacji.
-N-na pewno nie trzeba?
Upewnił się jeszcze, lecz skoro miał nie ingerować, to zgodnie z wolą Ogoniastego opuścił dłonie wzdłuż ciała. Czy nie spodobało mu się, że za bardzo starał się udobruchać innych? Blondyn na moment speszył się i nie odzywał. Właściwie mogliby o jego towarzystwie szybko zapomnieć, bowiem troszkę nie wiedział, jak odnaleźć się między dwoma, poprawnie wysławiającymi się, mądrymi i doświadczonymi wampirami. Przez co znów zamilknął. A przynajmniej na parę minut, do momentu przedstawienia się Blondynki. Vivi... słodkie! Łatwe do zapamiętania, choć i to imię szybko znalazło się na kartach notesu. Nie miał pewności, czy dobrze zapisał, lecz pisownia przypomni mu o fonetyce na przyszłość miana dziewczyny.
Oh, a co na to chłopaczek?
-Etto...
Zająknął się ociupinkę. W zasadzie nie przedstawiał się nikomu, nawet przyjacielowi Nourhowi. Szlachetny Wilk nie naciskał i właściwie dał mu nowe imię, które raczej nie mieściło się w przyjętych kanonach, lecz przypadło mu do gustu. Nawet jeśli nie odzwierciedlało ono zawodu, choć mógłby to sugerować obrany przydomek. Lekki uśmiech i rumieniec zagościł na twarzy młodzieńca, wszak nie do końca zasłużył na tak wielkie nazewnictwo. Wreszcie oznajmił wobec Vivi:
-...a ja Władca Kruków.
Skłonił się lekko w pasie odrobinę podnosząc Owiany Listnik z głowy. Widział taki gest podczas balu przebierańców w jednym z gmachów w Yokohamie. Podpatrywanie życia innych uczyło, ale nie tak jak własne przeżycia. Ciekawe czy Nourh poda swoje miano, czy będzie używać pseudonimu jak Jyuu. Tak czy inaczej po tejże formalności rozejrzał się raz jeszcze po otoczeniu. Miało w sobie nie tylko drapieżny, srebrny pazur, ale i wiele tajemniczości. Chuderlak dostrzegł w gęstwinie zarośli duże oczy sowy (właściwie małej burej sówki), która czaiła się stamtąd na ofiarę. Bardzo lubił przyrodę i faunę, niestety raz musiał przegonić zdziczałe psy, by odczepiły się od Białowłosego, ale tak to był ich entuzjastą. Nie przeszkadzało mu w ich lubieniu niewiedza co do ich imion. Tak jak swoje można zmyślić w każdej chwili.
-Widzicie tamtego Hukasia? Jest prześliczny.
Bladobłękitne oczy wpatrywały się w ukrytego ptaka nocy, który niebawem wydostał się z kryjówki i usiadł na lewym nadgarstku Blondyna. Jakby był tresowany! Musiał wyczuć pogodną i łagodną aurę młodzieńca, skoro sówka przyfrunęła bez cienia strachu. W dodatku puszyła się i czyściła piórka, jakby siedziała na gałązce. Jyuu ostrożnie sięgnął palcami ku jej łepetynce i delikatnie głaskał ją. Tak jak nauczył go Nourh, który miejmy nadzieję nie czuł się na ten widok zazdrosny.
-O, też tak lubisz?
Podrapał palcem pod główką sowy wyraźnie zrelaksowany, i sówka też. Do tego stopnia, że podłapał pomysł wampirzycy w okularach i zdecydował się dać imię tejże puchatej kulce. Tylko jakie? Niby Szlachetny twierdził, że chłopak miał bujną wyobraźnię, ale jedno słowo idealnie pasowałoby do tej istotki. I to słowo wymyślił Nourh.
-Co powiecie na to, by nazwać tego Hukasia Znajdźką?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Nourh Noutiatir Sro Maj 09, 2018 11:03 pm

Cóż moje spostrzeżenie było dość trafne. To nie tylko to, że nie chciałem by faktycznie używał na niej mocy, wiedziałem że po prostu młoda wampirzyca sobie poradzi i nie widać bym się mylił. Zresztą oczywiście dobro Jyuu jest tutaj dla mnie bardziej istotne, więc nie chce na niego wymuszać większego wyczerpania, nie chciałbym nawet by na mnie to używał. Musze więc też uważać na samego siebie, by przypadkiem nie zrobić sobie jakiejś rany, którą mógłby mi wyleczyć bez pytania, bo w końcu ma aż nadto dobre serce. By zatwierdzić dalej, że wszystko jest w porządku i nie ma czym się przejmować, pogłaskałem go po głowie. Ach, wychodzi na to że i tak jest tak jakby moim podopiecznym. Przynajmniej w takim aktualnym momencie.
- Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy w dobrym zdrowiu. Możemy więc poczuć pełną piersią zew przygody, jakkolwiek by to na nieumarłych uronicznie nie brzmiało.
Wystawiłem ręce obszernie na boki i uśmiechnąłem się. Uszy i ogon jak zwykle były u mnie dość żywe, zwłaszcza że nie ustępowała moja włochata część w łaskotaniu, oraz ocieraniu się o Jyuu. Zgiąłem nieco kolana i przyjrzałem się otwartej buźce naszej nowej znajomej. Tak jakbym miał ocenić stan jej ząbków i kiełek niczym sprawny dentysta, nawet potarłem nieco swoją bródkę, a jedną ręką dałem nieco wyżej swój zabawny kapelusz.
- Bardzo piękne igiełki i bez wybrakowanych ząbków. Oby tak dalej.
Cóż, skoro się tak wystawiła, to czemu dla zabawy właśnie ich nie skomentuje? No właśnie, dlatego nie wycofuje się przed barwnymi słowami, zwracając uwagę na dość banalne rzeczy. Machnąłem też w jej kierunku ręką lekceważąco.
- Nie wiem co tutaj jest marnowaniem. Przecież nie przepasam tych bandaży złotem, czy jakkolwiek innym wartościowym materiałem.
No ale oczywiście nie będę jej przymusowo zachęcał, należało tylko raz zaproponować. Choć nie mogłem się jednak powstrzymać nad konfrontacją słowa o marnowaniu. Gdy się przedstawiła wybiłem się swoim mianem bez większych ogródek.
- Nourh, takie mi nietypowe miano nadali.
Pochwaliłem się a potem popatrzyłem z wyraźnym uśmiechem na mojego złotowłosego towarzysza. Potaknąłem twierdząco na to jak się przedstawił, ale z kolei Ja sam nie wykonałem żadnego przywitalnego gestu, no moje maniery nie wykażą się na świetle dziennym, czy tam księżycowym.
- O tak, w czystej postaci, prowadzący obławę krukami na nieszczęśników. Ja zaś tylko skromnym włóczykijem i jeśli tak wygodniej, jak również łatwiej zapamiętać, to tak można mnie z kolei określać.
Gdy tylko Władca Kruków podzielił się swoją spostrzegawczością, szybko pomknąłem wzrokiem w kierunku jaki wskazuje. Zamachałem żywiej ogonem i pokazałem równie żywy mój uśmiech. Potem odsunąłem się o krok by nie spłoszyć nowy jego nabytek. Miałem co zazdrościć ptakowi, ale po prostu wyraźnie się uśmiechnąłem, bo to był jak najbardziej uroczy widok. To jak maleńka niewinna sowa zasiadła u boku łagodnego młodzieńczego wampira. Miałem ochotę nawet się zaśmiać radośnie na ten widok, ale powstrzymałem się tylko do odpowiedniego wyszczerzenia.
- No to teraz jesteś już Władcą Ptactwa, nie tylko krukowatych. Albo to jakiś wewnętrzny respekt jaki do Ciebie czują.
Oczywiście, że można bardziej uznać, że to jego niewinność, że dla takiego ptaszka nie ma tak dużej różnicy czy stanie na kołyszącym się od wiatru gałęzi od drzewa, czy będzie to ręka złotowłosego, choć będzie z pewnością nieco bardziej miękka. Cóż, czas zatwierdzić go w tym co robi.
- Ludzie nazywają owe Hukasie sowami. I sądzę, że choć nie rozumie, to z pewnością dumnie by prezentował takie miano.
Nourh Noutiatir

Nourh Noutiatir

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Wilcze uszy, ogon, kły. Patrz wygląd.
Zawód : Zawodowe napieprzanie głową o ścianę lub w kolumnę do rytmów metalowej muzyki.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : A co Ja? Bezrobotnych zatrudniam?
Moce : Wilcza Odmiana, Wchłaniające Płomienie, Upiorne Bandaże, Twórcza Jaźń.


https://vampireknight.forumpl.net/t2227-nourh-noutiatir#47962

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Pią Maj 11, 2018 3:08 pm

Każda kolejna minuta tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że wampiry wcale nie mają wobec niej złych zamiarów. Mało tego, zdawali się być nawet bardziej przestraszeni obecnością Vivi, niż ona ich, co dla blondynki było kompletnie niezrozumiałe. Byli wampirami wyższej krwi, a co za tym szło - mogli ją pokonać bez najmniejszego wysiłku. Jej druga moc w ogóle na nich nie działała, a w ciemnym lesie trudno było o wystarczającą ilość wody, by móc użyć władzy nad tym żywiołem. Gdyby chciała walczyć (a takiego zamiaru w ogóle nie miała, zapuściła się w to miejsce tylko szukając spokoju od zgiełku metropolii, jaką była Yokohama), to z góry była przegrana. A może płoszyła ich bezpośredniość i żywiołowość dziewczyny, jaką można przypisać ekstrawertykom?
- Na pewno, jestem już duża i sobie poradzę - dumnie wypięła pierś. Jakże groteskowo musiało to zabrzmieć w ustach wampirzycy, która była najmniejsza z całego towarzystwa. Wszak Vivianne mierzyła zaledwie półtora metra. Zdjęła okulary i schowała je do plecaka. Ciągłe poprawianie ich na nosie tylko ją irytowało, a że nie miała wady wzroku, to mogła się bez nich obejść.
- Czuję się bardzo żywa, jak na nie-żywą - zachichotała słysząc co właśnie powiedziała. W głowie ta gra słów zdawała się brzmieć poważniej, niż w chwili, gdy wyrwała się z jej ust. Trudno, może nie wezmą jej za idiotkę i nie zaczną patrzeć na stereotypową blondynkę.
Wyszczerzyła się jeszcze bardziej słysząc komplement na temat swojego uzębienia. W końcu dokładnie szorowała swoje kły po każdym posiłku, by były piękne i zadbane.
Zmarszczyła brwi słysząc imię chłopaka. Władca Kruków? Naprawdę ktoś dał dziecku tak na imię? Wiedziała, że Japonia to kraj dziwactw, ale... Ah, on użył pseudonimu. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, miała ochotę zrobić facepalma.
- Miło mi Cię poznać, Władco Kruków - skoro on się ukłonił, to i Vivianne nie zamierzała stać jak kołek, tylko sama skłoniła się jak na damę przystało. A jednak nudne lekcje walca angielskiego przydały się, chociaż w tej kwestii. Co prawda nie miała na sobie sukienki, którą mogłaby w tym momencie unieść do góry, ale miała nadzieję, że chłopiec się nie obrazi za ten mały nietakt. Nie pomyślała, by pójść do lasu w czymś innym niż spodnie.
- Może i nietypowe, ale bardzo ładne, panie Nourh - uśmiechnęła się do Wilka - A ja... ja jestem teraz tylko uczennicą.
No cóż, jej zajęcie było mniej ciekawe niż okiełznanie ptactwa, czy włóczenie się po świecie w poszukiwaniu przygody. Vivi, pomimo dwudziestu dwóch lat na karku, wciąż była licealistką, która... wstyd się przyznać, ale szkoły nigdy nie skończyła. Tak po prostu potoczyło się jej życie. Nie było jednak za późno, by to zmienić, zwłaszcza, że przy okazji miała szansę poznać swoją matkę, Lilith, którą znała pod nazwiskiem Victoria Reiss.
Ledwo powstrzymała się od krzyku, gdy sowa zamachała skrzydłami, by po chwili wylądować na nadgarstku chłopca. O ile przyglądanie się ptakowi siedzącemu w ukryciu było całkiem niestresującym zajęciem, tak latająca nad głową sowa już nie. Początkowo chciała schować się nawet za plecami Nouruha, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Zamiast tego zaczęła się rozglądać po oranżerii, podczas gdy dwaj wampiry podziwiały nocne stworzenie.
Zatrzymała się przy zarośniętym stawie i uklękła przy nim, patrząc w zielonkawą taflę wody. Nie spodziewała się, by znaleźć tam jakiekolwiek ryby, jednak los miło ją zaskoczył. Kolorowy karaś przepłynął w miejscu, w którym rzęsa porastająca staw była znacznie rzadsza. Vivianne nie czekała, tylko używając swojej władzy nad wodą, utworzyła z niej kulkę z zamkniętą w niej rybę.
- Spójrzcie na to! - zawołała wyciągając przed sobą dłoń, nad którą unosiła się wodna bańka z pływającym w środku karasiem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Wto Maj 15, 2018 5:27 pm

Aw Nourh jest taki dobry! Mimo, że nie chciał być nauczycielem, to i tak nie spuszczał z oka młodziutkiego, ledwie rocznego chudzielca o błękitnych oczkach. No i przy głaskaniu Jyuu musiał się uśmiechnąć wstydliwie. Nie przypuszczał, że tego typu dotyk może być uzależniający i milutki. W wydaniu Wilka, który niejedno głaskanie musiał mieć w swoim istnieniu to istne wyróżnienie. Wiedział, jak podnieść na duchu. Altruizm w nadmiarze bywa bardziej szkodliwy niż całkowity jego brak. Może do grymasu uśmiechu przymuszał go Białowłosy swym łaskoczącym ogonem? Nie, ogólnie miał dobre samopoczucie, gdzie by topił smutki w bardzo nietuzinkowym towarzystwie?
Dziewczyna o imieniu Vivi najwyraźniej dobrze porozumiewała się z Nourhem i bawili się świetnie przy pogawędce. Czyli nie mogła być zła, prócz gadulstwem podobnego do Wilka nie powinna nikogo zabić. Młodzieniec nie potrafił z siebie wykrzesać takiego pięknego słowotoku, ale im więcej będzie się przysłuchiwać rozmówcom, tym lepiej oswoi się z nowymi słowami, sytuacjami, ekspresją.
Włóczykij podał swoje prawdziwe imię, albo przynajmniej to imię, które Jyuu znał. Może i on powinien ujawnić swoje prawdziwe miano? Nie, Władca Kruków brzmi o wiele lepiej. Niech tak zostanie.
-Uczennicą? -przekręcił głowę lekko na bok wpatrując się w jedyną kobietę w towarzystwie- Kto jest Twoim nauczycielem? Czego się uczysz?
Poniekąd chłopak też był uczniem, choć jego zakres nauki był przeogromny, wręcz nieograniczony. Gorzej z przyswajalnością, stąd notes i zapiski. Najbardziej cieszył się, że nie miał napadu bólu głowy kończącego się nieprzytomnością i zanikiem pamięci, odkąd poznał Nourha. Nie mniej wolał dmuchać na zimne i zapisywać wszystko, co się dało.
Co do oswajania ptactw... to taki zbieg okoliczności. Na ten komentarz uśmiechnął się łagodnie. Jakby rzeczywiście umiał władać pierzastymi przyjaciółmi, to spełniłby marzenie, jakie wyjawił Szlachetnemu na plaży. A może pod wpływem kreatywnego myślenia starszego wampira dodałby jeszcze więcej przydatnych funkcji do rozkazywania?
Postara się więc nauczyć tego pierwszego Hukasia, który w rzeczywistości nazywał się inaczej. Skorygował go dyskretnie Wilk.
-Dobrze, to w takim razie od teraz Hukaś oficjalnie jest Sową Znajdźką.
Stwierdził zadowolony, po czym jego uwagę skupiła wampirzyca, która chyba nie przepadała za piórami, dziobem i skrzydłami w jednym ciałku Znajdźki. Nie mniej nie nudziła się, wręcz wprawiła we zdumienie anorektyka. Podszedł bliżej z dużymi oczyskami. Momentalnie rozwiązał mu się język i nawiązał większy kontakt z nowo poznaną Krwiopijczynią.
-Ojej! Jakie śliczne! Vivi, jak to się nazywa? Pierwszy raz coś takiego widzę.
Sówka musiała przestraszyć się niecodziennego widowiska, bo uciekła w krzaki. Jyuu był tak zaciekawiony cudeńkiem dziewczyny, że dopiero po kilku minutach zorientował się, iż jego nowy ptaszek zniknął z zasięgu wzroku. Blondyn zaniepokoił się odrobinkę, lecz jak tylko przypomniał sobie (albo mu przypomniano) o zgubie, to zaczął wołać:
-Znajdźka?! -wpierw szukał po najbliższych zaroślach nie przestając przywoływać do siebie nocne stworzenie- Znaaajdźkaaa...! Heeej Znajdźko...!
Na nic jego wołania. Władca nie mógł sprowadzić do siebie zgubę, ale w sumie teraz miano zgadzałoby się w stu procentach. Trzeba będzie poszukać nazwaną sówkę, lecz niekoniecznie od razu. Wszak miał za towarzyszy dwie o wiele bardziej interesujące osoby. Poprawił Owianego Listka i dołączył wnet do nich. Nieco przygaszony po utracie pierzastego kolegi, lecz nadal pilnie słuchającego doświadczonych przez życie wampirów.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Nourh Noutiatir Sro Maj 16, 2018 9:34 am

Działo się tutaj zaprawdę wiele rzeczy, była ich tylko dwójka a i tak musiałem się nieco bardziej ocknąć by dać radę ich ogarniać. O ile z Jyuu było łatwiej, bo nie był aaaż tak energiczny, to muszę mu poświęcać i tak należytą uwagę, oraz myśleć jak prawidłowo do niego podejść, a przede wszystkim zarażać go optymizmem. Młoda wampirzyca nie potrzebuje raczej takiego mentalnego wsparcia, wydaje się widzieć wszystko w znacznie większej palecie barw. Może właśnie ona jest idealną osobą, którą potrzebowaliśmy by Jyuu mógł nieco odważniej podejść do innych? W tym momencie w niedługim czasie poznał parę osób, choć tamte przy wilkach nie do końca było pozytywnym spotkaniem. Jeśli w jakiś sposób się zaprzyjaźnią, można to uznać za naprawdę wielki sukces, pod warunkiem że ona w rzeczywistości nie jest zbyt wielkim zagrożeniem. Choć niestety i na złych momentach Jyuu będzie musiał się przejechać, by nieco poznać goryczki życia, to nigdy nie umknie. Oczywiście lepiej jakby nieprzyjemne sytuacje spotkały go znacznie później, jeszcze musi wiele poznać, by być bardziej przygotowanym.
- Ach, nawet najstarsi wpadają w taparaty. Mam nadzieje, że nie pacasz każdej pomocnej pary rąk, ku czci samodzielności. Dorzuciłem swoje słowa i tylko machnąłem pozytywnie głową na boki z wyraźnym uśmiechem, no bo przecież nie miałem od początku nic złego z tym na myśli. Może nawet można to nazwać moim nieudolnym sposobem na motywacje? Cóż dla mnie bycie uczennicą mówiło już wszystko, w końcu wielka akademia Cross, w której sam udawałem ucznia pomimo posiadania tylu wieków. W końcu wtedy uznałem, że to może być na swój sposób całkiem zabawę, ale to historia na kiedy indziej, może kiedyś będę mógł Ją opowiadać. Dalej naprawdę nie wiedziałem jak mogę się wtrącić, panienka rozwinęła się na temat tego co powiedziałem i więcej nie było co tam dorzucać, a potem wyraziła pozytywną reakcje na przyjęte przez blondyna miano. Wszystko toczyło się z przyjaznej atmosferze i tylko liczyłem, że zostanie tak jak najdłużej. Nawet byłem całkiem rozbawiony gdy doszło do okazywania sobie należytej kultury i szacunku przez wykonanie stosownych ukłonów. Ciekawe jak dalej to pójdzie? Jej trafienie tutaj powinno nawet być dość zbawienne dla bardzo młodego chłopca. Jak nie przedstawienie ptactwa, którego ktoś się nieco obawiał, to jeszcze został pokaz mocy z pływającą rybą. No nie, kto by się spodziewał, że aż tak się to rozwinie? Gdy zauważyłem lekką panikę, to nawet miałem ochotę pogłaskać Ją w nadziei, że to jakąś pomoże. Nie wiedziałem jednak jak zareaguje jak tak bardzo wyraziła się o samodzielności i dorosłości, więc wolałem nie ryzykować. Władcowi Kruków to z pewnością odpowiadało, jednak nie każdemu musi. Popatrzyłem za niedawno nazwanym ptakiem, który się spłoszył jak tylko zobaczył coś nadzwyczaj nienaturalnego. To powinno być całkiem do przewidzenia, wręcz aż dziwne że pozostał tak blisko nieumarłych stworzeń, sowie można pogratulować nie lada odwagi.
- Będzie jeszcze czas na jej wypatrzenie. Nie pamiętam by jakakolwiek sowa tak na mnie usiadła beztrosko, nie mają tego w zwyczaju a tu proszę, okazałeś się dla niej zapewne kimś wyjątkowym i bezpiecznym.
Cóż, to miało go należycie pocieszyć, ułatwić mu mam nadzieje, tymczasowe pożegnaniem z nowo-poznanym przyjacielem. Poklepałem go po ramieniu i zachęciłem go do większej uwagi na to, co chciała pokazać niedawna okularnica, bo jak widać szybko zrezygnowała z ich noszenia. Mało kto tak szybko ujawnia co potrafi, no chyba że właśnie chce się popisać i ona zrobiła to bez najmniejszych skrupułów. No można za to śmiało Ją podziwiać. Że też Ja nie mam jak się czymś pochwalić, a nawet jeśli byłbym w pełni sił to co mógłbym zrobić? Pozbyć się ich ubrania w jednej chwili? Choć to mogłoby mnie samego bawić, to oni sami nie do końca by to podzielali. Choć może sam Jyuu tak źle by nie odebrał, ale dziewczyna raczej ma swój wstyd i wręcz mogłaby się bardzo pogniewać. Cóż i tak nie mam tej możliwości, nie muszę się więc obawiać co by to spowodowało. [/font]
Nourh Noutiatir

Nourh Noutiatir

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Wilcze uszy, ogon, kły. Patrz wygląd.
Zawód : Zawodowe napieprzanie głową o ścianę lub w kolumnę do rytmów metalowej muzyki.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : A co Ja? Bezrobotnych zatrudniam?
Moce : Wilcza Odmiana, Wchłaniające Płomienie, Upiorne Bandaże, Twórcza Jaźń.


https://vampireknight.forumpl.net/t2227-nourh-noutiatir#47962

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sro Maj 23, 2018 9:56 pm

Wybaczcie, że krótkie :cc

Musiała przyznać, że ją zaintrygowali. Wampiro-wilk, którego uszy i ogon okazały się całkiem prawdziwe oraz chłopak, który pomimo wyglądania na rówieśnika Vivi, zdawał się nie mieć pojęcia o otaczającym go świecie. Rany, skąd on się urwał? Wychowywał się w dziczy niczym Tarzan, czy jak? Nie miała przecież pojęcia, że to małe roczne bubu. Gdyby to wiedziała, to już dawno kleiłaby się do chłopca i zachwycała jego słodyczą.
- Uczę się wielu rzeczy od wielu osób. Nie zdążyłam na czas, więc teraz nadrabiam. - wzruszyła ramionami. W końcu nie skończyła szkoły i dopiero teraz, po czterech latach postanowiła kontynuować edukację. Akademia Cross była ciekawym miejscem, ale ledwo do niej przybyła, a już czuła, że do niej nie pasowała. Vivianne, podobnie zresztą jak jej matka, ceniła sobie wolność i niezależność. Ciągłe kontrole, nawet jeśli nie miała nic do ukrycia, były nie do zniesienia. Oczywiście, bezpieczeństwo ludzkich uczniów było ważne, ale wampirzyca miała wrażenie, że traktują ją jak przestępce z racji jej rasy.
- Nie miałam zbyt wielu okazji do przyjęcia, jak to określiłeś "pomocnych dłoni". - odparła. Liczyła, że jej nowi towarzysze nie będą chcieli dalej poruszać tego tematu. Zresztą i tak nic nim nie powie. Życie nieźle dało jej po tyłku, fakt. To jednak nie powód, by zwierzać się ze swoich problemów pierwszym lepszym napotkanym wampirom. - Dziękuję za troskę, ale dam sobie radę sama.
Uśmiechnęła się do wampira. W wieku 18 lat uciekła z domu, w którym nie czuła się dobrze i rozpoczęła dorosłe życie, chociaż wcale nie była na to gotowa. Bywały momenty, gdy wątpiła w samą siebie, miała ochotę wszystko rzucić w cholerę i po prostu zniknąć. Skoro poradziła sobie z tym samodzielnie, to i wytrzyma poparzenie srebrem, które swoją drogą zaczęło powoli znikać.
- Ryba. Konkretnie karaś - wyjaśniła trzymając wciąż nad otwartą dłonią wodną bańkę z pływającą w środku rybą. Usiadła na brzegu stawu przyglądając się jej rozpaczliwym próbom wydostania się z więzienia stworzonego przez Vivi. Na początku trochę ją to bawiło, zaraz jednak spochmurniała i westchnęła ciężko przyglądając się kolorowym plamom na brzuchu stworzonka. Była taka sama jak ten karaś. Zamknięta w ciasnej bańce. Nawet jeśli wypuści rybę do stawu, to nie da jej wolności. To maleńkie oczko wodne również było ograniczone. Karaś nigdy tak naprawdę nie będzie wolny. Vivi też nie.
Korzystając z zamieszania wywołanego ucieczką sowy, "odstawiła" rybę na swoje miejsce, a sama wyszła z oranżerii. Tym razem była ostrożniejsza, unikając kontaktu ze srebrem. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, oparła się ramieniem o najbliższe drzewo. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie odejść. W końcu nie chciała być ponownie tylko problemem.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Czw Maj 24, 2018 5:10 pm

Wilk dbał o dobry rozwój Władcy Kruków, jakby poczuwał się do obowiązku naprowadzenia go na właściwą drogę. A ta z kolei zależała od punktu widzenia. Młodziak wsiąkał wszelką wiedzę jak gąbka wodę i mógł nieświadomie stać się złym. Co prawda miał już kilka doświadczeń, lecz nie tyle, ile sędziwy Nourh. Nie wiedział, ile lat na karku miała Blondynka, ale wydawała się o wiele mądrzej podchodzić do życia. Kłopot Jyuu tkwił w nieśmiałości, w nadmiernej ostrożności wobec obcych, ale jak zauważył Szlachetny, wystarczyło spróbować nawiązać lepszy kontakt, by ośmielać się coraz bardziej i bardziej.
-Nourh mówił, że można uczyć się przez całe życie. Zatem na naukę nigdy nie jest za późno.
Mając za wzór Wilka skomentował wyjaśnienia Błękitnookiej co do nauczania. Chyba niczego nie przekręcił, dla pewności powinien spojrzeć do zeszytu, ale unikał tego. Jako jedyny w tym towarzystwie coś zapisywał, co nieco krępowało Chudzielca.
Musiał przyznać, że magicznie zniewolony karaś przykuwał oko i musiał być rezultatem ciągłych ćwiczeń. Kto wie, co lub kogo na przyszłość będzie otaczać wodnistą kulą? Mogło to być coś zabawnego lub groźnego, cokolwiek właścicielka mocy wymarzy. I nie, w żadnym wypadku Vivi nie była problemem. Właściwie to Jyuu zdołał przełamać barierę nieśmiałości, skoro chciał wyleczyć jej ranne dłonie i dopytywał się o jej życiu. Może przez swoją nieporadność w nawiązywaniu relacji Wampirzyca poczuła się pominięta, zignorowana czy po prostu niechciana. Młodzieniec nie miał zamiaru krzywdzić dziewczyny, ani psychicznie ani fizycznie. Dopiero po słowach Nourha zdał sobie sprawę, że niepotrzebnie rozglądał się za Znajdźką. No, może po poklepaniu po ramionku, które dodało otuchy. W podzięce uśmiechnął się łagodnie. Nie przepadał, gdy Wilk przypisywał mu za dużo komplementów. Chyba uwielbiał widzieć zakłopotanie na twarzy i w posturze Młodziaka.
-To sówka była wyjątkowa, a nie ja. Nie mniej dobrze, później ją poszukamy... Ale, ale co z Vivi? Jej też nie ma...
Właśnie zorientował się, iż zostali sami. O ile przedtem ten stan rzeczy nie przeszkadzałby chudzielcowi, o tyle teraz, gdy odrobinkę poznał sympatyczną dziewczynę tworzącą karasie w bańkach wody, nie spodobało mu się to. I to o dziwo on był tym razem pierwszy do odszukania Krwiopijczyni, która bezszelestnie zniknęła z linii horyzontu. Postanowił iść za jej aurą, którą wyczuwał. Wyszła ze szklarni, która była powodem uszczerbku na zdrowiu. Jyuu wolno krocząc udał się na poszukiwania. O ile sowę mógł jeszcze później odszukać, to nie miał pewności, czy byłby w stanie odszukać Władczynię Wody.
Misja powiodła się, stała oparta o drzewo nieopodal, wielce zamyślona. Zerknął czy za sobą widział Wilka, a gdy tylko miał go w zasięgu wzroku (żeby mu też nie uciekł!), to zdecydował przerwać ciszę.
-Heeej... -nieśmiało dał o sobie znać, gdy dostrzegł tylko koleżankę, do której powolutku podszedł- ...jeśli zrobiłem coś nie tak, to przepraszam. Ciągle... ciągle się uczę...
Stanął wreszcie w miejscu i wyraziwszy swoją skruchę spuścił lekko głowę ku ziemi. Dość mocno zakłopotany, lecz jeszcze dzielnie stojący przed Blondynką po krótkim milczeniu wziął się w garść i powiedział szczerze:
-Naprawdę nie chciałem sprawić przykrości. Ale jeśli nie chcesz mnie już widzieć, to pójdę sobie.
Skąd miał wiedzieć, że dziewczyna rozmyślała o innych kwestiach? Głębszych? Bo w sumie czy ktokolwiek żyjący na Ziemi jest wolny? Każdy jest zniewolony nałogiem, pokarmem, gruntem pod nogami i żywiołami atakującymi glob ziemski. Ciężko znaleźć coś, na co ma się wpływ. Choć teraz Vivi podejmując decyzję mogła uwolnić się od młodzieńca, który nie znał wielu tajników życia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Nourh Noutiatir Wto Maj 29, 2018 8:29 am

Ach nie sposób mi wpaść o czym dokładniej myślą Ci młodzieńcy. Choć ciałem jestem młody, a zachowaniem tym bardziej staram się to pokazać, to bardzo odczuwam jak bardzo się w ich gronie staro czuje. Nie żeby to było coś złego, jestem zadowolony z całego życia, które do teraz prowadziłem. Czułem się wolny i swobodny mogąc poznawać caaaały świat. Miałem swój uścisk w domu rodzinnym swojej młodości, ale to był tak krótki okres czasu, że nawet nie mam o czym mówić, wychowałem się, poznałem co muszę i wystrzeliłem w świat. Teraz jedyne co mogę naprawdę uznać za ograniczenie dla siebie, to moje słabe ciało. Nie zrobię wielu rzeczy a muszę przecież nadążyć za nimi.
- Nigdy nie będzie za późno na przyjęcie owej pomocnej dłoni. Trzeba tylko zważyć do kogo owe rączki należą i jakie intencje za nimi się kryją i widzieć, kiedy się wycofać.
Nie mogłem przecież tego zostawić bez odpowiedzi, w milczeniu. Mam tylko nadzieje, że źle mnie nie odbierze. Kwestia o wycofaniu może być zrozumiana zaprawdę różnie. Dla mnie jest to czymś w rodzaju roztropności, możliwości obrania nagłej innej drogi. Dla innych to po prostu nagły akt tchórzostwa, bo nie brnie się w jednym, w tej drodze która jest przed nami, jaką wybraliśmy już wcześniej. Nie mogę decydować za innych, Ja lubię mnogość wyboru, tą swobodę kiedy można przeskakiwać z jednej na drugą. Co by nie było, poklepałem dumnie w ramię Jyuu i skinąłem mu z uznaniem. Tak, stwierdził bardzo dobrze z nauką i chciałem go jeszcze bardziej zapewnić w wypowiedzi jaką oddał. Ach, mogę wręcz teraz powiedzieć coś w stylu "moja krew!".
Mijał dalszy czas, niewiele mogłem powiedzieć na zwrócenie uwagi kto jest wyjątkowy, zachowałem to dla siebie. Był też czas kiedy z uśmiechem podziwiałem rybę, której gatunek bez problemowo podała młoda uczennica. Już nawet myślałem nad tłumaczeniem podziału ryb dla Jyuu, wszak jego naukę o świecie trzeba kontynuować. Powiedziałbym, że tak dla młodego umysłu mogłoby to być aż za wiele. On jednak tak wsiąka całą przekazaną wiedze i to tak bez problemowo, że ostatecznie nie widziałem w tym żadnego problemu. No ale... Owa Władczyni Wód znikła, jak sam Władca Kruków spostrzegł. A niech to! Jestem tak ogólnie wyczerpany, że nawet sam tego nie zauważyłem. Szybko starałem się za nimi nadążyć, chwyciłem kijek i niczym włóczykij, albo raczej jakiś starzec, starałem się dotrzeć do nich. Jednak blondyn już zaczął rozmowę, przepraszał i liczył że coś z nią wynegocjuje. Aghr, nie mogłem się tutaj wtrącić, to był ważny moment konwersacji tej młodej dwójki. Zostaje mi tylko czekać i liczyć, że nie będę musiał się wtrącić, albo pocieszać młodzieńca. Co robić? No nic, usiadłem po turecku i przyglądałem się im z spokojnym wyrazie twarzy, by przypadkiem jakiś mój uśmiech niczego nie prowokował.

Kiedy oni mieli swoją chwile, Ja przypatrywałem się faunie i florze. Gdzieś swoim bystrym okiem widywałem różne ptaszyska, jak z kolei spojrzałem na ziemie, owady i to nawet same mrówki. Było tutaj zaprawdę żywo, można nawet powiedzieć że w miarę dziko. Zadziwiające były dla mnie wszelkiego rodzaju rośliny, które rozwijały się dość dziwnie. Wiły się po srebrze i wydawało się, że nawet doznawały jakiś dziwnych mutacji. Ale może jest to wina czegoś innego? Miałem w sobie wewnętrzną konfrontacje, miedzy dalszą eksploracją tego wszystkiego co tutaj jeszcze może być a pilnowaniem dwójki... Coś mnie jednak chwyciło, coś co nie dawało spokoju. Wstałem cicho i skierowałem się w dalszą część oranżerii. Między krzaki, byle dalej i dalej. Co mnie spotka, co mnie czeka? Co kieruje tak moimi chęciami zajrzenia tam dalej? Czy to tylko chęć przeżycia przygody? Nourh gdzieś im przepadł w gąszczu roślinności...
Nourh Noutiatir

Nourh Noutiatir

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Wilcze uszy, ogon, kły. Patrz wygląd.
Zawód : Zawodowe napieprzanie głową o ścianę lub w kolumnę do rytmów metalowej muzyki.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : A co Ja? Bezrobotnych zatrudniam?
Moce : Wilcza Odmiana, Wchłaniające Płomienie, Upiorne Bandaże, Twórcza Jaźń.


https://vampireknight.forumpl.net/t2227-nourh-noutiatir#47962

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Wto Maj 29, 2018 7:54 pm

Tymczasem Błękitnooka wyciągnęła z plecaka paczkę papierosów i spokojnie paliła jednego, oddając się nałogowi. Ani ona, ani jej towarzysze od tego nie umrą (przecież i tak w pewnym sensie byli martwi), ale uznała, że tak nieładnie zapalić przy nich. Tak więc zaciągała się dymem, którego to ostry zapach skutecznie tłumił wszystkie wokół do tego stopnia, że omal nie pisnęła z przerażenia, kiedy usłyszała za sobą znajomy, lecz cichy głos.
- Przestraszyłeś mnie! - roześmiała się gasząc papierosa - Nic się nie stało, po prostu nie chciałam palić przy Was.
Musiała przyznać, że widok młodego wampira chwytał za serce. Jednocześnie taki słodki i przerażony, z miną zbitego psa. A przecież nie zrobił nic złego, to Vivi postanowiła się zmyć z oranżerii, w której dalej szalało "straszne ptaszysko", jak w myślach nazywała sowę. Warto wspomnieć, że to nic osobistego, po prostu miała małą awersję do wszystkiego, co ma dzioby i lata odkąd w piątej klasie podstawówki rzuciła się na nią papuga znajomej ze szkoły, ale to zbyt długa historia, by opowiadać ją teraz.
Wpatrywała się więc we Władcę Kruków z cierpliwym uśmiechem. Miał w sobie coś z dziecka. Coś, co sprawiało, że był zwyczajnie rozczulający. Aż chciałoby się go przytulić i głaskać! Vivianne ledwo się wstrzymywała, by tego nie zrobić. Jyuu wzbudzał w niej uczucia podobne do instynktu macierzyńskiego. Oh, gdyby tylko wiedziała... To co? Wzięłaby go pod pachę i wniosła do akademika? To w sumie nie wydawało się być takim złym pomysłem...
- Dlaczego miałabym nie chcieć Cię już widzieć? - zmarszczyła brwi i przestąpiła krok naprzód ujęta jego słodyczą - Przecież jesteś najsłodszą istotą pod słońcem... a właściwie księżycem! Tak samo jak Twój towarzysz... Swoją drogą, gdzie on się podział?
Rozejrzała się dookoła, jednak wyglądało na to, że wszelki ślad po Szlachetnym zaginął. Czyżby znudziła mu się opieka nad młodym Władcą Kruków i postanowił złożyć cały ciężar wychowania maluszka na barki Vivi? Nie no, spoko. Zawsze może zabrać go do Crossa i powiedzieć "znalazłam tego oto wampira w lesie, mogę go przygarnąć", a Kaien klaśnie w ręce zadowolony i powie... "No chyba cię głowa boli dziewczynko". Tak, tak będzie, nie zmyślam.
- Wygląda na to, że musimy go poszukać razem - wyciągnęła dłoń ku słodkiemu wampirzemu chłopcu - Co Ty na to?
Jeśli Jyuu poda jej rękę, splecie swoje palce z jego, by razem ruszyć w gęstwinę za słabym, acz wciąż wyczuwalnym zapachem ich towarzysza.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Czw Maj 31, 2018 2:00 pm

Nourh nie powinien czuć się staro psychicznie. Jego osobowość różniła się od wiekowych przedstawicieli jego gatunku, a pomysłowością, lekkodusznością i przy tym pełnym luzactwem bliżej było mu do młodzieży. Jedynie to, że strzegł rocznego chłopca i starał się przekazać nie tylko wiedzę, ale i sposób zachowywania się wobec przyrody, życia czy innych osób. Lękliwy młodzieniec dzięki jego naukom był w stanie na tyle zainteresować się losem Vivi, że za nią w ostateczności poszedł. Doświadczenie i obycie się z różnymi osobistościami sprawiały, że Szlachetny swobodnie przechodził z trybu towarzyskiego na odkrywczy, nie urażając przy tym nikogo. Jedynie będąc powodem do zmartwień.
A najgorsze w tym wszystkim był fakt, że Jyuu obiecał nie martwić się o Nourha! No i jak miał to uczynić?
Po kolei. Nie chciał, by sympatyczna, ekstrawertyczna Blondyneczka zapodziała się bez śladu, zatem chcąc nie chcąc zostawił nieco w tyle Wilka. Nie podobało mu się, że nie mógł, albo nie spieszyło mu się z dorównaniu kroku, lecz działał pod wpływem chwili, i był przekonany, że czas grał tu rolę. Dlatego starał się chociaż nie spuszczać z zasięgu wzroku Białowłosego, gdy odwracał się od czasu do czasu za siebie. Najwyraźniej nie na tyle pilnie to uczynił, ponieważ przy konwersacji z dziewczyną pozwolił mu zniknąć.
Na całe szczęście dziewczyna nie była zła ani na Władcę Kruków, ani na Szlachetnego. Chodziło o coś, co różne istoty wyczyniały z podłużnymi bibułkami z tytoniem. Przyglądał się dymkowi z papierosa, choć bardziej interesował go nastrój towarzyszki. Nie wydawała się być już smutna, gdy pojawił się nieopodal. Może udawała radość? Nie, jej słowa brzmiały szczerze. Zresztą opatulała je uśmiechem, który wprawiał chłopca w rumieńce. Nigdy nie umiał dobrze przyjmować komplementów, ani odwdzięczać się.
-T-Ty bardziej, Vivi... -odpowiedział bardzo nieśmiało, choć grzecznie; lecz chwile uprzejmości zanikły po ważnej dla niego informacji- ...Nourh?
Dopiero koleżanka uświadomiła go, że Wilk nie dołączył do nich, ba - rozpłynął się w powietrzu. Chuderlak również rozglądał się za starszym kolegą (właściwie przyjacielem) i też nie dostrzegł go nigdzie w najbliższej okolicy. Oczka zrobiły się większe i bardziej okrągłe niż przedtem, a wyrażały lęk z troski. Czy to był już ten czas? Nie, niemożliwe! Nie mógł odejść! Jeszcze było za wcześnie!
Wtedy też z rozpaczliwych rozmyślań ocucił go głos koleżanki, która zdecydowała się mu pomóc w odnalezieniu Ogoniastego. Mało ich znała, a zechciała ich wesprzeć... bardzo ładnie z jej strony. Podniosła nieco młodzika na duchu, a na gest wyciągniętej ręki przez moment nie wiedział jak zareagować. Nie rozumiał znaczenia, nie mniej jak przyglądał się dłoni, to wreszcie ośmielił się uczynić podobnie. Powolutku, nie tak zgrabnie jak Vivi. Dziewczyna chwytając rękę Władcy Kruków mogła odnieść wrażenie, że właśnie przywiązała sobie do ręki leciutki balonik na sznurku. Jyuu w ten sposób wydawał się jeszcze bardziej kruchy niż przedtem. Nawet nie musiała silić się z szarpnięciem, a młodziak podążał za nią krok w krok. Jego palce również splotły się z jej, aczkolwiek uczynił to delikatnie, jakby nie chcąc ingerować przy nacisku na układ kostny dłoni Władczyni Wody.
Wreszcie więc ruszyli, weszli ponownie do starej oranżerii i uważając na srebrzyste słupki przemierzali metry w poszukiwaniu Białowłosego. Blondyn patrzył uważnie w zakątki i nawoływał:
-Nourh? Gdzie jesteś?
Nie za bardzo mógł krzyczeć, jedynie odrobinę podnieść ton głosu na donośniejszy. Duże dziecko nie posiadało wielkich sił fizycznych, lecz sporą determinację. No i teraz faktyczną pomoc ze strony Opiekunki.
-Musi gdzieś tu być, lubi badać okolice, a ta mu się spodobała.
Starał się podać jak najbardziej przydatne informacje, choć z drugiej strony mógł wybijać z tropicielskiego trybu towarzyszkę, więc umilknął, i sam skupił się na obserwacjach. Oh, czemu rozdzielili się? Co mogło wpaść w oko Wilkowi? Może jego wędrownicza natura kazała mu ruszyć się z miejsca?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Nourh Noutiatir Pią Cze 01, 2018 11:29 am

"Zaczekaj! Gdzie uciekasz?" Rozbiła się głośno moja myśl wśród gęstwin oranżerii. Nieudolnym krokiem zahaczałem o różne elementy krzaków, czasem uderzyłem o wystający korzeń, oraz przeróżne elementy roślinności. Przez to byłem coraz to bardziej pokryty liśćmi, moje ciuchy nabrały zielonej jak również brązowej barwy, byłem w skrócie solidnie ubrudzony. W dodatku wszędzie zaczynałem nabierać drobne przecięcia, jeśli były to miejsca poniżej twarzy, zaraz i tak zakryły go bandaże, jakby automatycznie zauważały moją krzywdę, przed którą chcą mnie ukryć. Gdzie byłem? Do kogo nawoływałem swoimi głośnymi myślami? Na te pytania próbuje przez ten moment sam sobie odpowiedzieć. Gdzieś w oddali uciekał nieokreślonego kontrastu włochaty ogon zwierzęcia. Tak bardzo mi znajomy, a tak bardzo zarazem nie wiedziałem co czynie. Czemu to tak bardzo mi uciekało? Był nawet moment kiedy obrodziłem się w jakimś jeszcze innym oczku wodnym, przez który usilnie się przedarłem, a to było dla mnie iście wykańczające, ale nie odstępowałem. Chęć poznania i związanej z tym determinacji, była u mnie w tej chwili ogromna.
Krok za krokiem, szarpnięcie, zsunięcie, upadek, podniesienie się, krok za krokiem. Co ze mną jest nie tak? W którym momancie zapomniałem o wszystkim, o wszystkich i w jednej chwili dążyłem do jednego nie do końca mi znanego celu? Nie powstrzymałem się, gdy już byłem o sporą ilość od moich towarzyszy, którzy w tym momencie zaplanowali moje odnalezienie, wydałem z oddali okrzyk, który baaardzo kojarzył się z jednoczesnym wyciem wilka.

- Nie uciekaj!
Nawoływałem w nadziei, że to przestanie mi umykać za każdym razem, w każdym momencie gdy już tylko widziałem wystający włochaty element, ten zaraz znikał. Za drzewem, a potem tylko nerwowo się rozglądałem i widziałem już znacznie dalej. Zmysł węchu nic mi nie mówił, a w głowie wszystko mi szumiało. Rozbrzmiewał dźwięk, zwierzęta, wiatr, odgłosy bulgotania w wodzie, inne szmery, szelesty... Grało to dla mnie muzykę, która chciała zbić mnie z tropu. Od kiedy zmysły tak bardzo ze mną nie współpracują? Na chwile gdy się zatrzymałem padły pierwsze krople na moje zabandażowane rękawiczki. Deszcz? Zerknąłem do góry by dojrzeć go swoimi ślepiami, nie. Nie ma deszczu, nawet byłem w okolicach dobrze oszklonej części. Pot? Nie no, przecież się nie pocę, jestem nieumarłym! Aghr, nie zważyłem na mokre krople, przetarłem nieświadomie swoje własne oczy i... Ruszyłem za dalszą pogoń, niczym zahipnotyzowany. Co zrobi drużyna tropicieli? Czy mi pomogą, zatrzymają? Z pewnością muszą być zdeterminowani i w sumie nic więcej, no przecież jestem osłabiony, za szybko mknąć nie mogę, ale za to pewnie!
- Pokaż się...
Odparłem już słabszym tchem, nieco mi się już w oczach rozmazywało a moje słowa były już znacznie cichsze i oczekiwały na nadzieje. Przecież nie mogę się poddać, z pewnością jestem tak blisko... Upadek. Siły odmawiają mi posłuszeństwa a w dodatku wpadłem na śnieg. Czekaj, śnieg? Podniosłem ręce i spojrzałem do góry, zauważyłem coś bardzo znajomego. Taki sam rodzaj rośliny pełna kwiatów z srebrzystym pyłem, czyli jest ich więcej... Tym razem rozpyliła to wszystko bez rozdrażnienia jej, dlaczego? Już miałem przeczołgać się z dala od niej, ale zauważyłem włochaty cień, tego kogo chciałem złapać, podniosłem rękę w tamtym kierunku i... Opadłem z siły, pokrywany powoli srebrzystym pyłem. Czyżby ta osoba umyślnie mnie tu naprowadziła? Ale... Dlaczego?
Nourh Noutiatir

Nourh Noutiatir

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Wilcze uszy, ogon, kły. Patrz wygląd.
Zawód : Zawodowe napieprzanie głową o ścianę lub w kolumnę do rytmów metalowej muzyki.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : A co Ja? Bezrobotnych zatrudniam?
Moce : Wilcza Odmiana, Wchłaniające Płomienie, Upiorne Bandaże, Twórcza Jaźń.


https://vampireknight.forumpl.net/t2227-nourh-noutiatir#47962

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Pią Cze 08, 2018 6:17 pm

Miał takie delikatne i drobne dłonie. Vivi zdawało się, że są bardziej dziewczęce od jej własnych, przez co poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Nie była to jednak jedna z tych rodzajów zazdrości, które przesiąknięte są zawiścią i jadem, a jedynie krótkim "też bym takie chciała!", które przeszło jej przez głowę.
Rzeczywiście, był bardzo lekki i zdawać by się mogło, że równie kruchy. Efemeryczny do tego stopnia, że bała się trzymać go mocniej, by przypadkiem nie wyrządzić mu krzywdy. Pomimo tego, że był wyższej krwi, to ona czuła się za niego odpowiedzialna. Że była tą, która powinna go ochronić. Wielka szkoda, że jej druga moc nie działa na chłopca. Mogłaby zesłać na niego miraż ukazujący cokolwiek o co by zapytał.
Ścisnęła jego dłoń nieco mocniej.
- NOURH! - krzyknęła z przepony, jakby śpiewała. A warto dodać, że jako wokalistka miała naprawdę donośny głos, któremu nawet echo odpowiadało jeszcze przez chwilę. Krzyk Vivi był tak głośny, że zapewne obudziłby umarłego, a co dopiero nie-umarłego! Wilk jednak zdawał się tego nie słyszeć, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że coś mogło się stać. W końcu jednak, po chwili skupienia, wyłapała jego słaby zapach, który niczym nić Ariadny był w stanie doprowadzić ją do Szlachetnego.
- Chodź, czuję go! - przyśpieszyła kroku, nie wypuszczając ręki Jyuu. Nourh powinien być gdzieś...
Tutaj. Czy on w ogóle jeszcze żył?
- Nie patrz, ani nie podchodź - nakazała młodemu wampirowi, sama naciągając rękawy bluzy na swoje dłonie w taki sposób, by nie miały bezpośredniego kontaktu ze srebrem. Przykucnęła obok Nourha dotykając jego szyi, by po chwili zbesztać samą siebie za głupotę. Przecież to podobnie jak ona wampir!
- Nie ruszaj się stąd. Muszę pójść po pomoc - zwróciła się do chłopca, po czym wyciągnęła z kieszeni spodni karteczkę z własnym numerem telefonu - Zadzwoń, jeśli znajdziesz zasięg.
Nie miała pojęcia, że Jyuu raczej nie korzysta z cudu techniki jakim jest telefon. Nawet jej to przez myśl nie przeszło, w końcu byli w XXI wieku w Japonii!
Tak więc oddaliła się od starej oranżerii w poszukiwaniu jakiejkolwiek żywej lub mniej duszy, która mogłaby wiedzieć jak zająć się szlachetnym. Jego zapach z każdą chwilą robił się coraz słabszy, przytłumiony zapachem letnich ziół. Aż w końcu ze zgrozą odkryła, że się zgubiła.

z/t


//Wybaczcie, że krótkie i że znikam w takim momencie, jednak moja wena na Vivi trochę podupadła, a nie chcę Was blokować ;w;
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Sob Cze 09, 2018 10:26 am

Latał z Vivi po zakątkach oranżerii i nie mogli namierzyć nigdzie Wilka. Zauważył jedynie, że niektóre liście bujnej roślinności były otrzepane z kurzu, jakby ktoś przedzierał się między nimi. Próbował jak Blondynka wyłapać aurę towarzysza, lecz ubiegła go w tym. Złapała trop i podążał za nią. Była taka dzielna i pomocna, że chyba nie będzie miał jak odwdzięczyć się za pomoc!
Słuchał jej poleceń, ale gdy tylko kazała mu przystanąć i nie patrzeć, to momentalnie zbladł i znieruchomiał ze strachu. Co to się stało, że nie mógł podejść bliżej Białowłosego?! Rozejrzał się po okolicy i zrozumiał. Natężenie srebrzystego pyłu było nieznośnie wysokie, aż sam zaczął kasłać z nawdychania się proszku unoszącego się w powietrzu. Przysłonił usta przedramieniem i gdy tylko koleżanka podała mu świstek papieru, wpatrywał się niezrozumiale na ciąg liczb. Nie zdążył zapytać ani o cyferki, ani o to, co to znaczy "być w zasięgu", a dziewczyny już nie było. Tak szybko pobiegła szukać pomocy!
Nakazała im tu zostać, lecz było za dużo srebra dookoła, musiał interweniować. Podszedł bliżej Ogoniastego i kucnął przy nim przeczesując ostrożnie palcami grzywkę z czoła Szlachetnego.
-Nourh...? -zapytał się, próbując go jakoś ocucić; strach w oczach młodzika był bardzo namacalny- ...trzymaj się.
Jak mu pomóc?! Woda... tak! Ocucić go mógł wodą z kałuży, z którego Vivi wydobyła karpika! Zebrał tyle, ile miał w sobie sił i chwycił w ramiona zemdlonego Ogoniastego. Uniósł się z nim ostrożnie wśród srebrnych, niebezpiecznych mutacji roślin i gdy gąszcz rozrzedził się, z wysoka próbował namierzyć jakieś źródło wody. Wreszcie dostrzegł sadzawkę, która była wolna od cudacznych zielsk i przy której wylądował ostrożnie układając przy niej nieprzytomnego przyjaciela. Sam musiał przez moment usiąść, drobinki srebrzystego pyłu dostały się przez nos i usta do układu wewnętrznego Jyuu. A co miał powiedzieć o Wilku?! Jak on tam tak długo leżał...! Zdjął swoje nakrycie z głowy i napełnił je wodą, by zrobić z niego naczynie. Musiał przemyć jego twarz, bo o dziwo kończyny były już owinięte świeżymi bandażami. Miał nadzieję, że choć trochę Owiany Listnik obronił Białowłosego przed zagrożeniem. Próbował też go troszkę napoić, lecz bał się, że udławi się zbyt wielką ilością wody. Na końcu położył jego głowę na swoich udach i głaskał czule cały drżąc. Nie, to nie może być koniec Wilka! Musiał zasłabnąć z braku pożywienia, albo gorączki! Od tego pyłu tam niełatwo nabawić się wewnętrznych obrażeń! Delikatna, jasna aura otoczyła dłonie Władcy Kruków, który nie przestawał głaskać towarzysza. Musiał mu pomóc, liczył, że odrobinę wsparcia leczniczego tkwiąca w duszy Blondyna ukoi choć trochę organizm Nourha. Nie wykrzesał z siebie aż tyle mocy, co ostatnio. Bezwiednie schylił się głębiej nad nieprzytomnym, a oczy same zasłoniły się powiekami. Dalej trzymał ręce na ciele kolegi, nie chcąc go stracić. Był bardzo przejęty losem Szlachetnego, lecz był zbyt słaby i bezradny, aby ocucić Ogoniastego.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Nourh Noutiatir Pon Cze 18, 2018 5:43 pm

Ach jaka to ironia gdybym oglądał to z boku! Nie dość, że Jyuu jest za młody i za mało towarzyski by obsługiwać telefony, to Ja sam jestem na tyle atechniczny, że nie używam takich urządzeń. Podanie nam takiego środka komunikacji niestety było błędem. No ale nie można Ją winić, w jej społeczeństwie zwyczajnie jest przyzwyczajona do tego, że każdy jej rówieśnik posiadał takie urządzenie, ba nieraz się nawet chwaląc takim aż do przesady. Słyszałem tylko tą wymianę słów idącą mi po głowie, gdy tak nieprzytomnie spędzałem czas. Z taką łatwością się zatracić, co za wstyd dla tyle wiekowego nieumarlaka. Gdy już uciekła niemal to było już pewne, że już tutaj nie wróci. A może przesadzam? Ciekawe czy wtedy choć trochę wspomni o dwójce nieudolnych wampirów, jednym do przesady starym i jednym do przesady młodym.
No ale nic się tutaj nie zatrzymuje. Majaki mnie biorą, to fakt! Ale przecież jeszcze jakiś tam wigor we mnie jest, w tym ciepłym ogonie, uszami i reszcie zimnego ciała. Ach tak bardzo mnie wszystko w środku parzyło, ale tylko niemrawo podrygiwałem aż do póki się nie przebudziłem gdy pewna zimna woda przepłukiwała ze mnie różne drobiny srebrnego pyłu. Byłem jednak nadal nadzwyczaj bezradny. Kaszlałem i wyplułem tą niewielką ilość wody, być może to nie był zły pomysł bo wraz z tym wyplułem nieco parzącego mnie w środku srebra.

- Władco Kruków?... To Ty?
Wycedziłem cichym trochę chrapliwym głosem, ciężko było mi mówić normalnie. Było to oczywiście pytanie dość retoryczne, bo zaraz mogłem spojrzeć w jego dramatycznie wyglądającą twarz. Wtuliłem się do jego ud a po chwili je puściłem i chciałem bardzo usilnie wstać, jednak bez pomocy będzie to dla mnie dość ciężkie. Jednak czy sam blondyn jest mi w stanie pomóc? Co by nie było, zaproponowałem mu jedną z możliwości na ile trzeźwą głowę mogłem mieć. Kto wie czy zaraz nie ujrze kogoś kto mnie tak... Wpakował. A co jeśli nadal ktoś tutaj jest?
- Vivi uciekła?... Powinniśmy na dzisiaj tutaj skończyć, udać się dalej gdzie ktoś mógłby zaradzić.
Wiem doskonale, że on stroi od innych. Oraz fakt, że w sumie dlaczego mielibyśmy kogoś o tak znaleźć? Może lepiej jak mnie gdzieś odstawi? Ach, sam nie wiedziałem jaka opcja byłoby najlepsza, przecież wcale nie będzie ze mną lepiej. Niech to te okropne zmutowane kwiatki.
Nourh Noutiatir

Nourh Noutiatir

Krew : Szlachetna
Znaki szczególne : Wilcze uszy, ogon, kły. Patrz wygląd.
Zawód : Zawodowe napieprzanie głową o ścianę lub w kolumnę do rytmów metalowej muzyki.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : A co Ja? Bezrobotnych zatrudniam?
Moce : Wilcza Odmiana, Wchłaniające Płomienie, Upiorne Bandaże, Twórcza Jaźń.


https://vampireknight.forumpl.net/t2227-nourh-noutiatir#47962

Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Gość Nie Cze 24, 2018 4:28 pm

Ocucenie nie przynosiło z początku oczekiwanego rezultatu. Musiał poczekać, nie poddawać się. Ile mógł omywał z zewnątrz wampira oprószonego srebrem, strzepywał z ubrania i włosów, nawet ze słodkich uszu i ogona. To dziadostwo przyczepiało się jak magnes w każde miejsce. Vivi ruszyła po pomoc, choć jak zmienili lokalizację będzie im trudno siebie odnaleźć. Ale musiał! Tam unosiło się stanowczo za dużo toksycznego dla krwiopijców dymu!
Wreszcie Szlachetny dał o sobie znać, gdy zaczął kasłać i wypluwać mieszankę srebra z wodą. Jyuu na nowo ożywił się ze stagnacji i odetchnął z wyraźną ulgą. Akurat trzymał rękę na jego czole, które było zimniutkie jak lód. Biedak jeszcze pochoruje się od szkodliwego pierwiastka! Ucieszył się w duchu, że Nauczyciel rozpoznał go. A że nie wiedział, iż zadane pytanie było retoryczne, odpowiedział niemal od razu:
-Tak.
Uśmiechnie się lekko na bladym obliczu, które drżało z właścicielem od bezsilności i strachu o kompana. Podał mu jeszcze trochę wody, żeby spróbował wykaszleć jeszcze trochę szkodliwego pyłu. Był taki zmarnowany jak siedem nieszczęść, że z trudem powstrzymywał się od ukazywania smutku inaczej niż przez mimikę. Przytulił się do jego uszatego łba, tak bardzo cieszył się, że oprzytomniał.
Niepokoiły go kolejne słowa, które pogłębiały przygnębienie Jyuu. Nieco opacznie zrozumiał prośbę o poszukanie kogoś innego. Wziął to do siebie, iż nie był wystarczającym wsparciem, aby przynieść ulgę w niemym cierpieniu Uszatego. Spuścił głowę i powiedział cichutko spoglądając uważnie na Wędrowca:
-Przepraszam... przepraszam, że nie mogę Ci pomóc...
Pogłaskał delikatnie po główce kompana, którego jeszcze nie chciał zdejmować ze swoich ud. Ale im dłużej tu będą tkwić, tym trudniej będzie Nourhowi znaleźć osobę, która będzie w stanie zająć się jego głodem. Palcami ostrożnie poprawiał grzywkę na czole Wilka, chcąc tym gestem odrobinę zrelaksować. Czy rzeczywiście rozstaną się na długo? Jyuu nie odnajdował się zupełnie wśród tłumu, wśród ludzi czy wampirów. Bardziej przypominał wtedy cień umykający przed słońcem. Wiedział jednak, że zdrowie przyjaciela było zagrożone. Chociaż... chociaż tyle będzie mógł dla niego zrobić, zabrać do miasta. Czy to dobry pomysł? A jak trafi na kogoś, kto będzie mu źle życzyć? Miał ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu.
Wreszcie ostrożnie zsunął głowę Białowłosego z ud, po czym zebrał w sobie jeszcze trochę sił i pomógł mu wstać na równe nogi. Chudzielec nie narzekał na ciężar, choć trzęsły mu się kończyny z wysiłku. Na moment zmrużył powieki koncentrując w sobie tyle życiodajnej energii, ile miał, aby nie puszczając Ogoniastego wzbić się w nim powietrze. Władca Kruków musiał spieszyć się, na długo nie utrzyma swojego kompana w wątłych ramionach. Całe szczęście, że wiedział, którędy lecieć do mieszczącej się kilkadziesiąt kilometrów Yokohamy. Bo to tam zabrał Ogoniastego.

z tematu - Yokohama
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Stara oranżeria - Page 5 Empty Re: Stara oranżeria

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach