Tanie, małe mieszkanie.

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sob Wrz 07, 2019 11:57 am

Nie mógł bratu zabraniać gniewać się. Miał ku temu prawo, wszak Niemiec ukrywał naprawdę ważne rzeczy. Ale co by to dało, gdyby się dowiedział wcześniej? Zaakceptowałby fakt kim był jego brat? Mimo powiązania, jeden drugiego ma prawo nienawidzić. Oti może jakoś by przełknął. Ale Elias? Nie, on stanowczo skreśliłby Niemca. Chociaż co było gorsze? Zatajenie prawdy? Na to wychodzi.
- Co by zmieniło jakbyś się dowiedział? Dalej traktowałbyś mnie jako swojego brata? Wolałem unikać takich rozwiązań, poza tym sam nie chciałem do tego wracać.
Nie może się wytłumaczyć z tak potwornego kłamstwa. Sam Rekin czuł się okropnie względem własnych braci; że ich tak oszukiwał, że nie mówił nic i nie podzielił się odczuciami. Tylko czemu miałby ryzykować utrata bliskich? Czasami kłamstwo musi zaistnieć, aby żyło się dobrze. Gorzej jednak, gdy wszystko wychodzi na jaw.
Jak poruszał nożykiem, Fergal krzywił się. Ból mocny, ale nie taki, który spowodowałby omdlenie. Odruchowo nawet chwycił brata za nadgarstek, coby dalej nie pogłębiał rany.
- Bo nie wiedziałem, że zechcą nas ścigać i nie spodziewałem się tej kobiety! Myślałem, że ona zmarła.
Nie kłamał. Rekin naprawdę nie wiedział, że Beleth przypomni sobie o zbiegłym podopiecznym oraz zechce namącić w jego życiu, nie spodziewał się że Manuela żyje. Wszyscy zjawili się w podobnym czasie.
Ścisnął mocniej palce na ręku Eliasa, ale nie na tyle, aby sprawić mu krzywdę. Brata nigdy by nie zranił.
- Nie rób ze mnie idioty, Elias. Wiem, że nie podoba ci się to, że zataiłem fakty, że nie jestem jednak na tyle w porządku aby mianować się normalnym obywatelem. Z cała pewnością chciałbyś aby spotkało mnie to samo, co moje ofiary! Sam nie raz myślałem podobnie! Może dlatego też nie broniłem się przed Sojką.
Zaczynał się już Niemiec denerwować, o czym świadczył jego podniesiony ton głosu. Mimo to, puścił rękę brata. Wiedział, że wbijanie noża nie było kwestią niesienia pomocy, tylko zadania bólu. Ukarania.
Nie pozostało nic innego niż się przyznać.
- Bo jego poglądy mają się nijak do tego, kim jest. Jest takim samym hipokrytą, jak inni zbrodniarze wojenni. W domu wzorowy mąż, ojciec a dla więźniów prawdziwy morderca.
Tego Elias na pewno też nie pojmie. Fergal z charakteru jest wyrywny, dominujący ale wciąż chce poczuć się dobrze, kiedy ktoś jest z niego dumny, z jego osiągnięć. Dla Beletha zrobiłby wiele; nawet zabił drugą osobę.
Znowu nożem majstrował w ranie, znowu go chwycił za rękę. Fergal już tracił cierpliwość mimo uporczywego zmęczenia. Chciał coś powiedzieć, ale Elias szybko mu przerwał. Ślepia wampira wbijały się w jego uśmiechniętą twarz.
Czego chciał? Być najlepszym? Schlecht bardzo chciałby odpowiedzieć na te pytania, lecz jaki teraz ma sens. Wszystko co powie, brat nie przyjmie do wiadomości. Widział po jego odruchach; niby wyciągnięcie kuli, a krwawił bardziej niż wcześniej. Nie zarzucał mu win, może być zły ale czy naprawdę istnieje logika w takim traktowaniu brata? Zawsze się znajdzie, prawda? Niemiec juz postanowił. Skoro chciał być lepszy dla braci, nie dla psychicznego łowcy, to tak będzie. Miał zamiar żyć normalnie, dać dom, zagwarantować bezpieczeństwo. Jednak historia trzymała się Rekina niczym rzep.
Zapewne by coś powiedział, ale Arek wbił do domu jak huragan. Jego reakcja cóż, nie pomogła. Wyczuwał krew, słyszał słowa i już wiedział; rozmawiał z łowcą, z innymi. Elias na pewno nie będzie zachwycony, właściwie Rekin ulokował w nim spojrzenie, milcząc. Jeśli się nic nie podzieje, Schlecht zrzuci go z siebie, aby móc pozbierać się z łóżka. Ranę na ramieniu zasłonił dłonią.
- Arashi, usiądź! Nikt tutaj nie przyjdzie nas zabić.
Wtrąci nim rozpocznie się większa awantura. Rekin powstrzymywał wybuch gniewu, z trudem. Wyjątkowo wielkim trudem, takim że na skutek czego trząsł się. Utrata kontroli nad sytuacją była czymś ostatnim, czego chciał.
- Skończyłem z tym już dawno temu!
No i się wydarł. Pomimo usilnych prób trzymania nerwów na wodzy, nic nie pomogło. Spuścił łeb, ściskając kurczowo ranę. Nie krwawiła już tak bardzo, regeneracja zaczęła działać.
- Nie musicie się stąd wyprowadzać. Nie wy. Kiedy do nich wrócę, dadzą wam spokój. Tak samo, jak tamta kobieta. Jest za słaba.
Oświadczył, nie patrząc na braci. Tak właśnie się dzieje kiedy sytuacja rozrywa wnętrzności? Kiedy podłoże na którym stoi, zaczyna się rozsypywać? Schlecht własnie odkrył czym jest odczuwanie przykrości. Już nie chodziło o niego samego; że bracia już mu nie zaufają, że ich straci. Ale też o to, jak bardzo mylił się co do swojej "świetlanej" przyszłości. Ona nie miała prawa istnieć. Poza tym zawalił.
- I zamiast wpadać w histerię, ogarnąłbyś się, Oti. Krwawisz.
Roznosił go gniew, żal. Lecz widok krwawiącego brata i to z winy jego samego, nie osobników ścigających. Gdyby nie on, Oti nie musiałby teraz się bać.
- A jeśli już chcesz stąd iść, to Elias ma się tobą zająć. I ty nim również. Obydwoje musicie na sobie polegać.
Na Rekinie też mogli, ale już tego nie dodał. Eliasa mógłby jeszcze bardziej rozzłościć, a przy okazji samego siebie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Wrz 15, 2019 11:58 pm

Wychodziło na to, że Fergal dalej nie rozumiał pewnych rzeczy. Głupio tłumaczył przemilczanie tak ważnych spraw, jednocześnie dziwiąc się, że młodszy brat nie był z tego ani trochę zadowolony. Elias nie przykładał dużej uwagi do rodziny, spychając ją gdzieś na margines potrzeb, ale ciemnowłosego zawsze traktował jak kogoś, komu można zaufać. W dzieciństwie widział w Fergalu wzór do naśladowania. Dopiero z czasem zaczął spostrzegać, jak wiele rys i wad kalało wybrany autorytet. Jednak nawet wtedy nie zepchnął bruneta, udając, że żadne powiązania rodzinne nigdy nie miały miejsca.
Nie dowiesz się, jakby było – powiedział, wykrzywiając kąciki ust w prawie niewidocznym uśmiechu. – Blablabla, nie chciałeś, oczywiście. Dziwnym trafem te rozwiązania zdały się na... nic. No patrz, jakie to niesamowite, nie chciałeś do tego wracać, a to samo wróciło do siebie i to postaci wkurwionej wampirzycy z bronią w ręce. Coś mi mówi, że ona tak łatwo nie odpuści, jeśli jeszcze żyje. Jakiś wampir ją porwał w siną dal. Myślisz, że skończyło się to dla niej happy endem?
Z pewnością dziewczynę czekałby nieciekawy los, gdyby Elias ją w porę pochwycił i nie pozwolił zabrać nieznajomemu. Chociaż... Teraz lepiej rozumiał jej motywy i chęć odstrzelenia Rekina jak kaczki na polowaniu. Nie ingerowałby w to, gdyby nie ta cholerny wewnętrzny przymus uratowania brata. Przecież nie da się tak łatwo wymazać więzi zakorzenionej głęboko we wnętrzu. Zbrodniarz w dalszym ciągu pozostawał tym samym bratem, z którym wiązało się od groma dobrych wspomnień, sięgających od wczesnego dzieciństwa.
Gówno wiesz – odparł oschle. – Jeśli chciałbym, żeby spotkało cię to samo, co tamtych, nie leżałbyś na tej kanapie. Więc przestań pierdolić, bo coraz bardziej brzmisz, jakbyś chciał zrobić z siebie ofiarę. Niedobrze mi od tego.
Palce zacisnęły się na na bluzce Fergala, napinając materiał do granic możliwości. Wpatrywał się w umęczoną twarz leżącego, zaciskając usta w wąską linijkę. Chciał wyczytać z niego to, czego nie mówił. Nie potrafił czytać z drugiej osoby jak z otwartej z księgi. Może gdyby nauczył się wyłapywać subtelne sygnały, w porę poznałby tajemnicę brata, a cała tragedia na plaży nie miałaby wtedy racji bytu.
Nie zważał na protesty, gdy nożykiem grzebał w ranie, próbując dosięgnąć kuli. Musiał pozbyć się jej pozbyć, nawet jeśli metoda, jaką wybrał, zostawiała wiele do życzenia. W niewprawionych rękach nawet niewielkie ostrze mogło narobić więcej szkody niż pożytku, jednak Elias - wbrew opinii starszego - przez większość czasu skupiał się jedynie na pochwyceniu naboju.
Delikatna woń Otiego zaalarmowała Eliasa o pojawieniu się młodego, nim zapach posoki na dobre uderzył w niego, niczym wielka fala, która z impetem uderza wszystko na swojej drodze.
Coś się stało.
Westchnął, przewracając oczami.
Ta część, która na początku martwiła się o braciszka, cieszyła się, że ten wreszcie wrócił, ale druga strona, woląca pozostać jedynie z Fergalem, by móc bez przeszkód kontynuować wyciąganie rozmaitych ciekawostek z dawnego życia starszego, nie radowała się na widok blondyna.
Przeszkodził w tak ważnej chwili.
Wstał, uwalniając Rekina i pozwalając mu na przybranie bardziej swobodnej pozycji.
– Musimy stąd wiać.
Skąd ten cudowny i błyskotliwy pomysł?
Prrr, zatrzymaj się.
Prawie parsknął, gdy zobaczył w jakim stanie jest Arashi. Co, do diaska, się z nim stało? Wpadł pod pociąg, który obszedł z nim naprawdę łagodnie? Spotkał stado piranii, kiedy wrzucono go do wody?
Wcześniejszy impuls, który kazał Eliasowi pomóc starszemu bratu, nie odezwał się, gdy wzrok fioletowych oczu padł na młodszego. Nie popędził po apteczkę, by czym prędzej opatrzyć większe rany. Nogi nie porwały się same w stronę łazienki, żeby stamtąd przynieść miskę z wodą oraz gąbkę.
Stał.
Ręce opuścił wzdłuż boków, wodząc spojrzeniem po całej sylwetce przybyłego.
Kim jest Krieg? Jeszcze jedna radosna dusza z obozu?
Nie chciał nawet myśleć o tym, jak wiele ofiar Fergala dalej stąpało po świecie, napędzając się jedynie pragnieniem zemsty na byłym oprawcach.
Tak o to wilk staje się zdobyczą dla stada owiec.
Przysłuchiwał się wymianie zdań, nie racząc przerwać. Zignorował nawet pytanie, zupełnie jakby został otoczony bańką, do której nie docierają dźwięki. Chłodno wpatrywał się w Otiego, próbując odgadnąć co takiego zobaczył w nim brunet, gdy zdecydował się na ujawnienie niechlubnej przeszłości. Na pewno nie intelekt i umiejętność zachowania zimnej krwi.
Zająć, tak? – słowa wydawały się prawie nie wybrzmiewać, choć widocznie poruszył wargami. Zacisnął palce w pięści, uśmiechając się. W jednej sekundzie Elias odwrócił się w stronę ciemnowłosego, wymierzając pięść w jego twarz.
Dobrze słyszałem? Wrócisz tam? Kpisz sobie ze mnie? Jeśli twoja stopa zrobi jeden krok w stronę tamtych osób, połamię ci wszystkie kończyny, żebyś nie mógł się nawet doczołgać i na koniec pozwolę wybrać tobie najmniej lubianą u siebie kość, które nie będzie ci szkoda. Zro-zu-mia-łeś?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pon Wrz 16, 2019 5:16 pm

To on tu gnał na złamanie karku (niedosłownie, ale starał się ze wszystkich sił), aby ostrzec rodzeństwo, a ono było tak zaabsorbowane sobą i rozmową, że wnet Arashiego sprowadzili do parteru, aby nie panikował. I tu zgodność braci kończyła się, a Oti był świadkiem jak Schlechtowie kłócili się w najlepsze. Niechętnie, ale usiadł na brzegu kanapy i aby tymczasowo zatamować krwawienie zdjął z siebie i tak wykrwawioną koszulkę, którą owinął wokół szyi i przytkał ranę. Jeśli myśleli, że zostawi ich choćby na moment samych, to grubo mylili się. Wyglądali tak, jakby mieli sobie skoczyć do gardeł. W zasadzie przeszkodził im w podobnych przepychankach ociekających krwią.
Moment, jaka radosna dusza z obozu? O nie, czyli rozmawiali akurat O TYM? Chuderlak może i nie był tak agresywny jak Fioletowowłosy przy pierwszych mrocznych wspomnieniach, ale finał rozmowy różnił się od tego tutaj. W ruch poleciała pięść, która właściwie należała się Rekinowi za takie pierdoły jak powrót do nazistów. W zasadzie to Elias wyręczył Arashiego, bo on nie miałby obecnie takiej pary w rękach. O ile w ogóle. Słowa już za to były na granicy tolerancji wobec braterskiej miłości. Może to tylko groźby, ale sądząc po ramieniu i tej pięści nie zdziwiłby się, gdyby Średni dotrzymał słowa.
I weź tu wybierz mniejsze zło.
Poderwał się z kanapy i stanął pośrodku nich, by nie było więcej przemocy. Gdyby Rekin lub Elias chcieli się bić, Oti będzie chciał ich rozdzielić.
- Do jasnej ciasnej, spokój! -pewnie nawet takie słowa nic by nie wskórały, ale nie mógłby patrzeć na to, jak okładają się pięściami; wreszcie też odniósł się do sprawy, która sprowokowała Średniego- Elias ma rację, choć nie pochwalam świadomego kaleczenia rodzeństwa -rzucił krytyczne spojrzenie na Średniego, ale zaraz znów utkwił w Rekinie- Zastanów się przez moment, co mówisz. Sam sobie przeczysz. Nie bez powodu skończyłeś z przeszłością, tak? To po kiego zdechłego śledzia chcesz pchać się znów w to samo bagno? Nie jesteś jak oni, nawet jak żyłeś z nimi wiele lat. Jak robiłeś to co oni. Skoro odszedłeś, to znaczy, że przejrzałeś na oczy i nie jesteś jak tamci. Nie jak Krieg i inni gestapowcy. Naprawdę uważasz, że to jedyne wyjście? A my? Albo chociaż Elias? Zostawisz go dla jakiś nazistowskich dupków? Tu jest prawdziwa rodzina, nie tam.
Mówił to patrząc prosto w oczy Fergala. Leki na uspokojenie działały, więc dało się wyczuć kontrolę nad nerwami. Nie mniej stojąc między młotem a kowadłem zrozumiał inną sprawę. Wreszcie pojął, skąd mogła pojawić się frustracja rodzeństwa. Od momentu zamieszkania tutaj do teraz, Oti bardziej przeszkadzał niż pomagał, a siła i rozsądek (tylko od czasu do czasu przesłonięty szałem jak widać) Eliasa sprawdzał się w okiełznywaniu temperamentu Rekina. W jego rehabilitacji. Za to Kodoku odciągał uwagę od kuracji swoim zachowaniem i chorobą. Jego próby udobruchania którejś ze stron spełzywały na niczym. A to Białowłosy wpadał w szał; a to jedzenie kuriera wylądowało ostatecznie na podłodze stratowane przez wampiry, które znów musiały powstrzymywać zapędy Chuderlaka; a to jego spięcie mięśni odstraszało rodzeństwo, choć sam się bał tych chwil.
Nie mógł dać im tego, czego potrzebują. Bezpieczeństwa, siły, odwagi.
Mógł dać im tylko miłość braterską, która będzie się od tej pory przejawiać jedynie w trosce z dystansu. Aby nie odciągać ich uwagi od resocjalizacji Rekina, od budowania na nowo ich przerwanej relacji. Nie widzieli się przecież tak długo.
Na tę przygnębiającą refleksję przestał zagradzać braciom odsuwając się z linii ognia na bok. Młody odezwał się zaraz w ten sposób:
- Dzisiaj wyprowadzam się. Sam. Tak postanowiłem i zdania nie zmienię. Nie będę dla was dodatkowym obciążeniem, a skoro ignorujecie śmiertelne ostrzeżenie, to nawet nie mam co dodać więcej do dyskusji.
Oznajmił takim tonem jakby mówił, że idzie do kuchni przygotować obiad. Tak, wreszcie poczują ulgę, gdy nie będą musieli martwić się o Otiego. Radził sobie przed ich poznaniem, to może teraz też da radę. Poza tym zważając na bandę Beletha... jemu było życie miłe, choć bez braci u boku będzie gówno warte. Nie miał pewności, do czego zdolni są tamci, i nawet zapewnienie, że nie zabiliby, nie przekonywało. Wszak wspomnienie Fergala było pełne śmierci, dlaczego teraz Stado miałoby zrobić wyjątek?
- Cóż, nie przeszkadzajcie sobie, ale Elias... pohamuj się z mordobiciem. Przecież to twój brat.
Wtedy też podszedł do drzwi do łazienki, nacisnął dłonią za klamkę, by zaraz zamknąć drzwi jak najciszej potrafił. Musiał z siebie zmyć krew, bo już go mocno drażniła, a co dopiero braci. Odkręcił kurek z wodą z prysznica i rozebrał się całkowicie. Wszedł do kabiny całkowicie pochłonięty myślami, jak urządzić sobie nowe życie. Nie wróci do Akademika, chyba i tak został z niego wykreślony. Powinien znaleźć jakąś klitkę i podjąć pracę, aby mieć na czynsz. Ewentualnie znów zacznie kraść, nie był w tym zły. O, i zaprosi Mei na karaoke, przecież obiecał jej. Ah, no tak... ostatnio rozstali się w niemiłych okolicznościach.
Po jakimś czasie niezauważalnie przemknął z łazienki do swojego pokoju i tam cicho krzątał się pakując manatki. Uparł się jak na prawdziwego Schlechta przystało.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pon Wrz 16, 2019 8:47 pm

Sytuacja stawała się co raz bardziej gorąca. Wręcz wypalała rodzinną atmosferę, która tak naprawdę nigdy nie urosła w siłę. Wszystko zaczęło się psuć, a to wszystko za sprawą ukrycia kilku ważnych faktów. Fergal powinien się przecież spodziewać, że prędzej czy później do tego by doszło, że się wyda i zostanie zmuszony do wytłumaczenia się. Niemniej powinien sam ogarnąć przyznanie się, a nie w sposób kiedy komuś coś grozi. Jak widać Rekin obudził się z ręką w najgorszym nocniku.
Co miał mu odpowiedzieć? Sam nie wiedział do czego Sojka w zemście może być zdolna, był w szoku kiedy zobaczył ją na porcie, wszak miała nie żyć. Nigdy nie wiadomo z kim się zgadała, do kogo poszła po pomoc. Wbrew pozorom Polka nie była taka głupia, za jaką wiecznie miał ją Rekin. Chociaż nie ona teraz powinna być jego problemem.
Zmrużył ślepia, wpatrując się w twarz brata. On naprawdę był wściekły. Nie ma co się dziwić.
- Kiedyś bym ci powiedział, na pewno w innych okolicznościach. Po prostu nie byłem jeszcze gotowy, niedawno odnalazłem ciebie i Otiego. Postaraj się mnie zrozumieć.
Tłumaczył z coraz większymi nerwami. Denerwował się tym, że Elias jako jego brat nie szukał w tym iskry zrozumienia, potraktował swojego gburowatego brata jako wroga. Denerwował się też nazwaniem "ofiarą".
- Nie robię z siebie ofiary.
Syknie, zaciskając szczęki. Ciekawe jak zachowywałby się Elias, gdyby znalazł się na miejscu Fergala? Co by robił? Niemiec wiedział, że nie naprawi swoich wszystkich zbrodni, dobrymi uczynkami. Wisiało to nad nim niczym czarne chmury, niszczące wszystko to, co próbował zbudować od nowa. Życie z łatką Kata nie jest proste. Gdyby miał rozum taki jak ma teraz...
Wszystko przerwał Oti. Wparował niczym burza, rzucając swoje histerie na lewo i prawo. Ucieczka? Łowca nadchodzi? Niemiec naprawdę nie chciał teraz tego słuchać, Oti jednak nie wiedział w jak kijowym momencie się pojawił i co przerwał.
Pomysł z ucieczką jak widać nie wypalił, obydwaj bracia byli przeciwni pomysłowi Rekina. Nie chciał wracać, ale jeśli chciał chronić braci, to uznał że musi.
- Krieg nie jest ofiarą, to mój... przybrany brat.
Odpowie zgodnie z prawdą. Czuł się podle, że Beleth już wie z kim ma Rekin do czynienia i wie o istnieniu braci. Aż przełknął ślinę, mając też wrażenie że rozsadza mu wnętrzności. Ewidentnie zaczęło go nawet już mdlić. Cóż... Nie spodziewał się też tak gwałtownej reakcji od strony średniego. Rzucony plan naprawdę nikomu nie przypadł do gustu. Pięść poleciała w ruch, a że Niemiec nie spodziewał się, przez co odrzuciło nim trochę. Gdyby nie przytrzymanie się brzegu kanapy, zapewne spadłby na podłogę. Trochę mu zahuczało w głowie, zważywszy że mózg się jeszcze dobrze nie wygoił. Złapał się za bolące miejsce, chociaż specjalnie Elias go nie zranił, to i tak Niemiec czuł się podle.
Arashi raczej nie wyłapał spojrzenia najstarszego, wszak ten cały czas miał łeb spuszczony.
Rodzina. Czym powinna być tak naprawdę rodzina? Wspierać się, nie oszukiwać i żyć razem w zgodzie, chociaż nie zawsze jest kolorowo. Wszystko Schlechtowi zaczynało się mieszać, zapewne też sprawcą było uszkodzenie głowy, ale też i cała ta szopka. Bracia mieli prawo na niego naskoczyć, mieć pretensje ale z drugiej strony, od nich Niemiec pragnął też wyrozumienia. Nie, absolutnie nie czynił z siebie męczennika, ofiary. Tym bardziej tego ostatniego.
Jeden chwyt, jeden ruch aby chwycić Eliasa za rękę, wykręcić za jego plecy i przygwoździć go do kanapy, twarzą ku niej. Krwi z ran trochę pociekło, podczas gdy Niemiec ulokował na jego krzyżu zgiętą nogę w kolanie. Naparł swoim ciężarem. Zaznaczę, że wydarzyło się to, podczas tego, kiedy Arek odsunął i znikł im z pola widzenia.
Jeżeli wszystko poszło po myśli Fergala, pochyli się znacznie nad bratem.
- Przestań traktować mnie jak swojego wroga, jestem twoim bratem, tak jak powiedział Oti. Nie zapominaj o tym, bo ja też nie chcę zapomnieć.
Może i zabrzmiał groźnie, to jednak jedynie go upomniał. Fergal kiepsko znosił poniżanie, a Elias się tego dopuścił, mimo że wcześniej Rekin przejawiał jeszcze jakąś niby cierpliwość. W końcu ona się skończyła. Puści go, natomiast sam spocznie obok. Był wykończony i już nie chodziło o rany lecz o całą sytuację. Wciąż rany krwawiły, głowa bolała a uderzenie nie pomogło. Potrzebował snu, bardzo dużo snu. Żeby dojść do siebie, przetrawić całą tą chorą sytuację i przede wszystkim nie rozchorować się bardziej. Sprawę z przeprowadzką młodszego wolał pozostawić na później, obecnie nie myślał o niczym innym, niż o tym co zaszło między nim a Eliasem. Więc jeśli średni uzna, że już koniec rozmowy, dawny obozowy kat odwróci się do niego plecami i pozwoli sonie na upragniony spoczynek.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pią Wrz 27, 2019 11:51 pm

W innych okolicznościach, tak?
Czyli w jakich? Przy herbacie, kawie? Może Fergal potrzebował jakiejś szczególnej atmosfery odpowiedniej do zwierzeń? Mógł już wcześniej wspomnieć, że język rozwiązuje mu się dopiero przy kominku, gdy na zewnątrz temperatura sięgała poniżej zera, a w rękach parował kubek z kakao.
Przez dwadzieścia sześć lat nie nadarzyła się ani jedna okazja do powiedzenia o tym, ale… – prychnął, unosząc brew. – Ile znasz Otiego, co? Jemu jakoś powiedziałeś. Okoliczności były sprzyjające? Martwiłeś się o biednego, małego bra-cisz-ka? Chyba zapominasz o tym kto naprawdę jest twoją rodziną.
Jak miał widzieć w blondynie kogoś bliskiego, skoro już teraz Fergal traktował go lepiej niż Eliasa? Zrozumienie dla Rekina kończyło się tam, gdzie zaczynała świadomość tego, że ten nigdy tak do końca nie był z nim szczery.
Obecność nowej osoby w mieszkaniu skutecznie utrudniała kontynuowanie małego przesłuchania.
Wampir parsknął urwanym śmiechem, słysząc młodszego brata.
No proszę, proszę, przyszedłeś i chcesz nas ustawiać?
W ostatniej chwili powstrzymał się przed wypowiedzeniem myśli na głos, choć pierwsze słowo już tkwiło na języku Eliasa.
Wcześniej wydawało mu się, że naprawdę mógłby polubić młodego i stać się dla niego kimś na kształt starszego brata, jednak teraz ten pomysł można było wsadzić między brednie. Cóż, Schlecht nie przywykł do ukrywania swojego zdania na temat innych. Zazwyczaj mówił to, co myślał, nie dbając o to, czy forma przekazu zrani drugą osobę. Tylko w sytuacji zagrożenia życia dławił chęć wypowiedzenia nieprzyjemnych rzeczy. Jednak Oti nie stanowił żadnego zagrożenia. Przecież cała jego postawa wręcz dawała do zrozumienia, że więcej pożytku miałoby się z małego psa. Niańczenie małych dzieci nigdy nie sprawiało Eliasowi przyjemności, nic więc dziwnego, że nie cieszył się na widok młodego, który swoim zachowaniem udowadniał, że dopiero co wyrósł z pieluch.
Dzisiaj wyprowadzam się. Sam.
Doskonale, tam są drzwi – powiedział, skazując palcem wyjście do przedpokoju.
Nie mógł nic poradzić na to, że wiadomość o wyprowadzce blondyna ucieszyła go bardziej niż powinna. Wiedział, że ocenia najmłodszego zbyt surowo, nie dając mu nawet szansy na pokazanie się z lepszej strony, ale był już tak dzisiaj wyczerpany nieprzyjemnymi wydarzeniami, że nawet nie próbował spojrzeć na to wszystko z lepszej perspektywy.
Syknął, czując, jak palce Fergala zaciskają się na ręce i boleśnie wykręcają ją do tyłu. Odruchowo spróbował kopnąć nogą, ale but napotkał jedynie powietrze, gdy ciało zgięło się mimowolnie.
Wrogowie nie mogą liczyć na taryfę ulgową.
Nie słuchałby wyjaśnień kogoś innego, wiedząc o nim to, co teraz o Fergalu. Czemu niby miałby go obchodzić ktoś obcy, skoro dopuścił się takich rzeczy, po wszystkim udając, że coś takiego jest już bez znaczenia, skoro próbuje żyć normalnie, wtapiając się tłum zwykłych mieszkańców?
Od razu wyprostował się, kiedy tylko Rekin zwrócił pełną swobodę ruchów. Potarł bolące miejsce, krzywiąc się nieznacznie. Fioletowe ślepia bacznie obserwowały każdy ruch brata, który… położył się spać.
Nie skończyliśmy jeszcze – szepnął, pochylając się nad leżącym. Chwycił go kark, paznokciami delikatnie zahaczając o skórę. – On się stąd wyprowadza. My także powinniśmy to zrobić. Tamci tu przyjdą. Nie męczyliby się z nim dla zdobycia adresu, gdyby nie mieli zamiaru prędzej przy później złożyć ci wizyty. A jeżeli myślisz, że poczekasz tutaj na nich, żeby potem posłusznie dołączyć do tej hołoty, to się mylisz. – Cofnął się. – Wiem, gdzie możemy zatrzymać się na jakiś czas, ale to tylko awaryjne wyjście. Szybko będziemy musieli znaleźć coś nowego.
Torba, którą wcześniej przyniósł, nie została jeszcze rozpakowana, więc przynajmniej część z pakowaniem swoich rzeczy Elias miał z głowy. Musiał jeszcze tylko dopilnować, żeby Fergal wziął to, co najpotrzebniejsze.
Przez jakiś czas nie będziesz też wychodził, gdy przeniesiemy się do nowego miejsca. Pewnie nie spodoba ci się to, ale na razie nie powinieneś się nigdzie pokazywać. – Obnażył kły, uśmiechając się złośliwie. – To dla twojego bezpieczeństwa. Chyba rozumiesz, że naprawdę byłoby mi szkoda, gdybyś jednak wrócił do nich i to z własnej woli? Wtedy granica między bratem, a - jak to powiedziałeś? - wrogiem stałaby się wręcz niewidoczna.
Oboje nie chcemy, żeby do tego doszło, prawda?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sob Wrz 28, 2019 4:09 pm

Za mało znał starszych braci. Widać i czuć było od samego początku wtargnięcia między tę dwójkę, że byli w ferworze własnych oskarżeń i kłótni, ale byli co do jednego zgodni. Arashi przeszkadzał im. Ich postawa, mowa ciała, mimika ciała czy szczere słowa doskonale mówiły ten fakt wprost. Odnosił wręcz wrażenie, że był zbędny. Przedtem, teraz i później. Dlatego zdecydował się im zniknąć z oczu.
Teraz i później.
Jak był w łazience, szum wody spływającej z dyszy prysznica skutecznie tłumił pogawędkę rodzeństwa, ale przy samym pośpiesznym pakowaniu rzeczy w pokoju już nie. Zresztą nie szeptali, bo po co? Próbując upakować ciuchy w torbie nerwowym dociskaniem wieka starał się nie wparować tam do nich i nie przeszkadzać. Zaś w głowie ciągle miał obraz Eliasa, który zupełnie bez pohamowań dał mu drogę wolną do opuszczenia mieszkania. Aż tak bardzo skrzywdził Średniego, że wręcz z radością przyjął do wiadomości wyprowadzkę Arashiego? Fakt, nie był bez winy, choć nie zamierzał nigdy celowo zranić któregoś z braci. Ha... jeszcze kilka tygodni temu nie był świadomy posiadania rodzeństwa, a teraz? Już sam nie wiedział, co było lepsze. Nigdy nie dowiedzieć się o rodzeństwie czy dowiedzieć się o nim, ale rozstać się z nim. Mimo bólu psychicznego, które towarzyszyło mu przy pakowaniu swoich rzeczy, cieszył się, że mógł poznać Schlechtów. Już poznał ich wzorce, do których powinien zbliżyć się, aby mieć szacunek w oczach innych. A co najważniejsze - nie był sam. Miał rodzinę. Gdyby tylko był zdrowszy i silniejszy, i rodzina miałaby pożytek z Chudzielca. Tak to jego słowa nie dotarły do Starszych, zignorowali go na rzecz przeszłości Fergala i jego niedopowiedzeń wobec Eliasa. Cóż, Oti też niewiele więcej wiedział niż teraz już wie Średni, lecz rozumiał jego gniew. Bo skąd miał wiedzieć, ile już młody wie o Rekinie, a on nie? Z drugiej zaś strony Młokos mało co wiedział o Złotookim. Tyle, co przepytał go w pierwszym dniu spotkania, co też było trudne dla obu stron. Z tych zwierzeń nie dało się wywnioskować czegoś tak niesamowitego i okrutnego jednocześnie jak przeszłość Rekina i przynależność do Stada, które szuka go.
W tym momencie bezwiednie powędrowały palce w stronę roztarganej szyi. Jeśli Fergal rzeczywiście przyłączy się do tamtych... to on będzie zadawać takie same rany innym. Albo i jeszcze gorsze. Mógłby uruchomić mechanizmy, jakie nim rządziły w strasznych czasach. Nikt nie chciał, aby taki scenariusz spełnił się: ani Arek, ani Elias. Rekin chyba też nie. Już niczego nie był pewien.
Wziął się w garść i po spakowaniu większości rzeczy (resztę weźmie, jak sprawa z poszukiwaniami ucichnie, albo po prostu porzuci) przysiadł przy laptopie szukając lokum dla siebie. Kłótnia tam za drzwiami nabierała większego rozmachu, lecz jedynie skrzywił usta w niemocy. Jego obecność tam mogłaby tylko zaognić konflikt. Kiedy dodawał jedno ogłoszenie do zakładek w przeglądarce, usłyszał głos Eliasa mówiący o tym, że ma dla nich bezpieczne schronienie. Znieruchomiał i spuścił głowę ku klawiaturze próbując pohamować drżenie rąk. Średni definitywnie nie miał tu na myśli całej trójki. Tłumaczył to sobie tym, że przecież Arashi sam powiedział, że wyprowadza się w pojedynkę. Ale nie było w tych słowach też żadnej propozycji, by jeszcze przekonać młodego do zostania z nimi. Czyżby ich przyszłość miała toczyć się osobnymi ścieżkami, które splotłyby się tylko podczas wizyt?
"Najważniejsze, żeby bracia byli bezpieczni" pocieszył się w myślach i nikło uśmiechnął. Coś jednak dotarło do nich, gdy ostrzegał przed Stadem.
Podparł coraz mocniej bolącą głowę i półprzytomnie śledził informacje na ekranie. Dotacje, mieszkanie na próbę, dofinansowania. Nic. Niestety nie mając własnych pieniędzy nie znajdzie mieszkania. Jedyne, co mógłby zrobić, to udać się za radą pewnego wampira. Nie byle jakiego. Poznał go podczas Wigilii. Kiedy nie mógł pozbyć się ataku nerwicy i uciekł do toalet, Przewodniczący Rady zaoferował swoją pomoc, którą wtedy odrzucił. Wspomniał mu o Golgocie, miejscu szczególnym dla wampirów. Wystarczyło przełamać dumę, którą i tak utracił po spotkaniu bandy Beleth'a, i spróbować. Wtedy odmówił uznając, że będzie w stanie samodzielnie wesprzeć Rekina w ich codziennym życiu. Popełnił błąd odrzucając już wtedy pomoc, lecz z drugiej strony Fergal miałby mu za złe, że wmieszał w ich życie kogoś obcego. Teraz, kiedy Oti musiał zatroszczyć się tylko o siebie, bo Rekin miał już doskonałego brata w postaci Eliasa, mógł podjąć ten ostateczny krok.
W sumie nie miał innego wyjścia.
Wszedł na stronę internetową Golgoty i uzupełnił tamtejszy kwestionariusz. Podał swoje oficjalne dane, czyli Arashi Kodoku. Jak już mają maczać palce w życiorysie, to tylko w jego. Zmęczony, przygnębiony, a co najgorsze bezsilny, bo nie mogący dać jakiejkolwiek pomocy Schlechtom, wyłączył laptop i również jego spakował do jednej z trzech walizek. Dwie ułożył na wózku inwalidzkim, a trzecią zostawił na ziemi. Powinien już iść. Powinien, lecz nie potrafił rozstać się z braćmi, kiedy skakali sobie do gardeł. Wymknąć się po cichu? Zgrzyt wózka inwalidzkiego na pewno odwróci ich uwagę i znów będą mieć mu za złe, że przeszkadza. Zdecydował się po raz ostatni położyć się na łóżku, choć z tego całego przejęcia i nerwów na pewno nie zaśnie. Tępo wpatrywał się w drzwi do swojego pokoju i bądź co bądź słuchał dalej, co współlokatorzy mieli do powiedzenia.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Wrz 29, 2019 5:46 pm

Najważniejsze, żeby byli bezpieczni. Kto? Bracia? Cała akcja jaka zaszła w pokoju nie wygląda na rozmowę między braćmi. Jeden drugiego oszukuje, drugi trzeciego wygania. Zamiast więzi, zaczyna tworzyć się sieć nienawiści. Każdy z braci w niej zaplątany. Co począć? Próba rozmowy nie wychodziła, prośba o zrozumienie została niszczona, jak tylko składała swój zarodek. Elias nie chciał słuchać, Oti zbyt brał wszystko do siebie i zamiast działać, panikował. A Fergal? Zaczynał się co raz bardziej pogrążać w tym Co jest właściwe, a co nie. Jego braciszkowie go opuszczają, czyniąc przeszkody. Podobno rodzina miała go wyleczyć, co prawda nie oczekiwał od nich cudu, czy całkowitego przejęcia sprawy. Tylko pieprzone wsparcie. Jednak nie pojął, że przeszłością może wiele zniszczyć, a co gorsza zatajeniem jej. Wyszło w najgorszym momencie; kiedy dopadła ich dawna ofiara Fergala, kiedy pojawił się Beleth. Czyżby właśnie teraz wracała karma do Fergala?
- Oti też jest twoją rodziną!
Najpierw musiał stanąć w obronie najmłodszego. Nie powinien Elias wyżywać się na chorym, nie jego wina że był słaby, wzięty za bezużytecznego. Poza tym... Co chciał osiągnąć Elias poprzez takie potraktowanie?
- Czy ty nie potrafisz zrozumieć, że rozmowa o tym wcale nie jest prosta?! Myślisz, że nie chciałem powiedzieć prawdy?! Tylko jak ubrać w słowa czyny, które robiłem? Tego kim byłem? Oti się dowiedział, bo już wcześniej spotkał jednego z nich i też mnie naciskał o prawdę!
Ton głosu podniósł się, lecz jeszcze nie było w nim tyle agresji, aby zdradzić naprawdę solidny wkurw. Ale bez obaw, średni dzielnie do tego zmierzał.
Nie chciał żeby Arashi ich opuszczał, zapewne porozmawia z nim jak tylko nadarzy się okazja. Wszak to w najmłodszym widział największe oparcie, nie w średnim.
Liczył, że po chwycie trochę przystopuje i zaprzestanie męczyć o rozmowę. Najstarszy z braci potrzebował snu, chociażby po to, aby zacząć działać. Wypocząć i być w pełni sił. Jednak Elias i tego nie uszanował, nie wziął pod uwagę jawnej groźby od strony Rekina. Wolał znowu mu przerwać sen; chwycić za kark, drażniąc słowami.
Nie chodziło już o zmianę lokalizacji, wyprowadzkę czy chory zakaz. Ale o szantaż. Schlecht w głowie jak mantrę powtarzał myśl o uspokojeniu się albo że ta osoba która teraz nie daje mu żyć, jest jego bratem. Brat. Ten który jest prawdziwą rodzina, jak sam zdążył się określić. Górna warga odsłoniła zębiska, cielsko naprężyło się, a żyły przy skroni stały się bardziej widoczne.
Nim jakiekolwiek inne słowo padło, Niemiec wstał. Chwycił Eliasa za szyję, powalając go na stolik. Drewniany mebel na skutek uderzenia pękł, przez co Elias nie miał wygodnego leża. Nad nim wciąż górował Rekin; ale nie ten wiecznie zdenerwowany z miną wpierdolu, lecz wciąż szanujący oraz chroniący braci. Nawet kochał ich na swój popieprzony sposób. Teraz kark Średniego ściskał kat. Czerwone ślepia żądne mordu, widoczne skrzela po obu stronach karku które z każdym głośnym oddechem otwierały się oraz zamykały. Wyszczerzone zębiska, z których spływała ślina. Najgorsze jednak były te pazury, które zaciskały się co raz mocniej, jakby tym oto ruchem chciał zmiażdżyć szyję brata i urwać mu głowę.
- MASZ SIĘ W TEJ CHWILI ZAMKNĄĆ! ROZUMIESZ?! INACZEJ URWĘ CI ŁEB! I KURWA CZEGO NIE MOŻESZ POJĄĆ?! CHCĘ SIĘ ZMIENIĆ, A JEBANYM SZANTAŻEM MI NIE POMOŻESZ! CHCĘ BYĆ NORMALNY! NORMALNY, KURWA! WBIJ TO SOBIE DO SWOJEGO ŁBA!
I wybuchł. Niemiec zaczął się wydzierać jak opętany i jeżeli Elias się nie wybroni, przywita niemiecką pięść dawnego obozowego kata, który chyba zapomniał czym jest definicja "Normalności". Obecnym zachowaniem idealnie udowodnił, że wciąż jest na poziomie nauki niemowlaka. Chociaż niemowlaka idzie szybciej nauczyć, niż Schlechta.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pią Paź 11, 2019 12:00 am

Mięsień na twarzy Eliasa drgnął, przez chwilę wykrzywiając ją w grymasie niezadowolenia. Jak miał traktować Otiego jako brata? Fergal wymagał od niego naprawdę wiele, samemu nie dając zbyt wiele. Chciał zrozumienia, ale nie potrafił odwdzięczyć się tym samym, powtarzając jak mantrę to, że powiedzenia prawdy go przerastało. Przez tyle lat nie znalazł dobrego sposobu na odsłonięcie swojej przeszłości przed kimś kogo znał od małego. Być może ich relacja nie wpisywała się w ramy wzorowej, ale Elias nigdy nie dążył do tego, żeby tak było. Nie musiał udowadniać innym, że wiele ich łączy. Wystarczyło mu to, że mógł liczyć na pomoc i szczerość ze strony starszego. Przynajmniej tak do niedawna myślał. Teraz podwaliny relacji i szacunku zaczynały pękać.
Czyli co, dopiero po spotkaniu kogoś z tamtych albo tej dziewczyny zaczynasz mówić? To może zaproś ich! Wtedy język ci się rozplącze.
Żałował, że nigdy nie przykładał uwagi do tego, jak rozwiązywać konflikty. Ucieczka w tym przypadku nie wchodziła w grę. Nie lubił wdawać się w otwarte konflikty, podsycane przez każdą ze stron. Był przyzwyczajony do wycofywania się i patrzenia z oddali, jak inni się żrą, dobrze się bawiąc przy obserwowaniu takiego przedstawienia. Potarł lewy nadgarstek, boleśnie wbijając paznokcie w skórę. Co miał zrobić?
Nie spodziewał się ataku ze strony Fergala. Zaskoczony nie zdążył zareagować, gdy palce brata boleśnie zacisnęły się na gardle, a ciało zostało zmuszone do poddania się woli starszego. Otworzył szeroko oczy, czując, jak plecy uderzają o stolik, łamiąc go na pół.
A więc to tak?
Usta wykrzywił delikatny uśmiech, obnażający kły. Dawno nie wyprowadził Rekina z równowagi do takiego stopnia. Złapał za przedramię brata, ale nie próbował go od siebie odepchnąć. I tak to by się nie udało. Uścisk bruneta był na tyle silny, by Elias był od krok od zaczęcia desperackiego łapania oddechu, choć to był bardziej ludzki odruch, obcy większości wampirom.
Dhaa... – zaciśnięte gardło skutecznie utrudniało swobodne artykułowanie. – Zghrób tho.
Dajesz, przywal mi, braciszku.
Prychnął.
Ciemnowłosy chciał się zmienić, tak? Czyli to, co teraz robił, było dobrą zmianą? Cóż, więc jak średni miał pomóc, gdy Rekin odbierał to jako szantaż i atak na siebie? Siedzenie z założonymi rękami i głaskanie byłego kata również nie doprowadziłoby go do niczego dobrego.
Wolną rękę, swobodnie zwisającą wzdłuż ciała, obrócił zewnętrzną stroną, by Fergal nie mógł zobaczyć małego koralika między kciukiem a wewnętrzną częścią.
Nie po to ratował najstarszego na plaży i zapewnił mu opiekę oraz opatrzył rany, by teraz pozwolić na takie traktowanie. Eliasowi daleko było do kulącego się w sobie Otiego, tego słabeusza niepotrafiącego przejść kilkunastu metrów bez zadyszki. Nie dysponował też siłą wampirów obdarzonych lepszą krwią, ale potrafił zrobić użytek z tego, co posiadał, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka zasoby, jakimi dysponował, nie robiły spektakularnego wrażenia.
Nie zrobił nic, by uchronić się przed ciosem wymierzonym w twarz. Ból od razu wypełnił zaatakowane miejsce, wyduszając z gardła bliżej niezidentyfikowany odgłos przytłumiony przez ucisk. Ale ta chwila wystarczyła, by ręka Eliasa wystrzeliła i dotknęła boku drugiego Niemca, wbijając koralik w ciało.
Charknął, wypluwając krew i ślinę z ust.
Za chwilę role się odwrócą i to Fergal spojrzy na brata z dołu, niezdolny do ruszenia się i zaprotestowania.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pią Paź 11, 2019 5:33 pm

Wpatrywał się tępo w drzwi, zza których ciągle dochodziła sprzeczka. Nie, to już nie była sprzeczka. Prawdziwy festiwal nienawiści. I to między kim? Jego braćmi? Nawet łykając kolejne tabletki na uspokojenie nie mógł opanować drżenia rąk i płytkiego, nerwowego oddechu. Wiedział, że kiedyś musi skończyć się ta farsa rodzeństwa, ale jakim kosztem? Zaprzestanie zaufania wzajemnego to najmniejszy pikuś. Mogli się przecież pozabijać, zwłaszcza że obydwóm nie brakowało krzepy. Słowa, coraz głośniejsze i przepełnione gniewem, skrywały jednak jeszcze chęć darowania żyć, ale robiło się naprawdę gorąco.
Na tyle, że poderwał się z łóżka wraz z uderzeniem w stolik ciałem Eliasa.
Na chama wyważył drzwi wózkiem inwalidzkim obłożonym walizkami robiąc sobie z takiego zestawu tarczę, na wypadek gdyby ich gniew miał przelać się rykoszetem na niego. Wbił do salonu taranem, lecz wnet porzucił spakowane dobra materialne, by podbiec do Rekina duszącego Średniego. Sytuacja wydawała się wymknąć już spod jakiejkolwiek kontroli.
- Ferg, już wystarczy... -chwycił oburącz szponiastej ręki Fergala, która powodowała straszne rany na szyi Eliasa, a którą to rękę próbował odsunąć od krwawiącego brata- Fergal...
W tym mniej więcej momencie Średni posłał koralik w bok Schlechta, czego Oti nie zauważył, stąd próbował odciągnąć w dalszym ciągu Niemca od Fioletowowłosego. Chuderlak nie powinien dotykać ciała kogokolwiek, tym bardziej siłować się. Momentalnie od czubków palców do łokci Arashiego pojawiły się setki czarnych żył, które starały się pompować krew. Nie mniej jego słabość do kontaktu fizycznego, nawet takiego banalnego, sprawiła tylko więcej szkody organizmowi. Mimo to nie przestawał, nie mógł pozwolić na zabicie Średniego w napływie agresji. Fergal nie wybaczyłby sobie śmierci Eliasa.
- Fergal, to twój brat... zostaw go... proszę...
Mówił cicho i powoli, bez nuty złości, co wielkiego strachu. O zdrowie rodzeństwa, które wzajemnie wyniszczało się, zamiast sobie pomóc. Nogi robiły się jak z waty, dlatego Arashi zawiesił się całym sobą na ramieniu Rekina z szybszym, płytkim oddechem. Dłonie Otiego, które oplotły rękę Szpiczastouchego, zrobiły się całe czarne, jakby zaraz miały się rozpaść w pył po spopieleniu, a tak naprawdę były to tysiące żył i żyłeczek. Kontrastowały z białą karnacją chłopaka, którego wysiłki chyba spełzną na niczym.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Paź 13, 2019 10:19 pm

Co raz gorzej się działo między braćmi. Chociaż kto wie? Może właśnie takiej kłótni potrzebowali aby ich rodzinne więzi stały się mocniejsze? Póki co Fergal nie myślał o skutkach, dla niego ważniejsze było to, co działo się teraz. A działo się naprawdę źle, zwłaszcza gdy zaczynał odczuwać wściekłość względem młodszego brata. Nie chciał go atakować, ale wszystko właśnie ku temu się sprowadzało. Nie chciał Elias nawet posłuchać, dać szansę i pojąc. W porządku, Fergal zachował się źle, że trzymał swoją tajemnicę do momentu który można śmiało nazwać krytycznym, zamiast wcześniej powiedzieć. Ale z drugiej strony, jakby Elias widział swojego starszego brata? Dalej jako kogoś normalnego? Nie no, nawet teraz nie można określić takim mianem Rekina... Po prostu chciał żyć tak jak inni. Niestety nie będzie mu to dane; rodzina się rozsypywała, czego najstarszy z rodzeństwa obawiał się najbardziej.
Powalony Elias był tego dowodem. Nagły wybuch, pragnienie krzywdy... Chciał właśnie takiego finału dla ich spotkania? Obydwoje tego chcieli?
Zaciskał coraz mocniej pazury, raniąc przy tym szyję Eliasa. Uśmieszkiem nie pomagał.
- JEŚLI TAK BARDZO CHCESZ UMRZEĆ, TO PROSZĘ BARDZO! JESTEŚ IDIOTĄ!
Znowu zdzierał gardło i kolejny raz dopuścił się do przemocy. Na niekorzyść Eliasa, Rekin właśnie czuł się osaczony, atakowany i niezrozumiany chociaż odrobinę. Jakby na moment brat wykazał się odrobiną wyrozumiałości, może by do czegoś takiego nie doszło. A tak? Wymierzył solidny cios prosto w twarz, sprowadzając tym samym Arashiego. Najmłodszy chwycił ramię Rekina, przez co jeszcze bardziej go rozzłościł.
- NIE PRZESZKADZAJ, LENIWY FLAKU!
Ryknie, chcąc go odepchnąć od siebie, ale zamiast tego poczuł jak coś wbija się w jego bok. Moc średniego... Kulka przeszła przez ubranie i wbiła się w ciało. Niemiec warknął wściekle, odsuwając się od Eliasa, tym samym go wypuszczając. Zaczynał czuć się źle, bardzo. Ciało stawało się co raz cięższe, mięśnie nie chciały pracować. Opadł tyłkiem na kanapę, łapczywie łapiąc powietrze. Powoli nadchodził niedowład.
- Elias... Nie, nie... Nie prowokuj mnie więcej.
Najwidoczniej paraliż nie tylko podziałał na ciało fizycznie, ale też psychicznie. Niemal jak kubeł zimnej wody. Ciało wampira opadło na bok. Jeszcze mógł poruszać ciałem, lecz nie do takiego stopnia że wstanie. Niemniej co mogło być teraz gorszego? Własne cierpienie czy zranienie braci? Wymusił na sobie ruch dłoni, aby zakryć nią swoją twarz. Czuł się wyjątkowo podle, no i cholernie zmęczony.

Pierwszy post działania mocy Eliasa - paraliż
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Wto Paź 15, 2019 9:28 pm

O ile uduszenie wampira nie było zbyt łatwe, o tyle zmiażdżenie mu gardła czasami mogło być dziecinnie proste. Elias czuł, jak dłoń brata zaciska się coraz mocniej, jakby naprawdę zamierzał przebić się palcami przez skórę, wyciskając z ciała krew jak sok z cytryny. W takich chwilach, gdy agresja drugiej osoby zaczyna przeradzać się w chęć mordu, ciężko uwierzyć w jej dobre intencje.
Spojrzenie fioletowych oczu odruchowo oderwało się od wykrzywionej grymasem złości twarzy Fergala, przesuwając się na Otiego, który, na litość boską, postanowił wkroczyć do akcji. Czy on przypadkiem nie miał się wyprowadzić? Wampir nie rozumiał, czemu blondyn wtrącił się do sprzeczki, która w ogóle nie była jego sprawą. Lepiej zrobiłby, gdyby spakował się do końca i czym prędzej wyniósł, pozwalając Eliasowi i Rekinowi na znalezienie wspólnego porozumienia, bez udziału osób trzecich.
Od razu się rozkaszlał, gdy tylko Fergal za sprawą mocy został zmuszony do oddalenia się. Zsunął się z połamanego stołu, rękami i kolanami opierając się na ziemi. Wypluł krew zgromadzoną w ustach, jednocześnie ścierają dłonią tą lecącą z połamanego nosa. Cholera, nie przewidział takiego obrotu sprawy.
Podniósł głowę i utkwił wzrok z starszym bracie, ignorując młodszego, zupełnie jakby był powietrzem, a nie kimś, kto wstawił się za nim.
Zbliżył się do Fergala, nie wstając z ziemi - pokonanie tej niewielkiej odległości na klęczkach wydało się całkiem dobrym pomysłem. Palcami prawej ręki nieświadomie rozmazał posokę na ziemi. Dźwignął się na tyle, by móc spojrzeć na czarnowłosego.
To nie była prowokacja – odkaszlnął po raz kolejny, słysząc, że do głosu wkradły się nuty nadające mu ton podobny do zardzewiałego mechanizmu.
Pochwycił rękę starszego, szarpnięciem zmuszając go do odsłonięcia twarzy; włożył w ten ruch minimum wysiłku, tym razem naprawdę uważając na to, by ciemnowłosy nie odczytał tego jako ataku.
Popatrz do czego doprowadziłeś. Do dupy twój jazgot o poprawieniu się, kiedy nie potrafisz zapanować nad czymś takim nawet w mojej obecności. Podniosłeś rękę na jed-- – przerwał, uświadamiając sobie, że przecież nie są sami w pokoju. Kątem oka zerknął na Otiego; wydawało się, że dopiero teraz w zupełności zarejestrował jego obecność, przyjmując ją jako coś rzeczywistego, a nie wytworzonego przez jego umysł jako uciążliwą zjawę. – ... brata. Jeśli czegoś nie zrobisz i nie będziesz chciał współpracować, tamci cię znajdą. Szukają. Złapią trop. Wywęszą. Dopadną. Rozszarpią twój mur odgradzający cię od przeszłości. Pokazałeś, że dalej siebie w tobie ta część, która nie skupia się na niczym innym poza złością. Wykorzystają to.Jesteś za słaby, żeby skutecznie się im oprzeć.Nie pozwolę na to, dlatego trzeba cię stąd zabrać.
Za twoją zgodą lub bez niej. To akurat nie ma znaczenia.
Stawy w nogach cicho strzeliły, kiedy wstał, przeciągając się.
Oti, nastaw mi nos.
Odwrócił się w stronę blondyna, splatając dłonie za plecami.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sro Paź 16, 2019 6:11 pm

Leniwy Flak nie odsuwał się mimo szarpania się czy grożenia. Rekin był na skraju załamania nerwowego, kiedy Elias zdziałał cuda swoją umiejętnością. Z początku Oti nie rozumiał, dlaczego nagle furia Szpiczastouchego opadła, ale wystarczyło rzucić okiem na Średniego, by zrozumieć. Przypomniał sobie, że Fioletowowłosy w identyczny sposób uspokoił Arashiego, gdy ten zaczynał się przemieniać. Nie pozostało mu nic innego jak odsunąć się i patrzeć spod białej grzywki na obitą dwójkę rodzeństwa. Wyglądali tak, jakby wrócili z ustawki, podczas której walczono wszystkim co popadnie. Cali oblepieni krwią, spuchnięci, rozdrażnieni, zmęczeni i wściekli. Chuderlak nie odzywał się, kiedy Elias jeszcze chciał podjąć rozmowę między innymi o tym, co im grozi zostając w mieszkaniu. Właściwie co grozi Rekinowi. Milcząco akceptował słowa Średniego i w zasadzie miał już wycofać się do wyturganych do salonu walizek z wózkiem inwalidzkim, kiedy został "poproszony" o nastawienie nosa.
Bladobłękitne oczy utkwił w nosie brata i przez kilka sekund wahał się, czy mu pomóc. Byłby mniej idealnym bratem dla Fergala, gdyby miał chociażby krzywy nos. Pod innymi względami wszak był lepszy od Arashiego. Z drugiej zaś strony korciło go, by choć tak wyżyć się za nerwy, jakie targały nim podczas ich przepychanek i krwawej kłótni. Cóż, lepszej okazji nie będzie do wyrażenia swojej opinii w ten sposób.
Ponieważ nie miał czucia w prawej ręce, musiał sobie dopomóc lewą ręką, aby złożyć palce w pięść. Czarne żyły obtoczyły połowę górnych kończyn na tyle intensywnie, że musiał odczekać jeszcze parę sekund, nim na nowo zetknie się z ciałem, tym razem drugiego brata. W tym czasie przymierzał pięść do nosa Eliasa próbując dobrze wymierzyć. Gdyby Średni popędzał go, to wtedy rąbnąłby na tyle mocno w nos, że poleciałyby kolejne krwawe gluty na podłogę. Oby nie była potrzebna korekta w szpitalu, bo okazałoby się, że Oti nie radził sobie nawet z nastawieniem nosa.
Zniknął na moment z pola widzenia obu braci, po czym wrócił z mokrymi ręcznikami. Jeden wręczył Średniemu do przyłożenia sobie do nosa, a drugi przeznaczył dla Rekina. Skoro nie mógł wiercić się i ruszać, to chociaż przemyje jego twarz i ręce, które tonęły w posoce Eliasa. Od tej słodkiej woni robił się głodny, lecz nie na tyle, by tracić panowanie. Co innego przygnębiało młodego. Był zbędny nawet w kłótni rodzeństwa. Być może to przez emocje, jednak miał wrażenie, jakby coraz bardziej oddalał się od nich.
- Poczekajcie, wymienię.
Powiedział cicho odbierając przesiąknięte krwią ręczniki i znów wolno udając się do łazienki po nowe kompresy dla braci. Robiąc takie okrążenia wreszcie usiadł na podłodze (tam, gdzie nie było nabazgrane krwią) i odpoczywał. Strasznie szybko męczył się po tych lekach, lecz przynajmniej zachowywał spokój. Ręce też powoli wracały do normy, a z nimi czucie. A jak rodzeństwo? Uspokoiło się? Czy to była cisza przed burzą? Tak pobici na pewno nie będą skorzy do rozmów, lecz nie mogą rozejść się w takiej atmosferze. Zwłaszcza, że Arashi nie będzie przebywać z nimi na co dzień.
- Z tego co mówiliście... macie gdzie mieszkać, tak?
Zagadnął do Eliasa próbując nawiązać z nim jakiś kontakt, zanim już całkiem będą dla siebie obcy. Nie szło mu to zwinnie, nie był zbyt towarzyski, a jednak zależało mu na poprawie relacji opartej głównie na posiadaniu tego samego nazwiska. Naprawdę chciałby mieć w Eliasie takie poparcie jak Rekina, albo i lepsze. I wzajemnie. Podparł się plecami o ścianę za sobą i zmrużył na moment oczy. Do kitu być sobą.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Wto Paź 29, 2019 1:58 pm

Zabicie brata mogło wydawać się do proste, ale Rekin naprawdę w głębi siebie nie chciał tego robić. Po pierwsze są braćmi, po drugie Elias wcale nie jest taki bezbronny na jakiego wygląda. Udowodnił to w momencie sparaliżowania starszego brata. Fergal padł na kanapę, odczuwając podczas tego zachodzące w nim zmiany na skutek użycia mocy; źle się czuł, a później doszło do całkowitego unieruchomienia. Nie był nawet w stanie poruszyć jednym palcem. Co prawda na nerwy być może i podziałało, to jednak nadal pozostawał skory do awantury.
Niemniej odczuwał też złość na samego siebie; pobił Eliasa, nawrzeszczał na Otiego. I jak nie przyznać racji średniemu? Nie zapanował nad sobą, przez co zaprzeczył samemu sobie.
Kiedy jego dłoń została odsłonięta, mógł jedynie spojrzeć na brata. Paraliż uniemożliwiał mu mowę. Możliwe, że spróbowałby się wytłumaczyć. Może nawet spróbować przeprosić.
Pozostało tylko czekać aż moc Eliasa minie i będzie w stanie się poruszać, aczkolwiek utrudnione. Głowę wciąż miał ranną wewnątrz. Trochę minie nim całkowicie dojdzie do siebie.
Co do Otiego? Elias nie powinien wyżywać się na najmłodszym bracie. Próbował przeciwdziałać ich awanturze, starał się jak tylko mógł, a został odtrącony. I tego średni powinien być już pewny; Fergal nie dopuści do tego, aby Arashi znowu został sam. Obiecał mu coś, co znaczy że musi dotrzymać słowa. Spróbował zmarszczyć brwi, lecz zamiast tego otrzymał sekundowy tik.
Skoro pozostał na chwilę sam, postarał się jakoś odetchnąć psychicznie. Może jakby średni pozwolił Rekinowi zasnąć nie doszło by do niczego złego? A tak? Skończył z zakrwawionym nosem, Oti z urazem, a Niemiec sparaliżowany. W dodatku najmłodszy starannie tak się o nich zatroszczył. Z lekkim bólem spojrzał na Arashiego, podczas przemywania jego twarzy. Dlaczego dopuścił się do tak kijowej sytuacji? Naprawdę niewiele potrzeba, aby zrujnować i tak ledwo co trzymającą się rodzinę.
Poza tym dobrze, że białowłosy zajął się średnim Schlechtem; toć on był najgorzej ranny na obecną chwilę.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sob Lis 02, 2019 12:44 am

Zmarszczył brwi, przyglądając się Otiemu. Czy on do końca postradał zmysły. Elias był pewny, że nie prosił blondyna o coś tak absurdalnego, jak przywalenie pięścią w nos, dlatego odsunął się w ostatniej chwili, o włos unikając ciosu. Spojrzał na młodszego, pukając palcem skazującym w skroń.
Nie wiem, kto uczył cię czegoś takiego, ale zapomnij o jego naukach. Są do bani. Z nosem jednak sobie potem sam poradzę.
Wolał już się zdać na pierwszą lepszą osobę niż Arashiego. Naprawdę doceniał chęć pomocy, ale nie chciał mieć przy okazji całkowicie zmiażdżonego nosa. Lepiej już chodzić z krzywym, niż robić jako marna podróbka Voldemorta - a właśnie do to mogłoby się stać, gdyby pozwolił zrealizować bratu plan pomocy.
Przyjął od niego ręcznik i od razu wytarł krew z siebie, by potem tym samym ręcznikiem przejechać po podłodze. Może i nie było to jego mieszkanie, ale zostawianie swojej posoki na czymkolwiek tutaj nie byłoby zbyt rozsądne, biorąc pod uwagę to, że w każdej chwili mogą zjawić się wampiry i ludzie, o których wcześniej wspomniał Oti. Dlatego należało zatrzeć wszelkie ślady swojej obecności. Nie wiedział, czy oni zdają sobie sprawę z tego, że Fergal ma jeszcze jednego brata. Na dobrą sprawę w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele mogą posiadać informacji na temat Rekina.
I właśnie dlatego trzeba się ukryć.
Tak, mamy gdzie mieszkać — odpowiedział, zerkając na Fergala. Teraz, gdy emocje trochę opadły, a atmosfera rozluźniła się na tyle, by Elias mógł na nowo przeanalizować dzisiejszy ogrom wiadomości, zaczął układać w głowie plan działania. Nigdy nie lubił skrupulatnie planować. Czuł się lepiej, kiedy mógł rzucić się w wir wydarzeń, nie myśląc wcześniej nad kolejnym ruchem i jego konsekwencjami. Teraz niestety musiał działać inaczej. — Ja już ogarnę parę spraw, to pewnie się z tobą skontaktujemy. Na razie nie mogę zaproponować ci dołączenia do nas. I tak będę nadużywał czyjejś gościnności.
Oczami wyobraźni już widział, jak Väinö ciężko przełyka ślinę, próbując przy okazji ugryźć się w język, by nie wywalić nieproszonych gości. Na szczęście długowłosy miał do dyspozycji jedną, niezawodną kartę, której mógł bez problemów użyć w tej sytuacji, by przekonać kumpla do wyświadczenia kolejnej małej przysługi - urok osobisty. Choć złamany nos faktycznie powodował, że wartość tej karty odrobinę malała.
Pochył się, by wziąć Fergala na ręce.
Tobie też radzę się stąd ulotnić. Nie wiem, kim są tamci, ale nie możesz dać się im złapać. Fergal prawdopodobnie będzie w stanie głupio rzucić się tobie na pomoc i wpaść w ich pułapkę.
Przewiesił przez ramię torbę, z której nie zdążył wypakować ani jednej rzeczy od przyjścia tutaj.
Narka, młody. Zamknij za sobą drzwi na klucz — pożegnał się, zanim wyszedł z pokoju, by chwilę później całkiem ulotnić się z mieszkania, przy okazji wynosząc starszego brata.

z.t + Fergal
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sob Lis 02, 2019 10:35 am

Fergal doznał całkowitego paraliżu ciała, nie mógł nawet rozmawiać. Znał ten stan z autopsji, oby tylko w połączeniu z ranami głowy Rekina nie pojawiły się komplikacje. Już za bardzo wszyscy cierpieli z powodu niedopowiedzeń, po co jeszcze bardziej psuć relacje i zdrowie?
W zasadzie rzeczywiście Arashi nie potrafił nastawiać nosów, nigdy czegoś takiego nie potrzebował, nikt go też nie uczył takich spraw. Wychowanie w Domu Dziecka z podwyższonym rygorem miało inne priorytety niż niesienie pomocy wychowankom. Speszył się więc dość mocno po krytyce metody prostowania nosa. Naprawdę nie wiedział, jak za to się zabrać. Mógł ewentualnie sprawdzić w internecie, ale chciał wykazać się tak bardzo, że postawił na spontaniczność. To był błąd. Samoocena introwertyka spadła na samo dno. Rzeczywiście był im zbędny. Aż musiał po podaniu ręczników i kolejnej wymianie na nowe usiąść na tyłku i pomilczeć. Z drugiej zaś strony teraz nie było lepszego momentu na chociaż drobną poprawę relacji między braćmi. Stąd zaczepne pytanie o nocleg. Cóż, już wcześniej Elias dał wyraźnie do zrozumienia, że nie chciał, aby Oti z nimi zamieszkał, ale... żeby tak odciąć się od młodego? Musiał interweniować, póki nie było za późno.
- Chciałbym chociaż was odwiedzić. Nie możesz powiedzieć, gdzie teraz zamieszkacie?
Zamiast odpowiedzi dostał radę, aby i Białowłosy zmykał z niebezpiecznego miejsca. No co on nie mówi... Przecież to Oti pierwszy ich ostrzegł, lecz z lekkiej naiwności uznał, że był to objaw troski o młodego. Najwyraźniej nie chciał przyjąć do wiadomości, że Średni zwyczajnie pragnął pozbyć się strupa na głowie. Albo nie ufał Arashiemu. Właściwie gdyby nie to, że udał się na plażę, ta miejscówka dalej byłaby bezpieczna. Zżerało młodego poczucie winy, choć nie uzewnętrzniał tego w słowach.
- Rozumiem. Wy też uważajcie na siebie.
Myślał, że Elias był na tyle spostrzegawczy, by zrozumieć jak bardzo związani zostali Oti i Fergal. Nie spodziewał się tak szybkiej wyprowadzki braci z mieszkania. Co prawda czasu było niewiele, a większość zmarnowali na kłótni, ale nie tak wyobrażał sobie rozstanie. Dosłownie unieruchomiony Szpiczastouchy został zabrany na ręce silnego Złotookiego i dosłownie jedno krótkie zdanie miało być wystarczające do długiej rozłąki. Arashi aż wstał na baczność, kiedy tylko usłyszał "narka" z ust Średniego. Co to miało być?!
- Elias, zaczekaj!
Podbiegł najszybciej jak mógł do drzwi, które zostały zamknięte w pośpiechu, a następnie rzucił się w pogoni za nimi. Niestety chyba Fioletowowłosy nie słyszał (albo nie chciał usłyszeć) kilkukrotnych nawoływań najmłodszego, który jak tylko znalazł się na dole klatki mieszkania nie mógł dostrzec wampirów. Dysząc i mając łzy w oczach musiał pogodzić się z faktem, że nie zdołał należycie pożegnać się z rodzeństwem. Co za cholernie złe uczucie!
Czas naglił i Białowłosego. Skoro był zdany tylko na siebie, musiał wrócić czym prędzej po swoje torby, ale kiedy wylazł z powrotem do mieszkania zauważył, że Średni zabrał tylko swoją własność. Pozostawił wiele rzeczy należących do Rekina. Rzucił się jak najszybciej mógł, by spakować do siatek wszystko co popadnie. Spośród stosiku ubrań nie znalazł telefonu Rekina ani jego dokumentów. O ile papiery mógł mieć przy sobie, to telefon... moment... czy przypadkiem nie widział jakiegoś telefonu na plaży? Wtedy, kiedy poszedł na ratunek? Ciarki przeszły go z góry na dół, kiedy przypomniał sobie ostatnią wizytę w tamtym miejscu.
Musiał tam iść, chociażby po to, aby mieć kontakt do Eliasa. Po tym, co tu zaszło wątpił, aby szybko Średni odezwał się do Młodego. Najbardziej jednak zależało mu na tym, by chociaż na moment porozmawiać z Fergalem, z którym nie zdołał się pożegnać jak trzeba.
Zapakowane reklamówki upchnął jakoś na wózek inwalidzki i zdeterminowany, choć masakrycznie zmęczony, zamknął wreszcie drzwi do mieszkania, klucz oddał bez słowa właścicielce, a sam obładowany torbami musiał wrócić na miejsce, od którego zaczął się dramat braci. Nie przypuszczał, że tak szybko będzie musiał rozstać się z rodzeństwem.

z tematu - tam, gdzie przed przybyciem do mieszkania
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Sob Gru 21, 2019 10:42 pm

Obydwoje los skazał na bycie katem. Fergal z polecenia Beletha, Manuela z polecenia Fergala. Z taką różnicą, że Sojka bała się o swoje życie oraz bliskich. Była zmuszana, nieprzesiąknięta złem i chorymi ideałami w przeciwieństwie do Schlechta. Ale kto by pomyślał, że ów kat już nie chciał dokonywać zbrodni dla łowcy? Co prawda ocknął się trochę po czasie. Lecz jak się mówi - Lepiej późno nić wcale.
Przemilczał jej wybuch złości. Miała ogromne prawo czuć do niego żal, wszak jest winny śmierci jej rodziny, jej upadkowi. Co może powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Nawet przepraszam nic w tym nie pomoże. A powinien... Powinien się ukorzyć przed kobietą, którą zniszczył do ostatniej, najdrobniejszej kosteczki.
Odsunął ją stanowczo, ale nie mocno, kiedy chwyciła go za ubranie.
- Nic ci nie zrobię, głupia. Już taki nie jestem.
Odparł spokojniej. Nie zamierzał jej krzywdzić,  chyba że straci cierpliwość.
Westchnął na odpowiedź Sojki. On nie pojmował czym jest miłość, rozumiał ją na swój popaprany sposób; dawniej była uczuciem zdominowania, pokazania że nie może się przeciwstawiać i musi się dostosowywać do żądań rozochoconego Rekina. Teraz była odkrywana na nowo. Zorientował się że każda czyniona zła czynność nie była tylko pragnieniem udowodnienia, że Manuela jest niczym przy jego osobie, lecz również przywiązał się do niej pod kątem emocjonalnym. Chore zauroczenie przerodzone w krwawą, pełną sadyzmu i bezlitosną miłość.
Nie był zachwycony treścią listu. Nie rozumiał go, nie przyjmował do wiadomości poleceń, niemniej był wzięty pod włos jak Sojka. Nie miał wyboru.
- To po co poszłaś do niego?! Nie musiałaś! Mogłaś uciec! Nie szukać mnie!
Znowu się darł, jakby wszystko było jej winą. Miał gdzieś, że starannie zajęła się zmiętoloną kartka z brzydką treścią.
- Nawet jeśli myślałaś, że to Andre - ON TEŻ NIE BYŁ ŚWIĘTY! Jemu przebaczyłaś?! A mi nie?! A wszystko dlatego, że był doskonały według ciebie?!
Zatrzymał się w porę, bo zaś był blisko niej z nastawieniem do ataku. Rozluźnił się jednak. Nie umiał przyjąć dlaczego Manuela wybrała Andre. Bo co? Bo był dla niej miły? Jak większość szlachetnych wampirów które są zwyczajnie głodne ludzkiej krwi.
Dostrzegł tabletki krwi. Ich gorzki zapach uderzył do nozdrzy, powodując nieprzyjemne uczucie. Jak mogła je spożywać? Pomagały?
Słuchał jej w ciszy. Nie odpowiadał, nie komentował. Nie wygrają z Przewodniczącym. Skoro tyle wiedział, z całą pewnością też przed nim nie uciekną. Muszą zagrać w jego chorą gierkę. Tylko z jakim wynikiem? Ktoś umrze? Skona? A może jednak się dogadają? Czas pokaże.
Nie zamierzał oceniać Sojki podczas jej marnego posiłku. To jej wybór co jadła.
- Przynajmniej już wiesz, co poczułem kiedy pierwszy raz ujrzałem twoją rodzinę. Z głodem nie wygrasz.
Wypalił, nie spoglądając już na kobietę. Mieli stąd iść, porozmawiać. A gdzie najlepiej? U niego w domu, a przynajmniej jeszcze w tej chwili póki miał opłacony czynsz za ten miesiąc. W przyszłym prawdopodobnie się wyprowadzi.
Nie reagował na jej krzyk. Wyciągnął ją z zaułku, ciągnąc w znanym sobie kierunku. Dopiero gdy się opanowała, szła za nim, uraczył ją uwagą.
- Na zachodzie. Złapiemy busa. Nie chce mi się iść pieszo, przynajmniej nie w tym momencie. Niedługo będzie świtać, a nie wiem jak reagujesz na słońce.
Oznajmił, nie zamierzając okłamywać Żydówki. Skoro już za nim szła, a on ją zaprosił, zapłaci za nią za bilet. Ot, taki się hojny zrobił.

Dotarli do niewielkiego, domku oddzielonego niskim płotem. Pchnął skrzypiącą bramę, idąc pierwszym. Oczywiście nim zdecydował się przejść przez prób bramy, musiał się rozejrzeć, wyczuć - nie chciał nieproszonych gości. Wszak już mu i braciom grozili. A co jeśli Arashi był w środku? Nie, nie było go. W domu panowała ciemność. Po otwarciu drzwi, przeszedł przez nie a za nim Sojka. Wymacał na ścianie włącznik światła. Niewielki salon został rozświetlony jasną żarówką. Wciąż w domu dało się wyczuć krew: jego oraz Eliasa. A połamany stolik przypomniał o kłótni, która odbyła się nie tak dawno jakby tego Rekin chciał. W dodatku wypadałoby posprzątać.
- Usiądź. Muszę ogarnąć pierw ten chlew.
Wskazał na sporą czarną pufę stojącą przy szafce na której stał telewizor. Natomiast sam udał się do kuchni po czarny worek na śmieci. Wrócił do salonu, po czym zaczął łamać liche drewno na mniejsze deski. Ostrożnie pakował je do środka worka.
- Masz za złe Przewodniczącemu, że przemienił cię w wampira?
Spokojna rozmowa? Tylko z pozoru. Schlecht zamierzał zabić dobijającą ciszę, która towarzyszyła mu podczas sprzątania. A gdy się z tym uporał, odstawił pełny worek na bok. Po czym skierował się do szafki, aby wyciągnąć z niej czarną, sportową bluzę z kapturem. Musiał przebrać tą niepasującą do niego koszulę. Naprawdę nie chciał nosić uroczych kotów. Dlatego ściągnął ją szybko, stojąc oczywiście plecami do Sojki. Jeśli chciała coś wykonać złego względem Rekina, nie zdąży. Wszak nasłuchiwał każdy jej ruch - nie chciał być zaskoczony. Lecz jeśli wampirzyca siedziała grzecznie i tylko przyglądała się dawnemu agresorowi, mogła dostrzec że jego ciało było znacznie roślejsze. Innymi słowy przypakował.
- I teraz za każdym dniem po przebudzeniu, czujesz głód od nowa. Przejebane, co nie? Jesteś nieśmiertelna, masz moc, siłę, urodę... Ale za dobrym samopoczuciem zawsze kroczy krwiożercze pragnienie, które zbija uśmiech z lica.
Słuchała go czy nie. Nieważne. Fergal nie wiedział jak to jest być człowiekiem, który nagle stal się potworem. On nim był od urodzenia, od zawsze chciał krwi.
Wreszcie odwróci się w stronę Manueli, do której od razu podejdzie. Podwinął rękaw u lewej ręki, aż po sam łokieć.
- Moja krew może teraz smakować dobrze.
Co chciał przez to powiedzieć? Stanął przed Manuelą, uniósł lekko lewą dłoń, którą okaleczył w nadgarstku. Ze świeżej rany zaczęła powoli wypływać krew. Podstawił ją tuż przed kobietą. Mina Rekina wciąż gburowata, to jednak nie wyrażał złości. Czekał.
- Pij, Sojka. Pożyw się.
Zabrzmiał Niemiecki, który powinna trochę już znać, wszak uczył ją.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Gru 22, 2019 12:53 am

Bolało i denerwowało ją to, jak Fergal ciągle szedł w zaparte i jak uważał, że błędem Manueli była pogoń za swoim katem. Naprawdę uważał, że mogła tak po prostu o wszystkim zapomnieć i cieszyć się z nowego, wampirzego życia? Że oboje powinni odciąć się od tego, co działo się między nimi w obozie?
Jeśli tak myślał, to jego przemiana była łgarstwem. A jeśli udawał… to według Manueli był tchórzem, który nie potrafił otwarcie przyznać się do błędu.
Po jego słowach o Andre nie wytrzymała. Czy ktoś patrzył, czy nie, zbliżyła się do Fergala i nagle uderzyła go z otwartej dłoni w twarz. Nie tak mocno, jak on bił ją kiedyś, ale powinien poczuć pieczenie. Chyba że zdążył się uchronić i schwycił jej nadgarstek – wtedy po prostu wbiła pazury w jego skórę, głęboko, prawie do krwi.
Nie masz prawa – szepnęła drżącym tonem. – Andre nie zjadł moich braci. Nie zabił mi rodziców. Nie rzucił małej siostry na gwałt do obleśnego Niemca. Nie torturował mojego… narzeczonego. Nie masz prawa żądać, abym ci wybaczyła. Nie tobie, tobie nigdy. – Odwróciła się od niego. – Nawet nie wiesz, co Andre dla mnie zrobił po tym wszystkim, gdy ten koszmar już się skończył. Jako jedyny mi pomógł. Chociaż. Raz. Się. Zamknij.
Zakończyła całą wypowiedź warknięciem, bo widziała, że był bliski zaatakowania. Oboje ledwo panowali nad emocjami.
Manuela wiedziała, że Andre nie był święty – czasami widywała w obozie, jak karał jakiegoś więźnia. Ale w porównaniu do Fergala czy Unziego nie był sadystyczny, a Manuela potrzebowała jakiejkolwiek opoki, dlatego postanowiła zapomnieć o złej stronie Andrego.
Dalszą drogę przebyli już w niemal całkowitej ciszy. Manuela nie chciała więcej mówić, bo bała się, że wybuchnie. Musieli ochłonąć w autobusie i przygotować się na dalszą konfrontację – w duchu Sojka szykowała się na wszystko. Nie miała w końcu pojęcia, gdzie dokładnie zaprowadzi ją Fergal i kogo tam spotka.
Mnie nie zjadłeś. Ich tak. Co wtedy wygrało z głodem, gdy zdecydowałeś się mnie oszczędzić? – To było jedyne, co powiedziała, kiedy ruszyli na autobus. Spokojny ton, wzrok wlepiony przed siebie – nie oczekiwała odpowiedzi, mimo że zadała pytanie.
Całą drogę do domu Fergala starała się zapamiętać jak najlepiej, na wypadek gdyby miała w przyszłości sama wyśledzić Rekina czy kogoś z jego rodziny. Chłonęła zapachy, rejestrowała wszelkie domy i przystanki – była całkowicie skupiona na okolicy. Na Fergala niemal nie patrzyła.
Szczególnie uważnie rozejrzała się wokół domu Schlechta. W ogóle nie oceniała okolicy pod względem bogactwa czy przepychu. Manuela mogła mieszkać w najskromniejszych warunkach, nie zależało jej na wygodach. Dlatego nawet słowem nie skomentowała niewielkiego metrażu mieszkanka czy prostego umeblowania. O wiele bardziej zainteresowała ją za to krew – i fakt, że nikogo nie było w środku. Gdzie ta tajemna rodzina? Gdzie ten przeklęty świecący brat?
Kogoś biłeś? – spytała sucho Fergala, siadając na miejscu, które jej wskazał. Słodki zapach posoki wdzierał jej się do nozdrzy i Manuela musiała przymknąć na moment powieki, aby ochłonąć.
Krew Rekina. I czyjaś jeszcze.
Zdziwiło ją jedno – to, jak dobrze jej ciało znało i rozpoznawało zapach czy smak Schlechta. Zdarzało jej się, pewnie nawet nieświadomie, pijać jego krew, gdy była człowiekiem. Podczas tego nieszczęsnego spotkania na mostku wgryzła się też w jego ciało– ale wtedy była odurzona szałem i wściekłością.
Jakim cudem jej organizm, niegdyś ludzki, aż tak głęboko zakodował w sobie wszystko, co było związane z Fergalem?
Nieruchomo obserwowała, jak sprzątał resztki stołu. Pomyślała, że połamane deski mogą być dobrą bronią, dlatego nie spuszczała wzroku z Fergala i worka. Lepiej niech nie traci czujności przez to, że był we własnym mieszkaniu.
Nie. Jestem mu wdzięczna. Mógł dać mi zginąć. Wierzę, że miał jak najlepsze intencje, gdy to robił. Nie mogłabym go o to obwiniać. – Kiedy podszedł do szafy i zdjął górną odzież, w pierwszym odruchu spuściła wzrok. Niegdyś, gdy zdejmował przy niej swój mundur i rozpinał koszulę, oznaczało to tylko jedno. Ale teraz miało być inaczej, prawda? Dlatego spojrzała ponownie na jego plecy. – Za złe można mieć tylko temu, kto sprawił, że przemiana w wampira była konieczna.
Nie zaatakowałaby go teraz bezmyślnie. Była w jego mieszkaniu, czuła z każdej strony jego zapach, jego obecność. To był jego rewir, nie mogła tak po prostu na niego naskoczyć. Zresztą widok jego półnagiej sylwetki sprawił, że zaczęła się stresować. Odniosła wrażenie, że był jeszcze silniejszy, jeszcze postawniejszy – nigdy nie miała z nim szans w czystym starciu. Była słabszą kobietą, z góry skazaną na uległość.
Moc i siłę. Dobre sobie – prychnęła. Nawet zanim Przewodniczący ograniczył jej zdolności, nie miała czym się chwalić. Wampiryzm postanowił sobie z niej zakpić i obdarzył ją wyjątkowo… bezsensowną umiejętnością. – Urodę? Co niby ją nazywasz? Nadal, po przemianie, mam wszystkie blizny, które mi ofiarowałeś. Wszędzie, na całym ciele. Zostaje mi nieśmiertelność, dość bolesna w połączeniu z głodem, o którym wspomniałeś. Więc chyba nie jest optymistycznie.
Chciała znowu mu coś wyrzucić, znowu zacząć się kłócić, a ostatecznie pewnie wybuchnąć, ale Fergal zrobił coś, co całkowicie zbiło ją z tropu. Z trwogą i niedowierzaniem patrzyła na niego z dołu, gdy podszedł i tak po prostu… zaoferował jej własną krew.
Momentalnie poczuła, jak jej oczy stały się czerwone, jak wargi odsłoniły ostre, choć niewielkie kły, jak mimowolnie zacisnęła dłonie na własnych ubraniach.
O n   chciał ją nakarmić własną krwią? Własnym ciałem?
Co by zrobił Fergal-nazista sprzed osiemdziesięciu lat, gdyby to zobaczył?
Przełykała nerwowo ślinę, nie spuszczając wzroku z twarzy Rekina. Szukała na niej jakiegoś cienia podstępu, ale nic nie dostrzegła.
W głębi duszy chciała się sprzeciwić, pokazać swoją dumę i odmówić – ale ręka potwornie kusiła. Manuela zbyt dawno nie piła świeżej krwi.
Dlatego w końcu ujęła jego przedramię palcami i zbliżyła usta do rany. Wpierw ostrożnie przejechała językiem po jego skórze: od kciuka, poprzez wnętrze dłoni, aż do nadgarstka. Zlizywała niemal zmysłowo całą krew, jaka zdążyła spłynąć, delektując się wstępnym smakiem.
Nigdy już nie mów do mnie w tym języku. Nie rób tego. Dobrze wiesz, jakie rozkazy mi wtedy wydawałeś – szepnęła, a zaraz po tym wgryzła się w końcu w jego skórę.
Najpierw delikatnie, powoli. Zacisnęła wargi na ranie i zaczęła spijać jego krew.
Sądziła, że będzie ją to obrzydzać, ale na Boga – Fergal smakował tak dobrze! Każdy łyk sprawiał, że chciała więcej, każda kropla koiła ciało, a zapach ją odurzał. Co sprawiało, że ten smak aż tak kusił? Czy chodziło o to, że Fergal był czystej krwi? Czy może o coś więcej?
Nie chciała przestać pić z dwóch powodów: po pierwsze jej organizm zbyt długo był na suchych, gorzkich tabletkach i domagał się dużej dawki świeżej krwi. A po drugie…
Zdała sobie sprawę, że Rekin dobrowolnie udostępnił jej własną rękę, własne żyły, własne ciało. Mogła rozszarpać tę ranę jeszcze bardziej, pokazać mu swoją wściekłość, zemścić się.
Znowu poczuła ból i rozgoryczenie, przypomniała sobie całe cierpienie, które sprawił jej Fergal – i zacisnęła szczęki o wiele mocniej. Zaczęła jadowicie wgryzać się w rękę byłego kata, już nie tylko po to, aby się najeść, ale aby rozszarpać ścięgna.
Palcami schwyciła go powyżej łokcia, aby przytrzymać nadgarstek jak najdłużej przy swojej twarzy. Czuła, jak jego krew zaczęła ściekać jej po brodzie i spływać na jej ubranie, ale nie przejmowała się tym. Przez moment, podczas posiłku, dostała się też do myśli Rekina – faktycznie nieco poplątanych, wzburzonych i wcale nie tak płytkich, jak sądziła – ale całkiem je zignorowała. Była jak w transie. Gryzła jak opętana.
Jeżeli Fergal czegoś szybko nie zrobi, to niewykluczone, że będzie gotowa pozbawić go ręki – bo chwilowo skupiała się wyłącznie na swojej zemście.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Gru 22, 2019 2:14 am

Nie zdążył uchronić twarzy przed ciosem w twarz. Ogarnęła go momentalna złość, już mogłoby się nawet wydawać, że chciałby ją uderzyć. Ale nic takiego się nie stało, nie po tym co powiedziała Manuela. Zamiast tego zaklął pod nosem, nie zamierzając nawet dotknąć piekącego policzka. Nawet nie zabolało aż tak bardzo.
Andre jej pomógł. Nie ma co ukrywać. Więc dlatego nie powinien jej obwiniać ani też jego. Poza tym szlachetny miał też swój rozum, którego nie otrzymał od Beletha tak jak w przypadku Fergala. Nie zamierzał też ciągnąć tematu, bo jeszcze faktycznie się pogryzą, a chcieli przecież dotrzeć w miarę łagodnie do miejsca ustalonego przez Niemca. Co prawda kobiecie z początku się nie spodobało, lecz ostatecznie przyjęła propozycję. Miała inne wyjście? Są na siebie skazani, co znaczy że powinni na nowo do siebie się przyzwyczaić. O ile tak można to nazwać.
Nie odpowiedział. Kiedyś powiedziałby, że go obraziła poprzez protest oraz wolę do życia, teraz nie potrafił. Nie chciał się nawet w to zagłębiać zbytnio, bo niechcący jeszcze coś w sobie przebudzi. Przecież nadal przebywał w nim stwardniały sadysta i nieokrzesany brutal.
Jedynie obdarzył ją spojrzeniem nie przesiąkniętym wrogością. Właściwie miał zmęczony wzrok. Cała ta sytuacja okazała się nieźle wyczerpująca, a dodatkowo Sojka również nie pomagała.
Raczej na nic przyglądanie się okolicy oraz zapamiętywanie adresu. Rekin już tu nie mieszkał, co też znaczyło że i jego bracia zmienili lokum. Tylko po co jej to wiedzieć? Myślała, że Schlecht bezmyślnie zdradzi adresy braci?
- To była zwyczajna sprzeczka, a nie wielka bójka.
Poprawił szybko, nie patrząc na nią, tylko sprzątał połamane deski. Był na siebie wściekły; pobity Elias ze złamanym nosem, skrzyczany Arashi. Ile jeszcze razy skrzywdzi najbliższe sobie osoby? Z ponurych myśli wyrwały go jednak słowa. Właściwie temat sam zaczął, więc powinien posłuchać.
- Oczywiście. Przecież nie mówię, że nie zrobiłem nic. Uczyniłem ci wiele krzywd i jestem ich świadomy. Nie da się uciec od wspomnień.
Odpowiedział bez cienia skrupułów. Cały czas żył przeszłością, która kolorowa nie była. Nawet za dzieciaka spotykał go rygor, który odbijał się w dorosłym życiu, między innymi ucierpiała przez nie Manuela z rodziną.
- Cóż, nie bez powodu nazywają Przewodniczącym aniołem. Chociaż dla mnie to przesada, żaden wampirzy polityk nie ma czystych intencji. Nie oceniam go, nie myśl sobie. Po prostu tak już jest. Wampirza natura bywa zdradliwa.
Zwyczajna rozmowa? Tak to wyglądało, niemniej obydwa wampiry czuły presje, mieszające się emocje; Sojka chciała zabić Fergala, a on sam... Nie potrafił nazwać emocji, które go ogarniały: zły, rozczarowany, smutny. Ale jednocześnie poczuł ulgę, tą cholerną ulgę na widok Manueli. I tego właśnie nie potrafił pojąć. Ona go nienawidziła! On nienawidził całego świata, włącznie z samym sobą.
Ostatni raz poprawił bluzę, po czym zwrócił się do Manueli. Kobieta wciąż była spięta, gotowa do ucieczki. Co się dziwić? Przebywała na terenie dawnego kata, który w każdej chwili w łatwy sposób mógłby pozbawić ją życia.
- Czyli co? Nazywasz wampiryzm męką? Przecież masz to co chciałaś - nowe życie, nie umarłaś, a mogłaś. Mimo wszystko brniesz dalej, chociaż znam powód twojego bytu - chcesz mnie zabić. Musiałbym być głupcem aby nie wiedzieć.
Prawie parsknął, prawie bo wcale do śmiechu mu nie było. Manuela nie raz przysięgała, że go zabije, ale wtedy ignorował ją. Teraz było inaczej.
Co może zrobić? Pomóc jej z głodem, wszak była głodna. Prochy nie zaspokoją pragnienia krwi. One nie odżywają ciała na tyle, aby było silne. Tylko są sztucznymi zapychaczami.
- Przymknij się i pij.
Warknie, podsuwając bliżej nadgarstek. Nie chciało się mu słuchać, jak bardzo nie znosi jego ojczystego języka. Był gotowy mówić w nim cały czas, jeśli zacznie go bardziej denerwować. Po tym jak chwyciła jego rękę, obserwował ją uważnie; jak oblizuje jego zimną skórę, smakuje krwi, a później wgryza się. Czysta krew nie jest może tak potężna jak szlachetnego, ale z całą pewnością daje też niezłego kopa oraz wspomaga. Regeneruje rany, zaspokaja głód na dłużej. Właściwie czemu podzielił się krwią? Czuł potrzebę, ot co. Niech Sojka uwierzy w jego chęć przemiany, że już ten skurwiel z przeszłości nie wróci a przynajmniej starał się aby nie wrócił. Bał się samego siebie, tego co może znowu zrobić, kogoś skrzywdzić. W ciszy przyglądał się pijącej łapczywie drobnej kobiecie, której kilkadziesiąt lat temu zgotował piekło. Może właśnie chciał aby wyssała jego życie do końca? Wtedy skończyłaby się odwieczna walka z demonami przeszłości. Lecz co z braćmi? Szybko oprzytomniał, odczuł też ból. Sojka zaczęła go gryźć. Schlecht wściekł się, chwycił kobietę za włosy, szarpnął mocno przez co nieco poszarpał własny przegub. Wyleczy się. Wypuścił też wampirzycę, nie chcąc wzbudzić w niej negatywnej reakcji. Poza tym była otępiona przez krew.
- Idź przemyj twarz, jesteś cała we krwi.
Rzucił szorstko, samemu też przyglądając się rannemu nadgarstkowi. W razie czego wskazał gdzie znajduje się łazienka. Jeśli Manuela skorzystała, usiądzie na rozłożonej kanapie. Oblizał powoli ranną rękę, oczyszczając z resztek krwi. Zagoi się.
A jeżeli postanowiła zostać, to i tak usiadł. Zakręciło się mu nieco w głowie - wrażenia oraz spora utrata krwi. Sporo wypiła.
- Chciałaś mnie zabić poprzez wyssanie ze mnie krwi? Wciąż jesteś naiwna, Sojka. Wampira nie tak łatwo da się zabić.
Odezwał się nagle, przytrzymując ranę drugą dłonią. Chętnie by wspomniał to, co odbyło się w obozie; jak jej brat wraz z kompanami prawie zabili Schlechta, Wystarczył ogień oraz słoniowa dawka trucizn wpakowana prosto w serce.
- Czyli jesteśmy skazani na życie w udawanym narzeczeństwie. Mówił ci kiedy data ślubu?
Śmieszne. Śmieszne, że aż parsknął pod nosem. Jak oni niby mają żyć? Nagle zaczną się kochać niczym dwa gołąbki rodem z amerykańskiego, durnego filmu o miłości?
- W jaką on chorą grę chce nas wpakować. Naprawdę uważasz, że każdy rozkaz twojego twórcy ma szczere dobre intencje? Bo mnie się nie wydaje. Przecież mnie nienawidzisz.
Uniósł kącik ust. Nie robił z siebie męczennika, po prostu stwierdził fakt w który wciąż nie wierzył. Dla niego było to chore.
Zabrał dłoń, aby sprawdzić czy druga krwawiła. Już mniej - regeneracja zaczęła działać. Natomiast on sam zrobił się nieco głodny.
- Jeśli będziesz głodna, mów. Będę cię karmić swoją krwią - tak przynajmniej chociaż mogę pomóc.
Doda informacyjnie. Chociaż wątpił, aby się zgodziła. Wszak nim gardziła.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Gru 22, 2019 4:18 pm

To był dopiero początek zmęczenia, w końcu ledwo od kilkudziesięciu minut oboje wiedzieli o woli Hira i oswajali się z całą sytuacją. A przecież według myśli Przewodniczącego mieli ze sobą spędzić resztę życia – będzie naprawdę trudno, jeżeli Manueli nie uda się przezwyciężyć dawnego bólu. Gdyby przynajmniej nie pamiętała o cierpieniu i śmierci rodziny, a w głowie miała jedynie tortury, jakie Fergal wyrządził konkretnie jej – byłoby łatwiej.
Przyglądając się małemu mieszkanku, nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby tu zamieszkać z Fergalem, a w końcu tego chciał Hiro. Już wolała swoje lokum, również niewielkie, ale przynajmniej bez śladów bójki i przyjemniejsze. Tylko czy potrafi wpuścić tam dobrowolnie Schlechta?
W obecnym mieszkaniu czuła lekki zapach innych osób, ale niewiele umiała z niego wyczytać.
Skoro tylko zwyczajna sprzeczka, to przy bójce pewnie rozwalilibyście cały budynek. Kłóciłeś się z bratem? Tym, który wtedy przyszedł do portu?
Nie dawała za wygraną – skoro już miała rozmawiać z Fergalem, to niech jej powie coś pożytecznego, co w przyszłości może się przydać.
Na jego marne słowa będące namiastką żalu prychnęła. Czego by Fergal nie powiedział, i tak tego nie kupowała.
Da się, jeśli komuś te wspomnienia usuniesz. To chyba wiesz – mruknęła sucho. – Nie wiem, jakie intencje ma Hiro. Również nie mogę ich pojąć. Czuję jedynie, że nie mogę mu się sprzeciwić. Nie umiem nie być wobec niego posłuszna. Muszę… musimy o tym pamiętać.
Z trudem przechodziło jej to przez gardło, ale tak – w końcu mieli być jednością i działać wspólnie. Boże, może jednak faktycznie nie umieli bez siebie żyć i darzyli się nawzajem chorą, podłą miłością, niemal tożsamą z nienawiścią, a Hiro to przejrzał?
Krew Fergala faktycznie przyniosła jej więcej sił. To było całkiem inne doznanie niż wstrętne tabletki, niż liche, stare zwierzęta. Czysta krew z męskiego, dobrze odżywionego ciała była niczym ambrozja. Manuela dotychczas unikała gryzienia ludzi czy wampirów, bo bała się, że będzie chcieć więcej i więcej, aż w końcu kogoś nieodwracalnie skrzywdzi… Ale Fergal to całkiem inna bajka. Jego przecież nie było jej żal, przynajmniej tak sądziła.
Warknęła wściekle, gdy schwycił ją za włosy i jednym ruchem od siebie odsunął. Tak jak sądziła, nadal nie mogła równać się z jego siłą. Z satysfakcją spojrzała jednak na ranę, którą mu wyrządziła – musiał pobrudzić się swoją krwią, aby zadbać o brzydkie ugryzienie.
Siedziała na pokrytej posoką pufie i oblizywała wargi oraz fragment podbródka ze smaku Fergala. Pod koniec gryzła mężczyznę na tyle nieudolnie, że przez całą szyję, piersi i brzuch na ubraniu ciągnęła się stróżka jego krwi. Ciemna bluzka błyszczała od życiodajnego płynu.
I mimo że chcę cię zabić, ty wpuszczasz mnie do mieszkania – szepnęła jeszcze otępiale, patrząc na niego zamglonym wzrokiem. Odnosiła się do jego wcześniejszej wypowiedzi. – Gdzie ten dawny Schlecht, który już skatowałby mnie do nieprzytomności za takie ugryzienie?
Zdecydowanie nie pomagała mu teraz w utrzymaniu spokoju i kontroli nad swoim skrywanym sadyzmem. Nieświadomie? Może w głębi ducha chciała, aby znowu pokazał jej się od najgorszej strony, bo dzięki temu nadal mogła z czystym sumieniem obwiniać go o całe zło tego świata?
Zebrała jeszcze na palec krew, która spłynęła jej po brodzie i szyi, oraz łapczywie go oblizała. Po słowach Fergala otrząsnęła się z odrętwienia i ciężko podniosła. Bez słowa udała się do łazienki, gdzie obmyła całą twarz i szyję. Krew pozostała jedynie na ubraniu – ale przecież nie miała niczego na zmianę. Musiała zostać w tej bluzce.
Spojrzała na swoją twarz w lustrze – wcale nie tak bladą, jaka zwykle charakteryzowała wampiry. Na policzkach wykwitły jej nawet delikatne rumieńce dzięki smacznemu, świeżemu posiłkowi. To był paradoks, że o wiele żywiej wyglądała w tej formie niż jeszcze jako człowiek. W obozie bladością niemal dorównywała Fergalowi.
Wróciła w końcu do swojego narzeczonego. Odpoczywał na kanapie. Sama chciała usiąść na poprzedniej pufie, ale przez plamy krwi sobie odpuściła. Dlatego przycupnęła na niewielkiej poduszce na podłodze, przed kanapą. Zacisnęła mocno wargi przez jego komentarz, ale na razie nic nie odpowiedziała. Nie będzie mu się tłumaczyć ze swoich impulsywnych działań. Sama ich nie rozumiała.
Nie wyobrażam sobie ślubu. Nie mów nawet o tym. Może… może pan Hiro poprzestanie na narzeczeństwie, może nie będzie kazał nam dalej tego… formalizować – szepnęła z nadzieją. Jakim cudem jeden silny wampir mógł zmusić dwójkę osób do tego, aby ze sobą były i darzyły się uczuciem – nawet jeśli udawanym? Dlaczego Hiro miał aż taką moc, że postanawiał, które z jego dzieci się ze sobą połączą? – Może po prostu chciał cię skazać na wieczne cierpienie, dając ci żonę, która cię nienawidzi? To byłaby niezła kara, nie sądzisz? – burknęła, nie patrząc na niego. Gdyby nie wypowiedziała tego grobowym tonem, zabrzmiałoby to jak żart. Ale Manueli do śmiechu wcale nie było.
Po jego ofercie milczała przez chwilę, wlepiając tylko wzrok we własne zakrwawione ubrania. W końcu jednak się podniosła i zrobiła z wolna parę kroków. Kopnęła od niechcenia nogą w worek, gdzie znajdywały się resztki stołu, ale jeszcze nic z niego nie wyjęła. Stanęła nad Fergalem, blisko niego, ale i blisko tego nieszczęsnego drewna – aby w każdej chwili po nie sięgnąć.
Jestem głodna – szepnęła wbrew prawdzie, bo naprawdę się najadła. – Nakarm mnie. Daj mi więcej, daj mi jeszcze. Jesteś mi to winien. Jesteś mi winien każdej kropli mojej krwi, którą przelałeś. To naprawdę duży dług. – Spojrzała wymownie na jego poranioną rękę. Ugryzienie już się goiło – nawet nie zostanie blizna. – Skoro sam stwierdziłeś, że wampira tak się nie zabije, to chyba nie masz się czego obawiać, prawda? Przecież jestem tylko naiwną Sojką. Co niby mogłabym zrobić? – syknęła, nachylając się trochę w jego stronę. Nie aż tak nisko, aby znajdować się tuż obok jego twarzy, ale była w stanie sięgnąć po jego nadgarstek.
Jeżeli więc się nie odsunął, ponownie go schwyciła i wysunęła swoje drobne kły. Dobrze wiedziała, że propozycja narzeczonego nie dotyczyła obecnego momentu, ale nie potrafiła głośno zgodzić się na tę ofertę. Psychicznie czuła wstręt, nie tylko do jego krwi, ale i do samej siebie, gdy go gryzła. Ale fizycznie chciała tej posoki. Potrzebowała jej, wiedziała o tym – w przyszłości z pewnością się jej przyda. Dlatego nie zaprotestowała.
Zamiast tego dała się znowu ponieść swojemu pragnieniu zemsty. Nie kontrolowała tego, nie umiała się przed tym powstrzymać. Gdy pokazywała Fergalowi, jak bardzo nim gardzi, miała po prostu nadzieję, że poczuje się lepiej sama ze sobą. Niestety – nie działało.
Szybko spróbowała ponownie wgryźć się w nadgarstek Fergala, o ile tylko nie zrobi niczego, by temu zapobiec. Jeżeli Schlecht wykona jakikolwiek gwałtowny ruch, drugą ręką sięgnie po tę wystającą z worka i pełną drzazg nogę stołu. Nie bacząc na to, czy porani własną dłoń, zaciśnie na niej palce, aby mieć jakąkolwiek broń i w razie czego przywalić Rekinowi. Albo przynajmniej spróbować to zrobić.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Gru 22, 2019 7:30 pm

Również i Rekin nie potrafił wyobrazić sobie spędzonych wspólnie z Manuelą, wszak i jego głowa była atakowana przez dokonane akty zbrodni na niej oraz jej rodziny - tego od tak nie dało się wybaczyć, o czym zdawał sobie sprawę. Musiałaby być naprawdę stuknięta, aby odciążyć barki wampira poprzez wybaczenie i ofiarowaniem mu miłości.
Dostrzegł to, jak przyglądała się miejscu. Nie musiała się obawiać - nie zamieszka tutaj. Poza tym lokum również nie będzie należało do Fergala i to w całkiem niedalekiej przyszłości.
Na zadane pytanie nie miał oporów odpowiedzieć.
- Tak. Dowiedział się prawdy i się wściekł. Chociaż też nie wyglądał na pocieszonego faktem uświadamiającym kim jest starszy brat był.
Taka prawda. Elias był zdenerwowany, że Rekin nie przyznał się do przeszłości, zataił w najgorszym momencie, czekając aż musiało dojść do rozlewu krwi. Poza tym z czego się cieszyć? Fergal były nazista - o tym się nie mówi na spotkaniach ze znajomymi.
Nie daje jej przekonać tak łatwo, właściwie Schlecht nawet nie chciał tego osiągnąć.
- Nie dziw się, jest twoim Stwórcą, a oni dla przemienionych są jak bogowie.
Odparł. Rozumiał i przede wszystkim wiedział jak wygląda żywot szlachetnych, mimo iż sam nim nigdy nie był. Ale za to obserwował Andre, spędzali razem czas, a nawet Schlecht wychowywał się w jego obecności. Znał też jego wampiry które powstały dzięki niemu. Nie raz bywał świadkiem jak dobrowolnie wykonywały jego polecenia. Manuela przechodzi przez to samo, tylko z taką różnicą że jej pan jest potężną szychą. Z jednej strony powinna się cieszyć; miała ogromną ochronę.
Później wiadomo. Kobieta została nakarmiona wampirzą krwią, co prawda okaleczyła nieco rękę Rekina, lecz nie do takiego stopnia aby mógł się martwić.
Zerknął, kiedy zaczęła mówić. Cóż... Mądrze zauważyła. Chciała jego śmierci, a on dobrowolnie ją wpuszcza. Jedno było pewne - na pewno przy niej nie zaśnie bo na sto procent wybudziłby go ból spowodowany przebiciem serca.
Tylko po co wspomniała o starym kacie?
- Aż tak za nim tęsknisz? Tak bardzo chcesz mi udowodnić, że nadal nim jestem?
Już podniósł ton. Nie chciał więcej krzywdzić ani tym bardziej dać Sojce satysfakcję. Nie szukał kolejnych powodów do zadawania bólu, nie chciał wrócić do starych zwyczajów. Już nie chodziło o niego samego, również i o braci.
- Nie zobaczysz starego Schlechta.
Powiedział, chociaż słowa wcale nie brzmiały pewnie. Wciąż pozostawała obawa, że jednak zostanie sprowokowany, że wróci... Że Beleth go dopadnie i przekabaci siłą na swoją stronę.
Wreszcie Manuela zebrała się, aby obmyć twarz oraz dekolt z krwi. Niemiec w ciszy przyglądał się jak ranna ręka powoli dochodzi do siebie. Sam powinien się pożywić, w końcu stracił krew, a co gorsza dawno jej nie pił. Uniósł wzrok w momencie pojawienia się wampirzycy z powrotem. Wyglądała znacznie lepiej, pomijając zakrwawione ubranie.
- Mogę dać ci jakiś podkoszulek jeśli chcesz, nie musisz siedzieć w brudnym ubraniu.
Zaproponował dość luźno, aczkolwiek spodziewał się odmowy. Jeśli się zgodzi, wstanie aby sięgnąć do komody, z której wyciągnie czysty, granatowy podkoszulek z krótkim rękawem. Rzuci w jej stronę, po czym wróci na miejsce. Jeśli jednak odmówi, nie ruszy się z kanapy.
- Kara dla mnie? Ale dlaczego miałby karać i ciebie skazując na narzeczeństwo ze mną? To  się ze sobą nie łączy, Sojka, przejrzyj na oczy w końcu.
Burknął zły. Nie rozumiał dlaczego ślub z Sojką ma być karą? Chociaż z drugiej strony patrzenie na skutki własnej brutalnej natury, miało poniekąd sens. Wciąż żył we wspomnieniach, walcząc z ciężkim oraz dobijającym sumieniem. Natomiast Manuela ma uzyskać ochronę od dawnego oprawcy; ma się o nią troszczyć jak na prawdziwego mężczyznę przystało.
- Jakie to wszystko popieprzone.
Dorzucił pod nosem. I właśnie wtedy wyskoczyła z tym durnym Nakarm mnie. Zmierzył ją ostrym spojrzeniem, bo przecież wypiła sporo. Była najedzona, ba, był nawet po niej widać. A on sam zbiornikiem krwi nie jest, owszem, może dać jej jeszcze trochę. Tylko jakie będą tego skutki? Wystawił od niechcenia dłoń.
- Parę łyków i koniec. Bo chyba nie chcesz abym wpadł w szał.
Uprzedził ją, dając do zrozumienia że może naprawdę źle skończyć i nici z jej zemsty. Zrobił miejsce, aby mogła spocząć obok niego. Kolejny raz przyssała się do tej samej rany, rozrywając od nowa kłami. Skrzywił się, jednak ani razu nie krzyknął. Dopiero w momencie mocniejszego ugryzienia, wampir zechce mocno odsunąć głowę wampirzycy, a wtedy poleciała ona. Drewniana belka będąca niegdyś nogą od stolika.  Schlecht zasłonił się szybko rękoma i niefortunnie oberwał w świeżą ranę. Warknął głośno, czując również napływającą wściekłość.
Której zresztą dał upust.
Powalił Sojkę w mgnieniu oka, poprzez wymierzenie jej ciosu łokciem w ciało. Miała upaść na kanapę, natomiast on sam  przygniótł ją swoim cielskiem. Chwycił oburącz za jej chude ręce.
- SOJKA, DO DIABŁA! Popierdoliło cię do reszty?!
Wydarł się na nią, zacisnął mocniej palce i bardziej się nachylił. Nieważne, że poraniona ręka znowu krwawiła i brudziła wszystko czego się dotknęła.
- MOGĘ MIEĆ GDZIEŚ NAKAZY HIRO! Zabiję cię i będę mieć święty spokój! A ty zdechniesz w żydowskim piekle ze świadomością, że przeżyłem a ty przegrałaś! Nawet porządnie zemścić się nie potrafisz!
Wcale nie brzmiał przyjaźnie. I tak miało właśnie być, kobieta powinna wreszcie udać się po rozum do głowy. Tak Fergala nie pokona.
- Głupia! Jesteś naprawdę głupia, że tak ryzykujesz. Zdaję sobie sprawę jak bardzo zależy ci na tym, aby udowodnić że wciąż jestem tym samym potworem co dawniej. I wiem, że nim jestem. Codziennie gdy się budzę, gdy z kimś rozmawiam, gdy widzę swoje odbicie w lustrze. Nie odsunę się od swojego piętna - ono zawsze będzie mi towarzyszyć. Tego możesz być pewna i się cieszyć.
Chociaż słowa ociekały wściekłością, to w głębi siebie Schlecht też cierpiał. Chciał żyć normalnie, z dala od zmartwień - nie dało się niestety uciec.
Oparł się czołem o jej ramię. Dłoni wciąż nie puszczał.
- Pachniesz tak samo jak wtedy.
Do czego zmierzał? Językiem przejechał po jej skórze, a później... Podniósł się, odsuwając. Z gniewem na nią spojrzał. Drewnianą belkę znalazł na kanapie, więc z powrotem wrzucił ją do wora. Wór został wyniesiony za dom, prosto do kubła na śmieci. Po tym jak wrócił, zajął się raną - obmył ją, owinął bandażem.
Robił wszystko, byleby odwrócić pożądanie i dalej nie zdradzić uczuć. Nie umiał o nich rozmawiać.
- Ogólnie jesteś żałosna. Co chciałaś osiągnąć atakując mnie belką od stołu? Uzmysłowić mi, że potrzebuję kupić nowy?
Odezwał się nieco z niej kpiąc, aczkolwiek nie śmiał się ani nie uśmiechał wrednie. Kolejny raz krzywo na nią spojrzał. Jakże ona go wkurwiała.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Nie Gru 22, 2019 10:47 pm

Jeżeli wola Hiro dojdzie do skutku, to Manuela będzie musiała prędzej czy później poznać rodzinę Fergala – i to całą, a nie tylko tamtego jednego braciszka. Co na to powie Schlecht? Przecież wie, jakie miała nastawienie do jego krewnych. Będzie próbował ich chronić, więc nie dopuści do spotkania, aby Sojka nie zemściła się za krzywdy dokonane na jej bliskich? Po zachowaniu kobiety przecież nie dało się przewidzieć jej kolejnych korków. Miotała się przez własną psychikę i uczucia. Choć nie była silnym wampirem, to z pewnością niezrównoważonym. Tacy czasami są gorsi od stabilnych emocjonalnie brutali.
Nie wiedział o twojej przeszłości? – Była szczerze zdziwiona. – Więc dopiero niedawno go uświadomiłeś? Ale w takim razie co mówiłeś wcześniej? Jak tłumaczyłeś ten czas? Przecież… w obozie nie miałeś brata. Byliście rozdzieleni?
A może to dziecko-słońce urodziło się wiele lat po wojnie i nawet nie pytało, co starszy brat robił w przeszłości? W końcu w wampirzych rodzinach odstępy kilkudziesięciu lat to norma pomiędzy rodzeństwem, nie tak jak w ludzkich.
Pamiętała, że Zaren mówił jej o jeszcze jakimś Schlechcie, ale nie miał dokładnych danych. Kim był? Czy to trzeci brat?
Na razie o to nie pytała – skupiła się na krwi swojego byłego kata, która okazała się zaskakująco smaczna. Czy inne wampiry też są tak pyszne? Manuela dotychczas piła niewiele prawdziwej krwi, więc nie wiedziała. Hiro zapewne jest wyborny – ale na przykład tacy bracia Fergala?
Też by jej zasmakowali ze względu na pokrewieństwo?
Po ogarnięciu się w łazience i powrocie do pokoju wydawało jej się, że nieco ochłonęła, ale szybko miało okazać się, że była w błędzie. Nie umiała zapanować nad gniewem i emocjami. Chyba jednak terapia Andrego nie przyniosła skutku – choć na co dzień Manuela nie czuła się źle, w obecności Fergala dostawała bzika.
Kategorycznie odmówiła ruchem głowy, gdy zaproponował swój podkoszulek, chociaż kątem oka zerknęła na komodę, którą Fergal wskazał palcem.
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że decyzja Hira cię ucieszyła. Nie traktujesz jej jako kary? Nie przeraża cię, że każdego dnia miałbyś mi patrzyć w oczy i normalnie funkcjonować… Schlecht? – spytała przez zaciśnięte zęby. Również zaczęła używać jego nazwiska. Skoro jemu przez gardło nie potrafiło przejść jej imię, miała zamiar odwdzięczyć się tym samym.
Oczywiście, że też czuła się z jakiegoś powodu ukarana przez Hira, ale nie przyznała tego głośno. Nie miała odpowiedzi na jego słowa: nie wiedziała, w jaki sposób Rekin mógłby jej pomóc, jakim cudem mogłaby mu wybaczyć. Miała się przy nim nauczyć panować nad emocjami? Miał ją chronić? Naprawdę o to chodziło Hirowi?
Przez ten mętlik w głowie znowu do głosu doszła jej zraniona, obolała część, przez co Manuela zapragnęła zemścić się na Fergalu. Podeszła więc do niego niemal jak w transie i zażądała krwi. Schlecht, o dziwo, nie protestował, nawet jeśli nie wyglądał na zadowolonego. Manuela na początku delikatnie wgryzła się w tę samą ranę, aby jeszcze bardziej ją powiększyć. Wzięła parę spokojnych łyków, ale nie minęło wiele czasu, gdy zaczęła coraz głębiej wdzierać się do ciała Rekina i niemal szarpać jego żyły.
Chciał się odsunąć, jednak była przygotowana. Raz-dwa wyjęła połamaną nogę od stołu, wbijając tym samym sobie w skórę parę drzazg, i z całej siły się zamachnęła. Chciała przywalić mu w głowę, ale zdążył wyszarpać nadgarstek spod kłów i zasłonić się ramionami. Uderzyła więc jedynie w jego ręce.
Natychmiast się odwdzięczył i niemal przypomniał jej czasy sprzed kilkudziesięciu lat.
Dostała w brzuch, przez co zgięła się w pół i wylądowała na kanapie. Znalazł się nad nią, przygwoździł nadgarstki do miękkiego materiału – i już, znowu była bezbronna. Oboje mieli powtórkę z rozrywki.
Dyszała ciężko i nerwowo, odruchowo kuląc się pod jego ciałem. Wpierw próbowała się wydostać, ale nie była w stanie. Kiedy zaczął krzyczeć, ze strachem odwróciła tylko głowę, aby na niego nie patrzeć. Przez parę sekund miała wrażenie, że znowu byli na jego łóżku albo kanapie w wampirzej kwaterze, że znowu wściekł się na nią o coś, czego nie zrobiła, albo po prostu krzyczał dla własnej egoistycznej przyjemności. Że zaraz przejdzie do jeszcze gorszych rzeczy i ją ukarze.
Nie starała się nawet odpowiedzieć na jego początkowe krzyki. Leżała w strachu, czekając, aż w końcu się uspokoi. Jeżeli z tortur, które zaserwował jej lata temu, wyniosła przynajmniej jedną lekcję, to było nią właśnie czekanie – podczas napadów gniewu Fergala tylko to jej pozostawało.
Czekanie i błaganie w myślach, aby wreszcie skończył.
Przez jego wrzaski oprzytomniała, uświadamiając sobie, że faktycznie: była głupia, próbując zaatakować tego drania idiotyczną belką od stołu i własnymi zębiskami. Przecież nie ruszyło go kilka postrzałów, w tym jeden prosto w głowę, nie ruszyły go ogień i trucizna, które niegdyś naszykowali mu Szaweł z innymi więźniami.
Czuła, jak oblepił jedną z jej rąk własną krwią. Tę samą, w której tkwiły nieprzyjemne drzazgi.
Niech już nie krzyczy. Niech z niej zejdzie. Niech się uspokoi. Boże, oby jej nie karał.
Nie cieszę się – wyszeptała jedynie. – Z niczego. Niemal nigdy. Nie cieszę się. Nie umiem. Gdy cię ostatnio postrzeliłam… też się nie cieszyłam. Ta sama pustka, ciągle, bez przerwy.
W reakcji na te słowa wylądował głową na jej ramieniu. Zastygła w bezruchu, nie śmiąc nawet zaczerpnąć powietrza czy mrugnąć. Czuła jego zapach tuż przy swoich nozdrzach, jego oddech drażnił jej skórę. A kiedy wypowiedział kolejne słowa, zakręciło jej się w głowie. Przed oczami stanęły jej te wszystkie dni, gdy sobie na niej używał i żywił się jej krwią.
Na pewno nie zapomniał tego smaku. Nie mógł. A teraz, skoro są narzeczeństwem – normą powinno być, że jako jego partnerka ma pozwalać mu się sobą karmić, prawda?
Poczuła niedaleko szyi jego zimny język i już była gotowa na ugryzienie, którego od tak dawna nie czuła… ale Fergal wykazał się znacznie większym opanowaniem, niż sądziła. Ba – większym opanowaniem niż ona.
Odsunął się i z wściekłością zaczął pakować tę cholerną nogę od stołu. Naprawdę się zmienił.
Wygrał. Cholera jasna, wygrał. Nie dlatego, że ją powalił i ją spacyfikował – to było oczywiste, że Manuela nie miała szans. Wygrał, bo nie dał się sprowokować, bo nie dopuścił do siebie swojej sadystycznej strony, podczas gdy Manuela w ogóle nad sobą nie panowała.
Czyżby role się odwróciły?
Leżała w odrętwieniu, kiedy zajmował się śmieciami. Wlepiała tylko wzrok w sufit, nie ruszając się. Dopiero kiedy poszedł do łazienki, aby się opatrzyć, w końcu się uniosła. Do jej nozdrzy znowu doszedł silny zapach krwi Fergala. Spojrzała na swoją brudną od jego posoki rękę i na własną bluzkę.
Wzięła parę głębokich wdechów. Nie, jednak nie mogła wytrzymać w tym ubraniu. Plama z jego krwi sprawiła, że było jej potwornie duszno. Miała ochotę zedrzeć z siebie ciuch, ale jednocześne chciała wgryźć się w niego zębiskami, aby wydostać każdą kroplę krwi.
Bez zastanowienia podeszła do komody, gdzie znajdowały się ubrania Fergala. Otworzyła ją i zaczęła grzebać. Wyjęła jakąś koszulkę, która najmniej pachniała Rekinem. W zasadzie w ogóle nie mogła wyczuć na niej jego zapachu, oprócz tego nikłego, którym przesiąkła przez kontakt z noszonymi ubraniami. Fergal albo jej nigdy nie zakładał, albo nie była jego.
Szybko zrzuciła z siebie czarną bluzkę, a kiedy zobaczyła, że krew przesiąkła także do biustonosza, zdjęła także i jego. Przez siateczkę posoka poplamiła też jej skórę na piersiach i dekolcie, ale Manuela teraz nie miała jak się umyć.
Zarzuciła na siebie koszulkę: zieloną, z czerwonymi wstawkami kolorystycznymi i krótkim rękawem. Wyglądała przez to jak świąteczna elfka – brakowało jej tylko odpowiedniej spódnicy.
Swoją bluzkę i biustonosz ostrożnie złożyła na podłodze obok kanapy, a sama ponownie na niej klapnęła. Usiadła tak, że niemal leżała: podkuliła pod siebie kolana, a bokiem oparła się o miękki materiał. Zaczęła ostrożnie wydłubywać ze swojej ręki niewielkie drzazgi. Do plam z krwi Fergala dołączyła jej własna posoka.
Kiedy Fergal wyszedł z łazienki z obandażowaną ręką, nie zaprzestała tej czynności. Nie spojrzała też na Rekina. W ciszy wysłuchała jego kpiny i dopiero parę sekund po niej powiedziała:
Nie zabijesz mnie. Nie przez nakazy Hira. Po prostu nie potrafisz. Gdybyś potrafił, zabiłbyś mnie teraz. Zabiłbyś mnie lata temu.
W jej głosie nie było złości czy wstrętu. Wyszeptała to spokojnie, bez cienia urazy: po prostu stwierdziła fakt. W końcu odwróciła głowę i popatrzyła na Fergala z bólem.
Mieliśmy normalnie rozmawiać, ale ja nie umiem. Myślałam, że Andre mi pomógł, że będę w stanie tak po prostu, bez żalu, cię zabić, że dam radę. Ale tak nie jest. I nie chodzi o to, że jestem słaba fizycznie: mówię o psychice. Nie panuję nad sobą. Nie wiem, jak przestać cię nienawidzić, bo boję się, że jeśli to zrobię, że jeśli ci wybaczę, to zdradzę ich wszystkich, moją rodzinę, że zdradzę samą siebie. Ale z drugiej strony tkwienie w tej złości wcale nie pomaga. Wręcz przeciwnie – rozdziera od środka.
Znowu się od niego odwróciła i zaczęła na nowo wyjmować drzazgi. Pociągnęła parę razy nosem. No masz babo placek – zbierało jej się na płacz. Czystą dłonią przetarła więc oczy. Teraz na pewno nie mogła się rozkleić.
Chwilowo jestem spokojna, ale nie wiem, kiedy znowu oszaleję, więc rozmawiajmy. – Przejechała palcami jednej ręki po drugiej dłoni, zbierając krew. Zawahała się na moment, ale jednak nie zlizała posoki. – Mówiłeś, że powiedziałeś bratu o przeszłości. To przeze mnie, wtedy, w porcie? Dlaczego nie chciałeś skłamać i wymyślić jakiejkolwiek historyjki? Czy coś jeszcze się stało, że nagle mu to wyjawiłeś? – Przerwała na sekundę, ale zanim zdążył odpowiedzieć, dodała jeszcze: – Co było powodem, że się zmieniłeś?
Nie miała pojęcia, co dokładnie robił po tym, gdy zostawił ją na wpół martwą w lesie. Po latach udało jej się jedynie dowiedzieć, że wybył do Yokohamy – i to tyle. Co lub kto sprawiło, że teraz jest inny?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pon Gru 23, 2019 6:45 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pon Gru 23, 2019 12:17 am

Jeśli kiedykolwiek Manuela dostanie szansę poznania lepiej Eliasa oraz Otiego - z całą pewnością nie dopuści do tego, aby byli oni sami. Może i byli od niej silniejsi, to jednak Schlecht nie wybaczyłby sobie nigdy, gdyby z jego powodu mieli ucierpieć. Poza tym nie chciał też zabijać Sojki. Wciąż była ofiarą gierki stwórcy oraz wspomnień otrzymanych przez Fergala.
- Nie moglibyśmy być rozdzieleni, bo jego jeszcze nie było na świecie. Pojawił się kilkadziesiąt lat później.
Nie umiał kłamać, lecz też nie widział na ten moment powodu, aby rozmawiać o Eliasie. Znał chęć wyrządzenia krzywdy przez Sojkę, więc minimalna wiedza jej wystarczy.
Skoro nie chciała się przebrać, wzruszył ramionami. Na siłę jej nie przebierze, niech dręczy się wonią krwią. Może niedługo zacznie wyciskać krew z materiału? Zapewne nie śmiałby się, ale chciałby to zobaczyć. Chociażby dla stratyfikacji, wszak Manuela nawet nie siliła się na pomocne rozwiązania.
- Oczywiście, że nie ucieszyła. Nie skaczę z radości jak widzisz, nie głowię się nad planami wspólnej przyszłości. Jestem w tak samo wielkim szoku jak ty.
Zignorował jej syk. Wciąż utrzymywała się w niej złość. Kiedy rzuci się na niego w celu wydrapania oczu? Naprawdę dąży do tego, aby połamał jej ręce. Cóż, na tą chwilę chciała jedynie odgryźć mu rękę. Bezskutecznie. Obalona, chociaż chciała go uderzyć. Zapominała, że Fergal miał smykałkę do walki? Chociaż z drugiej strony jakby była to ostra broń... Okaleczyłaby go.
Właściwie nie chodziło już o to, lecz sam fakt że Manuela za wszelką cenę chciała go powalić. Pokonać. Przecież chciała spełnić wolę Hiro. A tutaj skacze z pazurami? Nie, nie miał pretensji, nie chciał robić z siebie poszkodowanego. Po prostu się dziwił.
Przygwożdżenie Manueli zadziałało niczym kubeł zimnej wody; kobieta znowu zaczęła kulić się w sobie, drżała i bała się. Aż tak? Właściwie kilka ruchów i byłoby po sprawie: wgryzienie się w szyję, wyszarpanie tchawicy, a później samej głowy. Zginęłaby w męczarniach. Tak, wizja zapowiadała się kusząco, lecz Schlecht szybko z niej zrezygnował, stąd też wstał od kobiety pozostawiając ją w spokoju.
- Zakładam, że jeśli zabiłabyś mnie, prędzej czy później straciłabyś sens istnienia. Wypełnia cię chęć dokonania zemsty, nie pragnienie życia.
Dodał na odchodne, nie wiedząc jednak czy trafił. Sojka w tym stanie pozostawała zagadką. Co do dręczenia, to wolał ogarnąć ranę, coby nie kusić siebie ani jej. Poza tym stracił sporo krwi, Sojka przyssała się w końcu jak mała pijawka. Aż zaklął pod nosem podczas zmywania krwi z piekącej rany. Tragedii nie było, niemniej mało brakło do pozbycia się dłoni.
Kiedy powrócił, dostrzegł Manuelę siedzącą na kanapie. Również się zdziwił, bowiem nie miała już na sobie zakrwawionego ubrania, tylko koszulkę. Nie skomentował tego. Właściwie nawet strzelał, że szukała czegoś, co nie nosiło zbyt wiele zapachu Rekina, a ta koszulka stanowczo nie miała. Przelotnie zerknął na ułożone, brudne ubranie. Nawet stanik miała brudny?
Nie siadał obok niej. Zajął miejsce pod ścianą, pod którą usiadł. Jakoś nie miał ochoty znowu odciągać jej od siebie, bo zapewne skończyłoby się na ogłoszeniu kobiety. Nie chciał tego, bowiem mieli rozmawiać. Po to tutaj ją przyprowadził.
Dopiero po chwili jej odpowiedział, musiał przecież pozbierać myśli i uznać, czy opłaca się cokolwiek powiedzieć więcej. Ale jeśli wszystko dotyczyło jego, a nie rodziny... Był jej to winien.
- Kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem i poznałem twoją wolę walki, chęć ochrony rodziny, mimo że za tobą leżały już trupy... Wzbudziłaś we mnie niepohamowaną złość. Ale i zaimponowałaś mi. Niewiele było osób zdolnych stanąć ze mną twarzą w twarz. Nawet nie miałem pojęcia w jak durnym światku żyłem. Jednak wracając do ciebie, Manuelo, nie mogłem zabić. Niszczyłem cię i poniżałem przez własne egoistyczne pragnienia oraz ambicje w byciu najlepszym. Chciałem zdobyć twoją osobę w najgorszy możliwy sposób - i mi się udało.
Mówił powoli, spokojnie. Nie wpatrywał się na jej drobną postać, jego ślepia utkwiły na niewidocznym punkcie na ścianie. Dopiero gdy odezwała się, ich wzrok się skrzyżował.
I aż tak zaczął przeszkadzać mu jej płacz? Cholerne sumienie oraz jego przygniatające odczucie.
- Goniące nas demony pozostawiają wielkie rany na obecnym życiu. Nie na miejscu jednak, że jednym z tych demonów jestem ja sam. Widzisz, nie umiem ci nawet dobrze odpowiedzieć. Nie mam nawet prawa.
Bo co miał powiedzieć? Nie przejmuj się? Wybacz mi? Miał się korzyć i błagać? A może powinien? tylko właśnie jego charakter... Jego podejście to sprawy, mówiło że nie powinien. Sojka zapewne też by tego nie chciała. Zwykłe przepraszam nie odsunie przykrości. Jedynym wyjściem było milczenie i wręczenie kobiecie broni z jedną, anty wampirzą kulą. Wybrałaby - jego lub swoją śmierć.
- Nie chciałem już go oszukiwać. Moi bracia nie zasługują na to, aby żyć w niewiedzy. Powinni wiedzieć kim był ich brat i jakie zbrodnie popełnił. Czy mi wybaczą? Nie wiem.
Bał się, że ich straci. Nawet w głosie zabrzmiała nuta niepewności o przyszłość.
- A drugą sprawą jest to, że Beleth znowu trafił na mój ślad. Zagroził już moim braciom, więc tym bardziej nie mogłem niczego zataić. Poza tym domyślam się też, że i ciebie już wyśledził. Strzeż się go.
Co mu szkodziło powiedzieć? Ewidentnie chciał zaznaczyć o braku kontaktów z sadystycznym łowcą - głównym prowokatorem.
Czemu się zmienił? Jak echo pytanie zaczęło się odbijać po jego głowie. Zmarszczył bardziej brwi, co mogłoby już wyglądać o braku chęci na odpowiedź. Właściwie nawet się zawahał. Ostatecznie się przełamał.
- Prawda. Bowiem to ona mnie otrząsnęła i zrzuciła klapy, które od początków wychowania, Beleth zakładał na moje oczy. Zaćmiewały one wszystko co mogłoby ukierunkować moje potworne usposobienie na chłodniejszą drogę. Po zakończeniu horroru prowadzonego w obozie, poszedłem w odstawkę... jak cala reszta obozowej świty. Nasz łowca, nasz Opiekun i Ojciec za którego wszyscy uważali Beletha, zdradził nas. Zawsze starałem się być najlepszy aby uzyskać w nim poparcie, odczuć jego dumę, a odrzucił mnie w kąt jak zepsute narzędzie, którymi zresztą byliśmy. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie czym tak naprawdę się stałem dzięki niemu. Krwiożercze myśli zostały rozwiane, a pojawiły się pytania, na które łowca nie chciał odpowiedzieć. A im więcej pytałem, denerwował się. Wreszcie zdecydowano, że miałem zostać dawcą i zapładniać wampirzyce w celu tworzenia nowych, silnych wampirów... Tego było już za wiele. Wtedy postanowiłem odejść, a kiedy do tego doszło, poznałem świat zewnętrzny. Okazał się całkiem... miły. Poza brutalnością dostrzegłem coś takiego jak pozytywne emocje, uczucia. Nie rozumiem ich. Od zawsze nie umiałem nadawać nazw swojej radości, smutkowi. Tkwi we mnie jedynie złość. Nawet jeśli chciałbym ją wyplewić, nie jestem w stanie bo jest częścią mnie. Zakodowaną. Wrodzoną. Wpadłem po prostu w złe ręce. Stąd... moja chęć zmiany. Wiem że nie odpokutuje tego co robiłem, ale... Nie potrafiłem żyć inaczej. Beleth był dla mnie wszystkim, a pozostali rodziną. To złe, bo pozbawiłem rodziny ciebie, a sam swoimi się przykrywam. Przykro mi.
Wystarczy, rozgadał się za bardzo. Ba, wściekł się nawet. Wstał z podłogi, podchodząc do kanapy. Nie zamierzał bić Sojki, ale... Nieśmiało wyciągnął dłoń i dotknął jej włosów.
- Nie prowokuj mnie więcej, bo jeśli obudzisz go we mnie raz - zostanie i nie odejdzie. Wtedy wszystko pójdzie na marne, a chcę... Chcę żyć.
Prośba? Można tak to nazwać. Zabierze szybko dłoń, po czym cofnie się. Chyba powinni odpocząć, a przynajmniej on.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Pon Gru 23, 2019 8:34 pm

Na razie nie dopytała więcej o braci Fergala. Nie dlatego, że ją to nie interesowało, ale dlatego, że przypomniała sobie własne rodzeństwo, przez co poczuła cholerną zazdrość. Dlaczego ten nazista ma rodzinę, kogoś, kto go być może kocha? Dlaczego życie dało mu tak wspaniały dar, podczas gdy ona, winna jedynie tego, że urodziła się Żydówką, nie miała nikogo?
Hiro oprócz zablokowania jej mocy i ogólnego osłabienia powinien w ogóle skrępować jej dłonie, gdy była w pobliżu Fergala. Rekin mógł być pewny, że Manuela jeszcze nieraz sięgnie po cokolwiek, co tylko będzie miała w zasięgu rąk, aby go uderzyć. Noga od stołu, patelnia, nóż, deska do krojenia, encyklopedia – Manueli było to obojętne. Skoro mogła wyrządzić mu tym minimalną krzywdę i odwdzięczyć się za dawne cierpienie, była w stanie walczyć wszystkim. Pewnie, zabić nie zabije – ale chwilowo nawet nie była pewna, czy na pewno chce to robić.
Bo Fergal miał rację. Co po tym, gdy go zamorduje? Samobójstwo? Błąkanie się po świecie bez żadnego celu? Hiro dał jej drugą szansę nie po to, aby dobrowolnie z niej rezygnowała. Ale jak miała znaleźć sens i pragnienie życia, skoro nie było już nikogo, kogo kochała?
Bo chyba nie dzięki narzeczeństwu z Fergalem, na Boga?
Uspokoiła się po tym kolejnym ataku szału i już w ciszy czekała na Schlechta. Właściwie mogła w tym momencie zebrać się i wyjść, po prostu go zostawić, nic nie mówiąc, ale postanowiła zostać. Sama nie wiedziała dlaczego. Na pewno nie liczyła na to, że uda jej się go zakatrupić i wreszcie dopiąć swego. Chwilowy triumf Fergala był dla niej faktycznie jak kubeł zimnej wody i na tę chwilę porzuciła myśli o zemście. Miała nadzieję, że pomoże jej rozmowa?
A może naprawdę chciała wiedzieć, co działo się z jej katem przez te wszystkie lata?
Hiro zasugerował jej odmianę syndromu sztokholmskiego i parę innych zaburzeń na tle relacji ofiary i agresora, ale Manuela nie chciała tego dopuszczać do świadomości. Trudno jej było zaakceptować fakt, że była przywiązana do Fergala – choć jednocześnie wiedziała, że jej obecne życie kręciło się wokół tego cholernego Niemca.
Podczas ich spokojniejszej rozmowy, kiedy usiadł znowu w pokoju, skończyła wreszcie wydobywać drzazgi. Dopiero wtedy zdecydowała się na zlizanie krwi – zarówno swojej, jak i Fergala. Językiem jeździła po ręce, mówiąc:
To było normalne zachowanie. Widocznie wtedy tego nie rozumiałeś. Każdy postąpiłby tak samo, aby ochronić tych, których kocha. Mój tata i Natan czy nawet mama – oni też wtedy stanęli przeciwko tobie. Ale nikt z nich nie był młodą kobietą, więc to inna bajka, prawda? – spytała, uśmiechając się kwaśno i zerkając na niego przez ramię. – W tobie naprawdę łatwo było wzbudzić złość. O wiele trudniej ją pohamować. Rzadko mi się udawało. – Z westchnięciem oparła głowę o kanapę i przymknęła oczy. – Może powinnam czuć się wyróżniona, że to właśnie na mnie tak potwornie się od początku zdenerwowałeś i potem przez wiele miesięcy nie mogłeś ochłonąć… – mruknęła z lekkim przekąsem i dopiero po tym na niego spojrzała.
Też na nią patrzył: uważnie, spokojnie, bez cienia złości. Miał te same błękitne oczy, ale zarazem były całkiem inne niż kilkadziesiąt lat temu. Wzięła głęboki wdech… i ku własnemu zdziwieniu opowiedziała mu część tego, co leżało jej na sercu. Jemu – mężczyźnie, którego nienawidziła najbardziej na świecie, ale który jednocześnie jak nikt inny ją rozumiał. A przynajmniej powinien, skoro twierdził, że się zmienił.
Gdybyś przynajmniej skupił się tylko na mnie, torturował i wykorzystywał tylko mnie, ale nie zabił całej rodziny, byłoby prościej. Krzywdy na sobie umiałabym wybaczyć. Zostawiłabym cię w spokoju. Gdybym tylko miała kogokolwiek z tamtych czasów… – wydukała przez zaciśnięte gardło, z trudem powstrzymując się od płaczu.
Właśnie – gdyby przynajmniej w zamian za to, że ją gryzł, bił i gwałcił, pozwolił żyć jej bliskim, Manuela wcale nie darzyłaby go taką nienawiścią. Wtedy może naprawdę próbowałaby cieszyć się życiem od Hira i usiłowałaby zapomnieć. A tak? Nawet jeśli Fergal upadłby teraz na kolana i błagał ją o wybaczenie, Manuela nie umiałaby go dać. Dobrze, że tego nie zrobił. Nie chciała, by postawił ją w podobnej sytuacji.
W zasadzie nie miała pojęcia, co Fergal mógłby zrobić, aby jej pomóc. Usunąć złe wspomnienia? Znowu, po raz drugi? Ale wtedy już nie byłaby sobą – byłaby kimś całkiem innym. Nie chciała dobrowolnie pozbywać się tego bólu, bo to oznaczało jednoczesną rezygnację z pamięci o bliskich.
Z zatrwożeniem spojrzała na niego, gdy wspomniał o Belecie. Miała nadzieję, że ten drań już nie żył – przecież był tylko zwykłym człowiekiem. Nie mógł przetrwać, nie miał prawa. Nie po tym, co robił.
Do diaska, może niech Fergal jeszcze powie, że przeżył ten gnój Schulz czy sam Krauze?
Zaczęła nerwowo poprawiać się na kanapie i nawet pochyliła się bardziej w stronę Rekina, jakby chciała wyczytać z jego oczu, czy nie kłamał.
Dlaczego on jeszcze żyje? Czego chce? Przecież… przecież obozów już nie ma, na co mu… Czy on znowu chce na was eksperymentować? – Ta wiadomość mocno ją przestraszyła. Fergal czy inne wampiry byli potworni, ale byli tylko pionkami – Andre i Hiro jej to uświadomili. Sami nie stworzą krwiożerczej armii. Natomiast Beleth… Beleth mógł na nowo sprowadzić ten koszmar na świat. – Chyba do niego nie pójdziesz? Nie możesz tego zrobić, nie możesz znowu do niego iść, on znowu kogoś skrzywdzi. Boże, jakim cudem on nadal istnieje…
Kompletnie zignorowała wiadomość, że Beleth mógłby zainteresować się jej życiem. Już od dawna nie martwiło ją własne bezpieczeństwo, zresztą powątpiewała, aby Beleth w ogóle ją pamiętał. O wiele bardziej bała się tego, że ten chory łowca skombinuje piekło kolejnym biednym ludziom, że znowu będzie prowadził makabryczne eksperymenty.
Że pociągnie za sobą Fergala.
Z szybko bijącym sercem wysłuchała monologu Rekina. Nie przerwała mu ani razu. Siedziała w tej samej pozycji, nieruchomo, i tylko na niego patrzyła. Po raz pierwszy w życiu tak się przed nią otworzył. Nie sądziła, że powie aż tyle, i to spokojnym, cichym tonem. Zaufał jej mimo tego, że chciała jego śmierci? Czy po prostu poczuł, że jest jej winny wyjaśnień?
Jak dalej mogła chcieć zabić kogoś, kto w taki sposób przyznawał się do swoich myśli, kto ewidentnie też cierpiał? Boże, przecież Manuela w życiu nie chciałaby krzywdzić kogoś, kto naprawdę… czuł.
Ale z drugiej strony – jak mogła pozwolić żyć Fergalowi?
Nie ruszyła się nawet w momencie, gdy do niej podszedł. Kiedy dotknął jej włosów, tylko się wzdrygnęła, ale nie cofnęła. W przeszłości zdarzało się, że bywał wobec niej delikatny, ale zawsze miał w tym jakimś cel. A teraz? Naprawdę nie chciał jej skrzywdzić.
Choć się odsunął, przechyliła się nagle w jego stronę. Uklęknęła na kanapie i sięgnęła rękami w stronę jego głowy. Nim zdążył zareagować, zaczęła muskać dłońmi skronie, włosy, aż w końcu wrażliwe okolice uszu – dobrze pamiętała, co lubił. Znała jego ciało.
Czasami tylko to pomagało, aby cię uspokoić. Chociaż nie zawsze – szepnęła, nie zabierając palców, chyba że sam je strzepnął. – Ja też chciałam żyć. Chciałam, żeby żyli moi bliscy. Ja i wielu, wielu innych chcieliśmy tylko, abyście nie pozbawiali nas rodziny i ukochanych osób. Ale byliśmy dla was niczym. – Zamilkła na moment. – Gdy to wszystko się skończyło, marzyłam, abyś sam kiedyś trafił do obozu i spotkał kogoś, kto ani razu nie posłucha twojej prośby i kto będzie z tobą robił wszystko, co chciał. Myślałam, że sama potrafiłabym cię wepchnąć do takiego miejsca, że skoro już kiedyś kazałeś mi być potworem, to nie mam uczuć i mogę cię skrzywdzić, ale teraz… teraz już nie wiem.
Zawiesiła głowę, zaciskając kurczowo oczy. Pociągnęła parę razy nosem. Pod względem płaczu się nie zmieniła, nadal dość szybko pojawiały się u niej łzy, nawet jeśli tego nie chciała.
To jest takie niesprawiedliwe, że ty masz brata i bliskich, być może odczuwasz wobec nich miłość albo może oni odczuwają ją wobec ciebie. Masz to, czego pragnę najbardziej na świecie: rodzinę. A ja nie mam nic, nie mam nikogo, nie mam kogo kochać. Co zrobiłam, że zasłużyłam tylko na blizny i zgryziony, wytatuowany numer? – wyszeptała wolno, przełykając pojedyncze łzy. – Beleth cię odrzucił, ale zyskałeś kogoś wartościowego. I jeszcze teraz mi mówisz, że uczysz się pozytywnych uczuć, że ich zaznajesz. Brzmisz jak dziecko, które ktoś na nowo wychowuje i które wreszcie zaznaje życia. Tak strasznie ci zazdroszczę, Fergal. Nienawidzę cię i ci zazdroszczę.
Nawet na jej odsłoniętych ramionach Schlecht mógł dostrzec dawne ślady swoich zębisk czy pazurów, a na jednej dłoni pozostałości po wytatuowanym numerze – przez to, że gryzł jej nadgarstek, nie wszystkie cyfry były widocznie.
Przez moment muskała jeszcze palcami jego skórę, aż w końcu zabrała ręce i się odsunęła. Odchyliła głowę i przetarła dłonią twarz.
Nie wierzę, że to mówię, ale teraz wcale nie brzmisz tak, jakbyś walczył ze złością. Gdybym cię nie znała przed laty, powiedziałabym, że nie mam czego w tobie budzić. Nie bałabym się.
Podniosła się ciężko z kanapy i nie patrząc na Fergala, sięgnęła po zabrudzone krwią ubranie.
Umyję to. Muszę mieć coś, co zakrywa ramiona i… wszystkie blizny.
Choć miała zgrabne, kobiece ciało, nie znosiła pokazywać fragmentów swojej skóry, bo uważała, że blizny ją oszpecają. Nie zbierała się jeszcze do wyjścia, zresztą i tak jej ciuchy będą trochę schnąć – po prostu przez swoje ostatnie słowa się zawstydziła i chciała zrobić cokolwiek, aby zmienić temat. Bo przecież jak mogła być taka czuła wobec byłego kata?
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Czw Gru 26, 2019 12:15 pm

Dar w postaci braci. Schlecht czuł może się z tym i dobrze, mógł kogoś chronić. Ale właśnie i przez braci czuł też się odsunięty. Jednak jak można porównać sytuacje Manueli, a Rekina? To on odebrał jej najbliższych, już nie z powodu rozkazów, lecz i z własnych pobudek. Sojka została pokonana, zgładzona i całkowicie upadła tuż przy nim. Do momentu w którym nie zdecydowano jej odesłać... Wtedy wszystko się rozsypało.
Kto by pomyślał, że przez ten czas Manuela szukała sposobu aby dorwać wampira i ukarać go? Zyskała nawet wampirzą siłę, co prawda nie tak wielką jak u Fergala, ale jednak zawsze miała nikłą szanse na wygraną. Wystarczy sposób. Wystarczy, że jej panem jest Przewodniczący, który w każdym momencie może zlecieć śmierć Niemca.
Tylko czemu właśnie wybrał połączenie ich losów, a nie odebranie życia potworowi? Manuela mogłaby wtedy zacząć spokojnie żyć. Pytanie: Czy aby na pewno przetrwałaby?
Napędzana siłą zemsty, widziała jedynie cel pokonania wroga. Nic poza tym. Nie miała nikogo. A Schlecht doskonale zdawał sobie z tego sprawę, Przewodniczący na pewno skoro zdecydował się na tak podły, lecz dość racjonalny pomysł.
Jedno było pewne: prędzej czy później wydarzy się coś złego i nieważne od której strony. Ich związek wydawał się nie mieć dobrego zakończenia. Fergal wiedział, że nie zaśnie przy niej, nie w momencie kiedy ona miała sporo siły oraz determinacji skrzywdzenia go.
Skrzywił się na słowa kobiety. Faktycznie... Jakby zachował się gdyby matka Manueli stanęła na przeciw niego żądając aby opuścił ich dom?
- Tak, ocaliła cię młodość i świeżość. Oraz to, że sam byłem młody. Pragnąłem się wyszaleć, a z innymi nie uzyskałbym tego.
Nie ma też co ukrywać, Sojka ocaliła się z powodu swojej urody, siły. Po prostu wpadła w niezłe bagno. Może jakby była uległa? Padła i wyła wniebogłosy, wtedy Schlecht zabiłby ją na miejscu?
Wściekłość- nieodłączna towarzyszka. Wampir nie skomentował już tego, ino spuścił łeb. Miała okrutną rację - złość wylewała się do takiego stopnia, że życie kobiety przeobraził w realne piekło. Do dziś nie umie z niego wyjść.
- Chęć pokazania się od najlepszej strony w roli kata wszystko zasłoniła. Chciałem cię też poniżyć - udało się. Miałaś umrzeć, aby nie zostało po Sojkach nic - jednak przeżyłaś.
Dodał do słów kobiety. Przecież w lesie miała zginąć, a on darował jej życie. Nie potrafił jej zabić, mimo że był tak blisko. Wystarczyło rozerwać jej tchawicę, aby skonała. Nic nie uczynił.
W dodatku był w takim stanie obecnie, że słowa wychodziły z niego same. Kobieta zasługiwała na prawdę, nie powinien nic przed nią ukrywać. Ich relacja w końcu była specyficzna z nieprzewidzianym zakończaniem. Nie umiał też w tym momencie się wycofać z uczuciami.
Nie groził jej, nie posyłał morderczych spojrzeń. Szczery Schlecht wychodził co raz częściej, głównie przy Manueli. Ona naprawdę była kimś ważnym.
- Żyje bo jest łowcą wampirów, oni przeważnie utrzymują swoje ciało oraz zdrowie za pomocą wampirzej krwi. Musi pić ją regularnie, aby wydłużać sobie żywot... Zakładam też, że dopadł i do krwi Andre.
Przerwał na moment. Widział w Sojce strach... Co się dziwić? Beleth w każdej chwili znowu mógł stworzyć koszmar. Ale czy miał aż tak wielką siłę przebicia jak dawniej? Rekin w to nie wierzył.
- Też nie odpowiada mi jego istnienie, bardzo możliwe że wciąż bawi się w badacza. Dziwi mnie to, że Unzi... Krieg... Oni wciąż mu towarzyszą. Wciąż widzą w nim oparcie, a on przecież i ich wykorzystuje.
Kontynuował. Zapewne Sojce nie spodoba się, że i te diabły przetrwały. Jednak tam gdzie łowca, tam i jego świta. Tylko Rekin poszedł po rozum do głowy.
A przy okazji powiedział sporą część dotyczącą jego życia. Aż dziwne, że Manuela postanowiła go wysłuchać. W ciszy, nie wytykając i nie przeklinając. Każdy z nich miał swoją historię; przeżyli swoje piekło.
O dziwo nie cofnęła się, kiedy dotknął jej miękkich włosów. Pamiętam ile razy szarpał je, wymuszając posłuszeństwo lub karcąc. Teraz nie okazywał brutalności. Do czasu.
Otworzył szerzej ślepia, kiedy znalazła się przed nim; klęczała na kanapie, sięgając dłońmi ku jego głowy. Dotknęła pierw skroni, a później wrażliwe uszy. Z gardzieli wampira wydobył się pomruk. Zmarszczył lekko brwi.
Co miał odpowiedzieć? Nie dziwił się myślom kobiety, zapewne gdyby znalazł się na jej miejscu, myślałby podobnie.
- Też chciałem przeżyć i być potrzebny. Wybrałem ścieżkę zabrudzoną krwią twojej rodziny, aby Łowca cieszył się z wychowanka. Ale przy okazji pociągnąłem i ciebie, zmuszając do potworności. Poniekąd... Nasz los był podobny.
Może i zezłości ją ostatnim zdaniem, lecz Rekin widział podobieństwo; Beleth stworzył Rekina, Rekin stworzył Sojkę. Koszmarny los tak chciał.
- Nie mogę niestety ich przywrócić.
Odpowiedział dość cicho, a słowa dotyczyły jej rodziny. Czuł nienawiść, zazdrość pochodzącą od biednej Manueli. Ona naprawdę nie wiedziała co ma zrobić po tak ciężkim wyznaniu. Może faktycznie powinien ją zabić? Teraz? Przynajmniej już by nie cierpiała.
W momencie kiedy odsunęła się, Niemiec stał jeszcze. Tylko dłonie uniósł ku swojej twarzy, czując się dość dziwnie. Widok łez tak zadziałał? A może plan uśmiercenia Sojki? Dotyk dłoni? Wszystko mogło mieć wpływ. Zaczęła zbierać swoje ubranie, a on na nią patrzył spod palców.
- Bój się mnie, kobieto. Bój. To prawidłowe.
Odezwie się gardłowo, aczkolwiek zabrzmieć tak nie chciał. Minęła chwila, kiedy znowu zmniejszył się dystans między nimi. Znowu ją pochwycił, przyciągnął ku sobie. Jedną ręką pogładził jej plecy, czując w niektórych miejscach zgrubienia; blizny o których wspominała.
- Chociaż wiem, że teraz jest inaczej, że nie powinienem... To jednak wciąż mam w pamięci twoj smak. Pragnę cię chronić, ale jednocześnie posiąść i znowu zdominować.
Nerwowy głos znowu zabrzmiał, aczkolwiek nie kryła się w nim złość. Tylko żądza - dobrze znana kobiecie. Zbyt dobrze. Pchnięta na kanapę i znowu otoczona rosłym cielskiem wampira. Mogła walczyć, bić go, wić się. Czerwone ślepia stwora przeszywały na wskroś, a wykrzywione usta raz jeszcze pokazały zęby.
Mimo, że dotykał jej policzka, dłoń mu drżała. Zatracał się.
Nogą utorował sobie dostęp do jej krocza, a zwierzęce dyszenie zwiastowało jedno - podniecenie. Jeśli chciała walczyć, chwyci ją za ręce, które zaś zmiażdży w uścisku.
- Już nic nas nie rozdzieli.
Wymusił na sobie słowa, które wychodziły z ledwością z pomiędzy zaślinionych zębisk. Kilka kropel spadło na szyję. Bała się? Z całą pewnością. Wspomnienia wróciły? Na pewno przez nie otrzymała siarczyste uderzenie w twarz. Nie pokona Schlechta; sama swoją obecnością szarpała jego wampirze jestestwo i stąd, to wszystko. Wiadomo kogo Fergal będzie winić. Nie tylko siebie, ale i ją.
Kolejny raz wbił się w delikatną szyje, nie oszczędzając. Szarpnął kilka razy, odbierając ciepłą, chociaż już nie tak smaczną krew jak dawniej.
Jako człowiek smakowała znacznie lepiej, wszak w ludzkiej krwi łatwiej wyczuć strach i silne pragnienie chęci przetrwania.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Gość Czw Gru 26, 2019 5:39 pm

Manuela mogła tylko podejrzewać, jakby skończyła, gdyby Schulz nie postawił na swoim i nie postanowił zabrać jej ze sobą. Fergal albo w końcu by ją wykończył, nawet jeśli przypadkowo, albo jakimś cudem udałoby jej się popełnić samobójstwo – chociaż to drugie mało prawdopodobne. Schlecht byłby gotów ją uratować własną krwią dla egoistycznych pobudek.
No i jeszcze trzecia opcja: stałaby się wrakiem dawnej siebie, całkowicie pozbawiona woli czy uczuć, po prostu ślepo podążałaby za Fergalem bez względu na wszystko, przywiązana do niego i jego sadyzmu. Może więc i dobrze, że Schulz namieszał w ich życiu i zechciał ich rozdzielić?
Manuela zyskała wampirzą siłę, fakt, ale ciągle była nikim w porównaniu do Rekina. W dodatku Hiro postanowił ją osłabić – po co? Aby uświadomić jej, że bez Schlechta nie uda jej się przetrwać? A czy Przewodniczący wiedział, że Rekin wykorzysta słabości Manueli dla ponownego zaspokojenia własnej żądzy?
Ich związek będzie najpewniej polegał na ciągłej walce. Oboje musieliby mieć doszczętnie wymazane wspomnienia, aby móc obdarzyć się czystą i radosną miłością. W tym momencie mogli co najwyżej zadowolić się chorym uczuciem, do którego żadne z nich by się głośno nie przyznało i z którym najpewniej walczyli tak samo mocno, jak ze sobą nawzajem.
Ocaliła – prychnęła Manuela. – Moja młodość sprowadziła na mnie koszmar, jakim jesteś ty. To nie było ocalenie.
Fergal nawet nie miał jak tutaj zaprzeczyć. Gdyby Manuela była brzydka albo stara, Rekin rozszarpałby ją na miejscu albo rzucił do robót i więcej nie przejął się jej losem. A tak? Oprócz krwi mogła dać mu znacznie więcej – więc Schlecht nie omieszkał skorzystać. Tylko niech tego po raz drugi nie nazywa ocaleniem, bo Manuela znowu oszaleje i będzie po rozmowie.
Westchnęła na jego kolejne słowa. Co mogła odpowiedzieć? Skoro Rekin sam się przyznawał, że widział swój błąd, to nie było nawet sensu, aby Manuela ponownie wytykała mu swoje cierpienie. Mogłaby rzucać jadem i żalić się na każdy dzień i każdą noc, gdy Fergal zmuszał ją do perwersyjnych okropieństw, ale do niczego takie słowa nie prowadziły. Nie przynosiły ulgi w cierpieniu – a Manuela potrzebowała czegoś, co by uspokoiło jej wymęczone nerwy, co dałoby jej prawdziwe szczęście i wreszcie pozwoliło w pełni żyć.
O dziwo, chwilowo dawała upust swoim emocjom w opowiadaniu o samej siebie katowi. On zresztą czynił podobnie – do diaska, życie naprawdę jest przewrotne. Szkoda, że lata temu tak świetnie się ze sobą nie dogadywali.
Dopadł do Andrego? Ale Andre… przez lata po obozie był ze mną. Pomagał mi. Bez waszego łowcy. Czy Beleth go potem ponownie zwerbował? Myślisz, że Andre obecnie z nim współpracuje? Długo się nie widzieliśmy.
Zmartwiła ją ta wiadomość. Dotychczas Manuela była pewna, że jej drogi szlachetny oddalił się od Beletha i postanowił podążać własną drogą. Rzadko rozmawiała z nim o jego relacji z łowcą, bo widziała, że Andre nie chciał poruszać tego tematu – skupiali się przede wszystkim na jej uczuciach oraz Fergalu.
Nie miała kontaktu z Andrem już od dawna, a skoro jeszcze się dowiedziała, że to nie on ją przemienił, to pewnie nawet jej instynkt nie pomoże jej w znalezieniu szlachetnego.
Boże, Unzi też jest w Japonii? Widziałeś go? – To następna druzgocąca wiadomość. Kolejny szaleniec, którego Manuela się bała, choć nie ma czego ukrywać – jemu wybaczyła. On nie był aż takim potworem jak Fergal.
Niemniej nie miała ochoty się z nim widzieć. Jego zapędy dotychczas powstrzymywał właśnie Schlecht. A teraz, skoro obaj są wrogami, Unzi mógł stanowić realne niebezpieczeństwo. Krieg zresztą też, chociaż jego Manuela tak dobrze nie znała, więc i jej strach był mniejszy.
Ale Unzi…
Fergal swoim dotykiem przeniósł jej myśl z powrotem na jego osobę. Manuela wbiła w niego swoje spojrzenie. Jakaś część jej duszy pragnęła, aby Rekin nadal był tym potwornym sadystą, mordercą, zwyrodniałym katem, który tylko czeka, aby ją skrzywdzić. Aby pokazał jej swoją najgorszą część, aby ją zniewolił i zdominował – po to, żeby nie mogła mu wybaczyć, żeby nadal miała powód do nienawiści.
Sama za to chciała mu pokazać, że wcale nie zaszczepił w niej złości czy chęci do krzywdzenia innych – i choć otwarcie mu mówiła, że pragnie jego śmierci i że go nienawidzi, teraz czule gładziła jego skronie i uszy. To był jedyny gest z przeszłości, który kojarzył jej się z jakąkolwiek delikatnością czy spokojem.
I co, cieszył się, że wybiłeś wszystkich bliskich słabej Żydówki, a ją samą traktowałeś jak swoją niewolnicę? – wydusiła już niemal przez łzy. – Był z ciebie dumny tak jak ty ze mnie, gdy… zabijałam, kogo chciałeś?
Tak, gdyby to był początek rozmowy, zdenerwowałaby się na jego słowa, ale teraz – niestety – musiała się w pełni z nimi zgodzić, nawet jeśli nie powiedziała tego wprost. Dobrze wiedziała, że to Fergal ją ukształtował: jej ból, cierpienie, jej czyny, nawet jej obecny wampiryzm. Choć to nie Rekin przemienił, pewnie tak jak i ona czuł, że to on ściągnął na nią przemianę. Andre czy Hiro byli tylko pośrednikami w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu.
Gdyby Fergal sam potrafił zrobić z człowieka wampira, być może Manuela jeszcze wcześniej stałaby się inną rasą – w końcu dzięki temu mógłby zostać jej panem pod każdym względem i już na zawsze mieć ją przy sobie. A teraz? Musiał zaakceptować to, że Hiro zawsze będzie gdzieś obok, że będzie im narzucał swoją wolę. Nieprzyjemna perspektywa.
W końcu się odsunęła, pewna, że uspokoiła własne nerwy. Chciała iść przemyć ubranie i cicho wypłakać się w łazience… ale tym razem to samokontrola Fergala zawiodła.
Już po jego pierwszych, wypowiedzianych zbyt głęboko słowach zorientowała się, że zaczął tracić nad sobą opanowanie. Potrafiła to wychwycić od razu, instynktownie. Znała go zbyt dobrze.
Natychmiast podniosła na niego wzrok i odrzuciła ubrania, gotowa do obrony. Rekin wyglądał, jakby dłońmi próbował jeszcze zatrzymać w sobie resztki świadomości.
Fergal, stój w miejscu. Bądź spokojny. Panuj nad sobą.
Zaczęła się powoli wycofywać. Wiedziała, że gwałtowny ruch mógłby go natychmiast uruchomić – w końcu teraz był jak nieokiełznane zwierzę. Ale Rekin na każdy jej krok w tył robił jeden w przód: i to większy.
Dopadł do niej i przyciągnął do siebie. Manuela zadrżała: ponownie sparaliżował ją strach. Dłonią wodził po jej plecach, ale wyczuła, że tym razem to nie był czuły gest. Wręcz przeciwnie: Rekin badał swoją ofiarę na nowo, sprawdzał jej ciało, przymierzał się do ataku.
Następne słowa, które usłyszała tuż przy swoim uchu, tylko to potwierdziły.
Jeśli pragniesz mnie chronić, to ochroń mnie przed samym sobą. Skoro mówisz, że się zmieniłeś, to spróbuj to powstrzymać. Nie krzywdź mnie, Fergal. Nie łam mnie ponownie – wydusiła tylko, gdy pchnął ją na kanapę.
Wylądowała na plecach. Natychmiast spróbowała się odczołgać, ale Rekin już był nad nią. Gdy tylko ją dotknął, na nowo dopadł ją strach i drgawki. Nie potrafiła nad sobą zapanować.
Mężczyzna gładził jej mokry od łez policzek i sam drżał. Manuela nie umiała powstrzymać już płaczu, a Fergal nie umiał odrzucić swojej drapieżnej natury. Pewnie oboje teraz czuli się jak przed laty: w tej chwili znowu byli katem i ofiarą.
Faktycznie Sojka w końcu zaczęła walczyć i odpychać rosłe ciało Fergala. Pazurami drapała go po ramionach, szyi, zahaczyła nawet o policzek. Spowodowała parę drobnych ran: Rekin mógł poczuć pieczenie, chociaż przez to, w jakim był transie, raczej nie zwrócił na to uwagi.
Manuela widziała po jego oczach, że całkowicie przestawił swoje myślenie. Miał w głowie tylko jedno – znowu posiąść jej ciało.
Kiedy zmusił ją do rozłożenia nóg, zacisnęła mocno uda na jego łydce, a następnie spróbowała kopnąć go w brzuch albo w krocze. Poruszała się szybciej i zwinniej niż kiedyś – Fergal musiał więc użyć więcej siły, aby ją spacyfikować. Przygwoździł jej ręce do kanapy i teraz w ramach obrony pozostały jej tylko nogi. Oraz zęby.
Nie chcę, abyś mi pokazywał, że nadal jesteś do tego zdolny, rozumiesz? Nie chcę! Nie każ mi znowu przez to przechodzić! Jeżeli nie obchodzi cię to, co ja czuję, to chociaż nie rób tego samemu sobie. Przecież też nie chcesz być potworem! – wyjęczała w rozpaczy, gdy pochylał się nad jej szyją.
Jego gardłowe pomruki przypomniały jej wszystkie chwile, gdy leżała pod nim słaba, zdominowana, gdy brał ją bez żadnej litości i boleśnie okaleczał. Boże, dlaczego zdecydowała się dzisiaj tu za nim iść? Czy naprawdę w głębi duszy zaufała słowom Hira oraz samego Fergala? Uwierzyła w tę chorą przemianę?
A może jednak podświadomie chciała się przekonać, że nadal jest zdolny do krzywdzenia jej?
Zagryzła własne usta, gdy wyszeptał ostatnie słowa. Oczywiście, że nic ich nie rozdzieli – w końcu byli przeklętym narzeczeństwem. Los pewnie już dawno, jeszcze w obozie, postanowił, że mają być połączeni. Tylko dlaczego ich związek musiał sprawiać tyle cierpienia?
Nie powstrzymywała krzyku, kiedy się w nią wgryzł i rozszarpał skórę. Lepiej niech Fergal oprzytomnieje i sobie uświadomi, że już nie są w obozie – i że tym razem za ścianą kogoś może obejść zrozpaczony, kobiecy płacz. Chyba nie chce, aby za kilkanaście minut zapukała tutaj policja, prawda?
Nadal jesteś taki sam – wyszlochała tuż przy jego uchu, gdy pochylał się nad jej szyją i boleśnie chłeptał krew – a następnie z zawziętością sama się w nie wgryzła.
Skoro był tam aż tak wrażliwy, miała nadzieję, że nagły ból oderwie go od jej ciała i będzie mogła się wydostać. Szarpnęła swoimi niewielkimi kłami jego skórę, czując na języku słodki smak. Ciągle nie przestawała też wierzgać nogami i na ślepo kopała Fergala, gdzie popadnie.
Może i była jego narzeczoną, ale nie odda mu się dobrowolnie. Już mu raz powiedziała – nigdy nie będzie się z nim kochać. I na razie zdania nie zmieniała.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Tanie, małe mieszkanie. - Page 5 Empty Re: Tanie, małe mieszkanie.

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach