Kawiarnia "Śmietankowo"

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Pon Sie 04, 2014 9:25 pm

Pierwsze co do niego dotarło to głosy zgromadzonych w kawiarni. Złapał się za głowę, czując w niej przeszywający ból. Miał zamiar coś powiedzieć, ale jego słowa zamieniły się tylko w ciche warczenie. Z pewnością nie usłyszeli go zwykli ludzie, jednak Manbi i Samuru nie powinni mieć z tym większych problemów. To oznaczało jedno, Jonathan zaczynał się przebudzać. Otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Jego spojrzenie spoczęło wpierw na białowłosej wampirzycy. Jęknął, gdy po raz kolejny poczuł ten okropny ból. Zmrużył na chwilę oczy. W tym momencie nie do końca rozumiał co się wokół niego działo. Te wszystkie osoby i rzeczy, wydawały się być oddzielone grubą, prześwitująca ścianą. Nieprzyjemne ssanie w żołądku, świadczyło o tym, że czas na posiłek. Tylko jaki? Patrząc na ciasta, spożywane przez klientów, blondynowi robiło się niedobrze. Jego uwagę odwrócił nikły posmak krwi. Oblizał usta, jakby zjadł jakiś wyśmienicie dobry posiłek. Uświadomił sobie, że ta szkarłatna i życiodajna ciecz jest jego. Ale jak to? Jego kły stały się ostrzejsze i przez swoją nieuwagę Jonathan rozciął sobie dolną wargę. Próbował wstać, jednak skończyło się to na ciężkim upadku na ziemię. Padł na kolana (nie przed tobą Samek*). Z tej wściekłości uderzył krzesło, na którym wcześniej siedział, przez co poleciało ono na najbliższego człowieka lub na ścianę. Po raz trzeci w tak krótkim czasie czarnooki doświadczył bólu, którzy tym razem był najsilniejszy. Nie potrafił nawet zlokalizować jego źródła. Całe jego ciało wydawało się płonąć. Zwinął się w kłębek, chcąc być jak najmniej widoczny.

*wybacz nie mogłam się powstrzymać xd
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Manabi Pon Sie 04, 2014 10:00 pm

Czekała nie za długo, jednakże była zniecierpliwiona. Być może powodem tego było pragnienie zanurzenia kłów w czyjeś ludzkie ciało. Byle jak najszybciej. Walczyła ze sobą, aż do momentu, kiedy Samuru przyniósł Jonathana do stolika. Manabi powoli podniosła wzrok, spoglądając na Samuru oczami wypełnionymi czystym i głębokim szkarłatem.
- Nie czuje takiej potrzeby. - odpowiedziała ponuro, aczkolwiek bez żadnych pretensji. Fakt, była zła na to, że Samuru dobrał się do Jonathana, ale nie okazywała tego w żaden sposób. Kiedy już się nieco uspokoiła powoli podniosła wzrok. - Zmieniłeś go, prawda? Panie burmistrzu. - powiedziała patrząc na niego, następnie spojrzała na Jonathana. Pogłaskała go delikatnie po policzku, jednak później zabrała rękę, widząc, że chłopak się przebudził. Obserwowała go przez dłuższy czas, jednak kiedy był już ten moment, że z nim było naprawdę źle, a następnie skulił się na ziemi, dziewczyna uklękła przy nim. - Jonathan. - wymamrotała, głaszcząc go po skroni. Zasłaniała go swoim ciałem przed upierdliwymi ciekawskimi gapiami.
Manabi

Manabi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Albinoska; bunny smile; biała jak mleko skóra.
Zawód : Modelka, prawa ręka Val.
Zajęcia : Brak
Moce : Niewidzialność, Urok, Nocturne.


https://vampireknight.forumpl.net/t1111-mana#15966 https://vampireknight.forumpl.net/t1117-mana#16206

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Wto Sie 05, 2014 5:55 am

Nie chciała kogoś possać w damskiej łazience? Jej strata. Samur wzruszył ramionami, zerkając kątem oka na Johna. Jeszcze nie teraz, jeszcze jego organizm spał. Chłopak ma szczęście, naprawdę. Stracić przytomność podczas przemiany. Choć mógł umrzeć! Toć to też ryzyko! Na pytanie Manabi pokręcił głową... Czy ona naprawdę tego nie widzi?
- A nie widać? Do twarzy mu z mrocznym darem.
Odparł i właśnie w tym momencie dotarła do niego jego zamówiona kawa. Posłodził ją i upił parę łyków.
- Naprawdę smaczna. Hej wspomnę o waszej kawiarni przy opisywaniu gastronomii w mieście!
Machnął ręką w stronę personelu, którzy na taką wieść dziękowali skinięciami głowy i wyraźnie się ucieszyli. Tak jak to w Japonii bywa. Grzeczność poza granice możliwości, naprawdę oddany i honorowy kraj. Wówczas chłopak się powoli przebudzał. Samur oczywiście nie zwracał na niego uwagi, a spokojnie popijał swoją kawę delektując się jej smakiem, jak i muzyką w głośnikach kawiarni. Chopin? Jak najbardziej, bowiem Japończycy są w nim zakochani, a na Samura działa iście jak zimny okład na gorączkę. Na hałas spowodowany szokiem Johna, szlachetny uniósł kącik ust i przymknął oczy. Wampiryzm osiągnął swój szczyt? Na pewno skoro nowonarodzony tak był głodny. Krzesło przez Sama zostało złapane zanim Johm zdążył je wykopać i postawione na swoim miejscu. Jeden z pracowników podszedł do leżącego chłopaka, mówiąc coś o pogotowiu. Samur natomiast wstał i uspokoił mężczyznę, prosząc go o wyproszenie ludzi oraz zabranie na czas chwilowy pracowników na zaplecze. Wymigać się nie mógł, bowiem szlachetny użył na nim hipnozy. Klientów niewielu opuściło lokal, a personel mimo protestów i silnym niepokojem udali się na zaplecze. Burmistrz udał się za nimi, wchodząc na ich teren dla przerwy i cóż.... nagły wzrost temperatury, pomieszczenie bez okien, marna klimatyzacja. Ludzie z duchoty potracili przytomność, ci co zdołali utrzymać świadomość, Samur ich ją pozbawił, łapiąc za tętnice przy szyi. Wrócił do lokalu dla klientów. Nie było go zaledwie chwilę, a jeśli Manabi coś wykombinowała, oberwie.
- Zostaw go.
Polecił ostro, podchodząc do Johna. Przykucnął przy nim na jednym kolanie, zmuszając do spojrzenia na swoje ponure oblicze. Dotknął jego policzka, ust z rozciętą wargą. Nie ma jak wstać skoro tak pożera go pragnienie. Jako jego Pan, Stwórca odczuwał je bardzo mocno, więc trzeba coś z tym zrobić, aby blondyn był funkcjonalny.
- Nazywam ten moment Przebudzeniem Porannego Ptaszka. Mój pisklak nowo co wykluty przebudza się i otwiera swój maleńki dzióbek, żeby otrzymać od rodzica przynależą cześć pokarmu, jaką rodzic tylko zdobędzie.
Zabrał dłoń z jego twarzy, prychając krótkim śmiechem. Kłami rozciął swój prawy nadgarstek z którego pociekła czerwona, szlachetna krew. Przystawił ją wpierw pod nos Johna aby złapał jej słodki, kuszący zapach. Później czekał aż chłopak pochwyci rękę, aby móc zatopić w niej swoje małe kły. Mana wszystko ogląda? Spokojnie. Ona nic nie dostanie.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Wto Sie 05, 2014 3:50 pm

Irytowały go tak intensywne zapach ciast, kawy i ludzi. Ktoś podszedł do niego. Jonathan spojrzał na niego łakomym wzrokiem. Pierwszy raz spojrzał na człowieka jak na jakiś smaczny kąsek. Miał ochotę rzucić się na niego, rozedrzeć gardło i patrzeć jak wraz z krwią, uchodzi z niego życie. Jednak pracownik został gdzieś zabrany przez Samuru. Tak było zdecydowanie lepiej. Odkąd to chłopak miał takie myśli? Co zrobił mu burmistrz? Nie potrafił w tej chwili znaleźć logicznego wytłumaczenia. Jakby brakowało kilku, niewielkich, ale ważnych elementów układanki. Czy musiało tutaj być tak głośno? Nie mogli wyłączyć tej cholernej muzyki? Skulił się jeszcze bardziej. Z jednej strony chciał odciąć się od całego świata i mieć od niego święty spokój, a z drugiej pragnął  zasmakować krwi gości i personelu. Słysząc głos Manabi, warknął cicho. I w niej teraz widział jedynie zwykłe pożywienie. Nieznośny hałas wreszcie ustał. Szlachetny na szczęście pozbył się ludzi. Mimo to głód nie zniknął i z każdą mijającą minutą się nasilał. Pierwszy raz czuł się jak głodne i nieporadne zwierze i na dodatek zamknięte w ciasnej klatce. Zapach własnej krwi, sprawiał, że jego myśli krążyły jedynie wokół tej cudownej cieczy.
Spojrzał na swojego nowego „tatę”, a raczej został do tego zmuszony. Ha, ciekawe jak jego rodzice zareagują, jak im powie, że wymienił ich na inny model – niekoniecznie na lepszy, ale zawsze coś. Wręcz nie będzie mógł się doczekać, aby im oświadczyć, że ich jakże „ukochany” synalek zmienił tryb (nie)życia. Powinni być zachwyceni tą nowiną. Właśnie, jak smakuje własna rodzina? O czym ty w ogóle myślisz?! Skup się, skup! Teraz przypomniał sobie, co zdarzyło się nie więcej niż paręnaście minut temu. Pojawienie się nieznajomego, wyjście do toalety... i jego atak. Czy to wszystko miało związek z tym co teraz się działo i z jego beznadziejnym samopoczuciem? Choć było absurdalne, to pasowało do układanki, która stała się teraz kompletna. Widząc co robi Samuru, zabłysły mu oczy, a lewe zmieniło barwę na szkarłatną. Bez zastanowienia i chwili zawahania pochwycił jego rękę i zatopił w niej kły. Wydał odgłos, przypominający mruczenie zadowolonego kota, gdy poczuł pierwsze krople posoki. Właśnie tego przez cały czas pragnął, tego domagało się jego ciało. Pił zachłannie, chcąc pochłonąć jak najwięcej. Wreszcie poczuł się nasycony. Puścił burmistrza. Barwa jego oka wróciła do normalnej barwy. Usiadł, opierając się o nogę od stołu. Rozejrzał się po lokalu. Ból przeszedł jak po zażyciu całego opakowania tabletek przeciwbólowych, np. paracetamolu. Tylko, że takie coś zdecydowanie nie zakończyłoby się dobrze, a tymczasem blondyn czuł się jak nowo narodzony. Dotknął śladów na swojej szyi. Nie był już człowiekiem, a przynajmniej nie takim jak wcześniej. Więc kim był? Te nieprawdopodobne legendy o wampirach były prawdą? Od tego idzie tylko i wyłącznie zwariować.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Manabi Wto Sie 05, 2014 8:56 pm

Nah, białowłosa i złe intencje? W życiu! Po prostu zależało jej na Jonathanowi i się o niego martwiła. Dodatkowo osądzała siebie o to wszystko, bo nie zdołała mu powiedzieć o "dzieciach nocy" - jak to powiedziała Caro. Swoją drogą, powinna się zbierać, gdyż głód starał się coraz większy, a dziewczę robiło się coraz bladsze. Wszędzie ten okropny, a jednak kuszący smród krwi. Białowłosa cofnęła się od Jonathana wstając i na niego spoglądając. Był w opłakanym stanie. Nie wiedział co się z nim dokładnie dzieje.
- Powinnam iść? - wymamrotała pod nosem, jednakże Samuru jak i Jonathan mogli to usłyszeć. Być może Jonathan mógł stać się dla niej całkowicie obcy, kto wie, czy w jakiś sposób się nie zmienił przez tą nagłą, brutalną przemianę. Spojrzała za okna kawiarni. Obraz sam jej się rozmazywał, a nawet podwajał. Kto wie, jak długo jeszcze się utrzyma na nogach, tym bardziej że od kilku dni nic nie jadła.
Manabi

Manabi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Albinoska; bunny smile; biała jak mleko skóra.
Zawód : Modelka, prawa ręka Val.
Zajęcia : Brak
Moce : Niewidzialność, Urok, Nocturne.


https://vampireknight.forumpl.net/t1111-mana#15966 https://vampireknight.forumpl.net/t1117-mana#16206

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Sro Sie 06, 2014 10:59 am

Trochę minie zanim chłopak przyzwyczai się do nowej sytuacji jaka go załapała. Ale spokojnie, nauczy się wszystkiego, zacznie panować nad nowym wampirzym ciałem. Nie żeby Samur się przejmował, on po prostu chce mieć sługę, dlatego trzeba będzie go uczyć. Oczywiście nie zrobi tego on sam, znajdzie kogoś kto się nim zajmie i wyjaśni. Na przykład taka Manabi. Spojrzał na nią kątem oka, gdy podawał krew chłopakowi. Nie przeszkadzało mu, że boleśnie wgryzł się w ranę. Nawet nie skrzywił. Teraz tylko czekał aż skończy zabijać bolesny głód, w dodatku przemienia się w prawdziwego wampira. Zostanie obdarzony większą siłą, mocą i regeneracją. Lecz poprzez wypicie krwi więź między nim a panem stanie się wręcz nie do zniszczenia, chyba że sam zacznie się buntować ale jak może się to zakończyć!
Jak John przestał pić, szlachetny wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przyłożył do krwawiącej rany na nadgarstku. Niedługo rana się zagoi, ale bez sensu tracić krew. Popatrzył na blondyna. Tak, stanowczo wyglądał o wiele lepiej, aczkolwiek nadal pozostawał zagubiony. - Nie, masz zostać. Zajmiesz się nim, dopóki ja nie będę miał czasu.
Co za rozkaz mimo iż jasnowłosa wcale nie była jego służką. Wstał na nogi, opierając się zadkiem o stolik. Zakrwawiona chusteczkę zwinął i wrzucił do kosza na śmieci.
- Hej młody słuchaj. Jestem Samuru, Twój nowy Pan i będę nim dopóki mi się nie znudzi. Znajdziesz mnie w Ratuszu. W razie potrzeby dam Ci mój numer telefonu, zapisz go sobie. Bo wiesz, ja z łatwością Cię znajdę.
Uśmiechnął się sztucznie, wyciągając z portfela, wydobył z kieszeni marynarki, wizytówkę. Niewielka cała czarna, a wygrawerowane na niej szkarlatne napisy zdradzał imię i napiwki szlachetnego oraz jego numer telefonu. Popatrzył ostatni raz na Johna, na tego biednego wampira. Cóż, Samur nigdy nie nauczy się odpowiedzialności za swoje nowe pisklali. Chyba, że jednak mu się odwidzi. Odsunął się od stolika i ruszył ku wyjściu. Właściwie może wydzwaniać do pana, a nuż poda mu jakąś sensowną radę? Pracownicy mogli już powoli dochodzić do siebie, ale nikt nie zdoła zatrzymać burmistrza.

zt
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Sro Sie 06, 2014 7:34 pm

O tak, zanim chłopak przyzwyczai się do nowej sytuacji minie sporo czasu, przecież nie co dziennie zostaje się pogryzionym przez wampira i przy okazji dołącza się do ich szeregów. Przed przemianą nie miał bladego pojęcia o tym, że wampiry są wśród zwykłych ludzi. Szkoda, że Manabi tak pilnie ukrywała tą tajemnicę, co do tego, że dziewczyna należy do tego samego gatunku co Samuru, nie miał już wąpliwości. Podejrzewał, że gdyby nie doszło do tego incydentu, do teraz pewnie żyłby w niewiedzy. Za późno już było, żeby oceniać co byłoby lepsze. Teraz musiał się jak najwięcej dowiedzieć o krwiopijcach. Chyba tym razem białowłosa nie będzie przed nim nic ukrywała? Kogo innego miał się zapytać? Wziął od Samuru jego wizytówkę. "Twój nowy Pan"? Ale, że co? Chyba jeszcze nie do końca wiedział o co tak naprawdę chodzi. Mógłby go zapytać o wyjaśnienie tego, ale ten sobie poszedł. No nic kiedyś na pewno się skontaktuje z burmistrzem, ale teraz miał na głowie inne sprawy. Wyjął komórkę i zapisał sobie nowy numer. Zauważył, że dostał wiadomość. Westchnął cicho. No tak miał się z kimś spotkać. Jednak czy powinien? Będzie musiał przełożyć rozmowę o kilka dni. Odpisał szybko i schował telefon. Zerknął na Manę.
- Więc, idziemy?
Miło się jadło ciasto i piło kawę, ale pora już opuścić ten lokal, zanim klienci zaczną przychodzić. Kto wie jak zadziałaliby, oni na Jonathan'a? Lepiej unikać pokusy na jakiś czas. Ach, pozostawała jeszcze sprawa Akademii. Zdawał sobie sprawę, że nie może dalej uczestniczyć w zajęciach dziennych. Więc wywalą go? Chwila przecież była jeszcze klasa nocna. Tam na pewno są takie przypadki jak on. Trzeba się udać do dyrektora po mundurek i takie tam. Wstał, podpierając się o stół. Czuł się o wiele lepiej, choć to perfekcja jeszcze nie była. Zapewne dlatego, że niedawno zasmakował swojego pierwszego wampirzego posiłku. I czekały go kolejne! Aż doczekać się nie może, gdy ponownie zasmakuje krwi! Stop! Teraz myśl racjonalnie! Jeszcze będzie czas na spełnianie marzeń. Wyszedł z kawiarni. Dziewczyna za nim pójdzie?

z.t
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Manabi Sro Sie 06, 2014 7:44 pm

Ukrywała to przed nim, bo wyjawienie tajemnicy miało swoje konsekwencje. Białowłosa jeszcze nie spotkała się z przypadkiem, który złamał wszelakie reguły szkoły, jednakże nie chciała ryzykować. A skoro Jonathan już się stał pełnoprawnym wampirem, to nie musi niczego ukrywać - ba, co więcej może mu nawet odpowiedzieć na wszystkie jego ciekawskie pytania. Szlachetny sobie poszedł, a ta powtarzając sobie w głowie jego słowa, które brzmiały niczym rozkaz syknęła cicho i spojrzała na towarzysza. Wyglądał o niebo lepiej niż wcześniej. Uśmiechnęła się nieco pod nosem, gdyż teraz raczej nic nie stało na drodze do różnorodnych relacji. Może nawet będą razem w pokoju, a wtedy Manabi byłaby niesamowicie szczęśliwa.
Usłyszawszy słowa chłopaka kiwnęła tylko głową. Dlaczego by miała za nim nie pójść? Przecież ona również jest wampirem, więc teraz będzie się przy nim czuć bardziej swobodnie. Głównie dlatego, że Nie będzie myślała o tym, że jej towarzysz jest człowiekiem. Widząc jak chłopak wychodzi, podążyła zanim. - Pójdźmy razem. - powiedziała cicho i nieco ponuro dorównując mu tempa, oraz idąc obok niego.


z/t
Manabi

Manabi

Krew : Czysta (B)
Znaki szczególne : Albinoska; bunny smile; biała jak mleko skóra.
Zawód : Modelka, prawa ręka Val.
Zajęcia : Brak
Moce : Niewidzialność, Urok, Nocturne.


https://vampireknight.forumpl.net/t1111-mana#15966 https://vampireknight.forumpl.net/t1117-mana#16206

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Czw Sty 29, 2015 8:00 pm

Szedł w stronę kawiarni, a w jego głowie pojawiało się wiele myśli. Niektóre z nich namawiały go, aby zatrzymał się, obrócił na pięcie i wracał skąd przyszedł. Ale nie posłuchał się ich, choć nie był pewien, czy dobrze robi. To wszystko, co sprowadziło go w to miejsce było dziwne. Sam nie był pewien co podkusiło go do szukania kogoś, kto opiekowałby się jego mieszkaniem. Może to przez Nanami? Odkąd zaczął pracę, nie miał już wiele czasu na to, by sprzątać. Zwłaszcza, że był nauczycielem. Wywiadówki, prace domowe, klasówki. Wszystko wymagało czasu, a więc przez to wszystko wolnego miał bardzo mało. Jednak wracanie po ciężkim dniu do domu, gdzie warstwa kurzu biła wszelkie rekordy, a wszystko było pogrążone w chaosie, wcale mu nie pomagało w zrelaksowaniu się. Nanami była mądrą i odpowiedzialną dziewczyną. Ale była również niesamowitą bałaganiarą. Już dawno znudziły mu się prośby i próby namówienia jej, aby zajęła się mieszkaniem za niego. To właśnie to popchnęło go do tego, aby szukał sobie służki, która sprzątałaby w domu. Choć poniekąd chciał także, aby miała ona oko na Nanę. Nie to, że jej nie ufał. Ale wolał wiedzieć, że nie sprowadza pod jego nieobecność chłopaka, lub nie znika gdzieś na całe dnie. Brr, aż go ciarki przechodziły na samą myśl o tym.
Nie przeszukiwał ogłoszeń całymi dniami, szukając tej odpowiedniej osoby. Właściwie to zamierzał zgłosić się do pierwszej osoby, jaką uda mu się znaleźć. I tak też zrobił. Zadzwonił, porozmawiał, umówił się na spotkanie. Jednak przed tym jak wcisnął na ekranie czerwoną słuchawkę, która miała zakończyć rozmowę, usłyszał coś dziwnego. ,,Mam rogi z włosów". Te słowa długo pobrzmiewały mu w głowie. Niestety, nie zdołał nic na to odpowiedzieć, bowiem to były ostatnie słowa dziewczyny, po czym w słuchawce rozległ się dźwięk zakończenia rozmowy. Miał mieszane uczucia. Rogi z włosów nie kojarzyły mu się dobrze. Nawet nie chciał wiedzieć, co to miało znaczyć. Obawiał się, że trafił na osobę, która robiła sobie żarty, bądź po prostu była nieodpowiedzialna. Ale wolał się sam przekonać o tym, jaka ta osoba będzie. Plus nie chciał jej teraz wystawiać. Miał stanowczo zbyt dobre serce.
Umówionym miejscem spotkania była właśnie ta kawiarnia, za dokładne piętnaście minut. Miał czas, więc przyszedł wcześniej. Miał zamiar zamówić sobie kawę i czekać na dziewczynę, której pracodawcą być może miał się stać.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Czw Sty 29, 2015 8:53 pm

Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu była z czegoś niezadowolona, trudno tutaj stwierdzić z czego dokładnie, bo ona sama zdawała się gubić w natłoku myśli. Z jednej strony wiedziała, że potrzebuję pracy, wszakże nie może całe życie być zależna od swoich rodziców, miała już 21 lat i jeśli na prawdę nie chce przejąć rodzinnego interesu, powinna sama o siebie zadbać, opłacić mieszkanie (tudzież pokój hotelowy), swoje stroje - bo wieczna łaska od rodziców zdawała się w minimalnym stopniu działać na nią, mimo iż ona usilnie starała się pozostać niewzruszona na wszelkie przyziemne sprawy. Z drugiej strony, co prawda przez mgłę, ale zawsze jej myśli zdawały się wędrować tylko w jednym kierunku. Przeszłości. Czy tylko mi się wydaję, że ta cała relacja Pan - służka będzie miała okropne skutki? Gdyby ktoś zapytałby o to Marcepana ta odpowiedziałaby pewnie, że już nic jej nie zaskoczy i że już nic złego w jej życiu nie może się wydarzyć, poukładała sobie wszystko i zdawała się być stabilna emocjonalnie. Nie bez powodu obiecała przed samą sobą, że nie wpakuję się już w kolejne bagno - jak to miała w zwyczaju nazywać powszechnie znane uczucie takie jak miłość. Mimo obietnicy nie potrafiła całkowicie zapomnieć o Isao i choć nie miała względem niego żadnych większych odczuć (w końcu sporo czasu minęło), nie oznaczało to, że zdążyła kompletnie wyzbyć się jakichkolwiek wspomnień ze swojego umysłu. Z pewnością takie pranie mózgu przyniosłoby jej wielką ulgę, ale te myśli zdawały się już nie obciążać jej w żaden sposób. Z natłoku myśli wyrwał ją głuchy głos staruszki, który odbił się echem w jej głowie i na krótką chwilę przyprawił o nie małe zdziwienie. Marcepan chyba nigdy się nie zmieni, zawsze jak była z kimś umówiona do jej głowy nachodziło tyle myśli, że zapominała o bożym świecie, a z letargu wyrywały ją dopiero słowa przechodnich, na których zwyczajnie wpadała. Przeprosiła szybko, choć staruszka była już kawałek od niej i zdawała się nie zwrócić nawet najmniejszej uwagi na czarnowłosą, zwyczajnie ją zbywając. Odprowadziła kobietę wzrokiem aż do zakrętu, gdzie znikła jej z pola widzenia i odwróciła głowę w stronę kawiarni.
- Śmietankowo. - rzuciła mimochodem, jakby chcąc się upewnić, że to na pewno tutaj miała się umówić ze swoim przyszłym pracodawcą. Przynajmniej miała wielką nadzieję na to, że uda jej się załatwić sobie tą pracę. Jako służka miała niewielkie doświadczenie, ale nie uważam by do sprzątania potrzebne było jakiekolwiek. Szmatka, kurz, po sprawie. Nim jednak zdecydowała się przejść przez ulicę i wejść do środka, dostrzegła postać mężczyzny. Dla niej każdy starszy od niej mężczyzna był podejrzany i stwarzał zagrożenie dla innych. A co ona robiła z niebezpiecznymi jednostkami? Okradała. Twierdziła, że tylko i wyłącznie pieniądze sprawują tutaj władze, a władza zawsze kojarzyła się jej z ograniczeniami, czyli czymś złym. Logika czarnowłosej była zaskakująco.. niecodzienna. Nie zastanawiając się dłużej przesunęła dłonią wzdłuż swojej tali, aż nie dotarła do końca peleryny, pod którą znajdował się drewniany miecz. Nie pytajcie dlaczego nazywając się najsilniejszym piratem posługiwała się jakimś drewnianym, zapewnię własnoręcznie robionym mieczykiem. Skierowała swoje kroki już nie w stronę drzwi do kawiarni, a w stronę blondyna. Przyłożyła kijek do jego pleców i naparła na niego nieco mocniej, nie chciała mu zrobić krzywdy, ale musiała się upewnić, że poczuje coś przez czarny płaszcz.
- Oszczędzę Cię, jeżeli teraz oddasz mi wszystko co masz przy sobie! - mówiła głośno, ale nie krzyczała, na końcu nawet dodała typowo charakterystyczne dla piratów "arr", chcąc zabrzmieć autentycznie i groźnie. Nieświadomie poprawiła jeden z rogów splecionych z włosów, bo wyczuła, że wsuwka podtrzymująca całą konstrukcję, wysunęła się do połowy. Wcisnęła ją zgrabnie jednym ruchem ręki i opuściła ją wzdłuż swojego ciała, czekając na reakcję mężczyzny.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Czw Sty 29, 2015 9:43 pm

Kto jak kto, ale Isek nie należał do osób, które powinny pouczać Marzię o nie bujanie w obłokach podczas chodzenia. On przecież robił dokładnie to samo. Może nie wpadał na przechodniów, słupy, czy cokolwiek innego, jednak nadal chodząc rozmyślał o bardzo wielu sprawach. A tym razem ową sprawą był pomysł sprawienia sobie służki. Sam nie wiedział co go podkusiło. Nie wiedział też, czy był to dobry pomysł, ale zaczynał mieć co do tego wątpliwości. Głównym jego zmartwieniem była dziewczyna, do której się zgłosił. Czuł, że popełnił błąd. Czuł, że to wszystko zwiastowało kłopoty. Ale nie wiedział o tym, jakże bardzo trafne były to uczucia. Powinien posłuchać swojej intuicji i nie przychodzić tu. Miał jednak zbyt dobre serce, które nie pozwalało mu na pozwolenie, aby dziewczyna na niego czekała. Bez względu na to, kim ona była. Zawsze miał duży szacunek do kobiet. Zawsze była z niego cholernie dobra osoba. Czasem podchodziło to nawet pod naiwność.
To, co właśnie uczynił nazywało się chyba wywołaniem wilka z lasu. Dosłownie. Przez większość drogi intensywnie myślał o dziewczynie, z którą był umówiony w kawiarni o jakże uroczej nazwie ,,śmietankowo". I to właśnie ona pojawiła się po chwili za jego plecami. Choć, rzecz jasna, nie wiedział wtedy z kim ma do czynienia. Był zbyt nierozważny. Oddając się swoim rozmyślaniom całkowicie wyłączył się. Przecież normalnie nie pozwoliłby się tak zaskoczyć. Miał przecież wyczulony zmysł węchu i słuchu, które pozwoliłyby mu wyczuć, że ktoś się zbliża do niego. Tymczasem dał się zaskoczyć. Poczuł, jak coś jest przyciskane do jego pleców, a wkrótce usłyszał groźbę. Nie był pewien co dokładnie było przyciskane do jego ciała. Nóż? Paralizator? Pistolet? Drugie wykluczył bardzo szybko. Ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
- Nie jestem pewien, czy byłabyś zadowolona z tego, co bym Ci oddał. - mruknął tylko, stojąc prosto, z lekko uniesionymi rękami. Drażnił go fakt, że zapach owej dziewczyny wydawał mu się dziwnie znajomy. Nie mógł sobie jednak przypomnieć skąd go znał i do kogo należał. Nie miał też czasu się nad tym zastanawiać. Obrócił głowę, by zerknąć przez ramię na swojego "oprawcę". Nie zdążył jej się dobrze przyjrzeć, nie zdołał także zobaczyć co mu przystawia do pleców. Jednak Marcepan zrobiła bardzo poważny błąd, kiedy poprawiała sobie włosy. Zwróciła mu uwagę na coś bardzo istotnego. Rogi z włosów. Wszystko jasne! Isao westchnął.
- Poza tym to tak się traktuje kogoś, kto oferuje Ci pracę? - mruknął. Już po chwili w szybkim tempie obrócił się i złapał za to, co było przystawiane do niego, odsuwając się tak, by ewentualny wystrzał nie trafił w niego. Sporo ryzykował tym zabiegiem, zwłaszcza jeżeli owy przedmiot byłby pistoletem. Ale wiedział, że jedynie pocierpiałby trochę, a nie umarł. Był przecież wampirem. Szybko jednak przekonał się o tym, jakże nieszkodliwe było to, czym mu grożono. Wyszarpnął drewniany miecz z rąk dziewczyny.
- Każdego tak napadasz czy tylko tych, którzy oferują Ci pracę? - spytał się, patrząc na nią z góry. - Te ogłoszenie ma być zmyłką i pomóc w wyborze potencjalnych ofiar, tak? - dodał. Tak właśnie to wyglądało w jego oczach. Miał też okazję przyjrzeć się jej w tym momencie. Twarz wydała mu się znajoma. Jednak nadal nie wiedział, skąd zna tą dziewczynę.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Czw Sty 29, 2015 10:23 pm

Pewnie sama byłaby zdziwiona, gdyby miała świadomość tego, z kim ma do czynienia i w jak łatwy sposób zdążyła zaskoczyć wampira. Z jednej strony to dobrze, że o tym nie wiedziała - jeszcze pomyślałaby sobie za dużo, za bardzo poczuła się pewna, a pewność siebie w obecności wampira może mieć tragiczne skutki. Była wielce przekonana, że przedmiot przyłożony do jego pleców wystraszy go i mężczyzna prędzej czy później będzie musiał jej oddać wszystko co ma. Ku jej zdziwieniu zamiast jakiejkolwiek reakcji ruchowej z jego strony, do jej uszu doleciał męski dźwięk, który z niewiadomych przyczyn zadziałał na nią mało przyjemnie. Poczuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, przez to na krótką chwilę dłoń trzymająca drewniany miecz zadrżała. Szybko jednak wróciła do swojej pierwotnej postawy, nie mogła przecież w takich chwilach okazywać jakiejkolwiek słabości. Nie potrafiła również wyjaśnić skąd ten nagły impuls, zbyła to jednak, szybko zapominając.
- Każdy prawdziwy pirat zadowoli się nawet najmniej wartościową zdobyczą, ważne jest to, jak ją później wykorzysta. - szybko chciała mu dać do zrozumienia, że cenność rzeczy znajdujących się w jego ekwipunku, na chwilę obecną były jej obojętne. Nigdy nie zatrzymywała tych rzeczy dla siebie, starała się albo oddać je żebrakom, bezdomnym, albo przekazać na cele charytatywne. Piracki Robin Hood? Niemniej jednak tym razem sprawa trochę się komplikowała i wyglądało na to, że jednak niczego nie uda jej się od niego wydusić. Uniosła wzrok w stronę odwracającej się głowy Isao, wbijając spod wachlarza czarnych rzęs swoje błękitne ślepia. Szybko jednak obserwujący go wzrok dziewczyny, zaczął mieszać się z zaskoczeniem, poprzez rozszerzenie bardziej oczu i uniesionymi brwiami. Zignorowała jego pytanie nieświadomie, zastanawiając się, dlaczego ktoś taki jak on miałby dać jej pracę. Ah. Zapominalska, zapomniała już przez tą całą sytuację po co tu przyszła. Prawdopodobnie gdyby trafiła na kogoś innego niż Isao, po akcji zwyczajnie wróciła by do pokoju hotelowego, bądź skierowała swoje kroki z dala od kawiarni. Zdawała się reagować jeszcze bardzo dziecinnie i nie zapowiadało się na jakiekolwiek zmiany. A potwierdzenia tej tezy można było szukać w jej kolejnych czynach:
- Ofiary? - przecież ona właśnie chciała pomóc tym wszystkim ludziom w pobliżu, chciałam okraść złego i pomóc ofiarom, a nie sobie ich szukać. - Oi! Chyba nie wiesz z kim masz do czynienia! - nadal była głośna, ale wcale nie zwracała uwagi na ludzi ich mijających i szczekających coś sobie na ucho. Szczerze mówiąc nigdy nie zwracała większej uwagi na ludzi, reagowała tylko wtedy, kiedy ktoś w jej oczach stanowił zagrożenie dla innych. Reszta, nawet ci, którym pomagała byli dla niej obojętni.
Może to dziwne i chaotyczne, ale dziewczyna zaczęła dopiero teraz zastanawiać się nad jego wcześniejszymi słowami.
- Zaraz, zaraz, oferuję Ci pracę..? - powtórzyła nagle, łapiąc się teatralnie za głowę. Skrzywiła się i odchyliła głowę w tył, wpatrując się w niebo. - Nie mówcie mi, że ten facet to... - nie dokończyła, w jej głosie mieszały się różne uczucia. Od rozczarowania, czy frustracji, po niedowierzanie i.. szloch? Oczywiście nie płakała, ale jej głos w tym momencie wydawał się drżeć, jak gdyby jej życie wisiało na włosku. Cóż, wszystko zależne było teraz od Isao, czy przymknie oko na jej wybryk, czy raczej wyciągnie z tego konsekwencje i zwyczajnie podziękuję jej za wspólną współprace. Każdy racjonalnie myślący człowiek właśnie w ten sposób by zareagował, nikt nie chce sprowadzać do swojego domu wariatki, która bez powodu (choć ona ma odpowiednie argumenty na swoją obronę!) przykłada drewniany miecz i krzyczy wniebogłosy. Nic samo się nie naprawi, nie zadziała żadna magiczna siła, która sprawi, że zapomni co się wydarzyło. Nie pozostawało jej nic innego, niż wyrazić skruchę.. Oczywiście w Marcepanowy sposób:
- Oh, przepraszam za to nieporozumienie, wydał mi się Pan wyjątkowo niebezpieczny, a jako pirat, ba! Pani Kapitan, muszę dbać o bezpieczeństwo w mieście. - właściwie nic z tych słów zdawało się nie mieć żadnego logicznego podłoża. Od kiedy piraci, czy też Pani kapitan bez załogi, sprawują jakąkolwiek rolę w mieście? Piraci chyba w większości są kojarzeni z morskimi bandytami, a nie stróżami prawa nowego pokolenia. Jakby na domiar tego wszystkiego, Marzia uśmiechnęła się w jego stronę szeroko, mrużąc przy tym oczy.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Pią Sty 30, 2015 12:59 am

Miał deja vu. I to mocne deja vu. Było to jednak uczucie z tego rodzaju, przy którym jest problem z dojściem do tego, kiedy miała miejsce pierwsza sytuacja, w jakich okolicznościach i tak dalej. Od zawsze lubił zapominać o wielu mniej lub bardziej istotnych rzeczach. Choć coś mocno dzwoniło w jego głowie, on nie potrafił sobie przypomnieć z kim kojarzyła mu się gadka o piratach. Nie była to wina tylko słabej pamięci. Trzeba było wziąć pod uwagę także fakt, że w jego życiu bardzo wiele się wydarzyło i zmieniło od czasu, kiedy to siedział sobie z wesołą Marceille we własnym mieszkaniu. Stracił Mad, związał się z Banshee, która lubiła robić problemy, potem urodziła się Nanami, a muzyk wyjechał za granicę. Od tego dobrego czasu, gdy siedział z jasnowłosą dziewczyną i jadł budyń, minęła kupa czasu. A przez jego stosunkowo krótkie życie przewinęło się wiele osób, które były dla niego bardziej lub mniej ważne. Nie miał zresztą czasu, by myśleć teraz o tym, zastanawiać się. Wszak grożono mu i ten ktoś prawdopodobnie przytykał mu broń do pleców. To było to, o czym musiał w tej chwili myśleć. Ale, jak wiemy, poradził sobie ze wszystkim bez problemu.
Widać dziewczyna żyła w swoim świecie, bo nadal nie wiedziała o czym Isao mówi. Widział to po jej zdziwionym spojrzeniu pełnym braku zrozumienia jego słów. Ale mógł to wykorzystać i mniej więcej w tym właśnie momencie obrócił się i zabrał jej tą drewnianą zabawkę. Był pewien, że ma do czynienia z osobą, z którą był umówiony. To coś, co miała na głowie i co nazywała rogami dobitnie mu o tym przypominało. Trzeba przyznać, że Marcepan była mistrzem. Mistrzem w spieprzaniu sprawy już na samym początku. Albo miała wybitnego pecha. Atakować swojego pracodawce, chodzić z rogami na głowie, w pelerynie i z mieczem drewnianym. Zdecydowanie takie coś nie robiło dobrego wrażenia. Zwłaszcza, że parę chwil temu próbowała go okraść.
- Owszem, wiem. - powiedział nieco głośniejszym i twardszym tonem. Nie zamierzał jej oddawać tego drewnianego mieczyka. Trzymał go uparcie w jednej z dłoni. Ręce skrzyżował na torsie i patrzył się na nią poważnym wzrokiem z odrobiną surowości. Drażniło go to wszystko. Atakuje go dziwna dziewczyna, której miał dać pracę, zachowuje się jak nawiedzona. W dodatku ten znajomy zapach... Cholera. Wiedział, czuł, że oznaką jego wybitnej głupoty jest to, że nie może sobie przypomnieć. Dziewczyna kojarzyła mu się z kimś... Ale nie przypominała tej osoby, która w jego umyśle pojawiała się w bieli. Tu miał czerń.
- Marzia, o ile się nie mylę. - dodał w końcu.
Jeżeli rzeczywiście się nie pomylił - dziewczyna musiała załapać. I najwyraźniej tak się stało. Szok, niedowierzanie i załamanie. To wszystko miało bardzo dobre odbicie w jej spojrzeniu a także w wyrazie twarzy. Słowa zaś dopełniły całości. I teraz miał pewność więcej niż stu-procentową, że rozmawia z tą osobą, o której myśli - swoją niedoszłą pracownicą.
- Wydałem Ci się wyjątkowo niebezpieczny? - powtórzył z niedowierzaniem. Nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać. Jedna z jego brwi powędrowała w górę. - A powiedz mi... na jakiej zasadzie oceniałaś to, skoro widziałaś jedynie moje plecy? Plus nic o mnie nie wiesz, nie znasz mnie. Więc? - był nieco zirytowany całą tą sytuacją. Ale czy ktoś powinien się dziwić? Prawda, normalnie w życiu by się tak nie zachował. Teraz jednak bardzo przyległo do niego zachowywanie pozorów dorosłego, poważnego człowieka. Odkąd wrócił do Japonii starał się udawać kogoś, kim nie jest.
- Ja rozumiem, że czasem może brakować pieniędzy. Różne wypadki losowe, los potrafi dać w kość, ja wiem. Ale nigdy nie zaakceptuje kradzieży. A tym bardziej nie rozumiem próby kradzieży chwilę przed rozmową ze swoim przyszłym pracodawcą. - stwierdził, przybierając już łagodniejszy ton. Westchnął, zamknął oczy i potarł palcami po czole, przesuwając dłonią w góre i w dół od czoła, na nos. Dobrze... Tak czy siak lepszym miejscem na rozmowę będzie kawiarnia. - stwierdził i zerknął znacząco na budynek obok. - Chodźmy.
Weszli do środka i zajęli jeden ze stolików. Isao usiadł naprzeciw Marceille i spojrzał na nią. Przyglądał się jej cały czas. Twarz była tak bardzo znajoma... Ale ten wygląd... Męczyło go to.
- Zamawiaj co tylko zechcesz, ja zapłacę. - powiedział na wstępie. Sam otworzył kartę i przeglądał ją. Dokonał wyboru całkiem szybko. Odłożył ją i spojrzał na Marcepana. Znów skrzyżował ręce na torsie. - Jak myślisz czy ktokolwiek po czymś takim przyjąłby Cię do pracy, hm? Wpuścił do własnego domu, zostawił samą, dał klucze? Jak mam Ci w teraz zaufać i wpuścić do własnego mieszkania, skoro parę chwil temu chciałaś mnie okraść?
Cóż... Nadal miał zbyt dobre serce. Już dawno powinien jej podziękować i odesłać tam, skąd przyszła. Jednak on uważał, że dziewczyna najwyraźniej ma problemy i potrzebuje pieniędzy. I był zbyt wrażliwą osobą, by ją ot tak zostawić.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Pią Sty 30, 2015 1:50 pm

Żyjąc w swoim świecie po prostu czuła się bezpieczniejsza, w końcu to jej świat, jej zasady i tylko ona, bo jak wiadomo (czy też nie) dziewczyna traktowała innych ludzi jak towarzyszy do zabaw, a nie jak jednostki, które mogłyby zamieszkać w jej świecie. To nie tak, że czuła wielką odrazę do rasy ludzkiej, ale nie czuła się na tyle silna, by móc z każdym z nich prowadzić jakąkolwiek interakcję. W jej umyśle, może trochę dziecinnym, ale w żaden sposób zacofanym, ona była najsilniejsza i tylko ona mogła im pomóc. Zabawa nie od dziś stała się dla niej prawdziwym życiem, a przyziemne sprawy schodziły na drugi plan i choć wiedziała, że nie postępuje prawidłowo z zasadami ludzkiego świata, jakoś nie potrafiła wyzbyć się myśli bycia piratem. Zaburzenia na tle psychicznym mocno oddziaływały na jej codzienne widzimisię i na to, jak się zachowuję. Otóż, Marcelke był potrzebny ktoś kto sprowadzi ją na dobrą drogę i pokaże, że rzeczywistość nie jest wcale taka zła, ale z tym na pewno będzie problem, bo jedyne osoby na jakie trafiła i zdążyła zamienić słowo to starsza pani, która nie była zadowolona zderzeniem z dziewczyną i Isao, który miał jej dać pracę, ale po kolejnych zdarzeniach raczej wnioskowałabym co innego.
Zabieranie jej mieczyka było równoznaczne z kradzieżą! W końcu zabierał coś, co nie należało do niego. I jak tu człowieku mieć zdrową głowę, kiedy wokół tylko starsze babcie bulwersujące się bez powodu i wampiry zaprzeczające własnym słowom! Wiedziała jednak, że walka o swoje może się skończyć tragicznie (o ile już tak nie było) jeżeli chodzi o interesy z mężczyzną. Musiała teraz użyć całego swojego uroku osobistego jako broni, czy też przepustki do tego, by pokazać mu, że nie jest wcale taka zła, jak zdążył pewnie zauważyć. Dlatego też westchnęła jedynie, opuszczając wyciągniętą w stronę miecza dłoń i schowała ją do kieszeni, szukając tam ciepła, drugą zaś przeczesała opadającą grzywkę na jej twarz, by odsłonić bardziej oczy i móc mu się dokładniej przyjrzeć. Nie był już nastolatkiem, wręcz niezaprzeczalne, może nie wyglądał staro, ale na pewno bliżej mu było do mężczyzny niż chłopczyka w jej wieku. Rysy twarzy choć znajome, nic jej nie podpowiadały. Jedynie oczy, szare, zdawały się barwą i kształtem bardzo jej kogoś przypominać. Wiadomo, że pierwsza myśl to Isao z dawnych lat, ale tą myśl równie szybko odepchnęła od siebie, nie wiadomo czy z niechęci i towarzyszącemu przy tym bólu w klatce piersiowej, czy dlatego, że oprócz oczu, koloru włosów (bo rysy miał bardziej mieszane niż znajome) nie przypominał w żaden sposób jej pierwszą miłość. Co prawda uczucie to już dawno minęło i zdawało się nie wpływać na nią w żaden sposób, ale nadal odczuwała to samo dziwne uczucie, kiedy tylko jej myśli krążyły wokół tej jednej osoby. Na szczęście to nie może być on, nie uśmiechał się jak blondyn, ba! W ogóle się nie uśmiechał, a z reguły osoby przebywające nieco dłużej w towarzystwie dziewczyny, zawsze się śmieją, w większości przypadkach z niej, a nie z nią. Swoim zachowaniem przypominał jej typową ludzką, dorosłą jednostkę, którzy dobrze jej się nie kojarzyli. Sama już miała 21 lat, ale dorosłych nadal uważała za zagrożenie. Dlatego nie wątpliwie użyję tego, jako obrony na swoje zachowanie.
- Jestem Marzia. - powtórzyła po zamyśleniu, jakby nie przytakując na jego słowa, które po raz kolejny wyleciały jej z głowy, a przedstawiając się od początku. - Ale możesz mi mówić Marcepan. - dodała nieco ciszej, bo wiedziała, że ludzie z reguły pytają dlaczego Marcepan, a ona zawsze, nie potrafiąc kłamać, przyznawała się do tego, że Marzia jest tylko drugim imieniem, które sobie po prostu wymyśliła i kazała tak do siebie mówić. Tylko rodzice zdawali się być nieugięci i za każdym razem sprowadzają na siebie gniew czarnowłosej. Apropos włosów, już dawno ich nie farbowała, jeszcze trochę (jak nie już) będzie widać jasne odrosty, huh, powinna częściej zerkać w lusterko i patrzeć jak wygląda.
- Dorośli są niebezpiecznie. - rzuciła krótko na jego pytanie, jakby nie przejmując się wcale tym, że może to wampirowi nie wystarczać, ona jednak nigdy nie powiedziała, że będzie w odpowiedni sposób udzielać odpowiedzi. Mimo iż pytania ją drażniły, bo ludzie nigdy nie akceptowali jej odpowiedzi, uśmiechała się wesoło w jego stronę, a ten zdawał się być teraz oznaką wielkiej nadziei, jak tylko Isao zaproponował wejście do kawiarni. Odrzuciła włosy jednym ruchem ręki na plecy i ruszyła za nim do środka. Jego propozycja zamawiania wszystkiego, na co tylko miała ochotę wydała się wyjątkowo kusząca, bo warto wiedzieć, że Marcysia pochłaniała przeróżne słodkie wytwory, jak gdyby było to dla niej energią na cały dzień. Jadała również normalne posiłki, ale słodycze jakoś bardziej do niej przemawiały w ciągu dnia.
- Nie, dziękuję, mam w plecaku... - urwała, by uchwycić jego krawędzie, zagłębiając dłonie we wnętrzu i po zaskakująco krótkiej chwili wyciągnąć pudełeczko z.. budyniem. O ironio, ileż to oni będą musieli się męczyć, żeby dojść do wniosku, że znają się nie od dziś. Nim zajęła się jego słowami, mimo początkowej rezygnacji, zamówiła sobie gorącą czekoladę, za którą oczywiście połasi się i zapłaci sama. Odwróciła wzrok od karty i spojrzała na wampira, choć wwiercający się w jego twarz błękit jej oczu przypominał raczej obserwację. Nie spotkali się już wcześniej?
- Nie przyjąłby. Nie wpuściłby, nie zostawiłby samej i nie dał kluczy. - odpowiedziała na każde pytanie, cud, że tym razem o niczym nie zapomniała. Westchnęła zrezygnowana, już się poddawała? Żeby wyzbyć się tej myśli całkowicie musiała sobie jakoś poprawić humor, a nie ma nic lepszego niż waniliowy budyń! Pozbyła się wieczka, po czym chwyciła w szpony plastikową łyżeczkę dołączana do każdego opakowania. Wbiła ją w miękką, jasną powierzchnię waniliowej słodyczy i wsunęła do ust, mrużąc oczy z zadowolenia.
- Mogę się jednak pochwalić tym, że już kiedyś pracowałam jako służka u pewnego.. - wampira, czy ona na prawdę postradała rozum?! Ma szczęście, że się w porę powstrzymała, a nuż mężczyzna wie o ich istnieniu, a nuż nie wie i pomyślałby, że ma do czynienia z jeszcze większą wariatką, niż myślał na samym początku? Wymusiła kaszel, który sygnalizował o tym, że się zadławiła, byleby tylko nie wzbudzić w nim podejrzeń, co do jej dziwnego urwania w połowie zdania. - Chłopaka.. Dobrze się dogadywaliśmy, nie sprawiałam problemów, sprzątałam całkiem często, także w tych sprawach jestem niezawodna! - przecież to nie kłamstwo, tylko lekkie.. podkoloryzowanie pewnych spraw, ot co.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Pią Sty 30, 2015 4:55 pm

Nie chciał jej okradać. Oczywiście zamierzał oddać jej drewniany mieczyk, ale tuż po ich spotkaniu. Nie zamierzał przyglądać się, jak dziewczyna znów nim kogoś atakuje. Obawiał się też, że sama sobie zrobi tym krzywdę. Wyglądała na taką głupiutką, nierozważną i niezdarną... Cóż, może nie znał jej i nie powinien oceniać, jednak takie właśnie wrażenie sprawiała. Sama była winna temu, że nie wypadła zbyt dobrze w jego oczach. Zdecydowanie będzie musiała użyć mocnych argumentów, by Isao ostatecznie dał jej tą pracę. Teraz w jego oczach wyglądała jak zwykła złodziejka. A takiej nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuściłby do swego domu. Miała jednak szczęście, że był zbyt dobry, by ot tak sobie iść i nie dać jej szansy. Plus jego umysł sam doszedł do wniosku, że dziewczyna najwyraźniej musi być biedna i musi potrzebować pieniędzy, dlatego próbowała go okraść. Jej chuda sylwetka tylko utwierdzała go w tym przekonaniu. A on miał zbyt dobre serce, by ot tak pozwolić jej iść i głodować.
Czas nie był litościwy dla nikogo. Nawet jeżeli Isao, jako wampir, starzał się wolniej, to nadal to robił. Zmienił się więc, wyglądał nieco inaczej. Nie przypominał już 20-latka, a raczej sprawiał wrażenie kogoś, kto miał coś koło... 26 lat? Jednak Marcepana mogło zmylić przede wszystkim jego zachowanie. Poważna mina typowa dla dorosłych, poważnych osób, które mają wiele na głowie i dużo pracują. Nie uśmiechał się tak jak kiedyś, nie było w nim tej energii, tego wigoru. Nie zachowywał się już jak duże dziecko. A przynajmniej takie wrażenie starał się sprawiać, bo wewnątrz niego dalej był ten sam, zwariowany Isek. Chciał jednak udawać kogoś, kim nie jest. Nie chciał być rozpoznany, odkąd porzucił karierę muzyka i zniknął na kilka lat. Nie mógł też zapominać o tym, że był ojcem, a więc powinien spoważnieć i stać się osobą odpowiedzialną, przykładną. Chciał być rodzicem, z którego dziecko będzie dumne.
- To już wiem. - odparł krótko, kiwając głową. - A więc i ja się przedstawię, choć robiłem to już przez telefon. Jestem Isaac White, miło mi Cię poznać.
Zignorował mowę o marcepanie. Jakoś nie zaświtało mu, że kiedyś ktoś już chciał, aby się tak do niego zwracano. Raczej od razu odrzucił możliwość mówienia tak do tej dziewczyny. Imię wystarczało. Bo sądził, że Marzia jest jej pierwszym imieniem.
- Dorośli są niebezpieczni? - powtórzył, a jego brew ponownie powędrowała w górę. Załamywał się powoli... Nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać z całej tej sytuacji. - A więc Ty nie jesteś dorosła? Wybacz, ale nie zatrudniam nieletnich. - uprzedził. Wolał, aby sprawa była jasna. Nie miał przecież pewności, czy dziewczyna nie kłamała w ogłoszeniu i przez telefon. A nie miał ochoty zatrudniać 15-latki i potem lądować za kratkami. Nie, ta wizja zdecydowanie nie była kusząca.
Gdy już usiedli w kawiarni, Marceille dalej nie przestawała go zadziwiać. Był zaskoczony, kiedy nagle odmówiła zamówienia czegoś słodkiego, twierdząc, że ma coś w plecaku. Przyglądał jej się pytająco, ale po jego twarzy przemknęło jeszcze większe zaskoczenie, kiedy wyjęła budyń. Nie był w stanie się powstrzymać. Najpierw jego usta wygięły się w uśmieszku zaskoczenia i niedowierzania. Potem, powstrzymując się przed śmiechem, wydał z siebie tylko ciche i krótkie ,,pf", po czym zasłonił usta dłonią i odwrócił wzrok. Dopiero po chwili, gdy już się opanował, spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem.
- Cieszę się, że chociaż w jednej kwestii się dogadamy. - odezwał się nagle, wskazując na pudełeczko budyniu. - Uwielbiam ten budyń. Mam nim zapchaną całą lodówkę. - przyznał w końcu.
Przyszło mu do głowy, że skoro dziewczyna tak uwielbia ten deser, to jeśli ją zatrudni, jego zapas lodówkowy będzie zagrożony. Jednak nie musiał się teraz o to martwić. Nie wiedział przecież, czy aby na pewno da jej tą pracę. Dziewczyna musiała się postarać, jakoś go przekonać. Dlatego powiedział jej o tym wszystkim i chciał znać jej odpowiedź. Któż normalny wpuściłby do swojego domu osobę, która wcześniej próbowała go okraść?! Całe szczęście Marcepan była świadoma swojego błędu i była świadoma tego, jak to wszystko teraz wyglądało. Jej słowa zadowoliły Iska.
- No właśnie. Cieszę się, że jesteś tego świadoma. - stwierdził. Pokiwał głową, słuchając jej dalszych słów. A więc była już czyjąś służką, to przemawiało na jej korzyść. Choć nie miał pewności, czy mówi prawdę. - Masz szczęście, że nie chce mi się szukać kogoś innego. Plus wiem jak wyglądasz i mam Twoje dane, więc jeśli cokolwiek wywiniesz uwierz mi - znajdę Cię i wyciągnę tego konsekwencje. - zagroził jej poważnym tonem. Przyszła kelnerka i poprosiła o złożenie zamówienia. On zamówił kawę i do tego tort tiramisu. Zachęcił także Marzię do tego, aby zamówiła co będzie chciała. Gdy kelnerka poszła, wrócił do rozmowy.
- Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek, ale ile masz lat? Nie chciałbym zatrudniać osoby niepełnoletniej. - wyjaśnił jej. - Nie chodzisz przypadkiem do Akademii Cross? Mam wrażenie, że skądś Cię znam. Raczej nie jesteś moją uczennicą, ale może minęliśmy się przypadkiem na korytarzu?
Wkrótce ich zamówienia zostały postawione przed nimi na stoliku.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Nie Lut 01, 2015 12:50 pm

Przedstawiał się podczas ich rozmowy telefonicznej? Nie ukrywała początkowego zaskoczenia, którego zapoczątkowało nieprzyjemną ciszę, do której nie była przyzwyczajona. Zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, czy nie powinna się przypadkiem zgłosić do odpowiedniego lekarza, to chyba nie jest normalne, by młoda dziewczyna miała taką sklerozę. Cud, że nie zapomniała w jakim miejscu mieli się spotkać. Podejrzewam, że Marcelka tak szybko gubiła się przetwarzanych informacjach, bo z reguły zajmowała się tymi najważniejszymi, chociaż trudno szukać jakiegokolwiek uzasadnienia na jej problem z zapamiętywaniem, wszakże imię pracodawcy należało raczej do tych ważniejszych spraw.
- Issac White. - odezwała się w końcu, powtarzając jego imię, prawdopodobnie nie zorientowała się, że powiedziała jego imię na głos. - Issac, Issac, Isao, Issac. - powtarzała bez większego powodu, może chciała zapamiętać jego imię, by nie narobić sobie jeszcze większych problemów? Nawet jeśli, nie powinna tego robić na głos i nie powinna była się pomylić, sama nie zorientowała się, że gdzieś w połowie wymieniła jego dawne imię, a zarazem imię swojego byłego pracodawcy, chociaż parę lat temu ich relacja przypominała bardziej przyjaźń, niż poważna pracę. Nie ma w sumie czemu się dziwić. Ona była młodą uczennicą Akademii Cross, on również był jeszcze młodziakiem, dlatego doszukiwania się w tak młodych ludziach jakiegokolwiek zobowiązania wobec relacji Pan-służka było problematyczne.
Z letargu myśli wyrwał ją zaskoczony, pytający głos mężczyzny. Nie rozumiała tego całego zaskoczenia, chyba więcej słyszy się o zbrodniach wyrządzonych przez dorosłych, niźli młodziaków i mam tutaj na myśli nastolatków. Bywają niegrzeczni, działają zbyt impulsywnie, ale w większości nie wyrządzają tak dużych krzywd, co dorośli ludzie. Na pewno miała podstawy by tak uważać, ale czy to wystarczające brać za przykład tylko własne doświadczenia?
- Nie czuję się dorosła. - odpowiedziała szybko i słychać było w jej głosie, że nie chce tego tematu drążyć. Wydawała się teraz nieco spięta i nawet wpatrywanie się w niego zdawało się być dla niej ciężarem. Miała wielką, wewnętrzną nadzieję, że wampir zorientuje się, że ten temat jest dla niej trudny. By pozbyć się tego krępującego uczucia, skupiła się na swoich włosach, chwytając między palce różowy kosmyk grzywki, spuszczając wzrok na kubeczek z zawartością jasnożółtego budyniu. Nie zauważyła więc jak jego mina zmienia się, a on uśmiecha. Gdyby miała możliwość obserwowania kogoś bez pomocy oczu, pewnie ucieszyłaby się, że mężczyzna wreszcie się uśmiecha. Mimo ponurej miny, na jej twarzy pojawił się nikły cień uśmieszku, słysząc jego słowa.
- Cała lodówka budyniu? Wow. - mówiła już cicho, wydawała się spokojniejsza, co prawda nie była tak rozpromieniona jak wcześniej, ale nadal zdawała się cieszyć z małych rzeczy. Obraz lodówki wypchanej budyniem pojawił się w jej głowie z niesamowitą prędkością. Przekręcała głowę na boki, niczym szczeniaczek, nie pozwalając by kolorowe pasemko grzywki wyślizgnęło się z jej palców, chwilami zaciskając je tak mocno, że zdawała się szarpać samą siebie.
Groźba Isao wcale nie poprawiła jej humoru, co prawda z jednej strony uważała to za zabawne, aczkolwiek z drugiej zaczynała zastanawiać się poważnie nad tym, czy aby na pewno chce u niego pracować. Wiedziała, że nic nie jest łatwe, że relację między sobą trzeba odpowiednio pielęgnować, nie spodziewała się jednak, że człowiek (tudzież wampir) z jakim przyjdzie jej pracować, okażę się kimś dorosłym, poważnym i nie pozwalającym sobie, chociażby w jej mniemaniu, na choć cień uśmiechu.
- Tak jest. - przytaknęła niechętnie, odsuwając dłoń od twarzy i pozwalając jej upaść na uda. Wcisnęła do buzi kolejną dawkę budyniu, po czym wróciła do obserwacji swojego rozmówcy. Prawie zawsze starała się utrzymywać kontakt wzrokowy z drugą osobą, słyszała kiedyś od kogoś, że to pierwszy krok do poprawienia stosunków między sobą. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo, ale nieugięcie dążyła za swoimi ideałami i twierdziła, że jeżeli sama się nie przekona, nigdy się nie dowie.
- Mam 21 lat i aktualnie nie zajmuję się niczym innym, prócz piractwem, dlatego tutaj jestem.. - zaczęła powoli, mimo iż nie była pytana o to, co robi. Wolała jednak, by wiedział, że jej piractwo nie jest przelotne i będzie jej towarzyszyło nawet podczas pracy jako służka. Mimo swojego dziecinnego zachowania potrafiła się spiąć kiedy trzeba, dlatego nie powinno być problemu jeżeli chodzi o systematyczność jej pracy. - Akademia Cross jest mi bardzo dobrze znana, ale nie uczęszczam już do niej. Długo tam uczysz? - zapytała ni z tego ni z owego, może miała przyjemność spotkać go podczas swojej edukacji, aczkolwiek nie potrafiła sobie przypomnieć w żaden sposób twarzy blondyna, a już na pewno nie w akademii.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Nie Lut 01, 2015 5:51 pm

Zaskoczyła go. I to bardzo mocno. Nie chodziło tu o to, że zapomniała jego imienia, choć był niemalże pewien, że przedstawiał się podczas rozmowy telefonicznej. Zawsze to robił, dzwoniąc do kogoś zaczynał rozmowę słowami ,,Dzień dobry, z tej strony Isaac White...". Nie widział więc powodu, dla którego tym razem miałoby być inaczej. Ale to nie tu leżał problem, to wcale nie o to chodziło. Był wampirem, miał więc mocno wyczulone wszelkie zmysły: wzrok, węch, słuch. Gdy więc dziewczyna mówiła coś po cichu, on to doskonale słyszał. Nie uszło więc jego uwadze, że powtarzając sobie jego fałszywe imię, gdzieś tam w środku napomknęła także o jego prawdziwym imieniu. Przez chwilę myślał, że został rozpoznany i jego serce gwałtownie przyspieszyło tempo bicia. Jednak po ,,Isao" pojawił się kolejny Isaac. Odetchnął z ulgą, choć jego serce dalej biło w przyspieszonym tempie. Postanowił nie ciągnąć tego tematu. Chciał zacząć życie od nowa. Głupi... W pierwszej chwili pomyślał, że dziewczyna w przeszłości mogła być jego fanką, bądź kimś z obsługi pracującej w studio.
Choć był blondynem i zdarzało mu się bywać nieco nierozsądnym i nierozumnym, czasem miał przebłyski bystrości i domyślności. Tak jak teraz. Zauważył, że ten temat nie jest komfortowy dla dziewczyny, która przed nim stała. A nawet użyłby innego słowa, lecz nie chciał się teraz nad nim zastanawiać. Ważne było to, że Marceille wyraźnie popsuł się humor. A on nie był typem łamacza kobiecych serc, faceta bez uczuć. Wręcz przeciwnie. Krzywdzenie innych i robienie innym przykrości było ostatnią rzeczą, jakiej chciał. Postanowił więc, że nie będzie więcej poruszał tego tematu. Choć nie wiedział, czy powinien być pobłażliwy wobec osoby, którą zamierzał zatrudnić. Tak czy siak, aby jakoś rozluźnić atmosferę, postanowił, że wejdą wreszcie do tej kawiarni, zjedzą coś, napiją się, porozmawiają. Było to pod każdym względem lepsze od tkwienia przed lokalem na zimnym dworze. Chociaż on zimna nie odczuwał, martwił się o Marzię. W końcu była człowiekiem, więc dokładnie odczuwała każdą temperaturę.
Nie zauważyła jego uśmiechu, trudno. Nie zrobił tego po to, aby jej pokazać, że wcale nie jest taki zły. Uśmiech był raczej odruchem, który pojawił się w swoim czasie i w swoim czasie zniknął. Ważnym był raczej fakt, że dalej nie udało mu się poprawić humoru dziewczyny. A stanowiło to już dla niego pewien punkt honoru. Sądził, że ucieszy ją wieść o lodówce pełnej budyniu. Ale nie zobaczył uśmiechu, czy wybuchu entuzjazmu. Raczej była spokojna. A w jego oczach to do niej po prostu nie pasowało. Wolał kiedy zachowywała się tak, jak wcześniej. Ten cień uśmiechu mu nie wystarczał.
- Będziesz mogła sobie podjadać go, pod warunkiem, że dla mnie coś zostanie. - dodał w końcu, posyłając jej kolejny, choć blady, uśmiech. Miał nadzieję, że chociaż to zadziała, toteż przyglądał jej się uważnie, wyczekując reakcji.
- Cieszę się, że jesteś pełnoletnia. Wybacz, że miałem wątpliwości, ale musiałem się upewnić. - powiedział. Skubnął łyżeczką torcik tiramisu i zjadł go ze smakiem. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech zadowolenia. Bardzo lubił wszelkiego rodzaju słodycze. Był wampirem, nie potrzebował jedzenia, jednak jedzenie nadal cieszyło jego podniebienie. Zawsze był całkiem ludzki, jak na wampira.
- Nie... - Pokręcił przecząco głową, trzymając łyżkę w ustach. Wyjął ją i odłożył na talerzyku. - Uczę tam od niedawna, właściwie od kilku tygodni. Dlatego sądziłem, że może jesteś jedną z uczennic, bo wielu nadal nie pamiętam. - wyjaśnił.
Zaczął jeść zamówiony przez siebie deser. Ciasto znikało kęs po kęsie. Popił kawą, robiąc kilka całkiem sporych łyków. Oczywiście wcześniej ją solidnie posłodził. Lubił tylko słodką kawę.
- Najpierw pokażę Ci moje mieszkanie. Nie jest duże, ale nie jest też małe. Sama zdecydujesz, czy chcesz się podjąć tego. Zapewne będziesz chciała umowę, więc spiszemy ją, gdy tylko podejmiesz decyzję. Jeśli nie masz nic przeciwko, to po zjedzeniu możemy od razu udać się do mojego mieszkania.
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Nie Lut 01, 2015 9:08 pm

Dlaczego mimo swoich wcześniejszych przypuszczeń, względem których Marzia stała się w jego oczach zwykła złodziejką, nie wystarczał mu jej nikły uśmieszek? To fakt, że tak nad wyraz spokojne zachowanie czarnowłosej do niej nie pasowało i stwierdziłby to każdy, nie musząc spędzać w jej towarzystwie nawet minuty. Dziewczyna w tak krótkim czasie potrafiła pokazać prawie całą siebie, czyli tą energiczną i wiecznie szczerzącą się pannę, dla której smutek zdawał się być niewiadomą. Prawda jednak była inna i choć dziewczyna usilnie starała się wyzbyć tego uczucia, była bardzo podatna na wszelkiego rodzaju emocje, gdzieś tam, w ciemnym zakątku jej głowy był obraz smutnej, zapłakanej białowłosej dziewczyny, którą była Marceille, a takiej postawy nie chciała już nigdy więcej doświadczyć. Marzia nie miała zdolności telepatycznych, toteż to pytanie bardziej nurtuję mnie, niźli naszą małą bohaterkę..
Reakcja na słowa mężczyzny była wyjątkowo zaskakująca, ale bardzo w jej stylu. Podniosła już maksymalnie brwi do góry i ze zdziwioną miną podparła się łokciami o stół, a jakby jakby tego było mało, nie przejmując się innymi pochyliła w jego stronę by móc... Wcisnąć swój już nieco cieplejszy koniuszek palca w jego blady policzek. - Uśmiechasz się. - rzuciła cichutko, cóż w tej sytuacji powinna raczej krzyczeć, jak to bywało w jej przypadku, miłe zaskoczenie? Sama szybko uśmiechnęła się wesoło, wwiercając mocniej palec w jego skórę na twarzy. - Tak się cieszę! - wrócił głośniejszy ton głosu czarnowłosej, równie szybko co się podniosła, tak samo upadła z powrotem na krzesło. Miała przyjemny i uroczy głos, dlatego jedyną problematyczną rzeczą mogła być jedynie zła interpretacja jej osoby. Wszakże ona taka była, nie chciała się afiszować sobą na prawo i lewo celowo. Wręcz innych chciała zarażać swoją radością i miała wielką nadzieję, że małymi kroczakami również wampir nieco się rozluźni i zdejmie z twarzy tą dorosłą, poważną minę. Dziwaczka, bardziej się cieszyła z tego, że pojawił się na jego twarzy uśmiech, niż przekazaną informacją, iż będzie mogła pochłaniać budyń w jego mieszkaniu bez jakichkolwiek problemów.
Odetchnęła z ulgą, że mężczyzna jej nie uczył. Chyba tyle wystarczyło, by dać mu do zrozumienia, że nie miała za ciekawych wspomnień z nauczycielami. Jakoś nigdy nie pałała do nich wielką sympatią, ale tych z Akademii Cross wyjątkowo nie lubiła. Zastanawiało ją również, skąd pomysł na bycie nauczycielem, wyglądając tak jak on. Bardziej nadawał się na gwiazdę rocka, niż facecika w koszuli, który przynudzał przez kolejne długie minuty zajęć. Spojrzała na niego jak powoli pochłania pierwszy kawałek ciasta, po czy sama zajęła się swoim smakołykiem.
- Mogę ją podpisać z zamkniętymi oczami, potrzebuję tej pracy. - szybko go sprostowała, była pewna tego co chce, nie licząc się z warunkami i konsekwencjami umowy. Musi w końcu pokazać wszystkim, że można się dobrze bawić, mieć marzenia, tudzież być piratem i potrafić zająć się sobą. Obserwując go, dostrzegła kolczyk w wardze, bo w uszach wydały się jej niczym nadzwyczajnym, nawet mimo ilości, jaką posiadał wampir. Nie poruszała jednak tego tematu, choć na język cisnęło jej się sporo słów odnośnie ów błyskotki, była chyba tak zaaferowana tym, że już niedługo będzie mogła zobaczyć mieszkanie, w którym przyjdzie jej pracować, iż nawet przyśpieszyła tempo jedzenia budyniu. Nie ma więc też czemu się dziwić, że po chwili odstawiła na stolik już pusty kubeczek słodyczy. W takim razie została jej już tylko gorąca czekolada, nikt nie może przecież na nią czekać, nawet jeśli sam wampir miał jeszcze do pochłonięcia swoje pyszności. Wolała czekać, niż zmuszać kogoś do tego. Niestety w przypadku, podkreślę - gorącej czekolady - nie było tak łatwo jak z budyniem, dostała ją niedawno, więc nie powinna się spodziewać, że będzie gotowa w tak krótkim czasie do wypicia. Chociażby przez samą nazwę. Złapała duży łyk, po czym szybko pożałowała swojej decyzji, oczywiście nie pozbyła się płynu z ust, a przełknęła go szybko, wykrzywiając twarz na przeróżne sposoby, informując wszem i wobec, jakie są skutki picia gorących napoi.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Isao Pon Lut 02, 2015 11:42 am

Dlaczego? Odpowiedź była bardzo prosta. Isao, choć teraz wydawał się całkiem inny, dalej był tym samym Iskiem, choć starał się to wszystko uparcie ukrywać. Nie lubił, gdy ktoś się smucił, płakał, czy był przygnębiony. Zawsze emanował energią, pozytywnym nastawieniem, w kółko uśmiechał się i śmiał. Toteż bardzo lubił osoby, które w tej kwestii były do niego podobne. Prawda, Marzia zrobiła na nim kiepskie pierwsze wrażenie. Jednak nikt nie powinien się dziwić temu, że chcąc zatrudnić dziewczynę do zajmowania się swoim mieszkaniem i swoim dzieckiem, zaczął mieć poważne wątpliwości, gdy ta próbowała go okraść. I to właśnie to najbardziej mu przeszkadzało. Bał się, że wpuści do swego domu kogoś, kto wyniesie stamtąd wszystko, zniszczy lub, nie daj boże, skrzywdzi jego córkę. Poza tym każda inna cecha ciemnowłosej nijak mu nie przeszkadzała. Jej uśmiech i śmiech były przyjemne dla oka i ucha, a także zaraźliwe. Jednak pilnował się zbyt mocno, aby ulec tej zaraźliwości.
Gdy na nią popatrzył, widział jak się do niego zbliża. Na jego twarzy wymalowało się chwilowe zdziwienie, które znikło w momencie, gdy palec dziewczyny dotknął jego zimnego policzka. Zrozumiał o co chodziło, toteż rozluźnił się, a na jego ustach ponownie zagościł lekki uśmiech. Szare oczy przyglądały jej się bardzo uważnie, kiedy z zadowolenia powoli się rozpromieniała. Był zadowolony z tego, że udało mu się osiągnąć pożądany efekt. Tym razem nie mógł się powstrzymać. Po pomieszczeniu rozległ się jego cichy śmiech.
- Hola. Od kiedy to tak się spoufalamy z pracodawcą, hm? - zapytał, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Zamiast tego pokręcił z rozbawieniem głową. Gdy zabrała palec od jego twarzy, popatrzył na nią jedynie z uśmiechem i zajął się dalej jedzeniem swojego deseru. Jakże smacznego deseru! Tiramisu było drugą rzeczą, zaraz po budyniu, do jakiej miał słabość. Ale owa słabość nawet nie równała się do jego uzależnienia od budyniu na wielką (lodówkową) skalę.
- Aż kusisz, żeby dać w umowie jakieś niecne małe druczki. - stwierdził z rozbawieniem. Łokciem opierał się o blat stolika, zaś bladym policzkiem o swoją własną dłoń. Prawą ręką operował łyżeczką, co chwila skubiąc ciasto i wkładając je sobie do buzi. Czasem popijał kawą. Wszystko jednak powoli się już kończyło. Niestety - wszystko co dobre szybko się kończy. - Przy odrobinie czasu popracujemy nad ostrożnością i rozwagą. - dodał pół żartem pół serio, machając w jej stronę łyżeczką.
Pokręcił głową i westchnął, kiedy poparzyła się gorącą czekoladą. Upewnił się, czy nic jej nie jest i przestrzegł, żeby była ostrożniejsza, bo im się nigdzie nie spieszy. Może sobie porozmawiali jeszcze, może nie. W każdym razie Isao skończył jeść swój deser. Kawa również zniknęła, a on był już mentalnie gotowy do wyjścia i udania się do mieszkania. Czekał cierpliwie na dziewczynę i gdy tylko skończyła - zapłacił rachunek. Ubrali się i wyszli. Czas pokazać Marzii, gdzie od teraz będzie pracować.

zt/ x2
Isao

Isao
Nauczyciel
Nauczyciel

Krew : Czysta (B)
Zawód : Były wokalista znanego niegdyś w całej Japonii zespołu. Obecnie nauczyciel angielskiego w Akademii Cross
Zajęcia : Brak
Moce : KP


https://vampireknight.forumpl.net/t321-isao-takei#363

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Pon Lut 08, 2016 9:16 pm

Beatrice - mimo wszystko - była zadowolona, że przyjechała do Japonii. Z ulgą przyjęła te wszystkie kilometry, które dzieliły ją od bliskich z Paryża. Była im wdzięczna za wszystko, jednak miała dość tego, że plątali jej się pod nogami i traktowali jak jajko... do tego jeszcze popadali w coraz większe wyrzuty sumienia, bo niejednokrotnie sytuacja finansowa zmuszała ją do dorabiania dorywczo. I niejednokrotnie z tej pracy wracała z niejednym siniakiem. Wisienką na torcie przyjazdu do obcego kraju miał być Gerard, mający rzekomo odebrać ją z lotniska; jednak ten nie dotarł na miejsce, bo najzwyczajniej w świecie zapomniał. Niby rozumiała, że wielki dorosły miał sporo obowiązków, ale i tak musiała chwilę pozgrzytać zębami - z zimna i złości - ale szybko jej przeszło mogąc zagrzać się w ciepłej taksówce. Nawiązała krótki, niezobowiązujący dialog z kierowcą, który raczył ją łamaną angielszczyzną, ale nie narzekała, bo sama miała problem z odpowiednim akcentem, więc w sumie nie wiadomo, czy mówiąc o jednym mieli na myśli to samo. Całe szczęście, polecona kawiarenka nie była szczególnie daleko i do tego w centrum miasta, gdzie było znacznie więcej ludzi. Wysiadła z pojazdu i zapłaciła odpowiednią sumę, darując zgrywanie bogacza i pozostawienie napiwku.
Najpierw otaksowała środek kawiarenki przez szybę, a dopiero potem weszła do środka. Od razu zajęła jedno z wolnych miejsc, a na oparciu krzesła powiesiła swój płaszcz. Torba ciężko upadła obok krzesła, a dodatkowo przesunęła ją butem bardziej pod stół; główny bagaż miał przyjść do wieczora, ale najważniejsze rzeczy musiała mieć przy sobie, w torbie. Westchnęła ciężko, wędrując wzrokiem na zegarek. Zdecydowanie, o wiele lepiej było czekać tutaj, w przytulnej kawiarence, gdzie zapach kawy przyjemnie drażnił nozdrza, niż z tym zimnym wiatrem i jeszcze zimniejszym śniegiem na zewnątrz.
Sięgnęła po książkę, wyciągając książkę zatytułowaną Zabić Jane. Nie zamierzała niczego zamawiać, głównie dlatego, że liczyła na to, że Gerard coś postawi im oboje i przy okazji za to zapłaci... chociaż wymigiwała się zwykłą uprzejmością.
W kawiarence było dość tłoczno i fuksem od razu znalazła dla nich miejsce. Było starsze małżeństwo, które nawet ze sobą nie rozmawiało... co uważała za prawdziwe zbawienie, jeśli porównać jakąś chichoczącą, młodą parkę stolik dalej. Jakiś osobnik z laptopem, zawzięcie coś klikający. I kilka osób w kolejce, żeby wziąć swoją ulubioną kawę na wynos.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gerard Wto Lut 09, 2016 9:15 am

Owszem Gerard miał przyjechać na lotnisko, aby odebrać Beatrice. Sam zaprosił dziewczynę do Japonii. We Francji osiągnęła już pełnoletność, więc nie musiała siedzieć u ludzi, którzy nie do końca wiedzieli, co tak naprawdę się wydarzyło. Był to zresztą dość delikatny temat dla samej dziewczyny. Gerard uznał, że przydałaby jej się jakaś odmiana. Mogła przecież zwiedzić nieco świata – co prawda Japonia to nie cały świat, ale była naprawdę pięknym krajem. Sam przecież z Francji przyleciał do Japonii i poznał tutaj miłość swojego życia, aż w końcu przeprowadził się tutaj na stałe. Choć opanowanie tego języka nie należało do najłatwiejszych, to z czasem przy pomocy nieżyjącej już żony udało się.
Nie zapomniał, po prostu jako łowca rzadko bywa w domu, rzadko pozwala sobie na sen, bo jest tak zapracowany. Nawet zaczął rozmyślać o tym, aby działać na własną rękę. Oświata nie była już tą samą oświatą, a nie chciał całkowicie zrezygnować ze swojego „zawodu”. Jednak podjęcie decyzji było dość kłopotliwe i musiał się nad tym porządnie zastanowić. Może faktycznie nadszedł czas przejścia na emeryturę? Ale jak poradzi się sobie, prowadząc spokojny tryb życia?
Gerard musiał rzucić wszystko, co właśnie robił (a zamierzał w końcu ułożyć się do snu), by pojechać do jakiejś dziwnej kawiarenki w centrum miasta. Nie wiedział, co takiego wspaniałego jest w takich lokalach. Rzadko miewał czas, był staroświecki i nie widział żadnej idei w tym, aby chodzić do kawiarenki… na kawę, której za darmo można napić się we własnym domu! I to w samotności, gdzie nikt się na ciebie nie patrzy…
Udało mu się dojechać do centrum i zaparkować, choć jak zawsze graniczyło z cudem odpalenie jego starego auta. Stać go było na naprawdę niezły wóz, ale do tego odczuwał sentyment i póki jeździł, nie zamierzał się go pozbywać.
Wszedł do kawiarenki i wzrokiem odszukał Beatrice, która zajęła już miejsce. Było strasznie głośno i tłoczno, łowca skrzywił się.
– Nie mogłaś wybrać mniej ludnego miejsca?
Zdjął swoją kurtkę i przewiesił ją przed oparcie krzesła, na którym zaraz usiadł. Zerknął na jakąś kartę, która zapewne była menu. Sięgnął po nią, przejrzał i wybrał. Wyjął swój portfel i jakieś drobne i wręczył je Beatrice.
– Zamów sobie co chcesz. Weźmiesz mi przy okazji zwykłą czarną?
Dopiero teraz przyjrzał się dziewczynie. Ostatnio widział ją dobre kilka lat temu… Musiał przyznać, że przypominała ojca, ale urodę odziedziczyła po matce.
Gerard

Gerard
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Drobne blizny, okalające jego klatkę piersiową i brzuch.
Zawód : Łowca wampirów (były dowódca). | Były agent służb specjalnych.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Testament.
Magia : Blokada umysłowa (zaaw.) oraz Zmysł (zaaw.)


https://vampireknight.forumpl.net/t1105-gerard-trizgane

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Wto Lut 09, 2016 10:42 am

Wędrowała wzrokiem od książki do drzwi, za każdym razem, gdy te charakterystycznie zaskrzypiały, żeby z całym impentem trafić w dość cichy, ale na dłuższą metę nieco irytujący dzwoneczek. Beatrice, mimo że - jej zdaniem - miała pełne prawo zirytować się na widok zupełnie obcych wchodzących twarzy i wychodzących tyłów głowy, pozostała w spokojnym oczekiwaniu na znanego jej jegomościa. Gdzieś między kolejną intrygą dotyczącą Jane, zastanawiała się, jak bardzo Gerard zmienił się przez ostatnie lata. Jak wyglądało jego życie tutaj? Czy jego twarz będzie zrelaksowana (przynajmniej jak na łowcę), czy będzie wydawać się jeszcze starszy przez pełne zmęczenia zmarszczki?
Dlatego, gdy ponownie ciężko spojrzała na osobę... No cóż, niemal od razu rozpoznała te charakterystyczne, jasne włosy, sięgające górnej framudze drzwi. Postanowiła jeszcze bardziej się pognębić, czekając, aż ich oczy się spotkają, bo kto wie, czy on w ogóle ją rozpozna. Na żywo widział ją, gdy miała zaledwie trzynaście lat.
Nie zawiodła się. Ten od razu ruszył w jej stronę, bezceremonialnie się rozsiadając. Już na wstępie dostała pełne wyrzutu pytanie retoryczne, które - wbrew zwykłej logice - sprawiło, że poczuła delikatne ciepło rozlewające się w okolicy splotu słonecznego, a jej twarz, zwykle ściągnięta w chłodnym, niezainteresowanym wyrazie wyraźnie złagodniała, Nawet usta wykrzywiła w krzywy uśmiech! Lekki. Od pewnego incydentu, nie szczerzyła się jak głupia do sera.
- Twój towarzyski duch mnie onieśmiela, Gerardzie - stwierdziła sarkastycznie, posyłając mentalny pstryczek w nos. Przyjęła również drobniaki; i tutaj się nie zawiodła, że postawił kawusię im oboje! I już nic nie mówiąc, po prostu wstała ze swoją Jane i stanęła w kolejce. Musiała przecież pożytecznie zagospodarować czas, prawda? Zauważyła też, że jest wyższa od większości japońskich kobiet w tym lokalu; co się dziwić, gdy średnia ich wzrostu wynosiła 160cm (dziewczyna odrobiła lekcje), czyli miała dobre dziesięć centymetrów przewagi... a może nawet więcej, gdyby wliczyć to włosy. Podglądała też ich styl ubioru oraz wsłuchiwała w świergotanie ich języka... a potem wróciła do kolejnego morderstwa, kapitulując. Japoński brzmiał dla niej jak śpiew ptaka z bólem dzioba.
Nie było jej dobre dziesięć minut, nim wróciła z rachunkiem i resztą pieniędzy, wręczając Gerardowi; jemu zamówiła zwykłą czarną, a sobie rozpuszczalną ze śmietanką. Jak luksus, to luksus. Schowała książkę do torby, najwidoczniej Gerarda uznając za ważniejszego - to dopiero wyróżnienie!
- Powiedzieli, że przyniosą nam za pięć minut - zakomunikowała, zgarniając włosy z oczu. - Taksówkarz wspominał mi o jakiś toksycznych, czerwonych oparach. Zmarła jego teściowa, która była jedną z pierwszych zarażonych, ale odratowano żonę. Zatem znaleziono lekarstwo - rzuciła myśl, najwidoczniej będąc ciekawa szczegółów.
Los chyba postanowił w końcu zadośćuczynić jej życiowe tragedie, bo uchronił ją przed jakimiś dymem i oczekiwaniem na stolik. To bardzo miłe z jego strony, pomyślała kąśliwie, ale to żadna nagroda.
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gerard Sro Lut 10, 2016 3:18 pm

Gerard oczywiście rozpoznałby Beatrice, choć ostatnio widział ją jako trzynastolatkę. Otrzymywał jednak od czasu do czasu jej zdjęcia, aby czasem nie minąć dziewczyny, jeśli przypadkiem spotkałby ją na ulicach Paryża. Na pewno nie czułaby się z tym dobrze. Zresztą czuł się winny śmierci jej rodziców, choć przecież nie on ich zamordował… Czuł się także winny z tym, że nie przygarnął Beatrice pod swój dach. Mógł ją przecież zaadoptować. Przynajmniej czułaby się swobodniej pod dachem kogoś, kogo już zna jakiś czas. Nie byłaby też aż taka samotna – szybko porozumiałaby się z jego córką, Louisą. Jednak Gerard nie mógł jej adoptować. Nie potrafił zająć się swoimi dziećmi po śmierci żony, więc miałoby być inaczej z niespokrewnioną dziewczynką? Szczerze w to wątpił. Straciła rodziców, potrzebowała kogoś, kto będzie wciąż przy niej. Gerard ciągle rzucał się w wir pracy, przyjmując coraz to nowsze zlecenia na wampiry. Był gotów nawet ponieść śmierć i nie myślał wówczas, co by się stało z Louisą i Zackiem.
Gerard nie miał aż tyle zmarszczek. Na jego twarzy przeważały raczej blizny, większe czy mniejsze. Zmarszczki owszem miał, ale było ich niewiele. Spożywanie wampirzej krwi było bardzo „odżywcze”. Działała lepiej niż nie jeden krem przeciwzmarszczkowy.
– Nigdy nie byłem zbyt towarzyski, Beatrice.
Spojrzał na nią, nieco kręcąc niedowierzająco głową. No doprawdy, któżby uwierzył, że Gerard potrafi rozmawiać z ludźmi i być towarzyski? On przez całe życie był szkolony do tego, aby walczyć, aby być żołnierzem, a nie po to, aby przesiadywać leniwie popołudnia w kawiarniach…
Gerard nie czekał długo na powrót towarzyszki. Bycie łowcą wyćwiczyło w nim pokłady cierpliwości. Mało kto potrafił go wytrącić z równowagi, może nie licząc jego syna, Zacka.
– Wierz mi, że to nie jest żadna nowość. W tym mieście co chwilę coś się dzieje. I to wcale nie są koncerty Justina Bibera… To miasto nie jest bezpieczne. Zadziwiające jest jednak to, że pomimo ciągłego zagrożenia i niebezpieczeństwa, ludzie wciąż chcą tutaj mieszkać, pracować, a nocą chodzić na imprezy. Zaprosiłem Cię, abyś przemyślała, czy naprawdę chciałabyś się przyjrzeć bliżej temu, czym zajmował się Twój ojciec.
Nie musiała wcale mówić, że chciałaby pójść w jego ślady. Pewnie sama jeszcze nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Widział to jednak po swojej córce, a także po córce Marcusa. We trzy straciły matki, które były zamordowane na ich oczach. Beatrice dodatkowo straciła także ojca, jej krzywda jest tym boleśniejsza.
Gerard

Gerard
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Drobne blizny, okalające jego klatkę piersiową i brzuch.
Zawód : Łowca wampirów (były dowódca). | Były agent służb specjalnych.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Testament.
Magia : Blokada umysłowa (zaaw.) oraz Zmysł (zaaw.)


https://vampireknight.forumpl.net/t1105-gerard-trizgane

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gość Sro Lut 10, 2016 5:51 pm

Gerard i Beatrice dograli się pod względem (nie)towarzyskości. Młoda kobieta zdecydowanie wolałaby spędzić czas w swoich czterech ścianach, żeby dokończyć czytanie książki; dlaczego zatem była tutaj, w kawiarni, którą praktycznie wymusiła na jasnowłosym? Odpowiedź była całkiem prosta - tutaj była na całkowicie bezpiecznym terenie; mogła wyjść z większą swobodą i o wiele lepiej było znieść ciszę wśród gwaru, gdyby obecność Gerarda okazała się być bardzo niezręczna. Ale środki ostrożności wydawały się być zupełnie zbędne, bo chociaż nie widzieli się kilka długich lat, to czuła się przy nim, jakby był codziennie i od zawsze. Jego obecność była po prostu czymś naturalnym dla młodej Pierre.
Ciekawiło ją to, czy czuł się podobnie.
Wsłuchała się uważnie w słowa, których wywód najpierw skomentowała uniesioną brwią.
- Rozumiem, że zaprosiłeś mnie tutaj, żeby dać mi możliwość poszperania - stwierdziła nieco retorycznie. - A myślałam, że za mną tęskniłeś. Ale odpowiem ci, Gerardzie i słuchaj mnie uważnie, bo zdania nie zmienię - nachyliła się w jego kierunku, aby zwiększyć moc swoich słów. - Niczego więcej nie pragnę, niż sprawiedliwości i poznania człowieka, który najwidoczniej był mi obcy. Niestety, ale moja matka nigdy nie miała i nie będzie mieć takiego przywileju - powiedziała poważnie i odrobinę beznamiętnie, jakby już dawno porzuciła żal.
Guzik prawda!
Czuła wielką gulę w gardle na samo wspomnienie o rodzinach, bowiem nieważne, jakie szczęśliwe chwile by wspomniała, zaraz potem widziała ciało zmasakrowanego ojca i twarz oraz usta wampira, który wypowiadał jadowite słowa. Przygryzła wnętrze policzka, starając się skoncentrować na rzeczywistości i Gerardzie, który teraz przy niej był. I - póki co - nie zamierzał jej porzucić.
- Masz jakieś zapiski z pobytu tutaj, które mógłbyś mi udostępnić? Zapytałabym o gazety, gdyby nie były zwykłymi szlaczkami - rzuciła nagle.
No cóż, Beatrice była pilną uczennicą, a teraz zamierzała nadrobić zaległości z tego świata. Zdecydowanie wolała formę papierową od internetu.
I w końcu przynieśli upragnione kawy.


Ostatnio zmieniony przez Beatrice dnia Pon Lut 15, 2016 7:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
avatar

Gość
Gość



Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Gerard Pon Lut 15, 2016 5:24 pm

Trzeba przyznać, że Gerard i Beatrice potrafili się porozumieć. Zachowywali się w swoim towarzystwie, jakby między nimi nie było żadnej różnicy wiekowej i jakby widywali się co dzień. A przecież minęło dobre pięć lat, kiedy po raz ostatni widział dziewczynę, a ona jego. Nie znali się przecież na tyle, aby wiedzieć o sobie niemal wszystko. Ba, nawet nie starali się zbytnio, aby się poznać czy dowiedzieć o wspólnych pasjach. Po prostu Gerard nigdy nie uważał, aby było to konieczne. Ot, była przecież tylko córką jego starego przyjaciela, którą oddał pod opiekę obcych ludzi. Może i faktycznie bał się, że w jakimś stopniu dziewczyna będzie chowała do niego uraz za pozostawienie u obcych ludzi, jednak on nie nadawał się na ojca nawet dla własnych dzieciaków…
Skinął głową, kiedy w lot pojęła o co mu także chodziło.
– Poza tym Japonia jest pięknym krajem o wielu możliwościach. W końcu jestem Ci coś winny. Nie powinienem zostawiać Cię wśród obcych ludzi, ale wierz mi, nie byłem i nie jestem idealnym ojcem.
Jeszcze nie wiedziała, że miał dwójkę dzieci, ale jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, aby ją o tym poinformować. Ba, że miał żonę… którą zamordowano piętnaście lat temu. Od tamtej pory nie potrafił spojrzeć na inną kobietę. A może po prostu nie trafił na żadną „odpowiednią”, bo miłość do nieżyjącej żony go tak mocno zaślepiała?
– Oboje wiemy, co tak naprawdę stało się z Twoją matką. Chociaż… nie myślałam o tym, że ktoś mógł ją przemienić? Ciało zniknęło. Prędzej czy później wampirzy oprawca porzuciłby zbyteczne i niepotrzebne ciało. Żaden wampir nie znosi smrodu śmierci…
Mówił swobodnie, ale rozejrzał się po chwili wokół siebie i zdał sobie sprawę, że jednak rozmawiali zbyt głośno. Wciąż nie potrafił zrozumieć, dlaczego Beatrice wybrała akurat takie miejsce! Przecież tutaj nie można normalnie porozmawiać!
– Beatrice, to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Za dużo tutaj ludzi. Ściany mają uszy, a nie brakuje szpicli.
Skąd mógł wiedzieć, że wśród tych ludzi nie ma nikogo z Szarej Policji?
Gerard od razu upił porządnego łyka czarnej, mocnej kawy. Nie słodził. Nie dolewał mleka. Prawdziwy facet nie „upiększa” kawy w żaden sposób.
Gerard

Gerard
Łowca Wampirów
Łowca Wampirów

Krew : Ludzka B
Znaki szczególne : Drobne blizny, okalające jego klatkę piersiową i brzuch.
Zawód : Łowca wampirów (były dowódca). | Były agent służb specjalnych.
Zajęcia : Brak
Pan/i | Sługa : Sługa: Testament.
Magia : Blokada umysłowa (zaaw.) oraz Zmysł (zaaw.)


https://vampireknight.forumpl.net/t1105-gerard-trizgane

Powrót do góry Go down

Kawiarnia "Śmietankowo" - Page 6 Empty Re: Kawiarnia "Śmietankowo"

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content



Powrót do góry Go down

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach