Gabinet głównego medyka [parter]

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Czw Mar 16, 2017 2:18 pm

W przypadku pracy i własnych przekonań, nie było w oświacie większej służbistki nad Płomiennowłosą lekarkę. Większość działań Esmeraldy mogły się wydać Ericowi niepotrzebne, jednak sumienie nie pozwoliłoby wypuścić mężczyzny bez pełnego wywiadu. Oczywiście, że nie uwierzyła w początkową historyjkę, co potwierdził zadziorny uśmiech malujący się na twarzy kobiety.
- Ależ skąd… - W swojej pracy spotykała dziesiątki bajkopisarzy, jednak nie każdy był tak miły jak jej obecny towarzysz.
- Brzmiałeś całkiem przekonująco. - puściła do niego oko i przeszła do dalszego porządku dziennego. W spojrzeniu wciąż były jednak obecne iskierki rozbawienia, których już nawet nie starała się ukryć. Nie to że śmiała się z jego krzywdy! Kula bilardowa (ale tylko ta umiejętnie użyta) była doprawdy bronią przynoszącą zgubę każdemu nieostrożnemu bywalcowi baru.
- Piłeś? – przesłuchania ciąg dalszy, jednak to pytanie było kluczowe w sytuacji gdzie chciała mu pobrać krew. Każdemu łowcy zakładało się teczkę medyczną, co było równoznaczne ze stałym monitorowaniem ich zdrowia. A Esmeralda… no cóż, nie była mistrzem wyczucia. Co prawda mogła wyciągnąć skitrany w szufladzie alkomat, ale po co to komu skoro zaraz wyśpiewa jej wszystko jak na spowiedzi.
Nie martwiła się zdrowiem cywila, bowiem kula bilardowa w łapie nie była kwiatkiem skierowanym do uroczej damy. Mógł nie prowokować, a szczerze wątpiła by łowca mógł skrzywdzić zwykłego Kowalskiego. Każdy miał w sobie choć trochę ogłady i zahamowań, by nie zabić przypadkiem rzucającego się niczym ta wsza na grzebieniu typka.
- Vladislau. Jest Rosjaninem. – odpowiedziała. Z psem też poniekąd się zgadzało, ponieważ dowódca prawie nigdzie nie ruszał się bez swojego czworonoga. – Jego pies to Kres. – nie mogła się powstrzymać przed małym sprostowaniem. Momentami miała kiepskie poczucie humoru, jednak umiejętność efektywnego flirtu włączała jej się dopiero po wypiciu kilku głębszych.
- Emmanuel Kuroiashita. Słyszałam, że nie jest taki zły. – ba, przekonała się nawet o tym na własnej skórze, chociaż do tej pory nie uregulował rachunku za stłuczony stół w jej domu i nie założył obiecanego monitoringu. Nie sądziła, by w tej chwili pamiętał o tego typu drobiazgach, lecz łączące ich „interesy” nie powinny pozwolić mu zapomnieć. Emmanuel był na pewno lepszą opcją niż poprzedni burmistrz, którego z chęcią nauczyłaby rezonu.
- Jasne, że się przyda. Naprawdę dobrze że przyjechałeś. – zawsze mógł przecież wybrać inną Oświatę, a wtedy by się nigdy nie poznali.
- Proponujesz mi wyjście, czy chcesz skłonić, żebym wstała i zrobiła nam kawę? - uśmiechnęła się, a w jej oczach znów pojawiły się błędne ogniki. Rzeczywiście może wcześniej powinna zaproponować łowcy coś do picia. Nie zrobiła tego przez wzgląd na konieczność zbadania, a potem zwyczajnie wyleciało jej z głowy.
- Chętnie. Nigdy nie odmawiam miłego towarzystwa. – powiedziała nie czekając na odpowiedź, by zaraz za chwilę ugryźć się w język. Może nie chodziło o spotkanie typowo towarzyskie, a zwykłą oficjalną rozmowę… No cóż, tak czy inaczej, chętnie się z nim napije. Kawy. Tak, może być to kawa.
- Cóż, nie wiem co powiedzieć… Nikt nigdy nie prawił mi komplementów. Dziękuję. – powiedziała skromnie, niczym ta dziewica ze średniowiecznych ballad. Większość łowców rzeczywiście nie zwracało uwagi na jej urodę, a jeśli nawet to nigdy nie mówili tego wprost. Na polu własnego wyglądu wciąż miała wiele kompleksów, które zręcznie ukrywała pod grubą ochronną warstwą.
Panna… Cóż, czyli spojrzał na dłonie nie odnajdując obrączki.
- Trzymam za słowo. – nie był w jej oczach starcem, a całkiem przyjemnym facetem. Może jego obecność coś zmieni, a część zniewieściałych łowców zacznie brać z niego przykład i w końcu… zmężnieje?
- Jeśli nie pijesz jej na ulicy przy ludziach… to nie, nikt nie powinien mieć z tym problemu. Większość łowców wspomaga się krwią. – nawet sam dowódca!
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Czw Mar 16, 2017 3:39 pm

Oczywiście, że zauważył ten uśmieszek. Rude takie właśnie były, niby nic takie niewinne, ale w środku płomień. I czy tego chciała czy nie widział w jej oczach to, że podobały jej się głupoty jakie gadał. I dobrze, kobieta powinna się uśmiechać przy mężczyźnie, a nie trapić jakimiś głupotami.
Pokazał jej całkiem zdrowe uzębienie odwzajemniając uśmiech i westchnął ciężko kręcąc głową.
-Wieloletni trening w końcu się opłacił. Bo widzisz... ja zawsze chciałem bajki pisać.- rzucił z rozbawieniem w głosie. W sumie jej śmiechu jeszcze nie słyszał... warto było popróbować, może się uda. Satysfakcjonował go fakt, że początkowe jakby... znużenie pracą, czy zmartwienia zamieniły się w uśmiech.
Skinął głową w odpowiedzi na pytanie.
-Tylko pół kufla, nie zdążyłem więcej przez tego rączego żółtka.- westchnął wzruszając jednocześnie ramionami. Cóż poradzić... nie to żeby płakał, to jego kumpel był od alkoholizowania się. Eric o wiele bardziej wolał kofeinę i tytoń. Czyżby przez to musieli przesunąć badanie krwi? Jego wątroba dzięki krwi całkiem nieźle się sprawowała jeśli chodziło o pozbywanie się alkoholu z organizmu. Może jednak faktycznie lepiej było odczekać?
-Vladislau...- powtórzył marszcząc przy tym lekko brwi. Te obce języki jakoś nigdy nie chciały wbić mu się do łba. Co innego skomplikowane mechanizmy napędzające auta.
-Dobra, lepiej nie będę wymawiał jego imienia przy nim.- machnął znów ręką uśmiechając się, a po krótkiej chwili dowiedział się nawet, że przełożony ma nawet psa. Celowa gra słów od Esmeraldy czy nie do końca zrozumiany żart? W każdym razie było to całkiem urocze.
-I ma jeszcze psa? Dziwne że nie niedźwiedzia.- puścił jej oko czekając na reakcję. Ciekawe czy i ten żart zrozumie. Jeśli nie na pewno nie będzie z niej szydził. Chyba nieco za długo siedziała wśród mega poważnego towarzystwa.
-Ach, więc tak się zwie pan burmistrz. Nie mam nic do "szlachetnych" wampirów chociaż nie pałam też do nich ciepłymi uczuciami. Skoro uważasz, że jest dobry... Oświata ma jakiś wpływ na jego decyzje?- troszkę poważnej i nudnej rozmowy? Za chwilę będzie musiał to zmienić. Kobieta i tak wydawała się mieć swoje zmartwienia, taka rozmowa mogła przecież zaczekać na przykład na następny dzień.
Puścił jej znów oko słysząc jej zadowolenie, że przyjechał.
-Również się cieszę, że pierwszą osobą z Oświaty jaką poznałem jesteś ty panno Green.- uśmiechnął się pod nosem. Oj chciał być po prostu miły i jeśli w Oświacie jest więcej tak pięknych kobiet... cholera, wpadł jak śliwka w kompot. Lubił sprawiać, że kobiety się śmiały, chyba że były chodzącymi lodowcami na morzu powagi. Takie coś było nie dla niego. Iskry w oczach Esmeraldy chyba podobały mu się najbardziej...
-Och, a byłabyś tak dobra? Widzisz ja ledwo chodzę, mroczki przed oczyma mam. Jeszcze bym padł po drodze na zawał.- zażartował. W sumie po cóż mieli się ruszać, a skoro zaproponowała że mogłaby zrobić kawę to czemu nie. Dłużej sobie pogawędzą w gabinecie. Chyba, że faktycznie przywiozą jakiegoś ledwo żywego łowcę... wtedy ewentualnie zgodzi się zaczekać.
-Jestem więc do usług panno Green. Jeśli kiedyś zabraknie kawy, może panna walić do mnie jak w dzwon.- zamilkł na chwilę zastanawiając się czy mógłby... ta jasne, że mógłby. Na prawdę go korciło.
-Czy mógłbym... zapalić? Tak przy oknie? Pani doktor hm?- zapytał patrząc na nią błagalnym wzrokiem i z typowym dla niego zawadiackim uśmiechem. Zgodzi się? Mały papierosik!
-Och, ale teraz to słyszę kłam jakiś mało.- pokręcił głową i spojrzał jej nieco wyzywająco w oczy.
-Nikt nigdy nie powiedział, że jesteś ładna?- uniósł obie dłonie.
-To ja się poddaję, świat schodzi na kretynów.- powiedział niby bardzo poważnie patrząc gdzieś w sufit by po chwili zerknąć na nią kątem oka i znów puścić oko. Opuścił dłonie obserwując poczynania kobiety. Oczywiście, że zauważył pierścionek... jednak kobieta tak ładna nie powinna być zwana panią, to brzmi staro. Poza tym to on był stary. Może powinien mówić jak Leon? Panienka? Nie... wolał panna. Chyba, że będzie jej to przeszkadzać i da mu jakoś o tym znać.
Wyciągnął do niej dłoń
-Więc ustalone.- powiedział już spokojniej czekając aż ją uściśnie.
-Rozumiem, więc nie będzie problemu. Nie, raczej unikam picia przy cywilach, z resztą zazwyczaj jest przy tam spory bałagan. Lubię świeżą... nie taką z lodówki, ale wezmę to co dają.- tu jego ton był już nieco poważniejszy, choć wzruszenie ramion nadało mu chociaż pozór luzu. Nie chciał już wchodzić w szczegóły swojego pożywania się. Tylko by ją odstręczył jak wiele osób wcześniej.
-Zmieńmy jednak temat. Macie jakichś rekrutów? Może mógłbym jakoś pomóc.
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Czw Mar 16, 2017 5:04 pm

Pewne ruchy przychodziły jej zupełnie naturalnie. Były częścią natury, działaniem ukazującym jej ognisty temperament. Rzadko kiedy pozwalała sobie na takie praktyki w pracy, lecz teraz… nie robili przecież nic złego. Z drugiej strony co pomyśli sobie łowca? Czy tego typu zachowania nie odbierze jako nazbyt odważne bądź frywolne?
- Więc jeszcze nic straconego. Niech stracę, mogę być Twoim pierwszym krytykiem. – również i teraz nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Łowca miał gadane, a swoim orężem mógł zbajerować pół świata. W tym i ją.
- …mały ale wariat. – wyrwało jej się nim zdążyła dokładnie przeanalizować wypowiedziane słowa i ich dwuznaczność.
- Oczywiście chodziło mi o Japończyka… - sprostowała modląc się w duchu by nie spalić buraka po tych słabych tekstach. Na chwilę zakryła usta dłonią chcąc zakryć uśmiech i to dziwne zakłopotanie które zaczęło jej towarzyszyć.
- W takim razie zaczekamy z tym badaniem… Wygląda na to, że będziesz mnie musiał jeszcze odwiedzić. – miała nadzieję, że łowca nie zniechęci się przez jej osobliwy styl bycia i mimo wszystko zawita jeszcze w skromne progi lekarskich gabinetów.
- Myślę że nawet jeśli odrobinę byś je przekręcił, to by się nie obraził. – Vladislau również był mężczyzną bardzo specyficznym. Ludzie go szanowali i posłusznie słuchali jego rozkazów. Szanowali go. Dowódca nie był jednak szczególnie wylewny, a jego oczy zwykle zdradzały chłód. I ten brak innych emocji.
Po tekście o niedźwiedziu nie wiedziała do końca co odpowiedzieć. Otworzyła usta by wystrzelić czymś błyskotliwym, lecz zamiast tego poczuła jak jej policzki oblewa znienawidzony rumieniec. Natychmiast wstała wykorzystując pretekst zrobienia kawy. Przez chwilę krzątała się przy szafkach, odnajdując pochowane tam przedmioty. Kubki, łyżeczki i inne pierdolety. Nie zabrakło naturalnie kawy, którą specjalnie na takie okazje sprowadzała z dalekiej zagramanicy.
- Możesz mi mówić po imieniu. Będzie mi bardzo miło. – powiedziała, nie odrywając wzroku od wsypywania kawy do kubka. Pstryknęła wodę w czajniku i czekając aż będzie gotowa, wróciła do swojego rozmówcy. Mówiłam już, że była dziewicą w tych sprawach?
- Nie jestem pewna. Z tego co wiem nie prowadzono z nim jeszcze żadnego dialogu. Myślę, że dowódca będzie chciał wykorzystać pozycję burmistrza i wpłynąć w jakiś sposób na jego kadencję. Tak czy inaczej możliwości są. – w najgorszym wypadku zawsze można zaszantażować go Testamentem którego Oświata miała w garści… albo zagrozić odwampirzeniem. Zabawne, że ta druga spotkała się z takim przerażeniem w świecie krwiopijców. Czy Eric wiedział jakie praktyki stosowane są w Yokohamie i właśnie ma przed sobą główną kość niezgody między radą wampirą a łowcami?
-  Co do tych mroczków, może zamiast kawy wolałbyś krew lub mój genialny witaminowy koktajl? – zaproponowała. W gabinecie miała spore zapasy krwi, z czego duża część przeznaczona była dla łowców. Nie posiadała poukrywanych pod podłogą wampirów, toteż nie było możliwości by krew była bardzo świeża. Wciąż jednak posiadała wartości odżywcze i stawiała na nogi lepiej niż ta wspaniała kawa. O koktajlu krążyły legendy w Oświacie, jednak Eric nie był tego jeszcze świadomy. Witaminowy twór nie wyglądał zachęcająco, a jego konsystencja pozostawiała wiele do życzenia. Był całkiem smaczny, ale szybko znalazł się obiektem żartów tutejszych łowców.
- Wiesz, że palenie nie jest zdrowe? – może powinna zrobić mu wykład o szkodliwości jego uzależnienia? Od razu odechce mu się palić i zrezygnuje z szalonego pomysłu podtruwania jej uroczych roślinek dymem.
- Przy oknie. OTWARTYM. Tylko nie skacz przez nie ze strachu, nie zjem się. – w jej głosie słyszalny był przekąs, jednak mimo wszystko dała przyzwolenie na ten zakazany czyn jakim jest palenie. Wyziębi jej gabinet, ale to on był tutaj pół nagi, a jej nie groźne były przeziębienia!
- Nie z Oświaty. I nie wprost. – stwierdziła. Nie przywiązywała największej uwagi do słów i wyglądu. Lubiła podkreślać swoją urodę i wzbudzać w mężczyznach różnorakie odczucia. Pewne problemy roztrzaskały jej pewność siebie i otuliły ją poczuciem obojętności. Czasami tak było lepiej…
- Żebyś wiedział. – ach co by zrobiła mogąc dorwać tych wszystkich pajaców tytułujących się prawdziwymi mężczyznami.
Z poczuciem spełnionej misji uścisnęła jego dłoń zdecydowanym ruchem. Jej dłoń przypominała dłoń nastolatki, jednak siłą wyraźnie zaznaczała swoją pozycję.
- Zobaczę co da się dla Ciebie zrobić. Powiedz mi tylko jakie masz dokładnie potrzeby. – jeśli dzięki temu Eric ma być wydajniejszy, to dlaczego nie?
- Dowódca przydziela rekrutów do starszych stopniem łowców. Porozmawiaj z Vladem, a z pewnością Ci kogoś przydzieli. Masz w tym jakieś doświadczenie? – żałowała, że wszyscy rekruci trafiali do innych, a dla niej wciąż pozostawało gorzkie rozczarowanie. Mało młodych chciało się uczyć medycyny, a walka wręcz i umiłowanie do trucizn dawno wyparł bezpieczniejszy sposób walki. Cóż.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Czw Mar 16, 2017 7:20 pm

Musiał przyznać, że dziewczyna potrafiła się ładnie uśmiechać, a przecież nie każdej było to dane. Taki niby powstrzymywany, subtelny ale jednak uśmiech który zwyciężył powagę na jej twarzy.
-W końcu doczekam się profesjonalnej krytyki. Dziękuje panno Green.- i schylił przed nią nieco teatralnie czoła. Przy okazji miał też całkiem niezły kąt widzenia na jej bądź co bądź szczupłe nogi ukryte pod spodniami. Doprawdy, kobiety powinny znów wrócić do noszenia sukienek i spódnic. Wrócił nagle wzrokiem do jej twarzy słysząc tekst który wypowiedziała i po prostu się uśmiechał. Wyszedł właśnie na szczyt! Powstrzymanie się przed parsknięciem wymagało niewyobrażalnych pokładów samokontroli i siły woli. I on tego właśnie dokonał. Nie zaczął śmiać się jak wariat, chociaż tekst był przedni. Kto by pomyślał, że tak jej się żarty potrafią trzymać!
-Oczywiście, mówimy przecież o gościu z baru.- zgodził się z nią łagodnie się uśmiechając by nieco uspokoić kobietę. Tak jakby nic nie zauważył. Kompletnie nic! Przysłonięcie przez nią ust było tak urocze, że Eric po prostu pokręcił głową patrząc na nią rozbawiony.
-Masz rację, następnym razem przyjadę jednak cały.- rzucił dotykając jednocześnie skrzydełka nosa. A z resztą, czy opieka pani doktor byłaby taka zła? Na pewno znała się na rzeczy i można też było liczyć na kawę. Czego chcieć więcej?
-Skoro tak mówisz, zapamiętam i najwyżej obronię się twoim nazwiskiem.- zażartował znów mając nadzieję, że nie odbierze tego w sposób ofensywny. Przecież nie chciał jej urazić, czasem jednak żarty żyły własnym życiem. Co było później? Piękna pani doktor (opisując sytuację kolokwialnie) spaliła buraka przed swoim pacjentem. Eric przymknął oczy przyglądając się dość otwarcie temu jak jej policzki nabierają kolorów. Wtem! Esmeralda odwróciła się by zacząć szykować kawę. Jakież to było oczywiste, że sama poczuła własny pąs. Łowca opuścił wzrok i uśmiechnął się tym razem o wiele spokojniej i czulej, nie dane jej jednak było tego zobaczyć. Kto by pomyślał, że będzie wyglądała tak uroczo.
-Dzięki.- oczywiście chodziło o jej imię. Skoro dostał pozwolenie... zapamięta to.
-Rozumiem, przydatne mam nadzieję, że coś z tego wypali. Chociaż osobiście nie przepadam za układami z wampirami. Ciągle wydaje mi się, że uważają nas za głupców.- rzucił i ciężko westchnął. Tak, co prawda wycwanili się i już nie lekceważą łowców jak to mieli w zwyczaju, ale za to wykorzystują teraz częściej swoje jadowite języki. Nie wiedział co gorsze. Fakt jednak, że burmistrza nie znał... był jednak sceptycznie nastawiony na jego polubienie. I szkoda iż nie znał wszystkich faktów, na pewno dosyć mocno by go to zainteresowało. W Ameryce wampiry po prostu się zabijało. Nie było półśrodków, a przynajmniej w jego regionie.
Pokręcił stanowczo głową na propozycję krwi. Faktycznie przyspieszyłaby proces leczenia, ale nie smakowała tak wybornie jak kawa. Poza tym kawę miała zrobić własnymi rękami Esmeralda, czemu miałby wybrać posokę kogoś innego.
-Wybiorę jednak kawę, wierzę że robisz ją dobrą. A koktajl... może innym razem? Zaintrygowałaś mnie. To jakiś przepis własny?- uniósł lekko brew patrząc na nią z zainteresowaniem. Czując kawę czekającą na zalanie ciepłą wodą odetchnął cicho. Och jak on lubił ten zapach... od razu postawi go na nogi. Chociaż dziewczyna też całkiem nieźle pomagała. Zawsze miał nieco inne wyobrażenie na temat lekarzy. Połóż się! Wypnij! I masz teraz wielką strzykawę w tyłek! Oj szczepienia źle mu się kojarzyły.
-Coś o tym słyszałem pani doktor.- uśmiechnął się do niej zawadiacko.
-Gdybym tyle nie chlał ich krwi pewnie już bym padł trupek.- pokręcił z rezygnacją głową i zszedł bez większych trudności z kozetki. Podszedł do okna i otworzył je na oścież. Chłód akurat mu nie przeszkadzał. Co prawda pochodził z ciepłych stanów, ale niższe ciśnienie krwi i ciepłota ciała miała też swoje plusy. Może nie wytrzymałby bóg wie ile, ale na papierosa spokojnie mu czasu starczy. Wyciągnął malboro (a jakże!), wsunął jednego w zęby i zapalił. Puścił jej oko słysząc charakterystyczny przekąs.
-A chciałabyś?- skomentował słowa patrząc teraz na nią wyzywająco, spod przymkniętych powiek. Opierał się bokiem o framugę i wydmuchiwał dym na zewnątrz co i tak niewiele dawało bo dym ciągnął do ciepłego powietrza w pomieszczeniu.
Pokręcił głową, czyli jednak prawdziwi faceci byli na wymarciu... Szkoda. Przecież prowokowanie kobiet, czy wywoływanie u nich uśmiechu. To nie tylko jakiś sport, to sprawiało mu prawdziwą przyjemność. Komplementy były jak wisienka na torcie, każdy wiedział że kobiety lubią ich słuchać. Czemu więc ich im nie prawić. Nie w nadmiarze oczywiście... czego za dużo to nie zdrowo. Ale słysząc, że otwarcie nikt jej nie powiedział że jest ładna? Przecież "ładna" to tak proste słowo. Sam nie potrafił sklecać jakichś poezji, a widząc Esmeraldę no i pierścionek. Ciekawe.
-Z potrzebami sobie poradzę, dziękuje ci kochana za chęć pomocy.- powiedział łagodnie i zaciągnął się dłużej.
-Nie.- rzucił zaskakująco krótko. Nie chciał w tej chwili mówić o tym, że szkolił swoje dzieci z których żadne nie przeżyło...
-Porozmawiam jednak z Vladem, pewnie mnie pokieruje. Co nieco umiem.
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Czw Mar 16, 2017 10:21 pm

Esmeralda poważna? Wredna owszem. Złośliwa? Jak najbardziej. Ale poważna? Mogła sprawiać takie pierwsze wrażenie, lecz dla pacjentów zwykle starała się być empatyczna i profesjonalna. To drugie często mogło być mylone z powagą, bo trudno się wciąż uśmiechać kiedy jucha tryska po twarzy.
- Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na podpisanie mojego egzemplarza Twojej książki. Na taką… specjalną dedykację dla najlepszego krytyka w Yokohamie. - uśmiech prawie nie schodził jej z twarzy. Może nie powinna spoufalać się tak z pacjentem, ale był on przecież łowcą i co ważne, do niczego nie doszło. Świat wypełniały wystarczające pokłady smutku i nienawiści, żeby zawracać sobie głowę powielaniem utartych schematów.
Ona również teatralnie skinęła głową, nie pozostając dłużna szarmanckim ruchom mężczyzny. Tego dnia miał pecha, bo spodnie bardzo rzadko gościły w garderobie łowczyni. Sukienki – te dłuższe i te bardzo krótkie stanowiły miażdżącą przewagę nad jeansami czy obcisłymi spodniami. Śnieżyca panująca na dworze skrzętnie przekreśliła plany ubrania czegoś ładniejszego. Wszak jeśli jeszcze raz podwieje jej płaszcz na ulicy, znów dojdzie do jakiejś tragedii!
Było jej strasznie wstyd, że jak zwykle słowa okazały się szybsze od jakiejkolwiek ogłady. Widziała to w jego oczach. Wybuchnie śmiechem, czy zachowa stoicką powagę? Gdyby miała w podłodze zapadnię, bez wahania by ją teraz uruchomiła. Zapaść się pod ziemię… tak, właśnie tego jej teraz było trzeba. Chciała jakoś zareagować, ale każde kolejne słowo mogło ją bardziej pogrążyć.
- Przepraszam. - mruknęła, przygryzając delikatnie dolną wargę. Narobiła już sobie wystarczająco dużo obciachu, no chyba że zaraz przyprowadzi jakiegoś wampira i wyczyści gościowi pamięć z ostatnich nieszczęsnych pięciu minut. No dobra, nie byłaby chyba tak okrutna. Może sam zapomni i przy okazji nie rozpowie tej małej słownej wpadki na cztery strony świata. Oby.
- Zapraszam. Już wiesz gdzie urzęduję, a w razie mojej nieobecności zawsze znajdzie się jakiś kompetentny medyk. - zwykle zastępował ją Carlos, ale były to naprawdę rzadkie przypadki. Po cichu liczyła, że łowca odwiedzi ją jeszcze kiedyś nawet bez okazji i wspólnie wypiją poranną kawę. Nie wiedząc dlaczego, ale całkiem dobrze czuła się w jego towarzystwie.
- Jeśli natrafisz na pomocnika obecnego burmistrza - wielkiego, grubego i średnio urodziwego, to dam Ci dobrą radę. Nie powielaj mojego błędu i nie nazywaj go Frankensteinem. - no dobra, trochę przesadziła wyrywając się do ponad dwumetrowego gościa z takim tekstem. Duży Joe (czy jak mu tam było) podjął się nadinterpretacji jej średnio udanego komplementu.
- Ostatnimi czasy wiele się zmieniło. Powiedziałabym, że rada wzięła nas za godnego przeciwnika. Część krwiopijców odczuwa strach, czym poruszyliśmy nieco wampirzą społeczność. - dawno minęły czasy kiedy to wampiry dyktowały warunki łowcom. Pojawienie się genetycznych ulepszeń i rozwinięcie magii znacząco wpłynęło na efektywność walki, nie sprowadzając już łowców do roli bezużytecznych marionetek.
- Dobrze, rozumiem. Gardzisz moim koktajlem.- powiedziała z udawaną urazą – Tak, to własny przepis. Jestem chirurgiem, genetykiem i toksykologiem, a moją kolejną miłością jest zielarstwo i tworzenie różnych dziwnych specyfików. – wyjaśniła w dużym skrócie. Niech wie z kim ma do czynienia i ucieka póki jeszcze ma na to czas.
Woda się zagotowała, dlatego Esmeralda przygotowała napój wybrany przez łowcę.
- Pijesz czarną czy z mlekiem? I ile słodzisz? - obróciła się chcąc uzyskać odpowiedź. Nie pamiętała czy już zadała mu to pytanie, ale z tego wszystkiego nie była już w stanie tego zweryfikować. Kiedy uzyskała odpowiedź, postawiła kawę na biurku i założyła ręce na piersiach.
Brakowało tylko wymownego kaszlu mówiącego wręcz dobitnie, że palenie szkodzi.
- Okey, dosyć tych przyjemności. Żegnasz się z tym czy mam Ci pomóc? - dała mu szansę samodzielnego zgaszenia papierosa. Kto wie, jeśli jest chomikiem może skitra po kryjomu na później.
- Brrr… wyziębiłeś mi gabinet. - potarła ramiona dłońmi, czując na sobie gęsią skórkę. Cienki materiał koszuli nie dawał dobrej ochrony przed zimnem.
- Zależy czy umiesz latać. - czyżby podłapała wyzwanie? Przez chwilę przybrała surowy wyraz twarzy, lecz było coś co ją zdradzało, a były to oczy – widoczne w nich rozbawienie jasno wskazywały na fakt, że toczy z nim pewną grę.
- Nie wątpię w to. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, po prostu daj mi znać. - wymijająca odpowiedź mężczyzny jasno wskazywała na fakt, że nie chce albo nie może zdradzić tej informacji. Lekarka stawiała że albo jest fetyszystą i kąpie się w wampirzej krwi, albo jak gdyby nigdy nic zajada się mięchem. Odruchowo spojrzała na jego dłonie szukając zdradliwych śladów jego preferencji.
- Na pewno. Nie bój się go. Jest bardzo szorstki w obyciu, ale to dobry facet. Jest dobrym dowódcą – przyznała sama się dziwiąc, że jest dziś taka miła. Co się z nią działo? Może ten sezon na grypę?

Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Sob Mar 18, 2017 5:24 pm

Puścił jej po prostu oko widząc uśmiech i słysząc jej słowa. Kto by pomyślał, że wizyta u lekarza stanie się tak przyjemna? Już miał iść od domu i olać sprawę, a tu proszę.
-Najlepszego krytyka doktor Green. Dobrze brzmi.- rzucił zakładając ręce na pierś. I dobrze, że chciała się "spoufalać" dość miał już wszystkich poważnych łowców wokół siebie. Kiedy z nimi rozmawia oczywiście dostosowuje się do sytuacji... przecież nie będzie robił z siebie idioty skoro rozmówca ewidentnie nie reaguje na sarkazm. Poza tym z facetami gada się inaczej niż z kobietami. One jakoś lepiej reagują na żarty co jemu całkowicie odpowiadało.
Ech nie można było mieć szczęścia na wszystkich polach. I choć nogi miała pani doktor zasłonięte to chociaż mógł popatrzeć na jej całkiem ładny stanik. Dzięki ci modo, że postanowiłaś iść w kierunku gdzie można sobie bez krępacji popatrzeć na ładne ciała. Z jednej strony fajnie było samemu rozpakowywać takie piękności, ale z drugiej skoro i tak nie miało się takiej szansy. Chociaż popatrzeć mógł, a sporo takich dziewcząt ostatnio chodziło po ulicach. Zwłaszcza w Yokohamie. Tu Japonia nieco go oszołomiła. Nie spodziewał się aż takiej ilości... odważnych ciuchów, a zawsze myślał że to Amerykanki są "odważne". Wracając jednak do tematu, wzrok przeniósł z długich nóg Esmeraldy na jej bluzkę, dopiero potem na jej uśmiechniętą twarz.
-Nie przepraszaj, przecież to nie ty zdzieliłaś mnie bilą w nos.- powiedział uśmiechając się pod nosem. Za takie rzeczy należało przepraszać, a nie za urocze wpadki słowne.
-Nie interesuje mnie nikt inny, jestem dość nieufny.- westchnął nieco teatralnie.
-Jeśli więc nie znajdę ciebie, pewnie wrócę do domu.- dodał rozkładając bezradnie ręce. W sumie coś w tym było. Jeśli już miałby się skusić na wizytę u lekarza to tylko po to by napić się kawy i znów zobaczyć uśmiech panny Green. Po co mu jakiś inny konował który zacznie go pouczyć na temat tego co powinien zmienić. Jeszcze by go na jakieś szkolenie posłał czy coś.
-Hmm brzmi kusząco.- podrapał się po szorstkiej brodzie i przymknął jedno oko zastanawiając się nad tym głęboko. Co prawda nie zrobiłby najlepszego wrażenia, ale mógłby przetestować siłę ochrony pana burmistrza. Jeszcze się nad tym zastanowi.
-Ale zapamiętam.- dodał z zawadiackim uśmiechem co znaczyło, że raczej na pewno będzie chciał przetestować to co usłyszał.
-I prawidłowo, nie wygląda też na to by zamierzali cokolwiek z tym zrobić. Macie szczęście, że w Yokohamie wampiry są tak leniwe.- westchnął wspominając swój dom i wielkich bossów trzymających w łapach kasyna.
-U mnie to nie takie łatwe... ludzie ich potrzebują, bo trzymają rynek narkotyków i hazardu. Jeśli chcemy się ich pozbywać budzi to o ironio sprzeciw wpływowych ludzkich biznesmanów.- rzucił z lekkim zawodem, a może i rozczarowaniem w głosie.
-Jednym słowem łowcy nie są mile widziani.- pokręcił głową i zmarszczył brwi zaciągając się mocniej. Nie chciał poruszać tak ciężkich tematów zwłaszcza, że rozmawiało im się tak przyjemnie... jednak w ich zawodzie było to chyba nieuniknione.
Uniósł brwi patrząc na nią z nieukrywanym zdziwieniem. Położył dłoń na swojej piersi.
-Ja? Gardzić?- wyprostował się i pokręcił głową śmiejąc się
-To chyba faktycznie powinien wyskoczyć skoro tak odebrałaś moje słowa.- machnął ręką i usiadł na krawędzi okna. Nie wychylał się jednak zbytnio, ot tak mu było wygodniej.
-No proszę, z chęcią wezmę nieco jak będę szedł na wyprawę, pewnie się przyda.- powiedział z uśmiechem na ustach patrząc teraz na plecy pani doktor. Szkoda że kitel był tak długi, pośladki pewnie też miała ładne. Swoją drogą, o czym on niby cały czas myślał? Aż tak się stęsknił za ładnymi kobietami? Ech możliwe... najgorsze było to, że miał słabość do płomiennowłosych.
-Czarna z trzema łyżeczkami cukru.- westchnął odrywając w końcu od niej wzrok by zerknąć za okno. Znów zaczynał padać deszcz, super. Chmury zaszły na księżyc i na ulicach zrobiło się całkiem ciemno w miejscach gdzie nie sięgały latarnie. Wampiry raczej dziś pożywki nie będą miały, ludzie nie lubią takiej pogody. Chociaż jeden plus.
-Lubię jak mi pomagasz.- powiedział patrząc na nią kątem oka, ale zanim coś zrobiła wyrzucił prawie w całości wypalanego papierosa za okno. Co prawda pomogła mu jak na razie raz... ale coś czuł, że to nie był ostatni raz. Zamknął je podchodząc potem do biurka po kawę. Powąchał ją rozkoszując się zapachem i zerknął na Esmeraldę z góry. Faktycznie miała gęsią skórę... czemu przez jego myśl przeszło, że mógłby ją rozgrzać? Lepiej było się napić, tak.
-Dobrze więc, że zrobiłaś kawy i wybacz mi za mój nałóg. Faktycznie zmarzłaś.- powiedział ze szczerym współczuciem i upił spory łyk kawy. Ach jakaż była dobra! Wrócił na kozetkę nadal siedząc w samych spodniach i popijał sobie spokojnie kawę.
-Ja latać?- parsknął śmiechem, ach szkoda że go nie zrozumiała.
-Nie chociaż widząc ciebie czuję, że mógłbym zacząć.- puścił jej oko i znów upił łyk po czym westchnął z satysfakcją. Picie kawy w miłym towarzystwie, nawet jeśli Esmeralda nie rozumiała wszystkich jego zaczepek, cóż to sprawiało że była jeszcze bardziej urocza niż sądził.
Skinął głową dając znać, że zrozumiał i że na pewno do niej zadzwoni jeśli zajdzie taka potrzeba. No tak, zapomniałby...
-Masz kartkę? Podałbym ci mój numer telefonu. A dowódcą się nie martwię. Będzie co ma być.- uśmiechnął się znów łagodnie i wypił już prawie połowę swojej kawy. Cóż... nigdy nie ukrywał, że ją uwielbiał. Szkoda tylko, że nie mogli pić jej w przyjemniejszych warunkach. W gabinecie cały czas czuł zapach środków do sterylizacji rzeczy i wodę utlenioną.
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Sob Mar 18, 2017 10:32 pm

To bardzo dobrze, że na swój sposób zacierała złe wrażenie po innych medykach. Większość przedstawicieli tej szlachetnej sztuki pracowała szablonowo, co przekładało się też na efekty ich działań. A z łowcami trzeba przecież postępować inaczej.
- Posiadam również wiele innych talentów. - uśmiechnęła się tajemniczo, nim cały czar prysł przez kolejną słowną wtopę. Jej poczucie humoru było naprawdę specyficzne, co dla zupełnie nowej osoby mogło się wydawać dziwne. Teraz Eric naprawdę pomyśli, że ma przed sobą jakąś niewyżytą małolatę o małej wiedzy i jeszcze mniejszych umiejętnościach. Zrugała się w myślach, zastanawiając, kiedy w końcu przestanie robić z siebie kretyna przy ludziach. Może rzeczywiście powinna pójść za radą rodziców i skończyć tą cholerną stomatologię?
Nie uszło jej uwadze, jak dokładnie badał bieliznę którą miała na sobie. Koronki zawsze kręciły mężczyzn, a noszenie ich zawsze dodawało kobiecie jakieś plusy do atrakcyjności. Tego dnia nie ubrała się z myślą o mężczyznach. Lubiła się stroić i choć rzadko ulegała modzie, miała w sobie coś ze stuprocentowej kobiety.
Postanowiła nie ciągnąć tematu małego… em… japończyka, bo Eric wykazał się i tak wystarczająco dużym wyczuciem, by nie parsknąć za część światłych myśli. Dla niego to było urocze, a ona wstydziła się tego jak diabli. Już abstrahując od tego, że inaczej odbierała jego żarty, co również mogło dać łowcy powód do nabijania się z nieświadomej kobiety.
Miał jednak facet klasę.
- Masz rację, ja preferuję inny rodzaj broni. - zażartowała. Czy zdawał sobie z tego sprawę czy nie, ale zdarzenie w barze bardzo wiele o nim mówiło. Wystarczyło krótkie streszczenie wydarzeń i rozmowa, by Esmeralda ułożyła w głowie dokładny portret psychologiczny swojego rozmówcy.
- A jednak do mnie przyszedłeś mimo swojej nieufności. Na pewno byłbyś zadowolony z opieki innych lekarzy. - trudno żeby łowca narażał swoje życie tylko dlatego, że nie było jej na dyżurze. Szpital łowiecki posiadał wielu znakomitych specjalistów, z których lwią część stanowiły kobiety. Dla pasjonata takich wdzięków skrzydło szpitalne stanowiło prawdziwy raj na ziemi. Dlaczego z tego nie korzystać?
- W najgorszym wypadku odwiedzisz mnie w innym gabinecie. - Oświata była tylko jednym z wielu miejsc gdzie można ją było spotkać. Na co dzień lekarka terroryzowała szczepionkami uczniów, a także przyjmowała chorych u siebie w domu. Taki pracoholik zawsze musiał być w ruchu, a dzień bez pracy uważał za dzień stracony.
- Leniwe? Mam wrażenie, że wciąż coś knują i tylko czekają na okazję. - nie znali wszystkich założeń wampirzej rady, ale takowa istniała i miała się świetnie. Pewne wydarzenia potwierdziły Esmeraldę w przekonaniu, że bardzo przeszkodziła szanownym krwiopijcom, a tego typu zachowanie jest niestety niewybaczalne. Bywało i tak, że wampiry łamały zasadę maskarady i oddawało się publicznie swoim krwiożerczym żądzom.
- Żebyś widział jak wyglądało to miasto gdy rządził nim jeszcze Samuru. - westchnęła, przypominając sobie najgorsze lata Yokohamy. Osobiście nie była świadkiem większości działań, ale część z nich przeżyła nawet na własnej skórze. Również i tutaj krwiopijcy pociągali za sznurki i prężnie rozwijali gałęzie różnych dziedzin życia. Przemysłu, kultury, nawet medycyny. To właśnie przez to nie pracowała w państwowym szpitalu. „Należał” on bowiem do wampira.
- To przykre… przykre ale  takie prawdziwe. - Ludzi zawsze ciągnęło do niebezpieczeństwa, a jeśli gdzieś przy okazji wystąpiły przyjemności, to trudno było budzić w innych samoświadomość i rozum. Na większość złych działań przymykało się oko, gdyż najważniejsze było prężne działanie machinerii.
Łowcy rzeczywiście byli niepożądanymi jednostkami, ale co się dziwić? Dzieci nocy nigdy nie lubiły kontroli i umiaru, a pojawienie się łowców znacznie zaburzyło ich dotychczasowe działania.
- A jak powinnam je odebrać? - zapytała.
- Oczywiście, ale nie słuchaj tych dziwnych historyjek. Chyba osobiście zabiję tego który je rozpuszcza. - podeszła do okna i kiedy od niego odszedł w końcu je zamknęła. Trochę śniegu wpadło do środka, przez co na podłodze momentalnie wykwitło kilka mokrych plam.
- Zakładaj. - podała mu koszulę. Już dawno mogła kazać mu się ubrać, jednak przez miłą rozmowy zwyczajnie jej to umknęło.
- Jeśli zachorujesz na jakieś paskudztwo, nie pozostanie mi nic innego jak na zmianę faszerować Cię koktajlem i podawać antybiotyki w formie zastrzyku. To oznacza dwudziestoczterogodzinną opiekę. W trosce o Twoje bezpieczeństwo, nawet idąc do łazienki będziesz miał kompana.- powiedziała rozbawiona. Nie byłoby jej jednak do śmiechu jeśli to palenie przy oknie naprawdę wyjdzie mu bokiem. Może by nawet miała poczucie winy? W końcu to ona kazała mu się rozebrać jak też pozwoliła by karmił się swoim zgubnym nałogiem.
- Do usług. - jeśli zamierzał zostać w tej Oświacie to jeszcze nie raz i nie dwa przyjdzie im razem pracować. Kto wie, może już niebawem pozna jej sekret i nawet pomoże w rytuale?
- Spokojnie, zaraz się rozgrzeje. - objęła dłońmi kubek z kawą trochę jej upijając. Cienka bluzka nie pomagała w ukrywaniu wyziębienia, co oddawała nie tylko sama gęsia skórka ale i same piersi, które znacząco się „ożywiły” przez nagłą zmianę temperatury. Lekarka nie zwracała na to większej uwagi i jak gdyby nigdy nic dalej popijała kawę. A może robiła dobrą minę do złej gry, kto wie.
Uśmiechnęła się słysząc kolejny komplement. Nie czuła się wyjątkowa, bowiem Eric wyglądał jej na osobę, która docenia urodę każdej kobiety. Z pewnością nie była jedyna.
- Jasne i dam Ci przy okazji swój. - otworzyła szufladę, wyciągając bloczek kartek. Bez wahania zapisała swój numer, a gdy skończyła podała mu go wraz z czystą kartką i długopisem.
- Dzwoń gdy tylko będziesz potrzebował. Jeśli nie mogę odebrać to oddzwonię. - niech wie, że nie pozostaje sam i może liczyć na pomoc w każdej, nawet najbardziej patowej sytuacji.
- Ach i mam dla Ciebie coś jeszcze… - powiedziała z niemal konspiracyjnym szeptem -… order dla dzielnego pacjenta. - na prawej piersi, a dokładniej na koszuli przykleiła naklejkę którą często lekarze dają dla swoich najmłodszych pacjentów. Wszak Eric nie zapłakał, więc musi być jakieś uznanie za zasługi!
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Nie Mar 19, 2017 1:56 am

Ten kto choć w promilu zna męski umysł chyba nie musiał zgadywać o czym pomyślał Eric, gdy usłyszał podobne słowa od pani doktor. Uniósł nieznacznie jedną z brwi ku górze i uśmiechnął się patrząc jej w oczy. No i jeszcze ten jej tajemniczy uśmiech, oczy skryte za długimi rzęsami. Czy ona sobie z nim porywała celowo czy znów uroczo nie przemyślała swoich słów? Doprawdy ciekawą istotą okazywała się być Esmeralda.
-Wierzę.- rzucił krótko i bezpardonowo puścił jej szybko oko. Czy może tylko mrugnął? Odwrócił twarz na moment ku oknu. Miła pogawędka musiał to przyznać, a na dodatek kobieta sprawiała wrażenie... chętnej? Pewnie pomyślicie, że Ericowi od razu chodziło o seks, huh? Nie chętnej w takim stylu (chociaż to też nie było takie złe), ale potrzebującej jakiegoś rozerwania się, zabawy... czegoś ludzkiego i przyziemnego. Takie odniósł wrażenie jak na razie.
Skoro już ubrała taką bluzkę to chyba musiała się z tym liczyć, że męski wzrok często będzie padał właśnie tam. Ładną bieliznę miała musiał przyznać.
-O, no proszę! A jakąż to bronią posługuje się Esmeralda Green? Ciekaw jestem czy wolisz sporty kontaktowe czy raczej na odległość.- zapytał z nieukrywanym zainteresowaniem. Oczywiście nie miał na myśli po prostu sportu... ale walkę z wampirem. Swoją drogą to też chyba można było uznać za pewien rodzaj sportu. Podrapał się po brodzie czekając na odpowiedź.
-Jeżeli nie dorównują osobowością Tobie, to raczej nie.- jego głos był spokojny i niski. To co mówił brzmiało jak najszczersza prawda, chociaż skąd niby ta pewność. Po prostu nie widział powodu by kłamać, mógł jeszcze dorzucić tekst o tym, że pewnie inne lekarki nie są tak ponętne, ale ugryzł się w język. Leon byłby z niego dumny!
-Doprawdy masz takie wrażenie? Hm.. widocznie muszę spędzić nieco więcej czasu na ulicach i pogadać z wyżej postawionymi krwiopijcami. - zastanowił się mrużąc jasne oczy po czym wrócił wzrokiem ku twarzy kobiety.
-Samuru? Czyli obecny burmistrz nie był pierwszym krwiopijcą na tym stanowisku?- zapytał zaskoczony. No proszę... zaciekawiło go też kto u diaska wybierał takich kandydatów. Czyżby wampiry i tu maczały paluchy w wyborach? Skrzywił się nieznacznie z wyraźnym niesmakiem. Gdyby tak ograniczyć ich liczbę o połowę od razu lepiej by się wszystkim żyło.
-Mh, dlatego cieszę się, że widzę wasza Oświatę w całkiem niezłym stanie.- westchnął rozglądając się teraz po gabinecie. Zaciągnął się ii pokręcił głową. Wszędzie krwiopijcy... miał nadzieję, że nie zasiadały wśród łowców. Słyszał, że gdzieniegdzie praktykuje się takie fanaberie. Łowca wampir... cóż to za farsa.
-Może kiedyś ci powiem jak.- uśmiechnął się pod nosem nie chcąc zdradzić więcej. Co to, to nie, na pewno teraz nie puści pary z gęby. Może kiedyś przy okazji znów rzuci dwuznacznym tekstem tylko bardziej oczywistym.
Zaśmiał się słysząc jej groźby pod adresem twórcy chyba dosyć zabawnych tekstów na temat jej napoju. Ciekawe czego dotyczyły... ale raczej jej o to nie zapyta. Lepiej było popytać po łowcach, oni pewnie znali pełną wersję w porównaniu z biedną panią doktor. Nie będzie jej już tym męczył. Zerknął też na kałużę na ziemi, niezbyt się jednak nią przejął. Nie miał nic by to wytrzeć, więc pewnie sprzątaczki się później tym zajmą. Złapał koszulkę i posłusznie się ubrał. Kurta została na leżance, raczej na razie jej nie potrzebował.
Zmrużył z zaciekawieniem oczy patrząc na nią uważnie.
-Opieka przez 24h? Chyba zacznę częściej wychodzić nago na dwór. I jeszcze wspólne wizyty w toalecie. Cholera! Rozumiem, że to ty byś pilnowała bym doszedł do zdrowia?- uśmiechnął się dosyć dwuznacznie i upił łyk kawy. Sama podawała mu takie teksty, jak na tacy. Świadomie czy też nie, jemu tam to pasowało. Było chociaż zabawnie, zwłaszcza gdy zaczynała się czerwienić.
Oczywiście iż zobaczył co działo się z jej piersiami. Musiała mieć też całkiem cienki stanik, że tak ładnie wszystko odkształciło się na bluzce. Wziąć taką pierś w dłoń... hola, hola, panie! Powściągnij konie! Skupił się na swoim kubku z kawą, ale na pewno ten obraz szybko mu sprzed oczu nie zniknie.
Fakt, że lubił doceniać urodę pięknych kobiet. W sumie która niby nie lubiła o tym słuchać? To działało na tej samej zasadzie co wywoływanie śmiechu. W Esmeraldzie urzekły go jej rude włosy i często zakłopotany wyraz twarzy, gdy powiedziała coś według niej niestosownego. Mógłby... w sumie czemu. Przecież to byłoby tylko spotkanie.
Wziął od niej kartkę i schował do kieszeni, przy okazji zapisał swój numer i oddał resztę kartek wraz z długopisem.
-Wspaniale teraz będę mógł napisać, że na przykład umieram.- zaśmiał się kręcąc głową. Napisać, na pewno do niej napisze.
Spojrzał na nią z nieukrywanym zaskoczeniem słysząc szept. W sumie mógł się spodziewać żartu, ale wyszło chyba lepiej. Wypiął pierś która przez mięśnie napięła jego tshirt.
-Ekstra teraz będę mógł się tym pochwalić na dzielni.- i zaśmiał się gardłowo uderzając dłonią w kolano.
-Tylko czegoś tu brakuje.- odchrząknął i zszedł z kozetki by podejść do Esmeraldy. Stanął całkiem blisko i spojrzał na nią z góry. Pochylił się nieznacznie odgarniając jej włosy za ucho.
-Nagroda dla dzielnego pacjenta.- odszepnął i cofnął się klaszcząc nagle w dłonie.
-Kolacja pani doktor, spotkanie, kawa lub wino. Piszesz się? Tylko nie odmawiaj. Nacierpiałem się i prawie zszedłem.- oparł dłonie o kieszenie swoich spodni i patrzył na nią zawadiackim spojrzeniem. Taki stary chłop, a tak mu odwalało czasem... cóż, druga andropauza i tyle!
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Mar 19, 2017 7:09 pm

Mężczyzna wydawał się niezrażony jej zachowaniem. Co więcej, w jego oczach widziała błysk zainteresowania, który nawet się jej podobał. Ciekawe o czym myślał. Lekarka wiele by dała za poznanie rzeczywistych intencji łowcy. Jego spojrzenie zdawało się prowokować, badać, taksować. Cholera, naprawdę było to interesujące przeżycie. Gdzie są te wszystkie maniery. Gdzie skromność i zdrowy rozsądek odsuwający od wszelkich flirtów z pacjentami. Widać niektóre rzeczy były silniejsze, ale czy to źle?
Słysząc wzmiankę o sportach kontaktowych w ostatniej chwili ugryzła się w język. Kolejna ze światłych i dwuznacznych myśli nasunęła się samoistnie, lecz tym razem zdążyła powstrzymać ten słowotok. Nawet zaprawiony w bojach mężczyzna nie powinien otrzymywać sugestii zbyt często. A wszystko to w trosce o zdrowie psychiczne Erica!
- I to i to. - stwierdziła krótko, zastanawiając się czy powinna od razu odsłaniać wszystkie karty. Z drugiej jednak strony na pewno przyjdzie im razem pracować, a lepiej znać swoje możliwości przed rozpoczęciem wspólnych działań.
- Jestem trucicielką. - uśmiechnęła się, wyciągając zza fartucha pochwę ze sztyletem. Chwyciła za rękojeść i sprawnym ruchem wysunęła ostrze pokryte w jakiejś zielonej mazi. Nie ma to jak prezentacja, co?
- To moje własne dzieło. Jest szaleńczo toksyczna. Niebezpieczna zarówno dla ludzi jak i wampirów. Substancja zatrzymuje regenerację i bardzo szybko przenika do krwiobiegu. Najmniejszy kontakt jest w stanie wywołać zawroty głowy, wymioty… Idealnie osłabia przeciwnika, a w dużych dawkach zatrzymuje serce. - schowała z powrotem sztylet, zastanawiając się, czy nie posunęła się za daleko z tą prezentacją. Mężczyzna nadal popijał kawę, a więc sukces… nie wyskoczył przez zamknięte okno. Nie zwinął się zapominając kurtki i wyrzucając w pośpiechu numer jej telefonu.
- Jestem odporna na większość trucizn, w tym i na tą. - wyjaśniła na wypadek gdyby Eric pomyślał o bezpieczeństwo podczas posługiwania się toksyczną bronią.
- Zwykle walczę bliźniaczym krótkim ostrzem, bądź strzelam. Strzałki mojej broni mają te same właściwości. - nie miała przy sobie obrzyna, ale konstrukcja tej broni również była na swój sposób ciekawa. Strzałki były trudne do wyciągnięcia, a nieumiejętnie usuwane łamały się w dłoniach poszerzając drogi truciźnie. Wszystko przemyślane, bowiem kto normalny chodzi z pęsetą i cążkami po ulicy?
- Jestem ciekawa jak wyglądają Twoje preferencje co do walki. - uczciwa wymiana? Czemu nie. Eric poznał już sposób walki Esmeraldy, więc teraz przyszła kolej na niego. Po bliznach mogła zgadywać, że jest niczym tank który wbija się pośród armię wroga by go staranować.
- Zależy jakie cechy charakteru uznajesz jako interesujące. - powiedziała z wyraźnie słyszalną prowokacją. Nie wiadomo, czy rzeczywiście z nim pogrywała. Snuła małą i niewinną grę mającą obudzić w nim coś więcej niż w czasie zwykłej rozmowy.
- Wampiry próbowały różnych sztuczek, ale większość ich działań jest tłumiona przez nas w zarodku. Dlatego knują i dobierają sposoby początkowo najmniej inwazyjne. Badają nas czekając na odpowiedni moment do zadania ciosu. -  krwiopijcy w Yohohamie już dawno nauczyły się myśleć i używać swojej przebiegłości do sięgnięcia po zamierzone cele. Nie mowa tu o bestiach najniższej kategorii oczywiście, ale pozostali byli właśnie tacy jak opisała ich lekarka. A przynajmniej lwia większość.
- Samuru jest… bratankiem obecnego burmistrza, więc wszystko poniekąd zostało w rodzinie. Działania które wykonywał były burmistrz były agresywne i sprowadzały go do miana niebezpiecznego imperatora. To co wyprawiał przechodzi ludzkie pojęcie… - westchnęła przypominając sobie wersję świąt bożego narodzenia made in head Samuru.
- Chyba żaden łowca nie zgłosił się w czasie wyborów na burmistrza. Nie interesuję się szczególnie polityką. - w trakcie zebrania łowieckiego miał miejsce pewien podział – tych, którzy jasno wyrazili niezadowolenie na brak zaangażowania w politykę, jak również osób takich jak Esmeralda. To normalne, że pojawienie się kolejnego wampira w radzie miasta wzbudziło niepokój. Z drugiej strony łatwiej jest go obserwować i w razie czego zniewolić jeśli zajdzie taka potrzeba.
- A dlaczego nie teraz? - wyzwanie? Czyżby? Naprawdę była ciekawa, a samo bazowanie na podejrzeniach jeszcze bardziej ją tylko nakręcało.
- Do toalety by z Tobą chodził pielęgniarz. Nie chciałabym żebyś się krępował moją obecnością. - mrugnęła do niego i upiła kolejny łyk kawy. Oboje stąpali po cienkim lodzie i dawno już zburzyli relację lekarz- pacjent. W oświacie panowały najwyraźniej inne zwyczaje.
- Hej hej, tylko ostrożnie z tym. Jeszcze tego nie wiesz ale jestem prawdziwym piratem drogowym. Kiedy się gdzieś śpieszę, łamię wszystkie przepisy ruchu drogowego. - powiedziała z uśmiechem. To była szczera prawda, bo lekarka nie należała do grona niedzielnych kierowców. Zawsze się gdzieś śpieszyła, nie lubiła porannych korków, a każdy patrol policyjny znała już po imieniu. No cóż, taka już była. W momencie otrzymania smsa o treści „umieram”, pokonała by każdą drogę z prędkością światła by tylko dostać się do poszkodowanego. Szkoda, że na takie okazje nie ma teleportacji, ale auto z kogutem bez licencji też jest niezłym rozwiązaniem.
- Oczywiście, to najwyższy poziom orderu. Wszyscy będą Ci zazdrościć, dlatego strzeż go jak oka w głowie. - roześmiała się. Rzadko który łowca miał w sobie tyle dystansu by mogła zaproponować coś takiego. Oświacie przyda się trochę takiego ożywienia.
- To zależy… - zmierzyła go spojrzeniem w którym momentalnie pojawiły się „ogniki”. - Jaki będzie charakter tego spotkania. - uśmiechnęła się, przygryzając delikatnie dolną wargę. Część jej ruchów była czymś tak naturalnym, że nie zwracała na nie większej uwagi.
- Ale wiesz co? Zgadzam się. Z przyjemnością spotkam się po pracy. Daj znać tylko kiedy i gdzie. - już miała wspomnieć o konieczności powiadomienia opiekunki do dziecka, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Pon Mar 20, 2017 5:41 pm

Skinął głową rozumiejąc z początku, że może nie chciała po prostu odkryć przed nim wszystkich kart. To w sumie naturalne chociaż mało wygodne wśród łowców. W końcu jak się chciało iść razem na misję... z resztą sama to już zauważyła. Uniósł brew z zainteresowaniem słysząc czym się parała. O ironio losu... lekarz i truciciel w jednym. Z drugiej strony lepsze chyba to niż truciciel i kucharz. Kiedy wysunęła ostrze z pochwy przyjrzał się mu z nieukrywanym zainteresowaniem. Oczywiście nie pochylał się jakoś mega blisko... bezpieczny dystans, ale w jego oczach mienił się podziw. Choć lubił proste rozwiązania to taka trutka na nożu musiała być niezwykle wygodna. I jakżeż kobieca... Dopił spokojnie kawę i kiwnął głową.
-Godne podziwu, na pewno nie jeden wampir przekonał się o skuteczności twojej toksyny.- powiedział gdy ostrze zniknęło w pochwie.
-I jak wygodnie. To twoja magia czy po prostu jesteś aż tak genialnym toksykologiem?- zapytał po tym jak opowiedziała o swojej odporności. Dobrze było wiedzieć, że gdyby dotknęło go jakieś trujące cholerstwo to ona najpewniej miałaby odtrutkę. Czy to oznaczało, że znała się też na jadzie wampirów? To znaczy wtedy kiedy kogoś zamieniali w sobie podobnego. Będzie się musiał o to zapytać później.
-Lepiej z tobą nie zadzierać.- uśmiechnął się pod nosem podsumowując całą prezentację i opowieść o trujących broniach. On miał zaledwie "zwykły" nóż który bardzo dotkliwie potrafił zranić. W porównaniu z jej arsenałem wypadał raczej blado.
Poklepał się po kaburze przy pasku, a potem uniósł przed sobą dłonie po czym je opuścił.
-I to tyle. Wystarczy siła, sposób i umiejętnie popodcinane ścięgna.- westchnął wiedząc, że nie brzmiało to aż tak widowiskowo jak jej sposoby.
-Do tej pory mnie nie zawiodły, no i nożem łatwiej... operować.- zmienił w ostatniej chwili ostatnie słowo. Już miał powiedzieć, że wycinać organy. Jednym było picie krwi... ale jedzenie mięsa zakrawało o kanibalizm i to wolał zatrzymać dla siebie. Opowieści o wgryzaniu się w wampirzą wątrobę chyba nie brzmiały zbyt ładnie no i nie uważał by było się czym chwalić.
-Na pewno ważny jest brak kołka w dupie.- rzucił śmiejąc się pod nosem. Żart może mało wyszukany ale właśnie o to mu chodziło. Esmeralda jak dotąd wykazywała urocze poczucie humoru i momentami zagubienie w tym co mówiła. Gorzej by było gdyby non stop go strofowała i marudziła, że powinien być poważny...
Pokiwał głową rozważając całą jej wypowiedź na temat wampirów z miasta, Samuru, a także wyborów burmistrza. W sumie sam chyba też niezbyt chętnie by się zgłosił... ale czy tu nie wychodziła na wierzch słabość łowców? Wampiry nie krępowały się polityką i zabijaniem. Łowcy natomiast widzieli się chyba tylko po tej drugiej stronie barykady. Zastanowił się drapiąc się po szorstkiej brodzie.
-Fakt... jakoś nie szczególnie interesuje nas chyba władza.- westchnął. Oczywiście nie tyczyło się to wszystkich, ale kto lubi jak mu się patrzy na ręce. Łowca burmistrz byłby pewnie non stop monitorowany przez wampiry, z resztą tak samo jak obecny rządzący. Polityka śmierdziała i tyle.
-Bo teraz to ty byś wyskoczyła za okno, albo... w sumie to ty wypchnęłabyś za okno mnie.- rzucił rozbawiony i puścił jej bezprecedensowo oko. Przecież nie będzie jej teraz tłumaczył gry słów, zrozumiała ją inaczej, trudno. Może innym razem wymyśli coś bardziej bezpośredniego.
-Dziękuje pani doktor. Jestem też bardzo wstydliwy.- uśmiechnął się kręcąc głowo. Dawno już nie mówił takiego kłamstwa, ale cóż... trzeba było grać. Odstawił pusty kubek na biurko. Całkiem szybko mu poszło.
-Czyli moglibyśmy się dogadać na drodze.- cóż... jego jeszcze na drogach nie znali, ale nie zależało mu na tym. W sumie to ostatnio czuł się na starszego niż powinien. Dobrze, że humor mu jeszcze został choć zmęczenie dawało mu się we znaki. Mógłby przesiadywać na dachu całkiem długo i obserwować okolicę... ale nie tym tylko ponoć człowiek mógł żyć!
-A więc zrobię z niego przyszywkę i trafi na moją kurtkę.- uśmiechnął się znów do niej zawadiacko. I jak powiedział tak najpewniej zrobi. Co mu szkodziło... naklejka dziecinna jak cholera, ale ktoś musiałby być doprawdy durny by zwrócić mu na to uwagę. A czy on by się przejął? Pewnie by się uśmiechnął.
Och to przygryzanie dolnej wargi... czy ona zdawała sobie sprawę jak ponętnie to wyglądało? Sam by z chęcią ją przygryzł. Ale spokojnie! Znów zaczynał wybiegać za daleko w przyszłość.
-Spotkanie. Pogadamy, napijemy się kawy, zjemy coś dobrego.- wzruszył ramionami. Kolacja brzmiałaby jak randka, a oni przecież dopiero się poznali. Dziadek znów się w nim odezwał.
-Napiszę więc do ciebie gdy ogarnę miasto. Albo ty napisz jeśli będziesz potrzebowała się z kogoś pośmiać.- rzucił sięgając po kurtkę. Nos chyba miał się już całkiem nieźle, a mimo wspaniałego towarzystwa... chyba nie powinien zabierać jej więcej czasu.
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Wto Mar 21, 2017 10:37 pm

Odkrycie wszystkich kart w przypadku łowcy, było absolutnie niemożliwe przy jednym krótkim spotkaniu. Nawet podczas tortur nie mówiło się wszystkiego, a co dopiero podczas zwykłej niezobowiązującej wizyty przy dobrej kawie.
Płomiennowłosa uśmiechnęła się do mężczyzny, lecz tym razem nie był to uśmiech przepełniony radością. Coś ją gryzło, albo złościło.
- Broń jak każda inna. Przy artefaktach innych łowców wypada dość słabo. - zażartowała. Na pierwszy rzut oka kto by się przeraził sztyletu pokrytego jakąś mazią? Zaśmiała się w myślach przypominając sobie zaskoczone twarze wampirów i ludzi. Wszak nie liczył się rozmiar i kaliber broni, a umiejętność jej użytkowania.
- Magia? - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem – Ach… nie, nie coś ty. Moja magia obraca się… em… w nieco innych sferach. To drażliwy temat szczególnie dla rady wampirów. - mrugnęła prawym okiem i zaczęła kreślić koła na krawędziach swojego kubka. Była ciekawa, czy na kolejnym odwamirzaniu przyjdzie jej powitać również Erica. Część łowców niechętnie podchodziła do rytuałów, uważając je za coś niebezpiecznego i powiązanego bezpośrednio ze złą, czarną magią. Wiele się nie mylili, lecz nie każdy fakt był puzzlem prawdy w tej układance.
- To zabrzmi dziwnie, ale od najmłodszych lat przyjmowałam toksyny w małych dawkach… Mój organizm w końcu się do tego przyzwyczaił na tyle, by niwelować ich negatywne działanie, bądź całkowicie je wykluczać. - miało to swoje dobre i złe strony. Na swój sposób łowczyni sama w sobie była chodzącą toksyną. No dobrze, może nie do końca, ale coś w tym było.
- Udało mi się też opracować szczepionki hartujące. Od dawna nie stosuję leków aptecznych, tylko sama je tworze. Ot, takie moje małe...hobby. - ta historia nie była większą tajemnicą, bo próżno było szukać w jej gabinecie leków znanych koncernów farmaceutycznych. Lubiła swoją pracę i choć czasem zakrawało to o pracoholizm, nie mogła, po prostu nie była w stanie postępować inaczej.
- Jak z każdą kobietą. - bez względu na to czy ktoś był łowczynią, woźną w szkole czy matką kilkorga dzieci. Każda umiejętna kobieta była w stanie postawić na swoim i ustawić do pionu mężczyznę. Przynajmniej tak myślał każdy wyzwolony umysł.
- Wzmacniasz się jakoś za sprawą magii? - ciekawiło ją jak dokładnie wygląda sposób jego walki i czy magia wpływa na ruchy i siłę zadawanych ciosów. A może już na samą ich szybkość, albo regenerację? Odruchowo spojrzała na nos mężczyzny, sprawdzając czy przypadkiem znów nie zaczął krwawić.
- Korzystasz z jednego ostrza, czy jesteś oburęczny? - żadna broń nie dawała takiego pola popisu jak nóż czy sztylet. Zgadzała się z Ericiem, że łatwe operowanie było niewątpliwym atutem tego typu oręża.
- Z tymi kołkami to jest trochę grubsza sprawa. Można mieć w miarę giętki, bądź taki przez który nawet nie możesz się schylić. W sumie nie polecam ani jednego, ani drugiego. - w tych czasach trudno było o łowcę z poczuciem humoru i swoistym luźnym podejściem do życia. Większość odznaczała się raczej bezgranicznym opanowaniem i szczękościskiem, który potrafił poruszyć nawet najbardziej cierpliwą jednostkę. Esmeralda również nie była mistrzem żartu i wyczucia. Złośliwa i wredna, choć z drugiej strony czasem nawet empatyczna i wyluzowana. Jej humor nie zależał co prawda od żadnej fazy księżyca, ale potrafił zmieniać się jak w kalejdoskopie.
- Władza zmusza Cię do siedzenia w miejscu i pociągania za sznurki pod stołem. Nie każdy się do tego nadaje. - na samą myśl o polityce czuła dyskomfort, który nie przeszedł nawet po solidnym łyku kawy. Wolała już siedzieć w tym swoim laboratorium i badać całymi dniami krew, niżeli babrać się w gierkach i wpływach. To zdecydowanie nie dla niej.
- Nie wiem co byś musiał zrobić bądź powiedzieć, żeby mnie do tego skłonić. - no dobra, wystarczyło zapalić papierosa i petować go w doniczce. Przez myśl przeszło jej kilka różnych sposobów, jednak szybko odrzuciła od siebie dziwne pomysły. Rozmawiało się za dobrze żeby tak gdybać i wymyślać na siłę powody przez które ona lub on wylecieliby przez okno.
- To widać na pierwszy rzut oka. - uśmiechnęła się kiwając lekko głową. Jasne, a w tej bajce latały różowe słonie.
- Dlatego zadbam o Twój komfort psychiczny tak jak należy. - czego się w końcu nie robi dla pacjentów?
Lekarka zauważyła, że kubek Erica świecił już pustkami. Chciała zaproponować więcej kawy, ale ruch mężczyzny jasno wskazywał, że zaczyna się śpieszyć. Może przesadziła? Wystraszyła go swoją śmiałością, albo niecodziennym jak na lekarza charakterem. Wzruszenie ramion było dla niej niejako sygnałem, który odebrała dość negatywnie. No nic…
- Jasne. Daj znać. - szczerze nie oczekiwała na żaden telefon, uznając to jako jedną z tych obietnic bez pokrycia. Zero konkretów i same ogólniki.
- Poczekaj chwilę, zapiszę Ci zalecenia. - sięgnęła po kartkę, zapisując tam wszystkie wskazówki do postępowania z jego nosem. Nim wyszedł założyła mu na nos opatrunek.
- Dostaniesz leki przeciw obrzękowe, przeciwbólowe i witaminy. Wszystko stosujemy dwa razy dziennie po jednej tabletce. Wolałabym, żebyś wstrzymał się z walką na czas gojenia, oraz nie przyjmował alkoholu - wstała z miejsca i grzebiąc przez chwilę w szafce, zgromadziła potrzebne środki.
- A jeśli będzie się działo coś niepokojącego – przyjdź. - poleciła.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Sob Mar 25, 2017 12:18 pm

Pokręcił głową patrząc na nią spokojnie.
-Znasz się na toksynach i mówisz takie rzeczy?- uśmiechnął się pod nosem.
-To najbardziej niepozorne żyjątka są tymi najgroźniejszymi, prawda? Podobnie jest z bronią. Co z tego, że ktoś ma gorejący miecz skoro wystarczy deszcz.- oczywiście pewnie taki miecz byłoby wodoodporny, ale na pewno załapała o co mu chodziło. Eric choć był lekkoduchem zawsze starał się poważnie podchodzić do każdej walki. Niby mała dziewczyna, a tak naprawdę szlachetny wampir który potrafi zmanipulować pocałunkiem. Lepiej było nie ryzykować.
Przyjrzał jej się z zaciekawieniem, ale słysząc podobne sensacje wolał nie ciągnąć jej za język. Zwłaszcza widząc nieco nerwowy ruch który kazał jej coś zrobić z dłońmi.
-Skoro twoja magia jest problematyczna dla rady wampirów, mnie tyle wystarczy do szczęścia.- powiedział pogodnie i niezwykle szczerze. Było jak mówił i czegokolwiek by nie dotyczyły jej umiejętności, tak długo jak bruździły wampirom, a nie ludziom wszystko było w porządku.
Pokręcił głową słysząc o jej przyjmowaniu trucizn od maleńkości.
-Słyszałem o podobnych fanaberiach, ale skoro działają... mnie bili od maleńkości. Teraz na prawdę sporo potrzeba bym wył z bólu.- uśmiechnął się pod nosem. Nie brał pod uwagę szkodliwych czynników jakie ewentualnie mogło za sobą ciągnąć przyjmowanie trucizn. Sam w sumie nie był lepszy pod tym względem, bo czym była krew wampirów jak nie trucizną. Wielu nie przeżywało jej pierwszego podania. Miał jednak nadzieję, że nieco ją rozpogodzi mówiąc o tym, że nie raz dostawał baty. Och kochany tata... zawsze wiedział jak uderzyć by jednak zabolało.
Co do samego rytuału to byłby tego świadkiem po raz pierwszy. Nigdy jeszcze nie widział czegoś podobnego. W Ameryce, zwłaszcza w jego stanie łowcy starali się zabijać wampiry i tyle... musiało to jednak odbywać się jak starannie zaplanowane morderstwo zwłaszcza kogoś ważniejszego. Niestety płaszczyk ochrony na krwiopijcami był całkiem nieźle rozwinięty w Las Vegas.
-Jeśli więc się pochoruję nie muszę leźć do apteki. Wystarczy, że wpadnę do ciebie i od razu stanę na nogi, hm?- rzucił z lekkim rozbawieniem. Nie chciał jej takim tonem urazić, ale perspektywa nagłego uzdrowienia na przykład z przeziębienia była niezwykle kusząca.
Pokręcił znów głową w odpowiedzi na jej pytanie co do wzmacniania się magią.
-Jestem wojownikiem nie czarodziejem. Trochę zaniedbałem naukę swoich umiejętności pod tym względem. Mam już swoje lata i powinien umieć magię na poziomie co najmniej zaawansowanym ale cóż... za dużo czasu poświęciłem na szlifowanie walki wręcz.- westchnął.
-Słyszałaś kiedyś o takim bohaterze z komiksów amerykańskich o imieniu Luke Cage? Można w sumie porównać mnie do niego z tym, że nie potrafię podtrzymać twardości skóry tak długo jak on.- puścił jej oko. Szkoda... to znaczy starał się nigdy nie dopuszczać do tego by coś go raniło, jednak w ich branży nigdy nie mów nigdy. Bywało, że magia ocaliła go od poderżnięcia gardła.
-Oburęczny pani doktor, nie mogę sobie pozwolić na jednoręczność zwłaszcza gdy ktoś mnie zrani.- powiedział spokojnie. Zaczął się powoli czuć jak na przesłuchaniu chociaż całkiem zabawnie było opowiadać o sobie, brakowało jeszcze by Esmeralda wyciągnęła notatnik i założyła kapelusz ala Noir na głowę. O ile zakład, że pewnie Leon by powiedział jej to otwarcie, heh...
Siedział spokojnie widząc jak kobieta podchodzi do niego by sprawdzić nos. Patrzył wtedy na jej twarz i burzę rudych włosów. Z bliska była nawet ładniejsza niż mu się wydawało.
Uśmiechnął się jedynie na komentarz o przysłowiowych kołkach w dupie. Fakt wyczucie granicy pomiędzy zbyt poważnym, a zbyt lekkim podejściem do spraw był dosyć istotny. Teraz Esmeralda mogła obserwować lżejsze wydanie mężczyzny. Wiadomo przecież, że każdy miał swój bagaż problemów i spraw z których nie potrafił żartować.
-Sam sobie jestem panem choć zasad potrafię przestrzegać.- rzucił mając na myśli Oświatę. Mimo swojej samodzielności nie zamierzał łamać jej praw dlatego też pytał się o spożywanie wampirów. To była chyba najbardziej paląca sprawa na teraz.
-Doprawdy, aż tak to po mnie widać?- uniósł brew uśmiechając się do niej zaczepnie. Wstydliwy Eric... już wyobraził sobie miny swoich kumpli z gangu motocyklowego. Nie jeden pewnie by zszedł przez atak śmiechu.
Wstał więc znów z kozetki i podszedł do niej powoli. Tyle lat obserwacji pomogło zauważać drobne zmiany w zachowaniu. Czyżby była rozczarowana, że wychodzi?
-Zawsze daję, spodziewaj się sms najdalej jutro. Już dziś bym cię gdzieś porwał ale widzę, że masz pracę. Poza tym z moją aparycją jeszcze gości by pouciekali z knajpy.- westchnął zatrzymując się przed nią. Byli całkiem blisko, a on w dodatku zaczął się pochylać ku niej. Ich twarze były coraz bliżej, ale wtedy Eric cofnął się prostując się jednocześnie i trzymając w dłoni jakąś kartkę którą wziął z biurka. Zerknął na pusty papier spokojnym wzrokiem po czym sięgnął też po długopis i coś na niej zapisał. Zgiął w pół i jej podał.
-Otwórz jak już wyjdę.- puścił do niej oko i wrócił na kozetkę gdzie założył na kark kurtkę.
-Leki? Hm... no dobrze, skoro lekarz każe. Co do walki nie mogę nic obiecać, ale obiecuję Esmeraldo, że postaram się nie dać zabić.- uśmiechnął się po nosem czekając aż dostanie w ręce wszystko czego potrzebował.
-Czyli powinienem jeszcze zostać.- westchnął tajemniczo w odpowiedzi na jej polecenie.
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Sob Mar 25, 2017 2:44 pm

Nie sposób nie zgodzić się ze słowami Erica. Z reguły to ten najbardziej niepozorny wywoływał największe poruszenie. Pozory nie zawsze stanowiły dobrego kompana, ale to dzięki nim powstawało najwięcej niespodzianek.
Przytaknęła mu lekkim kiwnięciem głowy.
- Szkoda, że zawsze trafiam na załogi dla których pewne umiejętności wykluczają możliwość użycia innych. - ile razy nie pozwolono jej uczestniczyć w akcji tylko dlatego, że jest medykiem? Początkowo nie rozumiała pewnych wskazań, a towarzyszący na każdym kroku bunt tylko rozniecał niezadowolenie. Dopiero później zaakceptowała dany stan rzeczy, mimo że wciąż momentami czuła się bezużyteczna. Zazdrościła Ericowi podejścia. Zazdrościła tej bezpośredniości i działań, które może wykonać dzięki swojej mocy. Nie trzeba być czarodziejem, by móc być dobrym łowcą. Czasem to siła dawała większe możliwości niż te wszystkie mistyczne zaklęcia chwały i innego ckliwego bullshitu.
- Problematyczna może nie, ale na dobrą sprawę rozwiązuje pewne… problemy egzystencjalne. - uśmiechnęła się na myśl jak bardzo musiała wkurzyć radę swoim zachowaniem. Wielokrotnie mówiono o minusach umiejętności bliźniaczych do tego co potrafi, jednak nigdy nie miała szansy w tym uczestniczyć. Aż do teraz. To, że na pierwszy rzut oka rada nie podejmowała większych kroków, mogło być tylko jedną wielką ciszą przed burzą.
- Współczuję… - powiedziała szczerze. Sama miała córkę i naprawdę ciężko jest sobie wyobrazić powód, przez który rodzic mógłby chcieć skrzywdzić swoje dziecko. Zadawanie bólu bliskim nigdy nie było jej mocną stroną i nigdy nie robiła tego zamierzenie. Strach o bliskich, nadopiekuńczość – ok, ale agresja?
- To zależy w jakim stanie do mnie przyjdziesz. Jeśli bez nogi, to weź ją z łaski swojej ze sobą. Może jakoś się przyszyje. - zażartowała. Zdarzało się jednak, że łowcy tracili w trakcie akcji jakieś kończyny, a umiejętnie przyszyte dawały nawet szanse na przyjęcie.
- Przy przeziębieniu i grypie wystarczy stosować się do zaleceń. Tutaj i ja nie jestem cudotwórcą, dlatego gdy potrzebujesz natychmiastowego wyleczenia polecam osoby które znają magię leczącą. - Eric nie wyglądał jej na osobę, która grzecznie położy się do łóżka i bez żadnego sprzeciwu przyjmie wszystkie niezbędne lekarstwa. Już abstrahując od tego, że nie był raczej kimś kto z każdym problemem biega do medyków. No ale pozory mogły mylić, prawda? Na swój sposób cieszyła się, że ją odwiedził. Kto wie, może zmienił zdanie na korzyść lekarzy?
- Jasne, że słyszałam. Cóż, wszystko przed Tobą. W najgorszym wypadku dam Ci jakąś viagrę, więc nie bój żaby. - czy ona powiedziała viagrę? Ależ nie, musiało mu się coś przesłyszeć. Dopiero po chwili rzeczywiście zdała sobie sprawę, że niewyparzony jęzor jest czymś co niełatwo jest pohamować. Odchrząknęła i by zatuszować kolejną słowną wpadkę. Oczywiście, że twardość to nie tylko TE klimaty.
- Oburęczność jest dość przydatną cechą jeśli chodzi o walkę. - wszak dwa umiejętnie użyte ostrza zdają lepiej egzamin niż pojedyncze. Duża część łowców nie walczyła kontaktowo, przez co oburęczność była im całkiem zbędna. Może umiejętności Erica pomogą w szkoleniu kadetów? Kto wie, czy nie przyda im się mały trening z walki, kiedy przeciwnik znajduje się tuż obok. Bo przecież chciał uczyć, a przynajmniej tak na początku powiedział.
- To coś nas łączy… Powiedzmy. - ona też była raczej samotnym strzelcem, jednak przestrzeganie zasad w jej wydaniu było dość… niecodziennym zdarzeniem. Wypracowana technika obronna zwykle wybijała na wierzch kłamstwo – bo tylko ono było w stanie ukryć nagięcie pewnych reguł. Od zawsze powtarzała, że tak jest lepiej. I bezpieczniej. A nawet wygodniej!
- Widziałam to w twoich oczach gdy się rozebrałeś. Ten typ cnoty rozpoznam wszędzie. - uśmiechnęła się zadziornie. Jasne, że żartowała, ale Eric… on na pewno o tym wiedział. Droczenie się było po części wpisane w jej naturę i choć rzeczywiście zbyt rzadko była miła, to czasem nawet się jej zdarzało.
- Jasne, jasne. - chciała powiedzieć coś więcej i tym samym dać upust swojej złośliwości. Kiedy się nachylił, zmierzyła go wzrokiem nie kryjąc zaskoczenia. Nie odsunęła się, a kiedy Eric wyprostował swoją postawę, Esmeralda uśmiechnęła się z triumfem w oczach.
- Dowiem się, że walczyłeś mimo zaleceń, a zrobię Ci taką lewatywę o której jeszcze świat nie słyszał. Razem pobijemy rekordy Guinnessa, Ericu. - grom go wie, czy mówiła poważnie. Wzrok jasno mówił, że nie żartuje, ale ten uśmiech… nie daj się zwieść pozorom!
- Leć, tylko pamiętaj o zaleceniach. - dolała sobie kawy i usiadła przy biurku. Kartkę którą zostawił mężczyzna odłożyła do kuwetki z papierami, jakby zupełnie nie obchodziła jej zawartość. Taka to zła kobieta!
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Eric Czw Mar 30, 2017 3:45 pm

Załogi... na palcach jednej ręki mógłby policzyć kiedy mógł zapolować z kimś. Zazwyczaj ruszał sam dlatego też nie odczuwał jakiegoś przygnębienia tym spowodowanego. Co innego jednak jeśli byłby osadzony w roli medyka... zostań tu bo ważniejszy jesteś żywy niż martwy. Po jego trupie! I miałby tylko zszywać poharatane ciała albo grzebać przyjaciół? To nie jego styl.
-Hm opowiadasz o tym tak tajemniczo moja droga, że nie będę cię już ciągnął za język. Może w swoim czasie zobaczę co potrafisz i czym tak ich wkurzyłaś.- rzucił swobodnie jakby mówił o pogodzie. Chociaż nie przepadał za niedomówieniami, nie lubił też ciągnąć za język. Chciała mieć swoje tajemnice, w porządku dopóki nie zaczną dotyczyć bezpośrednio jego.
Pokręcił głową po czym machnął ręką.
-Nie ma czego.- i tyle w temacie. Chociaż gdyby się mocno wgłębić w jego profil psychologiczny to czy aby na pewno? Niby kochał swoją żonę, ale ciągłe kłótnie których nie chciał widzieć... rodzice nie pokazali mu jak można kochać dlatego sam stworzył sobie własną wizję. Ta sfera jego życia była jednak niedostępna dla ludzi trzecich. On był tu od rozśmieszania, pomocy i zabijania, tyle w temacie.
-Hm...- podrapał się po brodzie
-Postaram się w takim razie nie zapomnieć ani o nodze, ani o placu. Gorzej jednak kiedy mnie poćwiartują.- zaśmiał się pod nosem. Bo przecież i tak mogło się zdarzyć, prawda? Leżeć w jakiejś paskudnej uliczce i powoli się wykrwawiać zanim nie rzucą się na ciebie wampiry typu E zwabione słabością i zapachem. Ciekawa śmierć.
Hmm gdyby Eric właśnie pił kawę pewnie właśnie pobrudziłby czysty i nieskazitelny fartuch pani doktor. Gdyby zaś palił pewnie zadławiłby się dymem który trafił tam gdzie nie powinien. Facet jednak ani nie pił, ani nie palił, siedział spokojnie na kozetce i otworzył lekko usta nie wiedząc za bardzo co powiedzieć na komentarz panny Green. Zamknął więc usta i zaczął się otwarcie śmiać i kręcić głową. Doprawdy niespotykana osóbka była z Esmeraldy. Viagra? Nie usłyszał więc jej chrząknięcia przez swój śmiech. Otarł niewidoczną łezkę spod oka i w końcu mógł przemówić.
-Uwierz bądź nie ale problemów z twardością penisa to ja nie mam, ale cóż... nie mnie oceniać może dla niektórych to za mało.- puścił jej oko i klepnął się w kolano nadal powstrzymując kolejne fale śmiechu które chciały wyrwać się z jego gardła.
-Nie przejmuj się.- dodał w końcu spokojniej jeśliby poczerwieniała albo się zezłościła na jego wybuch śmiechu.
Skinął głową zgadzając się apropo oburęczności. Tu nie było chyba co komentować, prawda? Skoro przeciwnik pozbawia cię jednej reki, trzeba umieć skopać mu dupę drugą.
Kolejny uśmiech pojawił się na jego pysku słysząc, że coś ich łączy. Nie wnikał już w szczegóły co znaczyło "powiedzmy". Każdy był przecież mimo wszystko inny i nie musiała mu się tłumaczyć. On sam raczej rzadko tłumaczył się ze swoich zachowań.
Pokręcił łbem rozbawiony całą rozmową.
-Tak... wbrew wszystkiemu jestem całkiem niewinny.- tak niewinny, że jakimś dziwnym cudem wywoływał u kobiet rumieńce częściej niż myślał. Rozmowa chyliła się ku końcowi, a szkoda... dawno się tak nie ubawił w dodatku u boku tak pięknej kobiety. W dodatku nie musiał przed nią ukrywać kim jest jak to było przez połowę związku ze swoją żoną. To na prawdę sporo ułatwiało...
-Hmm choć zwolennikiem dotykania mojej dupy nie jestem to rozważę twoją propozycję by spełnić twoje marzenia.- uśmiechnął się z przekąsem i znów puścił jej szybko oko po czym zbliżył się już do drzwi. Nacisnął klamkę nie przejmując się tym, że odłożyła kartkę... ciekawość prędzej czy później i tak wygrywa, tylko musi być skrzętnie ukrywana jeśli jest się silnym, bądź chce chociaż takim być.
-Do zobaczenia pani doktor.- powiedział niższym głosem, a także posłał jej poważniejsze spojrzenie po czym opuścił gabinet.

Kartka:

/zt
Eric

Eric
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : U pasa kabura na kajdanki i nóż, znamię nad ustami, zapach papierosów, krew 0 Rh+ (może się dzielić ze wszystkimi)
Zawód : łowca, mechanik
Magia : czarodziejem to on nie jest, w kp


https://vampireknight.forumpl.net/t3203-eric-thorne#68166 https://vampireknight.forumpl.net/t3212-eric-thorne https://vampireknight.forumpl.net/t3214-mieszkanie-erica#68475

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Pią Kwi 21, 2017 10:28 pm

Skrzydło szpitalne było jej drugim — zaraz po gabinecie dowódcy — miejscem do odwiedzenia. Najgorsze zostawiła na koniec — czy słusznie? Wydawałoby się, że po tylu wizytach — wręcz regularnych — powinna być przyzwyczajona do widoku białych fartuchów. Ten sterylny swąd jednak nigdy nie przestawał przyprawiać ją o gęsią skórkę, o to, że coś pójdzie nie tak — tak jak wtedy... Nie lubiła tego przeczucia — przeczucia nigdy nie były dobre. Temu — na przekór — przyspieszyła kroku. Chciała mieć to już po prostu... za sobą.
Próbowała nie myśleć o wizycie, o tym wszystkim, co się z nią wiązało. Znowu będzie musiała się tłumaczyć, wracać do tych wspomnień, do tego co za sobą niosły... Ech, nie myślenie o tym nie było chyba jednak opcją. Pocieszała ją tylko myśl, że skoro spotkanie z Darkhawkiem przebiegło lepiej niż myślała, to może i tym razem pozytywnie się zaskoczy. To przeczucie — widmo — jednak nie chciało jej opuścić...
Skierowana została od razu do gabinetu medycznego, do niejakiej Esmeraldy Green. Kolejna obca twarz, kolejne obce imię, kolejny most do zbudowania — samo myślenie o tym ją męczyło. Ech, do diabła z tym...
Zapukała niechętnie do drzwi, a gdy tylko usłyszała pozwolenie na wejście — weszła.
Doktor Green? — zapytała — albo bardziej stwierdziła — z czystej grzeczności, cicho zamykając za sobą drzwi. Śnieżna biel pomieszczenia od razu zaczęła razić ją w oczy, lekko je mrużąc. Nie wiedziała do końca, jak zacząć konwersację. Najlepiej poprosiłaby z miejsca o swoją porcję krwi, upewniła się, czy z jej papierami wszystko było w porządku, i wyszła. Koniec, pozamiatane, do widzenia — to nie mogło być jednak tak proste, prawda?
W końcu była chodzącym medycznym ewenementem, psia krew...
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Sob Kwi 22, 2017 3:06 pm

Czas leciał. To zadziwiające, że przy dobrym towarzystwie nie odczuwało się szalejących wskazówek zegara. Esmeralda nie zatrzymała Erica i choć chętnie zaproponowałaby mu kolejną kawę, nie stawiała oporów w trakcie jego pożegnania. Wróci. Na pewno zawita do placówki szpitalnej chociażby przez wzgląd na wizytę kontrolną. Bo z takim nosem przecież nie ma żartów. Krzywo się zrośnie i co? Mężczyzna wyglądał na osobę dość konkretną, zatem mimo wszystko wie  jak należy postąpić.
- Uważaj na siebie Ericu Thorne. - powiedziała na pożegnanie, a gdy kroki na korytarzu ucichły natychmiast sięgnęła po kartkę.
Dziękuje za wyśmienitą kawę płomiennowłosa.
Uśmiechnęła się do siebie, chowając w kieszeni kitla pierwszy poważny PRAWIE miłosny list. Z pewnością zapamięta tego mężczyznę i choć najpewniej nie zobaczą się zbyt prędko, będzie go miło wspominała.
Dalsza część dyżuru przebiegała spokojnie. Esmeralda kręciła się po sali wykonując dziesiątki czynności na które wreszcie znalazła chwilę czasu. Ulubiony kryminał? Czemu nie… To przecież tylko jeden krótki rozdział, który w efekcie okazał się pochłonięciem grubej lektury w przeciągu dwóch godzin. A potem? Cóż, gabinet i narzędzia same się nie odkażą. Hektolitry wybitej kawy działały lepiej niż byle jaki energetyk i mimo że kawa wypłukiwała magnez, temu zapachowi nie sposób się było oprzeć.
Lekarka skończyła kolejny kubek magicznego płynu i oto ponownie rozległy się kroki. Czyżby Eric wrócił? Odruchowo spojrzała czy niczego nie zapomniał, ale niestety – wziął wszystko.  
Rozległo się pukanie, na co Esmeralda automatycznie odpowiedziała.
- Proszę wejść. - dźwięczny głos był teraz nieco podniesiony, by gość stojący za drzwiami miał szansę usłyszeć zaproszenie. Łowcy w gabinecie o tej porze stanowili prawdziwą rzadkość, dlatego kiedy w drzwiach pojawił się ktoś zupełnie nowy, lekarka wstała od biurka i podeszła do gościa.
- Zgadza się. W czym mogę pomóc? - zmierzyła dziewczynę wzrokiem, ale to co działo się w jej głowie przekraczało granice ludzkiego pojmowania. Kobieta. Niebieska? Esmeralda odruchowo chciała dotknąć skóry przyszłej pacjentki, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z szalonego pomysłu.
- Zapraszam. - uśmiechnęła się i wskazała dziewczynie wolne krzesło. Kim był jej nieoczekiwany błękitny gość…?
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Sob Kwi 22, 2017 7:36 pm

Gdy tylko rudowłosa do niej podeszła, mogła poczuć bijący od niej chłód — nie tyle co metaforyczny, a realny i namacalny — chłód. Wyglądała jak trup — chodzący i mówiący — trup. Samo spojrzenie jasnozłotych oczu, które z uwagą spoczęło na kobiecie, było rybie i nieczułe, pozbawione jakiejkolwiek iskry. Linie jej twarzy również były twarde i nieprzejednane — nie krzywiły się w żadnym konkretnym wyrazie ni emocji. Dopóki nie mrugnęła, wyglądała niczym zastygła w bezruchu statua.
W czym mogła jej pomóc — myślała. Dobre pytanie, na które nie miała jednoznacznej odpowiedzi. Najwyraźniej musiała zacząć od początku, skoro niebieskooka wyglądała na zaskoczoną jej wizytą, jakby w ogóle jej się nie spodziewała. Zamilkła na dłuższą chwilę, szukając i ważąc w swojej głowie odpowiednie słowa, aż ta nie wskazała na wolne krzesło i nie zaprosiła jej do zajęcia miejsca — co też uczyniła. Znowu była więc na dywaniku, jak miło. Tym razem nie była jednak aż tak spięta, toteż od razu założyła nogę na nogę, rozsiadając się wygodnie i krzyżując ręce pod piersiami.
Poczekała, aż ta również zasiądzie do biurka.
Cher Lefevre — przedstawiła się wreszcie, przerywając tę niezręczną ciszę, która trwała o sekundę za długo. Jej głos — znowu — był pełen niepokojącej i nieludzkiej wręcz monotonii, idealnie wyważony i spokojny. — I obawiam się, że na pewne rzeczy nie ma już pomocy... — Lekka nuta jakby rozbawienia zaakcentowała jej słowa, a jednocześnie ich ton obniżył się, spoważniał. Spuściła na moment wzrok i westchnęła cicho, nim kontynuowała:
A więc zakładam, że moje papiery nie wylądowały jeszcze na pańskim biurku, co wcale nie ułatwia mi zadania... I nie musi pani kryć swojego zainteresowania, wiem że myśli sobie teraz pani, jakim cudem jeszcze żyję? Prawda jest taka, że nie wiem. Ciężko wytłumaczyć stan czegoś, co dawno powinno być już martwe... — Cichy, niski i miarowy chichot opuścił jej posiniałe usta, a ona sama pokiwała na boki głową, zrezygnowana. Sprawiała wrażenie jakby dalekiej od problemu, zupełnie jak gdyby nie dotyczył on jej, a kogoś postronnego.
Każdy lekarz mówił jej to samo — nie powinna była żyć, albo że była bliska śmierci, stanowczo za blisko. Była już przyzwyczajona do ich pytań — każde takie samo. Była przyzwyczajona do pełnych niedowierzania, nieczęsto krzywych spojrzeń — jednych ciekawiła, drugich obrzydzała... I dobrze wiedziała — nim jeszcze tu przyszła — że nikt tutaj nie powie jej czegoś, czego już sama nie wiedziała.
Zamilkła na chwilę, nim dodała:
Teraz od pani zależeć będzie mój byt i niebyt, także chcąc czy nie chcąc, proszę pytać. Zakładam też, że będzie chciała przeprowadzić pani na mnie pewne... testy, mylę się? — Zmierzyła ją bacznie wzrokiem, mrużąc lekko, wręcz kocio oczy. Widać było, że nie była pozytywnie nastawiona do samego tego słowa, ani tym bardziej tego, co za sobą niosło.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Sob Kwi 22, 2017 11:52 pm

Mawiali, że pierwsze wrażenie było tym najważniejszym, co w istocie miało nawet jakiś sens. Lekarka już dawno nauczyła się nie ulegać impulsom chwili i choć nie zawsze wychodziło to jak należy, tym razem rzeczywiście nie oceniła przybyłej jedynie po kolorze skóry. Rasizm to zła rzecz… Co z tego, że jest błękitna i wygląda jak nieboszczyk który właśnie opuścił prosektorium.
- Esmeralda Green. - bez wahania wyciągnęła dłoń i jeśli tylko kobieta odwzajemniła gest - mogły wymienić przywitanie. Cóż, pierwsze koty za płoty.
To prawda, że żadne papiery do niej nie dotarły, ale jaki był ich sens? Esmeralda nie była mistrzem w wertowaniu kartotek, gdyż to akurat domena Vlada. Jedyne na czym się teraz skupiła znajdowało się przed nią – przyszła pacjentka i łowczyni której należy pomóc. Ton głosu Cher jasno wskazywał, że czuła się zagubiona, bądź też od dawna karmiono ją złudnymi diagnozami.
- Nie paniuj mi tutaj tylko mów mi Esme. - w zwykłym szpitalu jeszcze można utrzymać oficjalny ton rozmowy, ale tutaj? Lekarka nie przywykła do tego typu zachowań oświacie i z każdym łowcą była „na Ty”. Zwłaszcza, że jeśli wzrok jej nie mylił, Cher musiała być w podobnym wieku.
- Co masz na myśli, Cher? - zapytała wprost. Trudno ocenić co do tej pory słyszała od lekarzy i czy obecność w gabinecie lekarskim nie budziła w niej żadnej awersji.
- Rozumiem, że nie jesteś taka od urodzenia. Zechcesz opowiedzieć jak do tego doszło? - kiepski z niej psycholog, ale czuła że nie obejdzie się bez poważnej rozmowy. Nawet najbardziej dokładne dokumenty medyczne mogły być spisane przez osobę nie mającą pojęcia o łowieckich organizmach. Czekając na wyjaśnienia, Esmeralda podsunęła dziewczynie szklankę którą po chwili napełniła wodą z butelki. Było za późno na kawę, zresztą kolejna porcja nie mogła przynieść już nic dobrego.
- Wykonam jedynie badania niezbędne do założenia Ci karty. Muszę wiedzieć jaką masz krew i czy jesteś na coś uczulona. To standardowe wymagania, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy. - wyjaśniła. Cher rzeczywiście stanowiła ciekawy obiekt do badań, ale w pierwszej kolejności należało poznać jej historię. Zresztą lekarce było daleko do skrajnych zachowań oddających cześć własnej naturze naukowca. Najpierw człowiek, potem ciekawość.
- Powiedz mi co według Ciebie powinnam wiedzieć. Jeśli będę miała wątpliwości, na pewno dopytam. - oczywiście mogła zarzucić ją serią pytań, ale jaki był w tym cel? Łowczyni nie przyszła tutaj przecież na przesłuchanie.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Nie Kwi 23, 2017 6:49 pm

Przytaknęła lekko głową, słysząc jej imię. Zaskoczyła ją jednak śmiałym gestem wyciągnięcia doń ręki — a przynajmniej śmiałym jak na jej standardy. W końcu wielu bało się jej dotykać, lub najzwyczajniej tego unikali — w końcu nie była najprzyjemniejsza w dotyku — poza absolutną koniecznością. Ona też nie garnęła się nigdy do ludzi — nie lubiła być dotykaną. Po prostu... nie lubiła. Uścisnąć jednak jej dłoń — uścisnęła. Choć zajęło jej to o sekundę dłużej niż powinno.
Wiedziała, że nie musiała jej paniować. Wywnioskowała to już po rozmowie z Vladem, który z miejsca kazał jej mówić sobie po imieniu. Jednak co Oświata, to Oświata — każda inna. Ta obecna? Przypominała jej trochę dawną jednostkę. Nie tą kadecką, wojskową — przypominała jej Griffe. Poza tym — do licha — była Francuzką. Sztukę grzeczności — wymuszonej czy nie — miała opanowaną do perfekcji. Wyglądało jednak na to, że tutaj się jej nie przyda. Może to nawet i dobrze?
Ech, niech ci będzie, Esme. Tej walki nigdy nie wygram, podobnie jak z Vladem, prawda? — odpowiedziała z cichutkim, teatralnym westchnieniem. W jej głosie słychać było przemieszane nuty zrezygnowania i... rozbawienia. Teraz też i rudowłosa znała przepis na poluźnienie u niej tego przysłowiowego kija w tyłku — wystarczyło spuścić z oficjalnego, profesjonalnego tonu. Do takiego była po prostu przyzwyczajona — do pracy, ciągłej pracy. Musiała na nowo przywyknąć, że tutaj sprawy załatwiano polubownie. A przynajmniej na tyle polubownie, na ile mogła sobie pozwolić jednostka paramilitarna. Bo wojskiem tego nazwać nie mogła — Vlad miał rację.
Bo tego? Tego się nie da odwrócić. Mój stan jest permanentny, stały. O to chodziło... — Odpowiedź była krótka, zwięzła i zdawkowa, nie mniej jednak — chciała odpowiedzi, a więc ją dostała. W jej głosie na próżno było szukać jakiegoś żalu, smutku, czy też goryczy — była z tym pogodzona, już dawno. Mówiła tonem tak nonszalanckim, jak gdyby mówiła o wczorajszej pogodzie, a nie o tym, że jedną nogą stała po drugiej stronie świata — zawsze i wszędzie, od wielu już lat. Nie pamiętała nawet, jak kiedyś wyglądała. Po prostu zdołała się od tego... odseparować. Wyobcować.
I padło wreszcie to pytanie, którego się obawiała — kulis zamiany ją w żywą broń. Nie było sensu unikać prawdy, ani ją zatajać — musiała być szczera. Zawsze lawirowała wśród półprawd, bo szczerość rzadko kiedy jej popłacała. Co z tego, że z niektórymi białymi kłamstewkami trudno było jej żyć... Lekarz i pacjent musieli sobie jednak ufać, a do tego potrzebna była szczerość. Ech, do diabła z tym...
Pociemniała jakby nagle na całej twarzy, po czym — po chwili ciszy — odpowiedziała:
Prawda, nie zawsze taka byłam... Eksperymenty, to one ze mną to zrobiły. — Tutaj zrobiła krótką przerwę. Widać było, że nie chciała zagłębiać się zanadto w szczegóły. — Miałam wtedy może jakieś dziewiętnaście, albo dwadzieścia lat... W skrócie? Zostałam wytypowana do udziału w pewnym projekcie, wynikłym ze wspólnej inicjatywy francuskiego wojska i tamtejszej filii Oświaty, o czym dowiedziałam się już po fakcie. To wtedy mnie nimi poddano, zamieniono w żywą broń... Jestem strzelcem wyborowym, a więc pracę mojego serca... zwolniono. — Tyle wystarczyło. Ten detal był najważniejszy — resztą nie czuła potrzeby się podzielić. A na pewno nie teraz — nie było to w tej chwili istotne.
Spodziewała się po części, że ta zechce zaraz z niej zrobić żywy obiekt do badań. Zakładała w końcu, że dla lekarzy była chodzącą enigmą — układanką puzzli. Ciekawostką, a nie człowiekiem — nie czuła się człowiekiem już od... dawna, a tutaj? Grupa krwi, uczulenia — tyle. Przez jej twarz przemknął cień zaskoczenia — oczy rozwarły nieco szerzej, podobnie jak pobladłe wargi. Na sekundę i o sekundę za długo.
0 Rh− i brak uczuleń — odpowiedziała niemal natychmiastowo, bez zastanowienia. Łypnęła następnie pytającym wzrokiem na Esme, czy chciała coś jeszcze wiedzieć, czy potrzebowała czegoś więcej. W międzyczasie chwyciła w końcu za podany jej wcześniej kubek, biorąc łyka wody.
Co powinna jeszcze wiedzieć? Dobre pytanie. Westchnęła cicho i zamilkła na chwilę, ważąc w głowie swoje następne słowa, nim odparła:
Wampirza krew jest jedyną rzeczą, która trzyma mnie przy życiu. Potrzebuję zażywać ją regularnie, inaczej... umrę, albo raczej po prostu się rozpadnę. Sama moja krew nie nadaje się też zresztą do transfuzji, bo uboga jest w tlen, jak mogłaś się już domyślić. Mam tylko nadzieję, że macie jakąś na stanie...? — Ściągnęła lekko brwi, poniekąd bojąc się odpowiedzi. Pewnie, miała własne zapasy, ale na ile mogły jej wystarczyć? Tydzień? Góra dwa?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Wto Kwi 25, 2017 8:07 pm

Zaprawdę dziwnych ludzi Cher spotykała na swojej dotychczasowej drodze. Strach przed dotykiem? Dla Esmeraldy było to na swój sposób niepojęte. Bać się ludzi, to tak jak bać się samego siebie. Obawiać się ich odmienności? Przecież każdy był na swój sposób indywidualistą. Nawet puzzle się od siebie różniły by w efekcie stworzyć składną całość. Lekarka zdawała sobie sprawę, że zachowanie łowczyni nie wzięło się znikąd. Ta niepewność, spowolnione ruchy w relacjach międzyludzkich… Wystarczyła krótka obserwacja by nabrać podejrzeń, które niebawem miały zostać rozwiane.
- Poznałaś już szefa? Tym lepiej. - na pierwszy rzut oka łowca zdawał się być chłodny i oficjalny. W rzeczy samej zdarzały mu się tego typu zachowania, lecz od zawsze, od kiedy tylko sięgała jej pamięć, Vladislau dbał o swoich ludzi. W tej Oświacie nie było sztucznie nadmuchanych tytułów, a każdy człowiek pełnił jakąś określoną funkcję. Nie zdziwiła się, że Vlad kazał nazywać się po imieniu. Wszak od przekroczenia progów stowarzyszenia, Cher stała się pełnoprawnym członkiem yokohamskiej Oświaty.
- Tak Ci powiedzieli? - uniosła brwi słuchając w skupieniu tego co miała do powiedzenia. Sama była naukowcem, jednak prowadzenie badań kosztem łowców nie znalazłoby dogodnego miejsca w odmętach czystego sumienia. Były inne sposoby. Paleta możliwości w łowieckich szkoleniach miała imponujące rozmiary, więc po co bawić się w Bogów? Gardziła tym podejściem i wszystkimi pseudo lekarzami. Siewcami śmierci i strachu, którzy tytuły zdobywali na krzywdzie i odmienności łowców. Oczywiście z odpowiednią oprawą i zamieceniem pod dywan niewygodnych szczegółów. Bo po cóż babrać sobie rączki, skoro wszystko było takie idealne?
- Pamiętasz dokładny przebieg badań? Eksperymenty jakim Cię poddawano? - nie chciała robić dziewczynie złudnych nadziei, ale nie byłaby sobą gdyby nie chciała spróbować. Według niej nie było sytuacji bez wyjścia i każdy proces był możliwy do odwrócenia. No prawie.
- 0 RH – jest dość rzadko spotykaną krwią. Będę musiała sprowadzić jej zapas ze szpitala. - lepiej dmuchać na zimno i mieć w zanadrzu posokę przystosowaną do potrzeb danego łowcy. Nigdy nie wiadomo w jakim stanie wyjdzie z akcji, dlatego konieczna była wcześniejsza profilaktyka.
- Przyjmujesz również inne posiłki, czy żywisz się tylko krwią? - każdy element jest istotny, ale dalsza część pytań mogła zaczekać. Łowczyni przebyła długą drogę i jeśli wspomniała o krwi, był ku temu powód. Lekarka wstała i podchodząc do lodówki wyciągnęła z niej kilka woreczków z wampirzą krwią – A i B. Innej nie mieli, bo i po co?
- Nie martw się o zapasy. Uzupełniamy je… na bieżąco. - odłożyła woreczki na biurko tuż przed łowczynią.
- Podać Ci szklankę? Podgrzać tę krew? Nie wiem w jakiej formie ją przyjmujesz. - łowcy mieli różne upodobania, a jakie skłonności miała Cher?
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Sro Kwi 26, 2017 1:19 am

Nie była jak książka, po przejechaniu której grzbietu otwierała się, jawiąc swoje sekrety. Pozwalała ludziom wiedzieć tylko tyle, na ile sama na to pozwalała. Reszta? Reszta była poza jej kontrolą — domysły, plotki... Nigdy ich nie rozwiewała — nie było po co, w końcu czy nie tak tworzyły się legendy? Była pod tym kątem wyjątkowo wstrzemięźliwa, a swoim zachowaniem dawała różne świadectwa, czasami niekoniecznie spójne i logiczne. Była jak układanka puzzli — kim nią nie był? — lecz ta układanka — jej układanka — była wyjątkowo niekompletna i przemieszana.
W końcu nic nie jest tym, czym się wydaje...
Tak. Wydaje się... inny — inny od mojego poprzedniego dowódcy. — Nagle zaśmiała się cicho pod nosem, przypominając sobie początek ich konwersacji. — Bardziej ugodowy — nazwałam go. Uśmiechnął się wtedy tak, jakby nie robił tego od dobrych pięciu lat. Nie mogę powiedzieć, że się z nim nie poczuwam, ale ten grymas był bezcenny... On tak zawsze? — zapytała z czystej ciekawości. W końcu rudowłosa musiała znać go o wiele lepiej — i musiała też zauważyć, że złotooka była o wiele bardziej rozmowna, gdy nie musiała mówić o sobie.
Nie miała jeszcze uformowanej ostatecznej opinii o Darkhawku, ale w porównaniu z tamtym draniem, z Aldricem? Niebo a ziemia. Wiedziała jednak, że Aldric miał swoje powody, aby traktować ją jak obywatela drugiej kategorii. W końcu zasłużyła — chyba to w tym było najgorsze, to że wiedziała, że zasłużyła. Lubiła go wyklinać, mieszać z błotem — pewnie, ale to? To wszystko było jej winą — z jej winy... A o Vladzie? O nim nie mogła powiedzieć złego słowa — jeszcze. Sprawiał wrażenie rzeczowego i kompetentnego, a to w tym fachu ceniła sobie najbardziej.
Powiedzieli mi to ci sami, którzy to ze mną zrobili. Wydaje mi się więc, że wiedzieli o czym mówili — odpowiedziała bez cienia skrzywienia, czy innej negatywnej emocji. Gdyby tylko Gabriel zobaczył ją teraz i porównał z nią sprzed laty, to jak przeklinała jej los — zdziwiłby się. I znając jego? Nie byłby z niej dumny, ani zadowolony. Nie przez to, że popuściła dawne urazy w niepamięć, a z tego kim — czym — się stała... Nawet ona nie była z tego dumna — nie miała z czego, nie miała po co.
Umilkła na chwilę, a wzrok wściubiła w martwy punkt koło kubka, w biurko. Najśmieszniejsze w tym wszystko było to, że to nie tak, że wspomnienia te sprawiały jej ból. Ona tylko pamiętała, że miały sprawiać ból. Nie umiała się skupić — poczuć — tej emocji — umiała skupić się tylko na suchym, dokonanym fakcie i tak też go przedstawić.
To już bez znaczenia... Stało się — tyle. Ciało, które mi dano, spełnia swoją funkcję. Kwestia przyzwyczajenia, nic więcej. Wyrosłam w końcu z bycia nadąsanym dzieckiem i zaczęłam dostrzegać tego plusy. A wady... Cóż, z nimi też nauczyłam się żyć. — Nie żeby miała wybór, rzecz jasna. Westchnęła cicho i wzruszyła obojętnie ramionami, gotowa na przejście do następnego tematu. Dla niej sprawa była jasna i oczywista. W końcu stawiała na funkcjonalność, a obecne ciało i jego ulepszenia (bo teraz nazywała je ulepszeniami), pozwalało jej lepiej strzelać — zabijać, i tylko to dla niej miało znaczenie.
Przekonałam się nie raz na własnej skórze, jak bardzo rzadka może być... — mruknęła z gorzką nutą rozbawienia. Niejedną miała związaną z tym historię, ale to nie na nie był teraz czas. Musiała patrzeć na rzeczy z perspektywy medycznej — użytecznej dla rudej.
Z wiadomych względów krzepliwość krwi nie jest u mnie najlepsza. Rzadko kiedy jestem wystawiona na otwarte niebezpieczeństwo, ale w przypadku poważniejszych obrażeń... Powiedzmy po prostu, że nie jest za ciekawie. Eksperymenty uczyniły moje tkanki gęstszymi i mocniejszymi, trudniejszymi do poranień, jednak nie czynią ze mnie niezniszczalnej. — Uznała, że o tym też powinna była wspomnieć, ot na zaś.
Na następne pytanie odpowiedziała bez chwili zawahania:
Mogę, ale nie muszę. Procesy w moim ciele są dość... mozolne. Na przykład picie alkoholu nie wchodzi w grę, bo przez wolniejszy metabolizm zaraz nabawię się cholernego zatrucia. Zazwyczaj nie mam czasu, by jeść. Tak jest po prostu wygodniej w mojej linii pracy. — Zawsze była w biegu i nie miała luksusu na tego typu rzeczy. Teraz rudowłosa powinna wiedzieć, czemu Cher powiedziała o sobie jak o czymś, co nie powinno już od dawna żyć. Nikt normalny — żywy — nie mógł tak przetrwać, i to tak w dodatku długo.
Odetchnęła w duchu z ulgą, gdy ta zapewniła ją o zapasach krwi. Niby nie miała powodu, aby w ogóle w to od początku wątpić — to w końcu była Oświata — ale wolała dmuchać na zimno. Prawy kącik ust poderwał jej się delikatnie — gdy ta nie patrzyła — na tę taktyczną pauzę.
Na bieżąco, huh? Biedni dranie. — Prychnęła cicho pod nosem, chwytając zaraz za jeden z wyłożonych przed nią woreczków. W międzyczasie odkręcania zaworka, odpowiedziała:
Bez znaczenia. Jakakolwiek forma się nadaje, byleby działała. Kiedyś wybrzydzałam, ale teraz wszystko mi już jedno.
Po czym zaczęła sobie chłeptać posokę niczym drinka przez słomkę. Brakowało jej jeszcze tylko okularów przeciwsłonecznych i spódniczki z trawy, aby dopełnić kuriozum tego momentu... Może jeszcze stanika z kokosów? O, to jest dopiero myśl.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Sob Kwi 29, 2017 6:52 pm

Cher może i wyglądała inaczej, ale dla Esmeraldy wciąż pozostawała ŻYWYM człowiekiem. Nawet, jeśli jej serce wolniej pompowało krew, ciśnienie było niższe, a sama posoka nie nadawała się do transfuzji. Mimo odmienności, która bądź co bądź nastąpiła wbrew woli łowczyni, będzie ona traktowana jak każdy inny. Bez ciekawskich spojrzeń, dziwnych pytań i testów mogących sprawić jej ból. Lekarze dzielili się na różne grupy, lecz Czerwonowłosa nie potrzebowała specjalnych badań by wzbogacić swoje medyczne portfolio.
Esmeralda nie była zaskoczona słowami łowczyni. Znała dowódcę i poza twardą postawą był on mężczyzną, który nie narzekał raczej na zainteresowanie ze strony płci przeciwnej.
- Jaki był zatem Twój poprzedni dowódca? - podróżując po świecie zwiedziła różne Oświaty i widziała naprawdę wielu przewodniczących. Jak wyglądała zdecydowana większość osób piastujących najwyższą władzę? Zamknięci na pomysły idioci, osoby znające tylko argumenty siły i strachu… Często spotykała też nadętych bufonów, myślących tylko o własnych wypielęgnowanych na siłowni zadach. Vlad był inny i właśnie tym zyskał szacunek swoich ludzi.
- Tak.– na twarzy lekarki pojawił się uśmiech zupełnie inny od tego co prezentował dowódca. Esmeralda wydawała się być bardziej otwarta i figlarna. W jej gabinecie trudno było o ciężką atmosferę, bo dbała aby każdy pacjent czuł się dość swobodnie.
- On ma po prostu taką mimikę. Bardziej przypomina grymas, ale zaręczam Ci, że na pewno jego uśmiech był szczery. Rzadko kiedy okazuje… rzadko się uśmiecha. Na pewno nie robi tego nagminnie. - chciała powiedzieć, że szef częściej sprawia wrażenie zdenerwowanego, ale po co niepotrzebnie ją stresować? Wystarczy jak zobaczy gdy ten zmienia się w wilkołaka. To było dopiero przerąbane… spotkać wielkiego i wkurwionego stwora. Z psa i człowieka… Ech to był widok!
- To byli jacyś wojskowi lekarze? - trudno sobie wyobrazić drani bawiących się w Bogów, ale słyszała już o takich przypadkach. Wojsko niejednokrotnie prowadziło badania, próbując stworzyć przy okazji armię żołnierzy doskonałych. Najgorsze w tym wszystkim było to, że takie rzeczy nie działy się tylko na filmach. Nie były wytworem szaleńczej wyobraźni, lecz jawnie wtapiały się w rzeczywistość tworząc ją. Osobiście ukręciłaby łepetynę jednemu czy drugiemu, albo sama przerobiła zgodnie z tym do czego chcieli dojść. Niech zobaczą jak to jest… Ale przecież prościej jest złapać nieświadomą sprawy osobę i bawić się jej ciałem jak modeliną.
- A gdyby dano Ci świadomy wybór? Czy chciałabyś zyskać to co masz teraz? - zwykłym ludziom na pewno ciężko było zaakceptować odmienność dziewczyny. Ludzi takich jak ona spotykało się w książkach lub bajkach, ale nie na ulicach dużego miasta. Niewątpliwie budziła zainteresowanie przechodniów, dzięki czemu po latach wyrobiła sobie postawę zamknięcia na wszystko i wszystkich. To zrozumiałe, ale czy musiało być tak do końca?
- Zawsze są plusy i minusy. Jakie występują u Ciebie? - co prócz niestandardowej diety i kulejącymi relacjami ze społeczeństwem. Esmeralda nie potrafiła sobie wyobrazić jak mogłaby się czuć i wyglądać z błękitną skórą. Chciała pomóc dziewczynie na tyle na ile jest to możliwe.
- O to się nie martw. Oświata ma dobrze wyposażone zaplecze medyczne. Zawsze znajdziesz tutaj pomoc, bez względu na to z jakim problemem się do nas zwrócisz. - niech ma świadomość, że tutejsi lekarze to nie pseudo znachorzy, ani rzeźnicy bawiący się w siewców życia i śmierci. Każdy robił wszystko by pomóc i co więcej czynił w tym kierunku odpowiednie kroki.
- Będziesz musiała nieco zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia. Tutaj nikt nie będzie od Ciebie wymagał rzeczy niemożliwych do osiągnięcia w skali organizmu standardowego łowcy. Możesz się normalnie odżywiać, musisz spać i odpoczywać. Nie wyobrażam sobie, żebyś biegała na akcje uprzednio nie wypoczęta i odżywiona na pół gwizdka. - wszystko co działo się w innych Oświatach, Cher powinna zostawić za sobą. Była to przeszłość, której czas dawno przeminął.
- Nie mają tak źle. Żyją, mają się dobrze i nikt nie ingeruje w ich naturę. - w przeciwieństwie do wampirów, łowcy dobrze traktowali swoje źródła. Każdy bunt miał swoją cenę, dlatego ta współpraca była bardzo owocna.
- Smacznego. - powiedziała, po czym sięgnęła po szklankę z wodą i upiła jej trochę.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Nie Maj 14, 2017 11:33 pm

Przyjęła już — z niejakim trudem, ale trudem — do wiadomości, że nie miała co liczyć tutaj na powtórkę z rozrywki. Nie żeby chciała — albo że w ogóle na to liczyła — rzecz jasna. Zdążyła już zapomnieć, jakie to uczucie — bycie potraktowanym jak człowiek, a nie jak zimnokrwista maszynka do zabijania, albo zwykły dziwak, odludek — wyrzutek. Nie żeby umiała, czy też w ogóle chciała temu zaprzeczyć. Była przecież wszystkimi tymi trzema rzeczami na raz, ale ten jeden raz nacisk na jej ludzką stronę — nie mordercy, nie osobliwości — był nawet... miły.
Nie była jednak głupia, ani naiwna. Nie była typem pokrzywdzonej przez los kruszynki, która za każdy przejaw dobra postrzegała drugiego człowieka za jej wybawcę, zawierzając mu całą siebie. Pewnie, rudowłosa była inna od wszystkich tych lekarzy, z którymi miała do czynienia — ba, nie tylko z lekarzami, ale i ludźmi — nie mniej jednak... zaufanie? Nigdy nie była w tym dobra — ani w jego budowaniu, ani w dawaniu jego kredytów. Jeżeli miałaby wymienić jedną tylko rzecz, której z pewnością się w życiu nauczyła, to to, że nie istniało coś takiego jak pełne zaufanie.
Stawiało ją to w dość... niekorzystnym położeniu. Z jednej strony wiedziała, że musiała dostarczyć lekarce jak najwięcej informacji, a z drugiej strony — nie chciała mówić jej niczego. W końcu wszystko — we właściwych rękach — mogło zostać użyte przeciwko niej. Sama jej mentalność — to poczucie wiecznego osaczenia — działała w tym momencie tylko na jej szkodę, ale ona nie widziała w tym nic złego — było to dla niej normalną, najnormalniejszą oczywistością. Nie bez powodu działała solo i nie bez powodu po prostu nie lubiła ludzi. Tak została nauczona — nie tylko przez życie...
Aldric? Nienawidził mnie. Miał jednak swoje powody, dobre powody... — Ostatnie zdanie wypowiedziała pomrukiem, a ona sama pociemniała jakby na sekundę — całą sekundę — na twarzy... nim uśmiechnęła się półgębkiem, prychając cicho pod nosem. — Dla innych był jednak wzorem do naśladowania, co wcale mnie nie dziwi. Draniowi nie brakowało ani umiejętności, ani charyzmy, ani uroku... Chociaż tylko z tymi dwoma pierwszymi jestem skłonna się jeszcze zgodzić. Co do trzeciego... Ugh, bez komentarza. — Wzdrygnęła się lekko, nie wierząc, że użyła w ogóle takiego słowa jak urok, aby go opisać.
Pewnie dostałby drgawek, gdyby mnie teraz usłyszał. Ze śmiechu. W każdym razie... — Odchrząknęła nieznacznie w pięść, na powrót robiąc tą swoją firmową minę, czyli nie-minę — linie jej twarzy przestały się krzywić w jakimkolwiek wyrazie. — Jego się respektowało, a nie lubiło. Ale to dobrze, tak powinno być. Tutaj jednak wszystko wydaje się być... odwrócone do góry nogami. Nie wiem jeszcze, co o tym sądzić, ale... nie narzekam. Na razie. — Na pewno ceniła sobie uśmiech Vlada — bo zakładała, że to dobry znak, tym bardziej po tym, co powiedziała Esme — ale o tym nie wspomniała już na głos.
Cholera, miała się nie rozgadywać... Z jednej strony wszystko krzyczało w niej, aby przestała i schowała się na powrót w swojej skorupie, zamknęła w jej twierdzy, ale z drugiej strony — po prostu dobrze jej się... rozmawiało, gadało, plotkowało? Może naprawdę jej tego brakowało — ludzkiej rozmowy na ludzkich warunkach, takiej jak ta. Nie chciała jednak zaprzątać sobie tym teraz głowy. Wbrew powszechnej opinii, myślenie potrafiło boleć.
Tak... Zakładam jednak, że i lekarze Oświaty maczali swoje palce w całym procederze. Mój implant w prawym oku jest łowieckiej roboty, z tego co mi wiadomo. Dzięki niemu technicznie rzecz biorąc nie potrzebuję celownika, bo zdolny jest powiększyć obraz ponad sześciokrotnie, z łatwością robiąc za jego substytut. — Założyła, że warto było o tym wspomnieć — a nawet na pewno. Nie była jednak pewna, czy była potrzeba dalej brnąć w ten temat. Sama nie była w stanie dokładnie określić mechanizmu... tego wszystkiego. Nigdy nie interesowały ją zbytnio wszystkie jak i dlaczego — obchodził ją rezultat.
Jej następne pytanie zbiło ją nieco z pantałyku. Czy gdyby dano jej wybór, wybrałby nadal tę ścieżkę życie, to... wszystko? Odpowiedź wydawała jej się dość oczywista i banalna — a przynajmniej teraz, lata po fakcie — ale coś z tyłu mówiło jej, że może nie powinna była tak o tym myśleć, tak prosto. Strząsnęła jednak szybko tą myśl i spojrzała się na rudowłosą.
Tak. W końcu gdyby nie to, teraz by mnie tu nie było. Nie znam innego życia, a z tym jest mi po prostu... wygodnie. Pasuje do mnie. — W tym momencie nie wiedziała, czy naprawdę tak było, czy tylko tak sobie wmawiała. — W końcu nic nie dzieje się bez powodu... — dodała po chwili milczenia, spuszczając nieco wzrok. Diabeł jeden wiedział, co chodziło jej teraz po głowie — sama już nie wiedziała i nie była pewna, czy chciała. To było... męczące — to wszystko, te całe myślenie. Czuła się teraz jakby żywsza w środku, ale to bycie żywym — na przekór — wysysało z niej jeszcze więcej życia.
Zależy o jakie plusy i minusy chodzi, Esme. — W jej głosie słychać było nutkę rozbawienia. W końcu nie wiedziała, czy ta próbowała bawić się teraz w psychologa, czy lekarza — nie żeby te dwie rzeczy się wykluczały, ale nadal.
Na jej następne słowa zmrużyła swoje jasnozłote ślepia, lecz ich wyraz nadal był nieprzejednany. Po prawdzie jednak nie lubiła, gdy mówiono jej, co miała robić. Nie, że rozkaz — te były dla niej świętością — ale mówienie jej tego, co miała ze sobą zrobić. Nie potrzebowała rad — doskonale wiedziała sama, co miała ze sobą zrobić. Albo po prostu się nie zrozumiały, na co zresztą wyglądało.
Nie o to do końca mi chodziło... — Zachichotała cicho i wolno pod nosem, kiwając na boki spuszczoną lekko głową. Westchnęła tylko, po czym spojrzała spode łba na lekarkę. — Nie ważne, nie żeby miało to teraz jakieś znaczenie. — Och, ależ miało. W końcu nie o linię pracy jej chodziło. — Wiesz, stare przyzwyczajenia trudno umierają. — I wcale, ale to wcale zdanie to nie miało drugiego, ukrytego dna. Uśmiechnęła się tylko w duchu, rozbawiona. Ech, gdyby tylko ruda wiedziała, jak trudno...
Zaskakujące, biorąc pod uwagę sytuację w mieście. Macie tutaj chodzący burdel na kółkach, a mimo to humanitarnie sadzacie wampiry na fotelu? U nas by to nie przeszło. Heh, u nas... — Ostatnie zdanie wypowiedziała ciszej i jakby bardziej do siebie, niż do panny Green. Myślała głośno? Coś w tym rodzaju. W końcu te u nas nie było już prawdziwe — u tamtych, nie u nas. Nie szkodzi, przywyknie. Z czasem.
W zamyśleniu siorbała dalej swoją krew, stając się na moment jakby trochę nieobecna. Dopiero słysząc magiczne „smacznego” w wykonaniu Esme, uniosła na nią swój wzrok i kiwnęła głową na znak wzajemności.
Choć trochę trudno nazwać to posiłkiem. Woda? Skończyła wam się kawa, czy już przekroczyłaś zalecaną dzienną dawkę? — zapytała żartobliwie. Ech, kawa... Napiłaby się jednej, a nawet dwóch. Często miewała problemy ze snem i tylko kawa trzymała ją rankami w pionie. Albo nawet i przez cały dzień. Zazwyczaj to drugie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Esmeralda Nie Maj 28, 2017 5:17 pm

To była tylko kwestia czasu, kiedy Cher całkowicie zadomowi się w Yokohamskiej Oświacie. A wtedy kto wie, może dawne wspomnienia wyblakną i odsuną się w zapomnienie. Ustąpią miejsca, dla tego, co ma się dopiero wydarzyć. Wielu łowców dźwigało swoje własne bagaże doświadczeń. Wielu z nich chciało zapomnieć, dlatego dobierało sobie czynności ułatwiające ten cały proces. Praca, nowi znajomi, łowiectwo. Każdy był inny i mimo różnego kamienia, nikt tutaj nie był z kamienia. Trudno sobie wyobrazić, przez co przyszło przejść młodej łowczyni. Tacy dowódcy, jak ten wspomniany przez nią dupek, powinni zostać rzuceni przed sąd i najlepiej odsunięci od wykonywania wszelkich czynności. Praca z ludźmi? Nigdy. Zamknąć w celi, niech skąpa ilość światła i otaczający zewsząd chłód zmusił go w końcu do refleksji. Albo wygnać. Wyrzucić na zbity pysk i zamknąć przed nim drzwi wszystkich Oświat. Z drugiej strony, kto wie… może Aldric był tylko nieszczęśliwym narzędziem w rękach innego szaleńca?
- Jakie powody? - nie mogła pojąć jaki był powód tak szerokiej nienawiści jaką dowódca okazał podległej sobie jednostce. Niektórzy lepiej traktują nawet wampiry, dlatego tym trudniej odnajdywała sens w takim działaniu. Choć wiadomo, bywały różne sytuacje.
- Jak udało Ci się stamtąd uwolnić? - pytanie klucz, od którego właściwie powinna była zacząć. Esmeralda zastanawiała się, dlaczego błękitna koleżanka pozwalała sobie na takie zachowanie. Sądząc po rozmowie, nie przeszła typowego prania mózgu. Była świadoma swojej sytuacji, silna i na swój sposób zdecydowana. Bo kto inny będzie w stanie pociągnąć za spust bez zająknięcia, kiedy wskazany cel nie gra roli. Bez różnicy, czy jest to wampir, czy zupełnie niewinna jednostka. Zabij. Ciekawe ile razy słyszała to od swoich dowódców.
- Myślę, że szybko zrzedłaby mu mina, kiedy przyszłoby mu stanąć w szranki z naszym dowódcą. - takie dupki jak Aldric mogły mieć charyzmę i wzięcie pośród lokalnych zgrupowań. Z doświadczenia wiedziała, że właśnie tego typu jednostki są bardzo ubogie w intelekt bojowy. Ba. Nie posiadały go prawie wcale i dla ochrony swoich wysoko postawionych zadów, nie cofali się przed eksperymentami. Działaniami dającymi żywą broń, która prędzej czy później i tak schodziła na dalszy plan.
- Dowódca powinien szanować swoich ludzi. Tylko wtedy może liczyć na lojalność. - doskonale wiedziała, że zawsze, w każdym momencie może poprosić dowódcę o pomoc. Nie liczyła się data i godzina. Nie był ważny środek nocy, oraz to jak daleko wywiało ją przeznaczenie. Darhawk dbał o swoich ludzi i robił wszystko, aby zapewnić im względne bezpieczeństwo.
- Czasami łowcy otrzymują zlecenia których nie mogą zignorować. Nie musieli nawet wiedzieć o testach… Nie o testach na ludziach. - Esmeralda zawsze dopytywała po co i dlaczego, ale znała takich, którzy zupełnie nie interesowali się genezą. Dla nich najważniejszy był cel. Zadanie, jakiego obiecali się podjąć, twardo przy tym utrzymując że to nic złego. Testy na wampirach zdarzały się nawet tutaj, jednak większość z nich była dość… humanitarna. Nie wyrywano wampirom członków, nie zastępowano ich też mechanicznymi odpowiednikami. Chyba że stanowiło to wymiar najwyższej kary, serwowany jedynie wampirzym zwyrodnialcom. Mordercom i gwałcicielom. Istotom bez duszy niewrażliwym zupełnie na krzywdę słabszych.
- Rozumiem. - powiedziała odruchowo. Co miała rzec? Że ludzie na ulicach nie na co dzień widzą błękitne istoty? Cher dokładnie o tym wiedziała, a skoro sytuacja jej odpowiadała… W pewnych kulturach mogła zostać uznana za bóstwo. Niektórzy ludzie nie odczuwali na jej widok strachu, a jedynie zaciekawienie.
- Sama najlepiej powinnaś je wyłapać. - na twarzy lekarki pojawił się uśmiech. Nie wyciągnie przecież ankiety i nie zacznie odhaczać plusów i minusów. Tego typu działanie mogło znacznie wydłużyć lekarski wywiad i przy okazji wyglądałoby dość komicznie. Jakie plusy i minusy? Można je wymieniać godzinami. Ale nie pytała ze względu na wścibstwo, czy psychologiczne pobudki. Była lekarzem, a zatem chciała się przygotować… Poznać pacjenta i zapewnić fachową opiekę w sytuacji, kiedy jego życie będzie zagrożone.
- Niebawem dokładniej poznasz sytuację w mieście. Nie zabijamy wszystkich wampirów jak leci, ale o tym więcej Ci powie Vladislau. - zawsze istniało odwampirzenie, które nie było dość powszechnym działaniem w Oświatach. Wampiry podobnie jak ludzie kształtowali własne życie, zakładały rodziny ciesząc się każdą chwilą. Nie każdy krwiopijca był nieświadomą maszyną nastawioną na wyssanie krwi niewinnym cywilom. Może to był główny powód przez jaki wszystko wyglądało inaczej.
- Jeśli wypiję jeszcze trochę kawy, to chyba zacznie w końcu lecieć w moich żyłach zamiast krwi. - mrugnęła do niej i grzecznie upiła łyk swojej wody. Rzeczywiście ostatnimi czasy zastępowała część snu kofeiną, a jak wiadomo co za dużo to nie zdrowo.
Esmeralda

Esmeralda
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka 0
Znaki szczególne : Burza rudych włosów, specyficzny zapach krwi (znak dla wampirów)
Zawód : Chirurg, genetyk, toksykolog. Krótko mówiąc - Lekarz / Główny Medyk Oświaty
Magia : Magia krwi (Czarny rytuał, Kontrola Krwi, Krwawe ciernie


https://vampireknight.forumpl.net/t1678-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/t1704-esmeralda-green https://vampireknight.forumpl.net/f31-posiadlosc-greenhall

Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Gość Pon Cze 12, 2017 6:12 pm

To nie tak, że nie była cierpliwa. Ba! Jej największą cnotą i atutem była cierpliwość — cecha konieczna w jej profesji. Pytania zawsze były jednak jej zmorą, nie lubiła ich — wprost nienawidziła. Miała cierpliwość do ludzi, a nie dla ludzi — do zabijania, a nie słuchania. Pytania lekarki poczęły zakrawać z kolei o cholernie niebezpieczne terytoria. Cher rozumiała ciekawość, ale nie wścibskość. Cienka to była linia, oj cienka. Na pewno nie to było jednak intencją lekarki. Może po prostu była tylko ciekawa, o co nie mogła mieć jej za złe.
Co posiejesz — to zbierzesz. To była jej wina, to ona do tego doprowadziła. Gdyby tylko siedziała z gębą na kłódkę, ech... Nie miała już więcej zamiaru spuszczać przy lekarce swej gardy. I tak dowiedziała się już o niej dużo — za dużo. Rudowłosa miała jednak w sobie to irytujące — jak dla niej — coś, co sprawiało, że po prostu chciało jej się zaufać i wypaplać wszystkie swoje sekrety. Pewnie gdyby Cher nie patrzyła na wszystkich wilkiem, jak na jej potencjalnych katów, albo na swoje przyszłe ofiary — gdyby była po prostu normalna — zrobiłaby to. A tak? Tarcza w górę, miecz w dłoń.
Ouh là là... — mruknęła po ojczystemu z nutą rozbawienia, wzdychając cicho, po czym zacmokała jakby niezadowolona ustami. Nagle pochyliła się nad krawędzią biurka, opierając na nim ręce; jedną podparła na łokciu, aby móc podeprzeć na dłoni podbródek. Nogi miała cały czas założone na siebie — jej krążenie musiało wołać już o pomstę do nieba — co nadało jej pozie jeszcze większej nonszalancji. — Co to za zabawa w odkrywaniu wszystkich swych kart na raz? Poza tym, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jak to mówią... — mruknęła tajemniczo, a jej kąciki ust poszybowały do góry i wykrzywiły się w malutkim, może nawet i po części złośliwym uśmieszku. Wtem odchyliła się i miękko opadła z powrotem na krzesło, wiążąc ręce pod piersiami.
Tak naprawdę nie wiedziała, ile — o ile w ogóle — mogłaby jej w tej kwestii powiedzieć, gdyby chciała. Nie w tej pierwszej — na tą nie chciała odpowiadać z kaprysu. Nie uśmiechało jej się powracać teraz wspomnieniami do niego, do Gabriela... W końcu co za dużo, to niezdrowo, prawda? Esme powinna była to wyczuć. Cher co prawda nie wyglądała na wielce przejętą, ani nawet niekomfortowo, ale słychać było, że nie miała zamiaru ciągnąć dalej tego tematu. Co jak co, ale nadal miała jakieś nicie lojalności do starych, dobrych czasów. Zdradzanie tajemnic wojskowych i tak jakoś jej się nie kleiło...
Co racja to racja. Ludzie różnie reagują jednak na różne sznurki. Wygodniej dla mnie mieć jasno wyznaczone granice.Wtedy łatwiej mi jest nagiąć je dla moich potrzeb — dodała w myślach. Rozkazy rozkazami, pewnie — świętość. Kto powiedział jednak, że nie można było się przy okazji nich trochę... zabawić? Upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Ha! Znajdywanie wolności w granicach uwięzi — tego była mistrzynią. Aldric nigdy się nią w tym względzie nie przejmował. Nie interesowało go jak robota została wykonana, a czy została wykonana. Jak było jednak tutaj...? Na pewno bardziej humanitarnie, czego wielką fanką nie była.
Zastanowiła się. Aktualnie poważnie i seryjnie zastanowiła się, czy powinna wiedzieć coś jeszcze odnośnie jej kondycji. Nie bawiła się już dalej w żadne gierki i po prostu odpowiedziała szczerze: — Na tę chwilę nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Wiesz już chyba o mnie wszystko, o czym jako medyk powinnaś wiedzieć. Gdybym jednak nagle sobie o czymś przypomniała... Dam ci znać. — Tak, z nią prościej byłoby zrobić jednak ankietę, niżeli przyjacielskie Q&A. Starała się jednak jak najlepiej odpowiedzieć na wszystkie zdrowotne pytania i nie wydawało jej się, aby coś pominęła.
Ach tak, już mi o tym mówił. Jestem jednak prostym człowiekiem działającym na prostych instrukcjach. Wojsko nigdy z ciebie nie wychodzi... — zaśmiała się krótko — Rozkaz mi wystarczy. Nie potrzebuję otaczającej go filozofii — dokończyła już z typową dla niej zimną powagą, po czym w spokoju wróciła do siorbania krwi. Cholera, mogła w sumie poprosić o słomkę...
Uśmiechnęła się lekko kącikiem ust, słysząc odpowiedź Esme. Dopiła szybko resztki z woreczka i wstała z krzesła, kątem oka szukając jakiegoś śmietnika. Dostrzegłszy go tuż przy drzwiach, wzrokiem powróciła na lekarkę. — Heh, skąd ja znam to uczucie... Lepiej jednak, aby tak się nie stało. Z dwojga złego wolę jednak pozostać niebieską. — Przez ułamek sekundy miała ochotę rzucić niewybrednym żartem o byciu chodzącym smerfem, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Już chyba zaczęło jej powoli odbijać — to znak, że powinna zbierać się do wyjścia. Jeszcze tylko kompromitacji jej teraz w życiu brakowało...
No cóż, na mnie już pora. Dzięki za rozmowę i może... daj mi znać, kiedy twój poziom kofeiny będzie na tyle niski, aby wyjść ze mną na kawę? O ile będziesz... chciała, rzecz jasna. — Nie, absolutnie nie wiedziała teraz, co robiła. Z drugiej jednak strony była tutaj, aby budować mosty, a nie je burzyć. Tylko jej ton zdradzał tę słabowitą nutę niepewności. Aż miała ochotę złapać się niezręcznie za tył szyi. Ostatecznie tylko odchrząknęła i zaserwowała rudej malutki, nonszalancki salut na odchodne, rzucając: — Adieu, doc. — Po czym ruszyła w stronę wyjścia, wyrzucając po drodze woreczek.
I nagle nie było po niej śladu...

z/t
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Gabinet głównego medyka [parter] - Page 2 Empty Re: Gabinet głównego medyka [parter]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach